• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1975, nr 11

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1975, nr 11"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

ESGIJ A

EWANGELIA

ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ

POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA

Rok założenia 1929 Nr 11., listopad 1 9 7 5 r.

KORESPONDENT

BŁOGOSŁAWIENI CIERPIĄCY NAJGORĘTSZY DZIEŃ

ŹRÓDŁO SIŁY

JEZUS CHRYSTUS — WZÓR EWANGELISTY I NAUCZYCIELA OCZYSZCZENIE TRĘDOWATEGO A CO PO ŚMIERCI?

O PRZEKŁADACH I WYDANIACH PISMA ŚWIĘTEGO

DUCH ŚWIĘTY A INSPIRACJA BIBLII

MOWY MISYJNE... (4)

GŁOS EWANGELII: WŁAŚCIWE MIEJSCE

SŁUCHACZE PISZĄ...

ODPOWIEDZIALNOŚĆ MĘŻA KRONIKA

TYDZIEŃ MODLITWY

Korespondent

M ie s ię c z n ik „ C h r z e ś c i j a n i n ” w y s y ł a n y j e s t b e z p ł a t n i e ; w y d a w a n i e j e d n a k c z a ­ s o p is m a u m o ż liw ia w y ł ą c z n i e o f i a r n o ś ć C z y t e ln ik ó w . W s z e lk ie o f i a r y n a c z a s o ­ p is m o w k r a j u p r o s i m y k i e r o w a ć n a k o n t o Z j e d n o c z o n e g o K o ś c io ła E w a n g e ­ lic z n e g o : P K O W a r s z a w a , I O d d z ia ł M ie j­

s k i , N r 1-14-147.252, z a z n a c z a j ą c c e l w p ł a ­ t y n a o d w r o c ie b l a n k i e t u . O f i a r y w p ł a ­ c a n e z a g r a n i c ą n a l e ż y k i e r o w a ć p r z e z o d d z ia ły z a g r a n i c z n e B a n k u P o l s k a K a ­ s a O p ie k i n a a d r e s P r e z y d i u m K a d y Z j e d n o c z o n e g o K o ś c io ła E w a n g e lic z n e g o w W a r s z a w ie , u l . Z a g ó r n a 10.

Wydawca: Prezydium Rady Zjedno­

czonego Kościoła Ewangelicznego w PRL. Redaguje Kolegium: Józef Mrózek (red. nacz.), Edward Czajko (sekr. red.), M ieczysław K wiecień, Marian Suski, Jan Tołwiński, R y­

szard Tomaszewski.

Adres Redakcji i Administracji:

00-441 Warszawa 1, ul. Zagórna 10.

Telefon: 29-52-61 (w. 8 lub 9). M ate­

riałów nadesłanych n ie zwraca się.

Indeks: 35462

RSW „P rasa-K siążk a-R u ch ”, W a r­

szaw a, S m olna 10/12. N akł. 5000 egz.

Obj. 3 ark. Zam . 1410. B.101.

L u b im y czytać. P atrzę w te j chw ili na biurko. Leżą „Sacrum , m it, historia” M. Eliadego, „Esej o czło w ieku” E. Cassirera, „Sobow ­ tór” F. D ostojew skiego, „N ow y T esta m en t” w tłu m a czeniu ks.

S. K ow alskiego, ja kieś g azety i ... „ S ta tu t” Kościoła.

O statnią pozycję biorę do ręki. C zytam . Z lektur.y dow iaduję się, że w n o m en kla tu rze „S ta tu tu ” są trz y pojęcia na określenie osób zna jd ują cych się w kontakcie z Kościołem.

Są to członkow ie, p rzyb liże n i i sy m p a tyc y . C złonkow ie (p rzyw o ­ łam ty lk o tr z y cechy) — to nawróceni, ochrzczeni, p r a k ty k u ją c y ; p rzyb liże n i — to nie naw róceni, nie ochrzczeni, p ra k ty k u ją c y ; s y m p a ty c y — to nie nawróceni, nie ochrzczeni, sporadycznie p ra k ty k u ją c y . Oni w łaśnie tw orzą s ta ty s ty k ę Kościoła.

A le. J e st jeszcze zn ik o m y , podkreślam , z n ik o m y procent ludzi, do któ ry c h p o w y ższe pojęcia nie przylegają. O k im m yślę? M am podać nazw isko? N ie chodzi o nazw isko, lecz o zja w isko ! Po­

woli!

Posłużę się m etodą opisową. J e st to osoba w średnim w ie k u — pleć w ty m p rzyp a d k u nie je s t istotna — m ieszkająca w mieście, w k tó r y m zn a jd u je się siedziba „jej” Zboru, ba, do kaplicy ma bliziutko. W księdze ew id e n cy jn ej w id n ieje jej, tzn . osoby god­

ność, czasami n a w et nie zalega w płaceniu skła d ek członkow ­ skich. W łaśnie ostatnio (podaję to na m arginesie) osoba przeżyła iry tu ją c y m o m en t. Po półrocznej p rzerw ie przyszła na nabożeń­

stw o, by uiścić składki. P rzez te n okres w Zborze trochę się z m ie ­ niło a nasza osoba o ty m nie wiedziała. Po prostu n o w i ludzie się nawrócili. Po nabożeństw ie ktoś z n o w ych członków podszedł do osoby i zaczął ją „nawracać”. Czuła się bardzo źle. Co za afront. K to ś ją śm iał „nawracać”. Chciała pow iedzieć, że jeszcze ciebie nie było a ja już... Zdołała się opanować. A ż się rwę, b y podpow iedzieć, że składki m ożna przecież przekazać pocztą. Taka in teligen tn a a zapomniała.

A le w ró ć m y do opowieści. O czyw iście osoba swego czasu p r z y ­ jęła chrzest, n a w et w iedziała ja ką treść zaw iera ten akt. P r a k ty ­ kowała. Z p ra w d ziw y m jed n a k s e n ty m e n te m w sp om in a działal­

ność w grupie m łodzieżow ej. To b y ły czasy. N ie liczył się czas, nie Uczyły się pieniądze. A k u rsy m łodzieżow e. M iesiąc w gronie w ierzącej m łodzieży. T am w łaśnie poznał sw oją żonę. J a k do­

brze m ieć w ierzącą żonę.

W szy stk o m a się dobrze, ż e b y tylk o Zbór b ył na w y ż s z y m pozio­

mie. C zytała Pism o Św ięte. A teraz to w ogóle nie czyta. Ma sła­

b y w zrok.

Popsuła w młodości.

Acha! P rzeryw asz. Powiadasz, że n ib y za dużo m inu sów podaję.

Domagasz się całościowego ujęcia. C zekasz na plusy. Proszę bar­

dzo! Osoba lubi uczestniczyć w nabożeństw ach bardziej „uroczy­

sty c h ”. Będzie na pew no w czasie uroczystości w eselnej, św ięto dziękczyn ienia też lubi. Na pogrzeby od dawna nie chodzi. Ma za czule serce. Dobrze się czuje w czasie usługi znanego zespołu m uzycznego, a przepada za nabożeństw am i, w któ rych udział m ają tłum acze. Po nabożeństw ie uściśnie n a w et dłoń przem a­

wiającego.

I tu ta j zaczyna się tragedia osoby. T ych uroczystości je s t sta ­ nowczo za mało. C ykliczność je s t ta k nie określona, że ostatnio

„przeoczyła” uroczystość chrztu. Poza ty m ma. żal do pastora, po ­ n iew aż nie chce z osobą u trzy m y w a ć korespondencyjnego ko n ­ ta ktu . T a k i to los członka — korespondenta.

M a m y w ięc czw arte pojęcie. C złonek — korespondent. N azw iska nie podam , ale w iesz, że m yślę o tobie. Do zobaczenia w Zborze!

Saturnin Lotta

2

(3)

Błogosławieni cierpiący

„Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie z powodu sprawiedli­

wości, albowiem ich jest Królestwo Niebios. Błogosławieni jesteście, gdy wam złorzeczyć i prześladować was będą i kłam liw ie m ówić na was w szel­

kie zło, ze w zględu na Mnie.

Radujcie się, albow iem zapłata wasza obfita jest w Niebiesiech; tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed w am i”.

(Mat. 5, 10—12)

Błogosław ieństw a zaw arte w w yżej przeczy­

tan y m tekście, posiadają szczególne znaczenie.

M yśli nasze biegną w stecz do tych, k tórzy byli prześladow ani dla sp raw y Bożej. Z agadnienie jest jasne. M iłujący Boga podporządkow ani są Bogu i gotowi są znosić naw et prześladow anie dla spraw y Bożej.

N aśladow anie Jezusa to spraw a dobrow ol­

na. K to jed n ak stanął zdecydow anie po stronie Jezusa, te n m usi się liczyć z faktem , że może nie mieć uznania w śród otaczających go, naw et najbliższych m u ludzi. P a n to przew idział, kie­

dy Dowiedział: ,.Mnie prześladow ali i w as p rze ­ śladow ać będą. Jeśli kto chce M nie naśladować, niech w eźm ie krzyż i idzie za M ną” .

Droga Jezusa do zw ycięstw a i chw ały była drogą krzyżow ą. Czegóż więc może oczekiwać człowiek w ierzący, dziecko Boże, stając po Jego stronie? Uczeń nie może przew yższać swojego M istrza. Błogosław ieni są ci, k tórzy dla s p r a - wiediw ości b y w ają poniżeni.

Jeśli w nikniem y w istotę m yśli Jezusa, to przekonam y się, że mówi On tu przede w szyst­

kim o przeszłości. P rzed oczyma naszym i stają długie szeregi tych, k tórzy dla Im ienia P ań sk ie­

go znosili cierpienia, lecz potem odeszli do bło­

gosławionej wieczności. S praw iedliw y Bóg p a­

trz y z upodobaniem n a tych, którzy podporząd­

kow ani są Jego woli. I naszym p ragnieniem po­

w inno być podporządkow anie się Bogu.

Kto w życiu swoim p ostępuje tak, ja k p rzy ­ stoi na Boże dziecię, te n pow inien się liczyć z tym , że może nie mieć uznania i może być źle traktow any. W rogość i prześladow anie zawsze tow arzyszyły uczniom Jezusa. P am iętajm y jed ­ nak na słowa P an a naszego Jezusa, k tó ry po­

w iedział: ,,Mnie prześladow ali i w as prześlado­

wać będą” . P am iętajcie powyższe słowa Pańskie, łatw iej wówczas jest znosić niespraw iedliw ość.

Dlaczego K ain prześladow ał Abla, b ra ta swego i zabił go? Poniew aż Abel inaczej postę­

pował, aniżeli Kain, a te n takiego postępow ania nie mógł znieść. K ain nie był bezbożnym czło­

wiekiem , inaczej bow iem nie złożyłby ofiary Bogu. O fiara jego różniła się jed n ak zasadniczo od ofiary jego b rata. Abel złożył ofiarę krw aw ą z najlepszych zw ierząt trzody swojej, a uczynił tak dlatego, poniew aż uw ażał się za grzesznika przed Bogiem.

K ain przeciw nie; on nie m iał sobie nic do zarzucenia i dlatego niósł Bogu ofiarę z owo­

ców pola swojego. Bóg p rzyjął ofiarę złożoną przez Abla, ale o fiarę K aina odrzucił. Abel s tra ­ cił życie dla spraw iedliw ości.

W spom nijm y Józefa; dlaczego prześladow a­

li go bracia jego? Poniew aż on b y ł inny i w złych poczynaniach braci swoich nie chciał brać udziału. Dlaczego oni prześladow ali go i sprze­

dali kupcom zdążającym do E giptu? W spom nij­

m y naszego P a n a Jezusa C hrystusa. Dlaczego uczeni w Piśm ie i faryzeusze prześladow ali Go?

Nie lubili Go za Jego św ięte i bezgrzeszne ży­

cie, nienaw idzili Jego nauki i Jego postępow a­

nia. W rogow ie Jezusa uspokoili się dopiero w te ­ dy, kiedy w ym ogli na Niego w yrok śm ierci i ukrzyżow ali Go.

H istoria Kościoła i h isto ria K rólestw a Bo­

żego na ziem i w skazują na długi, ciągnący się orzez stulecia okres prześladow ania mężczyzn, kobiet i dzieci, naśladow ców Jezusa Chrystusa.

Lecz ich ciężka droga, była drogą wiodącą do nieopisanej, w spaniałej chwały.

W cierpieniu pocieszali swe serca tvm, że w n et spotkają się w N iebie ze swoim Zbaw i­

cielem.

Je d en z rzym skich cesarzy polecił w y b u ­ dow ać w ielki am fiteatr, w ziął też udział w jego otw arciu. W trakcie inauguracyjnego przem ó­

w ienia podkreślił m .in. ta le n t i zasługi główne­

go p ro je k tan ta i arch itek ta w spom nianego w y­

żej obiektu.

Je d n y m z pu nktów program u przedstaw ie­

nia w now ootw artym am fiteatrze była o k ru tn a scena, w k tórej w yprow adzono niew innych, bezbronnych chrześcijan na pastw ę dzikich, w y ­ głodniałych zw ierząt. W yznaw ców C hrystusa w yprow adzono w białych szatach i z palm am i w dłoniach. W ielu z nich m odliło się, inni śpie­

w ali psalm y Bogu na chwałę. Wówczas w ypusz­

czono na nich głodne lwy. W ty m m omencie ze swego honorowego m iejsca w stał głów ny pro­

jek ta n t i zawołał: ..Ja też jestem chrześciiani- nem ” ! Na try b u n ach zapanow ała cisza. W tedy cesarz po o atrzy ł w jego tw arz, w stał z m iejsca i rozkazał swojej przybocznej gw ardii wrzucić go m iędzy lwy.

Miłość do Jezusa, k tó ra w ypełniła serce a r­

chitekta, nie pozwoliła m u milczeć i być b ier­

nym św iadkiem Jezu sa i dlatego m usiał zginąć śm iercią m ęczeńską, ro zd arty pazuram i i zęba­

m i dzikich zwierząt.

3

(4)

Błogosławieni, którzy cierpią prześladow a­

nie z pow odu spraw iedliw ości, poniew aż dla nich wzeszło słońce Bożej miłości. P ierw si chrześcijanie zdaw ali sobie spraw ę z tego, że św iat może im zabrać życie fizyczne, ale ich duch odejdzie do Boga i tam , w N iebiosach cze­

ka ich w ieczne życie w chw ale Bożej.

Kto w ejdzie w ślady Jezusa, te n pow inien liczyć się z dośw iadczeniem a naw et prześlado­

w aniem . Jeżeli chrześcijanin postęp u je p raw ­ dziwie i zgodnie z w olą Bożą, to pow inien zda­

wać sobie spraw ę, że nie będzie m iał uznania w otaczającym go świeeie.

Niedobrze jest jednak, jeśli otoczenie nasze widzi w nas, w postępow aniu naszym nieuczci­

wość, złość i b rak miłości. G dy stajem y po stro ­ nie Jezusa, w ia ra nasza .m usi być mocna, po­

U palny dzień na rów ninie tak, ja k na p u ­ styni jest tru d n y do zniesienia. D oskw iera upał, b rak jest wody. Życie zam iera.

Gdy nadejdzie dzień n ajgorętszy w y trz y ­ mać jest trudno. Z am ieranie życia zostaje p rzy ­ śpieszone. G inie m ajątek, bydło p ad a pod raza­

mi słońca, w oda nie gasi ju ż pragnienia, zw iot­

czałe ciało nie jest zdolne już do niczego, .do najm niejszego ruchu. „G dy był najgorętszy dzień” siedział A braham u w ejścia do swego nam iotu. Mógł mieć pow ód do narzekania na te n najgorętszy dzień, na biedy i niedole jakie ten dzień przyniósł ze sobą. Przyszedł tu „z zie­

m i rodzinnej i od rodziny” na rozkaz Pana.

Tym czasem postaw a jego przypom ina postaw ę Ijoba, k tó ry w obliczu cierpienia w ypow iada słowa niew zruszonej w ia ry : „P an dał. P an wziął, niech będzie im ię P ańskie błogosławio­

ne.” A braham siedział z opuszczoną głową, za­

pew ne w m odlitew nym skupieniu. Choć b y ł już stary, choć b ył daleko, od swej ziem i i swej ro ­ dziny, od dom u ojca, choć było m u bardzo cięż­

ko, bo dzień by ł najgorętszy, nie w ypow iedział słowa skargi, lub żalu. A braham w ierzył w daną przez Boga obietnicę przym ierza. U faj. Oczeki­

wał, bo wiedział, że „bliski jest P a n w szystkim , którzy go w zyw ają” .

Czy p o trafim y ufać tak, jak A braham ? Czy potrafim y oprzeć się na obietnicy, k tó ra i nam jest dana? Czy w naszym „najgorętszym d n iu ”, kiedy tracim y w szystko, kiedy przez ludzi je­

steśm y opuszczeni, kiedy ciało nasze znękane chorobą jest w iotkie, to czy p o tra fim y ufać P a ­ nu? Czy p o trafim y w ty m naszym najgorętszym dniu chwalić naszego Zbawcę w m odlitw ie i nie powiedzieć ani jednego słowa skargi, czy żalu?

Siedzenie na progu swego dom u jest sym ­ bolem oczekiwania na gościa. A braham oczeki-

stępow anie jasne i czyste. I podobnie jak żoł­

nierz, k tó ry dum ny jest z tego, że w obronie sw ojej ojczyzny poniósł rany, tak i m y pow in­

niśm y być d um ni z tego, że m ożem y poświęcić się dla N iebiańskiej naszej Ojczyzny!

C hrześcijaństw o nasze m usi być widoczne, służyć P a n u m usim y z mocą. U w olnijm y się więc od lotności i obojętności, od w ah an ia się na dw ie strony. S tań m y otw arcie po stronie Jezusa, ze słowem św iadectw a i czynem! Je ste ś­

m y św iadkam i, że już tu, na ziem i m ożem y wziąć udział w Bożych błogosław ieństw ach, jeśli pozostaniem y w społeczności z Jezusem . P rosi­

m y naszego Pana, ażeby błogosław ieństw a Jego nie odeszły od nas nigdy w życiu naszym, tu na ziemi.

Kazimierz Muranty

d z i e ń

(Psalm 145; I Mojż. 18, 1— 15)

wał, bo w iedział, że P a n „podnosi w szystkich obalonych” .

„A podniósłszy oczy swe obaczył”, doczekał się, w iedział już, że w szelkie troski i niemoce jego zostaną odjęte. „Trzej m ężow ie stan ęli”, lecz on w iedział, że przyszedł P a n jego. P an przyszedł w te n najgorętszy czas, w ten n a j­

gorętszy dzień, w ted y gdy b ył najb ardziej po­

trzebny. Bo On „trzy m a w szystkich u p ad ają­

cych, a podnosi w szystkich uciśnionych”.

W iara i m odlitw a, ten duchow y k o n tak t z Bogiem otw orzyły A braham ow i w ew nętrzn y zmysł. On w iedział kto nadchodzi. P a trz y w ew - nętrzym i oczym a „Trzej m ężowie stanęli p rze ­ ciw niem u ”, a A braham wiedział, że to P a n jego. Byli przecież w podróżnych szatach, a on w iedział, że to On. Nie przedstaw iali się, ich przyjście nie poprzedziły żadne znaki, ale on wiedział. W iedział, że to Pan, Bóg w T rójcy je­

dyny; Ten, k tó ry z n im zaw arł przym ierze. Ten, k tó ry był, jest i będzie. W iedział, bo duch jego b ył żywy, bo Duch Boga b ył z nim i naw et w te n „najgorętszy dzień”, nic nie zdołało p rz y tłu ­ mić życia w ew nętrznego.

A braham był uczestnikiem przym ierza, k tó ­ rego uczestnikam i i m y jesteśm y. Był z nim ten sam Duch, k tó ry i w nas m ieszkać może. Czy jed n ak m ieszka? Czy po trafim y z Bożego p rzy ­ m ierza korzy stać? Czy pozw alam y duszy naszej patrzeć tak, jak on pozw alał? Czy nic nam w ty m nie przeszkadza w dzień zw ykły i w „ten n ajg orętszy ” ?

Czy szukam y P a n a tam gdzie On jest, blis­

ko nas, żywego, czy um iem y Go rozpoznać?

Czy może idziem y jak uczniow ie drogą do Em aus i nie w iem y kto jest z nam i, bo nie b a r­

dzo w ierzym y, bo zam knęliśm y się w sobie?

A braham zaufał, rozpoznał Pana. Zaprosił. Znik­

N a j g o r ę t s z y

(5)

nęły wszelkie jego troski. W stąpiły w eń nowe siły i „w ybierzał przeciw ko nim ze drzw i na­

m iotu”. „N ajgorętszy dzień” — przestał być go­

rący.

Przyjście P an a to łaska; dlatego rzekł A b­

rah am : „P anie mój, jeślim teraz znalazł łaskę w oczach twoich, nie m ijaj proszę sługi sw ego”.

N azw ał się sługą i „pokłonił się do ziem i” . P o ­ tem zaś troszczy się o P a n a swego, o odpoczy­

n ek -w cieniu drzew a, o obm ycie nóg, o posiłek, o posiłek serca. G dy P a n przyzw ala, A braham p rzyjm u je Go godnie, a daje co m iał n ajlep sze­

go „ciele m łode i w y b o rn e”.

Był ta k i dzień w naszym życiu, żeśm y za­

u fali i P a n Jezus C hrystus, Zbaw iciel nasz — przyszedł do naszego domu, w ziął nasze troski;

stał się N ajw iększy w naszym życiu. Czy jed ­ n ak n adal dziś oddajem y M u to, co m am y n a j­

lepszego, czy troszczym y się o Niego, o Jego odpoczynek: to znaczy czy nie zasm ucam y Go, czy żyjem y dla jego radości? Czy zawsze ta k postępujem y? Czy rów nież w „te n dzień nasz n ajgorętszy” ?

K iedy A braham w szystko już przygotow ał, to „sam stał przy nich pod drzew em ”. Jezus C hrystus jest takim Panem , że gdy O n jest w dom u —• to m ożna albo stanąć, albo usiąść u

Jego stóp i słuchać, co On mówi. Słuchać p il­

nie. Być Jego uczniem . W ybrać tę „lepszą cząst­

k ę” .

Czy ta k jest i z nam i? Czy P a n Jezus C hrystus, k tó ry jest gościem w naszym dom u je s t naszym nauczycielem ? Czy w y braliśm y tę

„lepszą cząstkę” i stoim y, lub siedzim y u Jego stóp, i słucham y Go pilnie? Czy w ty m „naszym najgorętszym d n iu ” też Go słucham y, czy tros­

kam y się o jakieś sp raw y doczesne?

Z aufajm y P anu, nie tro skajm y się o nic, zatroszczm y się tylko o Niego, aby Jego pokój panow ał w sercach naszych. A w te d y P a n w eź­

m ie w szystkie nasze troski, pocieszy i da nam rzeczy, o któ ry ch n aw et nie m arzym y. J a k A b­

raham ow i dał potom stw o, choć „A braham i Sa­

ra byli starzy i zeszli w leciech”. Bowiem „jest co trudnego u P a n a ” ?

Je śli więc przyjdzie te n „najgorętszy dzień”, zaufajm y P a n u w łaśnie w ted y bezgra­

nicznie, w szystko pow ierzm y Jem u, bo „P an w ielki jest i bardzo chw alebny, a wielkość Jego nie może być dościgniona”.

„Strzeże P a n w szystkich, k tórzy Go m iłu ją”.

c.m.

Ź r ó d ł o s i ł y

„W końcu, bracia moi, umacniajcie się w Panu i w potężnej mocy Jego. Przy­

w dziejcie całą zbroję Bożą, abyście m ogli ostać się przed zasadzkami diabelskimi.

Gdyż bój toczymy n ie z krw ią i z ciałem, lecz z nadziem skim i władzami, ze zwierzchnościami, z władcam i tego św iata ciemności, ze złymi duchami, w okręgach niebieskich. Dlatego w eźcie całą zbroję Bożą, abyście m ogli staw ić opór w dniu złym, i dokonawszy wszystkiego, ostać się”. „Weźcie też przyłbicę zbawienia i miecz Ducha, którym jest Słowo Boże”.

(Ef. 6, 10—13 i 17)

K ażdy człowiek posiada świadom ość swojej słabości. N aw et ci, k tó rzy m an ifestu ją sw pją siłę i w ładzę, m iew ają w iele m om entów w swoim życiu, w który ch uśw iadam iają sobie sw oją niem oc duchow ą i fizyczną.

Psychologow ie tw ierdzą, że w każdym czło­

w ieku drzem ie ogrom na, tw órcza siła woli.

Człowiek, tylko, nie zdaje sobie sp raw y z tego, że ją posiada. W obec tego w ystarczy, aby czło­

w iek tę p raw dę sobie uśw iadom ił i „sięgnął” do głębi swojej woli, a stanie się m ocarzem w każ­

dej sytuacji życiowej.

Poniew aż ludzie chętniej w ierzą innym lu ­ dziom niż Bogu, w ięc w ielu ludzi dało się om a­

mić tej i innym podobnym teoriom . T eorie te są pięknie ułożone, godne przem yśleń i może naw et uznania, jednakże nie do przyjęcia, gdyż dośw iadczenia życiowe, n a każdym k roku w y ­ kazują ich kłam liw ość; obnażają bow iem sła­

bość ludzkiego ch arakteru, a też bezsilność wobec problem ów życiow ych i m ocy szatań ­ skiej.

Ludzie — pragnący żyć w czystości m oral­

nej i postępow ać etycznie; ludzie — pragnący

być w artościow ym i jednostkam i; ludzie — pragnący być w olnym i od nałogów i złych przyzw yczajeń; ludzie — m yślący i pragnący sw ojego i ogólnego dobra, zadają sobie w ażne py tan ia: gdzie i w czym tk w i źródło siły ludz­

k iej? Skąd lub z czego pow inien człowiek czer­

pać siłę do przezw yciężenia zła, trudn o ści ży­

ciowych, sm utk u i złych skłonności? Czy istn ie­

je jakiekolw iek źródło siły, z którego człowiek m ógłby czerpać i prow adzić zw ycięskie życie?

G dybyśm y rozesłali ankietę z ty m i p y tan ia ­ mi, to niew ątpliw ie otrzym alibyśm y różne od­

powiedzi. Jed n i w skazyw aliby n a pieniądze, ja ­ ko źródło siły i m ocy ludzkiej. Inni w idzieliby źródło siły w ustabilizow anym i ułożonym ży­

ciu. Jeszcze in n i w ym ieniliby w iedzę. A może byliby też tacy k tó rzy dowodziliby, że nie sama wiedza, a ludzkie, w rodzone tale n ty są źródłem siły. N iew ątpliw ie zdania n a te n tem a t byłyby podzielone. A n a w e t gdybyśm y zapytali tego sam ego człow ieka w jego m łodych latach, w średnim w ieku i w sędziw ej starości, to naw et te n sam człowiek daw ałby różne odpowiedzi.

Nie m ożna więc oprzeć się na ludzkich w yw o­

(6)

dach i teoriach. A poniew aż człow iek w spół­

czesny, przytłoczony cyw ilizacją i techniką, szczególnie potrzebu je sił życiowych, odpow ie­

dzi trzeba poszukać w Słowach D aw cy Życia, w Piśm ie Św iętym .

K sięga ta m ów i człowiekowi, że P a n Bóg jest źródłem w szelkiej siły, a droga do otrzym a­

nia tej siły od Boga, prow adzi przez Słowo Bo­

że i Osobę Jezu sa C hrystusa.

A oto n iektó re wypow iedzi, k ilk u m ężów Bożych, na te n tem at: — m ąż Boży Ijob m ówił:

„Jeśli się naw rócisz do W szechmogącego, bę­

dzie W szechmocny wybo-rnym złotem tw oim , i srebrem , i siłą tw o ją” (Ijob 22, 23.25). P salm ista Dawid nauczał: „Bóg jest ucieczką i siłą naszą, ratu n k iem w e w szelkim ucisku n a jp e w n ie j­

szym ” (Ps. 46,2). „Błogosław iony człowiek, k tó ­ ry m a siłę sw oją w Tobie...” (Ps. 84,6). P ro rok Izajasz, (zaś) m ówił: „Izali nie w iesz? izaliś nie słyszał, że Bóg w ieczny P an ? K tó ry daje sp ra­

cowanem u siły, a tego, k tó ry nie m a żadnej siły, moc rozm naża. Młódź u sta je i om dlewa, a m ło­

dzieńcy w m łodości u p ad ają; ale k tó rzy ocze­

k u ją Pana, n ab yw ają now ej siły, podnoszą się pióram i jako orły, bieżą a nie sp racu ją się, cho­

dzą a nie u sta w ają ” (Iz. 40, 28— 31). A prorok Jerem iasz m odlił się do Boga ty m i słow y: „ P a ­ nie, m ocy m oja i siło m oja, i ucieczko m o ja w dzień u trapienia. Do Ciebie p rzy jd ą naro d y od kończyn ziem i i rzekną: zaiste fałszu trzym ali się ojcowie nasi, i m arności, z k tó ry ch żadnego pożytku nie było” (Jer. 16,19).

Całe Pism o Św ięte świadczy, że T rójjedyny Bóg jest źródłem w szelkiej siły i mocy. P a n J e ­ zus po Swoim zm artw ych w stan iu ukazaw szy się jed en astu uczniom rzekł: „D ana m i jest w szelka moc na niebie i n a ziem i” (Mat. 28,18).

On m a tę moc i On obdarza każdego, ufającego Mu i_ żyjącego w społeczności z Nim, m ocą D u­

cha Św iętego do zw ycięstw a n ad ciałem, m oca­

mi ciemności i złym i ducham i — w ładcam i tego św iata ciemności.

W codziennej w alce z trudnościam i życio- . wymi, z dem oniczną potęgą zła, w codziennych staran iach o chleb, może człowiek czerpać siłę tylko poza obrębem sw ojej ludzkiej istoty. Mo­

że czerpać ją od Boga, przez Jezu sa C hrystusa, w Duchu Św iętym . Sam z siebie, człow iek nie p otrafi sprostać ustalonym norm om ludzkim , nie m ówiąc już o wyższych, Bożych praw ach i norm ach. Nie m a takiej filozofii i nauk i lu dz­

kiej, k tó ra by m ogła zm ienić człowieka, do star­

czyć m u siły i obdarzyć radością i nadzieją. Mo­

że to uczynić Bóg; bo On stw orzy ł człowieka, zna go dogłębnie i wie, co m u jest potrzebne.

D ziękuję Bogu m ojem u i Zbawicielowi,, że przez kilkadziesiąt lat obdarza m nie Sw oją siłą do życia w radości i w p racy dla dobra Jego K rólestw a. C hrystus posila m ię i w zm acnia, bo On jest tym , „k tóry d aje spracow anem u siły, a tego, k tó ry nie m a żadnej siły, moc rozm naża” . W Psalm ie 62 czytam y: „Raz rzekł B óg, d w u­

krotnie to słyszałem , że moc je s t Boża. W B ogu zbaw ienie m oje i w spaniałość moja, opoka siły

m ojej; ucieczka m oja je s t w Bogu. U fajcie Mu zawsze, o narody. W ylew ajcie przed Nim serce sw oje” .

U w ielbiam Boga mojego, że daw ał m i siłę w licznych dośw iadczeniach i siłę odpierania ataków ducha ciemności — k tó ry bardzo dobrze um ie przy bierać postać anioła św iatłości. O bda­

rzył m ię sw oją mocą w pracy ew angelizacyjnej i duszpasterskiej, a też pozw alał m i oglądać w spaniałe owoce zwycięskiego życia w C h ry stu ­ sie Jezusie. U w ielbiać Go będą do końca dni m oich na ziemi.

W Liście do R zym ian Apostoł P aw eł m ówi:

„A lbow iem nie w stydzę się Ew angelii C h ry stu ­ sowej, je s t ona bow iem m ocą Bożą k u zbaw ie­

niu każdem u, kto w ierzy...” . Bóg więc objaw ia Sw oją moc przez Słowo Sw oje — Pism o Św ię­

te, k tó re nazw ane je s t „m ieczem D ucha” . Gdy czytam y Pism o Św ięte, posila się w iara nasza, zostają nam objaw ione tajem nice tego Słowa, a wówczas radość n a p e łn ia serce i ona jeszcze do­

datkow o w zm acnia nasze siły.

Ci, k tórzy codziennie k arm ią się Słowem Bożym, n ab y w ają now ej siły od Boga. Zostają w prow adzani w P raw d ę tego Słowa, a pozna­

nie i przyjęcie tej P raw d y do serca, uw alnia (por. J a n 8,32) człow ieka od różnego rodzaju niew oli oraz k ru szy k ajd any , w któ re zakuty je s t każdy człowiek — poddany złym duchom ciemności.

W alka z ducham i ciem ności sta je się z każ­

dym dniem coraz trudn iejsza. Bowiem szatan i jego zastępy aniołów u żyw ają coraz nowszych m etod działania i bardziej doskonałych sposo­

bów w oszukiw aniu człowieka. N aszym i oczyma w idzim y w yp ełn ian ie się słów C hrystu sa Pana:

„I pow stanie w ielu fałszyw ych proroków i zwiodą w ielu. A poniew aż bezpraw ie się roz­

m noży, przeto m iłość w ielu oziębnie” (Mat. 24, 11— 12). Boża siła jest więc nam w szystkim po­

trz e b n a „abyśm y m ogli staw ić opór w dniu złym ”, abyśm y mogli toczyć bój „z nadziem ski­

m i w ładzam i... ze złym i ducham i w okręgach niebieskich” jakże często przybierającym i po­

stać aniołów św iatłości. W boju ty m je s t też n am potrzebna zu p ełna zbroja Boża abyśm y m ogli być nią okryci od stóp do głowy, trzy m a­

jąc w jednej ręce tarczę w iary dla osłaniania się przed „ognistym i pociskam i złego”, a w d ru ­ giej ręce — m iecz D ucha — Słowo Boże — dos­

konały i w ystarczający oręż w tej walce.

Bardzo więc zachęcam w szystkich do czyta­

n ia P ism a Św iętego, gdyż ono je st fu n d am en ­ tem życia chrześcijanina i jakby „kanałem ” łą ­ czącym człow ieka z Bogiem, przez k tó ry dopły­

w a do człowieka Boża moc i siła. G dy człowiek odw raca się od Słow a Bożego lub choćby zanie­

dbuje karm ien ia się nim, to wówczas pozbawia się dopływ u Bożej siły i sta je się coraz słabszy, coraz bardziej chory duchowo, aż w końcu sta je się narzędziem szatana.

dokończenie na str. 7

(7)

Jezus Chrystus

W zór ew angelisty i nauczyciela

U sługiw anie Słowem Bożym w zborach jest bardzo często narażone na różnego rod zaju od­

chylenia od linii podstaw ow ej, wyznaczonej przez P a n a Jezusa i Apostołów. Ma ono te n ­ dencje do oscylow ania w k ieru n k u różnych skrajności lub pozostaw ania bardzo jednokie­

runkow ym . W w ielu p rzypadkach okazuje się to niew ystarczające, stąd konieczność podnie­

sienia naszych usług do w zorca reprezen tow a­

nego przez Nowy T estam ent. Je d n y m z głów­

nych problem ów to tenden cja do zatracania rów now agi pom iędzy służbą kaznodziejską a służbą nauczycielską. W iele usług nacechow a­

nych jest przew ażnie pierw iastk iem ew angeli­

zacyjnym i to w stosunku do społeczności już dawno naw róconej. Sporadycznie zaś usłyszeć m ożna gruntow ną, prostą (dla każdego zrozu­

miałą) usługę nauczycielską. P rzyczyna leży chyba w tym , że usługa nauczycielska w ym aga bardzo rzetelnego przygotow ania i um iejętnego przekazania. W naszych dniach, pełnych pośpie­

chu i mnogości różnych zdarzeń absorbujących człowieka, nie każdego (stać na to, aby pośw ię­

cić więcej czasu na przygotow anie się do usługi.

Stąd też w yb iera się z reguły, może nieco ła t­

w iejszą usługę kaznodziejską. Może to jed nak pociągać za sobą pew ne konsekw encje. Nowo- naw róceni ludzie bardzo często bu rzą dotych­

czasowy swój gm ach przekonań i dogm atów re ­ ligijnych. A to z tej prostej przyczyny, że nie w ytrzy m u je on konfrontacji ze Słowem Bożym.

P ozostaje uczucie zawodu, a z drugiej strony radość z nowego przeżycia. I w łaśnie w tedy w inno się p rzy stąpić do w znoszenia nowego gmachu. Oczywiście, fu n d am en t został już za­

łożony: jest nim w ia ra w P an a Jezu sa C h ry stu ­ sa. Służba kaznodziejska w ykonała swoje zada­

nie do akcji pow inna przystąpić służba nauczy­

cielska. Tym czasem ze w zględu na jed n o k ieru n ­ kowość usług now onaw róceni skazani m ogą być

dokończenie ze str. 6

Drodzy Czytelnicy. Będąc świadom i naszej w łasnej słabości, ułom ności i niew ierności, po­

dejdźm y w m odlitw ie do tro n u Bożego i w Im ieniu Jezusa C hrystusa, jedynego P o średn i­

ka, ugnijm y się przed Bożym M ajestatem , a moc Boża spłynie na nas. C zytajm y Słowo Bo­

że, a otrzym am y now e siły do naśladow ania J e ­ zusa C hrystusa. S taniem y się duchow ym i m oca­

rzam i, uzbrojonym i w zupełną zbroję Bożą, go­

tow i „staw ić opór w d niu złym, i dokonaw szy w szystkiego ostać się” i znaleźć się na w span ia­

łym w eselu B aranka, z Jezusem C hrystusem —■

Zbaw icielem i Panem .

Stanisław Krakiewicz

na „ciągłe naw racanie się”, bo kaznodzieja ciąg­

le do tego naw ołuje. Może też być i odw rotna sytuacja, w której napełnia się rozum dogm a­

tam i, bez zw racania uw agi na to, aby ludzie rodzili się na nowo.

Pow iedziałem na w stępie, że podstaw ow ym wzorcem dla każdego usługującego jest służba naszego M istrza. Typow ym przykładem Jego pełnej służby jest E w angelia M ateusza 4:23— 25 i 5:1— 2. „I obchodził Jezu s całą Galileę, na­

uczając w ich synagogach i głosząc ewangelię 0 K rólestw ie i uzdraw iając w szelką chorobę i w szelką niem oc w śród lu d u .” (w. 23) Ew angelia głoszona przez P an a Jezusa C hry stusa była peł­

ną Ew angelią. Ludzie otrzym yw ali rozw iązanie swoich w ew nętrznych problem ów, odpuszczenia grzechów a także niejednokrotnie P a n udzielał pom ocy w cielesnych potrzebach (Marik. 6:35—

44). Przynoszono do Niego ludzi nieszczęśli­

wych, których ciała opanow ane były różnym i dolegliwościami, a On uzdraw iał. Wszędzie gdzie znalazł się Jezu s otaczały Go n ieprzerw a­

nie tłum y ludzi. Jako ew angelista, którego sło­

w a potw ierdzane były przez znam iona i cuda, w zbudzał wszędzie duże zainteresow anie. Ludzie przychodzili do Niego z różnym i — nieraz b a r­

dzo osobistym i — spraw am i i problem am i (Łuk.

12, 13). N ikom u nie odm ówił Swej rad y i po­

mocy. Identyczną form ę ew angelizacji przyjęli 1 kontynuow ali Apostołowie. Pam iętali zapew ne sw oją pierw szą m isję, a szczególnie aby opo­

w iadali, że: „...przybliżyło się K rólestw o N ie­

bios. C horych uzdraw iajcie, um arły ch w skrze­

szajcie, trędow atych oczyszczajcie, dem ony w y­

ganiajcie; darm o wzięliście, darm o daw ajcie”

(Mat. 10:7— 8). Kościół pierw o tny nie odchodził od tego doskonałego wzorca ewangelizacji. Zro­

zum ieli, że P a n ich troszczył się o ich ciała tak samo jak i o ich dusze. Ludzie byli zafascyno­

w ani działaniem Ducha Św iętego jakie uzew ­ nętrzniało się przez Filipa, poniew aż „...widzieli cuda, które czynił” (Dz. Ap. 8.6). D onald Gee w yraził się, że były to: „Boże m etody reklam o­

w ania dzieła głoszenia E w angelii” .

E w angelia byłaby jed nak nie pełna, gdyby na ty m poprzestaw ała, gdyby ty ch zaintereso­

w anych, now onaw róconych ludzi pozostaw iała sam ych sobie, nie udzielając im dalszych w ska­

zówek i pouczeń.

W zacytow anym w yżej fragm encie z E w an­

gelii M ateusza, w yraźnie m ożna zauważyć jak doniosłą w agę przyw iązał Jezus do nauczania.

Pozostaw ia liczny tłum , k tó ry zbiegł się z b a r­

dzo n a w e t odległych m iejsc, dla jakże — w y da­

w ałoby się — prozaicznej spraw y: nauczania tylko garstki swoich uczni. Nie wiem, czy któ­

ry ś z ew angelistów w podobnej sytuacji zdecy­

dow ałby się na tak i sam krok?

(8)

Nas u tw ierd za to jed n ak w p rzekonaniu jak w ażna jest służba nauczycielska w naszych zbo­

rach. S m utne nieraz dośw iadczenia przeszłości, kiedy to fałszyw e nauki zbierały żniwo po zbo­

rach •—- szczególnie w śró d now onaw róconych — każą wnioskować, że nie jest na w łaściw ym m iejscu postaw iona służba nauczycielska.

Wszyscy podkreślam y, że naczelną cechą p ierw ­ szego Kościoła b yła jego m isyjność. I to p raw ­ da. J e st to niew ątpliw ie przykład, k tó ry z całą stanow czością w inniśm y naśladow ać i propago­

wać. N adrzędnym zadaniem każdego chrześcija­

nina, w inno być pozyskiw anie dusz dla C h ry s­

tusa. N ie zapom inajm y jed n ak i o tym , że p ier­

w otni chrześcijanie: „...trw ali w nauce apostol­

sk iej” (Dz. Aip. 2.42). I tak, te dw ie służby w żadnym w yp ad k u się nie w ykluczają, nie r y ­ w alizują, ale w zajem nie się uzupełniają, tw o­

rząc żyw y organizm , k tó ry m jest Kościół Jezusa C hrystusa, którego członkam i dzięki łasce Bożej staliśm y się i m y, otrzym aw szy nie zm ienione od stuleci zadanie: „Idąc n a cały św iat, głoście Ew angelię w szystkiem u stw orzeniu” i „Ucząc je przestrzegać wszystkiego, com w am przek a­

zał” (Mark. 16.15, M at. 28.20).

Michał Hydzik

Oczyszczenie trędowatego

Poselstw o zbaw ienia, k tóre niósł P a n Jezus C hrystus polegało n a głoszeniu R adosnej Now i­

ny biednym , skołatanym duszom i niesien iu po­

mocy ludziom pogrążonym w niedoli i chorobie.

P a n Jezus leczył nie tylko dusze ludzkie, lecz także choroby. Przyszedł w postaci sługi, aby służyć biednym i nieszczęśliw ym ludziom. W Swej służbie często spotykał szczególnie nie­

szczęśliwych ludzi złożonych chorobą trąd u . Trędow aci byli ludźm i w yrzuconym i poza naw ias społeczeństwa. Byli zupełnie jego m ar­

ginesem. N ikt z nim i nie chciał i nie m iał p ra ­ w a obcować. Przyczy ną tego był fakt, że trą d był bardzo zakaźną chorobą i nieuleczalną. T rę­

dow atych nie wolno było dotykać, dotknięcie trędow atego oznaczało złam anie Zakonu. Słowo Boże mówi, że P a n Jezus zstępując z G óry Błogosław ieństw spotkał trędow atego. Jak ie dziwne, ale rów nocześnie w spaniałe było to spotkanie. Człowiek, od którego w szyscy stro ­ nili, przed k tó ry m każdy uciekał, i z k tó ry m nie zam ieniano ani słowa, ten pogardzany człowiek doznał wreszcie współczucia. To P a n Jezus za­

trzym ał się na drodze i chce z nim rozm awiać, chce m u okazać m iłosierdzie. T aki był nasz Zba­

wiciel.

Czytamy, że tręd o w aty przyszedłszy złożył M u pokłon i rzekł: „...jeśli chcesz, możesz m nie oczyścić”. Ten nieszczęśliw y człow iek postaw ił kilka w ażnych kroków w iary. „Bez w ia ry nie m ożna podobać się Bogu, kto bow iem przy stę­

puje do Boga, m usi w ierzyć, że Bóg jest i że nagradza tych, którzy Go szu k ają” . (Hebr. 11, 6).

Po pierw sze, padając na tw arz i oddając po­

kłon uznaje Jezusa z N azaretu za P a n a i Boga.

W szak sam Bóg dał Izraelow i najw ażniejsze przykazanie: „Nie będziesz m iał bogów innych przede Mną, nie będziesz się im kłaniał, ani im służył”. Tę praw dę P a n Jezu s pow tórzył naw et szatanow i: „P anu Bogu kłaniać się będziesz” . Składając więc pokłon Jezusow i nieszczęśnik ten uznaje Go jako swego Boga i Pana.

Mt. 8, 1— 3

Po drugie, swoim w yznaniem stw ierdza, że te n Pan, któ rem u oddał pokłon jest W szechmo­

gącym Bogiem : „Jeśli chcesz możesz m nie oczyścić”. N ikt nie może, żaden lekarz, n ik t na świecie, ale Ty, Panie, w szystko możesz. Bło­

gosław iona tak a w iara, kltóra w oła do Boga w decydującym m om encie, k tó ra mocno chw yta się Tego, k tó ry m a w szelką moc n a niebie i na ziemi.

Po trzecie, sw oją postaw ą i w yznaniem przez swój beznadziejny stan, u zn aje sw oją nieczy­

stość. Jego zachow anie, jego głos, jego w ygląd i ubiór w skazały n a to, że b ył nieczysty. Po­

nadto przestąp ił praw o Zakonu zabraniające zbliżania się do ludzi zdrow ych. Lecz w yznał swój grzech, sw oją nieczystość i rzekł: „Ty możesz mnie oczyścić”.

N iech będzie uw ielbiony P a n Jezus C hrys­

t u s , k tó ry zawsze odpow iada czynem na taki kro k w iary, bo ta k kiedyś powiedział, że „tego, k tó ry do M nie przyjdzie, nie w yrzucę precz” . Nasz tókst podaje: „I w yciągnąw szy rękę do­

tk n ął się go m ówiąc: „Chcę, bądź oczyszczony” . N ie m a dziw niejszego określenia jak : dotknął się go. Za dotknięcie się trędow atego groziło ukam ionow anie, ale P a n Jezus przyszedł nie po to, aby sądzić ludzi, ale ich zbawić.

C zytam y d a le j: „I n aty ch m iast oczyszczony został z trą d u ” . Tak cudow nie P a n Jezu s ra tu je biedne dusze, któ re przychodzą do Niego w po­

czuciu zupełnej bezsilności, w stanie, po ludzku mówiąc, beznadziejnym . Ż adna bow iem choroba do tego stopnia nie oddzielała ludzi od siebie, jak trąd. I w łaśnie takiego człowieka P a n J e ­ zus się dotknął, ab y go przyw rócić do grona ludzi zdrow ych.

Drodzy P rzyjaciele! Ta nadzw yczaj dziw na h isto ria m a w ielką w ym ow ę dla każdego z nas.

Choroba trą d u jest najw ażniejszym i najpow aż­

niejszym obrazem grzechu przedstaw ionym na k a rta ch P ism a Świętego. Biblia w ielokrotnie stw ierdza, że trą d jest obrazem grzechu. Biblia mówi, że w szyscy ludzie urodzili się w grzechu,

(9)

wszyscy są grzesznikam i. I w tym sensie histo­

ria człowieka trędow atego jest naszą historią.

Ludzie pośw ięcający się pracy w śród tręd ow a­

ty ch p odają przerażające opisy przebiegu cho­

roby i histo rię życia ludzi trędow atych.

T rąd zaczynał się zupełnie niew innie od małego guza, k tó ry przekształcał się w ropień stale się rozszerzający. Oczy chorego zaczynały błyszczeć, uszkadzały stru n y głosowe, stąd też głos staw ał się chrapliw y, a oddech świszczący.

N astępnie ręce i nogi ulegały owrzodzeniu, a wreszcie całe ciało po k ry w ały wrzody. N astę­

pow ała u tra ta czucia w -różnych częściach ciała.

W dalszym procesie następow ało zapalenie n e r­

wów. W iotczały m uskuły, a ścięgna kurczyły się do tego stopnia, że palce w ygląd ały jak szpony. W późniejszym procesie odpadały palce u rą k i nóg, potem zaczęły odpadać ręce i nogi, i tak konał człowiek przy zupełnie zdrow ych zmysłach. Było to um ieran ie cal po calu. Oto po n u ry obraz choroby trą d u grzechowego.

Grzech w życiu człowieka bow iem rów nież zaczyna się zupełnie niew innie, niewidocznie.

Dopiero z czasem w idać jego sk u tk i i opłakane rezultaty. P ijaństw o, nieczystość, nienaw iść i

m orderstw a, i inne grzechy zaczynają się rów ­ nież od bardzo na pozór przyzw oitych ram i n iew innie w yglądających czynów. W niedługim czasie jed n a k w idać kolosalne postępy choro­

by, któ ra w iedzie do zupełnego wyobcowania, fru stracji, a kończy się kom pletnym zw ichnię­

ciem życiow ym i śm iercią wieczną.

Ale jest ra tu n e k na ten najgorszy i n a j­

straszniejszy rodzaj choroby. R atunek te n jest w objęciach P an a Jezusa C hrystusa, k tóry p rzy ­ szedł ratow ać z choroby grzechu. W ięc i Ty możesz dziś z odrobiną w ia ry przyjść do P ana Jezu sa C hry stu sa i zawołać jak ów nieszczęsny człowiek: „Panie, jeśli chcesz, możesz m nie oczyścić” .

Mój drogi P rzyjacielu! Mogę z całego serca zapew nić Cię, że P a n Jezus chce Ciebie oczyś­

cić z choroby trą d u grzechowego. Jed y n ie P an Jezus m a moc na ziem i odpuszczać grzechy. On i Ciebie dotknie Sw oją p rzeb itą dłonią i po­

w ie: „Chcę, bądź oczyszczony”. P rzy jdź więc teraz taki jak i jesteś, do P an a Jezu sa C hrystusa, a On oczyści Cię z trą d u grzechu. Uczyń to dziś, uczyń to zaraz.

Henryk Turkanik

A co p o ś m i e r c i ?

1. Człowiek żyje dalej i po śmierci fizycznej

Czasy, w k tó ry ch żyjem y, są cza­

sam i kryzysów i w ątpliw ości. J e d ­ nego ato li jesteśm y pew ni, a m ia ­ now icie, że m usim y um rzeć. I choć­

byśm y n aw e t i nie w ierzyli w Pism o św., to życie codzienne potw ierd za n a m tę praw dę, że śm ierć n ie m a w zględu n a osoby i kosi jedno życie ludzkie za drugim .

P ism o św. pow iada, że „postano­

w iono ludziom ra z um rzeć, a potem są d ” (Hebr. 9,27), oraz, że człow iek posiada „n ieśm ierte ln ą” duszę tzn.

że dusza jego będzie żyła po w ieki wieczne.

W edług encyklopedii oznacza sło­

w o „nieśm ierteln y ” to, co pod żad­

nym w zględem n ie ulega śm ierci.

W ścisłym znaczeniu tego w y razu posiada nieśm iertelność jed y n ie i w całej pełni tylko Sam Bóg, „m ie­

szkający w św iatłości n ie p rz y stę p ­ n e j” (1 Tym. 6,16). Tylko On jeden nie podlega śm ierci w ja k iejk o lw iek bądź form ie.

O ciele ludzi zm artw ychw stałych ta k się w y raża Ap. P aw eł: „Co sk a- zitelne, m usi przyoblec n ie sk az ite l­

ność, i to, co śm iertelne, przyoblec się w nieśm ierteln o ść” (1 Kor.

15,53). A zatem gdy człow iek o trzy­

m a ciało zm artw ychw stałe, dopiero wówczas je st n ie śm ie rteln y tzn. nie podlega ju ż śm ierci, i śm ierć nie m a ju ż żadnej w ładzy n a d nim . .W języ­

k u b ib lijn y m używ a się słow a „nie­

śm ierteln y ” w odniesieniu do Boga, gdyż nie podlega On procesow i roz­

kładu. Poza ty m używ a się tego w y ­ ra z u w odniesieniu do ciała ludzi zm artw ychw stałych, gdyż n ie będzie ono już oddzielone od duszy lu d z­

kiej. W m ow ie potocznej n ab ra ło słowo „n ieśm ierteln y ” nieco innego znaczenia czyli m niej w ięcej ty le co

„ciągłość b y to w an ia”. W niniejszych ro zw ażaniach trzy m ać się będziem y term inologii b ib lijn e j i używ ać sło­

w a „ n ieśm ierte ln y ” jedynie w od­

n iesien iu do Boga i ciała z m a rt­

w ychw stałych ludzi. D usza każdego człow ieka żyje po w iek i w ieczne — p o siad a w ie k u istą egzystencję. Czło­

w iek u m ie ra w praw dzie, ale jego śm ierć fizyczna n ie oznacza b y n a j­

m niej u sta n ia jego bytow ania, egzy­

stencji, to w yd arzen ie pow oduje ty l­

ko odłączenie du ch a od ciała; śm ierć duchow a n ato m ia st je st oderw aniem się d u ch a ludzkiego od Boga. Jeżeli w ięc P ism o św. nazyw a jakiegoś człow ieka „duchow o u m a rły m ”, to chce ono przez to pow iedzieć, że je st on odłączony od Boga, źródła w szelkiego życia.

I odw rotnie, życie należy tra k to ­ w ać jako całość i to zarów no w sen ­ sie fizycznym , ja k i duchow ym . Ży­

cie ludzkie p o w sta je n a sk u te k ze­

spolenia się d w u kochających się istot i człow iek je st je d n o stk ą sk ła ­ dając ą się z ciała i ducha. Życie duchow e zaw dzięcza sw e pochodze­

n ie społeczności du ch a ludzkiego z Bogiem i stanow i n ie p rz erw an ą łączność tego du ch a z Nim. W r o ­ zum ieniu b ib lijn y m oznacza śm ierć fizyczna nie u sta n ie istn ien ia, lecz tylk o rozłokę na pew ien czas: duch

ludzki opuszcza ciało, ażeby żyć d a ­ lej w in n y m święcie.

Rzecz znam ienna, że prześw iadcze­

nie o istn ien iu życia pośm iertnego spotkać m ożna w w ierzeniach całej ludzkości. Z arów no bow iem badacze, ja k i m isjo n arze chrześcijańscy opo­

w iad a ją , że w e w szystkich częściach św iata, u w szystkich ras, jednym słow em n a całym globie ziem skim spotykali ludzi ze św iadom ością istn ie n ia życia pośm iertnego. I sk ą d ­ że się w zięło to prześw iadczenie w sercach lu dzkich?

P ism o św. pow iada, że „Bóg w szystko dobrze czyni czasu swego i poczucie w ieczności tc h n ą ł do se r­

ca ludzkiego” (Kazn. 3,11).

A w ięc Bóg Sam dał człowiekowi tę św iadom ość. D latego w łaśnie nie m oże doczesność dać m u trw ałego zadow olenia. Z daje on sobie zupeł­

nie ja sn o sp raw ę z tego, że w szyst­

ko, co m u to życie dać może, je st tylko przejściow e i znikom e, pożąda w ięc czegoś w ięcej, w artości isto t­

nych. Człowiek, jako istota, w yposa­

żona w poczucie odpow iedzialności za swe czyny, n ie m oże osiągnąć ce­

lu swego b y tow ania na tej ziemi.

R ozczarow anie, jakiego doznaje nrzez stw ierdzenie, że w szystko do­

koła nas je st niedoskonałe i podlega Drawu znikom ości, potęguie tylko jego tęsk n o tę za doskonałością. Bóg atoli, k tó ry obdarzył człow ieka tym pragnieniem , p o sta ra ł się też o w odę do jego zaspokojenia. Ten, k tó ry za­

szczepił w sercach naszych m yśl o w ieczności, posiada jedynie moc za- sookojenia gorącego p rag n ie n ia ży­

cia i wieczności, poznania i dosko­

nałości. C odziennie o b ija sie nam o uszy tw ierdzenie, że n a świecie nie m a li tylk o dlatego spraw iedliw ości, że w ięle czynów w ystępnych i zbrod­

9

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ograniczona, raczej taktyczna aniżeli trwała, aprobata tego projektu ze strony elit (nie dziwi, że dziś – w połowie marca 2013 roku – słyszymy na przykład o braku zgody

- Przede wszystkim małe sprostowanie: urodziłem się na Lubelszczyźnie, niedaleko Puław, tylko że wkrótce potem moi rodzice przenieśli się do Wilna.. Tam już

stym. Są ludzie, którzy stają się pobożni ze strachu przed wiecznością. Jeżeli jednakże mówimy o męce wiecznej, to bynajm niej nie dlatego, ażeby straszyć

A jeśli pojednałeś się z Bogiem, przeżyłeś odpuszczenie grzechów i otrzymałeś czyste serce, to jednak wcale nie oznacza, że ono takim już na zawsze

Następnym miejscem pracy duszpasterskiej był dla J. Paula zbór ewangelicki w Ravenstein. Zamieszkał on tam wraz z swoją rodziną w starym domu parafialnym. odbyło

A jed ­ nak w otaczającym nas świecie zw iastow ane jest Boże posłannictw o pokoju w ynikające z głoszo­.. nej Św iętej Ew angelii, docierające do uszu

sznika, który przez moc krw i przelanej na krzyżu Golgoty stał się Bożym dziecięciem.. Pan Jezus Chrystus uczynił to z miłości do każdego

wieni. Taki smutek może utulić tylko Bóg. On chce, abyś w sposób szczery i świadomy przybliżył się do Niego. Jezus nie stanie się twoim Zbawicielem, jeśli z