FLORA POLSKA
R O Z R Y W K I PR ZYIEM N E I P O Z Y T E C Z N E
D Z I E Ł K O P O Ś W I E C O N E L I T E R A T U R Z E i P O E Z Y I O Y C Z Y S T E Y .
T o m i e V .
w K R A K Ó W I K
W D r u k a r n i J o z e f a M a t e c k i e o-ow- N A K Ł A D E M W Y D A W C Ą
i8a6i.
D la zapobieżenia prze drukiwaniom, ha*
idy exemplarz oznaczony będzie własnoręcztfT Y podpisem wydawcy. Hxemplarze takowym HE
opatrzone 3 prawnie poszukiwane będa.
c-r I $ 0 1 (C
FLORA POLSKA
C Z Y L I
R O Z R Y W K I PRZYJEM N E I P O Z Y T E C Z N E .
p n r z y p a d k i
P A N A S T A N I S Ł A W A CZERW O N KI,,
P R Z E Z Ś I E C O O P O W IA D A N E *
ZRĘKOP]R>M ÓTV P . M O r tA C Z r jr S K IK G O R O T M I S T R Z A P A N C E R N E GOi
W JIRTJCIEY P O Ł O W IE X V II. W IE K U
» I S A X Y C H. ( * )
I . Pierwsza wędrówka z Malarzem Jabł- Sowićzem z Kleparza Jarmark w T.itblinie Przegrana w karty do szlachcica z Podlasiar»
”N ictrzcba jai W aszm oscfom p ow tarzać tego r co ni lialiroil z * m łodu, i cora p u źniey
{ * ) P a lrz tomik IlL karta 4o. i b z g dzit P % Stanisław Czerwonka opowiadał swój et
4 . P R Z Y PA D K I-
wycierpią? za to; (m ówił tedy Pan Stanisław do mnie i do swego b ra ta sie d z ą c przy s i t o- .
ey Rozalii) kiedy anoli dla porządku, muszę co nieco z góry nacząć. W iecie ano, ze w szko
li, cli, miasto ia książki patrzyć, tom wichro
wał i uganiał za b ą k i; wszędy mię było peł
no , a dokoła mnie guzy sypały się iako grusz
k i, bom tak chodził by głodny chleba, kiedy niebyło bitki.— A czy pamiętacie Waszmoćć ofiego Jabłkowicza, malarczyka z Kleparza, którym ia lubił przestawać i bazgrać? co to oner' trzy pomietła rozczochrane b ył raz nagwazdały \ i mówił z pompą , ize to są Trzy Gracye a Olimpu, a ia się z niego śmiał i mówił, źe to są i ego własne trzy siostry; bo też miał ich tr z y , a brzydkie były iak d iab ły, a chudeiak
■suche ‘ w ierzby i należycie stare i panny ad perpckiam rei memoriam?— Z on3'En to in-alar-
czykiem , szatan mnie potęm zesw atał, ie ś- przygody, przed Moraczewskiiń i . swoi/K iratem Grzegorzem Csertponką.
PANA CZERW O N KI. 5 śmy -kijka lat razem w ędrow ali, robiąc dzi
wolągi z ludzi potćciwych, który nam dawali się malować, bo też i ia nauczyicm się co nic co, a tak nruinlcm wmawiać to co niebyło , iże im się, zdawało, 2e trafieni iak żyw e.—
Było to iuż działo się odtąd, iakem ia one zboże rodzicowe sprzedał w K r a k o w ie , i miał grosz ciężki, a Jabłokowicz mię na spół
kę namówił, iak widział żeni iuż trzy połowic W karty zgrał. J działo. nam się zrazu nicpogor- szemu. Mieliśmy swoiego konika i w ó zek , sami panowie sami słudzy, i ieździliin po malcy szlachcie, udawaiąc malarzy wielkiey szeroce sławy. Pieniądz wgrube zaczynał ro^-ć, dopó
ki niczcienczał w k o ść , iak to za chwilkę u- nsłyszycie; Długo mówię uchodziło, a m y dinuchalim w pióro; aż my też przybyli raz do Lublina w iarmark, i czterdzieści o b razó w , co się do nich niektórzy sumienni Indzie, nreehcieli przyznać, wysLawilimy na '•sprzeday.
B yty to przeróżne ludzkie dziwo t w o r y ; ten
4 PR ZYPA D K I-
wycierpią? za to; (mówił tedy Pan Stanisław do innie i do swego brata; siedząc przy swo- ey Rozalii). kiedy anoli dla porządku, muszę có nieco z góry nacząć. W iecie ano, ze w szko- h c 'i, miasto ta książki patrzyć, tom wichro
w ał i uganiał za b ą k i; wszędy mię było peł
no , a dokoła mnie guzy sypały się iako grusz
k i, bom tak chodził by głodny cłileba, kiedy niebyło bitki.— A czy pamiętacie Waszmość onego Jabłkowicza, malarczyka z Kleparza, którym ia lubił przestawać i bazgrać? co to omy' trzy poinietła rozczochrane b ył raz nagwazdafy i mówił z pompą , izc to są Trzy Gracye s Olimpu, a ia się z niego śmiał i mówił, i c to są i ego własne trzy siostry; bo też miał ich t r z y , a brzydkie były iak d iab ły, a chude iak
•suche 'w ierzby i nałezj-cie stare i panny ad perpetuam rei menioriam?~ % onytn to malar-
czykiem, szatan mnie potęin zesw atał, źeś- przygody, przed Moraczewskiih i swoiau
■brałem Grzegorzem Czerwonką,
PANA CZERW ON KI. 5 śm ykilka lat razem w ędrow ali, robiąc dzi
wolągi z ludzi potściwycb, który nam dawali się malować, bo też i ia nauczyłem się co nic co, a tak nruinłcin wmawiać to co liicbylo . iżc im się. zdawało, ze trafieni iak żyw e.—
Było to iuż działo się odtąd, iakern ia one zboże rotlzicowc sprzedał w K rak o w ie,' i miał grosz ciężki > a Jabłokowicz mię na spół
kę namówił, iak widział zem iuż trzy połowie w karty zgrał. J dniało nam się zrazu nicpogor- szemu. Mieliśmy swoiego konika i w ózek, sami panowie sami słudzy, i ieździlim po małcy szlachcie, udawaiąe malarzy wielkiey szeroce sławy. Pieniądz wgrube zaczynał rość,dopo- l i niezcienczał w kość , iak to za chwilkę u- 11 słyszycie: Długo mówię uchodziło, a my dmuchalim w pióro; ażmy też przybyli raz do Lublina w iarmark, i czterdzieści obrazów , co się do nich niektórzy sumienni Indzie, nre chcieli przyznać, wyslawilimy na ^przeday.
B y ły to przeróżne ludzkie d ziw otw ory; ten
£ P R ZY PAD K I
miał rękę iertnę długą na dwa łokci, a d r a - ( gą krótką na łokietek; ów sain,nos kończaty iak dzida i brodę zadartą iak sanica; tamten ieduo .oko wole, a dnigie. iakby kocie; to znowu ten głow ę iak cebci‘ , a tisźy iako zaiąc.— Jabłko- wiez był wszelako taki szczękivv}r, ize myślał źe to c u la ślićzuości , i nieeliciał nigdy usłu- iphtfac, kiedym utsciwie radził , aby przez ini- łośc boską, odciął za£ nosa, lub nadstawił gdzie brody; icno się gniewał i mazał, i dmuchał w swoie naukę. Jak niy tedy odkryli tasę !i lu
dzie zobaczyli takowe malowania, tak się ku- ’ j.ą zbiegali i gęby otwierali i wychwalić nie-
>nógli,-i do południa wykupili wszytkie te u- piory iaskrzyste. Ja co troeba liznołem świa
ta . cliócietn się niechcial wiele u czyć, śmia
łem się z głupich iak opętany w nos Jabłko- wiczowi, a on mruczał ieiio, iże ia zawzdy przy swoim uparciu trw am , a btogo mi w i- oUro wad, iak pieniądz się za to wziął. Jak tedy my iltz wszyslko przekramarzyli, posliw do W ę-
PANA CZER W O N K I. ? grzyns. Tara sobie tedy siedziemy i popiiamy i gramy niby wkarteczki, a to grubo z umysłu, izby kogo do stawki przywabić i /grad, bo labłkowicz umiał figle, odrwiwac* niclada.
Anoli wchodzi iakiś niziuchny szlachciurck, z orlim nosem, a kłania się i kłania bardzo nisko; i koto niego dość chudo, wytarto, tro- cha łokcie mu wyglądały i palconł w butach iakoby onym karaskom w rybim sadzu wol
ny był lu ft, pasina niewartała dwa gro
sza. i Przysuwa on się powoli ku nam , trzy- maiąc kapuzinę pod pachą, a każdego częstu
jąc proszkiem tabaczki, i przypytuie się do nas— i innperate dobywa z kality worek: ”A ozy. łaska przypuścić do. kompaniiey, pyta kła
niając znów? — My poyrzrlim po sobie— a wa- cek był tuczny nie lada,— ha! to i niech Jinci z nami gra kiedy w ola, odpowiedział ia, ale troclicm go w duszy żałował, bom pewien b y ł że go tu wnet Jabłkowicz puści w tany. Z ra
zu przegrywał, nieumiuł odrzucać kart i pła-
« PR ZY PA D K I
cii-, a miał i dukaty. Ale iak przyszło daley, ialć nas niezacznie tłu c, iak .my niezaczniemy się palić, stawiać a stawiać; aiez tu miły Bo
że , nietylko wszystek grosz, ale i wózek i ko
nik, wszytko poszło iakoby zmiótł; a ten sza
tański orli nos, kropli miodu ani winą niepo- w ącliał, ieno tabaczkę ż y ł a nas iakby ze,
tir win częstował. Niewyszłoć trzy godziny n wstał im orznięci po. uszy, i ze nam ledwo i; a czynie pozostało,bo na to nieęliciał bestyągrać
©alrzyrriy z 110w po sobie z Jabłko wiczein , ię- 1)0,. i ni, nie ztą fantązyą iako p ie rw e y ; raz chłodno, drugi raz ciepło nam się robi, ani wiedząc wco począć z taką przygodą. — G o- lutcncy wstalira od stołu, a ta obrzydła szlacli- ciura , kłania się , ieszcze i relcommenduie się na inszy raz, i powiada, a źesię zowie Felicyan KpziebradzLi; herbu, czart go iu ibaczy ; szla
chcic z Podlasia , ale nie generosus ieno simplex nnbilis ; ize iak rózkaźemy , to on wszę
dy nam gotowy oddać w e t— i pokłonił się
PANA CZERW O N KI. 9 fenowa bardzo nisko, wyszedł do stayni, koni
ka pogłasnowszy i wózek pochwaliwszy iże tak ładnie malowany w z ią ł, i 'leszcze się nam raz pokłonił, i diabli go zmietli nam z.przpd oczu— a my postawszy trocha naprzeciw sie
bie, zaczęlim grać w inni tanki — i potem w i
dząc źe się ludzie śmieią, mówiąc: "Biedne stu-
„ denty zgrały się i teraz gołe! A le dobrze
„ im tak, poco osły grały z filutem co ich ,, odru>iwaV. dobrze int tak!,, zaczęlim tedy zę
bów zgrzyt i prawie tlnklimy łbem o łesb.—
Przyszło potem i do wym ówek, — ale na co£- to się zda w przygodzie?— a w ięc zabralim naczynie na plecy i wyślim w nocy z Lubli
na, i pomstniąc wszelakie karciarze ślubowalimy sobie: więcey iak żyw ot niegrać, i cisnelim karty w błoto, zatratowali nogami i poszlim w
£wiat na Larc ślepey Fortuny.
40 P R Z Y P A D K I
$ U. Nocleg w bagnie t i towarzyszka n f dzy, Uśmiech Fortuny, i nowe ieszcze gor
sze dziwactwa.
G łodni, chłodni i goli, ślimy za£ do północą, nie wiedząc sami co za drogą, bo nam i trunek i frasunek mącił głowy jako zarze- kuionctn. Płakalimy rzewliwie na nędze na
sze;—-Jabłkowicz chciał się gwałtem obwiesić, a ia mu bronił i perswadował, bo szarpał się do kaźdey gałęzi; ale iakem ia się zniecierpli
wił i-rzekł: ''Porwaiiei diabłu, toźe wiś! tak zaraz mu to pomogło, iże dał pokóy. Desz- ezysko iak z przyeira lało na nas płachtami;
przydąialimy do iakiegoś ci łasa, ale na do
bitkę przy niesłychaney ciemnicy zgubilim drogę i pośli w gąszcze,— T o ie znowu w p ła- pze i lamenta, aźe nam ieno strachu brakło do reszty, zaraz ci i ten p r z y b y ł, bo nieba
wem wleźliśmy w iakieś bagna, skąd ani w przody ani w tył. T u iuż podhrapawszy się na kawałek twardszego pod olszą gałęzistą,
PANA CZERW O N KI. n wypadło się uciszyć i noclegować. Przypar- lim ieden do drugiego, iak one dwa gołąb
ki wędrowne i chcielimy tak przy opiece bo- skiey dojutrzać. Auoli com ieno się zdrzy- mał, szturcha mię w bok Jabłkowicz i mówi:
''Słyszysz bracie? my tu nie na dobre trafili >
j, pono trza będzie duszę Boga polecić; ano
„ iakaś straśliwa best3’a na nas godzi; sły- 5) szysz iak się po bagnie plaski i coraz bar- j, dziey ku nam się bierze?,,—— T ak te£ było nie- lnaęzey; chrapało i sapało coś przeraźliwie i brodziło po bagnie. Myślelim ze toniedzw ie- dzisko albo dzik. Z początku mytruchleli my
śląc postaremu, ize tu iuź pewnie nasza krys
ka;— źaden nieśmiał i szepnąć do drugiego;
alei gdy ona bestya straszna , przecie nie ku nam szła, ieno w stecz ; tak my nieco ochło
nęli i czekalimy dnia na modłach.— Słoneczko błogie iak zbaw ienie, a czyste iak moia R u- zinka , zawitało na wypogodzonym niebie prześliczna zieloność gęstych krzewin urado-
ja P R Z Y PA D K I
wala nasze oko; ieno ten dzik, ten niedźwiedź, nie ustawał i nie dał z mieysca trunąe. Jabłko- wicz tcliurzał iak o zaiąc , ale ia nabrał serca i wstał na nogi, chcący przecie raz albo w tę.
albo w owę stronę. Poyrzę,.... bieli się coś zdała, przypatrzę się , — przetrę znowu oczu , miły Bożej— ato nie dzik, nie niedźw iedź, icno swoyski wieprz generis fem in in i, z iakąś grubą pękatą szmatą na szyiey, wyłazi z bagna i krząka. Ośmieleni iże to iest swoiska bestya wyraźnie, bo skądżeby dzik miał taki płach
ci any halsztuk? ciekawi coby to znaczyło? nu
że do nie}r. Nacieramy iakoby na Szweda rdbo T u rka, — rzucamy kiymy, IzrzyIcamy. — ■ Jabłkowicz wielki rycerz, kiedy już strach za wodą, brnie w bagno, z długim sękaczem, i przybliżywszy się, szturka ią w opasłe bo
ki; — ledwieć tam się kwiczący ruszyła i zaczę
ła postępować leniwo: dopieroź ia z drugicy.
strony przybiegłem i takeśmy ią oblęgli , iże stanęła pod karpą, a ia uderzywszy po za-
PANA CZERWONKI. rS winięciu kiiem, z podziwem ■wielkim spostrze
głem, ze brzęknęły grube pieniądze. Bez wszelakiey trudności od wiązał im iey lialstuk, i patrzcież Wasgmość, znayduiemy siła srebrnych i złotych monet, coby nam zapłaciły z górą nasze przegrane w karty, gdyby tak niebyły cudze.—- Jakoż narodzilim się z początku , iza - czelim, pędząc przed sób naszę towarzyszkę noclegu, rozmyślać iak to z tem daley będzie.
Jabłkowicz ani dał sobie r z e c , iżby ten skarb znaleziony, niemiał zostać naszą zdobyczą;
ale ia , choć ladaco , miałem trochę sumienia i mówiłem , źe tak nieidzie; i £e musiemy ludzką pracę szanować i w naypierwszą wieś przybywszy ogłosić znalezione. Tak wyszedł
szy na drogę postępowalim, a ona sus przed nami lakby przed wieprznikami, i spieralim się oba: czy schowawszy pieniądze ruszyć w bok, 1 zostawić ią na pastwę wilkom albo ludziom?', lub tez iść prostą drogą, iako naybezpie- cznieyszą ku uliciwości naszy. Ale kiedy
i4 P R Y P A D K £
człowieka zła Fortuna zalegnie, to i naynie- winnieyszy trafi na gałąź. Ledwomy wyśli e boru, anoli napada nas garść chłopów z sie- kirami i pałkami, krzyczący iako' opętane:
V A tulcie rabusie , urwipołcie., coście zabili i ,, obdarli wieprzniki z Lubartowa!— i nuże nas wiązać w postroncza, i prowadzić; żadna ex- kuza, summito Wanię i świadczenie się Bogiem nieporadziło, wzięli nas iako swoie i zagnali do dwora, i wnet siedzielirny wygodnie,bo za
kuci w drewna na n ogi, w starym lakinisi lamusie, iako nicprzymierzaiąc rzezimieszki.
Ano dopiero Jabłkowicz począł mi wymawiać moie skryp ufy, izem go niesłucliał, ieno su
miennością się odurzał, i oba my płakali.——
Cały dzień przepędzilimy na nowych la
mentach i medytacyaćh a nawet i o poście; ba nom nic ieść ani pić nie dano , dla 'Utścrw-
*zego namysłu, do przyznania się ku tey zbro
dni. A my niewinni byli iako baranki dwa ofiarne, i ledwomy rnepo wściekali się od zło -
PANA C ZE R W O N K I. 15 łc !, pomniawszy ize nas tak głupie ludzie tra
pili niezasłużenie.— Już !ku nocy sie miało, a nikt do nas niezayrzał, ieno uważalimy przez szpary, źe nas ze dwora pilnowano; kiedy Jabłkowicz, zdesperaeyą rzekł do mnie:” W ie s i
„ co bracie, ano innie się zda, i e tu w tey ,, beczce za przegrodą stoi gorzałka, bo mnie ,t bardzo po nosie drażni; żeby to można iako ,j do niey się dostać, a polżyć naszey biedy?
„ Porwań tam diabłu i szlachcic, niechże nas
„ poćwiertuie, kiedy niespytawssy czyś krzyw
„ czy niekrzy w? srodze więzi i nic ieść nieda!,,—
i zaraz przechynął się do przegrody i iąt maystrówać; a niewyszło dziesięć pacierzy, iuż ciźe piie do mnie. Sam niewiedziałem eo począć, ale iak mnie zapach zaleciał, nuże i ia z nim. Gorzałka była iako żar , popilimy się niebawy iako za dobre czasy i posnęli na
miejscu, Bogu się poleciwszy.
16 P R Z Y P A D K I
§ III. Jnkwizycya, — Prawdziwe rabusie j Niewinność odkryta,— Naganne porozumienie,
Ucieczka w Mazowsze,
Nazaiutrz, prawie gdy mi się śniły trzy pstrokate gołębie, które powiadaią, źe znaczą złodzieiów , co mnie też mocno sfrasowało;
odwarto do nas z rumotem; i iakiś gigant, po- dobieńszy aby na naszym mieyscu siedział, przebudził nas furkliwie i poprowadził do.
dwora, napominając po drodze, aby my nie- krecili, bo Jmci Pan Podw oiew odzy, niena- wisen iest łgarstwu i zaraz naliaie sypie. Ja sobie przecierał oczy, a Jabłkowicz stawiał się liardó, iże ó swoie ^krzywdę upomni się gdzie należy, i kary się nieboi. Jak my sta
nęli w izbie i zobaczyli sędziwą i łagodną twarz
J m c i Pana, tak my duclia nabrali, a gigant
musiał poyść z Jabłkowiczem za drzwie, a Jmci sam ieno z pisarczykiem siadł za stół i iąl mię wypytowad. Gadałam prawdę iak Bóg przykazał i uważałem, iże go brała za sumie-
PANA CZERW O N KI. >7 211 e. Powicd ziałem kto iestem zaez , i na intie Czerwonko w poprawił wąsa i kazał ińi siąćć przy drzwiech, mówiąc dobrotliwie te słowa:
nAzali to prawda, iest, co mówisz moie d zie-
„ cle, to ujniy w Bogu i niebóy się nic zego , złego.,,— Zawołano teź potem Jabłkowi cza, a mnie odprowadzono. Postaremu toż samo on zeznawał co ia; ale ieszcze nieskończył , anoli z rozrządzenia boskiego / przy wozą na furze drabiniasty trzech zbóiów iako-.zdybów W klatce, a to bjfli cłrłopi poddane ;Jmci Pana, którzy wieprzownika i z" pkćllbłkami dwiema zabili na drodze, ale pieniędzy niedostklf; bo oiia sus miafa ie na śzyiey za wdziane i uciekła'- na bagna ow e, k ę d y m y ią lurdybali. 'G łu
pie chłopy kilkoro trzody-w zięliw do dóiii i to Wydało ich sprawunek/ $61 którego śię’ zaraz soł
tysowi przyznali, ia k ńa iii cli z' góry posiadł skąd ie wzi^i; bo przybił pokrwawione o pół- J noce do karczm y pić. Jakie było na tedy. u-
ra do wani e móie i Jahtkowicza . tego nie umiem
ift P R Z Y P A D K I
^■powiedzieć. Zaraz nam Jłnci Pan Karinie-, cki, dyspozytor paijski, z woli Jegomości, kazał drze wniaki zdiąć i zaprowadził do pańskiego kredensu, kędy nas posilono huneste. Naśiniał
»ię <lo serca Jmci Pan Podwoiewodzy z na- szy przygody, a gdyśmy ilo tego przyczynili ową gorzaleczkę wJegomościnym lamusie, tak iuż miary niemógł odzierżyć swemu śmiechu ieno zawołał na Jeymośc', która słuchaiąc go, również mu wtórowała , patrząc co i raź na innie swoim łaskawym okiem , bom też iak mó.wią, hył nadobucy postury. ,,
W szytko się tedy- z opatrzenia boskie- go po utściwemu rozgarnęło, i miasto w ielkiey biedy , nadarzył nam się ieszcze fortuuuy za- robeezek, bomy tu przez kilka niedziel różne mieli roboty około ścian, które my na starych malowaniach oduowiali i całą komnatę Jmci Państwa czerwonym adamaszkiem wybili. By
łoby może i daley szło na dobre, ale szatan oo nigdy niespi, zaiechał w serduszko Jeymo-
PANA CZER W O N K I. i 9
^ci, i ku mnie iako one grzesznicę E w ę ku iablku zakazanemu, iął pokuszeniem nagabać.
Zrazu chciałem się icy postawić iako 011 eno- tliwy Jozef putyfarowey zonie, ale i ze . i ta ieszcze 11,loda była i niczego, a ia Miebardzo wart Józefa, przyszło tedy pomiędzy nami do zrozumienia, Boże odputt: ! bardzo olira- ilivvego, przeciwko estymie Jegomości. — Już to tam Bogiem a praw dą, w yiąw szy iedne m ole
Ruzieńkę inoię, zawzdy niewiasta początkiem lyW a do złego; bo ona Pani, kiedySmy iuz o- Loic zaczęli bydź tak z sobą iako para tutka wek, sama to mi w yznała, iiem ią w ten dzień za
raz, iak uas z Jabłkowiczem skiępowanycb ny- źrała , tak zaczarował, i e nicmogła sobiedadź rady, ieno czegoś wzdychała. T rw ało to nam w tkrylości, i udawały się szatańskie schadzki, L.
mysllelimy i e to tak będzie zawsze; anoli po-, wierna Jey mcKci, Panna Małgorzata Królikow
ska, panna nad panny, bo już około czter
dziestka, ergo iak się Waszmość dorozumieią
20 P II Z Y P A D K I
w więtszcy połowic diabłu iuż powinowata^ a ja ty cli stai^ch a bardzo cichych niewinniątek, to się gorzcy iak rozpalonego żelaza boję;
więcey tedy przez zazdrość u i i przez wierność, wyplotła brzydka te karoca, wszytkie nasze amory przed Jego m ością, tak, ize razu icdnego zaczaił się na nas w ogrodzie i dowiedział się tyle co chciał. W tedy ź zaraz iak roziuszony lew , uyrzawszy nas przy pasiece, onę siedzą- - cą na moich kolankach, a miasto lw icy po- tęgi, miał grubego sęk a cza z kostnrem na m óy * grzbiet, bieżał z impetem. Ale „Jejmość gdy to pierwey postrzegła, skokła z micysca i do.
mnie szepnęła: ^Qy ile Stasiuku, uchodźze gdzie możność, ale się w nocy zakradniey pod . ,, schodki n lamiLSa, tam znaydziesz wyprą- ,, u>ę tivoię, bo tez w nędze byś p ad ł, a on by
„ - cię zakato(vał iak by złąpił.„ W y m k n ą łem się więciako piskorz i niezadzierzgnion od Jmci, szusriołem zaraz przez płoty a w bespieczne . stanowszy, patrzałem co się stanie z przęśli- s
PANA CZERW ON KI. 21 cznym grzbietem Jeymości, bo mi iey serde
czny by! żal i strach o zdrowie. Anoli ona padła przy nim bez duszę, nie musiał wołać o ratunek na ludzie swe, i potem onę niósł całiriąc ręce i nogi, i płacząc że nieuważnie napadł, a grożąc tnoiey osobie stem hanaiów na kobiercu, za swe znieważenie i moie nie
wdzięczności; a co ia sam czuł, że było warto.—
Tak tedy do ciemuey i bardzo pożuey nocy, błąkałem się około dwora, wątpliwey poniekąd będąc . m yśli, czy moia nayinileysza na tedy iuż. Basieńka, to iest Jeymość , bo człowiek dopiero w one czasy naybardziey lu- buie, kiedy mu bronią; podoła tłotrzymać przy
rzeczenia , o one schody, przy lamusie; a iż była omglała, to pewnie musi bydź chora.
Ale ienó iuż światła pogasły, nabrawszy, du- clia męskiego, chyłkiem około płotów , dosta
łem się na podwórze pańskie, i tak iako lis czatuiący na kury, albo zwinna łasiczka, weśli- znołem się na bałyku pod one schody i odę-*
tchnowszy trocka, zaczolein wietrzyć moier wyprawy i grzebać po Wszytkich zakrętach r ale ani odrobiny nicnamacałcm. Już mię za
częła brać lesziiotć, iużeż poinyśliłc ni, ze ska
towana, może bcz^ duszę leży , to chociażby i chciała, nic niedokaze; więc zaczynałem w y
łazić— anoli święty Boże! postrzegam okno u Jcymościncy aptyczki, otwicraiące się i iakąź osobę spitSzczaiącą^ sie w cienjny odzieży, i szuch, sZuch, iakoby kotkę chyłkiem a czuynie do koła baczną i podsuwaiąco się ku lamuso
wi. ”Ąv! syt!„— dwa razy szcpla— a i ia te i na nie: ”sj<!— Patrzcież bracia, co to szdtaa niemoże? Ona Pani, cobyś powiedział,, że (ło łliey pod strachem stąpić,— bo arcy poważna choć młoda' była; cobyś kark dał pod miccz odwaznieyj iak śmiał iey miłosne słówko fru
nąć; owa rozkazuiąca Pani, przed którą po
korne było wszytko: ta tedy gwoli ubożu
chnego szlachciki, po ciemny nocy, na zgubę
*ię naraża! Padłem iey do nóg iako niewolnik
•wey Pani, żywotem moim władueys i niemo- sa P R Z Y P A D K I
PA tfA C Ż E R W O Ń K l *»
głem rzec sin w a , aż ona mi dawszy napełnio
ny dukaty mieszek spory, rzekła bardzo t<J- szliwie: ”Jdzźe' w U fiat móy Stasiuku, bo nio-
„ i a utśćiwśoó ndd zgubą, petmientay Hem vi
„ zawsze szcżeroiyczliwa. Ale tu więtry się niepokai i z Jabkowiczeih się niezadoy; A- ,, zali kiedykolwiek potrzebowałby i cżegó, to
„ do mnie p n y iliy powierka. lakowego, ta ci
„ zawady pomogę i będę się radować twoim
„ dobrem.,,— Dopieroż mnie ścisła za szyję , łzy iako groch na twarz mi od niey spadły,—
i znikła mi iak cień z przed oczu, a la prze- dzierzgnion cały" dobrotliwością tey anielski duszę w oney śliczney Barbarze, długom nie- wiedział co mi iest i co mam począć. Pa
trzałem za nią tedy żałośnie, i iak iuże uwi- działem ią powrotem do okna włażącą i iak zawarła, takem ku Bogu nayprzódy serce pod—
niósł wdzięczncmi dzięki, że iey zła przygo
da niedosięgnęla, i wziowszy potem anioł*
stróża za Mentora, wydobyłem się zwolna pła
tam i w pola i za drużyną gnałem cliyż o, ści~
skaiąc mieszek, i tak bieżałem całą noc od- . poczywaiąc tu owdzie, aby do świtu.— Ażeż i kiedy iuż słońce zajaśniało nad zorze swe,.do- i stawszy się do karczemki pod borem, prosiłem o spoczynek, i baba zaprowadziła mie na po<T- dasze de siana, kędy iuż do południa zosta
łem.. W mieszku moim znalazłem 206 duka- ! to w wengierskicli i wielki sygnet zdyamentem na pamiątkę, i zasnąłem, i a tak, rzekę, pan
kiem i tułaczem pospoły.— Zbudziwszy się iuze 1 po południu, zlazłem po drabince i czniąc j doskwierny głó d , pożyłem co Bóg dał u kar- | czmarza, i siadłszy Ea stó ł, trza było krotko I a pewno się namyślić, dokąd się teraz! udać. j Przeróżne mi czme^zały przedsięwzięcia; a J miałem .też i kilkanaście złotych zarobnych za malarstwo; tedy za te umyśliłem, dać się za
wieść w Mazowsze do miasta Czerska , dokąd- mówiono że wiele szlachty się ziezdża na są— j dy i bułaty k i, a ia ztamtąd kędy Bóg da.—•
I
»4 P R Z Y P A D K I
FANA C ZE R W O N K I. ^5 Działo się to we w torek, a był też .na po^
pasie źydek z Mniszewa kupiec, i ten mnie
’ za- cztery złote iak pana swego wiózł.—
W Mniszenie wystroiłem się w szaty iako paniontko , kupiłem konia za ośm dukatów do
sadnego , za rząd aż dałem a4 złotycb, za pa
łasz suty 17 złotych, czapka była czerwona az za j 3 złotych , i tak iako na szlachcica ntści- ' VCS° 1 gwefosits, przystoi, wypiwszy na dro-.
gę co się dało, i wyśpiewujący śliczności kra- siiey Basinieczki, przebywszy W isło , poiecha- łem .do onego miasta Czerska; kędy się spo
dziewałem .dostąp do iakowego przemożnego l ’ ana , ..iajś Róg., da, byle od domu dałcko,-
§ l Y i ‘ .0 ilu>a o Panug . Tyborowsha.■.
Zabawiałem się tedy w Czersku nieiaki czas, udawaiąc że sobie iestein panionl.Uehi’
'ź krakowskiego i szukam zaznać bogatcy dziow- ki za zonę, ieżcłi mi będzie do serca; iak.- [.tez przytym .zaświeciłem tu i owdy złotkiem,
ano zaraz przjiaęioł co- niemiara, kędy 111 Bije;
ieno pokazał; niewiasty lgnęły do ranie iako muchy do miodu, anibym iuż był przyznał się, iżem niedawny czas b ył bomaźuikiem, i tegorn się też ieno strachał, aby za mną sza- ’ ta a Jabkowicza wte strony tu niepożenął; alem go więcey nie widział, nietylko tu, ale nikędy.—
Nit: be cle Waszmościom rozwodnię opo- ' wiadał różne małe okazye, co tu miałem hu- laiąe ze ślachto całą zimę, iako też i daley co nie warto pominę, opowiem ieno co z grub
szą; atoż o Pannie iedney co się zwała T y - borowska, a miała rozum, była iakby śnieg bieluchna, oczy miała niebieskie, a włosy prze- śliczne iako kruk czarne, owo zgoła nic nie- .!
widziałem godnego oney, ieno dziś nioią teraz j naymileysżą Ruzieńkę.— Zacząłem tedy do niey, bo niedaleko od Czerska, w zaloty gonić i po staremuż oycowie byli temu radzi, alem mc niewiedział, że takoż nieiaki Pan Etgtfisza tey—
że samey był pretensyey, i zrazu miał pono- fesk.a.we oczy; ale iakeui ia zaczął się przy-
u6 P R Z Y P A D K I
PANA CZERW ON KI. 37 Pylować, tak iego strona osłabniała. Pomfar- kował on te i niebawy w co tu g raią, i krzy
wo na mnie iął patrzeć, na co ia nieuwaiał i w swoie dął.
Przez*, czas nieiaki, przelewało się w tę i o w ę , i nibyśmy to o sobie nie wiedzieli. A - noz iednego razu, były imieniny u Pana Trzas
ki bardzo huczne w somsiectwie, i wiele o- sób się ziechalo. Sprowadzono z miasteczka Góry dziesiątek kapeli.sto w i tylko co obiad minął,— w tany ! i piiatyka wtórowała straszna..
Niecliwaląc się, ale co prawda, ize niewiasty dobiiały się o mnie i w głos chwaliły;, ale ia tylko za Panną Tyborow’ską dyszał, a dru- giem tylko z musu brał, o co się Pan KilJe- szi omało nie w ściekał, i coraz na mnie nastę
pował; to mnie deptał z umysłu po napiętkachr to się o innie zawadzał, aź naostatek raz mię tak silnie poszturebnął, i-źem głową uderzył Pa
na Okęckiego, któren to widząc zawołał:-
^Mo^ci Panie Ki$esz#; iuż ia to uważam, ii&
28 P R Z Y P A D K I
„ Waszmosd Panu Czerwonce znachodzisz dro--
„ gę; kiedy więc macie do siebie, toż mnie nie- potrącaycie.,, Dopieroż ia m aiąc^ w czubie, hayże na KiffeszOl* ;’A Idze Wasz mość do sza-
„ lana, bo cię około nogi owinę, nienagabay!—
A on wtez do mnie— a gospodarz na niego i hałas wielki* i tumult. Tedy ia widząc, ze to iest nieutściwe i krzywdą kompauiiey i gospodarza, bić się w izbie: wywołam Pana KirfeszeLna pod worz i dobywam kord. On za mną. Niewiasty w krzyk, ale my na to nic, 0 zgodzie ani możność. W yślim y oba więc?
a xiężyc świecił i śnieg się bielał. Zaczęła się rąbanka, aże iskry leciały. Pan Okęcki, Pan Zaborowski i Pan Puchała, wybiegli za nami perswaduiąc,— ale iuż krew się zaczerwieniła na śniegu, iż inusieli“ nas mocą rozerwać. Jam dostał ‘sicdin razy gdzie niegdzie, a Pań K i£ 4
’16sz.*<. tylko trzy, ale aż zemglał. Dopieroź ouego zanieśli do ćliłydny izby ku opatrzeniup
1 póśTafi do Góry po cyrulika , a Pan O - J^ęcki aliipiwsiiy imińc jua HmJkj z&c&Ąi j
PANA CZERW ON KI. ag 'cznie ściskać i całować, mówiąc, te słowa:
’Toś mi brat, toś mi zuch, toś mi Krako- ,, wczyk! dobre! zrobił wielce dla wszytkich ,, iieś tego warchoła tak opatrzył, bo on tez
„ z każdym zadziera.,,— Jak my wrócili potem do izby, niewiasty ipnie ledwo niezjadły, ale co Panna Tyborow ska, to na stronę skręciła nos, bo iey ano źal się zrobiło KlfJleszj^i do niego też trzy razy biegłą dowiadować się iak mu zdrowie; a kiedym ia do niey przemówił', źe dla osoby iey gotowem dać się ubić,— ona mi ieno w te rzekła: ” pjtdszmość ranisz na 3, śmierć, niech aszmośći P a n Bóg ma w 9, swoiejr łasce ! Ja niewiasta trwożliwa, ba-
„ łabytn się f f aszmoJcij i raczze mnie miiac.,, — Kiedy więc tafc‘ iest >. to mnieysza, od-t powiedziałem i widząc ze za nią i Państwo Trzas ko wie zaczną k rzyw o, tedy odieclialiiu z Panem Okęckim , bo mnie zmawiał abym porzucił przebywanie w Czersku, a u niego iak długo chciał, baw ił i z nim polował.
( O O K O N C Z B M I B W V I . T O M I K U . )
3d
P R O L O G
Jf-ł R OCZNICĘ U R O CZYSTO ŚCI O G ŁO SZE N IA U S T A W Y K O N S T Y T U C YIN£VT
D Ł A
H Z E C Z Y P O S P O L IT E Y KRAKO W SKTEY, u> dniu 11 Września 1826.
O B C H O D Z O N Ą , C A N T W T E A T R Z B K i R O D O W T H .
Na łonie spokoyności i Ustaw szczęśliwa, Ciesz się Chrobatów kraino!
Jedyilasta r o cz nic a ty c h s w o b ó d u p ł y w a , J w ieki— wieki upłyną,
Setne przeydą pokolenia, -%A yic twoiego uiewzruszy istnienia;
Bo trzy naypotęznirysze Europy trony JJn których sprawiedliwość i cnota zasiada, Których b)«t,'na miłości lulów "ustalony, Jeden twóy nnrr stanowią, którym czas nie wła da.
Podobua do stri*i)i)ka, co wswym biegu sta/y:
Niclękaiąc się -burzy i gromów ognistych, Wśród.-olbrzymie epoki, toczy swe kryształy;
stoisz mpcua Opieką , na zasadach czystych.
P R O L O G . r i Pizem ysł i rolnicza praca
Zagrody twe ubogaca; ( sta;
Handel, choć wolnym krokiem, przy pokoiu wzra- Prżez w ytrw ałość, twe wioski pozamieniasz w Pod trzech orłów dzielną tarczą, (miasta;
Najazdy cię nieobarczą;
Każda wiosna twe niwy zazieleni błogo;
Rządna nic będziesz ubogą!, Cieszcie się obyw atele,
J uwielbiaycie w nieśmiertelnem dziele Jmioua Tw órców niepodległey ziemi, 'Co was i waszych kmiotków zowią dziećmi swemi.
Niech ten dzień błogosławiony
Hołd wdzięczności Krakowian znosi przed Jch Z Jch to dobroczyimey dłoni, £Trony;
Zasczepione swobody kwitną w tey ustroni!
Wdzięczność Tobie mężu praw y, Naczelniku,co miłość wszystkich serc masz wdziale Który wsczęściu rządzonych szukasz tylko 6ławy,
Cóż przyda blasku tw cy chwale?
Czci godui Senatorowie ,
32* P R O Ł O G.
Oszczędni gospodarze tey szczupłey krainy.1 Niepotrzeba natężeń czuci om i wym owie,
By uwielbić Wasze czyny.
Wszędzie was widoczne ślady!
Nicznuźeni Sternika rząd u pomocnic}';
Staraniem waszem, Nauk powstały zakłady W świetney Jagiełłów Wszechnicy!
Każdy dzień waszych starań wydaie nam plony:
Gród Krakusa z posępnych zwalisk w ydobyty;
Piękno sztuki w rozkwicie, handel ożyw iony;
T o prac waszych owoce, to wasze zaszczyty.
Stróże praw , czuwacie wszędy:
Patrząc na was pod władny, naśladuje czynność-, Sędzia niezna co to są osobiste względy, Bo hasłem jego bronić ód krzywdy niewinność.
Nieplacze tu na ucisk uboga sierota ,
W dowa zasłużonego na głód nienarzeka;
Biednym daje przytułek cnotliwa szczodrota, Co w uaylichszey łachmanie, szacuje człowieka.
Cześć wain cnotliwi męźóyne!
Cześć Tobie Stanisławie, który na Jch czele,
P R O L O G . 33 To najmilsze wspomnienie masz w twych dni osno- j l Cię swym Oycem źowią współobywatele, (wie,
W O D W I L E .
Dniu szczęśliwy, dniu radosny, Jak nam słodkie twe przybycie:
Jesteś wzorem piękney wiosny Co wszystkiemu daje życie!..
Bo czyliz bytu Uchwala Z rąk monarchów-nam nadana, Życia nowego niewlała W serce prawe Krakowiana?
I I.
W ierni Tw órców naszych woli Żyjmy w cichości i zgodzie, Skarby nasze mieymy w roli W handlu i nauk zawodzie.
Jedno czucie niech nas spaja, Jeden zapal niech przenika;
Uwielbieniem Mikołaja, Franciszka i Frederyka!
Si
W I A D O M O Ś Ć H ISTORYCZN O K R Y TYC ZN A , -
•O P IS M A C H P E R I O D Y C Z N Y C H W P O LS C Z E ,
Od nay da wniey szych Czasów, az do Roku 1826.
a l f a b e t y c z n i e z e b r a n a.
W każdym oświeconym narodzie, pisma
|>eryodczae stanowią znakomitą część litera
tury oyezystey i zwykle do j«y wzrostu, 11 ay-
•dzieluiey się przyczyniają. Kray nasz z poło
żenia swojego, ustawicznym woyuom i roz
terkom podległ}', nigdy nie mógł się cieszyć trwałym pism takowych istnieniem; dla tego też ich pierwiastki trudne są dziś do wyśle
dzenia. Epoka panowania Zygmuntów tak sła
wna w literaturze, nic w tym rodzaiu niewy- dała; zapewne jeszcze wtedy niemi ano wyo
brażenia o tym jedynym prawie środku, do
■rozkrzewiania nauk i dobrego smaku w na
rodzie; lub też pod ów czas uczeni, mieli so
bie za jakąś uynre , wydawać cząstkowo pło
dy swpjego piorą; bo pospolite mniemanie wię-
PISMA P E R Y O D Y C Z N E . 35 ęey może przywiązywało ceny do ogroinno
ści księgi, niż do jey wewnętrznych'zalet, i ze to nawet niewątpliwą może bydź prawdą: okazu**
ją przed mowy do dziel podobnych w późni ey- szych czasach wychodzących, gdzie Autoro
wi<ł. nie o mieszki w ali zaraz na w stępie ostrzegać czytelnika, ze po skończonym roku, pojedyn
cze oddziały całą księgę stanowić będą.
Pierwszemi pismami peryodyczneini* w Pol- scze, b yły tylko nowiny z placu bitew; — i dwie naydawnieysze z takowych, nazwane gazetami, przywodzi nam uczony Bandtkie: pierwszą o bitwie bynzyńskiey w roku 1588 w Warszawie po niemiecka wydaną ; drugą polską o bitwie pod Rircholmem z roku i6oogo, w bibliotece Akademii Krakowskiey do dziś dnia zachowaną.
Z kolei, opowiemy na swoje m miejscu które z pism peryodycznych polskich, porządnie już wydawanych, naydawnieyszc bydź mogą; te-
. • . ■ {Mli
raz zaś trzymaiąc się przedsięwziętego trybuj
.36 P I S M A
ebiorową alfabetyczną wiadomość, umieścimy wedle następstwa;
Ubolewać potrzeba i razem gorzką tu wyrzec prawdę, źe u nas czytelnictwo do pię
kney tylko Wiosny, w bardzo niestałym kii—
znacie, przyrównać można; która jeśli kiedy aKibłyśnie, to iakby tylko nato, aby jey szyb
kie przeminicnie, tym mocniey zasmuciło. Na
raz opanuje czasem powszechność, pewien uieodgaduiony pociąg do wydzierania sobie pra
wie z rąk, wychodzących w literaturze no
wości; przemija szczęśliwie miesiąc jeden i .dragi,— za trzecim zapał ostyga— i ziinna obo
jętność zabiera mieysce uniesienia. Daremne usiłowania wydawców,— przy naylepszym rzeczy wyborze, nayczystszera wypracowaniu, upadają!
■Gzem się to dzieje?— Zbyt obszernie trzcba- by na to pytanie odpowiadać.— Wprawdzie słusznym do nieufności powodem, była takie zaraza piśmiennictwa, jaka szczególniey w o- stataich czasach, dawała się jawnie postrzegać*
PER Y O D Y CZNE. 5? Mieliśmy literatów którzy cztery klassy szkol
ne bez zalety ledwie przebywszy, występowali na scerfę z garstką połapanych zdań i w yra
zów : i czczością, jałowym stylem , deklama
cją która tylko pospólstwo zachwycić mogła, napełniali poszyty; upadek przecież takich J- karow, nieuspra wiedli wia bynaymniey trzech głównych wad, dziś mianowicie rozkrzewio- nych: I. Szczególnieysz£y, i ie tak powiemy t namiętney żądzy czytania książek francuzkich, (/) az do śmieszności posuniętey, między wielu ma- jętnieyszemi. — 2. Zepsutego smaku w średnicy-?
(*) Widzemy podeszłe osoby p łc i obojey, które ledwie niepołykają frankfartskiego Jour
nal u mod, ja k tylko się pokaże, 1 z każdego słowa czczey ramoty, nikczemney i nieraz drwiącey z samego czytelnika drobnostki, ja k Pszczoły słodycz wysysaj i kiedy lego mizernego płodu spekulacyi, znaczna liczba exemplarzy do nas przychodzi: B i
blioteki Polshiey, naywięcey 3 exemplarze towarzyszą im w porównaniu.
38 P I S M A
Hassie, którą jedynie satyra na tyjących, u jeszcze bardziey znajomych, do czytania zapa
lić może; 5. Przywiązywania jakieyś szczegół- ney ceny do takich tylko książek , o których wnosi ćby wypadało, ie mogą by di zakazane.
Wiadomości naukowe, odkrycia ważne w pożytecznych umieietnościach; historyczne, jeograficzne, statystyczne przedmioty, piękna literatura, póezya , i t. p.— zbyt małą cząstkę lubowników zajmują , i ten szacowny zbiór rzadkich osób, czyniący zaszczyt krajowi: ginąc w.tłum ie, że tak odważę się powiedzieć, pos
pólstwa czytelników , którzy sami niewiedzą co czytać i w czem smakować potrzeba; nie jest wstanie sam przez się wesprzeć usiłowań wydawców. Naj^epsz e piMno peryodyczne plątać się tylko dziś może, ale nic wzrastać i stale ist
nieć. Zganiać na niedostatek powszechny i na drogo,ść zbyteczną książek, jest to ebcieć mniemać, ie nikt już nie jest wstanie dostrzedz, nawet pomiinowolnie, odbytu na zagraniczne
p e r y o d y c z n e : 3$ towary do użycia zbytkowego służące , a to
nie wyłączając nawet obcych kramaszczyzn l i terackich, za które corocznie zebrana massa strwonionych pieniędzy, wystarczyłaby aź nad
to, na utrzymanie dzieł oyczystego języka.—
1. Actajliterariaregni polontae. ("i 755.
1 756.) Pismo to wydawał w Warszawie W awrzy
niec de Kolof Micler, w łacińskim języku. Po
dzielone na cwierĆrocza, obejmowało w sobie recenzye dzieł now ych, doniesienia o księgach świeżo drukowanych, życia niektórych sła
wnych Polaków, i gdzie niegdzie rozprawy o rzeczach fizycznych lub lekarskich. Bend- kowski w his tory i literatury Polskiey, z do
niesień o dziełach z lat 17 6 1, 1762, i 1763 w tymże piśmie czynionych, bardzo rozsą
dnie wnosi; że lubo jest rokiem 1765 i 17^6 oznaczone, późniey atoli ostatnie części onegóz
na widok wyjśdź musiały.—
2: A strea. (1822-1825.) W ydawaną by
ła w Warszawie, w poszytach od 3 do 4.
4 o P I S M A
arkuszy, dwa razy w miesiąc. Literatura,’
po czy a , piękne sztuki, umiejętności i liistorya oyczysta, główną jcy treść stanowiły. Uskar
żano się częstokroć na nieregularność W y dawcy, którym był P. Grzymała; lecz go za to z upodobaniem czytano, tak dalece: ze wszelkie skargi na przewlokę i nieład, za na- deyściem poszyta, zaraz szły w zapominkę.
Styl gładki, polszczyzna czysta i w zorow a, są niezaprzeczoneini baletami tego dziennika.
3. B ib lio te k a W arszaw ska. (1788.) Pier
wszy numer tego pisma, wyszedł pod nazwi
skiem Dziennika IWarszawskiego, dwa zaś następne w zięły tytuł powyższy. Zdaje się ie to będzie ta sama Biblioteka , o którey mówi Bendkowski w tomie I na karcie i3l, po
święcona literaturze zagraniczney i narodo- wey, i wspomnione trzy numera z tylu i mie
sięcy zebrane, trzema częściami nazywa.—
4. B ib lio te k a P o lsk a , f 1 825-1826 J W y chodzi dotąd w W arszawie, w kształcie As-
P E R Y O D Y C Ż N E . 4i trci, dwa razy w miesiąc, tymże samym przed
miotom poświęcona.
5. B i b l i o t e k a R o m a n s ó w . ( 1820-1826.) Kilka razy usiłowano w naszym języku, w y dawać podobne dzieło peryodyczne , ale ni
komu prawie stałość losu niepostużyła. W o- statuicli czasach P ani lVanda Małecka, z bo- hatyrską odwagą, ogłosiła powtórnie swoją Bibliotekę, i życzcn y jey powodzenia; lubo tego rodzaju literatura , z oryginalności tylko lecz nie z tło naczeń, imgłaby zasłużyć na sza
cunek. — W 1'pyborze Romansów o 1 roku i8o4. do 1806. z drukarni M »»Lowskich w y- cho lżącym w miłych tomikach, ktw ych jest podobno 20; niektóre czystą i gla Iką zaleca, ły się p dszczyzną.—
6. B r o n i s ł a w a . C1822. J Dwa lub trzy tylko 11 umera tego pi ma w yszły z druku.
Autorką była Pani Wanda Mil-ecka , znana z rozmaitych usiłowań w literaturze polskiey.
Rzecz Bronisławy miała bydź naśladowaniem
42 P I S M A
Tygodnika Warszawskiego i innych pism li
terackich. W pierwszych atoli poszytach nic prawdziwie zaymuiącego, nic świeżego nieby
ło , coby jey dłuższy pobyt rokować mogło.
Sam napis, niewłaściwy byt przedmiotowi, raczey pismu politycznemu przyzwóity.
7. Ć w iczenia naukowe. (18 2 1-18 2 2 .) Dziennik ten literacki, prawdziwy zaszczyt przy
noszący Autorom, wydawała dwa razy w miesiąc, drukarnia N. Gliksberga w Warsza
w ie; dzielił się na dwie czę'ci matematyczno- fizyczną i literacką. Powszechnie żałowano, i e szacowni W y d a w c y , pierwszy oddział zbyt napełniali, z uymą drugiemu, który do nay- prźyjem meyszych należał. Piękne Sierocińskie- gó rozprawy i Zaborowskiego póezye, nigdy wiuwyjJą z rzę lu wzorowych płodów litera
tury oynzystcy.
8. UzIENSIŁr Dj!P.łRT.4ME'‘TOWE. ( 1806- 1815 ) Przez cały czai istnienia byłego X ię-
»twa Warszawskiego, co tydzień w miastach
P E R Y O D Y C Z N E . 43 departamentowych wydawane, zawierały w y łącznie same rządowa rozporządzenia; był®
ich 10.
9. D zien niki R ządow e. ( 1816-1826. )' Tenże sam rodzay pistn wychodzących obe-' cnie w calem królestwie polakiem. Pięknością druku celuje między nieuii Kielecki, w wo
jewództwie krakowskiem.— Takich dzienników jest ośm.—
Rzeczpospolita Krakowska ma także swóy podobny dziennik, którego do 4o. nu
merów pótarkuszowyc li rocznie wychodzi, i na okrą<’ przez żaudarmeryą zwykle jest roz- sełany.— Pisma tego rodzaju, uwalniają od potrze.1}y uuiąźli reg > przebiegu okólniki, Wi
10. DziEM^fK ytŁUN^SKI. ( i 8 d'5.- 18 j6 r l 8 15) Poświęcony ' ria.uko ri, u niejętuo-Cciom; litera
turze i puezyi, w yclioiził co miesiąc w W il- nie; wydawcami byli Śniadecki J ę li^ e y , Juri- d«-ill Stanisław , i Kossakowski J Vz~f. Ogółem wyszło 31. poszyto w .— i'o nilfcoletiliey prze*- -
44> P I S M A
w i c, powstał znowu około j8i5, r. i .ciągle
trwaj: d o 1 8 2 4 . Niewierny czyli teraz wycho
dzi. W ybór prredmiotów naukowych, dawał
mu ciągłe pierwszeństwo nad wszystkiemi współ
czesne mi dziennikami; pod względem jednak li
teratury piękney i poezyi, nie zawsze mógł iść w porownanie z innenii.
11. D z i e n n i k W a r s z a w s k i . C 1825- j826 ) Od Maja 1825. wydawany co miesiąc, w zwyczay- tfyrn rodzaju pamiętnikom, dla braku może czytelników, w znaczną już tego roku popadł zaległość i z wielką stratą dla nauk, w krotce może ustanie, joź!i szacowni W ydaw cy z własnych kieszeni wsparcia mu nieu.I y.ielą.
P o d o b n e pismo w naszym kraju niepowiniło
by nigdy U s ta ć .—
12. D e k a d a P o l s k a . ( 1 8 2 2 .) Dziennik polityczny i literacki, dwa razy w miesiąc wydawany. Pobyt miał bardzo krótki.—
' i3. D z i e n n i k h a n d l o w y i E k o n o m i c z n a . (17 8 6 -17 9 3 .) Z aw ierał w sobie (m ów i Bend-
P E R IO D Y C Z N E . 45 kowski w toaiie I na karcie i3o, wszystkie o- koliczności, pisma , uwagi i myśli patryoty- ćziic ściągające się do handlu; wydawał go Podleski, raz na miesiąc, nakładem niewiado
mego towarzystwa, naypewniey 7. kupców majętniejszych złożonego. Jest to zapewne ten sam o którym powtórnie wspomina, w to
inie II na karcie 43o.—
14. D z i e l n i k Z a m o y s k i E e o n o m : ( i8o4-»
j8o5.] Sam napis, wykazuje osnowę pisma, którego wydawcami byli, Professor Kukolnik i Gutkowski.—
15. D z i e n n i k Z d r o w i a . (.1801.-1802) Do
ktor Medycyny Lafontaine-Warszawiuin, wy
dal 12. poszytow ośmioarkuszowych tego pi
sma, w tonie popularnym i do zrozumienia ka
żdego. Znayduje się w wielu rękach.—
16. D z i e n n i k R o l n i c z y (1 8 1 2 ) Tow a
rzystwo królewskie rolnicze, wydało tylko dwa numera tego dzieła, zawierającego wyborne (m ó w i Bendkowski) .rozprawy i wiadomości.
46* P I S M A
Trzeci numer wśród druku przferwany zosta?.
1 7 . D z j e n n i k G o s p o d a r s k i K r a k o w s k i .
Cr8o6.) Wydawca Felis; Radwański, b y ł.ty lk o tłómaczcm dzieł Roziera z fraucuzkiego . pod napisem: Agriculture i t. d. Dzieło tym mniey użyteczne dla Polaków, że bez żadnego za
stosowania do położenia kraju wydawane. — 18/ D z iejj ł D o b r o c z y n n o ś c i . ( 1 8 2 0 - 1 8 ^ 4 ).
Towarzystwo Wileńskie Dobroczynności, w y dawało przez całe pięć lat bez przerwy to szacowne pismo w swoim rodzaju, po 12 po
szyto w rocznie; umieszczając wszelkie stóso- wne przedmioty, w znaczney części z dzieł ob
cych tlómaczone.—
19. D o s t r z e g a c z L u b e l s k i . C * 816-1817.)
Miał to bydź. rodzay gazety polityczno-litera^
ckiey; leez wydawca niebył szczęśliwy ani \y W}*borze przedmiotów, ani w sposobie udziele
nia ich czytelnikom.— Kilka numerów w yszło tylko na widok. j—■
P E R Y O D YC ZN E . 4f 20. D o s t r z e g a c z N a d w i ś l a ń s k i C i8a4. ) Wydawca starozakonny pisał w polskim i he- brayskira języku. Nowość ta mało znalazła stronników w plemieniu moyżeszow ćm , po
mimo obiecanych wiadomości o handlu i prze
myśle, mających tyłe powabu. Autor skończył swóy zawód literacki na kilku numerach i skruszył pióro —
ar. D z i e b z i l j a . (1 8 2 6 ) Niewidzieliśmyjak tylko Prospekt tego pisma, który nam zapo
wiedział nowe płody literatury i póezyi z Płocka wychodzić mające. Lecz zdaje się £e ta bogini, nieznalazła niestety! potrzcbney licz
by wielbicielów. W ydawcą miał bydź podo
bno P iJdzarski, znany z pism swoich drammaty- cznycb, w dwóch tomach tamże wydanych, i innych artykułów, umieszczonych w niegdy Mrówce Poznańskiey.
■J2. F j lo h u P o l s k a czyli Rozrywki P rzy
jemne i Pożyteczne. ( 1826) Dla tego jedynie umieszczamy to dzięiko w liczbie pism pe-
48 P I S M A
ryodycznych, źe począwszy od Maja, wtórni
kach co miesiąc wychodzi, i nadal od i. Li
stopada r. b.. następne ośmnaście tomików nie
zawodnie wydane będą.
* Wspaniała opieka dostojnych i kochają
cych literaturę oyczystą P olek, nadała istnie
nie Florze, i dalszego jey bytu zaszczytną jest rękoymią.—
23. G a z e t a K r a k o w s k a . ( 1794-1826. ) Ze
naypjerwsza Gazeta polska, ,w Krakowie ■ r, 7.661. porządnie wychodzić zaczęła (.0. cze/n powiem y niżcy rw artykule o Mer kury uszu.
Polskim '); na czele więc tego rodzaiu pism peryodycznych , umieszczamy z porządku na
szą Gazetę Krakowską. Wydawca jey do tych- czasowy P. Jan May, od roku 1794. mimo nieź]ię.zo,iiyeh .trudności, jakich w ciągu rozimych odmian w kraju przez lat 32. doznawał , ma prawo do rzetelnego szacunku swych rodaków, ze bez względu , na poniesione nieraz szkody.,, gorliwcm. usiłowaniem, zachował ją od u--
P E R Y O D Y C Z N E . 4g padku. Pismo to , zjawney przyczyny, wznieść się więcey nieinoże do tego stopnia, na jakim stoją inne oyczyste gazety, albowiem tak kró
lestwo Polskie, posiadające ich kilka, jako też xięztwo Poznańskie i Galicya: których stołe
czne miasta nie są również bez własnych ga
zet , krakowskiey potrzebować niemogą. Zam
knięta w szczupłym własnego kraju zakresie, gdy
by nie wsparcie Rządu, nie opłaty od prywatnych i sądowych doniesień, w żaden sposób, dla rnałey liczby czytelników, utrzymać by się niemogła. Styl i polszczyzna, są zbyt zaniedbane i przedawnione.
Zdaje się że przez długi lat przeciąg, po przenjesieniu JUerkuryusza Polskiego z Kra
kowa do W arszaw y, a przynaymniey od po
czątku X VIII wieku, niemiał Kraków gazety drukowaney, tylko- pisaną. Mamy' właśnie p od ręką takowey całoroczny polski exemplarz , pełny makaronizmów, z roku 1729, która się zaczyna od dnia 8 Stycznia, dedykacyą w tyciu słowach: ”Prenobilissimo Proconsuli, Consuli~
5o P I S M A
,, bus, ac toti Magislralus Cipitatis Craco-
„ viensis, Dominis, Dominis Patronis Colert-
„ dissimis,',— a kończy się z dniem 3l. Gru
dnia, tak: "H is occurenłiis, imponendo finetn
„ ad anni exiturti, Deo Ter Optimo Maximo
„ sit gloria in saecuta.— Większa część tcy gazety, podług wszelkiego podobieństwa, po
między s a me mi tylko urzędowemi osobami o- bieg mająoey , zawiera w sobie opisy wydarzeń, zagranicznych, świąt uroczystych, w esel, po
grzebów po kraju znakomitszych; leczprzytem dosyć oraz iuteressowne szczegóły, których I zbiór nayciekawszy, poźniey z wyrzuceniem makaronizmów oglosiemy, niepomijając i śmie
sznych czasem bajek, wiernie zawsze gazetom to- , warzyszącycb; teraz zaś dwa pomnieysze wyjątki, ,j w różnym rodzaju umieszczamy: ”Z Pruss a* I
„ Stycznie 1729. Donoszą że pewne miasto I
„ ó dwudniową jazdę od południa Onguella
„ leżące, o 12 dni pieszey podróży będąca ]
!j od Tripolu, między południem i wschodem,,, i
FER Y O D Y C ZN E . 5 , jy gdzie karawany chodzą, wszystko skamieniało, j> A nayprzód koło miasta różne drzew a, a nay- ■ n więcey oliwnych, wszystkie w kamienie błę-
» kitnego i popielatego koloru obrócone. O by-
>, Watele takie w kamienie obróceni, prezentu-'
„ ją takie figury, w jakiey ich przy pracy to do-
„ puszczenie boie spotkało. Jedni bo wiem z ma-
» teryami, inni z chfebem w ręku, białogłowy z
„ dziećmi przy piersiach, niektóre w objęciach jr> męiczyzn, wszystkie skamieniałe. W kastelu 1, Warty z pikami, dzidami stojące,inne leżące na
» łóżkach; takie róine zwierzęta, mufy , woły ,
„ konie, o s ły , ow ce, ptaslwo', wszystko w
„ kamienie pomienionych kolorów obróciło się/'
„ O tym obszerną mając relaej'ą posłannik
„ trypolski, Cassen Hoiah, koinmunikowat
„ Olie dworowi angielskiemu, w Londynie pod
„ ten czas przytomny!!!..— z Lublina Si4 Kwie-
„ tnia 1629. Wiazd Jmci Pana Olszańskiego,
„ Chorążego Owruckiego, marszałka T rybu-
„ nalu koronnego, odprawił się tu tak: ima 4*
5a P I S M A
n szła chorągiew janczarska Jinci pana Woje^
wody Kijowskiego z swoją muzyką; a</oDra- goniia Polna, ordynacyi Zamoyskiego; 3lio
„ Granadyerowie konni Jmci Pana Ordynata
„ Zamoyskiego; kto Dragonijćt Nadworna Jmci
„ Pana. W ojewody Lubelskiego; 5to Drago-
„ niia Jinci Pana W ojewody Podlaskiego. Za- temi iaclial w karecie Jmci Xiądz Suffragan
„.Chełm ski z assystencyą,, a za nim kilkadzie- . siąt szło karet różnych; w których Jchmośd ,, Panowie Deputaci i różni Jchmciów przy- ,, jaciele siedzieli; expost szła. kareta marszał- ,y kowska pięknie aikommodowana , koło niey
„ lokaje i hayducy w barwie pomarańczowey,
„ ugalonowauey, z czarnemi. obszlegami. Za-
„ tem chorągiew pancerna następowała Jmci
„ Pana Pułkownika Garbowieckiego; za nią
„ chorągiew także pancerna Jmci Pana Staro-
„ śty Sochaczewskiego iachała, i chorągiew lm- ,, żarska J mci Papa Kasztelana Chełmskiego.
„ Potym . iachało ziem stwo, urzędnicy iszlą-
PE R Y O D Y C Z N E . 53 elita woiewodztwa tuteyszego; Expost Jmci
„ Pan Marszalek Trybunalski, iachal w źalo- ,y liic cicnkiey , pod piórem białem , na ko-
„ niu szpakowatym tureckim , na którym był
„ garnitur aksamitny karmazynowy, haftowa-
„ liy przy bardzo liezney assystcncyi różnych
„ Jcbmeiów , między któremi byli: Jchmość Lu-
„ bełski, Wołyński woiewodowie, kuchmistrz
„ koronny B elski, przy którym szło dwóch
„ biegunów; Lanckoroński, Drohoiewski, Kra-
„ snostawski, Łukowski, Trachtomirski, Słonim- ski starostowie. Na hauptwachcie stała in- 1, fanterya granadyerska Jmci Pana Ordynata
„ Zamoyskiego. Podczas wiazdu bito z armat
„ 27. po 7. razy , na to z Zamościa sprowa-
„ dzonych.j,—
24. G azeta W arszaw ska. (1729.-1770.- 1826.) Naypierwszą trwałą Gazetę Warszaw
ską , miał wydawać Naumański za Augusta II.
•w W arszawie, lecz to niepewna, czy rzeczy
wiście taki, lub inny miała napis. Żaden z pi-
54 P I S M A
.sarzów naszych nie jest w stanie -powiedzieć 40Ś pewnego w tey mierze. P. Chłędowskd u- trzymuje, (w Pamiętniku Lwowskim No 2. str.
121. z roku 1,816.) źe w roku 1685 pierwsze gazety w Polszczę wychodzić zaczęły; atoli ani mieysca ich wydania, ani nazwiska istotnego, naznaczyć im nie jest w staniej bo dziennik Ja
na Markiewiczakorzenuikakrakowskiego, mo- de tyIko pisanych, nie drukowanych byt do
wodzić; albo się też odnosi do Merhuryusza Polskiego, o którym będzie m iey ,— Niewia
domo jak długo trwała gazeta Nanmańskie.go.
Za Stanisława Augusta, mówi Bendkow- fiki , wydawał przez długi czas gazetę X . Łu- fikina Jezuita około r. i 770. dwa razy na ty
dzień po pół arkusza, niekiedy z dodatkami,
3 ia przy .odmianie wydawców trwa dotąd.
Przedostatnim wydawcą jey był A. Lesznow- ski i zaczął ją cztery razy w tydzień wyda
w ać, juito walcząc o pierwszeństwo, a przy- iiay.rn.niey .0 równość z Białym Orłem, już i-
P E R Y O D Y C Z N E . 55 3 ąc za przykładem innych pism zagranicznych.
D ru k zawsze n o w y , i spieszny udział wiado
mości , są jey niezaprzeczone zalety.—
25, G a z e t a K o r r e s p o n d e n t a W a r s z a w s k i e g o . (>793-1826.) Zdaje się i e ta gazeta zajęła mieysce Korrespondenta o którym będzie niiey; dlatego jey początek od roku 1792 na
znaczamy. W ydawcą jey początkowym był Hippolit W yźew sk i, późniey Pękalski; imiona teraźuieyszych nie są nam wiadome. Od kil
ku la t, cztery razy w tydzień w ychodzi, z dołączeniem arkusza Rozmaitości, w których czasem interessowne znaydują się przedmioty powiększey części z dzieł znajomych, lub in
nych pism peryodycznych czerpane.—
26. G a z e t a L w o w s k a . (1806-1826) Pismo bardzo porządnie wydawane , cztery razy na tydzień; zawiera w sobie wiadomości polity
czne, urządzenia krajowe i rozmaite doniesie
nia. Prócz tego jeszcze dołączane da tey jazety bywają dwa lub trzy razy w tydzień