• Nie Znaleziono Wyników

O koncepcję romantyzmu

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "O koncepcję romantyzmu"

Copied!
23
0
0

Pełen tekst

(1)

Morse Peckham

O koncepcję romantyzmu

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 69/1, 231-252

(2)

P

R

Z

E

K

Ł

A

D

Y

S T U D I A O R O M A N T Y Z M I E . I

P a m ię tn ik L ite ra c k i LX IX , 1978, z. 1

MORSE PECKHAM

O K O N C E PC JĘ ROM ANTYZM U

Czy m ożna żywić nadzieję n a w y p raco w an ie teo rii ro m anty zm u? Z ca­ łym p rzekonaniem odpow iadam , że teoria ta k a jest m ożliw a. Z anim je d ­ nak podejm ę te n te m a t szczegółowo, ch ciałbym jasno przed staw ić p rz e d ­ m iot dyskusji.

Po pierw sze: zakres te rm in u „ro m an ty zm ” jest niezw ykle rozległy, w yróżnić jedn ak należy jego dw a znaczenia podstaw ow e: 1) „ ro m a n ty z m ” jako ogólna i stała cecha m entalności, sz tu k i i osobowości, cecha p o jaw ia ­ jąca się w różnych okresach w e w szystkich k u ltu ra c h ; 2) „ ro m a n ty z m ” jako h isto ry czn y p rą d w sztuce i m yśli, p rą d o specyficznym c h a ra k te ­ rze, k tó ry pojaw ił się w E uropie i A m eryce w okresie m iędzy schyłkiem w. X V III, a początkow ą fazą w iek u XX. W niniejszej p racy z a jm u ję się w yłącznie ro m an tyzm em w ty m d ru g im znaczeniu. I jeśli n a w e t istn ie je jakiś zw iązek m iędzy jed n y m a d ru g im — o czym w ą tp ię — w szystkie m oje uw agi odnoszą się jed y nie do ro m an ty zm u jako p rą d u h isto ry cz ­ nego.

Po w tó re: n a d e r często ro m an ty zm w znaczeniu rew olucyjnego p rą d u w m yśli i sztuce tra k to w a n y jest jedynie jako w y raz fu n d a m e n ta ln e j zm iany w życiu E uropy, k tó ra objęła rów nież rew o lu cję polityczną, p rz e ­ m ysłow ą i praw dopodobnie szereg innych. Nie m ożna w ykluczyć istn ie ­ n ia rozm aity ch pow iązań m iędzy rew o lu cją in te le k tu a ln ą i a rty sty c z n ą a m n iej lu b b ardziej w spółczesnym i rew o lucjam i w in n y ch dziedzinach aktyw ności człow ieka, rozsądniej jest jed n ak , p rzy n a jm n ie j n a razie, tra k to w a ć je rozłącznie. Id en tyfik ow an ie ro m an ty zm u w sensie h isto ­ ryczn ym z m n iej lub bardziej w spółczesnym i m u rew o lu cy jn y m i z ja w i­ skam i uw ikłało badaczy w trudności ró w n e tym , k tó re przyniosło w y ­ m ienne używ anie te rm in u „ro m an ty zm ” w jego sensie ogólnym i h isto ­ ry cznym . M iast w ypow iadać się a u to ry ta ty w n ie na te m a t n a tu ry h isto rii, zacznijm y od w y odrębnienia historycznego zjaw iska ro m an ty zm u w m y

-[Przekład według: M. P e c k h a m , T ow ard a T h eory of Rom anticism . W zbio­ rze: R om anticism . Ed. R. F. G 1 e с к n e r, G. E. E n s с о e. Englewood C liffs 1962, s. 5—23.]

(3)

śli i sztuce. Zabiegiem znacznie rozsądniejszym w obecnym sta d iu m ba­ d ań w y d aje m i się np. p o trak to w an ie ro m an ty zm u jako jednego z ówcze­ śnie d ostępnych środków służących forow aniu lu b to rp edow aniu refo rm y politycznej niż zakładanie, że ro m an ty zm i dążenie do refo rm y poli­ ty czn ej oraz te j o statn iej częściowa realizacja to jedno i to sam o zja­ wisko.

O bw arow aw szy się ty m i zastrzeżeniam i pow tarzam : Czy m ożem y ży­ w ić nadzieję n a w y pracow anie teo rii ro m an ty zm u jako historycznego p rą d u w m yśli i sztuce? T eoria ta k a m u siałab y zw ycięsko przejść przez dw ie próby. M usiałaby, po pierw sze, w ykazać, że W ord sw orth i Byron, G oethe i C h ateau b rian d stanow ili w szyscy cząstkę ogólniejszego prąd u literackiego, k tó re m u z kolei odpow iadały analogiczne zjaw iska w m u zy­ ce, sztukach plastycznych, a rc h ite k tu rz e , filozofii, teologii i nauce p rze ­ łom u X V III i X IX stulecia. Po w tóre, m u siałab y ona um ożliw ić w n ik ­ nięcie we w n ętrze poszczególnych dzieł lite ra tu ry , sztu k i i m yśli lu d z­ k iej w ogólności; oznacza to, że nie m ogłaby w yczerpać sw ej fu n k cji na w yo d ręb n ien iu poszczególnych dzieł i um ożliw ieniu poklasyfikow ania ich — m usiałaby oddać badaczow i w ręc e klucz do ich in te le k tu a ln e j i estetyczn ej istoty. Czy są jakiekolw iek szanse n a pow stanie tak ie j teorii? Czy o ś m i e l i m y s i ę o nią pokusić? M oja odpowiedź na oba te p y ta n ia jest zdecydow anie tw ierdząca. W y d aje' m i się, że w y starczy zrobić krok, dw a naprzód, by rozw iązać te n niezw ykle zaw iły problem litera c k i.

J a k dotąd, nie m a pow szechnie p rz y ję te j koncepcji ro m an tyzm u . P ro ­ blem ten b y ł przed m iotem n am iętn ej d y sk u sji 20 i w ięcej la t te m u ■— nie ty lk o dzięki tęgim , choć całkowicie chybionym atak o m przypuszcz

n y m przez B ab b itta i M ore’a. Niezłą kolekcję definicji rom antyzm u, k tó re znalazły się w m niej lub w ięcej pow szechnym użyciu w ciągu osta­ tn ic h 50 la t m ożna odnaleźć w p rac y Jacq u esa B arzun a p t. R om anticism

and th e M odern Ego (1943). Oto one: po w rót do średniow iecza, p re d y -

lek c ja do egzotyzm u, b u n t przeciw in telek to w i, reh a b ilita c ja jednostki, w yzw olenie podświadom ości, rea k c ja przeciw m etodom n a u k ścisłych, odrodzenie panteizm u, odrodzenie idealizm u, odrodzenie katolicyzm u, odrzucenie konw encji arty sty czn y ch , n a w ró t em ocjonalizm u, pow rót do n a tu r y — i w iele innych. N iezm ierzone k rólestw o chaosu! W ostatnim 20-leciu uczeni albo uporczyw ie przeczyli istn ien iu ro m anty zm u jako odrębnego p rąd u , uznaw szy w szelkie nad zieje n a w ydobycie się z tego chaosu za płonne, albo — m niej pesym istycznie — w dalszym ciągu sto­ sow ali jedno lub k ilk a pojęć czy idei św iadom i n ied o statk ó w swej w łas­ n e j p ro ced u ry . W iększość badaczy żyje z kolei w przekonaniu, że rze ­ czyw iście coś n a d e r w ażnego w ydarzy ło się w lite ra tu rz e w okresie m ię­ dzy śm iercią P o p e’a a śm iercią C oleridge’a, nieliczni jednak, i to w zię­ ci w krzyżow y ogień p y tań , odw ażają się owe zm iany precyzow ać. Cała sy tu a c ja jest ty m b ard ziej zniechęcająca, że w pow szechnym m niem aniu

(4)

problem ro m an ty zm u stanow i c en traln e zagadnienie h isto rii lite ra tu ry . Skoro zaś nie u d aje się go rozw iązać, n ad zieje na rozw iązanie jak ieg o ­ kolw iek innego ogólnego problem u h isto rii lite r a tu r y są rów nie nikłe.

W te j sy tu a c ji większość badaczy albo u n ik a te rm in u „ ro m a n ty z m ”, jeśli zaś stra te g ia ta zaw iedzie — a zawodzi n iech y bnie — w y o d rę b n ia ją oni pojedynczą ideę lub chw y t literack i, b y utożsam ić je z ro m a n ty z ­ mem. B yw a też, że sto su ją te n te rm in w pełn ej św iadom ości jego p ro b le ­ m atycznej n a tu ry sądząc, iż czytelnik zd y sk o n tu je tru d n o śc i zw iązane z jego użyciem i p rzejdzie n a d ty m fa k te m do porząd ku. P o stęp ow anie w ychodzące od teorii ro m an ty zm u i dopiero p otem u siłujące p rzy p o rz ą d ­ kować odpow iednie m iejsce d an em u u tw o ro w i lu b au torow i jest n iezw y­ kłą rzadkością. Rów nie nieczęsto w łaśnie teo ria służy jako klucz do in ­ te rp re ta c ji szczególnie tru d n y c h lub, co n a jedno w ychodzi, ła tw y c h utw orów . N ajczęściej badacze w m o nto w u ją swe pom ysły w tę k oncepcję rom antyzm u, jak ą zdarzyło się im w yznaw ać, nie troszcząc się o jej u za­ sadnienie; a już n a d e r rzadko — p rzy n a jm n ie j w p u b lik acjach — p r z y j­ m u ją jak ąś spójną koncepcję ro m an ty zm u za p u n k t w yjścia d alszych b a ­ dań. S y tu a cja ta nie je st szczególnie pom yślna, p rag n ę jed n ak w ykazać, iż nie jest aż ta k zła, jak m ogłoby się w ydaw ać na p ierw szy r z u t oka.

D orobek ostatn ich k ilk u lat w sk azu je na to, iż badacze p rz y n a jm n ie j zm ierzają ku w ypraco w an iu jedn o litej koncepcji ro m anty zm u. W sw ej pracy z r. 1943 Jacq u es B arzun p rzed staw iał ro m an ty zm jako rew o lu cję biologiczną 1, by w r. 1949, w kolejnej p u b likacji, określić go jak o ele­ m en t „ow ej potężnej rew olucji, k tó ra dotychczasow e dążenie życia in te ­ lektu alnego E uropy (...) ku stabilizacji zastąp iła prag n ien iem p rz e ­ m ia n ” 2. In n y uczony, S tallk nech t, a u to r fascy n u jącej p rac y n a te m a t W ordsw ortha, pt. Stra ng e Seas o f T h o u g h t (1945), w ykazaw szy n a sam ym początku, że ro m an ty zm w prow adził do A nglii „uczucie istn ien ia ” [sen­

tim e n t of being], w dalszych p a rtiac h ow ej k siążki sta w ia tezę w ręcz

przeciw ną, m ianow icie że to w łaśnie owo „uczucie istn ie n ia ” zainicjo ­ w ało ro m an ty zm . N ieżyjący już C. F re d erick H arro ld , jeden z n a jw y b it­ niejszych badaczy lite ra tu ry epoki w ik to riań sk iej, pisał w sw ym w s tę ­ pie do w ydania Sartor resartus (1937) na te m a t w yzn aw an y ch przez C a rly le ’a idei organicyzm u i dynam izm u. Zaś jego doskonała antologia prozy w iktoriań sk iej, opracow ana w spólnie z T em plem anem (1938), opa­ trzo n a je st aneksem „ ilu stru ją c y m X IX -w ieczne koncepcje w zrostu, roz­ w o ju i ew olucji” . W ostatn ich czasach n a jb a rd zie j am b itn ą i — ja k do­ tą d — n ajlep szą (choć nie pozbaw ioną wad) próbę u jęc ia naszego p ro ­ blem u stanow ią dw a a rty k u ły R ené W elleka, pt. Th e C oncept o f R o m a n ­

ticism , zam ieszczone w pierw szych dw óch zeszytach „C o m p arativ e L ite

-1 J. В a r z u n, R om anticism and th e M odern Ego. N ew York -1943.

2 J. B a r z u n , R om anticism : D efinition of a Period. „Magazine of A rt” 42 (1949), listopad, s. 243.

(5)

r a tu r e ” (1949). O d n ajd u jem y ta m trz y k ry te ria ro m an ty zm u : w y obraźnię jako zasadę poezji, organiczną koncepcję n a tu ry jako fu n d a m e n ta ln ą za­ sadę św iatopoglądow ą oraz sym bol i m it jako p o d staw y sty lu p o ety c­ kiego.

W sw ym a rty k u le W ellek n iew ątp liw ie u sta la trz y spraw y. Po p ie rw ­ sze, że w h isto rii E u ro p y rzeczyw iście i s t n i a ł pew ien a rty sty c z n y i in ­ te le k tu a ln y p rą d o sw oistych cechach, słusznie n azy w an y ro m an tyzm em . P o w tó re, że zw olennicy tego p rą d u byli w p e łn i św iadom i swego h isto ­ rycznego i rew o lucy jn ego znaczenia. Po trzecie, że głów nym źródłem p an ująceg o obecnie w A m eryce sceptycyzm u co do m ożliwości w y p ra c o ­ w an ia teo rii ro m a n ty zm u jest sły n n y a rty k u ł A rth u ra O. L ovejoya z r. 1924, pt. On th e D iscrim ination o f R o m a n ticism s 3. W a rty k u le ty m L ovejoy w skazyw ał na w ielk ą zaiste mnogość znaczeń tego te rm in u i że nie m ieszczą się one w żadnym ogólniejszym pojęciu. I rzeczyw iście, a rty k u ł te n zapoczątkow ał w zrost sceptycyzm u co do m ożliw ości n a u k o ­ wego u jęcia ro m an ty zm u , sceptycyzm u, k tó ry w n astę p n y c h lata ch zdo­ m inow ał b ad an ia n a d p rzełom em X V III i X IX w ieku. W ellek d o p a tru je się u Lovejoya przesadnego nom inalizm u oraz sceptycyzm u i w ty c h sam y ch kateg o riach om aw ia in n y a rty k u ł L ovejoya, z r. 1941, z a ty tu ­ łow any The M eaning o f R o m an ticism fo r th e H istorian o f Ideas 4. W p r a ­ cy te j a u to r u sta la trz y k ry te ria lu b raczej trz y podstaw ow e idee ro m a n ­ ty zm u , k tó re W ellek uw aża za „heterogeniczne, logicznie niezależne od siebie, n iejed n o k ro tn ie głęboko a n ty te ty c z n e w sw ych im p lik acjach ” . O w e trz y idee to: organicyzm , dynam izm oraz d y w e rsy ta ry zm [diver si-

taria n ism ]. W ydaje m i się, że w sw ej k ry ty c e a rty k u łu L ovejoya z r. 1941

W ellek popełnił błąd. N ajw y raźn iej bow iem nie w ziął pod uw agę trz e ch o sta tn ic h rozdziałów T h e G reat C hain o f B eing (1936) i nie rozpoznał zasadniczej różnicy m iędzy obom a a rty k u ła m i 5.

Z nakom ita książka L ovejoya sta ła się przełom ow ym w y d arzeniem n au k i: zainspirow ała w ielce pożyteczne bad an ia i służyła rów nie nieoce­ nioną pom ocą w p ra k ty c e akadem ickiej. Obecnie, 25 la t po jej o publiko­

3 A. O. L o v e j o y , On the D iscrim in ation of R om anticism s. „PMLA (Publi­ cations of the Modern Language Association of America)” 39 (1924), s. 229—253. Przedruk w: Essays in the H istory of id e a s (Baltimore 1948).

4 A. O. L o v e j o y , The M eaning of R om anticism for th e H istorian of Ideas. „Journal of the History of Ideas” 2 (1941), s. 237—278.

5 W ydaje się, że W ellek utożsamia — i na tym polega jego błąd, być m oże ty l­ ko pozorny — te rodzaje „rom antyzmów”, które Lovejoy w yróżnił w sw ej pracy z roku 1924, z „rom antycznymi ideam i”, o których pisał w r. 1941. Owe idee uznał zresztą W ellek za „heterogeniczne, logicznie od siebie niezależne i często głęboko antytetyczne w sw oich im plikacjach”. W moim przekonaniu te „idee rom antycz­ ne” — to organicyzm, dynamizm i dywersytaryzm (zob. cz. II niniejszego arty­ kułu) i nie można utożsamiać ich z różnym i znaczeniam i rom antyzmu om awianym i w pracy Lovejoya z r. 1924 (zob. cz. I pracy R. W e l l e k a The C oncept of „Ro­

(6)

w aniu, stan o w i dla badaczy p u n k t zw ro tn y w dziejach b ad ań lite ra c ­ kich, głów nie ze w zględu n a to, iż w z a sk ak u jący sposób um ożliw iła z ro ­ zum ienie lite ra tu ry XVI, X V II i X V III stulecia. O ile m i jed n a k w iado­ mo, nikt, ja k dotąd, nie pokusił się o zastosow anie m a te ria łu k ońcow ych trz e ch (a szczególnie dwóch) rozdziałów te j p ra c y w b ad an iach n a d r o ­ m an ty zm em i dziełam i te j epoki. Z ask ak u jąca to zaiste sy tu a c ja, gdyż owe trz y rozdziały zaw ierają po dstaw y jed n o lite j teo rii ro m an ty zm u , o jaką w alczym y. Takiej m ianow icie teorii, k tó ra um ożliw i u sta le n ie w zajem ny ch rela cji m iędzy dziełam i a ich a u to ra m i oraz odpow iednią in te rp re ta c ję poszczególnych dzieł.

Pom inąw szy kom pletnie, ja k już m ów iliśm y, T h e G reat C hain o f

Being, W ellek doszedł do w niosku, że oba a rty k u ły (z r. 1924 i 1941) L o­

ve joy a p rzepełnione są ty m sam ym sceptycyzm em . T ym czasem T h e

G reat C hain o f Being stanow i odpow iedź a u to ra n a jego a rty k u ł z ro k u

1924. W sw ych w yk ład ach z la t 1933— 1934, k tó re s ta ły się p o d staw ą późniejszej książki, L ovejoy po p ro stu z r o b i ł to, co w r. 1924 uw ażał za niew ykonalne. K ró tk o m ów iąc, w r. 1936 stw ierdził, że ro m a n ty zm narodził się w n astęp stw ie zm iany europejskiego sposobu m yślenia. O to od czasów P lato n a życie in te le k tu a ln e E u ro p y podporządkow ane było jednem u system ow i m yślow em u, u którego p o d sta w leżała p róba p o jed ­ nan ia dw óch fu n d am en taln ie sprzecznych p rze k o n a ń co do n a tu r y rz e ­ czywistości. Oba te przek o nan ia w yw odziły się zresztą od sam ego P la ­ tona. U schy łku w. X V III i n a początku w. X IX m yśl i jednocześnie sztu k a Z achodu o b rały całkow icie odm ienny k ieru n e k . L ovejoy sądzi ponadto, że owa p rzem ian a sposobu m yślen ia stanow ić m iała n a jp o w a ż ­ niejszą zm ianę w h isto rii m yśli Zachodu, co im p lik u je rów nie znaczną zm ianę w m etodach i sam ym przedm iocie sztu k i eu ro p ejsk iej.

I

Z am ierzeniem m oim w niniejszej p racy jest, po pierw sze, p rz e d s ta ­ wić konsekw encje, jakie owe zrodzone u sch y łk u w . X V III idee niosły ze sobą. C hciałbym rów nież osiągnąć pojednanie koncepcji W elleka i L o- vejoya i obu propozycji samego Lovejoya oraz p rzedysk uto w ać znacze­ nie pew ny ch koncepcji ro m an tyzm u , o k tó ry c h w spom niałem pow yżej. Po drugie, p rag n ę ponadto w zbogacić teorię L ovejo ya i W elleka, w n a ­ dziei, że w te n sposób przyczynię się do w y ja śn ie n ia fu n d a m e n ta ln e j spraw y , o k tó re j Lovejoy tylko napom knął, z k tó rą zaś W ellek nie m oże się uporać.

R eferow anie zaw artości m yślow ej T h e G reat C hain of Being w y d a je się tu zbyteczne. O graniczę się więc jed y n ie do sp ra w fu n d am e n ta ln y ch . W w ielkim skrócie w ygląda to tak : ow a zm iana w sposobie m y ślen ia E uro py ró w n a ła się zm ianie stosunku do w szechśw iata. Z ałam ała się dotychczasow a jego koncepcja, w edle k tó re j stanow ić m iał sta ty c z n y m e ­

(7)

chanizm , a jej m iejsce zajęło ujęcie św ia ta jako dynam icznego organizm u. D odajm y, że w ty m kontekście „ sta ty cz n y ” oznacza taki, w k tó ry m cały p o ten c jał m ożliwości został już w p rap o czątk u całkow icie zrealizow any lu b od początku d an y w sam ej istocie rzeczyw istości i w k tó ry m w szyst­ kie m ożliw ości zastajem y jako h ierarch iczn ie uporządkow ane — od Boga na szczycie h iera rc h ii do nicości n a sam ym końcu, w łączając w to m ożli­ wości literack ie, od epiki począwszy, a n a h oracjań sk iej odzie czy liry ce skończyw szy. T erm in „m echanizm ” oznacza w ty m w y p ad k u p rzeko­ nanie, że w szechśw iat to doskonale d ziałający m echanizm , zw ykle po­ ró w n y w an y do zegarka. (W obrębie te j m etafizy k i pojęcie m echanizm u jest najczęściej sp o ty k an ą m etaforą.) K oncepcję rów nie doniosłą stanow ił wów czas u niform izm [uniform itarianism ], p ły n ąc y bezpośrednio zarów no ze sta ty z m u jak i z m echanicyzm u, n a w e t gdy — co się n a d e r często zd arza — w y stę p u ją rozłącznie. W tak im u jęciu w szelkie konsekw encje zm iany należało w m ontow ać w i ta k ju ż idealnie fu n k cjo n u jącą m aszynę, i to dlatego w łaśnie, że idealne w zorce w rozum ie boskim lu b w n iem a ­ te ria ln y m podłożu zjaw isk obejm ow ały całość wszechrzeczy.

In n y m i słowy, jeśli przy jm iem y, że w szechśw iat rzeczyw iście stanow i id ealnie sko n stru ow an ą m aszynę, zaobserw ow ane w adliw e fu n k cjono­ w an ie jaw ić się n am będzie nie jako błąd w k o n stru k cji, lecz jako n ie ­ dostatecznie zrozum iany przez nas fenom en. W najg łęb szym bow iem n a ­ szym p rzek on an iu w szystkie części m echanizm u w szechśw iata m uszą być id ealn ie dopasow ane, zgodnie z niezm ien ny m i praw am i, k tó re sp raw iają, że jakiekolw iek now e części m echanizm u p o w stają w h arm on ii z jego w łasn y m i potrzebam i. W tedy z całym czaru jący m brak iem kon sekw en­ cji — k tó ry spraw ił, że Pope p rz y ją ł sw ój W iersz o człow ieku za po d­ staw ę sw ych w łasn y ch s a ty r 6 — pro b ierzem w artości danej rzeczy stanie się jej zdolność funk cjo n ow ania w obrębie m echanizm u. Jed n ak że ów b ra k konsekw encji pozostanie przez p ew ien czas w stan ie u ta je n ia — już to w zw iązku z pojęciem grzechu pierw orodnego w p rzy p ad k u ortodo­ k sy jn y c h chrześcijan, już to w zw iązku z przekonaniem o niszczącym w p ły w ie cyw ilizacji w p rzy p a d k u w yznaw ców deizm u i se n ty m e n ta ­ lizm u, co zresztą w ychodzi na jedno. D oskonałość, niezm ienność, jedno­ litość i racjonalizm zap an u ją n a szczycie h ie ra rc h ii w artości.

Je d n ak ż e u sch yłk u w. X V III owa potężn a m etafizyka statyzm u , po niebezpiecznie długim okresie w szechw ładnego p anow ania n ad um ysłem człow ieka — bo aż od czasów P laton a — ru n ę ła pod naporem w e w n ętrz ­

n y ch sprzeczności. Tzn. ru n ę ła dla n iek tóry ch, jako że dla znakom itej w iększości ludzi pozostała nieuśw iadom ionym podłożem ich in te le k tu a l­ nych, m oralnych, społecznych, estety czn y ch i relig ijn y ch w artości. J e d y ­ nie n a jsu b teln iejszy m um ysłom przełom u w. X V III i X IX w y d ała się już nie do u trzy m an ia, i to z w ielu rozm aity ch powodów. Pow odem o pod­

(8)

staw ow ym znaczeniu był fak t, że w iekow e panow anie tego św iatopoglądu zdołało ujaw n ić w szystkie k onsekw encje i bezlitośnie odk ryć w e w n ętrzn e sprzeczności. Teodycea o p a rta na skom prom itow anym system ie b y ła nie do przyjęcia, stąd coraz silniej w y stęp u jąca ten d e n c ja do po szukiw ania innego sposobu w y jaśn ian ia isto ty rzeczyw istości i pow inności człow ieka.

P om inę tu ta j cały proces rozw oju now ych koncepcji — jego zn ako­ m icie zaprezen tow an y zary s odnajdziem y u L ovejoya, a szczegóły w w ie­ lu innych pracach. P ra g n ę skoncentrow ać się n a tym , co w now ej k o n ­ cepcji n a jb a rd zie j istotne. Rozpocznę od now ej m etafo ry , m eta fo ry o rg a ­ nizm u, k tó ra zastąpiła m aszynę z poprzedniej epoki. O rganizm em jest choćby drzew o i p rzy k ład te n jest o ty le cenny, że lite ra tu ra w. X IX stale pow raca w łaśnie do w izeru n k u drzew a. T ak więc organicyzm s ta ­ nowić będzie n o v u m epoki. P odstaw ow a cecha organizm u to proces s t a w a n i a s i ę , proces rozw oju. O rganizm nie jest p ro d u k te m już w y ­ kończonym i d an y m w ostatecznej postaci. W idać już więc, że będziem y m ieli do czynienia nie z filozofią b y tu, lecz z filozofią staw an ia się. Co w ięcej, zw iązki m iędzy częściam i organizm u są odm ienne od zw iązków m iędzy składow ym i częściam i m echanizm u. W ty m o statn im bow iem p rzy p a d k u są one w ykonane oddzielnie, tzn. są oddzielnym i całościam i w um yśle Boga, podczas gdy rela cje poszczególnych części organ izm u to relacje liść— łodyga—pień—korzeń —ziem ia. Poszczególne całości są o rg a ­ niczną częścią tego, co je w ytw orzyło. Istnien ie każdej części zależne jest od istn ienia w szystkich in n y ch części. W ten sposób zw iązki, a nie od­ rę b n e całości, s ta ją się p rzedm iotem b ad ań i kontem placji.

Co w ięcej, organizm w ypełniony jest jeszcze jedną jakością — ży ­ ciem . Jego w zrost polega nie n a sum ow aniu, lecz na organicznym ro z­ w oju. W szechśw iat żyje, a w ięc nie jest czym ś w ykonanym — jakąś, choćby najdoskonalszą, m aszyną — lecz czymś, co się stale rozw ija. I ta k oto zm iana, daw niej elem en t n eg aty w n y, sta je się w artością pozytyw ną. Nie jest już brzem ieniem człow ieka: sta je się jego szansą. To, co się stale rozw ija lu b zm ienia jakościowo, nie jest, a n a w e t nie m oże być dosko­ nałe. I tak oto pojęcie doskonałości tra c i swe pozytyw ne nacechow anie na rzecz niedoskonałości. Poniew aż zaś w szechśw iat stale podlega zm ia­ nie i rozw ojow i, in now acja jest rów nie pozy tyw n ym ja k isto tn y m czyn­ n ikiem rzeczyw istości. Oznacza to, że każda innow acja w prow adza zm ia­ n y zasadniczego c h a ra k te ru w szechśw iata. J e s t to w szechśw iat sta le w y ­ łan iający ch się zjaw isk. A le jeśli tak jest n ap raw d ę, m u sim y w k o n se k ­ w encji zaprzeczyć istn ien iu jakichkolw iek d anych z góry w zorców. Tak w ięc np. k ażde dzieło sztu k i tw orzyć będzie swój ind y w id u aln y wzorzec, sw oją w łasn ą zasadę 'estety czn ą. I choć może zdradzać zasadnicze podo­ bień stw a do in n ych dzieł sztuki, w sw ej istocie pozostanie zawsze w y ją t­ kow e. Z te j ogólnej zasady w yw ieść m ożna dw a dalsze pojęcia. Po p ie rw ­ sze, pojęcie d y w e rsy ta ry zm u [diversitarianism], w przeciw ieństw ie do uniform izm u [uniform itarianism ] poprzedniej epoki, jako zasadę żarów

(9)

-no tw órczości jak i k ry ty k i. I ta k np. oskarża-no ro m an ty k ó w o m ieszanie g atu n k ó w poezji. A le dlaczegóż by m ieli tego n ie czynić? P rzecież całe m etafizyczn e podłoże teo rii g atu n k ó w dla jed n ych upadło, a dla d ru g ich po p ro stu zniknęło. D rug ą zasadą, k tó rą d a się w yw ieść z koncepcji św ia­ topoglądow ej, jest zasada tw órczej oryginalności. Odnaleźć ją m ożna i w poprzednich epokach, lecz w y stępow ała ta m w zupełnie odm iennej postaci. O becnie a rty s ta jest o ry g in aln y jako n arzędzie w prow adzenia w obręb rzeczyw istości au ten ty czn ej innow acji, owego „w yłaniającego się” zjaw iska, a nie dlatego, że obdarzony geniuszem zbliżył się nieco do istniejącego uprzednio w zorca, n a tu ra ln e g o i Boskiego.

K onsekw encją ra d y k a ln e j postaci organicystycznego dynam izm u jest ko n cep cja histo rii w szechśw iata jako h isto rii sam otw orzenia się Boga. Dochodzi tu do w yjaśnienia n a tu r y zła: h isto ria w szechśw iata jest toż­ sam a z h isto rią Boga, k tó ry , niedoskonały u p rap o czątku, tra n sc e n d e n tn y i im m an en tn y , oczyszcza się ze zła w procesie ew olucji. N a tu ra ln ie , jedna i d ru g a filozofia m oże się obyć bez Boga i p rzy b rać postać m aterializm u .

N ajkró cej rzecz u jm u jąc: d aw na filozofia o p ierała się n a zasadzie, że nic n ie może pow stać z niczego. N ato m iast filozofia, k tó ra ją zastąpiła, w pro w adziła zasadę przeciw ną: o d tąd coś m oże się b rać z niczego, n a d ­ m ia r m oże być sk u tk iem b ra k u , a nic nie jest lepsze od nad m iaru .

II

Pow yższa, jakże skrótow a, p rez e n ta c ja m iała n a celu sk ontrastow anie stareg o i nowego sposobu m yślenia. O becnie p ro p o n u ję porów nać je z przew odnim i m yślam i p rac Lovejoya i W elleka. L ovejoy uw ażał, że organicyzm , dynam izm i d y w e rsy ta ry zm stanow iły trz y fu n d am e n ta ln e innow acje m yśli ro m an ty czn ej. Pow iada on jednocześnie, że idee te są oddzielne i logicznie niezależne. Owszem, zd arza się, że w y stę p u ją n ie­ zależnie od siebie; p rzek o n an y jed n a k jestem , iż są one w y raźn ie pow ią­ zane ze sobą, jako że w yw odzą się z te j sam ej podstaw ow ej m etafory, m ianow icie m etafo ry o rganicznej s tr u k tu ry w sz e c h św ia ta 7. P recyzu jąc tę m y śl w ypadałoby stw ierdzić, że dynam izm zaw iera się w organi- cyzm ie po p ro stu dlatego, że organizm m usi rozw ijać się lu b zm ieniać jakościowo. Dla p od k reślenia jed n ak ważności niedoskonałości i zm iany u żyw am term in u „organicyzm dy n am iczn y ” . D y w e rsy tary z m jest w ty m k ontekście n a tu ra ln ie w artością pozytyw ną, bo przecież rozm aitość w szechrzeczy, ich niepow tarzalność, stanow i je d y n y dowód ciągłej inge­

7 Z niepokojem stwierdzam różnicę w poglądach moich i Lovejoya. Uważam, że pow yższe trzy idee nie są heterogeniczne, lecz hom ogeniczne i przynajmniej w y- ■wodzą się z tej sam ej fundam entalnej metafory. Co w ięcej, stw ierdzenie ich ew entualnej heterogeniczności w żaden sposób nie umniejsza ich w artości inter­ pretacyjnej ani nie ma w pływ u na przedstawioną poniżej propozycję teoretyczną.

(10)

re n c ji innow acji w przeszłość, teraźniejszość ja k i w przyszłość w szech­ św iata.

P rzejd źm y do trzech k ry te rió w W elleka, spośród k tó ry c h jedno, o rga- nicyzm , om ów iliśm y pow yżej. Pozostałe dw a — to: ro la w yobraźni i sy m ­ bolizm . Oczywiście, W ellek m a n a m yśli ty lko w yobraźnię tw órczą, a przecież pojęcie to m ożna łatw o w yw ieść bezpośrednio z idei d y n a ­ m icznego organicyzm u. Jeśli w e w szechśw iecie dostrzegam y n ie u s ta n n y proces sam otw orzenia się, to ro zu m ludzki —. ową zdolność w y o b ra ż e ­ niow ą człow ieka »— m usim y uznać za tw órczy w sam ej sw ej istocie. A r ty ­ sta posiada moc oblekania w realność now ych pojęć arty sty c z n y c h , ta k ja k filozof w łącza w rzeczyw istość now e idee. N ajw iększym zaś z ludzi jest poeta-filozof, obdarzony geniuszem w obu dziedzinach jednocześnie. Co w ięcej, a rty s ta zajm u je się tw orzeniem sym bolu p raw d y . P o tra fi on bow iem m yśleć m etaforycznie, a skoro św iat stanow i s tru k tu rę o rg a­ niczną, jedynie w ypow iedź o identycznej stru k tu rz e , a więc dzieło sz tu ­ ki, jest w stan ie stw orzyć sym bol ad e k w a tn y w sto su n k u do ta k p om y­ ślanego św iata. Czyż nie n a ty m w łaśnie polega m etoda sym bolizm u? W p rzy p a d k u alegorii sym bol zachow uje sw e p ierw o tn e znaczenie n a w e t po w yizolow aniu go z k o n tek stu , w k tó ry m w y stęp u je. Ja sk in ia G rzechu p o z o s t a j e Jask in ią G rzechu. R elacja m iędzy zjaw iskam i rzeczyw i­ stości a pojęciam i w y raża się tu w zajem ną odpow iedniością (stosunki jeden do jednego). W p rzy p ad k u ek sp resji sym bolicznej, moc sym bolu polega n a związkach, w k tó re wchodzi ze w szystkim i pozostałym i ele­ m en tam i dzieła. Postać A haba [Moby Dick] m a znaczenie sym boliczne w zw iązku z w ystąp ien iem białego w ielo ry ba i vice versa. P ow iązania jed n o stek sym bolicznych odpow iadają relacjom w obrębie całej g ru p y pojęć. Załóżm y, że n astęp u jąca seria: 1, 2, 3, 4 itd. re p re z e n tu je odpo­ w iednią serię pojęć ab strak cy jn y ch , seria zaś: a, b, c, d itd. — serię zjaw isk w obrębie realnego św iata lu b k o n k rety z u ją c e j w yobraźni. E k sp resja alegoryczna polegać będzie n a tym , że „a ”, jeśli jest jed n o stk ą sym bolizującą, zawsze będzie rep rezen to w ać „1” ; „b” — „2” ; itd. D la­ tego też Sm ok w K ró lo w ej w ieszczek S pen sera (księga I, pieśń 1) n ie ­ odm iennie oznacza Grzech, bez w zględu na w spółw ystępow anie postaci R ycerza Czerwonego K rzyża. Ten ostatni, z kolei, zawsze oznaczać będzie Św iętość (przynajm niej n a jed n y m z poziom ów in te rp re ta c ji) bez w zględu n a w spółw ystępow anie postaci Sm oka. K ształto w anie sym boliczne jest zgoła odm ienne: „a ” , „b”, „c” już nie w chodzą w bezpośrednią re la c ję odpow iednio z „1” , „2” , i „3” . W ty m w y p a d k u zw iązki zachodzące w obrębie pierw szej serii znaków odsyłać b ęd ą do całej w iązki re la c ji w y stę p u ją c y ch m iędzy elem entam i d ru g iej serii znaków . Sym boliczne znaczenie Moby D icka u jaw n ia się ty lk o dlatego, że jego w arto ść sy m ­ boliczna polega na tym , iż n iem al w szystko, co w te j pow ieści w y stęp u je, jest tak że w yposażone w znaczenie sym boliczne.

(11)

P o jaw iająca się w spółcześnie zasada k ry ty k i literack iej, zasada nie p rz y ję ta jedn ak powszechnie, w edle k tó re j k ażdy system sym boli daje się in te rp re to w a ć n a nieskończoną ilość rów now artościow ych sposobów, jest w istocie pom ysłem rom antycznym . Z akłada on bow iem , że dzieło sztuki nie m a jednego, raz n a zawsze ustalonego, statycznego znaczenia, lecz zm ienia się w raz z in te rp re ta to re m , z k tó ry m w chodzi w re la c ję d ia­ lektyczną (czy dynam iczną) i organiczną zarazem .

W idzim y więc w yraźnie, że w szystkie trz y k ry te ria ro m an ty zm u przedstaw ione przez W elleka d a ją się w yprow adzić z fu n d am e n ta ln ej m etafo ry — czy też pojęcia — dynam icznego organicyzm u.

W ypada jeszcze w łączyć w nasze rozw ażania n iezw ykle doniosłą sp ra ­ wę, o k tó re j do te j p o ry nie m ów iliśm y. D otyczy ona pojęcia podśw ia­ domości, k tó re o d n ajd u jem y i u W ordsw ortha, i u C oleridge’a, i u C ar- ly le ’a. P rzew ija się ono w łaściw ie przez cały w. X IX i XX. W e w spa­ niałym eseju C arly le’a pt. C haracteristics z r. 1830 sp o tykam y zdanie stw ierdzające, że dynam izm i podświadom ość to dw ie przew odnie idee stulecia. Pojęcie podśw iadom ości pojaw ia się u H a rtle y a, K a n ta i L eib ­ niza, w ytrop ić je też m ożna w m yśli Locke’a, nie m ów iąc już o każdym poecie, dla którego in sp irac ja Muz jest sp raw ą n ieb ag ateln ą. Jednakże w całej pełni pojaw ia się ono dopiero w raz z koncepcją dynam icznego organicyzm u. R om antycy znali tę spraw ę głów nie z m echanistycznej teorii asocjacjonizm u H artley a. Z chw ilą jednak, gdy k reaty w n o ść uznali za istotę um ysłu, pojęcie podśw iadom ości n ab rało decydującego znacze­ nia w ich m yśli. K o n ta k t człow ieka z Bogiem dokonyw ał się odtąd albo bezpośrednio — przez o bjaw ienie — albo pośrednio — przez św iadectw a doskonałości stw orzonego przezeń w szechśw iata. A le jak osiągnąć pozna­ nie praw dy, jeśli Bóg n ieu stan n ie tw orzy sam ego siebie, niedoskonały zaś u prapoczątków w szechśw iat podlega ciągłem u rozw ojow i poprzez nie­ u sta n n ą ing eren cję innow acji? Jeśli odrzucić in te le k t jako staty czn y i, jak pokazała historia, zaw odny — p raw d a da się osiągnąć jedynie za spraw ą intuicji, w yobraźni, spontaniczności, a tak że całej osobowości, k tó ra k r y ­ je tajem n e źródła poznania. Podśw iadom ość okazuje się więc postulatem w ypły w ający m z koncepcji tw órczego rozum u i, pozbaw iona uzasadnie­ nia boskiego, p rz e trw a ła w niem al nie zm ienionej form ie jako część w spółczesnej teo rii k ry ty k i sztuki. Podśw iadom ość je st tą cząstką lu d z­ kiego um ysłu, przez k tó rą inn o w acja p rzenik a do osobowości i dalej — do rzeczyw istości w form ie m yśli i sztuki. P osług ując się term in am i p rze­ strzen n y m i m ożna powiedzieć, iż w obecnych czasach przy p isu jem y pod­ świadom ości m iejsce gdzieś w ew n ątrz osobowości, pod pokładam i tego, co świadom e. W cześni ro m an ty cy um ieszczali ją gdzieś n a zew nątrz czło­ wieka, ponad nim . I podczas gdy dziś zstęp u jem y w k ró lestw o w yobraź­ ni, oni nieodm iennie w znosili się n a jej w yżyny, co oczywiście jest ty ­ pową m etodą tran scen den talizm u.

(12)

podśw iadom ości od Locke’a, K a n ta i H artley a, o bd arzając je tylko tw ó r­ czą n a tu rą . P o staram się jednak w ykazać, że stało się ono in teg raln ą częścią dynam icznego organicyzm u przede w szystkim dlatego, że wcześni ro m an ty cy dow iedli jego istn ien ia w pew n y m sensie em pirycznie — na drodze indyw idualnego dośw iadczenia. D ośw iadczenie to po trak to w ali jako dow ód zasadności nowego sposobu m yślenia. To w łaśnie tu tkw ią źródła rom antycznego subiektyw izm u, k tó ry zm usza a rty s tę do stałej obserw acji zarów no rozw oju własnego geniuszu, jak i procesu w yłaniania się innow acji z podświadomości.

Czym w obec tego jest ro m antyzm ? J e st z całą pew nością w yrazem b u n tu przeciw ko tem u sposobowi m yślenia, k tó ry ujm o w ał św iat w k a ­ tegoriach statycznego m echanizm u. G dziekolw iek zaś się objaw iał — w filozofii, teologii czy sztuce — w idział św iat w k ateg o riach dynam icz­ nego organicyzm u z jego podstaw ow ym i w artościam i. W artości te — to zm ienność, niedoskonałość, rozw ój, różnorodność, tw órcza w yobraźnia i podświadom ość.

III

RozW ażania m oje w sw ej dotychczasow ej form ie m ogą je d n a j p rzy ­ czynić się do pow iększenia grona sceptyków , dla k tó ry c h próba jednolite­ go, całościow ego ujęcia ro m an ty zm u pozostaje celem nieosiągalnym . P oniew aż pro bierzem teo rii jest zawsze p rak ty k a , w pozostałej części niniejszej p rac y chciałbym p rak ty czn ie pokazać, że g ru p a dzieł literack ich da się ze sobą n aw zajem pow iązać w św ietle p rzedstaw ionych powyżej koncepcji. Udow odnić chciałbym ponadto, że koncepcje te odsłaniają ową g ru p ę dzieł w całym ich bogactw ie, um ożliw iając w te n sposób ich pełniejsze poznanie i zrozum ienie. W szystko, co przedstaw iono tu do­ tychczas, stanow i jedynie próbę pogodzenia i rozw inięcia w h arm on ijną całość istn iejący ch już k o n c ip c ji rom antyzm u, k tó re i ta k by ły sobie pokrew ne. U podstaw n iniejszej teo rii leży stw ierdzen ie Lovejoya, że ro ­ m antyzm stanow ił p u n k t zw ro tn y w rozw oju m yśli europejskiej. W eszły do niej rów nież tak ie podstaw ow e koncepcje dotyczące c h a ra k te ry sty c z ­ nych cech epoki, ja k „pożądanie i oczekiw anie zm ian y ” (Barzun), „p rzy­ p isyw anie by to w i uczuć”, tj. przekonanie o tym , że w szechśw iat stanow i żyw y organizm (Stallknecht), czy w reszcie pojęcie rozw oju (H a rro ld )8. Mimo to cała teo ria jest jeszcze wciąż n iekom pletna. Moim w łasnym w k ła­ dem w rozw ój teo rii ro m an ty zm u będzie pew ne dodatkow e pojęcie, o k tó ­ re chciałbym tę p ro b lem aty k ę wzbogacić.

8 Interesującym przykładem podobnej procedury, choć w zastosowaniu do epoki późniejszej niż ta, którą tu omawiam, stanowią rozważania P. P. W i e n e r a

(Evolution and the Founders of P ragm atism . Cambridge, Mass., 1949). Dowodzi on,

że am erykański pragmatyzm narodził się z połączenia dywersytaryzm u Milla, dy­ namicznej dialektyki i teorii ew olucji Darwina.

(13)

M ianem „ro m an ty zm u rad y k aln eg o ” określiłem u jaw n ia jąc ą się w li­ te ra tu rz e p ełn ą form ę dynam icznego organicyzm u w raz z jego w szy stk i­ m i pojęciam i pochodnym i. T erm in, k tó ry chciałbym w prow adzić teraz, to „ro m anty zm p o zy ty w n y ” . W ydaje się, że określenie to m ożna sto ­ sow ać wszędzie tam , gdzie p o jaw ia się d ynam iczny organicyzm w sw ej p ełn ej lu b niep ełn ej postaci. Służyć ono m oże p rzy om aw ianiu postaci historyczn y ch, idei i dzieł sztuki. Nie w y starcza jed n ak dla pełnego zro­ zu m ienia rom an ty zm u. P rzeciw nie: ta k ja k zostało tu przedstaw ione, w całk ow itej izolacji, m oże n a w e t zniekształcać obraz. C zytelnik, k tó ry zada pytan ie: „No a B yron?” — w yrazi słuszną w ątpliw ość. T erm in „ ro ­ m an ty z m p o zy ty w n y ” zawodzi bow iem w p rzy p a d k u B yrona. J e s t w ięc niew y sta rcz a ją c y — ale ty lk o w ted y , gdy nie u zu p ełn i się go n a ty c h m ia st określeniem „ro m an ty zm n e g a ty w n y ”. P ro p o n u ję te ra z przejść do om ó­ w ien ia w łaśnie tego pro b lem u 9.

C ały ten w yw ód m oże pozornie przeczyć postaw ionem u na w stępie celow i, k tó ry m m iało być w łączenie m nogości teo rii n a te m a t ro m an ty zm u w jak iś jed n o lity system . W rażenie tak ie jest jed n a k ty lk o pozorne. „R o­ m an ty z m n e g a ty w n y ” nie jest term in e m rów noległym czy a lte rn a ty w n y m w sto su n k u do „pozytyw négo”, k tó ry należałoby z n im w jakiś sposób pogodzić. Je st jego koniecznym dopełnieniem . N ajkrócej rzecz ujm ując, ro m an ty zm n eg aty w n y stano w i w y raz postaw , uczuć i reflek sji człowieka, k tó ry porzuciw szy sta ty c zn y m echanicyzm nie osiągnął jeszcze pełnej re in te g ra c ji n a grun cie dynam icznego organicyzm u. S to su ję tu, z czego zdaję sobie w p ełni spraw ę, m etodę analityczną, k tó ra jest dziś ta k po­ w szechna, że badacz chcąc nie chcąc p rzesiąk a n ią przez le k tu rę p rac k ry ty czn y ch . J e s t to m etoda, k tó ra przenosi rozw ój osobowości a rty s ty n a jego dzieła. P rz e d p rzy stąp ien iem do b ad a ń n a d tw órczością danego a rty s ty u sta la m y kan o n i chronologię jego dzieł. W te n sposób z a k ł a ­ d a m y z g ó r y , że jego tw órczość podlega rozw ojow i. P ra g n ę jednak

9 W e 11 e к np. powiada, że u Byrona „brak rom antycznej koncepcji w yo­ braźni”, a jeśli już się ona pojawia, to „sporadycznie”. Uzasadnia to cytatem z III pieśni W ędrów ek Childe H arolda, opublikowanej w r. 1816, kiedy Byron chwilowo pozostaw ał pod w pływ em W ordswortha za pośrednictwem Shelleya. To samo można powiedzieć o poglądach Byrona na tem at natury. Rom antyczne przekonanie, iż stanow i ona organizm, w który człowiek jest w pisany dzięki wyobraźni, · występu je w jego twórczości sporadycznie, i to jedynie pod chw ilow ym w pływem Shelleya. R ównie nieprzekonyw ające jest w pracy W elleka ujęcie Byrona jako sym bolisty, pow stałe zresztą pod w pływ em książki Wilsona К n i g h t a The Burning Oracle. Jest to książka bardzo niesolidna, co zauważył sam W ellek, określając ją eufem i­ stycznie jako „przesadną”. Tak w ięc trzy kategorie W elleka, a także trzy roman­ tyczne idee Lovejoya zawodzą z tych samych przyczyn w zastosowaniu do tw ór­ czości Byrona (zob. drugi artykuł R. W e l l e k a w „Comparative Literature” 1949, nr 1, s. 165 i 168). Byron stosuje, oczyw iście, sym bole, lecz czyni to przymusowo — jak każdy inny poeta — a nie przyjm uje świadom ie zasady symbolistycznej kon­ strukcji i kreacji.

(14)

zwrócić uw agę, w nadziei, że nie jest to z niej stro n y czysty p ed antyzm , iż p ra k ty k a ta w sp iera się n a jed n ej z naczelny ch zasad w yw odzących się z dynam icznego organicyzm u czy też pozytyw nego ro m antyzm u , m ian o ­ w icie n a pojęciu ew olucji w znaczeniu, jak ie m u p rzy p isy w ał w iek X IX . P ow róćm y jed n ak do m ej koncepcji n egatyw nego ro m anty zm u. Z asad ­ ność tej teorii, jak rów nież jej zw iązek z ro m anty zm em po zytyw nym , najlep iej pokaże p ra k ty k a . P ro p o n u ję w ięc p rzy jrzeć się z tego p u n k tu w idzenia trzem w czesnorom antycznym dziełom : P ieśni o s ta ry m żeg la rzu Coleridge’a, T h e P relude W ordsw ortha oraz S a rtor resartu s C a rly le ’a 10.

N ajogólniej m ówiąc, są to u tw o ry n a te m a t duchow ej śm ierci i od ro­ dzenia lub n a te m a t świeckiego naw rócenia. W sw ej podstaw ow ej fo r­ m ie dośw iadczenie tak ie m a n astęp u jące fazy: Je d n o stk a przechodzi od ufności w e w szechśw iat do rozpaczy i zw ątp ienia w jakiekolw iek z n a ­ czenie otaczającego św iata, aby w n a stę p n e j fazie pow rócić do w ia ry w istnienie dobra. E tap pierw szy oznacza duchow ą śm ierć, e ta p d ru g i — duchow e odrodzenie.

Z acznijm y od om ów ienia T he P relude, w k tórego p o d ty tu le czytam y:

T he G row th of a P oet's M ind (p o d ty tu ł te n nb. nie pochodzi od a u to ra

utw oru ). P rzed rozpoczęciem p racy n a d poem atem T h e R ecluse W o rd ­ sw orth, chcąc w yłożyć istotę sw ej koncepcji, p ostanow ił n a jp ie rw p rz e d ­ staw ić jej genezę. Ju ż sam a ta decyzja stanow i sym ptom pozytyw nego rom antyzm u. Jeśli bow iem św iat u jm o w an y jest statycznie, podobnie jak u P ope’a w W ierszu o człow ieku, w c e n tru m zaintereso w ania leży końco­ w y re z u lta t dośw iadczenia czy procesu m yślow ego. Inaczej, gdy je d y n y m m ożliw ym sposobem objaśnienia idei stan ie się przed staw ien ie procesu jej pow staw ania. U po dstaw rozum ow ania leży wów czas pojęcie ro zw o ju

[developm ent and g ro w th ]. N ajw ażniejsze w u tw orze W o rd sw o rth a jest

opisane w nim dośw iadczenie duchow ego odrodzenia w n astę p stw ie d u ­ chow ej śm ierci. Początkow o p oeta p rzejaw iał niezłom ną w iarę w p o d sta ­ wowe idee R ew olucji F ran cusk iej w pojone m u przez deistyczny ch f i- 1 o z o f ó w i konsty tucjon alistów . Z ak ład ał w ra z z nim i, z całą n a iw ­ nością, że stw orzenie doskonałego społeczeństw a polega jed y n ie n a oba­ leniu skażonej zepsuciem fo rm y rządów i p rzy w ró cen iu jej p ierw o tn ie czystej postaci — słowem, n a odnow ieniu um ow y społecznej. D ołączył się do tego sentym entalizm , k tó re m u n ajzn ak o m itszy w y raz dał S h a fte

s-10 Przedstawiona tu interpretacja Pieśni o sta ry m żeglarzu powstała kilka lat tem u i w sw ym zasadniczym w yw odzie jest zgodna z interpretacjam i Stallknechta, Maud Bodkin i innych badaczy, których punkty w yjścia były jednak zupełnie inne. Przedstawione tu trzy utw ory są, w edług mojej interpretacji, przetworzeniem tego sam ego subiektywnego doświadczenia. O ile m i w iadom o — jak dotąd, tylko S t a l l k n e c h t pokazał w swej pracy pt. The S tran ge Seas of Thought, że

The Prelude i Pieśń o sta rym żeglarzu traktują o tym samym przedm iocie. Żaden

ze znanych m i badaczy nie stw ierdził tego sam ego tem atu w S artor resa rtu s C arlyle’a.

(15)

b u ry . W w ieku X V III sen ty m en talizm stanow ił w y ra z w ia ry w doskona­ łość i dobroć w szechśw iata, lecz w m iarę ja k u p a d a ła pro ponow ana p rz e ­ zeń teodycea, p rzy b ie ra ł coraz ostrzejsze, w ręcz a b su rd aln e form y. Tak już bow iem jest, że ty m zacieklej b ronim y idei, k tó re an g ażu ją nas em ocjonalnie, im słuszniejsza jest ich k ry ty k a .

W opinii W ord sw orth a R ew olucja F ra n cu sk a zaw iodła po kładane w niej nadzieje. Z am iast spodziew anego dobra w skrzesiła w człow ieku zło; zam iast wolności politycznej i in te le k tu a ln e j przyniosła ty ra n ię , m ord oraz ekspansję im perialistyczną. P oeta uznał, że zbyt łatw o d ał się zwieść em ocjom ; odrzucił więc sen ty m en talizm i w szystkie w arto ści oddał pod sąd rozum ow i. Jed n ak że sła w etn y rozsądek w iek u O św iecenia za­ wiódł: nie po trafił w yjaśnić u p ad k u R ew olucji, nie pokazał też drogi do zaakceptow ania rzeczyw istości. W ted y W o rd sw o rth dośw iadczył duchow ej śm ierci. P o staw ił n a uczucie i n a rozsądek, p rzeg rał w obu dziedzinach. Teraz, jako duchow y b a n k ru t, szukał drogi akcep tacji rzeczyw istości. W ty m w łaśnie stanie duchow ej śm ierci W o rdsw orth przeniósł się do R acedown, ponow nie połączył się z żoną, D orotą. W tedy tak ż e poznał C oleridge’a i zam ieszkał w jego sąsiedztw ie, w N e th e r Stow ey. Tam , pod in te le k tu a ln y m i em ocjonalnym w pływ em C oleridge’a i żony, dokonała się w jego św iatopoglądzie zasadnicza ew olucja. O drodziła się w nim , w sp a rta na now ych zasadach, w ia ra w dobroć i znaczenie w szechśw iata. W obliczu n a tu ry b y ł „istotą czucia pełną, t w ó r c z ą duszą” ; czuł w so­ bie moc tw órczą „na m iarę siły N a tu ry ” . W ierzył, że p rzy ro d a i tw órcza dusza stale pozostają w e w zajem nym kontakcie, ko n tak cie w zniosłym i inspiru jący m . Ten głos n a tu ry stał się dla niego głosem ży jącej istoty . Z darzają się n aw et chw ile, kied y głos ten słychać, a w ted y „p rzen ik a się istotę rzeczy” i m a się „najw znioślejsze poczucie / Tego, co rzeczy w n ętrze k r y je ” ; a tak że „O żyw iające poruszen ia D ucha, / K tó re istn ienia m yślące p rzep aja / I p ły n ie w ty m , co m yśl pom yśli” .

W szechśw iat nie jest m artw ą, choć doskonałą m aszyną; jest żyw ym , rozw ijającym się organizm em , k tó ry objaw ia nam sw ą postać poprzez tw órczy um ysł i jego zm ysły. Isto ty w szechśw iata nie da się w yw ieść z naukow ej „obserw acji p rzy ro d y ” . T ylko podśw iadom ość i tw órczy u m y sł um ożliw iają jej ogląd. Tę w łaśnie m yśl w y raża z a w a rty w o statn iej k się ­ dze The P relude opis w spinaczki na szczyt Snow donu. Poprzez m głę poeta dociera na sam szczyt, skąd roztacza się w span iały widok: ocean ch m u r wokoło, a nad nim księżyc — św ietlisty , jasny, piękny. A przez szczeliny w pokładzie ch m u r przedziera się grzm ot górskich strum ieni. W księżycu W ordsw o rth dostrzega sym bol ludzkiego um ysłu, „Co k arm iąc się n ie ­ skończonością, / W jej głos p ły n ący k u św iatłu w słuchany, / Wisi p onad ciem nością o tch łani” . J e s t to dla niego sym bol podśw iadom ej n a tu ry ta k człowieka, jak całego w szechśw iata, n a tu r y w swej istocie tożsam ej, k tó ­ ra łączy w sobie istnienie ze staw an iem się. D ośw iadczenie to stało się d lań dowodem n a istnienie, pew ność i moc podśw iadom ego um ysłu, na życie w szechśw iata i na b ezu stan n ą tw ó rczą aktyw ność całego kosm osu.

(16)

Dodać tu jed n ak należy, że W ordsw orth n ig dy nie w yzbył się tęsk n o ty do stałości, do ideału w ieku istej doskonałości. Doszło w te n sposób dość wcześnie do kom prom isu, k tó ry uw aża się za cechę epoki w iktoriańskiej. W ydaje się, że przyczyn późniejszej u tra ty tw ó rczej m ocy poety, p rz e jś­ cia na stanow isko skorygow anego to ry zm u z jego ideałem społeczeństw a organicznego, lecz pozbawionego dynam iki, należy szukać w tej w łaśnie dw oistości m yśli. Ale to ju ż całkiem in na spraw a.

Nie zw racając uw agi na chronologię dzieł p rz y jrz y jm y się teraz te k sto ­ wi Sartor resartu s C arly le’a. Oto ty tu ły n ajw ażn iejszy ch rozdziałów u tw o ­ ru : W ie k u iste Nie [The E verlasting No], C e n tru m O bojętności [The C enter

of Indifference], W ie k u iste T a k [The E verla stin g Yea]. W skazują one

w yraźnie n a w ystępow anie cyklu duchow ej śm ierci i odrodzenia. P ro feso r T eufelsdröckh, alter ego samego C arly le’a, rozpoczyna od stw ierdzenia u tra ty w iary :

U trata w iary oznaczała utratę w szystkiego. Ów niegdyś piękny św iat obró­ cił się w ponurą Pustynię. Od wszystkiego, co żyje, czułem się odgrodzony n ie­ w idzialnym murem nie do przebicia: czyżby na całym św iecie nie znalazła się istota, którą z całą ufnością mógłbym przycisnąć do m ego łona? Jedyną odpo­ w iedzią było przeczenie {...). Żyłem w izolacji w prost nie do zniesienia. Od­ czułem całą pustkę w szechśw iata, pozbawionego Życia, Celu, Woli, a naw et Wrogości; w szystko stało się jedną niezmierzoną i m artwą Maszyną parową, pędzącą w martwym, bezdusznym opętaniu, by rozerwać m nie na strzępy. W iekuiste Nie rozbrzmiewało złowrogo, niczym w yrocznia, y/e w szystkich za­

kamarkach istnienia.

W m om encie jed n ak bafom etycznego c h rz tu p rzez ogień b o h ater zdo­ był się n a gest odrzucający te n straszny w yrok. N ie oznaczało to jeszcze, co p raw d a, duchow ego odrodzenia, stanow iło jed n a k pierw szy k ro k w jego k ie ru n k u — fazę b u n tu , rzucenie w yzw ania.

W rozdziale następnym , zaty tu ło w an y m C e n tru m O bojętności, boha­ te r w ę d ru ją c po E uropie doświadcza całej absurd alno ści ludzkiego istn ie­ nia, sty k a się z ok rucieństw em i w ystępkiem . J e s t w ędrow cem , p ielgrzy­ m em , dla k tórego nie m a schronienia w żadnej z istn iejący ch św iąty ń. Aż pew nego dnia, w otoczeniu pięknego k rajo b raz u , w obliczu sam ej n a ­ tu ry i praw d ziw ej ludzkiej pobożności, n a stą p iła przem iana.

Ponure sny odpłynęły, a Niebo i Ziemia ukazały nowe oblicze (...). Czymże jest natura? Ha! dlaczego wzbraniam się nadać Ci im ię BOGA? Czyż nie jesteś „żyjącym Boga strojem ”? Wszak w szech św iat nie jest martwą, dem o­ niczną kostnicą pełną duchów: jest Boski, do Boga należy.

Słow em , jest pełen życia. W jed n ym z d alszych rozdziałów u tw o ru , zaty tu ło w an y m Organiczne W łó kn a [Organie F ila m e n ts], C arlyle jeszcze inaczej sp raw ę tę u jm u je. Pow iada m ianow icie, że n a tu ra „nie jest w y ­ kończonym pro d uk tem , lecz nieu stan n y m procesem rozw oju (...}. L u dz­ kość jest ciągłym ruchem , to w olniejszym , to znów szybszym ”. P ozytyw ny ro m an ty zm w yrażony w ty ch słow ach leży ju ż n a sam ym sk ra ju ro ­ m an ty zm u radykalnego. Myśl C arly le’a jed n ak , podobnie jak w p rz y ­

(17)

p ad k u W ordsw ortha, zd radzała zawsze p ew n ą niekonsekw en cję. Z dy­ nam izm em bow iem chciał on pogodzić sta ty z m i zastosow ać go do teorii ew olucji w szechśw iata. T ak jak poprzedni tw órca, poniósł jed n a k klęskę. J e st to jed n ak znów całkow icie od ręb na sp raw a.

P ieśń o sta ry m żeglarzu C oleridge’a m ów i o ty m sam ym dośw iad­

czeniu, k tó re zajm ow ało W o rdsw o rth a i C arly le’a. W u tw orze ty m p ro ta - gonista żegluje dookoła św iata, co sym bolizow ać m a pielg rzym k ę przez życie. W p ew n y m m om encie sw ej p e re g ry n a cji u śm ierca przelatującego n a d statk iem alb atro sa — jed y n ą żyw ą istotę w k ra in ie lodu i śniegu, sym bolizującą w ty m k ontekście oziębłość, śm ierć duchow ą. Czynem sw ym b u rzy w ia rę sw ych w spółtow arzyszy, k tó rz y o d w ra c ają się od niego naznaczyw szy go p iętn em w inow ajcy. Z k ra in y śniegu i lodów przenoszą się n astęp n ie w stre fę ognia i prażącego u p ału , co znów oznacza duchow ą śm ierć, alienację i cierpienie. T am dusza żeglarza zstęp u je w k rain ę Ż ycia-w -Sm ierci: u trz y m u je się p rzy życiu, podczas gdy w szys­ cy jego w spółtow arzysze, bez słow a, z w y rz u te m w oczach, p a d a ją m a rt­ wi. P rzyto czm y tu słow a C a rly le ’a, k tó ry posłużył się podobną sym bo­ lik ą — ognia i lodu — b y w yrazić te n sta n ducha: „Ż yłem w izolacji w p rost nie do zniesienia” . T ak w ięc duszę żeglarza o p an ow uje poczucie izolacji, w yobcow ania, straszliw ej w iny. W sam otności sta je w obliczu płonącego złem w szechśw iata. „I m orza głąb snadź gniła ju ż ” 11, a p rze ­ rażające, oślizgłe węże m orskie w ypełzły z o tch łani oceanu, b y opanować statek . I gdy w o statecznym p rzerażen iu b o h a te r nasz nie m oże o der­ w ać w zroku od ow ych potw orów , u derza go n agle ich niesam ow ite piękno. J a k sam później pow iada: „I jam je błogosław ił” 12. W otchłani podświadom ości naro dziła się afirm acja, m iłość do całego św ia ta um oż­ liw iająca zaakceptow anie jego isto ty . T ru p a lb a tro sa spad a z szyi żeglarza w m orskie głębiny. Z nika w te n sposób sym bol w iny, alienacji i roz­ paczy. W szechśw iat ożyw a, a deszcz, k tó ry w n e t spada, niesie życiodajną wodę. Ożywcza zaś b ry za, tch n ien ie żyjącego w szechśw iata, prow adzi o k ręt poprzez ocean do p rzy stan i. P rz estw ó r n a p e łn ia się m uzy ką sfer niebieskich i życiodajną św iatłością. Z pom ocą przychodzi m u n a w e t duch k ra in y śniegu i lodów. (Jak pisał C arlyle, n a w e t w m om encie n a j­ czarniejszej rozpaczy ognik w ia ry i afirm acji tlił się w zak am ark ach podświadomości.) A nioły w stę p u ją w ciała m ary n a rz y , by popro w a­ dzić o k ręt. C ały w szechśw iat uczestniczy w p o m yśln ym zakończeniu rejsu .

A później, gdy poprzez a k t spow iedzi i rozgrzeszenia b o h a te r zostaje ponow nie w łączony w bieg ludzkiego życia, odczuw ać zaczyna potrzebę opow iedzenia sw ej histo rii. J e s t to w sw ej istocie tw órczy p o ry w poetycki,

11 [S. T. C o l e r i d g e , P ieśń o sta rym żeglarzu. Przełożył J. K a s p r o w i c z . „Chimera” 1901, z. 3, s. 372.]

(18)

źródłam i sw oim i sięgający podświadom ości. Z u tw o ru w yn ika więc, że poezja jest a k te m tw órczym , choć w sw ej n a tu rz e przym usow ym . M ożna zaryzykow ać tw ierdzenie, że Coleridge je st w p ew n y m sensie p oetą głębszym od W ord sw o rtha i C a rly le ’a. Z d aje sobie bow iem spraw ę z tego, że od alienacji nie m a ucieczki. D latego też pro tag o n ista u tw o ru nie po­ tra fi przyłączyć się do zabaw w eselnych. Znakom icie w y raził tę m y śl Edw in M arkham :

He d rew a circle th a t shut m e ou t — H eretic, rebel, a thing to flout: B u t L ove and I had th e w it to w in : W e d rew a circle th a t took him in!

[Zakreślił koło, które m nie zamknęło — / H eretyk, buntownik, przedmiot drwin; / A le wraz z Miłością w padliśm y na fortel: / Zakreśliliśm y koło, które go połknęło!]

Można objąć syntezą poglądy w szystkich ludzi. Jed n ak że w oczach sw ych bliźnich tw ó rca tak iej sy n tezy m yśli, n a w e t jeśli pobłogosław i i to, co w ielkie, i to, co m ałe, nieodm iennie w ykraczać będzie poza po­ wszechnie p rz y ję te przekonania.

W utw orze ty m , w każdym razie, dostrzec m ożna pozytyw ny ro m a n ­ tyzm w sw ej n a jra d y k aln iejsz ej form ie. W y stęp u ją tu w szystkie jego elem enty: zapis procesu, a firm acja podśw iadom ości i w yobraźn i tw órczej, w iara w życie w szechśw iata, d y w ersy tary zm , w pełni ro zw inięty sym bo­ lizm — sym bolizm organiczny, w którego odrębie uśm iercenie alb atro sa m a sym boliczne znaczenie jedynie w rela cji ze w szystkim i pozostałym i jednostkam i sym bolicznym i.

Pow yższe in te rp re ta c je dowodzą, p rzy n a jm n ie j w m oim odczuciu, jak znakom ite n arzędzie badaw cze sko nstru o w ał L ovejoy. Jego trz y k ry te ria ro m antyzm u — organicyzm , dynam izm i d y w e rsy ta ry zm — pozw alają b a ­ daczowi dotrzeć do w spólnej isto ty rozlicznych dzieł sz tu k i ro m an ty cz­ nej i u jaw n ić te pow iązania m iędzy nim i, k tó re sp raw iają, że w szystkie należą do jednolitego p rąd u literackiego. J a k się w ydaje, w ykazały one rów nież, iż ow ych trz e ch pojęć nie należy ujm ow ać jako heterogenicznych, logicznie niezależnych zjaw isk, stanow ią bow iem w iązkę idei ściśle ze sobą pow iązanych, w y nikający ch z pojęcia podstaw ow ego, nazw anego tu fu n d am en taln ą m etafo rą św iata.

P rzejd źm y te ra z do sp raw y ro m an ty zm u negatyw nego. T erm in te n zapożyczyłem , rzecz jasna, z W iekuistego N ie C arly le’a. Poniew aż po­ glądy jednostek, w każdym przy p ad k u zgodnie z ich in d y w id u aln ą n a tu rą oraz ch arak tery sty czn y m i m ożliw ościam i in te le k tu a ln y m i i em ocjonalną głębią, ew oluow ały od w ia ry w statyczn y, m echan icystyczn y w szechśw iat do św iatopoglądu, k tó ry ujm ow ał w szechśw iat w kateg o riach dynam icz­ nego organicyzm u, droga owej p rzem ian y m u siała prow adzić przez etap zw ątpienia, rozpaczy, relig ijn ej i społecznej izolacji, rozdźw ięku m iędzy

(19)

rozum em a m ocą tw órczą. Był to okres, gdy z w szechśw iata znikło piękno, dobro, racjonalność, jakiekolw iek tra n sc en d e n taln e znaczenie — słowem, w szelki porządek wszechrzeczy, choćby m iał być ucieleśnieniem zła. Tym w łaśnie był ro m an ty zm negaty w n y : okresem „b u rzy i n a p o ru ”, p relu d iu m do jego postaci określonej tu jako pozytyw na. W m iarę jak w iek XIX posuw ał się naprzód, ew olucja ta staw ała się coraz łatw iejsza dzięki po­ m ostow i ro zp rzestrzeniający ch się now ych idei. D la w czesnych ro m a n ty ­ ków idee te b yły bolesnym dośw iadczeniem . T ypow ym sym bolem ro m a n ­ ty zm u negatyw nego sta ły się jedn o stk i przepełnione poczuciem w iny, rozpaczą, społeczną, ale tak że i kosm iczną alienacją. Często spo tykam y bohaterów , k tó rz y w przeszłości popełnili jak ąś straszną, ta je m n ą i nigdy nie w yjaw ioną zbrodnię. Często w y rzek ają się ludzi i Boga, a praw ie zaw sze b łąk ają się po całym świecie. P rz y b ie ra ją postać to H arolda, to M anfreda, to znów K aina. O piew ają ich tak ie poem aty jak Alastor. S top­ niow o jed n ak zm ieniają się: zaczynają coraz lepiej rozum ieć w łasn ą sy­ tu ację, staw iają pierw sze kroki w sztuce historycznego pojm ow ania św iata, p ró b u ją w y k ry ć źródła sw ej negacji św iata, poczucia w iny i w yobcow ania. Pow oli p rzy b ie ra ją postać Don Ju a n a . Chodzi m i o to, że w Don Juanie B y ron zastosow ał sa ty rę dla obiektyw ności spojrzenia, chciał bow iem prześledzić rozw ój ty ch postaw , k tó re sk ładały się n a jego w łasn ą oso­ bowość. J a k się w yżej pow iedziało, p rzyjęcie koncepcji ro m a n ty zm u po­ zytyw nego nie w y jaśn ia zjaw iska, jakim b y ł B yron. W yjaśnia je dopiero pojęcie ro m an ty zm u negatyw nego. B yron żył bow iem w sytu acji, w ja ­ k iej znalazł się W ordsw orth w okresie m iędzy odrzuceniem idei Godw ina a przeniesieniem do R acedow n i N eth er Stow ey, w jakiej w idzieliśm y sa­ m otnego Żeglarza n a b ezk resn y m oceanie, i w jak iej T eufelsdröckh rzucał św ia tu sw oje „W iekuiste Nie!” w w ędrów ce po K rain ie O bojętności.

Zarów no późniejszy z cytow anych pow yżej arty k u łó w W elleka jak i książka B arzu n a obchodzą się bez proponow anej tu kateg orii ro m a n ­ ty zm u negatyw nego. Stało się to przyczyną, dla k tó re j najbłyskotliw sze n a w e t in te rp re ta c je obu uczonych zawodzą. Z abrakło im bow iem ogniw a łączącego w h a rm o n ijn ą jedność przedstaw icieli ro m a n ty zm u p o zytyw ne­ go i negatyw nego 13. P o ty k a ją się z tą sam ą trudnością, wobec k tó re j s ta n ą ł A uden pisząc T h e E nchafed Flood. P ra w d ą jest, że i negatyw ny, i pozytyw ny ro m an ty zm jest często źródłem izolacji jednostki. Coleridge jed n ak — jed y n y spośród om aw ianych tu ro m an ty k ó w — odnajdy w ał tę sam ą rozpacz, i izolację jednostki w pisane w obie w ersje rom anty zm u, ty le tylko, że w fazie w cześniejszej w y n ik a ją one z przeko nania o nie- pojm ow alności w szechśw iata, w fazie późniejszej z fa k tu , że społeczeń­ stw o, w k tó ry m dana jednostka żyje, nie podziela nowo w ykształconego rozum ienia rzeczyw istości. I ta k np. w p rzekon aniu M. A rnolda „Nie po­ siadanie i stan spoczynku, lecz rozw ój i staw an ie się są znam ionam i do­

(20)

skonałości w obliczu k u ltu r y ” . P oglądam i sw ym i odgradzał się on od barbarzyńców , filistynów i m otłochu, którzy, być może, pozostaw ali pod w rażeniem jego idei, lecz nigdy ich nie podzielali. Działo się ta k dlatego, że postaw a tego m yśliciela b y ła im ta k obca, iż nie byli w sta n ie jej zrozum ieć. Podobnie rzecz się m a z tw órczością Picassa. Z jed n ej stro n y m alarstw em sw ym dał on n ajgłębszy w y raz wolności, k tó rą ro m an ty zm o bdarzył tw órczą w yobraźnię; z d rug iej jed n ak stro n y jego kubistyczn e i postkub isty czn e p race w zbudzają odrazę większości odbiorców. Picasso b y ł w h arm on ii z w szechśw iatem , nigdy zaś ze społeczeństw em , w k tó ­ ry m w ypadło m u żyć 14.

14 Przy tej okazji w yjaśnić wypada problem preromantyzmu, terminu, który należałoby w ykreślić z literaturoznawstwa. Koncepcja preromantyzmu w zięła się z naiwnego zastosowania teorii ew olucji do badań historycznoliterackich. Skoro bow iem w ielcy rom antycy kochali naturę, w szelkie oznaki takiego uczucia w w. XVIII uznane zostały za preromantyzm, przekreślając całą horacjańską tra­ dycję neoklasycyzmu. Skoro rom antycy lubili uczuciowość, to uznano jej oznaki w poprzednim stuleciu za preromantyczne, jakby którakolwiek epoka — w łącza­ jąc „Wiek Rozumu” — mogła się obyć bez wyrażania uczuć. Skoro Wordsworth i Coleridge byli w m łodzieńczym w ieku w yznaw cam i sentym entalizm u, ipso facto sentym entalizm jest tożsam y z romantyzmem, itd. Jam es R. F o s t e r wykazał w sw ej pracy H istory of the P re-R om antic N ovel in England (New York 1949), że w rażliw ość uczuć stanow iła em ocjonalny wyraz deizmu, a L o v e j o y w swych licznych pracach dowiódł, iż deizm i neoklasycyzm były zjaw iskam i rów n oległy­ m i. Jeśli niepokoi nas fakt, że sentymentalizm , „toryzm kosm iczny” i deizm mają stanow ić w yraz tej samej postawy wobec świata, pamiętajm y, że w łaśnie w w. XVIII statyczno-m echanicystyczna teodycea załamała się pod naporem w e ­ w nętrznych sprzeczności. Romantyzm w ięc nie zniszczył poprzedzającej go epoki. W ypełnił powstałą już pustkę. Doskonałym przykładem trudności, jakie pokonywać m usieli przedstaw iciele Oświecenia, aby utrzymać spójny obraz św iata — jest działalność poetycka Pope’a. Niezrozum iałe jest bowiem , w jaki sposób W iersz

0 człow ieku m ógł stać się teoretycznym uzasadnieniem jego w łasnych satyr, nad

którym i pracow ał jednocześnie. A jednak w łaśnie tak go potraktował. Skoro jednak w szystko, co istnieje, jest słuszne, dlaczego Pope piętnuje ludzi za ich postawy 1 zachowanie opisyw ane w Moral Essays, w The Dunciad i w satyrach — zarówno oryginalnych jak i tych, które są tylko im itacjam i antycznych wzorców? N apo­ tykam y tu na odwieczny problem uspraw iedliw ienia obecności zła w św iecie stw o­ rzonym przez bóstw o doskonałe, wszechm ocne i pełne łaski. W m iejsce błędnego term inu „preromantyzm” proponuję przyjęcie określenia „dezintegracja neokla­ sycyzm u”. Rzućmy dla przykładu okiem na pierwszą stronę późniejszego z cyto­ w anych tu artykułów W e l l e к a: „W latach siedem dziesiątych w. X V III w ystąpił nurt »burzy i naporu«, który jest identyczny z tym, co dziś określa się też mianem prerom antyzm u”. W popularnej antologii, autorstwa G. B. Woodsa, H. A. Watta i K. G. Andersona, The L iteratu re of England z r. 1936 znajduje się rozdział, w którego tytule czytamy: The Approach to Rom anticism . Obejmuje on Thompsona, Graya, Collinsa, Cowpera, Burnsa i Blake’a. Innym niezw ykle popularnym dziełem jest Guide through the R om antic M ovem ent Ernesta Bernbauma (powołuję się tu na jego pierw sze w ydanie z r. 1930). W rozdziale pt. P re-R om an tic M ovem en t w id ­ nieją jedna przy drugiej takie postaci, jak m. in. Shaftesbury, W inchilsea, Dyer, Thomson, Richardson, Young, Blair, Akenside, Collins, bracia Warton, Hartley,

Cytaty

Powiązane dokumenty

Genetycznie zasada kadencyjności wywodzi się z orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego, który sformułował ją po raz pierwszy w 1996 r., a następnie rozwijał w

Zapowiedziane kontrole ministra, marszałków i woje- wodów zapewne się odbyły, prokuratura przypuszczalnie też zebrała już stosowne materiały.. Pierwsze wnioski jak zawsze:

osób na terenie Żoliborza, Bielan i Łomianek, jest dowo- dem na to, że właściwa organizacja pracy i sprawny zespół osiągający dobre efekty może skutecznie działać w modelu

Kompozytor nowator i odkrywca z początków naszego wieku świadom jest wyczerpania się możliwości formotwórczych dotychczas stosowanych technik i systemów uniwersalnych: harmonii

now ane przez roślinność, dlatego też szybko ulegają przemieszczaniu. Czasem jednak zdarza się, że naw ei i w w arunkach pustynnych .mogą one być częściowo

Ponieważ w roślinach, które zostają kompletnie zniszczone przez grzyby, nitki grzyba wcale nie tworzą kłębków, ale w linii prostej w rastają w komorki i

Z pom iędzy różnych teoryj zdaje się być najbliższą praw dy podana przez M otturę, inżyniera kopalń we W łoszech, a objaśniająca pow stanie siarki reakcyam i

Poniew aż głów nie dorosłe ju ż ow ady dobrze niemi w ładają, podlegają więc napadom po najw iększej części m łode mszyce, d ojrzałe zaś, znoszące ja jk a