• Nie Znaleziono Wyników

Arkona : miesięcznik poświęcony kulturze i sztuce, 1947.09-10 nr 9/10

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Arkona : miesięcznik poświęcony kulturze i sztuce, 1947.09-10 nr 9/10"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

CENA: 30 ZŁ W NUMERZE: J. M A Ś L I Ń S K I O TEAT RZ E G O G O L A , AL. R O G A L S K I O P R Z Y B Y S Z E W S K I M ,

EDW. J Ę D R K I E WI C Z O „ WER TE PACH" , D R A M A T J E R Z E GO Z A W I E Y S K I E G O

m iesięcznik poświęcony kulhnlre S sztuce

ROK II. NR 9 /1 0 (23/24) P O Z N A Ń - B Y D G O S Z C Z - W Y B R Z E Ż E WRZESIEŃ - PAŹDZIERNIK 1947

Z BIEŻĄCEJ WYSTAWY W POMORSKIM DOMU SZTUKI

E U G E N IU S Z M O R S K I

M U Z I E

Dlaczego ciągle m yślisz o p sychologii,

w śró d przeźroczystych liś c i — b łę k itn y ogień.

Za oknem w re u lic a słoneczna pianą, je st jedna, je d n a stronica

niedoczytana.

Połóż się p rz y m n ie obok, ro le tę zasłoń, leżący w o knie obłok

je st n a z b y t jasny.

I z ust m ych zca łu j ogień a z oczu m ro k ten, czyż z bezp ow rotn ej d ro g i

p ow ra ca okręt?

I.

Ł ow ca sam otnych w ieczo ró w tro p ię w ciąż ślad n ie sp o ko jn y, w k o ło sto p a r re fle k to ró w bierze w ra m io n a w ojnę.

O g ro m nym bagażem p a k u j, r u in i nieszczęść ró w n in y , ^ odjeżdża p rze z okno zachód k u n o w y m la to m i zim om . W o ko ło w a lą się m iasta, a m y p ija n i od śm ierci, m y ś lim y , że nasze w łasne g ru z a m i p rz y g n io tły p ie rsi.

N ie! Nasze m ia sta to słowa, ich n ie rozsypie w y s trz a ł, z n ic h się poczyna now a n a jw ię k s z a z w ie lk ic h ojczyzna.

Z gliszcz h o ryzo n te m szersza, ż y w a agonią dzieci,

ją d z is ia j m o im w ierszem od now a wznoszę w stulecie.

N ie ta k, ja k r u in y w id m o , nie ta k , ja k g ru z y tw a rd o , a ta k, ja k w podświadom ość pada tw o rz e n ia ziarno.

N iech b laszanym i rę k a m i trzepocą r u in y na w ie trze , ju ż im p re s y jn ą plam ą słońce za s k ło n g ór zjeżdża.

A b y n ow em u ś w ia tu

doświadczeń przekazać złoto, bezcennym n u m iz m a te m żarzącym się z g ab lo ty.

I k ie d y m y ś li syte,

zejdą z ty c h zgliszcz p o w o li, ja k schodzi pism o ro z b itk ó w z k a rte k p rz e ż a rty c h solą.

U padek zw ę g lo n e j cegły, łu n y ś m ie rte ln e j ła ski, co Z rń d n o k rę g ó w zb ie gły,

J A N C Y B I S : K

T a k przyszłość w ie k u is tą k u sobie m ądrze zaw ołał, g in ą c y na k rz y ż u C hrystus, Ż yjący w Apostołach.

II.

O g ro m n ym bagażem p a k u j r u in i nieszczęść ró w n in y , odjeżdża przez okno zachód, k u n o w y m la to m i zim om . N agim , k a m ie n n y m ciałem

czas p rz y w a rł do m iasta i k rw a w i, id ę do ciebie — z c a łu j

z m ych u s t szaleństwo p ira m id .

E U G E N IU S Z P A U K S Z T A

D R U G I ETAP

W I A T Y (A k w a re la )

Nasza ojczyzna — lis ty

p oko le ń —- w dzień nadchodzący, a czasem dzień rz e czyw isty zaczerpie naszego słońca.

D la nas je d y n ie w y b ra n y c h jeden je s t szlak n ie z a w iły , ró w n o zw alone ściany szerzą n ie na w iść i m iłość.

P rz y jd ź n ie u c h w y tn a , podaj d ło ń ja k w y so kie zorze, ja ją w śró d lą d u i w o d y na m apie serca położę.

O F E N S Y W Y

p liw ie , n ie je d n a w y d m a d o trw a ła do c h w ili obecnej.

Okres n a jtru d n ie js z y , k ła d ze n ia pod­

w a lin pod szeroką a k c ję k u ltu ra ln ą , został zakończony. N adchodzi k o le jn y

— p ełnej ro z b u d o w y k u lt u r y N adodrza na założonych fu nd am e nta ch.

T ru d n o b y ło b y ku sić się w ram ach jednego a r ty k u łu o skreślen ie p la n u te j o db ud ow y na w s z y s tk ic h odcinka ch ży­

cia, o be jm o w a n ych w s p ó ln y m m ianem k u ltu r y . O g ra n iczm y się tu do dziedzi­

n y , n a jb a rd z ie j m oże zaniedbanej, a k tó ­ re j nadal n ie w o ln o w ża dn ym w y p a d k u tra k to w a ć po macoszemu, do sztuki.

Zespolenie czło w ie ka z terenem , na k tó ry m zam ieszkuje, n ie może dokonać się w o p a rciu je d y n ie , o p ie rw ia s tk i na­

t u r y m a te ria ln e j. W ręcz o dw ro tn ie, czym b a rd z ie j postę pu je sta b iliz a c ja stosunków w te j dziedzinie, czym b a r­

dziej zw iększa się d o b ro b y t społeczny na danym te ry to riu m , ty m s iln ie j po­

tę gu je się dążenie do zaspakajania, ró w n ie ż coraz to potęgującego się g ło ­ du in te le k tu a ln e g o . Ó w g łó d in te le k tu ­ a ln y m ożnaby rozb ić na d w ie p od grup y

— pęd do w ie d z y i pęd d 0 wzruszeń ty p u k u ltu ra ln e g o .

W dziedzinie o ś w ia ty, w zaspakajaniu pędu do w ie d z y o sią gn ęliśm y bodaj n a j­

w iększy sukces w ca ło kszta łcie p ra cy k u ltu ra ln e j na Z ie m ia c h O dzyskanych.

Rozbudow ana bezm ała c a łk o w ic ie w sto­

sunku do zapotrzebow ania, sieć szkół powszechnych, — z n a jd u je na m ie jscu (chodzi o te re n N adodrza) o d p o w ie d n ik i w szczeblach w yższych — g im na zjach i liceach, i n a jw y ż s z y c h — u n iw e rs y te ­ tach, p o lite c h n ik a c h , akadem iach. Szcze­

g ólnie w w y p a d k u u cze ln i w yższych — p o ls k i zapał i zdolności o rg an izacyjne zd ały egzam in zd um ie w ają co, nieocze­

k iw a n ie szybko. L o ja ln ie zaznaczyć trzeba, że na ta k s z y b k i ro z w ó j szkol­

n ic tw a wyższego decydująco w p ły n ą ł n ie nacisk z g óry, n ie in s tru k c ja , ale ż y ­ w y , o dd o ln y w ła ś n ie pęd do w iedzy.

Przecie n o rm a ln y m o bjaw e m b y ł fa k t is tn ie n ia p rze dte m m asy stu d e n ckie j, a dopiero potem b u d y n k ó w dla potrzeb uczelni, p rz y rz ą d ó w , ba, ciała p ro fe s o r­

skiego naw et.

D w a la ta m ija ją ju ż od czasu, g dy w je d n y m z p ie rw szych jeszcze n um e ­ ró w „ O d r y “ Z d z is ła w H ie ro w s k i ogło­

s ił dw a a rty k u ły , ty p u ją c e p ro g ra m o fe n s y w y k u ltu r a ln e j na Z ie m ie O dzy­

skane. B y ł to p ro g ra m ściśle ra m o w y, kre ś lą c y szkic n a jb a rd z ie j o g ó ln y ale zasadniczy. W ty m okresie czasu n ie is tn ia ła zresztą jeszcze potrzeba d ro ­ biazgowego p re cyzow a nia dróg p ra c y k u ltu r a ln e j na Zachodzie. P anow ało ta m k u ltu r a ln e p u stko w ie , a p ro g ra m rzu c o n y przez H ierow skieg o, s ta n o w ił coś w ro d z a ju drogow skazów na zagu­

b io n y c h przez w ie k i gościńcach p o ls k ie ­ go o d d z ia ły w a n ia k u ltu ra ln e g o .

P ostępujący proces re p o lo n iz a c y jn y N adodrza p o trą c ił potrosze i o dziedzinę

k u lt u r y . Potrosze — dlatego że dzie­

dzina ta została n iesłusznie zepchnięta na o s ta tn i p la n przez p ry m a t k w e s tii n a tu ry p o lity c z n e j, n arodow ościow ej, społecznej i gospodarczej.

N a w e t te n m in im a ln y w p ro p o rc ji do pozostałych zagadnień, u d z ia ł w y s iłk u państw ow ego i narodow ego w b u d ow ie zręb ów potężnej k u lt u r y p o ls k ie j Z iem Z achodnich, m im o n ie w ą tp liw ie dużych b łę d ó w i przeoczeń, w efekcie ogó ln ym p rze dsta w ia się p o z y ty w n ie . D ro go ­ w skazy, typ o w a n e przez H ie ro w skie g o zostały rozstaw ione. Na poszczególnych odcinkach z a ry s o w a ły się n a w e t lin ie zagubionych gościńców. D ziś tru d n o ju ż b y ło b y Z byszko B e d n a rzo w i k re ś lić

„ro z w a ż a n ia na p u s ty n i“ , choć n ie w ą t­

R ów n ie pom yśln e i szybko n astę pu je k ry s ta liz o w a n ie się o śro dkó w p ra c y ba ­ dawczej, p rze w a żn ie p rz y uczelniach w yższych Nadodrza.

Pęd do w ie d z y m a dane k u p ełnem u zaspokojeniu. Inaczej n ie s te ty , przedsta­

w ia się s p ra w a coraz b a rd z ie j w z ra s ta ­ jącego na te re na ch p rz y o d rz a ń s k ic n g ło d u d ob re j lite r a t u r y , m a la rstw a , rzeźby, w m n ie j p ow szechnym może s to p n iu m u z y k i i p ra w d z iw e g o te a tru . Na ty m o d c in k u n ie je s t dobrze z w ła ­ szcza, że społeczność N adodrza w spo­

sób p o p ro s tu n e o fic k i ła k n ie lite r a t u r y i s z tu k i n ie ty lk o o ch arakte rze ogól­

n o p o lskim , ale w ła ś n ie raczej zachód-

(2)

n im . P ra g n ie te m a ty k i W ie lk ie g o Ślą­

ska, M azu r, Pom orza czy Z ie m i L u ­ b u s k ie j

J ,st to konsekw encja n ie tru d n a do w yja ś n ie n ia . N ie s p o ty k a n y w dziejach proces h is to ry c z n y p o w ro tu m ilio n o ­ w y c h mas na m iejsce p osto ju w łasnej k o le b k i n arodow ej tr u d i h eroizm b u ­ dow ania od now a zrębów przez w ie k i d ła w io n e j tam polskości, niecodzien­

ność fo rm i treści życ io w y c h — zb y t głęboko, re w o lu c y jn ie p rz e o ra ły duszę dzisiejszego m ieszkańca Z ie m Odzyska­

nych, b y riie tę s k n ił do o d zw iercied le ­ nia, do p rz y p o m n ie n ia i p o ró w n a n ia je j w dziele sztuki. K to ś w rozm ow ie p ro ­ w adzonej ze m ną na te n te m at, k a p ita l­

n ie o k re ś lił tęsknotę tę ja k o swego ro ­ dzaju sam olubstw o p okolenia, k tó re pragnie, b y im ię jego n ie zostało za­

pom niane czy zagubione w ogólnym obrazie przeobrażeń epoki. P ragnie u trw a le n ia swego w k ła d u w czymś, co je s t ponad p o k o le n ia m i, trw a łe , n ie ­ zniszczalne — w sztuce.

J a k b y n ie tłum aczyć, fa k te m jest, że g łó d in te le k tu a ln y m ieszkańców N ad- odrza w zrasta. P rzyczyną może tu być s ta b iliz a c ja w a ru n k ó w b y to w a n ia , po­

stępująca stale, w n ie m n iejsze j m ierze za istn ie n ie dopiero d zisia j m ożliw o ści

„w z ię c ia oddechu“ po d łu g ic h la ta c h o- k u p a c ji. M ożna to w ie lo ra k o tłum aczyć.

Sens stw ie rd z e n ia pozostanie m im o to is to tn y m .

N ieste ty, podaż w żadnym stopniu n ie odpow iada p o p y to w i. Gdzie je st l i ­ te ra tu ra , gdzie rzeźba, m a la rstw o , osnu­

te na m o ty w a c h Z ie m O dzyskanych.

Gdzie d ra m a t sceniczny, gdzie m uzyka, z te j te m a ty k i czerpiące natchnienie?

M ożna śm iało s tw ie rd zić, że ty le co ic h i n ie ma.

Z ró b m y d la ścisłości pobieżny prze­

gląd. S p ró b u jm y w y ty p o w a ć pew ne k o n k re tn e , o rzeczyw istej w arto ści, po­

zycje.

L ite ra tu ra ? G rabski, G o łub ie w , K o s- sak-Szczucka. B e zw ą tp ie n ia pozycje żelazne, zw iązane z Z ie m ia m i O dzyska­

n y m i. N aw racające do czasów ju ż n ie ­ om al legendarnych, u ka zu ją cych po­

c z ą tk i k s z ta łto w a n ia się państw ow ości p o ls k ie j. W zględnie ilu s tru ją c e pew ien w y c in e k z życia czasów późniejszych, ale ró w n ie jakże o dległych. Pow ieści p ół-h isto ryczn e.

A le to przeszłość. A gdzie je s t b arw ne, tę tn ią c e p e łn ią w ig o ru b u jn e życie na Zachodzie za d n i dzisiejszych. N ie m a a n i je d n e j p ozycji. Ą naw et, g d y b y szu­

kać, z b liż a ją c się ju ż do reportażu, ty le że z za ba rw ie n ie m lite ra c k im , czy je st coś jeszcze na poziom ie poza „Z ie m ią odznalezionych przeznaczeń“ S u lim y . Ja p rz y n a jm n ie j n ie widzę, tru d n o b ow iem p rz y n a jle p szych n a w e t chęciach pod­

ciągnąć tu rzeczy w s ty lu ta k przed d w o m a la t y re kla m o w a n y c h „Z a k o c h a ­ n y c h w P o m o rzu “ . A w ięc pustka, ugór k o m p le tn y .

S ię g a jm y do sztuk scenicznych. A w ięc, pozostaw iające zresztą w ie le do życzenia, za d y re k c ji T rzciń skie g o w e W ro c ła w iu sprow okow ane przezeń na zam ówienie. Ż u ra w k a — „B is k u p N an - k e r “ i M o rs tin a „ W nad od rza ńskie j puszczy“ . O sta tn io praca K . G o łb y —

„L o m p a “ . A le i to rzeczy niew spółcze- sne. Poza ty m głucho zupełnie.

W ysunie ktoś, is to tn y zresztą po czę­

ści za rzu t — pisarz p o w in ie n m ieć dys­

tans, spojrzenie z p e rs p e k ty w y czaso­

w e j na opisyw aną rzeczyw istość. Wobec tego zsum ujm y, i l e p o ja w iło się w d ru ­ k u książek, k tó ry c h fa b u ła osnuta jest na tem atyce o kupacyjnej. P e rsp e ktyw a czasowa n ie je st w ięc zb y t odległa.

W dodatku, w eźm y pod uwagę, że w ię k ­ szość ty c h rzeczy napisana została jesz­

cze w czasie o k u p a c ji! Dowód, że je d ­ n a k do pow stania dzieła lite ra c k ie g o na poziom ie niekoniecznie zaistnieć m usi dystans czasowy w stosunku do opisy­

w anego p rze dm iotu . Że i u tw ó r, pisany

na gorąco, bezpośrednio z życia, posia­

dać może w arto ść w łaściw ą.

Z o sta w m y zresztą tym czasem lite r a ­ turę. S ię g n ijm y do p la s ty k i. Zasadniczo is tn ie ją dw a o śro dki na Z iem iach Z a­

chodnich, g ru pu jące p la s ty k ó w — W y ­ brzeże i W ro cła w . Pew ne zaczątki tw o ­ rzą się jeszcze w Szczecinie i O lsztynie.

W iadom o, że te m a ty k a zachodnia nie w y ro b iła jeszcze z b y t w ie lu e n tu z ja ­ stów. Chodzi tu szczególnie o pejzaż.

D z iw n ie cicho coś na te n tem at. , W sa­

lonach ogó ln op o lskich zrzadka p o ja w i coś z ta m ty c h s tro n : W pism ach, re p ro ­ d u k u ją c y c h now e płótna, p ra w ie w cale n ie p o ja w ia się n ic z te j dziedziny. I tu znow uż pow sta je p yta n ie , dlaczego?

Przecie o b ie k t je s t w y ją tk o w o s u b te l­

n y i bogaty.

F o to g ra fik a a rty s ty c z n a zdołała ty lk o w y p e łn ić sw ój egzamin. D z ię k i w y s ił­

k o w i jednego człow ieka : k o m p le t dwóch ty się cy zdjęć z Z iem O dzyskanych. J.

B u łh a k a je st n ap ra w dę godzień uzna­

nia. Przecie, g d y b y n ie B u łh a k to w s ty d przyznać — do dziś d nia w szel­

k ie zdjęcia z Z ie m O dzyskanych w lw ie j części p och o d ziłyb y ze źródeł n ie ­ m ieckich.

M u z y k a przez pew ien okres, ja k o po n o w in k ę , sięgała do p ra w d z iw ie bogate­

go skarbca m e lo d ii lu d o w y c h Z ie m N ad - odrzańskich. A le z a c h w y t m in ą ł d z iw ­ n ie prędko. T y le , że jeszcze ra d io w au­

d ycja ch lo k a ln y c h sięga po n ie od czasu do czasu.

T a k oto w y g lą d a dotąd u ja w n io n e odbicie Z iem O dzyskanych w tw ó rc z o ­ ści a rty s ty c z n e j. P rzegląd oczywiście o g ó ln ik o w y — d la sch a ra kte ryzo w a n ia s y tu a c ji je d n a k c a łk o w ic ie w y s ta rc z a ­ jący.

W niosek o g ó ln y n ie b y łb y zatem zb y t w esoły — odbicie zasadniczych, decy­

d ujących bodaj, a je d y n y c h w h is to rii n a ro d u w yda rze ń , na im ię k tó ry m N adodrze — znalazło po d w u i p ó ł la ­ tach je d y n ie n ik ły , om al bez znaczenia, w y ra z w tw órczości a rty s ty c z n e j

S tw ie rd z e n ie niepokojące. Czemże t ł u ­ m aczyć absencję św iata a rty s ty c z n e ­ go w sprawach, k tó re w y w rą n ie w ą tp li­

w ie zasadniczy w p ły w na naszą p sych i­

kę narodow ą? Czy sztuka nasza pozo­

staje poza życiem , za m yka się w ab­

s tra k c y jn y c h , te o re tyczn ych docieka­

niach? — B y n a jm n ie j, o d źw ię k la t w o ­ je n n y c h , re a k c ja na p rz e m ia n y s tr u k tu -

Jakie w a ru n k i p o w in ie n posiadać c zło w ie k s z tu k i d la pełnego ro z w o ju swego talen tu? S ta w ia ją c to p ytan ie, przeprow adzam analizę s y tu a c ji z od­

w ro tn e g o k ie ru n k u . System ten często okazuje się b a rd z ie j w y ra z is ty

P ie rw s z y m zasadniczym w a ru n k ie m je st bezpośredni k o n ta k t, w łasna zn ajo ­ mość opisyw anego terenu, środow iska, w s p ó łu d z ia ł w d o k o n y w u ją c y c h się prze­

m ianach. T w ó rca n ie może pozostać poza atm osferą tem atyczną sw ojej tw órczości. M u s i ją znać i rozum ieć.

S ko le i is to tn ą k w e s tią — to atm osfera w ew n ętrzn a, je d n o s tk i, u w o ln ie n ie je j p s y c h ik i od tro s k i bezustannej o zew ­ nętrzne m in im a życiowe. Te w łaśn ie m in im a egzystencji, m in im a dogodnych w a ru n k ó w pracy, są trz e c im is to tn y m c z y n n ik ie m ro z w o ju in d y w id u a ln o ś c i tw ó rcze j a rty s ty . C z w a rty m wreszcie będzie o d p ow ied nia postawa otoczenia w stosunku do a rty s ty . Jak w y g lą d a u nas to w s z y tk o z bliska?

Przede w s z y s tk im b ra k je s t szerszego środow iska artystycznego. Gdzieś, pod Je le nią G órą t k w i K o z ik o w s k i, w Szcze­

c in ie O stro w ski, W ro c ła w c h lu b i się K o w a ls k im i i Z u k ro w s k im , jeszcze k ilk a w ięce j znanych n a z w is k rozsianych po o lb rz y m im obszarze N adodrza. Z m o n ­ to w a ło się k ilk a w p ra w d z ie środow isk, w ty m najm ocniejsze w ro c ła w s k ie (K o ­ ło M iło ś n ik ó w L ite ra tu ry ), k tó re coś ro ­ bią, p ró b u ją m ontow ać, w szystko to je d n a k za m ało

Teraz m ała dygresja. G ruch nę ła k ie ­ dyś, szeroko ko m e nto w an a wiadom ość, ja k o b y w ład ze p o s ta n o w iły p rzyd zie lać lite ra to m i p la s ty k o m o siedlającym się na Z ie m ia c h O dzyskanych, w ille ponie­

m ie ckie u m eblow ane itd . Rzeczywiście (m ó głb ym zacytow ać nazw iska) sporo osób z a ry z y k o w a ło n a w e t w y ja z d . Z w y ­ ją tk ie m k ilk u reszta, w k ró tc e w ró c iła , zniechęcona, zła, bez grosza p rz y duszy.

W p ra k ty c e za b ra k ło w illi, za b ra kło zainteresow ania sprawą, ba, n ie b y ło n a w e t z w y k łe j chęci p rz y jś c ia z pomocą.

W ra cając do te m a tu , b ra k łu d z i s z tu k i na Z ie m ia ch O dzyskanych tłu m a c z y się w dużej m ie rze n ie m o żliw o ścią znale­

zienia ta m przez n ic h znośnych m o ż li­

w ości b y to w a n ia

B ra k zrozu m ie nia is to ty zagadnienia ze s tro n y w ła d z lo k a ln y c h w znacznym s to p n iu p rz y c z y n ił się do re z y g n a c ji w ie lu czołow ych lu d z i pędzla czy p ió ra z w y ja z d u na te re n y nadodrzańskie.

J A N IN A D O B R Z Y Ń S K A (W A R S Z A W A )

r y itp .., zn a la z ły swe szerokie odbicie w tw órczości a rty s ty c z n e j. S ztuka n ie pozostała daleko poza n im i. Gdzieś k ry ć się muszą p ra w d o po do bn ie in n e p rzyczyn y, w p ły w a ją c e na z a is tn ia ły stan fa k ty c z n y W a rto się zastanowić, ja k ie .

Dosyć p o p u la rn y m stało się p o w ie ­ dzonko, że im pisarz m a gorsze w a ru n ­ k i pracy, ty m le p ie j pisze. W y p o w ia ­ dane raczej żartem , tra k to w a n e je s t po­

w ażnie. N ic b a rd z ie j naiw nego. P rz y ­ taczane n azw iska n ie m ogą b yć dow o­

dem — ci sam i lu d z ie w in n y c h w a ru n ­ kach przecie m o g lib y pisać jeszcze le ­ p ie j!

P O R T

W S Z C Z E C IN IE (G w asz)

S tąd z ro z u m ia ły m staje się fa k t m ałego w k ła d u ich tw órczości w p ro b le m a ty k ę zachodnią. B ra k stałego osobistego k o n ­ ta k tu , nieznajom ość terenu, lu d z i i w y ­ darzeń odstręczają od poruszania ty c h n ie słych a n ie w ażn ych tem atów . Is tn ie je w p ra w d z ie m ożliw ość poznania drogą dłuższych w y p a d ó w w teren. T u znów k a lk u la c ja kosztów podróży, u trz y m a ­ nia, m ożliw o ści te j p ra k ty c z n ie zaprze­

cza.

J a k ie m a w a ru n k i p ra cy ta n ie lic z n a garstka, k tó ra je d n a k m im o w szystko życie swe zw iązała z Nadodrzem ? — W w iększości w y p a d k ó w n ie słycha nie tru d n e . O d daleni od n e w ra lg ic z n y c h c e n tr k u ltu ra ln y c h , pozb aw ien i prze-

w ażnie regularnego dostępu do piśtn i książek, z o gran iczon ym i przez ubó­

stw o te re nu m o ż liw o ś c ia m i za ro bko w a ­ nia, zasługują często n ap ra w dę na po­

d z iw za swą decyzję. W te j s y tu a c ji przede w s z y s tk im c ie rp i rozm ach i treść ic h tw órczości. Z aabsorbow ani tro s k a ­ m i m a te ria ln y m i, n ie są w stanie oddać się w p e łn i p ra c y a rty s ty c z n e j. D ru k o ­ w a ł ongiś E. K o z ik o w s k i, bodaj że w „W a rs z a w ie “ n o ta tk i ilu s tru ją c e dolę lite ra ta na D o ln y m Śląsku. N ie b y ły one za wesołe. Jeżeli w ogóle w Polsce w a ru n k i p ra c y tw ó rc z e j w ie le ja k dotąd pozostaw iają do życzenia, cóż m ó w ić dopiero o entuzjastach Zachodu. A r ­ ty s ta n ie może w y z w o lić w sobie pełnej sp oko ju i n a s tro ju tw órczego a tm o sfe ry w e w n ę trz n e j, bo n ie pozw ala m u na to sytu acja m a te ria ln a , zaabsorbow anie je j sp ra w a m i

Jako p rz y k ła d b e z p rz y k ła d n y c h tr u d ­ ności, na ja k ie n a p o ty k a ją się często­

k ro ć a rty ś c i niech św iadczy choćby ten znam ienny p rz y k ła d , że Z w ią ze k A r t y ­ stó w P la s ty k ó w w e W ro c ła w iu dopiero po ca łym ro k u żm ud nych starań o trz y ­ m a ł w reszcie lo k a l d la siebie. A i to n ie z ra m ie n ia Z arządu M iasta, ale na sk u te k p rz y c h y ln e j p osta w y D y re k c ji O dbudow y, k tó ra u d z ie liła bezdom nym p la s ty k o m sch ro nie nia w e w ła s n y m gmachu. A lb o fa k t ta k i, rów nie ż z W ro ­ cław ia, o k tó ry m w 37 num erze „ O d r y “ pisze p. W anda Leopold, że na b lis k o 40 p la s ty k ó w w ro c ła w s k ic h ty lk o jeden (!) m a m ieszkanie z p racow nią. N ieste­

ty, w ładze lo k a ln e na Z iem iach O dzy­

skanych p o tra fią u w zg lę d n ić w szystko, ale n ie p o trz e b y lu d z i sztu ki. Czy np.

któ re ś z m ia s t u fu n d o w a ło ju ż ja k ie ś w łasne n a g ro d y lite ra c k ie , m a la rs k ie czy muzyczne? Poza ch w a le b n ym w y ­ ją tk ie m N issy (250 tysię cy za u tw ó r l i ­ te ra c k i, te m a tyczn ie zw iąza ny z ziem ią n y s k ą ) b o d a j ż a d n e . A na F e s tiv a l C ho­

p in o w s k i w D usznikach m ogło p rz y b y ć zaledw ie 6 m u z y k ó w . In n y c h n ie b y ło na to stać, b o w ie m z w y ją tk ie m noclegu w szystkie koszta p o k ry w a ć m u s ie li bez­

pośrednio sami.

P rz y k ła d ó w podobnych i ocen m ó g ł­

b y m cytow ać o w ie le w ięce j. P rz y to ­ czone tu ta j w ysta rczą je d n a k ju ż n a j­

zu p e łn ie j do zdania sobie s p ra w y z tła p rzyczynow ego b ra k u żywszego odbicia p ro b le m a ty k i Z ie m Z achodnich w tw ó r ­ czości a rtystyczn e j.

N ie c h c ia łb y m tu b yć jed n o stro n n y.

W in a leży też może po części i po s tro ­ n ie lu d z i p ió ra czy pędzla lu b d łu ta , k tó rz y w obec b ra k u o dp ow ied nich w a ­ ru n k ó w w o lą się częstokroć raczej u c h y ­ lić od tru d n y c h bądź co bądź zagadnień nadodrzańskich. Jednak w in a n ie w s p ó ł­

m ie rn ie m niejsza.

Czas je s t ju ż zdać sobie jasno sprawę, że d op óki n ie nastąpi zasadnicza zm iana w a ru n k ó w p ra c y a rty s ty c z n e j, n ie bę­

dzie zaspokojenia w ciąż pędu do w z ru ­ szeń k u ltu ra ln y c h w ś ró d m ieszkańców Nadodrza. S zkodliw ość p o m in ię cia przez sztukę gorącej treści przeobrażeń na Z iem iach O dzyskanych, n ie zanotow a­

n ie je j na świeżo, bezpośrednio (szcze­

g ólnie je ś li chodzi o lite ra tu rę ) — je st bezsporna. U z d ro w ie n ie sto sun ków n ie p o w in n o b y dać na siebie dłużej czekać.

K onieczne je s t stw orzenie d la a rty s tó w o dp o w ie d n ich w a ru n k ó w p ra c y i b y tu na Z iem iach O dzyskanych, konieczność zrea lizo w an ia p ię kn ych , słusznych p la ­ n ó w osadnictw a lu d z i p ió ra na Zacho­

dzie. Nadodrze g w a łto w n ie w o ła o tw ó r ­ czość, osnutą na tle jego ż y w o tn e j p ro ­ b le m a ty k i. P rosta ra c ja stanu k u lt u r y p o ls k ie j w ym a ga n ie p o jed yńczych w y ­ s iłk ó w jed no ste k na n o w e j n iw ie , ale m asowej k r u c ja ty lu d z i s z tu k i na Z ie ­ m ie Zachodnie. K ru c ja ta ta nastąpi je d y n ie w te d y , gdy znajdą się odpo­

w ie d n ie w a r u n k i d la je j przeprow adze­

nia. A m usi się zacząć ona ju ż teraz, bez dalszej z w ło k i.

Eugeniusz Paukszta

2

(3)

A L E K S A N D E R R O G A L S K I

C Z Y P R Z Y B Y S Z E W S K I JESZCZE ŻYJE?

S T A N IS Ł A W P R Z Y B Y S Z E W S K I (ry s . W la s tim il H o ffm a n )

P ra w ie dw a la ta tem a o db yło się w T o w a rz y s tw ie K a sp ro w ic z o w s k im w P oznaniu posiedzenie n a u k o w o -lite - ra c k ie z odczytem n iże j podpisanego 0 ideach i dążeniach m o ra ln y c h S ta n i­

sław a P rzybyszew skiego. Po odczycie zapanow ało d łu gie m ilczenie. N ik t z pu ­ bliczności n ie za b ie ra ł głosu w d ysku sji.

Czy się skupiano, ważono dopiero m y ­ śli? Czy też obecność p rze d s ta w ic ie li u n iw e rs y te c k ie j p o lo n is ty k i d zia łała pa­

ra liż u ją c o , odb ie rała odwagę? Ciszę p rz e rw a ł dopiero przew odniczący stw ierdza jąc, że m ilcze nie to je st w y ­ m owne. Ś w iadczy ono b ow iem o tym , że P rzyb yszew ski n ie je s t d la nas w a r­

tością żyw ą, żeśmy ju ż nad n im daw no przeszli do p orząd ku dziennego. N astą­

p iły obszerniejsze w y w o d y dw óch h i­

s to ry k ó w lite r a tu r y , idące ju ż w ty m je d n y m k ie ru n k u . W k ie ru n k u w y k a z a ­ n ia nicości lite ra c k ie j i m o ra ln e j P rz y ­ byszewskiego, z bardzo n ik ły m i ko n ­ cesjam i na rzecz a u to ra „N a d m orzem “ . A le publiczność, ta publiczność, od k tó ­ re j zależy w p ie rw s z y m rzędzie życie lu b n ie b y t lite r a c k i każdego pisarza m ilczała. Czy w e re d y k t w y p o w ie d z ia ­ n y ,,ex ca the dra “ ją przekonał? Czy b y ł p o tw ie rd z e n ie m je j własnego sta­

now iska? Tego się n ie dow iedzieliśm y.

A przecież u derzał jeden fa k t: odczyt u P rzyb ysze w skim ściągnął liczn ą p u ­ bliczność i to g łó w n ie p rz e d s ta w ic ie li starszego pokolenia. To samo m ia ło m iejsce na p ro w in c ji, m ia n o w ic ie w In o ­ w ro c ła w iu , gdzie odczyt o P rzyb yszew ­ skim zg ro m a d z ił za d ziw ia jącą liczbę słuchaczy zarów no z m łodego ja k i ze starszego p okolenia, n a w e t lu d z i n ie m a jących w ie le w spólnego z pracą u - m ysłow ą. Czy n a p ra w d ę P rzyb yszew ski je s t d zisia j m a rtw ą pozycją? A może 1 w ty m w y p a d k u dzieje się to, o czym kie d y ś w s p o m n ia ł z n a k o m ity k r y t y k G rz y m a ła S ie dle cki, m ia n o w ic ie , że k r y ­ ty c y ż y w ią złudzenie, ja k o b y o n i stano­

w i li is to tn y w y ra z o p in ii p u b lic z n e j w spraw ach lite ra c k ic h ? I k to w ie czy P rzyb ysze w ski je d n a k n ie zachow ał jeszcze dziś coś ze swego dawnego — ja k ż e często legendyzow anego — u w o ­ dzicielskiego u ro ku?

W yd a je się p ra w ie pewne, że P rz y b y ­ szew ski w ie lu c z y te ln ik ó w n ie posiada, choćby z te j p ro ste j p rzyczyn y, że k s ią ­ ż k i jego dostępne są dziś ty lk o w ja ­ kich ś szczątkach. A le p o t e n c j a l n e zain te re sow a nie P rzyb ysze w skim w śró d p ubliczności czytającej może w cale jesz­

cze n ie w ygasło. W iem , że są ludzie, k tó rz y z b ie ra ją dzieła Przybyszew skiego n a w e t z pietyzm em , że są ludzie, k tó rz y jego k s ią ż k i b io rą do r ę k i z zaintereso­

w an iem i go czytają. N ie k ry ty c y , n ie in te le k tu a liś c i, lu d z ie u m ysłow o raczej s kro m n i. I n ie psychopaci, anarchiści, w y k o le je ń c y , lecz lu d z ie n a jz w y c z a j­

n ie js i, „ n o rm a ln i“ . L e k tu ra d e m o ra li­

zująca? Czy n ie przesada? Czas mocno s tę p ił ostrość in w e k ty w P rzyb yszew ­ skiego p rz e c iw k o k o n w e n c jo n a ln e j m o­

ralności, a jego e ro ty k a w y d a je się na­

w e t d z iw n ie p ow ścią g liw a w zestaw ie­

n iu z b ru ta ln ą lu b w y ra fin o w a n ą ero­

ty k ą ta k ic h p isa rzy naszego m ię d z y w o ­ jennego dw udziestolecia, ja k K aden W itk a c y , Iw a szkie w icz, C horom ański, U n iło w s k i n ie m ów iąc ju ż o Zegadło­

w iczu.

N ie w ie m y, czy P rzyb yszew ski zagra­

n icą np. w R osji zachow ał jeszcze jakąś aktualność. A le zasługuje na uwagę fa k t, że w o statnich latach przed w o jn ą w z b u d z ił P rzyb yszew ski poważne za in ­ teresow anie w śró d dw óch uczonych za­

g ranicznych: u W łocha, L u ig i C i n i ‘ ego 1), k tó ry w r. 1936 w R zym ie w y d a ł osobne s tu d iu m o P rzybyszew skim , zestaw ianym przezeń interesu jąco z D o­

sto jew skim , i u F rancuza M a x im e ‘a H e r m a n a 2), k tó ry p o ś w ię c ił „s a ta ­ niście p o ls k ie m u “ przeszło 500 — stron liczącą książkę, w yda ną w P a ry ż u w r.

1939. O p ła ciło im się ty le czasu i w y ­ s iłk u o fia ro w a ć p isa rzo w i nudnem u, p i­

sarzowi, k tó r y n ie je s t w cale pisa­

rzem? . ..

To p raw da, że c z y te ln ik o w i należące­

m u do p rz y s ło w io w y c h g ó rn ych dziesię­

ciu ty się cy tru d n o czytać dziś P rz y b y ­ szewskiego bez uczucia znużenia i i r y ­ ta c ji. To p ra w d a , że n ie m a on żadnego system u m yślow ego, że n ie m a w n im żadnej ko nse kw e ncji, żadnej lo g ik i n i ładu, że atm osfera m o ra ln a jego po­

w ieści je s t odpychająca, że jego u tw o ry liczne są z b y t patetyczne i k o tu rn o w e a d ra m a ty obce są nam b ra k ie m zainte­

resow ania dla p ro b le m ó w społecznych.

To w szystko praw da. A je d n a k są w n im s tro n y w ręcz p oryw a jące , m y ś li ciekawe, zdania ję d rn e i świeże, sceny tchnące p ra w d ą i życiem , obrazy roz­

dzierające szczerym bólem i tragizm em . W sum ie n ie będzie tego dużo. A le cóż w ogóle zostało dzisiaj z in n y c h niegdyś, n ie da w no jeszcze głośnych i w y b itn y c h tw ó rcó w ? To, co zostało np. z W ik to ra H ugo m ożna b y podobno pom ieścić w je d n y m to m ik u . G d yb y n ie d obroczyn­

na działalność czasu, c z ło w ie k w s p ó ł­

czesny zostałby doszczętnie zm iażdżony przez tę rosnącą w ciąż w postępie ge­

o m e tryczn ym p ro d u k c ją naszej c y w i­

liz a c ji

N a w e t w niezdarnościach P rz y b y ­ szewskiego, jego „nędzach“ , o kro p n o -

*) L u ig i C in i: ,,L ‘u m a n it‘a n e ll* o p e ra d i S ta n is ła w P rz y b y s z e w s k i“ , R om a 1936.

**) M a x im e H e rm a n : „ U n s a ta n is tę p o lo n a is

— S ta n is la s P rz y b y s z e w s k i“ . P a ris 1939.

J A N P IE C H O C K I

P R O

N ie m o ż e m y się s k a rż y ć w P olsce na b r a k p ra s y o c h a ra k te rz e lite r a c k im . K a ż d y w a ż n ie j­

szy k ie r u n e k id e o lo g ic z n y d y s p o n u je o b e cn ie je d n y m lu b k i l k u p e rio d y k a m i. N i k t n ie za­

p rz e c z y , że n p . m y ś l k a to lic k a je s t w czaso­

p iś m ie n n ic tw ie re p re z e n to w a n a b a rd z o w sze ch ­ s tro n n ie , b a rd z o b o g a to . N ie k tó r y m z d a je się n a w e t, że nasza p ra sa p e rio d y c z n a s k ro jo n a je s t n ie c o na w y ro s t, że g r o z i n a m a to m iz a c ja i ro z - p ro szko W a n ie m y ś li, że b r a k r a c jo n a ln e j go spo­

d a r k i w o b e c z a k ła d a n ia co ra z to n o w y c h ty g o ­ d n ik ó w i m ie s ię c z n ik ó w lite r a c k ic h , lite r a c k o - sp o łe c z n y c h , o ś w ia to w y c h , a r ty s ty c z n y c h itd . W szczeg ólności k w e s tjo n u je się ra c ję b y t u cza­

so p ism lite r a c k ic h , k tó r e sob ie za c e l s ta w ia ją

ściach t k w i pew na p rzyciągająca siła, n ie dająca się ra c jo n a lis ty c z n y m i środ­

k a m i w y tłu m a c z y ć . Czyż P rzyb yszew ­ s k i ty le k ro ć ska zyw a ny przez o fic ja l­

n ych sędziów na śm ierć n ie zdaje się pow iadać w ciąż troch ę p ro w o k u ją c o ja k niegdyś A n d rz e j C h e n i e r , g dy sta­

n ą ł na szafocie „ A je d n a k t k w i w e m nie coś!“ ? N ie w ą tp liw ie , w e rtu ją c jego tw órczość a zwłaszcza „ L is t y “ nabiera się przekonania, że w szystko to jest je d n a k zle kka nam agnesowane gen iu ­ szem. L u d z ie prości, m ło d z i czy starsi n ie zepsuci jeszcze lite r a tu r ą to czują i dlatego P rzyb ysze w ski posiada jeszcze d la n ic h tę siłę, że ic h p o tra fi w y rw a ć na parę godzin z codziennych k ło p o tó w , w ażn ych zajęć, z p rzyjem n ości lu b w y ­ gody.

Lecz n ie ty lk o to. Są ch w ile, g dy od­

czu w a m y głę bo kie znużenie całą orga­

n iza cją współczesnego życia, w s z y s tk i­

m i przepisam i i n o rm a m i, trz y m a ją c y ­ m i w ryzach m ro w is k a lud zkie. W ó w ­ czas to budzą się u was m y ś li „a n a r­

chiczne“ , u c ie k a m y się do pisarzy, k tó ­ ry m ró w n ie ż dokuczyła nasza szalona techniczna c y w iliz a c ja . N iem cy m ie li swego N i t z s c h e ‘ go. A n g lic y L a- v r e n c e ‘ a, R osjanie D o s t o j e w -

? k i e g o. M y m a m y na ten u żytek b yć może bardzo do n ic h n ie d o ra sta ją - cego, ale swego własnego, rodzim ego

„a n a rc h is tę “ Przybyszew skiego. Za­

żyw szy te j o d tr u tk i czy szczepionki w ra c a m y zn ow u do życia norm alnego, pozostając nad al s o lid n y m i o b yw a te la ­ m i. A m ło d zi, g dy p rz y p a d k ie m w p a ­ dnie im w ręce P rzybyszew ski, u p ija ją się n im ja k a lkoholem . N ie rozpaczaj­

m y z tego p ow odu ta k bardzo! Prze­

cież tro ch ę ra c ji m ia ł m ą d ry G o e t h e , g dy p ow ied zia ł, że k to za m ło d u n ie b y ł anarchistą, ten na starość źle skończy.

I jeszcze jedno. Do patosu odczuw am y ró w n ie g łę b o k i w s trę t co s iln y pociąg.

W strę t, g dy słow a n ie dorastają do zda­

rzeń i przeżyć, a u s iłu ją je w y ra zić.

Pociąg, g dy w c h w ila c h rz a d k ic h olśnień o b ja w ia nam się ta jem nicza rzecz. P rz y w y k ło ją się nazyw ać ż y ­ ciem, a czym w ła ś c iw ie ona jest, tego n ig d y n ie będziem y w iedzieć, choć zna­

na nam w s z y s tk im będzie ta je m n ica atom u. I wówczas u c ie k a m y się do ta ­ k ic h p is a rz y ja k P rzybyszew ski. Bo są u niego m iejsca, k tó re p o tra fią nas za­

razić uczuciem p otęgi i w ie lko ści, uczu­

ciem ja k b y o d e rw a n y m i irra c jo n a l­

nym .

N ie, „s p ra w a “ Przybyszew skiego nie została jeszcze ro z s trz y g n ię ta i z a ła tw io ­ na. M oże is to tn ie los jego je s t ju ż prze­

sądzony. M oże to b y ł rzeczyw iście m e­

teor, burza, moda. Z o s ta ły z niego t y l-

•ko resztki... „d is ie c ta m e m b ra “ ...?

A le , któ ż może zaręczyć, czy kiedyś, je ś li n ie dziś, n ie w s tą p i w te resztki życie? Przyszłość je s t przecież ta k za­

gadkow a, ta k ka pryśna . . . ?

D O M O

s k u p ia n ie s ił tw ó r c z y c h i re p re z e n ta c ję p e w n e ­ go o k re ś lo n e g o re g io n u .

N ie będę p o w ta rz a ł w s z y s tk ic h a rg u m e n tó w , k tó r e p rz e m a w ia ją za u tr z y m a n ie m ru c h u w y ­ d a w n ic z e g o w r a c jo n a ln y c h n o rm a c h . S ta rc z y , je ś li so b ie u ś w ia d o m im y fa k t , że k o r z y s ta ją c z p r z y d z ia łu p a p ie ru , zaw d zię cza czasopism o m o ż liw o ś ć p o ja w ia n ia się fu n d u s z o m p u b lic z ­ n y m . A p o ś re d n ie lu b b e z p o ś re d n ie s u b w e n c je z k a s y p a ń s tw o w e j lu b fu n d u s z ó w s p o łe czn ych ? A s z k o d liw o ś ć w sensie o s ła b ia n ia p o c z y tn o ś c i

— c h o ć b y p rz e jś c io w o — p is m ju ż z a p ro w a d z o ­ n y c h i s k ry s ta liz o w a n y c h na rze cz w ą tp liw e j w a rto ś c i e fe m e ry d , p ło d u lo k a ln y c h c z y s n o b i­

s ty c z n y c h a m b ic y j i a m b ic y je k ? A d e z o rie n ­

ta c ja c z y te ln ik a , je ś li to sam o n a z w is k o a u to r ­ s k ie w id z i w k o n fig u r a c ji, k t ó r e j n a jm n ie j b y o c z e k iw a ł? W re szcie p ro b le m m a rn o w a n ia e n e r­

g ii. Z d a w a ło b y się, że p r z y z a k ła d a n iu czaso­

p is m a p o w in n a p rz y ś w ie c a ć zasada ja k (n ie ­ s te ty !) w h a n d lu . A w ię c : le p s z y je d e n s o lid n y s k le p , n iż t r z y w e g e tu ją c e i s ta le b a n k ru c tw e m za g ro żo n e s k le p ik i. T y m c z a s e m nasza p o lity k a w y d a w n ic z a d e m o n s tru je zasadę w rę c z p rz e ­ c iw n ą .

N a tle p o w y ż s z y c h g r a v a m in ó w na ła w ie o s k a rż o n y c h p o w in n a zasiąść p rz e d e w s z y s tk im p u b lic y s ty k a p r o w in c jo n a ln a . N a co i p o co, p o w ie k to ś , w y d a w a ć i d r u k o w a ć p is m o „ p o ­ ś w ię c o n e lite r a tu r z e , sztu ce i k u lt u r z e “ n p . w B yd g o szczy, s k o ro w y c h o d z ą p is m a w a rs z a w ­ s k ie i k ra k o w s k ie , d y s p o n u ją c e w ię k s z y m i m o ­ ż liw o ś c ia m i z r a c ji u k a z y w a n ia się w o ś ro d ­ k a c h b o g a ty c h w ta le n ty , w tr a d y c je , w a u to r y ­ te ty . Jed n o cze śn ie z ty m a r g u m e n te m j a w i się w m ia r ę iro n ic z n a , w m ia r ę d o k u c z liw a u w a g a 0 p rz e ż y tk a c h re g io n a liz m u , o n ie b e z p ie c z e ń ­ s tw ie z a m y k a n ia się w o p ło tk a c h ja k ie g o ś p r o - w in c jo n a liz m u , n a w e t o s e p a ra ty ź m ie .

P rz e jd ź m y z k o le i do k o n tr a r g u m e n tó w . O to t r z y n a jw a ż n ie js z e . P r im o : z a k ty w iz o w a n ie ż y ­ c ia u m y s ło w e g o p r o w in c ji w im ię h a s ła u p o ­ w s z e c h n ie n ia k u l t u r y . P r o w in c ja m a b y ć ta k ż e p ro d u c e n te m , n ie t y lk o k o n s u m e n te m ; m a n ie ty lk o c z y ta ć , le cz ta k ż e p isa ć. J e ż e li ja k iś o ś ro - d e k m a w a r u n k i p o te m u , a b y s tw o r z y ć p o w a ­ ż n ie js z e s k u p is k o s ił k u ltu r a ln o - tw ó r c z y c h , n a ­ le ż y m u dać m o żn o ść w y p o w ia d a n ia się. S e cu n - d o : czasopism a p r o w in c jo n a ln e tr y b u n ą d la w s z y s tk ic h s p ra w ż y c ia u m y s ło w e g o i a r ty s ty c z ­ nego w s k a li re g io n a ln e j. S w o is te te re n o w e p o ­ trz e b y , d e z y d e ra ty i m o ż liw o ś c i r e a liz a c y jn e w y m a g a ją — w ła ś n ie w im ię d u c h o w e j u n i f i ­ k a c ji w s z y s tk ic h z ie m i w o je w ó d z tw — in d y w i ­ d u a ln e g o p o d e jś c ia , w o ln e g o od s z ty w n o ś c i sch e m a tu , o d g ó rn e g o d o k tr y n e r s tw a i m e n to r ­ skie g o a p o d y k ty z m u . D o s p ra w ty c h n a le ż y p o d c h o d z ić ze z n a jo m o ś c ią rz e c z y , k tó r ą d a je z ż y c ie się z te re n e m , o ra z z u m iło w a n ie m s p ra ­ w y , k tó r e c e c h u je lu d z i z a in te re s o w a n y c h r e ­ g io n e m e m o c jo n a ln ie . P rz y g o d n i k o re s p o n d e n ­ c i, re p o rta ż y ś c i i o b s e rw a to rz y n ie za stą p ią ze- .,po u u z i z re g io n u , k t ó r y trz y m a rę k ę na p u ls ie ż y c ia k u ltu r a ln e g o i je g o p r z e ja w o m sta ­ le i s y s te m a ty c z n ie p o ś w ię c a u w a g ę . T e r tio : w y ła w ia n ie ta le n tó w , o d s k o c z n ia d la a d e p tó w p u lic y s t y k i i l i t e r a t u r y , a ró w n o c z e ś n ie p ie r w - sza (m e d la w s z y s tk ic h p o trz e b n a ) „ s ta c ja f i l ­ t r ó w . „ W y ła w ia n ie ta le n t ó w - n ie je s t tu o c z y ­ w iś c ie je d n o z n a c z n e z to le ro w a n ie m g r a fo m a n ii 1 w og olę z o b n iż a n ie m p o z io m u p ism a . N a to ­ m ia s t m e u le g a k w e s tii, że is tn ie n ie w p o b liż u ja k e g o ś p u b lic y s ty c z n e g o o ś ro d k a d z ia ła zach ę­

ca ją c o i po u d z a ją c o na p r ó b o w a n ie w ła s n y c h s i , szcze g ó ln ie je ś li te n o ś ro d e k u m ie z a p ła d - m a c n o w e m y ś li lu b w y c h o d z i na p rz e c iw n o ­ w y m id e o m .

W o b ro n ie r a c ji b y t u i sensu is tn ie n ia re g io ­ n a ln e g o c z a s o p iś m ie n n ic tw a w y s u n ą łe m a rg u - m e n y na u r y że ta k p o w ie m o rg a n iz a c y jn e j.

P o d o b n y m i a r g u m e n ta m i m o ż n a b y uza sa d n ić, z w aszcza je ś li c h o d z i o p u n k t p ie r w s z y i d r u ­ g i. ra c ję b y t u lo k a ln e j p ra s y c o d z ie n n e j, p r z y c z y m d o d a tk o w o trz e b a b y jeszcze p r z y p o m ­ n ie ć , ze n ig d z ie d o b rz e r o z w in ię ta prasa lo k a l­

na m e z a s z k o d z iła f r e k w e n c ji e lita r n e j p ra s y s to łe c z n e j. N a c is k w e d łu g m n ie spo czyw a na k o n ie c z n o ś c i u tr z y m a n ia p e w n e g o s to p n ia d e ­ c e n tr a liz a c ji w r u c h u u m y s ło w y m i w y d a w n i­

c z y m ja k o m e to d y s z y b c ie j i s k u te c z n ie j p r o ­ w a d z ą c e j do p o s tu lo w a n e g o c e lu : z a k ty w iz o w a ­ n ia w d z ie d z in ie u m y s ło w e j ca łe g o k r a ju w zgo­

d zie z fa k t y c z n y m z ró ż n ic o w a n ie m p o trz e b i m o ­ ż liw o ś c i w p o s z c z e g ó ln y c h re g io n a c h P o ls k i.

N a to m ia s t za iz e c z z b y te c z n ą u w a ż a m s tw a ­ rz a n ie re g io n a ln e j „ id e o lo g ii- ja k o s z ta n d a ru lu b re k la m o w a n e j w y w ie s z k i. „ Id e o lo g ic z n y - le g io n a iz m g r o z i z a p ę d z a n ie m się w ś le p y z a u ­ łe k p r o w in c jo n a ln e j e g z o ty k i i p r o w a d z i do za- c ie n i t n ia h o ry z o n tó w . S p e c y fic z n o ś ć p r o b le ­ m ó w te r e n o w y c h i fiz jo g n o m ia d u c h o w a w s p ó ł­

p r a c o w n ik ó w są c z y n n ik a m i, k tó r e p rę d z e j lu b p ó ź n ie j d o s ta te c z n ie w y ra ź n ie w y o d r ę b n ią c h a ra k te r i lin ię p is m a .

Z a p e w n e k a ż d y re g io n m a s w o je o s o b liw o ś c i fo lk lo r o w e , s w o je z a b y tk i, s w o je c z a ry k r a jo ­ b ra z u , s w o je tr a d y c je h is to ry c z n e i lite r a c k ie o b o k s w o ic h b r a k ó w czy o s ią g n ię ć w d z ie d z in ie n a u k i, k u l t u r y i s z tu k i. Z a p e w n e te i p rz e lic z - ne in n e te m a ty , s p r a w y i z a g a d n ie n ia p o w in ­ n y b y ć p o ru s z a n e , o p is y w a n e i o p ie w a n e na ła m a c h p ism a , k tó r e g o c e le m je s t p rz e g lą d tw ó r c z y c h s ił re g io n u . J e d n a k o w o ż d z ia ć s ię to p o w in n o je d y n ie i w y łą c z n ie d la te g o , że w p i ­ sm a ch o o g ó ln o k r a jo w y m c h a ra k te rz e n ie ~'~

p o p ro s tu m ie js c a na c ie k a w o s tk i ne. O d c in e k h is to ry c z n o - z a b y tk o w o - r (w s z y s tk o to , co d o ty c z y p rz e s z ło ś c i) nale b y tr a k to w a ć ja k o je d e n z e le m e n tó w , s k ł ją c y c h się na c a ło k s z ta łt n a sze j ro d z im e j k i r y . E le m e n tó w , k tó r e s a m i c h c e m y po i k tó r e c h c e m y p o ka za ć in n y m re g io n o m 1 p o n a d to . Z a to a k tu a ln a p r o b le m a ty k a k u lt!

n o -sp o łe czn a , z d a rz e n ia i p r z e ja w y ż y c ia i k o w e g o i a rty s ty c z n e g o , k w e s tia up ow szech n ia d ó b r k u lt u m ln y c h , n o a p rz e d e w szyst tw ó rc z o ś ć lite r a c k a (p ro z a j p o e zja ) n ie z n a jd z ie n a jp e łn ie js z y w y r a z na ła m a c h cz p is m a re g io n a ln e g o i w e jd z ie w n im na pi<

-z y P lan. A b y u k a z a ć d u c h o w e o b lic z e w in c ji, le cz ró w n o c z e ś n ie a b y p r o w in c ja p s ta ła b y ć p r o w in c ją .

C zy k to ś d r u g i s p e łn i za nas to tr u d n e i p o w ie d z ia ln e zad a n ie ?

(4)

JÓ Z E F M A Ś L IŃ S K I

N A T E M A T T E A T R U G O G O L A

„ K r y s z ta ł p o łysku je , p rz e jrz y s ty i b łę ­ k itn a w y , ciężkie je d w a b ie p rze le w ają się i lś n ią ; oślepiająco czarne w ło s y i oślepiająco b ia ła pierś w y n io s łe j i po­

w łóczyste j dam y; fra n t, po h o ffm a n o w - sku p ija n y i ro m a n tyczn ie w y m iz e ro - w an y, so m n am bu liczn ym ruchem zbliża cygaro do zm ęczonych ust. W sre b rn y m n a czyn iu rozpadają się o k ru c h y ciężkie­

go i soczystego ka w o nu . Zaczarowane p rze dm ioty, ch w ie ją c się le kko , p rz e p ły ­ w a ją przez ręce za h yp no tyzo w a ne j słu ­ żby. Ciężkie, p rze pię kne otom any, ja k słonie z czerwonego drzew a śpią w m a­

je sta tyczn ym śnie. Cóż to, „ K a łig a r i“ , puszczony w z w o ln io n y m te m p ie przez zdziwaczałego m echanika? — N ie, to

„R e w iz o r“ ! — W ja k im -ż e to m is te ry j- n y m te atrze d la w y b ra n y c h , w ja k ie j

„w ie ż y z kości s ło n io w e j“ d ają ten spe­

k ta k l? “ .

T ak pisze o „R e w iz o rz e “ u M e je rh o l- da w ro k u 1927 z n a k o m ity te a tro lo g ro ­ syjski. W yn o si w ysoko w ie lk i ku nszt reżysera — w irtu o z a sceny; b o le je nad bezideowością tego k o n c e rtu fo rm i rze­

m iosła teatralnego. O to początek „ne o- d eka de ntyzm u “ w te atrze — w o ła k r y ­ ty k .

T e a tr M e je rh o ld a w y n ik ł, ja k w ia d o ­ m o z p rz e c iw s ta w ie n ia się l i n i i tea­

tr u S tanisław skiego, słynnego,, M c h a tu “ . Może w ię c je d n a k w „M c h a c ie “ dobrze grano Gogola?

— A le oto te a tro lo g poprzedniego po­

k o le n ia pisze w ju b ile u s z o w y m ro k u 1909 o G ogolu, że c u d o w n y ję z y k pisa­

rza p rze p a d ł w złej d y k c ji s p e k ta k lu S tanisław szczyków , że C hle stako w prze­

padł, że m onologi p rze p a d ły: u to n ę ły w pom ysłach reżyserskich, ro z le c ia ły się w z w o ln ie n iu tem pa. W ie lk ie zasługi S tan isła w skie go dla te a tru Czechowa uszanuje każdy, ale Gogola tra d y c ję p rze ch o w a ł i po dziś dzień ś w ie tn ie po­

dać um ie je d y n y z n a k o m ity zespół pe­

te rsb urskieg o cesarskiego A le k s a n d riń - skiego T eatru... — kończy k r y ty k .

T e a tr S tanisław skiego pow stał, ja k w iadom o, d la p rze c iw s ta w ie n ia się l i n i i te a tró w im p e ra to rs k ic h , zagrzebujących re s z tk i w ie lk ic h tra d y c y j Szczepkina i S ośnickiego w sztam pie i ru ty n ie . M oże w ię c je d n a k ta m te te a try rzeczy­

w iście dobrze g ra ły Gogola?

— A le oto A u to r sam pisze po p e te r­

s b u rs k ie j p ra prem ierze: „R e w iz o r“ po­

szedł — i ta k m i n ie w y ra ź n ie , ta k d z iw ­ nie... Ja oczekiw ałem , z g ó ry znałem o b ró t sp ra w y, a m im o to opanow ało m n ie uczucie s m u tk u i d o tk liw e g o p rz y ­ gnębienia. M ó j w ła s n y tw ó r w y d a ł m i się w s trę tn y , d z ik i i ja k b y w cale n ie m ó j. G łó w n a ro la przepadła; ta k się i spodziew ałem . C hle stako w s ta ł się...

czymś w ro d z a ju całego szeregu w ode­

w ilo w y c h błaznów , k tó rz y ra c z y li zaga­

lopow ać do nas z te a tró w paryskich...

B o b c z in s k ij i D o b c z in s k ji w y p a d li o k ro ­ pnie, ponad oczekiw anie. Ja n a w e t m y ­ ślałem że o n i będą o kro pn i... ale spo­

dziew ałem się że może jakoś u n ik n ą k a ­ ry k a tu ry . S tało się p rze ciw n ie: w yszła w łaśn ie k a ry k a tu ra ... W ogóle p rze w a ­ żająca część k o s tiu m ó w zła — k a ry k a ­ tu ra ln a . ...Jeszcze raz p o w ta rza m : n u ­ da, n u d a !. . . Jestem zmęczony na duszy i na ciele“ .

S łow em — h is to ria analogiczna do tzw . „ tr a d y c ji W yspiańskiego na scenie k ra k o w s k ie j“ .,.

O czyw iście -— sztuka i ta k m ia ła fa n ­ tastyczne powodzenie...

D ręczony ty m pow odzeniem G ogol po la ta c h w raca do te m a tu i pisze „P o ­ uczenie d la ty c h k tó rz y b v ch cie li za­

grać „R e w iz o ra “ ja k n ależy“ . Poucze­

n ie to rozpoczyna od słów __ „przed e w s z y s tk im należy obawiać się, aby nie wpaść w k a ry k a tu rę “ ...

— Z a m y ś lm y się nad ty m , polscy re a liz a to rz y .G o g o la na scenie i k r y ty c y !

„ N ie p o w in n o być n ic przesady, n ic try w ia ln e g o n a w e t w n a jp o ś łe d n ie j- szych rolach. P rze ciw n ie , n ależy aby a k to r specjalnie s ta ra ł się b yć s k ro m ­ n ie js z y i ja k b y szlachetniejszy, n iż jest w rzeczyw istości postać, k tó rą p rze d ­

rą “ , a rcyd zie ło re a listyczn e j s a ty ry spo­

łecznej.

P ozycja „O ż e n k u “ 'w tw órczości Go­

gola je s t drugorzędna, ale dość osobli­

wa. — W ersja pierw sza: „K a n d y d a c i do r ę k i“ ro z g ry w a się w środ ow isku w ie js k im szaraczkow ej szlachty, z tym , że „p a n n a m ło d a “ je s t re zo lu tn a i sa-

„ O Z E N E K “ M . G O G O L A W T O R U N IU

w re ż y s e rii Józe fa M a ś liń s k ie g o *)

(H . D u n in -R y c h lo w s k a , J. W a s ile w s k i, L . D e tk o w s k i, F r . R y c h ło w s k i, W . K a n io w s k i i S t. L ib n e r ) .

staw ia... T rzeba przede w s z y s tk im po­

chw ycić... duszę ro li, n ie zaś je j k o ­ s tiu m .“

T e a tr S tan isła w skie go napew no sta­

r a ł się p o ch w ycić w ła ś n ie ow ą duszę ro li. To w oda na jego m ły n ! Je śli je d ­ n a k p rze d sta w ie n ie n ie b y ło dobre — w id o czn ie „ k o s tiu m “ , nacisk obyczajo- w o -n a tu ra lis ty c z n e j ówczesnej l i n i i tea­

tru , p rz y g n ió tł isto tę sp ra w y. P opeł­

n io no grzech n ie zro zu m ie n ia sty lu . C h c ia łb y m zresztą zobaczyć „R e w iz o ra “ w M chacie w obecnym , p o -re w o lu c y j- n y m w y d a n iu .

W te a tra ch p o ls k ic h reżyse ro w ie albo p o p is y w a li się znajom ością „ro s y js k ie j e g z o ty k i“ i ro s y js k ie j tr a d y c ji te a tra l­

n ej, albo — licząc się z fa k ta m i, że co­

raz m niejsza ilość w id z ó w zdolna jest poznać się na ty m i p o k w ito w a ć — u c ie k a li się do k o n w e n c jo n a ln e j, „ g r o ­ te s k o w e j“ w e r s ji ow ej „ro s y js k ie j egzo­

t y k i “ . Je śli je d n a k m a b yć jaka ś „ w y ­ m ia n a k u ltu r a ln a “ to niechże będzie w szlach etnym sensie i z ja k im ś dla nas p o ż y tk ie m — zwłaszcza g dy rze­

czyw istość p olityczno-społeczna p o w in - n a b y ju ż położyć k re s k o n s u m p c y jn o -

„e g z o ty c z n y m “ ide ało m te a tru m ie ­ szczańskiego.

M ik o ła j Gogol, to jed en z tych, k tó ­ rz y na prze strzen i za le dw ie półw iecza p o t r a f ili d źw ignąć to, co b y ło ty lk o s k ro m n y m p iś m ie n n ic tw e m ro s y js k im

— do ra n g i czołow ych lit e r a t u r św iata.

W czasie, g d y m y m a m y ju ż w s w ym d o ro b k u p ię k n e d zie dzictw o lite ra c k ie K o cha n ow skich, P o to ckich , K lo n o w i- czów, S a rb ie w skich , S ka rgó w , a w re ­ szcie całą p le ja d ę p isa rzy okresu S ta n i- sław oskiego, poeci ro syjscy z m ag ali się dopiero z ję z y k ie m , p rz e jm u ją c żyw cem fo rm y w ierszow e fra n cu skie , p o lskie i n ie m ie ckie. I oto p rzych o d zi b a jk o p is K r y ło w i k ła d z ie p o d w a lin y pod g ię tk i, nasycony re a lia m i lu d ow o ści ję z y k lit e ­ ra c k i; za n im P u szkin — poeta siłą swego geniuszu w y ró w n u ją c y od razu w s z e lk ie dystanse i zaległości, dalej L e rm o n to w — p ię kn e poezje i pierw sza powieść, G rib o je d e w — w ie lk a kom edia społeczna przerzucająca pom osty od M o lie ra i B eaum archais do ro m a n ty ­ zm u a ponad ro m a n tyzm e m — w rea ­ liz m ; i w reszcie Gogol, k tó r y w p rozie ojczystej za stąp ił W a lte r Scotta, Edga­

ra Poe i D ickensa, a n a w e t Jonathana S w ifta , w k o m e d ii zaś z a ją ł pozycję zgoła n ie p o ró w n a ln ą , pisząc „R e w iz o -

m od zie lnie angażuje sw atkę, — chodzi w ięc o n o rm a ln y zabieg, o tran zakcję , w k tó re j „ s iły s tro n “ są n a jz u p e łn ie j rów ne. U w aga i pasja a uto rska sku pia się c a łk o w ic ie na szyderczym obrazie re a lió w zacofanej p ro w in c ji. Te nie ba ­ w em zn a la zły w y ra z p e łn y w „ M a r ­ tw y c h duszach“ , k tó ry c h znaczną część n ap isa ł Gogol jeszcze przed w y ja z d e m na zachód. A w ięc p e rs p e k ty w a czasu i m iejsca z ro b iła sw oje: — te ra z Gogol n ie ty lk o przerzuca akcję i g a le rię ty p ó w na b ru k stołeczny, ale n ad aje daw nej tra n z a k c ji m ałżeń skiej c h a ra k te r b a r­

dziej is to tn y i dra styczny — „ ta r g u na dziew częta“ . M a ło tego, te n tw a rd y i b ru ta ln y za m ło d u s a ty ry k zdaje się teraz ja k b y pochylać nad o fia ra m i swego bezlitosnego re a liz m u ; w y c z u w a m y n ie ­ k ie d y d e lik a tn ą reze rw ę w spółczucia: — ta k ie to ono, życie naszych l u d z i . . .

Postaci „O ż e n k u “ to ty p y , e lem enty rzeczyw istości społeczno - k u ltu r a ln e j z d e te rm in o w a n e j przez: 1) zacofanie gosp od arki pańszczyźnianej, p ro w a d zą ­ cej do d ekla sa cji średniego i drobnego ziem iań stw a (P odkolesin i Jajecznica, to zapewne posiadacze k ilk u n a s tu „du sz“ , p o d p ie ra ją c y b ud żet gażą urzędniczą i ła k o m i na ka m ie n ic z k ę z przedm ieścia, K o c z k a re w — nieco zam ożniejszy, ale zapewne przez ożenek z takąż k a m ie n i­

cą); 2) skostnienie system u ra n g i b iu ro ­ k ra c ji, za m yka ją ce w id o k i aw ansu spo­

łecznego poprzez w łasn ą pracę na z a j­

m o w a n y m sta no w isku , 3) upośledzenie w ty m system ie stanu m ieszczańskiego, 4) o g ó ln y n is k i poziom c y w iliz a c y jn y , u trw a la ją c y p rz e ż y tk i tra d y c ji, ta k ie choćby, ja k c a ły o b rz y d liw y „ce re m o ­ n ia ł“ w y d a w a n ia p a n n y za mąż. Z b ie ­ d n ia ła szlachta ra tu je się ucieczką do m iasta, do urzędow ego k o ry ta , opłaca­

nego służalstw em , m łode k u p ie c tw o , często ju ż zasobne, w a lc z y o m iejsce, k u lty w u ją c n ie ra z w ynie sio ne przez o j­

ców ze w s i tra d y c je p a tria rc h a ln o rod o-

») P r z y o k a z ji p r o s tu je m y b łę d n y p o d p is p o d z d ję c ie m z to r u ń s k ie j p r a p r e m ie r y „ S ta r e j c e g ie ln i“ Iw a s z k ie w ic z a . (W u b . n -rz e ). S z tu k ę tę re ż y s e ro w a ł n ie d y r . W . H o rz y c a , ja k w y d r u ­ k o w a n o , t y lk o Jó ze f M a ś iiń s k i.

P o m y łk a je s t ty m p rz y k rz e js z a , że J. M a ś- liń s k i w c ią g u d w u le tn ie j p r a c y w te a trz e to ­ r u ń s k im w y s ta w ił szereg s z tu k , zaw sze w sposób

d a le k i o d s z a b lo n u . P rz y p o m in a m y : „S ta r a c e g ie ln ia “ Iw a s z k ie w ic z a , „S z c z ę ś liw e d n i" Pu- g e ta , „ K o n c e r t " ora z „ G w a łt u co się d z ie je “ F r e d r y , „ Ł a d n a h is to r ia “ T le rs a i C a illa v e ta , i o s ta tn io — „O ż e n e k “ G og ola. (R ed.)

we, — je st duszno, ciężko żyć, n a b rzm ie ­ w a konieczność uwłaszczenia chłopów , któ re , przez zm ianę gospodarki i ekono­

m ik i w si, stanie się dopiero bazą ro z w o ­ jo w ą k a p ita liz m u , a co za ty m idzie — nowoczesnej obyczajow ości stanu miesz­

czańskiego.

„H is to ria c a łk ie m n ie pra w d op o do bn a “ k ła d z ie w p o d ty tu le „O ż e n k u “ a uto r, b y jakoś ugłaskać cenzurę p o lic ji i „ o p in ii p ra w o m y ś ln e j“ . A jednocześnie błaga n a jw ię k s z y c h a k to ró w swej e po ki o c z u jn y rea lizm , o życiow ą p ra w d ę w ka żdym drobiazgu, w ka żdym epizodzie.

Ja k wszyscy, k tó ry m p rz y p a d ło to ro w a ć p ie rw s z y szlak w sztuce, je st Gogol arcyśw iadom je j p ro b le m a ty k i i te o rii.

W lis ta c h jego do a k to ró w z n a jd u je m y p ra w d z iw e p re k u rs o rs k ie u w a g i o grze zespołowej, o p ra w a c h d y n a m ik i sce­

n icznej, prow adzącej do w spólnego prze­

życia na w id o w n i. R ealizm , realizm , to hasło bojow e, k tó re stało się p o d w a lin ą w ie lk o ś c i ro s y js k ie j lite r a t u r y i je j św iatow ego zasięgu, — dźw ięczy w ka ż­

d ym w o ła n iu Gogola.

„ , . . K o m e d ia s ta ła b y się alegorią, g d y b y a u to r w p e łn i o d s ło n ił swą m yśl...

m og ło b y z n ie j pow stać ja kie ś b le - d z iu tk ie kazanie u m o ra ln ia ją c e . . . N ie, jego zdaniem b y ło p o p ro stu u zm ysło ­ w ić całą okropność... n ie gdzieś tam ...

ale tu , na ziem i... Ż eb y zobaczyli i żeby n ie u w a ż a li tego za zło n ie u n ik n io n e , k tó re należy tolerow ać... A w n io s k i m oralne, to ju ż n ie nasza sprawa. M y , ch w a ła Bogu, n ie d zie ci!“ .

Ta, może ponad n ie je d n o oczekiw anie godna podstaw a społeczna k o m e d io p i­

sarza w y k lu c z a chyba możność tr a k to ­ w a n ia jego s z tu k ja k o p re te k s tu do ta ­ k ie j czy o w a k ie j „egzotycznej hecy“ . I w ró w n y m sto pn iu w y k lu c z a n a tu ra - lis ty c z n o - ekspresjonistyczną ła tw iz n ę

„ k rw a w e j s a ty ry “ — M y, chw ała Bogu, n ie dzieci, straszyć nas n ie trzeba, z w ła ­ szcza b y le czym, b y le ja k im i ś ro d k a m i z te a tra ln e j r e k w iz y to r ii bajek.

Zresztą, k to m a choć tro ch ę s łu ch u lite ra c k ie g o , dzisiaj — po u w ażnej le k ­ tu rz e te k s tu G ogola — o drzuci ja k ą k o l­

w ie k pokusę tra k to w a n ia jego p o ry w a ­ jącego, ży w io ło w e g o h u m o ru — na bru dn o, na ponuro. W ż y c iu p ry w a tn y m G ogol m ó g ł sam ta k odczuwać n ie słod ką sw oją rzeczyw istość, ale dzieło s z tu k i je s t owocem sam oprzezw yciężenia a r ty ­ sty, a w ie lko ść tego sam oprzezw ycięże­

n ia — często m ia rą jego w ie lk o ś c i. I n ie p od zię kuje pisarz, k tó r y przez swą sztu­

kę w y w in d o w a ł się w ysoko, je ś li in t e r ­ p re ta c ja te a tra ln a , ciężka i „ k a lib a - n iczn a “ u w ie s i się na u tw o rz e i ściągnie go na dół, w fo rm y p ry m ity w n ie js z e .

Czemu np. G ogol czuł się w ręcz cho­

ry , p atrząc na k a ry k a tu ra ln e błazenady Bobczinskiego i Dobczinskiego? B o w n a tu rze pisarza, w jego d y n a m iczn ym tem peram encie leżała (? czaiła się ra ­ czej!) p rzyrod zon a skłonność do przesa­

dy, h ip e rb o li, p rz e ja s k ra w ie n ia . Jakże m u s ia ł poskram iać w sobie te n w ie lk i k la s y k — jarm arczne go n ie m a l h ip n o ­ tyzera, zdolnego (ja k p rze ka zu ją w spo­

m n ie n ia św ia d kó w ) przerzucać p rz y g o d ­ nego rozm ów cę od czarnej rozpaczy do w y b u c h ó w n ie p o s k ro m io n e j wesołości!

C z y li że dzieła swoje, g d y je p od pisał i p o s ta w ił kro p k ę , u zn a w a ł za nasycone w ty m w zględzie po w sze lkie dopusz­

czalne g ranice — n ie ja k o z w y k r z y k n i­

k a m i i g e s ty k u la c ją w łącznie. I te ra z dom agał się, o cze kiw a ł od a ktora, że m u te jego ja s k ra w iz n y i h ip e rb o le psy­

chologicznie i obyczajow o u p r a w d o ­ p o d o b n i , że ja s k ra w e , w y z y w a ją c e b a rw y w to p i w b a rd z ie j u m ia rk o w a n e tło „s ta ty s ty c z n e j“ powszedniości, — że mu, G ogolow i, p rz y ś w ia d c z y n ie ja k o

(D okończenie na str. 11-te j).

4

Cytaty

Powiązane dokumenty

niczną sprawność.. K on on ow icza.. zadanie kształcić przyszłego odbiorcę sztuki, lu d zi rozm aity ch zawodów, k tó rzy pragną zaznajom ić się z prob lem am i

nie tylko wtedy, kiedy ma się abso- nycb załet metody krytycznej i sposo- lutne poczucie siły i szanse całkowitego bu rozumowania. Niemal każdy sąd,

Serce bardzo słabe... LERMONTOW Przełożył

Lecz teraz trzeba go3 spodarzyć... Roz kozie

y całej Polsce, niezależnie bowiem od faktu istnienia, czy też narastania poezji obrazu- Idcej przeżycia niedawnej przeszłości, trudno Przypuścić, aby doniosłe

Zespół dowodzony przez Gdańszczan rzuca się w ięc na okręt adm iralski niep rzyja cie la i stacza długi po­. jedynek

rę z nimi przymierza lub przynajmniej ro- zejmu, azylum to, które wczoraj wydało mi się niebem, może stać się dla mnie prawdziwym piekłem i zachwyt mój dla

Jeżeli malarz apoteozuje Ziemię, to obowiązkiem poety jest podpisać się jeszcze swoim imieniem pod czarną skibą I^usz- czycowską, która tyle słów krytyki