• Nie Znaleziono Wyników

Literatura ludowa w prelekcjach paryskich

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Literatura ludowa w prelekcjach paryskich"

Copied!
44
0
0

Pełen tekst

(1)

Julian Krzyżanowski

Literatura ludowa w prelekcjach

paryskich

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 47/Zeszyt specjalny, 199-241

(2)

LITER A TU RA LUDOW A W PR E L E K C JA C H PA RY SK ICH 1. M IC K IEW ICZ-FO LK LO R Y ST A

K on ieczn ość zajęcia się litera tu r ą lu d ow ą w w yk ład ach . — C harakter im p row izatorsk i w y k ła d ó w przeszkadza sy stem a ty czn em u u jęciu zagad ­ n ień . — R ażące lu k i w zn ajom ości przedm iotu.

Biorąc w ręk ę okazałe tom y L ite ra tu ry słow iańskiej, z góry p rz y ­ puścić m ożna, że gdzie ja k gdzie, ale w nich w łaśnie zagadnienia folklo rystyczn e rysow ać się m uszą ze szczególną w yrazistością. W szak przem aw ia tu ta j — by posłużyć się w yrażeniem sam ego Mic­ kiew icza, zastosow anym do sposobu ujm o w ania zjaw isk z zakresu lite ra tu ry ludow ej — nie „ p o eta“, lecz „ te o re ty k “ (9, 61) 1, a więc badacz naukow y, nastaw io n y n a rozw ażania ich teoretyczne i sy n ­ tetyczne. W szak — dalej — od w ystąp ien ia poety w obronie ludo­ w ych „czucia i w ia ry “ n a k a rta c h b allad y R om antyczność upłynęło la t dw adzieścia, k tó re w zbogacić m usiały jego znajom ość „poezji g m in n e j“ . Dość przypom nieć, że w chwili, gdy staw ał jako chorąży now ego ruchu, m ógł odwołać się chyba do Z oriana Dołęgi Choda­ kow skiego; obecnie p ro feso r Collège de France m ógłby b y ł p rz y ­ taczać nazw iska takie, ja k W acław a z Oleska, W ładysław a K azi­ m ierza W ójcickiego lu b Żegoty Paulego, i posługiw ać się cy tatam i z ich dzieł, w y d an y ch m iędzy r. 1833 a 1838, zaw ierający ch m nóstw o tek stó w pieśniow ych i bajkow ych. W obrębie bow iem owego d w u­ dziestolecia fo lk lo ry sty k a polska p rzestała być postulatem , stała się doniosłym zjaw iskiem k u ltu ro w y m . W szak w reszcie sam a tem a­

1 C ytaty z L i t e r a t u r y s ł o w i a ń s k i e j p od aw an e są w g w yd.: A. M i c k i e ­ w i c z , Dzieła. W yd an ie N arod ow e. T. 8— 11. W arszaw a 1952— 1953. T łum acz, L eon P ł o s z e w s k i , zaop atrzył sw ój przekład w o b fite i sta ra n n e p rzyp isy, d zięk i czem u w rozp raw ie ob ecnej m ożna b y ło zrezygn ow ać z ob jaśn ień o ch a ­ ra k terze in form acyjn ym , c z y teln ik b o w iem zn ajd zie je w W ydaniu N arodow ym . C hodzi tu o ta k ie hasła, jak: Z orian D ołęga C hodakow ski, W uk K aradżić itp., itp. Spośród p o d a w a n y ch na k oń cu k ażd ego cytatu liczb p ierw sza oznacza odpo­ w ie d n i tom , druga — stronę.

(3)

ty k a w ykładów o lite ra tu rz e słow iańskiej n a rzu cała pro feso row i- poecie obow iązek naukow ego ośw ietlania zagadnień fo lk lo ry sty cz­ nych, nowoczesne bow iem lite ra tu ry k ilku ludów słow iańskich stały w łaśnie na progu dzielącym twórczość u stn ą od pisanej, p rzy czym u stn a była podłożem p racy now ej, stud iow an ym zawsze z zapałem , nieraz zaś z g ru n to w n ą znajom ością rzeczy. P odsum ow ując swój dorobek u końca k u rsu IV M ickiewicz w spom ni sam, iż m a te ria ł w ykładów rozbił na „oddziały“, z k tó ry ch pierw szy pośw ięcił „po­ wieści i pieśni g m in n e j“ (11, 430).

W ysunięte tu ta j w zględy, teorety cznie słuszne, bo oczyw iste, w p rak ty ce jed n a k zawodzą, M ickiewicz bow iem nie b y ł ty p em uczo­ nego, od którego m a się p raw o żądać zawodowego opanow ania z ja ­ wisk, k tó ry m i zajm u je się w sw ych w ykładach. Mimo że daw no rozstał się z tw órczością pisarską, m im o iż w Lozannie p rzy siad y - w ał fałdów nad lite ra tu rą łacińską, pozostał poetą-im prow izatorem , polegającym bardziej n a „ n a tc h n ie n iu “ aniżeli n a w iedzy zdobyw a­ nej rzeteln y m w ysiłkiem m yśli poznaw czej, dbałej o w yczerp anie całego zakresu i dotarcie do sam ej głębi b ad an ych zjaw isk.

W skutek tego p relek cje p a ry sk ie k ry ją w sobie dla czy teln ik a- naukow ca m nóstw o niespodzianek, sprow adzających n ieraz do zera p rzedstaw ione poprzednio oczekiw ania i założenia. Z lite r a tu r ted y słow iańskich, k tó re około r. 1840 w y ra sta ły z podglebia ludow ego, M ickiewicz om ówił jed y n ie serbską, gdzie też elem en ty fo lk lo ry ­ styczne w ystąpiły, ja k się okaże, nie tylko obficie, ale w ręcz w spa­ niale, p om inął n ato m iast m ilczeniem ta k u k raiń sk ą, ja k białoruską, chociaż w pierw szej były to czasy Szewczenki, którego K obzar u k a ­ zał się w r. 1840, od czasu zaś pojaw ienia się pieśni ludow ych w zbio­ rze M aksym ow icza (1827, 1834) upłynęło la t sporo, w dru g iej zaś serdeczny p rzyjaciel z lat filom ackich, Czeczot, ogłaszał od r. 1837 swe P iosnki w ieśniacze, a więc przek ład y ludow ych pieśn i biało­ ruskich, podaw anych n ieraz rów nież w b rzm ieniu oryginalnym . Takich lu k i przem ilczeń tłum aczyć nie podobna sam ą tylk o odległo­ ścią U k rain y i B iałorusi od Pary ża, bo przecież w P a ry żu w łaśnie w ydał w r. 1840 A lek san der R ypiński sw ą znakom itą książeczkę

Białoruś, w któ rej dał ciekaw y rozdziałek o p ieśniach ludow ych,

p raca ta zaś była M ickiewiczowi w idocznie nie znana, choć egzem ­ p larz jej otrzym ał od autora.

A to samo dotyczy w y d aw n ictw folklorystycznych, zarów no ro­ syjskich, jak i polskich. C zytelnik, k tó ry będzie się dziw ił, iż p ro ­ fesor Collège de France słow em nie w spom niał o b ylin ach ro sy j­

(4)

skich, zdziw i się jeszcze bardziej, gdy się dowie, iż m iał on w sw ej bibliotece ich podstaw ow e w ydanie, sporządzone przez K ałajdow icza! N iem niejszym zaś zdziw ieniem n ap ełn ia b rak w zm ianek w w y k ła ­ dach o w spom nianych poprzednio p racach folklorystów polskich okresu przedkolbergow skiego, a więc o książkach Zaleskiego, W ój­ cickiego czy Paulego 2.

B yw a jed n a k jeszcze gorzej. J a k wiadomo, w r. 1835 Elias L önn- ro t w y d ru k o w ał sw ą pierw szą red ak cję K alew ali, k tó ra z m iejsca w yw ołała duże zaintereso w anie w całej E uropie, zadokum entow ane m. in. p rzekład em arcydzieła fińskiego eposu ludow ego na język fran cu sk i przez Leouzon le Duc w książce La Finlande (1845). W ze­ staw ien iu z d atam i dw u ty ch p u b lik acji bardzo osobliwie w ygląda ubolew an ie M ickiewicza, wygłoszone e x cathedra, iż Finow ie nie zdobyli się na poezję, czy choćby, iż poezja ta je st nieznana!

F a k ty te, a podobnych przytoczyć m ożna by w ięcej, dowodzą, iż p oeta nie m iał odpow iedniego przygotow ania naukow ego w za­ kresie folklo rysty k i, a skoro tak, to i obraz słow iańskiej lite ra tu ry ludow ej w jego ujęciu nie m ógł w ypaść tak, jak b y się oczekiwało na zasadzie znajom ości tego, co podówczas przeróżni zbieracze do n au k i w prow adzili.

Te n eg aty w n e stw ierdzenia, tłum aczące się zarów no w spom nianą poprzednio postaw ą p oety-im prow izatora, ja k i — choć w m n ie j­ szym stopniu — w yglądem surow ca folklorystycznego, którego sens tru d n o było wów czas jeszcze uchw ycić, jak w reszcie ogólnym stanem ów czesnej fo lk lo rysty ki euro p ejsk iej, nie zm ieniają jed n a k faktu, iż a u to r L ite r a tu ry słow iańskiej, p rzy w szystkich sw ych p o tk n ię­ ciach, stw orzył sw ym i p relek cjam i pozycję dla późniejszych badań n a d lite ra tu rą ludow ą Słow ian bardzo w ażką. Je j zaś doniosłość p ły ­ nie z k ilk u źródeł.

1 ta k M ickiewicz posiadł dużą, choć nieupo rządko w an ą i niekom ­ p le tn ą w iedzę o zjaw iskach lite ra tu ry ludow ej polskiej, białoruskiej, ro sy jskiej i serbskiej, i w iedzę tę w w y k ładach sw ych obficie, choć n ierów no m iernie w yzyskał i ukazał.

2 P ie śn i p o ls k ie i ru s k ie lu du galicyjs k ieg o . Z m u zyk ą in stru m en tow an ą przez K arola L i p i ń s k i e g o . Z ebrał i w y d a ł W a c ł a w z O l e s k a [W acław Z a l e s k i ] . L w ó w 1833. — P ieśn i lu d u p o ls k ie g o w Galicji. Z ebrał P a u li [Ignacy] Z e g o t a. L w ó w 1838. — P ieśn i lu d u r u s k ie g o w Galicji. Z ebrał P au li Ig n a cy Z e g o t a. L w ó w 1839— 1840. — P ie ś n i lu d u B ia lo c h ro b a tó w , M a z u r ó w

R u s i z n a d Bugu. Z ebrane przez K azim ierza W ła d y sła w a W ó j c i c k i e g o .

W arszaw a 1836. — K l e c h d y , s t a r o ż y t n e p o d a n ia i p o w i e ś c i lu d u p o ls k ie g o i Rusi. Z ebrał i sp isa ł K azim ierz W ła d y sła w W ó j c i c k i . T. 1— 2. W arszaw a 1837.

(5)

P o wtóre,- p o eta-p ro feso r zdaw ał sobie doskonale spraw ę ze ści­ słych zw iązków zachodzących m iędzy tw órczością ludow ą i litera c k ą i — ja k na a u to ra Pana Tadeusza p rzy stało — związki te w w y ­ k ład ach stale p o d k reślał i bardzo w yraziście uw yd atniał.

P o trzecie, M ickiew icz z zajętego stanow iska usiłow ał uchw ycić i u stalić m iejsce tw órczości ludow ej w lite ra tu rz e i k u ltu rz e narodów słow iańskich, p rzy czym w yzyskiw ał nieraz bardzo pom ysłow o i tra fn ie zdobycze ów czesnej nauki.

P o czw arte w reszcie, M ickiewicz m iał p o praw ne w yczucie swo­ istej p ro b le m aty k i naukow ej b adań folklorystycznych i — w p ew ­ n y m p rzy n ajm n iej zakresie — w prow adzał ją do sw ych w ykładów . W ym ienione w zględy spraw iają, że — m im o w szystko — uw agi „ te o re ty k a “ g ó ru ją w L ite ra tu rze słow iań skiej n ad w y rażen iam i po­ ety, dzięki zaś tem u p rele k cje parysk ie są pozycją godną staran n eg o stu diu m , którego się do tąd nie doczekały 3, a k tó re może dowieść, że isto tn a postaw a M ickiew icza wobec zjaw isk i zagadnień lite ra tu ry ludow ej kom pensuje, i to z naw iązką, w szystkie niedociągnięcia i niedom agania jeg o e ru d y c ji folklorystycznej i w szelkie p o tk n ię ­ cia jego m eto dy naukow ej.

2. P R O B L E M A T Y K A FO L K LO R Y STY C Z N A W W Y K ŁA D A C H Starożytn ość, p ow szech n ość i p o ch od zen ie litera tu ry lu d ow ej. — T e­ oria „an trop ologiczn a“. — S ta n o w isk o w ob ec „m igracji“ m o ty w ó w lu d o ­ w y ch . — L iteratu ra lu d ow a „obszaru b a śn io w eg o “. — Jej stosu n ek do w ie ­ rzeń.

P rz y w szystkich swoich, w skazanych poprzednio, ograniczeniach M ickiewicz posiadał b ardzo rozległą znajom ość folkloru słow iań ­ skiego. Z dobyw ał ją w ciągu la t w ielu ze źródeł najrozm aitszych. O pow iadania nianiek, G osiewskiej czy H orbatow skiej, środow isko filom ackie z piosnkam i i facecjam i Czeczota i D om ejki, p o b yt w R osji i osłuchanie się z m iejscow ym i pieśniam i i bajkam i, to w a­ rzy stw o ludzi takich, ja k bracia K iriejew scy, oczytanie w reszcie w rzeczach najrozm aitszych, od tak ulubio ny ch rom anty kom p rz y ­ pisów do u tw o ró w poetyckich po stu dia specjalne, w szystko to zm agazynow ało w świadom ości a u to ra L ite r a tu ry słow iańskiej m n óstw o szczegółów, k tó re u służna pam ięć w ydobyw ała w czasie

5 S y n tety czn ej m o n o g ra fii o w y k ła d a ch p arysk ich dotąd n ie m am y. S tu ­ d ia p o m n iejsze o ch a ra k terze p rzyczyn k ow ym , o św ie tla ją c e p e w n e zagad n ien ia szczeg ó ło w e, podano niżej.

(6)

pracy nad p rzygotow yw aniem w ykładów 4. G ru n to w n e w ykształce­ nie literack ie i sw obodna orien tacja w św iecie staro żytnym , greckim i rzym skim , dob ra znajom ość lite ra tu ry now szej, od średniow iecza począwszy, stw a rz a ły tło, n a k tó ry m owa w iedza folklorystyczna m ogła w ystąpić i zarysow ać się jako zespół zjaw isk c h a ra k te ry ­ stycznych, w y k azujący ch sw oiste właściwości.

Z w łaściw ości ty ch M ickiewicz kładzie nacisk na dw ie p o d sta­ wowe, na d a w n o ś ć zjaw isk lite ra tu ry ludow ej i n a ich p o- w s z e c h n o ś ć , przy czym obie te w łaściw ości pozw alają m u snuć pew ne w nioski o pochodzeniu lite ra tu ry ludow ej k rajó w sło­ w iańskich.

Typow ym p rzy k ład em i dow odem rozum ienia ow ych sw oistych w łaściw ości je s t dłuższy ek sk urs o baśniach na początku w ykładu ósm ego w k u rsie I:

G dyby n a w e t b a śn ie lu d o w e sło w ia ń sk ie n ie m ia ły in n ej za lety prócz w artości litera ck iej, b y ły b y już bardzo zajm u jące, a le są one zajm u ­ jące przede w szy stk im d zięk i w ie lk ie j starożytn ości. P rzytoczyłem już k ilk a b aśn i św ia d czą cy ch o ty m starod aw n ym p ochodzeniu. T em at to b o ­ gaty, szczeg ó łó w m n óstw o, p rzytoczę ich jeszcze k ilka.

W trad ycjach In d ów istn ie ją b a śn ie o p o k u cie m ęd rców i p u ste ln i­ k ów in d yjsk ich . D ram at S a k u n ta l a p od aje jedną z ty ch tradycji. M ow a tam 0 m ędrcu b ram iń sk im , k tó ry ż y c ie sw e sp ęd ził w sam otności, p ogrążony w rozm yślan iach i tak n ieru ch om y, że z czasem otoczyło go duże m ro w i­ sko. T o m ro w isk o w y r o słe w o k ó ł ciała ży ją ceg o m a lu je zn ieru ch om ien ie 1 cierp liw o ść in d yjsk ą. Jak im że sposobem baśń ta od n ajd u je się w p o ­ daniach sło w ia ń sk ich , gd zie istn ieje, i to n a w et bogatsza i bardziej roz­ w in ięta? T ak w ię c b aśń sło w ia ń sk a opow iada, że ów p ok u tn ik sp ędził życie w tak im zn ieru ch om ien iu , iż p szczoły m iód sk ła d a ły w jego uszach, a pająk za sk lep ił m u u sta p ajęczyn ą. A le u S ło w ia n legen d a u leg ła zm ia ­ n ie, ja k k o lw iek p od an ie o sn u te jest na ty m samj^m p om yśle. P ok u tn ik iem jest zbójca, k tóry w b ija m aczu gę w ziem ię zroszoną jego łzam i. Z m aczugi w yrasta ogrom ne drzew o, zbójca k lęczy u jego stóp czek ając odpuszczenia grzechów .

Jest jeszcze in n e podanie, inna leg en d a bardzo głęb ok a, opow iadająca o u cieczce k o b iety ścig a n ej p rzez potw ory, przez ca łe przyrodzenie, k tóre n ie chce dopuścić, a b y w y d a ła na św ia t ta jem n icze d ziecię. P o d a n ie to w y ­ stęp u je w w ie lu m itologiach ; o p o w ied zia ł je O w idiusz. G recy z w ią za li je z m item o L a to n ie p rześlad ow an ej przez bogin ię i szu k ającej sch ron ien ia

4 Sporo cen n y ch w ia d o m o ści z tej d zied zin y p rzyn osi stu d iu m H enryka B a t o w s k i e g o , M i c k i e w i c z a S ło w i a n ie d o r o k u 1840. L w ó w 1936. Jak w sk a ­ zu je sam tytu ł, rozpraw a ta p ośrednio ty lk o d otyczy p relek cji p aryskich, m ów i b o w iem o stop n iow ym narastan iu w ie d z y sla w isty czn ej M ick iew icza w latach poprzedzających w y k ła d y .

(7)

na tajem n iczej w y sp ie. M it ten sp otyk a s ię w A p ok alip sie, która w y ja śn iła starożytne p od an ie i w y k ry ła m y ś l b aśn i. O p ow iad ają go też lu d o w e b ajk i słow iań sk ie. D odaje się szczegóły w ła ś c iw e tem u ludow i, ale m y ś l p o zo ­ staje zaw sze jednakow a. T ak w ię c k o b ieta ścig a n a rzuca za sieb ie w stą żk i, k tóre zm ien iają się w rzeki, ch u stk ę, k tóra s ta je się jeziorem , i ciska w a r ­ kocz, z k tórego w y ra sta ją lasy; p rzy p o m o cy ty ch przeszkód zd ołała s ię ocalić.

P rzytaczałem ju ż A p u leju sza i je g o ro m a n s Z ł o t y osioł. On jed y n y p rze­ chow ał nam m ity o m iło ści P sy ch e i K u p id y n a ; jed n ak że n a starożytn ych pom nikach od n ajd u jem y g łó w n e p o sta cie ty c h m itów , a sc e n y ow ej h isto rii b y ły odtw arzane w m a la rstw ie i rzeźb ie. N iek tó re z n ich są w c z e śn ie jsz e od A pulejusza; artyści n ie czerpali p rzed m io tu z k siąg A p u leju sza, ale szli za p o w szech n ie znaną trad ycją lu d ow ą. O d n ajd u jem y ją też w bajk ach s ło ­ w iań sk ich , na p rzykład w zbiorze b a jek og ło szo n y m w R osji [8, 85— 86]. D ram at K alidasy z I w. n.e., b a jk a ludow a o M adeju, a raczej spokrew niona z nią b ajk a o dw u p o k u tu ją c y ch zbrodniarzach, w y ­ w odząca się zresztą rów nież z Indii, żyw a zaś dotąd w folklorze sło­ w iańskim , zwłaszcza rosyjskim , w ty m zestaw ieniu ilu s tru ją po­ gląd M ickiewicza n a daw ność pom ysłów b ajkow ych pochodzenia indyjskiego 5. O dw ołanie się do M eta m o rfo z O w idiusza (m it o L a­ tonie, VI, w. 332 i n.) i do A p o k a lip sy (XII, n iew iasta ścigana przez smoka), zw iązanych z pospolitym w naszych b ajk a c h m o tyw em rzucania przedm iotów , k tó re zm ien iają się w m agiczne przeszkody,

w skazuje n a zw iązki folkloru rzym skiego czy hellen istyczn ego

z dzisiejszym polskim . S p raw a w reszcie A p ulejusza i jego sto­ sunku do tra d y c ji ludow ej w iedzie w głąb w ysoce p ow ikłanych zagadnień, k tó re w pół w ieku po w y k ładach M ickiew icza stać się m iały przedm iotem zaciekłych sporów nauk ow y ch m iędzy dw om a w yb itn y m i rom anistam i polskim i, M aksym ilianem K aw czyńskim i E dw ardem Porębow iczem 6.

Rzecz jasna, iż nie w szystkie zestaw ienia M ickiew iczow skie są trafn e, iż ujęcie ich m usi budzić sporo n ajrozm aitszych w ątpliw ości. Z tym w szystkim św iadczą one dow odnie, iż znakom ity p oeta ro ­ m anty czn y nie ty lk o um iał tra fn ie dostrzegać podobieństw a m o ty ­ w ów baśniow ych, ale rozum iał doskonale, że p odobieństw a te nie są przypadkow e, że stanow ią one p u n k t w yjścia dla b a d a ń folklo­ rystycznych, obliczonych na u sta le n ie i w ieku, i w zajem ny ch sto-5 D zieje b ajk i o „M adejow ym ło ż u “ p rzed staw ia m o n o g ra fia w y b itn e g o fo lk lo ry sty rad zieckiego N. P. A n d r e j e w a , D ie L e g e n d e v o m R ä u b e r M a d e j. H elsin k i 1927. FF. C o m m u n i c a t i o n s , nr 69.

8 M. K a w c z y ń s k i , F olk lor a his toria li te r a tu r y . P ism o p o lem iczn e. K ra­ k ó w 1903.

(8)

sun ków zjaw isk lite ra tu ry ludow ej, i to zjaw isk pow szechnych, bo w y stęp u jący ch u ludów odległych od siebie i w czasie, i w p rze ­ strzeni.

Co w ięcej, M ickiewicz zdaw ał sobie spraw ę z trud n ości a za­ razem doniosłości dociekań nad ową pow szechnością i sam n aw et usiłow ał p rzy n ajm n iej część ty ch tru d no ści usunąć. Pow szech­ ność tedy zjaw isk fo lklorystycznych tłum aczy się, jego zdaniem , w te n sposób, że je st ona w ynikiem pierw otnej w spólnoty k u ltu ­ row ej i językow ej ludów przy n ajm n iej słow iańskich. W ustępie m ianow icie p op rzedzającym uw agi przytoczone, tj. w zakończeniu w ykładu siódmego, zn a jd u jem y ta k ą oto prób ę w y jaśnien ia om a­ w ian ej spraw y:

L udy sło w ia ń sk ie przed u tw orzen iem się p a ń stw i cesa rstw na z ie ­ m iach, które za m ieszk iw a ły , m ó w iły w sz y stk ie jed n ym język iem . D ia lek ty jeszcze się n ie w y tw o rzy ły , p odania n arod ow e jeszcze n ie istn ieją. Sposobna to pora rozw ażyć p ow szech n ą tra d y cję ludu słow iań sk iego. B ęd ziem y jej szukać w e w sp ó ln y m źródle, w języku, k tórego n ajstarszym i p om n ik am i są b aśn ie i p ieśn i gm inne. B aśń to p oezja p ierw otn a, w p ełn y m znaczen iu słow a: lu d ow a. B aśń sło w ia ń sk a m a zn am ię w y ró żn ia ją ce ją od podań w sch o d n ich i zachodnich. N a W schodzie baśń p rzek ształciła się i została p od n iesion a na w y ż y n y sztu k i; sta ła się rodzajem literack im . N a Z achodzie zan ik ła, została przez sztu k ę stłu m ion a; zach ow an o z n iej za led w ie garść w sp om n ień , sta ła się zab aw k ą dla w ie k u d ziecinnego. U S ło w ia n , p rzeciw ­ n ie, trw a ona w sta n ie p ierw ia stk o w y m , n ie sta ła się ani d ziełem literack im , a n i zabaw ką. O pow iada się tam jeszcze starod aw n e podania z rów n ą p o ­ w agą, z jaką u G reków śp iew a n o epopeje.

O baczm y w id o w n ię, g d zie się te b aśn ie rozgryw ają: jest to w id o w n ia fan tastyczn a. W n a jd a w n iejszy ch b aśn iach n ie zaznacza się n ig d y k lim atu czy też p ołożenia kraju. W szystk o jest pom ieszan e, jeszcze bezładne. W e­ d łu g tego spostrzeżenia m ożna odróżnić b aśn ie starod aw n e od n ow ych . P o­ sta c ie są rów n ież fan ta sty czn e, n ie m a ją u stalon ych k ształtów . O to z w ie ­ rzęta p rzem ien ia ją ce się w drzew a, oto drzew a gadające, sm oki sk rzyd late ■ p otw orn ej długości. K szta łty tych istot są n iem a l n adnaturalne. C złow iek n a ogół zajm u je tam m ało m iejsca. W p odaniach w szy stk ich lu d ów zn a j­ d u jem y podobne w sp o m n ien ia . A jeślib y k to zap ytał, czy jest w tych b a ś­ n iach jak iś podkład rzeczy w isto ści, odp ow ied ziałb ym : tak. U m iejętn o ść d zi­ siejsza rozgrzebując ziem ię zn alazła szczątki p otw orów p rzedpotopow ych, k tó re b y m ożna zesta w ić z o w y m i ogrom nym i gad am i z baśni. Z naleziono sm ok i sk rzyd late n a w et n a obszarze P aryża. B y ła też roślin n ość zgoła od­ m ien n a od w sp ó łczesn ej. R zecz uderzająca, że te n o w o czesn e w y k o p a lisk a zgad zają się z podaniam i w sz y stk ic h lu d ów . C hce się n ieo m a l w ierzyć, ż e ^ b a śn ie te są osn u te na w sp ó ln ej, p ow szech n ej tradycji, na w sp om n ien iach b y tu p rzedpotopow ego, p rzech ow an ych przez p atriarch ów i rozprzestrze­ n io n y ch w czasie w ęd ró w k i p lem io n a zjatyck ich k u Europie.

(9)

Istn ieją b ardziej h isto ry czn e dow ody o w ej w sp ó ln o ści tradycji p o e ty c ­ kich. B a śn ie za ch o w a n e w d ziele A p u leju sza odnajdują się sło w o w sło w o w trad ycjach słow iań sk ich . A p u leju sz p isa ł w A fry ce w II w ie k u po C hry­ stu sie, a p o d a je te sam e opow ieści, k tóre k a żd y z P a n ó w sły sza ł w d z ie ­ ciń stw ie. Jed n a z pow iastek R a b ela is’go ró w n ież b y ła opow iadana p rzez Słow ian . P o w ieść o lisie, znana na Z achodzie z poem atów , po dziś d zień je st op ow iad an a przez w ie śn ia k ó w sło w ia ń sk ich . P rzytoczę jed en ty lk o p rzyk ład tej w sp ó ln o ści p ierw o tn y ch trad ycji. P lin iu sz w jed n ym z ro z­ d zia łó w H isto rii natu r aln ej, pisząc p o ch w a łę ziem i, pow iada, że je s t ona tak dobra, iż w y tw a rza dla n a s p ożyw ien ie, lek a rstw a , w y d a je n a w e t tru ­ cizny, i że p rzyjm u je w szy stk o z w y ją tk ie m w ęża w in o w a jcy . O tóż w y ­ ja śn ien ie tego zagad k ow ego u stęp u o w ężu w in o w a jc y dał m i jed en z m o ­ ich spółziom k ów ; op ow ied ział m i on baśń sło w ia ń sk ą o tym , jak w ąż, który w porze ciep łej u k ą sił istotę ludzką, sk azan y jest w zim ie na b łą k a n ie się, na w a łęsa n ie, i n ie znajdzie sch ronienia. T oteż po dniu w y zn a czo n y m na ch o w a n ie się w ę ż y w oln o go zabić jak o w in o w a jcę.

G d yb y zbadano w szy stk ie b aśn ie lu d ow e, zn alezion o b y o b jaśn ien ia n a­ der ciem n y ch u stęp ó w albo n ap om k n ień o zw yczajach lu d ow ych . Ł atw o pojąć, że b aśn ie, k tóre przeszły aż do n as w całej sw ej p ierw ia stk o w ej pro­ stocie, za w iera ją w sobie starod aw n e, b a jeczn e d zieje lu d u słow iań sk iego. M ożna b y w n ich znaleźć śla d y jego poch od zen ia, jego m igracyj, szlak ów , k tórym i w ęd ro w a ł, jako też n ap om k n ien ia o przyszłych jego losach. B a ś­ n ie to m ity czn e i sym boliczne. T ak w ię c sp o ty k a m y w n ich n a zw y z w ie ­ rząt A zji. S k ąd żeż w tych b aśn iach w y stę p u je n azw a lw a , n iezn an ego z k sz ta łtó w n a ziem iach słow iań sk ich , jak ró w n ież n a z w y fen ik sa , w ie l­ błąda, lam p arta i różnych gatu n k ó w w ęży? J a k im że sposobem lu d prze­ ło ży łb y te n a zw y na język sło w ia ń sk i, gd y b y n ie b y ły m u znane z tradycji? S ło w ia n ie zesp alają z tym i nazw am i tra fn e w yob rażen ia k szta łtó w i n a ­ tu ry od p ow ied n ich zw ierząt. O pow iada się też tam o d alek iej i gorącej k ra in ie p ołożonej za m orzam i, gdzie p ły n ą stru m ien ie n ieśm ierteln o ści; do tej to k ra in y w y p ra w ia ją się b o h a tero w ie sło w ia ń scy , aby zn aleźć c u ­ dow ną w od ę. O pow iada się tam i o fen ik sie, o ty m p tak u bajeczn ym , k tóry o św ie tla zaczarow an e zam ki.

N a jw id o czn iej b aśn ie te w y w o d zą się ze W schodu i d a w n iejsze są od

T y s ią c a i j e d n e j nocy. Tam jednak zatraciły sw ój p ierw ia stk o w y ch a ra k ­

ter, podczas g d y u S łow ian , n ie sta w szy się sztuką, d aw n y sw ój charakter za ch o w a ły i ty m sposobem słu żą za p op arcie dla n a szeg o poglądu, w ed łu g k tórego cofam y b y t S ło w ia n w bardzo od ległą starożytn ość [8, 82— 84]. W rozw ażaniach tych, k tó re znow uż w szczegółach m ogą w y ­ w oływ ać sporo w ątpliw ości, uderza obecność koncepcji ogólnych, bezspornie naukow ych. Pierw sza z nich to zrozum ienie ścisłego zw iązku m iędzy lite ra tu rą ludow ą a w yznaczającą jej c h a ra k te r k u ltu rą m a te ria ln ą i społeczną środow isk, k tó re ją w y tw arzały . P oeta u jm u je tu bardzo tra fn ie i w nikliw ie tę stron ę lite ra tu ry ludow ej, k tó ra in te resu je w rów nej m ierze etn o g rafa i fo lklo ry­

(10)

stę i spraw ia, iż fo lk lory sty k a stoi na pograniczu b ad ań literack ich i etn ograficznych.

K oncepcja d ru g a to sch araktery zo w any poprzednio rozległy za­ sięg zestaw ień w iążących folk lo r słow iański z grecko-rzym skim i hinduskim , a więc św iadczących o pow szechności zjaw isk z za­ kresu lite ra tu ry ludow ej.

K oncepcja w reszcie trzecia, dotycząca tego, co znacznie później otrzym ało nazw ę k u ltu ry „p rasło w iań sk iej“, je s t jak gd yb y zapo­

w iedzią rów nież późniejszej „teo rii antropo log icznej“ , głoszonej

przez A nd rew L anga 7. W edług teo rii tej identy czne m o ty w y lite ra ­ tu ry tra d y c y jn e j m iały wyw odzić się ze w spólnoty k u ltu ro w e j p ra- in do eu rop ejsk iej, a więc szerszej od k ręg u p rzy jm o w anego przez M ickiewicza. Z estaw ienie nazw isk M ickiew icza i L anga m a tu ta j sw oją w ym ow ę. T eoria antropologa szkockiego, jak k o lw iek dzisiaj zarzucona, m a przecież sw oje m iejsce w dziejach fo lk lo rysty ki europejskiej. A skoro tak, to w dziejach ty ch pow inno się w ym ie­ niać rów nież nazw isko polskiego p rofeso ra Collège de France, któ ry w cześniej głosił podobne poglądy.

T eoria L anga b y ła p ro testem przeciw ko daw niejszym poglądom tzw. teo rii m ig racy jn ej, p rzy jm u jącej w ędrow ność m otyw ów lite ­ ra tu ry ludow ej od n a ro d u do n arodu. T eorię tę w jej postaci rom antycznej, bardzo dalekiej od precyzji, zna i M ickiewicz, ale odrzuca ją k ategorycznie jak o pozbaw ioną u zasadn ien ia naukow ego.

Jak żeż jed n ak w y tłu m a czy ć tę zb ieżność, to p od o b ień stw o tak u d e­ rzające ow ych b aśn i rozp ow szech n ion ych w ca ły m św iecie? W alter Scott m n iem ał, że trad ycja lu d ow a, roznoszona w ia tr e m jak źdźbła słom y, roz­ szerzała się z ła tw o ścią po ziem i. T ak ie jed n ak w y ja śn ie n ie n ie w ystarcza. Sądzono też, że n a jciek a w sze op ow ieści b y ły p rzek ład an e z jed n y ch języ ­ k ó w na in n e i ty m sposobem rozch od ziły się w śród lu d ów . A le p rzecież w ow ych o d leg ły ch w iek a ch n ie czytano, n ie tłum aczono, a i d ziś jeszcze S ło w ia n ie są od cięci od sp ołeczn ości cy w ilizo w a n ej. P e w n a w ię c , że ow e trad ycje n ie m o g ły p rzen ik ać do S ło w ia n tą drogą; poch od zą on e zresztą z epoki przedpotopow ej, z czasów , k ie d y ani sztu k a, ani u m iejętn o ść p isa ­ n ia jeszcze n ie istn ia ły ; słow em , tra d y cje te n a leżą do litera tu r y , którą m ożna b y n azw ać kopalną. U ła m k i tej literatu ry, podobnie ja k k o ści z w ie ­ rząt przedpotopow ych, odnajdują się pod k ażd ym n ieb em i w e w szy stk ich k rajach. N ie m ożna ozn aczyć p raojczyzn y ty c h zw ierząt, p od ob n ie n ie

7 C h arak terystyk ę w sp o m n ia n y ch tu teorii zn aleźć m ożna w tak ich np. kom p en d iach : B o l t e - P o l i v k a , A n m e r k u n g e n z u de n K i n d e r u n d H a u s­

m ä r c h e n d e r B r ü d e r G r im m . T. 5. L eip zig 1932, s. 239— 264. — И. M. С о к о ­

(11)

m ożna w ied zieć , z jakich stron p ochodzą starożytn e m ity. J ed n a k że kraj, gdzie n a jw ięcej ty ch k ości k op aln ych zn alezion o, to zarazem k raj, w k tó ­ rym i b aśn ie lu d o w e są n ajob fitsze; to S ło w ia ń szczy zn a [8, 86—87].

Pozornie m am y tu k ap itu la c ję czy p rzy n ajm n iej rezy g n ację na­ ukow ą, o ile chodzi o w spólną praojczyznę baśni ludow ych. J e st ona ty m osobliwsza, że poeta, k tó ry — ja k w iem y — d ostrzegał m ożliwość podziału na b aśnie s ta re i nowe, był n a dobrej drodze w łaściw ych dociekań naukow ych, choć z doniosłości jej nie zdaw ał sobie spraw y, podobnie zresztą ja k i cała fo lk lo ry sty k a jego epoki.

M ickiewicz nie poprzestał na ogólnikow ym ty lk o zaznaczeniu zw iązków lite ra tu ry ludow ej z jej poszukiw aną ojczyzną. W ielki realista w tw órczości poetyckiej, realizm ten usiłow ał w prow adzić rów nież do sw ych rozw ażań naukow ych, gdy szkicow ał odbicie w a­ ru n k ó w geograficznych Słow iańszczyzny w słow iańskiej poezji lu ­ dow ej. P o czytując Słow iańszczyznę za „baśniow y niem al o bszar“, ta k oto p raw ił o w y w ieran y m przez nią w rażeniu n a ludzi innych obszarów, u trw alo n y m w dziełach lite ra tu ry zachodniej:

Istotn ie, ilekroć w ojsk a zachodnie, greck ie, rzym sk ie, a n a w e t zastęp y k rzyżow ców przek raczały d oln y D unaj, w y ch o d ziły on e n ieja k o ze sfery h istorii, w stę p o w a ły w k ra in ę poezji, a p osu w ając się jeszcze d alej, ku D onow i, zan u rzały się ju ż w kraj b aśn i, podań [8, 41].

P ró b a pokazania, ja k ów „k raj baśni i p od ań “ w yglądał, p rze­ kształciła się w w yk ład ach w bardzo plastyczny opis tery to riu m , sięgającego od A d riaty k u po B ałty k i od Łaby po Don. C zytam y tu tedy o w a ru n k a ch życia w śród puszcz i stepów, o sw oistej faunie i florze, o pogłosach w reszcie ty ch zjaw isk w pieśni czy baśni ludo­ w ej. Tak więc poezja słow iańska n a północy ch ętnie m ów i o brzo­ zie, drzew ie dla d anych obszarów ch arak tery sty czn y m , gdy poezja

teren ó w środkow ych z upodobaniem w spom ina dąb (8, 59),

a znow uż „podania g m in n e“ zachow ały w spom nienia o klęskach zw iązanych z ukazyw an iem się w ędrow nych szkodników , takich ja k m yszy lub szarańcza (8, 60). Cały ten w yw ód kończy się sfor­ m ułow aniem przynoszącym zaszczyt poecie-folkloryście rozum ie­ jącem u istotę poezji ludow ej i jej ścisły zw iązek z życiem :

J eśli rozw iod łem się tak d łu go nad p ostacią ziem i, nad zw ierzętam i, ow adam i, to dlatego, że podania narodow e, p ieśn i gm in n e, a n a w e t w sz y st­ k ie arcyd zieła litera tu ry w sp ó łczesn ej p e łn e są opisów , w zm ia n ek o zja ­ w isk a ch przyrody, i n ie podobna ich zrozum ieć, jeśli się n ie m a sta le w p am ięci, jak bardzo kraje, k tóre je w y d a ły , różnią s ię w y g lą d e m i k li­ m atem od stron tu tejszy ch [8, 60— 61].

(12)

D ostrzegając w lite ra tu rz e ludow ej odbicie rzeczyw istości p rzy ­ rodniczej, k tó rej znajom ość u łatw ia rozum ienie pew nych lite ra tu ry tej składników i właściwości, M ickiewicz zw raca rów nocześnie uw agę n a re lik ty procesów k u ltu ro w y ch i w ogóle historycznych, zacho­ w ane w tra d y c ji ludow ej.

W śród procesów ty ch w spom ina ted y o w ysoce zagadkow ych po­ głosach sp ra w m ito logiczno-religijnych „w pow ieściach gm innych i podaniach“ (8, 63). Zagadkow ych, sp raw a bow iem m itologii sło­ w iańskiej, dzisiaj jeszcze sporna, przed stu la ty by ła przedm iotem dom ysłów ty lk o i fan ta zji poetyckich raczej niż naukow ych. A utora

Dziadów interesow ały, rzecz prosta, sta re w ierzenia ludowe, sięga­

jące czasów pogańskich, a więc to, co w yjaśnić usiłow ała nau k a ówczesna, zw ana „staro ży tno ściam i“ lu b „staro ży tn ictw em “, a zaj­ m ująca się zagadnieniam i k u ltu ry obyczajow ej i k u ltu ry m a te ria l­ nej. U praw iali ją zwłaszcza Czesi, n a k tó ry ch — z tego w łaśnie w zględu — profeso r Collège de France spoglądał z ogrom nym uznaniem , graniczącym z podziw em ta k dużym , iż skłonny był na zasadzie ow ych dociekań przyznać Czechom zupełnie odrębne m iej­ sce w rozw oju k u ltu ry słow iańskiej.

W dziedzinie tej M ickiewicz zajął się przede w szystkim w ierze­ niam i dem onologicznym i, dotyczącym i zm ór i upiorów , z pom inię­ ciem tych w yobrażeń, k tó re in tereso w ały podówczas W ójcickiego i G oszczyńskiego8, a więc badaczy folkloru rdzen nie polskiego. Zm orom i upiorom pośw ięcił on ted y dłuższe eksk ursy (8, 177— 179, 265— 266), z jed n ej bow iem stro n y w ierzen ia te b y ły dlań żyw ym m ateriałem literackim , w y zyskiw anym tw órczo i przez niego sa­ mego, i przez in ny ch poetów słow iańskich, z drugiej zaś — d o star­ czały m u arg u m en tó w dla uzasadnienia idealistycznej tezy, której a rty sty czn ą realizacją m iała jak o b y być „idea m a tk a “ jego Dzia­

dów, u znaw ana przezeń jednocześnie za podstaw ow ą cechę całej

k u ltu ry i lite ra tu ry ludów słow iańskich. Idea ta, głosząca u sta ­ wiczne obcow anie dw u św iatów , ziem skiego i nadziem skiego, spraw ludzkich i boskich, dostrzegana w lite ra tu rz e ludow ej, z której w prow adził on ją do Dziadów, n ad aw ała w jego oczach lite ra tu rz e ludow ej znaczenie niesłychanie doniosłe. L ite ra tu ra ludow a m ia­ nowicie staw ała się rdzeniem k u ltu ry narodow ej, sięgającym w od­ ległą przeszłość, d ostrzegalnym w teraźniejszości i w ybiegającym w przyszłość.

8 M ow a tu o św ie tn e j ch a ra k tery sty ce folk loru p od h alań sk iego w k siążce

D zie n n ik p o d r ó ż y do T a tr ó w . P etersb u rg 1852.

(13)

K oncepcja tak a m a na k a rta c h L ite ra tu ry sło w ia ń skiej sw oje uzasadnienie realne, niezależne od użytku, k tó ry p o eta z niej robił, a w sk utek tego niezw ykle cenne i doniosłe. L ite ra tu ra ludow a, jak o rd zeń k u ltu ry narodow ej, trw a i u trz y m u je się p rzez w ieki dzięki ludow i w łaśnie. K lasyczny p rzy k ła d słuszności tej tezy M ickie­ wicz dostrzega w Czechach, gdzie — „odcięty na zawsze od szlachty, z k tó rą m ało m iał styczności“ — „lud zachow ał c h a ra k te r, m ow ę i podania ojczyste“ (10, 94), a więc fu n d am e n ty odrodzenia n a ro d u w w ieku X IX. Podobnych w ypow iedzi o in n y ch narodach słow iań ­ skich przytoczyć by m ożna kilkanaście; p rzew ijać się będą one w rozw ażaniach dalszych. Dzięki takiem u rozum ieniu m iejsca lite ­ ra tu r y ludow ej w k u ltu rz e narodow ej lu d je s t dla M ickiew icza nie m item rom antycznym , lecz rea ln y m składnikiem i czynnikiem n a ­ rodu, twórczość zaś poetycka lu d u o trzy m u je w y raźnie określone i u c h w y tn e m iejsce w dziejach rozw oju lite ra tu ry i k u ltu ry n a ­ rodów słow iańskich.

Takie rozległe i głębokie a zarazem now oczesne rozum ienie fu n k cji lite ra tu ry ludow ej było m ożliw e dzięki tem u, iż M ickie­ wicz, zgodnie zresztą ze sw oją p ra k ty k ą poetycką, p rzyjm ow ał je d ­ ność k u ltu ry i lite ra tu ry narodow ej, dostrzegał ją zaś w stosunku do tej lite ra tu ry — i nauki, i lite ra tu ry pisanej.

D ziś ży jem y w czasie, k ied y nauka zaczyna już się w d zierać w p o d a ­ nia lu d ow e, k ied y b aśn ie te m ają dokonać życia, k ie d y ow a literatu ra p rze­ d zierzgnie się w sztukę i p rzestan ie istn ieć. B y ła ona n ib y w od a podziem na, o której istn ien iu w szy scy w ie d z ie li, ale d opiero za dni n aszych m ech a ­ n ik a znalazła sek ret p rzebicia ziem i i w y d o b y cia na w ierzch n ie w id z ia l­ n ej dotychczas w ody.

B aśń lu d ow a w y d a ła już w starożytn ości n iek tó re rodzaje litera ck ie szeroko rozpow szechnione. W ydała coś w rodzaju ep op ei zw ierzęcej i apolog Ezopa. Epopeja, której b oh ateram i są zw ierzęta, b y ła u p raw ian a przez a u to­ ró w śred n iow ieczn ych , p rzez p isarzy n iem ieck ich o w eg o czasu, a później przez G oethego. A le ją ca łk o w icie przeinaczono. P o eci zachodni za b a rw ili ją duchem szyd erstw a i zw ą tp ien ia , G oethem u zaś zarzucono, że w ięcej szed ł za w zoram i rom an sów śred n io w ieczn y ch n iż za trad ycjam i lu d ow ym i. R ów n ież apolog n osi in n y charak ter na P ółn ocy. N ie sta ł się tam rodzajem literack im ; jest to raczej filozofia, w yższa poezja, za w iera ją ca n au k ę m o­ ralną, a n ie m ająca ok reślon ej form y.

M iędzy ow ym św ia tem k op aln ym je s te stw o rgan iczn ych a św ia tem literatu ry ta zatem zachodzi różnica, że p ierw szy sta ł się m artw ym , g d y literatura, p rzeciw n ie, n ad al ż y je i k rzew i się, a lb o w iem b aśń gm inna, lubo sam a n ic n ie w y tw a rza , p rzechodzi z w ie k u do w iek u , ulegając zm ianom .

Ta żyw otn ość baśni lu d ow ej utru d n ia w sz e lk ie jej badanie, w szelk ą k ry ty k ę literacką. Trudno odróżnić trad ycję starożytn ą od tego, co p óźniej

(14)

przydała sztu k a, i od p ierw ia stk ó w obcych, n a n iesio n y ch przez w p ły w in ­ n y ch lu d ów . B ad an ie tych b aśn i m a d o n io słe z n a czen ie dla S łow ian , są one bow iem jed y n y m zab ytk iem ich w sp ó ln ej litera tu ry . Są w ła sn o śc ią w sz y st­ kich k ra jó w sło w ia ń sk ich [8, 87— 88].

T ak oto w ygląda postaw a M ickiewicza jak o folklorysty, tak przed staw ia się p ro b le m aty k a lite ra tu ry narodow ej w jego p rele k ­ cjach. Rozpiętość zagadnień, k tó re n a tę p ro b lem aty k ę się składają, je st bardzo duża, dotyczą one bow iem zarów no c h a ra k te ru sam ej lite ra tu ry ludow ej, ja k i jej sto su n ku do rzeczyw istości, k tó ra ją w ydała, i do k u ltu ry narodow ej, w k tórej w y stępu je, obejm ują nad to m nóstw o sp raw specjalnych, w ysoce n ieraz zaw iłych, w y n i­ kający ch z w aru n k ó w w ystęp o w an ia zjaw isk lite ra tu ry ludow ej, z jej daw ności i jej powszechności. Z agad nien ia te M ickiewicz u jm u je na poziom ie w iedzy ów czesnej, ale nie p rz y jm u je jej bez­ kry ty czn ie i — jakkolw iek n ieraz w szczegółach się m yli — szuka w ytycznych isto+nie naukow ych. In te rp re ta c ji zdecydow anie b łęd­ nych, a tak częstych w jego w yw odach językow ych, tu ta j nie spo­ tykam y, ze zdziw ieniem n ato m iast stw ierdzam y n iejed n o k ro tn ie no­ w atorstw o poety-profesora, k tó ry pew n ym i poglądam i w yprzedza swe czasy i rzuca pom ysły, rozbudow yw ane przez etnografów i fol­ klorystów późniejszych, lu b n a w e t su g e ru je poglądy dzisiaj dopiero naukow o uzasad n iane i opracow yw ane.

D zięki tem u w łaśnie jego L itera tu ra słow iańska, m im o w szyst­ kich sw ych w ym ienionych poprzednio niedociągnięć i niedom agań, jest ty m dziełem M ickiewicza, k tó re najszerzej i n ajp ełn iej u jm u je spraw ę tw órczości literack iej lu d u i, ja k się dalej okaże, pozw ala zrozum ieć i w yjaśn ić n iejed n ą sp raw ę zagadkow ą w tw órczej pracy pisarskiej a u to ra Dziadów.

3. W IED ZA FO L K L O R Y STY C Z N A M IC K IEW ICZA

P oezja lu d o w a p olsk a i rosyjsk a w u jęciu w y k ła d ó w . — L uki (byliny i dum y). — D ram at lu d ow y. — B ajk i p o lsk ie i ro sy jsk ie. — Ich in terp re­ tacja. — B ajk i fa n ta sty czn e i kom iczn e. — P oeci lu d o w i (W ernyhora). — P od an ia lu d ow e.

P a ry sk ie w y kłady*M ickiew icza, im ponujące bogactw em i głębią form uł ogólnych, ob ejm ujące zjaw iska lite ra tu ry ludow ej, zaw ierają oczywiście rów nież uzasad nien ie ow ych uogólnień, tj. m nóstw o spo­ strzeżeń i rozw ażań drobniejszych, k tó re sk ła d a ją się n a całość w ie­ dzy M ickiewicza o folklorze ludów słow iańskich. Cały te n m ateriał, rozproszony w obrębie czterech kursów , n ajpro ściej będzie ująć

(15)

w kategoriach stosow anych przy klasyfik ow aniu zjaw isk lite ra c ­ kich nieludow ych, a więc jako poezję, prozę i dram at, p rzy czym uw zględnić się m usi — jako d ru gą zasadę podziału — om ów ione w p relek cjach lite ra tu ry narodow e. W ram a ch takiego u k ła d u w in n a w ystąpić znajom ość słow iańskich lite r a tu r ludow ych u tw ó rcy K o n ­

rada W allenroda w całej swej pełn i a zarazem ze w szystkim i ty m i

b rak a m i i lukam i, o któ ry ch m ów iło się ju ż tu ta j poprzednio. C h arak tery zu jąc poezję ludow ą Słow ian, M ickiewicz ch w yta i pokazuje jej isto tę w sposób zdum iew ająco p ro sty i oczyw isty, ta k jednak, iż rzuca on zarazem św iatło n a w łasną tw órczość po ­

ety, zwłaszcza liryczną, i pozw ala zrozum ieć potężny ład u n ek

liryzm u, znam ienny dla jego d ram ató w czy n aw et u tw o ró w epic­ kich. W k u rsie II m ianow icie, zastanaw iając się n ad w idocznym w poezji w. X V III zanikiem liryki, M ickiewicz w p la ta w sw e w yw ody dłuższy u stęp pośw ięcony m uzyce ludow ej i jej n iero z er­ w alnem u zw iązkow i z poezją. Z d aje się, że nigdy p rzed tem an i po­ tem nie postaw iono u nas tego zagadnienia z tak ą siłą i ta k ą w y ­ razistością. Idąc najw idoczniej za in sty n k to w n y m rozum ieniem isto ty swej w łasnej twórczości, k tórej — by dodać n aw iasem — nigdy od tej stro n y nie badano, ja k zresztą nie badano n ig dy bliżej liry k i M ickiewicza, a u to r L ite ra tu ry słow iańskiej tru d n e zagadnie­ nie u siłu je rozw iązać na te re n ie poezji ludow ej, która, w p rzeci­ w ieństw ie do pisanej, nigdy i nigdzie nie oderw ała się całkow icie od m uzyki.

Cóż to jest naprzód p oezja liryczn a bez liry? K im są p oeci, k tórzy n ib y śp iew ają, n ie ty lk o n ie u kładając m u zy k i do sw y ch p ieśn i, a le zgoła n ie słysząc jej w sobie? M uzyka n ie jest w tó rem to w a rzy szą cy m poezji liryczn ej, lecz stan ow i jej istotn ą część, to jej dusza, ży c ie i św ia tło . Tu o k a zu je się cała w ażn ość m u zyk i n arodow ej, śp iew u n arod ow ego dla lite ­ ratu ry n arodow ej; w id zim y p rzyczynę, d la k tórej w krajach, g d zie lud p rzestaje śp iew ać, p oeci m uszą n ieo d zo w n ie zan iech ać tw o rzen ia p ra w d zi­ w ej poezji liryczn ej.

Cóż to jest m uzyka narodow a? P od ob n ie jak p ieśn i g m in n e są jeno ow ocem doryw czych n a tch n ień lu d zi skądinąd zu p ełn ie prozaicznych, ale którzy w życiu sw y m m ie li c h w ile rzeteln eg o n atch n ien ia, ta k i m u zyk a narodow a, m uzyka ludow a, jest zbiorem ton ów , m o ty w ó w , d o b y ty ch z dusz przez doraźne m u zyczn e n a tch n ien ie. [10, 161].

B ez m u zyk i [...] n ie m asz p oezji liryczn ej. P o p o ezji b ib lijn ej sła b e echa p raw d ziw ej poezji liryczn ej odnajdują się jeszcze w chórach p o etó w greckich i w ich teorii zostaw ion ej przez H oracego. [...] A le o w e to n y roz­ sypane, o w e u łam k i w zn io słej m u zyk i, zach ow an e jeszcze m ię d z y lu d em , n ie są d o cen ian e przez poetów . R olnik, k tóry orząc p o le i p atrząc w słoń ce

(16)

zn ajd zie n u tę, co n ie w ied zieć skąd doń p rzyszła, tw o rzy p raw d ziw ą po­ ezję liryczn ą. D la te g o to w e w sz y stk ic h p ieśn ia ch n arod ow ych p a n u je ten sam spokój, ta sam a czystość, zbożność, jaką p o d ziw ia m y w poezji h e ­ b rajsk iej i w chórach greckich. P rzeciw n ie, p oezja oderw ana od śp iew u pop ad ła w ab stra k cy jn e rozum ow ania i m u sia ła w ezw a ć w pom oc n iższe n a m iętn o ści [10, 163].

Od ty ch sform ułow ań, u derzająco niezw ykłych, odbija jask raw o to, co M ickiew icz m ów i o stosunku m uzyki narodow ej do ludow ej, gdy w spom ina, że m uzycy jego epoki „n asłu ch u ją û drzw i karczm y m otyw ów , k tó re w ieśn iak z n a jd u je rzępoląc n a sk rzy p k ach “, ale z nasłu ch iw an ia tego niew iele je st chyba korzyści, skoro n a stę p u ­ jące zd anie głosi: „L udy słow iańskie p osiadają niezliczone bogac­ tw o m otyw ów , k tó ry c h m uzycy nigdy nie um ieli w yzyskać ni za­ stosow ać w sw oich kom pozycjach“ (10, 162). Ł atw o sobie w ystaw ić, co m yśleć m ogli słuchacze w y k ład u wygłoszonego 15 lutego 1842 w P ary żu, ty m sam ym Paryżu, gdzie żył i tw orzył znajom y w p ra w ­ dzie poecie, ale nie dostrzeżony i nie doceniony przezeń Chopin.

Poziom u rozw ażań przytoczonych nie sięgają rów nież rzadkie zresztą w ypow iedzi a u to ra L ilii i R y b k i na te m a t liry k i ludow ej. Czy choćby n a te m a t b allad ludow ych, w szystko jedno, polskich czy białoruskich, rosyjskich czy uk raiń sk ich. P ro feso r Collège de

France, przem ilczający ludowość m uzyki Chopina, nie z n a jd u je ani

słow a dla pogłosów poezji ludow ej w liryce m łodszych ro m a n ty ­ ków polskich: dla u tw o rów E d m un d a W asilew skiego czy Teofila L enartow icza, słow em — dla tego całego, dużego i silnego n u rtu , którego zasady w k ilk a la t później u jm ie i w yłoży N orw id na k a r­ tac h swego P rom ethidiona 9.

W ty m kontekście bardzo zabaw nie w ygląda to, co M ickiewicz m ów i o... kołom yjkach, k tó re najw idoczniej poczytyw ał za pieśni lu d u polskiego, popełn iając ten sam błąd, co Słowacki, gdy H ucu­ łów um ieszczał nad M orskim Okiem, lub M oniuszko, gdy w Halce k azał góralom tatrza ń sk im tańczyć kozaka. W c h a ra k te ry sty c e m ianow icie K arpińskiego czytam y, iż pochodził on z pow iatu ko- łom yjskiego, „k tó ry przez obcych m ało znany, ale u nas bardzo je s t głośny, bo w y d aje sam orodnie pieśni n arodo w e“ (10, 237). By zrozum ieć, o co tu chodzi, trz e b a sięgnąć do Pana Tadeusza i od­ naleźć w zm iankę o Jan k ielu , k tó ry „P rzyw oził m nóstw o [...] Koło- m y je k z H alicza“ (IV, 247— 248), zaopatrzoną przez poetę osobnym przypisem .

(17)

T utaj w łaśnie w idać w yraźnie, ja k na L itera tu rze sło w iań skiej mści się im p ro w izato rsk a m etoda M ickiewicza, k tó ry idzie za sw ą wiedzą, nie dostrzega zaś konieczności rozbudow ania jej w edle w y ­ m agań nauki. S tą d także w y p ły w ają rażące dyspro p orcje w tra k ­ tow aniu zjaw isk lite ra tu ry ludow ej, polegające na przem ilczaniu sp ra w istotnych, rozw odzeniu się zaś n ad m ało c h a ra k te ry sty c z ­ nym i. Z darza się jednak, że owo zajęcie się zjaw iskam i dru g o rzęd ­ nym i p rzy jm u je m y dzisiaj z dużym uznaniem . Tak je s t w w y ­ p ad k u kolęd. M ickiewicz m ianow icie, k tó ry nie w spom ina zbiorów

pieśniow ych Z aleskiego czy W ójcickiego, tra fił n a K a n ty czki

z r. 1768 i rozw iódł się n a d nim i bardzo szeroko.

O w óż u P o la k ó w p ieśn i lu d u k o rzy sta ły jeszcze z tego spokoju [reli­ gijnego] i za p ew n e w ie le u tw orów , ja k ie zn a jd u jem y w zbiorze K a n t y c z é k ,

pochodzi z ow ej epoki. N ie w iem , czy jak i in n y kraj m oże się p och lu b ić zbiorem p odobnym do tego, k tó ry posiada P olska. Zbiór ten jest m a ło

znany, teo rety cy i p oeci n ie w ie le zeń k orzy sta li; jest on jed n ak nader w a żn y dla h istorii i dla poezji. M ów ię o zb iorze K a n t y c z e k , o b ejm u jącym p ieśn i k o ścieln e oraz p ie śn i narodow e. A u to ro w ie ich n iew ia d o m i; z a ­ p ew n e b y li to zak on n icy, bakałarze. T radycja w sz e la k o głosi, że p óźn iej do tego zbioru i sła w n i p oeci dorzucili garść p ieśn i. [...] U czucia w n ic h w y ­ pow ied zian e, u czucia m acierzyń sk ie, g o rliw ej czci N a jśw iętszej P an n y, dla B o sk iego D zieciątk a, są tak d elik a tn e i tak św ięte, że tłu m a czen ie prozą m ogłob y je sposp olitow ać. Trudno b y zn aleźć w ja k iejk o lw iek in n ej poezji w y ra żen ia ta k czyste, o tak iej słod yczy i tak iej d elik atn ości. Co praw da, p oeci p rostaczk ow ie p o zw a la li też sob ie czasem na w y ra żen ia gm inne, w sk u ­ te k czego te p ieśn i d łu go słu ż y ły za p o śm iew isk o lu d ziom n iezd o ln y m je ocen ić [9, 61].

Uznanie, z jak im czytam y u stęp przytoczony, p ły nie stąd, iż Mic­ kiew icz po raz pierw szy w dziejach k u ltu ry naszej zw rócił uw agę n a kolędy, k tó re zresztą niesłusznie w yniósł n a stanow isko ponad- słow iańskie i ponadeuropejskie, najw idoczniej bow iem nie w iedział an i o ukraiń sk ich, ani o fran cu skich czy angielskich. A k centując ich w artość a rty sty c z n ą i obyczajow ą w pro w adzał je do dziejów n a ­ szej k u ltu ry i lite ra tu ry , form uło w ał doniosły p o stu la t naukow y, k tó ry zresztą i dzisiaj je st jeszcze p o stu latem nie zrealizow anym . T ym now ato rskim i p ionierskim c h a ra k te re m u w ag poety tłum aczy się też n iew ątp liw ie zabaw ne jego potknięcie: oto sław iąc ta k w y­ m ow nie w dzięk kolęd polskich zilustro w ał je analizą pieśni... w iel­ kanocnej, bardzo w praw dzie pięknej, ale do kolęd nie należącej.

I to je st w szystko, co L itera tu ra słow iańska m a do pow iedzenia o polskiej pieśni ludow ej. Poniew aż zaś nie z ajm u je się ona w spa­ n ia łą liry k ą lu d u u kraińskiego ani bog atą pieśnią ludow ą czeską

(18)

czy rosyjską, dziedzina ta p rzed staw ia się w prelek cjach pary sk ich bardzo ubogo czy raczej nie p rzed staw ia się wcale. W szak o ro sy j­ skiej pieśni ludow ej słyszym y raz tylko, gdy M ickiewicz w spom ina o k ru tn ą pieśń-zagadkę, c h a ra k te ry sty c z n ą — jego zdaniem — dla n a lo tu fińskiego w folklorze rosyjskim , n a dobitkę pieśń pochodze­ n ia nie fińskiego lecz lom bardzko-germ ańskiego.

Raz jeszcze pow tórzyć trzeba, iż są to konsekw encje m etody im p row izato rsk iej, k tó ra w nauce m a zastosow anie bardzo ograni­ czone. K o nsekw encje zaś tej m etody odbiły się szczególnie nieko­ rzy stn ie w przem ilczeniu epiki ludow ej rosyjskiej i ukraińskiej, b y lin i dum . A oto dlaczego! W w ykładzie trzecim k u rsu I Mic­ kiew icz d aje c h a ra k te ry sty k ę lite ra tu ry staro ru sk iej okresu m on­ golskiego i kładzie duży nacisk n a jej ten d en cje polityczne:

L iteratu ra ru sk a o w ych czasów jest relig ijn a , bardziej jednak m on ar- chiczna. K sią żę p rzew od n iczy w a lce, w szy stk o odbyw a się przez n iego i w im ię jego; n ie w id a ć b oh aterów pod rzęd n ych [8, 33].

Dobiegłszy końca tego zdania, czy telnik L ite ra tu ry słow iań­

s k ie j czeka dow odu w postaci c h a ra k te ry sty k i księcia W łodzim ierza,

„czerw onego słoneczka“, pod którego egidą w alczą bohaterow ie b y linni: Ilia M urom iec, D obrynia N ikitycz, Alosza Popow icz i inni. D ow odu takiego w ym aga kom pozycja w ykładu. Albo też czytelnik c ały w yw ód u zna za całkow icie błędny, boć przecież owi „bohate­ row ie d ru g o rzęd n i“ p rzesłan iają W łodzim ierza, ta k że je s t on ty lko m a rio n etk ą s tru k tu ra ln ą , nieodzow nym rekw izytem epickim . Tak czy inaczej, ak ceptu jąc pogląd M ickiewicza czy odrzucając go, m usi się sięgnąć do bylin. Rzecz zaś najzabaw niejsza, iż Д ревния русс-

к и я ст ихот ворения w p ięk n y m w y d an iu K ałajdow icza znajdow ały

się w bibliotece p ro fe so ra -p o e ty !10 Czyżby to był p od arek jak ie ­ goś słuchacza, k tó ry w ten sposób chciał zwrócić M ickiewiczowi u w agę na niedopuszczalne przem ilczenie?

W poró w n an iu z w yp adk iem om ów ionym m niejsze znaczenie m a pom inięcie w prelek cjach p ary sk ich epiki ludow ej ukraiń skiej, a więc dum historycznych. W praw dzie i tu ta j budow a w ykładu n a rz u c a konieczność w spom nienia o nich, skoro M ickiewicz mówi:

L iteratu ra ta op iew a p rzew agi w od zów , sła w ę rycerzy i na k on iec ich m iłostk i; g łó w n y jej ch arakter sta n o w i liry czn o ść [8, 38].

lf H. В a t o w s к i, S ł o w i a ń s k a b ib l i o t e k a M i c k ie w ic z a . S p r a w o z d a n i a z C z y n n o ś c i i P o s i e d z e ń P A U . T. 38. K rak ów 1934, nr 6, s. 12.

(19)

C zytając to zdanie, m a się w rażenie, iż M ickiewicz szedł szla­ kam i poezji Zaleskiego, ale przecież n a w e t w przyp isach do u tw o ­ rów „ lirn ik a u k raiń sk ieg o “ znaleźć było m ożna nieco w iadom ości 0 au ten ty czn y ch dum ach ludow ych, nie m ów iąc już o tym , że A lek­ san d er R adw an R ypiński w swej Białorusi w y d ru k o w ał i om ówił in telig en tn ie dum ę o kozaku Bajdzie. Raz jeszcze zaznacza się tu ta j odległość m iędzy im prow izacją a p rac ą naukow ą.

P om ijając na razie zagadnienie poezji ludow ej serb sk iej, k tó rą M ickiewicz zajął się bardzo g ru n to w n ie i do któ rej pow rócić w y ­ p ad n ie dalej, w spom nieć należy, iż L itera tu ra słow iańska porusza m im ochodem sp raw ę d ram a tu rg ii ludow ej, a więc tej dziedziny, k tó ra w k u ltu rz e słow iańskiej nie m oże p reten do w ać do m iejsca w ybitnego. W uw agach m ianow icie o kolędach polskich z n ajd u jem y p rzelo tn ą w zm iankę o jasełkach:

D o tych u tw o ró w relig ijn y ch d odaw ano z b ieg iem czasu śp iew y , k ró t­ k ie m isteria, gd zie w prow ad zan o p asterzy, k o b iety św ięte, g d zie p rzed sta­ w ian o n arod zen ie Jezu sa C hrystusa. [...] P o eci lu d o w i m a ło troszczą się w tych utw orach o k oloryt lok aln y. Są to m a łe dram aty u k ła d a n e dla lu d u i od gryw an e p o dziś d zień w w ie lu stronach P o lsk i [9, 63].

W przeciw ieństw ie do skąpych uw ag o poezji i d ram acie ludo­ w ym Słowiańszczyzny, M ickiewicz w ykazu je stosunkow o dużą zna­ jo m o ść 'sło w ia ń sk ie j prozy ludow ej, a więc „pow ieści gm in n y ch “ 1 „podań g m in n ych “, czyli m ateriałó w bajkow ych i podaniow ych.

Różnica ta, zw iązana n iew ątp liw ie z zasobnością pro zy ludow ej k rajó w słow iańskich czy p rzy n ajm n iej z w iększą jej pow szechnością w czasach M ickiewicza, z n a jd u je w yraz w szerokich n ieraz w yw o­ d ach na te m a t b ajek polskich, białoruskich i rosyjskich, i to w e w szystkich ich odm ianach, pow ażnych i kom icznych.

W rozdziale poprzednim m ów iło się sporo o tym , ja k dużą rolę o d g ry w ały b a jk i ludow e w teo retyczn ych rozw ażaniach M ickiew i­ cza. G dyby porów nać L itera tu rą słow iańską z późniejszą od niej o sto la t blisko encyklopedyczną K u ltu rą ludow ą S ło w ia n (1929— 1939) K azim ierza M oszyńskiego, różnica w y stąp iłab y tu u d erza­ jąca. Gdy nowoczesny etn og raf Słow iańszczyzny om aw iając lite ­ ra tu rę ludow ą głów ny nacisk kładzie n a poezję, prozę zaś tra k tu je niem al po m acoszem u, profeso r Collège de France postąpił od­ w rotnie. W skutek pom inięcia bardzo isto tny ch działów poezji lu ­ dow ej dał jej szkic w ręcz ubogi, prozie zaś, zw łaszcza baśniow ej, pośw ięcił m iejsca bardzo dużo i p rzy jej pom ocy usiłow ał rozw ią­ zać podstaw ow e zagadnienia całej tw órczości ludow ej. N aw iasem

(20)

dodać w arto , że tak a po staw a m etodyczna nie stanow i w yjątku, w ręcz przeciw n ie — je s t ty p ow a dla całej fo lk lorysty k i nowoczesnej, k tó ra p rzy ro ztrząsan iu zagadnień ogólnych daleko chętniej po­ słu g uje się prozą aniżeli poezją ludow ą. Po p ro stu m a te ria ł baśnio­ w y dostarcza tu ta j argu m entó w , k tó re w dziedzinie poezji znaleźć je st daleko tru d n ie j.

Za słusznością takiego staw ian ia spraw y przem aw ia przyk ład z L ite r a tu ry słow ia ńskiej, godny uwagi, spotykam y go bowiem w rozw ażaniach poety n a d d ram atem słow iańskim . P ro p agu jąc d ra ­ m a t książkow y, k tó ry zdaniem a u to ra D ziadów je st ty p em jakoby w yższym od d ra m a tu teatraln eg o , M ickiew icz odw ołuje się do lite ­ ra tu ry ludow ej.

N a za k o ń czen ie p o w iem , że n a w e t i pod tym w zg lęd em p oeci w in n i w ziąć sob ie za w zór sło w ia ń sk ic h b ajarzy, sło w ia ń sk ich w ieśn ia k ó w . Jak P an om w iad om o, żaden lu d n ie posiada ró w n ie ob fitych , rów n ie cudow nych b aśn i i m oże n ig d y n ie zn a jd zie się krąg słu ch a czy ró w n ie u w a żn y jak ten, co otacza b ied n eg o ch ło p k a o p ow iad ającego w sw ej ch a cie baśń. Jak n iek tó rzy p oeci greccy, ja k A ry sto fa n es, jak n iek tó rzy a u torow ie m isteriów , bajarz n iem a l za w sze w p row ad za sie b ie sam ego w op ow iad an ie i odgryw a jakąś rolę w akcji; czasem n ap om yk a, że w p ew n y ch d ziełach i w pew n ych czyn ach sw oich b o h a teró w b rał udział, i w n ajcu d o w n iejszy ch n a w e t opo­ w ie śc ia c h p o słu g u je się n iera z bardzo p rostym i środkam i dla ożyw ien ia u w agi słu ch aczy. O becni w tej sa li P o la cy i R osjan ie zn ają zap ew n e baśń, w której b ohater p o szu k u je ta jem n iczeg o b ajeczn ego p taka, czegoś w ro­ dzaju fen ik sa. P ta k ó w p rzela tu ją c nad jak im ś krajem sło w ia ń sk im u p u sz­ cza jed n o jed y n e pióro, b o h a ter je podnosi, a ono, p rzyn iesion e do dom u, rzuca tak ż y w y blask , że n a p ełn ia św ia tłe m całą chatę. W tejże c h w ili b ajarz zapala zazw yczaj garść w ió ró w , a b iją cy z n ich b lask przejm u je słu ch a czy dreszczem . W in n ej b aśn i, k ie d y m ow a o szk lan ej górze, zam iesz­ k a łej p rzez w różk i, co to w sz y stk ie podobne do sieb ie jak gw iazd y, i tak trudno w y b ra ć p om ięd zy n im i tę, którą b oh ater m a od naleźć — chłop u ch y la w ó w c z a s d rzw i i u k a zu je słu ch aczom n ieb o zim o w e roziskrzone g w ia zd a m i i obłoki, k tó ry ch fa n ta sty czn e k szta łty lep iej n iż jak ak olw iek dek oracja teatraln a o d tw a rza ją szk lan n ą górę [11, 115].

N aw iasem dodać w arto, iż w obrazku tym , doskonale o d tw arza­ jący m n astró j w ieczornicy w iejskiej n a B iałej Rusi, chodzi o znaną szeroko b ajk ę o P ta k u zło to p ió rym ) Ж ар -пт иц а ) oraz o bajkę, w któ rej m o ty w szklanej góry po jaw ia się przygo d nie tylko, spraw ą zaś isto tn ą je st w yk o nan ie trzech zadań nadludzkich, k tó re bo h ater rozw iązuje p rzy pom ocy k rólew ny, córki czarnoksiężnika.

W ypadek te n zaś godzien je st uw agi, ilu s tru je on bow iem zna­ kom icie stosunek M ickiew icza do baśni fan tasty czn ej, norm alny dla ro m a n ty k a zach w yt n a d „cudow nością“, te n zachw yt, k tó ry w y d ał B allady i rom anse i k tó ry p odyktow ał autorow i p relek cji jego

(21)

ciekaw e uw agi na tem a t „ a p a ra tu cudow nego“ w epice klasyczn ej. Postaw a rom antyczna, k tó ra pozwoliła M ickiewiczowi nap isać b a l­ ladę kom iczną o Pani T w ardow skiej, niezup ełnie k o rzy stn ie odbiła się na w yw odach profesora-po ety o prozie ludow ej, w k tó re j, ja k wiadomo, bardzo często dochodził do głosu hu m o r ludow y, by w y ­ dać m nóstw o p rzezabaw nych opow iadań kom icznych, p rzy czym n iejed n ok ro tn ie kom izm m ieszał się w n ich bardzo osobliw ie z fa n ­ tastyką.

O m aw iając P a m ię tn ik i P aska M ickiewicz zajął się dokładniej zaw arty m w nich opow iadaniem o „w eselu k rasn o lu d k ó w “ . P rz y ­ toczył więc całą relację barokow ego gaw ędziarza i dodał do niej dłuższy kom entarz.

P o w ia stk a ta znana je s t p o w szech n ie w P o lsce, choć o p ow iad ają ją w in n y sposób. Z am iast tch ó rzliw eg o sta n g reta w y stę p u je ta m szlach cic, k tóry w jednej z k ob ietek p oznaje sw ą uk och an ą, p orw an ą m u n ie d a w n o przez ducha; przesyła m u ona na p o cieszen ie szk a tu łk ę p ereł, z k tórej n ig d y n ie ub yw ało, a z której co dzień m ó g ł brać n o w ą p erłę. Lud op o­ w ia d a tę h isto rię z p o w agą i w d zięk iem , podczas gd y nasz s z la c h c ic -w e so - łek obrócił ją w żart. N a ty m p rzyk ład zie w id a ć w sz y stk ie k o le je p o w ieści gm in n ej, jak sto p n io w o w krajach zachodnich u leg a ła na tej sam ej drodze rozkładow i. N a m iejsce id ei p ierw o tn ej p isarze w p ro w a d za li m y ś li p ospo­ lite i żarty. Tak p ostęp ow ali Gozzi u W łochów , u N iem có w M usäus, u F ran­ cuzów R abelais. W reszcie P errau lt zad ał śm ie r te ln y cios tem u rodzajow i litera ck iem u [10, 32J.

Cała ta w ypow iedź je st jed n ą w ielką zagadką, wobec k tó rej fol­ klorysta czuje się zupełnie bezradny, a to z k ilk u powodów . P rzed e w szystkim więc opow iadania o k raśn iętach (krasnoludkach) należą w naszej lite ra tu rz e ludow ej do niesłychanych rzadkości. W ystę­ p u ją one n a pograniczu polskó-germ ańskim , od W alentego Roź- dzieńskiego po M arię K onopnicką czy Zofię K ossak-Szczucką. Roź- dzieński w swej O fficina ferraria (1612) w prow adza fo lk lo r Opol­ szczyzny, K ossak-Szczucka zaś w K łopotach K acperka (1926) fol­ klor cieszyński, w obydw u w y p adkach chodzi w ięc o Śląsk, od w ie­ ków w ystaw iony n a w p ły w y niem ieckie. K onopnicka znow uż sw ą książkę O krasnoludkach i sierotce M arysi o p arła na niem ieckim opow iadaniu dla dzieci. I sam P asek zresztą opow iadanie swoje um ieszcza w k ra ju germ ańskim , bo w Szw ecji. H isto ry jk i więc o k rasn o lu d k ach nie w y d ają się p ro d u k tem k u ltu ry słow iańskiej, sy tu a c ję zaś k o m p lik u je okoliczność, że w a ria n tu przytoczonego przez M ickiewicza nie znam y i nie um iem y pow iedzieć, czy na­ leży on istotnie do zak resu opow iadań o ubożach lu b kraśn iętach .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Adw.. Od szeregu lat działa przy naszej Izbie Koło Obrońców Wojskowych, którego aktyw­ na działalność nie ogranicza się tylko do podejmowania środków mających

Jest więc jednym ze współtwórców pierwszego Zbioru zasad etyki adwokackiej i godności zawodu, a także komentatorem norm etyki adwokackiej w monograficznej pracy

W sekcjach opiekuńczych Wydziałów dla Nieletnich: Sądu Powiato­ wego dla m. Warszawy oraz Sądu Powiatowego dla Warszawy-Pragi przebadałem 200 akt spraw o

Do obalenia jednak prawomocnych orzeczeń sądowych prowadzi także instytucja przywrócenia term inu w powiązaniu ze zwykłym środkiem odwoławczym bądź innym

Odpowiedź na to pytanie wymaga oczywiście uwzględnienia dynami­ ki c a ł e j struktury kar z odniesieniem jej do okresu poprzedzającego wejście w życie nowego

Ze względu na powierzchnię (28 a) może ona być nabyta przez nierolnika przy zachowaniu dotychczasowego jej przeznaczenia. Wydanie omawianej decyzji w niczym nie

W toku dyskusji zaakceptowano konieczność wprowadzenia obowiązku sygnalizacji o niedociągnięciach w pracy zespołów zauważonych przez komisje dyscyplinarne,

[r]