• Nie Znaleziono Wyników

Tygodnik popularny, poświęcony Naukom Przyrodniczym. PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA". W Warszawie:

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Tygodnik popularny, poświęcony Naukom Przyrodniczym. PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA". W Warszawie:"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Tygo dn ik popularny, poświęcony Naukom Przyrodniczym.

PRENUMERATA „W S Z E C H Ś W IA T A ".

W W arszaw ie: rocznie rb . 8, kw artalnie rb . 2.

Z przesyłką pocztow ą rocznie rb . 10, p ó łr. rb . 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W Redakcyi ,, W szechśw iata" i w e w szystkich księgar­

niach w kraju i za granicą.

R edaktor „W szechśw iata'4 przyjm uje ze sprawami redakcyjnem i codziennie od godziny 6 do 8 w ieczorem w lokalu redakcyi.

A d r es R ed a k cy i: K R U C Z A JST°. 32. T elefo n u 83-14.

O Ś W I E T L E U G I Ę T E M , S I A T K A C H D Y F R A K C Y J N Y C H I O S P E K T R O ­

S K O P I E S C H O D K O W Y M .

Zmrużmy oczy na słońce zlekka przy­

słonięte chmurami, a ujrzym y dobrze znany fantastyczny obraz, składający się ze snopów strzał ognistych, pow ygina­

nych i tęczowo zabarwionych. W takiej chwili snują się zazwyczaj po głowie dość nieokreślone myśli, nigdy jednak nie nasuw a się pytanie, co je s t powo­

dem pow staw ania tego obrazu barw n e­

go. Łatwo to w ytłum aczyć psycholo­

gicznie: czujemy wysiłek mięśni zwiera­

jący ch powieki; in s ty n k t mówi nam , że to je s t bezpośrednia przyczyna powsta­

wania owych obrazów i na tłumaczeniu tem poprzestajemy, gdyż przyzwyczaje­

ni jesteśm y do różnych złudzeń wzroko­

wych.

A jed n ak bylibyśm y w błędzie, g d y ­ byśmy pośpiesznie chcieli wnioskować, że działa tu ciśnienie, które w yw ierają powieki na przyrząd optyczny oka. W y ­ starcza chwila zastanowienia, aby się przekonać, że orbicularis orbitae, kur­

cząc się, nie może wywierać silniejsze­

go ciśnienia na gałkę oczną; skądinąd, uciskając powiekę palcem, dostrzeżemy tylko przesunięcie obrazu, lecz bynaj­

mniej nie powstawanie wzorzystych fi­

gur barwnych. Pozostaje jedno przy­

puszczenie: światło, przechodząc przez rzęsy doznaje dziwnej modyfikacyi, roz­

szczepia się na pęki pojedyncze i to nie­

jednakowo dla barw różnych.

Spróbujmy zastąpić rzęsy analogiczną siatką prawidłowiej ułożoną. Weźmy pióro ptasie (małe, gęste) i przysuńmy je tuż do źrenicy. Przedziwny otrzy­

mamy obraz: ujrzym y słońc mnóstwo i

będą one ułożone prawidłowo w postaci skośnych zaokrąglonych równoległobo- ków; zabarwienie silnie wystąpi; szcze­

gólnie w y d atn a będzie purpura; przesu­

wając pióro dostrzeżemy w odpowie­

dnich miejscach występowanie barw wi­

dmowych J). Mniej piękne, lecz również nader urozmaicone obrazy dostrzeżemy, kiedy patrząc wieczorem na światło od­

dalonej latarni, chuchniemy n a zimną

*) Jeszcze piękniejszy obraz da zwykła lampa naf­

towa widziana w pewnej odległości.

(2)

290 W SZECHŚW IAT Ko 19 szybę, lub, kiedy p atrzym y na latarnię

przez niezbyt g ru b ą m ateryę parasola.

Moglibyśmy przytoczyć jeszcze ogrom­

n ą liczbę wypadków, wziętych z życia codziennego, kiedy światło doznaje ta ­ kich szczególnych modyfikacyj. W szyst­

kie te zjawiska nazyw am y w optyce uginaniem się światła; dopiero w X VII w ieku stały się one przedm iotem roz­

w ażania naukow ego i to, o ile chodzi o spostrzeganie objektyw ne. Subjekty- wne spostrzeżenia dlatego pewno przez czas ta k długi nie zwracały n a siebie uwagi, że, ja k e ś m y to ju ż zaznaczyli, instynktow nie tłum aczym y je sobie złu­

dzeniami wzrokowemi.

Zjawiska uginania się św iatła odkrył je zu ita włoski Grimaldi. W y d ał on wiel­

kie dzieło: „O świetle, b arw ach i tęczy“ x), w którem zawarł całą spółczesną mu teoryę zjawisk św ietlnych, a zarazem podał wyniki osobistych poszukiwań.

Zaraz w pierwszym rozdziale Grimaldi pisze, że wiedziano dotychczas, że świa­

tło może się rozchodzić trzem a sposoba­

mi: bezpośrednio (directe), drogą odbi­

cia (reflexe) i załamania (refracte); on zaś odkrył czwarty sposób, kiedy m ia­

nowicie światło rozchodzi się drogą roz­

szczepienia (diffracte). D wa ek sp ery ­ m enty naprowadziły go na ten nowy sposób rozchodzenia się światła. W pier­

wszym wpuszczał do pokoju swego przez mały otwór w okiennicy ja s n y snop św iatła słonecznego, które tworzyło sto­

pniowo rozszerzający się stożek. W ten

T) T y tu ł tego dzieła tak doskonale charak tery zu je rzecz sarnę i epokę, że podajem y go tu w całości: «Physico-m a- th esis de lum ine, co loribus et irid e, aliisque adnexis libri d u o , in q u o ru m p rim o a ffe ru n tu r nova experim enta, e tra tio - nes ab iis d eductae p ro sub stan tia litate lum inis, in se- c undo autem d issolvuntur argum enta in prim o adducta, et p ro b a b ilite r sustineri posse d o c e tu r sententia p e ri- p atetica de accidentalitate lum inis. Q ua occasione de haetenus incognita lum inis diffusione, de reflexionis, re fra c tio n is et diffractionis m odo et causis, de visione, d eq u e speciebus in tentionalibus visibilium et au d ib i- lium ac de substantiali m agnetis effluvio omnia co rp o ra p ervadente, non pauca scitu digna p ro fe ru n tu r et spe- ciali etiam argum ento im p u g n an tu r atom istae. A u cto re P. Francisco M a ria G rim aldo S ocietatis Jesu . O pus posthum um . B ononiae M D C L X V .

stożek w staw iał jakikolwiek nieprzezro­

czysty wydłużony przedmiot, np. włos ludzki, d ru t grubości igły i t. p.; u s ta ­ wiwszy w znacznej odległości biały ekran, obserwował cień tej cienkiej przegrody. Ścisła obserwacya wykazała, że cień ów nie odpowiadał prostolinij­

nemu rozchodzeniu się światła; był szer­

szy, niż należało oczekiwać. Co więcej brzegi tego cienia były obramowane trzem a prążkami barw nemi tak, iż nie­

bieska barw a była najbliższa brzegu cie­

nia, czerwona zaś—najdalsza. Dobiera­

jąc odpowiednio grubość przedmiotu i odległość ekranu, Grimaldi dostrzegał, że i w ew nątrz cienia ukazuje się szereg prążków barwnych, których liczba zale­

ży od grubości przedmiotu. Drugie do­

świadczenie Grimaldego polegało na tem, że zamiast wązkiej zapory, wstawiał w bieg promieni ek ran z malutkim otwor­

kiem; na białej powierzchni drugiego ekranu otrzym ywał wówczas plamę świetlną również otoczoną pierścieniami barwnemi; i tu pęk promieni rozszerzał się bardziej, niż należało oczekiwać z punktu widzenia prostolinijnego rozcho­

dzenia się światła. Zauważmy tu naw ia­

sem, że we wszystkich doświadczeniach tego rodzaju, koniecznem je s t użycie jaknajsilniejszego źródła światła (Grimal­

di pisze: observatio in aestate ac sere- nissimo coelo facta circa meridiem evi- dens semper fuit).

Niezmiernie ścisłe i sumienne spostrze­

żenia Grimaldego znalazły zasłużone uznanie śród ogółu ówczesnych wielkich mężów nauki. W iązały się ściśle z za­

gadnieniem o naturze światła i dla tego były szczególnie interesujące. Newton powtórzył doświadczenia Grimaldego, uzupełnił je i sam podał kilka nowych pięknych eksperymentów. Poza stroną faktyczną zajmowała też Newtona przy­

czyna ty c h zjawisk. W ydaje mu się oczywistem, że promienie światła, prze­

chodząc koło brzegów zasłony (włosa, igły), gną się i w skutek tego uginania u chylają się od biegu prostolinijnego.

Ponieważ Newton chętnie wyobrażał so­

bie, że promienie świetlne składają się z potoku ciałek świetlnych, przeto i W

(3)

M 19 w s z e c h ś w i a t 291 tym w ypadku gotów był przypuścić od­

działywanie cząstek m ateryi na cząstki świetlne. Siła ta k a mogłaby być analo­

giczna z ciążeniem powszechnem.

Zajmujący je s t fakt, że zjawiska u g i­

nania się (używając term in u Newtono- wego), które na początku 19-go wieku stały się jednym z głównych arg u m en ­ tów, przemawiających za teoryą falową światła, właśnie skłaniały Newtona do odrzucenia teoryi falowej. Oto co pisze on w „P ytaniach11 *), dołączonych do księ­

gi 3-ciej „Optyki". „Czy nie są błędne wszystkie hypotezy, w których się przy­

puszcza, że światło polega na ciśnieniu lub na ruchu, rozchodzącym się poprzez środo­

wiska ciekłe?... Bo gdyby polegało na ciś­

nieniu lub na ruchu, rozchodzących się mo­

mentalnie lub w czasie, to uginałoby się wgłąb cieni. Gdyż ciśnienie lub ruch nie mogą się rozchodzić w cieczy wyzdłuż linij prostych poza przeszkodą, która zatrzymuje część ruchu, lecz u gn ą się, rozproszą po wszelkich drogach w spo- kojnem środowisku, które leży poza przeszkodą. Siła ciężkości skierowana je s t ku dołowi, lecz ciśnienie wody, po­

w stające w sk u tek ciążenia, dąży we wszystkie strony z siłą jednaką i rozcho­

dzi się również łatwo i z ta k ą samą silą w bok, ja k o też w dół i zarówno krzy- wemi przejściami, jak o też prostemi.

Fale na powierzchni wody stojącej, prze­

chodząc koło boków szerokiej przeszko­

dy, która zatrzy m u je część ich, uginają się potem i rozszerzają się stopniowo na spokojną wodę poza przeszkodą. Fale, pulsacye lub d rgania powietrza, na któ­

rych polega dźwięk, uginają się w spo­

*) N ew ton «O pticks», L ondyn 1718, str. 336.

K iedy N ew ton ukończył księgi «O ptyki», nasuwało mu się jeszcze mnóstwo zagadnień tak czysto optycz­

nych, jako też ogólnych. P rzekazał je potomności w form ie pytań, które dołączy ł do dzieła swego. M a ­ ło jes t rzeczy, k tó reb y tak zainteresow ać m ogły każde­

go p rzy ro d n ik a, jak owe «Pytania»; nabiera się z nich praw dziw ego w yobrażenia o sile gieniuszu New tonow e- go. S ty l jęd rn y , głębia m yśli, rozległość horyzontów składają się na całość, w yw ierającą potężne w rażenie.

W idzimy tu w N ew tonie nie matematyka, lecz badacza n atu ry , którego rów nie in teresu je ferm entacya, jak cią­

żenie pow szechne i pow staw anie sublim atu.

«Pytania» znaleźć można w N r. 97 O stw alda «Kla­

syków nauk ścisłych)).

sób oczywisty, choć nie tak bardzo, ja k fale wody. Gdyż dzwon lub armatę mo­

żna słyszeć z poza pagórka, k tó ry za­

trzymuje widok ciała dźwięczącego, i dźwięki rozchodzą się po krzywych rurkach również łatwo, ja k po prostych.

Lecz nieznanem jest, aby światło zdąża­

ło kiedykolwiek przez zakrzywione przej­

ścia lub uginało się wrew nątrz cienia.

Gdyż gwiazdy stałe przestają być widocz­

ne, kiedy którakolwiek z planet stanie pomiędzy niemi a nami...“

Rzuca się w oczy, że Newton ani słów­

kiem nie wspomina o owych prążkach barwnych, powstających w ewnątrz cie­

niów, które tak dokładnie zostały opisa­

ne przez Grimcldego. Newton nie wspo­

mina o nich ani tu, ani w całej 3-ciej księdze „Optyki“, k tó ra je s t poświęcona badaniom nad uginaniem się światła.

Czyżby Newton prążki te przeoczył? Nie­

podobna tego przypuścić: zbyt genial­

nym był eksperymentatorem. Niektórzy, bodaj, że sam Fresnel, sądzą, że wcho­

dziło tu w grę umiłowanie własnej teo­

ryi, że Newton umyślnie pokrył milcze­

niem owe prążki wewnętrzne. Zbyt wielką j e s t jed n ak pamięć tego geniu­

sza, aby można było lekkomyślnie przy­

ją ć takie przypuszczenie; wydaje się r a ­ czej prawdopodobnem, że Newtonowi owe słabe prążki wewnętrzne wydawały się okolicznością mało godną uwagi, że oczekiwał zgoła innych zjawisk, że przy­

puszczał, iż fale świetlne, zupełnie ana­

logicznie z głosowemi, zachodzić będą za węgły.

Bądźcobądź i zwolennicy teoryi falo­

wej nie zwrócili na fakt ten uwagi. B y­

ło ich nie wielu, słabo zresztą bronili idei Huygensa. Teorya emisyjna zwy­

ciężyła na całej linii, i dopiero Tomasz Young na początku XIX-go stulecia przypomniał spostrzeżenie Grimaldego i wykazał, że powstawanie wewnątrz cieni prążków barwnych (w świetle je- dnobarwnern ja sn y ch i ciemnych) je st niezrozumiałem z p u n k tu widzenia teo­

ry i emisyjnej, natom iast łatwo się daje w ytłumaczyć z p u n k tu widzenia teoryi falowej. Zastanawiając się nad tem, ja- j ki je s t mechanizm powstawania tych

(4)

292 W SZEH CŚW IA T No 19 prążków, Young dochodzi do wniosku,

że tu taj, ja k zresztą we wszystkich w y­

padkach podobnych, następ uje wzajemne oddziaływanie dwu promieni, wzdłuż których rozchodzi się w eterze ruch fa­

lowy. P rążek ciem ny powstaje, kiedy g rzbiet fali jednego promienia natrafi na dolinę fali drugiego, ja sn y , — kiedy się sp o ty k ają dwie części jednakow e: góra z górą, dolina z doliną. To wzajemne oddziaływ anie promieni Young nazyw a

„interferencyą". W przypadku cienia, który daje wązka przegroda, interferują promienie, przechodzące koło obudwu jej brzegów. Young dowiódł słuszności tego tw ierdzenia n astęp u jącem genial­

nie prostem doświadczeniem: Zapomo­

cą ek ran ik a dodatkowego przeciął drogę promieniom, z jednego brzega zasłony idącym; wówczas n a ty c h m ia st zniknęły prążki w ew nątrz cienia. Interferencyą promieni Young tłum aczył też i w sz y st­

kie inne bardziej złożone zjaw iska u g i­

n an ia się światła.

Young w ytknął tylko zasadnicze p u n k ­ ty falowej teoryi światła. Dopiero Fres- nel nadał jej skończoną, h arm on ijn ą for mę. Pierwsze teoretyczne i dośwdad czalne badania Fresnel? dotyczyły zja­

wisk uginania się światła; znać tu rękę m istrza w każdym szczególe. Fresnel zauważył, że prążki dyfrak cy jn e można daleko dogodniej obserwować, zastępując szkłem m alow em biały ekran, na którym powstaje cień przedmiotu; korzystnem je s t też oko uzbroić w lupę, bo w ten sposób można łatwiej dostrzedz wiele szczegółów. W krótce je d n ak Fresnel do­

chodzi do wniosku, że zbyteczna j e s t i matówka. W y s ta r c z a w odpowiedniem miejscu lupy umocować nici pajęczyny i nastaw iać prążki dyfrakcyjne n a prze­

cięcie ty c h nici; jeżeli do lupy dorobimy jeszcze śrubkę m ikrom etryczną z odpo­

wiednią skazówką, to możemy tym pro­

sty m sposobem powiększyć wielokrotnie ścisłość obserwacyi. P rzy pomocy k o ­ w ala F resnel sporządza ta k ą lupę (był on wówczas inżynierem dróg i mostów w ja k iejś zapadłej mieścinie francuskiej) i, posługując się słońcem, jako źródłem światła, dokonywa swrych k lasycznych

poszukiwrań nad uginaniem się światła.

Ścisłe pomiary dowodzą, że teorya Youn- ga nie może zdać sprawy ze zjawisk rzeczywiście zachodzących. Fresnel roz­

wija wówczas wrłasną teoryę, która je s t właściwie zespoleniem zasady Huygensa, że każda cząstka eteru świetlnego staje się z kolei rzeczy samodzielnym ośrod­

kiem rozchodzenia się fał, i zasady Youn- ga, że promienie świetlne oddziaływają na się, interferują. Nie możemy t u wscho­

dzić w szczegóły, dotyczące poglądów teoretycznych Fresnela. Zauważymy, że nie w y trzym u ją one ścisłej kry ty k i i że obecnie n auka dąży do zbudowania teo­

ryi dyfrakcyi na zupełnie ścisłych pod­

stawach. To dążenie napotyka jedn ak n a wielkie trudności, i zagadnienie zo­

stało rozstrzygnięte dopiero w kilku n aj­

prostszych w ypadkach. Praktycznie pu nkt widzenia F resnela wystarcza zupełnie;

poniżej wyjaśnim y n a podstawie idei ty ch zjawiska, zachodzące w siatkach d yfrakcyjnych, których odkrycie zawdzię­

czamy optykowi monachijskiemu Fraun- hoferowi.

Badania Fraunhofera w dziedzinie ugi­

nania się światła mają w sobie coś nie­

zwykłego. Newton, Huygens, Fresnel, Young, k tó rzy zbudowali gmach optyki fizycznej, są to ludzie doskonale w yszko­

leni, m atem aty cy biegli, umysły w' n aj­

wyższym stopniu subtelne. Fraunhofer je s t samoukiem, a ujm uje rzeczywistość nie przenikliwością giętkiego umysłu, lecz intuicyą, jeżeli się ta k można w y ­ razić,—doskonałem poczuciem praw n a ­ tury. To poczucie często zdumiewa nas u ludzi blizkich natury; rzadko je d n ak prowadzi do odkryć wielkich.

F raunhofer pragnie dokładniej poznać zjawiska uginania się światła. Zdaje m u się, że możnaby to osięgnąć, stosu­

ją c silniej powiększające przyrządy op­

tyczne. Zamiast lupy bierze lunetę. L u ­ n eta j e s t osadzona na osi wrraz z kołem zaopatrzonem w podziałkę; pośrodku koła znajduje się stolik ruchomy; źró­

dłem św iatła j e s t słońce. Promienie

j ostatniego przechodzą uprzednio przez wązką szparę. Widzimy, że przyrząd j Fraunhofera niczem się nie różnił od

(5)

No 19 WSZECHŚWIAT 293 dziś'używ anego spektrom etru; nie było

w nim soczewki kolimacyjnej, k tó ra w razie światła słonecznego je s t zbyteczna.

Fraunhofer rozszerza puszukiwania nad dyfrakcyą i w innym kierunku. Bada zjawisko uginania się nietylko w w y­

padku jednej szparki, lecz i w wypadku wielu szpar, znajdujących się jed n a przy drugiej. Czyni to, chcąc wypełnić świa­

tłem cały otwór objektyw u lunety i osiągnąć w ten sposób większą in te n s y ­ wność światła. Aby otrzymać wielką ilość szpar, idących w prawidłowych od­

stępach, w ynajduje on bardzo dowcipny sposób. Na ram kę drewnianą naciąga drut; ram ka jest zaopatrzona w śrubkę mikrometryczną, a przeciągając drut przez nacięcia w śrubce, Fraunhofer zu­

pełnie ściśle odmierzał odstępy pomię­

dzy drutami. Ustawiwszy ramkę na sto­

liku swojego spektrom etru, Fraunhofer spostrzegł z niemałem zdziwieniem, że taki szereg wąskich szpar daje dosko­

nałe widmo i nie ustępuje pod tym względem najlepszym naw et pryzmatom.

Okazało się dalej, że widm tych je st cały szereg i to —podwójny; są one roz­

mieszczone symetrycznie względem siat­

ki. Widm takich Fraunhofer naliczył z każdej strony koło 13. W widmach spostrzega te same linie, które już w y­

krył był poprzednio zapomocą pryzmatu;

nie umie sobie zdać sprawy z ich natu ­ ry; przypuszcza, że pow stają one w sk u ­ tek interferencyi promieni. W ykryw a zato prawa, k tóre rządzą powstawaniem widm różnego rzędu, dokonywa mnóstwa niezmiernie ciekawych i ważnych spo­

strzeżeń i wyprowadza szereg ulepszeń w urządzeniu siatki dyfrakcyjnej. Za­

nim zapoznamy czytelnika z temi dalsze- mi udoskonaleniami, przypomnimy ele­

m e n tarn ą teoryę tych zjawisk, w sch o ­ dzącą z założeń Fresnela.

St. Landau.

(c. d. nast.).

A N T A R K T Y D A I J E J Z L O D O W A ­ C E N IE .

Ziemia cesarza Wilhelma II.

Na ziemi tej, którą odkryła ekspedy- cya niemiecka „Gaussa", zlodowacenie przejawia się daleko prościej. Prócz gó­

ry Gaussa, wznoszącej się na 370 m po­

nad brzegiem, żadna góra ani skała nie przebija inlandsisu, pokrywającego ol­

brzymią białą płachtą niezmierzone prze­

strzenie i wznoszącego się łagodnie ku południowi. Ta płachta lodowa je s t sil­

nie spękana, w przeciwstawieniu do in ­ landsisu ziemi W iktoryi; kończy się ona nad brzegiem morskim stromą krawędzią wysokości 40—50 m. Sondowania wykaza­

ły, że grubość inlandsisu koło góry Gaus­

sa nie przewyższa 170 metrów i dopiero znacznie dalej ku zachodowi dosięga 250 w. Liczby te są stosunkowo niewielkie, jeśli weźmiemy pod uwagę, że lodowiec alpejski w Tyrolu, Hintereisferner je st głęboki na 214 metrów.

Szybkość poruszania się inlandsisu je st również nieznaczna, gdyż wynosi tylko 0,33 to dziennie w swej części końcowej.

W Grenlandyi naprzykład inlandsis posu­

wa się we fjordzie U pernivik z szybko­

ścią 31 metrów a w wielkim Rarajak z szybkością 18 metrów dziennie. W ięk­

sza część powierzchni inlandsisu nawet i zimą nie pokrywa się śniegiem. Sil­

ne wiatry zachodnie, jakie tu panują, nie pozwalają mu się skupiać, a przez to i zasilać inlandsis. Doświadczenia Drygalskiego wykazały, że powierzchnia jego podczas pięciu miesięcy zimowych obniżyła się o 4 om. Dowodzi to, że zlo­

dowacenie, pomimo bardzo niskiej te m ­ peratury rocznej i silnych opadów atmo­

sferycznych, zmniejsza się. Głazy era- tyczne na szczycie góry Gaussa dowodzą, że zlodowacenie było niegdyś daleko sil­

niejsze. Lodowiec był wtedy grubszy conajmniej o 350 metrów.

Na zachód od ziemi Wilhelma II w y­

prawa niemiecka spotkała się z drugim typem lodowców, zbliżającym się bardzo

(6)

294 WSZECHŚWIAT M 19 do „W ielkiej ścian y 1* R o ssa. Dowódca |

ekspedycyi profesor Drygalski, nazwał te n odmienny typ „W est-Eis“ czyli lód zachodu. Nic nie mówiąca nazw a ta musi być zatrzymana, dopóki zagadnie­

nie pochodzenia tego lodu nie będzie rozwiązane. Lód ten, jaK i lód „Wielkiej ściany" płynie na morzu. Czasami je s t oddzielony ścianą 5—20 m etrow ą od lo­

du morskiego, napewno nieporuszającego się, lecz czasami zniża się do jego po­

ziomu i zlewa się z nim zupełnie. Do­

wodzi to, że i lód zachodu nie porusza się. Ponieważ zaś ten ostatni j e s t spo­

jo n y z inlandsisem, będąc oddzielonym od niego tylko słabą depresyą, należy przypuścić razem z Philippim (członkiem wyprawy), że i inlandsis je s t tutaj unie­

ruchomiony. Opierając się na tych da­

nych Philippi wnioskuje, że i lód zacho­

du je s t poprostu inlandsisem, który spły­

nął k u morzu w czasach większego zlo­

dowacenia, obecnie znieruchomionym.

Innego zdania j e s t profesor Drygalski;

uczony ten twierdzi, że lód zachodu je s t skupieniem całej m asy gór lodowych, które, zatrzym ane przez ławice lodów morskich, pod wpływem ciśnienia znowu się zespoliły.

Tam gdzie inlandsis jeszcze się posu­

wa, chociaż bardzo powoli, tworzą się i góry lodowe. Oddzielają się one od ściany lodowej nie nagle j a k w Gren- landyi, lecz stopniowo, a potem pozosta­

j ą jeszcze długo w ich sąsiedztwie. Gó­

ry te są uławicone poziomo. Równole­

gle do w arstw silniej spojonego lodu niebieskiego, znajd u ją się ławice bogate w żwiry, pochodzące z m oreny dennej.

Liczba ławic żwirowych jednej góry lo­

dowej je s t zmienna lecz często dochodzi do 40. Widzimy z tego, że góry lodo­

we m ają czynny udział w przenoszeniu materyałów.

Ziemia i. Coatsów.

W y p raw a an tark ty czn a szkocka pod wodzą dr. Brucea odkryła na południe od oceanu Atlantyckiego, pod 74° sz.

połud i 22° dług. wTschod., ziemię, k tó rą nazwała imieniem mecenasów tej w y ­ prawy, braci Coatsów. Ziemia ta je s t

w zupełności pokryta inlandsisem, który się kończy nad brzegiem morskim ścia­

ny wysokości 30 do 50 metrówr.

Zlodowacenie ujaw nia się tutaj w taki sam sposób ja k i na ziemi cesarza Wil­

helma II.

A n tarktyda zachodnia.

W ziemiach antark ty czn y ch na połu­

dnie od A meryki zlodowacenie ma z u ­ pełnie odrębny charakter. Aż do 67° sz.

poł., aż do ziemi Loubeta niema wcale inlandsisu.

Cała ta okolica wrydaje się krajem al­

pejskim wypchniętym przez lodowce, tak że widać tylko szczyty i grzbiety gór.

W edług profesora Nordenskjolda, brzegi cieśniny Gerlacha przypominają zachodni brzeg Szpicberga, lecz ze zlodowaceniem daleko silniejszem. Na sąsiednich w y­

spach Danco i Graham zlodowacenie je s t jeszcze silniejsze, gdyż lody, zupełnie je przykryw ając, nadają im wygląd białych kopuł, sterczących z morza. Chociaż bardzo rozprzestrzenione, zlodowacenie A n ta rk ty d y je st słabo zasilane. Za n a j­

lepszy dowód służy fakt, że zatrzymuje się ono przy wysokim poziomie morza, gdyż podczas odpływów ukazuje się z pod płaszcza lodowego naga skała.

Oprócz tego, lodowce ziem L udw ika F i ­ lipa i Palmeza są zbyt mało czynne, aby mogły tw orzyć płytowe góry lodowe;

tworzą się tylko nierówne bryły lodów.

Dalej na południe, na ziemi Loubeta, zlodowacenie zwiększa się. Ziemia ta je s t pokryta falistym płaszczem lodo­

wym, kończącym się trzydziesto m etro­

wą ścianą; górują nad nim tylko od­

dzielne wysokie szczyty. Płytowe góry lodowe są w ty ch stronach liczne i wiel­

kich rozmiarów. Można to ju ż uważać za początek inlandsisu Na A ntarktydzie zachodniej spotykają się często lodowce podgórskie osiadłe n a ziemi.

Nad brzegiem zatoki Gerlachea, na- przykład, tworzą one jed en ciągły mur lodowy, który j a k na ziemi Wiktoryi, łączy czoło lodowców u poziomu morza.

Przed ziemią króla Oskara znajduje się form acya lodowcowa analogiczna z „W iel­

(7)

,Nq 19 WSZECHŚWIAT 295 ką Ścianą1' lub „Lodem Zachodu“ . Znaj­

dują się tu taj dwa ta ra sy lodowe.

Taras dolny, 150 km długi i 45 hm sze­

roki je st nadzwyczajnie płaski; staje się nierównym i spękanym dopiero w są­

siedztwie ziemi. Taras górny, leżąc na południe od pierwszego, rozciąga się w kierunku zachodnio - wschodnim na wysokości n u n atak a Borchgrevink.

W ed łu g opinii Nordenskjolda, taras dolny byłby agregatem lodu morskiego i lądowrego, utworzonym przez nagrom a­

dzenie w przeciągu wielu lat warstw śnieżnych na bryłach morskich, osiad­

łych na mieliźnie. Philippi sądzi znów, że taras dolny ziemi króla Oskara je s t fragmentem inlandsisu pływającego. Śla­

dy dawnego silniejszego zlodowacenia pozostały i na Antarktydzie zachodniej.

Z poziomu głazów eratycznych, jakie spotykamy na zboczach n u n atak a Borch- grevink, można n aw et obliczyć, że po­

ziom lodów obniżył się o 300 metrów.

Z badań ostatnich ekspedycyj antark- tycznych w ynikają dwie rzeczy niezmier­

nej wagi. Przedewszystkiem odkrycia typu zlodowacenia dotychczas nieznane­

go, a zdarzającego się często w A n tark ­ tydzie. Są to olbrzymie płaszczyzny lo­

dów lodowcowych, pływających na po­

wierzchni morza i zarazem przyczepio­

nych do inlandsisu; lody te mogą w y­

pełniać wielkie zatoki morskie, ja k W iel­

ka Ściana, lub też występować w ocean, ja k na ziemiach Cesarza Wilhelma II i

Króla Oskara.

Drugim ważnym rezultatem wypraw jest stwierdzenie, że zlodowacenie ziem antark ty czny ch się cofa. W szyscy też badacze zgadzają się między sobą co do przyczyny tego zjawiska. Są nią częste i gwałtowne wiatry, które są ch ara k te­

rystyczne dla klim atu antarktycznego.

Zmiatają one śniegi, obficie tutaj spada­

jące i rzucają je n a morze lub na pokry­

wające je pola lodowe.

Tylko wilgotne śniegi letnie, skutkiem względnego spokoju w tej porze roku, pozostają i zasilają lodowce. Ponieważ je d n ak sezony silnych wiatrów przewa­

żają, zlodowacenie zmniejsza się ciągle-

Z powyższego widzimy, że silne zlo­

dowacenie, jakie tu panowało, mogło się rozwinąć tylko pod wpływem klimatu spokojnego. Zdania badaczów co do przyczyn zmiany klimatu są rozbieżne.

Philippi sądzi, że zależne są one jedynie od zmiany w rozłożeniu ciśnień atmos­

ferycznych a nic od zmiany negatywnej temperatury; przeciwnie, nawet podczas stadyum najsilniejszego zlodowacenia okolice brzeżne A ntarktydy posiadały za­

pewne tem peraturę średnią wyższą niż dzisiaj.

Zupełnie odmienne są wnioski geologa wyprawy szwedzkiej, Gunnara Andersona.

Sądzi on, wraz ze znanym meteorologiem Hildebrandsonem, że klimat spokojny mógł być spowodowany przez obecność w morzach sąsiednich większych obsza­

rów pól lodowych, niż je obecnie spoty­

kamy; a pole te lodowe mogły powstać tylko w skutek obniżenia się tem pera­

tury.

Gdy ekspedycye angielska, niemiecka i szwedzka musiały znosić na ziemi W ik ­ toryi, ziemi cesarza Wilhelma II i na wyspie Snow Hill szalone hu rag an y wia­

trów, wyprawa francuska napotkała na wyspie W an d e t zupełnie odmienne w a­

runki. Podczas zimowania ekspedycyi wiatry były tutaj nader rzadkie.

W yspa W a n d e t je s t też przepełniona śniegami i lodowcami Wogóle daje się zauważyć, że zlodowacenie dosięga swe­

go maksimum na wyspach poprzedzają­

cych k o ntynent antarktyczny, a miano­

wicie na tych, które leżą w paśmie a u ­ stralijskich lodów pływających, ja k na Balleny, na wyspie Bouvet, archipelagu Palmeza i t. d. J a k widzimy, niezmier­

nie ważne je s t zagadnienie, jakie przed­

stawia A ntark ty da, choćby w jednej tylko dziedzinie glacyologii. Lecz i w in­

nych gałęziach wiedzy dają się zauwa­

żyć nie mniej ważne problemy. Nic też dziwnego, że świat naukowy, zachęcony rezultatami dotychczasowych badań, s ta ­ ra się organizować coraz to nowe eks­

pedycye, które w miarę nabytych do­

świadczeń, coraz więcej mają szans g ru n ­ townego zbadania ty ch ziem polarnych.

(8)

296 W SZECHSW IAT M L9 Tajemnicza zasłona, k tó ra k r y ła nieg­

dyś A ntarktydę, j e s t już uchylona.

Trzeba j ą zedrzeć!

P odał F. Ii.

E . P h ilip p i.— U eb er d ie L an dsisbeobachtungen d er letzten fiinf S iid p o la r-E x p e d itio n en .— Z eitsch rift fur G letsch erk u n d e U , 1— 1907 C h arles R abot.— La gla- ciation antarctique. La G eo g rap h ie X \ J , 6.:—1907.

J A C Q U E S L O E B

C H E M I C Z N Y C H A R A K T E R Z J A W I ­ S K A Z A P Ł O D N I E N I A I J E G O Z N A ­ C Z E N I E D L A P O G L Ą D Ó W N A Z J A ­

W IS K A Ż Y C IA .

(D okończenie).

W ykład na zjeździe m iędzynarodow ym zoologów w Bo­

stonie i 2 sie rp n ia 1907 r.

Y.

Powróćmy obecnie znowu do zjawiska pobudzania do rozwoju jaj jeżowców.

L Jeżeli w jakikolw iekbądź sposób, czy to za pośrednictwem benzolu, czy kw asu tłuszczowego, czy alkaliami w y­

wołamy wytw orzenie się błony na nie- zapłodnionem ja ju Stron g y lo cen tro tu s, to w yw ołujem y tem samem powstanie tych samych procesów, które zachodzą w j a ­ j u z chwilą wniknięcia w nie plemnika, t. j. po kilku godzinach tw orzy się n o r­

malne wrzeciono i dokonywa się nor­

malny podział ją d ra . Gdy te m p eratu ra j e s t bardzo niska (2 — 5 fC) to brózdko- wanie przebiega także zupełnie praw i­

dłowo i może prowadzić czasem aż do wytw orzenia się blastuli. Dowodzi to, że synteza ch rom aty n y już się rozpoczę­

ła. W tem peraturze pokojowej rozwój nie wychodzi je d n a k poza wytworzenie się pierwszego wrzeciona albo poza pierwszy lub drugi podział komórki; n a ­ stępnie jaje zaczyna się rozpadać i obu­

miera (w tem peraturze pokojowej) w przeciągu mniej niż 24 godzin. Jeżeli

zaś po w ytw orzeniu się błony włożymy ja je na 30 — 50 m in u t (w 15°C) do h y ­ pertonicznej wody morskiej, to, w razie odpowiedniego czasu ekspozycyi, pozo­

stają w szystkie j a j a przy życiu i rozwi­

jają się a pewien wysoki, ale różny w różnych doświadczeniach procent jaj, brózdkuje i rozwija się w sposób zupeł­

nie normalny. J e s t zatem widocznem, że wywołanie błony na ja ju jeżowca za­

początkowuje syntezę nuklein i wogóle rozwój, ale że te procesy chemiczne nie przebiegają całkiem prawidłowo. Przez następcze działanie na ja je hypertonicz­

nej wody morskiej rozwój zostaje skie­

row any na właściwe tory. To wyobra­

żenie o znaczeniu procesu w ytwarzania się błony zyskuje poparcie w doświad­

czeniach Lefevrea nad Thalassema i mo- jem i nad Asterina. W obu razach w y­

starcza wywołanie procesu tworzenia się błony, by zmusić ja je do rozwoju na larwę norm alną w tem peraturze pokojo­

wej. W tedy synteza nuklein przebiega odrazu odpowiednią drogą i poddawanie działaniu hypertonicznej wody morskiej staje się już zbytecznem. Zrozumienie pobudki do rozwoju zależy zatem od odpowiedzi na trzy następujące pytania.

Popierwsze, czem pod względem fizyko­

chemicznym je s t proces tw orzenia się błony, k tó ry umożliwia rozwój j a j a nie- zapłodnionego. Podrugie, dlaczego roz- w-ój ten w ja jach jeżowTca biegnie błę­

dną drogą? Potrzecie, w jak i sposób działanie hypertonicznej wody morskiej sprowadza rozwój na tory właściwe? Po­

staram y się pokolei dać odpowiedź na te trzy pytania.

2. Co dotyczę strony fizyko-chemicznej tworzenia się błony, widzieliśmy, że ona może być wywołana na ja ju jeżowca róż- nemi środkami, przedewszystkiem sub- stancyam i rozpuszczającemi tłuszcze, ja k benzol, toluol, amylen, podrugie dłuż- szem działaniem alkaliów, a potrzecie p ew n ą g rupą kwasów, mianowicie przez jednozasadow e kwasy tłuszczowe i wo­

góle w szystkie kwasy, zawierające ty l­

ko jed n ę grupę karboksylową, HC1, H N03, HjS0 4, NaH2P 0 4; dwuzasadowe kw asy organiczne j a k kwas b ursztyno­

(9)

JSfo 19 WSZECHSWIAT 297 wy, szczawiowy i in. okazały się niesto-

sownemi. Nie wchodzą tu zatem w grę jony wrodoru; przeciwnie, one powstrzy­

mują rozwój tego procesu, ja k wynika z tego, że błona się nie w ytwarza, do- pók ąd ja ja znajdują się w zakwaszonej wodzie morskiej a dopiero po przenie­

sieniu ich do normalnej wody morskiej.

Lecz ta' bierność kw'asów np. HC1 it.p.

nie streszcza się w szkodliw em , działa­

niu dodatkowem na jaje, albowiem mie­

szanina wody morskiej z kwasem ma- słowym, odpowiednia do w ywołania bło­

ny, pozostaje czynną, choćbyśmy dodali do niej "k w asuj solnego w ilości równo­

ważącej zawartość kwrasu masłowego.

Z tego w ynika tylko to, że pewne kwa­

sy są czynne, inne nieczynne. Jeżelijsię teraz zapytamy, ja k ą wspólną własność posiadają te trzy (grupy'ciał-w yw ołują­

cych błonę, to wrskazać musimy ich sto­

sunek do tłuszczu i wogóle do lipoidów.

Benzol, toluol, amylen są substancyam i doskonale rozpuszczającemi tłuszcz, dzia­

łanie alkaliów rozpuszczające i rozszcze­

piające tłuszcze i lipoidy je s t również znane. W szystkie jednozasadowe kwa­

sy tłuszczowe! są substancyam i rozpu­

szczającemi tłuszcz a to ich działanie wzmaga się wraz z koncentracyą. Tech­

nika posługuje się też w tych celach kwasem octowym i masłowym l).

Widzieliśmy zatem, że rozszczepienie pewnych, lipoidów np. lecytyny, j e s t pra­

wdopodobnie je d n y m z procesów, który stanowi w aru n ek s y n te z y ; f. nukleiny.

Rozszczepienie tłuszczy musi wyprze­

dzić przeprowadzenie ich w stan płyn­

ny. U różnych zwierząt tłuszcze ciała, ja k wiadomo, mogą w różnym stopniu być rozpuszczone, a to zależnie od udzia­

łu w nich różnych wyższych kwasów tłuszczowych. I j e s t to rzeczą zupełnie

*) D yskusyę substancyj w yw ołujących tw orzenie się błony czytelnik znajdzie w «U ntersuchungen» str. 329.

C o dotyczę rozpuszczającego tłuszcze działania jedno- zasadow ych kwasów tłuszczow ych, to w yobrażam so­

bie, że one w nikają w osłonkę lipoidalną lub wogóle w lip o id y jaja. Tw orzy się zatem m ieszanina lip o i­

dów i czystych kwasów tłuszczow ych, w skutek czego pierw sze stają się bardziej ciekłem u

możliwą, że u jeżowców tylko takie kwasy mogą wywołać proces tw orzenia się błony, które równocześnie mogą roz­

puszczać tłuszcze, a więc jednozasado­

we kwasy tłuszczowe, albo może wogó­

le kwasy o jednej grupie węglotlenowej.

Prócz tego te kw asy mogą także mieć znaczenie dla rozszczepiania, chociaż to działanie mogą przejąć na siebie wszy­

stkie jakiebądż kwasy. W myśl tego należy uważać rozpuszczanie tłuszczów za najistotniejszą część procesu tw orze­

nia się błony.

3. Przypuszczenie to doznaje popar­

cia ze strony innej grupy faktów, które dowodzą, że tworzenie się błony je s t stadyum przejściowem w cytolizie jaja.

Staje się to zupełnie oczywistem gdy działamy n a jaja substancyam i chciwie rozpuszczającemi tłuszcze, ja k np. b en ­ zol i amylen. Jeśli się natychmiast po wytworzeniu błony nie przeniesie jaj z wody, zawierającej benzol, to wszyst­

kie ja ja po w ytworzeniu błony przejdą w cienie. Traktowanie jaj niezapłodnio- nych alkaliami, wrywołuje również szyb­

ko wytworzenie się błony i powstania cieniów ja j, jeżeli się tylko oddali z roz­

tworu całą zawartość wapnia i magnezu.

Jak to wykazałem przed trzema laty, zawartość wapnia i magnezu w wodzie morskiej, tudzież wywołanie przez te ciała tworzenia się mydlanych połączeń udaremnia cytolizę w roztworach alka­

licznych x). Działanie na ja ja kwasów tłuszczowych nie przemienia wprawdzie jaj w cienie, uwarunkowane to je st j e ­

dnak bamującem działaniem jonów wo­

dorowych. W obecności jonów wodoru, o ile one znajdują się w odpowiedniej koncentracyi, ani kw asy tłuszczowe ani benzol nie mogą wywołać tworzenia się

l ) W jednej z moich obszerniejszych rozpraw w y­

kazałem, że w alkalicznym roztw orze chlorku sodu, wobec odpow iednio w ysokiej koncentracyi jonów h y ­ droksylow ych, jaja jeżowców ulegają cytolizie. Jeśl!

jednak dodam y do a lk a lic z n e g o ro z tw o ru N aC l małą ilość C aC l2, to cytoliza i tw orzenie_się b ło n y zostają pow strzym ane. Loebl «B iochem ische Z eitschrift», tom 11, str. 81. 1906 j « U b e r die anticytolytische W ir- kung d er Salze mit zw eiw errigen M etallen, Bioche-

mische Z eitschrift», tom V, str. 351. 1907.

(10)

298 W SZECHŚW IAT Ne 19 błony i cytołizy. A także w razie cyto-

lizy ja ja, wywołanej roztworam i hypo i hypertonicznem i w ystępuje zjawisko tw o ­ rzenia się błony na ja ju ja k o stad y um przejściowe.

Badanie mechanizmu cytołizy czerw-o nych ciałek krwi czyni w'edług Koeppe- go prawdopodobnem przypuszczenie, że zjawisko to streszcza się w lipolizie x) Koeppe przyjm uje, że w arstw a powierz­

chowna ciałka krwi składa się z otoczki lipoidalnej, k tó ra podczas cytołizy się rozpuszcza, albo zostaje zm ydloną albo też mechanicznie zniszczoną. J a sądzę, że to samo odnosi się do ja j, z tą t y l ­ ko różnicą, że rozpuszczająca się lub zm ydłająca się w arstw a w ja ju , nie je s t wrarstw ą najbardziej powierzchowną, lecz leży tuż pod nią.

To przeprowadzenie w stan płynny dozwala na wyciśnięcie płynu z cytopla- zmy za pośrednictwem procesu sekre- cyjnego i odchylenie w a rs tw y powierz­

chownej. Jeżeli zaś rozpuszczenie tłusz- czów^albo ich zmydlenie zawcześnie zo­

stanie przerwane, to proces cały pozo­

staje n a stadyum w ytw orzenia się bło­

n y i tworzy się na powierzchni cytopla- zmy nowa w arstw a lipoidalna; w przeci­

wnym razie dochodzi do cytołizy jaja.

Możliwe, że do utw orzenia stałej w a r­

stwy lipoidalnej potrzeba połączenia li- poidów z wapniem (połączenia le cy ty n y z wapniem?).

Z takim poglądem na mechanizm p ro ­ cesu tw orzenia się błony pozostają w zupełnej zgodzie spostrzeżenia n a d szcze­

gółami tego procesu. W bliższe uzasa­

dnienie tego nie mogę się na tem miej­

scu wdawać.

Już we wstępie dowiedzieliśmy się, że do wywołania sy n te z y k w a s u n ukleino­

wego potrzeba w edług wszelkiego p r a ­ wdopodobieństwa rozszczepienia związku organicznego zawierającego fosfor, le cy ­ tyny. Obecnie zrozumiemy, dlaczego to samo zjawisko, które prowadzi do w y­

') K oeppe: U e b er das L ackfarbenw erden d e r ro - ten B lu tk o rp erch en . Pfliigers A rch iv , tom 99, s tr. 33.

1903.

wołania błony, może zapoczątkować ró wnocześnie syntezę nukleiny 1).

4. Ponieważ przed siedmiu laty w y ­ powiedziałem przypuszczenie, że proces tw orzenia się błony polega na ścinaniu się, chciałbym więc na tem miejscu po­

krótce zaznaczyć, dlaczego myśl tę po­

rzuciłem. Najlepszemi czynnikami wy- w ołującemi błonę są substancye takie, ja k toluol, benzol, rozpuszczające tłusz­

cze chciwie, ale których działanie ścina­

jące j e s t bardzo małe albo równe zeru;

toluolu używa się przecież do przecho­

w ywania roztworów białka podczas dłu­

gotrwałych doświadczeń, a mimo to nie­

ma ani śladu ścinania się. Fenol n a to ­ miast posiada wielką zdolność ścinania, ale rozpuszcza tłuszcze w znacznie słab­

szym stopniu niż toluol lub benzol. Gdy­

by zatem zjawisko tworzenia się błony polegało na ścinaniu się, wywołanem przez te ciała, to fenol musiałby być środkiem bardziej skutecznym do wywo­

łania błony niż benzol; jeżeli zaś su b ­ stancye te wywołują ten proces przez swe rozpuszczające tłuszcze działanie, to rzecz musi się mieć odwrotnie. Benzol je s t praw ie nierozpuszczalny w wodzie morskiej. By wywołać proces tworzenia się błony dodawano około 2 krople ben­

zolu do 50 w 3 wody morskiej i miesza­

ninę w strząsane. By rozpuszczalność benzolu powiększyć, ogrzewano poprze­

dnio wrodę morską do 30°C. W s trz ą sa ­ nie powodowało powstanie emulsyi, ale tylko ślad benzolu przechodził do roz­

tworu. Niemniej je d n a k ślad ten w y­

starczał, by n aty ch m iast wywołać po­

wstanie błony. Fenol natomiast, j e s t bar-

J) Z poglądem co do roli kwasów tłuszczow ych alkaliów i w ęglow odorów w procesie tw orzenia się b ło ­ ny i pobudzenia do rozw oju pozostaje w zupełnej zgo­

dzie fakt, w ym ieniony p rzed p ó łto ra rokiem w mojej pow yżej wspom nianej rozpraw ie « lib e r den chem i- schen C h arak ter des B efriich tu n g s- V organges». M ia now icie mogłem wykazać, że wyw ołanie procesu tw o­

rzenia się b ło n y kwasem masłowym lub plem nikiem nie zależy od obecności w olnego tlenu i nie może być bynajm niej zahamowane p rzez cyanek potasu. Jaja któ re leżały w roztw orze H C N przez 24 godziny, w y­

tw o rz y ły w tym roztw orze błonę. «B iochem ische Z eitsch rift» , tom ], str. 191. 1906.

(11)

M 19 WSZECHSWIAT 299 dzo łatwo rozpuszczalny w wodzie. Aby j

wywołać błonę, trzeba było dodać aż 6 cm 3 ^ fenolu (Kahlbaum) do 50 cm3

Li

wody morskiej. I ten wzgląd także, że tworzenie się błony nie występuje w te ­ d y ; gdy ja ja znajdują się w roztworze kwaśnym, lecz dopiero wtedy, gdy prze­

niesione zostaną do normalnej wody morskiej, w ykazuje, że tworzenie się błony wywołane kwasami tłuszczowemi nie polega na ścinaniu się, lecz na zu­

pełnie innym procesie a mianowicie pro­

cesie sekrecyjnym.

Tutaj możemy zapytać, w jaki sposób plemnik wywołuje proces tworzenia się błony.

Skoro tylko plemnik jeżowca albo roz­

gwiazdy wniknie do ja ja, wywołuje w y­

tworzenie się błony; w jak i je d n ak spo­

sób wyzwolony zostaje proces tworzenia się błony, tego zupełnie nie wiemy. Ku~

pelwieser podaje, że widział w kilku przypadkach tw orzenie się błony wywo­

łane wodnym wyciągiem nasienia jeżow­

ców, mnie się je d n ak pomimo licznych prób dotychczas nie udało doświadcze­

nia tego powtórzyć. To co nam je st wiadoinem o składzie chemicznym plem­

nika, nie dozwala nam wyciągać ża­

dnych wniosków co do substancyi w ple­

mniku wpływającej na utworzenie się błony.

Jeżeli mi je d n a k wolno wypowiedzieć dorywcze przypuszczenie, to brzmiećby ono mogło tak, że plemnik oprócz in­

nych substancyj, posiada także i sub- stancyę rezpuszczającą tłuszcz i leżącą na jego powierzchni, np. coś w rodzaju kw asu oleinowego. W obec stosunkowo wielkiej zawartości tłuszczów w witce byłoby to zupełnie możliwem. Że kwas oleinowy w istocie wywołuje błonę, mo­

żemy zupełnie dobrze udowodnić, jeżeli wiożymy ja ja jeżowców do roztworów NaCl z małym dodatkiem oleinianu so­

dowego i śladem k w asu solnego. W tedy tw orzy się nieco wolnego kw asu oleino­

wego. Jeżeli następnie przeniesiemy j a ­ j a po dostatecznie długiej ekspozycyi do normalnej wody morskiej, to ja ja tw o­

rzą typową błonę, j a k po zapłodnieniu,

i rozwijają się, jeśli działamy n a nie następnie hypertoniczną wodą morską.

5. Drugie pytanie, jakie rzuciliśmy, brzmiało tak: Dlaczego synteza nukleiny po sztuc.znem wywołaniu błony w tem­

peraturze pokojowej niedługo przebiega normalnie i dla czego jaje zamiast się normalnie rozwijać, rozpada się szybko?

I jesteśm y w stanie dać na to odpowiedź.

Jak już we wstępie odczytu zaznaczy­

liśmy, warunkiem syntezy nukleiny są procesy oksydacyjne. Synteza nukleiny już po wywołaniu procesu tworzenia się błony a dalej procesy podziału jąd er i komórek zależą od oksydacyi i nie przebiegają w nieobecności tlenu lub gdy utlenianie powstrzymane je s t przez cyanek potasu. Można także wykazać, że i rozpad jaj nie zachodzi, jeżeli ja ja po wywołaniu błony przeniesiono do a t­

mosfery czystego wodoru, albo jeżeli po­

wstrzymano procesy oksydacyjne małym dodatkiem cyanku potasowego. Takie ja ja pozostają nienaruszone i mogą po wielu godzinach zostać pobudzone do rozwoju działaniem hypertonicznej wody morskiej 1), podczas gdy ja ja z tego sa­

mego doświadczenia, trzymane w wodzie morskiej, zawierającej powietrze, już się rozpadły lub wr rozpadzie się znajdują.

Z tego musimy wnioskować, że po wy­

wołaniu procesu tworzenia się błony wprawdzie zaczyna się synteza nuklei­

ny, ale przebiega błędnie, a to w skutek nieodpowiednich procesów utleniających, i że te błędne procesy oksydacyjne pro­

wadzą tem szybciej do rozpadu jaja, im wyższa j e s t temperatura.

Pogląd ten doznaje poparcia w do­

świadczeniach wykonanych celem u zy ­ skania odpowiedzi na trzecie pytanie, a mianowicie ja k się to dzieje, że działa­

nie hypertonicznej wody morskiej na ja ja posiadające błonę umożliwia rozwój normalny. Z wszystkich doświadczeń wynikło mianowicie, że roztwór hyper-

!) Jak w łaśnie wspomniano, takie jaja, o ile tylko zadługo nie trzym ano ich w atmosferze w odoru lub w wodzie zawierającej cyanek potasow y, mogą się ro z­

winąć nawet w larw y, bez przeniesienia ich do h y p e r­

tonicznej w ody m orskiej.

(12)

300 W SZ EC H ŚW IA T Ko 19 toniczny w yw iera te n s k u te k tylko w te­

dy, jeżeli zawiera tlen wolny. J) Jeżeli zastąpim y w tym roztworze powietrze wolnym wodorem, albo dodamy doń mi nimalną ilość cy an k u potasu, to działa­

nia niema. Jeśli przeniesiem y j a j a po­

siadające błony po 30—50 min. z h y p erto ­ nicznej wody morskiej pozbawionej tlenu do normalnej, to rozpadają się one w szyst­

kie tak, ja k b y wcale nie były w roztw o­

rze hypertonicznym; podczas gdy rozwi­

ja ją się jeśli j e następnie trzy m am y przez 30—50 min. w roztworze h y p erto ­ nicznym zawierającym tlen. Jeszcze wy­

raźniejszą staje się rola wrolnego tlenu w doświadczeniach pobudzenia do ro z­

woju jaj, nieposiadających błony, drogą działań czysto osmotycznych. Jeżeli wło­

żymy niezapłodnione ja ja Strongylocen- tro tu s na dwie godziny w tem p eratu rze 15°C do hyperalkalicznej hypertonicznej wody morskiej np. 50 cm3 wody mor- s k ie j+ 1 0 cm* 21/2n. N a C l-f 1,5 cm3 "-NaHO, to po przeniesieniu do normalnej wody morskiej rozwija się wiele ja j, podczas g dy reszta zostaje uszkodzona i szybko ginie. Ten sk u tek następ uje je d n a k tylko wtedy, g dy roztw ór hypertoniczny zawiera tlen. Gdy go zupełnie uw olni­

m y od tlenu, lub w strzym am y działania u tleniające w ja ju przez dodanie odrobi­

ny cyanku potasu, to ja ja wyjęte z roz­

tw oru są zupełnie nienaruszone. Nie brózdkują, nie rozw ijają się w larwy ale i nie rozpadają się. Jeżeli zaś po kilku godzinach później dodam y do tych jaj plemników, albo działam y na nie hyper- alkaliczną i hypertoniczną wodą morską, to poczną się rozwijać. I jakkolw iek zmieniać będziemy w arun k i doświadcze­

nia, stale możemy wykazać, że działanie hypertonicznej wody morskiej j e s t moż­

liwe tylko w obecności wolnego tlenu.

To wszystko zdaje się przemawiać za tem, że działanie hypertonicznego roz­

l) U ntersuchungen str. 491. B iochem ische Z eitschrift.

t. ]. s tr . 194— 199. dalej: W eitere V ersuche iib er die N o tw en d ig k eit von freien S auerstoff fu r die entw ickiungs- e rreg en d e W irk u n g h y p e rto n isc h en L osungen. S tu t- gart. t. 118. str, 30, 1907.

tw oru w partenogenezie sztucznej polega na modyfikacyi zjawisk utleniania w j a ­ j u a mianowicie w takiem znaczeniu, że ostatnie skierowane zostają na właściw­

sze drogi. Dlatego to właśnie następcze działanie hypertonicznej wody morskiej na jaja, posiadające błonę, możliwym czyni normalny przebieg brózdkowania i dalszy ich rozwój.

VI.

Zbierając wyniki wszystkich doświad­

czeń nad partenogenezą sztuczną, prze­

konywamy się, że istota bodźców pod­

niecających do rozwoju polega popierw- sze na metodach, za pośrednictwem k tó ­ rych tłuszcze albo lipoidy zostają prze­

prowadzone w stan płynny i zmydlone lub hydrolizowane a podrugie na meto­

dach, wzbudzających oksydacye albo skierowujących je na właściwe drogi.

U niektórych form, j a k Asterina i Tha­

lassema, d ru g a sprawa rozpoczyna się sama przez się skoro tylko pierwsza zo­

stanie wzbudzona. W ja jach wielu form przeprowadzenie w płyn i zmydlenie li- poidów ujaw nia się n a zewnątrz zjawi­

skiem wytw orzenia się błony. Obraz zja­

w iska zapłodnienia, ja k i na tem miejscu rzuciliśmy, nie był bynajmniej bez celu w ybrany: J e s t on w zupełnej harmonii z w ynikam i badań nad kiełkowaniem nasion roślin zawierających dużo tłuszczu, ja k ie otrzymali Hoyer i inni. Kiełkowa­

nia nasion nie pojm ujem y wprawdzie w ogólności jako pobudki do rozwoju, w rzeczywistości je d n ak je st to to samo zjawisko. Spoczywające komórki wcho­

dzą w sta n żywego podziału, a t e zja­

w iska podziału zawierają w sobie jako

]) Jak to już w roku 1905 wykazałem , na sztuczną partenogenezę jaj jeżowców w pływ ają dwa zabiegi, z których jed en polega na działaniu na jaja kwasami tłuszczow em i, drugi na działaniu hypertonicznej w ody m orskiej. W r.

1906 wykazałem następnie, że dla pierw szego z tych zjaw isk, m ianow icie działania kwasów, niepotrzeba wca­

le w olnego tlenu, podczas gdy dla drugiego (działanie h ypertonicznego roztw oru) tlen wolny jest konieczny.

To odpow iada założeniu, że pierw sze zjawisko streszcza się w przeprow adzeniu w stan p ły n n y i rozszczepieniu lecy ty n y , któ re naturalnie nie zależy od procesów oksy­

dacyjnych.

(13)

M 19 WSZECHŚWIAT 301 istotne założenie syntezę substancyj n u ­

kleinowych, potrzebnych do utworzenia nowych jąder. I właśnie wyniki doświad­

czeń nad kiełkowaniem nasion oleistych (rycinusu) wykazały, że przedewszystkiem po włożeniu nasion do wody, obok pęcz­

nienia rozpoczyna się proces hydrolitycz- ny, prowadzący do wytworzenia się je d ­ nego lub więcej kwasów a w szczegól­

ności kw asu węglowego i mlecznego.

Skoro tylko stężenie tych kwasów dosię­

gnie pewnej wysokości, co następuje po kilku dniach, natenczas przez te kwasy zostaje pobudzony do czynności enzym lipolityczny, k tó ry rozszczepia szybko tłuszcze nasienia 1). Od tej chwili syn­

teza nukleiny przebiegać może tak ja k w ja ju zwierzęcem, ponieważ, ja k już Maurycy Traube wykazał, kiełkowanie nasion możliwre j e s t tylko w obecności tlenu wolnego. Praw da, że moglibyśmy z drugiej strony zapytać także, czy pod­

czas pobudzenia do rozwoju ja ja zwie­

rzęcego w niektórych wypadkach nie wyprzedza rozszczepienia tłuszczy dopro­

wadzenie lipazy, do stanu czynnego np.

przez hydrolityczne odszczepienie jej od zymogenu.

W ten sposób moglibyśmy zrozumieć, dlaczego niektóre ja ja rozwijać się mogą bez zapłodnienia, t. j. drogą paitenoge- nezy naturalnej. W tych przez n atu ­ ralną partenogenezę rozwijających się jajach, synteza n ukleiny może się rozpo­

cząć bez udziału czynników zewnętrz­

nych. W yciągając konsekwencye z do­

świadczeń, nad sztuczną partenogenezą i nad nasionami, możnaby wnioskować, że kwas ja k iś (C 02 albo ja k iś kwas tłusz­

czowy lub kwas mleczny), który się w nich wytworzył, po opuszczeniu ja jn i­

ka, wystarcza, by zapoczątkować po­

trzebne do rozwoju hydrolizy, albo bez­

pośrednio albo pośrednio przez doprowa­

dzenie do stan u czynności jednego lub więcej enzymów. J aja podobne muszą w sobie posiadać także warunki, które są konieczne do normalnego przebiegu procesów oksydacyjnych.

*) H oyer: U e b er ferm entative Fettspaltung. Zeit.

f, p hysiologische C hem ie, tom 50. 1907.

Pośród jaj, które do normalnego roz­

woju wymagają zapłodnienia, musimy wyróżnić przynajmniej dwie grupy, mia­

nowicie, popierwsze, takie, dla których wystarczają same procesy hydrolityczne (lipolizy?), by wprowadzić w ruch syn­

tezę nukleiny, ja k np. ja ja rozgwiazd, Thalassema, Polynoe i in.; podrugie takie, w których prócz tego procesy oksyda­

cyjne muszą być skierowane na właści­

we tory za pośrednictwem hypertonicz­

nej wody morskiej albo innych środków, ja k np. ja ja jeżowca kalifornijskiego, Strongylocentrotus purpuratus, i pewnej grupy mięczaków, Lottia gigantea i Ac- mea.

Jeżeli zaś teraz po wszystkich rozwa­

żaniach powrócimy do pun k tu wyjścia, podniesionego na wstępie, to wydaje się nam, jakoby synteza nukleiny była ową nitką, k tó ra ułatwić nam może znalezienie drogi w labiryncie tych swoistych zja­

wisk życiowych, do jakich należy np.

wzros* przez podział komórki. W yjaśnij­

my to na przykładzie. Jesteśm y miano­

wicie w stanie wyjaśnić, że ją d ro lub jeden z jego składników działa jak o k a­

talizator w syntezie nukleiny w zapłod- nionem ja ju . O tem możemy wniosko­

wać z tego faktu, że szybkość syntezy nukleiny w ja ju zapłodnionem wzrasta zupełnie proporcyonalnie do przyrostu masy i ilości istniejących już w ja ju j ą ­ der. Jeżeli masę pierwotnego ją d ra ozna­

czymy literą m, to w czasie między pierw ­ szym podziałem a drugim masa nukleiny wzrośnie do 2 m, w ciągu następnego okresu do 4 m, potem do 8 m i t, d.

Czas trw an ia poszczególnych okresów podziału podlega tylko drobnym w aha­

niom a te wahania nie znajdują się w żadnym związku z masą utworzonego w tym okresie materyału jądrowego.

A także zachowanie się szybkości pewnej reakcyi je s t charakterystyczne dla tych zjawisk chemicznych, w których jedno z ciał w reakcyi udział mających, je st katalizatorem albo fermentem dla reak­

cyi. Tego rodzaju reakeye zowiemy au- tokatalitycznemi. I musimy z tego wnio­

skować, że jądro lub jed en z jego skład­

ników działa ja k katalizator ze względu

(14)

302 W SZECH SW IAT Na 19 na syntezę nukleiny lub ja k ą ś fazę te ­

go procesu. ’)

J e s t zupełnie możliwem, że to działa­

nie katalizacyjne ogranicza się tylko do procesów oksydacyjnych. A że procesy oksydacyjne stanow ią niezbędny w a r u ­ nek syntezy nukleinowej, wobec tego możemy zjawisko to ta k pojmować, że szybkość syntezy nukleinowej podczas brózdkowania j e s t proporcyonalna do ilości ju ż utw orzonych jąder. Przed kil­

kom a laty wskazywałem, że jąd ro je s t prawdopodobnie głównym oksydacyjnym organem komórki.

To działanie ją d ra komórkowego w kie­

ru n k u sy ntezy nukleiny i znaczenie s y n ­ tezy nukleiny dla w zrostu i rozmnażania sprowadzają jed n ę z najciemniejszych własności komórki, mianowicie zdolność autom atycznego rozmnażania się, do do­

brze znanego zjawiska w chemii ferm en­

tów, a mianowicie do autokatalizy.

T łu m . D r. E . K iernik.

A k ad em ia Umiejętności.

Wydział matematyczno-przyrodniczy.

Posiedzenie dnia 2 marca 19 0 8 r.

P rzew odniczący d y re k to r O ls z e w s k i.

Czł. H. H oyer przedstaw ia rozpraw ę p.

B orysa Pieczenki p. t. „O budow ie i cyklu rozwojowym B acillopsis stylopygae nov. gen.

et nov. sp ec .“.

W przew odzie pokarm ow ym i hemolimfie k aracz an a p. P ieczenko znalazł tw ó r w sta ­ dy um w eg etatyw nem , zup ełnie podobny do b a k te ry i. W ciele k aracz an a organizm ten rozm naża się przez pączkow anie, lu b prze­

k ształca się w pod łu żn ą wTielojądrow ą k o ­ m órkę; w kropli zaś wiszącej, sporządzonej z hem olimfy, daje n itk o w a te gałęziste a n a­

w et siatkow ato połączone odnogi. N a pod­

J) N a to autokatalityczne działanie jąd ra w sy n tezie n ukleiny zw róciłem już uwagę w rozpraw ie: W eirere B eobachtungen iib e r den E influss d e r B efruchtung und d e r Zahl d e r Z ellkerne auf die S a u re b ild u n g im E i.

B iochem . Z eitsch rift. Tom 2. str. 34. 1906.

staw ie cech rozwojowych i b ra k u „błony"

kom órkow ej, au to r sądzi, że ma tu do czy­

nienia z organizm em zupełnie odm iennym od b a k te ry j i grzybów . A u to r proponuje dlań nazwę Bacillopsis stylopygae.

Czł. H. H o y er przedstaw ia rozpraw ę p.

H. W ielow ieyskiego p. t. „Dalsze badania nad histologią i h isto ry ą rozwoju jajn ik a owadów “.

Żeńskie kom órki rozrodcze w rzędzie H em ip tera, z a w arte w ta k zw. kom orze końcowej jajn ik a, ró żnicują się we w czes­

ny ch stad y ac h larw alnych na oocyty i ko­

m órki odżywcze. Obie k ateg o ry e połączone są ze sobą, od ty c h najw cześniejszych s ta - dyów począwszy, za pośrednictw em plazma- ty c z n y c h w y p u stek , z razu bardzo su b te l­

nych, później zw iększonych i składających się w głów nej swej masie w centralnej czę­

ści kom ory końcow ej, stanow iąc ową przez w ielu autorów opisyw aną „m asę plazm atycz- n ą“ dającą się, ja k udow odnił au to r, zapo­

m ocą m aceracyi rozłożyó n a poszczególne w łókna, będące zawiązkiem t. zw. przew o­

dów żółtkow ych jajek . Odżywianie jajek polega nie n a rozpadaniu się kom órek żółt­

kow ych, lecz na w ew nątrzkom órkow em w y­

dzielaniu su b stan cy i odżywczej, podczas k tó ­ rego k o m órka żółtkotw órcza pozostaje cało­

ścią, pow iększającą swe rozm iary, z równo- czesnem (w pew nem stadyum ) mnożeniem się ją d e r, co prow adzi do pow staw ania ol brzym ich kom órek w ielojąćrow ycb.

R ozpraw a zaw iera zestaw ienie procesów rozw oju i przem ian histologicznych w ew nątrz jajn ik a, oraz pojedyńczych rodzajów komó­

re k rozrodczych jak o też przem ian, któ ry m podlegają ich ją d ra w drodze rozwojowej od stad y u m oogonii aż do chw ili zupełnej doj­

rzałości; w reszcie przedstaw ienie sto su n k u histologicznego, w jak im pozostają kom órki rozrodcze do in ny ch składników gruczołu płciowego, jak o to: kom órek nabłonkow ych, tk an k i łącznej i t. p.

Ozł. W ład. N atanson przedstaw ia ro z p ra­

wę własną p. t. „O eliptycznej polaryzacyi św iatła przechodzącego przez ciało gazowe po chłaniające, rów nolegle do linij zew nętrz­

nego pola m agnetycznego*'.

Dwaj fizycy w łoscy, pp. M acaluso i Cor- bino, o dkryli w r. l898-ym , że skręcanie m agn ety czne (w gazie lub parze) płaszczyz­

n y polary zacy i św iatła spolaryw-anego linio­

wo staje się niezw ykle znaczne w pobliżu linii absorpcyjnej badanego ciała. T eorya tego zjaw iska została rozw inięta przez W.

V o ig ta i przez inn ych uczonych. W p racy niniejszej p. N atanson zw raca szczególną uw agę na różnicę eksty n k cy i, której ulegają dwie fale spolaryzow ane kołowo, w k ie ru n ­ kach przeciw nych, biegnące przez ciałą po­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Chociaż więc ściśle momentu ukazania się Nowej podać nie można, to przecież zawarty on jest w dość ciasnych granicach, ażeby i wywnioskować, źe ukazanie

Sam proces wywoływania daje się w taki sposób wyjaśnić, że wywoływacz nie działa na ziarna nieoświetlone; redukuje zaś tylko te miejsca, gdzie zarodki z

Natychmiast gasną wszystkie j lampy, co jest dowodem, że prąd przepłynął w przeważnej części przez wstęgę, a fakt ten daje się objaśnić tylko wtedy,

Stańmy w kierunku linij sił w ten sposób, żeby biegły one od dołu ku górze (od stóp ku głowie) i patrzmy na poruszający się przewodnik : jeżeli się on

dził po mistrzowsku. Utleniając cy- mol, Nencki zauważył już wtedy ciekawą bardzo różnicę, źe w organizmie utlenia się naprzód grupa propylowa a dopiero

grzewa się przytem wcale; widocznie więc energia chemiczna danej reakcyi w ogniwie nie objawia się w postaci energii termicz nej, lecz przemienia się w energią

Czwarty z wymienionych pasów żył, dla produkcji złota ważny bardzo, położony na wschodniej pochyłości Sierra Newady, jest w bezpośrednim związku ze skałami

skim zawartość krzemu i glinu, lecz przekonali się wkrótce, że te domieszki nie są przyczyną osobliwych własności tej stali. Zajęli się przeto ci uczeni