• Nie Znaleziono Wyników

Rozrywki Przyjemne i Pożyteczne. T. 6 (1826)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rozrywki Przyjemne i Pożyteczne. T. 6 (1826)"

Copied!
74
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

F L O R A P O L S K A

O Z J 1 ł

R O Z R YW K I PRZYIEM NE IP O Z Y T E C Z N E .

D Z I E Ł K O P O Ś W I E C O N E

LITER A TU R ZE i PO EZYI O YCZYSTEY..

TJ t i 11, da] eh

P R Z E Z

K O N ST A N T YN A M AJERANOW SKIEGO1.

T o M I k V Ł

w KRAKOWIE.

w D j u k u s i Jo z e f a M a t e ck i e go. N A K ŁA D E M W Y D A W C Y -.

1826

.

(3)

D la zepobiezenia przedrukiwaniom, ka­

żdy exemplarz oznaczony będzie własnoręcznym podpisem wydawcy. Exemplarze takowym nie-

opatrzone, prawnie poszukiwane będ

--- o c S t y ^

(4)

F L O R A P O L SK A ,

C Z Y L I

R O Z R Y W K I PRZYJEM NE i PO ŻY T E C ZN E .

P R Z Y P A I) R I

P A N A S T A M S Ł A W A CZERW ONKI,

D O K O N C Z E N J E .

JT. V , Nieszczęśliwe nagahanie ku P an i

0

£{-

c l u j . — ]\it każda niewiasta za nic wazy cnotę.

— W styd i ból.

Byłem u Pana Okęckiege (lingi czas, le­

pi ey iako w domu; a miał on takoż śliczną żonkę , która cnego serdecznie kochała,— po­

brali się przed rokiem. Małżeństwo jakoby dwie krople wody. Jeymość zawzdy hoża, wesoła, za każdą razą iakmy z Jowy przybyli*, czekała nas z dobrym posiłkiem f słndzy na iedney nodze zawzdy się m ija li, owo zgoła- dom iako ray. Mnie nic niezbyło jeno pta*r siego mleka.— Dwa lata, przeszło iak dwies<^-

x*

(5)

i P R Z Y P A D K I

dżin.— On ppbit P. Kulesza, iakźe wyzdrowiał, takli zaraz Pannę Tyborowską w zią ł; ia mu

■ niezayźrał oney, bo gdziem b ły s ł, to serca drgały, wargi się śmiały , ręcc mię ściskały.

W ięc ze 'to szło po m yśli, i gdziebym ieno 2ecl*ciał, byłbym się skoiarzył iak nic. Ale m nie, ize już' to musiała .bydź takowa kara boska za nie czczone rodzice, zawzdy zły ducli ciągł iejio do cudzego. Zrazu iako aniołek niewinny , stówę czka niepisnątem do Jeymo- ści, coby na złe mierzyło; on zaś sam tak mi wicrzał i oney, izeby nas gotów b y ł w je - dne.y komnacie śpiąc zostawić. Anoli iednego razu, przyszło mu w nięzawody potrzebnie ia- cliad do Rawy, i mnie ni ztądni zow ąd, co było przeciw zw yczaiu, słowa nierzekł, aby z nim iachać; tak ia z ochotą został w domu, bo mnie ustawicznie korciało, izem więcey dwa lata bez przygody i złey sprawy żył.

Coraz że ślicznieyszą zdawała mi się Jeym ć, a iużem o Basieńce był zabaczył 'na żyw ot >

(6)

PAN A CZERW O N I. 5 1)0 iakem raz doaiicy przez znaiomego napisał, to nic nieodpisała, ieno kazała iako błazna ukłonić się, i niby'iako przez sen przypomiuaiąe sobie ranie, a iuź'byłą wdową; ale to te wdo­

w y to zawzdy ostrożniey się trzymaią, iako zamężne. Zarwanaś tedy czartu, pomyśla­

łem , a co raz na Jmci Panią Okęcką dia­

bli mi wzrokiem patrzyłem.— Poiacliał tedy Jmci czlcrma szpakowate mi, uściskawszy s woią E ż- bisię nayserdecznicy, a ni nie p rosił, iż gdy ledwo za

5

dni będsie powrotem, iżbym i a tli one słodko zabawiał, aby niebyło icy tę«no, a co ia mu przyrzekł i eom też sobie ułożył.

Jakem więc go uyźrał, iże iuż daleko za wsią, i źe niewróci po n ic , coby mógł ^szcze za­

haczyć; daleyże ia uwiiać się koło Jeym ci, krok wkrok tuż za nią tropię iako za samą, iże mi naostatek śmieiąc się , rzekła te sło­

wa: ”Nieobrai 'ze się Waszmośi Panie Czer­

wonko, alez mi to zabawno, ize tak zamną ledwo nie na pifty nastapasz; iahcbyi I/ Clij^

(7)

r PR ZYPA D K I

mość za dziewką zaloty gonił? Dayze W asz- mość baczenie, aźez to ludzie maią oczy.,,—

Dobrze , to pomyślałem sobie, nadzieją zdię- t y , <ona mi każe mieć się na swoiey s lr a iy , tedy iak będzie tu sami, póydzie to wedle af- fekfcu. D w a dnie poszły, a iam nicieszczenie- pisn^ł j zawsze ktoś był iako na drodze rów , co nas dzielił: to gość, to sług a , to Panna Kylska , diablica zawsze z dr winki, i choć jey hyl o niczego , alem iey nienawidził, bo co i a to szcdl wieczór do Jey nici, to ona iako d ra­

ga n za mną tuz. Trzeciego dnia było lepiey, iam wzdychał iako gołąbek , a Jeymć zdawa­

ła się na mnie trocba miley poglądać. Czwar­

tego dnia iu ież myślałem na pewno zagrać, bośmy więcey trzy godzin byli sarni w ko­

mnacie. T u ia dopieroź do nóg Jey m ci, i przysięgam, i sumiŁluię, iźem gotów zaraz dać izywot jeśli chce, lub sroga będzie, izcin ia tylko dla niey źyl.— Długo milczała iako głaz, i le wzdychała silnie, i co ieno chciała coś

(8)

P A N A CZER W O N K I. ^ wyrzec;— anoi diabeł otwiera drzwie , i ta lisia fryierka Panna Rylska, omal ie mnie przy nogach Jeyrnci żebrzącego miłosierdzia niezdy- I>ala. Mory mnie ziębiące przeszły, udałem Jakoby n ic, a Jeymć miała się kti śmiechu, i niebyło znaku na podeyrzenie.— Poszedłem spać w nadziei i zgryzotach: bo nadzieie łech ­ tały , a zgryzoty raniły mi sunienie, iże tak potsciwego, zacnego przyjaciela, zdradliwie za dobre serce podkopywać, sromotno iest. Ju- Źem też myślał zaniechać tey uiegodziwości moiey, i nazaiutrz chciałem za grzeszne naga- banie Jeymci, solennie onę przeprosić; ale ia- kem wstał rano, iakem znowu sobie przyba- c z y ł, i e to się czasem białogłowy ieno tak u ło ią , a iak człowiek od pokusy odstąpić clice, to go w ydrw ią ie mazgay; takem znown zę szatanem poiednał sromotną m yśl, i daleyze łazić w drogę Jeymci. Już też to był piąty dzień przyszedł, więc Jmci Pan Okęckj miał wrócić może na noc; iak więc dziś nic niedo-

(9)

8 PR ZYPAD KI

każę, to Irza poyćć w kąt i może o skórę

d r ż e ć . Ledw o co się tedy zmroczyło, hayże ja do Jeymeiney komnaty, a ile była sama Jedna, nui wczoraysze oney wtórzyć i chcieć 11 jiog umierać, ieśli niczmiękczy się na moje nffekta. Zdało rai się ic oney serce drga... i kiedym błagał i zaklina!: i e miłością goreje aiiepoiętą — żem iako żyię iuney niekochał,— ze umrę, iak się nad skołataną duszą nieulituie, i o Siowcczko litościwe dopraszam się; tak o- Jtą długo uaniilczawszy, rzekła: "T u nic fyasz-, ,, mości niepowiem, ale PFaszrność, {rzekła ciszey ) i t/i no/y' yjoi? kapliczkę między f i -

„ lary , tam czekaj mnie, iak się uda mi tam ,j dostać , i-iet/jh-iię wszytko iuź pousypia, to j, Waszmości dopiero powiem oo noszę w ser-

„ cu.„-— Jak to ieno wyrzekła, anoź P. Okę- cki zaieebał z trzaskiem w oźnicy, a ia się znienacka wymknąłem w tylne drzwio. Jakem

■po cliwili przyszedł onego p rzyw itać, trociia i i j l zimny i iakiś nieswój i zły; mało co bą-

(10)

PANA C ZE R W O N K I g Icn.ąl i to podnosem. T ed y ia wyszedłszy, po­

myślałem z chytrą pociechą: gniewayże się , byłeś ieuo w nocy spal lako n icży w , to iuż wiem co ci będzie.—

O późney n o cy , chód mała była na- dzieia aby Jeymc dotrzymała obietnicy , w y­

jawienia mi serca swego, gdy on sam iest wdo- nni; alem wszelako um yślił, chećby do wscho­

du słońca tu jey czekać. Wczaiłem się tedy po­

między s łu p y , i liczyłem każde minuty. Co gdzie żabka szusła po trawie , to ia myślał ze o aa; listek w iuw nął, to mi się zdało źe ona przy mnie tuż.— Długom naczekał i nawzdy- chał— aż tu naraz jako on mysi królik, (*) suwa ku mnie Jeymci obtulona. Syknęła tedy parę razy, iam chrząknął, i otoż uyźrałem ią przy sobie; ale milczącą iako grób. Zno wnźem klęknął przy nogach i zaczynał od pokonów świata, swe affekty rozwodzić; kiedy iakoby piorun łapie mię z tyłu za kark P. Okęcki, ( ¥) Rodzay drobnych ptasząt, z plemienia sikor

tu>ykłych przelatywać po krzewinach.

(11)

id P R Z Y PA D K I

# nim tuz na pogotowia cztery chłopy ia­

ko GoJiaLy, odraz u mnie powaliły; a Jeyaić ia­

ko ptak uleciała, mówiąc ieno do Jmci te słowa:

n fpytłornacz ze mu k o c h a n k u moie sentymenta,

„ niech się reguł nie do nich.v Jak mnie tedy porwano, iak rozciągniono na deskach kobier- czyk — takci reszty się doni)rśIić— liczono z go­

dzinę , a iam się napróźno modlił i błagał, i e ia i dosyć. Pan Okęcki, iako bis nr ma n , kiedy gardło podrzyna a persfaduie ize to nic, łagodnie mi o utściwości swoiey Jeymci i z flegmą prawił, i prosił abym cierpliwie słu­

chał i niekrzyczał choć boli, dodaiąc: Parnię- 9) tay Mrciszmość Panie Kochanku, ize nie-

„ każda kobieta za nic wazy cnotę; a teraz zabierz swoie manatki , twjy podiezdek iuz

„ u plota stoi osiodlan, więc tedy w imię bo- 9f ze wsiaday nań i ruszay z mego dwora, i

„ bróy sobie indziey.,,— Jak mnie puścili prze­

cie, takem skruszon iako baranek, pocałował zamiast ugryść, onego sprawiedliwą rękę, w

(12)

PANA C ZE R W O N K I l i intencyi nigdy więcey tak niezgrzeszyć złą my- ślą; zebrałem ci się ledwo, i poiacliałem clioćby­

ło ciemno iako w otcliłaniacli, kędy mię bie­

dne razem ze mną swym panem, zwierze mo- ie wiodło.

Poznałem ci dopiero, ize się to nieza- wzdy i niekaźdemu zmiele;— iźe cudzego nie- ruszay, to nie weźmiesz po grzbiecie;— niekładź nosa we drzwie, to ci go uieprzyskrzybią; — i w takich tedy prześlicznych medytacyach, co mi iuz zdawien wywietrzały b yły z głowy, znowuz opuszczony od Fortuny, wlokłem się w świat;

szczęściem ieno, ze ieszcze trocha basień czyny cli dukatów była w mieszku. O mile w karczmie za 1 asem, dokąd ledwom dla bolu doiecbał, po ouych trzydziestu... ognistych napomnieniach; dostaw­

szy się znowuz na siano , spałem do późnego rana, iako po uaylepszey kąpieli.

§. VI; Przebudzenie.— Podróżna P an i na popasie^—Nowepoznanie.— TViek niestarzy serca.

A ieszczem też niebył w takiey przygo­

dzie, ażeby dusza razem z ciałem bolała;co ranie

(13)

13

PRZYPAD KI

tern stoicy doskwirało, i zera nayzacnieyszegb prz3'iacicla, a mogę przydać tdpbrodzicHa, do takiey srogości spowodował. Kędy z się teraz potyrany i pogardzony sprawiedliwie obrócę?

T u ani sposób dłużey zostać: bo choćby Pan Okęcki moią sromotę zamilczał, to ludzie o- liego wytrąbią na cały świat; koniecznie tedy należy z ląd się wynieść w dalekie strony i raz też przecie ustatkować się i z Bogiem za­

cząć; a szatanu służbę wypowiedzieć. Żal mnie tak ścisnął, iżem sobie i zapłakał. On zapęd serca rozognionego przeciw cnocie Jeytnci Pani Okęckiey, sam niewiem iak się gdzieś po­

dział , iże ieno nayczystsza skrucha, mieysce onego zagarnęła! Miałem więc, siadłszy na koń iacliać nie zwroty ku Warszawie , a ztamtąd kędy mnie oczy poniesą; ale mi się po pier­

wszy zaraz próbie pekazało iie niesposób, ie ­ no trzeba piechotą przy zwierzątku wędro­

wać. Wyszedłem znowu ze stayni, i przed karczmą stanąwszy, medytowałem co to b ę-

(14)

PANA CZERWONKI i3

ćkie; anoli widzę sześciokonna karoca pędzi prosto od lasu i w moment przed karczmą staie. Niebawy, iakaś niczego ieszcze , ale iuż w latach F an i, wysiada i mówi do ludzi sw ych, aby wiacliali do stayni i wyprzągli na popas. Przechodząc kolo mie, gdym się po­

tulnie skłonił, spoyrzala okiem łaskawym i spytała, kto zacicstem i dokąd iadę?— Odpo­

wiedziałem z wielkę pokorą, iźe ku W arsza­

w ie zmierzam, i chcę się zaciągnąć do którey chorągwie. A potem kiedy szła rozmawiaiąc, a ia za nią bez czapki, zapytała m nie, iak się zowię? czy umię pisać i czytać? i czybym też niewolał kędy przy iakim dworze w służ­

b y utściwe przystać? i to rzekłszy ieszcze miley na mnie weyrzała i znowu zapytała cze­

goś Wasze tak smętny?— Na wszytko musia­

łem z kolei odpowiadać, a tak mi zrzedła mi­

na , iie mogła się domyśleć moie zmai'twienie i żałość. Gdy przyszło mówić o służbie, przebąknąłem parę słów do zrozumienia, że-

(15)

14

P R ZY PA D K I

bym przy takiey zacney Patii może i rad post użył.

Jak tedy to usłyszała, tale ci tez tym faskawiey była, — i zaraz mnie wdzfęcżniey w idziała, a hayduki oney, co i raz pogląda- iąc na mnie, w yszczyrzały między sobą zęby i szeptały. Łgałem iey tedy ile możność o mo­

ich licznych przygodach, któryc Ii nigdy niebyło, uienatrąciwszy słóweczka o wczorayszey. Nie- długoź takesmy z sobą m ówili, iak byśmy się od roku znali. Jeymć pełna miłego affektu opowiedziała mi, i ze mieszka na Podlasiu, i nie bardzo daleko, bo ietio i

5

mil od W arszawy ma parę w iosek, ale i z teraz sama iak o sierota niemoze sobie dać rady , i zaraz chustką o- czy zakryła , wspomniawszy nieboszczyka swo- iego, ktoren acz bezdzietney, wszytko oney zapisał co zostało: ” Jeżeli tedy FFciszmość, ( rzekła daley, ) iesleś tak zacny młodzian iako mówisz, a rozum, to sama widzę, iie go TVasz- mości P a n Bóg dał, a masz szezerą intencytp. •

(16)

PANA C ZER W O N K I. j

5

tobym go rada w uiści we swe służby, iako przyiaciela nie sługę wziąśc, i zawiady moim dobrem za przystoyną nagrodę zdać.,, —

Juz to tam , chodem taki byt laJaco, za- wzdy opatrzność boska, po smutku, zesyłaJa mi radość. Tak te i znowu i teraz, iak nay- potulniey ucałowałem rękę Jeymci, i podiąłem z duszy pokorne służby; a iie widziała na mnie dość chędogo, i na twarzy nieiaką niewiność, bom te i w ten moment i w duszy dobrze my­

ślał; niewahaiąc się tedy , powiedziała m i, iż­

bym z nią odrazu iachał i na przodzie karo­

cy siadł, posiliwszy się mięsnym śniadaniem iak należy. - Weslnąłem sobie tedy wdzięczen Bogu, za litościwe przebaczenie w iny, bom też za nie < wycierpiał z górą , i ofiaruiąc to miłosierdziu Jego, pragnąłem szczerze się po­

prawić; i znowu rękę Jeymci ucałowawszy, na wszystkom się rezygnował.

Zrazu ia myślał, iże ona rzetelną miała potrzebę takowego człowieka, coby iey mógł

(17)

3

6 PR ZY PA D K I

bydź do zawiadu włościami pożyteczny; alem się zaraz, gdyśmy ieno do Warszawy przyiacliali, w insze o niey przekonał. Ledwo cośmy sta­

nęli na gospodzie, iużeż mi poufaliy mówiła;

wnet z Pana Stanisława, stał się Stanisławek, ze Stanisławka Stasio, a ze Stasia Stasienko.

Potrafiłem ci ia od razu zgadnąć co te łaska­

wości znaczyły, i łatwo sobie w różyć nowe względy Fortuny, gdy będę cbciał ie przyj­

mować. Zaraz nazajutrz, iakem do Jeymci zrana przyszedł, radziła mi konia mojego po­

zbyć , a nabyć sobie natomiast innego pię- knieyszego, dodaiąc, żebym się nieturbowal o pieniądze. Na trzeci dzień roźnemi poda­

runki obsypała mnie, które wiele dukatów war- tały, a konia kupiłem za trzydzieści obrącz­

kowych, coby na nim przez domy skakać. Cóż dopiero iakeśmy na wieś przybyli? ,to mi się Wydawało, źe nie ona, ieno ia panem.—

Otóż krótko m ów iąc, wnet niewiedzia- łem iuż sam czego zachcieć, i opływając w#

(18)

PANA CZER W O N KI i ^

"wszytko, Jeszcze lepiey niż u Państwa O kęc-

•fcicli, rozumiałem iże też więccy złego nie tloznain- Po catym sąsiedztwie uchodziłem za krewnego Jeymci z pod L w o w a , i tak mi kazała prawić iakbyin był spytan kied yko l­

wiek. Ztiowuź tedy kulałem sobie do w o li, w karty grałem i przegrywałem, i moieyPa­

ni w rok niespełna , dobrze przesuszyłem ka- lilki. Ale że umiałem się podobad., przetoż z wdzięcznym uśmiechem, życząc zawsze le­

pszego szczęścia, płaciła.

3

uź to trzeci rok naypomyślniey upły­

w ał, kiedy szatan co nieśpi acz cłir.apń, (iako to mówią, zaplątał mnie w nowe przygody, i wymiótł z łaski, w którey po prawdzie luż i tak niebyło co gościć długo, bom tak u ży­

wał icy rozrzutnie, iże na wioski, dotąd iako dziewice wyste ; pożaciągało się spore długi.-"

(19)

i8 PRZYPADKI

§ VII. Rozsianie przez Pannę Kowalska,—

Klęska w karty na P ra d ze, — PPędr&wk# na Litwę i pięcioletnie tam przygody. — Nowa

Ucieczka i powrót na Podlasie.

W szytkicgo złego , i akie tu na mnie pa­

d ło , nie tyle ia , co Pani sarna była winą; — a to z takowey przyczyny: iźe odprawiwszy swoię przyboczny służebną dosyć starą i nie- urodną pannę, przyięła młodą i ładną, imie­

niem Małgosię Kowalską, szlachcianeczkę ubogą, zwyczaynie iakto na Podlasiu, kędy szlachta iest tak drobna i chuda, iżby ią przez sito prze­

sia ł, a wszelako tak harda: iako one żaby E - zopie, o które w szkołach nas bito. (* )— Ja­

kem więc zobaczył onę Małgosię, takci zaraz ku niey ochota, bo mi też serce nigdy nielu- biło próżnować; a tegoż ieno brakowało starcy, ergo zazdrosney w dow ie, aby na mnie ognia rzuciła. Panna szpakami karmiona, więcey ( *) Wiadoma bayka Ezopa.—

(20)

PANA C ZE R W O N K I. 19 przewiduiąóa odemnie, i dobrze znaiąca się na farbowanych lisach, bomia też niemyślał szcze­

rze; wyplotła przed Jeymcią moie wszytkie affekta, a więc bez wszelakiego obrzędu, ani słuchania exku zy, fora ze dwora; i nieczcka- iąc co gorszego, a iż-e mieszek był nabity czorwonemi zloterai, trzeba było zabrawszy się, opuścić dwór i serce P an i, w któretn iuż wypowiedziano komorne.— Natuliwszy tedy czapkę na ucho, pałasinę do pasa p rzyw ią­

zawszy , dosiadłem moiego konika i prosto ku Warszawie, nagroziwszy chytrey Pannie K o w a i - skiey, wierzgnąłem.—

Niezawzdy to się sprawdza, ze kogo sparzy gorące, ten i na zimne dmucha; bo ia com tak był w onym Lublinie oparzony, wla- ałem w gorsze zarzywie, ledwie co staną wszy 1" na Pradze. B/l tam kiermasz wielki na by­

dło i na koijie. Jakem się ieno pokazał na moim siwo jabko vitym , — zbiegły się spekta- itóry— i kto żył targował, a nikt niefcupił; ia-

(21)

JO PR ZYPAD KI

koby owo zgadywał, iie darmo wziąć będzie Je picy.— Tak ano się tez stało.— Poślini y do Jonaszowey na miód, sławny od dawnych cza­

sów; było nas trzech: ja , P. Przeradowski i P. Mandećki, obay z Podlasia znaiomi. Zasta- lim straszną szulcrkę i oehotka wzięta, oso­

bliw ie mnie, do grania. Zaraz początek był tw ardy, bo iediiego po drugim przepuszcza­

łem dukata, iiie liieodbiaiący do mieszka, i przytym popiiałem, a oni mnie bardzo wychwa­

la li, osobliwie P. Przeradowski, z moicy od­

w agi, i doradzał: "Słan iaj! zobaczysz iie tvy-

„ pr.iiz'.,, T o samo gadał P. Mandećki; ” jSie-

„ bóy ói(!, ió wnet musi , bydz inaczey ! ieno j, trzeba stałaś ci!,,—• Ja toż ufaiący w tak za-;

cne pizyiacioły, widząc iźe mi szczerze radzą, abym grał do ostatniego; tedy gram i prze­

grywam i wszytko przegrywam, aźe do óne- go sygneta bardzo kosztownego od oney śli- czney Basieńkii na tym była też konhluzya, bom Wa?t ieno aostai z tetn co było na sobie; a si-

(22)

PANA C ZER W O N K I. a i

\vo iabjkowity bardzo smęlliwie zarżał, gdy go odprowadzono z moiey stayni do cu d zy;'a mnie serce się kraiało z bólu, ale mnie pocie­

szał P. Przeradowski i zapalał odwagą P.

Mandecki; więc resztą goniąc, nictracilcm faii- tazyi, aże gdy nic niezostało, wtedym skoczył od stołu, krzyknąwszy: ”Kiedyście wszytko za- ,, brali, to mi teź i żywot odbierzcie],, — i wysze­

dłem chcąc iuź do W isły skoczyd , bo to by­

ło blisko od brzega; dopieroź Pani Jonaszowa zacna białogłowa, ulitowawszy się nadcmną, w y ­ prawiła w pogoń swoie ludzie, którzy,mnie za­

klinając na Boga, abym zaniechał sambbóystwa, przywiedli prawie gwałtem do ośobney iżb y, gdzie ta niewiasta zaczęła mnie pocieszad na- dzieią w B ogu, któreri raz w eźm ie, to znowu dwóynasób odda; a iiern też miał i wgłowie, zatym sprawiła mi posłanie i namówiła abym spoczął, a iutro mi iako możność, zaradzi. Za­

raz ci potem wzięła mietlisko, a była kobieta iako olbrzym, i iak wpadła do izby gdzie gra-

(23)

a a PR ZY PA D K I

l i , takci szulerów . powyganiała jako one psy z iatkj, co przychodzą ano po kości, a mięso kradną.—

M iły BożcL iakiem sobie rzewnie za­

płakał, kiedy nazajutrz zobaczyłem, iżc na

■ moim siwoiabkowitj m , P. Mmdecki się py- szniał, a moim sygnetem P. Przeradowskisza-

„ chrował z żydy!.. Dopierom ci otwarł iako zle- targu me oczy, i dowiedziałem się, i£e oni by­

li w zmówce z innemi szulery i podzielili się iako rzezimieszki kiedy kogo obedrą, moim chudo pacholskim dobrem.

Zacząłem tedy rzew liw ie opłakiwać mo- , ię głupotę i iuź myślałt m cicho wyiść i uto­

pić się na praw'dę; anoli ta potściwa Pani Jo- naszowa, weszła ulitowana, i rzekła mi nay- przód surowie: ”Kto grywa w karty, ma łeb

>, obdarty !— kto z iakiin przestaie takim się

„ sam staie!— Widzę ia móy kochancczku, ii e i

„ ty ieszcze , iakto flisaki mów i ą , fryc i du- s, iy fryc! ale tem lepiey, boś mniey zepso—

(24)

PANA CZE R W O N K I. i

3

,» Wan, i ktemu W aszeci pragnę użyczyć

» poręki. Znam ia tii iednego Pana z L itw y w Coby rad przyiąć szkolnika do dzieci; to ie-

» śli Waszmość kochancczku umiesz czytać i

» pisać, więc z nim iedź; a tu masz ode mnie

»> na potrzeby tw o ie , co mogę (_ dała mi 1 6

» słotych ) u d zielić, bo ia sama niebogata i

» ttam też dziatki.,,— Ucałowałem po trzykroć r ?kę tey dobrotliwey Pani Jonaszowey, i przy­

stałem z ochotą na wszytko, byle przecie niegłoduo żyć.— Pan Ciecierski, maiętny szla- cbcic był z pod Nieświeża, do którego za szkol- nika przystałem choć prawie nic nieuniieiąc, ale trochę więcey od onego; i poieclialimy czwartego d n ia ,— ia ślulmiąc popraw ę, cotn iuże nieraz uczynił a złamał, ale tą rażą iu- żem powiedział sobie sam: ” Jak tez teraz sif

„ potkniesz, lot niewart, ieno połamać nogi i kart shr(cić.„—

Znowuź dwa lata zeszło w B o gu , b o n tak się sprawiał przykładnie, iże mnie polu-

(25)

24

.. PR ZY PA D K I

biono, a mianowicie sam Jegomość , żem. do polowania był sprawny, a on to lubił do zbyt- ia . Trzetjego roku iużem. i grosza zebrał, i miałem dobrego podiezdka co mi P. Ciecierski

•darow ał, i szaty utściwe i mina znowuż iak dawniey. A iako mówią żc chleb człowieka bodzie, tak i mnie się też zaczęła przykrzyć służba; i radbym był znowu użyć świata na wolności. Otóż trzeba mi było, ni ztego ni z owego, podziękować po trzecim roku i poie- cliać nie wiedzieć po co do W iln a, niby to le­

pszego szczęścia szukaiąc,. a mnie ano korciło, iżem się miał dobrze, clioć niezasłużenie , bo dzieci nic nienmiały, ieno po trochu czytać,.

i wiedziały iźe po łacinie.' Bóg D eu s, móy mens, .niebo c c e lu m zasłona ,velum.

.Poznałem się, tani zaraz z nieiakim P a­

nem Putiatyckim , co też Fortuny szukał, a- b ył iuż i żołnierzem , i mnichem, i dworza- n em , a wszędy mu złe; i zewsząd w yforó- -wan. A .iże 'iest przysłowiem , żc. swóy swe-

(26)

PANA CZERW O N KI a

5

go łatwie znaydzie i z nim się pokoiarży; tak my się też znaleźli, i furfautowali długi czas, bo więcey roku, nim się przecie dostalim do dworu Pana W oicw ody Wileńskiego, na pro- tekcyą niewiasty iedney, co się -miał z nią do­

brze Jmci Pan Marszalek Hylłp, u tegoż dworu pańskiego wysoce estymowany. Tam było iako w raiu. Jmci Pan W ojewoda podobał sobie mnie , i zawzdy przy swey karocy kon­

no miał, wnetli lioyne dary, i łaskawości co ni*

miara; bo ia umiał nadskoczyć kiedy wypadłp.

Szło, bo szło nayfortunniey, i iużeż sobie/n rokow ał, iże mnie więcey żadna zła przygoda nie sięgnie. Ależ człowiek tak, a Pan Bóg inak; bo czyto karząc za dawne, czy też za nowe zgrzeszenia; zesłał na mnie swóy krzy­

żyk, ale po staremu bardzoleż dolegliwy.— Spra­

wiał Jmci Pan Wojewoda wielce huczne swe imieniny.— Mnoga szlachta i nayzacuieysze Pa-' „ ny L itew skie, ba i z Korony, ziachały się z do­

koła. Przy takiey powaźney ceremonii, przy- Tom VI.

(27)

$6 PR ZYPAD K I

szło i nam dworzanom popić się po za u szy, bo wino lalo się strumieniami, iakoby w Ka­

nie galileyskiey; a naybardziey też, iakoby na moię biedę, zalał sobie, acz mądrą głowę,sam Jmci Pan Marszałek, i w ten czas , tak sobie coś do mnie upatrzył, iże mi ieno obelżywe- mi słowy ustawicznie do ma wiał, a daley za­

czął następować srodze, aźe mnie i potrącił do bolouca. Juzem niemógł dłuźey tego znosić, i pochwyciłem za rękoieść-—on w toż! -an ie - czekawszy aż dobędę— lunął mię po czuprynie wołając.1 Próbny się ze mną Mep<ju>ronie\— Ja tez iakem odwinął, iakem Litwina urwał, tak ci mu łeb na dwoie poszedł, ze ani Jezu! . niewymówił. Tumult straszny się zrobił, i poczęto na mnie pomstować i poczęto wykrzy­

kiwać, zbóyco!— Ano niebyło co robić, ieno ratować żywot ucieczką, elioć sromotna; do cze­

go noc ciemna dopomogła; a tak com miał na sobie, w tym drapuąłem na złamanie szyiey.

Dostawszy się na drużynę , bieżałem, co sił

(28)

PANA C ZER W O N K I i j starczyło, oglądając się na wsze strony, az do dnia, i tak uleciałem ze cztery mile. Boiąc się zaś aby mnie nieścigano i niedodzierzgnio- no, spotkawszy orzącego clilopa pod lasem * kupiłem od niego dobrą sukmanę i czapkę, a zapłaciwszy honesle, wyprosiwszy milczenier i zdiąwszy swoie szaty, zawiązałem one pod pachę, i tak iuz prożen strachu, szedłem go­

ścińcem ku Białemustoku, śpiący w e dnie, a nocą pośpieszający. Ztamtąd przy opatrzności boskiey, która mnie w przygody zapędzała, i zawsze' mi w nich ratuuek niosła , dnia dzie­

siątego, stanąłem w e wsi oucy Pani na Podla­

siu, u którey przed trzema laty zostawałem, zwąc się po swoim imieniu; bom po przegra­

ny na Pradze, dla wstydu nazwał się był Miesz­

ko wskiin i takem iuz na Litwie został.

§. VII, Poiednanie z wdową.— Nowe łaski.?—

Poznanie Ruzi i ucieczka w Płockie, — a z tatjUad do Warszawy.

Ze wszystkich moich nałogów, miałem w a*

(29)

sS PR ZYPAD KI

tenczis icno może ten błogi, iżem zawzdy przy sobie miał wszystek grosz we złocie; a było ostatnią razą Bogu dzięki

4

o czerwonych i trocha śrebrney monety; i dla tego tez śmiel­

szy udałem się, choć w p o k o r z e d o dwora.

Jeymość zrazu krzywo na mnie wcyrzała, ale iakem się uczaił i potulnie parę słów oney o darowanie win ciężkich wyrzekł; anoź się tak zmiękczyła , ize mnie czule w te słowa po­

witała: ”A iak to trafiłeś do mnie marnotra- wniku?— gdzieżeś się to tak długo tułał? lV i- n dzisz warchole, ( d o d a ł a) iak to przy idzie

„ koza do woza?n —

Juz na to nic nietrunowszy, pocałowałem rękę i chciałem iuz do nóg się chylić; ale mnie ona podniosła, kazała przy sobie usiąść i opo­

wiadać przygody. Opowiadałem ci jey dużo,, ale ani słóweczka praw dy, tak iże koniec sta­

nął na zbóycach w lesie, przed któremi to ni­

by mnsiałem piechotą zmykać, a żem się w iey wsi oparł. Zaraz ci znowu ona dawna

(30)

PANA C ZE R W O N K I 29 przyiaźó wróciła, i znowużem panem w i e j sercu, a co lepsza, i we wsi został; bo iedna pierwey się iuź przepasła, a tę do - reszty

prawiem przegospodarzyli.—

Pamiętasz teraz Ruzieńku moja naymiley-

»za, (rzekł Pan Stanisław do swey ż o n y , poy- rzawszy takoż i po nas) iakem cię poznał w niedługi czas po tey ostatniey wędrówce, i od razu u twoich stopek serdeczne affekta ułożył: kiedyśmy to z męią Panią rodzice tw®.

odwiedzili, i iakeś ty mnie wdzięcznie do seret przyjęła?— Jużem też od tey chwilę w yrzekł się.

b y ł onego bałamutnego ży cia , i pragnął ieno tobie resztę poświęcić;— anim tez niewdał się więcey w karty, ienom grosz do grosza zbierał, a po nocach konie wdowie zaieżdzał, Iataiąc do oney R uzieńki, i takci się biedne dziew- czątko do mnie wnet przywięzało, iże nie- maiąc nadziei zezwolenia swoich rodziców, dało się do ucieczki namówić.

(31)

3

o PRZYPAD KI

W Dobrzynia wyiednnUśmy sobie ślub święty, gdzie maiąc Iroclie grosza, żyliśmy nayszczęśliwiey; ale iak się grosz za groszem w ysypiał, takci nastała wielka bieda, ize trza było szukać ratnnku w miłosierdziu nayprzód rodziców, a niemogłszy się tego do błagać, w pracy rąk własnych. Boiąc się tedy poniże­

nia znaioinych, dostaliśmy się do Warszawy , kędy musiałem nieboraczek , nazwawszy się pzaplinskim, powrócić do pęzelka i przy ma­

larzach (*) aże dotąd pracować.— Otoź taki był móy ż y w o t, w którym po części i przypad­

ki, ale 11 ay więcey własna wina, do biedy mnie poganiała.

K O N I E C P R Z Y T ADELO W P A N A C Z E R W O N K I .

~

7

~

PF tomiku trzecim Rozrywek, dla zbyt niewyraźnego rękopismn, znrniast mala­

rza, umieściliśmy na karcie

3

i. i nas tę- poych mularza , co łaskawy czytelnik spro­

stować teraz raczy. — Podobnież na kar­

cie

35

wierszu 11. w Tomiku V, = amiaat:

W iifę ,— czytać: P ilicę.

(32)

B R Z Y T W E J D A,

P O E M A W C Z T E R E C H P I E Ś N I A C H ,

N A Ś L A D O W A N I E Z F R A N C U S K I E G O .

P I E Ś Ń P I E R W S Z A .

Tr e ś ć. P orów n anie B rzytw eidy z J I lia d ą .— P rze d m io tw o y n y .- D aw n ość Felczerstw a.-Z u ch w al.stw o Pcru karzy.-C on ailium .— .KoL««

P rzy w ile y .

S p iiw im zażartą w o jn ę , śpiewam straszne b it w y , O dziedziczne w spół nictwo , lancetu i brzytw y;

Ś p iew am arcysławetue p rzy w ileje s ztu k i, N a których przyw łaszczen ie sp ikły się peruki, Śpiówam nukoniec spraw ę ty czącą się. b ro d y , Czczoney i szacowaney przez w szystkie narody!..

D la niey to perukarze w h iszp ań skiej Se w i l l i, N ied aw n o z felczeram i srogi hóy stoczy li—

N iech in n i których w ielkość gpićwać jest ro zk o szą, D zieła zdobyw ców świata potomności g ło s z ą ; 10 N iech 'wielbią w ściekłe mordy, łupieztw a, p o ż o g i, J spraw ców nieszczęść ludzkich w ynoszą nad b o g i;’

N iech zdobyw ają p a ń stw a, burzą ich F o r t e c e , N iec h błądzą po niebiosach!—— ja lam niepolecę,

N ie pragnąc skręcić karku w zbytecznym za p ale,

Op iszę b o h alyró jr,.— lecz na m ałą s k a l ę . Co mi za w ielk a sława, przyjaciele m oi, O w y c h , tak przechwalonych bohalyrów T ro i?

D ziesięć lat nękać zalo oblężeniem m iasto,

£ e jeden trzpiot do niego ujechał z niew iastą; so.

3!

(33)

32

b r z y t w e i d y .

J dopiero, gdy z w dzięków zostały s if graty Zdobyć i zburzyć T roję? T o są w ar ja ty . N iech mi darują G re cy , zb łąd zili widocznie;

Dziłi nikt dla pięknych oczu w oyn y nierozpoczuie f- A dopieroż dla takiej co ju i w yszły z mody?

R zecz Lu idzie powlarzam o golenie brody;

R zecz w ażnieysza i nowsza nad wszystkie zd arzen ia, O jakich M am łżą w dziejach, od świata stworzenia.

C zy li nasz pierw szy człow iek czesał się i g alał, Lul» czy się żonce sw ojey fryzow ać p o zw a la ł; oo.

O lem dzisiay pewnego nic w yrzec niemożna : Szperać w ich goto walce byłaby rzec* próżna.

W ych o w an i w niewińney prostocie o b o je, Sai-dziey w serca ufali, n iż w pow aby swoje .

Z tąd niestety! pachnąca fry zy er ów sztuka, N apróżn o po Edenie p u d e r m a n t l a , szuka;

Słusznieyszą się dawnością felczerstwo nadym a, W y n alazcą sw ey sztuki uznając Kaima!

Q n jest p ie rw s zy , co puścił k r e w bratu A b lo w i, J choć go z a b ił, — sztuki poczęcie stanowi. 4o.

M oże mi kio przewrotnie zarzucić g o to w y , J i się nigdy niepi^zcza k rw i choremu z głowy;

Ż e na to przeznaczone są nogi i ręce;

Ł e cz prawdy wybiegom w cale niepoświęcę.

N iech krzyczą perukarze, niech stroją chimery,

Ź e nieprawnie wyw yższam i schlebiam felczcry, N iech trzeciey J n s t a n c y i dowodzą dekretem.

Z e Kaim w y ciął brata drągiem nie lancetem , Ż e 50 chciał tylko zahić!-r- Praw da, ani słowa.

(34)

P I E S N I. 33

A le skądże powstaje każda sztuka n o w a , 5o.

J aie li nie z potrzeby radzenia przygodzie?

Z tąd w ięc K»im naypierw szy t y ł w człow ieczym rodzie , Co nam podał zbawienną m yśl do k rw i p uszczan ia, Które tysiące ludzi od p 1 e u r y ochrania.

L e c i dokąd się zapędzasz? S t ó j płoch y za p ala!

T y igra*?, a 'Wojenne zbliżają się fale;

T y sobie rozum ujesz, jak z a dobro czasy , A tu s obu stron groźne w znoszą się hałasy:

„ Precz suche pośrednictwa! precz głodne poety!

,, Co tylko w drwinkach z ludzi szukacie z a le ty ;

„ Dobrze wam pisać w iersze dla sław y, bez ch leba:

, , Nam tu nie czczych k ad zid eł, lecz zarobku trzeba;

, , N ie o to się b ić ch cem y, kto z nas w y żs zy s ła w ą ,

„ L e cz o t o , kto ma w iększe do golenia p r a w o ! ,, D aremnie Fryzy er.y pocą się i bledną , W rzeszcząc, że slrzyd z i golić, to jest wszystko jedae!

Z pogardą tego słucha rzesza lancetnicza, Eo kto m ocnieyszy w praw a, zasług niew ylicza;

11 niey dbała na w yrzu ty fryzerów n ie d o li, N a mocy p rzy w ile jó w kuruje i g o li ; 70.

J śm ieiąc się z zazdrości która na nią s y c z y , Składa koło uczone i o ech rzem ieślniczy.

L e cz możnaż to pogodzić * mądrości p ra w id ła * , A że b y felczerowie ży w ili się mydłem?

C zyliż powinna brzytwa bydz lancetu siostrą?

t , P o w in n a , bo jest rów nia, stalową i o strą;

„ P o w in n a , bo gdy lanćd€*wyprawi do n ieba,

„ Po iredae niefceazczyka •g o lić potrzeba;

(35)

34

B R Z Y T W E JD Y

„ A gdzież na prędce zn aleśc, gdzież złapać fryzera?

G-dy lak wzajemna niechęć umysły po żera, 80.

■Gdy się na straszną .burzę do koła zanosi, 'Która ma rozn ieść trwogę od osi do osi : 'Starszyzna felczcrowska gotowa na boje Zgrom adza i przegląda autentyki sw o je;

Spleśniałe pargaaminy ze skrzyń w yd o b y w a , Których dosiądź niem ogła ręka M aurów mściwa;

B y ły to p rzy w ileje jak w ołow e skóry, Z pieczęciami jak czap k i, z jedwab nem i sznury.

Jeszcze za K t lig u li w ydawane w Rzym ie,

K tó ry w dziejach felczcrskicli tak w sła w ił sw e im ię. go.

K a żd y Siedzi oczyma gotyckie pisanki , B y mógł p ierw sziy o b rzy tw ie doczytać się wzm ianki ; D ługi czas poświęcając św iatłem u b ad an iu ,

N ic nicznaydują zgoła, prócz o k rw i puszczaniu.

Już niektórzy zaczęli ulracać nadzieję Ż e mało im powiedzą stare p rzy w ile je ; Już m niem ali, £e raczey zn a jd ą p ozw olen ie, .Na podrzynanie gardła , n iż na bród g o le n ie, Co .robić? ju ż niestety! niepoym ują s a m i, C z y schować te szp argały, czy zdeptać nogami; 100.

,Już i Don G-olwor, w jelki Jnkw isytor grona , Skrzyw iw szy się, duł poznać że sprawa stracona;

P ow slaią narzekania i trwoga się szer:

Hałas po całcy izbie szanownych rycei 'K iedy iak b ły sk aw ica, w śród dziysru TOTf ada kot!.., i aa jednym siadl.zy - f^ u jiy k u ,

(36)

P I E S N I. 35

Zaczyna strasznie m iauczeć, zadzierać ogona!

Poryw a się od stołu rzesza p rzerażon a}

Jakiś w nią dueli wstępuje! Patrzą się na k o ta , K tóry grzbietu najerza, z ślip iów is k ry miota; 110.

A miauczeń sw oich odgłos w ydając ponury,

■Coraz usilniey w rzy p ia w p rzy w iley pazury!

Pan Podstarszy, cbcąc zrobić uczoue badanie,

B y szanownych k ollegów przerw ać pomieszanie ; W ło ż y w s z y okulary i zb liża się p o w o li.

D la odkrycia pociechy, Jub w spólney niedoli;

L e c z w ty m , gdy w zrok w ątp liw y stopniami p om ykat Z d radliw y kot fu rk n ąw szy , daje mu w nos p rzty k a , J w ciąż starozakonne odm awia p a cie rze;

W ty m jest coś! pow arzem w yk rzyk n ą ry cerze : 19o.

„ T en k o t , przyda P odstarszy, głaszcząc się po nosie , ,, Kto w ie? cz y li o naszym niestauow i losie! 190 ,, Kto w ie? czy przez m a g n e t y z m który w sobie m ieścit

„ N icz w ietrzy ł tu co dla nas pom yślnieyszey tre ści? . . ,, O! gdy tak je s t , nieeh zadrżą niedow iarstw a s y n y , ,, Co z ter w ielk iey nauki czynią sobie drwiny;

„ D ow ied zą się ze wstydem , co magnetyzm znaczy!— ,.

W n e t ciekawość zapala odwagę słu ch aczy ; N iebyło do n am ysłu, do stracenia ch w ili;

W y d rz eć szpargał kotow i, w raz postanow ili; x3o.

R zucają się na łotra— a u t e n t y k zd ob yty , N iep ra w y U z u r p a t o r , ucieka ja k znryty, N ig d y balw ierz do Jaśnieoświeęoney brody „ A żeby- j ą o golić i obotrzyć i w o d y ,

(37)

36 B R Z Y T W E JD Y

N jip o lrafił z ebrzędem większym przystęp o wao ; N ig d y nasz AugusLynek, chcąc głupich kurować Z w iększą paletyczaością za puls a n iech w ytał, Jak Dom G olw or a u t e n t y k , w którym to przeć

„ M y S o n a Jztbella; Fan i K astyllan ów ,

„ Pozdraw iając poddane *«iaszc wszystkich stanów ;

„ Rozkazujem y słuchać cośmy uchw alili:

G#y fryzer nasz nadw orny Don Varga* B a zy li,

„ D opuścił się niedbalstwa w naywy&szyrn sposobi ,, Ż e trefiąc w łosy naszey w ysokiey Osobie,

„ Chciał je brzytw ą p rzy cin a ć, niem<tjąc nożyczek

„ Z a co lubo natychmiast odebrał p o liczek ,

„ A to li, nicdość na tem: chcąc aby w przyszłości

„ Niedopuśeił się inny podobney zd ro żn o ści;

„ Służące dotąd prawo fryzerom golen ia,

„ Odłączam y na przyszłe czasy od grzebienia. iao

„ A nagradzając wzajem Don M arka D y e g o , t, M ęża cnót i n au k i, felczera naszego, t, Który nam krew corocznie od młodości pus*«za

„ C hcem y, by o ń , i. cała braci jego tłuszcza,

„ O d tąd g o liła , strzygła, a nawet czesa ła ,

„ Poki tylko ninieysza trw ać będzie uchw ała.

„ Ze zaś nic nie jest. w ieczn e;--zatem i to praw * ,, M ogą następcy nasi sw oją znieść ustawą ;

Upraszamy ich zatćm, b y w takow ey dobie , Przez pamięć i szacunek ku naszey Osobie: i6«»

,, le źlib y grzebieniowi brzytw ę p rzy w ró cili , ,, Żeby z niey i lancetu n ie o g o ło cili;. j y t ,, N iech w ten czas obie strony w spólnie zarab iają, g, G elą / strzygą, fry zu ją , czeszą, k rew puszczają!..

(38)

P I E Ś N I . J7

Jak w ielką radość sp raw ił wstęp do tey u ch w a ły , T a k przy końcu jey, w szystkim ję zy k i skołczały!

Don Grolw.ór i Podstarszy ledw ie n iep o m gleli, Czytając tak dziw aczny w y ro k Jzaheli A reszta cnych kolio gów jak u kropem zla n a , Chciała spalić p rzy w iley w hołdzie dla szatany;

Co zaś daley się stało , ja sam niewiem je s zc ze ;

Jak drugą pieśń n ap iszę, w ię c i to obwieszczę. 17*.

Koniec Pzbsnipi-KRwszby.

W I A D O M O Ś Ć H ISTO R YCZN O K R Y TYC ZN A ,

O P I S M A C H P E R Y O D Y . C Z N Y C H W P O L3C Z I , D O K O N C Z E N I E .

5

1. M i e s i ę c z n i k P o ł o c k i . ( 1 8 1 7 - 1 8 1 8 . ) Z tym dziwacznym napisem, wychodził raz na miesiąc, dziennik przez X X . Jezuitów \r Połocku wydawany, stylem pełnym odraża­

jących prowincyalizmów i skażonego smaku 3 który pod względem literatury, na to tylko wspo­

mnienie zasługuje, że na szczęście jey, w krót­

ce ustał.

52. Momo«. ( 18 2 0-1 8 2 2) W eso ły niegdy

(39)

38

P ER Y O D YC ZN E

towarzysz W andy, tygodnika Polskiego, zale­

cał się nadzwyczajnyni dowcipem, osobliwie w trafnie wyszukanych dwuznacznościach wy­

razów, zwanych Kalamburami. Autorem tey zabawney fraszki, b ył ś p. Aloizy Żółkowski, nigdy niezapomniany w rocznikach sceny pol- skiey i literatury dramatyczney.

53

. M o n i t o r W a r s z a w s k i ( Nowy. i

8

a

4

-1826._) Pismo polityczno-Iiterackie, trzy ra­

zy w tydzień , znaczney wielkości arkuszami,

2 d r u k i e m p i ę k n y m , z d o d a tk a m i n a k s z t a łt fe ll-

leto n óu * f r a n c u s k ic h , p o ś w i ę c o n e m i w y ł ą c z n i e l i ­

t e r a t u r z e i p i ę k n y m s z t u k o m , w y c h o d z ą c e ; z a le c a s i ę d o b r y m s t y l e m , c z y s t ą p o l s z c z y z n ą i w y b o ­ r e m n a y i n t e r e s s G w n i e y s z y c h p r z e d m i o t ó w . —

54

. Muza, Nadwiślańska. (. i

8

'i

3

) Po usta­

niu Pszczółki Krakowskiey, f patrz litt P. 70.) wychodziła przez cztery miesiące w Krakowie, poświęcona piękney literaturze i póezyi.

55

. N o w y P a m i ę t n i k W a r s z a w s k i ; ( 1 8 0 1

-i8oó^ Dziennik liistoryczno-polityczny, tu-

(40)

P I S M A r 59 dziel nauk i umiejętności, wydawany raz na miesiąc poszytami w Warszawie u X X Pijarów. Pismo to wzorowa, i prawdziwy zaszczyt przynoszące literaturze oyczj^stey, po­

wszechnie szacowane i dotąd starannie po wie­

lu księgozbiorach zachowywane: dla braku czy­

telników upadło, ledwie pięć lat przetrwawszy.

W ydawcą był Franciszek Dmochowski tłó- macz JFliady.—-

56

. O r z e ł B ja ły . O 8 19 -18 22.) Dziennik polityczno-historyczny i literacki, codziennie | prócz świąt , w Warszawie wychodzący , był następcą Kroniki X.IX. wieku.-—

27.- Pamiętnik historyczno-po l it yc zn y, '{1782-1792.) ”Przypadków, ustaw, osób, miejsc \ ,, i pism wiek nasz szczególniej interessujących> • wychodził raz na miesiąc w Warszawie. W y - i

dawcą lego był X. Piotr «Świtkowski; który I miał zapalonego antagonistę w X. W yrwiczu exjezuicie. ( Bendtkowski w historyi literatury ] polskiey, tom. I. k. 128.)

58

. P o l a ł P a t r io t a . (178 5.J D zieło per

(41)

4

o PER Y O D YCZN E

ryodyczne, przez towarzystwo uczonych, arku­

szami. pojedynczo wydawane w Warszawie Wszystkie rązeui zebranej.wyuosaą cztery to­

m iki, 117

4

, stron nic.— Bendkowtki nip, wyraża przedmiotów jakie w.sobie zawierało.

69 P o h l n i s c h j s B i b l i p t h e ł . , ( 1 7 8 7 - 1 7 8 8 )

W ydawcą tego. pisma w języku niemieckim, obeymuiącego rozprawy w materyach staty­

stycznych ; recenzye dzieł polskich świeżo wyr chodząch , śmiałe,; ( mowi Bendtko wskowski,) lecz gruntowne; wiadomości o dawnieyszych pisarzach; wyjątki tłómaczone z oryginalnych dzieł polskich:- był Sztąiner , , nauczyciel pod ów czas w korpusie kadetów warszawskich.

6 0 . P o w s z e c h n a G a z e t A L i t e r a c k a . ( 1806)

W ydawcą jey był professor Groddek w W il­

nie; nayczynnieyszym zaś współ pracownikiem Kazimierz Kontrym sekretarz i adjunkt Aka­

demii. Ubolewad należy, (mówi uczony Bend- jkowski ) iż pismo to, dla braku odchodu^'/mi­

mo naywiększey gorliwości wydawców, ustać musiało.

(42)

P I S M A 4i 6 1 . P a m i ę t n i k W a r s z a w s k i . ( 1 8 0 9 - 1 8 1 0 . )

Wydawcą byt Ludwik Osiński. Samo wspo­

mnienie tego znakomitego męża w literaturze i poezyi narodowcy, który dziś z chwałą i po­

żytkiem, zaymuje katedrę literatury polskiey w Uni wers: Warsz: powinno było bydź rękoy- mią trwałego bytu dzieła; atoli, już to dla przeszkód wojennych, już dla braku czytelników, czternaście tylko numerów tego szacownego pisma, wyszło na widok publiczny.—

6 2 . P a m i ę t n i k W a r s z a w s k i . ( 1 8 1 6 - 1 8 2 0 )

W ydawcą niemniey szacownym, był Felix Bend- kowski dzisieyszy professor i bibliotekarz Ii- iii wersy tetu Warszawskiego; autor historyi lite­

ratury polskiey, dzieła uczoney pracy i eru- dycyi, które mu niepospolitą zjednało wzię- tość. Pamiętnik Bendkowskiego , był pięknym ciągiem pamiętników Dmochowskiego i Osiń­

skiego; który uarzucone sobie od postronnych, pisarzy, częstokroć oschłe i tchuące osobistością

•ozprawy, umiał zaymującemi nagradzać przed­

nio taini. —

(43)

i 2 P E R Y O D Y C Z N E

63. P a m i ę t n i k W a r s z a w s k i . ( * 8 2 1 - 1 8 2 2 J

Wydawcami byli równie uczeni i zaszczytnie znani w literaturze polskiey autor o. wie: Brodziń­

ski , Skarbek , i Skroclzki. Wszystkie trzy pa­

miętniki dopiero tu wspomnienie, Jeclynie o- ziębłość na dobro literatury i nauk przery­

wała , i dopóki ta nieszczęsna przeszkoda trwać będzie: dopoki maiętnieysi ziomkow ie, zajęci przedmiotami obcych płodów literackich, nie- znudzą się nau.stat.ek marną, /częstokroć ich o- snową: dopóty niemasz nadziei, istnienia w na­

szym kraju pamiętników uczonych, mogących mianowicie język oyczysty, przyprowadzić do stopnia prawdziwey doskonałości. Wszakże do­

tąd, niestety! niewid%iemy jeszcze jerluostay- ney w kraju naszym pisownij i nieodzowną jest potrzebą, aby Towarzystwa Uczone, raz przecież zniosły .się z sobą, dla położenia ta­

m y, równie szkodliwym odszczepieństwom iak wielu nowator si w om..—

64. P a m i ę t n i k Z a g r a n i c z n y . ( 1 8 1 7 - 1 8 1 8 . )

(44)

P I S M A

43

Bardzo krotko wychodził. — W ydawca niewia­

domy, pisał w duchu zupełnie obcym pow- wszechnemu mniemaniu, i na kilku podobno numerach ustać musiał.—

65

. P a m i ę t n i k n a u k o w y .

0

822) Było to dopełnienie Ćwiczeń, naukowych równie sza­

cowne,— na kilku numerach zakończone.

66. P a m i ę t n i k m a g n e t y c z n y . ( 1 8 1 8 - 1 8 2 1 )

W ydawcą byt uczony Lachnicki. Pismo to w materyi Jekarskiey, obeymowało rozprawy fizyczno-chemiczne i różne nowe odkrycia w medycynie. Wydanie bardzo piękne, odpowia­

dające dobremu wyborowi przedmiotów.—

9 7 . P a m i ę t n i k L w o w s k i . ( 1 8 1 7 - 1 8 1 9 . )

Bruno hrabia Kiciński, 7. pomocą innych lite­

ratów, wydawał to pismo we Liwowie. W ie - le uczonych rozpraw , niemniey Wybornych przcdmiotów w literaturze i poezyi, były je­

go osiiow ą —

68. P a m i ę t n i k G a l i c y i s k i . f 1822. ) Mimo widocznych zalet, krótko potrwał. Głównym

(45)

44

P E R Y O D Y C Z N E ’

wydawcą był Ferdynand Chotoniski, znany za­

szczytnie w literaturze polskiey z wiciu pism poetycznych, a mianowicie z przekładu Łne.i- dy przenicowaliby Blumauera , w którym nie- odstępując od piękności oryginału, umiał u- niknąć wad autora, obrażających w wiela mieyscach dobry smak i obyczaje.

6 9 . P o t - p o u r r i . £ 1 8 2 2 - 1 .8 2 3 .) B y ł to d a l­

s z y ciąg Momusa, przy tygodniku polskim

JVanda, który razem z nią ustał; a podo- bniey że zgon za wczesny autora, oboygu kres położył.—

70. P s z c z ó ł k a K r a k o w s k a . [1819-1822.) Trwała od i

5

Października 1819. do 1. Gru­

dnia 1822.

71. P s z c z o ł a P o l s k a . (18 20 -18 21) Mier­

ne to naśladowanie Pamiętnika Lwowskiego, prócz kilku obcych rozpraw, minnowicie pod względem historyi polskiey, nic ważnego nie- zawierało. Styl nieokrzesany , pełen skażo­

nych galicyzmów 1 gotycyzmów, zbiór ma-

(46)

P I S M A

45

Jey bardzo wartości przedmiotów literackich, były osnową Pszczoły. Długi artykuł o du­

chu pism peryodycznycli polskich, na kilka pp- szytów rozłożony , jest pomnikiem niesmacznych zdań autora , sądzącego bez odwołania w raa- teryi, w którey się sam słabym : okazał.-—.

7 2 . P s z c z ó ł k a P o l s k a . ( 1 8 2 3 .J Pismo p o ­

lityczne i literackie, trwało tylko od 2 2 . Kwie­

tnia do 7 . Grudnia; w następstwie Muzy Nad- wiślanskiey i Kroniki Codzienney, wydawanych w Krakowie.—

73. P a s z t e t z T r u f l a m i . ( 1 8 2 2 . ) Siedni numerów tego pisemka, mającego na celu pła­

skie buffonady, niezawierało w istocie nic go­

dnego wspomnienia.—

74. P u s t e l n i k z K r a k o w s k i e g o P r z e d m :

(1816-1818,) Był to czasem interessowny arty­

kuł f pizy gazecie warszawskiey wydawany, z którego potyin A utor, uformował dwa tomy z rycinami. Nawzór pustelnika paryskiego

2

J łiennite de la Chaussee d

1

Antin} układany*

(47)

46

P E R Y O D Y C Z N E .

m a l o w a ł c h a r a k t e r y i o b y c z a j e t e g o c z e s n e . y5. P u s t e l n i k z u l i c y P i k a d y l l i . ( 1 8 2 2 .)

W ychodził dwa razy w miesiąc, w poszytach od 2 do

3

arkuszy. To co powiedzieliśmy o Musze PP arszawskiey, moznaby ledwie nie co do słowa, powtórzyć o tym Pustelniku. Nigdy nie będzie zapomnianym śmieszny Prospekt tego pisma , z jakim autor do Publiczności wystą­

pił. Niemożna się bardziey próżnym i cheł­

pliwym okazać z odbytych podroży za grani­

cą , i razem więcey wad cudzoziemskich do jedncy myśli nagromadzić , jak nasz pustel­

nik nazywający się GalLo-i /Ing/omanem. Dla zabawienia czytelnika, umieszczamy ten pros­

pekt całkowicie, z małemi uwagami.

’’Kury er Warszawski z dnia

3

. p. m,

„ doniósł o przybyciu moje/n z Londynu do sio*-

„ liry! (Ważnatobyła epoka dla Warszawy!!} «

„ razem o zamiarze wydania podróży moich do Francy i i Anglii. „

”Dzieło to wyiidi miało z druku w j$-

(48)

P I S M A ky i} zyku francuzkim) ale stosując się de żąda- f, nia przyjaciół moich i wielu innych osób; o- v świadczarni ii wychodzić będzie w języką

„ narodowym , w poszytach i. t. d. az do u- v kompletowania dwóch tomów, z których ,, pierwszy będzie miał tytuł'. AngJoman, czyli Pustelnik londyński z Pikadylli; tom drugi ,, zaś: Frankobin czyli Pustelnik paryzki z pól yy Elizejskich:,, (Caley tey szumney podróży w y­

szło tylko 9 lub 10 numerów i resztę jey pewnie autor schował do wydania na polach Elizeyskich tamtego świata.) ” Pierwszy nu- J} mer wyjdzie z druku i. Listopada z ry~

,y ciną teraźnieyszego króla Angielskiego Je- t, rzego J lilograjbwaną z nowego wizerun- f7) ku sławnego w Londynie malarza Łaprence.

( Ani w pierwszym, ani w ostatnim nie wyszła. J Zawierać będzie następujące oryginalne mate- rye. — ( z e właśnie wszystkie były powtórze­

niem wiadomych rzeczy, przeto je opuszczamy,)

”Drugi numer wyiić mający 1 1 LisLct~

(49)

48

P ER Y O D YC ZN E

^ pada , zawierać będzie, oprócz innych-, ar-

•gf tykułów: Wprowadzenie na scenę sśnglornąna ,, czyli Pustelnika Londyńskiego,— trzech rióy- j, sławnieyazycli koryntyanów angielskichTom }

» Jery> * Logik.„ (Orjrginały mniey interesso- wne równie jak sani Pustelnik, który wy­

stąpi! rzeczywiście na scenę z pustkami i mą- lujami.) - ” Dzieło to całkiem w guście mo- 9, dny/ji , anglo/rancuskirn pisane, łączyć będzie

j j z pięknością papieru

,

druku i rycin

,

wy-

„ bór ciekawych m ą t e r y i ( Pierwszy to po­

dobno był pisarz, który nam w literaturze z a pro­

wadzać chciał modę, i do.tego anglo-francuską!!!

jakoż w istocie pismo jego było modne f bo tak jak każda nowość modna, niebawem poszło W zapomnienie , razem z obietnicami, z któ­

rych ani jedney niespełnił.) —

33

Czytelnik lub

„ czytelniczka, odprawi podróż do Paryża i 3> Londynu bez kosztu i trudów.„ (W yjąw szy opłacenie prenumeraty i podjęte trudy w czy­

taniu...) ”Dowie się o wszystkie rn^tzego tylko bacz-

(50)

PE R Y O D Y C Z N E .

4

g)

czne, oko Redaktora w przeciągu kilkole- i nim pobytu swego w tych dwóch sławnych

>, stolicach Europy. dostrzedz mogło: w z wy- if czajach y stanie literaturyteatrów i t. d.-—

( Dowiedziano się bardzo m ało, wyjąwszy o wielkiem znaczeniu autora, bo o tern na kaź- dey prawie karcie wspominał.)

”Niemamy jeszcze podobnego• pisma w jj naszym języku.,,— (T u istotnie, wielka- po­

chwała należy autorowi y. bo jakkolwiek w całym Prospekcie zm}rślałT wciąż niemiłosierniej, tak tu nayczystszą ' wyznał "‘prawdę:, że nie-

mielismy w naszym języku nic jeszcze podo­

bnego,— i spodziewać się należy po dzisieys^ynr postępie literatury, że już mieć niebęclżietiiyi):

”Redciktor wyddjąć ju z pismo • peryody- czne w Londynie r którego redakcya ustą--

„ piona fest' kompanii literatów angielskich",\

y, starać się będzie to dzieło polskim językiem yf pisane, wznieść do stopnia, na jakim pisma pe- ,, ry ody czne za granicą stoją.,,— (Musiało byttó

Tom VI:

3

)

(51)

5o P I S M A

p is m o b a r d z o w s ł a w i o n e , k i e d y a z k o m p a - n ija l i t e r a t ó w z e b r a ł a s i ę , n a w y d a w a n i e d al­

s z e g o c i ą g u . S z k o d a ź e n i e w i a d o m y j e g o t y t u ł . —

” Do każdego numeru, dołączona będzie n,ja k a waina zagadka literacka, która wrta-

„ stępnym numerze x przez Redaktora rozwią-

„ z arią będzie j zostawując jednak wolność l Jre~

„ numeratorom przesyłania myśli swoich, czy j, to drogą gazety czy tez adressując bilecik j, do księgarni uniwersyteckiey JP . Gliksber-

» § a ) albo do Redaktora. Zgadujący, jeśli

^ prenumerował na kwartały na drugi kwa?- yy tał nic niepłaciy jeżeli złozył preuumeratę jy półroczną, drugie p ó ł rocze będzie miał

» gratis.yy (Zaraz a t o li w p r z e d m o w i e p i e r w ­ s z e g o n u m e r u , W y d a w c a n a m o g ł o s i ł , i ż d l a w i a d o m y c h s o b i e p r z y c z y n , z a g a d e k u m i e s z c z a ć ju£. n i e t ę d z i e ; — a z a t y m i gratyjikacye p r z e ­ p a d ły . N a y p o d o b n i e y s z a z e t a z r o b i ł n a u k a ­ r a n i e ś m i c j ą ę e y s i ę c a ł e y W a r s z a w y r k t ó r a j u ż n a t e n p u n k t p r z y s z e d ł s z y , n ie m o g ła, m u p i « e -

(52)

P E R Y O D Y C Z N E 5 q ij baczyć, za daleko posuniętego dzieciństwa.—

i Następnie wyraziwszy cenę prenumeraty, i

^ mieysca w których przyjmowaną bydź miała, '■■■ tak skończył resztę swego delfickiego Prospektu

”Znaczna część exemplarzy dzieła tego, będąc jeszcze przed wyjściem prospektu za-

? ,, mówioną] (!!!) opóźniający się w prenumero- i „ w ani u, sami sobie winę przypiszą', jeżeli

„ po rozprzedaniu exemplarzy, prenumerata

„ ich na ten raz przyjętą ąiebędzię.,, — (Z krótkiego istnienia Pustelnika, wnosić wypa­

da, ź.e przed wyjściem prospektu, więcey. było Prenumeratorów jak po wyjściu; i źe tą razą l opieszałość zyskała;— co się rzadko przytrafia.)

”NB. Kolo nowego rokii, wyjdzie z dru- i „ ku,, (niewyszła w cale,) nowa grammatyka f „ języka angielskiego, podług planu megowła-

■ ,, snego, którey juz pierwszą część kończę, Bę-

■ }) dzie to piękna kolerrda dla m ających chęć naby- i ,, c ia ( ! !!)języka angielskiego, (jakby owcy na . „ targu....} zwłaszcza w czasaęfi, wktórychHen

3

*

Cytaty

Powiązane dokumenty

A le niech się Pawełek nietrosz- czy ,— przyjdzie czas, ze sam inaczey sądzić mnie będzie. (Otwiera stolik i wydobywa

©brussy wszystkie, płótna wszystkie które się nie w y b ie liły , gzła szyte, tnwalnie szyte oddaję, niech się tem podzielą obiedwie, a daszeczki i pofkonierze

W szytko się tedy- z opatrzenia boskie- go po utściwemu rozgarnęło, i miasto w ielkiey biedy , nadarzył nam się ieszcze fortuuuy za- robeezek, bomy tu przez

ży; lecz jakiż był jego smutelc, gdy zastawszy ją płaczącą, dowiedział się o niebezpiecznym stanie zdrowia jey matki, która nagle zapadła ostatniey nocy!—

Felsbach, ożenić się powtórnie z trzech ba ról 230 w ażnych przyczyn: Nayprzód że miał dopiego i lat 5o,— pow tóre kilka córeczek dorastających—.. potrzecie i

snego natchnienia pokochał nauki tak dalece: że vr sam dzień '.ślubu, z pomocą Etymologii, zajął się.. Któżby temu uw ierzył? W trzydziestym .roku ożeniwszy się,

Eliza która miała grać rolę W andy: po przeczytaniu o- statniey sceny przez autora, wymawiając się od niey, zasmuciła uai bardzo tak niespodzia-... Tak był

ków cokolwiek tylko wyniosłych; w nich na dwie lub trzy stopy pod powierzchnią ziemi, znayduią się tak zwane popielnice czyli ialet na­?. czynia gliniane w które