• Nie Znaleziono Wyników

_____ TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "_____ TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JNTe. 18 (1404). W arsz a w a , dnia 2 m aja 1909 r. T om X X V l l i .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W S ZE C H Ś W IA T A ". PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W W arszaw ie: rocznie rb. 8, kw artalnie rb. 2. W Redakcyi „W szechśw iata" i we wszystkich ksiegar- Z przesyłką pocztow ą rocznie rb . 10, p ó łr. rb . 5. j niach w kraju i za granicą.

R edaktor „W szechświata'* przyjm uje ze sprawami redakcyjnem i codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.

A d r e s R e d a k e y i : K R U C Z A Xs. 3 2 . T e l e f o n u 8 3 -1 4 . _____

0 Z D O L N O Ś C I R O Z P O Z N A W C Z E J M I K R O S K O P U I O U L T R A M I K R O -

S K O P I E ')■

P o c z ą tk u jąc y m ikro sko p ista doznaje silnych w zruszeń. O twiera się przed j e ­ go oczyma cały św iat nowy; n a tu r a w y ­ daje m u się nieskończenie rozszerzona 1 pogłębiona. Z achw yt i zapal t rw a ją miesiącami; p otem czar pryska, a jąd ro i proto plazm a s ta j ą się mniej więcej 1em samem, co i przedm ioty gołem okiem b a ­ dane.

Czy nie m o żna by g ra n ic b a d a n ia p o ­ w tórn ie rozszerzyć? Czy nie udał )by się j

zdobyć n ow ych dziedzin, a od kom órki i j ą d r a przejść z kolei do ś w ia ta cząste­

czek i atomów. Niew ątpliw ie oglądanie a t o m ó w - s ło ń c byłoby czemś nieskończe­

nie bardziej p rze jm u ją ce m od oglądania kom órki. A je d n a k o w y siłkach w y n a ­ lazców w ty m k ie ru n k u nic nie słychać, gdyż każdy wie, przynajm niej ze słysze-

') R zecz w y p o w ied z ian a w odm iennej nieco form ie na żebranin „K ola m at. - fiz.“ w W a rsz a ­ wie.

' nia, że zabiegi ta k ie byłyb y płonę; zna­

leziono bowiem na drodze teoretycznej, że zdolność rozpoznawcza m ikroskopu jest ograniczon a i że p rzedm iotów zna­

cznie m niejszych, niż długość fali świe­

tlnej, nigdy oglądać nie będziem y. D zi­

w nym zbiegiem okoliczności n a w e t b ez­

pośrednio z a interesow ani b a d a n ia m i mi- kroskopow em i mało sobie zda ją spraw y z n a tu r y rozw ażań teoretycznych, które prow adzą do prześw iad czen ia o g ranicy spraw ności m ikro sko p u i o n a tu rz e obra­

zów przez m ikroskop widzianych. W ar- tykule n iniejszym chciałbym naszkico- ( wać Abbego teoryę m ikroskopu, dziś ju ż ' powszechnie p rzy ję tą ; przy tej sposobno­

ści poruszę też k w e s ty ę u ltra m ik ro sk o - pu, któ ry obecnie z n a jd u je zastosowanie w wielu b a d aniach czysto fizycznych.

Kiedy chodzi o teoryę m ikroskopu, to tu niew ątpliw ie dla przy ro d n ik a nie fizyka zasadniczą k w e s ty ę stanow i bezpośredni dowód e k sp ery m en ta ln y . Podręczniki o d ­ s y ła ją w ty m p r zy p a d k u do przyrządów , specyalnie w ty m celu przez Zeissa s p o ­ rząd z a n y ch x). Po kilku próbach przeko-

') Ob. np. D ru d e „O p ty k ali str. 222; Zim m er-

m ann „M ik ro sk o p 1* (przekład ro ssy jsk i) P e t. 189(5

(2)

274 W SZ E C H ŚW IA T .Nó 18 n a le m się j e d n a k , że cały t e n sz ere g d o ­

św iadczeń, niezm iern ie i n te r e s u ją c y c h , m ożna też p rzerobić, ro zp o rz ą d z a ją c j a ­ k im k o lw iek m ik ro sk o p em o pow ięk szen iu 400—500-krotnem i u c ie k a ją c się do n a j ­ p ro sts z y c h środków . Być może, iż w s k a ­ zówki co do tego będą m iały p e w n ą w a r ­ tość d la c z y te ln ik ó w „ W sz e c h ś w ia ta ".

W ro k u 1874 praw ie je d n o c z e śn ie u k a ­ zały się ro z p r a w y H elm holtza i Abbego o g ra n ic a c h d ostrzegania. Wr a r t y k u l e n in iejszy m pójdziem y śla d e m teg o o s t a ­ tnieg o *). W k o n s tr u k c y i m ik ro sk o p ó w p r a k t y c y w yprzedzili teo re ty k ó w ; A bbe należał do tych o s ta tn ic h i słusznie był p r z e k o n a n y , że dalszy p o s tę p te c h n ik i w te d y ty lko stanie się m ożliwym, k ie d y w szelki szczegół k o n s tr u k c y i oprze się n a ro zw a ża n iu n a u k o w e m . E le m e n ta r n a te o ry a m ik ro sk o p u zna n a nam j e s t z pod­

ręczn ik ó w szkolnych. M ikroskop —to n a ­ rzędzie o p ty cz n e s k ła d a ją c e się w z a s a ­ dzie z dw u soczewek: o ku laru i objekty- wu. O b je k ty w m a k r ó t k ą odległość o g n i­

sk o w ą i daje obraz p rze d m io tu o d w ró co ­ n y i powiększony; o ku lar działa j a k lupa:

pow iększa jeszcze raz obraz przez o b je ­ k t y w rzucony. Zazwyczaj m ik ro s k o p s k ła ­ da się ze znacznie w iększej liczby so­

czewek, niż z dwu, ale to — ty lk o d l a t e ­ go, że trz e b a p o p ra w ić b łąd a b e ra c y i sferycznej i c h ro m a ty c z n e j. T en dobrze nam z n a n y s c h e m a t zupełnie z a d a w a la ­ ją c o zdaje sp ra w ę z ogółu z jaw isk ; nie tłu m a c z y j e d n a k p ew n eg o sz cz e g ółu k o n ­ s tr u k c y i mikroskopów, k t ó r y ju ż odda- wnu był s to so w an y przez em p iry k ó w . D ośw iadczenie w ykazało, że k ie d y chodzi o rozpoznaw anie bardzo s u b te l n y c h s t r u ­ k tu r, w t e d y d e c y d u ją c ą rolę g r a ro z w a r ­ tość o b jek ty w u , t. j. k ą t, k t ó r y tw o rz ą z osią op ty cz n ą pro m ien ie s k ra jn e , idące do brzeg u soczewki (ob. fig. 2-gą; s o ­ czew kę oznaczono lite r ą S). Zdolność rozpoznaw cza m ik ro sk o p u w z r a s ta w raz z ty m kątem ; jeż e li k ą t te n j e s t n ie d o ­ s ta te c z n y , to żad n e po w ięk szenia okula-

str. 46—51; M uller - P o u ille t (L u m m er) „O p ty k a"

str. 447 (wycl. 10-te, 11)07).

') Abbe: G esam m elte A b h a n d lu n g e n , 1.1 1901.

(P rz y c z y n k i do te o ry i m ikroskopu).

r u nie są w s ta n ie b r a k u tego s k o m p e n ­ sować; szczegóły pozostaną u k ry te . F a k t ten j e s t zupełnie niezrozum iały z p u n k tu widzenia teoryi e le m e n ta rn e j, a p onie­

k ą d — n a w e t z n ią sprzeczny, albow iem w raz z r o zw a rto ścią k ą ta w zrasta też a b e ra c y a sferyczna, której właśnie n a ­ leżałoby unikać. S tą d wniosek, że teo ry a e le m e n ta rn a m usi z aw ierać błąd ja k iś w sam em swem założeniu. B y s try m r z u ­ tem oka Abbe d ostrz e g ł zasadniczy b ra k tej teoryi. W k o n stru k c y i obrazu w mi­

kroskopie u w a ż a m y przedm iot r o z p a t r y ­ w any za sam ośw iecący. T ak je d n a k nie j e s t . Prz ed m io t ten j e s t tylko prześw ie­

cający, a św ia tła d o starcza źródło zewnę-

! trz n e np. słońce, lampa. U w a g a ta od- razu r o zs trz y g a zagadkę. Jeżeli b a d a n y p rze d m io t posiada s u b te ln ą s tr u k t u r ę , to I światło, przechodząc przez wązkie przej-

j

ścia, u g in a się i to j e s t w łaśnie czynnik w te o ry i e le m en ta rn e j zupełnie pom inię­

ty. A b y w yjaśnić, j a k u gin anie się wpły­

w a n a obraz o trz y m yw a ny, Abbe rozw a­

ża przy padek najp ro stszy , kiedy na sto ­ liku m ik ro skopu um ieszczony j e s t p rz e d ­ m iot o s tr u k t u r z e zupełnie prawidłowej, np. s ia tk a dy frakcy jna. J a k wiadomo, s ia tk a *) ta k a — to szereg szpar wązkicli, położonych obok siebie w rów n y c h od­

stępach. Kiedy św iatło przechodzi p rzez w ą z k ą szp trkę, niem a w te d y m owy o p r o ­ s to lin ijn y m biegu promieni. Zam iast j e ­ dnej w iązki promieni równoległych o t r z y ­ m u je m y wówczas cały snop promieni roz­

bieżnych; kiedy szp ary z n a jd u ją się bli- zko siebie, wówczas promienie, w ych o­

dzące ze szpar sąsiednich in terferu ją;

w św ietle j e d n o b a r w n e m m am y s zereg prążków ja s n y c h , k tó ry c h położenie za­

leżne j e s t od b a rw y św ia tła użytego. W y ­ n ik a stą d , że św iatło białe rozszczepia się

| d a ją c sz ere g w idm kolejnych: s ia tk a d ziała j a k spektroskop. Im m niejszy j e s t od stę p pom iędzy odpowiedniem i miejsca-

! mi szpar, tem silniejsze j e s t uginanie i w iększa d y s p e rs y a siatki.

’) Ob. arty k u ł: „O św ie tle ugiętem , siatk ach

| d y fra k c y jn y c h i o sp ektroskopie schodkow ym ",

j

.W sz e c h ś w ia t* 1908,

(3)

JMó 18 W S Z E C H S W IA T 2?5 Na fig. l-szej widzim y w dwu g ó rn y ch

rzędach prążki, k tó re daje ta k a s ia tk a w św ietle jed n o b a rw n e n i. Górny rząd odpowiada t u b arw ie czerwonej, dolny—

sin * n.

(Fig. 1 ).

niebieskiej. W rzędzie trzecim m am y kilka widm ciągłych (1-go, 2-go i 3-go rzędu).

Dość p roste rozważanie prowadzi do zależności pomiędzy kątem <p, pod k t ó ­ r y m o trz y m u je m y daną b a rw ę w widm ie któregoś rzędu, liczbą n, rzędem widma, X—długością fali i a —odstępem pomiędzy ele m en ta m i siatki, a mianowicie:

X a

S iatk ę d y f ra k c y jn ą można otrzym ać, r y su ją c np. d y a m e n te m na szkle szereg linij ró w noległych. W y o bra ź m y sobie t e ­ raz, że s ia tk ę t a k ą um ieszczam y n a s to ­ liku m ik roskopu. Obraz o trz y m a n y j e s t zupełnie norm alny: widzim y szereg rys b e z b a rw n y c h i nic więcej. Niewątpliwie je d n a k w n a szy m układzie optycznym powTs ta j ą też gdzieś w idm a d y fra k c y jn e i łatw o ro zs trz y g n ą ć gdzie. Źródło św ia ­ tła, np. lampa, leży dość daleko naze- w ną trz . P r e p a r a t ośw ietlam y płaskiem lusterkiem ; p raktyc zn ie biorąc, m am y tu sz ere g promieni rów noległych, przez s i a t ­ kę przechodzących, i widm a m uszą po ­ w sta w a ć w pobliżu płaszczyzny o gn isk o ­ wej o b jek ty w u . I lu s tru je to fig. 2-ga.

P oznacza tam szparę; <S soczewkę o b je ­ ktyw u , L', L \ w idm a pierwszego i d r u ­ giego rzędu, które p ow stają w p łaszczy ­ źnie ogniskow ej, L' odpowiada promie- iiiom idący m wrp r o s t bez u g in a n ia się.

Ten s zereg widm Abbe uw aża za szereg nowych ośrodków rozchodzenia się ś w ia ­ tła Prom ienie, w ychodzące z ty ch ośrod­

ków interferują, a o sta te c z n y m w y n i­

kiem tej in te rfe re n c y i j e s t p ow staw anie obrazu bezbarwnego, sprzężonego z p r z e d ­ m iotem podług praw o p ty k i g e o m e try c z ­ nej. Obraz ten przez okular, j a k przez lupę, oglądamy. (Na fig. 2-giej zaznaczo­

ny j e s t szereg promieni L / P , L \ P , L ' P , L / P , L ur P , in te rfe ru ją c y ch w punkcie P ) . A więc zasadniczą cechę teoryi Abbe- go stanow i to, że uważa ona obraz, k tó ry daje o b jek ty w za w y tw ó r wtórny; z ja w is­

kiem pierw otnem są b arw ne prążk i dyfrak-

(Fig. 2).

c y jn e w pobliżu ogniska o b jekty w u . Nie będziem y tu wchodzili w bliższe w ylicze­

nia, które w y ja śn ia ją in te rfe re n c y ę p r o ­ mieni w ychodzących z widm różnego rzędu, z a sta n o w im y się n a to m ia s t nad e k s p ery m en ta ln e m p otw ierdzeniem tej teoryi.

Do ilu stra c y i teoryi Abbego używa się zazwyczaj p rz y rz ą d u Zeissowskiego. Ma­

my tam s u b te ln ą s ia tk ę d y fra k c y jn ą , sk ła d a jąc ą się z rys w y traw io n y c h w cie­

niutkiej w a rste w c e srebra; oprócz tego — s p ecyalną n a sadk ę, k tó ra daje się wśru- bować w m ikro skop y Zeissowskie, i kil­

k a naście d y a fra g m . J e d n e d y a fra g m y większe um ieszcza się pod stolikiem m i­

kroskopu, tam, gdzie no rm alnie znajduje się d y a fra g m a „Iris“; dru gie m n iejsze—

w e w n ątrz nasadki, o k tó rej była mowa, n a specyalnym szyberku. N asad k ę w s t a ­ wia się pomiędzy tub us a ob jektyw ; j e s t ona t a k urządzona, że można część jej obracać wraz z d y a fra g m ą i o b jek ty w e m , nie w y śru b o w u ją c p rzy te m tego o s ta t­

niego. Jeżeli teraz na sto liku m ikro sko­

pu um ieścim y siatkę d yfra k c y jn ą , a pod spodem stolika dyafragm ę w y c ię tą na- k s z ta lt wązkiej szp .ry, to za użyciem sil­

nego światła, wyjąw szy okular, sp o s trz e ­

żemy w ew nątrz r u ry niedaleko górnego

o tw oru o b je k ty w u s zereg prążków b a r w ­

(4)

276 w s z e c h ś w i a t M 18 nych, k tó re p rze w id u je teo rya . Widzi

się najlepiej p rze su w a ją c oko kolejno n a praw o i n a lewo. S i a tk a A bb eg o sk ła d a się z d w u połów (fig. 3-cia a). W jed n e j podziałka j e s t d w a r a z y m niejsza, niż w d rug iej. Poniew aż u g in a n ie się j e s t tern silniejsze, im w iększe są o d stęp y

a b

(F ig. 3).

a —sia tk a A bbego; b —je j obraz w pł. ogniskow ej o b je k ty w u .

przeto tam , gdzie odległość pom ięd zy r y ­ sam i j e s t m niejsza, w id m a różn ego rz ę d u dalej są położone je d n o od d ru g ie g o (sin <p j e s t od w rotnie p ro p o rc y o n a ln y do a); pod l it e r ą b n a fig. 3-ciej g ó r n a część odpow iada szerokiej podziałce, a d olna wązkiej; są to w łaśnie p rąż k i ba rw ne , k tó r e u k a z u ją się w pł. ognisk, o b j e k t y ­ w u. P o ró w n y w a ją c d w a r y s u n k i a i b widzimy, że w obrazie p ie r w o tn y m i w przedm iocie m am y s to s u n k i w ręcz p rze­

ciwne. .

Z tego, cośmy powiedzieli, w y p ły w a c ie ka w y wniosek: g d y b y ś m y sz tu c z n ie w yw ołali zm ianę w obrazie p ierw o tn y m , to zobaczylibyśm y przez m ik rosk o p in n ą s tr u k t u r ę , niż ta, k tó ra o dpow iada r z e ­ czywistości. Tak, n a prz ykład, jeż e li z a ­ słonim y wrs z y stk ie w id m a n ie p a r z y s te w części, k tó ra o dpow iada szero k iej po­

działce (a m ianowicie p r ą ż k i 1, 3, l', 3' n a fig. 3 b), to obraz w części górnej ni- czem nie będzie się różnić od o brazu j

w części dolnej. R e z u lta t in te r fe re n c y i m usi by ć dla obudwru połów j e d n a k o w y i przez m ikroskop całe pole w idzenia w y ­ da się n a m je d n o s t a jn i e p o p rze rz y n an e w ązką podzialką. W ogóle, p r z y s ła n ia ją c w praw idłow ych o d s tę p a c h p e w n ą ilość widm, kolejno id ą c y c h po sobie, b ę d z ie ­ m y n a d a w a li o brazow i w tó r n e m u tę po ­ stać, j a k ą ma obraz w t ó r n y w razie po- działki drobniejszej; ilość r y s w id z ia n y c h i

będziem y mogli dowolnie podwoić, po­

troić, p o w ię k szy ć c z te rokro tn ie i t. d.

Z apom ocą ty c h z d um iew ających zrazu dośw iadczeń prze k o n y w am y się, że obraz m ik ro s k o p o w y j e s t obrazem w tó rn y m , in te rfe re n c y jn y m . W a r u n e k konieczny in te rfe re n c y i sta n o w i oczywiście is t n i e ­ nie p rzy n a jm n ie j dwu prążków w p ła s z ­ czyźnie ogniskow ej o b jek ty w u . G d y b y ­ ś m y więc zasłonili w sz y stk ie w idm a oprócz jed n e g o , to nie m oglibyśm y o trz y ­ mać obrazu m ikroskopowego. I ten w n io ­ sek znajduje potwierdzenie w d o ś w ia d ­ czeniu. U m ieśćm y w pł. ogniskow ej dya- fra g m ę o wązkiej szparze, k tó ra p r z e p u ­ szcza ty lk o prom ienie środkow e (widmo rzędu 0), a s t r u k t u r a sia tk i zniknie cał­

kiem; widzim y wówczas j a s n e pasmo s to ­ pniowo przechodzące w ciemność. Roz­

szerzm y szparę; zezwólmy n a interferen- cyę w idm 1 go rzędu; r y s y s ia tk i w y s t ę ­ pują, choć są do siebie niepodobne: p r z e ­ działki są rozszerzone, zamglone. Z auw aż­

m y j e d n a k , że w ty m razie, rozszerza­

j ą c stopniow o o tw ór w dyafragm ie, n a ­ przód u jrz y m y s t r u k t u r ę w tej połowie, gdzie p od ziałk a j e s t szeroka, a potem do­

p iero —gdzie wązka; albow iem szerokiej podziałce odpow iadają małe o d s tę p y po­

m iędzy prążkam i d y fra k c y jn e m i i, kied y ju ż w id m a l-go rzędu od podziałki sze­

rokiej będą swobodnie przechodziły przez o tw ór w dyafragm ie, widm a, odp ow iad a­

j ą c e m ały m odstępom pom ięd zy ry sa m i, jeszcze b ę d ą przysłonięte.

T eraz ju ż z łatw o śc ią oznaczym y g r a ­ nicę widzialności przez m ikroskop. W a ­ r u n e k konieczny stan ow i to, a b y p r z y ­ n a jm n ie j prążki d y fra k c y jn e pierwszego rz ę d u m ogły przejść przez o b jek ty w (ob.

fig. 4-tą). Rozumiemy j u ż teraz, że im n

C (Fig. 4).

w ięk sza j e s t ro zw a rto ść o b jek tyw u , t. j.

k ą t <p, k tó ry m og ą tw orzy ć prom ienie

(5)

.Ne 18 W SZEC H ŚW IA T 277 s k ra jn e z osią optyczną, te m subtelniej- i

sze s t r u k t u r y będziem y mogli rozpozna­

w a ć zapomocą przy rządu . Łatw o poddać

J

r a c h u n k o w i w y p a d e k g ran iczn y . Niech rozw artość o b je k ty w u w ynosi 90° (oczy­

wiście m ożna się ty lko zbliżyć do tego ideału), wówczas, s to s u ją c do w idm a 1 go rzędu nasz w zór zasadniczy, otrzym am y:

s i n 'f = n 1 = 1 X ^ — X.

d Cl

To j e s t w o sta te cz n y m razie b ędziem y mogli jeszcze dostrzedz przedm iot o roz­

m iarach nie p rzenoszących długości fali ś w ia tła użytego. K o rz y stne m będzie te ­ dy użycie św ia tła o k ró tk ie j długości fali, np. niebieskiego lub fiołkowego. Mo- 1 żna zmniejszyć długość fali świetlnej i w te n sposób, że przedm iot badany um ieszcza się w cieczy silnie załamują- ; cej światło, np. w bromonaftalinie, gdyż

i

wiadomo, że długość fali świetlnej j e s t <

odw rotnie p roporcyonalna do spółczynni- ka załam ania środow iska. Najdalej w r e ­ szcie posu niem y się w razie zasto so w an ia j ś w ia tła nadfiolkowego, uży w ając kliszy fotograficznej. Zachodzi tu ta komplika- cya, że szkło w grubszej w a rs tw ie j e s t '<

dla pro m ieni nadfiołkowych n ieprzezro­

czyste. Zeiss u s u w a tę trud n ość b u d u ­ ją c sp ecyalne m ikroskopy, zaopatrzone

w soczewki kwarcow o-tluorytow e. W y- 1 niki o trz y m y w a n e są bardzo dobre. Źró­

dłem ś w ia tła j e s t w tym przy pad k u isk ra e le k try c z n a między e le k tro d a m i kadmo- wemi.

E m p ir y c y od d aw na znają jeszcze jed en sposób rozszerzenia g ran ic dostrzegania.

Polega on na użyciu ośw ietlenia sk ośn e­

go, k tó re o trz y m u je m y przez odpowied­

nie u sta w ie n ie lu ste rk a m ikroskopu. Te- ' oretycznie j e s t to zupełnie zrozumiałe.

Promienie, idące po linii prostej od źró­

dła, s k ie r u ją się w ted y k u brzegowi o b je ­ k tyw u , a widmo tego rz ę d u będzie mo­

gło jeszcze przejść przez o b jek ty w kiedy utw orzy ze św iatłem idącem w p ro st k ą t = 2;p (A C na fig. 4-tej). W n a jle p ­ szych w a r u n k a c h pow iększy to zdolność rozpoznawczą m ik ro sko p u dw ukrotnie, czyli, będziemy wówczas mogli zg ru b a w idzieć przedm ioty o rozm iarach rów nych połowie długości fali św ietlnej. Więc

k ie d y chodzi o św iatło niebieskie, to w środow isku o sp. z a ła m a n ia = 1,5 b ę ­ dziem y mogli rozpoznać przedm io ty o w y ­ m iarach liniow ych rów nych mniej więcej 13/iooooo m ilim e tra (zakładając dł. fali św ia tła niebieskiego w p o w ie tr z u = 4 0 0 [ijj., 4%ooooo mm)l fotograficznie zaś, p r z y p u s z ­ czając użycie św ia tła o długości fali

— 240 m oglibyśm y wielkość tę zre­

dukow ać jeszcze do ja k i c h ś 8/100ooo mm- Na podstaw ie teoryi c y nety czn ej ga ­ zów dochodzimy do wniosku, że gó rną gran ic ę dla średnicy cząsteczek g a z u s ta ­ now i mniej więcej V, 000 Ooo mm , dzieli więc nas tym c z ase m jeszcze przestrzeń n ie p rz e b y ta od og ląd ania ś w ia ta c z ąste ­ czek i atomów.

Znane są nieskończone spory biologów 0 sub telne s t r u k t u r y kom órkowe. Otóż w świetle d a n y c h powyższych, j a k to ju ż zauważył Abbe, spOry te m uszą się n a m w y d a ć jałow e i śmieszne, albowiem k ie ­ dy chodzi o przedm ioty n a d e r drobne ty lko nieznaczna część p rąż k ów dytrak- cy jnych przechodzi przez o b je k ty w i o prawdziwej s tr u k tu rz e przedm iotów w y ­ obrażenia mieć nie możemy.

Niewątpliwie, że doświadczenia tego rodzaju, j a k powyżej opisane, są n ie s k o ń ­ czenie in te resu jąc e dla w szystkich , k tó ­ r z y stale posłu g u ją się m ikroskopem , j a ­ ko narz ę dz ie m b a d a ń , czyli przedewszy- s tk ie m — dla biologów. N ie s te ty je d n a k do biologów odgłosy teoryj fizycznych tylko zrzadka dochodzą, z re sz tą trudno przypuszczać, aby każdy m ik ro sk o p ista rozporządzał właśnie m ikroskopem Zeissa 1 posiadał dodatkow e przy bo ry do s p ra w ­ d zenia teo ry i Abbego. W ydało mi się przeto rzeczą zastano w ienia godną, czy nie m ożnaby znaleść sposobu, aby każ­

dy, bez w zg lędu n a posiadane narzędzie, mógł n a jp ro stsz e m i śro dk am i przekonać się, j a k zwodniczym może być m ikroskop w wielu przy p a d k a c h . Po kilku próbach znalazłem, że można na k ażdym m ikro ­ skopie spraw dzić teoryę Abbego, nie ucie­

k a ją c się do żadnych p rzyborów d o d a t­

kow ych i t o —w sposób również dosko­

nały, j a k za użyciem siatki dy fra kc yjn e j.

Tę o sta tn ią najlepiej będzie zastąpić łu ­

s k a m i motylemi; zw ykły k a p u stn ik (Pie-

(6)

W SZ E C H ŚW IA T j\2 18 ris brassicae) n a d a je się doskonałe; z r e ­

sz tą głogowiec, c y tr y n e k , paź królowej i t. p. również nie są do odrzucenia.

Czasami op tyk d o da je j u ż do m ik ro s k o ­ pu p r e p a r a t z łu s e k m o ty la V a n e s s a Ja- nira; ta k i p r e p a r a t słu ży ł mi do zdjęć tu zam ieszczonych. Na łu sk a c h w sz y s tk ic h ty c h m otyli z n a jd u je m y dwa u k ła d y p rąż­

ków: silne podłużne i słabe poprzeczne (ob. fig. 5). I j e d n e i d ru g ie ułożone są

Ł uski m o ty la Y an essa Ja n ira ; a —bez d y a fra g - m y; b —sz p ara ró w n o le g ła do osi p o d łu ż n ej; c—

p ro sto p a d ła w zg lę d em niej.

t a k praw idłowo, że z a s t ę p u ją s ia tk ę d y ­ frakcy jną; p o w s ta ją też tu w p łas z c z y ­ źnie ogniskow ej o b j e k t y w u d w a sz ere g i widm w zględem siebie p ro sto p a d ły c h . J e ­ żeli teraz u s ta w im y w ognisk ow ej o b j e k ­ ty w u d y a fra g m ę t a k wązką, że b ędzie za­

trz y m y w a ła w sz y s tk ie w idm a oprócz ś w i a ­ tła bezpośredniego (widmo rzę d u 0), to, j a k e ś m y to ju ż widzieli, s t r u k t u r a p r z e d ­ m io tu zniknie. W ty m p r z y p a d k u , k i e ­ d y s z p a ra z a tr z y m a w sz y s tk ie w id m a od­

pow iadające p rąż k o m podłużnym , pozo­

s ta n ą tylko p rą ż k i poprzeczne i naod- wrót. Fig. 5 -ta i lu s t r u j e to d o sta te cz n ie, choć re p r o d u k c y a daje ledw o słabe w y ­ obrażenie o tem , co się widzi w rze c z y ­ wistości. Co do d y a fra g m y , w y k r a w a się j ą z czarnego papieru; s z p a r a w d a n y m razie m iała około :i/ 4 mm szerokości. A b y obracać dy a fra g m ę , m ożna j ą po pro stu położyć wr g ó rn y m otwrorze o b je k ty w u , e w e n tu aln ie u m ocow ać j ą ta m od robiną wosku. O b je k ty w u nie w k rę c a się aż do końca; w te n sposób z d o b y w a m y sw o b o­

dę r u c h u obrotow ego. Wry b ie r a m y u p r z e ­ dnio o dpow iednią łu s k ę i u s ta w ia m y j ą np. osią podłużną w k i e r u n k u okna. P o ­ tem, w y ją w s z y okular, o b ra c a m y o b j e k ­

tyw , póki sz para w d y afrag m ie nie b ę ­ dzie m iała tego sam ego kieru n k u . O ku­

l a r w s ta w ia m y n a p o w ró t i przedm iot og ądamy. P od ob na m an ip u la c y a pozwoli na m skrzyżow ać szparę w dyafragm ie z osią podłużną łuski. Można też p opro­

s tu obracać szkło przedm iotowe, co j e ­ d n a k j e s t mniej dogodne. Czasem z d a ­ rzy się szczęśliwie, że obok s :ebie leżą dwie łuski w zględem siebie prostopadłe.

Obraz troi się, jeżeli w y k ra je m y taki ekran, że przep u sz c za tylk o co 3-cie w i­

dmo; w tym celu rob im y trzy wycięcia po 0,5 mm, p ozostaw iając pomiędzy nie­

mi odstępy milimetrowe.

P o d a n y tu sposób w y m a g a oczywiście e k s p e r y m e n ta to r a p rzy w y kłe go do m i­

kroskopow ania. Jeżeli chodzi o demon- s tra c y ę liczniejszem u a u d y to ry u m , p o le ­ ciłbym n a s tę p u ją c e bardzo proste u r z ą ­ dzenie. Do ok u laru m ikroskopu dorabia się dobrze pa su ją c e kółko mosiężne. J e s t ono połączone trz e m a d r u ta m i z p ierś c ie ­ niem dolnym (ob. fig. 6-ta), k tó ry docho-

C D

(Fig. g ;.

dzi p raw ie do ogniskowej o bjek ty w u . Na ty m pierścieniu u m ieszczam y d yafra g m y . O bracając okular, zobaczym y, że obraz d o s tr z e g a n y zm ien ia się zależnie od po- zycyi dyafragm y.

St. Landau.

(Dok. nast.).

(7)

jsr® i8 W SZECHŚW IAT 279

G. D E V A N L A Y.

P R Z Y P Ł Y W Y I O D P Ł Y W Y S K O ­ R U P Y Z I E M S K I E J ‘).

Oddaw na ju ż usiłowano sprawdzić, czy to, co n a z y w a m y lądem stałym , nie do­

znaje czasem pod działaniem księżyca odkształceń p e ryod y cznych, innem i sło­

wy, p rzyp ły w ów i odpływów, podobnych do tych, j a k i m u leg a ją w ody oceanów.

Aż do o s ta tn ic h czasów badania, podej­

m owane w ty m kieru n k u , pozostawały bez re z u lta tu t a k dalece, że w końcu w y ­ bitni uczeni oświadczyli, że zagadnienie to nie może być rozwiązane. Niedawno o b se rw a to ry u m w Poczdamie podjęło na nowo tę pracę, a cierpł'w e i pracow ite po sz u k iw an ia uwieńczyło świeżo powo­

dzenie zupełne; w samej rzeczy, poszu­

kiw a n ia te udowodniły istnienie przy pły ­ wów i odpływów sk o ru p y ziem skiej, k tó ­ re od tąd można uważać za fakt, s tw ie r ­ dzony naukowo. Karol L allem and, czło­

n e k B ureau des L o n g itu d e s i d y rek to r francuskiego U rzędu niwelacyjnego, prz e d ­ s ta w ił n a posiedzeniu F ra n cu s k ie g o To­

w a rz y stw a astronom icznego wyniki, k tó ­ re o trz y m an o w o bse rw ato ry u m pccz- dam skiem pomimo trud n ości, uw ażanych dotąd za nieprzezw yciężone.

P rz ed e w sz y s tk ie m , j a k t u stw ierdzić r u c h y całości sk o ru p y ziemskiej ta k n i e ­ zm iernie słabe? Brak do tego zupełnie punktów , k tó r e b y można obrać za w y ty ­ czne. Gdy chodzi o p rzy pły w y i odpły­

wy oceaniczne, to m am y do swego roz­

p orzą d z e n ia brzegi względnie stałe, w y­

spy i lądy; ale żeglarz, znacznie oddalo­

ny od brzegów, ju ż nie m a świadomości przypły w ów i odpływów, jeżeli zaś w y ­ ob razim y sobie n a chwilę, że ziemia j e s t całkow icie p o k r y ta wodą, a ludzkość m ieszka n a w y sp a c h pływ ających, to m o­

żemy być pewni, że zjaw isko przypływów i odpływów pozostałoby jej nieznane.

') R evue G en e ra le des sciences 30 m arca 1909 roku.

I Otóż, celem uwidocznienia r u c h u sk o ru ­ py ziemskiej, któ reg o istn ienia się do­

myślano, zwrócono się do w ahadła.

Wiadomo, że wahadło, sk ła d a jąc e się np. z m asy ołowianej, zawieszonej na nitce, przybiera w stanie spoczynku kie­

ru n e k pionowy, t. j. k ieru n e k w y p a d k o ­ wej sił, k tó re na nie działają. Gdyby ziem ia była s am a we wszechświecie i n a d ­ to była nieruchom a, je d n o lita i doskonale k u lis ta, to k ieru n e k pionowej przecho­

dziłby ściśle przez środek globu ziem ­ skiego. W rzeczyw istości ta k nie jest.

W s zy stk ie ciała ulegają p raw u “N ew tona, t. j. przyciągają się z siłą, w prost pro- p orcyonalną do swej m asy i odwrotnie proporcyonalną do k w a d r a tu z odległo­

ści. W ahadło nasze nie może się wyła­

mać z pod tego prawa, jeżeli więc np.

znajdzie się w sąsiedztw ie góry, to b ę ­ dzie przez nią przyciągan e, a k ieru n k iem linii pionowej, będzie ten, któ ry p r z y b i e ­ rze n i tk a w ahadła. T ak samo ulega ono działaniu księżyca i słońca, że w ym ieni­

my tylko głów ne ciała, n a nie działają­

ce. Otóż, w y ob ra ź m y sobie na chwilę, że g ru n t, na k tó ry m wahadło j e s t u s ta ­ wione, j e s t doskonale sz ty w n y i że u le ­ g a ono je d y n i e działaniu księżyca. Po­

niew aż księżyc zmienia miejsce w p rze ­ strzen i, będzie pociągał wahadło w swym r u c h u i ostrze w a h ad ła znaczyć będzie na ziemi linię krzy w ą , której przebieg będzie w pew n y m zw iązku z ru chem księżyca. P rz y p u ść m y teraz odwrotnie, że g r u n t posiada ruchliw ość doskonałą, analogiczną np. z ruchliwością wody, i że nad to u leg a również działaniu księ­

życa; w ty ch w a ru n k a c h wahadło, j a k wyżej, będzie w dalszym ciągu przy c ią ­ gane i p rze su w a n e przez księżyc, ale g r u n t, z k tórym j e s t związane będzie przyciągany i prze su w a n y w ten sam sposób, ta k , iż w tem przypuszczeniu przesuw anie się ostrza w a h a d ła w zglę­

dem g r u n tu będzie zerem. Ponieważ atoli g r u n t nie p osiada ani bezwzględnej sztyw ności, ani doskonałej ruchliwości, przeto możemy przypuścić, że po części u legać będzie działaniu księżyca i że p o ­ między ostrz e m w ahadła a g r u n te m za­

chodzić będzie pewien ru ch względny,

(8)

280 W S Z E C H Ś W IA T JVe 18 k t ó r y służyć może za m ia rę o dkształcę-

j

nia s k o ru p y ziemskiej czyli p rzy p ły w ó w je j i odpływów.

Jeżeli za j e d n o s t k ę ob ierz em y c a łk o ­ w ite przesu nięcie te o r e ty c z n e w a h a d ła pod w p ły w em k s ię ż y c a i o z n aczy m y j e liczbą 1, i jeż e li n a d to o z n aczy m y przez A przesunięcie w zględne wrah a d ła n a sk o ­ r u p ie ziem skiej, a przez B odkształcenie t. j. p rzy pły w łub o dpływ tej sk orup y , to m ożna to, cośm y dopiero co p o w ie ­ dzieli, s tr e ś c ić w tab lic y n a s tę p u ją c e j:

P rz esu n ię cie w zg lę d n e

W ahadła

P rz esu n ię cie czyli p rz y ­

p ły w lu b od­ Silnia G ru n t

na g ru n c ie p ły w g ru n tu

dosk o n ale 1 0 1

s z ty w n y G ru n t częściow o p la s ty c z n y

A B 1

G ru n t

d o sk o n a le 0 1 l i .

p ły n n y . . .

Otóż, przesunięcie c a łk o w ite i t e o r e t y ­ czne w a h a d ła d a je się obliczyć n a p o d­

s ta w ie w yżej p rzy toc zon e g o p r a w a N e w ­ tona; w rzeczy sam ej, z n a m y m asę w a ­ h a d ła i m asę księ ż y c a i m ożem y w k a ­ żdej chwili znaleść położenie i odległość tego o statniego. A z a te m , je ż e li p o t r a ­ fimy zao bserw ow ać i zm ierzy ć p r z e s u n ię ­ cie w zględn e A w a h a d ła to w y p ro w a d z i­

m y s tą d od kształcen ie czyli p r z y p ły w łu b odpływ B s k o ru p y ziem skiej, p onie­

waż te dwie w a rto ś c i d o p e łn ia ją się w z a ­ je m n ie wedle rów ności A~\-B= 1.

T u ta j to tk w i głów na tru d n o ś ć . W s a ­ mej rzeczy, przesunięcie t e o r e ty c z n e c a ł­

kow ite w a h a d ła j e s t n ie s ły c h a n ie drobne;

jeżeli w y o b ra z im y sobie wahadło m e t r o ­ wej długości, to k rz y w a , z atoczo n a przez je g o ostrze pod w p ływ em księżyca, m o ­ g ł a b y się zmieścić cała n a pow ierzchni, m niejszej od ty sią c z n e j części m ilim e tra k w a d ra to w e g o ; a b y u w id oc z n ić ta k ie przesunięcie, t r z e b a b y użyć m ik ro sko p u, po w ię k sza jąc e g o 10 ty s ię c y razy, a m i­

k ro sk o p u takiego, j a k wiadom o, niem a.

Nadto, w ahad ło nasze u le g a je d n o c z e śn ie p r z y c ią g a n iu słońca; dalej, g r u n t, k tó ry u trz y m u je n a sobie w ahadło, p o d d a n y

| j e s t działaniu ciepła słonecznego, k tó re w y tw a r z a w nim o d k ształcen ia m iejsco­

we, daleko znaczniejsze od tych, k tó re z a m ierz a m y mierzyć; t a k np. zakłócenie, w y w o ły w a n e przez ciepło słoneczne, j e s t na pow ierzchni ziemi 50 razy większe od zakłócenia, w y w o ływ aneg o przez p r z y ­ c iąganie księżyca, a n a głębokości 25 m e ­ tró w —jeszcze 7 razy większe; wobec t e ­ go w sz y s tk ie g o ruch, k tó ry chcem y zm ie­

rzyć, tonie wj powodzi ruchów innych znacznie w iększych.

A b y pokonać w sz y stk ie te tru dn ości w zięto się do rzeczy w Poczdam ie w spo­

sób n a s tę p u ją c y : P rz ed e w sz y stk ie m , w a ­ hadło pionowe zastąpiono w a h a d łe m po ­ ziomem, k tórego zasa d a j e s t następ ująca:

W y o b ra ź m y sobie, że m a m y w ahadło pionowe, d rg a ją c e dokoła osi poziomej i że zwolna poch ylim y cały te n u kład aż do położenia, w k tó re m oś w a h a ń s t a ­ nie praw ie pionowo. W tem nowem p o ­ łożeniu przesunięcie sw obodnego końca w a h a d ła byłoby tak ie samo, j a k p r z e s u ­ nięcie w a h a d ła pionowego, którego p u n k t zaw ieszenia b yłb y um ieszczony w miej scu, gdzie się s p o ty k a ją p rzedłużenie osi w a h a ń oraz pion, przechodzący przez s w ob od ny koniec w ahadła. Rzecz p r o ­ sta, że w ahadło nie może być ściśle po­

ziome, poniew aż w te d y nie m ogłoby wcale d rg a ć sy ste m aty c zn ie . W Poczdamie oś w a h a ń czyniła z pionem kąt, ró w n y 5 m i­

n utom , tak, iż, m ają c do rozporządzenia w a h a d ło zaledwie 25 c e n ty m etro w e , o trz y ­ m y w a no przesunięcia, rów ne tym, ja k i e da w a ło b y wahadło pionowe, d ługie na 500 m etrów . Koniec w a h a d ła o pa trz o n y był zwierciadełkiem , n a k tó re padał p r o ­ m ień światła. Pro m ień ten podczas p r z e ­ sun ięć w a hadła padał po odbiciu na w a ­ lec, um ieszczony w odległości 4,5 m etra, ożywiony ru ch e m ob ro tow y m i p o k r y ty papierem uczulonym; w ten sposób p r z e ­ su nię c ia w a h a d ła m ogły być regestrow a- ne fotograficznie. D w a takie wahadła, prostopadłe w zględem siebie, na chylone b y ły pod k ą te m 45° w zględem południka.

Cały ten układ u sta w io n y był w pokoju,

z n a jd u ją c y m się w głębokości 25 m etrów,

gdzie panow ała przez rok o k rąg ły t e m ­

p e r a t u r a s ta ła 11,°7 C.

(9)

W SZEC H ŚW IA T ‘281 P ierw szy s z e re g spostrzeżeń trw a ł 30

miesięcy, poczem dla kontroli przepro w a­

dzono jesz c ze cykl drugi, k tó ry trw ał dw a lata.

Krzywa, w ten sposób o trzym an a, p r z e d s ta w ia ła szereg niep raw idło w y ch fal, któ re odpow iadały względnem u p rze­

s u w a n iu się w a h a d ła za sp ra w ą w s z y s t­

kich przyczyn, n a nie działających. Te­

raz trz e b a było z tej skom plikowanej krzyw ej wydzielić przesunięcie specyal- ne, będące w y nik iem sam ego ty lk o dzia­

łan ia księżyca. W ty m celu użyto m e­

tody nadzw yczaj pom ysłowej, k tó ra ju ż b y ła s to so w an a w b a d a n ia c h nad p r z y ­ p ły w a m i i odpływ am i oceanu.

W iadom o, że doba gwiazdowa, czyli okres czasu, k tó ry u p ły w a pomiędzy dwoma kolejnem i przejściami je d n e j i tej samej gw iazdy przez południk, równa się ściśle 24 godzinom. Ś re d n i dzień słone­

czny, czyli okres czasu, k tó ry upływa pom iędzy d w om a przejściami słońca przez południk ró w n a się 24 godzinom trzem m in uto m i 36 sekundom . Z drugiej s tr o ­ ny, ś re d n ia długość dob y księżycowej wynosi 24 god ziny 50 m in u t i 5 sekund A zatem , podzieliw szy w myśli o trz y m a ­ n ą k rz y w ą na paski o długości, odpowia­

dającej długości doby księżycowej, i na- I łożywszy wrszystkie te p aski je d n e na drugie, albo też w ziąwszy ś re d n ią w s z y ­ s tk i c h ta k ic h krzy w y ch, o trz y m a m y krzy- I wą, k t ó r a p r z e d s ta w ia ć będzie przesunię- ! cie, będące w ynikiem sam ego tylko dzia­

łan ia księżyca. W samej rzeczy, na k a ­ żdy z u w a ż a n y c h p asków wpływ k s ię ż y ­ ca u ja w n i się w sposób zgodny; ta k np.

przesunięcie m ak sym u m , któ re zdarza się zaw sze o tej samej godzinie, z a ry s u je się zaw sze w j e d n e m i tem sam em miejscu n a każdej k rzyw ej, g d y tym c z ase m prze­

sunięcia, pochodzące z in n y ch przyczyn, k tó ry c h okres m a in n ą długość, w y s t ą ­ pią w in n y c h m iejscach o trz y m an y c h krzyw ych: raz powyżej, to znowu poni­

żej linii zerowej i w koń c u zniosą się w zajem n ie w p rze c iw sta w ie n iu do p r z e ­ sunięcia, wyw ołanego przez księżyc.

T ą d r o g ą stw ierdzono, że faktyczne p rzesunięcie względne równało się 3/5 przesunięcia, obliczonego wr p rzy p u sz c z e ­

niu, że g r u n t j e s t bezwzględnie szty w ny.

To znaczy, że odkształcenie g r u n tu , czyli przypływ i odpływ s koru py ziem skiej, ró w n a się 3/i tej wartości, j a k ą b y p o s ia ­ dało, g d y b y g r u n t posiadał ruchliw ość oceanu. Otóż, ponieważ śre d n ia w y so ­ kość przypływ ów i odpływów oceanicz­

n y c h wynosi 50 cm, przeto śre d n ia w y ­ sokość przypływ ów i odpływów ziemskich w ynosi a/5 tej liczby czyli 20 cm. A za­

tem ląd s ta ły , po k tó ry m s tą p a m y pod­

nosi się i opada co każde 12 godzin o 20 cm. P ra w d a , że w yn ik ten dotyczę j e ­ dynie Poczdamu, i że należałoby go s p r a ­ wdzić dla in n y ch miejscowości globu. Ta ruchliw ość g r u n tu , zdaje się nie pozo­

s ta je bez pew nego w p ły w u na obserwa- cye astronomiczne. Z drugiej strony, z b a d ania k rzyw ych, o trz y m an y c h w Pocz-

; damie, zdaje się w ynikać, że w tem miejscu g r u n t posiada większą odporność w k ieru n k u wschodnio - zachodnim , ani­

żeli w k ieru n k u północno - południowym, co j a k g d y b y potw ierdza poglądy zwolen­

ników czworościennej postaci ziemi, a l­

bowiem odporność czw orościanu j e s t wię­

ksza w k ie r u n k u kraw ędzi, aniżeli w kie-

! runku, do nich prostopadłym .

Tłum. S. B.

E. B O K E L.

M E T O D A H E N R Y K A P O I N C A R E G O .

Z apytyw ano mnie nieraz na czem po­

le g a ją prace m atem aty czn e, k tó ry m H en­

ry k P oincare zawdzięcza swoję sławę;

niestety, sam fakt, że nazwisko danego

m a te m a ty k a j e s t ogólnie znanem , nie

w y starcza jeszcze do spo p ulary zo w ania

: teoryj analizy m ate m a ty cz n e j; copraw da

zaciekaw ienie czytelników do tych kwe-

styj j e s t dosyć u m iark ow ane, zad aw alają

ich słowa, nie n a le g a ją na zrozum ienie

myśli; zadowolić ich, może być rzeczą

bardzo miłą, ale tu ta j nie byłoby to na

miejscu. J e d y n a rad a , k tó rą uczciwie

(10)

282 W SZEC H SW IA T K q 18 dać można osobom in te r e s u ją c y m się r z e ­

czywiście tre śc ią prac P o in c a re g o , j e s t , a b y się p rz y g o to w a ły do c z y ta n ia t y c h prac dziesięcioletniem i s tu d y a m i m ate- m atycznem i; trzy , lub c z te ry l a t a w y ­ s ta r c z ą dla c z y te ln ik a o bezn an e g o z z a ­ s a d am i w y k ła d a n em i w szko łach ś r e ­ dnich.

Je d n a k ż e , jeżeli m u sim y się w yrzec u p r z y s tę p n ie n ia szersz em u ogółowi w y ­ ników b a d a ń , n a mocy k tó ry c h H e n r y k Poincare s ta n ą ł obok pięciu, czy sześciu wielkich m a t e m a t y k ó w X IX -g o w iek u i w pierw sz y m sz ere g u m a te m a ty k ó w X X -g o wieku, nie odnosi się to do m e­

tody, k tórej używ ał w sw y c h pracach.

S p ró b u ję dać k r ó tk ą c h a r a k t e r y s t y k ę tej m etody; nie będzie to n ie d y s k r e c y ą z mej stro n y , gdyż sam Poin care nie s ta r a ł się n ig d y u k ry ć działalności sw eg o u m y s ł u 1).

M etoda Po incarego j e s t p r z e d e w s z y s t- kiem cz y n n a i k o n s tr u k c y jn a ; p r z y s t ę ­ p u je do pew nego z a g ad n ie n ia , b a d a je g o s ta n obecny, nie z a jm u ją c się z b y t je g o history ą, o dn a jd u je n a ty c h m ia s t now e fo rm uły a n alityczne, n a k t ó r y c h p o d s ta ­ wie m ożna z a g ad n ie n ie rozw inąć dalej, stre s z c z a pospiesznie głów n e w y n ik i i...

przechodzi do innej sprawry. Tw ierdzi, że u ko ń czy w szy p e w n ą pracę, widzi z a ­ wsze, w ja k i sposób m o żn a b y je j w y ­ k ład udoskonalić, ale n a w e t m u przez m y śl nie przechodzi, żeby poświęcić p a ­ rę dni te m u czy sto d y d a k ty c z n e m u z a ­ ję c iu ; czasu tego użyje lepiej na nowe

odkrycia.

W te m w s z y stk ie m n ie m a n ic takiego, coby specyalnie c h a ra k te r y z o w a ło m a t e ­ m atykę; z b a d ajm y głębiej m ec ha niz m j e ­ go odkryć. M echanizm ten polega prze- dew szystkiem , j a k e ś m y to wyżej z azn a­

czyli, n a bu d o w a n iu n o w ych formuł; nie będzie z b y te c z n e m silniejsze u w y d a t n ie ­ nie tego faktu , gdyż ta zdolność k o n ­ s tr u k c y jn a j e s t może c h a r a k te r y s ty c z n y m ry sem u m y słu P oincarego. C h cąc być

>) P a tr z o sta tn ią je g o pracę „S cience e t Me- th o d e “ (W ie d za i M etoda) (Flam m arion); rozdział p. t. „Tw órczość M a te m a ty c z n a 11 tłu m ac zo n y w e W szechśw iecio. (P rz y p . tłum .).

zro z u m ia n y m przez czytelników nieobe- z na nych z m ate m a ty k ą , m uszę, użyć pe­

wnego porównania; wiedzą oni co to j e s t r a c h u n e k a ry tm e ty c z n y i w ielu z nich m ogłoby przypuszczać, że m a te m a ty c y robią n ieskończenie długie d o daw ania i mnożenia... również j a k np. w y c ią g an ia p i e r w ia s tk u sześciennego. W rzeczyw i­

stości działania a ry tm e ty c z n e są to j e ­ d yn ie k o m b in a c y e liczb całych, złożo­

n y c h z j e d n o s te k ró w ny ch pomiędzy so­

bą; m ożna by j e porów nać z bu d o w ą m u ­ rów b ardzo rów nych, z cegieł, w y r o b io ­ nych podług je d n e g o wzoru; j e s t to p r a ­ ca, w y m a g a ją c a je d y n ie cierpliwości i t r o ­ chę s ta r a n ia . P rzeciw n ie zaś w d z ia ła ­ n iach a n a lity c z n y c h p o słu g u je m y się b a r ­ dzo ro zm a ity m m atery ałem ; różnorodność je g o p orów nać m ożna z różnorodnością różnych b u d o w n ic tw , w k tó ry c h u ż y w a ­ m y kam ienia, m a rm u ru , drzewa, żelaza i t. d.; różnią się tak m iędzy sobą, j a k n a p rz y k ła d p a n c e r n ik różni się od k o ­ ścioła go tyckiego; m ają też i tę w spólną cechę z budowlam i arch itekto nicznem i, że wrażenie p ię.m a j e s t w yw ołane przez p ro sto tę i w y k w in tn o ś ć g łów nych linij, i —że tu i ta m nie widzimy w ysiłk u, za- pom ocą któ re g o dochodzimy do tego r e ­ z u lta tu .

H e n r y k P oincare j e s t wielkim bu d o ­ wniczym; umie dokładnie zastosować swoję budowlę do celu, k tó ry chce osią­

g nąć, żadna tru d n o ś ć nie s trą c a go z raz o branej drogi. Pod ty m względem po- rówrnać go można z ludźm i czynu, k tó rz y niweczą w szystk ie przeszkody, dzielące ich od obranego celu; różnica polega na tem , że zdobycze Poincarego należą do dziedziny myśli.

B yłoby może ciekaw em zbadać do j a ­ kiego stopnia ta m eto d a pracy m ogła w płynąć na filozofię Poincarego; ludzie czynu m a ją zw ykle wielką pogardę dla je d n o s te k , którem i dowolnie kierują; t a k samo, człowiek, przyzw yczajon y do tego, że w szelkie form uły poddają się je g o po­

jęciom , mógłby chcieć nie p rzy pisy w ać im w a rto ś c i absolutnej wyższej od je g o osobistego sądu. Zadowolę się zaznacze­

niem , j a k bardzo b y łb y z a jm u ją c y te n

sposób z a p a try w a n ia n a pojęcia filozofi-

(11)

j Y o 18 W SZEC H SW IA T 28.3 czne Poincarego; ich właściwa doniosłość

byłaby może lepiej pojęta.

Rzeczywiście chciano w nich widzieć ja k ie ś odrzucenie w imię n a u k i w szel­

kiego pojęcia racyonalnego i p o z y ty w n e ­ go, j a k g d y b y nie było sprzecznością po­

tępienie w imię n a u k i sam ych podstaw n auki. Niedawno, podczas uroczystości akadem ickiej i światow ej, pewien h isto ­ ry k, chełpiąc się z tego, że nigdy nie zrozumiał pierwszych zasad m ate m a ty k i, nazw ał „początkującym i" tych, którzy inaczej niż on, objaśn iają myśli Po in c a ­ rego; nie z astano w ił się nad tem, że, ab y je zrozumieć, b r a k mu było wielu wia­

domości n iezbęd n ych , nie wyłączając może ty ch , k tó re w y k ła d a ją w nau cza­

niu początkowem . Podobnie, j a k ów hi­

storyk, n ie k tó rz y nie chcą przyznać, że znajom ość pierwszych zasad n a u k j e s t niezbędna, jeżeli chcem y mówić o „filo­

zofii n a u k i 1*; wolą oni pogardzać ludźmi, przy w ią z u ją c ym i pewne znaczenie do p rzy sw o je n ia sobie ty c h zasad.

Ale p o w róćm y do m etod y m a t e m a t y ­ cznej P oincarego; można j ą również s c h a ­ ra k te ry z o w ać , mówiąc, że P o incare j e s t bardziej zdobywcą, niż kolonizatorem; za­

puszcza się w n iezb ad ane k r a in y i po ­ zo sta w ia ją c inn ym kłopot zap row adzenia ładu w swoich zdobyczach, udaje się w nowe stro n y, gdzie je g o obecność j e s t pożyteczniejsza.

D latego też mało wagi przyw iązuje do pojęć, k tó re się n a ty c h m ia s t nie u rzeczy ­ w is tn ia ją pod zupełnie k o n k r e tn ą po sta ­ cią; j e s t to jesz c ze je d e n rys c h a r a k te ­ r y sty c z n y , upodobniający go do ludzi czynu: nie j e s t ani m arzycielem , ani ide­

ologiem i m ożnaby n a w e t powiedzieć, g d y b y tw ierd z en ie ta k p ara d o k sa ln e nie było narażone n a złe zrozumienie, że je g o u m y sł p racu je w sposób z b y t cią ­ gły, ażeby znaleść chwilę spokoju, po­

trz e b n ą dla rozw agi. Pow iedzm y popro- stu, że jeg o m etoda p racow ania zbył j e s t czynna, ażeby miał czas na rozważanie, k tó re b y n a ty c h m ia s t nie prowadziło do k o n k r e tn e g o w y niku.

Dzięki w łaśnie tej metodzie mógł on 1 oddać się całkowicie twórczości n a u k o ­ wej, k t ó r ą przew yższył w szystkich ma- [

te m a ty k o w od czasów Gaussa i Cauchy- ego i która w zrastając z k a ż d y m rokiem, będzie, zapewne, w końcu n a jc e n n ie j­

szym wkładem, j a k i kiedykolw iek m a te ­ m a ty k wniósł do s k a rb c a um ysłowego ludzkości.

Tłum. H.

Przypisck tłum . W obec coraz w ię k s z e ­ go zainteresow ania, ja k ie u n a s budzą prace H enryk a Poincarego, uważaliśm y za właściwe zapoznać c z ytelników pol­

skich z c h a r a k te r y s ty k ą umysłowości wielkiego uczonego, daną przez znanego re d a k to ra m iesięcznika „La Revue du Mois“, profesora Sorbony, Em ila Borela.

A k a d e m i a U m i e j ę t n o ś c i .

III. Wydział matematyczno-przyrodniczy.

Posiedzenie dnia 5 kwietnia 1909 r.

Przew odniczący: D y rek to r E. Janczewski•

(D okończenie).

Czł. S. Zaremba referuje pracę własny p. Ł.: „O istnieniu najwyżej jednego tylko rozwiązania zagadnienia Dirichleta*.

P. Z. okazuje, że twierdzenie o istnieniu jednego tylko rozwiązania zagadnienia Di­

richleta jest ważne wobec zastrzeżeń bar­

dziej ogólnych od tych, które są przyjęte w klasycznem brzmieniu wspomnianego

| twierdzenia.

Czł. Nap. Cybulski zdaje sprawę z pracy wykonanej wspólnie z p. J . Dunin-Borkow- śkitn p. t.: „W pływ błon i przegród na siły elektrom otoryczne1*.

Autorowie wyżej przytoczeni, wstawiając do ogniw k o n centracyjnych i płynnych pę­

cherz, żelatynę, pergamin, białko, glinę i mięśnie, wykazują, że każda tak a prz e­

groda wywiera wpływ na siłę elektromoto­

ryczną ogniw: bądź ją zwiększa, bądź zmniej­

sza. Te zmiany w sile elektromotorycznej są według nich skutkiem zmian współczyn- nika ruchliwości jonów w samych przegro­

dach. Zmiany to są zależne tak od n a tu ry przegród, jakoteż od elektrolitów znajdują­

cych się w roztworach. W razie kwasów ra -

stępuje zazwyczaj zmniejszenie ruchliwości

katjonu i w tym względzie wyjątek stanowi

tylko pergamin. W razie ługu sodowego

zmniejsza się współczynnik anjonu bez ró-

(12)

W SZEC H S W IA T JS6 18 żnicy dla wszystkich przegród. Ponieważ

mięśnie, podobnie j a k żelatyna zmniejszają, współczynnik ruchliwości katjonu, przeto pp. C. i D.-B. dochodzą do wniosku, że przekrój poprzeczny mięśnia lub nerw u w sk u tek obumierania i zakisania nie może być źródłem siły elektromotorycznej, w t a ­ kim razie bowiem w chwili odprowadzania prądów powierzchnia przekroju musiałaby być dodatnia, w rzeęz 3 -wistości zaś je st za­

wsze odjemna. Z doświadczeń więc p ow yż­

szych wynika, że dotychczasowe z a p a try w a ­ nia na sprawę powstawania prądów w t k a n ­ kach żywych są zupełnie nieuzasadnione.

Czł. E . Godlewski przedstawia pra cę p.

Ad. Dzierzbickiego p. t.: „Kilka spostrzeżeń nad wpływem związków próchnicznych na rozwój drożdży i fe rm entacyę alkoholową".

N o ta tk a tymczasowa z zakładu chemii rol­

niczej Uniw. Jag.

P. Dzierzbicki stwierdził, że dodatek p e ­ wnej ilości ziemi albo wydzielonych z niej związków próchnicznych do pożywki, złożo­

nej z c u k r u gronowego, asparaginy i soli mineralnych, bardzo znacznie przyspiesza rozwój drożdży, wysianych w takiej pożyw­

ce, ja k niemniej i powodowaną przez nie fe rm entacyę alkoholową. T en korzystny wpływ szczególniej silnie ujawnia się w te n ­ czas, kiedy do zakażenia^ pożywki użyjemy bardzo małej ilości drożdży; gdy wysiew drożdży jest obfity, fe rm entacya szybko n a ­ stępuje i bez próchnicy, tak, że wpływ jej mniej wybitnie w ted y się objawia. P ró c h n i­

ca nie stanowi szczególniej dobrego pokar ■ m u dla drożdży, ale w pływ jej na rozwój drożdży zdaje się być podobny j a k wpływ jej na rozwój azotobaktera.

Czł. Wł. Szajnocha przedstaw ia rozprawę p. J, Jarosza p. t.: „S tratygrafia wapienia węglowego w okręgu krakow skim ".

N a podstawie bogatego m a te ry a lu paleon­

tologicznego, przeważnie przez siebie zebra­

nego, p. J . udało się podzielić wapień wę­

glowy okolic Krakow a na dwa oddzielne piętra. Dolne piętro Spirifer tornacensis, zbudowane z czarnych i ciem nych wapieni z krzemieniami i łupków iłowych bitum icz­

nych, rozprzestrzenione jest wyłącznie na wschód od Dębnika, górne zaś piętro Pro- d u c tu s giganteus, zbudowane z białych i j a ­ snych wapieni, przeważnie g rubo uławico- nych, w ystępuje na powierzchnię prawie wyłącznie na zachód od Dębnika.

Sekretarz zawiadamia, że Komisya fizyo- graficzna odbyła dwa posiedzenia adm ini­

strac y jn e pod przewodnictwem prof. d-ra Kreutza, mianowicie w dniach 11-go grudnia 1908 i 17-go marca b. r.

N a pierwszem z nich Przewodniczący, za­

gajając posiedzenie, wspomniał o stracie, k tó ­ rą Komisya poniosła przez śmierć, zasłużo­

nego członka, prof. Gustawa Steingrabera.

Pamięć zmarłego obecni uczcili przez po­

wstanie.

Po przyjęciu p ro tokułu z posiedzenia Ko- misyi w dniu 4-yin kwietnia 1908 r., uchw a­

lono następujący preliminarz wydatków Ko- inisyi na r. 1909:

I. Wydawnictwo Sprawozdań Ko-

m i s y i ... 4000 K.

II. Wy datki Sekcyi meteorologicz­

nej:

1. Przygotowanie do d r u k u otrzym anych spostrzeżeń i

k o re k ta druków . . . . 480 „ 2. R em uneracya p. Hannowi

za robienie spostrzeżeń w

B o c h n i... 72 „ 3. R em unera cya zastępcy P rz e ­

wodniczącego Sekcyi przy

pomiarach m agnetycznych , 80 „ 4. P o s ł u g a ... 20 „ 5. P orto i drobne wydatki. . 68 „ III. W ydatki na utrzym anie i

urządzenie Muzeum:

1. Potrzeby muzealne. . . . 400 „ 2. R em uneracya zastępcy K u ­

stosza ... 800 „ 3. R em u n era cy a pomocników

K u s t o s z a ... 1580 „ 4. P o s ł u g a ... 80 „ IV. R em uneracya sekretarza Ko-

m i s y i ... 600 S um a wydatków 8180 K.

Dr. K. Wójcik przedstawił wniosek Sek­

cyi geologicznej, wywołany sprawą głębo­

kiego wiercenia w Rzeszot arach, podjętego przez rząd. Po dyskusyi, w której zabie­

rali głos pp. F. Vetulani, J . M. Bocheński, prof. dr. Godlewski, Przewodniczący i dr. F.

Wilkosz, uchwalono wniosek Sekcyi geolo­

gicznej, uzupełniony w myśl przemówień pp. Vetulaniego, Bocheńskiego i Godlewskie­

go, tej osnowy: Komisya fizyograficzna p ro­

sić będzie Zarząd Akademii Umiejętności 0 skłonienie Ministeryum robót publicznych 1 Ministeryum skarbił do zawiadamiania Akademii Umiejętności o wszystkich w ięk­

szych przez rząd podejmowanych przedsię­

biorstwach górniczych i umożliwienia n a u k o ­ wego z nich korzystania, o ile te m u nie stanie na przeszkodzie w interesie przed­

siębiorstwa zarządzenie tymczasowe zacho­

wania w tajemnicy jego rezultatów.

N a drugiem posiedzeniu po odczytaniu pro to k u łu z posiedzenia odbytego w dniu 11-ym grudnia, przyjęto sprawozdania: z po ­ s tę p u wydawnictw Komisyi, z czynności w Sekcyach, z p ra c muzealnych. P odług pierwszego z nich wydano w r. 1908/9 dwa tom y Sprawozdań Komisyi, mianowicie opó­

źniony tom 40 i tom 42, z Atlasu zaś geologi­

(13)

JSfo 18 W SZEC H SW IA T 285

400 K .— h.

cznego Galioyi zeszyty: 21-szy, zawiera­

jący mapę Dobromil, wykonaną przez prof.

d-ra T. Wiśniowskiego i zeszyt 23-ci, złożo­

ny z map: Dydiowa i Smorze, opracowanych przez prof. d-ra W. Szajnochę; oddano do d r u k u mapy prof. d-ra J . Grzybowskiego, tworzyć mające zeszyt 25-ty: T urka, U strz y ­ ki Dolne, Bolechów; w d ru k u były nadto zeszyty 22-gi, z mapami d-ra W. Teisseyre- go: Komarno i Rudki, Bóbrka i Mikołajów, Przemyślany, Żydaczów i Stryj, Rohatyn, Kałusz i Halicz, zeszyt 24-ty, zawierać m a­

jący mapy prof. d-ra W. Uhliga: Nowy T arg i Zakopane, Szczawnica i T atry , wreszcie dodatek do zeszytu 15-go z południowo- wschodnią częścią mapy Kraków, opracowa­

ną przez d-ra K. Wójcika.

P. A. Nowicki w swojem i prof. R. Gu- twińskiego imioniu przedstawił rachunek z funduszów Komisyi za r. 1908, sprawdzo­

ny przez sk o n tr w dniu 6-ym marca. Na wniosek Komisyi kontrolującej rachunek ten przyjęto i Zarządowi Komisyi udzielono ab- solutoryum.

Uchwalono następujący preliminarz w y­

datków ułożony przez Komitet administra- cyjny na podstawie wniosków Sekcyi i Za­

rządu muzealnego:

I. W ydawnictwo Sprawozdań Komisyi, dodatkowo . II. P otrzeby SekcjTi:

A ) Sekcya geologiczna:

1. Zasiłek d-rowi W. K u ­ źniarowi na dalsze b a ­ dania geologiczne w T a ­ trac h ... ...

2. Zasiłek na dalsze bada­

nia skał ogniowych pod kierunkiem prof. d-ra J . Morozewicza . . . . 3. Zasiłek prof. J . J a r o ­

szowi na dalszy ciąg podjętych przez niego bez pomocy ze strony Komisyi badań wapienia węglowego w W. Ks.

Krakowskiem i na za­

kup potrzebnych ksią­

żek ...

4. Zasiłek d-rowi L. Sawic­

kiem u n a badania jezior tatrzańskich . . . . B ) Sekcya zoologiczna:

1. Zasiłek prof. S. Smre- czyńskiemu na badania orto- i hemipterologicz- ne w dolinie N o w o ta r­

skiej ...

2. Zasiłek p. J . Dziędziele- wiczowi na badanie ow a­

dów siatkoskrzydłych na Babiej Górze . . . .

350 „ —

<20

330 . -

500 „ —

200

3 Zasiłek p. S. Stobiec­

kiemu na jesienną wy­

cieczkę dla uzupełnienia materyałów hemipterolo- gicznych podolskich.

4. Zasiłek d-rowi L. Sawic­

kiemu, j a k wyżej.

C) Sokoya botaniczna:

1. Zasiłek p. Wł. Szaferowi na badania geobotanioz- ne w Miodoborach . . 2. Zasiłek p. K. Roupper-

towi na badanie g rz y ­ bów w T atra ch

3. Zasiłek d-rowi L. Sa­

wickiemu, ja k wyżej D) Sekcya rolnicza:

I . Zakupno laski mierni­

czej L y d tin a i dwu cyr­

kli do pomiaru głów b y d ł a ...

III. W ydatki na urządzenie i i utrzym anie Muzeum:

Zakup gabloty na oka­

zy geologiczne. . . . 90 „ — , Zakup pudełek na oka­

zy geologiczne. . . . 38 „ 26 , Zakup książek. . . . 220 „ — , Zakup roślin . . . . 100 „ — , Transport zbiorów . . 200 „ — , Dodatkowa rem unera­

cya zastępcy kustosza . 600 „ — , Razem 5618 K .26h

100 K.

350 „

350 „

400 . 250 „

120

1.

3.

4.

5.

6

.

Na pokrycie ty ch w y d a t­

ków uży te być mają:

1. Reszta subwencyi 12500 K. przyznanej przez Akademię Um. na rok 1909, pozostająca do roz­

porządzenia po uchw a­

łach z dnia 11-go g r u ­ dnia 1908 r ...

2. Pozostałość "kasowa z r.

1908 ...

3. Częściowy zwrot kosz­

tów d ru k u rozpraw rol­

niczych, dołączanych do Roczników nauk rolni­

czych ...

4320 K .— h.

1246 „ 0 6

52 . 2 0 Razem 5618 K .2 6 h . W dalszym ciągu posiedzenia wybrano przewodniczącym Komisyi na r. 1909 prof.

d-ra P. K reutza, sekretarzem Komisyi na r.

1909 i 1910 prcf. d ra W. Kulczyńskiego, skrutatoram i rachunków Komisyi pp. radcę A. Nowickiego i prof. T. Sikorskiego, za­

stępcami s k r u t a to r ó w pp. prof. R. Gutwiń- skiego i insp. S. Udzielę, członkami Kom i­

syi kontrolującej muzealnej pp. starszego

radcę J . M. Bocheńskiego, d-ra S. Krzemie-

Cytaty

Powiązane dokumenty

Przed rozpoczęciem analizy okresu dy- luwialnego w Niemczech Schmidt zatrzy ­ muje się jeszcze chwil kilka nad sprawą człowieka przedpaleolitycznego, jak o

ności odjemnej, należy więc przyjąć, że stanowią w atomach odjemne końce ich pól elektrycznych. Wielkość elektronów odjemnych, których promień wrynosić ma

Natychmiast gasną wszystkie j lampy, co jest dowodem, że prąd przepłynął w przeważnej części przez wstęgę, a fakt ten daje się objaśnić tylko wtedy,

Stańmy w kierunku linij sił w ten sposób, żeby biegły one od dołu ku górze (od stóp ku głowie) i patrzmy na poruszający się przewodnik : jeżeli się on

dził po mistrzowsku. Utleniając cy- mol, Nencki zauważył już wtedy ciekawą bardzo różnicę, źe w organizmie utlenia się naprzód grupa propylowa a dopiero

grzewa się przytem wcale; widocznie więc energia chemiczna danej reakcyi w ogniwie nie objawia się w postaci energii termicz nej, lecz przemienia się w energią

Czwarty z wymienionych pasów żył, dla produkcji złota ważny bardzo, położony na wschodniej pochyłości Sierra Newady, jest w bezpośrednim związku ze skałami

skim zawartość krzemu i glinu, lecz przekonali się wkrótce, że te domieszki nie są przyczyną osobliwych własności tej stali. Zajęli się przeto ci uczeni