• Nie Znaleziono Wyników

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

P R E N U M E R A T A „W SZE C H ŚW IA T A **.

W W arszawie: ro czn ic r b . 8, k w a rta ln ie rb . 2.

Z przesyłką pocztową ro c z n ic r b . 10, p ó łr . r b . 5.

PREN UM ERO W A Ć MOŻNA:

W R e d ak cy i „W szechśw iata'* i we w sz y stk ic h księgar*

niach w k ra ju i za g ran icą.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

19 aei4). Warszawa, dnia i l maja 1918 r. Tom

R e d a k to r „ W s z e c h ś w ia ta '4 p rz y jm u je ze sp raw am i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie od g o d z in y 6 d o 8 w ieczo rem w lo k a lu re d a k c y i.

A d res R ed a k cy i: W S P Ó L N A Jsfe. 37. T elefon u 83-14.

R E F E R A T O D Z I E L E L. S. B E R G A |

„ F A U N A R O S S Y I. R Y B Y “ ,

■wraz z uw agam i o rybach naszych krajow ych.

Akademia Umiejętności w P etersburgu postanowiła opracować swoje olbrzymie zbiory zoologiczne, ażeby módz wydać dzieło, niezmiernie ważne dla nauki, k tó ­ re wychodzi już częściowo pod nagłów­

kiem „Fauna Rossyi i krajów przyle­

głych", (Fauna Rossii i sopredielnych stran. Preimuszczestwienno po kollek- cyam zoołogiczeskago muzeja Imperator- skoj Akademii Nauk). Rozmaici uczeni specyaliści, podjęli się tej ciężkiej pracy, każdy w zakresie swojej działalności n a ­ ukowej.

L. S. Berg, znany z szeregu dzieł ich- tyologicznych, opracowuje faunę ryb.

Pierwszy tom, obejmujący działy: Mino- gowatych, Żarłaczy i Jesiotrowatych, mam przed sobą; o nim, łącznie z uwagami, dotyczącemi fauny ichtyologicznej nasze­

go kraju, pomówić tutaj zamierzam.

Nasamprzód zaznaczyć wypada nie­

zmierną pracowitość p. Berga i pedan­

tyczną dbałość o olbrzymią literaturę, J

która się nagromadziła w przeciągu kil­

ku wieków w dziedzinie ich tyologii, a mianowicie w zakresie systematyki, biologii i przemysłu rybackiego. P rzy każdym gatunku Berg, o ile tylko można było, zebrał wyczerpujące, odpowiednie wiadomości: więc synonimy, obszary roz­

mieszczenia, biologię tarła, wraz z opi­

sem cech anatomicznych i morfologicz­

nych gatunków. Dyagnozy nowych g a­

tunków podane są w języku łacińskim, reszta wiadomości po rossyjsku, przytem mamy cały szereg wymiarów gatunków opisywanych J) ujętych w tablice.

Berg pracując od lat szeregu nad ich- tyologią, wyrobił sobie samodzielny po­

gląd na system atykę ryb; tendencyą t e ­ go poglądu je st praktyczność, czyli n a j­

pożyteczniejsza właściwość dla sy stem a­

tyki. Zarys podziału ryb wediug Berga je st następujący.

Co do tablic w ym iarów Berga, to im za­

rzucić można, że zam iast liczb w ym iarow ych są w nich podane tylko stosunki procentowe; było­

by do życzenia, ażeby pod każdą liczbą w ym ia­

rową, był podaw any stosunek procentow y—po­

dawanie liczby je s t koniecznością, mniejszej wa­

g i są obliczania stosunków procentow ych.

(2)

WSZECHŚWIAT M 19

Ryby, Pisces, (sensu latiore) Rerg uzna­

je za grupę zwierząt kręgowych z czasz­

kami (Craniata). Tej grupie nie nadaje żadnej nazwy, określającej jej stano w is­

ko systematyczne; nazwiemy j ą „supra- classis“, nadzworzem. Tak pojętą grupę, Berg dzieli na dwa zworza (Classis): I Marsipobranchii, Torboskrzele i II Pisces (sensu strictiori) ryby. Cechy dwu tycli klas, określa według schematu synoptycz­

nego, który tu podaję w streszczeniu.

I. Szczęk właściwych brak. Otwór paszczowy otoczony je s t krążkiem (przy­

ssawkowym). Otwór nozdrzowy pojedyn­

czy. Skrzela torebkowate. Łuków skrze- lowycli brak. Płetwy parzyste, a zara­

zem ich obsady niewykształcone, ich brak zupełny.

Zworze I Marsipobranchii, Torboskrzele (m arsip ion = to reb k a, b ran ch ia= sk rzela).

Inaczej nazywają je Cyclostomata, krąż- kouste (kiklos — krążek, stoma = usta), albo mienią je Monorhina, jednonozdrze (monos=pojedyńczy, ris=nozdrze).

II. Szczęki właściwe, wykształcone, otaczają otwór paszczowy. Otwory noz- drzowe podwójne. Łuki skrzelowe ębec- ne. Płetw y parzyste i ich obsady roz­

winięte.

Zworze II Pisces (sensu strictiori) ry­

by właściwe.

I Marsipobranćhia, Torboskrzele, roz­

padają się na dwa rzędy (Ordines). Hy- perotreta, Otworoniebne i Hyperoartia, Całoniebne. Cechy tych dwu rzędów ob­

ję te są w następującej tabliczce synop­

tycznej:

1. Otwór w podniebieniu łączy jam ę nozdrzową z j a m ą połykową; krawędź ze­

w nętrzna krążka ustnego opatrzona je s t wąsikami (do 4 eh par wąsików). Oczy zmarniałe, skórą pokryte. Z ząbków, j e ­ den ząb podniebieniowy wykształcony i dwa szeregi poprzeczne ząbków grze- bykowatych na języku. Otworki skrze­

lowe umieszczone są daleko poza głową.

P łetw y nieparzyste, niewykształcone.

Iizęd 1-y H yperotreta, Otworoniebne (hy- peroa = podniebienie, tretos — przebity).

2. Otworu w podniebieniu brak. Jam a nozdrzową niepołączona z ja m ą połyko­

wą. Krawędź k rążk a ustnego bez w ąsi­

ków, natom iast otoczona wieńcem bro- dawkowatych, krótkich wyrostków. Oczy u dorosłych osobników wykształcone.

Ząbki liczne: mianowicie na krążku u s t­

nym, na krawędzi otworu paszczowego i na języku. Otworki skrzelowe umiesz­

czone są tuż poza głową. Płetw y n ie p a ­ rzyste, u dorosłych osobników w y k ształ­

cone.

R^ęd 2-gi. H yperoartia , Całoniebne (hy- peroa= podniebienje, artio s= cały ).

II Pisces (sensu strictiori), ryby właści­

we, rozpadają się na dwa podzworza (sub- classis) 1) S e l a c h i a , albo E l a s m o - b r a n c h i i i 2) T e l e o s t o m i . Cechy ich są następujące:

1. P rzy k ry w k i skrzelowej właściwej z kostkami przykryw kowem i brak. N aj­

częściej brak wszelkiej przykrywki, wy­

jątkow o j e s t ona obecna, lecz bez kostek przykryw kowych. (Np. u Holocephali).

Podzworze l-sze Selachii, Żarłacze (Se- Jachos = Żarłacz).

2. Przykryw ka skrzelowa właściwa, zawsze wykształcona, opatrzona k o stk a­

mi przykry wkowemi.

Podzworze 2. Teleostomi, Całouste.

(teleos = całkowity, stoma = usta).

Podzworze 1. Selachii, Żarłacze, rozpa­

dają się na dwa rzędy (Ordines): A) Tre- m atopnea, Otworkodyszne, B) Chasm atopnea, Szczelinodyszne. Pierwsze mienią: Euse- lachii, drugie Holocephali.

A. Otworków skrzelowych 5 —7 z każ­

dej stro n y ciała.

Rzęd 2-gi. Trematopnea, Otworkodysz­

ne (tre m a = o tw ó r, pneuma = oddech), al­

bo Euselachii żarłacze właściwe, (eu = dobry, Selachos=Żarłacz).

AA) Tylko jed en otwór skrzelowy szparowaty, albo szczelinowaty z każdej strony ciała.

Rzęd 2-gi. Chasmatopnea, Szczelino­

dyszne (chasma — szczelina = szpara.

pneum a=oddech). (Inaczej nazywają je Holocephala, Chimerowate).

Podzworze 2-gie. Teleostomi, Całouste,

Berg dzieli na trzy grupy za przykładem

Osborna i Gregoryego, które to grupy

stanowić będą Popodzworzą (Subinfra-

classis), mianowicie 1) Crossopterygii, Ki-

(3)

M 19 WSZECHŚWIAT 291

ściopletwe, 2) Dipnoi, Dwudyszne i 3) Actinopterygii, Promienistopłetwe.

Cechy główne tych trzech popodzwo- rzy są takie:

B) Oddychają i skrzelami i zapomocą pęcherza pławnego. Płetwy parzyste pie- rzastopromienne

Popodzworze 1-sze. D ip n o i , Dwudyszne.

BB) Oddychają tylko skrzelami.

a) Płetwy parzyste kiściastopromienne.

Popodzworze 2-gie. Crossopterygii , Kiścio- płetwe (krossos = kiść, pteron — skrzy­

dło = płetwa).

aa) Płetw y parzyste o promieniście uło­

żonych promieniach.

Popodzworze 3-cie. A ctinopterygii , Pro­

mienistopłetwe (aktis=prom ień).

Gatunków, należących do dwu pierw­

szych popodzworzy, niema w faunie ros- syjskiej. Do trzeciego podzworza nale­

żące gatunki, rozpadają się na dwa rzę­

dy (Ordines), mianowicie l) Chondrostei, Chrząstkoryby i 2) Teleostei, Kościoryby.

Praktyczną charakterystykę ty ch dwu rzędów Berg przeprowadza w taki spo­

sób.

Actinopterygii, Promienistopłetwe.

b) Ciało uzbrojone pięciu rzędami ta r­

czek kościstych, z tych jeden grzbieto­

wy, dwa boczne i dwa brzuszne, te o stat­

nie u dorosłych okazów zanikają nie­

kiedy.

Rzęd l-szy. Chondrostei, Chrząstkory­

by (szkielet chrząstkowaty).

bb) Ciało zwykle łuskami pokryte, rza­

dziej nagie. Szeregów tarczek kostnych brak.

Rzęd 2 gi. Teleostei, Kościoryby (szkie­

let kostny).

Taki j e s t podział ryb, wprowadzony przez Berga, a przedstawiony powyżej w najogólniejszych zarysach.

Przejdziemy teraz do szczegółów.

Nlarsipobranchii, Torboskrzele.

Pierwszy rzęd, nazwany Hyperotreta, obejmuje nieliczne gatunki, żyjące w oce­

anach, z tych tylko jeden gatunek, m ia­

nowicie Myxine glutinosa L. znajdowany bywa w granicach p aństw a rossyjskiego, u wybrzeży Murmańskich oceanu Lodo­

watego.

Do drugiego rzędu, Hyperoartia, nale­

żą Minogowate, Petromyzonidae, albo Petromyzontidae (petros = kamień, my- zao = przysysam się. Nazwa pochodzi stąd, że dorosłe okazy przysysają się czę­

sto do kamieni). Minogowate podzielono na 11 rodzajów, mianowicie 1) Bathymy- zon Gili., 2) Oceanomyzon Fowler, 3) Pe- tromyzon L., 4) Caspiomyzon Berg., 5) Eudontomyzon Regan., 6) Ichthyomyzon Gili., 7) Entosphenus Gili., 8) Lampetra Gray, 9) Mordacia Gray, 10) Geotria Gray, U) Esomegas Gili. Gatunki ośmiu pierw­

szych rodzajów, zamieszkują północną półkulę, trzech ostatnich półkulę połu­

dniową.

Rozmieszczenie minogowatych po wo­

dach słodkich i słonych pasa umiarko­

wanego północnej i południowej półkuli je st prawie powszechne. W pokładach geologicznych szczątków właściwych tych ryb nie znaleziono dotąd.

Gatunek Palaeospondylus gunni Tra- quair, odkryty w roku L890, w pokładach dolno-dewońskich Anglii, uznawany był początkowo za przedstawiciela działu krążkoustych, wszakże następnie przeko­

nano się, że to jest forma pierwotna ryb, bo łączy w sobie jakoby cechy Torbo- skrzelich, Żai-łaczy i Dwudysznych.

Na całym obszarze państwa rossyjskie­

go są trzy rodzaje Minogowatych rep re­

zentowane, czwarty rodzaj, znajdzie się prawdopodobnie na wschodnich grani­

cach państwa. U nas w kraju mamy g a ­ tunki, należące do dwu rodzajów tylko.

Cechy wyróżniające cztery rodzaje, ma­

jące swoich przedstawicieli w państwie rossyjskiem, są następujące:

I. Na górnej krawędzi otworu paszczo- wego, umieszczone są dwa zęby ostre, tuż obok siebie stojące; przestrzeń, która je oddziela, je st daleko mniejsza, niż wy­

sokość zębów. Na dolnej krawędzi otw o­

ru paszczowego 7—9 zębów ostrych.

Rodzaj 1. Petromyzon L., Minogi mor­

skie.

H. Na górnej krawędzi otworu pasz­

czowego, umieszczone są dwa zęby, zna­

czną przestrzenią od siebie oddzielone;

przestrzeń, która je oddziela, je s t więk­

sza, niż wysokość zębów. Nadolnej k ra­

(4)

292 WSZUCHSW1AT .V? 19

wędzi otworu paszczowego 6 — 8, albo 7—9 zębów ostrych, lub tępych.

Rodzaj 2. Lam p etra Gray, Minogi rzeczne.

III. Na górnej krawędzi otworu pasz­

czowego, mieści się tylko je d en ząb, ni- zki, tępy. Na dolnej krawędzi 5 nizkich, tępych zębów.

Rodzaj 3. Caspiomyzon Berg, Minóg kaspijski.

IV. Na górnej krawędzi otworu p asz­

czowego 3 ząbki. Mianowicie pomiędzy dwoma ząbkami jednakiej wielkości, bli- zko siebie stojącemi, w yrasta mały zą ­ bek, klinowato w ciśnięty pomiędzy tam- temi. Na dolnej krawędzi 7 — 9 zębów.

Rodzaj 4. Entosphenus Gili., Minóg kli- noząb (sphen — klin).

Pomimo to, że Minogi są w Europie pospolite, że je łowią milionami po rze­

kach, że w wielu krajach j a k np. we Włoszech, Francyi, Rossyi i t. d., s ta n o ­ wią ważny przedmiot handlu i przemysłu rybackiego, jednakże biologia tych ryb, pozostaje aż do ostatnich czasów niedo­

kładnie poznana. Najwięcej wiemy o n a ­ szym Minogu strumieniowym, L am p etra Planeri Bloch. Rozwój jego zbadał dr.

A ugust Muller w Berlinie w r. 1856.

D r. B . D ybow ski.

(C. d. nast.).

N A J N O W S Z E P O J Ę C I A O B U D O ­ W I E A T O M Ó W .

(Ciąg dalszy).

Drogę do rozwiązania tego pytania znaleziono, skoro Kaufman wykazał, że stosunek ła dunku do masy cząstek pro ­ mieni katodalnych zależy od szybkości cząstek. Przyjm ując, że z rozważanych dw u wielkości ładunek zostaje niezmien­

ny, a zmienna je s t tylko masa, można z doświadczeń Iiaufm ana wywnioskować, że m asa cząstek rośnie z w zrastającą szybkością. Zmiana masy staje się z n a­

czną wprawdzie dopiero wtedy, gdy szyb­

kość cząstek je s t bardzo blizka szybko­

ści światła. To też Kaufman nie używał do swych doświadczeń cząstek promieni katodalnych, otrzym anych drogą wyła­

dowania w rurach, lecz promieni p w y­

rzucanych podczas przemian ciał prom ie­

niotwórczych, różniących się od zwy­

kłych promieni katodalnych tylko swą daleko większą szybkością. W ynik byl zupełnie nowy, nie spotykano wpierw mas zm iennych z szybkością. Rozważa­

nie teoretyczne wykazuje jednak, że dla masy pochodzącej od ładunku elektrycz­

nego, posiadającej, ja k wyżej wspomnia­

no, w razie bardzo malej szybkości war- tość 2/3 — , należy oczekiwać przyrostu e3

wobec zwiększonej szybkości. Jeżeli więc przyjmiemy, że masy pochodzenia nie­

elektrycznego są niezależne od szybkości, to wynik doświadczeń Kaulinana, że dla promieni katodalnych masa je s t od niej zależna, zmusza do wniosku, że dość zna­

czna część tej masy pochodzi od ła d u n ­ ku cząstek. Na podstawie pewnych za­

łożeń można było obliczyć, w jakim sto­

pniu zmieniać się musi masa elektrom a­

g netyczna cząstki ze zwiększeniem szyb­

kości. Porównanie z wynikami Kautma- na wykazało, że masa cząstek promieni w zrasta w przybliżeniu w tej mierze z w zrastającą szybkością, j a k to w yka­

zuje rachunek dla części masy, pocho­

dzącej wyłącznie od ładunku. Stąd wnio­

sek, że wogóle cała masa cząstki pro­

mieni p pochodzi od ładunku tej cząstki.

Jeżeliby ta cząstka posiadała obok masy elektromagnetycznej jeszcze ja k ą inną od szybkości zależną, to całkowita masa m usiałaby wzrastać ze zwiększeniem szybkości wolniej, aniżeli w ymaga wspo­

mniany rachunek. Jeżeli więc cała masa cząstki promieni katodalnych pochodzi od jej ładunku, to, oczywista, nic z niej nie pozostanie, gdy j ą tego ładunku po­

zbawimy, cząstka ta nie je s t zatem no­

wym atomem elektrycznie naładowanym, lecz j e s t samym ładunkiem, atomem wol­

nej elektryczności odjemnej. Cząstkę tę nazwano elektronem. Całkowita masa elektronu pochodzi od jego ładunku;

z wyżej podanej formuły dla masy elek-

(5)

jSft 1 W SZEOHSWIAT 293

tromagnetycznej m = 2/3 — , znając wiel- 6 Cl

kość masy ładunku, możemy obliczyć promień o: znajdziemy a — 2l3 — . e =

= l . 9 X 10—13, gdy tymczasem promień zwykłych atomów wynosi około 10_8.

Należy tu je d n ak wtrącić następującą uwagę. Wniosek, że masa elektronów je st pochodzenia wyłącznie elektroma­

gnetycznego, opiera się na założeniu, że tylko laka elektryczna masa zależy od szybkości. Panująca obecnie nad myślą fizyczną zasada względności uczy jed n ak, że wszelka masa bez względu na pocho­

dzenie wzrasta w miarę wzrastania szyb­

kości i to w tym samym stosunku, jaki niezależnie od wspomnianej zasady obli­

czono dla masy elektrycznej, a znalezio­

no doświadczalnie dla masy elektronów.

Zasada względności czyni więc wniosek powyższy niepewnym. Jednakowoż p rzy ­ puszczenie ma tyle stron dodatnich, że byłoby zupełnie bezcelowem porzucić to przypuszczenie. Z drugiej strony zyskuje na przejrzystości wspomniany wynik za­

łożeń teoryi względności, że każda masa je st od szybkości zależna, to też, ja k pó­

źniej jeszcze wyjaśnimy, prawdopodob­

nie każda masa m ateryalna je st pocho­

dzenia elektromagnetycznego.

W promieniach katodalnych poznano zatem poraź pierwszy atomy wolnej elek­

tryczności, posiadające masę 1800 razy mniejszą, niż masa atomu wodoru, a pro­

mień 100 000 razy mniejszy niż promień atomów zwykłych. Uprawniało to do przypuszczenia, że może te tak małe cząstki są właśnie pramateryą, z której wszystkie pierwiastki się składają i że może wszelka masa materyalna, podob­

nie ja k masa elektronów, je st pochodze­

nia elektromagnetycznego. Dalszy roz­

wój badań wykazał, że ta k je s t zapewne w rzeczywistości. Zasadnicze znaczenie w tych badaniach miało zachowanie się promieni katodalnych wobec materyi.

Jedną z najciekawszych własności pro­

mieni katodalnych je st zdolność przeni­

kania grubszych w arstw m ateryi i to z tem większą łatwością,Hm większą po­

siadają szybkość; najszybsze z nich, pro­

mienie p radu, można łatwo jeszcze w y ­ kryć po przejściu przez blachę glinową grubości 1 mm.

Są dane, których nie możemy tutaj bliżej rozpatrywać, przemawiające za tem, że cząstki te podczas przejścia przez ma- teryę są zdolne poruszać się nietylko w przestrzeniach wolnych między atom a­

mi, lecz że są w stanie i atomy same przenikać. Można się więc było spodzie­

wać, że zachowanie się ich podczas przej­

ścia przez atomy, pozwoli wejrzeć bliżej w budowę tychże.

Odpowiednie badania wykazały, że z chmury cząstek promieni katodalnych bynajmniej niewszystkim się udaje przejść przez daną nawet bardzo cienką warstwę materyi. Część promieni zostaje zatrzy­

mana, ja k się mówi absorbowana, inna część zostaje odchylona z pierwotnego prostolinijnego kierunku, czyli rozpro­

szona.

Lenard, porównywając różne substan- cye co do ich działania na promienie ka- todalne, wykazał bardzo proste prawo:

Równe ilości wagowe rozmaitych sub- stancyj, począwszy od rozrzedzonego wo­

doru gazowego, skończywszy na złocie metalicznem, wykazują w przybliżeniu jednakowe absorbujące oraz rozpraszają­

ce oddziaływanie na promienie katodalne.

Działanie równej liczby atomów, a więc też i pojedyńczych atomów rozmaitych pierwiastków, je s t w przybliżeniu pro- porcyonalne do ciężaru atomowego. To prawo, odkryte przez Lenarda, wskazuje wyraźnie, że to, co w materyi działa na promienie katodalne, znajduje się w r ó ­ żnych atomach w ilościach proporcyonal- nych w przybliżeniu do ciężaru atomo­

wego.

Cóż oddziaływa więc w atomach na cząstki promieni katodalnych? Jak wi­

dzieliśmy, cząstka ta je s t tylko wolnym odjemnym ładunkiem elektrycznym. Na ruchy jej mogą więc wpływać tylko: pole elektryczne lub magnetyczne. Ponieważ jed n ak i pole magnetyczne sprowadza się do ruchu elektryczności, wynika stąd, że atom, choć nazewnątrz neutralny, zawie­

ra wewnątrz ładunki elektryczne i mię­

dzy niemi pola elektrycze. Z opisanego

(6)

‘294 WSZECHSW1AT Ars- 19

zachowania się różnych atomów wzglę­

dem promieni katodalnych można też wnioskować, że cięższe atomy posiadają większe w ew nętrzne ładunki i silniejsze pola, niż lżejsze.

W j a k i sposób należy wyobrażać sobie te pola elektryczne w ew nątrz atomów o promieniu 10—8 cm? Co to za ładunki odjemne i dodatnie, pomiędzy któremi przebiegają linie sił pola elektrycznego?

To były i są jeszcze najważniejsze p y ­ tania, które badaniu budowy atomów po­

zostają do rozstrzygnięcia.

Część tego problematu daje się łatwo rozwiązać, gdyż wolną elektryczność od- je m n ą poznaliśmy już w elektronach S ta ­ nowią one granicę podzielności elektrycz­

ności odjemnej, należy więc przyjąć, że stanowią w atomach odjemne końce ich pól elektrycznych. Wielkość elektronów odjemnych, których promień wrynosić ma około 10—1,1 cm, odpowiada wyobrażeniu, że stanowią one część składową daleko większych atomów. Rzeczywiście, takie elektrony otrzymać można ze wszystkich atomów. Podczas wyładowań otrzym uje się je, jako promienie katodalne, nieza­

leżnie od tego, z jakiego m ateryału k a ­ toda j e s t zrobiona. Różne ciała em itują elektrony, gdy się j e oświetli, lub też podda działaniu promieni Rontgena albo promieni substancyj radyoaktyw nych.

Także przez ogrzanie metali i innych ciał do wysokiej tem peratury otrzymać mo­

żna elektrony odjemne. Podczas prze­

mian ciał promieniotwórczych zostają one wyrzucane. Ostatnio udało się wykazać emisyę elektronów negatyw nych podczas niektórych reakcyj chemicznych. N a j­

lepszym jed n ak dowodem, że elektrony, ja k o takie, znajdują się w atomach, j e s t niezawodnie odkrycie Zeemana. Znalazł on mianowicie, że jeżeli ciało świecące poddamy działaniu silnego pola m a g n e ­ tycznego, długość fali światła w ysyłane­

go zostaje zmieniona. Na zasadzie zało­

żenia, że światło wywołane zostaje przez drganie naładowanych elektrycznością cząstek wewnątrz atomów ciała świecą cego, Lorentz wykazał, że z wielkości zmiany długości tali można obliczyć sto­

sunek ładunku do masy drgającej cząst­

ki. Obliczenie pomiarów Zeemana dało dla tej wielkości 107 J. E. M., co odpo­

wiada zupełnie stosunkowi ładunku do masy elektronów w promieniach katodal­

nych. Z doświadczeń Zeemana można było też wywnioskować, że chodzi tu o cząstki odjemnie naładowane. Można zatem uważać za fakt pewny, że odjemne końce pól, znajdujących się w atomach, są dane przez elektrony odjemne, i że emisyę światła w wielu przynajmniej r a ­ zach przypisać należy drganiom tych elektronów wewnątrz atomów.

Atom j e s t je d n ak obojętny, należy więc przyjąć, że oprócz elektronów odjemnych zawiera elektryczność dodatnią. Docho­

dzimy tu do najtrudniejszej części pro­

blematu budowy atomów, do pytania o istocie tej elektryczności dodatniej.

Najprościej byłoby przyjąć, że e lek try cz­

ność dodatnia z wyjątkiem znaku swego ładunku niczem się nie różni od elek­

tryczności odjemnej. Należałoby jed n ak w tedy oczekiwać, że podobnie ja k w p rzy­

padku elektryczności odjemnej, elektro­

ny dodatnie o bardzo malej masie dadzą się też oddzielić od materyi. Pomimo wielu prób, nie udało się je d n ak znaleźć dodatnio naładowanej cząstki o masie mniejszej, niż masa atomu wodoru. Po­

nieważ jon wodoru, który powstaje z ato­

mu wodoru przez stratę elektronu odjem- nego, j e s t najlżejszą cząstką dodatnią, ja k ą dotąd zauważono, wypowiedziano z różnych stron przypuszczenie, czy nie przedstawia on dalej niepodzielnego elek­

tronu dodatniego. Przypuszczenie to nie zgadza się je d n ak z faktem, że takie do­

datnio naładowane atomy wodoru, ja k tego dowiodło badanie promieni kanało­

wych, mogą być źródłem promieniowania świetlnego. To wrskazuje, że jo n wodoru je st układem złożonym, gdyż luźny elek­

tron nie może wykonywać drgań oczy­

wiście.

Istota elektryczności dodatniej je st więc dla badania doświadczalnego niedo­

stępna, musi zatem być pozostawione fantazyi poszczególnych badaczów w y­

tworzenie o jej istocie odpowiedniego wyobrażenia. To też w rozmaitych po­

glądach, ja k ie o jej istocie wypowiedzią-

(7)

M 19 WSZECHS W IA T 295

no, leży główna różnica między różnemi modelami atomu.

Zauważyć je d n ak można pewien wspól­

ny rys we wszystkich wygłoszonych te- oryach. Z całą pewnością wiadomo, że w atomach znajdują się elektrony odjem- ne. Z neutralności atomu, ja k to już było powiedziane, wynika istnienie w nim elektryczności dodatniej. Oprócz tych dwu składników nic więcej w atomach dotychczas nie znaleziono. J e s t zatem zrozumiałem dążeniem wszystkich teoryj przedstawić atom jako zbudowany tylko z tych dwu elektryczności: z tego jednak wynika żądanie, aby z masy elektrycz­

ności dodatniej i odjemnej wywieść mo­

żna było najważniejszą cechę atomu, j e ­ go masę.

Zobaczmy, o ile to się osiągnąć udało.

Jednym z pierwszych, który się zajmo­

wał budową atomu z elektryczności, byl fizyk angielski J. J. Thomson. Opraco­

wując ten problemat, Thomson mniej wa­

gi przywiązywał do tego, aby jego mo­

del był najbardziej prawdopodobny, niż głównie, aby przez wyprowadzenie możli­

wie prostych założeń można było kwes- tyę ująć matematycznie. Thomson p rzy j­

muje, że w7 kulistym atomie elek try cz­

ność; dodatnia je s t jednostajnie rozmiesz­

czona, jej średnica odpowiada zatem ś re ­ dnicy atomu. E lektrony odjemne zn aj­

dują się wewnątrz kuli elektryczności dodatniej, w której mogą się swobodnie poruszać. Ładunek kuli elektryczności dodatniej równa się sumie ładunków elektronów odjemnych.

Siła przyciągania, ja k ą elektryczność dodatnia na elektrony wywołuje, dąży*

aby je skupić wr środku kuli; temu prze­

ciwdziałają je d n ak siły odpychające mię­

dzy elektronami. Pozostaje zatem p y ­ tanie, w jakiem ugrupowaniu elektronów wewnątrz dodatniej kuli otrzymamy ró­

wnowagę, wobec której siły przyciąga­

jące i odpychające, działające na każdy elektron, są w równowadze. Dla tego wyliczenia przyjęto, że elektrony odpy­

chają się według prawa Coulomba, oraz, że zostają przyciągane ku środkowi kuli z siłą proporcyonalną do odległości ich od tego środka.

Ażeby nie utrudniać analizy m atem a­

tycznej, Thomson przyjmuje, że elektro­

ny nie są rozmieszczone w przestrzeni, lecz znajdują się w jednej płaszczyźnie, przechodzącej przez środek kuli dodat­

niej. Należy je d n ak wtedy założyć, że elektrony ulegają w tej płaszczyznie prędkiemu ruchowi obrotowemu dookoła osi prostopadłej do płaszczyzny, gdyż w przeciwnym razie, w przypadku w ięk­

szej liczby elektronów, takie ugrupow a­

nie w' jednej płaszczyznie nie mogłoby być trwałe. Wychodząc z wyżej wspo­

mnianych założeń, Thomson jak o główny rezultat swego rachunku otrzymał, że elektrony układają się wewnątrz dodat­

niej kuli na pierścieniach współśrodko- wych. Liczba pierścieni je s t tem większa, im większa je s t liczba ogólna elektronów.

Elektrony w ilości aż do 5 dają jeden pierścień. W razie 6 elektronów 5 z nich znajduje się w pierścieniu zewnętrznym, a jeden w środku. W razie 10 elektro­

nów dwa są w pierścieniu wewnętrznym, i jeśli przejdziemy w ten sam sposób aż do 17 elektronów otrzymamy 3 pierście­

nie. Wobec 32 elektronów nie w y star­

czają i 3 pierścienie, dla 49 trzeba przy­

jąć już 5 i t. d. Zaprowadziłoby nas zbyt daleko rozpatrywanie, ja k Thomson na podstawie swojego modelu tłumaczy pe­

wne własności rzeczywistych pierw iast­

ków, jako to: wartościowość, charakter elektrochemiczny, stanowisko w syste­

mie peryodycznym i t. d.

D r. K azim ierz F ajans.

(Dok. nast.).

T E O R Y A T R 0 P 1 Z M Ó W Z W I E R Z Ę C Y C H W Ś W I E T L E

N O W S Z Y C H P O S T Ę P Ó W W IE D Z Y .

(Dokończenie).

Zarzuty czynione teoryi tropizmów po­

dzielić możemy na teoretyczne i doświad­

czalne.

Pierwsze podjęte głównie przez p sy ­

chologa genewskiego E. Claparćdea,

(8)

29 6 W SZECHSW IAT JSB 19

z którego nazwiskiem czytelnicy s p o ty ­ kali się zapewne ju ż nieraz.

Z arzuty ujął w szereg następujących p ytań *):

„Czy tropizmy istotnie są akty wnościa- mi organizmu, ja k to nam mówią, to z n a­

czy, czy stanowią one natu raln y sposób zachowywania się tych zwierząt, czy też są tylko ruchami sztucznemi, t. j. w yni­

kami okoliczności innych niż te, które n apotykają w swem życiu codziennem?...

...„Jeżeli w istocie tropizmy są praw- dziwemi aktywnościami organizmu, dwa nowe powstają pytania: a) albo te ruchy tropizmowe są szkodliwe dla zwierzęcia i ja k wtedy wytłumaczyć, że g atu n ek posiadający je nie pozbędzie się ich?; b) lub też tropizmy są pożyteczne i w te­

dy—ja k objaśnić te przystosowania, ja k podobne użyteczne procesy mogły po­

wstać?"

Oto pytania zadane przez znakomitego psychologa, na które według niego nie zdołano mu dotychczas odpowiedzieć.

Zdaje mi się, że odpowiedź dość w yraźna wynika z prac Loeba, a w szczególności Bohna.

Otóż, przedewszystkiem, tropizmy są faktycznie aktywnościami organizmu, a nie sztucznemi ruchami, z dwu wzglę­

dów: 1) że elementy, charakteryzujące tropizmy odnajdujemy drogą obserwacyi u zwierząt w w arunkach zupełnie n a tu ­ ralnych (obserwacye nad Convoluta, Lit- torina i t. d.); 2) że też same zwierzęta umieszczone w warunkach sztucznych w ykazują takie same odczyny ja k i w wa­

runkach naturalnych.

Ruchy tropizmowe mogą być i poży­

teczne i szkodliwe. Profesor Claparćde stoi tu na stanowisku finalistów, rozpa­

tru jąc organizm z p u n k tu widzenia po­

żytku, ja k i mu przynoszą jego organy i funkcye. Biologia współczesna musi się pozbyć tego stanowiska. Organizm według koncepcyi Mendla, przyjętej przez Loeba i Bohna, nie je s t czemś zbudowa- nem dla jakiegoś pożytku, dla jakiegoś

J) E. Claparede. P o in t de vue physico - chi- mique e t p oint de vue psychologique. Scientia I III, 1912.

celu: j e s t on sumą cech mniej lub więcej niezależnych, pożytecznych, obojętnych i szkodliwych.

Finaliści, dopatrujący się wszędzie w n a ­ turze pięknej harmonii, ślepi pozostają na dysonanse, których pełno je s t w in ­ s ty n k ta c h i aktach zwierzęcych.

Ileż to aktywności napotykam y zupeł­

nie zbytecznych, bezcelowych. Wyżej wzmiankowane ruchy Ranatra po pokra­

ja n iu ich na kawałki, na cóż im się mo­

gą przydać? Albo galwanotropizm, wła­

ściwy wymoczkom, też przecież żadnego pożytku nie może mieć dla organizmu, z tej choćby przyczyny, że nie napoty­

k a ją w swem środowisku podobnych p r ą ­ dów galwanicznych. Istnienie tego tro- pizmu poprostu wypływa z chemizmu danego wymoczka.

Więcej, wiele t. zw. instynktów przy­

prowadza zwierzę o śmierć. Mniemana ciekawość np., k tó ra każe lecieć ćmom do ognia, je st przyczyną zguby wielu bardzo osobników. Gdzież tu więc celo­

wość reakcyi?

Inni znów przeciwnicy szkoiy Loeba, ja k Hachet-Souplet *), właśnie jako zarzut podnoszą tę fatalność reakcyi, cechującą tropizm. P. H a c h et-S o u p let twierdzi, że gdyby psychiczna działalność zwierzęcia, w arunkow ana była tropizmami, to życie zanikłoby na ziemi: „tropizm prow adził­

by zwierzę na śm ierć”. Bezwątpienia, wiele tropizinów, rzeczywiście, prowadzi zwierzę na śmierć. Ale od rozumowania podobnego, ja k pana Hachet - Soupleta, z pewnością zabezpieczy nas zwrócenie uwagi na pobudliwość różnicową.

Mówiliśmy już, że tropizm nigdy, a przy­

najmniej w niezmiernie rzadkich przy­

padkach w ystępuje w swej czystej po­

staci. Zawsze połączony je s t z pobudli­

wością różnicową, a u zwierząt wyżej uorganizowanych — z pamięcią asocya-

!) H achet - Souplet B. L a genese des in- stincts. P aryż, 1912, str. 327. Książka, o której E.

R abaud w yraził się w jed n y m z num erów „Bio- logiea“, że nie chce on sw ą k ry ty k ą powiedzieć, że w niej niem a interesujących rozdziułów, gdyż do takich należy... rozdział napisany przez H.

Jenningsa.

(9)

M 19 WSZECHSWIAT 297

cyjną. Pamiętam y, że jednym z elemen­

tów, charakteryzujących ten sposób a k ­ tywności było raptowne cofnięcie się zwierzęcia pod wpływem zmiany w in­

tensywności podniety. Ten ruch właśnie w wielu razach, choć niezawsze, broni or­

ganizm przed zgubą.

Niepodobna je d n ak zaprzeczyć, że więk­

szość czynności zwierzęcych posiada wszel­

ki pozór pożytku i celowego przystoso­

wania. Tłumaczyć to należy selekcyą, działającą je d n a k nie między ruchami te­

go samego rodzaju aktywności, lecz mię­

dzy jej różnemi stopniami, t. j. tropizma- mi, pobudliwością różnicową i procesami asocyacyjnemi. Jasnem jest, że te o stat­

nie, będąc najbardziej odpowiadającemu czynnościom zwierzęcia i warunkom, w których się znajduje, w yrugują stopniowo pozostałe aktywności. I to j e s t ta po­

zorna adaptacya aktów zwierzęcych.

Zarzuty n a tu ry eksperymentalnej by­

łyby dla nas ważniejsze. Tych dostarcza nam między innemi p. Hachet-Souplet.

Już z określenia tropizmu wynika, że ten ostatni, będąc aktywnością, wypły­

wającą z chemizmu danego organizmu, nie może być n abyty drogą nauki. Is t­

nienie tropizmu warunkuje już sam che- mizm organizmu. Stwierdza się to zre­

sztą choćby na głębinowych skorupia­

kach, które choć nigdy światła nie wi­

działy, odznaczają się przecież dodatnim tototropizmem.

Ale p. Hachet-Souplet nie zdaje sobie dokładnie sprawy z takiego postawienia kwestyi i jako dowód, obalający poprzed­

nie rozumowanie podaje następujące do­

świadczenie.

Zapomocą tresury, p. Hachet - Souplet tak przyzwyczaił gołębia, że ilekroć było mu zaświecić lampę, gołąb zawsze kiero­

wał się ku niej (początkowo jako przy­

nętę sypano mu ziarno, później i to było zbyteczne).

Ale spróbujmy zastosować tu k ryterya tropizmów, a zobaczymy, że dowód nie wytrzyma krytyki. Gdybyśmy postawili dwie lampy zapalone, to czy p. H a c h e t- Souplet przypuszcza, że gołąb skieruje się po przekątnej? Nie, on pofrunie do

jednej lub drugiej lampy. Więc gdzież tu tropizm?

Następnie badacz powyższy wspomina, że k rab y choć są względnie nisko uorga- nizowane, mogą się jednakże czegoś n a ­ uczyć. Słusznie, ale temu nikt nie prze­

czy, owszem, nieraz Bohn i Loeb wystę­

powali przeciw Bethemu, który odmawiał niższym zwierzętom zdolności do naucze­

nia się czegoś. Zresztą ciż sami dwaj uczeni przypisują wielką rolę pamięci asocyacyjnej u tej grupy zwierząt.

Do krytyki teoryi tropizmów jednak wzięli się ludzie bardziej powołani, k tó ­ rzy na obserwacyę odpowiadają obser- wacyą, a na doświadczenie — doświad­

czeniem. Takim człowiekiem, który po­

mógł w znacznej mierze postawieniu I kwestyi na właściwej drodze, choć sam popadł w drugą ostateczność, je st znako­

mity zoolog am erykański Jennings.

Teorya Jenningsa (teorya prób i błędów).

Zjawiska psychiki zwierzęcej, widziane tylko pod kątem tropizmów, wywierają wrażenie czegoś bardzo powierzchowne­

go. Życie zwierzęcia poddaneby zostało pewnym regułom niewolniczym. Żaden akt nie mógłby nastąpić bez wpływu j a ­ kiegoś bodźca zewnętrznego.

Tymczasem już powierzchowna obser- wacya niższych, nawet jednokomórko­

wych istot, zdawałoby się, pozwala nam na wydanie sądu wręcz przeciwnego.

Obserwując jakiegokolwiek wymoczka, zdziwieni jesteśm y tą jego różnorodno­

ścią ruchów. Paramaecium ruchami swo- jemi przypomina kulę bilardową, która przelatuje z jednego końca stołu do d ru ­ giego, odbija się pod kątem, uderza w in ­ ne miejsca i t. d. Concophtyrus (wymo­

czek) zatacza koła w pogoni za pożywie­

niem; Euglena (wiciowiec), opatrzona bi- Czykiem wykonywa podwójne ruchy, na- kształt śruby: wokół swej osi i postępo­

wy. Każdy z nich zdaje się mieć pełną swobodę w przebieganiu dróg w poszu­

kiwaniach pożywienia. Śladu tu nie w i­

dać tej fatalności tropizmu.

To też Jennings, z niezwykłą cierpli­

wością i dokładnością obserwujący z i

(10)

298 WSZECHS WIAT .Nb 19

chowywanie się („behavior“, „comporte- m e n t“) pierwotniaków nie mógł pogodzić się z myślą „simplicity" teoryi tropi- zmów i po dość szczegółowej krytyce stworzył w łasną teoryę.

Bezwątpienia olbrzymi wpływ na jej ukształtow anie wywarły doświadczenia K innem ana nad dwiema małpami z ro­

dzaju Macacus Rhesus.

Postawiono przed niemi 6 naczyń, ró­

żnych kształtów, lecz tej samej objętości, oblepionych zewnątrz i wewnątrz czar­

nym papierem. W je d n e m z nich umiesz­

czono pożywienie. Małpa zbliżała się na chybił trafił do któregokolwiek z naczyń i oczywiście, zależnie od przypadku, t r a ­ fiała lub nie na pożywienie. Odsuwano j ą wtedy i po pewnym czasie znów pu­

szczano. Okazało się, że z wzrastaniem ilości prób, w zrastała i ilość wypadków udanych, aż w końcu małpa odrazu od­

najdowała pożywienie. Wtedy przeno­

szono to ostatnie do naczynia innego kształtu i znowu powtarzano doświadcze­

nie. Ilość prób, ugrupowana była w parę seryj po 30 w każdej.

Samiec na 30 prób w 1 seryi, I I , I I I , IV, Y

Naczynie czworoboczne: 19 27 29 — —

„ cylindryczne 11 29 26 29 30

„ eliptyczne 10 21 29 — —

N astępuje tu więc typowa selekcya ruchów. Z początku, próby we w szyst­

kich kierunkach, później ruchy nieuży­

teczne zostają wyeliminowane, aż pozo­

staje jeden ruch, ten pożyteczny, prow a­

dzący do pożywienia.

Zupełnie w taki sam sposób postępuje wymoczek (Oxytricha fallax). Umieśćmy go w kropli wody, na wydrążonem szkieł­

ku przedmiotowem, ogrzewając wodę z jednej strony tak, aby jedno tylko przejście pozostawić wymoczkowi do wo­

dy chłodnej. Z początku pływać będzie w różne strony, to zbliży się do części chłodniejszej, to do cieplejszej, to naw et do najbardziej ogrzanej. Ale stopniowo zauważyć można pewną tendencyę do po­

rzucenia tyćh ruchów zbytecznych—czę­

ściej natom iast powtarzać się zaczynają ruchy, zapewniające zwierzęciu bezpie­

czeństwo. Wreszcie po wykonaniu wielu

prób znajduje dla siebie odpowiednie miejsce.

Analiza eksperym entalna wykazuje, że g ra tu rolę nie jeden jakiś czynnik, ale cały kompleks.

W naszym przykładzie -Jennings uw a­

ża za stosowne wyróżnić ćonajmniej n a ­ stępujące składniki: 1) zmiana w arun­

ków *) zewnętrznych, popychająca orga­

nizm do poruszenia się; 2) aktualny stan fizyko - chemiczny organizmu; 3) należy wreszcie zwrócić uwagę na to, że zwierzę posiada specyalną tendencyę do danego kierunku, wynikającą z jego budowy.

U wymoczka budowa ciała je s t jednym z najważniejszych czynników: zwierzę posuwa się naprzód to wraca, niezdając sobie pozornie sprawy z kierunku, z k tó ­ rego promieniuje ciepło.

„U psa, możnaby tego dowieść, budowa ciała niemniejszą gra rolę w kierunku ruchu lecz i inne czynniki wewnętrznej natury, a zależne od wpływów ancestral- nych m ają jeszcze ważniejsze znacze­

nie".

...„Kierunek ruchu je s t więc większość czasu określany przez zmiany w ew nętrz­

ne, wywołane zmianami natury zewnętrz­

nej, które, trw ając dłużej, hamowałyby proces iizyołogiczny. Zmiany zewnętrz­

ne, niemające tego sk utk u zahamowania mniej lub więcej szybkiej funkcyi fizyo- logicznej, nie wywołują reakcyi. Jako konsekwencyę, próby zwierząt uważać można za metodę fizyologicznej regu- lacyi".

Oto teorya, którą uważa się za prze­

ciwstawienie teoryi tropizmów.

Jen n in g s zarzuca szkole Loeba jed n o ­ stronność w pojmowaniu zjawisk i niezu- pełność w ich przedstawieniu. Dla tego autora to, co zowiemy tropizmem, je st ty l­

ko kolektyw ną nazwą szeregu reakcyj, którym oryentacya nadaje najważniejszy c h a ra k ter 2).

!) H achet-S ouplet loc. cit. Rozdział pisany przez Jenningsa.

2) „Tropism is a conyenient descriptiye and collective term for reactions in w hich orienta- tion is a prom inent feature*. Jennings H. S.

R apport au V I congres international de psycho­

logie. Genewa 3—7 sierpnia 1909.

(11)

,N£. 19 WSZECHSW1AT 299

Już sama nazwa teoryi, a zresztą i wciąż używany przez jej autora termin:

„próby i błędy“ wzbudziły wśród mecha- nistów szereg protestów. Uderzano na to, że Jennings, mówiąc o próbach i se- lekcyi ruchów, z góry przypuszcza już świadomość wyboru. Zwierzę, czując, że w danem środowisku je st zagorąco, szu­

ka świadomie innego dogodniejszego.

W każdym razie próbuje, udaje mu się to w końcu, a raz natrafiwszy na właści­

wą drogę postępuje już dalej.

Tak przynajmniej zrozumiano zoologa amerykańskiego. Jennings jed n ak zaczął protestować przeciwko podobnemu poj­

mowaniu jego teoryi, wyjaśniając, że ma tylko na uwadze ową metodę regulacyi fizyologicznej, wszelkie zaś kwestye świa­

domości pozostawia na uboczu. W y raź­

nie zaznaczył ponadto, że teoryi swej nie uważa ani za poparcie istnienia św ia­

domości, ani też za zaprzeczenie tego, co doświadczalnie nie może być ujęte.

W każdym jed n ak razie i sama idea selekcyi ruchów nie ostaje się przed k r y ­ tyką, bo cóż będzie tym czynnikiem, j ą warunkującym? O tem Jennings nie wspomina.

Zresztą tam, gdzie tropizm występuje w dość silny sposób, tam selekcyi n ie ­ ma—tam zwierze podąża po linii prawie prostej. Wprawdzie dobór istnieje, ale nie pomiędzy samemi rucham i lecz po­

między rodzajami aktywności. O takiej tylko selekcyi może być mowa.

Więc cóż znaczą fakty zaobserwowane przez Jenningsa, cóż znaczą te skompli­

kowane ruchy zwierząt?

Otóż fakty te pozostaną bez zaprzecze­

nia i wielką to je s t zasługą powyższego badacza, że zwrócił uwagę na to, że nie jeden czynnik gra tu rolę, ale cały ich kompleks. Ten fakt szkoła Loeba zdawa­

ła się przeoczać lub też niedostatecznie uwzględniać.

Obecnie jed n ak i pod tym względem zmieniło się i braki zapełniono. Stąd po wstał przedewszystkiem nacisk, ja k i po­

łożono na „stany fizyologiczne", rytm y życiowe, oryentacyę nietylko względem linii siły ale i jej płaszczyzny. Uwzględ­

niono wreszcie i to, na co Jennings taki kładł nacisk: budowę ciała.

To też w szczególności Bohnowi udało się, zastosowując wszystkie te czynniki, sprowadzić przypadki, obserwowane przez Jenningsa do reguł pobudliwości różni­

cowej i tropizmów.

W itold Stefański.

A k a d e m i a Umiejętności.

III. Wydział matematyczno-przyrodniczy.

Posiedzenie dnia 7 kwietnia 1913 r.

P rz e w o d n ic z ą c y : C z ł. N a p . C y b u ls k i.

(Dokończenie).

Czł. A. P rażm o w sk i p rzed staw ia własną ro zp raw ę p. t.: „O ją d r a c h k o m ó rk o w y c h b a k t e r y j “ .

Stw ierdziw szy w r o k u 1911, że Azoto- b a c t e r posiada prąw dziw e j ą d r a k om órkow e, k tó r e odżywiają się, w zrastają, dzielą i we w sz y stk ic h p ro c e sa c h życiow ych kom órki, zwłaszcza w w e g e ta ty w n e m i f r u k ty f ik a ty w- nem ro z m n a ż a n iu ko m ó rek ro z s trz y g a ją c y biorą udział, p. P. s ta ra ł się w dalszym c ią ­ g u zbadać, czy i inne b a k t e r y e mają tak ie same j ą d r a kom órkow e, j a k one zachow ują się i j a k ą rolę w ży ciu t y c h b a k te r y j o d ­ gry w ają. P o b u d k ą do podjęcia t y c h b adań by ły s t u d y a morfologiczne i fizyologiozne nad szeregiem bardzo rozpow szechnionych, ale mimo to morfologicznie mało z n a n y c h i nied o stateczn ie zb a d a n y c h b a k t e r y j . W p r a ­ cy niniejszej p. P . zdaje sp ra w ę ty lk o z k il­

k u zb a d a n y c h morfologicznie i cytologicznie g a tu n k ó w , w szczególności: B a c te riu m fluo- rescens, N itr o b a c te r , N itrosom onas i S tre- p tococous acidi lactici, p o przedzając t r e ś c i ­ w y ich opis u zu p ełn iającem i badaniam i nad I ją d ra m i k om órkow em i liacillus am y lo b a c te r, B. tu m e sc e n s i częściowo n a d azotobakte- rem. P. Pr. udow adnia, że w szystkie b a d a ­ ne b a k t e r y e mają ta k ie sam e j a k azotobak- t e r j ą d r a kom órkow e, k tó r e w okresie w e ­ g e t a ty w n e g o rozm nażania się k om órek t a k samo się zach o w u ją, a ty lk o w okresie ow o­

cowania o kazują pew ne niezasadnicze ró ż n i­

ce, zależnie od tego, czy d a n a b a k t e r y a t w o ­

rzy zarodniki w ew n ętrzn e, czy inne form y

sp oczynkow e. W okresie zarodników ją d r a

k om órkow e b a k t e r y j z n a jd u ją się w s tan ie

rozpuszczenia i zmieszania z tre śc ią plazma-

ty o z n ą zarodka, a wyosobniają się ja k o j ą ­

d ra in d y w id u aln e w okresie kiełkow ania

(12)

300 W SZECHSW1AT JNJ» 19

i u t r z y m u j ą w t y m s t a n i e przez cały o k res życia w e g e ta ty w n e g o .

Czł. N a p . C y b u lsk i p r z e d s ta w ia ro.zprawę p. F r . C z u b a lsk ie g o p. t.: „ W p ły w a d r e n a ­ liny n a c h a r a k t e r p rą d ó w c z y n n o ścio w y ch w m ię śn ia c h ".

P ra c e p p . A b e lo u s a i L angloisa, p. A lba- nese i p. R a d w a ń s k ie j stw ie rd z iły zależność p o m ię d z y zdolnością do p ra c y mięśniowej a ob ecn o ścią w u s t r o j u n a d n e rc z y , a w szcze­

gólności a d re n a lin y . P . Cz., c h c ą c bliżej w ejrzeć w isto tę te g o zjaw iska, zastosow ał do b a d a ń g a lw a n o m e tr s t r u n o w y E i n t h o v e - na. B adania p row adził na żabach. Robił p o c z ą tk o w o zdjęcia p rą d ó w cz y n n o śc io w y c h z je d n e g o m ięśnia ły d k o w e g o żaby n o r m a l ­ nej, n a s tę p n ie w y p a la ł tej żabie n a d n e r c z a i po k i l k u n a s t u lu b k ilk u d z ie się c iu g o d z i­

n a c h robił zdjęcie z m ięśnia ły d k o w e g o d r u ­ giej łap k i. W t e n sposób w y k o n a n e d o ś w ia d ­ czenia do p ro w ad ziły do n a s t ę p u j ą c y c h w n io ­ sków . P o u s u n ię c iu n a d n e rc z y zm niejsza się n a d z w y c z ajn ie pobudliw ość n e rw ó w r u ­ c h o w y c h , a p a r a t n e rw o w o m ięśniow y bardzo sz y b k o w y c z e r p u j e się; co najciek aw sze, z n i­

k a zu p e łn ie I I faza p rą d ó w c z y n n o śc io w y c h . P r z e k o n a ł się dalej, że w ś ró d ż y ln e w p r o w a ­ dzanie r o z tw o r u a d r e n a lin y żabom p o zb aw io ­ n y m n a d n e r c z y znosi w s z y s tk ie t e c h a r a k ­ te r y s t y c z n e zm iany; w y p ro w a d z a s tą d w n io ­ sek, że z a b u rz e n ia w u s t r o j u p o zb aw io n y jn n a d n e r c z y są n a s t ę p s t w e m b r a k u a d r e n a lin y w organizm ie. O p ierając się n a t e o r y i p r ą ­ dów e le k t r y c z n y c h w t k a n k a c h , w y p o w ie ­ dzianej przez C y b u lsk ie g o , p. Cz. fo r m u łu je swój pog ląd na rolę a d re n a lin y w p r a c y mięśniow ej u s t r o j u w sposób n a s t ę p u j ą c y . R ola a d re n a lin y w u s t r o j u m iędzy in n em i p o le g a n a te m , że działa ona p r a w d o p o d o b ­ nie p rzez n e r w y r u c h o w e na m ięśnie p r ą ż ­ ko w an e, r e g u l u j ą c w t y c h m ięśniach p r o c e ­ sy d y sy m ila c y i i asym ilacyi w ok resie ich czy n n o ści, p rzez co um ożliw ia d o k ła d n ie jsz ą i w y d a tn ie js z ą p r a c ę m ięśniową.

S e k r e t a r z zaw iad am ia, że dnia 14 m a r c a b. r. o dbyło się p osiedzenie K om isyi h isto - ry i n a u k m a t e m a t y c z n y c h i p rz y r o d n ic z y c h pod p rz e w o d n ic tw e m czł. J . R o sta fiń sk ie g o .

S e k r e t a r z K om isyi zaw iadom ił, że d łu g o oczekiw any rę k o p is m t r a k t a t u M arcin a B ie ­ rna z O lk u sza ( f 1540) p . t. „ N o v a K a le n - darii R o m a n i r e f o r m a tio “, w y p r a c o w a n y przezeń w r. 1 5 1 5 —1(3 n a Y - t e K o n c y liu m L a t e r a n e ń s k i e , p r z y b y ł z P lo r e n c y i do K r a ­ k o w a , że odpis p ie r w o tn e g o c h ir o g r a f u (w bi- bliot. J a g ie ll. się z n a jd u ją c eg o ) z o stał p rzez sp ra w o z d a w c ę z florenckim rę k o p is m e m t r o ­ sk liw ie p o ró w n a n y , o d m ia n k i t e k s t u w y n o ­ to w a n e , ta k , że w n ajb liższy ch m iesiącach będzie m o żn a rozpocząć d r u k te g o z a b y t k u .

Prof. A d a m W rz o se k p rz e d s ta w ił r ę k o p is m p r a c y b o ta n ic z n e j T y t u s a C h a łu b iń s k ie g o

( 1 8 2 0 — 1889) p. n. „ Z u r E n t w i c k e l u n g s g e - s c h i c h t e d e r S p a lto ffn u n g e n " , napisanej w r o ­ k u 1845 n a p o d staw ie b adań drobnowidzo- w y ch w y k o n a n y c h w p ra c o w n i prof. S cheu- k a w W iir z b u r g u . P r a c ę tę, nieznaną, bio­

grafo m C h ału b iń sk ieg o , spraw ozdaw ca z n a ­ lazł w Z a k o p a n e m w d o m u C hałubińskiego wśród w ielu je g o ręk o p ism ó w , za w ie ra jąc y c h p rz e w a ż n ie s tre sz c z e n ia r ó ż n y c h dzieł n a u k o ­ w y c h . N iew iad o m o , czy praca, o k tó re j m o ­ wa, b y ła d ru k o w a n a . Z a s łu g u je ona na u w a g ę , p o n ie w a ż z a jm u je się zagadnieniem , m ało w ów czas o p ra c o w a n e m , sta n o w ią c p r z y ­ c z y n e k do h is to ry i rozw oju roślin, n a u k i, k t ó r a zaledw ie zac z y n ała się rozwijać w c z a ­ sach, w k t ó r y o h C h a łu b iń sk i napisał r o z ­ p ra w ę .

T e n ż e po d aje k ilk a wiadomości, zac z er­

p n i ę t y c h w a k t a c h A r c h i w u m u n i w e r s y t e t u J a g ie llo ń s k ie g o , o ogrodzie i fu lw a rk u w Ł o b ­ zowie, k t ó r e S z k o ła G łów na K o ro n n a p r z e ­ z n a c z y ła w r o k u 1789 n a u rz ą d z e n ie w nich, m ięd zy in n em i, pola dośw iadczalnego, na k t ó r e m u c z n io w ie szkół ś r e d n ic h m ogliby p o z n a w a ć p r a k t y c z n i e ro ln ic tw o i rzeczy, ś c is ły z niem zw iązek m ające.

Czł. L u d w i k B ir k e n m a je r p rz e d s ta w ił ko­

m u n i k a t p. t. W iad o m o ść o m apie g e o g r a ­ ficznej L i t w y T o m a sz a M akow skiego (z r o ­ k u 1613) u w a ż a n e j za zaginioną. M ichał W iszniew ski w sp o m in a (H ist. L i t . Polsk., V I I I , s tr . 555) o tej m a p ie p o k r ó tc e i b a ­ ł a m u t n i e . Mówi, że Mikołaj Radziwiłł „ten, co p o d ró ż o w a ł do Ziemi Ś w iętej, dał M a­

k o w s k i e m u T om aszow i w y s z ty c h o w a ć (sic!) w N ie ś w ie ż u k a r t ę L i t w y i b ie g u D n i e p r o ­ w ego, k t ó r ą w r o k u 1613 w A m s te r d a m ie , ale mniej d o k ła d n ie p rz e b ito , a p o te m na m niejszą skalę p rz e ro b io n o " i dołącza p rzy - pisek: „Magni D u c a t u s L i t h u a n i a e t a b u la g e o g r a p h ic a . N ajrz a d sz a z lite w sk ic h . Nie w id ział je j Z a łu s k i. W z m ia n k a o niej j e s t w p r z y p is ie do M ap y Rossyi, w y d . przez G e r a r d a H e s s e la “ . — Ź ródła tej wiadomości W iszn ie w sk i n ie podał; za p e w n e zaczerp n ął j ą z J a n o c k ie g o . I s t o t n i e w dziele te g o e ru - d y t y p. t. J a n o c ia n a , Vol. II, s tr . 162, c z y ­ ta m y : T h o m a e M akow ski E ą u i t i s Poloni:

M ag n i L i t h u a n i a e D u c a t u s T a b u la G e o g ra ­ phica: L i t h u a n i c a r u m o m n iu m ra ris s im a est.

N e c E p is c o p o K ioyiensi, Jo sepho A n d r e a e C o m iti Z aluscio, p a t r i o r u m m o n u m e n t o r u m in d a g a to r i t a n t o , u n ą u a m visa: neo a u d ita ą u i d e m fu it. E x o r i e n t e saeculo su p e rio re in p u b lic u m p ro d iit. M e n tio ą u e eius f a c ta e s t ab Hesselo G e ra rd o in ea n o t a q u a m e d ita e a se a n n o a C h ris to n a t o M D C X IV T a b u l a e R ussiae: ex a u t o g r a p h o T h eo d o ri Moscoviae P r in c ip is d e s u m p ta e : a p p o s u i t " . — Z te g o w y n ik a , że J . A . Z ału sk i tej m ap y nie widział, ani o jej is tn ie n iu nie słyszał;

dalej, że Janocki o je j n ie g d y ś is tn ie n iu wie­

(13)

WSZECHS WIAT 301

dział z n o ty G e ra rd a Hessela; wreszcie, że W iszniew ski p o w tó rz y ł rzecz n ie d o k ła d n ie za J a n o c k im . Późniejsi, j a k Rasfcawiecki w książce p. t.: „M appografia d aw n ej P o l ­ sk i" , oraz Ż eg o ta P a u li w r ę k o p iś m ie n n y c h do teg o dziełka d o d a tk a c h (egzem pl. Biblio­

te k i Jag ie ll.) u w a ż a ją tę k a r t ę za zaginioną.

T y m czasem t a k nie je s t. B aw iąc przed k il­

k u la ty w U psali, sp raw o zd aw ca znalazł tę n a d zw y czajn ą rzad k o ść w ta m te jsz e j biblio te c e u n iw e rs y te c k ie j (Carolina). J e s t ona n ak le jo n a n a płótnie, na b rz e g u nieco u s z k o ­ dzona, z resztą dobrze d o ch o w an a j a k na 300 la t z m ie n n y c h kolei jej losów. Że ten b o ­ wiem egzem plarz d o stał się do U psali ja k o łu p wojenny z Polski, podczas wojen szw ed z­

kich, niepodobna o tein w ątp ić. K a r t a daje się nawijać n a d w a czarn e d re w n ia n e w a­

łeczki, u g óry i u dołu umieszczone. Roz­

m ia ry jej: n a długość 107 cm, na szerokość 82 cm. Całość j e s t nieco szersza, g d ' ż w p o ­ w y ższy ch w y m ia ra c h pom inięto szlak 5 cm szeroki, całą m ap ę dokoła obiegający (biały deseń na tle czarn em ). K a r t a ta zawiera t y l e r ó ż n y c h szczegółów zajm u ją c y ch , że do k ład n y je j opis zająłby n a z b y t wiele m iej­

sca. U g ó ry , w śród t a r c z y herbow ej wy- sz ty c h o w a n e m aju sk u łam i: Magni D u c a t u s I L i t h u a n i a e | C a e t e r a r u m ą u e Regio - I nura ilii a d ia c e n tiu m | E x a c t a D escrip tio I , po­

czerń re sz ta n a d p is u m in u s k u ła m i Illsmi ac E x c e l l s s m' P rin c ip is e t D n i D. Nicolai I Ohri- sto p h o ri Radziw il D. G. Olijcae ac in Nies-|

wies D ucis, S. Rom. l m p e r ii P rin c ip is in S z y ł o - 1 'wieo ac Mir Com itis e t S. S ep u lch ri Hieroso- | lim itan i Militis e tc . O p e ra c u r a e t | im pensis f a c ta ac in lucern ed ita .— P o lewej stro n ie w śród e lip ty c z n e j enklaw y:

A m s te ro d a m i | E x c u d e b a t G u ilh e lm u s Jans- sonius su b signo | Solarij d e a u r a ti A n n o 1613, obok czego, ju ż n a b r z e g u (lewym) k a r t y m in u sk u ła m i: S c u l p t u m | a p u d H esse- lu m I G erard u in ; t u t a j w y r y t y wielki, na czerwono p o m alo w an y cy rk iel. U dołu, aż po praw y n a ro ż n ik k a r t y , opow iada jej t w ó r ­ ca o L itw ie, m. i. o założeniu W ilna, o ch rzcie po g a n in a Jag iełły w r. 1386, o U n ii L u b e l ­ skiej r. 1569 i t. p. (w idocznie dla c u d z o ­ ziemców) poczem nadm ienia, że w k a rc ie tej sp ro sto w a ł różne m y ln e wiadom ości i k o ń ­ czy, zw racająo się do c z y te ln ik a : „ I n te r im vale (lecto r) e t h a n c t a n t a m E x c e l l rai D ucis o p eram in e a ą u e c o n t i n u a n d a m a x im am di- lig e n tia m e t eXpensas, n o s t r u m a u t e m licet e x ig u u m laborem beneTOlens proseq u aris.

Y ale et fruere. T. M. Pol. G e o g r a p h u s " . Mo­

n o g ra m t e n (T. M.) wespół z in n em i przy- to czo n em i szczegółami św iadczy, że o p isy ­ w a n y p r z e d m io t j e s t rzeczy^wiście ową k a r t ą L i t w y , ry s o w a n ą (nie s z ty c h o w a n ą , j a k u t r z y ­ m u je W iszniew ski) przez T om a sz a M ak o w ­ skiego, polskiego geografa, t a k bowiem na

ka rc ie sam się podpisał. P o d y sk u sy i, j a k a się wywiązała, u chw alono p o s ta r a ć się o fo­

tograficzną re p r o d u k c y ę tej m ap y . G o to ­ wość zajęcia się tą spraw ą objawił prof. dr.

F r . F u c h s .

Ks. K. Czaykowski z a kom unikow ał rzeoz p. t.: „Z historyi om yłek i k o n tro w e rsy j w dziedzinie chronologii".

R e fe re n t zwrócił u w a g ę na niezgodność pom iędzy chro nologam i pod względem z n a ­ cz n y c h w ydarzeń w odleglejszej s t a r o ż y t n o ­ ści, ta k ic h j a k np. w ta rg n ięcie Hyksosów, albo E x o d u s Żydów z E g i p t u ; co do epoki teg o o sta tn ie g o f a k t u dziejowego różni chro- nologowie różnią się pomiędzy sobą o lat przeszło sześćset, n a zn aczając dlań d a ty t a k różne j a k 1867, 1585, 1473, 1295 i 1220 przed C h ry stu se m . P o szu k iw an ia kalenda- ryograficzne i chronologiczne ś. p. prof. F r a n ­ ciszka K arlińskiego ( f 1906), w yk o n an e w la ta c h 1880 — 1882, d o ty c h c z a s nieogło- szone, a ty lk o w g łó w n y c h r e z u lta ta c h r e ­ ferentow i u s tn ie niegdyś zak o m u n ik o w an e, doprow adziły do u s talen ia d a t y E x o d u s u na wiosnę r o k u 1332 przed C h ry s tu s e m . R o z ­ poznanie to zostało o siągnięte przez prof.

K arliń sk ieg o zapom ocą szczęśliwej in te rp re - ta c y i k ilk u miejsc w księgach S ta re g o T e ­ s ta m e n tu , niejasnych dla e g zeg etó w biblij­

n y c h , a opartej na szereg u w y k o n a n y c h przez niego obliczeń ró ż n y c h zjawisk a s t r o ­ n om icznych, w sp o m n ia n y c h w ty c h ż e k się ­ gach. Znalezienie t a k zw. wielkiego p a p y - ru s a HarreS i op raco w an ie go przez Eisen- lohra, świeżo zaś poszukiw ania d -ra E d w a r ­ da Mahlera w W iedniu, potw ierdziły w z u ­ pełności praw dziw ość epoki (1332 przed Chr.), naznaozonej dla owego w ydarzenia p rzez prof. Karlińskiego.

Czł. L. B irk e n m a je r złożył ty m czaso w y k o m u n ik a t p. t.: „W iadomość histo ry o zn a 0 pierwszej lunecie w Polsce".

N a podstawie dość o b sz e rn y c h wzmianek

1 figur, z n a jd u ją c y c h się w d w u n a d e r r z a d ­

kich d r u k a c h belgijskich z pierwszego t r z y ­

dziestolecia X V I I - g o wieku, sp raw o zd aw ca

w ykazuje, że z b u d o w a n a w r o k u 1609 przez

Galileusza p ierw sza lu n e ta , k tó r e j— mówiąc

naw iasem — nieliczne z razu modele dopiero

z ko ń cem 1610 r. i w c iąg u 1611 r. poza

Italię w yszły, dostała się do P olski ju ż w c a ­

le wcześnie, w r. 1613. J a k o ż isto tn ie z n a j ­

d u je m y w ty m r o k u i w najbliższych n a ­

s t ę p n y c h t a k ą l u n e tę w K o leg iu m 0 0 . J e ­

zuitów , n ajpierw w Kaliszu, a nieco później,

zapew ne inny znowu jej model, także u J e ­

zu itó w w Po zn an iu . W K aliszu ta l u n e ta

służyła w la ta c h 1615 — 1618 m. i. do o b ­

serw ow ania plam słonecznych, k tó re to d o ­

strzeżenia, wraz z ry s u n k a m i ich, częściowo

do ty c h c z a s d o trw a ły . W y k o n y w a li je t a m ­

tejsi J e z u ic i, p r z e d e w s z y s tk ie m belgijczyk

Cytaty

Powiązane dokumenty

Przed rozpoczęciem analizy okresu dy- luwialnego w Niemczech Schmidt zatrzy ­ muje się jeszcze chwil kilka nad sprawą człowieka przedpaleolitycznego, jak o

Sam proces wywoływania daje się w taki sposób wyjaśnić, że wywoływacz nie działa na ziarna nieoświetlone; redukuje zaś tylko te miejsca, gdzie zarodki z

Natychmiast gasną wszystkie j lampy, co jest dowodem, że prąd przepłynął w przeważnej części przez wstęgę, a fakt ten daje się objaśnić tylko wtedy,

Stańmy w kierunku linij sił w ten sposób, żeby biegły one od dołu ku górze (od stóp ku głowie) i patrzmy na poruszający się przewodnik : jeżeli się on

dził po mistrzowsku. Utleniając cy- mol, Nencki zauważył już wtedy ciekawą bardzo różnicę, źe w organizmie utlenia się naprzód grupa propylowa a dopiero

grzewa się przytem wcale; widocznie więc energia chemiczna danej reakcyi w ogniwie nie objawia się w postaci energii termicz nej, lecz przemienia się w energią

Czwarty z wymienionych pasów żył, dla produkcji złota ważny bardzo, położony na wschodniej pochyłości Sierra Newady, jest w bezpośrednim związku ze skałami

skim zawartość krzemu i glinu, lecz przekonali się wkrótce, że te domieszki nie są przyczyną osobliwych własności tej stali. Zajęli się przeto ci uczeni