• Nie Znaleziono Wyników

Rozrywki Przyjemne i Pożyteczne. T. 1 (1826)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rozrywki Przyjemne i Pożyteczne. T. 1 (1826)"

Copied!
87
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)

ROZ R YWKI

PRZYJEMNE i POŻYTECZNE;.

D Z I E Ł K O P O Ś W i ą C O N E

L I T E R A T U R Z E , P O E Ż Y 1 i R O M AN SO M .

U tile, dulci.

I R Z I Z

■Ko n s t a n t y n a m a j e r a n o w s k i e g o.

T o m i k I .

w K R A K O W I E ,

W D r u k a r n i Jó z e f a M a i eck ieg o. NAKŁADEM W YD AW CY.

1826.

(4)

Z A V 07J V 0 L E N U m Z W IE R Z C H N O ŚC I.

61 01 K ' - wii 1 0 4

(5)

D O S T O Y N Y M

d a m o m

,

K T Ó R E T O D Z I E Ł K O

P R O T E K C Y Ą S W O J Ą Z A S C Z Y C I Ć R A C Z Y Ł Y ;

A U T O n, • USZANOWANIEM i WDZIĘCZNOŚCIĄ

PRZYPISUJE.

(6)
(7)

ROZRYWKI

ERZYJEMNE i POŻYTECZNE;

O GUŚCIE*.

3 ) 0 C Z Y T E L Ń F X A.

Poświęcając to pismo wszelkim rodza­

jom literatury, mogącym obok przyjemności pożytecznymi; zdawało się nieuchronną potrzebą, na czele jeg o umieścić rzecz o g u -

icier czyli, smaku.—

Potrzeba. £ą w naszych. czasach f tym nie*

zbędnieysza. się bydi widzi: ie juz teraz co­

dziennie postrzegamy, zacząwszy od młodzie­

ży ? zaledwie ze szkół wychodzącey, co raz większą liczbę ludzi uniwersalnych, którzy o wszystkie/n, CO do sztuk pięknych należy, sądzą bez odwołania.

M oie.nas kto z razu połaje, £<z /o ubli­

żające znaczney częścirnawet oiwieceńszey klas*

sy ludzi mjiie/nanie, kiedy powiemy: ie wieli*;

(8)

6 ' . O, ;G U 3 C I E

żadnego o guście nie mając wy obrażenia, lubię prawodawczo wyrokować o rzeczach, i nieraz kiedy myślą, ze ich uwagi z natchnienia prawdziwego gustu pochodzą,właśnie wten czas naymocniey bluinią przeciwko niemu. Lecz ze tey prawdy nikt nam zaprzeczyć nie potrafi\

ze można by di mówcą, poetą, muzykiem, ma­

larzem, rzeźbiarzem, architektem, artystą dra­

matycznym, a przeciez wcale ni emieć gustu, i brnąć zbłędów do błędów, w uprzedzeniu o swo-- jcy doskonałości;— tym bardziey każdy nam przyzna, ze ci którzy do rzędu ich nienalezą, a dzieła oceniać pragną, jeszcze mniey go posiadać mogą; i ze prawdziwy znawca, jest. tak rzad­

kim i uwielbienia godnym, ja k sam artysta za wielkiego uznany

D la tego to spodziewamy się uczynić dla wielu grzeszących w tym zawodzie przysługęf daniem krótkiego wyobrażenia o guście', które ich, skromnieyszymi przynaymniey, w wyroko­

waniu o rzeczach fałszywie zrozumianych, u- czynić może

(9)

D O C Z Y T E L N I K A . 7 J/-e%; to-fazy przychodzi ubolewać nad o- wymi stanowczymi* zdaniami, oglądających o- brazy. posagi, budowle, pomniki; słuchających opery, trajedyi 'lub komedyi:'o zaletach, wa­

dach, genijuszu, talencie autora, wynalazcy, kompozytora, aktora; ja k oni, nayprosŁszey rzeczy niedostrzegając , unoszą się w pochwa­

łach lub naganach; ja k nie raz niezgodni z sobą, nie mogąc jed ni ’drugich na swoją stro­

nę przeciągnąć, chociaż obiedwie politowania tylko prawdziwych znawców są godne: iedno- czą spór, owótn łacinników przysłowiem: de gustibus non disputandum. Prawdziwy ten wyskok barbarzyństwa, nay mocni ey właśnie wymaga, rzucenia pewnych myśli o guście , w których będziemy tylko prostymi tłu - maczami zdań Ferneyskiego Filozofa; niema- ją c najmnieyszych praw ani tytułów, do przy­

właszczania sobie powagi, abyśmy w tak deli- katney mai ery i, sami stano wić moglią

(10)

O GUŚCIE W OLTER A v

G ust czyli smak, teu pom ysł, te n dar sądzenia o pr?yjem nqśći lub odrazie pokar­

m ów naszych, zrodził we w szystkich znanych językach metaforę, oznaym ującą przez w yraz smak, czucie piękności i wad w e wszystkich sztukach; jest to sąd, pognanie b ystre, prze­

nikliw e, rów nie jak języka i podniebienia, któ­

r y podobnie iak tam te, uprzedza zastano­

w ienie; jest on rów nie drażliw y, szukający rozkoszy pod względem dobroci rzeczy ;— od­

rzuca, rów nie jak tam te z odrazą t o , co n a—

p.o.tyka złego, podpada często, te y sam ey n ie ­ pew ności i. obłędom;, niew iedząc n a w e t, czyli j .tp. co., ni ii poddają, pow inno, mu się spodobać;

potrzebując czasem naw yknienia, ażeby się uksztalcił,

N ied asy ć iest dla gustu. w idzieć, znać piękność jakiego dzieła: trzeba ją czuć, trzeba n ią bydź dotkniętym,- uiedosyć zaś czuć, i bydź dotkniętym w sposobie n ieszy k o w n y m ; trzeba

(11)

^ O , G U Ś C I E 9 umięć ro zró żn iać. rozmaite, odcienio w ania :

[nuances J — nic niepow inno się u k ry ć przed b y stro ścią zdrow ego sądu; i tn wlaSnier zacłfo- dzi jeszcze podobieństw o owego gustu um ysło­

w ego, gustu w sztukach, z gustem zm ysłow ym : bo znaw ca w ina, . czuje i postrzega od ra z u mieszaninę dw óch płynów różnorodnych; — człow iek z gustem, praw dziw y znawca, za je­

dnym rzutem oka, postrzeże mieszaninę dwóćli stylów ; u y rzy w adę obok przym iotu; uniesie­

niem przejęty będzie na t e n cudny w iersz w H o r a c i c s z a c h :

” Q tie y o u li e z v o u i, • q it *il f i t coritre ir o i i ? — - Q u ’il m o ń r u ł;

poczuje n ie s m a k , mimowolny,- u słyszaw szy- następny: ?

” O u q o ’ un B c a u1 d e se isp o iiy a T o r i-I c ‘s e c b jir n t;. ( *

Jak z ły iguśt, w- fizycznym względzie, o<l w y m y śln y ch . i d rażliw y ch przypraw zależy; tak ró w n ie zły gust w sztukacll, od ubiegania się

( ł ) Nasz nieporównany rymotwórca Osiński, . p otrafił z małą odmianą, nagrodzić usiert'- nieimitrUlnego, Kornela, u> sposobie wszelkie ■

(12)

10 O G U Ś C I E

za wyszukanymi ozdobami ^ nieczucia pięknej n a tu ry .

Gust zepsuty w potrawach jest ten, któ­

ry wybiera rzeczy odrażające innych ludzi; jest to rodzaj choroby ciała. — Gust zepsuty w sztukach, jest upodobanie przedmiotów obraża­

jących umysły dokończone, przenoszenie rze­

czy płaskich, pospolitych, nad wzniosłe i szla­

chetne; wymuszonych, wymozolonych, nad piękne, proste, naturalne; jest to choroba dnszy.

Dobry gust w sztukach, wiele wymaga czasu do swego uksztalcenia.— Młodzieniec ezuły, ale bez żadnego jeszcze poznania, nie- rozróżnia odrazu części wielkiego chóru \v muzyce; oko jego nie dostrzega z początku w wielkim obrazie: stopniowali, rzutu cieniów, perspektywy, harmonii kolorów, poprawności

________, , ✓

oczekiwania przechodzącym:

i U L J A , ł,CAż m iał przeciw trzem czyn ić?

& T A R Y H O R A C T U S Z .

" U m r z ć ć , - - lu b w rozpatf2J p U ł ć poiDftć p r c e a iw u ik o m , co r z y m s k a b r o i zua^-zj*.

(13)

W O L T E R A . 11 rysunku; — lecz zwolna ucho jego zaczyna się uczyć słuchać, oko widzieć; wzruszonym pę­

dzie na pierwszey wj^tawie piękney trajedyi:

lecz niezdoła rozroźnić jcy zalet. i jedności, ani tey sztuki delikatney, która żadney osoby niewprowadza i nieoddala bez przyczyny,—

ani tey jeszcze większey, co rozmaitość intcres- sów do jednego środka sprowadza, nakoniec innych przełamanych trudności. Samo tylko przy­

zwyczajenie i rozwaga, doprowadzają go od- razu, do uczucia z rozkoszą tego, na czem się niepoznał z początku. Gust w narodzie który gó jeszcze niemiał, uk&ztałca się nieznacznie, bo się stopniami oswaja, z. duchem dobrych ar­

tystów,—^ nawyka do widzenia i słyszenia okiem i uchem znawców.

Jeżeli cały naród, w pierwiastkach upra­

w y sztuk pięknych, jednomyślnie polubił auto­

rów pełnych wad i uchybień, i za czasem do .nich .wstręt poęzul; to jedynie pochodzi ztąd:

i e autorowie tacy, mieli .piękności nafuraln<*f które wszystkich wzruszały, i wady: których nikt jeszczs w tedy odróżnić nieŚył w stanie.—

(14)

,a O G t f S C I F ,

D la tego to Lueyliitsz, dopóty b ył łubianym od Rzymiali, dopóki go Horacy ni«strącił v?

zapomnienie; ilegńitr smakował. Francuzom, póki niepowśRtł B o i l e a u i jeśli inni starzy autorowie, utykający za każdrtn postąpieniem, zostali jednak u niektórych-narodów przy swo- jey dawney wziętośćij to jedynie winni są te­

mu: że się nieznalazł żaden czysty i wytrawiony pisarz, któryby ich lubownikom oczy otworzył.—

Mówią że nienależy sprzeczać się wzglę­

dem gustów ( #) i to iest bardzo słusznie, jeżeli tylko idzie o gust zmysłowy, o wstrę-t 'do jedney potrawy i pierwszeństwo dawane drn- giey;— tn sprzeczka mieysca niema, bo niejest w naszey mocy poprawiać wady organizmu.

Lecz nie tak się dzieje w sztukach;— jak w nich znaydnją się piękności rzeczywiste: tak równic jest smak; dobry który je oceniać umtó, i smak zły który który ich hiezna; i często się nadarza poprawiać wady umysłu, wyda­

jącego smak przewrotny. Znąydują się atoli Dc gustibus. non dispułandum,'

(15)

W O L T E R ^ . > i 3 dusze tak zipm e, umysły taik opaczne , któ­

rych ani ożywić, ani naprostow.ać niemoitja;

z takimi niepotr.zeba wdawać *' się w rozpra­

w y o guście , bo żadnego niemają>*-,

Gust bywa samowolny,, w wielorakiph przedmiotach, jak naprzykład-, w. wyborze m£- te ry i, strojów, zaprzęgów : które do rzęcju sztuk pięknych- nienaleią; naó^rcząs gu sf, zasługuje raczey na imie fantazyi. Ona, to raczey , nie, gust, wydaje; tyle nowością w mo­

dach:—

Gust m6Że się skazić w narodzie ; nie­

szczęście to-następuje zaśwyczay, po up.łynię- nin wieków- doskonałości.lArtystowie, obawiając się- naśladow nictw aszukają - dróg . ubocznych i oddalają się• od. w zorów piękney natury, którey się ich poprzednicy chw ycili; usflę- wania.ich zyskują pewną zaletę, a ta pokry­

wa błędy. Publiczność zakocliana w no­

wościach, ubiega, się za niemi, w spowsze-

“dniónych uczuwa . n i e s ma k i zaraz występu­

ją nowi, którzy now e, do przypodobania, się

(16)

i 4 O G U Ś C I E

czynią zabiegi, i jeszcze bardziey niż pierwsi, oddalają się od natury; -gust upada, nowości zewsząd powitają i -giną jedne od drugich;

Publiczność sama nie wie czego się chwy­

cić, i napróżno żałuje czasów dobi ego gusl«V które się już wrócić uicmogą; jest to szaco­

wny zakład , pielęgnowany tylko jeszcze.przez mdlą liczbę umysłów zdrowych, o podał gminu.

Znaydują się rozlegle kraje, do których nigdy gust niedoszedł, są to te : w których społeczność nicudoskonaliia się wcale; gdzie płci obojey mieszkańcy uiezgromadzajg się ra­

zem j gdzie pewne sztuki, jak rzeźba i malar­

stwo istot żyjących , wzbrouiojłe są przez u- stawy religii. Gdzie jest mało społeczeństw, umysł zostaje ścić/iiiony, ostrze jego stępionp, liienia skąd czerpać' smaku. Gdzie zbywa aa wielu pięknych sztukach, rzadko tam imic mają się v' i ciegp utizyńiać,-boor]y wszystkićtrzjmi ją się za. i ' ę ć e i zależą jednea od drugich., Dla­

tego tó Azyauie} uicmieli ajigdy dzieł dobrze

(17)

W O L T E R A tS wyrobionych w iadnym rodzaju , i dobry gust niebyt prawie dotąd udziałem , jak tylko me - których ludów Europy.—

Naylepszy gust w każdym rodzaju, za­

leży od naśladowania natury, z nayściśley- szą wiernością, mocą i wdziękiem; wdzięk niemoże bydź samowolnym, bo on zależy ńa tem , aby wystawionym przedmiotom dodawał iycia i przyjemności.—

Jak artysta potrochu swóy gust w y ­ kształca , tak podobnie i naród. Gnuśnieje on przez cały wiek w barbarzyństwie; naraz mu słaba jutrzenka zabłyskaj nakoniec pełny dzień następuje; po którego u p ływ ie, długą tylko i smutną znowu zorzę widzieć można.—

W Grecyi za czasów Perykiesa, dobry gust powszechnie był panującym,— późriiey

zaginął do szczętu.

Kwintylian wyznaje, ze juź za jego cza­

só w , zaczynał się psuć gust Rzj'mian.—

W łochy postrzegli naypierwsi, źe wszy­

stko wyradzało się u nich , w krotce po nie­

śmiertelnym S e i c e n l o '

(18)

l\i . Q , G U S C 1 12

AJdisson powstawaj pzęsto. na zły gust swoich ziomków, i ^to w niejednym rodzaju:

już to naśmiewając się z posągu admirała w czworograniastej peruce,— już okaznjąc wstręt nayiyw szy, przeciw igraszce wyrazów, uży- tey w rzeczach pokaźnych; już ńakouiec prze­

klinając kuglarzy., wprowadzanych częstokroć do trajedyi.— _

W ogóle gust wytrawiony i pew ny, za­

leży.n a prędkiem dostrzeżeniu piękności mię­

dzy. wadarni i wad pomiędzy pięknościami.—

Znawca m uzyki, malarstwa, rze źb y , architektury., póezyi doznaje wrażeń , zu­

pełnie obcych gminowi; sama przyjemność od­

krycia w ad pochlebia m u , i daje mu tym silniey czuć piękności. Jest to korzyść wpra­

wnego oka nad surowem. Człowiek z gustem inny ma w zro k, inny słuch , inny takt od nieokrzesanego^ W zdryga on się na widok nędznych, drapęryi Rafaela , lecz uwielbia szla­

chetną . poprawność jego rysunku. Z'upodo­

baniem postrzega, żę , dzieci Laokóona, niema-

(19)

W O L T E R A .

Ja źadney pfoporcyi z., postacią swego oycaj

l e c z dreszczem jest p rz e ję ty , na -widok całey g ru p p y , gdy w 'tern inni w id zo w ie, zupeł­

nie są nieczuli. —

W stolicach tylko i to ,p ierw szeg o rz ę ­ d u , dobry gust może ohięrać zamieszkanie , i tak jeszcze zb y t małey liczby, m ieszkańców jest udziałem. Nic się nicm ow i o pospólstw ie, nic o klassie lu d z i zajętey widokam i m ajątku, gospodarstwem domowem , a naw et urzędami*

„Co to za szkoda, m ów ił jedfcn radzca skar—

bo w y , w ychodząc z g a le ry i' obrazów ,_ i e ja, nic mu m czasu międgu,st u?„ — U bole wad. w łaśnie pptrzebaj źe dotąd gust praw dziw y, niem a za- zwyczay w stęp u , jak tylko do sam ych do­

mów opływ ających w d o sta tk i, które udzielne same w so b ie , niel\jbią go up0WjSZ,echniąd między niiszciui.

G ust za tym , jak filozofia,— jest on tylko . w łasnością bardzo m ałej' liczby u p rzy w ileję- w auych um ysłów .

---, ■■■JiUŁJgPOaBT. JJ » li ni

(20)

1$

P R A C A.

U A L L A D A*

Słodka pracy , luby znojuf Bóstwo szczęścia 1 pokoju, Prawych umysłów zy w iole.;

Któż przy tobie czul' n ie d o lę?-- Wnaysrożsźey losu kolei-1 >j T y ś zawsze siostrą nadziei.

Jakie z tobą jest szczęśliwy, C h o cia ż niema wł asiiey niwy - Czło wiek uboższy od muchy !

łSkarbem dla niego chleb suchy, S ło d k i chód .łza mi zwilżany, Słodki, bo zapracowany.

O wy! których bieda goni, A ź nad przepaść zgubney toni r Z ostatniey szaty wyzuci!

Gdy was cały świat porzuci, W oda zniszczy , ogień spali, P r a c a , — praca was ocali.

(21)

B A L L A D A *19 Zaświadczcie w y zimne ściany [ Jak od świata zapomniany Lindor wśród półrtociiey ciszy, Kiedy go juź nic nie słyszy*..

Zamiast płakać swey niedoli, W p ra c y pocić cli szukać w olu Juź gwiazdy witają zorze ,

Skowronek w czystey pokorze Panu zasćłar swe piecie;

Juz pierwsze słońca promienie^ J Pozdrawiają złote globy Starey W awelu ozdoby} (-*)

Juz cały świat przebudzony Rozprasza się w różne strony,

Goniąc za inarnemi zyskij W czoray Pan, dziś sługa niski >

Spieszy pożyczyć , — zmarnować j Lindor jcszcze chce pracować!

( * ) Świątynia na zamku krakowskim, ozdo­

biona Jest wspaniałą kopułą, któfey wiele części, jest grubo wyzłoconych.

(22)

**, P R A C A , Jdź na sp o czyn ek L iu d o rze ! Już u cicliło t w y c h klęsk m o rze, Już tw óy okręt w porcie stoi , Już rozbicia si.ę. nieboi:

Niecił cię pokrzepi sen boski, Już się obudzisz bez troski..

Dokąd sierota Milwana, 7 Dokąd bieży zapłakana!

„ Polar zniszczył oyców cli atkę, ,, Sraierd jęy odebrała, niatkę.,,

„ A dzieriyciel zyska cliciwy.

)t Z i-odzini^ey wypędza n iw y ..

j, Lecz cłiod jest w liczbie tułaczy ,, Niebóycię się jey, rozpaczy;

,, Ona zna świętoźd praw n ie b a ,.

Ż ,c i w, nędzy., żyd potrzeba;

WyoJiowaua w oyców wierze,

„ijy cifl sobje, njęodhierze.

„ Z b y t wstydliwa, zbyt nieśmiała

<£eby jałnm|ny błagała;

(23)

B A L L A D A a*

„ Ach! iliespodli cney Milwany

„ Kawał chleba wyżebrany;

,, Bóg i 1’iaća są jey godła, •

„ Kogóż w nich nadzieja zwiodła?

Cóz to za śliczna dziewica Dźwiękiem harfy lud zachwyca!

Patrzcie ja t jey władza w tłumie Podziwienie wzbudzać um ie!

Ach! wszakże to jest Mi Iwan a ; —>

Harfa , niebyła j e y znana.

Praca ten cud wykonała! ^ W szystko poymie kto nią p a ła ;—«

,, Jdź M ilwano, te podwoje

„ Niech otworzą dźwięki tw oje;

,, Spj tam L in d or, zbogacony ,, Pracy swey słodkieini plony. n — >

Ogniem przeszywa M ilwanę, Jmie Lindora słyszane;

Zna go — kocha— szuka— goni, Za nim wzdycha, i łzy roni;

(24)

a2 P R A C A O jakże teraz szczęśliwa!

Źe go praca jey odkrywa.

Wstań cnotliwy, wstań Lindorze, Niewohio spać o tey porze;

Oto szczęścia dopełnienie Odbierać masz w trudów cenie.

Wstaje Lin dor! .. Praco miła , T y ś kochanków połączyła i O w y! których bieda goni k i nad przepaść zgubney toni j Z ostatniey szaty w yzuci! . . G dy was cały świat porzuci,' W oda zniszczy, — ogień spali, P raca, — praca was ocali.

(25)

23

FRANUS POD RASZYNEM.

P o m i e ś ć P u a w d z i w a.

W roku l 8o5. jeden z naszych f o w a-i rzyszów młodocianey pustoty, którego zw y­

kle nazywaliśmy Żyłką Osińskiego, dla na- miętney czułości, z jaką nam zawsze dekla­

mował, mistrzowskie Jego sceny z przekłada Iloracyuszów; — napisał trajedyą w trzech ak­

tach, pod nazwiskiem: W anda.

Sigdmuastoletni poeta, dzieło to w y ­ pracował w dniach ośm iu; ho d łu ie y sam wiek i niecierpliwość młodzieńcza, niedały- h y mu dosiedzieć, wreszcie był tego mnie­

mania : ze Wanda' jego jest dobra przynay- mniey dla takich,znawców, jak byli jego ró- wiennicy, i z tey strony niezawiódł się pra­

wie w nadziei.—

Mieliśmy zwyczay schodzić się cztery ra­

zy na tydzień; w domu rodziców jednego z naszych bardzo, majętnych przyjaciół, którego śliczne trzy siostry, jak trzy Gracye , i ma-

(26)

2 4 P R A N U Ś

ło co młodsze oćl naś wiekiem, należały do wspólnych , lecz zawsze przystoynych za- la w , pod dozoreth swey ochmistrzyni; a tak piąciu wesołych chłopców, i trzy nadobne dziewczyny, składali wieczorne koło, do któ­

rego poziewanie i nudy nigdy nieznalazły prżystćpu. —

Czwarty podóbhy wieczór mijał, a ha^-' szego deklamatora niebyło w idać;— zaczęliś­

my już bydź wóbawie-, czy mu trochę skrzy­

dełek nieobcięto, ażeby' skrómniey latał: gdy wreszcie na schyłku 1 porfedfeenia , przychodzi Żyłka z papieratfii pod pachą , i "już nie; z t ą - zwyczaj-ną postacią rozchwianego m łodzika,

z jaką nas zwykle w itał; lecz nakształt jakie­

go członka w towarzystwie uczonych', spo­

dziewanego z rozprawą łub rymotworczym a -' stępem,— i zrobiwszy dosyć “zimne ukłony, zasiada w krześle, pogląda z clu ną po nas wszystkich, a pełeti, prawie do śmiechu wzbu- dzającey powagi literata, oświadcza nam uro­

czyście i powody swey tak długiey nieobe-

(27)

F 11 A N U Ś *5 F® iciio&fj w tych patetycznych wyrazach; ”JV-<r.~

a' jiisałem trajedya ! „ — ”Czy bydź może, za- pytała E liza, naystarsza z naszych G racyi, W Pa 11 juz sam trajedye układasz?— Nie- inaczey, odpowie, napisałem óryginalną trajc-

■Ę dyą...— Musi bydź bardzo oryginalna.; przer­

wie z pustym śmiechem, nieco złośliwa dziew-

*• czyna;— T a k , tak, oryginalna, i w y ją grać będziecie, ja zaś tylko ofiaruję się na snf- 1 lera.— Zgoda.!., wyrzekli /wszyscy; niż je-

’ dnak to nastąpi, znowu przydała Eliza, mu­

sisz nam ją W Pan przeczytać, i oddaćjpod większość głosów , czy zasługuje na ten ho-

! 1101?,,—

Żyłka wezwaniu powolny, zaczyna od trazu deklamować, i pamiętam, ze scena i.

aktu pierwszego, działa się pomiędzy Wandą

! i wodzem je y , nazwanym T re p k ą , gdzie g»

młoda królowa, temi słowy , prrzyehodzącego pozdrawia:

W ita y odw ażny T r e p to , i r sam czas tu p rzycliodzijr, T y k t ó r y m o im w o y tk o m n a cz e lftie d o w o d z is z ;

Tom I. a

(28)

26 F R A N U Ś

^ p o ś w ia d c z y nas le n G-ierm an w y n i o s ł y i hardy!

J e s z c z e n am m a ce d o ń sk ie s ia rc z ą h a la b a rd y ( * ) K t ó r e ś m y tym n a je ż d c u m - ś w ia t a o d e b ra li; i l . d ----

Unosili się niektórzy, słuchając tak cu­

dnych wierszy, a halabardy macedońskie, uzna­

ne jsa na ypicknieyszy wynalazek genijuszu au­

tora } z ust do ~ust przelatywały; jedna tylko Eliza, zrobiła kwaśną minkę, tak jakby szklankę octu wypiła.—'Trajedya Jcończyfa się na śmier­

ci wszystkich osób grających-, że tylko sam nasz autor mial w *wey budce suflerskiey zostać przy ży ciu , i to ją właśnie w oczach wielu tym godnieyszą pochwal i oklasków czyniło , bo ze wszystkich nam znanych nay- okropnieyszą się zdawała.

Następują układy;— sztuka zupełnie zro­

biona była na skalę naszego to w a rzystw a, gdyż z siedmiu oiób złożona, trzy kobiet i czterech mężczyzn obeymowała.

Lecz jeden sęk naygorszy! Eliza która miała grać rolę W andy: po przeczytaniu o- statniey sceny przez autora, wymawiając się od niey, zasmuciła uai bardzo tak niespodzia-

(29)

POD RASZYNEM . 2.7 'fią katastrofą-, bs jednak wtedy od wszy­

stkich miała więcey poznania i gustu, jest rze­

czą bardzo jasną. Jakże 'mogła bowiem ze­

zwolić na to , kiedy autor wprowadził W an ­ dę w trzecim akcie na ogromnym koniu, walczącą z Rytygierem , i potem razem z ko­

niem wskakującą do W isły?— ”Ziniłuy si.j W Pan , chccszżc mnie zrobić kiryssycrem ? a

■wreszcie gdzież to grać mamy tę trajedyą?—

Nawet nasz teatr w ielki, niewystawiał jeszcze bitwy na koniach, a jabym na drewnianym, 'po chińsku, wjeżdżać na scenę niechciała.

( * ) —-Ja tego nieodmienię (odpowie rozgnie­

wany poeta,) moja trajedyą musi tak zostać jak jest; i Wanda jako bohatyrka, musi wal­

czyć na placu z Rytygierem.— Niech walczy

( * ) U Chińczyków, po sto toni jazdy wystę­

puje na scenę-, lecz rozumie si(, źe te ich konie są wystrugane z kijów , na któ­

ry ch aktorowie chińscy galopuję, z zadowo­

leniem widza.

(30)

a8 F R A N U Ś

ale pieszo,— odezwie się kto inny.— Jakkol­

wiek bądź, uwolniycie mnie od roli W andy;

(przyda znowu Eliza.) Pomiędzy osobami, wprowądzoneini do trajedyi, spostrzegam pazia kiulowey Zoisława: tego więc rolę przy- imiję, a Franus niech gra Wandę.—— To mnie Pani ciic< sz ślicznie wykierowad!— ode­

zwie się drzymiąey Franu£ B . . . . w ciągu caJey trajedyi^ która mu się z niczego niespo- dobała, ze często przeryw ał autorowi woła­

niem: nTrxy po lrzyt i Tilc więcey'.,, Odczegoz Panie tu jesteście? każda z was może bydź Wandą. Co do mnie, ja zuptłniebym nierad w chodzić do tey trajedyi.,,—-

Frannś był od wszystkich lubiony. Sam Żyłka, chociaż kilka razy z ust jego usły­

szał tak dolkliwe przygany, pod czas Czy­

tania swego dzieła; i chociaż, co daleko wa- znieysza: zamyślał bydź póctą, niegniewaf się o prawdę; bo Franuś ją każdemu ciął w*

oczy, bez obwijania w bawełnę.— B ył t«

chłopiec nader przyjemney postaci,— blon-

(31)

P O D RASZYNEM . 29 dynek , twarzy właśnie- dziewiezey; dla tego też Eli/a ofiarowała mu Wandę.—

Wciągu sześcioletniego współ uczeń- stwa z nim w szkołach, nicdoświailezono 211 gdy , by którykolwiek zdobi'3'ch uczniów użalił się na niego, albo z nim zaszedł w nieprzyjaźń.

Tak był skromny, tak cicliy, źe go nauczy­

ciele za wzór młodzieży wystawiali j by/ to istotny anioł w postaci ludzkiey i przytem uczył się bardzo pilnie.

Źc jednak ta łagodność charakteru Fra­

nusia , niebyła ccchą słabey duszy, wiedzieli o tein wszyscy ci którzy go z blizka znali. Ni­

kogo on niezaczepił, nikogo niebraził, niko­

go się te i nielękał; ale raz obrażony r wpadał w tak mocne rozdrażnienie, że ktokolwiek za-

; robił na gniew Franusia f stał się nazawsze celem jego niechęci. Słowem w postępowa­

niu jego malowała się rzadka łagodność umy­

słu, z nayzimnieyszą odwagą połączona.—

Po długich naleganiach E liz y , z którą .się naostatek wszyscy złączyli ’x dobry Fra-

(32)

3o F R A N U S

nuś, wymówiwszy sobie, zupełne przerobie-*, lłie tey trajedyi kontiey na pieszą, podjął się nakoniec roli W an d y, a Eliza została pa- ziem królow ey, i tiajedya miała bydź gra­

ną za miesiąc, w dzień imienin wuja E liz y , który był właśnie obecny tey waźney radzie i na wszystko zezwolił.—

Zaraz na trzeci d zień , odebraliśmy role własną ręką autora rozpisane, bo cala traje- dya 4oo wierszy nieprzecliodziła. Niebawem na­

stąpiły próby, do których Franuś był zawsze przy­

muszony w kobiecym stroju występować.

”Ach! jak przyjemna z ciebie dziewcz3riia!.

niemówiłamże tego?,, zawoła i az śliczna Eliza,, — i uniósłszy się prędkością , a raczey zapomnie­

niem , czule pocałowała Frauusia, będąc sa­

ma w ubiorze pazia!— Na raz oboje, stanęli w karmazynowych kolorach; Franuś o mamio­

ny słodyczą ust dziewiczych którey pierwszy raz w. iyciu doznał;— Eliza, zawstydzona, swoją płocliością. Ną szczęście nikf z rodziców- niebył obecny próbie, zwłaszcza tak niebez**.

pięc*ney, — a stara ochmistrzyni francuzka,

(33)

PÓD RASZYNEM . $m

iĆhrapała na piękne przy ekraniku;-— lecz nie­

winne pocałowanie stało się ręk,oymią wie- czney miłości, pomiędzy, ze nikim pazikiem i męzką królową Chrobacyi- (*) Odtąd trajedya ,.

daleko więcey źjrcia ,. więcey ognia nabrała , niieliśmy. przewidzieć. mogli.. Autor jakby zmówiony z swawolnym synem W e n try ,. u- tworzył nierozważnie w.swey sztuce skryty miłość W andy z Zbisławem,.którey biedny Ryty—

gjer miął bydźjgraszką,.— a tak Eliza, mimowie- dzy,. wplątała się w zwodnicze sidła kochania*

Miała ona- czternasty rok skończony,—

• Rrauuś zaczynał dziewiętnasty;— na tydzień przed wystawą trajedyi , zwierzył mi się sw o­

jego szczęścia źe kocha i jest kochany.

Trudno wyrazić tey trwogi i rozkoszy jakich zbyt młodsi kochankowie na przemian doznawali , w samym. dniu. widowiska. Role ich. były. na scenie takiey samey . natury, ja— - (*) TVkr6tce u>yjdzie z druhu nowa trójedya Fr.

W ężyka, pod napisem W anda , arcydzieło ^ swoim rodzaju*r.

(34)

3a F H A N U J

kie odtąd w istocie pomiędzy sol>ą grali.

Wanda ukrywała przed swoim dworem i se- uatem, ze kocha pazia; Eliza przed rodzica- Dii. siostram i i ochmistrzynią, ze ginie za Frania- sieni. J nic teź doskonaley ńa naypierwszym teatrze , w żadney trajedyi nieodtlano, jak b}:- 7y wszystkie sceny, graue pomiędzy Wandą, i Zbisławem.

D obry wnjaszck, po skończoney wy­

stawie , z uniesieniem pochwycił ukochaną Elizę i do serca przycisnął, mówiąc: "Dziew­

czyno , prawdziwą jesteś Melpomeną, a przy- iiaymnicy zrównałaś Leduchowskę! Ale obo*- j e , oboje z Franusiem, graliście jak anioły

w nićzem nicustąpiliscie sobie!,,—

Ze wszystkich widzów ja ubawiłem się naylepiey, jako wiadomy taynyeh przyczyn tey gry tak doskonałey. — Autor wyszedł z tryumfem, okryty oklaskami: Łe gotów by był tey chwili, zająć się nowym przekładem Iioracyuszów; lubo nie wyszło ro k u , a swoją ubóstwioną Wandę, z zimną krwią cisnął \y ogień.

(35)

PO D RASZYNEM . 55 Znikło ulotne dzieło, lecz owcw. jeg o , miłość dwoyga kochanków Elizy i Franusia r wzrastała potajemnie.—

W roku 1807, cale nasze towarzystwo dramatyczne pici męzkiey, rozproszyło się po różnych pólkach woysk sięstwa warszaw­

skiego, Franuś wszedł do strzelców konnych okryty barwą swey kochanki, tą samą wła­

śnie którą grając królowe, ozdobił pazia w trajedyi. — Autor i Rytygier poginęli przy oblężeniu Gdańska, my oba ześliśmy się do­

piero we dwa lata, i to znowu pod czas Wrzawy wojenney.—

Franus , jak był franusietn , kochanym uiegdy w szkołach, tak równie i w swoim pólku. Żołnierze, officerowie, sam nawet pułkownik , inaczcy o nim .niemówUi , tylko:

„ Nasz Franus! Jak dusza jego cnotliwa, serce nayczulsze , niezmieniły się z wiekiem tak i miłość ku Elizie, z czteroletnim prze­

ciągiem czasu, nieuległa odmianie.—

(36)

3> F R A N U Ś ,

W dzień wyjazdu pod Raszyn, był jesz­

cze z pożegnaniem u swey ubóstwioney ko­

chanki ; bogaci rodzice i wujaszek, z, razu te-, mu zvviązkowi dość przeciwni, życzyli mu teraz szczęśliwego powrotu, oczekując go z wień­

cem uwitym z mirtu. Eliza Izami zalana, jakby przeczuwała nieszczęście, pożegnała Franusia, który wnet jak błyskawica , dopadł­

szy kasztanka, nakarmionego na drogę cukrem.

z śnieiney rączki swey przyszłey Pani, zni-, knął prawię, z jey oczu.—

omiały i mężny młodzieniec, mimo nay- tkliwsze prośby kochanki, aby ile możno-, ści unikał, widoczney, zguby, zdawał się na.

placu bitwy , myśleć tylko o, sławie i oy- _ ezyznie,

W alka trwała do nocy; z półku Franusia.

bardzo wielu zginęło.— Huk dział rozlegając do . kpła, smutnemi przeczuciami i trwogą n apeł-.

niaj serce E lizy.—

l u i bardzo późno wieczorem , kiedy po-.

Stpną ciszę z niepewnością losu bif >vy »to-

(37)

PO D RASZYN EM .' 35 wirzyszonij , jęki tylko ranionych których coraz wielce? zwoiono do stolicy, bolcsnio przeryw ały; wchodzi zmieniony, wybladły wuy Elizy, wracając prosto ofl rogatek jero-:

zoliiiiskic.lii nięs,postrzegłszy płaczącey i ino- dlącey się w oknie swey siostrzenicy, rze­

cze. dó ję y rodziców: "Okropną wieść p rzy - noszę ! Franuś, niczyj c!

Krzyk,, tysiąc razy okropnieyszy prze­

raza nagle ucho jego. Eliza wymówiwszy tylko imię kochanka, pada bez zmysłów,— do­

bra jcy matka utraęa* równie przytomność >-—•

czarna rozpacz naniz wszystkich1 dusze ogar­

nia..^ ze ledwie czuły oyciec,. mógł zawołać ratnukn. Niebawem pokóy zostaje napeł­

niony strwoionemi. domownikami j — przy wo­

łani lekarze, z wielką trudnością: zdołali się przekonać, £e nieszczęsna istota, jeszcze żyje;—•

lecz długi przeciąg czasu, upłynął, niżeli ją mogli z rąk zimney śmierci wydobydź. Za­

niesiona Eliza do osobnego- pokoju >. za kilka dopiero godzin ^ mogła poznać rospaczaj^cą*

(38)

36 F R A N U S

matkę i przytuliwszy się do jey ło n a ; strn*

mienie łez wylew ała;— wtedy dopiero leka->

r z e , byli w stanie dać mały promyk na­

dziei sercom stroskanych rodziców— i rozpa­

czającego wuja pocieszyć, który sobie siwe w łosy z głowy w yryw ał.—

Nieprędko on zebrać mógł s i ły , aieby opowiedzieć oycu E liz y , i e aż do ciemney nocy czekając w tłumie niespokoynych miesz­

kańców zebranych przy rogatkach, wiadomo­

ści o losie bitwy ; usłyszał wyraźnie , dwóch zołnierzy wiezionych z pobojowiska ,_ijak mi­

mo własne rany, opłakując stratę kochanego Franusia, kilka razy powtórzyli te słowa:

,rO biedny, biedny nasz Franus! J a t to dziec­

ko było odważne, ja k on zachęcał nas da bitwy'. Arct sztuki, na sztuki rozszarpany! 2V«

krótką tylko chwilę poprzedził zgon półko - wnika!..,,— Lecz niemógł się do nich przecisnąć.

Nazajutrz, gdy już ^cokolwiek minęło, niebezpieczeństwo E lizy; oyciec jey przedsię­

w ziąłje ch a ć do £ cłiuncndauta placu, a po-

(39)

1’ OD BASZYN RM . 3?

tem wi ejcie do lazaretów, dla zupełnego prze­

konania się o tyra nieszczęśliwym w ypadku’ ^ to juz Franusia kochał i uważał jak syna.—

Tymczasem biedna Eliza w ohięciach swojey matki, na jednę cliwilę od lekarzy nieodstąpioua, żadney pociechy, naymniey- łzyeli powątpiewać o smutney wieści ostatnie­

go wieczora nieprzy jtmijąc, w czystey jedy­

nie religii, w miłości Boga , szukała ulgi dla- serca miotanego rozpaczą.— ” 0 juz on pewnie niczyjeJ Już go nieyrzę więceyf... Gdyby ż y ł jeszcze, wiedziałabym do tey pory o jego lo­

sie.— E lizo, rzecze rozrzewniona matka ze łkaniem , czyliż to żołnierz jest panem swoich godzin?— Nie pocieszay mnie matko, próżna nadzieja, powiększałaby tylko rany moje! On mi dał słowo....— Uspokóy «ię— w uy m ole się- przesłyszał; ja mam jeszcze jakieś przeczucie.—

Żadnego £ żadnego ! przeczucie zbliżającey się śmierci, to jest móje przeczucie....,,— Zemglała;:

a lekarze musieli prawie użyć mocy, aby od nicy oddalić matkę, przyczyniającą jey bbleśfci

(40)

38 - F R A N U Ś

swoim opłakanym widokiem.— "Która godzi-

„ na!„— krzyknie przeraźliwie Eliza, przywró­

cona znowu, do zmysłów?— "Dziesiąta juz do­

chodzi,..,,— odpowie ochmistrzyni, trzymając ją za rękę.— "Ach! wczoray ż y ł jeszcze otey- dpbie! niemasz;-go! niemasz biednego!... nie- . ujasz?... Gdzie moy oyciec! wszjseyź mnie. odr stąpili!..— Kochaną siostro, zawoła Jżabella , , wszyscy jesteśmy przy;, tobie!.: może w krót- • ce i Franus' .. Papa go szukać pojechał ..—•

Szukać pojechał?... szukać go ! o-, m ój oyciec - najdroźgzy !.. on go szuka!.. ach!., gdzież go zn aj­

dzie?... Utarzanego w piasku^ z własną krwią . pomieszanym!...,,— -

W u y E liz y , dowiedziawszy się o ro zcy - njie; zaw artym , pom iędzy obu woyskami', po—

jechał prosto do o b o zu , lubo w szelk iej na­

dziei próźen.O jakby on b j ł szczęśliw J , gdy­

b y m ógł ji ę przekonać źe to b j ł a om yłka! ; Życie własne, w szystko co tylko posiada, go- tó w b j oddać za to .— -

Już druga z południa u d e rz y ła , a jesz--

(41)

POD RASZYNEM 39 eze żadeu a nich niepowracał... Eliza usta­

wicznie wzywała oyca, nikt jey nieimiat dad odpowiedzi.—

Nakoniec około, czwartey j zachodzi po­

wóz na dziedziniec .. Eliza pierwszy raz od półgodziny zbolałe przymrużywszy powieki , pierwsza dosłyszała turgotu .. chciała się zer- . wad z łóżka i biedź do okien,— zaledwie. ją ;l w.strzymad zdołano,, .

Jest jeszcze promyk nadziei.— Oyciec E - . lizy dowiedział się. z pewnością, że półkownik.

Strzelców konnych, nic zginął' t a nawet niebyt raniony; zatem już jedna sprzeczność, jako--- kolwiek pocieszająca; lecz więcey nic nie- . zdołał wyśledzić. Znalazł/ wprawdzie trzech , oflicerów z tegóż samego pólku w lazarecie, znalazł kilkunastu żołnierzy, ale Wszyscy z innych szwadronów; którzy wprawdzie znali Franusia , lecz o Jego losie, naymnieyszey - niemieli wiadomości.— Co jednak nayokrop-.

njey przeraziło tkliwego starca , była powieśd = j(iduego zpomiędz-y trzech oflicerów; że czteiey

(42)

4o P R A N U Ś

żołnierze źdrugiey kompanii, pierwszegcrszwa- drenu do którego należał Franuś, z ciężkich ran poumierali nadedniem, i że ta właśnie kom pani ja w naywiększym znaydowała się o- gniu.— ”Ci to zapewne nieszczęśliwi, pomyślał on 6obie, opłakiwali Franusia,— i powracał do do­

mu, zabawiwszy aż do tey pory, na daremnych poszukiwaniach.— Na senatorskiey ulicy, na­

potyka jednego podoficera z tegoż pólku w naywiększym pędzie; — w o ła ,— nie jest sjy- szany; — rozkazuje woźnicy, gdyby konie mia­

ły popadać, aby gnał za nim.— Dopęd^a go przed pałacem ministra Polieyi;— wyskakuje z pojazdu,— już na schodach zatrzymuje po­

słańca nadziei, lub rospaczy... ze łzami P 3 ’t a a

Franusia. — ”Nic niewiem, co się z nim stało y, odpowie podofficer; widziałem tylko źc ku- r, la zraniła mu prawą rękę;— lecz wzięt}r sam za

>y ordynansa do sztabu dywizyjnego, niemogę o 7, dalszych w}rpadkach w naszym półku nic

„ pewnego powiedzić; słyszałem tylko że z.

„ pierwszego szwadronu,, mało kto został przy

(43)

PO D R A SZYN EM 4 » ii życiu,,,— Promyk nadziei zabłysną!-” i zn i-

» kną{ jeszcze prędzey. —

”0)'ca!c! prawdę mi powiedz; niepizybie- ray dareuinie tey spokoyney postaci; rzekła do 'Wchodzącego, na głośne swoje krzyki E - łłzą j ona mnie nieiiłudzi; ja wiem że dla ninie- juz nic ii:-_masz na ziemi... tam! tam! na łonie Przedwiecznego! tam czeka mnie moje uszczę­

śliwienie I„ -

Z znpełnem poświęceniem się woli Bo­

g a , wysłuchała rzetelney powieści oyca, w a­

lając za każdem słowem na płaczącą swą matkę, ażeby łez nieroniła. ''N ieźyje, pewno nrcźyjc, tak mi zatrwożone serce powiada; — ale nicbóycic się o innie, ja nieumrę; któżby go iłodko- wspominał? Będę ż y ć , abym isa jego mogile pielęgnowała cyp rysy, pod któ­

rych kiedyś cieniem, upragniony znaydę spo­

czynek „ — Słowa te , wyrzekła tak pieszczo­

tliwie, tak spokoyuic i tak niewinnie, że lica przytomnych lekarzy łzami zroszone zostały.—

(44)

P R A N U ^

Zginął Franuś! powtórzyli juz wszyscy u zginął niestety ! rzeczywiście; walcząc prze­

ciw jednemu z naysławnieyszych półko w nie~~

’ przyjacielskiej piechoty Dawidowi cha.—■*.

” Co?., słaba?.. niebezpieczna J... Cóz jeysię-

^ słało?: mogcz j ą widzieć?....iy — głos le­

dwie dosłyszany na schodach,, przerywa na­

gle , jakby grobowe milczenie, w pokoju E- lizy panujące.;— Matka i oyciec... wybiegają, n.iepojętem uczuciem przeniknieni. Eliza.?

zdawała się usypiać.;, niepo-strzegła powszech­

nego wzruszenia,., lekarze pełni radości, kto-~

rey sami niebyli wstanie odgadnąć, sp.oyrze- li tylko po sobie,., siostry Elizy na palcach kii?

drzwiom, pospieszyły... cichość, słodkaciehośćj.

rpzlała wonie nadziei... Eliza sp i.. ochmistrzy­

ni się modli... i zdaje się- z duchami opiekun-- czerni niewinności. z?sypiającey, rozmawiać... • Godziną piąta wybija... c ó ź , ona ma zwiasto­

wać, niczemjuż niepocieszonym., rozpaczającym,.

nad przeznaczeniem dwóch ofiar: pożaru., or kfutney woyny... 1;

(45)

ROD RASZYNEM . 4g-- 0! ktokolwiek opłakiwałeś domniemaną Injierć eyca, brata, przyjaciela, kochanki , i : potem uyrzałęś tak. drogą tobie istotę wclio- dzącą w twe podwoje... odbierz mi pióro., i.

dokończ sam tey sceny, mistrzowskiego pęzła.

wymagającej^... Niepotrafię cię zaspokoić...

uiczdołam ci, odmalować tak, czarownego o- brazu,. jakim ty chcesz, nasycić twoję czułość.

Frahuś to Franuś przybywa... i okryty clilu- bnemi blizny.... przywraca życie w. dom nay- inilszjr swojemu sercu; który miał w krotce, zamienić sięt w pustynią. — Dokończ, mówię, za mnie tego obrazu.— Franuś żyje.... niebo E - liz y , nayczystsza miłość wypogadza... zapomi^- na doznanych cierpień.- wspomnienia ich po-, mnażoją rozkosz ożywionych na, raz wszy­

stkich ucznciów.!. — Jeszcze raz ci powtarzam, weź pióro, i odmaluy przynaymniey ten uśmiech, wywiedzioney z czarnego, błędu ko­

chanki , który z jey. niebieskich oczu , w ob->.

jeciach lubego Spada!...-'-

(46)

44 F R A N U ś

Niebawem wbiega znużony, radosną

■wieść niosący w uy z obo?u , iż Franuś żyje!

Ale jak z okropną, przybył wczoray zawcze- snie 9 tak dziś z pocieszającą zapózno; bo go już zastał u nog E liz y , okrytego ciężkiemi rany*

Jecz wolne mi od wszelkiego niebezpieczeń­

stwa.—

Objęty konweneyą z wodzem woysk austryjackich zawartą, pozostał Franuś do ati- pełnego wyzdrowienia w Warszawie; — .Eliza to, czuwała teraz nad kochankiem i nayszczę- śliwsza, że po w}rpłaconym długu oyczyznie, mając go j.uż za swoją własność: mogła się ni-in ustawicznie zaymować, jemu poświęcać wszy-' stkie chwile, których nadziemska słodycz, na­

dzieją przyszłego uszczęśliwienia, czystą jey duszę napawała. llvm en połączył w krotce te dwie godne siebie istoty. Franuś w roku 1810. wyszedł ze służby, ozdobiony krzyżami woyskowemi.

Lecz jakiegoż to Franusia opłakiwali ci ranieni żołnierze? Jakiż to Franuś zginął w roz­

prawie zpółkiem Dawicfowichal —>

(47)

POD RASZYNEM 45' Byt to Franuś W ilczek sierżant starszy pólku 8go piechoty, równie iak tamten kochany, równie po imieniu nazywany w swey kompa­

nii, równie młody, nieustraszony. Omyłka ta w tydzień dopiero,'mojem staraniem się odkryła.

Znałem i tego od dzieciństwa, razem odbywaliśmy azkoly;— jeszcze teraz jego wspomnienie, dro­

gie jest sercu memu. Prawie pierwsza kula nieprzyjacielska, ugodziła cnotliwego młodzień­

ca. —

(48)

LOTERYA FANTOWA

46

N ▲

U B O G I C H .

~Vi K rakow ie 6. marca 1826.

Dobroczynny ten rodżay zabaw, od kil- ku lat upowszechniony, winien sw<5y stały byt,- czułości serc Płci piękney, która w samych na­

wet rozrywkach, szuka źródeł wspierania nie.

szczęśliwych.

W tym roku, dwa mieliśmy szczególne fanty,' między wielu nader pięknemi: był to baranek Żywy, i paliecik w kształt książeczki zrobio­

ny, zawierający w sobie kilka set exemplarzy wierszyka na oześć Płci piękney, trudniącey się losem ubóstwa; — które zamierzyliśmy opi­

sać. —

b A R A N * K.

Jako ewangeliczne godło pokory i nie­

winności, b ył nad wszystkie widoki liayprzy- jemnieyszymj— dla śmieszney zaś postaci, za.'

(49)

L O T E R I A 4 ; Tęknioncgo i razem ździwienego stworzenia, w i­

dokiem oświeeoney rzęsisto sali, pełney tylu rozmaitych przedmiotów, — zabawił całą Pu­

bliczność.— Baranek ten, z prawdziwego me­

rynosów plemienia, bielszy od śniegu i jedwa­

biowi delikatnością równająccy się wełny, z ro­

gami i kopytkami suto wyzłoconymi; wygrany został przez osobę nietrndniącą się gospodar­

stwem, i zaraz przez właściciela i miłośnika owczarni takiegoż samego szczepu, nabyty; — jakże musiał bydź szczęśliwy, uyrzawszy się zaraz nazajutrz w tłumie swoich współbraci, i jakie musiało bydź zadziwienie tamtych, gdy go tak śnieżnym i świetnym od blasku złota uyrzeli ?

Oto jest właśnie opis tego spotkania, w krótce nedesłany po odbytey Loteryi.

Sam owczarz zdjął czapkę z głowy Na ten widok w cale n o w y :

Baranek z złotemi rogi, Złotem błyszczącenii nogi!

(50)

48 L O T E R Y A Z jakiego i to kroju świata Godność jegp tak bogata?

Lecz on vr pokorney postaci W zdychał tylko do swych braci, Nieclicąc spoyrzeć na posterza

■Co go od stop do głów zmierza, W ełnę głaszcze, rogi chwyta:

Skądżcś rodem, chciwie pyta?

On tylko swoich rozumie, Z swojemi rozmawiać umie;

Tam więc pospiesza i wbiega.' W raz b et, owczarnie zalega.

Zlękniona widokiem Tana Hurma owiec pomieszana, W jednym kącie murem stawa.

Skąd wasz popłoch i obawa?

Bracia, siostry, gość im rzecze:

Ja tak równi# jak w y beczę, Jak w y baranek łagodny Daycie mi jeść, bom jest głodny.

(51)

F A N T O W A . *9

" C ii ci da, tłum nasz ubogi?

T y ś Pan , złote nosisz rogi, Srebrny masz ogonek, wełnę!

M y kopciuszki brudu pełne, Źywiemy się tylko sianem Tobie może i nieznanem. —

"Proszę was, porzućcie żarty, Rzecze baranek otwarty;

Dayeie mi wytchnąć troszeczki, A dowiecie się owieczki Ze od was nieróżny niczem Na chwilę będąc paniczem;

Powracam w rodzinną strzechę, J tę Iubą_męm pociechę Ze mi moje rogi złote D ały poznać ludzką cnotę.,,—*

T u ciekawość gdrę bierze;

W raz go owcę przyj^ną szczerze, Nayzieleńsze sianko znpszą, A żeby jadł , grzecznie proszą;

T o m I, 3

(52)

5o ,L O T E R Y A Każda pragnie mu usłużyć:

"Biedaczek! musiał się znużyć Przez tak daleką wędrówkę;

Oprzey sobie o mnie główkę By ci lepiey smakowało; —

”Mo£e tego sianka mało?

Beknie mile owca inua Grzeczna miła i uczynna; —

"Jeśli barancio pozwoli, Ja mu dam kruszeczkę soli; —

”A ja garsztkę koniczyny Którą jadam z rąk Haliny;—

’Ja ziółeczek odrobinkę!,.,,—

Słowem by słyszeć uowinkę Rzecz i u nas tak lubioną, Gościnnością owce płoną;

J tyle go nakarmiły Źe wnet jak basza otyły,

(53)

F A N T O W A . 5 i Buzię sobie pogładziwszy

Nasz baranek najszczęśliwszy, Za gościenrie uraczenie Podziękował uniżenie, J w te zaczął mówić słowa:

„ W murauh starego Krakowa, ,, Mieszka cichy związek ludzi,

„ Co się nędzy lo3em trudzi;

j, Teran związkowi płeć biała

„ Takie prawo przepisała:

Zbierać i dzielić jałmużny, ,, Jako dar bliźniemu dłużny.

,, Każdy wielbiąc te zwyczaje ,, Naćo go stać, chętnie daje

„ Dla wsparcia kalek, łazarzy:

„ Móy Pan tedy mną ich darzy.—

„ Dziękuję ci uniżenie!

„ Miałeś więc pńyśdź na stracenie,'

„ Wystrojony tak bogato...,,*—

— Owca jedna rzecze na to?

„ Mylisz się kochano siostro,.

3

*

(54)

52 L O T E R I A

„ Nicsądź ludzi tak zbyt ostro;

„ Mnie tam wcale zjeść niecliciano,

„ Tak jak my zjadamy siano ^ *

„ Bytem Fa n tim.— Cóź to znaczy?—

„ 4 Bógźe to wytłomacay ? , Mnie samemu fant zagadką.—

„ Rozłączony tedy z matką

„ Którey zapomnieć nicmogę

„ Beczałem przez całą drogę

„ Myśląc gdzie mnie wiozą? po c<5? —

” Aż mnią m yją, ai mnie złocą,

„ Za przybyciem do Krakowa!

„ W net moja rogata głowa

„ Moje kopytka zabłysły

„ Jak od (słońca brzegi W is ły ; ,, W net do raju wprowadzony,

„ Spoyrzawszy na wszystkie strony p Ledwie żyję z podziwienia!

” Acb! to nie dó wysłowieni*

„ Co me oczy tam widziały!

(55)

F A N T O W A 55

^ Krocic złotych gwiazd, rzucały Mili jonowe promienie

„ Na zebrane zgromadzenie!.

To wyraźnie tak jak w niebie f

^Widziałem około siebie

9y Mnóstwo prześlicznych zwierzątek \ ,3 W o ły mnieysze od jaguiątek ■

L w y i konie okaz&łe;

,, A wszystko to takie małe*

Gdyby łasiczki lub krety;

Każde pilnując swey mety Z miną pokorną, nieśmiały,

„ Nieryknęło, nie zarżało.-—

,y O y! widziałem też i. w ilka,’

Lecz b}'ł innieyszy od motylka^

ty Daley niezliczone cacka.

” Wszystko tef brano z 'nrfcnacka- Za daniem, jakieyś gąłe'ćzk'r,ł j N a kształt tych co my owieczki

( *) R o ź n e f ig u r y porc.elanome.

(56)

54 L O T E R Y A

„ Na lekarstwo dosfajemy.—

„ Stałem osłupiony, niemy,

„ Wśród czarownego obrazu, ,, Nicbąknąwszy ani razu.

"Wreszcie i mnie także w zięto, Za tę gałkę niepojętą

„ Z którey, niewiem w sposób jaki, ,, Wsparcie zyskują biedaki.

”Ale czego niezapomnę.-

„ Są aniołki, czułe, skromne,

„ Które tam chodziły w bieli.

,, O gdybyście, ich widzieli!

,, Jakie oczy ładne mają,

„ Jak się ślicznie uśmiechają;

„ Jakie szyjki, rączki białe,

„ Co za postacie wspaniałe,

„ Co za włosy krucze , złote!

” One to wpajają cuotę i, W serca swoich wielbicieli;

»> Dla nich każdy chętnie dzie

(57)

F A N T O W A . 55 Ostatni grosz z nieszczęśliwym,

„ J zły się staie cnotliwym.,,—

Natym zakończył baranek Rys Edenu i Niebianek.

P A K I E C I K .

Drugi fant o którym w y le y wspomnie­

liśmy , to jest piękny pakiecik z 'wierszami, zawierał w sobie hołd uwielbienia dla Płci piękney, za tegoroczną loteryą, w tych w y­

razach:

Płci szacowna, płci wielbiona C o i porównać.z twemi wdzięki!

Dźwigasz bliźnich z nędzy łona Mocą tw ey czarowney ręki,..

Wzruszona ich przeznaczeniem, Uśmiechem wlewasz nadzieję;—

Oziębłość kruszysz spoyrzeniem...

Chciwość przed tobą trętwieje!

Niezwykły wesprzeć nędzarza Sknera uczuwa twe cnoty,

(58)

M L O T E K Y A Spieszy do twego ołtarza Niosąc hołd bóstwu szczodroty!

Lecz dziwić mu się nietrzeba,.

Czegóż twóy przykład niezdoła ? O! nienapróżno ci nieba Nadają postać anioła!.

Ta jedna rozrywka miła, O woc twojego starania, Jliiz nędznych ożywiła JIuż od zguby ochrania!.

Ucichły jęki sieroty , Osuszone łzy cierpienia;

A c h ! sam widok T w ojey Cnoty W łzy radości je zamienia.

Znowu biedny tchnie swobodą*

Przez twoje usiłowanie;

J cóż dla Ciebie nadgrodą?...

Słodkie ... słodkie przekonanie !.

(59)

5 7, M O R D ER STW O ń m T R U CIZN Ę .

z t d ; a r z e n i e s p ó ł c z e s n.b.]

Szczegółnicyszy fwypadek , .'zdarzył się przed kilku laty , w bliskości jednego z w iel­

kich miast niemieckich. Niejaki Merbach, by­

ły liwerant woyskowy, knpif sobie grunt kmie­

cy We wsi W ... ażeby tam spokoynie mógł używać nader znacznego majątku, który zebrał podczas ostatniey woyny.— Nie mając żony ani dzieci, mieścił przy sobie cztery osiero­

cone córki po zmarłym bracie wdowcu; któ­

re odebrawszy" w stolicy priystoyne wycho­

wanie, miały mu uprzyjemniać resztę życia

i potem odziedziczyć jego- majątek.— Chatkę z gruntem nabytą, kazał zburzyć, a w m iey—

scu. jey, wybudować letni pałacyk w stylu włos­

kim , który w przepychu i guście, niemial so­

bie w okolicy równego.— Prawie kazdey nie­

dzieli, zjeidzał się do niego z miasta róy we—

aołych przyjaciół, którzy z niiu polowali, bi«—

(60)

58 M OR D ERSTW O

siadowali i bujając po całey w«i, robili niiTo- sne oświadczenia młodym wieśniaczkom, przy­

strojonym na ten dzień' zwykle , w czerwoni lie krótkie; spódniczki, nadaiące im postać dzwo­

nów'. Wszystko to, a szczegolniey umizgi, bar­

dzo złym oki«m uważali mężowie i narzecze­

ni. Cala wieś niecicrpiała Merbacha. Nikt łliewiedziaJ z pewnością, zkąd brał tyle pie­

niędzy na życie tak wytworne. Powszechnie utrzymywano, źe się w woyme spanoszył; lecz gdy wieyski mieszkaniec, zniszczenia tylko w czasach podobnych zw ykł doświadczać, zro­

bienie przeto majątku w epoce powszecliney nędzy, przechodziło horyzont ich-pojęcia. Z tąd urosła prawie powszechna między niemi po­

głoska, źe talary Merbacha, nie musiały zw y- czayną drogą w toczyć się do jego skrzyni.

Powoli wieyscy kumowie i kumoszki, zwiększa­

jąc i zmnieyszając naprzemian rozmaife świa­

tłe przypiski do tey wazney powieści, utwo­

rzyli nakoniec wiarogodną historyą, pod nay- .większym sekretem w jednym dniu po całey

(61)

PRZEZ TRUCIZNĘ. 5g wsi rozdmuchniętą : ”ze Mcrbach, zwietrzyw-

„ azy u jednego officera, powracającego z kam- ,; panii, którego dostał na kwaterę, pehiy ku- ,y ferek złota: wyprawił go cichaczem z tego

„ padołu płaczu na tamten świat, i pieniądze ,, zagarnął; a dla większego bezpieczeństwa,

„ odmienił zamieszkanie.,, Jak tylko ta po­

głoska wyszła z redakcyi i horrehty wiclkiey rady, reszta jnź sama przez się jasną była jak słońce. — ; Dopiero to spostrzeżono, ie Merbach niebywał nigdy na kazaniu, bo się obawiał prawdy aby z niego maski niezdjęła; kapelusz nosił na oczy, , bo go ludzkie spoyrzenie .przestraszało; żył

Wr ustawiczney wrzawie trzpiotów i darmozja­

dów, aby uniknąć samotności, pod czas którey sumienie, naywiększy szturm do serca przy­

puszczać zw ykło. W krotce te wszystkie sym- plomataf obiegały w poczciwey gminie za goto­

wą monetę; widocznie ciężka zbrodnia, tłoczy­

ła duszę Merbanha. Do tego, z porządku rze- . czy wznowiono dawne przysłowie: nZ jakim kto przestaje) takim się sam stajev co nader trafnie

(62)

C» ' M ORDERSTW O,

zastosowano do o w e y , czeredy mieyskiey, któ­

ra z każdym przyjazdem, zaledwie całey gmi­

ny do góry nogami nieprzewróciła. Słowem źe chłopi mieli naywiększe podeyrzenie o Mer- baclm i prawie na wyścigi starali Się wyrzą­

dzać mu naywiększe szkody, w czem tylko mo­

gli. Starzy wypasali mu łąki, zasypując z u- mysłu nowe przekopy i ro w y; młodzi kradli owoce z ogrodu, łamali gałęzie, i drzewka w izkółce z korzeniami wyszarpywali, nie bez chytrey pociechy, ie go za czascm, przez ten spo­

sób do ostatniey nędzy przywiodą.— Merbach gniewał się wprawdzie oto i nieraz do upadłey ze w pisrwszem uniesieniu, gotówby b ył któ­

remu kazać, karku nakręcić; iecz skoro tylko siadł do stołu w. pośród swoich brunetek i blondynek, których wesołość była piątą l o ­ dzoną siostrą; lub też mając około ciebie żwa­

wych przybyszów ze stolicy: wraz zapominał;

o* wszystkiem, a 100,000 hollendrów uwięzio­

nych w szkatule, wszystkie owe zamachy po- sjasiiwjeh głupców na jego zubożenie, po do-.

(63)

PRZEZ TRU CIZNĘ. « i bnemi czyniły spiskowi garsztki kretów, chcą-’

cycli jego piękny pałacyk, podkopać i obalić.

Zawzięci nieprzyjaciele tey nawet niedozriali' pociechy,, iżby im kiedykolwiek wyrzut jaki u - czynił, tym, bardziey żeby miał W wieyskiin trybunale szukać z nimi spotkania.— ” Otoż ma­

cie naywidocznieyszy dowód, źe na złodzieju czapka gore!, mówili pomiędzy to b ą .sensaci y gdyby on miał czyste sumienie, wnetby tu z nami zadarł w k o ty ; ale on izby są dowey tak się boi jak pieklą, bo przewiduje dobrze,, jakby się wykierował v gdyby go. pociągnięto.

2a język: czem dawniey był? czem się tru­

dnił? z czego zrobił taki straszny majątek, Źe teraz żyje sobie swobodnie gdyby jaki E-- lcktor Rzeszy?,,—

W kaźdey pogłosce, bywa cokolwiek prawdy. J a t dalece ta pówszećhria zasadfc stwierdziła się w ninieyszey sprawie,. przeko­

na czytelnika dalszy ciąg liiezinyślćtney po­

wieści.— Pewnego dnia, kmieć Bartlom iey pojechał z drewkami do miasta, które po~~

(64)

6 * M O R D ERSTW O

przedniey nocy, prawem uchwalonego poszu­

kiwania krzywd ludzkich na majątku Merba- clia, skradł mu w parku.— wCzy niejesteście przypadkiem ze wsi W ... zapyta go młody mężczyzna przejeżdżający konno?— i na stoso­

wną odpowiedź, daje bilecik do Merbacha, z prośbą wręczenia go natychmiast skoro t3rlko wróci do domu , gdyż miał bydź bardzo pil­

ny. Bartłomiey pow iedział: dobrze, i scho­

wał pismo do kieszeni.— Napowrót jadąc, za­

brał z sobą dwunastoletniego chłopaczka, któ­

ry b ył synem bakalarza z tey samey wioski.

Podeyrzliwy Bartłomiey obracał list na wszy­

stkie strony. Otworzyć go? nieśmiał; lecz rad by z duszy wiedzieć, co się w nim za­

wierało. — Młody mężczyzna , b y ł znajomy Merbacha; widywał go nieraz Bartłomiey go­

niącym po wsi za dzwonami, i musiał tez nawzajem bydź od * niego poznanym. T ak natarczywie prosił o śpieszne oddanie listu?

Nie, to niemoże bydź bez kozery!— Zwinąw­

szy go więc w rurkę, zayrzał w środek

(65)

PfiZEŻ TRUCIZNĘ. 63

i dostrzegł niektóre pociągi pióra, lecz nie- umiał czytać pisanki. Na szczęście syn baka- łarza uczony genijusz , siedział na wozie; je­

mu więc dał Bartłomiey widzialne słowa prze­

czytać , a ten wysyllabizował: 3%&jor — tni~.

,, ciznd— trupa do powozu— pohulaó—- do pół- yy nócy.y,— Oko młodego Inkwizytora nic w ię-.

cey odkryć niemogło; ale Bartłomiey doćć miał na tem, ponieważ list wyraźnie mówił:.

ie ktoś ma bydź otruty , i e trupa zaw'iozą do Merbacha i potem będżie hulanka.—* D o - , tąd Bartłomiey szedł piechotą przy koniach*, teraz wsiadł na wóz i poganiał swoje taran- . ty*— bo list palił mu się w kieszeni. Stanąw -.

«zy w niieyscu, pobiegł co prędzey do Pana.

Protazego sołtysa, opowiedział mu wyczytane . słow a, i uroczyście zło iy l list na stole. Pan . sołtys kazał nayśpieszniey zwołać gminę, przed­

stawił zgromadzeniu wypadek nader wielkiey wagi i jednomyślne otrzymał upoważnienie do-, otwarcia biletu, aby raz przecież się oświecić w zględem tego nieodgadnionego Mcibacha.

(66)

64 M O R D ER STW O

Jakoż t$ razą mądra gmina, niezawiodła się na

»wój6y przenikliwości. List b yt następuiącey osnowy: Kochany Przyjacielu! Z, kawą na t) nas nieczekay. Majory ofiara k a b a ł y, musi

wprzód zginąć.. Szatan w ludzkiey postaci zimnyWurm, który niera&przedkońmi cwałuje

„ pieszo, jak do ciebie jedziemyy należy do bandy*, n O w pół da ósmey wieczorem, trucizna zacznie

>y działaćya dziewiątey włozemy trupa do powozu*.

,y Ty ju z wiesz, ca z nim zrobić. Pamiętay tylko o

„ . S z a m p a n i e , ażeby stary M i l l e rzapomnieć yy mógł aby na chwilę^ swego zamordowanego-

>} dziecięcia. Jeżeli K a ę j j , przezyje trwogę, ,y którą mu sprawi pistolet przymierzony do 9) piersi, to i on przybędzie, zo nami. Jutro y, rano, strzelamy u ciebie do tarczy. Byway fy. zdrów,— czekay nas chociażby do północy..

)r- Twóy życzliwy.,,.— Względem Kabały y Sza­

tana i Szampana, niemogli się chłopi zrozu­

mieć. Niektórzy ten wyraz KcAtała, brali za*

Kanalią i Szampana za Kampanią ]i\b Kompa­

ni?, niektórym Szatan był trochę nie po myśli*.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zgodnie z tymi aktami prawnymi Centrum Dokumentacji Sądowej wdraża system rozpowszechniania wyroków i innych orzeczeń sądów w drodze oficjalnej publikacji wyroków i innych

Wypowiedzi zniechęcające Wypowiedzi wzmacniające Miałaś się uczyć – co

W szytko się tedy- z opatrzenia boskie- go po utściwemu rozgarnęło, i miasto w ielkiey biedy , nadarzył nam się ieszcze fortuuuy za- robeezek, bomy tu przez

ży; lecz jakiż był jego smutelc, gdy zastawszy ją płaczącą, dowiedział się o niebezpiecznym stanie zdrowia jey matki, która nagle zapadła ostatniey nocy!—

Felsbach, ożenić się powtórnie z trzech ba ról 230 w ażnych przyczyn: Nayprzód że miał dopiego i lat 5o,— pow tóre kilka córeczek dorastających—.. potrzecie i

snego natchnienia pokochał nauki tak dalece: że vr sam dzień '.ślubu, z pomocą Etymologii, zajął się.. Któżby temu uw ierzył? W trzydziestym .roku ożeniwszy się,

Poprawa jakości kształcenia na kierunku Pielęgniarstwo poprzez wdrożenie programu rozwojowego oraz utworzenie Monoprofilowego Centrum Symulacji Medycznej w Akademii Pomorskiej

Spośród „pretekstów”, zwłasz- cza tych dawniejszych, wybrałem oczywiście tylko takie, które pod jakimś względem są jeszcze wciąż interesujące