• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1975, nr 9

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1975, nr 9"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

CHRZEŚCIJANIN Pan z nami , my z Panem

EWANGELIA

ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ

POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA

Rok założenia 1929 Nr 9., wrzesień 1975 r.

P A N Z N A M I, M Y Z P A N E M B Ł O G O S Ł A W IE N I M IŁO SIE R N I B IB L IA I T E O LO G IA :

M O W Y M ISYJNE W D ZIEJACH APO STO LSK ICH (3)

PASTO R J O N A T H A N P A U L S Z K O Ł A B IB L IJ N A :

„CZUWAJCIE...”

A N O N S U J E M Y : „A B Y B Y L I JEDNO”

W Y D A W N IC T W A C H A T GŁO S E W A N G E L II:

P O Z N A N IE B O G A SŁU C H A C Z E PISZĄ...

K R O N IK A

Miesięcznik „Chrześcijanin” w ysyłany jest bezpłatnie; wydawanie jednak cza­

sopisma umożliwia wyłącznie ofiarność Czytelników. Wszelkie ofiary na czaso­

pismo w kraju prosimy kierować na konto Zjednoczonego Kościoła Ewange­

licznego: PKO Warszawa, I Oddział Miej­

ski, Nr 1-14-147.252, zaznaczając ceł w pła­

ty na odwrocie blankietu. Ofiary w pła­

cane za granicą należy kierować przez oddziały zagraniczne Banku Polska Ka­

sa Opieki na adres Prezydium Rady Zjednoczonego Kościoła Ewangelicznego w Warszawie, ul. Zagórna 10.

Wydawca: Prezydium Rady Zjedno­

czonego Kościoła Ewangelicznego w PRL. Redaguje Kolegium: Józef Mrózek (red. nacz.), Edward Czajko (sekr. red.), Mieczysław Kwiecień, Marian Suski, Jan Tołwiński, Ry­

szard Tomaszewski.

Adres Redakcji i Administracji:

00-441 Warszawa 1, ul. Zagórna 10.

Telefon: 29-52-61 (w. 8 lub 9). Mate­

riałów nadesłanych nie zwraca się.

Indeks: 35462

RSW „Prasa-Książka-Ruch” , W a r­

szawa, Smolna 10/12. Nakł. 5000 egz.

Obj. 3 ark. Zam. 1003. B-101.

Jeden, szczególnie, w iersz z E w a ngelii w g św. Mateusza (patrz M a t. 18,20) jes t praw ie pow szechnie znany przez chrześcijan ew angelicznych i p rzy w ie lu okazjach ■— z upodobaniem c y to ­ wany przez różn y ch kaznodziejów . Są Z b o ry , w k tó ry ch bardzo często rozlegają się takie „kaznodziejskie zawołania” „P a n z w am i.”

Wszelako w arto jes t pom yśleć nad znaczeniem tekstu

M t. 18,20. B o czy praw da tego słowa jes t w istocie zależna po pro s tu od jakiegoś orzeczenia kaznodziejskiego? Jednakże n ik t chyba n ie kw estion uje tego, że to bardzo ważne, żeby P a n był z na m i w nabożeństw ie, i poza nim .

A czy on zawsze j e s t ? A od czego to zależy, żeby O n był zaw­

sze z nam i, i w śród nas podczas nabożeństwa? W naszych tłum aczeniach P ism a Ś w iętego tekst M t. 18,20 oddano słowami:

„A lb o w ie m gdzie są dwaj albo trz e j zgrom adzeni w im ię m oje, tam jestem pośród n ic h ” . W grece w ystępuje tu ta j im iesłów b ier­

n y czasu przeszłego dokonanego „ s y n e g m e n o i ” . Tekst protestan cki oddaje to w słowach: „są zgrom ad zeni” . Znany, d o­

bry‘fa ch ow iec i na uczyciel b ib lijn y , F ritz R ien ecker, k tó ry uczył w szkole b ib lijn e j St. Chrischona k. Bazylei, tak oddał sens tego fra gm en tu . „ O n i (ch rze ś cija n ie ) z o s t a l i z g r o m a d z e n i w y ł ą c z n i e z e w z g l ę d u n a J e z u s a C h r y s t u s a i dla N iego. Łączy ich to, czym jes t Jezus dla n ich ja ko Chrystus

( = Mesjasz, Pom azaniec). O n jes t w yłącznie ośrodkiem ich za­

interesow ań podczas zgrom adzeń (nabożeństw ) oraz celem ich pracy.”

U h m . Jeśli w ięc chrześcijanie grom adzą się na nabożeństwa; że­

by posłuchać kazania, albo chóru, albo ew angelisty. Jeśli g ro ­ madzą się, by się p o prostu spotkać ze sobą, lub dla w ie ­ lu in n y ch pow odów , ale nie w yłącznie dła Jezusa, to 1) nie m a G o w sercach takich chrześcijan, 2) n ie m a G o w takich zg ro ­ m adzeniach (nabożeństw ach), 3) nie ma Go w śród takich w ierzą­

cych niezależnie od nazw y Z b o ru lub społeczności kościelnej, i naw et niezależnie od okrzyków w ydaw anych przez kaznodzie­

jó w : że „ P a n z W a m i.”

(N . B. Jezus Chrystus pow iedział kiedyś coś na tem at używania Jego im ie n ia nadarem no; p o r. M at. 1, 21 nn.) Is to tn ie zdarzają się zgrom adzenia b ib lijn e w ierzących ludzi, gdzie Chrystus zn a j­

duje się w zgrom adzeniu t y l k o p o ś r ó d d w ó c h l u b t r z e c h zgrom adzonych ze w zględu na N ie go , ale n ie w zgrom adzeniu.

Tekst gre ck i ew angelii wg. św. Mateusza powiada bow iem w y ­ raźnie „ A lb o w ie m gdzie dwaj lub trz e j zostali zgrom adzeni w im ię M o je ( — w yłącznie ze w zględu na M n ie , z M o je g o p o ­ w odu), tam jestem pośród n ic h ” .

W re a liza cji (lu b n ie ) tego słowa b ib lijn e g o , tk w i tajem n ica du­

chow ości nabożeństw chrześcijańskich. Od tego zależy, czy one są puste, drętw e, m artw e i suche, czy też ożyw ione D u ch em B o ­ żym , pełne m ocy, radosne i pobudzające ludzi do oddawania chwały, czci i uw ielb ien ia O jcu p rzez Jezusa Chrystusa w D u ­ chu Ś w iętym . G dy p rzy jd zie m y ze w zględu na Jezusa znajd zie­

m y też praw dziw ych braci i siostry. Z ja k im „nastaw ieniem ” udajem y się na nabożeństwa, bracia i s iostry ? D laczego i dła ko­

go chodzim y na nabożeństwa? Od rea liza cji odpow iedzi na tak postaw ione pytanie, zależy łos Z b orów , do k tó ry ch należycie.

Obyśm y grom a d zili się na nabożeństwa w yłącznie ze w zględu na Z b aw iciela i Pana Jezusa Chrystusa!

M. K w

2

(3)

Błogosławieni miłosierni

„Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią”.

(Mat. 5,7)

Spośród błogosławieństw wypowiedzianych przez Jezusa na Górze, szczególną wagę przy­

kładał Jezus do błogosławieństwa o miłosier­

dziu. Miłosierdzie świeci jasnym blaskiem ponad ciemnościami i potrzebami codziennego życia. I podobnie jak łuk, który ukazał się na sklepieniu niebieskim na znak‘ że więcej juz wody potopu nie zniszczą ludzkości, tak Boże błogosławieństwo znajduje się nad ludzką biedą i niedolą. Człowiek z natury swojej nie jest mi­

łosierny. Miłosierdzie pochodzi z Nieba. Najle­

piej można zaobserwować brak miłosierdzia na przykładzie życia i postępowania pogan.

Świat pogański nie znał szpitali, sanato­

riów, sierocińców i domów starców. Chorych i starych umieszczano często w miejscach odo­

sobnionych, a ci zwykle bez opieki, w cierpieniu i samotności umierali. Z chwilą zstąpienia na ziemię Jezusa, na świecie zaczęły następować wielkie zmiany, ponieważ wraz z Jezusem na świat spłynęła Boża miłość. Wszędzie tam, gdzie docierała pochodząca od Niego prawda, zaczęła triumfować łaska i miłosierdzie.

Miłosierdzie, jak Boży Anioł zaczęło docie­

rać do biednych i pokrzywdzonych, niosąc im ulgę i pocieszenie. Miłosierny człowiek, to czło­

wiek o gorącym i wyrozumiałym sercu. Nasz niebiański Ojciec nazywany jest Ojcem miło­

sierdzia. Boże miłosierdzie objawiło się w Je­

zusie. Jezus był miłosierny dla wszystkich ota­

czających Go ludzi. Ewangelista Mateusz tak napisał o Nim: ,,On niemoce nasze wziął na Sie­

bie i choroby nasze poniósł” .

Nieodrodzony człowiek z natury swojej nie posiada współczującego i miłosiernego serca.

Kto na nowo się narodził, ma w modlitwie łącz­

ność z Bogiem i On wlewa w serce Swoje miło­

sierdzie. Kogo dotknęło Boże miłosierdzie, tego grzechy zostały oczyszczone. Człowiek taki z ra­

dością może powiedzieć: moje grzechy omyła krew Jezusa Chrystusa na krzyżu Golgoty.

Lecz odtąd zakres jego obowiązków zwięk­

szył się. Powinien teraz odwiedzać chorych, cieszyć strapionych, karmić Słowem Bożym pragnących i poszukujących prawdy ludzi.

Kiedy Judasz opamiętał się, żałował swego przestępstwa wobec Jezusa, zaczęły go dręczyć wyrzuty sumienia. Wówczas wziął darowane mu trzydzieści srebrników, przyszedł do kapłanów żydowskich i z żalem powiedział im, że zdra­

dził niewinną krew. Lecz oni nie współczuli mu, ale twardo odpowiedzieli, że ich to nic nie ob­

chodzi; to jest wyłącznie jego sprawa.

Tak odpowiadają zwykle ludzie nie posiada­

jący miłosierdzia w sercu. Miłosierdzie nie po­

winno być też sprawą zewnętrzną, deklarowaną tylko w słowach; ono musi przejawiać się w po­

stępowaniu.

Jezus uzdrawiał chorych i podnosił z upad­

ku uciśnionych. A potem życie Swoje położył za wszystkich grzeszników. Na przykładzie miło­

siernego Samarytanina Jezus przedstawia nam w sposób obrazowy, istotę prawdziwego miło­

sierdzia. Posłuchajmy więc.

Był człowiek, który szedł z Jerozolimy do Jerycha i został napadnięty przez zbójów. Obra­

bowali go, pobili i półżywego zostawili na dro­

dze. Gdyby nie nadeszła pomoc, człowiek ten umarłby. Lecz oto drogą przechodzi kapłan.

Przechodzi on obojętnie obok potrzebującego pomocy. Za chwilę tą samą drogą nadchodzi Le­

wita, ale i on potrzebującemu i wzywającemu pomocy człowiekowi nie udziela pomocy. Za­

pewne oni obaj pomyśleli sobie w duchu, że na­

leży pomóc nieszczęśliwemu, ale zabrakło im chęci i miłosierdzia, chociaż zapewne obaj spie­

szyli się do świątyni, żeby odprawiać nabożeń­

stwo.

Po pewnym czasie tą samą drogą nadjechał Samarytanin. Ujrzawszy poranionego człowieka na drodze, postanowił natychmiast udzielić mu pomocy. Opatrzył mu rany i zawiózł go do go­

spody. I tego człowieka stawia Pan Jezus wszy­

stkim za wzór, mówiąc: „Idź i ty czyń tak samo” .

Przyjrzyjm y się więc bliżej człowiekowi, od którego mamy uczyć się miłosierdzia. On, kie­

dy zobaczył nieszczęśliwego, natychmiast udzie­

lił mu pomocy. Kapłan i lewita tego nie uczy­

nili. Samarytanin posiadał miłosierne oczy. Ta­

kie oczy Bóg daje Swoim dzieciom.

Drodzy Czytelnicy! Jesteśmy dziś świadkami, jak wielu ludzi wypowiada współczujące słowa, ale ludzie ci czynią to bez serca. Będący w po­

trzebie człowiek nie potrzebuje słów, ale kon­

kretnej pomocy i współczującego serca. Jak bar­

dzo zmieniłby się świat, gdybyśmy wszyscy posiadali takie serca. Wówczas dla wielu ciem­

ność stałaby się jasnością!

Samarytanin posiadał nogi, które okazały się tak przydatne w służbie miłosierdzia. Ale jeśli my będziemy czekali, aż potrzebujący czło­

wiek sam przyjdzie do nas z prośbą o pomoc, to możemy bardzo długo czekać! Zgodnie z wolą Pańską, powinniśmy więc odwiedzać chorych, starych i niedołężnych, oczekujących na pomoc.

(4)

Prawdziwe miłosierdzie potrzebuje ochotnych rąk. Samarytanin opatrując rany, pracował jak wykwalifikowany felczer. I nasze ręce okażą się zręczne, jeśli będzie nimi dyrygowała miłość.

Kazanie nabiera mocy tylko wtedy, gdy po­

parte jest czynami. Pobożne słowa nabierają wartości, jeśli ręce pomogą w biedzie i doświad­

czeniu. Jaką korzyść miał Samarytanin z tego, że udzielił pomocy i zawiózł rannego do gospo­

dy? Skazał się tylko na stratę czasu i pieniędzy.

Lecz on na to nie zwracał uwagi, ważniejsze było dla niego życie ludzkie. Dla nas, dzieci Bożych pomoc bliźnim a szczególnie ratowanie ich dusz powinna sprawiać radość. Jeśli dusza ma zostać pozyskana dla Królestwa Bożego, to wtedy opłaci się każdy trud.

Samarytanin musiał przerwać podróż i kon­

tynuować ją dopiero w następnym dniu. Dla miłosiernej służby warto poświęcić czas. Ileż to ludzi poszukujących prawdy byłoby uratowa­

nych, gdybyśmy poświęcili im trochę czasu.

Miłosierny Samarytanin opłacił również i kosz­

ty opieki nad rannym. Miłosierna służba kosztu­

je również i pieniądze.

Jeżeli chodzi o pieniądze, to człowiek za­

chowuje je przede wszystkim dla siebie. A jak jest z Tobą, drogi Czytelniku? Czy część swych pieniędzy poświęcasz na sprawę Pańską?

Cechą prawdziwie miłosiernego człowieka jest podporządkowanie się woli Bożej i oddanie się do Jego dyspozycji. Niezapomniany jest fakt, że usprawiedliwieni jesteśmy z łaski Bożej. Nie zapominajmy więc o tym!

Pamiętajmy: „kto miłość sieje, miłość zbie­

rać będzie” . „K to miłosierdzie sieje, ten w swo­

im czasie miłosierdzia dostąpi” i kiedy wypełni się czas, osiągnie życie wieczne w Bożej chwale.

Nie zapomnij więc i Ty, na drodze Twojego ży­

cia, słów Jezusa: „Błogosławieni miłosierni, al­

bowiem oni miłosierdzia dostąpią” .

Kazimierz Murań Cy

BIBLIA I TEOLOGIA

M owy misyjne w Dziejach Apostolskich (3)

Apostoł Piotr zakończył swoją pierwszą mowę misyjną (Dz. Ap. 2,14-36) stwierdzeniem:

„ N i e c h t e d y w i e z p e w n o ś c i ą , c a ­ ł y d o m I z r a e l a , ż e i P a n e m i C h r y ­ s t u s e m u c z y n i ł G o B ó g , t e g o J e z u s a, k t ó r e g o w y u k r z y ż o w a l i ś- c i e” (w. 36). Świadomość winy — za zabicie Bożego Mesjasza — poruszyła serca słuchaczy.

Słowa Piotra wzbudziły w nich żal, za to, co uczynili. Dlatego zapytują Piotra i apostołów:

„Co mamy czynić, mężowie bracia” (w. 37).

Zwrócenie się do apostołów słowami: „Mężowie bracia” , wskazuje na to, że słuchacze wewnętrz­

nie byli już pozyskani. Jest to jedno z niewielu miejsc w Dziejach Apostolskich, gdzie Ewan­

gelista Łukasz przytacza krótki dialog.

Dotychczasowa droga słuchaczy była fał­

szywa — odrzucili Chrystusa. Ale teraz z odrzu­

conego staje się On — dla nich — Tym Obie­

canym. Mesjasz, który umarł, obarczony cudzą winą i przekleństwem, uwolnił ich od winy i przekleństwa. Przemiana ta dokonała się w ich sercach. Nie przypadkiem odrzucili Jezusa. By­

ła to — z ich strony — walka przeciwko Bogu, a więc owoc wyjawiający ich bezbożności i grzech. Kiedy uznali Jezusa jako Bożego Mesja­

sza, przybliżyli się do Boga. Przez poznanie — w wierze — Jezusa, ujrzeli nagle swoją wielką bezbożność. Oto stoją przed Bogiem już nie jako sprawiedliwi, i pokładający ufność w sobie sa­

mych, lecz jako pokutujący, to jest, ci, którzy pragną łaski Bożej, i potrzebują Jezusa jako osobistego Zbawiciela i Pana. Piotr adresuje

swe słowa właśnie do tych słuchaczy, którzy wyznają swoją winę przed Bogiem, i pragną odłączyć się od tych ludzi, którzy ukrzyżowali Jezusa. Oto [teraz] pragną uwolnienia od grze­

chu i manifestują swoją przynależność do Je­

zusa jako Zbawiciela i Pana. Tym nowo nawró­

conym, Piotr wskazuje dalszą drogę. „N i e- c h a j s i ę k a ż d y z w a s o c h r z c i w i m i ę J e z u s a C h r y s t u s a na o d p u ­ s z c z e n i e g r z e c h ó w w a s z y c h , a w e ź m i e c i e d a r D u c h a Ś w i ę t e g o (w. 38). Piotr może swoim słuchaczom zwiasto­

wać przebaczenie grzechów i otrzymanie Ducha Świętego, gdyż obietnica Joela miała znaczenie dla nich i ich dzieci — „oraz dla wszystkich, którzy są z dala, ilu ich Pan Bóg nasz, powoła”

(w. 39). W dalszej relacji Łukasza czytamy, że Piotr przytoczył o wiele więcej słów i przykła­

dów z Pisma Świętego, aby słuchaczy przeko­

nać o konieczności nawrócenia, (por. w 40.

„Wyzwólcie się od tego rodzaju przewrotnego” ).

Owocem pierwszego chrześcijańskiego ka­

zania misyjnego było przyjęcie do zboru „około trzech tysięcy dusz” (w. 41). Kwestia, czy taki masowy chrzest w Jerozolimie był możliwy bez zwrócenia uwagi władz rzymskich i przywód­

ców ludu izraelskiego, jest w zasadzie pominięta przez Łukasza.

Ważniejsze wnioski wynikające z mowy mi­

syjnej apostoła Piotra.

Niektórzy egzegeci dopatrują się w pierw­

szej mowie misyjnej apostoła Piotra wzorców późniejszych mów zapisanych przez Łukasza w

4

(5)

Dziejach Apostolskich, które przedstawić by można następująco:

1) Wprowadzenie do sytuacji;

2) Zwiastosowanie życia Jezusa, cierpienia i zmartwychwstania (por. Dz. Ap. 2,22-24; 3,3,

13-15; 5,30-31);

3) Podkreślenie świadectwa uczniów (por. Dz.

Ap. 2, 32; 3, 15; 5, 32; 10, 39-41; 13, 31);

4) Świadectwo Pisma (por. Dz. Ap. 2, 25-31; 3, 222-26; 10, 43; 13, 31-37);

5) Wezwanie do pokuty (por. Dz. Ap. 2, 38, 3, 17-20; 10, 42; 13, 38-41).

Łukaszowi nie można udowodnić, że uży­

wał starych tekstów, w których stosowano wła­

śnie taki wzór mów. Mów apostołów nikt nie stenografował i nie nagrywał na taśmy magne­

tofonowe. Na pewno posiadał on wiarygodne źródła, z których korzystał (por. Łk. 1, 1-4), ale

— jako ludzki autor — nie trzymał się niewol­

niczo starożytnych reguł pisarskich. Chciał prawdopodobnie nadać uroczysty ton i może wzorzec, o którym mówią niektórzy egzegeci, był jego dziełem?

Apostoł Piotr, przemawiając do słuchaczy w dzień wylania Ducha Świętego, wyjaśnia w y­

darzenia, których świadkami stali się słuchacze jego kazania. Mówca powołuje się na proroctwo Joela, mówiąc o wylaniu Ducha „na wszelkie ciało” , wskazuje winę Żydów — „wyście ręka­

mi bezbożnych ukrzyżowali” (w. 23). Apostoł powołuje się, dalej, na Psalmy, które mówią o Mesjaszu i Jego wywyższeniu na tron; a w

zakończeniu mowy, z naciskiem, podkreśla fakt zmartwychwstania Jezusa Chrystusa.

S k o p u s e m — to jest najistotniejszym celem — mowy misyjnej, jak zresztą i następ­

nych mów (misyjnych), jest stwierdzenie popar­

te świadectwem uczniów:że J e z u s C h r y ­ s t u s z m a r t w y c h w s t a ł i w s t ą p i ł d o O j c a . B ó g u c z y n i ł G o P a n e m

— n i e b a i z i e m i , a w i ę c c a ł e g o k o s m o s u , c a ł e g o w s z e c h ś w i a t a . Często zapominamy, że tak potężny, i tak moc­

ny jest nasz osobisty Zbawiciel, który chce być Panem naszego życia w tych drobnych jak i ważnych sprawach. Chce być naszym Panem nie tylko w niedzielę, ale i w ciągu całego ty­

godnia, w każdej chwili dnia.

On, nasz Zbawiciel, jest Panem niebios i zie­

mi. I z tego powodu władcy rzymscy zadrżeli przed Jego Imieniem — K y r i o s. To był prze­

cież tytuł używany przez cesarzy. Dzisiejszy świat nie boi się Jezusa w kołysce („Lulajże, Jezuniu, lulaj że, lulaj” ) — jak śpiewa się w święta „Bożego Narodzenia” , ale drży — tak jak i cesarze rzymscy wraz z całym światem pogańskim — przed Jezusem, Panem Niebios i Ziemi (por. Filip. 2, 10-11).

Ten Pan wszechświata jest naszym Zbawi­

cielem. On chce być także naszym Panem w ca­

łej naszej ziemskiej egzystencji. Oddajmy Mu za to hołd, cześć, chwałę i uwielbienie. „Go­

dzien jesteś, Panie, wziąć chwałę i cześć i moc;

boś T y stworzył wszystkie rzeczy, i z woli Two­

jej trwają i stworzone zostały” (Obj. 4, 11).

R. T.

Pastor

Jonathan Paul

Przełom X IX i X X wieku to szczególnie ważny okres, ponieważ w tym czasie Pan po­

słał przebudzenie w wielu miejscach globu ziemskiego. W tym tak ważnym okresie Bóg powołał wielu swoich świadków, używając ich potężnie jako Swoje narzędzia. Do rzędu tych świadków należy zaliczyć pastora Jonathana Paula, o którym można byłoby napisać całą książkę, w tym jednak artykule ograniczymy się do podania niektórych faktów dotyczących

jego życia.

Jonathan Paul urodził się 29 maja 1853 r.

w małym miasteczku Gartz, położonym na te-

(6)

renie Pomorza. Ojciec jego początkowo był nau­

czycielem w szkole, potem zaś w związku z swoimi religijnymi zainteresowaniami zajął się służbą kaznodziejską w kościele ewangelickim.

W rodzinie Paulów narodziło się ośmioro dzie­

ci, Jonathan był w niej piątym z kolei synem.

Ku zadowoleniu swojego ojca, Jonathan bardzo wcześnie postanowił iść śladami ojca i zostać kaznodzieją. Szkołę podstawową ukończył w swoim rodzinnym miasteczku, zaś do szkoły gimnazjalnej uczęszczał w Szczecinie. Szczegól­

ne zainteresowania wzbudzała w nim historia powszechna a także lubił bardzo poezję. J. Paul opanował następujące języki: łaciński, grecki, hebrajski, angielski i francuski.

Od wczesnej młodości odznaczał się czu­

łym sumieniem. Opowiadał, że będąc studen­

tem, pewnego razu został zapytany przez zna­

jomą Żydówkę czy cuda opisane w Starym Te­

stamencie są prawdziwe. Jednakże Paul pomi­

mo, że wierzył w pełni w prawdziwość Słowa Bożego i był chrześcijaninem, odpowiedział:

„nad tym się jeszcze nie zastanawiałem” . W y­

darzenie to jednak pozostało głęboko w jego pamięci i często z bólem wspominał sobie o tym fakcie. Przez długi czas nie mógł pozbyć się wyrzutów sumienia z tego powodu. Zrozumiał bowiem, że Żydówka potrzebowała właściwej odpowiedzi, która byłaby dla niej dobrym świa­

dectwem wskazującym drogę zbawienia.

W 1872 r. zdał egzamin maturalny w Szczecinie, po krótkim wahaniu czy dalej kształ­

cić się, czy też rozpocząć studia teologiczne zgodnie z pierwotnym zamiarem i życzeniem, ojca, zdecydował na to drugie i rozpoczął stu­

dia teologiczne w Greifswald. Studia te konty­

nuował następnie w Lipsku.

Na kształtowanie się osobowości młodego studenta J. Paula duży i pozytywny wpływ miał ceniony i umiejętny pedagog prof. Kanis.

Od niego to Paul uzyskał wiele cennych wska­

zówek, które stały się wytycznymi na całe je­

go życie.

Podczas studiów Paul przeszedł przez wiele walk duchowych oraz zmagań. Między innymi opisuje, że jako student miał pewnego razu na­

pisać pracę pisemną na temat: „Nauka o Du­

chu Świętym” . Temat ten miał zostać opraco­

wany w języku łacińskim. W tej sytuacji całą uwagę Paul skupił w tym kierunku, aby nie popełnić błędów gramatycznych, tym samym umknął jego uwadze fakt, że należałoby szcze­

gólnie podkreślić, że ważniejszym dla nas jest gdy Duch Święty do nas mówi, przekonuje nas o grzechu, wskazuje na Jezusa — od sprawy szerzenia o Nim nauki i rozpraw.

Wielkim przeżyciem dla Paula było wygło­

szenie pierwszego kazania. Za podstawę rozwa­

żań wziął on wówczas słowo: ...„byliście bo­

wiem zbłąkani jako owce, lecz teraz nawróci­

liście się do pasterza i stróża dusz waszych” ...

(1 Piotra 2,25). Werset ten pozostał dla niego hasłem dla całej dalszej pracy kaznodziejskiej.

Po zdaniu egzaminów na uczelni, w 1878 r.

Paul rozpoczął praktykę w miejscowości Bel- kow ną Pomorzu. Podczas tej praktyki Paul

6 .

uzupełniał nadal swoje wiadomości pragnąc po­

święcić się także pracy wychowawczej wśród młodzieży szkolnej. Już w tym okresie odczu­

wał on pragnienie aby mieć społeczność z szcze­

rze wierzącymi chrześcijanami. Wielkie wraże­

nie wywarło na nim spotkanie z baptystami i wzbudziło w nim prawdziwą sympatię do tego ruchu. Wewnętrzny głos dyktował mu jednak, że ma nadal kontynuować pracę w kościele ewangelickim.

Po upływie dwóch lat Paul został powoła­

ny na pomocnika kaznodziei w miejscowości Norenberg, pracując równocześnie jako pedagog w szkole miejskiej. Wcześniej jednak wstąpił w związek małżeński i już wraz z młodą małżon­

ką przybył do Norenberg. Warunki pracy w tym zborze nie należały do łatwych. Okolice gdzie miał prowadzić pracę duchową były rozległe, tak więc wiele czasu zabierały mu podróże, tym bardziej, że wówczas jeszcze nie była roz­

winięta komunikacja. Młody kaznodzieja szybko zjednał sobie uznanie i szacunek u słuchaczy.

Pomimo, że w zwyczaju jego było karcić słu­

chaczy w kazaniach niedzielnych za zakorzenio­

ne w nich grzechy, jednakże nie musiał narze­

kać na puste ławki w kościele.

W tym czasie odczuwano wielki brak kaz­

nodziei, w związku z tym Paul musiał wkładać wiele wysiłku, aby zaspokoić potrzeby ducho­

we szerokiego pola pracy. Nawał pracy spowo­

dował u Paula wyczerpanie nerwowe do takie­

go stopnia, że nawet silniejszy głos organów stawał się dla niego zbyt trudny do zniesienia.

Z obawy aby nie utracić w dalszym ciągu zdol­

ności do pracy, rozpoczął się leczyć środkami homeopatycznymi, które po części mu pomogły.

Do zdrowia zupełnego powrócił jednak później, gdy wiarą uchwycił się obietnic Bożych i zau­

fał, że Pan Jezus jest nie tylko zbawicielem du­

szy, ale także i lekarzem ciała.

Następnym miejscem pracy duszpasterskiej był dla J. Paula zbór ewangelicki w Ravenstein.

Zamieszkał on tam wraz z swoją rodziną w starym domu parafialnym. W dniu 13 paździer­

nika 1889 r. odbyło się uroczyste objęcie przez Paula służby pastorskiej w Ravenstein. Był to szczególny i pamiętny dzień dla niego. Pomimo zewnętrznie radosnego nastroju w duszy Paula toczyła się duchowa walka, którą wyjaśnił on w późniejszym okresie. Jako młody pastor pra­

cuje z poświęceniem i oddaniem się Bogu i zbo­

rowi, zyskując sobie szybko autorytet i powo­

dzenie. Pod wpływem łaski Bożej w duszy jego zachodzi powolny proces przekształcania w ży­

wego świadka poświęconego w pełni Panu.

A oto jedno z przeżyć duchowych jakie miało miejsce podczas jego pracy w Ravenstein i które przez niego zostało opisane: ...„jako syn pastora ewangelickiego, wychowany w duchu chrześcijańskim i bojaźni Bożej czułem się usprawiedliwionym chrześcijaninem. Uważałem, że dla Jezusa jestem gotów wszystko uczynić.

Takie nastawienie dawało mi poczucie wielkiego szczęścia. Niekiedy nawet myślałem, że daleko lepiej byłoby dla mnie umrzeć, aby znaleźć się

U Pana. Jednakże miałem problem ze sprawą

(7)

uświęcenia. Czytając z listu do Rzymian r. 7, stwierdziłem za apostołem Pawłem, że mam po­

dobne przeżycia: ...,,nie czynię dobrego, które chcę, tylko złe, którego nie chcę, to czynię” ...

i jak gdyby okres gromów góry Synaj ogarniał moją duszę, tak że wzdychałem: ...„nędzny ja człowiek, kto mnie wybawi z tego ciała śmier­

ci” ... Obserwując życie niektórych chrześcijan z dawniejszych okresów lub też żyjących mi współcześnie, myślałem, że są daleko ode mnie szczęśliwsi albo też, że nie wszyscy są taką ła­

ską udarowani Walczyłem z grzechem, dożywa­

łem jednak w tej walce więcej klęsk niż zwy­

cięstw. Bóg jednak odkrył mi tajemnicę dojścia do uświęcenia przez wiarę, uczynił to według niezgłębionej dobroci i łaski Swojej. Wieczorem dnia 17 czerwca 1890 r. odpoczywałem w łóżku i analizowałem swój stosunek do Pana, wtedy też odczuwałem głębokie pragnienie, aby już całkowicie należeć do Niego i aby we mnie nie było niczego co by rujnowało mój wewnętrzny pokój. Czułem, że jestem zdecydowany uczynić wszystko, co by Pan ode mnie żądał. W owym czasie paliłem jeszcze z zamiłowaniem cygary i w związku z tym powstało wewnątrz mnie.

takie pytanie: „czy jestem gotów i w tej chwili porzucić palenie, jeżeli tego Pan zażąda?” Od- razu odpowiedziałem sobie, że o ile tego Pan żąda, to wykonam to na pewno. Uspokojony swoim wewnętrznym zdecydowaniem próbowa­

łem spokojnie zasnąć. Przyszła jednak następna myśl, która nie pozwalała mi wciąż spać spo­

kojnie: „jutro na pewno będę nadal palił, sądząc że Pan nie żąda abym porzucił palenie” . Po czym przyszła następna zwycięska myśl, że po­

rzucenie swego ulubionego nawyku mogę jedy­

nie potwierdzić przez natychmiastowe ślubowa­

nie, że od tej chwili nie będę palił, a sumę do­

tychczasowych wydatków poświęcanych na ten cel, będę ofiarował na misję. Cały ten bój prze­

żyłem w atmosferze głębokiej ciszy i radosnej świadomości, że cały należę Panu. Ledwie pod­

jąłem stanowczą decyzję o porzuceniu palenia, stało się ze mną coś nadzwyczajnego, czego się w najmniejszej mierze nie spodziewałem. Będąc przy świadomych zmysłach odczułem jak cała moja istota została przepełniona mocą Ducha Świętego i otrzymałem piękną wizję W stresz­

czeniu obszerną treść tej wizji można wyrazić następującymi słowami I zwrotki pieśni nr 584 z Śpiewnika Pielgrzyma:

„Ujrzałem już w oddali, przecudną lśniącą błoń, Tam śpieszą z pieśnią chwały, pielgrzymi ze wszech stron, Tam rządzi Król nasz wielki, Już

przygotował się by tu, Gdy dojdą wieki, w Swym blasku zjawił się” . Świadectwo to zostało opisane w książę dr Ern­

sta Giese pt. „Leben und Werk” wydanej w Marburgu w 1964 r.

Prowadząc pracę duszpasterską w Raven- stein, Paul często był zapraszany do usługi ewangelizacyjnej. Pewnego dnia stanęło przed nim decydujące pytanie, czy nie poświęcić się

wyłącznie usłudze ewangelizacyjnej. Poświęce­

nie się usłudze ewangelizacyjnej i opuszczenie stałej pracy w zborze to problem, który coraz częściej nurtował Paula. Trwając w boju mo­

dlitwy zrozumiał, że wolą Pana jest, aby po­

zostawił pracę zborową poświęcając się całko­

wicie pracy ewangelizacyjnej. Konsystorz Ko­

ścioła niechętnie patrzył na decyzję Paula, pro­

ponowano mu pozostanie na stanowisku pasto­

ra, wysuwając jednocześnie propozycję podwyż­

szenia mu uposażenia. Paul wybrał jednak po­

słuszeństwo Panu i końcem 1899 r. opuścił pra­

cę w Zborze w Ravenstein, osiedlając się w Berlinie. Tutaj otworzyły się przed nim drzwi do pracy ewangelizacyjnej. Początkowo usługi­

wał przeważnie w samym Berlinie, potem zaś jego praca rozszerzyła się, w ramach kościoła ewangelickiego, na całe ówczesne Niemcy. Prag­

nieniem jego było, aby pracować jako wolny ewangelista w ramach Kościoła Ewangelicko-

-Augsburskiego.

Przeżycie napełnienia Duchem Świętym, któ­

re miało miejsce w jego życiu, a także nowe światło na problem uświęcenia, było aktem bez­

pośredniej działalności Ducha Świętego na ser­

ce Paula. Często był on przestrzegany przed książkami amerykańskimi i angielskimi traktu­

jącymi te problemy, dlatego też wystrzegał się ich. Do głębokiego poznania uświęcenia doszedł na podstawie własnych doświadczeń i przeżyć z Panem. Podczas pracy duszpasterskiej Paul dążył, aby członkowie zboru nie byli tylko pil­

nymi uczestnikami niedzielnych nabożeństw, ale aby posiadali świadomość, że są zbawionymi przez wiarę w Pana Jezusa. W tej sprawie Paul bardzo często i długo trwał w modlitwach. Wie­

lokroć bywał pobudzany przez Ducha Świętego do bojów na kolanach za innymi ludźmi. Modli­

twy te przynosiły mu tak wielką radość, że gdy moc Ducha Świętego napełniała jego ser­

ce to z ust jego wydobywała się tylko chwała i uwielbienie dla Pana.

Błogosławieństwem dla pracy Paula był je­

go talent poetycki oraz zdolności do układania pieśni. Przez długie lata publikował on wiele artykułów w czasopismach, a także wydawał książki i broszury. Od roku 1898 rozpoczął re­

dagować czasopismo „Die Heiligung” .

Pastor Paul był także czynnym obywate­

lem i posiadał zdolności organizatorskie. Był współorganizatorem a potem członkiem zarzą­

dów takich związków jak: „Chrześcijańska Jed- nota Kupców” czy też „Chrześcijański Związek

Kolejowy” .

Nie zrażając się trudnościami angażował się całym sercem w pracy ewangelizacyjnej. W 1901 r. nieco przykry przebieg miała ewangeli­

zacja zorganizowana w mieście Raciborzu, w którym ludność nieprzychylnie ustosunkowała się do niej. Przeżycie to było dla ewangelisty pożyteczną szkołą życia. Podczas swojej pracy ewangelizacyjnej Paul usługiwał także na tere­

nie Prus Wschodnich, Śląska oraz w Pozna­

niu. Współpracował on z takimi znanymi ewan­

gelistami jak: Krawielitzki, Stockmayer czy von Yiehbahn. Pan błogosławił pracę ewangeliza­

(8)

cyjną sprawiając w wielu miejscowościach przebudzenie. Wynikiem tej pracy było powsta­

nie w ramach Kościoła Ewangelicko-Augsbur­

skiego ruchu ewangelicznego pod nazwą „Spo­

łeczność Chrześcijańska” . W tym także czasie fala przebudzenia ogarnęła Śląsk Cieszyński bę­

dący wówczas pod zaborem austriackim. Ruch przebudzeniowy i tutaj działał w ramach ko­

ścioła ewangelickiego. Ożywiona praca ewange­

lizacyjna ogarnęła także pogranicze z dzisiej­

szym państwem czechosłowackim. Pastor Paul od roku 1908 do okresu po I wojnie światowej kilkakrotnie odwiedzał społeczność, która zawią­

zała się na terenie Śląska Cieszyńskiego. Jego usługa Słowem Bożym, poparta dużą znajomo­

ścią Pisma Świętego oraz bogate doświadczenia przyczyniły się do rozwoju pracy duchowej i wzrostu liczebnego małych podówczas zborów

na terenie Śląska Cieszyńskiego.

Paul stawał się coraz bardziej znanym ewangelistą. Otrzymywał zaproszenia do usługi z szeregu odległych stron m.in. z Szwajcarii.

Nie obeszło się jednak także bez krytycznych uwag pod jego adresem, zarzucano mu jakoby za daleko posunął się w swojej nauce o uświę­

ceniu stając się marzycielem. Przestrzegano przed nim i przed jego usługą. Na zarzuty Paul odpowiadał, że odnośnie nauki o Duchu Świę­

tym i jego działaniu stoi na gruncie Reformacji i że nie może tu być jakiejkolwiek mowy o ma- rzycielstwie.

Duży wpływ na powodzenie ewangelizacji w owym czasie miało organizowanie wielkich kampanii pod namiotami. Ten sposób ewangeli­

zowania zainicjował kaznodzieja Vetter, z któ­

rym spotkał się pastor Paul, przejmując równo­

cześnie tę formę pracy ewangelizacyjnej.

Jednym z ośrodków działalności społeczno­

ści chrześcijańskiej było miasto Brzeg. Bracia Edel, Stockmayer i Leitz zorganizowali tu w 1900 r. tzw. „Przytułek Pielgrzyma” , który był miejscem spotkań usługujących kaznodziei. W tymże mieście organizowano rokrocznie tzw.

tygodnie brzeskie, podczas których spotykali się czołowi działacze ruchu przebudzeniowego.

Wiele nieporozumień wywołała nauka o bezgrzeszności. Zarzucano niesłusznie, że pastor Paul jest zwolennikiem perfekcjonizmu. W gruncie rzeczy tak nie było, wiemy jednak, że Szatanowi nie chodzi o pojęcia teoretyczne, lecz dąży on aby nie dopuścić ludu Bożego do zwy­

cięskiego życia. Paul głosił i dążył jedynie do

uświęconego życia dzieci Bożych, co może do­

konać się pod wpływem mocy Ducha Świętego.

Dlatego też inicjował gorące modlitwy o napeł­

nienie tą mocą. Wiadomości o wielkim przebu­

dzeniu w Walii, spotęgowały pragnienie za w y­

laniem duchownego deszczu wieczornego.

Pomimo wielu trudności, praca duchowa rozwijała się, a Pan Bóg szczodrze jej błogo­

sławił, co miało swój wyraz we wzroście ilości zborów oraz wiernych. Pastora Paula należy zaliczyć do głównych założycieli i przywódców powstałego na przełomie X IX i X X wieku ru­

chu zielonoświątkowego w Niemczech.

Najboleśniejszą ranę ruchowi przebudze- niowemu zadano podczas posiedzenia pastorów

i kaznodziei, które odbyło się w dniu 15,09.1909 r. w Berlinie. Na posiedzeniu tym uchwalono tzw. oświadczenie berlińskie potępiające ruch zielonoświątkowy. Podczas tego posiedzenia wzbroniono podejmowania jakiejkolwiek dysku­

sji z ruchem zielonoświątkowym i postanowio­

no, że nie będzie tolerowane nawet stanowisko neutralne wobec tego ruchu.

Pastor Paul oraz jego współpracownicy w odpowiedzi na powyższe postanowienia oświad­

czyli :

„Zdajemy sobie sprawę, że w niektórych przy­

padkach popełniliśmy błędy, których nie chce­

my usprawiedliwiać. Pomóżcie nam w takich przypadkach raczej dożyć przebaczenia i oczy­

szczenia. Nie chcemy być nikomu zgorszeniem.

Chętnie przyjmiemy na ten temat wasze uwa­

gi” (1 Kor. 10, 32, 33).

Pomimo wielokrotnych próśb Paula i jego współpracowników oświadczenia berlińskiego nie cofnięto, co ostatecznie spowodowało rozbi­

cie kilkuset tysięcznej społeczności chrześcijań­

skiej na 2 odłamy, jeden z nich dał początek zborom zielonoświątkowym, którego głównym ośrodkiem stała się miejscowość Mulheim w

zagłębiu Ruhr.

W dniu 25 kwietnia 1931 r. pastor Paul odszedł do Pana posiadając pełną świadomość umysłową oraz trzeźwość ducha. Pewien wie­

rzący, znany i doświadczony lekarz oświadczył:

...„pastor Paul jest jedynym spośród wielu pra­

cowników na Niwie Bożej, który mnie nigdy nie zawiódł. Celem całego jego życia było cho­

dzenie drogą prawdy.”

O pracował: A n d rzej K om inek

Uprzejmie przypominamy naszym Czytelnikom o wpłacaniu ofiar na miesięcznik „Chrześcijanin”

(9)

SZKOŁA BIBLIJNA

Czuwajcie,

trwajcie w wierze, mocy i miłości

Z łaski Bożej, szczęśliwie dobiegł do końca I I kurs Szkoły B ib lijn ej Zjednoczonego Kościoła Ew angelicz­

nego. Uroczystość zakończenia roku pracy Szkoły B i­

b lijn ej odbyła się w dniu 29 V br., i była połączona z nabożeństwem m odlitew nym I Zboru warszawskiego.

W zajęciach I I Kursu Szkoły B ib lijn ej brało udział 18 stałych słuchaczy z nast. Zborów :,br. A ndrzej B ajeń - ski (W arszawa II), br. K azim ierz Cackowski (Ś w in ou j­

ście), br. Jan Domański (Sielc), br. Jan Ekonomiuk (Siem iatycze) br. A ndrzej F oigt (Legnica), br. A ndrzej K arzełek (Jastrzębie), br. Czesław K arzełek (Jastrzę­

bie), br. E rw in K arzełek (Jastrzębie), br. M ieczysław K ęp a (W arszawa I), br. Józef K u rek (W odzisław), br.

Andrzej Machnicki (W arszawa I), br. Zbign iew M ysz­

ko (Zielona Góra), br. Stanisław N ow akow ski (Ś w i­

noujście), br. Tomasz Pisarek (Jaworzno), br. Jan P y ­ ra (Hrubieszów), br. M arek P yra (Hrubieszów), br. Piotr Raczek (Bielsko-Biała), br. Sław om ir Siewniak (Balin).

W program ie zajęć Szkoły B ib lijn ej w ystąpiły nie­

w ielk ie zm iany w stosunku do roku poprzedniego;

wykładano p r z e d m i o t y b i b l i j n o - t e o l o g i - c z n e (zagadnienia wstępu do Pism a Sw., egzegeza b i­

blijna, dogm atyka i zagadnienia etyczne), przedm ioty p r a k t y c z n o - t e o l o g i c z n e (duszpasterstwo, kaz­

nodziejstwo, nauka o ewangelizacji, katechetyka, dia­

konia i m isja wewnętrzna, praca wśród słuchaczy au­

d ycji radiowych, adm inistrowanie Zborem i in), oraz przedm ioty h i s t o r y c z n o-t e o l o g i c z n e (zarys historii Kościoła, Statut ZK E ). W grupie przedm iotów n i e t e o l o g i c z n y c h wykładano nast. zagadnienia:

wstęp do psychologii (br. Jan K rakiew icz), prawo w y z ­ naniowe, nauka o Konstytucji P R L i wiadom ości oby­

watelskie (br. Józef Mrózek).

W grupie stałych w ykładow ców Szkoły B ib lijn ej (r.

1974/75) znalazły się nast. osoby: br. Czesław Bassara, br. Edward Czajko, s. Mścisława Gaudek (w ychow anie muzyczne), br. M arian Giertler, br. Jan Krakiew icz, br. St. K rakiew icz, br. M ieczysław K w iecień (k ierow ­ nik Szkoły B ib lijn ej), s. A lin a Lew czu k (prow adziła za­

jęcia muzyczne i naukę jęz. polskiego do momentu p ó j­

ścia na urlop okolicznościowy), br. W aldem ar Lisieski, br. Józef Mrózek, br. K azim ierz Muranty, br. Jerzy Ratz, br. H enryk Sacewicz, br. Jan Tołw iński br. H en­

ryk Turkanik (nazwisko tego Brata zostało om yłkowo opuszczone w art. o Szkole B ib lijn ej — zamieszczonym w nrze 3/75, na s. 16. Przepraszam za tę omyłkę). K ilk u braci prow adziło także gościnne w yk ła d y i zajęcia (jed ­ no — lub kilkudniowe) — w Szkole B iblijn ej. Np. brat

Andrzej W ojn ar (Cieszyn) m iał kilka bardzo budują­

Absolwenci Szkoły Biblijnej (r. 1974/75)

cych w yk ład ów na temat księgi Psalm ów oraz br. H.

K arzełek (absolwent poprzedniego kursu Szkoły Bibl.), prow adził kilkudniow e seminarium na temat kontak­

tów z tzw. „św iadkam i Jehow y” . Z ra cji w izyt składa­

nych przez w spółw yznaw ców zagranicznych — w sie­

dzibie R ady Kościoła — odbyło się kilka spotkań ze słuchaczami Szkoły B iblijn ej.

Jak podczas poprzedniego kursu, słuchacze i częścio­

w o w yk ład ow cy brali udział w codziennych m edyta­

cjach biblijnych, na które składały się: lektura Pisma Św iętego połączona z osobistą m odlitw ą (przeczytaliś­

m y w spólnie N o w y Testament), świadectwo na temat przeczytanego tekstu oraz m odlitw a społeczna.

W s p ó l n o t a ż y c i a Szkoły B ib lijn ej w yrażała się

— poza tym ■— w uczestnictwie w wykładach i za ję­

ciach, w udziale w nabożeństwach Zborów w arszaw ­ skich. Bracia m ieszkali pod wspólnym dachem w Domu Kościelnym , spożywali wspólne posiłki oraz brali u- dział w różnych akcjach praktycznych — polegających na w ykonyw aniu pracy fizycznej. Częściej niż w roku poprzednim słuchacze Szkoły B ib lijn ej odwiedzali słuchaczy audycji radiow ych „Głosu E w angelii” . W dri.

11— 13 I V br., odbyła się — po raz pierw szy od kilku­

nastu la t — ew angelizacja w Hrubieszowie, zorganizo­

wana przez m iejscow y Zbór. Nabożeństwa ew angeliza­

cyjn e odbyw ały się w sali katechetycznej udostępnio­

nej naszemu Z borow i przez m iejscowego proboszcza, ks. dziekana Fr. Osucha. W nabożeństwach tych bra­

ła udział także liczna grupa braci ze Szkoły B ib lij­

nej — służąc św iadectwem oraz spełniając w iele czyn­

ności praktycznych. K ilk a osób — członków I Zboru w arszawskiego — zaprosiło także braci z I I kursu Szkoły B ib lijn ej do swoich dom ów — na „herbatkę” .

Serdeczną troskę o braci biorących w I I kursie, roz­

toczyły siostry pracujące w w K om itecie Gospodarczym

— przygotow ując starannie codzienne posiłki: ja k np.

s. Janina Głowniewska, s. M aria Ostrowska, s. H e­

lena Szczurowska, s. M aria Szuba (intendentka), s. Józefa W ojdakow a (siostra W ojdakow a niespodzie­

w anie odeszła do wieczności, w lipcu br.). Jesteśmy wszyscy szczególnie wdzięczni — naszym Drogim Siostrom za ich poświęcenie i duży wkład pracy. I ponadto bez tego rodzaju c h r z e ś c i- j a ń s k i e j d i a k o n i i nie można b y m ówić o nor­

m alnej pracy Szkoły B ib lijn ej. Z naszej strony: w dzię­

czności — za trud poniesiony przez Siostry — tow arzy­

szą, i będą towarzyszyć, nasze m odlitw y przyczynne.

Nabożeństwo końcowe w dniu 29 V br., miało uro­

czysty charakter. B rali w nim udział współpracowni­

(10)

cy i słuchacze Szkoły B ib lijn ej, (w tym grupa Braci z X kursu), bracia z Prezydium Rady, członkowie ro ­ dzin absolwentów, goście oraz członkow ie Zborów warszawskich. Po przyw itaniu uczestników uroczysto­

ści, br. M ieczysław K w iecień (kierow n ik Szkoły B i­

b lijn ej) przem ów ił krótko w oparciu o tekst z 1 Kor.

16, 13— 14: „Czuw ajcie, trw a jcie w w ierze, bądźcie m ęż­

ni, bądźcie mocni. Wszystko niech się dzieje u was w miłości...” — kierując te Słowa, szczególnie, pod adre­

sem braci wychodzących ze Szkoły B iblijnej.

Następnie — po m odlitw ie — jako pierw szy prze­

m ów ił br. Konstanty Sacewicz (nowo w yb ran y prezes R ady Kościoła) w oparciu o tekst z Łk. 10,17 nn. W dalszej kolejności dłuższe przem ów ienie w ygłosił, ba­

w iący gościnnie w W arszawie, prezes R ad y Kościoła Braterskiego w Czechosłowacji (daw niejsza Jednota Czeskobraterska) — brat Jan Urban. Przem ów ienie to tłumaczył z czeskiego br. Jan K aleta (przełożony Zboru w Gródku, syn brata seniora K a rola K alety).

W imieniu zespołu w yk ład ow ców przem aw iali bra­

cia — M arian G iertler (przełożony Zboru w Tarn ow ­ skich Górach, członek R ady Kościoła), br. E dw ard C zaj­

ko (skarbnik Rady Kościoła) i br. H enryk Turkanik przełożony Zboru w Jaworznie). W im ieniu słucha­

czy Szkoły B ib lijn e przem aw iał br. E rw in K arzełek akcentując słowa z 2 Kor. 5,9: „D okładam y starań żeby, niezależnie od tego, czy m ieszkam y w ciele, czy jesteśmy poza ciałem, Jemu się podobać...” .

Przem ów ienie końcowe w ygłosił br. St. K rak iew icz (honorowy prezes R ady Kościoła), w oparciu o tekst z perykopy o powołaniu uczniów przez Pana Jezusa Chrystusa (M k 1, 16 nn.) Następnie brat. S. K rak iew icz w asyście br. K . Sacewicza i br. M. K w ietn ia dopełnił a k t u w y s ł a n i a . Stojąc przed Zborem, bracia — wychodzący ze Szkoły B iblijn ej — złożyli zapewnienie służby i wierności Panu Kościoła. Po tym w zruszają­

cym momencie odbyła się wspólna m odlitwa, oraz od­

czytanie słów Błogosławieństwa Pańskiego (IV M ojż.

4, 24— 26).

Podczas nabożeństwa kilkakrotnie służyli śpiewem bracia ze Szkoły B iblijn ej, dw ie pieśni solowe w y k o ­ nała s. M ika Gaudek (z I Zboru łódzkiego). Uroczyste nabożeństwo, związane z zakończeniem pracy Szkoły B iblijn ej, zakończono wspólną pieśnią przypom inającą treść wykładów , i atm osferę panującą podczas I I kur­

su Szkoły B ib lijn e j: „Chrystusa ogłoś serca swego K r ó ­ lem...” .

W yrażam y przekonanie, iż to — z konieczności bar­

dzo okrojone — zrelacjonow anie pracy Szkoły B ib lij­

nej, będzie m iłym wspom nieniem dla wszystkich, któ­

rzy w tym dziele brali czynny udział, i być może spra­

wi, że rów nież w gronie Czytelników znajdą się kan­

dydaci do Szkoły B iblijnej, w now ym roku, który — mamy nadzieję w Panu — rozpocznie się na począt­

ku października br.

W szystkim Czytelnikom, a szczególnie braciom ze Szkoły B iblijn ej, przypom inam y — w ra z z serdecz­

nym i życzeniam i — raz jeszcze cytowane Słowo b ib lij­

ne: „Czuw ajcie, trw ajcie w wierze, bądźcie mężni, bądź­

cie mocni. Wszystko niech się d zieje u was w miłości...”

(1 Kor. 16, 13— 14; por.: proroctw o Jeremiasza, rozdz.

1).

M.Kw.

ANONSUJEMY

„A by byli jedno"

Pragnę zasygnalizować wszystkim czytelnikom w ia ­ domość o ukazaniu się now ej p o z y c ji1 naszego w y ­ dawnictwa. Książka ta, o której dużo m ów iło się przed je j wydaniem, jest już w sprzedaży. Autora książki — brata Stanisława K rak iew icza — nie potrzeba przed­

stawiać, gd yż jego życie i działalność związana jest bezpośrednio ze Społecznością Zjednoczonego K ościo­

ła Ewangelicznego, jak rów nież z I Zborem w arszaw ­ skim. Przedstawiona książka jest zbiorem artykułów drukowanych na przestrzeni praw ie 30 lat w m iesię­

czniku „Chrześcijanin” i innych czasopismach koś­

cielnych. W yd a w cy przedstaw iają w książce p. t. „A b y byli jedno” krótką je j charakterystykę, jak również szkic biograficzny autora.

Rozdział pierw szy (książka składa się z czterech roz­

działów ) zatytułow any jest „ Ś w i a d e c t w o i e w a n ­ g e l i z a c j a ” — w którym autor opisuje m iędzy in­

nym i także zagadnienia ja k : „M usicie się na nowo na­

rodzić” . A rty k u ł o działalności „Głosu E w angelii z W arszaw y” zam yka pierw szy rozdział tej książki. W y ­ daw cy w przedm ow ie tak scharakteryzowali pierw szy rozdział, zebrane zostały przede wszystkim te rozw a­

żania, które należą do jądra zwiastowania chrześcijań­

stwa i B iblii, m ów ią o konieczności odrodzenia się każdego człowieka, jeśli pragnie on dostąpić udziału w życiu w iecznym (por. Ew. Jana 3,7).

„ Z a a n g a ż o w a n i e s p o ł e c z n e ” — to tytuł drugiego rozdziału. W pierw szym artykule autor poru­

sza w ażn y problem — ja k m am y służyć bliźnim — ja ­ ko chrześcijanie. D aje na to wyczerpującą odpowiedź.

Poruszone w tym rozdziale rów n ież sprawy społeczne nie pow inny być obojętne chrześcijanom. N ie tylko te spraw y są omawiane. A u tor pisze jeszcze o życiu w pokoju, ekumenizmie, porusza sprawę dwóch syno­

d ów (V I i V II), ja k rów nież 25-lecie istnienia i służby Zjednoczonego Kościoła Ewangelicznego w naszym kraju.

Rozdział trzeci jest najdłuższym rozdziałem tej książ­

ki, a autor zatytułował go „ R o c z n i c e i ś w i ę t a c h r z e ś c i j a ń s k i e” . A u tor nie ogranicza się tylko do Św iąt Narodzenia i Zm artw ychw stania Pana Jezu­

sa, ale zadaje pytanie aktualne na dzień dzisiejszy:

„K im jest dla ciebie P an Jezus?” „K im jestem dla w as?” . Takie pytanie On postawił swoim uczniom. W książce znajdujem y na te pytania odpowiedź. W roz­

dziale tym znajdujem y bardzo ciekaw y artykuł p.t.

„U w ielb ion y Pan ” . U w ielbion y Chrystus, który w stą­

pił do nieba, został uczyniony Panem. „Jezus jest P a ­ nem” — tak brzm iało najkrótsze w yznanie w ia ry p ier­

wszych chrześcijan. „U w ielb ion y Chrystus stał się G ło­

w ą Kościoła, G łow ą i reprezentantem now ej odrodzo­

nej ludzkości” (Kol. 1,18). „U w ielb ion y Chrystus stał się N ajw yższym Kapłanem, który przeszedł przez nie­

biosa (Hebr. 4,14). Ten uw ielbiony Pan, Jezus Chrystus,

10

Cytaty

Powiązane dokumenty

A jed ­ nak w otaczającym nas świecie zw iastow ane jest Boże posłannictw o pokoju w ynikające z głoszo­.. nej Św iętej Ew angelii, docierające do uszu

sznika, który przez moc krw i przelanej na krzyżu Golgoty stał się Bożym dziecięciem.. Pan Jezus Chrystus uczynił to z miłości do każdego

wieni. Taki smutek może utulić tylko Bóg. On chce, abyś w sposób szczery i świadomy przybliżył się do Niego. Jezus nie stanie się twoim Zbawicielem, jeśli z

pliw ością oczekiwać Jezusa C hrystusa, którego przyjście jest pew ne i bardzo bliskie. Oto nie drzemie ani zasypia stróż Izraela. Pan stróżem twoim po prawicy

Musimy to sobie jasno uświadomić, że to właśnie jest praca diabła nad nami, który stara się zniechęcić do modlitwy i przeszkodzić w niej. Jakże często mu

[r]

Podobnież wszechm ocnym jest Ojciec, w szech ­ mocnym Syn, w szechm ocnym Duch Święty; a jednak nie trzej wszechm ocni, ale jeden w szechm ocny... Kara śm

jest czysta, tak czysta jest też miłość Boża. Od w iary bow iem uzależniona jest skuteczność naszej wszelkiej prośby.. Dzięki Ci, Panie, że w yraźnie i