• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1972, nr 4

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1972, nr 4"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

CHBZESC1JA

EWANGELIA

ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ

POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA

Rok założenia 1829 Warszawa,

Nr i, kwiecień 1972 r.

MYŚLI O ZM ARTW YCHW STANIU

„TRZCINY N A D Ł A M A N EJ NIE DOŁAM IE...”

U S T DO ZBORU W SARDES M EDYTACJE BIBL IJN E 0 KRYTYCE

1 PRZECIW STAW IANIU SIĘ U S T DO MŁODEGO M AŁŻONKA O MIŁOŚCI I AUTORYTECIE R O DZI­

CIELSKIM SŁÓW K ILK A W P R A SIE CZYTAMY KRONIKA

M iesięczn ik „ C h rześcija n in ” w y s ila n y je s t b ezp ła tn ie; w y d a w a n ie czasop ism a u m ożliw ia w y łą czn ie ofia rn o ść C zy tel­

n ik ó w . W szelk ie o fia r y n a czasop ism o w k raju p ro sim y k iero w a ć n a k o n to F unduszu W yd aw n iczego Z jed n oczon ego K ościoła E w a n g elicz n e g o : PKO W arsza­

w a, I Oddział M iejsk i, N r 1-14-148.448. z a ­ znaczając c e l w p ła ty n a o d w ro cie b la n ­ k ietu . O fiary w p ła ca n e za g ra n icą n a le ż y k ierow ać p rzez o d d zia ły zagran iczn e B a n ­ ku P olsk a K asa O pieki, na ad res P r e z y ­ dium B ad y Z jed n o czo n eg o K ościoła E w an gelicznego w W arszaw ie, u l. Za- górna 10.

m

Wydawca: Prezydium Rady Zjedno­

czonego Kościoła Ewangelicznego w PRL. Redaguje Kolegium. Józef Mrózek (red. nacz.) M ieczysław K wiecień (z-ca red. nacz.), Edward Czajko (sekr. red.), Jan Tołwiński.

Adres Redakcji i Administracji:

Warszawa 1. ul. Zagórna 10. Tele­

fon: 21-28-3S (bezp.) i 29-52-61 (w. 8 lub 9). M ateriałów nadesłanych nie zwraca się.

RSW „ P ra sa ”, W arszaw a, S m olna 10/12. Ń akł. 5000 egz. Obj. 2,5 ark.

Zam. 352. A-74.

M y ś li o Z m a rtw ych w sta n iu

N o w o testa m en to w e d o w o d y zm a rtw y c h w sta n ia Jezu sa C hrystusa m ożna streścić w dw óch zasadniczych p u n kta ch : 1. grób, w k tó r y m złożono ciało Jezusa, b y ł p u sty , 2. Jezu s w ielo k ro tn ie u ka za ł się S w o im uczniom . P ozatem istn ieją jeszcze trz y in n e w ie lk ie fa k ty , które dają św iadectw o zm a rtw y c h w sta n iu naszego Pana. W ielu ch rześcija n słu szn ie uw aża, że sam o istn ien ie K ościoła C hrystusow ego je s t w ie lk im do w o d em zm a r­

tw y c h w sta n ia C hrystusa. A lb o w ie m g d yb y społeczność u czn ió w z J e zu ­ sem za k o ń czy ła się z ch w ilą Jego u krzyżo w a n ia , to tru d n o b yło b y w y ­ obrazić p o w sta n ie Kościoła, a jeszcze tru d n ie j — jego p rze trw a n ie ju ż b lisko dw adzieścia stuleci. N a w e t u czo n y ży d o w s k i te j kla sy, co Jó zef K la u sn er pow ied zia ł: „W iara d zie w ię tn a stu stu łeci nie je s t zbud o w a n a na o szu stw ie”. A za te m fa k t istn ien ia K ościoła je s t dow odem , k tó ry św ia d ­ czy o ty m , że jego Z ałożyciel w s ta ł z m a rtw ych , że jego P an ży je . N a ­ stę p n y m do w o d em zm a rtw y c h w sta n ia je s t fa k t istn ien ia N ow ego T e ­ sta m e n tu . K tó ż za d a łb y sobie tru d pisania ty ch ksiąg, g d y b y Jezus z N azaretu za k o ń czy ł S w o je życie ja k o z w y k ły człow iek? K ażda opowieść o N im została napisana prze z m ężów , k tó rzy w ie rzy li w zm a rtw yc h w sta łeg o Pana. Teolog angielski, Jam es D enney, p ow iedział: „Nie to lub ow o w N o ­ w y m T estam encie, nie opow ieść o p u sty m grobie lub o u kazaniach się Jezusa w Jerozolim ie czy G alilei — sta n o w i g łó w n y dow ód Z m a rtw y ch w sta n ia . T y m dow o d em je s t sam N o w y T e sta m e n t”. Po trzecie, dow odem z m a r tw y c h ­ w sta n ia C hrystusa je s t istn ien ie D nia P ańskiego, n ie d zie li ja k o dnia chrześcijańskiego odpoczynku. Ż a d en ch rześcija n in żyd o w skieg o pochodze­

nia nie za m ie n iłb y — ja k o dnia św iętego — soboty na „ pierw szy d zień t y ­ godnia” (por. Dz. A p. 20, 7; 1 K or 16, 2; Obj. 1, 10), g d yb y nie to, że w dniu ty m Jezus C hrystus zm a rtw yc h w sta ł.

Z m a rtw y c h w sta n ie C hrystusa je st Bożą odpow iedzią na p yta n ia Golgoty.

W ielka n o c — ja k kto ś p ię kn ie po w ied zia ł — je s t in terp reta cją W ielkiego P iątku. A lb o w ie m C hrystus, k tó r y „został w y d a n y z pow odu grzechów naszych, w sta ł z m a rtw y c h dla u sp ra w ied liw ie n ia naszego” (R zym , 4, 25).

Z m a rtw y c h w s ta n ie Pana je st w ięc g ru n te m n a szej w iary.

Co dła nas p ra k ty c zn ie oznacza zm a rtw y c h w sta n ie Jezusa? Po pierw sze, oznacza ono stałą obecność żyjącego C hrystusa. C hrystus je st żyją cym to w a rzy sze m p ie łg rzy m k i każdego człow ieka, któ ry M u zaufał. Po d ru ­ gie, zm a rtw y c h w sta n ie Pana oznacza m o d litw ę żyjącego C hrystusa. W P iśm ie Ś w ię ty m czyta m y : „Jezus C hrystus, któ ry um arł, w ięcej, zm a r­

tw y c h w sta ł, k tó ry je s t po p ra w icy Boga, te n przecież w s ta w ia się za n a m i” (R zym . 8, 34). I n n y m i słow y, m a m y C złow ieka, któ ry siedzi po pra w icy Boga Ojca. Ż y je O n ta m w ciele, któ re m a nadal przeb ite dło­

nie. O n w s ta w ia się za n a m i przed obliczem Boga O jca ja k o n a sz N a j­

w y ż s z y K apłan. Po trzecie, zm a rtw y c h w sta n ie Pana oznacza m oc ż y ją ­ cego C hrystusa. Jego stała obecność obdarza nas m ocą po trzeb n ą do w y ­ ko n y w a n ia zadania naszego życia. Z m a rtw y c h w sta łe ciało Zbaw iciela je s t obrazem naszego now ego ciała. W zb u d zo n e z m a rtw y c h ciało C hry­

stu sa m ó w i n a m o ty m , ja k będą w yglądać nasze ciała po n a szy m zm a r­

tw yc h w sta n iu . „Nasza zaś o jczyzn a je s t w niebiesiech, sk ą d te ż Z b a w i­

ciela o cze k u je m y , Pana Jezusa C hrystusa, k tó ry p rze m ie n i zn ik o m e ciało nasze w postać, podobną do uw ielbionego ciała sw ego, tą mocą, którą tez w s zy stk o poddać sobie m o że” (Fil. 3, 20-21).

Z m a rtw y c h w sta n ie C hrystusa oznacza ta k że ob ietn icę p o w ro tu naszego O dkupiciela. G dy u czn io w ie „żegnali" Pana w d n iu W niebow stąpienia, o trzym a li a nielskie zapew nienie, że C h rystu s w róci w chw ałę: „Mężovńe galilejscy, c z e m u stoicie, patrząc w niebo? T e n Jezus, k tó ry od w as z o ­ stał w z ię ty w górę do nieba, ta k p rzy jd zie , jakoście go w id zieli idącego do nieb a ” (Dz. A p. 1, 11).

N asz M istrz, Jezus C hrystus ży je !

E. Cz.

2

(3)

„Trzciny nadłamanej nie dołamie...44

„Oto ten sługa m ój, któregom obrał, ten um iłowany mój, w którym się upodobało duszy m ojej; położę ducha mojego na nim, a sąd narodom opowie; nie będzie się wadził, ani będzie w ołał i nikt na ulicach nie usłyszy głosu jego. Trzciny nadłamanej nie dolamie, a lnu kurzącego się nie zagasi, aż w ystaw i sąd ku zwycięstwu, a w im ieniu jego narody będą nadzieję m iały”. Mat. 12:18-21.

To m iejsce Pism a Świętego, zacytow ane przez apostoła z księgi p roro k a Izajasza, cha­

rak teryzuje w spaniałą postać Jezu sa C h ry stu ­ sa, pełnego dobroci i m iłosierdzia. W Nim Ojciec Niebieski objaw ił Sw oją niezgłębioną miłość do w szystkich ludzi, a szczególnie do wszystkich nędznych i ubogich, 'do w szystkich grzeszników. Bóg przez pro ro k a Izajasza p rzed ­ staw ia Go całem u św iatu jako sługę Bożego.

Ofc> zstępując n a ziem ię Syn Boży, zostaw ia w niebiesiech Swój m aje sta t i chw ałę, p rzy jm u je kształt niew olnika i s ta je się podobny ludziom . W ystępuje w uniżen iu i pokorze, a jed n ak jest pełen w spaniałej wielkości. Będąc n a ziem i n i­

kom u nie odm aw ia, przed n ik im się nie w z b ra ­ nia, d la w szystkich jest dostępny. K ażdy mógł zbliżyć się do Niego — w ielki i m ały. On był gotów nieść pomoc tym , k tórzy jej p o trzebo­

wali, o każdej porze. N ikodem a p rzy jm u je w nocy, z S am arytanką rozm aw ia p rzy stu d n i Jakubow ej podczas upału dziennego, n a d śle­

pym B artym euszem litu je się w czasie p odró­

ży, a sparaliżow anego uzdraw ia znajdując się w pew nym domu. Ileż takich przykładów m oż­

na byłoby przytoczyć z Ew angelii św iętej?

W rozm owie z N ikodem em Jezus pow ie­

dział, że Bóg nie posłał Syna Swego n a św iat, aby sądził świat, ale aby św iat b ył zbaw iony przezeń (Jan 3:17).

Lecz św iat Go n iestety nie poznał. Zim ny i bezwzględny św iat nie poznał m iłości Bożej W swej podłości często pow staw ał przeciw S y ­ nowi Bożemu n a w e t w tedy, gdy On okazał Sw oje m iłosierdzie n ad jakim ś nieszczęśliw ym grzesznikiem . Tak stało się, gdy Jezus uzdrow ił w sabat człowieka m ającego uschłą rękę. O skar­

żyli Go, że n aru szy ł sabat. D la nich m artw e praw o Z akonu b yło w ażniejsze od biednego-, cierpiącego człowieka. Jezus zaw stydził ich r^ó- wiąc: „Czyż każdy z. w as m ając jed n ą owcę.

która iby m u w sab at w padła w. dół nie dobę- dzie jej i nie w yciągnie w sab at? A czyż nie zac­

niejszy jest człow iek” ? D la Niego każdy czło­

w iek je s t drogi, dusza najw iększego grzesznika .■jest w ięcej w arta, niż sk arby całego św iata. On w łaśnie i przyszedł n a św iat, aby rato w ać to co Już było zginęło, (por. Łuk. 19:10).

Nie było dla Niego tak podłych i nędznych ludzi, o k tó ry ch by powiedział: nie w a rto się nimi zajm ować. S potykając przy drodze w J e ­ rycho ociem niałego żebraka, n a jego prośbę — uzdraw ia go. A ten nędzarz zrzuciw szy z siebie torby i łachm any, idzie za Jezusem uw ielbia­

jąc Boga. N iew iasta chananejska, z n a ro d u po­

gańskiego, znienaw idzona i w zgardzona przez

Żydów, znajduje u Niego zm iłow anie. Jej; opę­

tan a córka zostaje uzdrow iona. O, błogosławio­

n y n asz Pan. On i dzisiaj m oże uw olnić każde­

go grzesznika spod w ładzy demonów,: A ileż jest takich grzeszników , m łodych i starych, bo­

g aty ch i biednych, p o trzeb ujący ch wyzwolenia.

Jezus, Syn Boży, trz c in y nałam anej nie dołam ie. Cóż to m a znaczyć? Czy widzieliśm y n a m o kradłach chw iejącą się od w ia tru trzcinę?

A jakże słaba je s t trzcina, k tó ra ju ż została nadłam ana?

Lecz czyż o trz c in ę tu chodzi? Czy nie chodzi tu raczej o człowieka, d la którego życie straciło- sw ój sens? K tó ry się w życiu załamał?

lub o człowieka, którego życiowe siły zostały zniszczone przez grzech? N iew ątpliw ie, Słowo Boże tu m ów i o człow ieku, d ając m u iskierkę nadziei. D la Boga nie m a tak wielkiego- grzesz­

nika i tak bardzo złego- człow ieka, którego już nie m ożna uratow ać. Jezu s trzciny nałam anej nie chce dołam ać. E w angelista J a n podaje nam w swojej Ew angelii, że faryzeusze przyprow a­

dzili do Jezu sa niew iastę cudzołożną, k tó ra ze swej rozpusty -była znana w -całym mieście.

W pojęciu ludzkim b yła już straco n ą niew iastą żadna moc nie m ogła jej w yrw ać z tego strasz­

nego grzechu i w edług p raw a Mojżeszowego należało ją ty lk o ukam ienow ać. Lecz Jezus nie dołam ał tego złam anego życia. P od w pływ em słów Z baw iciela jej oskarżyciele w ycofali się, będąc osądzeni we w łasny m sum ieniu. I dusza tej upadłej n iew iasty została uratow ana. O chw ała w span iałem u Zbaw icielow i. Ileż zgu­

bionych n iew iast i m ężczyzn O n u rato w a ł od m oralnej zgnilizny i w iecznego potępienia? On i dzisiaj m oże w yzw olić każdego -człowieka z jeg-o upadków . „Przychodzącego do m nie nie w yrzucę precz” — m ów i S yn Boży.

„L nu kurzącego się n ie zagasi” . Czy w i­

dzieliśm y tlejący kn o t lniany, w y d ający tylko cuchnący d y m ? W lam pie zab rak ło oliwy, knot się już nie m oże palić i w ydaw ać -światła, a tylko roztacza n iep rz y je m n ą w oń kurzącego się lnu. K ażdy by z n as pow iedział, że tak i knot należy zagasić. Ale i tu ta j n ie chodzi o kurzący się len. Bóg obrazowo przed staw ia w tej ale­

g orii życie upadłego człow ieka, którego uczyn­

ki i p-ostępow-anie zgasiły w jego -duszy w szel­

kie św iatło p ra w d y Bożej.

Jego przestępstw o stało się ta k w ielkie, że

się sta ł on niebezpieczny dla otoczenia. Lecz

Jezu s ln u kurzącego się nie zagasi. On może

jeszcze rato w ać i takiego grzesznika. Dla Niego

i tak i grzesznik n ie jest za wielki.

(4)

N a Golgocie stały trz y krzyże. N a środko­

w ym krzyżu w isiał nasz Pan, cierpiąc za grze­

chy całego św iata. P o obu stro n ach Zbaw iciela ukrzyżow ano dw óch łotrów . Obaj b y li w ielkim i przestępcam i. Jed en z nich sam to potw ierdził w rozm ow ie ze sw ym tow arzyszem niedoli. W opinii św iata nie było już dla nich ratu n k u . Możliwie, że pozostaw ienie ich p rzy życiu b y ­ łoby niebezpiecznym d la społeczeństw a. Ale oto jed en z nich godząc się z w yrokiem sądu uznaje sw oją w inę i zw racając się w pokucie do Jezusa, prosi Go, aby w spom niał o nim w Sw oim królestw ie. I Jezus nie odrzuca tego łotra. D la Niego i ten grzesznik nie jest tak bardzo złym, że już nie m ożna go ratow ać. J e ­ zus z radością go p rzy jm u je i m ów i m u: „dzi­

siaj będziesz ze m ną w r a ju ”. P a n Jezu s nie zagasza i teg o „kurzącego się ln u ” . Z jakim w y ­ rozum ieniem p rzy jm u je On p o k u tu jący ch grze­

szników. Z jak ą czułością i delikatnością obcho­

dzi się z nim i. G dy szczerze po k utu jem y, w yznając M u nasze grzechy, n ie w ypow ia­

da nam naszych upadków , nie w ym aw ia n a ­ szej niew ierności. Ja k d obry P asterz bierze na ręce zgubioną owcę i r a tu je to, co zgniótł i zniszczył w róg. O p atru je nasze ra n y z w iel­

k ą delikatnością i p ielęg nuje nas z w iększą m i­

łością i czułością n iż rodzona m atk a. On u z d ra ­ w ia nasze choroby, odnaw ia nasze duchow e ży­

cie i w nosi now ą nadzieję i otuchę w zatro ska­

ne i znękane serce. Czy ty, drogi przyjacielu, nie po trzebujesz dzisiaj tej błogosław ionej po­

m ocy? i

„Oto te n sługa m ó j” — m ów i prorok.

Ew angelie Go u k azu ją w całej w spaniałości.

G dy Go postaw iono p rzed sądem — n ie w zb ra­

niał się; gdy Go oskarżali fałszyw i św iadkow ie

— nie szukał obrony. Niósł swój krzy ż nie

uskarżając się, jak ow ca w iedziona b y ł n a za­

bicie, n ie w yd ając głosu. G dy Go krzyżow ano

— nie złorzeczył, lecz m odlił się za swoich opraw ców . Rozpościerając Sw e ram iona na krzyż jak gdyby chciał objąć cały św iat. O ddając Swego d u ch a w y rzek ł cudow ne słowo: „W y­

konało się”. I rzeczywiście, zbaw ienie wykonało się dla całej ludzkości, dla ciebie i d la mnie.

W ykonało się też zwycięstwo, „w ystaw ił sąd ku zw ycięstw u”, ja k pow iada prorok. Jeg o w ro­

gowie zam ierzali zatrzym ać Go w grobie.

O pieczętow ali k am ień i postaw ili straż. Lecz On trzeciego d n ia zm artw ychw stał, pokonując pie­

kło i śm ierć. A po czterdziestu dniach try u m ­ falnie w stęp uje do niebios i zasiada po p ra ­ w icy Ojca N iebieskiego. Im ię Jego zasłynęło n a d w szystkie im iona i „nie m a innego im ienia pod n iebem danego ludziom , przez k tó re m ogli­

byśm y być zbaw ieni” . D latego też w Jego Im ie­

niu w szystkie n a ro d y m ogą m ieć nadzieję. A ty, drogi przyjacielu! Czy znasz już to w ielkie i w spaniałe Im ię Jezusa. W k im ty pokładasz sw oją nadzieję? A m oże ju ż w szystko straciłeś i nie m asz żadnej nadziei? Może się czujesz ja k ta trzcina nadłam ana, k tó rej m ałe, nieostroż­

ne dotknięcie m oże p rzynieść zgubę? On cię m oże uzdrow ić. A m oże św iatło tw ojego ducho­

wego życia ledw ie się tli, jak k n o t ln iany i za­

m iast przy jem n ej w onności C hrystusow ej roz­

taczasz n iep rzy jem n ą w oń tw oich złych uczyn ­ ków ? Jezu s m oże n a nowo rozpalić tw oje d u ­ chowe życie i rozjaśnić go mocą D ucha Św ię­

tego w jasny, g orejący płom ień. P rzyjd ź do Niego, a On zm iłu je się n ad tobą, pocieszy cię i przy w róci ci pew ność i radość zbaw ienia.

Aleksander Rapanowicz

List do Zboru w Sardes

„A do anioła zboru w Sardes napisz: To m ów i ten, który ma siedem duchów Bożych i siedem gwiazd: Znam uczynki tw oje: Masz im ię, że żyjesz, a jesteś umarły. Bądź czujny i utwierdź co jeszcze pozostało, a co bliskie jest śmierci; n ie stwierdziłem bowiem, że uczynki tw oje są doskonałe przed Bogiem moim. Pam iętaj w ięc, czegoś się nauczył i co usłyszałeś, i strzeż tego, i upam iętaj się. Jeśli tedy n ie będziesz czujnym, przyjdę jak złodziej, a n ie dowiesz się, o której godzinie cię zaskoczę. Lecz masz w Sardes kilka osób, które n ie skalały szat swoich, w ięc chodzić będą ze mną w szatach białych, dlatego że są godni. Ten, kto zwycięża, zostanie przyobleczony w szaty białe, i nie w ym ażę im ienia jego z księgi żywota, i wyznam im ię jego przed Ojcem moim i przed aniołam i jego. Kto ma uszy, niechaj słucha, co Duch m ówi do zborów”. Obj. Św. Jana 3,1—6.

Społeczność z Bogiem to rzecz kosztow na. O dczu­

w an ie jego obecności w zm acnia w ia rę i d aje w e ­ w nętrzn y pokój. Dziecko Boże m oże zaw sze liczyć n a pom oc z góry od sw ojego P an a. P rzeczy tan y n a p o ­ czątku te k st z P ism a Sw. je st listem specjalnym , skierow anym do zboru dzieci Bożych w S ardes. Sy­

tu a c ja duchow a w tym zborze nie była dobra. W z a ­ sadzie przestrzegano tu w szystkich form i tra d y c ji Życia chrześcijańskiego, ale b ra k było żywej, w ia ry i p raw dziw ej m iłości. I dlatego P a n m ia ł dla n ich sło ­

w a nagany.

M iasto S ardes przed o k u p acją rzy m sk ą było rez y ­ dencją królew ską. T am m ieszkał w ów czas K rezus Li-

dyjski. Podczas okupacji m iasto to w iele strac iło ze sw ej św ietności. Słow o S ardes je s t słow em pochod­

nym od słow a Sardonix. S ard o n ix to nazw a drogiego kam ienia, k tó ry odznacza się czerw onym blaskiem . Świeci, a pom im o to je st m a rtw y . T ak ą też c h a ra k te ­ ry sty k ę m ożnaby dać ow em u zborow i. P o siad a św iatło życia z góry pochodzące, ale je st w ew n ętrz n ie obo­

jętny, ja k b y um arły. I to m a sw o ją w ym ow ę. Zbór p o w stał n a głos Boży, ale cofnął się i odszedł od p ra w ­ dziw ej drogi Bożej. C zytaliśm y: „to m ów i ten, który m a siedem duchów Bożych i siedem gw iazd” . Liczba siedem oznacza niezliczoną i nieokreśloną ilość. N ato­

m iast liczba dziesięć oznacza w Biblii pew ną określo­

4

(5)

ną liczbę. Siedem duchów Bożych oznacza w ięc, że Duch Boży je st niew ym ierny. Siedem gw iazd i siedem duchów Bożych p o d k reśla w ielkość Bożą. Pom im o swojej w ielkości Bóg w sto su n k u do człow ieka oka­

zał łaskę. To ła sk a Boża sp raw iła , że P a n je s t b lis­

ko każdego p o trzebującego pomocy. Z dajem y sobie sprawę, że dla dzieci Bożych istn ieje w iele n iebezpie­

czeństw w otaczającym świecie. A le kto sw oje serce oddał Jezusow i, tego On strzeże. P a n przez Słow o Swoje ostrzega tych, którzy znając je pozostają b ie rn i i obojętni. K oniec ich życia może okazać się trag icz­

ny. D latego zastanów się nad tym i ty, drogi C zytel­

niku. P o jed n a j się z Bogiem i pozostań w iern y m i czynnym w w innicy P ańskiej a błogosław ieństw o Bo­

że nie odejdzie od ciebie. W w ierszu d ru g im czyta­

liśm y: „Ty masz imię, że żyjesz, ale jesteś u m a rły ”. To sm utne św iadectw o n astęp u je po d o kładnym rozpoz­

naniu. W przeszłości zbór w S ardes był żyw ym zb o ­ rem. Ludzie ze Z boru w S ardes z nazw y i z tra d y c ji nazywali się chrześcijanam i, ale w p rak ty c zn y m z n a ­ czeniu tego słow a nim i nie byli. K to chodzi w łasnym i drogami, nie ostoi się p rzed Bogiem.. W iadom ą izeczą jest, że człowiek, żeby żyć, m usi się odżyw iać. G dyby przestał jeść, m usiałby um rzeć. Codziennym , n a tu ra l­

nym pożyw ieniem bro n im y się p rzed śm iercią. P o ­ dobnie jest i w życiu duchow ym .

P raw dziw y ch rześcijan in p o trze b u je pożyw ienia duchowego. P ożyw ieniem d la duszy je st Słow o Boże.

Ono jest chlebem duszy. Czy m asz B iblię? Czy od­

czuwasz potrzebę czytania Słow a Bożego? A je śli je masz a n ie czytasz, w ted y zachodzi ob aw a, że jesteś martwy dla K ró lestw a Bożego-. G dy człow iekow i za­

kryjem y u sta i nos, w ted y m oże się udusić. Człow iek musi oddychać, bo bez oddechu żyć n ie może. P o ­ dobnie je st i w życiu duchow ym . Tym oddechem je st m odlitw a. M odlitw a płynąca z serca i przynoszona z w iarą je s t w ysłuchiw ana. W spom nijm y choćby p ro ­ roka D aniela. P ogański k ró l w y d aje d ek ret, m ocą k tó ­ rego z a b ran ia m odlić się sw oim poddanym . M ąż Boży D aniel będący jednocześnie m ężem s ta n u te m u za rz ą ­ dzeniu nie podporządkow ał się. U w ażał, że trzydzieści dni bez m odlitw y d la człow ieka w ierzącego to rzecz niem ożliw a. Za niepodporządkow anie się w oli k ró ­ lew skiej, został w rzucony do dołu lw iego co rów nało się w yrokow i śm ierci. D aniel je d n a k w o lał strac ić życie a duszę zachow ać. S praw ied liw y Bóg w y ra to w ał go z dołu lwiego. N a przykładzie D aniela w idzim y, że m odlitw a nie może być ty lk o fo rm ą ze w nętrzną. Ona m usi w ynikać z głębokiego przek o n an ia, w ew n ętrz n ej potrzeby i w iary. Człow iek w ierzący w e w szystkich sytuacjach sw ojego życia zw raca się w m od litw ie do swego P ana. On m ów i m u w szystko i prosi go o wszystko. Przez m odlitw ę zachow uje społeczność z Panem . Czy m odlitw a do Boga w y n ik a z tw o jej w e ­ w nętrznej potrzeby? Jeżeli nie, to zm ień sw oje p o stę­

p ow anie i przybliż się do Boga. Bez m o d litw y nie m a p raw d ziw ej społeczności z Bogiem. M iłość do Boga i do bliźnich to rów nież nieodłączna cecha człow ieka w ierzącego. Ż yjąc w świecie jesteśm y sobie w z a je m ­ nie potrzebni. Tylko u m a rły nie p o trze b u je społecz­

ności z bliźnim . W skaźnikiem praw dziw ego chrześci­

ja ń stw a je st w za jem n a m iłość. A postoł J a n ta k p i­

sze: „My w iem y, że ze śm ierci do życia pow ołani je ­ steśm y i dlatego m iłu jem y braci. K to braci n ie m iłu ­

je ten pozostaje w śm ierci” .

Czy posiadasz m iłość do Boga i b liźnich? A nioło­

wie zak ry w ają tw a rz sw o ją i w stydzą się gdy w idzą

życie tw o je niezgodne z w olą Bożą. N ato m iast d u c h ciem ności triu m fu je , gdj' w idzi tw o je życie sprzeczne z w olą Bożą. I dlatego P ism o Ś w ięte w w ielu m ie j­

scach n aw o łu je do po w ro tu n a w łaściw ą drogę za Jezusem i zaleca czujność.

D rogi C zytelniku, zastan ó w się, czy droga, k tó rą idziesz, je st praw id ło w a. Czy je s t dla ciebie obojętne, sk ąd idziesz i dokąd idziesz. Ludzie, któ rzy nie czuw aja i nie m odlą się, P ism o Ś w ięte porów nuje, z g łupim i p annam i. G łupie p an n y zb y t lekko p o trak to w a ły czas nad ejścia oblubieńca. G dy O blubieniec przyszedł q północy, spały. K iedy zostały obudzone, n ie posiadały oleju w la m p ac h swoich. I w t e d y . przeżyły w ielkie rozczarow anie, gdyż n ie m ogły w ejść n a sa lę w eselną.

N ieodłączną w ięc cechą człow ieka w ierzącego po w in ­ n a być czujność. P o jed n a j się z B ogiem i bądź czuj­

ny; tu chodzi . o tw o je zbaw ienie. Być m oże to co czynisz m a u zn a n ie u ludzi, ale to n ie oznacza, że się Bogu podoba. P ostępow anie, k tó re się Bogu podoba je st postępow aniem p row adzonym przez D ucha Ś w ię­

tego.

N a pew nej k o n feren c ji pośw ięconej ew a n g eliza­

cji jed en z kazn o d zieji opow iadał sw ój sen. Ś niło mii się, że u m a rł i że sta n ą ł p rze d tro n e m Bożym. I w ów ­ czas dzieło jego całego- ży c ia zostało, zw ażone i po d ­ d an e a n a liz ie .. N a jp ie rw ocenione zostały jego św ia­

d ectw a o Bogu. O kazało się, że te św iad ectw a p rze d ­ sta w iały n ie w ie lk ą w artość. P o tem przyszły odw ie­

dziny dom ow e i różne k o n ta k ty z ludźm i. O kazało się że tam , gdzie mógł- m ów ić i p o w in ie n m ów ić o Bogu, m ilczał. D rżąc zobaczył, że dzieło jego życia okazało się za lekkie. I w ów czas usłyszał głos m ów iący: dzieło tw ego życia okazało się za lekkie i nie pełne.

W tedy prze strasz y ł się i obudził. Ś w iadectw o to było złożone z ta k ą m ocą, że poruszyło serca w ielu osób zgrom adzonych n a sali. P ro w ad zący zebranie zaw ołał: b rac ia i siostry, u k lę k n ijm y n a k o lan a i za­

w ołajm y w m o d litw ach do Boga, ażeby D uch Ś w ięty pro w ad ził n as i żeby owoce naszego życia podobały się Bogu. W szyscy z e b ran i u k lę k li n a k o la n a i m odlili się o to do Boga. A ja k je st z T obą? Czy tw o je życie zgodne je st z w olą Bożą i czy się Bogu podoba? Czy czytasz codziennie Słow o Boże i czy ono je st p o k a r­

m em duchow ym d la ciebie? A m oże codzienna p rac a lub k siążk a je st dla ciebie w ażniejszą le k tu rą aniżeli Biblia.

D rogi C zytelniku, a m oże n ie posiadasz jeszcze Biblii, tej n ajw a żn iejsz ej księgi z ksiąg. N abądź ją i czytaj, a uczyni cię ona człow iekiem m ąd ry m i szczę­

śliw ym . A ja k je st z tw o ją m o d litw ą? Czy liczysz ty l­

ko n a w łasn e siły, za m ia st w m o d litw ie czerpać p o si­

lenie z Góry. A ja k w y g ląd a tw o je życie rodzinne?

Może je s t zbyt w iele złych i n iep rzy jazn y ch słów a m ało m iłości. A ja k p rz e d sta w ia się tw o je codzienne życie?

Czy Bóg n ie je st zasm ucony? A ja k w m iejscu pracy.

Czy jesteś w iern y m św iadkiem Je zu sa ? A może w sty ­ dzisz się m ów ić o Bogu, Jego łasce i dobroci. Czy osto-isz Się w ted y p rze d B ogiem ? S potykam y się n a codzień z ludźm i, k tó rzy są obojętni n a sp raw y Boże, Człowiek w ierzący nie pow in ien p atrzeć obo jętn ie n a ta k ie p ostę­

p ow anie sw oich bliźnich, ale pow in ien być d la nich żyw ym p rzy k ła d em dobrego p ostępow ania i w skazy­

w ać n a Słow o Boże, k tó re m ów i, że każdy człowiek,

k tó ry nie p o jed n a się z Bogiem, zginie n a w ieki. I d la ­

tego dziecko Boże n ie boi się śm ierci i razem z A po­

(6)

stołem P aw łem m oże pow iedzieć: „śm ierć dla m nie je st zyskiem ” bo otrzy m u je życie w ieczne w C hw ale.

D ziecko Boże z radością oczekuje n a p o w tó rn e p rz y jś ­ cie sw ojego P ana, a kiedy um iera, czyni to ze spoko­

jem w iedząc, że k iedy P a n przy jd zie n a Jeg o głos, zm artw y ch w stan ie z grobu i w now ym przem ienionym ciele w yjdzie na Jeg o spotkanie. I ju ż z P an em po wsze czasy pozostanie w chw ale.

P o w tó rn e p rzy jśc ie Je zu sa C h ry stu sa je s t w ięc w edług Bożej obietnicy przew idziane dla tych, k tórzy p o je d n ali się tu n a ziem i z Bogiem, byli m u w ierni w sw oim życiu i m ieli z nim duchow y k o n ta k t w m o­

dlitw ie. D la w szystkich, k tó rzy nie p o je d n a ją się z Bogiem, p o w tó rn e przy jście oznacza odrzucenie i w ieczną zagładę. O d n iu i czasie p rzy jśc ia n ik t nie w ie tu n a ziem i. D opóki w ięc czas ła sk i Bożej trw a , p o jed n aj się z Bogiem, w yznaj Je zu sa sw oim osobi­

stym Z baw icielem a w łączony zostaniesz do żyw ego K ościoła, oblubienicy. Czy żyw y będziesz gdy On przy jd zie znow u, czy ciało tw o je będzie w grobie, przem ienione zostanie i w now ym p rzem ienionym cie­

le w yjdziesz m u n a sp o tk a n ie do now ego błogosła­

w ionego życia w chw ale.

W kościele w S ardes były je d n a k osoby w iern e i niezm ienne w sw oim p o stępow aniu i m iłości do Boga i ludzi. Bóg ich znał, w idział ich w ia rę , oni nie uszli Jego uw adze. Bóg w idzi ciebie i m nie. O n n ie przeoczy nikogo. P om im o tego, że w iększość członków tego zboru była o b o jętn a i odeszła od p ierw szej m i ­ łości, oni d la sp raw y Bożej pracow ali, m odlili się i w zm acniali w w ierze. I zgodnie ze Słow em Bożym w iedli ciche i spokojne życie. A le P a n ich znał, bo On zn a sw oich w iern y c h w każdym n aro d z ie i k ra ju . Jeżeli należysz do nich, to pozostań M u w iern y , a św iadectw em sw oim n a w ra c a j i u tw ie rd z aj w w ierze tych, którzy sta li się obojętni i n ie w iern i Bożem u Słowu. Z ła sk i Bożej Słow o Boże głoszone je st w naszym k ra ju , śp ie w an e pieśni pobożne, p rzed m a je ­ s ta t Boży zanoszone są m odlitw y. A le n ie chodzi tu o form ę zew nętrzną. Tu chodzi o to, ażeby św ię ta E w a n ­ gelia głoszona była bezpośrednio w sw ej czystej p r o ­ stocie, w m ocy D ucha Św iętego i ab y ta k ja k za c z a ­ sów apostolskich tra fia ło bezpośrednio do serc słu c h a ­ jących. A by głoszona w D uchu i P ra w d z ie ta rad o sn a w ieść p rzyprow adzała serca do p o k u ty i do now ego życia z Bogiem. Słow o Boże głoszone daw n iej i gło­

szone dziś je st zaw sze żyw e i a k tu a ln e i n ie w olno słuchać go tylk o z przyzw yczajenia. P od jego w p ły ­ w em pow inieneś pokutow ać i p o je d n ać się z B o­

giem. B o w iedz o tym , że jeśli n ie p rzyjm iesz Jezusa C hrystusa ja k o sw ojego osobistego Z baw iciela, sp o tk a cię sąd i k ara . Z przeczytanego listu d o w iad u jem y się, że P a n przyjdzie niespodziew anie ta k ja k przychodzi złodziej. Co oznaczają te słow a? P a n chce przez to powiedzieć, że w szyscy obojętni, nieczuw ający i śp ią­

cy stra c ą w szystko. I dlatego przyjście Jego d la je d ­ nych oznaczać będzie radość i życie w ieczne w c h w a ­ le, d la dru g ich sm u tek i w ieczne potępienie. Z P ism a Ś w iętego w iem y rów nież, że człowiek, k tó ry p o jed n ał się z Bogiem, sta ł się dziecięciem Bożym, otrzy m ał ne w K siędze Życia. I d latego im ienia tego należy strzec i należy zachow yw ać się godnie, ta k ja k p rz y ­ stało n a Boże Dziecię.

D rogi C zytelniku, pom yśl i odpow iedz w sercu sw oim , czy jesteś Bożym Dziecięciem , czy życie tw o je zgodne je st z w olą Bożą. O ja k tru d n o je st n ieraz

oprzeć się p okusie i n ie sk a lać sw ego im ienia. Jak tru d n a n ie ra z je st rzeczyw istość. Może często słyszysz opinię ludzką, że żyć zgodnie z w olą Bożą je st n ie ­ m ożliw ie. A je d n a k w św ie tle S łow a Bożego to jest m ożliw e. Z listu apostoła P a w ła do F ilip ia n w rozdz.

4/22 czytam y n a s tęp u jące słow a: „ p o z d raw iają w as w szyscy św ięci, a szczególnie ci z cesarskiego d w o ru ”.

W yobraźm y sobie, ja k tru d n o było żyć p ra w d z i­

w ym ch rześcijan o m n a dw orze rzym skiego N erona. A przecież h isto ria kościoła potw ierdza, że N eron był krw aw y m i o k ru tn y m prześladow cą lu d u Bożego. J e ­ żeli m ożliw ym było, że n a dw orze tego ty ra n a zn a jd o ­ w ały się dzieci Boże, to ja k d alek o ła tw iej w ytrw ać może>sz w tw o je j sytu acji, w tw o ich trudnościach. J a s ­ ne jest, że tw o ja w ie rn a i odd an a służba Bogu nie m oże być uzależn io n a od tw o jeg o otoczenia. Tw oje czyste i uczciw e życie zależy p rze d e w szystkim od tw o jej w oli i od tw ojego osobistego sto su n k u do Boga.

O ddaj w ięc sw o je se rc e Bogu i pozostań m u w ierny, a nigdy n ie zaw iedziesz się.. I o tej g arstce w iernych B ogu w śród kościoła w S ardes m ów i P a n : „O ni ze m n ą chodzić będ ą w białych szatach, poniew aż są tego godni”. W ty c h słow ach P a n m ów i w yraźnie o przyszłości. P ism o Ś w ięte m ów i niejed n o k ro tn ie, że b ia łe szaty b ę d ą odzieniem L udu Bożego w chw ale.

B iała szata w sk az u je n a czystość i spraw iedliw ość d a ­ ro w a n ą n am p rzez zasługi Je zu sa C hrystusa. Chodzić z C hrystusem , p rzeb y w ać z N im w chw ale w iecznej.

J a k i w sp a n ia ły cel przed nam i. P ism o Ś w ięte m ów i n am je d n a k w yraźnie, że n ik t przez sw o je zasługi nie odziedziczy życia wiecznego. U czynił to Jezus C hrystus na K rzyżu G olgoty z m iłości do nas. N igdy n ie było ła tw o żyć w św iecie chrześcijaninow i, p raw dziw em u naśladow cy Jezuisa C hrystusa. Żywi chrześcijanie zaw sze zn a jd o w ali w rogów w otaczającym ich św ie­

cie. Bóg n igdy nie szu k ał ch rześcijan z nazw y i t r a ­ dycji i n igdy do ta k ic h się nie przyznaw ał. Do Jego ludu należą ci, któ rzy ży ją w praw dzie, sp raw ie d li­

wości i m iłości i zdecydow anie id ą przez zło i pokusy otaczającego św iata, w ie rn ie go naśladując. Czy i ty d o nich należysz? N aszego życia i p ostępow ania nie należy tra k to w a ć lekko, bo jesteśm y za nie odpo­

w ied zialn i p rze d Bogiem. K to tu n a ziem i nie p ojed­

n a ł się z Bogiem ; nie rozpoczął now ego życia i nie pozostał m u w ie rn y do końca, nie w ejd z ie do K ró ­ le stw a N iebieskiego. A k to w praw d ziw ej w ierze i m i­

łości w y trw a do końca, tego im ię nie będzie w y m a ­ zane z „K sięgi Ż ycia” . P a n zostaw ia też dzieciom sw oim w sp a n ia łą obietnicę: „N ikt w as z rę k i m ojej n ie w y rw ie ”. „ J a w yznam Jego im ię p rzed O jcem m oim i Je g o a n io łam i”. To oznacza, że każdy now o n a ­ rodzony ch rz eśc ija n in dziecko Boże w p ro w ad zo n y b ę ­ dzie do K ró lestw a N iebieskiego i p rze d staw io n y O jcu i Jego aniołom n a w eselu B arankow ym . Syn Boży do Swej dyspozycji posiada sw oich aniołów . Tu jed n ak Bóg O jciec S ynow i S w ojem y w y p ra w ia uroczyste w e­

sele i n a ty m w eselu chce go w isposób szczególny uczcić. Co to oznacza, tru d n o sobie wyobrazić. Ale p rzy jm u jem y to w iarą , poniew aż ta k jest n ap isan e w S łow ie Ś w iętym . M iej o tw a rte serce n a Boże Słowo.

S łuchaj uw ażnie, p rzy jm ij i pozostań M u w ie rn y do końca sw ych dni. A gdy w ypełni się czas i staniesz przed M a jestate m Bożym, spotka cię w yró żn ien ie i z a ­ służona n ag ro d a — życie w ieczne w D om u O jca w chw ale n a zawsze.

Kazimierz Muranty

6

(7)

Medytacje

biblijne

W sobotę, dnia 22 stycznia br. w kaplicy I Zboru przy ul. Zagórnej 10 w W arszawie, odbyło się ekumeniczne nabożeństwo m odlitew ne w cyklu Oktawy Modlitw w Jedność Chrześcijan. Nabożeństwo prowadził przeło­

żony m iejscowego Zboru brat St. K r a k i e w i c z . N a treść nabożeń­

stw a złożyły się rozważania biblijne dwóch braci należących do m iej­

scowego Zboru: br. M ieczysława K w ietnia („Pobożność, m odlitwa i post”, Mt 6, 1-6. 16-18; Izj. 58, 6-12) i br. Jerzego Ratza („Podstawowe zasady”, Dz. Ap. 2,42), usługa m iejscowego chóru, który pod kierownictwem br. Kazimierza Kotko wykonał trzy pieśni, głów ne kazanie w ygłoszone przez prezbitera Z d z i s ł a w a P a w l i k a (bapt.), specjalnie zapro­

szonego na tę uroczystość (tekst kazania: Jan 15, 12-17) oraz w spólna m odlitwa. N a zakończenie nabożeństwa krótkie rozważanie biblijne w y ­ głosił br. St. Krakiewicz, przypominając treść i aktualność starochrześ­

cijańskiego pozdrowienia i m odlitw y „M a r a n a t h a”. W tegorocz­

nym nabożeństw ie m odlitewnym , poza członkami m iejscowego Zboru, braćmi i siostrami z II Zboru przy ul. Puław skiej 114, w zięło udział liczne grono przedstawicieli innych wyznań chrześcijańskich w tym tak­

że grupa rzymskokatol. duchownych i sióstr zakonnych z Warszawy.

Tematem tegorocznej Oktawy M odlitw było „Nowe przykazanie”, (red.).

POBOŻNOŚĆ, MODLITWA I POST

L e k tu ra : Izj. 58, 6-12 M t 6, 1-6 i 16-18 Do służby K ościoła poza głoszeniem E w angelii n a ­ leży dobroczynność, m o d litw a i post. Z astan ó w m y się nad tym i spraw am i. D o b r o c z y n n o ś ć łączy się z pobożnością, ja k m ów i nasz te k st w w. 1. W tekście niem ieckim NT zam iast słow a „pobożność” w y stę p u je

„spraw iedliw ość” ; (por. „Baczcie, byście sp ra w ie d li­

wości sw ojej...”). S praw iedliw ość nie je st w ięc tu ta j rozum iana ja k o praw o, w zględnie u p raw n ie n ie d o w y ­ k ła d an ia i nauczania P ism a Świętego, k tó re w ro zu ­ m ieniu ludzi S tarego T estam en tu przysługiw ało w y ­ łącznie spraw iedliw ym , lecz bard ziej jako dobre po ­ stępow anie, d z i a ł a n i e w o p a r c i u o d o b r o n a codzień. W tym ujęciu odpow iednikiem sp raw ied liw o ś­

ci je st p rak ty c zn a pobożność p rze ja w ia ją c a się głów ­ nie w d o b r o c z y n n o ś c i . Z w róćm y p rzy tej okazji uw agę n a słow o „dobroczynność” . Ono m a dużo szer­

szy zasięg niż słowo „ jałm u żn a”, k tó ra ko jarzy się z reguły z daw an iem drobnych datków żebrakom . P an Jezus m ów iąc o pobożności m iał na m yśli d ziałanie w o parciu o dobro, dobroczynność. A ta k a d zia ła l­

ność obok m odlitw y a zw łaszcza m odlitw y publicznej lub przyczynnej je st z pew nością działalnością c h rz e ś­

cijańską, należy w ięc do c z y n ó w C hrystusow ego Z b o r u . Interesu jące, że Jezus C hrystus nie odtrąca naw et rad y k a ln ie jałm użny, ja k m y m a m y zw yczaj robić. Zw raca je d n a k uw agę, żeby ja łm u ż n y n ie p r a k ­ tykow ać dla zaspokojenia w łasnego poczucia dobra, lub chw ały w łasnej. Je śli w ięc n a w e t p ełn im y do b ro ­ czynność w ograniczonym zakresie, (jałm użna) byśm y ją czynili ze w zględu na Boga lu b ja k dla Boga — ze sw oich zasobów — udzielając bliźnim . K iedy nie m ożna kogoś w spom óc w ielkim darem , przez to że się za m ało m a sam em u, to i w ów czas nie należy zu p eł­

nie rezygnow ać z ofiarności, z u dzielenia się n a w e t

„m ałym i” d ro b ra m i z innym i ludźm i. Czyste in te n cje, dobroczynność czyniona dla bliźnich ze w zględu n a Boga, lub ja k dla Niego, n ie je st potępiona p rze z C h ry ­ stu sa P a n a ; On je d y n ie ostrzega iż n ależy być w o l­

nym od chęci szu k an ia chw ały w śród ludzi (w. 2).

P an Jezus od k ry w a przed naszym i oczam i zasadę sk ry - tości (w. 4, 6 i 17); je st to p ostępow anie polegające

n a u k ie ru n k o w a n iu się n a B oga a n ie n a ludzi (w. 2;

por. M k 12, 38. 39). P ostęp o w an ie tego ro d za ju obce je s t faryzeuszom w szystkich czasów , n ie dbającym o ch w a łę u B oga (w. 18), lecz u ludzi.

I d e a o d p ł a t y (w. 1, 2, 15 i 16). P a n Jezus uczy, że k to sw o ją „spraw iedliw ość” p ełn i w sk ry to ś- ci, te m u o dpłaci Bóg. O d p ła ta o k tó re j m o w a w te k ś­

cie Mt, łączy się raczej m yślą o S ądzie O statecznym , niż o odpłacie w doczesnym życiu. W ty m sen sie w ła ś­

nie L u te r m ów iąc, czy pisząc o S ądzie O statecznym w y ra ża ł się o „um iłow anym Sądzie O statecznym ”. Oto, ci któ rzy żyli w sk rytości n ie ty lk o p rze d ludźm i (1, 2, 5, 16, 18) i czynili dobrze in n y m to znaczy „ u p ra ­ w iali sw ą pobożność” rów n ież w sk rytości p rzed sobą (w. 3 i 4) ci zo staną u h o norow ani przez B oga; o d p ła ­ ci im sa m O jciec N iebieski (w. 4). O dpłata, o której m ów i P a n Jezus je s t innego ro d za ju n iż o d p ła ta w p o p u la rn y m ludzkim rozum ieniu. O d p łata o k tó rej m ów i P a n to — ch w a ła, godność, dostojeństw o n a d a ­ n e prze;z, B oga (Jan 5, 44); u zn a n ie w Je g o oczach

(Rz 2, 7. 29b). To u zn a n ie czy u h o n o ro w an ie przez B o­

ga je st nieoczekiw ane, ono z a sk a k u je w rów nym sto p ­ n iu w yróżnionych, ja k tych, k tó rzy o trz y m u ją wyroić p o tę p iając y (Mt 25, 34 nast.). O d p łata w g P a n a J e ­ zusa — to łaskaw ość i dobrotliw ość sam ego B oga (Mt 20 (1)-15), Jeg o ła sk a (Rz. 4, 4). To „z ap łata ła sk i”.

T ak w ięc w szelka m yśl o zapłacie w ty m sensie, że kom uś się coś od Boga należy, że O n pow inien, je st w ykluczona! (por. „gdy uczynicie w szystko, co w am polecono, m ów cie: sługam i nieużytecznym i jesteśm y, bo cośmy w in n i byli uczynić, uczyniliśm y”. Ł k 17, 10). W g n a u k i P a n a Je z u sa o d p ła ta oznacza coś zu­

p ełn ie innego, n iż ro zu m ieją ludzie. O n p ra g n ie że­

byśm y czynili dobro d la N iego sam ego — nie z m yślą o k a rz e czy n a w e t odpłacie, lecz z m iłości do N iego — b liź n im !

O b ł u d a . P ierw szą rzeczą, n a k tó rą zw raca u w a ­ gę Jezus C hrystus m ów iąc o m o d litw ie je st koniecz­

ność u ch ro n ie n ia się przed obłudą. P a n Jezu s m ó­

w iąc tu ta j o obłudzie m a je d n a k coś innego n a m yśli, niż my, gdy m ów im y o obłudzie. W n aszy m rozum ieniu obłuda — to po p ro stu fałsz, nieszczerość. C h ry stu s zw raca je d n a k uw agę n a jeszcze in n y a sp ek t obłudy.

T u taj o b łu d a je st rów noznaczna z n ieszu k an iem ch w a ­

(8)

ły u Boga lecz u ludzi (por. M k 7,6; 12, 5 parał.). Z a ­ tem rezygnow anie z chw ały, k tó r ą Bóg przeznacza i chce udzielić człow iekowi, P a n Jezus o k reśla jako o b ł u d ę . To je s t w ięc s p ra w a n iesły ch an ej w agi, po ­ n ie w a ż w ielu ch rz eśc ija n w istocie u strzegło się być może klasycznej obłudy (nieszczerość, fałsz). N asz dzi­

siejszy te k st zw raca w ięc uw agę n a fak t, k tó reg o być może dotąd nie dostrzegaliśm y; m ogliśm y u w ażać się za „szczerych” .chrześcijan lecz w tym św ietle, w ja k im C hrystus rozum ie to słow o (chcem y podobać się ludziom , i n ie zabiegam y o to, że b y podobać się Bogu) m oże jesteśm y o b łudni? O strzeżenie odnosi się do o b łudy w m odlitw ie, poście i dobroczynności.

To znaczy może się zdarzyć, .że m odląc się, b ardziej sta ra m y się u w zględniać o p in ię ludzi, niż o p in ię B o­

ga. T ak sam o prosząc lu b u d ziela ją c innym . O b łu ­ da ta k zrozum iana nie koniecznie m usi n a w e t , o b ja ­ w iać się w . m odlitw ach publicznych, chociaż w tym p rzy p ad k u n ap ew n o o to ła tw iej. O błuda m oże się po ­ jaw ić w naszych p ry w a tn y c h m o d litw ac h — „w k o ­ m orze”. A w ięc ta k że w p ry w a tn y c h m odlitw ach (a może w łaśn ie szczególnie w nich) ła tw o rozm i­

n ąć się z tym i zam iaram i, k tó re m a Bóg w stosunku do nas.

, , N i e c h a j n i e w i e l e w i c a t w o j a (w. 3).

Dobroczynność n asza p o w in n a za te m w ypływ ać z m i­

łości; por. „M iłuj bliźniego ja k siebie sam ego”, ja k w łasne „ja” . (Mk 12, 31 n n , M t 7, 12). C z y n i e n i e d o b r a (wg w. 1; „pobożność”, lu b „sp raw ied liw o ść”

w przekł. niem ieckim ), w ym aga zap arcia się sam ego siebie, „w y tracen ia” siebie. W logicznym rozum ieniu je st to je d n a k niemożliwie. A je d n a k chodzi o to, byśm y czyniąc dobrze zapom nieli o w łasn y m dobru i złu, o sobie sam ych. To m ożna osiągnąć jed y n ie ży­

jąc w bliskości K rzyża C hrystusa. Tego ro d za ju p o sta ­ w a i działanie je st m ożliw e tylk o w o d r o d z e n i u , by „lew ica nie w iedziała co czyni p ra w ic a ” ; ty lk o w te ­ dy, gdy Bóg, gdy Jezus C hrystus, gdy D uch Św ięty znaczy dla n as w i ę c e j, n i ż m y s a m i , gdy Bóg je st dla n as w szystkim ! Z atem do p ełn ien ia w szelkiej dobroczynności konieczne je st n a r o d z e n i e s i ę n a n o w o , n arodzenie z góry, narodzenie z w ody i d u ­ cha. Tyko now e życie, k tó re Bóg sp ra w ia je st p r a w ­ dziwie zdolne do czynów m iłości, do pobożności i s p ra ­ w iedliw ości, w k tó ry ch On z n a jd u je u podobanie; do działania zgodnego z Jego w olą. A w tedy nie m oże też być m ow y o „d aw an iu ja łm u ż n y ”, p oniew aż do b ro ­ czynność ludzi now ych, odrodzonych przez Boże ży­

cie przychodzące z góry, sta je się s ł u ż b ą pojedyń- czyeh ch rześcijan i Zborów, s ta je się c z y n e m K o ś ­ c i o ł a w sto su n k u do potrzeb u jący ch a słu ż b a ta k a posiada znaczenie nie m n ie jsz e n iż słu żb a zw iasto ­ w an ia Słow a — św iadectw o, kazanie, nauczanie, sło ­ wo duszpasterskie lu b p ro ro ctw o w im ien iu P a ń ­ skim : (Rz 12, 7; M t 25, 34 n.).

M o d l i t w a . W o dróżnieniu od pu b liczn ej m o­

dlitw y, k tó ra m im o zew nętrznych pozorów w istocie może być obłudna (w znaczeniu szu k an ia chw ały u ludzi, a n ieszu k an ia ch w a ły u sam ego P a n a Boga), istn ieje m odlitw a publiczna, k tó ra je s t rów nież słu żb ą Kościoła. T ak a m o d litw a w y m ag a często odw agi, siły i w yrazistości św iadectw a. P u b l i c z n a m o d l i ­ t w a chrześcijan p ełn iąc a rolę służby i św iadectw a je st podporządkow ana je d n ak ż e rygorem D ucha i li­

te ry P ism a Ś w ięte g o : p o w in n a być z w i ę z ł ą , (por.

„nie bądźcie w ielom ów ni ja k poganie”, w . 7) p r o s t a i z r o z u m i a ł a , w m o c y a n ad e w szystko pow inna być b u d u j ą c a . Może o n a m ieć c h a ra k te r m odlitw y p o c h w a l n e j , d z i ę k c z y n n e j , p r z y c z y n n e j , p o k u t n e j ; i n s p i r o w a n e j b e z p o ś r e d n i o przez D ucha lu b m odlitw y, w k tó re j b i e r z e u d z i a ł p o ś w i ę c o n y r o z u m odrodzonego człow ieka. (1 K or. 14, 15). W szystko je d n ak ż e m usi dziać się w p o rządku i godnie, co m a m iejsce w C hrystusow ym Zborze.

P o s t . (w. 16-18). P o st je st o zn a k ą p o k u ty i n a ­ w rócenia do Boga. Sens p o stu n ajle p ie j został w y ­ rażony przez p ro ro k a Iza jasz a (58, 6-12). Z ew nętrzne oznaki postu bez n aw ró c e n ia się do Boga, bez roz­

w iązania „zw iązków n ie p ra w o ści” ja k to w ystęp u je w tekście B iblii G dańśkiej, są bez żadnego znacze­

nia. P a n Jezu s d latego m ów iąc o poście, od rzu ca w szel­

k ie gesty żałobne dlatego, że d la N iego p o st je st czyn­

nością radosną, p oniew aż p o k u t a = n a w r ó c e ­ n i e s i ę d o B o g a , oznacza r a d o ś ć w życiu czło­

w ieka. Człow iek, k tó ry pości, p o w in ie n n aw rócić się do Boga, n ie m oże w ięc ju ż d łużej być sm u tn y (Łk 15, 7. 10; 19, 6 — S yn m a rn o tra w n y , Z acheusz i in.) P o­

k u tu ją ce m u w ychodzi n ap rz eciw sam Bóg; jakże w ięc post b ęd ący znakiem n aw ró ce n ia m oże przy b ie­

rać c h a ra k te r sm u tk u . P ra w d z iw y post przynosi r a ­ dość i o d d alen ie sm u tk u . W pokucie człow iek o d b ie ­ ra Boże przebaczenie. M oże w ięc w y rzec się w szel­

kich zew nętrznych o zn a k u m a rtw ien ia , i łatw o znieść b ra k p o k arm u i nap o ju . P ost sto so w an y je st n ie ty l­

k o w p ry w a tn e j pobożności, lecz ta k ż e jako w y ra z p rag n ie n ia przygotow ania się do słu żb y Bożej, zw łasz­

cza do szczególnie w ażn y ch zadań. P ra w d z iw y sens p ostu rozum ie zatem te n tylko, k to doznał w sw oim życiu m ocy Bożego p rzebaczenia i u spraw iedliw ienia.

M odlitw a, post i ch rz eśc ija ń sk ie czyny m iłości są w ięc elem entam i s ł u ż b y K o ś c i o ł a w obec ś w ia ta ; służby p ełnionej n a rozkaz i w im ien iu Boga, albo jeszcze le p ie j: d la sam ego Boga. (por. M k 8, 34n).

M ieczysław Kwiecień

PODSTAWOWE ZASADY

„I trw ali w nauce apostolskiej i we wspólnocie, w Łamaniu Chleba i w m odlitw ie”

(Dz. Ap. 2, 43)

Pow yższe słow a p rzy p o m in a ją n a m cztery p o d ­ s t a w o w e z a s a d y , n a k tó ry c h opierało się życie in d y w id u aln e i społeczne o ra z pobożność pierw szych chrześcijan. A postołow ie głosząc Słow o Jezusa C h ry ­ s tu s a m ogli oglądać ow oc d ziała n ia m ocy Bożej w sercach ludzi, k tó rz y to Słow o przyjęli n a własność.

Z w iastow anie apostolskie n ie tra fia ło w próżnię. Z na­

leźli się ludzie, k tó rz y po przyjęciu tego S łow a w iarą um ysłu i serca, zostali — po złożeniu publicznego w y­

z n a n ia — ochrzczeniu i przyłączeni do żywego Kościo­

ła Jezu sa C h ry stu sa (w. 41). B yła to liczna g rupa po­

(9)

większająca się bez p rze rw y z dnia na dzień. P atrzą cy na nich m ogli z łatw ością odróżnić ich od otoczenia;

0 tych ludziach m ożna było bez w a h a n ia pow iedzieć:

oto ci, k tó rz y p rzy ję li Je zu sa C h ry stu sa ja k o sw ojego P a n a i Zbaw iciela. P ierw szą cechą ch a ra k te ry sty c z n ą P ra zb o ru jerozolim skiego było trw a n ie w n a u c e a p os t o 1 s k i e j.

Nowo przy jęci członkow ie Z boru w Jerozolim ie t r w a l i (zachow yw ali, stosow ali się) w tym , czego nauczali apostołow ie; ci n ato m iast przek azy w ali w szy­

stk im n a u k ę C hystusa P ana. P rzez św iadectw o ap o ­ stolskie św ia t m ógł poznać i p rzyjm ow ać n a u k ę sa m e ­ go C hrystusa. R ów nież w ów czas było w obiegu w iele różnych n a u k i poglądów n a te m a t Boga i zbaw ien ia człow idia, lecz to w szystko znajdow ało się poza K oś­

ciołem. W żywym K ościele Bożym o b ow iązyw ała bo­

wiem , obow iązuje i zaw sze obow iązyw ać będzie n a u k a Jezusa C hrystusa p rze k azy w a n a przez Je g o apostołów 1 w yznaw ców , i to św iad ectw o i zw iasto w an ie 1 u- d z i J e z u s a je st ok reślo n e w K siędze D ziejów —

n a u k ą a p o s t o l s k ą . 1

D r u g a z tych fu n d a m e n ta ln y c h zasad, n a k tó ­ rych o p ierał się P ra zb ó r jerozolim ski b y ła s p o ­ ł e c z n o ś ć , alb o le p ie j: w s p ó l n o t a . Słow o to dotyczy n ie ty lk o w spólnoty w sensie p raw d ziw e j w ię ­ zi m iędzy ludźm i, lecz p rze d e w szystkim w sk az u je n a w zajem n y zw iązek m iędzy Bogiem i ludźm i. Isto ta tej w spólnoty została n ajd o b itn ie j p rzed staw io n a w 1 K or. 12, 12-13; słow am i: A lbow iem ja k ciało je st jedno, a członków m a w iele, a le w szystkie członki cia­

ła, chociaż ich je st w iele, tw orzą je d n o ciało, ta k i Chrystus; bo też w jed n y m D uchu m y w szyscy zosta­

liśm y ochrzczeni (zanurzeni) w je d n o ciało,... i w szy­

scy zostaliśm y n ap o jen i jed n y m D uchem ”. W spólnota, 0 k tó rej m ow a w yrosła n a g runcie n a u k i apostolskiej, a jej rea liza cja je s t w yłącznie dziełem D u ch a Ś w ię­

tego. J a k w ów czas w P razborze, ta k i dzisiaj, droga do tak iej w spólnoty w iedzie przez przeżycie w w ierze K rzyża i Z m a rtw y c h w stan ia Je zu sa C hrystusa. J e s t to droga, d ostępna d la każdego, k to ją zechce uznać 1 przyjąć. P rzy jęcie n a u k i apostolskiej w w ierze um oż­

liw ia w ejście do społeczności K ościoła C hrystusow ego, w k tó ry m g w aran tem p raw d y je st D uch Boży.

T r z e c i ą z podstaw ow ych zasad, n a k tó ry ch b a ­ zował P ra z b ó r je st Ł a m a n i e C h l e b a . Społeczność zrealizow ana n a p odstaw ie n a u k i apostolskiej posiada jeszcze jeden elem ent jednoczący: w sp o m in an ie i o d n a­

w ian ie k o n ta k tu , łączności duchow ej, łączności w ia ry z C iałem i K rw ią P a n a o ra z z w szystkim i, k tó rz y do P a n a należą. To je st isto ta p raw d ziw e j k o m u n ii — w w ierze, przez D ucha — społeczność z U krzyżow anym i Z m artw ychw stałym o raz ze w szystkim i, k tó rz y do Niego należą. N ajdoskonalej p rz e d sta w ił o b ja w io n ą n au k ę o W ieczerzy P ań sk ie j Ap. P a w e ł (Łam anie C hleba, dziękczynienie, kom unia) w 1 K or. 11, 17-34;

por. „A lbow iem ja p rze jąłe m od P a n a to, . co w am przekazałem ...” (w. 23).

W spólnota, w ja k ie j trw a li u a k tu a ln ia ła i u m ożli­

w iała przeżyw anie i ro zp am ięty w an ie m ęki i śm ierci P ana. U roczysty te n zw yczaj n az w a n y je s t w naszym tekście Ł am aniem C hleba, poniew aż bezpośrednio łą ­ czy się z tym , co sa m C hrystus uczynił podczas sw ojej W ieczerzy z u czn iam i; por. „w ziął chleb... podzięko­

w aw szy, złam ał i rze k ł: Bierzcie, jedzcie, to je s t ciało m oje za w as w y d an e ; (...) P o dobnie i k ie lic h p o w ie ­ czerzy, m ów iąc: T en k ie lic h to n o w e przy m ierze w e

k rw i m ojej ... A lbow iem , ilekroć te n chleb jecie, a z kielich a tego pijecie, śm ierć P ań sk ą zw iastujecie, aż p rzy jd z ie'’, (r. 11, w . 23-26).

W reszcie c z w a r t ą z fu n d am en taln y ch zasad P ra z b o ru chrześcijańskiego by ła m o d l i t w a . Mod­

litw a, o k tó re j m ów im y je st zrodzona rów nież z ducha n a u k i apostolskiej. M odlitw a tow arzyszy obrzędowi Ł a m a n ia C hleba; o n a o g a rn ia c a łe życie wspólnoty w fo rm ie m o d litw y chw ały, dziękczynienia i uw iel­

b ie n ia Boga, w form ie w y z n a w a n ia i pokuty, w formie m od litw y przyczynnej i w staw ienniczej o raz m odlit- w y-prośby. O bok n a u k i apostolskiej i rea ln ej łączności duchow ej z U krzyżow anym i Z m artw y ch w stały m P a ­ nem , m o d litw a — to k o le jn e ogniw o cem entujące W spólnotę. M am y tu ta j p rzy k ła d m odlitw y Obejmu­

jącej całość sto su n k ó w m iędzy Bogiem i ludźm i oraz stosunków m iędzyludzkich. T ak a m o d litw a je st c z y ­ n e m , je st służbą w spólnoty.

T ekst n asz p o w iad a dalej, że w ia ra i życie tych ludzi b y ło ta k p e łn e m ocy i obecności Bożej, iż „du­

sze w szystkich o g a rn ię te b y ły b ojaźnią, albow iem za sp ra w ą apostołów d ziało się w iele cudów i znaków”

(w. 43). W życiu P ra z b o ru zrealizow ało się w ięc Słowo P ań sk ie z M a rk a 16, 17-18 i 20. W spólnota jerozolim ­ sk a b y ła n ie ty lk o w sp ó ln o tą w i a r y , czyli Zborem ludzi je d n ak o w o w ierzący ch i p rak ty k u ją c y c h sw oją pobożność, lecz ta k ż e w s p ó l n o t ą ż y c i a ; por.

„K tórzy u w ierzyli, byli raz em i m ieli wszystko w s p ó l n e , i sp rze d aw ali posiadłości i m ienie, i roz­

dzielali je w szystkim , ja k k o m u b yło p o trze b a” (w. 44 i 45).

Wszyscy, k tó rzy p rzy ję li Słow o Boże i weszli w atm osferę żyw ego1 Kościoła, byli życzliw i naw et dla wrogów . Życzliw ość uczniów i w yznaw ców C hrystuso­

w ych p o ciągała ludzi sto jący ch z e w n ątrz i zniew alała n a w e t w rogów . D zięki te m u św iad ectw u życia ucz­

niów , P a n „codzienie p o m n a ża ł liczbę tych, którzy m ieli być ż b a w ien i”.

O braz pierw szego Z boru w Jerozolim ie pow inien m obilizow ać rów n ież n a s , k tó rzy d z i s i a j szu­

kam y jedności Kościoła, czego św iadectw em je st prze­

cież n asz u d ział w tej m odlitw ie. O by Bóg n am w szy­

stk im dopom ógł trw a ć w tych czterech podstaw ow ych zasadach, k tó re w sw oim życiu stosow ali pierw si chrześcijanie.

Jerzy Ratz

MARANATHA

In te n c ją dzisiejszego nabożeństw a; w ram a ch O kta­

w y M odlitw o Jedność C hrześcijan, je st refleksja n ad służbą, k tó rą p ełn im y i w ypełniać pow inniśm y w obec B oga i bliźnich. W słuchajm y się w ięc dzisiaj w spólnie w to, co nam Bóg p rze k azu je za pośrednic­

tw em czytanego i zw iastow anego Słow a, m odlitw i pieśni o raz tej W spólnoty — danej dzisiaj przez Nie­

go — w k tó re j D uch Ś w ięty u a k tu a ln ia w olę Boga i Jeg o Słow o w um yśle, w sercu i życiu każdego z nas.

W naszej dzisiejszej W spólnocie m odlitw y i Sło­

wa, w k tó re j działa D uch Boży, sk ie ro w a n e je st do

każdego z nas p y ta n ie : c z y j e s t e ś m y w

C h r y s t u s i e , czy żyjem y dla Niego, czy przez

N iego w zyw am y w m od litw ach Boga, w o łając „A bba”

Cytaty

Powiązane dokumenty

Do namiotu, w którym odbywały się nabożeństwa wchodziło się po rozłożonych — na rozmokłej traw ie — deskach.. „Bóg zdarzył

madzonym w parku, na drugim zaś — pudło z pieniędzmi, zebranymi w czasie kampanii przez członków zespołu organizacyjnego. Sam nasuwający się z tego

On został oszukany przez tego samego, przez którego oszukany jest cały św iat — szatana, k tó ry usypia człowieka doczesnością, aby stracił wieczność.. Ale

Ktoś powiedział, że życie ludzkie podobne jest do człowieka znajdującego się w podróży.. Przeznaczeniem każdego człowieka jest

Podczas operacji usuw a się części ludzkiego ciała, lecz dotąd nie słyszano jeszcze, by udało się zoperować sum ienie.. N iektórzy z radością chcieliby je

Żeby to życie mogło się przejaw iać, m usi rów nolegle następow ać obum ieran ie ziarna... W tej spraw ie istnieje rozbieżność zdań w śród

my mieć większe duchowe przebudzenia i więcej dusz zbawionych, jeśli by każdy członek był właściwie n a ­ stawiony w stosunku do Boga, to jednak przekonałem

cyjnej, niezależnie od głębokiego d u ­ chowego zadow olenia, d aje rów nież duże czysto ludzkiej, osobistej sa ty ­ sfakcji.. Spodziew aliśm y się ponadto drugiego