• Nie Znaleziono Wyników

Człowiek współczesny jako słuchacz Słowa Bożego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Człowiek współczesny jako słuchacz Słowa Bożego"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Janusz St. Pasierb

Człowiek współczesny jako słuchacz

Słowa Bożego

Collectanea Theologica 39/1, 5-15

(2)

Collectanea Theologica 39/1969/f.I KS. JANUSZ ST. PASIERB, WARSZAWA—PELPLIN

CZŁOWIEK WSPÓŁCZESNY JAKO SŁUCHACZ SŁOWA BOŻEGO

Zasada przystosow ania przepow iadania chrześcijańskiego do ,,wszelkiego stw orzenia” (Mk 16, 18), do ludzi „wszystkich narodów ” i w szystkich czasów „aż do skończenia św iata” , pociąga za sobą konieczność ciągłego analizowania m entalności słuchaczy Słowa Bożego. Już ewangelie mówią o różnym stosunku słuchaczy do przem ówień C hrystusa, który nb. w przypowieści o siewcy i ziarnie (Łk 8, 4— 15) stw orzył pierw szą w Nowym Testamencie t y p o l o ­ g i ę słuchacza Słowa Bożego, nie tracącą po dziś dzień na ak tu al­ ności, boć przecież w najgłębszej swej istocie człowiek jest w i e c z ­ n y i nie tak wiele zmienia się zasadnicza „kondycja ludzka”.

A jednak ten sam człowiek — by posłużyć się pięknym określe­ niem M e l a n c h t o n a z Confessio Augustana — to nec statua

nec truncus — ani posąg ani kłoda drew na. Zanurzony w zm ien­

ności, zm ieniając św iat zmienia i samego siebie. Stąd potrzeba no­ w ych diagnoz — w łaśnie w imię teologicznej zasady przystosowa­ nia, rozpoznań będących w arunkiem skuteczności tego typu dialogu zbawienia, jaki prowadzić muszą głosiciel i słuchacz Słowa Bożego.

Czy możliwe jest stw orzenie współczesnej typologii tego słu­ chacza? Obawiam się, że nie. Podobnie jak w dziejach k u ltu ry czy historii sztuki czujem y coraz większą nieprzydatność cezur w ertykalnych w związku z konstatow aniem trw ałości ciągów hory­ zontalnych, przekraczających umowne granice epok, tak i charakte­ ryzując pod jakim kolw iek względem człowieka stw ierdzam y, że nie mieści się on w granicach typów. Jest to zjawisko analogiczne do konstatacji dokonyw anych współcześnie przez socjologię: osoba nie identyfikuje się już ze swoją społeczną funkcją, gdyż musi w ystę­ pować w w ielu rolach, nabierając różnych znaczeń.

P roponując więc, by o dzisiejszym słuchaczu Słowa Bożego mówić jako o człowieku „technicznym ”, „m asowym” * i „apoka­ liptycznym ” chcę posłużyć się tym i określeniam i nie w sensie typo­ logicznym, gdyż człowiek współczesny posiada r ó w n o c z e ś n i e cechy wywodzące się z przynależności do cyw ilizacji technicznej i k u ltu ry masowej oraz z fak tu życia w epoce w ielkich zagrożeń. O kreśleń „techniczny” , „m asowy” i „apokaliptyczny” chciałbym użyć w sposób um ow ny i s y m b o l i c z n y , trak tu jąc je nie tyle jako w yczerpujące diagnozy, co jako z n a k i postaw i m

(3)

ental-ności. W symbolice średniowiecznej praw ie każda rzecz miała p o d w ó j n ą s y m b o l i k ę : ujem ną i dodatnią. I tak np. małpa oznaczała grzesznika, a naw et szatana, ale mogła również symboli­ zować sztukę: ars sim ia naturae. Podobnie i użyte tu ta j „symbole” m entalności człowieka współczesnego będę się starał ukazać w aspekcie nie tylko negatyw nym .

I jeszcze jedno: szczupłe rozm iary tych rozw ażań określiły ich typ. Z konieczności m usiały one być przeprowadzone na dość w y­ sokim stopniu uogólnień. Nie mogąc oprzeć się bezpośrednio na ankietach, trzeba było, choć nieudolnie utrzym ać się w tonacji antropologii filozoficznej, by stworzyć ten szkicowy zarys współ­ czesnej a n t r o p o l o g i i h o m i l e t y c z n e j .

1. Człowiek „techniczny”

Wiek nasz jest stuleciem techniki. Przyspieszenie historii jest dziś tak wielkie, że — jak tw ierdzi Philip E i s e n b e r g — w cią­ gu ubiegłych 50 lat technika poczyniła większe postępy, niż w ciągu minionych lat... 5000 *.

Upojenie techniką (odwrotnie nieraz proporcjonalne do stanu „utechnicznienia” określonego społeczeństwa: uroki zdrowia widzi najostrzej człowiek chory, w alory cnoty — grzesznik) prowadzi do w ykształcenia się „m entalności technicystycznej”. Jej posiadanie nie jest bynajm niej „przyw ilejem ” osób posiadających w ykształce­ nie techniczne i pracujących w tym zakresie; wiadomo przecież, że ścisła czołówka w ielkich odkrywców, pionierów m yśli technicz­ nej posiada m entalność zupełnie inną, doceniającą i w ykorzystu­ jącą praktycznie takie np. nierozum iane i pogardzane przez „tech- nicystów ” w artości jak poznanie intuicyjne, szacunek dla impode- rabiliów, docenianie filozofii, w iary religijnej, hum anistyki. Pod­ czas gdy wielki konstruktor czy wielki fizyk jest w jakim ś sensie poetą, a w każdym razie człowiekiem posiadającym zmysł tajem ­ nicy (z którą obcuje na codzień w ydzierając z ciemności, które nas otaczają, okruch^ światła), technicysta jest z reguły n a i w n y m r a c j o n a l i s t ą . Nie nawiedza go nigdy wątpliwość, której dał w yraz N i e t z s c h e , że „św iat jest głębszy, aniżeli pomyślał dzień”, że są inne, poza stosowanymi w tzw. naukach ścisłych metodam i poznawczymi, form y poznawania rzeczywistości. Jest on herm etycznie zam knięty na wszelki inny kształt eksperym entu i doświadczenia. Obce m u są wątpliwości prowadzące do głębszej refleksji n ad zagadnieniam i bytu, nad problem em człowieka, co prowadzi do niemożności przeżycia metafizycznego czy religijnego

(4)

wstrząsu. Technicysta jest skłonny traktow ać Słowo Boże jak ba­ śnie czy m itologię2, nb. nie będąc zdolnym do widzenia w nich jakichkolw iek alegorycznych sensów i znaczeń. Przeszkodą w od­ biorze ,,Dobrej N owiny” będzie też jego n a i w n y o p t y m i z m , w iara w nieskończone możliwości człowieka, k tóry nie potrzebuje ani pomocy, ani pociechy, ani zbawienia od Boga, będąc istotą sa­ mow ystarczalną. Technicyzm niesie ze sobą pew ien typ l a i c y ­ z a c j i , w yrażającej się w i n d y f e r e n t y z m i e i r e l a t y ­ w i z m i e , w szkodliwym dlaodbioru Słowa Bożego k r y z y s i e a u t o r y t e t u . Człowiek „techniczny” jest ruchliw y, a k t y w n y ; jeżeli pragnie jakichś praw d, to takich, do których sam dochodzi — tym czasem jeśli idzie o Słowo Boże trzeba umieć „przejść na od­ biór” : „mów Panie, bo sługa Twój słucha”. Technika staw ia ponad­ to przed sobą cele u t y l i t a r n e i p r a k t y c z n e , rodzi to u ludzi pozostających pod jej urokiem niezrozumienie, a naw et niechęć do spraw „nie z tego św iata”, nie dających doraźnych po­ żytków doczesnych, nakazujących takie „niepraktyczne” rzeczy jak pokuta, um artw ienie, ofiara, podjęcie „zgorszenie krzyża”.

K ultura techniczna pomimo wyżej w spom nianych niebezpie­ czeństw zaw iera w sobie cały szereg szans dla przepowiadania chrześcijańskiego. Jest ona przede w szystkim k u ltu rą o t w a r t ą i musi uznawać dewiacje, które są innowacjam i. Na ty m bowiem polega postęp, nie tylko w produkcji. Trudno powiedzieć o ile była spraw ą przypadku, a o ile uw arunkow ana przez tę otw artość zo­ stała soborowa odnowa Kościoła, będąca w gruncie rzeczy o tw ar­ ciem na innowacje, niedopuszczalne w organizacjach definityw nie i nieuleczalnie zinstytucjonalizow anych, statycznych. Jeśli dobrze pójdzie będziemy św iadkam i spotkania między otw artym Kościołem a otw artą ku lturą, a spotkanie to odbędzie się także poprzez Słowo Boże, które „nie jest zw iązane”.

R a c j o n a l i z m , r z e c z o w o ś ć „technicznego” słuchacza może dać naszem u kaznodziejstw u najlepsze przysługi, zmuszając je do odrzucenia fałszyw ej i pustej retoryki, ckliw ych i naiw nych przykładów, groteskow ych w swym niedobrym patosie stylizacji, sentym entalizm u (uczuciowości oderw anej od intelektu i woli) w y­ kazującego pewne analogie z fideizmem, na rzecz którego ambona polska tyle złożyła kontrybucji. O p t y m i z m k u ltu ry technicz­ nej, jej zakochanie się w doczesności, może stać się miejscem za­ czepienia dla niedość jeszcze obecnej na ambonie teologii rzeczy­ wistości ziemskich, ta k szczęśliwie rozw ijającej się po Soborze. Świat, który Bóg um iłował i który jest przedm iotem tak wielkiej dziś miłości ludzkiej powinien być także z ambony ogarniany życz­ liwym, szerokim i pełnym miłości spojrzeniem. L a i c y z a c j a ,

2 A. G ü n t h ö r, Die Predigt. Theoretische und praktische theologische

(5)

naw et kierow ana, może być nie tylko przekleństw em czy dopustem, ale i łaską Bożą: wiadomo przecież jak bardzo ateizm oczyszcza pojęcie Boga z antropom orfizm ów, zakam uflow anych politeizmów i magii. „Istnieją dwa ateizm y, z których jeden jest oczyszczeniem pojęcia Boga” pisała Simone W e i l , dodając: „Fałszyw y Bóg, który we w szystkim przypom ina prawdziwego, z w yjątkiem tego, że nie można się z Nim zetknąć, będzie zawsze przeszkodą w dojś­ ciu do Boga praw dziw ego” 3. Proces laicyzacji okaże się praw dopo­ dobnie oczyszczaniem teren u dla praw dziw ej w iary; Bogiem, który na naszych oczach um iera, nie jest na pewno Bóg Praw dziw y. Po­ tw ierdza to „przygoda w ew nętrzna” S a r t r e ’ a, o której on sam relacjonuje w autobiograficznych Słow ach: „Przeczuwałem religię, liczyłem na nią, było to lekarstwo. Gdyby mi go odmówiono, w y­ nalazłbym je sam. Nie odmawiano mi go; w ychow any w wierze katolickiej, dowiedziałem się, że Wszechmocny stw orzył mnie dla swojej chw ały — było to więcej, niżbym ośmielił się marzyć. Ale w następstw ie w owym Bogu fashionable, o jakim mnie nauczano, nie rozpoznałem Boga, którego oczekiwała m oja dusza: pożądałem Stwórcy, a daw ano mi Wielkiego F abrykanta; obaj stanow ili jedno i to samo, nie w iedziałem o tym ; służyłem bez zapału faryzejskie- mu Idolowi, oficjalna zaś doktryna obrzydzała mi poszukiwanie w łasnej w iary. Co za szansa! Ufność i rozpacz uczyniły m oją duszę gruntem w ybranym , aby posiać na nim niebo; gdyby nie ta po­ m yłka, byłbym dziś m nichem ” 4.

Gdybym się nie bał zgorszenia, zaryzykow ałbym twierdzenie, że naw et i n d y f e r e n t y z m e m i r e l a t y w i z m e m współ­ czesnym posługuje się Bóg, by odebrać nam zrośnięte z pychą i m i­ łością w łasną przeświadczenie o w yłącznym posiadaniu całej i abso­ lutnej praw dy przy równoczesnym głębokim i sytym spokoju w y­ nikającym ze świadomości, że nie ma żadnej naszej w iny w tym , że nie wszyscy tę praw dę mogą przyjąć i z nią się pogodzić. Bo znowu nie wiadomo ile świeckiego „ducha czasu” , a ile chrześci­ jańskiego kairosu jest w uw arunkow aniu przez relatyw izm współ­ czesny ducha tolerancji, zrozumienia, ekum enizm u.

Współczesny k r y z y s a u t o r y t e t u jest, jak wiadomo, k ry ­ zysem au to ry tetu stanowiska, nie osoby. Cóż bardziej m obilizują­ cego dla kaznodziei, jak świadomość, że wszystko jest tu do zdo­ bycia, do odzyskania, choćby owoce z odbudowania au to ry tetu gło­ siciela Słowa Bożego m iał zbierać ktoś, kto dopiero po nas p rzy j­ dzie... A utorytet — także kaznodziejski buduje się przez w ykształ­ cenie, przygotowanie do swoich obowiązków oraz pełnienie ich w prostocie i duchu służebności.

3 S. We i l , Świadomość nadprzyrodzona, Warszawa 1965, 34. 4 J. P. S a r t r e, Słowa, Warszawa 1965, 77 n.

(6)

A k t y w n o ś ć słuchaczy może przysłużyć się do kształtow ania takiej postawy, by w ierni byli „nie tylko słuchaczami, lecz czyni- cielami Słowa” , a p r a k t y c y z m odbiorcy naszego posługiwania znajdujący tak często w yraz w wypowiedziach ankietow ych („wolę kazania, których treść wiąże się ze spraw am i człowieka i jego ży­ ciem...” 5), jeśli spraw y nie stryw ializuje się, może dopomóc do realizow ania przepow iadania przez świadectwo życia prawdziwie chrześcijańskiego.

2. Człowiek „m asow y”

M arshall M c L u h a n, autor głośnej książki Understanding

Media (O środkach przekazu, wyd. w 1964 r.) ogromną rolę przy­

pisuje technice inform acji. Powiada on, że na „ukształtow anie spo­ łeczeństwa bardziej w pływ a rodzaj środków, których ludzie uży­ w ają w celu porozum iew ania się między sobą, niż przekazywana treść” 6. W ydaje mi się, że zdanie to zaw iera sekret zjawiska, które określam y m ianem k u ltu ry masowej, a które to zjawisko określa nas, ludzi połowy w ieku XX w nie m niejszym stopniu, co k u ltu ra techniczna. Dzięki nie m ającej precedensu zmianie środków prze­ kazu nastąpiły przem iany treści. M c L u h a n u jął to w aforyzm: ,,Środek przekazu jest przekazem ”.

N ajw ażniejszą cechą k u ltu ry masowej w ydaje się być j e d n o ­ l i t o ś ć i p o w s z e c h n o ś ć : cały św iat otrzym uje te same wiadomości, ogląda te same seriale telew izyjne, chodzi na te same filmy, ubiera się, mieszka, żyje tak samo. Zeby jeszcze raz zacyto­ wać M c L u h a n a , k tóry określił nasz św iat, jako „globalną wioskę” : „Każda przydrożna restau racja wyposażona w telewizor, dzienniki i czasopisma jest nie mniej kosmopolityczna niż Nowy York lub P ary ż”. Na rodzący się na naszych oczach ponad kordo­ nam i politycznym i j e d e n św iat nie można nie patrzeć bez n a­ dziei, że stanie się on taką samą przesłanką ew angelizacji jak o n ­ giś Im perium Rom anum i Pax Augusta. K ażdy dostrzec m usi w y ­ raźne w spółbrzmienie takich treści przepow iadania chrześcijańskie­ go jak uniw ersalizm , solidarność, miłość społeczna, braterstw o — z treściam i k u ltu ry umasowionęj czy masowej.

Nad problem em środków przekazu w arto zatrzym ać się przez chwilę. W ciągu piętnastu blisko wieków kaznodziejstwo posługi­ wało się j e d y n y m właściwie istniejącym na świecie środkiem

5 Odpowiedź ucznia szkoły średniej (13—10 lat) na ankietę dot. kazań dla młodzieży, przeprowadzoną w miastach Polski centralnej w latach 1961—1963. Zob. ks. T. M i c h a l s k i , Młodzież o kazaniach, Więź 6(1963) nr 11—12, 119.

6 Cyt. za R. K o s t e l a n e t z , Przewodnik po labiryncie elektronowej

(7)

przekazu: żywym słowem, w ym agającym interpersonalnego kon­ tak tu mówiącego ze słuchaczem. Człowiek antyczny naw et czytał głośno — św. A m b r o ż y ku zdziwieniu św. A u g u s t y n a czytał po cichu, co stało się regułą w w iekach średnich. W ynalazek druku nie tylko wzmógł rozprzestrzenianie się idei, ale umożliwi} obcowanie z nim i w odosobnieniu. Współczesne środki przekazu, zwłaszcza środki elektroniczne zdew aluowały druk i słowo w ogóle na rzecz obrazu. S tw arza to zupełnie nową sytuację dla głoszenia i odbioru Słowa Bożego. Obrazy w ydają się być silniejsze od słów.

Współczesna cyw ilizacja i k u ltu ra doprowadziła do tego, że spo­ tykam y się nie z ludźmi, lecz z anonimowymi produktam i; spoty­ kanie rzeczy a nie osób, zagraża nie tylko przepow iadaniu, ale i jego istocie polegającej na interpersonalnym spotkaniu słuchacza z Bogiem i w ejściu w dialog Zbawienia.

O ile symbolem „cywilizacji obrazu” (Civilisation de Vimage,

civiltà delVimagine, optisches Zeitalter) jest comics, o tyle digest

posiada wszelkie cechy symbolu związanej z k u ltu rą masową p e r ­ c e p c j i u ł a t w i o n e j . N i e c h ę ć d o w y s i ł k u m y ś l o ­ w e g o , do samodzielnego myślenia, zastanaw iania się, kontem pla­ cji, stanowi niem ałą przeszkodę w odbieraniu Słowa Bożego. Towa­ rzyszące tym zjawiskom r o z l e n i w i e n i e i a p a t i a w yraża się nie tylko w braku konsekw encji życiowych, ale nieraz w a ru n ­ kuje negatyw nie samo uczestnictwo w liturgii połączonej ze Sło­ wem Bożym, rekolekcjach, m isjach itp. N astaw ienie konsumpcyjne, „zanik zmysłu kontem placji i podziwu” (o czym mówi z troską konstytucja G audium et spes) to dalsze objaw y związane z tym sam ym zjawiskiem.

Zarówno comics jak i digest operując form ułam i łatw ym i i b ar­ dzo często naiw nym i w ytw arzają u bezkrytycznego uczestnika k ul­ tu ry masowej i n f a n t y l n e cechy psychiczne. Jan H u i z i n g a w słynnym dziele „Homo ludens” — zabawa jako źródło kultu ry określił te przejaw y m ianem puerylizm u; w rozdziale zatytułow a­ nym Elem ent ludyczny w kulturze współczesnej użył określenia p u e r y l i z m na oznaczenie zachowania się w edług norm okresu dojrzewania lub lat chłopięcych pisząc: „Są to przeważnie naw yki albo spowodowane, albo ułatw ione techniką dzisiejszych kontaktów intelektualnych. Należy do nich np. łatw a do zaspokojenia, nigdy nie nasycona potrzeba banalnej rozrywki, pogoń za bru taln ą sen­ sacją, uciecha z masowych widowisk...” 7

Jakież cechy pozytywne posiada — jako słuchacz Słowa Bo­ żego — człowiek „m asow y”? N iewątpliwie w jakim ś momencie rodzi się w nim pod w pływ em niezadowolenia z płytkich i naiw ­

7 J. H u i z i n g a , „Homo ludens” — zabawa jako źródło kultury, War­ szawa 1967, 288.

(8)

nych form uł i uproszczeń inform acji i rozryw ek dostarczanych mu przez k u ltu rę masową g ł ó d g ł ę b i . N aw et łakomczuch k a r­ m iony ciastkam i zatęskni wreszcie za chlebem. N ieautentyczność rozwiązań typu digest musi w końcu zrodzić potrzebę autentyku, praw dy, dotarcia do źródeł.

Potrzeby słuchacza żyjącego w „cywilizacji obrazu” muszą spo­ wodować zm ianę sty lu naszych kazań: bezwzględną koniecznością w ydaje się z w i ę k s z e n i e p o g l ą d o w o ś c i , żywości, o b r a ­ z o w o ś c i j ę z y k a i t r e ś c i . Wiele przypowieści C hrystusa to bardzo plastyczne scenariusze filmowe, których żyw y zmysł dram atyczny i bogactwo form y stanow ią wzór tyle aktualny, co niedościgły 8.

Nie sposób pochwalać lenistw a umysłowego u słuchaczy, ale w arto zrobić rachunek sum ienia z tego, czy nie w ystaw iam y zdol­ ności naszych w iernych na zbyt w ielką próbę, zwłaszcza serw ując im niedopuszczalne na am bonie abstrakcyjne konstrukcje teolo­ giczne, w ygłaszane stylem i tonem profesorskim , będące popisem jałow ej erudycji czy intelektualnej zarozumiałości.

Infantylizm ludzi ukształtow anych przez „ku lturę masową” stanowi na pewno w ielką przeszkodę w w ychow yw aniu ich do „pełności w ieku C hrystusowego”, choć „dziecięca” prostoduszność otw iera ich na pew ien typ paternalistycznego kaznodziejstwa. Pod ty m względem popyt szczęśliwie spotyka się u nas z adekw atną podażą.

3. Człowiek „apokaliptyczny”

Nie miejsce tu i nie czas, by ustalać kiedy dokładnie Apoka­ lipsa, ostatnia księga Nowego Testam entu, księga o eschatologicz­ nej przyszłości, została zlaicyzowana i zam ieniła się w symbol de­ finityw nego zagrożenia i nadchodzącej zagłady ludzkości, kiedy z księgi nadziei stała się księgą rozpaczy. Na sumę tych rozczaro­ wań, zagrożeń i lęków przeżyw anych współcześnie przez ludzkość składają się co najm niej trzy zjawiska: alienacja, fru stracja i w y­ korzenienie.

A l i e n a c j a , wyobcowanie, oznacza przeżywanie przez czło­ wieka swoich w łasnych tworów jako rzeczywistości wrogiej i nie dającej się opanować; lęk ten dotyczy nie tylko tworów techniki (bomba A, H itp.), ale i rozw oju biotechniki (możliwość modelowa­ nia istot ludzkich jak fabrykatów czy półfabrykatów 9), form spo­

8 Chciałbym zwrócić uwagę na cenny art. P. Q u i n s a t , La manière

dont Jésus parlait, La Maison-Dieu nr 39 (1954) 59—82.

9 Związanym z tym obawom poświęcił ostatnio swe rozważania wybitny biolog-filozof J. R o s t a n d . Tom nosi tytuł Inquiétudes d'un biologiste.

(9)

łecznych i politycznych itp. Człowiek nie czujący się podmiotem swego działania, steroryzow any przez rozpętane przez siebie moce doznaje uczucia bezradności i osamotnienia. Ten stan prowadzić może zarówno do rozpaczy, jak i do rozpoczynającej się na jej przeciwległym brzegu — nadziei.

„Naszym dram atem — powiedział w 1960 roku A n t o n i o n i — jest niemożliwość porozum ienia się. To uczucie dom inuje w posta­ ciach mego film u”. Przezwyciężenie tej rozpaczy płynącej ze świa­ domości niemożliwości porozumienia między człowiekiem a człowie­ kiem oraz między człowiekiem a Bogiem — oto dram atyczny obszar działania stojący przed współczesnym zwiastowaniem „Dobrej No­ w iny”.

F r u s t r a c j a , stan przykrego napięcia emocjonalnego w yni­ kający z udarem nienia pragnień i dążeń, określa w dużej mierze postawę współczesnego człowieka. Ogromny potencjał optymizmu i nadziei z jakim rozpoczynano XX wiek, wiek rozumu, postępu i szczęścia, któ ry niestety przyniósł tyle klęsk i potw ornych nie­ szczęść, w yprodukow ał w efekcie stan straszliwego w yczerpania się energii i dom inujące uczucie zawodu. Bohaterowie poczuli się zmę­ czeni i rozgoryczeni: zawiodły auto ry tety i obietnice, skom prom i­ tow ały się wartości. S tan ten może prowadzić do bezideowości, konformizmu, cynizmu i n ih iliz m u 10, ale może również skończyć się takim spotkaniem z C hrystusem , jakiego doświadczyli sfrustro­ wani („A m yśm y się spodziewali...”) uczniowie idący do Emaus... Trzeba tylko, żeby jego heroldowie współcześni w ykazali tę samą cierpliwość w w ykładaniu wszystkiego od początku i by potrafili przekazać w ypalonym na żużel sercom ów tajem niczy żar, jaki pozostawił po sobie N ieznajom y Wędrowiec...

W y k o r z e n i e n i e . Epoka nasza ogląda ludzi „jak drzewa chodzące”, poryw ane z korzeniam i czy zgoła pozbawione korzeni. M i g r a c j e związane z i n d u s t r i a l i z a c j ą i u r b a n i z a ­ c j ą są faktem ogólnoświatowym, jednak w Polsce osiągnęły one skalę niebyw ałą co w połączeniu ze specyficzną „młodzieżową” stru k tu rą dem ograficzną społeczeństwa stw arza bardzo szczególne w arunki dla Kościoła i jego Posługi Słowa. Uprzemysłowienie i urbanizacja nie są bowiem faktum i czysto socjalnym i czy eko­ nomicznymi, lecz pociągają za sobą zm iany m entalności, postaw itp. Odchodzenie od trad y c ji i folkloru, od religijności ty p u socjologicz­ nego z jej organizującym poprzez nacisk zbiorowości system em zachowań się, powoduje bądź zachwianie się w okresie przejścio­ wym, bądź też trw ały relatyw izm religijny i m oralny, czy też n a­ staw ienie konsum pcyjne (m aterializm praktyczny). Nawet na wsi

10 Zob. J. R i e s , Krisis und Erneuerung der Predigt, F rankfurt a/M 1961, rozdz. Nihilismus und Profanität als Verkündigungssituation, 102—149.

(10)

kończy się w yraźnie model religijności w iejskiej, gdyż urbanizacja nie jest zjawiskiem obejm ującym tylko przem iany ludności, która przeniosła się do m iast. Sielski typ religijności odprow adzany jest do grobu przez liczne duchowieństwo, towarzyszące konduktow i w głębokiej żałobie. Dla przeszłości narodow ej trzeba żywić i cześć i szacunek, czy jednak nie należałoby tu zawołać „ciszej nad tą tru m n ą”? Bo przecież nie wszystko było w ty m typie religijności takie świetlane, takie dobre. Chciałbym tu odwołać się do wspo­ mnień W incentego W i t o s a , w yraźnie — pomimo gorzkich do­ świadczeń z klerem — sym patyzującego z Kościołem n . Oto co pi­ sze W i t o s o polskim kaznodziejstwie w iejskim na przełomie XIX i XX wieku: „Żadne też kazanie i zarządzenie nie spotkało się z najm niejszą k ry ty k ą, choć nieraz było mocno niew ybredne i do tych nowych praw d dostosowane. A tych praw d było nieraz bez liku, bo każdy ksiądz niem al silił się na nie, stosownie do potrzeb i okoliczności. Nie próbowano ich kwestionować naw et wtenczas, gdy one m iały tło w yraźnie osobiste, jak np. wysokość opłat za posługi kościelne, „p ety tę” itp.

N ikt też się nie dziwił, gdy ksiądz w ystąpił publicznie z ambony w obronie interesu dw oru, plebanii, urzędów.

Nie tylko bardzo skrupulatnie, ale i bardzo chętnie uiszczali chłopi wszelkie należytości na budowę, napraw ę i utrzym anie koś­ cioła, jak i budynków plebańskich. Później co do budynków ple­ bańskich podnosiły się szm ery i narzekania, choć się przeważnie kończyło na cichych żalach.

Stan ten, tak w ygodny dla księży, byw ał przez wielu z nich do ostatnich granic w yzyskiw any i nadużyw any. Zwykle zapalony i wym ow ny kaznodzieja, znający stan inteligencji i poziom św ia­ domości swoich słuchaczy, a chcący ich dokum entnie przekonać, w sposób jak najbardziej uproszczony udow adniał im w każdą

11 „Walki z Kościołem ani religią nigdy nie prowadziłem, uważając to za rzecz niepotrzebną i szkodliwą. Jakiż zresztą mógłbym mieć do tego powód? Wiedziałem, że Kościół stał na gruncie prawa, że potępiał gwałt i zbrodnie, starając się prowadzić do ewangelicznej równości i sprawiedliwości, uszla­ chetniając człowieka i wskazując mu wielkie i wzniosłe cele. W czasie n a j­ cięższych prób był dla narodu polskiego jedyną prawie przystanią, która nie zawiodła. Religia dawała podstawę moralną, krzepiła upadającego, w niej znajdowali ukojenie i oparcie skołatani ludzie, z niej czerpali siłę do prze­ trwania. Kościół był ostoją dla języka i polskości, chroniąc ją od zniszczenia w czasie barbarzyńskiej walki, jaką mu zaborcy wypowiedzieli.

Dla mas chłopskich wiara i Kościół był chlebem, bez którego masy te wprost żyć by nie mogły. One im pomagały przechodzić ciężką drogę do­ czesnego żywota z tą pewnością niczym nie wzruszoną, że na drugim świecie będzie za to lepiej. To przekonanie robiło ich też lepszymi i wstrzymywało od wielu złych czynów. Wiem, że największą krzywdę zrobiłby masom ten, kto wyrwałby z serca ich wiarę, zostawiając przez to straszliwą pustkę”. W. W i t o s, Moje wspomnienia, Paryż 1964, 26n.

(11)

praw ie niedzielę i święto, że żaden z nich nie jest w olny od prze­ kroczenia wielu przykazań i przepisów, a ponieważ każde z nich jest grzechem ciężkim, ciężki zaś grzech nie tylko musi się doczekać k ary na tym świecie, ale prowadzi niechybnie do piekła; nieszczęś­ ni ludzie czuli się stale mieszkańcam i jego, drżąc na każde o nim wspomnienie. Przesada owa doprowadzała m asy ludzi więcej w raż­ liwych do w prost chorobliwego stanu, gdyż piekło to, czekające na w szystkich grzeszników zostało odmalowane w tak strasznych barw ach, iż musiało nieustannie wywoływać w strząsające wrażenie. Każdy wiedział, że rządcy tego piekła — szatani, piekący n ie­ szczęsne dusze grzeszne przez wszystkie w ieki na rozpalonych roż­ nach, przew racają je z boku na bok, nabijając na ostre, żelazne widły; toteż ludność, a szczególnie kobiety nie tylko że w czasie tych kazań praw ie odchodziły od zmysłów, a zanosząc się od p ła­ czu, nie mogły się przez cały tydzień opam iętać” 12.

W ykorzenienie z takich modelów i takich postaw uznać trzeba za fak t pozytyw ny dla religijności i tworzącego ją kaznodziejstwa. Prom ocja społeczna, urbanizacja 13, wzrost przeciętnej w ykształce­ nia, likwidacja m yślenia magijnego i zabobonów, przyczyni się — jeśli pójdzie z nim w parze praca katechetyczna i kaznodziejska — do oczyszczenia i uwznioślenia obrazu Boga. Ja k słusznie zauważył ks. bp Ignacy T o k a r c z u k , po raz pierw szy w naszej historii lud w yzbył się uczucia ,,zwierzęcego strach u ” i w yprostow ał się; dodajm y, że otw orzył się na takie w artości jak wolność i toleran­ cja, dem okratyczne praw a osoby ludzkiej („szanujta mnie, psie- krw ie” — wołał chłop-żołnierz już u Ż e r o m s k i e g o ) , co musi znaleźć swój odpowiednik w traktow aniu słuchaczy przez kazno­ dziejów bez pochlebiania i lizusostwa, ale jako ludzi dojrzałych, myślących, m ających — jak najsłuszniej — poczucie godności oso­ bistej. Ten nowy typ słuchacza musi dzięki naszym kazaniom do­ strzec wartości chrześcijaństw a i dokonać świadomego i osobistego wyboru. W m otyw acji miejsce „zwierzęcego strach u ” musi zająć miłość. Oby zniknęła z pobożności naszego ludu w izja takiego Boga, 0 jakim mówi popularna pieśń kościelna: „K iedy Ojciec zagnie­ w any siecze, szczęśliwy kto się do M atki uciecze”.

Być może, że najw iększą szansą kaznodziejstw a naszych czasów jest oczekiwanie ludzi na Boga, k tó ry jest miłością. Bo choć koń­ czą się w tym czy innym k raju lęki „socjologiczne” , trw ają inne 1 pow stają ciągle nowe: lęk atomowy, kancerofobia, obawy poli­ tyczne i tyle innych upiorów naszych czasów karm iących się krw ią,

12 Tamże, 93n.

18 Socjologia religii dostarcza tu wiele materiału tłumacząc przemiany re ­ ligijności m. in. hipotezą zderzenia i adekwacji, hipotezą alternatyw, hipote­ zą słabnięcia mechanizmów kontroli społecznej, bądź hipotezą przejścia z grup pierwotnych we wtórne.

(12)

w ysysających życie z nas, ad quos fines saeculorum pervenerunt. Na pewno jednak św iat przeżyw ający takie paroksyzm y, bardziej niż kiedykolw iek szuka ratu n k u i ocalenia, które jest świeckim im ieniem Zbawienia.

Realizowanie zasady przystosow ania message’u chrześcijań­ skiego do słuchacza zobowiązuje homiletów nie tylko do pozosta­ w ania w stałym kontakcie ze współczesną nauką o człowieku, reprezentow aną przede w szystkim przez psychologię i socjologię, ale i z „wielkimi znakam i’’ naszych czasów, do których należy literatu ra, dram at, film, sztuka. Naszym studentom trzeba wpoić przekonanie, że nie w ystarczy im wyniesiona ze sem inarium jakaś antropologia hom iletyczna, ale że — ze względu na ogromne przy­ spieszenie historii — konieczne jest stałe jej uaktualnianie przez żywy kontakt ze współczesnością, przez w ychw ytyw anie owych

nappes d’anticipation 14, jakim i są postawy, m entalności i oczeki­

w ania słuchaczy. N iem al równie ważną spraw ą jest ś l e d z e n i e z m i a n j ę z y k a , n i e t y l k o w z a k r e s i e s t y l u , a l e i s e m a n t y k i , gdyż przepowiadanie chrześcijańskie nie zwią­ zało się z żadnym m artw ym „św iętym językiem ” 15. P ełne i wszech­ stronne przystosowanie do słuchacza nie może być zjawiskiem jednorazowym, lecz przedm iotem nieustannego wysiłku.

L’HOMME CONTEMPORAIN COMME AUDITEUR DE LA PAROLE DE DIEU

L’article donne un essai d’une anthropologie homiletique. Il traite de la .mentalité de l’homme de la civilisation technique, participant à la culture des masses et vivant dans la situation „apocalyptique”. Ces trois situations ont non seulement des aspects négatifs mais aussi positifs et forment „des nappes d’anticipation” (selon le dire de Jean G u i 11 o n) de la prédication chrétienne suivant son adaptation aux besoins de l’auditoire.

14 J. G u i t t o n , Le problème de Jésus et les fondements du témoignage

chrétien, t. I, Paris 1948, 190n.

15 D. G r a s s o, Uannuncio délia salvezza. Teologia délia predicazione, Napoli 1965, 264.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jed- nocześnie ryzyko podjęcia przez te osoby próby sa- mobójczej w przebiegu uzależnienia od alkoholu jest większe niż wśród osób uzależnionych, u których nie

JuZ na pierwszy rzut oka rozprawa doktorska pani mgr Agnieszki Motyki Tw6rczoi6 poetycka Adriana Waclawa Brz6zki budzi szacunek u niLej podpisanego; za{ lektura

Lehra-Spławińskiego polski język urzędowy miał już pewne tradycje, sięgające czasów stanisławowskich, ale rozwinął się prawdziwie w dobie Księstwa

Natomiast migracja zarobkowa, nie ma bli ej okre lonej czasowej perspektywy powrotu, człowiek jest „jakby u siebie”, niemniej swoje ycie, równie w wymiarze moralnym,

Okazuje się, że zrozumienie roli, jaką odgrywa Dobro w życiu człowie- ka, musi być rozpoczęte od analizy zła, które nie jest pierwotnym doświadczeniem w życiu człowieka,

Odpowiedź jest znowu tylko jedna: widocznie przestrzeń, w której działają praw a fizyki nie jest pusta, a więc prawdziwa próżnia nie istnieje. W racamy do

Osoba ludzka, mając w perspektywie moment śmierci, zdaje sobie sprawę, że jest on także żydem,.. a właściwie

– XIII Wrocławskie Sympozjum Badań Pisma.. szej Szko³y Policji w Szczytnie, Agencji Bezpieczeñ- stwa Wewnêtrznego, Polskiego Towarzystwa Krymi- nalistycznego, Polskiej