• Nie Znaleziono Wyników

Arkona : miesięcznik poświęcony kulturze i sztuce, 1947.05-06 nr 5-6

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Arkona : miesięcznik poświęcony kulturze i sztuce, 1947.05-06 nr 5-6"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

M IE S IĘ C Z N IK PO ŚW IĘC O N Y K U L T U R Z E I SZTUCE

NR 4:5 .(19-20) BYDGOSZCZ —- MAJ-CZERWIEC 1947

Bolesław Srocki

BŁĘDY I ICH ŹRÓDŁA

„C o ch ce B oissy? *) m ęczę się p y ta n ie m , J a k p ra w a Iz b y i j a k le w a s tro n a ...

C zy je s t w c ie lo n y m e p o k u rą g a n ie m ? ...

M a r k iz B o issy, to przeszłość, co k o n a !...“

( N o r w id )

P o lity k a zagraniczna S tanów Z je d n o ­ czonych spoczywa dzisia j w rękach za­

rów no dzielnego żołnierza, ja k n ie w ą tp li­

w ie człow ieka wysoce do b re j w o li. Są to w ie lk ie zalety zarów no człow ieka ja k po­

lity k a . Jednak sa to zalety nie chroniące od błędów. P e ta in czy W eygand b y li n a - Pewno doskonałym i żołnierzam i. Cham ­ b e rla in b y ł napewno

człow iekiem najlepszej w o li. N ie m n ie j re z u lta ty ich postaw y p o lity c z n e j dość c ię żkim b rz e m ie - . niem zaciążyły na lo ­ sach zarów no ich k r a ­ jó w ja k Europy.

N ié m a m y podstaw do oceny całości lin i i p o lityczn ej czy ta k ty k i reprezentow anej przez M a rsh a lla na K o n fe re n ­ c ji M o skie w skie j. M oże­

m y sądzić je d y n ie o d ro b n ym fragm encie te j ta k ty k i, to je s t o stano­

w is k u re p rezentow anym w s p r a w ie z a c h o d ­ n ic h g r a n i c P o ls k i.

I tu ta j jasno s fo rm u ­ łow ać należy: s ta n o w i­

sko M a rs h a lla w te j spraw ie zdaje się być zarów no pow ażnym b łę ­ dem p o lity c z n y m , ja k p rze ja w e m częstego w w o js k u zja w iska , to je s t przecenienia m echanicz­

nych doświadczeń i za­

sad przeszłości, p rz y rów noczesnym b ra k u w ła ściw e j p e rs p e k ty w y d la oceny is to ty zacho- - dzących p rze m ia n i p rz y ­

szłego u k ła d u stosunków.

Z ja w is k o to w ystę p u je w sposobie p rz e j­

ścia 'do p orządku dziennego nad zm ianam i o statnich dw óch la t, tra k to w a n ia spraw y ta k ja k b y nie b yło Poczdamu, w ysiedleń ludności n ie m ie ckie j i polskiego osadni­

ctw a, a b y ła je d y n ie mapa E u ro p y Ś rod­

k o w e j z ro k u 1939 i tra k to w a n y w oder­

w a n iu od istn ie ją cych dziś w a ru n k ó w p ro ­ b lem teoretycznego w y k re ś le n ia g ra n icy pom iędzy dw om a p a ń stw a m i na ta k o b ie k- ty w n y c h , m a te ria ln y c h i pozahistorycz- n ych przesłankach, na ja k ic h można do­

konać racjonalnego rozdziału sfe ry zain­

teresowań i w p ły w ó w pom iędzy dwoma

Z T R E Ś C I N U M E R U : W IŁ A M H O R ZY C A : „W E S E L E “ I IvIR. B A B B IT T . B O G D A N O S T R O M Ę C K I: P R Z Y M IE R Z E . IR E N A S ŁA W IŃ S K A : P R Ó B A EPOSU.

B S.: N A M A R G IN E S IE . A LF R E D K O ­ W A L K O W S K I: PO EZJE Z IE M ZAC H O D U . JAN B U Ł H A K : Z W Ę D R Ó W E K F O T O ­ G R A F A A LE K S A N D E R D Z IE N IS IU K : SPÓR O C Z Ł O W IE K A . J. S Z C Z A W IN - I

k

I A. W IR T H , W . O L S Z E W S K I J. H E R ­ T E L - POEZJE. T A D E U S Z E SM AN : B Y D ­ GOSZCZ N A T L E W Y P A D K Ó W 1946 R.

M A R IA N T U R W ID : Ś M IG A FR SADOW - POEZJECZJE R ZY HOPPEN : B R O N IS Ł A W S S ó N T T K W. Z.: M IĘ D Z Y K R Y T Y K Ą i P O E T Y K Ą (2). W Ł A D Y S Ł A W D U N A - R O W S K I: K U K U Ł K A I S Z P A K I. A L IN A C H Y C ZE W S K A : „K O B IE T Y Z R A V E N S - B R U C K “ .

* ) H ra b ia T e o f il B o is - _ . . _________ __

s y d ‘A n g la s , k o n s e rw a ty s ta *“ _ n ie z n a n y c h a r ty s tó w X I I w ie k u n a d r z w ia c h

fra n c u s k i, c z ło n e k iz b y iy w o t a i w W o jc ie c h a , w y o b ra ż o n e g o w z e * n le z y c n u z a b y te k s z tu k i ro m a ń s k ie j.

d e p u to w a n y c h w p o ło w ie J e d n a z o s ie m n a s tu scen i h ^ a t a . p . ^ w s z y p o ls k i epos p la s ty c z n y , b e z c e n n y y fr a z o w y c h k a te d ry

X I X w ie k u .

(2)

p rze d się b io rstw a m i p rz e m y s ło w y m i czy h a n d lo w y m i. W ięcej historycznego re a li­

zm u w y k a z a ł tu ta j ju ż B e vin , w y ra ż a ją c im ie n ie m W ie lk ie j B ry ta n ii w ą tp liw o ś ć w odniesieniu do s p ra w y Śląska Dolnego, czy je st rzeczą m o ż liw ą pow racać do no­

wego przesiedlenia ludności.

W yra zicie le m przeszłości i co n a jw y ż e j p rze jścio w ych w a ru n k ó w d n ia dzisiejszego b y ł M a rs h a ll ró w n ie ż i w te d y, g d y za p u n k t ciężkości a rg u m e n ta c ji o p o k rz y w ­ dzeniu N iem iec przez dzisiejszą granicę p rz y ją ł tezę o konieczności w zm ożenia w a ­ ru n k ó w żyw nościow ej sam ow ystarczal­

ności N iem iec. M echaniczny stosunek na ­ bożeństwa do statystycznych m ie rn ik ó w przeszłości, p rz y rów noczesnym b ra k u sze­

ro k ic h ujęć przyszłości, zaciążył tu ta j w ie ­ lo ra k o : 1. przez p rz y ję c ie gospodarczych re z u lta tó w przeszłości, ja k o niezm iennych i w yznaczających przyszłe stosunki z fo ­ to g ra ficzn ą dokładnością, 2. niedocenienie głębokiego w s ku tka ch ludnościowego k r y ­ zysu N iem iec w w y n ik u o sta tn ie j w o jn y *), 3. w zorow ane na la ta ch m iędzyw ojennych, lecz niezgodne z obecnym k ie ru n k ie m prze­

m ia n eu ro p e jskich w y o lb rz y m ie n ie zna­

czenia zasady a u ta rc h ii żyw nościow ej ja k o je d n e j z naczelnych zasad gospodarczych i p o lityczn ych, 4, niedocenianie h is to ry c z ­ nego znaczenia e w o lu c ji, w y k re ś la ją c e j dzisia j przyszłe trw a le g ranice pom iędzy N iem cam i i słowiańszczyzną zachodnią na lin ia c h , z k tó ry c h przed la t tysiącem w y ­ szedł n apór n ie m ie c k i p rz e c iw k o Polsce i Czechom, 5. niedocenienie znaczenia O dry, ja k o części w ie lk ie g o system u rzecznego O dra— D u n a j, zarów no dla P olski, ja k dla Czech, ja k w reszcie d la całości obszaru naddunajskięgo. 'P o ło ż e n ie na je d n ej szali w szystkich m om entów zasadniczej n a tu ry h isto ryczn e j, na d ru g ie j — s p ra w y z w ię k ­ szenia dzisiejszego areału rolnego Rzeszy o 5 —■ 8% i przyznanie wyższości te j d ru g ie j szali je st p rz y k ła d e m nie ty le p rz e w id u ją ­ cego i realnego, ile lekceważącego stosun­

k u do h is to rii **).

Jeszcze ostrzej paradoksalność s y tu a c ji zarysow ała się tu w sta n o w isku a ngielskim , ograniczającym zapędy M a rsh a lla , lecz w y ­ su w a ją cym koncepcję p o w ro tu do N iem iec k ilk u p o w ia tó w na wschód od Szczecina.

Co to znaczy? O debranie dzisiejszej g ra ­ n ic y p o ls k o -n ie m ie c k ie j je j g łę b o kie j lo ­ g ik i geograficznej, trw a łe pozbaw ienie sie d m iu p a ń stw system u O d ry *i D u n a ju (P olski, Czech, A u s trii, W ęgier, Ju g o sław ii, R u m u n ii, B u łg a rii) swobodnego w y lo tu O d ry do B a łty k u — i to w szystko d la za­

ła ta n ia p rze jścio w ych tru d n o ści s y tu a c ji żyw nościow ej N iem iec przez zwiększenie ic h are a łu rolnego o 2 — 4% n ie św ie tn e j ro ln iczo ziem i. W ta k im sta n o w isku tru d n o n ie w id zie ć d ziw n e j niew spółm ierności

* ) P a tr z — B o le s ła w S r o c k i: N o w a P o ls k a i n o w e N ie m c y . W y d a w n ic tw o I n s t y t u t u B a ł­

ty c k ie g o . B yd g o szcz 1947. R o z d z ia ł: „P rz y s z ło ś ć n a ro d u n ie m ie c k ie g o “ (s tr . 103 — 123).

* * ) T e g o osą du n ie m o że z m ie n ić c h a r a k te r y ­ s ty c z n a d la ro z u m o w a n ia M a rs h a lla s w o is ta m a g ia je d n e j lic z b y , o w y c h 20% z m n ie js z e n ia p o d s ta w ż y w n o ś c io w y c h N ie m ie c . S ilą t e j lic z b y je s t t y lk o b łę d n o ś ć j e j u ż y c ia . N ie m o ż n a b o ­ w ie m m ó w ić o 20% ś ro d k ó w ż y w n o ś c io w y c h N ie m ie c w z w ią z k u z c z ę ś c io w y m z e p c h n ię c ie m P o ls k i z d a n y c h j e j w P o c z d a m ie g r a n ic . M a te ­ r ia ln y m ró w n o w a ż n ik ie m d la N ie m ie c a n ty ^ p o ls k ic h z a m ie rz e ń M a rs h a lla m o że b y ć z y s k ż y w n o ś c io w y , w y r a ż a ją c y Się je d y n ie d r o b n y m u ła m k ie m w te n sposób u ż y w a n e j lic z b y .

w sposobie tra k to w a n ia spraw i potrzeb zagrażających sąsiadom N iem iec oraz spraw i potrzeb ty c h zagrożonych przez N iem cy sąsiadów.

Lecz tu ta j można powiedzieć z taką szczerością, z ja k ą ośw iadczyła to część o p in ii anglosaskiej, że isto ta s p ra w y leży gdzieindziej, n ie w stosunku do N iem iec i ich sąsiadów, ale w stosunku do Z w ią z k u Sowieckiego. A nglosasi szachują Polskę i p o p iera ją N iem cy n ie dlatego, aby ko ch a li N iem ców i n ie n a w id z ili P olaków , lecz dlatego, że w id z ą w ty m możność pośred­

niego zaszachowania Z w ią z k u Radzieckiego w okresie ogólnie prow adzonych rozm ów, m ających p ro w a d zić do u re g u lo w a n ia spraw o św ia to w y m znaczeniu.

K o n c e p c ji te j n ie należy przeceniać, lecz ró w n ie ż n ie należy je j c a łk o w ic ie od­

rzucać. N ie w ą tp liw ie w ty m p ostaw ie­

n iu zam yka się n ie całość spraw y, lecz je j dość pow ażna część. Równocześnie je d n a k w ta k im za ryso w a n iu tru d n o nie w idzieć cech dalszego i poważnego błędu p o lity c z ­ nego.

P ow ojenne zbliżenie p o lityczn e p o lsko - sow ieckie je s t n a tu ra ln y m następstwem zm ian te ry to ria ln y c h , dokonanych p rz y p e łn y m p o p a rciu obu anglosaskich m o ­ c a rs tw i nie bez pow ażnej z ic h stro n y p re s ji w ty m k ie ru n k u . Z b liż e n ie to ma głębokie i mocne podstaw y w konieczności trw a łe g o zabezpieczenia się zarów no P o l­

s k i ja k Czech w stosunku do niebezpie­

czeństwa niem ieckiego. Równocześnie je ­ d n a k zbliże n ie to niekoniecznie m usi m ieć c h a ra k te r a n ty a n g ie ls k i czy a n ty a m e ry - ka ń ski. P rzeciw nie, zarów no w interesie P o lski ja k Czech leży istn ie n ie w a ru n k ó w n a tu ra ln e j gospodarczej i p o lity c z n e j w s p ó ł­

p ra cy i p rz y ja ź n i z obu m o ca rstw a m i an­

glosaskim i. W p o lity c e obu ty c h pa ń stw i n a ro d ó w n ie je d n o k ro tn ie b y ły mocne i niedwuznaczne a kce n ty w ty m k ie ru n k u . D opiero ta k ty k a A n g lii i A m e ry k i w spra­

w ie N iem iec i g ra n ic zachodnich P o lski je st czymś, co nadaje polskiem u, a czę­

ściowo i czeskiemu, o p a rciu o sojusz ze Z w ią z k ie m R a d zie ckim o s try a n ty a n g lo - saski ch a ra kte r. A to napewno n ie je st w yrazem zam ierzeń w okresie, w k tó ry m

— rzecz przed w o jn ą n ie do pom yślenia — A n g lia w y d a je w s to lic y P o lski w łasne pismo, służące propagandzie a n g ielskie j w społeczeństwie po lskim , A m e ry k a oka­

zuje Polsce daleko idącą i wysoce cenną pomoc ch a ry ta ty w n ą . Jednak żadne fo rm y

propagandowe, an i żadne p rz e ja w y po ­ m ocy c h a ry ta ty w n e j n ie mogą P olakom przesłonić fa k tu w ejścia pa ń stw anglo­

saskich na to ry zdecydowanie a n ty p o ls k ie j p o lity k i w postaci zaszachowania n a tu ra l­

nych i ju ż o b ję tych g ra n ic polskich, w czym naród p o ls k i w id z i p ie rw szy etap poparcia ró w n ie ż i na przyszłość żarłocznego i n ie ­ pohamowanego re w iz jo n iz m u n ie m ie ckie ­ g o ponow ne zagrożenie biologicznych pod­

sta w własnego istnienia.

B y ły p re m ie r C h u rc h ill p ow iedział w je d n y m ze sw ych w ystą p ie ń w Iz b ie G m in zręczne i niepozbaw ione głę b okie j słuszności zdanie o Polakach w czasie ostatniej w o jn y : „N ie m a cnót, k tó ry c h P olacy n ie w y k a z a lib y w czasie w o jn y , n ie m a błędów polityczn ych, k tó ry c h by nie p o p e łn ili“ . Lecz jakżeż m ogło być inaczej, g d y źródłem p o lity k i p o ls k ie j od r. 1939 w ta k w ie lk ie j m ierze b y ła zależność od postaw y naszych sprzym ierzeńców ang lo ­ saskich. Postaw a ta zaś w spraw ach p o l­

skich daje się u ją ć w podobnej do c h u r- c h illo w s k ie j fo rm u le : „ N i e m a w y r a ­ z ó w s y m p a t i i i u z n a n i a , k t ó ­ r y c h b y P o l s c e z e s t r o n y a n ­ g l o s a s k i e j o d m ó w i o n o , n i e m a r e a l n e g o z l e k c e w a ż e n i a i n t e ­ r e s ó w p o l s k i c h , k t ó r e g o b y j e j z a o s z c z ę d z o n o“ . Postaw a obu p a ń stw anglosaskich w obecnej, fazie d y s k u s ji o tra k ta c ie p o k o jo w y m i granicach P o ls k i je s t w dalszym ciągu p rz y k ła d e m ciągłości tejże lin ii. Czyż można d z iw ić się, je ś li od­

biciem te j postaw y będzie k rze w ie n ie się dotychczas n ie is tn ie ją c y c h antyanglosa- skich n a s tro jó w w społeczeństwie po lskim .

Oczywiście, d la obu p a ń stw anglosa­

skich, w szczególności d la Stanów Z je d n o ­ czonych A . P., stan n a s tro jó w p o lskich w ty m względzie może być obojętny, je d n a k ty lk o w je d n y m w yp a d ku , to je st je ś li zdecydowanie staną na g ru n cie opar­

cia się o N iem cy, ja k o forpocztę interesów anglosaskich w E uropie. Lecz to p ro w a d zi w prostej l in i i do now ej w o jn y św ia to w e j, ta k ja k w zm ocnienie P o ls k i i państw w y ­ zw olonych od fa k ty c z n e j zależności od N iem iec je st po d sta w o w ym elementem w z ro s tu w a ru n k ó w u trz y m a n ia p o k o ju św iata. Niedocenienie tego fa k tu b y ło b y najp ow a żn ie jszym błędem h is to ry c z n y m obu p a ń stw anglosaskich, błędem, za k tó ­ r y w przyszłości zarów no Europa, ja k cała ludzkość zapewne zap ła ciła b y szczególnie w yso ką cenę.

Bolesław Srocki

(3)

Alfred Kowalkowski

POEZJA ZIEM ZACHODNICH

N ie o b fitu ją c e n ig d y w poezję nasze zie­

mie zachodnie i po o sta tn ie j w o jn ie nie W ydały znaczniejszego zastępu liry k ó w . T a ­

kie p rz y n a jm n ie j w rażenie odnosi czyte l­

n ik śledzący uw ażnie w szelkie nowe w y ­ daw n ictw a z tego zakresu. Z ja w is k o to być może złudne, w in ę bow iem ponoszą w łaściw ie w a ru n k i w ydaw nicze, tr u d n ie j­

sze zdaje się n iż k ie d y k o lw ie k , na skutek k tó ry c h n ie k ie d y na w e t w artościow a poezja nie tra fia na p ó łk i księgarskie. N ie sposób w praw dzie przypuścić, aby po k a ta k liz m ie w o je n n ym n a stą p ił n a g ły za n ik lir y k i, gdyż ja k w ie m y z liczn ych św ia d e ctw i w spom ­ nień, okres o k u p a c ji — n ie p rz y c h y ln y na ogół lite ra tu rz e , m im o w szystko w y d a ł dość b u jn y plon poetycki, niespokojne czasy w o ­ jenne s p ra w iły bow iem , że ten rodzaj w y ­ pow iedzi lite ra c k ie j b y ł bądź co bądź je ­ szcze n a jła tw ie js z y i n a w e t można było czasami liczyć na ukazanie się w ie rszy W d ru k u . Lecz m im o w szystko c h a ra kte ­ rystyczn ym objaw em współczesnej lite r a ­ tu ry pozostaje fa k t, że ani w liry c e , ani W prozie nie zanotow aliśm y z b yt W iele re ­ w e la cyjn ych debiutów . T a k w ięc ostatnie ła ta nazwać można raczej okresem, podczas którego lite ra tu ra w a lc z y ła o przetrw anie.

Okresem poważniejszego ro z w o ju czasy te nie b y ły w żadnym w yp a d ku . Na sąd ta k i nie w p ły n ie n a jp ra w d o p o d o b n ie j istn ie n ie

dość liczn ych może jeszcze — gotow ych do d ru k u z b io ró w poezji.

Z iem ie zachodnie n ie należą, w te j dzie­

dzinie do u p rz y w ile jo w a n y c h , stosunki tu ­ ta j są w ięc podobne, a n a w e t gorsze, lite ra ­ tu ra tu ta j zawsze bow iem b y ła m n ie j b u jn a ta k ze w zględu na b ra k w ię kszych i posia­

dających tra d y c ję środow isk k u ltu ra ln y c h , ja k i z tego powodu, że społeczeństwo w u - biegjych stupięćdziesięciu la ta ch sku p iło cały swój w y s iłe k na spraw ach gospodar­

n y c h . B y ło to konieczne, gdyż w te j dzie­

dzinie zagrożenie polskiego stanu posiada­

n a ze s tro n y N iem iec b y ło najw iększe. Na Potu k u ltu ry , aby dotrzym ać k ro k u N ie m ­ com, całla energię trzeba b y ło zużyć na

oświatę mas. R e zu lta t d zię ki tem u b y ł nieco jednostronny. P rz y stosunkow o dość w y ­ sokim poziom ie o św iaty, sprawy^ sztuki jednakże znacznie u c ie rp ia ły i je ś li naw et zainteresowanie k w e s tia m i a rty s ty c z n y m i P*e je st m niejsze n iż gdzie in d zie j, to w każ­

dym razie tw órczość w te j dziedzinie po­

zostawia nadal w ie le do życzenia. W d w u ­ dziestoleciu m ię d z y w o je n n y m n ie stało rów nież czasu na znaczniejszy ro zw ó j sztuki, okupacja zaś b e zlito śnie j n iż gd zie kolw ie k dotknęła tu ta j a rty s tó w , odbierając im n a j­

częściej m ożliw ość p ra cy w sw ym zawo­

dzie. T ru d n o przypuścić, aby ta m gdzie człowiek u tr a c ił dom, swobodę poruszania a przede w s z y s tk im sposobność k o n - ta k tu z in n y m i a rty s ta m i i w szelkie środki Pomocnicze ja k b ib lio te k i i czasopisma, można b y ło m yśleć o pow ażniejszej tw ó r­

czości lite ra c k ie j, ty m b a rd zie j, ż,'e ta jn e

"Wydawnictwa czy p e rio d y k i na m iejscu hależaly do n a jw ię ksze j rzadkości a u k a ­ zujące się w c e n tra ln e j Polsce d ocierały tu

^ znikom ej ilości.

.Pomimo to chwilę obecną, w której no- tlberny pewną stagnację w dziedzinie po- ezłi> należałoby nazwać może przednówkiem Poprzedzającym większy znacznie urodzaj hu lirykę. Jeśli oczywiście nie jestem złym Prorokiem, sytuacja wydaje m i się podobna

y całej Polsce, niezależnie bowiem od faktu istnienia, czy też narastania poezji obrazu- Idcej przeżycia niedawnej przeszłości, trudno Przypuścić, aby doniosłe problemy współ­

czesności nie znalazły wkrótce odbicia

w lite ra tu rz e . A przecież poezja liryczn a , będąca o w ie le czulszym sejsm ografem n iż proza, w y d a je się być. pow ołana do spro­

stania w ym aganiom rzeczywistości, ta k ja k u m ia ła zadanie to w yp e łn ić, m im o n ie z w y ­ k ły c h trudności, w okresie w o jn y i okupacji.

C o ko lw ie k pow ie się o liry c e ostatnich la t, o je j ilościow o zb yt skro m n ym dorobku, albo o je j doraźnych je d y n ie am bicjach, pew ne jest, że podołała ona sw ym obow iąz­

k o m wobec społeczeństwa. Zresztą w w a ­ ru n k a c h w o je n n ych nigdzie chyba w E u ro ­ pie nie stworzono arcydzieł. I nie można też w in ić naszych poetów o to, że na po­

trze b y współczesności nie w y p ra c o w a li no­

w y c h środków w yra zu , że n ie p o w sta ł żaden n o w y p rą d lite ra c k i. O dcięci od głó w n ych n u rtó w a rtystyczn ych k o n ty n e n tu pisarze b rn ę li ostatnio n ie m a l po omacku, to tez postępu form alnego nie trzeba się byro od n ich spodziewać. W szelkie n o w atorstw o w ym aga zawsze czasów spokojnych i ja k w ie m y, żadne w ie lk ie re w o lu c je m e m ia ły odrazu na swe usługi re w o lu c jo n is tó w lite ­ ra ckich . E ksperym entatorzy i ich szkoły, ich czyte ln icy wreszcie muszą się uzbrajać w cierpliw ość, k tó re j nie można żądać od nikogo w okresie do ko n yw u ją cych się g w a ł­

to w n y c h przem ian. N o w a to rstw a szuka dla siebie zawsze oddźw ięku i m ożliw ości po­

rozu m ie n ia się z in n y m i p o k re w n y m i po­

czynaniam i, z k ry ty k ą , z publicznością, przede w szystkim zaś m usi ścierać się z is t­

n ie ją c y m i współcześnie o d m ie n n ym i p rą ­ dam i lite ra c k im i.

Poruszone tu kw e stie nie mogą przyczy­

n ić się W żadnej m ierze do w yd a n ia ja k ie ­ goś w y ro k u potępiającego naszą poezje.

P rzeciw nie, w szystkie powyższe w y w o d y służą na je j u sp ra w ie d liw ie n ie , gdyż za­

trz y m a n ie się lir y k i w je j z w y k ły m rozw oju, w yszło je j raczej na dobre.^ P o tra fiła ona dotychczasowe swe osiągnięcia fo rm a ln e zu-r żytkow ać w tem atyce poważniejszej i głęb­

szej niż w okresie m iędzyw ojennym , celem je j stato się ’n ie je d n o k ro tn ie W yrażenie uczuć zbio ro w ych oraz treści społecznej.

Poezja nasza — trzeba to p o d kre ślić z d u ­ to ą — stanęła na szerszych, mz k ie d y k o lw ie k

w poprzednich okresach, podstawach h u - m ani stycznego św iatopoglądu.

N ie tru d n o stw ierdzić, w e rtu ją c nowe to m y poezji, że z zadań, ja k ie pisarzom po­

sta w iła tru d n a nasza epoka, n a jle p ie j i naj^

w szechstronnie! w y w ią z a li się ci . irycy, k tó rz y nie za m kn ę li się w ciasnych ram ach dotychczasow ych k ie ru n k ó w lite ra c k ic h , ani nie' co fn ę li się na daw niejsze jeszcze po­

zycje, lecz korzystając z u m ia re m

z

w szel­

k ic h dotychczasowych

zd o b yczy

fo rm a ln y c h s ia ra li sie n a jp e łn ie j wyrazić przeżycia współczesnego człowieka. S,ta n g l

dać to obecnie, nie n a b ra ł napewno cech trw a ło ści, bo nowe zja w is k a już. teraz do m apaia sie od pisarza ko n stru o w a n ia in ­ n ych fo rm , w k tó ry c h epoka znaiaz aby swe

ca łk o w ite artystyczne odbicie, jednaKze chęć przedstaw ienia teraźniejszości m ozh-

Sf S U « . ¡ f r i S

u po -

szczególnych poetów. . .. . ,

M ia ra współczesnej naszej poezji jest je j p ro b le m a tyka żyw otna i odważna, a me

^ n rtv

7

in czy n a w e t w yso kie j k ils y artystostw o. W św ietle ty c h k ry te - riów y należy też ro zp a tryw a ć zja w is k a po­

etyckie, w ystępujące na zachodzie P olski, poeci ty c h ziem m ają bow iem w ła ściw ie rozleglej sze n a w e t pole do popisu, tu ta j

Franciszek Sadowski

KOŁYSANKA

Za jednym, drugim i za rokiem trzecim dzień cmentarzami po zapłociach gasł;

a ranek już szukał kukułeczki kukiem;

— małuś moja, małuś ilu synów maszt

Płonęły miasta i codziennie wokół garstką popiołów zarastała wieś;

a dzięcioł u sosen zawołał — i poszli przez zagony lasów dzień zwycięstwa nieść...

Orały działa, samoloty siały, a brzozowe krzyże wyrastały w brąz;

tylko u okienka lulała panienkę

sroczka: — nie płacz córuś Jasio idzie wciąż...

Nad modrą rzeką gdzie umilkła skarga, w skamieniałym mieście bój wyraslał z dni;

a w końcu kamienie rozpękły po ziemi okrzykami dzieci:

— kulę dajcie mi!

Lecz słuchało niebo krwią wybrukowanych ulic, ale potem ruiną padł zmierzch i tylko po świecie

mały gołąbeczek klangorem legendy, poniósł wielką pieśń...

Pożary zgasły, a nieba przymierzem i pracy — popiół zarośnie i krew;

już poranek woła siewką na zagonach:

__siać wychodźcie ludzie wychodźcie na siew...!

Józef Czerni

BIAŁE SNY

Białe sny plączą się pod nogami.

Wieczór źrenic wyśnił złoty sad.

Za najdalszym pociągów mijaniem stoję: sosna płynąca w mgłach.

Wierzę — siebie na pewno przeminę.

Nie zostanie mi nie, ani dniom.

Słyszę: noc czyjaś pode mną płynie.

W idzę — smułek zwisnął u rąk.

Przyjacielu zamknięty przystanią!

Słowa moje są cierpkie i mdłe.

Powitamy się tylko rozstaniem poprzez miasta tęsknot czy wsie.

Dzwoni cisza stygnąca w mej krtani.

(Nie wiem kiedy odnajdę swój dom].

Spadam — kroplą chwil rzeźbiony kamień, w płomień snów białych — czujny jak ionł.

W itold Degler

DRZEWO

\ cóż masz z tego, że wciąż wiersze piszesz!

pytają ludzie, co mnie,, nie rozumią.

Ach, nikt nie spyta, czemu drzewa szumią — to takie proste: bo wiatr je kołysze!

Ja jestem takim rozszumiałym drzewem, które nie śpiewa niczyim korzyściom — tylko swym płaczem, tylko swoim śpiewem szumi na ulgę gałęziom i liściom.

3

(4)

Z W Ę D R Ó W E K F O T O F R A F A P O Z I E M I O D Z Y S K A N E J

p o pSs s o

ęagjSggEggggra

o b szerne go c y k lu « ^ W ^ o t o ^ S i k l D o ls k ie j - u k a z u ją c y c h p rz e z sęd ziw e go m is t r !a y c h p ó łn o c y i za ch o d zie .

Pif5kcny°ki ? e f ^ y n i k s a k a m i : p r z y ­

m o rs k im - Od F r o m b o r k u do S zczecina, z re sztą n ie zawsze d o s ło w n ie p r z y m o r s k im , b o o b e jm u ją c y m

- “ S S ä ® 2 5 =

bow iem s k u p iły się n a jisto tn ie jsze zagadnienia naszej rzeczywistości.

P raw da, że ta k ja k postęp i re w o lu ­ cja socjalna ogarnęły cały n u r t życia istn ie n ia i odbudow y państw a, naszej niepodległości i naszych sojuszów s ło ­ w ia ń skich , ta k i kw e stia n o w ych g ra ­ n ic na Zachodzie, zagadnienie piękna ty c h oko łic i odw iecznych o nie w a lk , zagadnienie d zie jó w i p ra w P o lski do Z ie m O dzyskanych, sp ra w y morza i p o rtó w , p io n ie rs tw a i osadnictwa, p rzyw ią za n ia do polskości autochto­

nów, spraw a tw o rze n ia się nowego ty p u człow ieka w yzw olonego z prze­

sadów dzielnicowości, w reszcie spra­

w a dalszego p rze ciw sta w ia n ia się niem czyżnie obchodzi jednakow o każdego P olaka i każdego pisarza.

Jednakże lite ra c i, poeci zam ieszkali na zachodzie ż y ją n ie ja k o w sam ym ty g lu ty c h w sz y s tk ic h przem ian, od­

dychają w ic h re m narastającej tu h i­

sto rii, są n a jb liż s i a k tu a ln y m zagad­

n ie n io m i on i w ła śn ie p o w in n i stać się ic h ż y w y m św iadectw em w poezji doby obecnej.

Z b y t w ie lk i to może ciężar spada na b a rk i n ie liczn ych narazie je d n o ­ stek i tru d n o wym agać, aby poeci ci obowiązek te n c a łk o w ic ie w y p e łn ili A le trzeba próbow ać, to ro w a ć szlaką w skazyw ać k ie ru n e k . C h w ila dzie­

jo w a tego wym aga. P rzeglądam do­

tychczasowe z b io rk i, zeszyty i a rk u ­ sze poezji, k tó re u ka za ły się po w o j­

n ie od Śląska aż po B a łty k i me mogę się oprzeć w ra że n iu , że lir y c y zacho­

d n i, poza n ie lic z n y m i w y ją tk a m i nie sp ro sta li dotychczas swem u zadaniu.

B y ć może rozporządzam n ie k o m p le t­

n y m m a te ria łe m porów naw czym , wszakże k o n ta k ty po e tyckie są je ­ szcze bardzo u tru d n io n e , obieg k się ­ g a rski z b io rk ó w liry c z n y c h dziw ne jeszcze w y k a z u je niedociągnięcia, rzadko przesyła się egzemplarze re - cenzenckie, jeszcze rzadziej uka zu ją sie om ów ienia now ych p o zycji poe­

ty c k ic h . A le chodzi m i tez (tylko o zgłębienie głównego n u rtu te j po ­ ezji? o zarys bardzo og ó lniko w y.

I ta k W ojciech B ąk, a u to r „P ią te j E w a n g e lii“ i „S yna Z ie m i“ najlepszy n ie w ą tp liw ie a rtysta z pośród l i r y ­ k ó w tu tejszych, o g ra n iczył się niem al w yłą czn ie do sp ra w m e ta fiz y k i, do p ro b le m u człow ieka wiecznego. Po­

tom nych może będzie pasjonow ał i ego w yp ro w a d zo n y z w y p a d k ó w dnia dzisiejszego czy wczorajszego hum a n izm „sub specia ae^erm tatis nie może on je d n ak zadow olić lu d z i żyw ych, współczesnych.

p a rę w ie k ó w p o d o p ie k ą B e w e d y f c t y , n o ia r o io l (3537) w M o g iln ie . U le g a ! w czasie sw ego is tn ie n ia P ° ™ ™ d0J ,a n y i i z n is z c z e n iu , p o n o w n ie w z n ie s io n y (1575) P . . . . d o tr w a ł p o s z e rz o n y o k a p lic e i w z b o g a c o n y w i e ią (16S0) a o ir w ot

s z c z ę ś liw ie do n a s z y c h d n i.

Jedyną pozycja, k tó ra odpow iada naszym w ym aganiom , jest to m W il­

helm a Szewczyka, p t. „Posagi . Wczesny to w p ra w d z ie zbiorek, u k a ­ z a ł 'sie b o w ie m w pierw szym ro k u niepodległości, to też n ie daje on jeszcze odpow iedzi na ca ło kszta łt ży w o tn v c h zagadnień zachodm opol- Ä lecz je st w n im ty le epickiego w id ze n ia św iata, jest człow iek tu te j­

szy w walce, w c ie rp ie n iu _i p rz y pracy, je st ziem ia, p rzyro d a i o jc z y ­ zna je st w reszcie św iadom e w y k u ­ w a n ie rzeczyw istości z kru szcu dzie­

jó w , że ten zb ió r poezji, w k tó ry m pisarz zresztą n ie m a l zawsze znaj d u je fo rm ę na jw ła ściw sza d la p rze ­ p e łn ia ją ce j go treści, rozsadza swą p ro b le m a ty k ą zam ierzoną w o ry g i

nale „śląskość“ i przenosi nas z je d ­ nego regionu na te re n ogólnopolski i ogólnoludzki. Pisarz, k tó r y nadal k o n ty n u u je dotychczasową swą lim ę , słusznie w ię c może się dziś zaliczać do czołowych naszych poetów.

Śląsk zresztą n a jle p ie j prezentuje się w ' swej poezji z w szystkich oko­

lic zachodnich. T u w y m ie n ić trzeba Zbyszka Bednorza „S tro fy serdecz­

ne“ w nieociosanych, lecz często p rze jm u ją cych w ła śn ie tą szorstko­

ścią, rą b a n ych n ie m a l na odlew zda­

niach, obrazuje on bohaterstw o czło­

w ie k a te j zie m i i pozw ala wyczue pulsujące w lu d zia ch i w ziem i tętno czasu. „A rk u s z e “ Jana Baranowicza, A leksa n d ra W id e ry i A leksa n d ra B aum gardtena p o w ra ca ją n ie kie d y do podobnych m o tyw ó w , dochodzą do n ic h ty lk o now e n u ty . I ta k B a ­ ra n o w icz w prow adza tu jeszcze n ie ­ śm iało s p ra w y chłopskie i rolnicze, a W id e ra przem ysł śląski, ale w ca­

łości znać jeszcze wszędzie zarówno ciasność te m a ty k i ja k i nie zh arm o - nizow anie je j z form a. Zastrzeżenia, te upadają, w stosunku do p u b lik a c ji zbio ro w e j Z dzisław a H ie ro w skie g o p. t. „Ś lą sk w alczący“ , gdzie obok p ry m ity w ó w zn a jd u je m y w iersze i fra g m e n ty w ie lk ie j w a rto ści. Jest, w te j książeczce cały Śląsk, jego p a trio ty z m , w ia ra , h is to ria i praca, je st Polska.

N ajw szechstronniejsze cele po­

s ta w ili sobie, sadzać z ty tu łu , dw a j a utorzy to m u „O d rą szum i po p o l­

sku “ — Leszek G o liń s k i i Franciszek F e n iko w ski. N ie ste ty zadaniu upoe- tyzo w a n ia najw ażnieszych zagadnień polskości Z iem O dzyskanych m c sprostał ani jeden, ani d ru g i. Nieco silowiańskości, k o lo ry tu (lokalnego, uczuć p a trio ty c z n y c h i Wspomnień h isto ryczn ych n ie w ystarcza na per- n v obraz te j ziem i, a rażące z w ła ­ szcza u G olińskiego błędy, n a w e t ju z nie w technice p o e tyckie j, lecz w składni, w yp a cza ją liry z m w y p o ­ w iedzi. N ajlepsze stosunkow o są ieszcze te w iersze Fenikow skiego, w k tó ry c h m a m y bezpretensjonalny ty lk o opis k ra jo b ra z u .

D ru g i z b io ro w y to m Franciszka G ro tta i Z o fii S trze le ckie j z a ty tu ło ­ w a n y „M ia s tu nad B rd a “ , o k tó ry m już pisałem w n r. 8 1946 „A rk o n y zasługuje na uwagę z pow odu w ie r­

szy G rotta, w k tó ry c h często p o w ra ­ ca jeszcze m o ty w męczeństwa o k u ­ pacyjnego, a p o m o rski ty p człowieka

ukazany je s t w p rze ko n yw u ją cych w iz ja c h poetyckich.

W a rto w reszcie także w y m ie n ić d ru ko w a n e w Niemczech „W iersze zebrane“ Jana K oprow skiego. Ten p a m ię tn ik liry c z n y , z a w ie ra ją cy liczne rym o w a ffe ty lk o gawędy, w y ­ k a zu je je d n a k k ilk a n a ś c ie silnych pozycji, w k tó ry c h a u to r przedstaw ia tułaczkę, nostalgie i p o w ró t żołnie­

rza do k ra ju . Jest to strzęp dobrze podpatrzonej i odczutej w o je n n e j naszej epoki.

.Tak w id z im y , w ie le jeszcze p ro ­ b le m ó w zachodnich pozostano na razie bez echa. Choć je d n ak znaczna cześć w yd a n ych ostatnio tom ów po­

e tyckich sp ra w ia nam zawód, udane częściowo próby, n ie k tó re zaś dosko­

nałe osiągnięcia napawać mogą w ia ­ ra w przyszłość poezji Jej obow iąz­

k ie m b o w ie m je st d o trz y m y w a n ie k ro k u czło w ie ko w i.

A lf r e d K o w a lk o w s k i.

(5)

Irena Sławińska

PRÓBA EPOSU

Uderza n ie w ą tp liw ie fakt, że w śród obec­

nej p ro d u k c ji lite ra c k ie j bardzo n ie liczn y odsetek stanow ią pow ieści — n ie liczn y w stosunku do bogactwa reportaży, now el i opowiadań. N ie je s t to oczywiście p rz y ­ padkowe. W idać pisarze czują, że nie n a d ­ szedł jeszcze czas syntezy, że przeżycia w o ­ jenne, k tó re stanow ią oś tem atyczną w sp ó ł­

czesnej lite ra tu ry , są jeszcze zb yt b liskie . Ze synteza w ym aga dłuższego dystansu (— n ie ty lk o czasowego n a tu ra ln ie — ), d a l­

szej p e rsp e ktyw y. Ż a rto b liw a fo rm u la , w prow adzona w Salonie W arszaw skim —

„ W ie le ż l a t czeka ć trz e b a aż się p r z e d m io t ś w ie ż y

J a k fig a u c u k r u ie , j a k ty to ń u le ż y ? “

zaw iera przecież — m im o ów ton p e rsy- fla żu — zia rn o p ra w d y — ja ką ś tajem nicę e p iki, znaną okresom w ie lk ic h eposów. »

D obraczyński *) spró b o w a ł przełam ać tę zasadę — p o k u s ił się o współczesny epos historyczny, pisany — ja k sam przyzn a je —

„n a gorąco“ , w latach 1840— 1940, n ie m a l rów nolegle do zdarzeń. Z a m ia r a rtystyczn y bardzo śm ia ły i bardzo ry z y k o w n y . W ten sposób pow stała książka, zakrojona na epo­

peję w ojenną, pod ty m w zględem w lite ra ­ turze współczesnej — zupełnie jedyna.

Śm iałość lite ra c k ie j k o n ce p cji n ic jest oczyw ista ani le g ity m a c ją ks ią ż k i a n i je j d y s k w a lifik a c ją (— niech nas Bóg strzeże od p e d a n te rii — ) lecz pewnego ro d za ju handicapem , d o b ro w o ln ie narzuconym , a w ięc zobow iązującym . Czegóż bo nie ma w {ej książce! Ile ż spraw, problem ów , zda­

rzeń! S p ró b u jm y ty.lko w y lic z y ć na i waz niejsze — 1. zasadnicze etapy w a lk na fro n cie w schodnim , zachodnim i p o łu dn io ­ w ym , 2. proces kruszenia potęgi n ie m ie c­

k ie j, 3. narastanie d y w e rs ji p o lskie j, 4. a kcja e kste rm in a cyjn a w L u b e ls k im , 5. pow sta­

nie w arszaw skie, 6. zdobyw anie B e rlin a . To ty lk o n a jze w n ę trzn ie jszy p rz e k ró j fa ­ b u ły h isto ryczn e j. Bo obok tego is tn ie je ■ pierw szoplanow a — a kcja erotyczna, tr a ­ d y c y jn ie wiażaca głów ne postacie splotem osobistych k o n flik tó w , a skupiona dokoła dw óch postaci — H e rb e rta K oestringa, o fi­

cera niem ieckiego i O le ń ki, P o lki. Zrąb kom p o zycyjn y — ja k w id z im y zupełnie S ienkiew iczow ski.

N ie ty lk o zresztą ten schemat ta b u la rn y dziedziczy po S ienkiew iczu książka D obra­

czyńskiego. Czuć w . n ie j ró w n ie ż i tem ­ peram ent p is a rz a -b a ta lis ty (świetne sceny b ite w !), tętno epickie, plastyczność w y o ­ braźni, n a rra c y jn ą swadę. Z a le ty te spra­

w ia ją , że zarów no obrazy n a lo tó w

3

_ak i w a ik i a fry k a ń s k ie nie budzą w nas ża­

dnych Sprzeciwów, p o d b ija ją sugestyw no- ścią w iz ji. Podobnie przekonyw ujące są fra g m e n ty z d zie jó w p a rty z a n tk i czy po­

w stania w arszawskiego.

To je s t zasadniczy plan epicki u tw o ru . Is tn ie je prócz tego je d n a k p la n d ru g i, nie fn n ie j s iln ie n a ś w ie tlo n y — p la n d ia le k ­ tyczny, o b e jm u ją cy m nóstw o problem ów , Związanych z p sych iką niem iecką, typem Zmysłowości, o d d zia ływ a n io m systemu, jego b a nkructw em , apologią k a to lic y z m u jako Pozytywnego p rze ciw sta w ie n ia h itle ry z m u . Ten w ła śn ie d ru g i, d ia le k ty c z n y zrąb u tw o ru decyduje o w p ro w a d ze n iu różnych s y tu a cyj, służących ty lk o i w yłą czn ie w y ­ pow iedzeniu. Tem at a b s tra k c y jn y , w y w o -

*) J a n D o b r a c z y ń s k i: N a je ź d ź c y . P ow ieść, 2 to m y . W y d . O fic y n a K s ię g a rs k a W a rsza w a 1947.

O k ła d k a w g p r o j. Ja n a K n o tk e .

lu ją c y dyskusje zasadnicze, staje się nad­

rzędnym elem entem w s tru k tu rz e powieści, n ie chce się nagiąć do p ra w m o ty w a c ji po­

w ieściow ej, przeciw nie, w łaśnie te p ra w a zagarnia nieraz pod swoje panow anie. I ta k ze w zględu na p ro b le m y zasadnicze orga­

n iz u je D obraczyński w u tw o rze liczne dys­

k u sje o fic e ró w n ie m ie ckich w kasynie, na zebraniach tow arzyskich, w koszarach, n ie ­ raz na froncie, w śró d w a lk i. W ty m d ia ­ le k ty c z n y m — a n ie e p ic k im — planie m ieści sie końcow a scena zdobyw ania B e r­

lin a i ju z zupełnie fa ntastycznie w y s ty li­

zowana śm ierć H itle ra , poprzedzona roz­

m ow ą z Goebbelsem.

Is tn ie n ie ty c h dw óch koncepcyj a rty ­ stycznych, ich w za jm n e zazębianie się, ścieranie, przełam yw anie, w a lk a dw óch ży- w io łó w -e p ik i i d ia le k ty k i w u tw o rze d e ­ c yd u je o charakterze „N ajeźdźców “ , o n a ­ pięciu ideologicznym ksią żki, ale i rów nież 0 je j słabości. N a jb a rd z ie j zagrożone zo­

sta ły oczywiście postaci, przez k tó re re a li­

zują sic nadrzędne p ro b le m y dzieła. Po­

staci o fice ró w n ie m ie ckich m a ją przecież pokazać proces w ew nętrznego rozpadu, b a n k ru c tw a ideowego, do którego n ie u ­ chro n n ie p ro w a d zi to ta liz m narodow o- soeialistyczny. T y m zam iarem artystyczn ym tłu m a czy sie fa k t, że w śród nie m ie ckich bohaterów D obraczyńskiego spotykam y sa­

m ych członków W ehrm achtu, lu d z i ideowo zw iązanych z systemem, niem a zaś w książ­

ce w ca le gestapowców, m o ra ln ie zb y t p ry ­ m ity w n y c h , aby m o g li ta ką ideologiczną ew olucję zilu stro w a ć. To także d odatkow y handicap k sią żki — o ileż ła tw ie js z y , p ro s t­

szy, p o p u la rn ie jszy b y łb y opis bestialstw a niem ieckiego w obozach! A u to ro w i szło je d n ak o tru d n y p ro b le m psychologiczny 1 id e o w y (może n a w e t z b yt tru d n y , b y go ju ż dziś rozwiązać?) — o b a n k ru c tw o w e ­ w nętrzne h itle ry z m u .

P ro w a d zi ono k u klęsce życio w e j je d ­ nostki n a jsiln ie jsze i najlepsze, ta k ie ja k Hugo K ostrzew a (ja k iś n ie m ie c k i C olleoni), H e rb e rt K o e strin g , Schneditz. — a rty s ta wiedeński. Wszyscy oni duszą się w syste­

m ie k tó r y odbiera im m ożliw ość pełnego, swobodnego, bogatego przeżycia. Schneditz ginie pod S talingradem , rzucając przed śm iercią na p a p ie r ostateczną w iz ję swego życia — w iz je w ę d ró w k i w m roczną k ra in ę ru in i zniszczenia. H e rb e rt odchodzi od p u s tk i ideow ej h itle ry z m u , od r e lig ii n ie ­ naw iści k u ka to lic y z m o w i. H ugo K ostrzew a poznaje w przedśm iertnych sw oich godzi­

nach, ja k dalece okaleczył sw oje życie, od­

dając je bez reszty w służbę d o k try n y , w y ­ rzekając sie w szelkiej „k ra s y wszechrzeczy . N ie je st to może zresztą specyficzny p roblem h itle ry z m u czy w ogóle to ta liz m u — n ie ­ w ą tp liw ie pobrzm iew a w o k ó ł postaci H u -

o-ona echo żeromszczyzny, echo zmagań

„trudzącego się męża“ z urodą życia. Na te bardzo lite ra c k ą zresztą postać rz u tu je D obraczyński także inną tezę uderza mą w niem iecki m it rasy. W ie lo k ro tn ie w raca w książce fo rm u ła , że N iem cy me są na ­ rodem,' lecz herezją. Hugo K ostrzew a, k tó ry ucieleśnia najlepsze p ie rw ia s tk i siły, męs­

kości w ierności, służby ma w sobie prze­

cież k re w polską. Zadaniem N iem iec - m ó w i sta ry w ychow anek B ism a rcka baron G ro te — je st zaprząc psychikę sło­

w iańska do niem ieckiego pługa. W ydaje

■de zrazu, że eksperym ent starego barona (k tó ry u k ra d ł Hugona w P rusach W schod­

nich i w ych o w a ł na Niemca), u d a ł się zna­

kom icie. W ostatecznym ro zra ch u nku je d ­ n a k teza ta ponosi klęskę. Rodzina K o - strzew ów pozostanie na sw ym b iednym s k ra w k u ziem i i pozostanie polska.

H ugo K ostrzew a zrazu przesiania sw oją osobowością w szystkie pozostałe postaci — w d ru g im to m ie cały akcent ko m p o zycyjn y zostaje przerzucony na H e rb e rta K oest- rin g a . M a on reprezentow ać przeciętnego Niemca, w k tó ry m zasadnicze podłoże tw o ­ rz y pew na miękkość, słabość, uczuciowość.

D aje się on ła tw o w ciągnąć w system i bez sprzeciw u m u służy. Trzeba dopiero w ie l­

k ic h w strząsów , zd ra d y jednej k o b ie ty — N ie m k i, m iiośei do P o lk i i zetknięcia z je j św iatem — św iatem ka to licyzm u , aby H e r­

b e rt p rze ła m a ł sw oją psychiczną in e rc ję i p rz y ją ł ten zrazu obcy sobie, d a le k i ideał.

Samej k o n w e rs ji nie pokazał je d n a k a u to r w pow ieści — pokazał ty lk o co raz w y ra ­ ziściej rysu ją cą się drogę k u n ie j. In s ty n k t pisarza m u s ia ł go ostrzec przed d o tyka n ie m ta k subtelnych przeżyć — o ic h n ie u c h w y t­

nej su b sta n cji w iedzą przecież czołow i p i­

sarze k a to lic c y — D a n ie l Rops czy M a u ria c.

Postać K o e strin g a łączy przeróżne spra­

w y i w ą tk i — stoi on w ce n tru m krusze­

jącego systemu, bierze u d zia ł w w a lk a c h na w szystkich fro n ta c h od S ta lin g ra d u p o ­ przez A fry k ę aż po B e rlin , w jego aspekcie poznajem y w ojnę, w reszcie d zię ki n ie m u w chodzi do a k c ji O leńka, a za n ią i św ia t P o ls k i w alczącej. W ówczas re fle k to r p i­

sarza zm ienia k ie ru n e k — odtąd ju ż pa ­ trz y m y na w o jn ę oczyma O le ń ki i B a rczyń - skiego, jedynego napraw dę p o z y ty w n ie po­

tra kto w a n e g o bohatera ksią ż k i. O w aspekt O le ń ki zaczyna się w ła ś c iw ie wcześniej, w I to m ie pow ieści; w chodzi do ks ią ż k i poprzez p a m ię tn ik O le ń ki, bardzo zresztą nie p rze ko n yw u ją cy. (Dotychczas jakoś po­

staci kobiece nie u d a ją się D obraczyń­

skiem u — w szystkie krą żą w o k ó ł jednego szablonu, n a jz u p e łn ie j zresztą tra d y c jo n a l­

nego. N a w e t gorąca, sam odzielna Gerda — now a ko bieta niem iecka — nie w y d a je się dostatecznie — gorąca). Na- ostatnich k a r ­ tach ks ią ż k i dw a walczące ś w ia ty z w ie ra ją się ze sobą w decydującym s p o tk a n iu na ulicach B e rlin a . P ełne — fizyczne i m o­

ra ln e — zw ycięstw o odnoszą P olacy. W te j samej c h w ili zarazem ostateczne ro z w ią ­ zanie z n a jd u je spleciony u p rz e d n io , w ęzeł uczuciow y. H e rb e rt d o w ia d u je się o m iłości O le ń k i z ust tego, k tó r y ją do końca kochał, B arczyńskiego. Ten w s p a n ia ło m yśln y gest w ogn iu w a lk i budzi w nas nieufność — słyszym y szelest papieru, w iz ja gaśnie. Ta tr iu m f a b s tra k c y jn y c h założeń nad ż y w io ­

łe m e p ik i. r

Jakże w yp a d n ie ogólny b ila n s książki?

Czy a u to r d o trz y m a ł sw oich a rtystyczn ych obietnic? Czy m ó g ł ic h w ogóle dotrzym ać?

Czy ta fik c ja o N iem cach je st sugestywna, praw dziw a?

K sią żka pow stała na skrzyżo w a n iu dw óch ró ż n o k ie ru n k o w y c h pasyj n a rra c y j­

nej i d y s k u s y jn e j, stąd to w rażenie załam a­

n ia a rtystyczn e j koncepcji, stąd nagłe zm ia­

n y w to n a c ji, dysonanse. P asja epika ulega jeszcze często n a c is k o w i a b s tra k c y jn y c h problem ów . Jednak je st — silna, zdolna do zw a rtych , sugestyw nych w iz y j, , żywa.

D obraczyński sięgnął zuchw ale po a r- c y tru d n y te m a t — chciał dać „ocenę“ i za­

razem poetycką w iz ję św iata, k tó r y potępia

i osądza“ , „u c z y n ić poetycznym p rzedm iot

n a jb a rd z ie j obcy p ra g n ie n io m p o e ty c k im “ ,

co uchodzi (K ołaczkow ski) za w ie lk i tr iu m f

sztuki. W ielkość zam ierzeń artystyczn ych ,

prze ko rn a chęć sta w ie n ia czoła n a jd ra ż ­

liw s z y m spraw om , bogactw o m o tyw ó w ,

te m p e ra m e n t p isa rski tw o rz ą k lim a t te j

gorącej, zuchw ałej, n ie ró w n e j ksią żki.

(6)

I’Piłam Horzyca

„WESELE“ - I MR.

Już to przygnać trzeba, że sto im y pod znakiem zaścianka, i to n ie dlatego, że P olska je st k u ltu ra ln ie czymś z a b ity m de­

skam i od św iata, ale dlatego, że o w szyst- t k im , co się na te j zie m i n a ro d ziło w spa­

niałego i genialnego, m y ś lim y ja k o o czymś, co je st zaściankowego fo rm a tu i do za­

ścianka się ty lk o nadaje. P rzyrodzona nam m egalom ania narodow a d ziw n ie bo jakoś s k ro m n ie je , gdy p rzychodzi m ó w ić o tym , co u nas je s t n apraw dę w ie lk ie g o i na­

p ra w d ę na ogólno lu d z k ą m iarę. W tedy opuszcza nas poczucie ważności i sta je m y się cisi i p o tu ln i. Bo któż. odw a żyłb y się u nas porów nać np. Słow ackiego z S hel- łe ym albo N o rw id a z B ro w n in g e m , nie ośmieszając się ty m w e w ła sn ych oczach?

N ik t. A n ik t dlatego, że... nie znam y lit e ­ ra tu ry p o ls k ie j, że w ciąż uw ażam y ją za coś, co zostało stw orzone ty lk o ad usum naszych dom ow ych potrzeb i że zaspoko­

je n ie ty c h potrzeb „n a ro d o w y c h “ w ycze r­

puje w szystko, co w n ie j je st zaw arte. To sp ra w iło , że nie ta k dawno b y liś m y ś w ia d ­ k a m i tego, ja k „D z ia d y “ i „S en S re b rn y “ i „Iry d io n a “ próbow ano złożyć do lamusa ja k o dzieła k u ltu rz e p o lskie j i n a ro d o w i polskiem u ju ż w ła ś c iw ie niepotrzebne, gdyż s p e łn iły swe zadanie, u ra to w a ły ś w ia ­

domość narodu w dniach k a ta s tro fy dzie­

jo w e j i teraz w in n e ustąpić „n o w e j rze­

czyw istości“ (tzw. now a rzeczywistość nie je st bow iem b y n a jm n ie j w y n a la z k ie m la t p ow ojennych!). Zapom niano o ty m , a raczej nie w iedziano i n ie w idziano, że w p ra w d z ie dzieła te b y ły orężem w w alce o istn ie n ie narodu, ale że niezależnie od tego b y ły one czymś w ię ce j jeszcze, że I I I część „D z ia ­ d ó w “ , to nie je st coś w ro d za ju genialnej

„ a g itk i“ n arodow ej, ale że je st to dzieło na m ia rę najwyższą, w yra ża ją ce m y ś li i uczu­

cia całej ludzkości ówczesnej, a postacią K on ra d a s tw o rz y ł poeta jednego z re p re ­ zentantów p o e tyckich tejże ludzkości, ja k b y ł n im F aust czy M a n fre d . Tego je d n ak zaściankowe oczy w yczytać z „D z ia d ó w “ nie p o tra fiły . D la n ich b y ł to ty lk o m a ­ n ife st w a lk i z caratem , a poniew aż w a lk a ta po u p a d ku ca ra tu stała się czymś n ie ­ a k tu a ln y m , w iec co ry c h le j z a k w a lifik o ­ w ano „D z ia d y “ do... a rc h iw u m , ja k p rze ­ sta rza ły dokum ent, n ic w ięcej. Że się to n ie udało, to in n a rzecz, ale w całym blasku zadem onstrowano ów zaściankow y, sposób p atrzenia na duchową w ielkość naszej po­

ezji, nie dostrzegając, żę spraw a istn ie n ia narodu, a czko lw ie k s p iritu s m ovens po ­ w sta n ia tych dzieł, nie w yczerpała ich za­

w artości, i że spraw a ta s ta n o w iła ty lk o m edium , przez k tó re w y ra ż a ły się zagadnie­

nia i tre ści o zasięgu ponad na ro d o w ym i ogólno lu d z k im .

Od tego zaściankowego sposobu w id ze ­ nia u c ie rp ia ło w n ie m a łe j m ierze i „W esele“ . I to n ie m a l od d n i swego pow stania. Już Józef K o ta rb iń s k i, k tó r y ja k o d y re k to r te ­ a tru k ra k o w s k ie g o w p ro w a d z ił „W esele“

na deski te j sceny, p is a ł iż je s t to w ła ś c iw ie sztuka „g a lic y js k a “ , gdyż daje p o e tycki p rz e k ró j społeczeństwa ówczesnej G a lic ji, i to „z a c h o d n ie j“ , ale ju ż n ie społeczeństwa polskiego w b. K ró le s tw ie , gdzie „w ie lk ie id e a ły na dnie dusz szlachetnych t k w iły “ , i surow a k ry ty k a , z a w a rta w „W eselu“ , nie była przeto a ktu a ln a . B y ło to u ję cie „W e ­ sela“ o k ro k zaledw ie oddalone od tego, ja k ie w pew n ych ko ła c h p o p u la rn e było w ówczas w K ra k o w ie , gdzie „W esele“ u w a ­ żano n a w e t nie za d ra m a t „g a lic y js k i“ , ale pop ro stu za skandal to w a rz y s k i, za n ie -

BABBITT

p rzysto jn ą satyrę na p rz y ja c ió ł i znajo­

m ych poety, m ających pełne p ra w o obrazić się za ta k i n ie ta k t, ja k „um ieszczenie“ ich w dram acie. W iadom o przecież, że W ys- pański, pisząc „W esele“ , swe dra m a tis personae nie o k re ś la ł p ie rw o tn ie tak, ja k to u c z y n ił dla s te n y i w w y d a n iu książko­

w ym , np. Poeta łu b D ziennikarz, ale po­

prostu n a zw iska m i czy im io n a m i tych, k tó ­ rz y m u s łu ż y li za p ie rw o w zó r. N ie ja k a w ięc podstawa do uw ażania „W esela“ za „s k a n ­ dal to w a rz y s k i“ n ie w ą tp liw ie była. A le to w łaśnie doprowadza do absurdu w idzenie w „W eselu“ ty lk o odbicia ja k ie jś społecznej rzeczyw istości, choć n ie w ą tp liw ie 'rz e c z y ­ wistość taka, i to bardzo ko n kre tn a , istn ia ła , Z biegiem czasu i h is to rii ten to w a rzysko - g a licyjsko -za ścia n ko w y sposób patrzenia na „W esele“ u le g ł pew nej przem ianie. Po r. 1918, a n a w e t wcześniej, zaczęto sądzić, że przestało być ono a k tu a ln y m dlatego, iż niem a ju ż m iejsca na „ta n ie c chochołow y“ , bo przecież m am y ju ż niepodległość itd.

i, ja k p isa ł R abski, „d n ie je “ . A jednak, m i­

m o ty c h cią g łych zapew nień różnych lu m i­

n a rzy k r y ty k i, że „W esele“ przestało być a k tu a ln y m , ile k ro ć p o ja w iło się ono na scenie, przyciągało do te a tru tłu m y w idzów . B y li k ry ty c y , k tó rz y to nieustające a zagad­

kow e dla nich powodzenie „W esela“ p rz y ­ p is y w a li jego 'w a lo ro m a rtystyczn ym . A le p ie rw szy lepszy w id z „W esela“ p o w ie ­ d z ia łb y im , iż b y n a jm n ie j nie dla „w a lo ró w a rty s ty c z n y c h “ poszedł do te a tru , by u jrze ć to dzieło, ale dla ja k ic h ś in n ych , tru d n y c h do s fo rm u ło w a n ia pow odów , k tó re spra­

w ia ły , że nie p a trz a ł na „W esele“ ty lk o

Bogdan Ostromęcki

PRZYMIERZE

ja k o na dzieło a rtyzm u , albo ja k na d oku­

m ent m in io n ych czasów, ale ja k o na u tw ó r, k tó ry poruszał w n im coś, sam nie w ie, co.

Bo n ie w ą tp liw ie z „W eselem “ jest ja k z „D z ia d a m i“ . W a lka z caratem należy do ' przeszłości, ja k do przeszłości należy k ra ­

k o w s k i św iatek, z R yd le m i Tetm ajerem , ale spraw a „W esela“ nie należy do prze­

szłości. Ona żyje i ona to ściąga nieustan­

nie tysiące w idzów .

Oczywiście, spraw a ta nie sprow adza­

ła b y co w ieczór tłu m ó w , gdyby je j w e h i­

k u łe m nie b y ł a rty z m W yspiańskiego. A le a rty z m R acine‘a je st ró w n ie ż w ie lk i, a dziś spożyw ają go głó w n ie smakosze. D la samego a rtyzm u nie chodzą tłu m y do te a tru . C ho­

dzą diatego, ty lk o i je d y n ie n ie m a l dlatego, iż usłyszeć ta m mogą „co się w duszy k o ­ m u g ra “ . I oto stajem y przed p yta n ie m : ja k ą m elodię w y z w a la w w id z u „W esele“ , że je s t m u on ta k w ie rn y ? In n y m i słow am i, ja k a to jest sprawa, o k tó rą w ciąż w id o cz­

nie jeszcze chodzi?

Wszyscy żyje m y w w iększej lu b m n ie j­

szej m ierze pod hypnozą tego, że „W esele“

odbyw a się w prostej chacie chło p skie j, i dlatego w ciąż jeszcze skło n n iśm y w id zie ć w spraw ie „W esela“ spraw ę ty lk o te j re ­ alności społecznej, k tó rą w chacie te j u k a ­ zuje poeta, a co n a jw y ż e j, P olski, W istocie jednak, m ów iąc zm ie n io n ym i słow am i W y ­ spiańskiego, „d ra m a t poza tą chatę p o la - tu je “ . W czym bow iem m ieści się los tr a ­ gicznych ludzi, k tó ry c h za w a rła w sobie ta ,;chata rozśpiew ana“ ? N ie w czym in n y m , ja k w tym , że w szystkie owe d ra m a tis personae, ja k ie się tu zeszły, są o fia ra m i czy prze d sta w icie la m i w egetatyw nego p la ­ nu b ytow ania. „W is t, p a rty jk a k o la c y jk a “ , m ó w i D ziennikarz, „żeby m i tam b y ło cicho, s p o ko jnie “ , m ó w i Pan M io d y, „s w o je tr o - cha, dobre i to “ , m ó w i Czepiec, to w szystko piosenki na tę samą nutę, k tó ra w g ru n cie rzeczy jest n u tą w szystkich, i Poety, i Gospodarza, całego tego św ia ta „W esela“ . Wszyscy oni, aż po K lim in ę i K ubę, pragną ja k D zie n n ika rz: „b y le polska w ieś spo­

k o jn a “ . N iech się św ia t ta m w ja kich ś C hinach p a li, niech zapada się ziem ia i w a lą niebiosa, b yle tu b y ło cicho i spokojnie ja k p ragnie Pan M io d y. N a w e t ch ło p ski w ig o r i „ b ija c k i“ p ó iw a ria c k ic h anim uszów są organem te j o m n ip o te n tn e j w e g e ta ty w n o - ści, k tó re j odm ian je st bez lik u , ty le n ie m a l co ludzi. Jedni ch c ie lib y się z tego bagienka w egetatyw ności w y rw a ć , ale b ra k im s ił, in n i ż y ją zm yśleniem , trze ci grzęzną w n im z lubością, ale wszyscy oni są m n ie j lu b w ięcej św ia d o m ym i je j n ie w o ln ik a m i. To je st ich w ia ra i filo z o fia : kurdesz nad k u r - deszami! I pod rozlew ną m elodie w egeta­

tyw ności, rzecby można, egzystencjona- liz m u , „ta ń c z y cała szopka“ swój taniec chochołow y. G d y je d n a k z ciem nej w id o w n i p a trz y m y na ten pląs u p io rn y , nagle na­

chodzi nas m yśl, że p a trz y m y nie na scenę, ale — w zw ie rcia d ło . To m y sam i tańczym y tam , w te j chacie rozśpiew anej. Poznajem y w n ic h w szystkich' siebie._I_ ten D zie n n i­

k a rz bez kręgosłupa m oralnego, i ten este- ty z u ją c y Pan M ło d y , i ten bezsilnie ro z­

m arzony Poeta, i te tem p e ra m e n ty „p ó !- w a ria c k ic h anim uszów “ i ten D ziad o zły m sum ieniu, te p a nienki, w szystko to w ciąż jeszcze my. Tańczym y, i w ciąż ja k b y cze­

k a m y głosu Złotego Rogu. P y ta ją , dlaczego

„W esele“ je st w ciąż aktualne? O to dlaczego:

W ciąż jeszcze zawodzą s k rz y p k i Chochola i w ciąż jeszcze m ilc z y Z ło ty Róg.

Czy je d n ak ty lk o m y zaklęci jesteśm y w; ten taniec? Czy ta w egetatyw ność, k tó ra w ro zu m ie n iu poety b y ła głó w n ą przyczyną nieobecności P o ls k i w życiu narodów , je st szczególną p rz y w a rą Polaków ? Z n a k o m ity pisarz a m e ryka ń ski, S in c la ir Lew is, w s ła ­ w ił się pierw szą swą powieścią, k tó re j bo- Jesf to coś, co przychodzi tak nagle

jak światło, które tylko serca dotyka.

Jak skroplona czystą i chłodną nocą muzyka co palce lekkie kładzie na skroń

i zdejmuje ciężar ogromny z wielu głów i ramion i dłoni.

Wtedy przez błyski lądów wybuchających [nagle z piany ciemnych mórz —

wtedy Cię widzę przez ostre, skośne fale, czuję, jak gibki kwiat pochylony, który zerwałem nocy pachnącej i tulę do ust.

W tedy choć wiem, że nie wywołam Cię [z przestrzeni dalszej dla mnie, niż księżyc —

czuję bicie serca Twego tej sekundy, krwi jedynej ciepło i chłód

i żyje we mnie Twoja każda godzina zmieniona w uśmiech, słowo i ruch.

Zapomniany, zapomniany tutaj — nie poematy piszę

w mroźnym, dalekim [kraju

To na mnie i na Was coraz więcej światła spada w godzinach ciszy

i ogromną, szeroką ziemię poszerza o pojemność serc wszystkich siła laka

trwała siła naszego przymierza.

Cytaty

Powiązane dokumenty

niczną sprawność.. K on on ow icza.. zadanie kształcić przyszłego odbiorcę sztuki, lu d zi rozm aity ch zawodów, k tó rzy pragną zaznajom ić się z prob lem am i

nie tylko wtedy, kiedy ma się abso- nycb załet metody krytycznej i sposo- lutne poczucie siły i szanse całkowitego bu rozumowania. Niemal każdy sąd,

Serce bardzo słabe... LERMONTOW Przełożył

Lecz teraz trzeba go3 spodarzyć... Roz kozie

Zespół dowodzony przez Gdańszczan rzuca się w ięc na okręt adm iralski niep rzyja cie la i stacza długi po­. jedynek

rychlejsze uruchomienie badań nad krajami, z którym i utrzymujemy lub zapowiada się, że będziemy utrzymywali żywe stosunki, a więc z krajami skandynawskimi oraz

rę z nimi przymierza lub przynajmniej ro- zejmu, azylum to, które wczoraj wydało mi się niebem, może stać się dla mnie prawdziwym piekłem i zachwyt mój dla

Jeżeli malarz apoteozuje Ziemię, to obowiązkiem poety jest podpisać się jeszcze swoim imieniem pod czarną skibą I^usz- czycowską, która tyle słów krytyki