• Nie Znaleziono Wyników

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

PRENUMERATA „W S ZEC H Ś W IA TA ".

W Warszawie: ro c z n ic r b . 8 , k w a rta ln ie r b . 2.

Z przesyłką pocztową r o c z n ic r b . 10, p ó łr . r b . 5.

R e d a k to r „W szech św iata* 4 p r z y jm u je z e sp raw am i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie o d g o d z in y 6 d o 8 w ie c z o re m w lo k a lu re d a k c y i.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R e d ak cy i „ W sz e c h św ia ta " i w e w sz y stk ic h księgar*

n ia c h w k ra iu i za g r a n i c a .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

Warszawa, dnia 5 października 1913 r. T om X X X JsH>. 4 0 i l6 3 4 ) .

A d r e s R ed a k c y i: W S P Ó L N A Jsfe. 37. T elefon u 83-14.

O P O J E D Y Ń C Z Y C H 1 Z Ł O Ż O N Y C H O C Z A C H O W A D Ó W .

W ubiegłym roku wykonano kilka b a­

dań eksperymentalnych, które zajmują się rozstrząsanem już oddawna pytaniem o stosunku funkcyi oka złożonego do funkcyi oka pojedynczego u owadów. Są­

dzę, że nie będzie zbyteczne krótkie przypomnienie głównych punktów fizyo- logii i morfologii oczów złożonych i poje- dyńczych u stawonogich. Bardzo wiele owadów posiada, ja k wiadomo, dwie p a­

ry oczu: jednę parę dużych, leżących na bokach głowy ta k zw. oczu złożonych, oraz jedno, dwa lub trzy oczka pojedyn­

cze, znajdujące się między oczami złożo- nemi. Te oczka pojedyncze, czyli k rop­

kowate, zwane też ocellami, m ają u n a j­

niższych owadów, np. u Collembolae, nadzwyczaj prostą budowę, gdyż ich ko­

mórki wzrokowe leżą bezpośrednio pod naskórkiem, i dopiero u wyższych owa­

dów komórki wzrokowe, czyli komórki siatkówki układają się w typowy sposób w ocellach. Z wierzchu znajdujem y w te­

dy w oczkach pojedynczych, przezroczy­

ste zgrubienie naskórka chitynowego skó­

ry, pod niem ciało szkliste, utworzone z komórek hypodermy, na dole komórki siatkówki z pręcikami, przechodzącemi we włókna nerwu wzrokowego. Wielka rozmaitość w występowaniu ocelli zaprze­

cza wypowiedzianemu kilkakrotnie poglą­

dowi, jakoby to były narządy zanikłe, jednakowoż mała ilość komórek siatków­

ki przemawia za tem, że mają znaczenie daleko podrzędniejsze od oczów złożo­

nych. Dobór owadów, u których spoty­

kają się oczka pojedyncze, pozwala wnios­

kować o ich funkcyi, gdyż z wyjątkiem prostoskrzydłych, oczka te znajdują się przeważnie tylko u owadów fruwających.

Również częste występowanie tych oczek tylko u jednej płci posiadającej skrzydła i nieobecność u płci pozbawionej sk rz y ­ deł, jak np. obecność u latających s a ­ miczek owada figowego i brak ich u bez- skrzydłych samców, lub obecność u po­

siadających skrzydła samców pszczół i mrówek i nieobecność u pozbawionych skrzydeł samiczek, świadczą o pewnej zależności tych oczek od umiejętności latania.

Mała liczba komórek siatkówki w ocz­

kach pojedynczych wTskazuje, że funkeyu

(2)

626 W SZECHSWIAT jYe 40

ich je s t bardzo ograniczona; obrazy, k t ó ­ re powstają w oczkach są odwrócone i zmniejszone. Znaczenie ty c h oczek zwiększa się, gdy oczka pojedyncze u k ła ­ dają się obok siebie, i gdy przez zanik tkanek, oddzielających jednę ocellę od drugiej, z oczek pojedynczych pow stają oczy złożone, w których pojedyncze ocz­

ka oddzielone są tylko komórkami barw- nikowemi. Oko złożone, którego każda część składowa morfologicznie'odpowiada oczku pojedynczemu, zawiera 13—14 ko­

mórek. 7 komórek siatkówki układa się w jed en wspólny pręcik wzrokowy (rhab- dom); w szystkie komórki wzrokowe b y ­ w ają podrażniane przez światło zupełnie jednakowo, tak, że całe ommatidium, czyli każde poszczególne oczko p o jedyn­

cze w oku złożonem, może w jednej i tej samej chwili otrzym ać tylko jedno po­

drażnienie. Pizyologicznie można tę wię­

kszą liczbę komórek siatkówki, aniżeli j e s t potrzebna dla otrzym ania jednego podrażnienia, w ytłum aczyć w ten sposób, że każde ommatidium, z powodu niewiel­

kiej powierzchni rogówki, przez którą wchodzą promienie świetlne, dostaje b a r ­ dzo niewiele światła i że większa liczba komórek wzrokowych w pływa na powięk­

szenie podrażnienia.

Pole widzenia j e s t zależne od części oka, załam ujących światło, czyli od ro ­ gówki i stożka skierowanego podstaw ą k u rogówce. Stożek ten może być albo zw yczajnym stożkiem, złożonym z 4 ćh komórek hypodermy, albo zawierać mo­

że oprócz tych 4-ch komórek jeszcze wy­

dzieloną przez nie ciecz przezroczystą, lub wreszcie komórki nikną i całkowicie zamieniają się we wspólną wydzielinę.

Ten ostatni rodzaj stożka, zwany stożkiem krystalicznym , spotyka się u owadów najczęściej. Promienie świetlne, które w padają do stożka krystalicznego, docho­

dzić mogą do znajdującego się za stoż­

kiem pręcika wzrokowego tylko wtedy, gdy biegną w k ie ru n k u osi danego om m a­

tidium; te zaś, które choćby tylko b a r ­ dzo niewiele odchylają się od jego osi, nie dosięgają ju ż pręcika, ponieważ t u ­ taj, j a k dowiódł Exner, z powodu nieje­

dnolitej budowy stożka, składającego się

z oddzielnych warstw, niejednakowo za­

łam ujących światło, promienie pochłonię­

te zostają przez ścianę barwnikową. Do p ręcika wzrokowego, czyli do siatkówki, dochodzą tylko te promienie, które bie­

gną zupełnie prostopadle do osi ommati­

dium.

Pole widzenia oka złożonego ma po­

stać sześciobocznej piramidy ściętej, k tó ­ rej boki leżą w przedłużeniu poszczegól­

nych omatidyów.

Pomimo więc, że pola widzenia oddziel­

nych omatidyów leżą obok siebie, je d n a ­ kowoż promienie z sąsiedniego pola nie mogą przenikać do siatkówki nieodpo- wiadającego mu ommatidium.

Początkowo sądzono, że każde ommati­

dium daje odwrócony obraz przedmiotu;

w roku 1826 Joh. Muller wygłosił poraź pierwszy teoryę widzenia mozaikowego, podług której w oczach złożonych po­

wstaje obraz prosty danego przedmiotu, nie przez zbieranie promieni, wychodzą­

cych z jed n eg o punktu, ja k u zwierząt kręgowych, lecz przez oddzielenie pro­

mieni, wychodzących z różnych punktów.

Każde ommatidium daje więc odbicie tyl­

ko jednej cząstki obrazu danego przed­

miotu na siatkówce, a z tych cząstek tworzy się dopiero obraz całkowity.

Teorya ta wkrótce po pierwszem jej wygłoszeniu została zachwiana, głównie z powodu mylnych wniosków, jak ie w y ­ ciągnęli z w łasnych spostrzeżeń Grilel i Gottsche. Zauważyli oni mianowicie,, że w pewnych w arunkach w oku muchy, obserwowanej pod mikroskopem, odbija się obraz odwrócony przedmiotów ze­

w nętrznych. Jeszcze w r. 1871 Schultze uważał teoryę J. Mullera za mylną. I d o ­ piero uczenica Schultza, panna Boli, z a ­ początkowała powrót do teoryi J. Mulle­

ra, a następnie Grenacher i E x n er teoryę tę całkowicie potwierdzili. Grenacher ba­

dał morfologię oka złożonego i dowiódł, że całkowicie odpowiada ona teoryi Mul­

lera. Exner, badając bliżej oko chrząsz­

cza Hydrophilus, wykazał, że chociaż od­

wrócony obraz, ja k i G3ttsche zauważył, je s t dobrze widoczny w tych warunkach, w których go Gottsche rozpatrywał, j e ­ dnak u żyjącego zwierzęcia nie byw a ni­

(3)

JMa 40 WSZEC HS WIAT 627

gdy widoczny. Exner, ta k samo ja k i wszyscy jego następcy, odróżnia dwa rodzaje oczu złożonych, ta k zw. oczy apositiones i oczy superpositiones. Oczy złożone rodzaju apositiones różnią się od oczu rodzaju superpositiones rozmiesz­

czeniem pigmentu. W pierwszym razie b arw nik wypełnia całą przestrzeń między poszczególnemi stożkami krystalicznemi i między pręcikami wzrokowemi, w d r u ­ gim zaś—barwnik między pręcikami i po części między stożkami znika.

W oczach wielu owadów, zarówno ja k i raków, barw nik często w ędruje w ten sposób, że w silniejszem świetle całko­

wicie otacza każde omm atidium i pochła­

nia wszystkie promienie, które mogłyby przeniknąć do siatków ki przez sąsiednie stożki, w słabem zaś świetle ściąga się w górnej części stożków krystalicznych i pozostawia przestrzeń między pręcika­

mi i między dolną częścią stożków bez­

barwną i odpowiednią dla przenikania promieni świetlnych. W ten sposób n ie­

które oczy w jasn em oświetleniu otrzy­

mują obrazy rodzaju apositiones, w sła­

bem zaś oświetleniu — superpositiones.

Stosownie też do tego, zwierzęta, które żyją stale w miejscach mało podlegają­

cych wpływowi światła, ja k np. wśród raków mieszkańcy głębin morskich, o ile wogóle posiadają jeszcze pigment, to z a ­ wsze ściągnięty między stożkami k r y s ta ­ licznemi, ja k wykazały badania Dotleina nad Brachyura.

U wielu stawonogów, mających oczy złożone, odróżniać można dzienny i nocny stan oka: dzienny — gdy barwnik otacza całkowicie stożki i pręciki, czyli odpo­

wiada rodzajowi apositiones oka złożone­

go, nocny zaś — gdy promienie przecho.

dzące przez stożek krystaliczny przeni­

kać mogą również i do pręcika wzroko­

wego sąsiedniego ommatidium. Obrazy oczu superpositiones są mniej wyraźne, ale jaśniejsze i m ają przez to w słabem oświetleniu przewagę nad oczami rodzaju superpositiones. l x n e r dowiódł, że s u ­ ma soczewek i stożków krystalicznych razem może odtworzyć jednolity obraz prosty w oku złożonem nietylko w razie rozłączania promieni św ietlnych przez

otaczający je pigment, ale też wtedy, gdy barwnik zupełnie znikł między pręcika­

mi i stożkami. Polega to na zmniejszo­

nej zdolności załamywania światła w w ar­

stwach stożka, leżących dalej od osi. To też promienie wychodzące z jednego p un k tu będą załamywane w oczach ro­

dzaju superpositiones nietylko przez stoż­

ki, odpowiadające pręcikowi tegoż same­

go ommatidium, ale i przez wszystkie są­

siednie; wobec tego do oka wpada zna­

cznie większa ilość promieni i światło staje się daleko silniejszem.

Co dotyczę pytania, ja k ie oczy złożone owadów najlepiej widzą, to poszukiwania Exnera dowiodły, że to oko widzi dany objekt najwyraźniej, które posiada n aj­

węższe ommatidia. Ilość światła, która wchodzi do oka, je st tem większa, im większa jest rogówka. Z dwojga oczu więc z jednakowo szerokiemi omatidyami to widzi lepiej, którego rogówka posiada większy promień, gdyż wtedy i powierz­

chnia rogówki je s t większa; w przypad­

ku zaś węższych omatidyów powierzchnia rogówki je st mniejsza. Dlatego też oczy z szerszemi omatidyami są krótsze od oczu z węższemi omatidyami. Zróżnico­

wanie może dojść tak daleko, że jedno oko złożone dzieli się na frontowe i bo­

czne, co, według badań Zimmera, często zdarza się wśród Ephemeridae. Boczne oczy posiadają szerokie ommatidia, mają duże pole widzenia, lecz mało wyraźne obrazy; trontowe zaś oczy mają wązkie ommatidia, ale obrazy wyraźniejsze.

Pytaniem o wzajemnym stosunku funk­

cyi oka złożonego do funkcyi oka poje- dyńczego zajmowano się już oddawna.

Jednym z pierwszych, którzy doświad­

czalnie starali się zbadać to pytanie, był Reaumur. Zaklejał on pszczołom oczka pojedyńcze i mógł zauważyć, że traciły one wtedy zdolność oryentowania się;

gdy zaś zaklejał oczy złożone, pszczoły zachowywały się zupełnie normalniś.

W tym samym duchu Cuvier wypowie­

dział się w końcu XVIII stulecia. Bar­

dziej szczegółowe poszukiwania zawdzię­

czamy poraź pierwszy Marcelemu de Ser- res, który wskazuje zależność budowy oka od sposobu życia, gdyż czyni spo*

(4)

628 WSZECHSWIAT JMó 40 strzeżenie, że oczka pojedyncze spotykają

się najczęściej u wysoko latających ow a­

dów. Doświadczenia, które w ykonywał z niszczeniem oczów owadom, dały w y ­ nik przeczący rezultatom Rćaumura: zw ie­

rzęta, którym były uszkadzane ocelle, zachowywały się normalnie, gdy ty m cza­

sem zwierzęta z uszkodzonemi oczami złożonemi były całkiem niewidome. Joh.

Muller i Trev iran u s sądzą, że oczka po je d y ń cze służą do patrzenia na blizko po­

łożone przedm ioty i że nie mogą spo­

strzegać przedmiotów, położonych dalej.

Tak samo L eu ck art i Bergm ann uważają oczy pojedyncze owadów za krótkow zro­

czne oraz sądzą, że niemożliwem jest, aby jeden i ten sam przedmiot jednocze­

śnie był widziany przez obadwa rodzaje oczów, ponieważ w ted y pow staw ałby j e ­ dnocześnie obraz odwrócony i prosty.

Schonfeld ogłosił w roku 1865 swoje do­

świadczenia n a pszczołach. Pszczoły z z uszkodzonemi oczkami pojedyńczemi, nie przybliżają się w pokoju do okna, g dy pszczoły z zaklejonemi oczami zło­

żonemi lecą w stronę światła. Schonfeld odmawia oczkom pojedynczym zdolności p atrzen ia na blizko położone przedm ioty i przypisuje im patrzenie na daleką od­

ległość. Poza tem sądzi, że obiedwie pa­

ry oczów mają rozmaite pola widzenia, że tam gdzie patrzenie oczkami p o jed y ń ­ czemi zanika, zaczyna się patrzenie ocza­

mi złożonemi. Słowem, oczami p o jedy ń ­ czemi pszczoła patrz y w dal i na św iatło;

oczami złożonemi w pobliże i o zmroku.

Porel, k tó ry w studyach swych często wspomina o oczkach pojedyńczych, do­

wodzi, że uszkodzenie ty c h oczek nie ma dużego znaczenia, lecz że usuw anie oczów złożonych czyni zw ierzęta ślepemi. S ą ­ dzi, że oczka kropkow ate służą tym ow a­

dom, które m a ją dobry wzrok dzięki sw ym oczom złożonym, do tego, ażeby w ciemności odróżniały światło i blizko położone przedmioty. P lateau, k tó ry p rze­

cinał owadom nerw y wzrokowe, dochodzi do wniosku, że uszkadzanie oczów złożo­

n ych równa się zupełnemu oślepieniu, g d y tymczasem w yjmow anie ocelli nie powoduje żadnych zmian w zachowaniu się zwierzęcia. Graber, który badał bli­

żej anatomiczną budowę oczów owadów, mniema, że oczka pojedyńcze z powodu znacznego zagięcia soczewki służą do p a­

trzenia na przedmioty, znajdujące się bezpośrednio przed oczami owadu. Kolbe w 1893 r. opowiada się za poglądem de Serresa, że obecność oczek pojedyńczych ma pewien związek z szybkiemi r u c h a ­ mi owadów. Z częstego występowania ocelli u owadów latających wypowiada się za patrzeniem w dal. V. Buttel Reepen rozpatryw ał stosunki oczne u pszczół i sądzi, że korzyści, jakie pszczoły mają w ulu z oczów złożonych są bardzo nie­

znaczne, że oczy pojedyńcze mają tam daleko więcej znaczenia. Również z tej okoliczności, że motyle nocne mają czę­

sto oczka kropkowate, gdy u motyli dziennych b rak ich zupełny, wnioskuje, że ocelle iunk cy on u ją głównie o zmroku i służą do patrzenia na blizko porusza­

jące się przedmioty. V. Buttel-Reepen po­

wtórzył również doświadczenia Schon- telda z zaklejaniem oczów i doszedł t u ­ taj do zupełnie innych rezultatów, m ia ­ nowicie, że pszczoły bez oczek pojedyń­

czych reag u ją również na światło.

W ostatnich latach studya anatomo hi­

stologiczne nad oczami owadów przepro­

wadzili Hesse i Link. Opracowali szcze­

gółowo hypotezę, podaną przez Marcele­

go de Serres i rozwiniętą dalej przez Kolbego o przystosowaniu ocelli do p a ­ trzenia na daleką odległość. Chociaż Hesse odrzuca pogląd Porela o przy sto ­ sowaniu oczek do patrzenia o zmroku, ponieważ oczka pojedyńcze spotykają się również u much i ważek, przyznaje j e ­ dnak, że są one bardziej przystosowane do patrzenia w słabem świetle, gdyż, po­

siadając większą soczewkę, mają więcej św iatła od poszczególnych omatidyów oka złożonego. Ponieważ najczęściej ocz­

k a kropkowate spotykają się u owadów latających, sądzi, że są pożyteczne do oryentowania się w biegu i odpowiedniej pozycyi ciała. W jasne dnie w ystarczają owadom oczy złożone, w ciemne zaś w y ­ starczające są oczy złożone rodzaju s u ­ perpositiones, apositiones zaś są zasłabe.

Link je s t zdania, że ocelle są pożyteczne nietylko dla latających, ale wogóle dla

(5)

M 40 WSZECHSWIAT 629 szybko poruszających się owadów i przy­

tacza szereg przykładów, w których za­

nik skrzydeł nie doprowadził do zaniku oczek kropkowatych. Brak zaś szybkich ruchów doprowadza zawsze do utraty ocelli.

Jeżeli porównamy wszystkie te hypo- tezy i rozpatrzymy z punk tu widzenia najnowszych badań Demolla, to okazuje się, że na pierwszem miejscu postawić należy hypotezę M. de Serresa, Hessego, Kolbego, Linka o zależności ocelli od szybkiego poruszania się owadów, gdyż ma ona rzeczywiście najwięcej prawdo­

podobieństwa. Druga hypoteza, uzupeł­

niająca pierwszą, pochodzi również od Hessego i Linka i przypisuje oczkom po- jedyńczym zdolność utrzym ania odpo­

wiedniej pozycyi ciała w biegu. P rzy p u ­ szczenie to je s t prawdopodobne, gdy owa­

dy mają 3 oczka pojedyńcze: podczas przechylania się ciała na prawo, lewy ocellus otrzym uje z góry więcej światła, podczas przechylania się w tył środkowy ocellus otrzym uje światło od góry. U owa­

dów zaś, które m ają tylko 1 lub 2 ocel­

le, objaśnienie to nie j e s t wystarczające- Co dotyczę patrzenia na daleką odległość' to Hesse i Link sądzą, że oczka pojedyń"

cze dlatego są przystosowane do p atrz e­

nia wdał, że mają większą soczewkę i dla­

tego więcej światła od omatidyów oka złożonego. Jednakowoż wiele owadów zmrokowych ma tylko bardzo słabo roz­

winięte oczka pojedyńcze, lub nie posia­

da ich zupełnie. Demoll uważa, że ró­

żnica omatidyów oka złożonego i ocelli co do ich siły świetlnej bardzo je s t p rze­

ceniona, ponieważ siła ta je s t zależna nietylko od średnicy soczewki, ale i od odległości ognisk soczewek. Z obliczeń, jakie przeprowadził tutaj Demoll, okazało się, że siła świetlna ocelli je st najwyżej dwa razy większa od siły świetlnej każ­

dego poszczególnego ommatidium.

Największą liczbę zwolenników zyskała teorya, według której oczka pojedyńcze służą d o p a t r z e n ia na blizkie przedmioty.

Za nią opowiedzieli się Joh. Muller, Tre- viranus, Bergmann, Leuckart, Porel, Gra- ber, v. Buttel-Reepen. Najbardziej prze­

konywające je st tutaj znaczne skrzyw ie­

nie rogówki, jednakowoż nie była brana pod uwagę często wklęsła powierzchnia wewnętrzna ostatniej. Z dużej siły, z j a ­ ką załamują się promienie, sądzono, że oko je s t krótkowzroczne. Wiemy jednak, że krótkowidztwo, tak samo ja k i dale- kowidztwo, zależy nietylko od siły zała­

mywania, ale od stosunku odległości ognisk od siatkówki. Demoll przeprowa­

dził pomiary na prostoskrzydłej Mantis religiosa, zbadał odległość obrazu, odtwo­

rzonego przez rogówkę ocelli od przed­

niej powierzchni soczewki wobec różnej odległości przedmiotów i porównał z tem na przekrojach odległość rogówki od s ia t­

kówki. Wobec odległości o b j e k t u = l cm odległość obrazu od powierzchni soczew­

ki wynosiła 203 ja, wobec odległości 10 cm—200 [1., wobec odległości 80 cm — też 200 [i. Odległość zaś na przekrojach rogówki od siatkówki wynosiła 207 [a. Po­

nieważ różnica w odległościach obrazu i siatkówki od rogówki je s t bardzo nie­

znaczna, obraz pada na przednią część siatkówki, a ponieważ przesunięcie odle­

głości przedmiotu od 1 cm—80 cm powo­

dowało tylko różnicę 3 ja, ocelle nie są ani krótkowzroczne, ani dalekowzroczne, lecz mogą widzieć na każdej odległości.

Pogląd Reaumura na znaczenie oczek pojedyńczych dla ogólnej oryentacyi zwie­

rząt został obalony przez doświadczenia Forela i v. Buttel-Reepena, które dały zu­

pełnie przeciwny rezultat. Co dotyczę patrzenia o zmroku, które uznawał Forel i v. Buttel - Reepen, to trzeba przyznać, że chociaż rzeczywiście istnieje wiele owadów, mieszkających w ciemnych miej­

scach i posiadających dobrze rozwinięte oczka pojedyńcze, to jed n ak trzeba ró­

wnież zaznaczyć, że są też owady z ocel- lami, które żyją tylko w ja sn y c h miej­

scach, i które, pomimo swych ocelli, nie mogą się oryentować w ciemności, ja k np. ważki. Wreszcie twierdzenia P lateau o zupełnym braku wszelkiego znaczenia ocellów niemożna uważać za trafne, gdyż ze spostrzeżeń nad owadami z usz­

kodzonemi ocellami niemożna wyciągać wniosków o zupełnym b rak u widzenia tych ocelli, pomimo, że zwierzęta oryen- tu ją się i bez nich. Ponieważ owady

(6)

630 WSZECHSWIAT j\r» 40

z usuniętemi oczami złożonemi zachowują Się zupełnie j a k niewidome, przeto m ają one większe znaczenie od oczek pojedyn­

czych, ostatnim niemożna je d n a k przy­

pisywać zupełnego b raku widzenia.

Demoll opowiada się za hypotezą de Serresa, Kolbego, Hessego, Forela, że ocelle m ają pew ną łączność z szybkiem poruszaniem się owadów. Chociaż do­

świadczenia wskazały, że zwierzęta z usu- niętemi oczami złożonemi zachowują się ja k ślepe, ocellom je d n ak nie można od­

mawiać ich funkcyi, przeciwnie, można sądzić, że ocelle wymagają normalnej funkcyi oćzów złożonych, ażeby mógły działać ich własne impulsy, k tó re możli­

we są tylko wobec wzajemnej funkcyi oczów złożonych i pojedyńczych.

D r. Jerzy Kaulbersz, (Dok. nast,).

L E O N B L O C H .

W I D M O P O D - C Z E R W O N E I W ID M O N A D - F I O Ł K O W E .

Wielkie odkrycie Newtona rozkładania się św iatła białego wprowadziło zasad n i­

cze rozróżnienie pomiędzy natężeniem światła a jego barwą. Przed rokiem 1666 nie było jeszcze wyraźnie zaznaczone po­

jęcie to, które dzisiaj w ydaje się nam zrozumiałem samo przez się, a mianowi­

cie, że barw a św iatła nie zależy od siły lub od słabości wrażenia świetlnego. W e ­ dług Hookea następowanie po sobie po­

pędów mocnych i słabych wyjaśniać miało tworzenie się pierścieni zabarwionych w cienkich w arstew kach. Siatków ka o trzy ­ muje różne wrażenia zależne od ilości, ja k ą w danej chwili otrzymuje, o statecz­

nie więc stw arza barwy. Pierw szy New­

ton wykazał przez doświadczenia z p r y ­ zmatem, że światło posiada nową w ła ­ sność, mianowicie załamywania się i że własność ta wyrażona w liczbach może słu­

żyć ja k o miara barwy. Każda barw a pro ­ sta ma dla danego p ryzm atu dany s to ­

pień załamywania się, a stopień ten nie może uledz zmianie nask u tek nowego rozkładu. B arwa nie je s t więc stworzo­

na przez oko, istnieje w źródle świetlnem pod postacią ruchu, posiadającego w y ­ raźny spółczynnik załamywania. Oko j e ­ dynie postrzega oddzielnie ruchy, które w źródle były złączone.

Wiadomo, że między teoryą Hookea, według którego barwa powstaje w siat­

kówce a teoryą Newtona, podług którego barw y istnieją już w źródle, jest miejsce dla trzeciego tłumaczenia, a mianowicie, że barw y są w ytw arzane przez przyrzą­

dy lub środowiska optyczne, oddzielające siatkówkę od źródła. Wyjaśnienie to, po­

dawane przez lorda Rayleigha, przez Gou- ya, Larm ora i innych, wydaje się dzi­

siaj najodpowiedniejszem. W jakiż więc sposób, aby dojść do nich potrzeba było więcej niż dw ustu lat od czasu odkrycia Newtona? Oto dlatego, że badanie św ia­

tła widzialnego nie może samo dać w y ­ jaśn ien ia w szystkich zjawisk optycznych.

Newton umiał wykazać, że wiele je st barw złożonych i że mieszając we wła­

ściwy sposób siedem barw zasadniczych, można odtworzyć wszystkie inne. Jego teoryą dość dobrze wyjaśniła tak zwaną właściwą barw ę ciał, to je s t tę barwę, ja k ą one przybierają w białem świetle rozproszonem lub w świetle słonecznem.

Lecz już on miał pewne trudności z w y­

tłumaczeniem wielu barw naturalnych (zieloności trawy, błękitu nieba i t. d.) i musiał dla ich wyjaśnienia uciec się do zjawisk interferencyi (pierścienie Newto­

na). Pozatem jego podział widma słone­

cznego na siedem „interwalów chroma­

ty c zn y ch 1', podobnych do n ut gamy, mu- miał być prędko zarzucony. Dziwna rzecz, zagadnienia, które dziś w ydają się nam najtrudniejszem i (rozpraszanie się światła, pochłanianie selekcyjne, barw y ciał nieprzezroczystych) naprzód skupiły n a sobie uwagę autora „Optyki". Wiemy obecnie, że je s t rzeczą bardziej uzasad­

nioną badać naprzód ciała przezroczyste, ustalić praw a ich załamywania, ich od­

bijania i stopniowo podnosić się do roz­

bioru zjawisk pochłaniania, dyspersyi anormalnej, odbicia w metalach. Zamiast

(7)

j\r° 40 WSZECHSWIAT 631

badać wraz z Newtonem, j a k ą barwę w y ­ padkową otrzymamy, mieszając żółty z niebieskim, chcemy wiedzieć, z jakiej mieszaniny są zrobione ciała bezbarwne.

Jaki je s t mechanizm rozpraszania w ciele przezroczystem, naprzykład w pryzmacie z kryształu, którym się posługiwał New­

ton? Czy cząsteczki czynne z punktu widzenia optycznego, wytwarzające w nim nierówne zboczenia promieni, są w związ­

ku z promieniami, które odchylają? Czy będąc niewidzialnemi dla naszego oka, mają mimo to pewne cechy podobne do barwy? Oto są zagadnienia, które mogły być rozstrzygnięte jedynie przez odkry­

cie i badanie widm pod czerwonych i nad- fiołkowych.

Widmo pod czerwone, znane obecnie, je st znacznie rozleglejsze od widma w i­

dzialnego. Jeżeli przyjmiemy, że widmo widzialne ciągnie się od długości fali X = 0,000 37 mm do X — 0 , 0 0 0 73 mm, w i­

dzimy, że zawiera trochę mniej, aniżeli oktawę, to znaczy, że częstość drgań je s t dwa razy większa na początku koloru fiołkowego, aniżeli w samym końcu czer­

wonego. Promienie pod-czerwone zaj­

m ują interwal dziewięciu oktaw. N aj­

bardziej znane z pomiędzy nich te, które tworzą ciepło promieniste, wysyłane ze słońca lub z koszulki Auera, m ają dłu­

gość fali blizką 1 ja (0,001 mm). Promie­

nie te przenoszą wogóle wielką ilość ener­

gii i nie brak natężenia utrudnił ich b a ­ danie. Raczej brak środków precyzyj­

nych do zapisywania ich śladów. Meto­

da fotograficzna, ta k cenna w sk utek ob- jektywności, ja ką daje pomiarom, długo nie mogła być stosowana w barwie pod­

czerwonej. Już promienie czerwone małe tylko wywierają działanie na zwykłe emulsye fotograficzne. W barwie pod­

czerwonej nie otrzymuje się n aw et w r a ­ zie dłuższego naświetlania żadnego w y ­ raźnego działania na bromek srebra.

Pierwszy Abney zdołał otrzymać fotogra­

fie widma słonecznego ciągnące się aż do 1,4 ja. Tajemnice jeg o odkrył Ritz, który w doświadczeniach laboratoryjnych wEco- U Normale znalazł prawidłową technikę, pozwalającą przygotować emulsyę czułą na barwę pod-czerwoną. Ostatecznie g r a ­

nica, którą otrzymuje, nie przekracza j e ­ dnak granicy oznaczonej przez Abneya i niema wielkiej nadziei, aby można było znacznie dalej posunąć się na tej drodze.

Zaznaczmy jed n ak dowcipny pomysł, po­

zwalający fotografować promienie pod­

czerwone w sposób niejako bezpośredni.

Pomysł ten polega na działaniu destruk- cyjnem promieni pod-czerwonych wzglę­

dem światła fosforescencyi. Wiele ciał (siarczek cynku, siarczek w apnia i t. d.) silnie fosforyzują pod działaniem światła widzialnego (lub nad-fiołkowego), fosfores- cenćya ta je st naogół w znacznym stop­

niu zmniejszona przez wystawienie na promienie pod-czerwone. Tam, gdzie ciało fosforyzujące zostanie uderzone przez pęk promieni pod-czerwonych, ukaże się cie­

mna linia na tle błyszczącem. Te linie będą mogły być odtworzone fotograficz­

nie, co pozwoli na odnalezienie nowych promieni cieplnych.

Niemogąc już pomagać sobie ani okiem, ani fotografią, do odkrywania dalszych promieniowań, fizycy zaczęli posługiwać się specyalnemi odbieraczami. Stos t e r ­ mo - eb k try czn y , bolometr, radyomikro- metr, których czułość j e s t znacznie niż­

sza, aniżeli czułość oka w widzialnej dzie­

dzinie widma, chw ytają i w ykryw ają pro­

mieniowania o wszelkiej długości fali, b y ­ leby ustawione były w ten sposób, aby całkowita energia tych promieniowań za­

mieniła się w nich w ciepło i żeby to ciepło nam się ujawniło w jaknajczul- szych działaniach galwanicznych. Czu­

łość, do jakiej doszły niektóre z tych przyrządów ta k je s t wielka, że można w ykryć ciepło promieniujące, gdy n a tę ­ żenie promieniowania nie przechodzi n a ­ tężenia świecy umieszczonej na odległości kilkuset metrów. Prawdziwa trudność nie polega zatem na stwierdzeniu istnie­

nia promieniowań pod-czerwonych, n aw et gdy są słabe. Polega ona raczej na ko­

nieczności dokładnego odosobnienia pęku o dobrze określonej długości fali, wolne­

go od światła i ciepła pochodzącego sk ąd ­ inąd. Ażeby do tego dojść, posiadamy dwie wyraźne metody, przypominające chemiczne metody oczyszczania ciał.

Możemy przedewszystkiem przez odbi­

(8)

632 WSZECHSWIAT M 40

janie cząstkowe stopniowo wzbogacać d a­

ne promieniowanie w promienie o okre­

ślonej długości fali. W tym celu w y ­ starczy, aby pęk odbił się od powierz­

chni, której zdolność odbijająca j e s t dla określonej długości fali bardzo duża, dla innych zaś bardzo mała. P ęk odbity p o ­ zbędzie się większości swoich zanieczysz­

czeń po bardzo niewielkiej liczbie kolej­

nych odbić i. promienie pozostające będą o tyle bardziej monochrom atyczne (czyli będą posiadały długość fali o tyle b a r ­ dziej jednostajną), o ile zdolność odbija­

nia będzie ześrodkowana na bardziej wąz- kim prążku. Metoda ta daje dobre w y ­ niki ju ż w widmie widzialnem, w którem odbicie selekcyjne bardzo dobrze w y ja ­ śnia barwy właściwe metali. Lecz w rę ­ kach Rubensa, du Bois i t. d. dała wprost niespodziewane wyniki w części widma pod - czerwonej. Na tej właśnie drodze uczeni ci doszli do dokładnego oznacze­

nia kilku pęków promieni pozostających, k tórych zmierzyli długości fali. Kwarc ma promienie pozostające, o długości fali 8,5 [i, są więc one położone o trzy o k ta ­ wy niżej od tej części pod-czerwonej, k tó ­ ra najłatwiej daje się zmierzyć. Sylwin, fluszpat, sól kam ienna pozwoliły oddzie­

lić pęki podczerwone, których długość fali dochodzi do 60 ja. K ryształy jo d k u potasu dostarczają promieni pozostają­

cych, k tórych długość fali (96 |a) j e s t sto razy większa od długości najdłuższych promieni, badan y ch przez Langleya. W i­

dzimy, ja k potężnem narzędziem odkryć była metoda Rubensa. Znamy dzisiaj przyczynę tego powodzenia. Polega ona na tem, że pochłanianie części pod-czer- wonej przez ciała przezroczyste ma ch a ­ ra k te r wysoce selekcyjny. Pochłanianie to pociąga za sobą zdolność odbijania, również selekcyjną i zapewnia powodze­

nie metodzie promieni pozostających.

Wood i Rubens posługiwali się in n ą jeszcze metodą dla oddzielenia w stanie czystym promieni o dużej długości fali.

Jeżeli można użyć tu w dalszym ciągu nieco mniej ścisłych porównań, tech n ik a ta podobna je s t do czynności dokonywa­

n ych zapomocą wirówki.

Wiadomo, że pęk św iatła równoległe­

go, padając na zwykłą soczewkę będzie się rozchodził w jednym punkcie (w ogni­

sku) tylko wtedy, gdy je s t ściśle mono­

chromatyczny. Skoro jed n ak używamy św iatła białego, w chwili przechodzenia przez soczewkę zachodzą zjawiska, po­

dobne do zjawisk zachodzących w p r y ­ zmacie, to je s t promienie o niejednako­

wym spółczynniku załamania rozchodzą się. Rozchodzenie ma swe źródło w ró­

żnicach prędkości promieniowań o różnych długościach fali. Promienie najwolniej­

sze (fiołkowe i nad-fiołkowe) silniej pod­

legają temu działaniu soczewki, aniżeli prędsze (czerwone i pod - czerwone). To też pierwsze utworzą swoje ognisko w punkcie daleko bliższym soczewki, ani­

żeli ostatnie, gdy tymczasem wszystkie promienie o tej samej długości fali scho­

dzą się we własnem ognisku, wyznaczo- nem przez daną długość fali. I odwrot­

nie położenie ogniska pozwala wniosko­

wać o długości fali. Jeżeli więc, badając część osiową soczewki zapomocą przy­

rządów dostatecznie czułych i odpowied­

nio zdyafragmowanych, stwierdzimy wniej istnienie miejscowych zgęszczeń energii ognisk, będzie można z tego wyznaczyć zapomocą prostych rachunków długości fal odpowiednich promieni.

Owa metoda ogniskowego izolowania, opierająca się n a aberacyi chromatycznej soczewek, dała znakomite wyniki, zaró­

wno w najdalszej części pod - czerwonej, j a k i nad-fiołkowej. Na je j zasadzie mo­

żna było przedewszystkiem odnaleźć pro­

mienie pozostające, odkryte przez Ru­

bensa, sprawdzić ich długość fali, prze­

konać się o skuteczności metody. Lecz można było również przedłużyć widmo pod-czerwone palnika A uera daleko poza granice, na których Rubens się zatrzy­

mał. Systematyczne badanie ognisk p ro ­ mieniowania, dostarczonych przez so­

czewkę kwarcową, usunęło wątpliwości co do istnienia promieni cieplnych, docho­

dzących do ] 30, a naw et 150 [a. W o s ta t­

nich czasach Wood i Rubens przedłużyli więcej, niż o oktawę najdalszą część w i­

dma pod-czerwonego, zastępując palnik Auera łukiem rtęciowym. To źródło świetlne, bodaj czy nie jedno z najbar-

(9)

M 40 WSZECHSWIAT 633 dziej wydajnych co do widma widzialne­

go, najbogatsze co do części nad-fiołko- wej, również i w części pod - czerwonej dostarczyło promieniowania najdalszego, jakie dotychczas zostało osiągnięte. Dłu­

gość fali tego promieniowania wynosi 314 [i, ma prawie trzecią część milime­

tra. Oko, które byłoby czułe na takie promieniowanie, mogłoby bez uciekania się do jakiegokolwiekbądź przyrządu op­

tycznego, bez przyrządów powiększają­

cych, widzieć falowanie eteru i zmierzyć ich długość wprost przez porównanie z jed no stk ą długości.

Czyż można więc mieć nadzieję, że okaże się możliwem otrzymanie dalszych części widma pod-czerwonego? Odpo­

wiedź na to pytanie nie ulega, zdaje się wątpliwości, należy je d n ak dobrze zrozu­

mieć całe jego znaczenie. Nie zapomi­

najmy, że teoryą elektromagnetyczna, po­

wszechnie dziś przyjęta, widzi w rozcho­

dzeniu się światła prosty ruch fal elek­

trycznych i magnetycznych. Peryodycz- ne wstrząśnienia eteru, które towarzyszą działaniu naszych transformatorów, n a­

szych cewek o wysokiej frekwencyi, n a ­ szych iskier i t. d., różnią się od fal świetlnych jedynie okresem drgań. Okres ten ju ż się do tego stopnia zmniejszył, że dostarcza fal Hertza o długości zaled­

wie do 2 mm (van Bayer), jesteśm y więc oddaleni od najdłuższych promieni pod­

czerwonych zaledwie o dwie i pół okta­

wy. W praktyce trudno już odróżnić objawy fizyczne od najkrótszych fal elek­

trom agnetycznych i najdłuższych fal cieplnych. Pierwsze się załamują, roz­

praszają, polaryzują ta k ja k światło, d ru ­ gie zależą od własności elektrycznych środowiska (opór, zdolność indukcyjna) przynajmniej w takim stopniu, ja k drga­

nie Hertza. Przeprowadzenie granicy po­

między temi dwoma zaburzeniami staje się więc niemożebne. I w dniu, kiedy k rótk a przerwa, dzieląca je, zostanie wy­

pełniona, można przewidzieć wraz z Max- wellem, że przejdzie się w sposób cią­

gły od tego, co się nazywa optyką, do tego co się nazywa elektrycznością.

Najdalsza fiołkowa część widma wi­

dzialnego posiada długość fali 380 jj-jjl,

może naw et 400 jj-ji. Istnieją bowiem do­

syć duże różnice w czułości siatkówki u różnych jednostek. Stosownie do szcze­

gólnych własności optycznych środowisk oka, promienie nad-fiolkowe łatwiej lub trudniej mogą się przedostać do siatków ­ ki i wywołać w niej wrażenie mniej lub więcej mętne. Ogólnie biorąc, oko je st ślepe na wszelkie promieniowanie o dłu ­ gości fali krótszej niż 380

Niedość na tem. Promieniowania nad- fiołkowe są niebezpieczne dla naszych narządów optycznych, w których prędko wywołują silny stan zapalny. W y s ta r­

czy patrzeć bez ochrony przez trzydzieści sekund na światło lampy rtęciowej, aby się narazić na obrażenia oczów, jakich nie zapomną ci, którzy na nie cierpieli.

Ta niedogodność staje się coraz większa w miarę, ja k mamy do czynienia z coraz mniejszemi długościami fali. Trudno tu nie zaznaczyć pewnego przystosowania:

promieniowania nad-fiołkowe niebezpiecz­

ne dla nas są właśnie temi, które w zwy­

kłych warunkach dochodzą do nas ze słońca w małej tylko ilości. Zazwyczaj widmo słoneczne nie przechodzi poza 300 gdyż cale promieniowanie o krót­

szej długości fali zostaje całkowicie po­

chłonięte przez atmosferę. Ta część nad- fiołkowa o długości fali stosunkowo du­

żej (300 — 400 |j.u.) wywiera niewielki wpływ szkodliwy, przystosowaliśmy się do niego. Jedynie w w yjątkow ych wa­

runkach, kiedy nabiera wielkiego n a tę ­ żenia (szczyty gór, odbicia w zwiercia­

dłach), może wywołać zaburzenia narzą­

dów optycznych. W zwykłych w aru n ­ kach nie potrzebujemy obawiać się świa­

tła, powietrze dostatecznie strzeże nas od słońca.

To promieniowanie nad-fiołkowe, k tó ­ rego widzieć ni9 możemy i na które nie powinniśmy patrzeć, poznajemy w rozle- głych granicach dzięki płycie fotogra­

ficznej. Nie potrzebujem y się tu oba­

wiać, przynajmniej z początku, braku czu­

łości emulsyj fotograficznych. Codzienne doświadczenie uczy nas, że płyty foto­

graficzne są daleko czulsze na promienie bardziej łamliwe, aniżeli n a inne, czułość największa mieści się zwykle w części

(10)

634 WSZECHSWIAT JMa 40

fiołkowej lub w indygo. Należy przy­

puszczać, że promienie jeszcze bardziej łamliwe, promienie nad-fiołkowe, też bę­

dą mogły rozkładać bromek srebra, być może działanie ich chemiczne będzie na­

w et silniejsze od działania promieni w i­

dzialnych. Doświadczenie potwierdza czę­

ściowo te przypuszczenia. Promienie nad- liołkowe działają na płytę fotograficzną w sposób silny i wyraźny. Łatwo je w ten sposób obserwować do 200 to je s t o oktawę niżej od najbardziej łamli­

wej widzialnej części widma.

Jedn ak że i metoda fotograficzna w koń­

cu odmawia nam usług. Dopóki się trz y ­ mamy zwykłej techniki, j e s t rzeczą nie­

możliwą naw et przez dłuższe n aśw ietla­

nie otrzymać na płycie fotograficznej obraz dla promieni o długości fali niższej od 185 |A[A. Już większe długości fali działają jed y nie bardzo słabo, ważną je s t dla fizyka rzeczą znalezienie sposobu ich utrwalenia. Odkrycie to zawdzięczamy V. Schumannowi. S ystem atyczne b ad a­

nia wykazały, że przyczyny tej nieczuło- ści nie należy szukać w bromku srebra.

Sól ta ulega rozkładowi fotochemiczne­

mu pod działaniem promieniowań o n a j­

krótszej długości fali, trzeba jednak, aby do niej promieniowania te doszły. Na płytach fotograficznych zwykłego typu (płyty żelatynowe z bromkiem srebra), ciało czułe j e s t p o k ry te substancyą, k tó ­ ra, najdoskonalej przezroczysta dla. p ro ­ m ieniow ań widzialnych, j e s t całkowicie nieprzezroczysta dla najdalszej części fioł­

kowej. S chum ann przypisał niedostatecz­

ność zw ykłych zabiegów fotograficznych pochłanianiu promieni nad -'fiołkowych przez żelatynę, a h ypoteza jeg o została znakomicie potwierdzona, gdy, używając płyt bez żelatyny, zw anych dzisiaj p ły ­ tami Schumanna, otrzymał fotografię fal dochodzących do 123 jj.(a długości.

Tłum. H. G.

(Dok. nast.).

S I N I C E .

Sinice czyli Cyanophyceae przedsta­

wiają grupę nizko uorganizowanych ro­

ślin, pod względem fizyologicznym mało jeszcze dotychczas zbadanych. Wobec tego, że prosta ich budowa podobna je s t do budowy bakteryj i że rozmnażają się, podobnie ja k tam te, w drodze podziału, rozszczepiania się komórki, botanika ł ą ­ czy je z tam tem i w jednę klasę, i g rzy ­ by rozszczepkowe (bakterye) wraz z wo­

dorostami rozszczepkowemi (sinice) n a­

zywa klasą rozszczepków. Co dotyczę postaci zewnętrznej sinic i bakteryj, to te ostatnie przedstaw iają formy daleko prostsze, niż pierwsze; różnica ta praw ­ dopodobnie zależy od różnego sposobu odżywiania się; gdy mianowicie bakterye odżywiają się w sposób, właściwy grzy­

bom, sinice posiadają zdolność asymiló- wania bezwodnika węglowego, podobnie jak w odorosty wyższe.

Mimo, że badania, dotyczące procesów fizyologicznych, odbywających się w or­

ganizmach wodorostów rozszczepkowych, znajdują się tym czasem w stadyum po- czątkowem, utarło się je d n ak w tej dzie­

dzinie parę błędnych twierdzeń, których sprostowaniem zajmuje się dr. E. G.

P ringsheim (N aturwissenschaften 21, rok 1913), opierając się na rezultatach naj­

nowszych w tym kieru n k u badań. Prze- dew szystkiem przypuszczano dotychczas, że sinice żywią się prawie wyłącznie sub- s tancyam i organicznemi; następnie, że po­

b ierają z powuetrza azot; wreszcie sądzo­

no, że zależnie od oświetlenia zmieniają barw ę i czynią to w ten sposób, by módz absorbow ać promienie świetlne i spożyt- kow yw ać je na rzecz czynności asymila- cyjnej.

Zanim przejdziemy do rozpatrzenia po­

wyższych trzech punktów, chcielibyśmy jeszcze zaznaczyć, że wobec silnie zaak­

centowanej różnorodności potrzeb ekolo­

gicznych w obrębie rzędu sinic niemożna zbytnio uogólniać rezultatów, dotyczą­

cych ich fizyologicznych procesów, a zdo­

b y ty ch na podstawie badania kilku tylko

(11)

A& 40 WSZECHSWIAT 635 poszczególnych gatunków. Co dotyczę

bowiem sinic, żyjących w wodzie naj­

czystszej krynicy, może nie stosować się do sinic, w egetujących w wodzie zanie­

czyszczonej; toż samo można powiedzieć o sinicach z gorących źródeł z jednej strony, i takich, które stanowią cząstkę planktonu zimnego morza lub jeziora gór­

skiego --- z drugiej. Niektóre znowu ga­

tunki wstępują we współżycie z innemi istotami, np. żyją jako porosty w sym­

biozie z grzybami lub żyją we wnętrzu wątrobowców, kłodziniastych, wodnej ro­

śliny Azolli i t. d. Taka różnorodność warunków ekologicznych danego rzędu musi oczywiście wpływać i na różnorod­

ność własności fizyologicznych. Zbada­

nie tych własności przedstawia wiele tr u ­ dności, a to dlatego, że niezwykle uciąż­

liwą rzeczą j e s t oddzielić sinice od in­

nych organizmów, szczególnie zaś od bak­

teryj, wspólnie z niemi żyjących.

Pringsheimowi udało się wyhodować trzy gatunki sinic, obdarzonych zdolnoś­

cią ruchu, mianowicie dwa gatunki drgal- nic i jeden g atunek Nostoc w absolutnie czystej kulturze, to znaczy bez ja k ic h ­ kolwiek obcych organizmów, naw et bez bakteryj. Następnie, posiadając już ma- teryał doświadczalny, Pringsheim prze­

prowadził szereg badań, dotyczących kwe- styi odżywiania się sinic. W Czysto mi­

neralnych roztworach bez substancyj or­

ganicznych hodowla sinic udawała się, przyczem azot pobierały one właśnie ze związków nieorganicznych. Można też było do tego samego celu używać n aj­

różnorodniejszych organicznych związ­

ków azotowych, j a k np. substancyj biał­

kowych oraz produktów ich rozkładu, lecz niemożna było wtedy zauważyć ża­

dnej wyższości tych substancyj nad sub- stancyam i nieorganicznemi. Z innych związków węglowych poddane były pró­

bom kw asy organiczne, alkohole wyższe, węglowodany i t. d. W szystkie te sub- stancye organiczne naw et w razie słabej koncentracyi okazały się szkodliwemi w działaniu, w stężeniu zaś jeszcze słab- szem pozostawały prawie zawsze bez ża­

dnego wpływu. Okazuje się więc, że nie­

można naogóf substancyom organicznym

przypisywać ważnego znaczenia w odży­

wianiu się opisywanych tu gatunków.

Co dotyczę zdolności sinic pobierania azotu z powietrza, to przypuszczenie tego rodzaju wypowiadał głównie Beijerinck.

"Opierał się on w swych przypuszczeniach na tym fakcie, że znalazł obfitą wegeta- cyę sinic w wodzie (wykazującej ślady ziemi ogrodowej), pomimo, że związki azotowe znajdowały się tam w niezmier­

nie małych ilościach. Atoli badania, prze­

prowadzone ostatnio przez Gladea, w y k a­

zały, że przytaczany przez Beijerincka gatunek nie może rozmnażać się, o ile do doświadczeń z nim używa się wody destylowanej i starannie oczyszczonych soli; natomiast minimalna ilość soli azo­

towych umożliwia obfity jego rozwój.

Pomimo jed n ak wyników, osiągniętych przez Gladea, faktem jest, że większość sinic wymaga większych ilości azotu, choć żadna z nich naogół nie okazuje dużych pod tym względem wymagań.

Chociaż i w tym przypadku niemożna zanadto uogólniać rezultatów badań, do­

tyczących pewnego g atu nk u szczególne­

go, to jed n ak istnieje niewielkie zaled­

wie prawdopodobieństwo, aby sinice po­

bierały z powietrza znaczniejsze ilości azotu, skoro właśnie przytaczany przez Beijerincka gatunek nie mógł tego czy­

nić. Być może, iż rzecz się raczej tak przedstawia, że sinice żyją często wspól­

nie z bakteryami, posiadającemi zdolność pobierania azotu z powietrza.

Przechodząc do trzeciego i zarazem ostatniego punktu, musimy zwrócić się do hypotezy dopełniającego przystosowa­

nia barwnego, podanej przez Engelman- na i Gajdukowa. W edług tej hypotezy barwniki spotykane obok chlorofilu i n a­

dające rozmaite barwy wielu wodorostom, np. czerwoną barwę krasnorostom, b ru ­ n atn ą brunatnicom i t. d., służą do ab­

sorbowania promieni świetlnych, w in­

nych warunkach do niczego niezdatnych i czynienia ich w ten sposób przydatne- mi dla procesu asymilacyi bezwodnika węglowego. Dotyczę to przedewszyst- kiem promieni o lalach krótkich, które głębiej przenikają do morza, niż promie­

(12)

636 WSZECHSWIAT JM® 40

nie o falach długich i które są silniej absorbowane przez żółte, b runatne i czer­

wone barwniki wodorostów, aniżeli przez chlorofil.

Poważnego argum entu, świadczącego na korzyść powyższej hypotezy, dostar­

czają napozór wodorosty rozszczepkowe, mające niezawsze kolor niebiesko - zielo­

ny, lecz przybierające częstokroć wszel­

kie możliwe barw y w zależności od zmian, zachodzących w środowisku. Zdolność przybierania rozmaitych barw, cechująca sinice, je s t uw arunkow ana posiadaniem różnorodnych barwników, mianowicie żół­

tego i czerwronego, obok zwykłego chlo­

rofilu; rozmaite ustosunkowanie barw ni­

ków wywołuje w następstw ie rozmaite b a rw y i odcienie. Gajdukow przeprowa­

dzał doświadczenia, polegające na dowol- nem zmienianiu barwy światła, padające­

go n a sinice, przyczein otrzym ywał r e ­ zu ltaty takie, że sinice przybierały b a r ­ wę dopełniającą względem barw y pro­

mieni świetlnych. Wyniki takie byłyby oczywiście znakomitem potwierdzeniem hypotezy dopełniającego przystosowania barwnego, lecz niestety, takie same do­

świadczenia, podejmowane przez M agnu­

sa, Schindlera i P ringsheim a, nie dały potwierdzających rezultatów7. Natom iast z doświadczeń, przeprowadzonych przez wyżej wymienionych badaczów, okazało się, że w razie ubóstw a azotu lub wobec zb y t silnego oświetlenia barw a sinic pło­

wieje i zbliża się bardziej do barw y żół­

tej. W pomyślnych zaś w arunkach b a r­

wnik niebieski i chlorofil, k tó re ju ż p ra ­ wie całkowicie lub też całkowicie zan i­

kły, w y stęp u ją ponownie; toż samo, ja k wykazał Boresch może się odbyć n aw et i w ciemności. Okazuje się przeto, że zm iana barwy nie j e s t zależna od barwy światła, padającego na sinice; możnaby j ą raczej uważać za zjawisko jednorzęd- ne z żółknięciem wielu wodorostów i wi- ciowców zielonych, znanem od dość d a ­ wna pod nazwą etyolowania n ask u tek głodu azotowego.

Widzimy przeto, że sinice nie posia­

dają rozm aitych cech, które im dotąd błędnie przypisywano, i że się naogół

mało różnią pod względem fizyologicz- nym od innych wodorostów.

Streść. J . B .

A k a d e m i a U m ie j ę t n o ś c i.

III. W ydział matematyczno-przyrodniczy.

Posiedzenie dnia 7 lipca 19)^ r.

P rz e w o d n ic z ą c y : C z ł. E . G o d lew sk i se n .

(Ciąg dalszy).

Czł. L . M arch lew sk i p rz e d s ta w ia ro z p ra w ę p. Z en o n a W ierzch o w sk ieg o p. t.: „ S t u d y a n a d działaniem m a lta z y n a s k r o b ię 11.

W y c h o d z ą c z założeń prof. Syniew skiego o b u d o w ie skrobi, p. W. zb ad ał p rzeb ieg h y d ro liz y s k ro b i z ziem niaków zapom ocą m a lta z y z z ia rn k u k u r u d z y . W y n ik i t y c h b a d a ń są n a s tę p u ją c e : S tw ierdzono, że k u - k u r u d z a z a w ie ra znaczniejsze ilości ła tw o rozpuszczalnej d y a s ta z y ; dawniejsi badacze posługiw ali się z a te m m ieszaniną d w u e n z y ­ mów. S a m a m altaza, j a k o t r u d n o ro z p u s z ­ czalna, w m a ły c h t y l k o ilościach przechodzi do w y c ią g ó w w o d n y c h . P r e p a r a t y , k tó r e p. W . o t r z y m y w a ł p rzez s t r ą c a n ie a lk o h o ­ lem, zaw ie ra ły ś lad y m a lta z y , a znaczne ilości d y a s ta z y , zwłaszcza w o b ec n iszczącego w p ł y w u a lk o h o lu n a p ierw szy en zy m . Do b a d a ń h y d ro liz y s k ro b i u ż y to z a te m m ączk i z zia rn k u k u r u d z y , d o k ład n ie w y łu g o w a n e j wodą, celem u su n ię c ia d y a s ta z y . T a k a m ą c z ­ ka za w ie ra ła p ra w ie w y łączn ie m altazę, dya- s ta z a p o z o sta ła t y l k o w śladach. T a k o c z y ­ szczo n a m ączk a k u k u r u d z a n a s c u k r z a ła s k r o ­ bię powoli w sposób c h a r a k t e r y s t y c z n y . O d ­ d zia ły w a n ia na p e w n e ty lk o w iązania w czą­

s t e c z c e skrobi, j a k te g o m ożna by ło sp o d z ie ­ w a ć się n a p o d s ta w ie te o ry i S yniew skiego, nie stw ierd zo n o . W e d łu g te j te o ry i, w p r o ­ cesie s c u k r z a n ia m altazą, je ślib y ona b y ła t a k zw. p -d y a s ta z ą , m u sia łb y n a s tę p o w a ć z a ­ stój lu b z n aczn e zwolnienie, z chw ilą p o ­ w s ta n ia około 4 0 °/0 g lu k o z y . P r o d u k t e m s c u k r z e n ia obok g lu k o z y p o w in n a b y ć o k r e ­ ślona d e k s tr y n a . T y m c z a s e m s o u k rz a n ie miało o d m ie n n y p rz e b ie g . J e g o k r z y w a nie o k a ­ zy w a ła nigdzie przegięcia. Od p o c z ą t k u p o ­ w s ta w a ła g l u k o z a i przez c ały p rz e b ie g p r o ­ cesu, k t ó r y d o p row adzono do ro z k ła d u 3/ 4

części u ż y t e j skrobi, ona b y ła je d y n y m p r o ­ d u k t e m h y d ro liz y skrobi. N ie stw ie rd z o n o t w o r z e n ia się p o ś re d n ic h p r o d u k t ó w , t. j.

d e k s t r y n . P rz e z c a ły p rz e b ie g s c u k r z a n ia r o z tw ó r b a rw ił się z jo d e m na niebiesko,

(13)

JSJo 40 WSZECHŚWIAT 637

g d y ż w roztw orze, obok g lu k o z y , znajdow ała się niezm ieniona jeszcze, ro zp u szczaln a s k r o ­ bia. W n io sek s tą d j e s t n a s tę p u ją c y : Maltaza z ziarn k u k u r u d z y o d ra z u z je d n a k o w ą s z y b ­ kością rozszczepia w s z y s tk ie wiązania w c z ą ­ steczce s k ro b i ta k , że o n a ro z p a d a się w p ro st n a p o d sta w o w e e le m e n ty , cz ą stk i g lu k o zy . Maltazie więc ja k o enzym ow i, k t ó r y d o k ła d ­ nie h y d ro liz u je skrobię, p rz y s łu g u je przede- w szy stk iem na z w a am y la z y . W a rto ś c i na sta łą K re a k c y i s c u k r z a n ia sta le się z m n ie j­

szały. N a jk o rz y s tn ie js z ą r e a k c y ą p ł y n u dla sc u k rz a n ia okazała się słabo alkaliczna w o ­ bec m e ty lo ra n ż u .

Czł. M. Siedlecki p r z e d s ta w ia rozpraw ę p. J a d w ig i Kozickiej p t.: „O budow ie i ro z ­ w o ju p rz y lg u Gekonów .

P. K. b adała p rz y lg i n a p a lc a c h u P t y - chozoon h o m a lo c e p h a lu m i G ecko v erticilla- tu s. P o tw ie r d z a ona b a d a n ia anatom iozne daw n iejszy ch u c z o n y c h i opisuje niezn an y do­

ty c h c z a s u k ł a d n a o z y ń lim f a ty c z n y c h w t y c h o rg a n a c h . N a c z y n ia t e prz e b ie g a ją wzdłuż boków palca, dają s p lo ty do p o szczególnych liste w e k p r z y lg o w y c h , a n a s tę p n ie łączą się w dwie dość d u ż e z a to k i, leżące na g r z b ie ­ cie p alca t u ż p r z y szkielecie. T w orzenie się p rz y lg ro zp o czy n a się od w y ro śn ięcia j e ­ d n o lity c h fałdów n a b ło n k a j e d n o w a r s tw o w e ­ go. N a b ło n e k zm ienia się później n a wie­

lo w a rs tw o w y , a wśród now o p o w s ta ły c h w a r s t w w y ró ż n ia ją się d w a p o k ła d y d u ż y o h k o m ó re k , z ra z u oddzielonych ja s n ą p r z e s tr z e ­ nią m ięd zy k o m ó rk o w ą. W k o m ó r k a c h g ó r ­ nej w a rs tw y p o w s ta ją włoski, k tó r e ro z ra ­ s ta ją się i w ch o d zą w coraz ściślejszy z w ią ­ zek z dolnemi k o m ó rk a m i. Dalszy wzrost włoski zawdzięczają d o ln y m ko m ó rk o m , za­

c h o w u ją c y m n a jd łu ż e j ż y w o tn o ść . Dorósłszy do znacznej długości, w łoski rogowacieją, a cała g ó r n a w a r s t w a k o m ó r e k u leg a ro z­

p u s z c z e n iu i złuszczeniu. Dorosła p rz y lg a j e s t cała p o k r y t a w łoskam i rogow em i; je s t t o p rz y r z ą d działający p rzez sw ą p r z y c z e p ­ ność.

Czł. M. Siedlecki p r z e d s ta w ia ro z p ra w ę p.

K azim ierza S im m a p. t.: „ T ra w ie n ie u do­

ro sły c h i p ą c z k u j ą c y c h ro b a k ó w z rodzaju C h a e t o g a s t e r “.

P o s łu g u ją c się m e to d ą b a rw ie n ia za życia, p. S. w y k a z u je u C h a e to g a s te r d iap h an u s i Chaet. d ia s tr o p h u s k w a ś n ą re a k c y ę c h e ­ m iczn ą p ł y n u tra w ią c e g o w p a r t y i żołądko­

wej, zasadow ą zaś w reszcie p rz e w o d u p o ­ k arm o w eg o . N a s tę p n ie w y k a z u je zdolność tra w ie n ia ciał b ia łk o w a ty c h w żołądku, n u ­ kleiny zaś w zasadowej części jelita. S k ro ­ bię ro b a k i t e tr a w i ą bardzo łatw o . C h ity n a i celuloza nie u le g a ją działaniu soków t r a ­ w iących. T łu szcze bezpośrednio nie m ogą b y ć p rz y s w a ja n e ; n a to m ia s t k o m ó rk i je lita u rodz. C h a e to g a s te r, m ają zdolność s y n t e ­

t y c z n e g o w y tw a rz a n ia tłu szczu z m y d ła i g li­

c e r y n y . Czas p rzechodzenia p o k a r m u przez jelito- wynosi 4 — 14 godzin. Podczas p ą c z ­ kow ania, re a k c y a p ł y n u jelitow ego u leg a zmianie. W m ło d y c h p ą c z k a ch c a ły p r z e ­ wód p o k a rm o w y m a p ły n zasadowy. Dopię- ro po z u p e łn e m morfologicznem zróżnicow a n iu się je lita na p a r t y e , j e d n a k jeszcze przed rozpoczęciem p obierania p o k a rm u p rzez m ło ­ dego robaka, zaczyna się wydzielanie kw asu w p a rty i, odpow iadającej o s t a te c z n e m u żo­

łą dkow i. P rz y g o to w a n ie do c z y n n o śc i n a ­ s tę p u je z a te m w jelicie t y c h ro b ak ó w przed zu p e łn e m usam odzielnieniem pączka.

Czł. J ó z e f N u s b a u m p rzesy ła ro zp raw ę w łasną w y k o n a n ą wspólnie z p. M ieczysła­

w em O xnerem p. t.: „ E m b ry o lo g ia wstężni- c y L in e u s r u b e r M ull.“ .

B rózdkow anie ja ja j e s t c a łk o w ite , lecz ju ż od pierw szej chwili n iejednostajne, p rzy czem podczas brózdkow ania w y s tę p u je w p e w n y c h g r a n ic a c h zmienność. J u ż p ierw sza brózda po łu d n ik o w a — p ierw sza p o p rz e c z n a — dzieli często ja je n a d w a b la s to m e ro n y n ie z u p e łn ie je d n a k o w y c h rozmiarów: nieco m niejszy A B i nieco w iększy CD; n azw ijm y pierw szy z n ich przed n im , d ru g i ty ln y m . D r u g a b r ó ­ zda p o łu d n ik o w a dzieli jaje na 4 b la s to m e ­ rony: d w a nieco mniejszo przednie, oraz dw a nieco większe tylne: A , B, C, D, n a lewą A i p r a w ą B nieco mniejsze m a k r o m e r y oraz lew ą D i p r a w ą C nieco większe m a k r o m e ­ ry. D r u g a brózda p rz e b ie g a n ie p rz e rw a n a lu b też stan o w i brózdę za ła m a n ą ( B re c h fu r- che). J u ż w s t a d y u m c z te re o h blastom ero- nów w y s tę p u ją często p e w n e w a h a n ia w ich u k ład zie w z a je m n y m i ro zm iarach. N a s t ę p n e s ta d y u m , ośm iokom órkow e, p o w s ta je przez podział p r a w o s k r ę tn y (d ex io tro p ) w s z y s tk ic h 4 blastom eronów . P o w stają 4 m a k ro m e ry :

1A, IB , lC , I D oraz c z te r y m ik ro m e ry pierwszego k w a r t e t u : l a , l b , lc , l d , śród k t ó r y c h o d ró żn iam y zw y k le rów nież dwie nieco większe: l c , l d i dwie nieco mniejsze m ik ro m e ry : l a , l b . P o o śm iokom órkow em w y s tę p u je s t a d y u m dziesięciokom órkow e, mianowicie p rzez to, że k o m ó rk i l o i l d pierw szego k w a r t e t u m ik r o m e r dzielą się le- w o sk rę tn ie (laotrop). W s t a d y u m dziesię*

cio k o m ó rk o w em odróżniam y t e d y następu*

ją c e b lastom erony: l A — l a , I B — l b , 1C—- l c 1, l c 2, I D — l d 1, l d 2. S t a d y u m n a s t ę p u ­ ją c e je st d w u n a s to k o m ó rk o w e , p o w s ta ją c e p rzez le w o s k rę tn y podział ta k że m ik ro m e r l a , l b pierw szego k w a r t e t u . Z n a jd u je m y t u t e d y 4 m a k ro m e ry i 8 m ik ro m e r, s t a n o ­ w i ą c y c h p r o d u k t podziału 4 m ik r o m e r p ie r ­ w szego k w a r t e t u , a więc: 1A — l a 1, 1 a 2, I B — l b 1, l b 3, 1 C — l c 1, l c 2, I D — l d 1, l d 2.

C h a r a k t e r y s t y c z n a dla g a t u n k u L . r u b e r je s t okoliczność, że p r o d u k t y podziału ma- k ro m e r i m ik r o m e r nie u k ła d a ją się wybit*

Cytaty

Powiązane dokumenty

Przed rozpoczęciem analizy okresu dy- luwialnego w Niemczech Schmidt zatrzy ­ muje się jeszcze chwil kilka nad sprawą człowieka przedpaleolitycznego, jak o

ności odjemnej, należy więc przyjąć, że stanowią w atomach odjemne końce ich pól elektrycznych. Wielkość elektronów odjemnych, których promień wrynosić ma

Natychmiast gasną wszystkie j lampy, co jest dowodem, że prąd przepłynął w przeważnej części przez wstęgę, a fakt ten daje się objaśnić tylko wtedy,

Stańmy w kierunku linij sił w ten sposób, żeby biegły one od dołu ku górze (od stóp ku głowie) i patrzmy na poruszający się przewodnik : jeżeli się on

dził po mistrzowsku. Utleniając cy- mol, Nencki zauważył już wtedy ciekawą bardzo różnicę, źe w organizmie utlenia się naprzód grupa propylowa a dopiero

grzewa się przytem wcale; widocznie więc energia chemiczna danej reakcyi w ogniwie nie objawia się w postaci energii termicz nej, lecz przemienia się w energią

Czwarty z wymienionych pasów żył, dla produkcji złota ważny bardzo, położony na wschodniej pochyłości Sierra Newady, jest w bezpośrednim związku ze skałami

skim zawartość krzemu i glinu, lecz przekonali się wkrótce, że te domieszki nie są przyczyną osobliwych własności tej stali. Zajęli się przeto ci uczeni