• Nie Znaleziono Wyników

Żydowska rodzina opolskich aptekarzy - Tadeusz Szuba - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Żydowska rodzina opolskich aptekarzy - Tadeusz Szuba - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

TADEUSZ SZUBA

ur. 1924; Kolonia Szczuczki

Miejsce i czas wydarzeń Opole Lubelskie, dwudziestolecie międzywojenne, II wojna światowa

Słowa kluczowe okupacja niemiecka, Żydzi, życie codzienne, skład apteczny, aptekarz

Żydowska rodzina opolskich aptekarzy

O, jeszcze znałem tych, Dysich-Pery się nazywały, nazwisko. No tak na nich mówili, że to ich było ich nazwisko. Aptekarze. Oni mieli skład apteczny. Panie, jakie to były ludzie, życzliwe. Ja tak muszę powiedzieć. No bo biedę miały ich te ludzie, trzeba było iść do lekarza, żeby wziąć, dostać, załóżmy no, może by lek wypisał jakiś, to. No to trzeba było opłacić wizytę, nie? No a jak nie mieli pieniędzy. A do nich, do tych Dysich-Perów jak się poszło, on był taki znany, on był, no ja wiem… no lekarz. No był lekarz, tak. On popatrzył co, mnie oczy tak bolały. I też ojciec mnie wziął i mówi:

„Panie, co mu jest, co go oczy tak bolą?” Popatrzył, dał lek, pomogło mi. Pomogło mi bez lekarza. Tak. Bardzo oni dużo ludziom o takim dobra robili, ci Dysich-Perzy.

Bardzo dobre. Dysich-Perzy nazywały, tak. Skład apteczny miały. O tych znałem też, tak. Córki mieli dwie. Też to, tą córkę jedną im ach, zastrzelili. A ponoć oni wytruli się sami. No bo widzieli już co się robi z nimi źle. Bogaci byli, bo to skład taki mieli.

Wiedzieli, że już życia nie będzie, nie ma. Będzie no… mordownia jedynie. To środki jakieś sobie wzięli i wytruli się sami. Żeby już nie przechodzić tego wszystkiego. A tą córkę to im zabili, no, ja nie byłem przy tym, tylko słyszałem, mówili o tym. Bardzo urocze te dziewczyny, dwie córki miały. I jechała jedna z Warszawy, no w jakiejś tam była sprawie. I jechał tajniak Niemiec z Opola. Były te tajniaki. I towarzyszył jej całą drogę, bo ona była zdatna dziewczyna. No i później chciał z nią nawiązać [znajomość], jak do Opola przyjechali, tu kolejką, to. Wysiedli. Teraz on się pyta gdzie ona mieszka, to on będzie w towarzystwo do niej przychodził, ten Niemiec. I ona mu się prawdopodobnie, ja nie byłem przy tym, tylko słyszałem, przyznała, że ona jest Żydówka, że ona tu mieszka. Proszę pana, nie puścił już jej. Wyprowadził ją na kierkut, zastrzelił. To jak się ojciec ten, jeszcze oni żyli te Dysie-Pery wtedy, dowiedział, że córkę na śmierć prowadzi, ponoć duże pieniądze chciał dać żeby ją puścili. Nie puścili. Nie puścił, tylko wyprowadził, zastrzelił. Tak. I dlatego oni później widzieli co jest, wytruli się i nie męczyli się tak. To o tych znałem. I mówię, bardzo

(2)

mam o nich dobre zdanie, bo to dużo ludziom pomagali. Za pieniądze, ale pomagali.

Pomagali. Doradził, wytłumaczył. No z różnymi bólami ludzie szli i… No bo mówię, do lekarza no to trzeba było mieć na tą wizytę pieniądze, to. No a nie miałem tych pieniędzy. Miałem na ten lek. Tak że…

Data i miejsce nagrania 2011-09-13, Opole Lubelskie

Rozmawiał/a Tomasz Czajkowski

Transkrypcja Marta Tylus

Redakcja Maria Radek

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Bo to było w takiej dolinie, gdzie rosły olchy, była taka zakrzaczona, i pamiętam, że ci chłopcy niemieccy, młodzi, już nie żyli.. I ci sowieccy, Rosjanie,

Tego krytyka literackiego, który, chyba w 2000, czy 2002 roku zmarł chyba w Stanach Zjednoczonych, a przecież w PRL-u to był na indeksie.. Widocznie musieli być mądrzy tam

Mianowicie on miał pewną głębię, której sam jakby nie do końca rozumiał - co się tam w jego życiu kryło, w tych głębinach - i od czasu do czasu, przez jakąś poetycką

Kazik w pewnym momencie dostał propozycję przeniesienia się do Teatru Współczesnego we Wrocławiu i przeniósł się zabierając kilku aktorów, kilka osób, i pań i

Wtedy jeszcze był ten gmach [siedziba „Sztandaru”] na Alejach Racławickich, który był ostoją [lubelskiego PZPR], a tu nagle plakaty „Solidarności”, tablica „Solidarności”.

Bo koks w piecu zwykłym się nie spalał, bo to był za mały ciąg powietrza, ale na tej kuźni polowej - dziadek mówił felczmyda, no to tam spalał się, była wysoka temperatura..

Ojciec był dla tej władzy bardzo niebezpieczny, dlatego, że należał do jednostki wyspecjalizowanej - to byli komandosi, ale w takim wydaniu maksymalnym. Szkoleni

To już nam później było lepiej, bo tak na początku jak pracował, to tak byle jak było, ale później to już jak zakładali te centrale telefoniczne, to już dobrze nam było żyć,