• Nie Znaleziono Wyników

Arkona : miesięcznik poświęcony kulturze i sztuce, 1948.04-06 nr 04/06

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Arkona : miesięcznik poświęcony kulturze i sztuce, 1948.04-06 nr 04/06"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

W NUMERZE:

J. 8ROSZKIEW ICZ: OSCY LUDZIE; K. FILIPOW ICZ: PROFILE M O IC H PRZYJACIÓŁ; ST. SZCZEPAŃSKI: O OPERZE; W . SZEW­

CZYK: LITERATURA NIEMIECKA PO WOJNIE; KW Z.: JESIENIN NA SCENIE: CZ. ZGORZELSKI: SPRAWY NAUKI W LITERATURZE.

CENA: ZL 30

m S e s i ą c z n i k p o ^ w i ą c o n y k u l t u r z e ■ s z t u c e

i t t iiiim«iiiiiimmimi^nnjííiiww iimiihiiiillll■ll■ min wiim ai,' jhiitbbtimmmmmm* ——n« ■firi'fflri

ROK II!. NR 4/6 (30 32) P O Z N A Ń - B Y D G O S Z C Z - W Y B R Z E Ż E KWIECIEŃ -CZERWIEC 1948

A R T U R M A R ) A SW TNARSK1

L A T A J Ą C Y H O L E N D E R

K O M E D I A G D A Ń S K A W T R Z E C H A K T A C H

Z „t e k i g d a ń s k i e J"

J A N A B U Ł H A K A :

„ S l a r y w o j o w n i k "

Puck, Sala w e dw orze W e jh e ra , w oje - w o d y malh orskiego. Słoneczny p o r a n e k ; izba cała jest na pełnio na bliskośc ią morza, a n ies p ok ojna od z m ie nnych re fle k s ó w i bryzy. (K on ie c aktu drugie go:)

K R Ó L: P atrzym y na m o r z e 'i d a le j, i da»

le j, a w o k ó ł nas p o w s ta ją z m a rtw y c h mę*

żowre od w ażni, K o lu m b y . T ak nam się w y ’ daje, żeśmy kość z ic h ko ś c i i k re w z .ic h k r w i i duch z ich ducha i og ie ń z ic h ognia, co ro z p a lić p o tra fi gnuśne s e rc e .— .ta k nam się m arzy, K rz y s z to fie A rc is z e w s k i. A ż na*

gle budzi się w rz a w a — i co? Przed tobą tłu s te gęby s e jm iją c y c h , k tó rz y je d n ą ty p k o znają drogę: od k a b z y do m is k i. Prze*

gnają żeglarzy, i z ja w y K o lu m b ó w uciekn ą przed ły c z a n y m żyw o te m i przed pospoli*

tością s m ro d liw ą i przed ty m lę k ie m w za*

ję c z y c h ślepiach... T w o ic h oczu trzeba Po*

la k o m , A rc is z e w s k i. A le co ja ci d zisia j dać m ogę? Suchą służbę, lą dow ą. ( C h w ila c i­

szy). T y m nie nie słuchasz, panie admP la le...

A R C IS Z E W S K I: D zię k składam łasce k ró le w s k ie j za obie tn icę.

K R Ó L: T y tam patrzysz... N ie patrz na m orze, za p o m n ij. ( A le sam spojrzał, pod'- cliodzi b liż e j do drzw i). W idzisz? ry b a c y w y ru s z a ją na p o łó w .

A R C IS Z E W S K I: N ie w ie le dziś nałapią.

0 te j porze ro k u szkoda naw et w y p ły w a ć . K R Ó L: Dobrze ro b ią w io s ła m i, co?

A R C IS Z E W S K I: Ten s ta ry n a jle p ie j.

K R Ó L: A zgrabne to, i na okrę ta ch , po*

ciechę z n ic h m ie liś m y o w e m i czasy, k e k 1 ko, fig la rn ie ): W iesz, ja ka m i w te d y fanla*

zja s trz e liła do g ło w y ? U szlachcić ty c h Ka*

szubów, he rb y im w y m a lo w a ć p iękn e — 1 marsz na sale sejm ow e ! I niech tam lu*

dzie m orza gadają o m orzu. N ie c h oni roz*

istrzygną: Ma=li b y ć flo ta , czy nie? (Śmieje się). C h yba b y m i m oje stare w a rc h o ły w s e jm ie g ło w ę u rw a ły ... ( O dw ra c a się fy*

łem do morza). Sm utnyś, a tu k ró le w s k ie wesele za pasem, s w a ty ju ż go n ią przez Europę.

A R C IS Z E W S K I: Ja żołnie rz, nie żaden hom o p o litic k s .

K R Ó L: To w g ru n c ie p ro s ty rachunek, choć na w y p ła tę czekać p rz y jd z ie , może przez parę w ie k ó w . W z m o c n ią Polskę ślu*

b y k ró le w s k ie , a n ie c h je n o będzie m ocna, to w te d y musi tu p o w ró c ić . O d b u d u ję stare p o rty . I w te d y może ó nas w spom ni, K rzy*

■ozt o lle A rc is z e w s k i.

(O d le w e j wc h od z i Opilz).

O P IT Z : P anow ie G dańsk p rz y b y li, po*

k ło n ić się przed m ajestatem k ró la jego*

mości.

K R Ó L: (s k r z y w ił się): Co tam znowu?

O P IT Z : H o łd zło żyć p rz y je c h a li pano*

w ie senatorzy.

K R Ó L: A cóż na Boga, z b ro ili?

O P IT Z : P anow ie

K R Ó L: Bo k ie d y się k ła n ia ją , to nieza*

w odn e omen, że m ają n ie czyste sum ienie.

(Śm ieje się). A może chcą ty lk o co. w y łu * dzić, pa pierek, pergam in... Każ im tu za*

czekać. (O p iiz e x i t na le wo). Chodź A rc i*

szew ski, m ię dzy róże. Ł y k czystego po*

w ietrzą, nim p rz y jd ą te lis y , b o -im szpetnie z gę by pa chn ie od ty c h s łó w faszyw ych . Ł y k świeżego p o w ie trza . (E xeunt środkiem.

Scena przez c h w ilę pusta).

O P IT Z : (wc h od z i z le w e j) : Raczcie tę*

dy, panow ie.

( W c h o d z ą : Vosch, Ges ch ow, Prenen, He-- wel, Sander i Schrór. Rozgląda ją się nie'- śmiało, stoją b lis k o d r z w i ) . .

O P IT Z : Starszy pan rozm a w ia jeszcze z A rc is z e w s k im .

V O H S : (zbliża się k u ś r o d k o w i sceny, po k az u je na m odel o k r ę tu ) : P ię knie się ba*

wi. O k rę t.

SAND ER: To now a flo ta p o ls k a w o ju je po stole.

G E S C H K O W : Cicho...

V O S C H : D rż y jc ie ! Bandera z żelaznym ram ieniem .

SCHROR: (pa tr z y na mapę, leżącą na sto­

le). Bierze k u rs .prosto na Szwecję.

G E S C H K O W : N ie m ó w c ie la k głośno.

O P IT Z : (do C e s chkowa): Ręce p rz y so=

bie, bo w y s trz e li!

G E S C H K O W : N ie śpi lic h o . '

V O S C H : K ró l dm uchnie i ru s z y armada.

H E W E L: Jeszcze m u w ia tr od m orza nie w y w ie trz a ł z g ło w y .

PRENEN: N ie c h s ię tam bawi...

V O C H S :- N ie c h sobie puszcza o k rę ty w w a nnie.

SAN D E R : To zdrow o, roze rw ać się tro*

chę w p o ra n n e j k ą p ie li.

SCHRÓR: I podczas śniadania zdoby*

wać Szwecję.

PRENEN: N ie c h marzy....

V O C H S : N ie c h w y rż n ie pięścią w stół i m y ś li, że to w G dańsk uderzył.

O P IT Z (z ironią). J a k o s e k re ta rz k ró le w * s k i prz y p o m n ie ć się ośm ielam , że pa no w ie id ą h o łd składać przed m ajestatem jego*

mości.

V O C H S : (taksam o): A racja, racja, pano*

w ie, s k u p m y się. (Do Pitza). C hodźcie no,

panie sekre ta rzu k ró le w s k i. (P rowadzi go na stronę prawą). Jest drobna prośba do pana O pitza . ( W y j m u j e list, p o da ję O pfizo*

w ij. List.

O P IT Z : (wącha lis i) : O... esencja róża*

na. W n a jle p s z y m ga tunku . (C zyta adres).

Do adm irała...

V O C H S : Podsuńcie m u ten liś c ik . Ze to n ib y g o niec z G dańska u m y ś ln y .

O P IT Z : E sencja różana... (C h ow a lisi).

Z drad źcie gdzie tam w G dańsku ta k przed*

nią n a b yć m ożna esencję różaną.

V O C H S : N ie zdradzę, ja k też nie pisnę s łó w k ie m , gdzie k u p iłe m flaszeczkę w in a staruszka, k tó rą bym rad w y p ił z panem O pitzem , — p e te rc y m e n t hiszpański...

O P IT Z : P e te rcym e n t hiszpański?

V O C H S : M a la g a , gęsta, ja k smoła...

( O t w ie r a ją się d r z w i z pra w e j. W c h o d z i k i l k u d ra g o n ó w W ejh e ra , r o z s ta w ia ją się wzdłuż ścian. Pa nowie gd ań scy c ofają się ku d r z w io m na le wo, p o z d e jm o w a li k a p e lu * sze. O p it z p r z y stole. Cisza. D r z w ia m i z p r a w e j w c h o d z i k r ó l, p rz y Z ło t y m Runie, -io g ło w ie czarn y kapelusz. Rozm awia ją c z A r c is z e w s k im i na gdańszczan u w a g i nie zw racają c, id zie k r ó l p o w o li k u ś r o d k o w i sceny. P anow ie gd ań scy k ła n ia ją się i t r w a j ą schyleni).

K R Ó L: N ie , nie, panie A rc is z e w s k i, —*

n a jle p s z y z G dańska. T a k ie g o p ro c h u ani w H o la n d ii nie m ia łeś. To ich s e rk e t, za ko*

rzec zło ta nie zdradzą. (Podszedł do stołu, stuka palcem w tekę, k tó r ą O p it z tr z y m a w ręku). A prędzej m i, panie po e to z ty m li*

stem do Sandera — prozą, a sia rczystą , w y * garnąć m u p a ternó ste r, że jeszcze p ro c h ó w nie d o s ta rc z y ł do W a rs z a w y .

O P IT Z : Pan Sander je s t tu w śró d sena*

to ró w .

K R Ó L: T o sp y ta ć m i go s ię zaraz, czem u te rm in u nie uszanował.

S AND ER: (po c h w ili ) : Z przeproszeniem waszej k ró le w s k ie j m iło ś c i, przed je s ie n ią nie sposób...

K R Ó L: U m o w ę tam m am y w k a n c e la rii, że na czerw iec.

SA N D E R : K ie d y p o s łó w p rz y s ła li, z prze*

proszeniem w a szej k ró le w s k ie j m iło ś c i, bła*

ga li, om al, że n ie g ro z ili.

K R Ó L: Kto?

SA N D E R : B ran de nb urczyk.

K R Ó L: T eraz do piero o d w ró c ił się i spój*

rż a ł na Gdańszczan, k tó rz y znó w się k ła n ia * ją z p o k o rą : B ra n d e b u rc z y k o w i sprzedał Sander nasz proch?

S A N D E R : Tam w o jn a . A w Polsce p o k ó j i p ro c h u nie potrzeba. N a jl s ie ń z przepro*

szeniem waszej k r ó le w s k ie j —

K R Ó L: (podszedł o k r o k do Sandera):

S łuchaj Sander! Za d w ie nie d zie le p ro ch bę*

dzie w W a rsza w ie .

S A N D E R : N ie sposób, — Brandebur*

czyk —

ZI EM IE O D Z Y S K A N E W P L A S T Y C E P O L S K IE J

Z E N O N K O N O N O W I C Z

P r z y s t a ń r y b a c k a O l e j

(2)

A L E K S A N D E R B L O K

S C Y T O W I E

M lia n y

m a s .

Nas lic z y ć p ró ż n y tru d , S p ró b u jc ie dziś się zm ierzyć z nam ! Tak m yS cyto w ie !a z ja ty c k i ród Z skośnym i i c h c iw y m i k r w i oczam i!

Nammgnienie. W am stuleci dzw oni! czas, A m yśm y ja k pokorne ch ło p y

T rz y m a li tarcze pośród w rogich ras M ongołów i E u ro p y !

O d w ie k ó w tygle p ła w ił stary piec I g łu szył tw a rd y grzm ot la m in y,

Pozostał d z ik ą d la mas b a jk a zmierzch Lizbony z n o jn e j i M e syn y!

Na wschód od setek spoglądacie lat, Grom adząc kruszce, p e rły , ska rb y, Z szyderstwem z im n y m oczekując dat B y w nas skierow ać lu f y arm at.

I nadszedł czas. U la ta losu p ta k I każda c h w ila k rz y w d y m noży, N a d ejd zie dzień i zn ikn ie n aw et ślad P rz y b y tk o m w aszych i rozkoszy.

0 s ta ry świec e! p ó k i jeszcze trw a sz

/ w s ło d k ie j męce trw o n isz błogie d n i swe, Przem ądry stań, ja k E d y p p o c h y l tw a rz Przed S finksa słodką tajem nicą.

Rosjato S fin ks, p ła w ią c się w czarnej k rw i, U radości i we łzach się iści

1 p a trzy, p a trz yja k im jesteś t y ? Z m iłością oraz z nienaw iścią.

Lecz kochać ta k, ja k kocha nasza k re w N ik t z was od daw na ju ż nie urnie, Zapom inacie, że m iłość ja k g niew Również przepalaró w n ie ż gubi.

K ocham y w s z y s tk oi żar ch ło d n ych liczb I d z iw n y boski d a r natchnienia,

Dostępna nam jest G a lló w jasna m y ś l I czół germ ańskich c h m u rn y geniusz.

M y pam iętam y i p a ry s k i czad I w łoskie łazuroroe tonie

I c y try n o w y c h g a jó w w o n n y w :a tr I za d ym io n y zrąb K olon ii.

K ocham y barw ę, sm ak i życia blask, D uszny, śm ie rte ln y ciała zapach, D a ru jc ie nam, g d y zaśnie szkielet masz W łagodnych, ciężkich naszych łapach.

P rz y w y k liś m y poskram iać ko ński pęd

O n c u g li z d ło n i nam nie porw ie, — U m iem y łam ać koniom c ię ż k i grzbiet I b ra n k i ko rzyć niepokorne.

W ołam y w as! O d g ro źby w o jn y precz, W objęciach naszych p o k ó j macie,

Jeszcze je s t czas! Do p o c h w y s ta ry mlecz I tow arzysze, znow u bądźm ybracia.

A je ś li niem y nie doznam y stra t l nam dostępne m iarołom stm o I będzie mas przez se tki d łu g ic h la t Spóźnione, chore k lą ć potom stwo.

Szeroko hen /w śró d dziew iczych k n ie j, Tuż przed E uropąkrasaw icą M y ro zstą p im y się, b y grozić je j Swą d z ik ą gębą a z ja ty c k ą .

Za U ra l id źcie ! Kom u m iły m ord, l stępujem y z poła cało,

Gdzie w śród m ongolskich, d z ik ic h dyszą h ord S talow ych m aszyn ode g ra ły.

J a k p u k le rz n ik t z nas ju ż nie będzie stał, Do b itw y nie p ó jd z ie m y sami,

S p o jrz y m y ty lk o na b ite w n y szaf S w y m i mąsk in i źrenicam i.

I nie ru s z y m y się. g d y rozwścieczony H u n Grabieżą tru p ó w się ¿bogaci,

Do ś w ią ty n ń konie będzie grud w śró d łu n I sm ażyć ciało b ia ły c h braci.

O p a m ięta jcie się. D z is ia j ostatni raz Przed starym św iatem jasność błyska, Na ucztę p ra cy i p o k o ju mas

Z w o łu je lira barbarzyńska.

tłu m a c z y ł: E U G E N IU S Z M O R S K I

(dokończenie ze str. 1 -ej) V O C H S : (po c h w ili, w i e lk i m gestem.

K R Ó L: A cóż nam tw ó j B :an de tm re zyk! wska zu je na morze): Rozbrat? A nam opo*

Za d w ie niedziele, bo b y ś m y się na cie bie , w ia d a li żeglarze, że kto raz poddał się ła*

Sander (do bitn ie ) po gniew ać m u sie li. lóm i w ia tro m w n ie w o lę , tego m orze nie S AND ER: B ra n d e b u rczyk k lie n t do bry, puści, choćby się m ocną cum ą p rz y w ią z a ł zap ła cił, p rz e p ła c ił, — te d y będzie m i , trzeba dó lądu -— p o rw ie cum ę i w ró c i i zawsze gn ie w k ró le w s k i p rz y ją ć za w o lę Bożą. będzie w ra c a ł, bo ś lu b y z m orzem w ieczne,

SCHRÓR: P rzetrzynja G dańsk zarazę ze5 św ięte, niero zerw a lne ,

szłego ro k u za w o lą Bożą, p rz e trz y m a ł K R Ó L: Zapisz, zapisz, panie O p itz, to G dańsk o rk a n o s ta tn ie j w io s n y za w o lą Bo5 istna poezja. O dką d to p a n o w 'e senatorzy żą, gn ie w k ró le w s k i na s ie b ie p rz y jm ie , b y ta k ic h u ro d z iw y c h słów dobierać się na*'

jeno n ie b y ł z b y t srog i. uczyli.

H E W E L: A w ratuszu p e rg a m in y c h o w a “ VO CI-IS: K ró lu m iło ś c iw y , — m v od C’ U*- m y z podpisem k ró la jegom ości, k tó re nas ła n ia ta la ró w , praw da, ; c d ło k c ia i w a gi, snadnie o c h ro n ią od g n ie w u k ró la je g o 5 prawda, ale i to praw da, k tó re j ze serca nie

mości... w yd rze nic, 'że w nas m orze ń ą k o ly s a ło ta *-

SGHÓR: J a k o że nie zgodnie to, b y pra* ką m u z y k ę osobliw ą, k tó ra nam gra w ; go*

w ic a podpis sta w ia ła na perga m inie, a le* dzinę w y p o c z y n k u i' każe m iasto m iło w a ć

w ic a biła... po sw ojem u. Będzie G dańsk m ia ł do m y

K R Ó L: ( g n ie w nie): T a .rę k a czasem pisze, z m arm uru, to jeszcze nie dość, i da chy ze

— d io b o lo suadente, pisze — ale i za k a rk złota, to jeszcze nie dość. N a d da cłiam i ze złapać p o tra fi, za k a r k i (podnosi glos) na złota m usi się w zn osić to, czego ani sprze*

k o la n a ! dać, ani k u p ić n ie można, a co je s t z tego

(G eschko w prze rażo ny gru chn ął na kolana), m a te ria łu , z ja k ie g o tw o rz ą legendę. Ta mu»

K R Ó L: (spo jrzał na klęczącego ze w s trę’ zyka... nie k a ż d y ją usłyszy... ale k to ją po*

tem): Jeszcze nie czas, b ra tk u . Podnieście czuł, ten je j ju ż nie przegoni, chociaż go ten an tałe k, (z iro ną ) k tó r y się nie po zna ł czasem dręczy, chociaż n ie w y g o d n a i cza*

na przenośni p o e ty c k ie j. (G esc hko w sapiąc sem zasnąć nie pozw ala. M y w am może bliż*

podn osi się). ( K r ó l staje przed Gdańszczan'* si, panie A rc is z e w s k i, niż byście u w ie rz y ć nem, z hu m orem ): M ó w ił m i pan O p itz, że c h c ie li. I m y w ie m y , co to ś lu b y z m orzem , pono k ła n ia ć się p rz y b y li p a n o w ie Gdańsk. A R C IS Z E W S K I: Ślub u czyn iłe m , że od*

Że z hołdem , A tu p o k o ry n ie słyszę w wa* tąd ju ż R ze czypo spolitej t y lk o s łu ż y ć będę:

szych słow ach, (coraz \ eselej) an i n a w e t — a w y co? W y dziś się k r ó lo w i ła sicie ,

grzeczności za grosz. panow ie G dańsk, ale ju tr o B randeburczy*

V O C H S : (po s tąpi1 o k r o k po g łę b o k im kom pro ch sprzedajecie, a p o ju trz e sprzeda»

u k ło n ie ) : K ró lu i panie m iło ś c iw y , sem per cie m u w ię c e j. W y R zeczypospolitą ta k dłu>

fid e lis i czci pełen G dańsk w naszym p o k ło * go m iłu je c ie , p ó k i w am ta la ra m i p ła c i za nie c a ły się c h y li przed tw o im m ajestatem afekt.

i. prosi, byś nam rękę op ie kuńczą uca ło w a ć K R Ó Li Ten wasz poeta, to Vochs, praw da?' p o z w o lił. A dla serdecznych a fe k tó w wzm óc* V O C H S : J ó rg Vochs.

nien ia, dla w ę z łó w p rz y ja z n y c h zacieśnię* K R Ó L: Z P olką byłeś żon aty. To też fan*

nia w iększego, przed tw e oblicze z s u p lik ą tązja polska zaszum iała ci w g ło w ie , że ju ż z b liż y ć s ię ośm iela, z prośbą un iżo ną — ze ' sw o jeg o G dańska pa ństw o c h c ia łb y ś K R Ó L: A h a — tę d y cię w ie d li „— uczyn ić pyszne — z legendą, z m ito lo g ią . V O C H S : Z prośbą uniżoną, byś nam te* O strożnie, J ó rg V ochs! H is to ria ma ciężką go oto pana ad m ira ła A rc is z e w s k ie g o K rzy* stopę,. K ie d y się rozbiegnie, zdeptać może sztofa, bo hatera w s ła w io n e g o na lądach po drodze co m niejsze k re a tu ry . Darem na, ' i m orzach, przekazać ra c z y ł na dow ódcę w idzisz, tw o ja poezja, J ó rg Vochs. A re l*

g d a ń s k ie j arm ady. szew ski u p a rty . T dalsze ro z h o w o ry na nic.

K R Ó L: Słyszysz, A rc is z e w s k i? Jeszcze Żegnajcie tedy. A ty , pa m ię ta j, Sander: za nam n ie s p o d z ia n k i gotow ać p o tra fią pano* d w ie nied ziele czekać będę w arsenale,

w ie Gdańsk. (W y c ią g a rękę w stronę Gdańszczan, stojąc

V O C H S : I n ie c h a j pod je go ś w ia tłą , a p rzy stole i nie patrząc na nich, Panowie m ądrą kom e nd ą ro śn ie nasza armada i strze* podchodzą i c a łu ją rękę, osta tni Geschkow.

że m ia sta i R ze czypo spolitej. poczym od Mępuja w stronę drzw i, k ł a n i a j ą K R Ó L: (po c h w ili ) : P erg am iny po dpisy* się kapeluszami i exeunt z Opitzem. K r ó l w ać m ogę i p r z y w ile je rozdaw ać, że ic h ju ż podczas tego do adm irała ): P roch ów gdań*

pełne szafy brzuchate na ratuszu m acie, skich nie zastąpią m i żadne inne. A n i na*

alem nie satrała ani su łta n bis u rm a ń s k i, bym w et tw o je h o le nde rskie . I w y p ró b u j no tę ż y w y c h lu d z i o fia ro w a ł w prezencie. Pan sw o ją now ą petardę na gdańskim prochu.

A rc is z e w s k i w o ln y szlachcic — ( k r ó t k a ci« S łu c h y o n ie j do szły nas tu ta j. (Gdańszczan sza, k r ó l s po jr z a ł na adm irała ) w o ln y dziś nie w y s z li) . Poszli. Co, A rc is z e w s k i, ra j ma*

taksam o ja k dotąd i drogę sam sobie w y* ją w gębie i kap elę anielską. A diab ła .za biera ć z w y c z a jn y . skórą. (Idzie k u d r z w io m na prawo, A r c h

V O C H S : A le dla zaufania w jększego. szewski za nim). A le owa petarda, to ponoć:

k tó r y na przyszłość k r ó l w o ln e m iasto ob* na m orzu ty lk o skuteczna. A ja ci chyba da rzyć ra c z y ł, mąż ta k i, ręką z a w ie d z io n y ty lk o suchą służbę znaleźć po tra fię... (fixe*

k u nam k ró le w s k ą , mężem nie przestanie unt na prawo. D ra g o n y za nimi. Scena przez być k ró la , choć mężem naszym zostać raczy, c h w ilę pusta. O pit z wraca. Idzie k u ś r o d k o » K R Ó L: Bardzo p ię k n e zdanie. I bardzo w i sceny. Przys taje. W y j m u j e z zanadrza z a w ikła n e . A le go nam nie p o w ta rz a j. M o* list, k t ó r y mu da ł Voch s; wącha, uśmiecha żeśm y sitę ro z u m ie li. W o ln a droga panie-ad *, się. Na palcach, z tajemniczą m iną idzie k n

m írale . d rz w io m na prawo ).

A R C IS Z E W S K I: Ja ju ż z oceanam i roz* K U R T Y N A

bra t w z ią łe m na w sze lkie czasy. A r t u r M a r y n S w in a rs k i

M A R I A N T U R W I D P O R T W U S T C E ( O L E J , )

2

(3)

H l, U l E L M S Z E W C Z A K

L I T E R A T U R A N I E M I E C K A P O W O J N I E

W na jbliżs zym czasie ukaże się tom studiów autora nad współczesną lite ra tu r ą niem iecką, op atrzon y pow yższym ty tu łe m . Frag m enty, któ­

re tu d ru k u je m y pochodzą z 2-ej części książki, o m aw iając ej p rób y re h a b ilita c ji niektó ry ch p i­

sarzy w sp ółpracujących z reżim em h itle ro w ­ sk im . (Red.).

S A M I DO BRZY Z N A J O M I

Do życia lite ra c k ie g o p o w o je n n y c h N ie 3 m ieć p rz e n ik n ę ło zaraz na początku k ilk a w ą tp liw y c h p o lity c z n ie nazw isk. W w y p a d 3 k u H auptm anna rzecz dała s ię jeszcze uspra*

W ie d iiw ić : w ie lk i a u tor, niem al a u to ry te t.

W ka te g o ria c h w in y , o b o w ią z u ją c y c h p rz y p o w o je n n y c h procesach d e n a z y fik a c y jn y c h , o p o rtu n iś c i noszą n ie w in n ą nazwę M itlä u 3 ter, co praw da tru d n o b y ją przenosić na teren lite ra tu ry , gdzie ma się do czynienia z lu dźm i n ie p rz e c ię tn y m i um y s ło w o i du­

chow o, ale ta k im i d ro b n o stka m i nie c h c ie li się prze jm o w a ć p o lity c y k u ltu r a ln i N iem ie c.

U b óstw o na zw isk i chęć k o k ie te r ii wobec szerokich mas n ie m ie c k ic h o d b io rc ó w kul»

t u r y — oto p o w o d y k a p itu la c ji sum ienia i pra w a przed s p ra w ie d liw o ś c ią . O paru ta 3 kich spo tkaniach , n a jg ło ś n ie js z y c h i n a jc h a 3 ra k te ry s ty c z n ie js z y c h dla procesu nabrzm ie- w a n ia lite r a tu r y w sp ółcze snych N ie m ie c na=

z w is k a m i sam ych d o b ry c h z n a jo m y c h z cza*

■sów pogardy, godzi się dla uzu pe łnien ia ob razu lite ra c k ie g o N ie m ie c s łó w k ilk a na3 pisać.

W y d a w a łp się na początku, że każd y a k 3 ty w n y w okre sie h itle ro w s k im pisarz uzna3 n y będzie na ró w n i z a k ty w n y m i p o lity k a 3 m i -za zbro dn iarza w o jen ne go . Sprawa prze3 cięż b y ła jasna: H e im lic h e s D eutschland — począw szy od Hansa G rim m a „ V o lk ohne Raum ", powieści=hasła do im p e ria lis ty c z 3 n y c li p o d b o jó w , a s k o ń czyw szy na D w in g e 3 ra. b y d g o s k ic h zapiskach, podnoszących n ie 3 uaw iść plem ie nn ą do znaczenia przyka zan ia m oralnego zwłaszcza n o w e j m ło d z ie ż y n ie 3 m ie c k ie j, — a w ięc na przestrzeni eona.)3 m n ie j d łu g ic h dw ud ziestu la t d e pra w ow ało duszę narodu, z n a tu ry skłonnego do p y c h y i w o je n n y c h burd. K s ią ż k i w h itle ro w s k ic h N iem czech w y c h o d z iły w nakła dach k ilk u 3 s e ttysię czn ych , c z y te ln ic tw o zostało zorga- nizow ane le p ie j niż w la ta ch poprzednich, a. w okre sie w o je n n y m , k ie d y b ra k ło sma>

k o ły k ó w i różn ych p rz e d m io tó w z b y tk ó w 3 ny-ch, je d y n ie książka s tan ow iła p o p u la rn y o b ie g o w y prze dm io t, n a d a ją c y się na u ro 3 d zino w e i św iąteczne prezenty. K sią żka b y 3 la rozpow szechniona, c z y te ln ic tw o po3 wszechne. Przegląd treści lite r a tu r y h itte 3 ra w s k ie j daje ham p o ję c ie o s kutka ch, k tó 3 re ona w y w o ły w a ła u c z y ta ją c y c h , w n a ro 3 dzie. Pisarze zatem b y li w in n i, b y li w in n i c o 3 n a jm n ie j w ty m sam ym s to p n iu co p o lity c y . D ziw ne , że po w o jn ie , je ś li ze s tro n y n ie k tó 3 ry c h p is a rz y sd e m o k ra tó w p a d ły oskarżenia pod adresem p is a rz y h itle ro w s k ic h , to zdra3 d z a ły one raczej u k r y t y zazdrosny żal o dw anaście la t s ła w y , pow odzenia, w o 3 dzostw a duchow ego. In d e k s y lite r a tu r y hi*

•U ero w skie j, ja k się pokaże, z a w io d ły . J e d y n y m w y ją tk ie m , k tó r y w a rt je s t za3 no to w a n ia , b y ł glos H einza Seydla „G dzie je s t lite ra c k a N o ry m b e rg a " („D ie W e ttb ü h 3 n e ", m arzec 1947). „ N a jp ie r w sądziło się m in is tró w . Teraz le k a rz y , W p rzyszłości P rzem ysłow có w . A potem to ju ż będzie n a j3 W yższy czas sądzić in ną grupę: panó w po3 e tó w w o jn y . Sądzić za najgorsze przestęp­

stw o , do k tó re g o z d o ln y je s t c z ło w ie k : tu 3 d o b ó js tw o '1. I d a le j: , Do pro w a dzen ia w o j3 n y potrzebna jest przede w s z y s tk im go to3 w ość do s trzela nia, to znaczy: do zastrzelę3 nia —- do w ła s n e j śm ie rci od k u li k a ra b i3 n o w e j. G otow ość sta n ia się m ordercą w tącz3 nie z m o ż liw o ś c ią z a m o rdo w an ia siebie,..

K tó ż je d n a k b y t dostaw cą g o tow o ści w o je n 3 ne j, tę s k n o ty za c h w a lą , szaleństwa, m ę3 stw a? K tóż u c z y n ił z w o jn y przygodę? K tóż n a z y w a ł bagno i m ord, i grozę , prpbą bo3 h a te rs k ą ” ? K to k ła m liw ie prze m ia n o w a ł śm ierć dla firm y K ru p p w Essen na „śm ie rć dla o jc z y z n y 1’? K to s p ra w ił, b y miecz

„ lś n ił" , g ra n a ty „b ły s z c z a ły ": sz ta n d a ry

„s z e le ś c iły ", serca zaś „ b ity ż y w ie j" ? Poeci w o jn y . Panow ie B eum elburg, Z oberlem , E t3 tin g h o fe r. P anow ie Jünger, Schauw tfckor, Seldte, W e h n e r, Paust, Sander, Goote... La3 wa n o rym b e rska przeznaczona na 23 osoby z pew nością zapełni s ię ” . I w reszcie gwat-' tow n e zakończenie: „N a Jawę oskarżonych

z n im i! .W in n i są w o jn y , w k tó re j k w ia t m ło dzie ży n ie m ie c k ie j dał ży c ie dla zbrodni.

Z a w in ili śm ierć w ie lk ie j części m ło dzie ży św iata. I o ty m nie m ożem y zapom inać: — w in n i są ustaw icznego, dziś jeszcze skutecz- nego, z a tru w a n ia w ie lu ty c h , co p rz e ż y li, w ciąż jeszcze n ie z d o ln y c h do u w o ln ie n ia się od zgubnych w yo b ra że ń i fa łs z y w y c h idei.

W in n i są m ordu, oszustwa, uw iedzenia. D ó j3 rzew a czas. D om agam y się lite ra c k ie j N o 3 ry m b e rg i!"

P ły n ie w ty c h sło w ach zna ny nam n u rt a n ty w o je n n y , zna ny z p ie rw s z y c h ekspre3 s jo n is ty c z n y c h la t po ta m te j w o jn ie ś w ia tu 3 w e j. W ów czas ta k samo g w ą łto w ie o s k a r­

żano w o jn ę i potępian o u p oe tyzo w a ne „w o - je nn e k r z y k i" , Z d ru g ie j w o jn y ś w ia to w e j ów cześni p a c y fiś c i w y s z li je d n a k zm ienieni.

N ie k tó rz y ja k G iaeser sami zasm a kow ali w w o jn ie im p e ria lis ty c z n e j po s tro n ie H i3 tlera , in n i ja k Uhse doszli do przekonania, że zło je s t w ieczne i dlatego nie w o ln o się rozbrajać. „D e m o k ra c ja m usi b yć uzb rojo- na, m usi się k s z ta łc ić w rzem iośle zbrodni, bo w ieczne są n ie s te ty s iły re a k c ji, w y w o 3 tu ją ce na p rz e k ó r lu d zio m i Bogu w o jn y " . A p e lu W e ltb iih n e nie p o d ję ty in ne pisma, na zjazdach p is a rs k ic h w cią gu p o w o je n n e 3 go d w u le c ia nie padła ani je dn a re zo lu cja w spra w ie lie łr a c k ie j N o ry m b e rg i. A ty m 3 czasem czas rze czyw iście d o jrze w ał...

Pisarze n ie m ie c c y czasu h itle ro w s k ie g o nie zosta li zatem uznani za zb ro d n a rzy w o 3 je n n y c h . Jeśli kogoś z n ic h zrazu areszto*

wano, to ty lk o za ew e n tu a ln ą przynależność do p a r tii narodow.o3s o c ja lis ty c z n e j. A le s ta w n i pisarze m in ion eg o okre su nie m usie- li należeć do p a rtii, p a r tii na ic h c z ło n k o 3 stw ie b y n a jm n ie j nie zależało; je ś li bez te3 g ity m a c ji p a rty jn e j g ło s ili je j spraw ę, ty m w ię k s z y b y t to dla n ie j zysk.

O C Z Ł O W IE K U ,

K T Ó R Y M I A Ł DOBRY SŁU CH / W Ę C H N ie k tó rz y , co to d o b ry m a ją węch i słuch, ju ż pod k o n ie c w o jn y z m ie n ia li c ho3 rąg ie w kę. W ia tr w ia ł w y ra ź n y i ro k o w a ł na d łu g i czas in n ą pogodę, N ie b y ło zatem żadnego ry z y k a . Do ta k ic h p is a rz y należał przede w s z y s tk im Ha ns Fallada, p ra w d z iw e 3 go na zw iska R u d o lf D itzen.

K ie d y w słoneczny dzień 1928 n ie o g o lo n y i g ło d n y 34sle tn i D itze n w c ie m n y c h o k u ta 3 rach i w p o ła ta n y m u b ra n iu p u k a ł do drz w i h a m b u rs k ie j gospodyni, u k tó r e j zam ierzał w y n a ją ć p o k ó j, n ik t jeszcze o n im w N ie m 3 Czech ja k o o pisarzu n ie w ie d z ia ł! W ie c z o 3 czorem — w y d a je m i się to ważne p rz y jego ż y c io ry s ie , dlatego o ty m w spom inam — p rz y p a try w a ła m u się dług o m ło d z iu tk a c ó r3 ka go spo dyn i, Suse. N astępnego dnia roz3 m a w ia li ju ż dłuże j, D itze n b y ł żyw szy. Po dw óch la ta ch napisze o m a łe j, ś lic z n o o k ie j Suse: „O n a z ro b iła ze mnie- to, czym jestem , w łóczęgę na uczyła p ra c y , po zba w io ne go na3 dźięi — w ia r y ". O dtąd D itze n zm ie nia się w Failadę, głośnego ju ż nie ty lk o w N ie m 3 czech ale, zwłaszcza przez swą pow ieść

„ I cóż d a le j szary c z ło w ie k u ", w c a ły m św ie cie pisarza. Postać m a łe j Suse z w d zięczn o3 ści po s ta w i się. odtąd w e w s z y s tk ic h je g o po3 w ieściach. W czasach h itle ro w s k ic h k a rie ra je g o je s t po w o ln a . W y d a n a w r. 1934 jego po w ieść „ K to raz z blaszanej m is k i żre " nie podoba się k ry ty c e h itle ro w s k ie j. W dat3 szych je g o po w ie ścia ch z a jm u ją c y c h się d a le j lo sam i szarego c z ło w ie k a lu b porusza3 ją c y m i także tem aty p o lity c z n e ja k w „ W it 3 k u m ię d z y w ilk a m i" , w s p a n ia łe j epopei okresu in fla c ji, coraz w ię c e j je s t re z y g n a c ji z p rz e k o ry . Po „Ż e la z n y m G u s ta w ie " zasłu3 ż y ł ju ż sob ie je d n a k na p o ć h w a ły . O dtąd k a p itu la c ja p rz y n ie s ie m u z yski. Z ostaje fu n k c jo n a riu s z e m Iz b y K u ltu r y , je st łu b ia n y w kota ch pro p a g a n d ystó w , bo zgo dził się napisać pow ieść a n ty s e m ic k ą i pisze a r ty 3 k u ły p u b lic y s ty c z n e p rz e c iw A n g lii. W cza3 sie w o jn y c zyta n o je przez radio. A n g lia w k ró tc e padnie na k o la n a ! —- w o la w nich.

P pw ieść ju ż zaniedbał. T a le n t rozm ienia na ga zeciarskie drobne, P ow iedzą o n im po w o jn ie , u s p ra w ie d liw ia ją c go, w ie lk i ta le n t z m e łty w m ły n ie nazizm u, ty p o w y los c z ło 3 w ie k a m ię dzy dw om a ge ne racja m i.

Tym czasem ju ż w r. 1945 p o ja w ia ją się w ie ś c i o Falladzie, p ró b u ją c e go re h a b ili3 towuć. Pierwszą taką w z m ia n k ę przeczy3

ta le m w m o s k ie w s k ie j „In te rn a tio n a le L i3 te ra tu r". C y tu ję ją w cało ś c i: „H a n s F a lla 3 da prze n ió sł s ię w p o ło w ie . pa ź d z ie rn ik a z M e c k le n b u rg a 3S zw erynu, gdzie z n a jd o w a ł s ię w c h w ili k a p itu la c ji reżim u do B erlina , aby na no w o po ś w ię c ić się c a łk o w ic e p ra cy tte ra c k ie j. J a k okazało się teraz, poeta podczas rząd ów na zis to w s k ic h , k tó re uwa>.

ż a ly go zawsze za „p o d e jrz a n e g o ", z n a jd o 3 w a ł się w ie lo k ro tn ie w w ię z ie n iu . O s ta tn i raz zam kn ię to go w le c ie 1944 w od dziale dla o b łą k a n y c h pew nego c ię ż k ie g o w ie z ie 3 nia... Po w k ro c z e n iu A rm ii,C z e rw o n e j o b ją ł urząd b u rm is trz a p e w n e j m a le j m ie js c o 3 w o śći k o ło S zw eryna".

D ziw ne, że w n e k ro lo g a c h p o ś m ie rt3 n y c h —■. F ałlada u m a rł 6 lu te g o 1947 — ani razu nie w sp om n ian o ju ż o p e ry p e tia c h w ię z ie n n y c h pisarza, cho ć to s ta n o w ić mo=

g lo b y g łó w n y po w ó d do re h a b ilita c ji. S kąd3 in ąd w ie m y , że F allada b y t u rz ę d n ik ie m h i3 tle ro w s k im po ro k 1944, poczem z w o ln io n y b y ł na k ilk a m ie się cy z p ra c y ze w zg lęd u na stan zdro w ia .

Po w o jn ie F allada, członek K u ltu rb u n d u , począł się re h a b ilito w a ć . W p ie rw s z e j sw ej p o w o je n n e j p o w ie ści „D e r A lp d r u c k " nie om ieszkał się p o ka ja ć i zło żyć częśt w in y na siebie. • W uko ńczo ne j parę dn i przed śm iercią, p o w ie ś c i .K ażd y u m iera sam za s ie b ie " zno w u w ra ca do ulu b io n e g o tem atu szarego c z ło w ie k a . „C h c ę tu pokazać — m ó w i o te j p o w ie ś c i sam — ja k szary czlo3 w ie k z lu d u p ro w a d z i od po czą tku bezna3 dziejn ą w a lk ę p rz e c iw k o h itle ro w s k ie j m a3 szynie p a ń s tw o w e j i ja k słoń ty r a n ii bez lito ś c i ro z g n ia ta szarego c z ło w ie k a , k tó r y przecież n a w e t nie m ó g ł być d lań niebez­

p ie c z n y ". K r y ty k a po w ieść tę nazyw a tw a rd y m obrachunkiem , z przeszłością 123tu lat.

Fallada s tan ow i ja s k ra w y p rz y k ła d , ja k tru d n o w p o w o je n n y c h N iem czech o jasne granice w in y , nie m ó w ią c ju ż o karze. N ie k a ż d y w p ra w d z ie ja k F allad a zabrat się ta k . energicznie do oczyszczania siebie przez n o 3 w ą d u ch o w i czasu o d p o w ia d a ją c ą tw ó r 3 czość, ale k a ż d y m ógł p rz y to c z y ć w ie le m o3 m en tó w , k tó re b y go dziś u s p ra w ie d liw iły .

• S M Ę T K O W E POKŁO SIE

Do ta k ic h n a le ż y także i E r n s t W i e 3 c h e r t, w ię c e j od F a lla d y przez h itle r o w ­ c ó w c e n io n y ja k o pisarz, a ja k o id eo log w a rt d łu g ic h s p o ró w i d y s k u s y j. O statecz3 nie k r y ty k a h itle ro w s k a u zg od niła m ię dzy

■sobą, że k s ią ż k i W ie c h e rta , (pochodzącego z ro d z in y n ie m ie c k o 3fra n c u s k o 3p o ls k ie j), w y ro s łe z prze życia k ra jo b ra z u i lu d z i Prus W s c h o d n ic h z a w ie ra ją o b o k lic z n ie js z y c h e le m e n tó w s z k o d liw y c h (eg olyzm ; „k o b ie ty u W ie c h e rta albo się uśm iechają, albo są zm ęczone"; nie m o g li m u zwłaszcza w y 3 baczyć tego ew an geliczn ego m otta do

„Z w y c ię s k ie g o ż y c ia ": C ie r p liw y w ię c e j znaczy niż s iln y ), ró w n ie ż w ie le c e n n ych e le m e n tó w b u d u ją c y c h , ja k p o c h w a ła p ro 3 stej pra cy, c z y p ię k n o zie m i i k ra jo b ra z u w s c h o d n io 3p ru s k ie g o . W s z y s tk ie zaś ele 3 m e n ly uznane za szko d liw e , a w ię c ty p y lu d z i, ic h sposób m yśle nia , ż y c ia i re a k c ji na bodźce św iata i n a tu ry , o k re ś lo n o ja k o k lą tw ę c z ło w ie k a o s ty js k ie g o , ciążącego nad tw ó rc z o ś c ią W ie c h e rta , a w ię c „ ty p u an tro p o lo g iczn e g o zup ełnie różnego od c z ło 3 w ie k a w s c h o d n io p ru s k ie g o ". I po ta k im w y tłu m a c z e n iu , po po dd an iu je go tw ó r 3 czości a n a liz ie ras o w o -p s y c h o lo g ic z n e j, za3 w y ro k o w a n o , że W ie c h e rt je s t p o z y ty w n y m z ja w is k ie m w lite ra tu rz e h itle ro w s k ic h N ie 3 m ieć, bo po kazu je, ja k im p ra w d z iw y N ie 3 m ieć... nie p o w in ie n b y ć .

W e s o ły ten w y w ó d u trz y m a ł się aż do do koń ca w o jn y , a W ie c h e rt z b ie ra ł h o łd y , m niejsze co p ra w d a niż K o lb e n h e y e rz y , c z y G rie s o w ie lu b S chaferzy, ale u tr z y m u ­ ją ce go p e w n ie na n ie s p o k o jn e j i k a p ry ś n e j fa li ż y c ia h itle ro w s k ie g o . Po w o jn ie do3 p ie ro d o w ia d u je m y się nagle, że W ie c h e rt b ra ł c z y n n y u d z ia ł w n ie m ie c k im ... ruch u oporu. S ło w o to m ó w i w ie le , a n ie k tó re w y p o w ie d z i W ie c h e rta w czorajszego, choć odważne, b y n a jm n ie j tego ty tu łu nie uspra3 w ie d liw ia ją . P o ja w ia się zatem in na w ia*

dom ość: W ie c h e rt odw agę sw o ją p rz y p ła c ił p o b y te m w obozie k o n c e n tra c y jn y m . M uszę

tu sobie p o z w o lić na m ałą d y g re s ję . W w a ­ ru n k a c h n ie m ie c k ic h p o b y t w obozie k o n ­ c e n tra c y jn y m uw a ża n y je s t za ta k n ie z b ity d o w ó d b o ha te rstw a i w a lk i z faszyzmem, zwłaszcza gd y n a s tą p ił on z p o w o d ó w p o li3 ty c z n y c h , że m ilk n ie w te d y w sze lka dy«3 k u s ja nad p o z y c ją danego c z ło w ie k a przed w zięcie m go do obozu. To co u nas ucho3 dzi za n o rm a ln y epizod p a trio ty c z n e g o ż y ­ w o ta u nich, N ie m c ó w , je s t źró d łe m w ie c z ­ ne j c h w a ty 3 i stałe go p rz y w ile jo w a n ia w n o w y m ż y c iu nie m ie c k im . W r a 3 cając do W ie c h e rta m u sim y zatem zazna3 czyć, że w p o w o je n n y m ru ch u lte ra c k im N ie m ie c zająt on m iejsce w y b itn e i żyw e.

1 on, cho ć w ię z ie ń obozu przez czas k r ó tk i, (parę m ie s ię c y 1938), u czu ł po trze bę reha3 b iłitą c ji, W okre sie h iite ro w s k im p ro te s to 3 w a t t y lk o trz y k ro tn ie i to na ja k ic h ś w e 3 w n ę trz n y c h zebraniach p rz e c iw panoszącej się, zb ro d n icze j e tyce b o k s e rs k ie j, s ła w ię g la d ia to ró w , b e zw in ie w in n y c h . N i e ' p ro 3 te s to w a ł ani..on. ani, Fallada, ani ty m w ię c e j k o ro w ó d in n y c h „d o b ry c h z n a jo m y c h " —.

p rz e c iw b ru ta ln e m u a n ty s e m ity z m o w i, prz c iw w o jn ie , p rz e c iw obozom k o n c e n tra c y j3 n y m itd . sło w em p rz e c iw w s z y s tk ie m u , co s k ła d a ło się na zbrodnie wobec ś w iata i lu dzko ści. P ro te s to w a ł n a tom ia st razem z k ilk o m a in n y m i pisarzam i p rz e c iw -nisz- czeniu w ł a s n e g o narodu. N ie dlatego, że lu dzko ść ale dlatego, że N ie m c y mogą cie rp ie ć, nie dlatego, że ś w ia t padł, ale, że N ie m c y m ogą paść nie dlatego, że po dru=

g ie j .stronie fro n tó w giną żołn ie rze i że w e w n ą trz N ie m ie c unoszą się d y m y kre=

m a to rió w o b o z o w y c h ale dlatego, że m ło 3 dzi N ie m c y giną na fronta ch, że narod u u b y 3 wa. Trzeba to jasno pow ie dzieć, ab y w ie ­ działo s:ę, w ja k im s to p n iu p rz y s łu ż y li się lu d z k o ś c i c i p ro te s tu ją c y pisarze. Cała ic h tro ska b y ła ob rócona k u N iem com , a cala ic h e tyka m ia ła ty lk o , je dn ą stronę m edalu;

n iem ie cką. N a d ru g ie j p isa ło się dw anaście la t m ilczenia.

Ernst W ie h e rt p rz e rw a ł to m ilc z e n ie do3 p ie ro w r. 1945. W y g ło s ił w ów czas s w o ją

„M o w ę do m ło d zie ży n ie m ie c k ie j". D o pie ro w ro k u 1945 w y c h o d z i poza n ie m ie c k ie o p ło tk i, oska rżając h itle ry z m „o naruszenie bo ja źni Boga i zniszczenie boskości w c z ło ­ w ie k u , o pogardę e ty c z n y c h i zasadniczych w a rto ści, ja k m iłość i c ie p liw o ś ć , o b ru ta l3 ne u ja rz m ie n ie N ie m ie c, a potem całej Eu=

ro p y ". Ta je g o m ow a b y ła s ty lis ty c z n ie w spaniała i n ie w ą tp liw ie należeć będzie do n a jp ię k n ie js z y c h a rty s ty c z n ie p o m n ik ó w p o w o je n n e j p u b lic y s ty k i sądu, A le poza to oskażenie nie w y s z e d ł ju ż W ie c h e rt. Ś w ia t żąda od p is a rz y n ie n re c k ic h k o n s tru k ty w 3 nego pro gra m u w ych o w a w cze g o , bo na ród \ n ie m ie c k i nie prze sta ł is tn ie ć i d a le j ż y je w ś ro d k u E uro py. W ie c h e rt w ie r n y swem u p rz y w ie z io n e m u z Prus W s c h o d n ic h „S m ę t­

k o w i" , k tó r y k r y ty k a h itle ro w s k a nazw ała k lą tw ą o s ty js k ą , znow u p o g rą ż y ł się w

„ o s t y js k ie j" be zna dzie jn ości sm utku, zmę=

czeniu. „B e rlin e r Z e itu n g " z lu te g o 1947 do3 nio sła o w y w ia d z ie , któ re g o W ie c h e rt z po3 czą tkie m ro k u 1947 u d z ie lił re d a k to ro w i zna- nego szw edzkiego pism a „S toch olm e s T id 3 n in g e n ". W y w ia d ten s ta n o w ił ostrą k r y t y 3 kę p o w o j e n n y c h N ie m ie c . Pisma n ie 3 m ie c k ie o b u rz y ły się na W ie c h e rta . T en od3 p o w ie d z ia ł w m o n a c h ijs k ie j „D ie N e ue Z e i­

tu n g ": „...w c h w ili obecnej nie m ogę . w ie ­ rz y ć w przyszłość n a ro d u n ie m ie c k ie g o i je ­ stem p e w n y, że w w y p a d k u e w e n tu a ln e j po3 n o w n e j k a n d y d a tu ry H itle ra w w y b o ra c h , 60— 70% N ie m c ó w p rz y ję ło b y go z otw ar'3 ty m i ra m io n a m i". W in n y c h sw oich w y n u 3 rżeniach, o p u b lik o w a n y c h z po czątkie m 1947 w pra sie n ie m ie c k ie j W ie c h e rt „żegna się z czasem " i zw raca się „k u odblaskom w ie c z n o ś c i". Ze k o n ie c je g o jest. m is ty c z n y , to m o g lib y m ą, jeszcze N ie m c y p o w o je n n i w y b a c z y ć , ale że je s t to m is ty k a bez w ia r y w N ie m c y , tego nie m ogą pojąć.

Z ja w is k o ’ W ie c h e rta w p o w o je n n y m ż y 3 c iu lite ra c k o 3id e b w y m N ie m ie c je s t z ja w i3 skie m p s y c h o p a ty c z n y m . P oczątek w zię to ono jeszcze przed h itle ry z m e m , w okre sie h itle ro w s k im n a b a w iło się n o w y c h niespo­

d z ie w a n y c h n ie m o c y , k tó ry c h nie z d o ła ły p rz e z w y c ię ż y ć p rz e b ły s k i św iadom ości, w N iem czech p o w o je n n y c h zaś z b liż y ło się k u sw e j k a ta s tro fie .

3

(4)

C Z E S Ł A W Z G O R ŻE LS K 1 AUT) KUL DYSKUSYJNY

S P R A W Y N A U K I O L I T E R A T U R Z E

M o d n e są osta tn io a ta k i na stan naszej w ie d z y o lite ra tu rz e . U je m n y sąd o pozio- m ie i w y n ik a c h do tychczaso w e j p ra c y w tej gałęzi poczyna się u trw a la ć w m iarę pow ta- rżan ych coraz częściej w y rz e k a ń i oskarżeń, nie zawsze o d p o w ie d n io uzasadnionych, a rzad ko w y p o w ia d a n y c h bez uprzedzeń, ani- m o z y j i ze s po kojem rzeczow ej oceny.

U w a g i n in ie js z e nie m ają ani prokurator»

s k ic h , ani a d w o k a c k ic h a m b ic ji. N ie zmie- rz a ją w ogóle do fe ro w a n ia ja k ic h k o lw ie k w y ro k ó w w stosunku do u b ie g ły c h la t p ra ­ cy, ju ż ch o ć b y dlateg o, że piszący te słow a nie m a k u tem u żad nych ty tu łó w , W y d a je mu się poza ty m , że b a rd z ie j pożyteczne od z a ła m y w a n ia rą k nad o p ła k a n y m rzekom o stanem naszej p o lo n is ty k i b y ła b y pró b a ze»

s ta w ie n ia n a jp iln ie js z y c h je j zadań i w ysu - nię cie p o s tu la tó w , k tó ry c h s p e łn ie n ie p rz y ’ c z y n ić b y się m og ło do ry c h le js z e g o p o k o ­ nania is tn ie ją c y c h dziś trudn ości.

*

N asam przód — ow e n a jp iln ie js z e zada­

nia. U s ta lić je nie ła tw o ; ja k ż e b o w ie m z ta ­ k ie j m asy zagadnień i spraw , o c ze ku ją cych s w e j k o le jk i u w a rs z ta tó w p ra c y n a u k o w e j, w y ró ż n ić te, k tó r y m przyzn ać w y p a d n ie p ierw sze ństw o . G dzie n ie tknąć, tam lu k a , lu b o p raco w an ia , k tó re dziś ju ż nie m ogą z a d o w o lić ; nie ko m p le tn e , przestarzałe, bez u w z g lę d n ie n ia źród eł, u ja w n io n y c h w m ię ­ dzyczasie.

Po p rz y k ła d y n ie trzeba sięgać daleko.

Co tu m ó w ić o pisarzach da w n ych, o lite r a ­ turze s ta ro p o ls k ie j, o p o e z ji siedem nasto­

w ie c z n e j w ógóle, o K a rp iń s k im , N arusze­

w ic z u , Trem beckim ..,, o. tym , że nie m am y dotąd m on og raficzne go op raco w an ia N ie m ­ cew icza, B rod ziń skieg o, K raszew skiego, że do tw ó rc z o ś c i L e n a rto w ic z a d y s p o n u je m y je d y n ie stareń ką m o n o g ra fią Biegeleisena, a do .U je js k ie g o — książeczkam i B ąd zkie w i- cza c z y W ró b le w s k ie g o ? Co tu m ó w ić o tym , sk o ro i na szczytach spraw a nie prze dstaw ia się p o m yśln ie. T a k ic h szczęśliw ców ja k S ło­

w a c k i lu b Prus (— od nied aw n a d o p ie ro — ) m am y n ie w ie lu . Do n ic h ko g ó żb y zaliczyć, je śli- n ie M ic k ie w ic z a ? A le t ó ż w ie m y np.

0 je g o lir y k a c h „rz y m s k ic h ", o w ierszach p is a n y c h w Lozannie, o bajkach...? A N o r­

w id ? S ie nkiew icz? Orzeszkowa?...

W s z y s tk o to są p y ta n ia w k rę g u z a in te ­ resow ań d a w n e j, tra d y c y jn e j p o lo n is ty k i, a na u ka ro z w ija się w szakże bez p rz e rw y , po staw a badawcza uczonych ulega zm ianom 1 w zasięgu ic h o b s e rw a c ji p o ja w ia ją się co­

raz to nowe, n ie tk n ię te dotąd d zied ziny. W te n sposób lis ta z a d a ń -n a u k i o lite ra tu rz e , i ta k ju ż n a d m ie rn ie długa, w zrasta k ilk a ­ k ro tn ie z c h w ilą , gd y u s iłu je m y podążać k r o k w k r o k za ro z w o je m te o re ty c z n o ' m e­

to d y c z n y c h p o s tu la tó w dzisiejszego stanu badań. P ow staje las zagadnień, w śró d k tó ­ ry c h trzeba k o n ie c z n ie w p ro w a d z ić ja k iś ład, ja k ą ś h ie ra rc h ię po trze b sam ej n a u k i o lite ra tu rz e i k o le jn o ś ć o p ra c o w y w a n ia p rz y n a jm n ie j p o d s ta w o w y c h zagadnień.

N ie m a m o w y , o czyw iście , b y m ożna to b y ło u ją ć w ja ką ś szczegółow ą lis tę n a jp il­

n ie js z y c h tem ató w , ch o ć b y ta k ic h ja k przy*

k ła d y „b ra k ó w " , w y p is a n e przed c h w ilą . M ożna je d n a k u s ta lić w n a jo g ó ln ie js z y c h zarysach .rodza je zagadnień i ty p y prac, k u k tó ry m s k ie ro w a ć się w in n y przede w s z y s t­

k im z aintere sow a nia badaczy.

Dość ła tw o , dziś ju ż ch yb a bez w ię k ­ szych p ro te s tó w , da się w y e lim in o w a ć z za­

kresu ty c h n a jp iln ie js z y c h potrzeb zagad­

n ie n ia zw iązane z o s o b ą tw ó rc y , z d z ie ja ­ m i je g o ży c ia i uczuć, z ro z w o je m je g o po­

g lą d ó w na spra w y p o lity c z n e .społeczne, czy narod ow e . P oczątkow e ten den cje badań l i ­ te ra c k ic h w ogóle a specyficzne w a ru n k i naszego życia, p o lity c z n e g o przed o d zyska ­ niem nie p o d le g ło ści — w szczególności s p ra ­ w iły , że te w ła ś n ie s p ra w y — w okre sie n ie w o li — s k u p iły w o k ó ł siebie n a jw ię k s z ą ilo ś ć dociekań. T oteż dziś s ta n o w ią dziedzi­

nę n a jle p ie j c h y b a opracow aną. I ju ż c h o ć­

b y d la te g o ty lk o , n ie w d a ją c się w d y s k u ­ sję, c z y i o ile s ta n o w ią one is to tę badań lite ra c k ic h , można je bez w ię k s z y c h wahań usunąć z zakresu n a j p i l n i e j s z y c h za­

dań naszej n a u k i o lite ra tu rz e .

D zie ło zatem, a nie tw ó rca , w in n o stanąć w ce n tru m d zisie jszych s tu d ió w . P ociągnie tó za sobą dalsze k o n s e k w e n c je : w p ra k ty c e badaw czej okaże się ry c h ło , ja k tru d n o zro­

bić tu c h o ć b y k r o k ty lk o bez o d p o w ie d n io p o g łę b io n e j znajom ości p o d s ta w o w y c h ele­

m en tó w u tw o ru oraz n a tu ry ic h w z a je m ­ n y c h z w ią z k ó w ze sobą. Zwłaszcza w dzie­

dzinie s ty lis ty k i i w e rs y fik a c ji.

' O sta tn ie p u b lik a c je prof. Z aw o dzińskie - go w zakresie p o d s ta w o w y c h zagadnień w iersza p o ls k ie g o dowodzą, ja k w ciąż je ­ szcze b łą d z iin y w te j dzied zinie poam ackp, w y c z u w a m y to i tam to, ale b ra k nam g ru n ­ to w n y c h , w y c z e rp u ją c y c h stu d ió w , op ar­

ty c h na b o g a ty m m a te ria le z an alizow an ych te kstó w . Jakże p rzystę p o w a ć np. do da l­

szych badań nad poezją P olski prze dro zbio­

ro w e j, s k o ro w ciąż jeszcze n ie w ie le pew n e­

go po w ie dzieć m ożem y o ta k p o d sta w o w e j spraw ie, ja k zasada m etry c z n a w iersza sta­

rop olskieg o? Jakże po de jm ow ać pracę nad e w o lu c ją s z tu k i p o e ty c k ie j w X I X i X X s tu ­ le c iu , s k o ro b ra k nam u sta lon eg o poglądu na is to tę w ie rs z y , k tó re o sta tn io z w y k liś m y zwać c z y s to -to n ic z n y m i. Samo po ję cie i na­

zw a je go , usta lon a d o piero w m in io n y m dw u d z ie s to le c iu , teraz podw ażone zostają przez głów n eg o in ic ja to ra , p o de jm ujące go uzasadnioną re w iz ję d o tychczaso w ych p o ­ g lą d ó w n a u k i o w ierszu na spraw ę — zda­

w a ło b y się — ju ż dostatecznie w y ja ś n io n ą i pow szechnie p rz y ję tą .

Podobnie w s ty lis ty c e . K ry z y s w te j dzie­

d zin ie nie je s t now ością. Stare, n o rm a ty w n e s ty lis ty k i, op arte na szko ln e j m etod zie w y ­ ła w ia n ia fig tir i z w ro tó w , nie w y s ta rc z y ły ju ż w okre sie po prze dzającym m in io n e d w u ­ dziestolecie, Lata m ię d z y w o je n n e — m im o prób różnego ro d z a ju i znaczenia — nie z d o ła ły w y tw o rz y ć w te j dzied zinie ani usta­

lo n y c h zasad te o re ty c z n y c h , an i też zada­

w a la ją c y c h s tu d ió w a n a lity c z n y c h . W p r a w ­ dzie sporadyczne p ró b y zastosow ania w z o ­ ró w o b c y c h z Z achodu c z y W s c h o d u w p ro ­ w a d z iły żyw szą w y m ia n ę m y ś li i u tr w a liły prze św iadczenie o kon ie czn o ści r e w iz ji m e­

tod dotychczaso w ych , ale zasadniczej zm ia­

n y — mi mo w szystko — nie d o k o n a ły .

M oże dlatego, że b ra k w ciąż jeszcze pod­

staw ow ego w a ru n k u do na le żyte go posta­

w ie n ia badań s ty lo w y c h , b ra k ścisłe j w s p ó ł­

p ra c y m ię d z y p rz e d s ta w ic ie la m i ję z y k o ­ zna w stw a i badań lite ra c k ic h . Z rozum ien ie tej p o trz e b y d o jrz a ło ju ż — ja k się zdaje — w śró d p ra c o w n ik ó w na p o lu lite ra tu ry , cho­

dzi ty lk o o to, c z y 'z n a jd ą s ię ró w n ie ż ta c y ję z y k o z n a w c y , dla k tó ry c h s p ra w y ję z y k a l i t e r a c k i e g o s ta ły b y się przedm iotem badań co n a jm n ie j ró w n o u p ra w n io n y m z za­

ga dn ien ia m i ję z y k a potocznego.

N ie trzeba ch y b a zaznaczać, że w dziale w ie d z y o u tw o rze lite ra c k im nie ty lk o s ty ­ lis ty k a i w e rs y fik a c ja , ale także in n e rodza­

je zagadnień w y m a g a ją do kła dniejszego op ra co w a n ia i częstokroć r e w iz ji d o ty c h ­ czasow ych poglądó w , — w y d a je się je d n a k, że w ty c h dw óch dziedzinach m am y , n a j­

w iększe d łu g i do spłacenia i narazie one s ta n o w ią n a jp iln ie js z ą potrzebę s tu d ió w po­

lo n is ty c z n y c h .

J e ś li je d n a k spojrzeć na tę spra w ę z aspektu n a u k i o lite ra tu rz e ja k o całości, ja s ­ ne się stanie, iż zdobycze w ie d z y o dziele p o e ty c k im s ta n o w ią ty lk o p o c z ą tk o w y etap badaw czy. S y ste m a tyka nie może b o w ie m w y s ta rc z y ć tam, gdzie chodzi o w y d o b y c ie isto tn e g o znaczenia u tw o ru , w zespole in ­ nych z ja w is k ż y c ia lite ra c k ie g o . D zieło u ję ­ te w o d e rw a n iu od otoczenia, e p o k i i w a ­ ru n kó w , w k tó ry c h u tw o rzo n e zostało i w k tó ry c h o d d z ia ły w a ło na dalszy ro z w ó j p o ­ ezji, — je s t a b s tra k c ją na uko w ą, m e to d y c z ­ nie dla p e w n y c h c e ló w słuszną i u s p ra w ie ­ d liw io n ą , ale zup ełnie nie w ysta rcza ją cą , je ś li, ch o d z i o poznanie dzieła ja k o jednego z re a ln y c h c z y n n ik ó w życia lite ra c k ie g o i e w o lu c ji s z tu k i p o e tyckie j.-

Je d y n ie h is to ry c z n o -lite ra c k ie u ję c ie po­

zw ala o d tw o rz y ć is to tn ą rolę danego u tw o ­ ru w dzieja ch p o e z ji i u s ta lić po z y c ję jego w dyn am ice sprzecznych p rą dó w i ten den­

c ji lite ra c k ic h e p oki, w ś c ie ra n iu się w za­

je m n y c h w p ły w ó w p is a rz y i k ie ru n k ó w , za­

ró w n o o fic ja ln ie uznanych, ja k i spych a­

n y c h przez p a n u ją c y obóz k r y t y k i na da­

le k ie p e ry fe ria lite ra tu ry . J e d yn ie h is to ry c z ­ n o -lite ra c k ie u ję c ie daje o b ie k ty w n ą po d­

stawę do oceny poszczególnych z ja w is k li-

Z W Y S T A W Y P L A S T Y K Ó W P O Z N A X S K I (

S T A N

A u t o p o r t r e t

s Ł w S s Y R E

O l e /

terackich, ich w a rto ści a rty s ty c z n y c h i tw ó r ­ c zych m o ż liw o ś c i w stosunku do da lszych

dróg s z tu k i p o e ty c k ie j.

W tej dzied zinie w ie m y dużo, je ś li cho­

dzi o zagadnienia t. zw. „ w p ły w ó w lite ra c ­ k ic h " oraz biog raficzne , p o lity c z n o -s p o łe c z ­ ne i o g ó ln o -k u ltu ra ln e tło poszczególnych okresów . Bardzo n ie w ie le n a tom ia st m oże­

m y dziś odpo w ie dzieć na p y ta n ia , zw iązane z d z ie ja m i w e w nę trzneg o ro z w o ju s z tu k i po­

e ty c k ie j i przem ianę s ty ló w w n a jo g ó ln ie j­

szym tego s ło w a znaczeniu, a są to prze cie spraw y, k tó re w h is to rii lite r a tu r y n o w o ­ cześnie p o ję te j sta n o w ią g łó w n y ośro de k za­

in te re s o w a ń n a u k o w y c h . Cóż k o n k re tn e g o w ie m y dziś np. o dzieja ch takie go czy in ­ nego sposobu u jm o w a n ia fa b u ły w u tw o ­ rach e p ic k ic h , o zm ianach w fu n k c ji lite ra c ­ k ie j ja k ie g o k o lw ie k z u ż y w a n y c h pow szech­

nie zabiegów p o e ty c k ie g o u k s z ta łto w a n ia ję z y k a , có p o w ie d zie ć m ożem y o h is to r ii po­

szczególnych sposobów lite ra c k ie j d e form a­

c ji w o d tw a rz a n iu św ia ta realnego, o roz­

w o ju c h w y tó w , k tó re służą uw spó łcześn ia­

n iu w y ró ż n io n y c h ep izo d ó w a k c ji, albo 0 s to p n iu i c ha rakterze w y z y s k a n ia w róż­

n y c h okresach lite r a tu r y p e w n y c h ś ro d k ó w s ty lo w y c h , fo rm s k ła d n i p o e ty c k ie j lu b wiersza?

I p rz y k ła d ó w po d o b n ych m ożna b y je ­ szcze w io le tu zacyto w ać. Pola, do tąd ugo­

rujące , czeka ją — w ciąż bezskutecznie —•

na u m ie ję tn ą rękę badacza. A le d o p ó k i w z aintere sow a niach n a u k o w y c h ograniczać s ię będziem y do szczytów po ezji, z rzadka t y l­

k o i n ie c h ę tn ie schodząc do zagadnień lite ­ r a tu ry dru go rzędn ej, zadanie to nie będzie m o ż liw e do w y k o n a n ia , W dzieja ch lite r a ­ tu ry nie w o ln o w ę d ro w a ć je d y n ie po w y ż y ­ nach p o e z ji „w ie s z c z ó w ", nie w o ln o prze­

s k a k iw a ć ponad tw ó rczo ścią „m n ie j w ażną".

N ie znaczy to, żeby dla h is to ry k a lite r a tu r y w s z y s tk ie s p ra w y m ia ły ró w n ą wagę, ale w ła ś n ie dla poznania isto tn e g o znaczenia o w y c h szczytów trzeba sięgnąć do po dstaw , z k tó ry c h one w y ra s ta ją , trzeba przejść przez n iz in y cho ćby na w e t trzecio rzęd nej 1 zgoła ju ż g ra fo m a ń skie j tw órczości.

By ocenić re w e la c y jn ą now ość ba lla d

* rom ansów M ic k ie w ic z a nie w y s ta rc z y ze­

s ta w ić je z, a b s tra k c y jn y m zespołem p rz e p i­

sów i no rm p o e ty c k ic h okre su kla sycyzm u , trzeba o d tw o rz y ć m o ż liw ie ja k n a jp e łn ie j zarów no te n ic i, k tó re z w ią z y w a ły je w ó w - , czas z. ró żn ym i odm ianam i t. zw. „d u m y "

se n tym e n ta ln e j, ja k i te, k tó re "w iodą-w prost od M ic k ie w ic z o w s k ie j ro m a n ty c z n e j b a lla ­ d y k u da lszym etapom je j e w o lu c ji czy to w szacie g a w ę dy w s ty lu „P o c z ty lio n a " S y­

ro k o m li, czy też w postaci d u m y h is to ry c z ­ nej z drugiego, po listo p a d o w e g o okre su ro ­ m antyzm u.

I tu p o ja w ia się n o w y nakaz, p o s tu la t zm ia ny nie ty lk o k rę g u d o tych cza so w ych zainteresow ań, ale także przew ażającego dziś ty p u prac' m o n og raficznych . R o zpra w y, pośw ięcone tw órczo ści p o je d y ń c z y c h pisa­

rz y na w z ó r n a jb a rd z ie j u nas rozpow szech­

n io n y c h książek z p o d ty tu łe m „Ż y c ie i tw ó r­

czość", nie są n a jw y g o d n ie js z ą form ą u jm o ­ w a n ia zagadnień, ja k ie w z w ią z k u z bada­

niem e w o lu c ji s z tu k i p o e ty c k ie j w y ra s ta ją przed now ocześnie p o ję tą h is to rią lite r a tu ­ ry , O w e n ic i, k tó re w iążą dzieła danego a u tora z poprzedzającą, współczesną i nad­

chodzącą epoką lite ra c k ą , .w io d ą w z b y t różn ych k ie ru n k a c h i są z b y t liczne, by można je b y ło w m o n to w a ć w ja k ą ś je d n o li­

tą k o n s tru k c ję m on og raficzną , pośw ięconą tw órczo ści je dn ego t y lk o pisarza. M oże się to udać je d y n ie w w y ją tk o w y c h w yp a d k a c h . W w iększości p ra c ,. p o ś w ię c o n y c h e w o lu c ji s z tu k i lite r a c k ie j c e n tra ln ą p o z y c ję zająć w in n y ta k ie zagadnienia, ja k d zie je ja k ie goś g a tu n k u lu b ro d z a ju po ezji, h is to ria p e w n y c h z ja w is k , zna m ie nnych dla danego ty p u dzieł, z m ia n y w s to s o w a n iu poszcze­

g ó ln y c h sposobów k s z ta łto w a n ia i w y ra ż a n ia rze c z y w is to ś c i p o e ty c k ie j, lu b tendencje s ty lo w e danej e p o k i i s to su n ki ich z tenden­

c ja m i o k re s ó w sąsiedzkich.

W te d y d o piero h is to ria lite r a tu r y prze­

stanie b y ć h is to rią pisarzy, o p o w ie ścią o tym ja k ż y li i co p is a li, a stanie się na­

pra w d ę h is to rią przem ian, k s z ta łtu ją c y c h s ty l, czy raczej s ty le lite ra c k ie danej ep oki.

4

Cytaty

Powiązane dokumenty

nie tylko wtedy, kiedy ma się abso- nycb załet metody krytycznej i sposo- lutne poczucie siły i szanse całkowitego bu rozumowania. Niemal każdy sąd,

Serce bardzo słabe... LERMONTOW Przełożył

Lecz teraz trzeba go3 spodarzyć... Roz kozie

y całej Polsce, niezależnie bowiem od faktu istnienia, czy też narastania poezji obrazu- Idcej przeżycia niedawnej przeszłości, trudno Przypuścić, aby doniosłe

Zespół dowodzony przez Gdańszczan rzuca się w ięc na okręt adm iralski niep rzyja cie la i stacza długi po­. jedynek

rychlejsze uruchomienie badań nad krajami, z którym i utrzymujemy lub zapowiada się, że będziemy utrzymywali żywe stosunki, a więc z krajami skandynawskimi oraz

rę z nimi przymierza lub przynajmniej ro- zejmu, azylum to, które wczoraj wydało mi się niebem, może stać się dla mnie prawdziwym piekłem i zachwyt mój dla

Jeżeli malarz apoteozuje Ziemię, to obowiązkiem poety jest podpisać się jeszcze swoim imieniem pod czarną skibą I^usz- czycowską, która tyle słów krytyki