• Nie Znaleziono Wyników

Widok Pismo historii

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Widok Pismo historii"

Copied!
26
0
0

Pełen tekst

(1)

Michel de Certeau

Pismo historii

1 Pisma i historie

„Pilny, ¿yczliwy i czu³y dla wszystkich zmar³ych…, przez tysi¹ce lat prze-mierza³em w ten sposób kolejne epoki, ci¹gle m³ody, nigdy nie znu¿ony…” Droga – „moja droga” – zdaje siê obejmowaæ w posiadanie ten tekst maszeruj¹cego: „Szed³em, b³¹ka³em siê… Bieg³em sw¹ drog¹… Kroczy³em ni¹… ja œmia³y pod-ró¿nik.” Maszerowaæ i/lub pisaæ, oto praca bez wytchnienia, „napêdzana si³¹ pra-gnienia, podniet¹ ¿arliwej ciekawoœci, której nic nie by³o w stanie powstrzymaæ”. Michelet mno¿y wizyty przepojone „wyrozumia³oœci¹” i „synowsk¹ bojaŸni¹” dla umar³ych bêd¹cych beneficjentami tego „osobliwego dialogu”, lecz s¹ one rów-nie¿ wyrazem pewnoœci, „¿e nie da siê o¿ywiæ tego, z czego usz³o ¿ycie”. W za-mieszkiwanym przez historyka grobowcu nie ma nic poza „pustk¹”2. „[Z]a¿y³oœæ

z tamtym œwiatem”3 nie jest zatem „groŸna”: „owo poczucie bezpieczeñstwa tym

wiêksz¹ wzbudza³o we mnie przychylnoœæ wobec tych, co nie mogli mi zaszko-dziæ”. Staje siê wrêcz ka¿dego dnia coraz „m³odszy” z powodu swoich kontak-tów z tym martwym, ca³kowicie odmiennym œwiatem.

Cienie „mniej smutne powróci³y do swych grobów”4 nawiedziwszy po kolei

Histoire de France. Odprowadzi³ je tam dyskurs. On jest z³o¿eniem œwiadectwa, jest sk³adaniem do grobu, on czyni z nich istoty oddzielone. Sk³ada im czeœæ rytu-a³em, którego im brakowa³o. „Op³akuje” je wype³niaj¹c powinnoœæ synowskiej pobo¿noœci, jak¹ nakazuje mu równie¿ napis z marzenia Freuda wypisany na pew-nym dworcu kolejowym: „Uprasza siê o zamykanie oczu”5. „Czu³oœæ” Micheleta

ka¿e mu przechodziæ od jednych do drugich, aby oddaæ ich we w³adanie czasu, „tego wszechmocnego dekoratora ruin: O Time beautifying of things!”6 Drodzy

zmarli pojawiaj¹ siê w tekœcie, poniewa¿ nie mog¹ ju¿ ani szkodziæ ani mówiæ. Te powracaj¹ce z zaœwiatów duchy s¹ mi³ymi goœæmi w piœmie pod warunkiem, ¿e na zawsze zachowaj¹ milczenie.

Inny, wiêkszy ¿al, nak³ada siê na poprzedni. Oddzielony jest tak¿e Lud. „Uro-dzi³em siê ludem, lud mia³em w swym sercu… Lecz jego jêzyk by³ mi niedostêp-ny. Nie potrafi³em sprawiæ, by przemówi³”7. On tak¿e milknie staj¹c siê

przedmio-tem opiewaj¹cego go poematu. Z pewnoœci¹ jedynie on „usprawiedliwia” zapis historyka, wszelako z tego samego powodu jest w nim nieobecny. Ów g³os nie przemawia, In-fans. Istnieje wy³¹cznie poza sob¹, w dyskursie Micheleta, lecz pozwala mu staæ siê pisarzem „ludowym”, „odrzuciæ” pychê i stawszy siê „gru-biañskim i barbarzyñskim” „utraciæ… – jak powiada – to, co pozostawa³o we mnie z literackiej subtelnoœci”8.

(2)

To, co inne, jest fantazmem historiografii, przedmiotem, którego poszukuje, czci i sk³ada do grobu. Praca oddzielenia dokonuje siê wobec tej niepokoj¹cej i fascynuj¹cej bliskoœci. Michelet zajmuje miejsce na owej granicy, gdzie od Wergi-liusza po Dantego wytworzy³y siê fikcje nie bêd¹ce jeszcze histori¹. Miejsce to wskazuje na pytanie, które artyku³uje odt¹d praktyka naukowa, a odpowiedzi na nie udzieliæ stara siê historia jako dyscyplina wiedzy. „Jedynym historycznym poszuki-waniem „sensu” pozostaje w istocie poszukiwanie Innego”9, jednak¿e ów

wewnêtrz-nie sprzeczny zamys³ d¹¿y do „zrozumienia” i ukrycia przy pomocy „sensu” innoœci tego obcego lub te¿, co wychodzi na to samo, do uspokojenia umar³ych nawiedza-j¹cych jeszcze teraŸniejszoœæ, do ofiarowania im skrypturalnych grobowców.

1. Dyskurs oddzielenia: pismo

Wspó³czesna historia zachodnia rozpoczyna siê w istocie wraz z pojawieniem siê rozró¿nienia pomiêdzy teraŸniejszoœci¹ a przesz³oœci¹. Odró¿nia j¹ to od tra-dycji (religijnej), od której wszak¿e nie oddzieli³a siê ca³kowicie utrzymuj¹c z t¹ archeologi¹ relacjê zad³u¿enia i odrzucenia. Wreszcie trzecia forma tego przepo-³owienia (coupure), które porz¹dkuje równie¿ treœæ w relacjach pracy z natur¹, zak³ada istnienie wszêdzie podzia³u na dyskurs i cia³o (spo³eczeñstwa). Historia pozwala przemówiæ milcz¹cemu cia³u. Zak³ada rozziew pomiêdzy milcz¹c¹ nie-przenikliwoœci¹ „rzeczywistoœci”, któr¹ usi³uje wyraziæ, a miejscem, gdzie wy-twarza swój dyskurs w bezpiecznej odleg³oœci od swego przed-miotu (Gegen-stand). Gwa³townoœæ cia³a dociera do zapisanej strony tylko poprzez ekran nieobecnoœci, za poœrednictwem dokumentów dostrze¿onych przez historyka na pla¿y ods³oniê-tej przez odp³yw obecnoœci, która je tam pozostawi³a, a tak¿e poprzez dobiegaj¹-cy z oddali pomruk pozwalaj¹dobiegaj¹-cy przeczuwaæ istnienie nieznanego bezmiaru uwo-dz¹cego wiedzê, ale te¿ jej zagra¿aj¹cego.

W historiografii tej zaznacza siê bez w¹tpienia struktura swoista dla wspó³cze-snej kultury Zachodu: zrozumia³oœæ ustanawia siê poprzez relacjê z innym; prze-mieszcza siê ona (dokonuje „postêpu”) modyfikuj¹c to, z czego wytwarza ow¹ „innoœæ” – dzikusa, przesz³oœæ, lud, szaleñca, dziecko, Trzeci Œwiat. Poprzez owe wzajemnie wzglêdem siebie heteronomiczne warianty – etnologiê, historiê, psy-chiatriê, pedagogikê, itd. – rozwija siê problematyka zaszczepiaj¹ca sw¹ umiejêt-noœæ wyra¿ania siê (le savoir-dire) na tym, co inne przemilcza, i uwierzytelniaj¹ca interpretacyjne zabiegi nauki („humanistycznej”) przenikaj¹c przez granicê, która oddziela je od obszaru oczekuj¹cego na poznanie. Sztandarowym tego przyk³a-dem sta³a siê nowo¿ytna medycyna od chwili, gdy cia³o sta³o siê obrazem czytel-nym, a wiêc przek³adalnym na to, co da siê zapisaæ w przestrzeni jêzyka. Dziêki temu odwiniêciu fa³d cia³a otwieraj¹cemu je na spojrzenie, to, co w nim postrze¿o-ne i to, co w nim poznapostrze¿o-ne, mog¹ siê odt¹d na siebie nak³adaæ lub wzajemnie wymieniaæ (s¹ wzajemnie przek³adalne). Cia³o jest szyfrem oczekuj¹cym na de-krypta¿. To, co w wiekach XVII–XVIII umo¿liwia konwertybilnoœæ cia³a postrze¿o-nego na cia³o poznane lub przestrzennej organizacji cia³a na semantyczn¹ orga-nizacjê s³ownictwa – i odwrotnie – czyni wykonalnym to przekszta³cenie cia³a

(3)

w rozci¹g³oœæ, w otwart¹ jak ksi¹¿ka wewnêtrznoœæ, w dostêpne spojrzeniu mil-cz¹ce cia³o10. Analogiczne przekszta³cenie zachodzi, gdy tradycja, cia³o

prze¿y-wane bezpoœrednio otwiera siê przed ciekawoœci¹ badawcz¹ rozwijaj¹c siê w kor-pus tekstów. Nowoczesna medycyna i historiografia rodz¹ siê prawie równoczeœnie z podzia³u na podmiot hipotetycznie posiadaj¹cy umiejêtnoœæ odczytywania i na przedmiot hipotetycznie opisany w jêzyku, który sam siebie nie potrafi odczytaæ, lecz musi zostaæ zdekodowany. Te dwie „heterologie” (dyskursy o innym) powstaj¹ na skutek oddzielenia wiedzy wyg³aszaj¹cej dyskurs od stanowi¹cego jej wspornik niemego cia³a.

Historiografia dokonuje wpierw oddzielenia swej teraŸniejszoœci od przesz³o-œci i póŸniej na ka¿dym kroku powtarza gest podzia³u. Zatem jej chronologia sk³a-da siê z „okresów” (np. Œredniowiecze, Historia Nowo¿ytna, Historia Wspó³cze-sna), które ka¿dorazowo sankcjonuje postanowienie, ¿e chodzi o coœ innego lub o coœ, co ju¿ nie jest tym, czym by³o dotychczas (Renesans, Rewolucja). Ka¿dy kolejny „nowy” czas powodowa³ zaistnienie dyskursu traktuj¹cego jako „martwy” czas poprzedzaj¹cy, otrzymuj¹c równoczeœnie w spadku „przesz³oœæ” ju¿ nazna-czon¹ uprzednimi podzia³ami. (Od)ciêcie (siê) jest przeto postulatem interpretacji (konstruowanej z punktu widzenia jakiejœ teraŸniejszoœci) i jej przedmiotu (po-dzia³y organizuj¹ przedstawienia podlegaj¹ce re-interpretacji). Zabieg okreœlony przez ów podzia³ ma charakter woluntarystyczny. W przesz³oœci, od której siê wy-ró¿nia, dokonuje on selekcji wy³uskuj¹cej to, co mo¿e byæ „zrozumiane” z tego, co winno zostaæ zapomniane, aby uzyskaæ przedstawienie teraŸniejszej intelligibil-noœci. Wszelako to, co nowe rozumienie przesz³oœci uwa¿a za nieistotne – za odpad uzyskany w wyniku selekcji materia³u, za pozosta³oœæ usuniêt¹ poza nawias wyja-œnienia – powraca mimo wszystko na obrze¿a dyskursu i wnika w jego szczeliny: „to, co siê opiera”, „to, co przetrwa³o” i rozmaite „zapóŸnienia” dyskretnie burz¹ wspania³y ³ad „postêpu” czy systemu interpretacji. To lapsusy syntaksy skonstru-owanej wedle praw przynale¿nych danemu miejscu. Obrazuj¹ powrót wypartego, czyli tego, co w danym momencie sta³o siê nie-do-pomyœlenia po to, aby pomyœlana mog³a byæ nowa to¿samoœæ.

Ta bynajmniej nie oczywista konstrukcja jest swoista dla Zachodu. W Indiach na przyk³ad „formy nowe nie wypieraj¹ dawniejszych”. Zachodzi raczej „nawar-stwianie siê”. Czas, posuwaj¹c siê do przodu, nie potrzebuje siê uprawomocniaæ poprzez zdystansowanie siê od swoich „przesz³oœci”, podobnie miejsce nie musi siê definiowaæ poprzez zdystansowanie siê wobec „herezji”. „Istotnym faktem” historii indyjskiej jest proces wspó³istnienia i reabsorbcji11. Tak¿e u Merinów

z Madagaskaru tetiarana (dawne listy genealogiczne) oraz tantara (historia mi-niona) tworz¹ „spuœciznê przekazywan¹ za poœrednictwem uszu” (lovantsofina) lub „pamiêæ przekazywan¹ ustnie” (tadidivava): nie jest to bynajmniej przed-miot rzucany za siebie po to, aby mog³a zaistnieæ autonomiczna teraŸniejszoœæ, lecz skarb umieszczany poœrodku spo³ecznoœci i stanowi¹cy jej memoria³, pokarm prze-znaczony do spo¿ywania i zapamiêtywania. Historia jest „przywilejem” (tantara), który winno siê przypominaæ, by nie zapomninaæ kim siê jest. Umiejscawia

(4)

we-wn¹trz samego siebie lud rozci¹gaj¹cy siê od przesz³oœci po przysz³oœæ12.

W dahomejskim plemieniu Fô historia jest remuho, „s³owem o minionych czasach” – s³owem (ho), czyli obecnoœci¹ przyby³¹ z przesz³oœci i zmierzaj¹c¹ ku przysz³o-œci. Nie ma nic wspólnego z koncepcj¹ (pozornie blisk¹, lecz wywodz¹c¹ siê z etnografii i muzeografii), która oddzielaj¹c aktualnoœæ od tradycji, a wiêc narzuca-j¹c ostry podzia³ na przesz³oœæ i teraŸniejszoœæ oraz utrzymunarzuca-j¹c typowy dla Zacho-du sposób myœlenia, tyle ¿e na wspak, definiuje to¿samoœæ poprzez powrót do swo-istej – przesz³ej lub zmarginalizowanej – murzyñskoœci13.

Nie ma potrzeby mno¿yæ przyk³adów poœwiadczaj¹cych istnienie poza obrê-bem naszej historiografii innego stosunku do czasu lub do œmierci, co jest innym aspektem tego samego zagadnienia. Na Zachodzie grupa (lub jednostka) powo³uje siê na to, co wyklucza (to stworzenie swoistego miejsca) i odnajduje pewnoœæ siebie w wyznaniu, jakie wydobywa ze zdominowanego (w ten sposób ustanawia siê wiedza innego / o innym czyli nauka ludzka). Albowiem wie, ¿e wszelkie zwy-ciêstwo nad œmierci¹ jest efemeryczne: kostucha w nieunikniony sposób powra-ca i kosi. Œmieræ jest obsesj¹ Zachodu. Pod tym wzglêdem dyskurs nauk o cz³owieku jest pato(-)logiczny: dyskurs patosu – nieszczêœcie i pe³ne pasji dzia³anie – w kon-frontacji ze œmierci¹, której nasze spo³eczeñstwo nie jest ju¿ w stanie pomyœleæ jako jednego ze sposobów uczestnictwa w ¿yciu. Na swój w³asny u¿ytek historio-grafia zak³ada, ¿e nie mo¿na ju¿ wierzyæ w tê obecnoœæ umar³ych, która zorgani-zowa³a (lub organizuje) doœwiadczenie ca³ych cywilizacji, lecz ¿e nie sposób po tym „dojœæ do siebie”, zaakceptowaæ utratê ¿ywej solidarnoœci z tymi, co odeszli, potwierdziæ nieredukowaln¹ granicê. To, co nietrwa³e jest dan¹ dyskursu, zaœ po-stêp jest jego afirmacj¹. Pierwsze jest doœwiadczeniem, które drugie kompensuje i zwalcza. Historiografia d¹¿y do udowodnienia, ¿e miejsce, w jakim siê objawia, pozwala zrozumieæ przesz³oœæ: ta osobliwa procedura zak³ada œmieræ, ciêcie bez-ustannie powtarzane w dyskursie i neguj¹ce utratê, teraŸniejszoœci zaœ przypisuje przywilej rekapitulowania przesz³oœci w wiedzy: to praca œmierci i œmierci siê sprzeciwiaj¹ca praca.

Ta paradoksalna procedura symbolizuje siê i dokonuje w geœcie maj¹cym war-toœæ zarazem mitu i rytu: w piœmie. W istocie bowiem pismo zastêpuje tradycyjne przedstawienia uprawomocniaj¹ce teraŸniejszoœæ prac¹ zmierzaj¹c¹ do wytwo-rzenia przedstawieñ w tej samej przestrzeni ³¹cz¹cej nieobecnoœæ i wytwarzanie. W swej najbardziej fundamentalnej postaci pisanie to konstruowanie zdania prze-mierzaj¹ce miejsce hipotetycznie puste: kartkê. Jednak¿e czy¿ nie jest historiogra-fi¹ dzia³alnoœæ, która rozpoczyna siê powtórnie wychodz¹c od nowego czasu od-dzielonego od czasów dawnych i bior¹ca na siebie budowanie w tej teraŸniejszoœci pewnego racjonalnego konstruktu? Wydaje mi siê, ¿e na Zachodzie od czterech wieków „uprawianie historii” zwi¹zane jest z pisaniem. Stopniowo zast¹pi³o ono wszystkie prastare mity praktyk¹ wytwarzania znaczenia [pratique signifiante]. Jako praktyka (nie zaœ za przyczyn¹ dyskursów bêd¹cych jej wynikiem) symboli-zuje ona spo³eczeñstwo zdolne do zagospodarowania zajêtej przez siebie prze-strzeni, do zast¹pienia mrocznoœci prze¿ywanego cia³a wyrazem „woli poznania”

(5)

[vouloir savoir] lub „woli zdominowania” [vouloir dominer] cia³a, przekszta³cenia odziedziczonej tradycji w wytworzony przez siebie tekst, w sumie wiêc spo³eczeñ-stwo zdolne do stania siê bia³¹ kart¹, któr¹ samo mo¿e zapisaæ. To praktyka ambit-na, progresywna oraz utopijambit-na, zwi¹zana z bezustannym ustanawianiem „swoistych” pól, w które mo¿na wpisaæ wolê wyra¿on¹ pojêciami racjonalnymi. Ma ona war-toœæ naukowego modelu. Nie interesuje j¹ „prawda” ukryta, któr¹ nale¿a³o by od-naleŸæ; wytwarza symbol ju¿ z racji swego stosunku pomiêdzy now¹ przestrzeni¹, jak¹ odgranicza w czasie a modus operandi, które produkuje „scenariusze” w³ad-ne uporz¹dkowaæ praktyki w aktualnie zrozumia³y dyskurs, co oznacza w³aœnie „uprawianie historii”. Historiografia do chwili obecnej nierozdzielnie z³¹czona z losami pisma nowo¿ytnego i wspó³czesnego Zachodu, posiada wszak¿e szczegól-n¹ w³aœciwoœæ uchwycenia skrypturalnej inwencji w jej relacjach z elementami, jakie wch³ania, operowania tam, gdzie to, co dane, winno zostaæ przekszta³cone w skonstruowane, budowania przedstawieñ z materia³ów przesz³oœci i wreszcie umiejscawiania siê na owej granicy teraŸniejszoœci, gdzie nale¿y jednoczeœnie prze-kszta³caæ tradycjê w przesz³oœæ (wykluczaæ j¹) i nic z niej nie uroniæ (pos³u¿yæ siê ni¹ poprzez odwo³anie siê do nowych metod).

2. Historia i polityka: miejsce

Za³o¿ywszy, ¿e wytworzony ju¿ zosta³ dystans pomiêdzy tradycj¹ a cia³em spo-³eczeñstwa, historiografia opiera siê w ostatniej instancji na w³adzy w efektywny sposób odró¿niaj¹cej siê od przesz³oœci i ca³oœci spo³eczeñstwa. „Uprawianie hi-storii” wspiera siê na w³adzy politycznej, która wytwarza swoiste miejsce (pañ-stwo, naród, itd.), gdzie wola mo¿e i musi spisywaæ (konstruowaæ) system (rozum artyku³uj¹cy praktyki). Konstytuuj¹c siê przestrzennie i posiadaj¹c jako wyró¿nik autonomiczn¹ wolê, w wiekach XVI i XVII w³adza polityczna stwarza tak¿e pew-ne wymogi myœlowe. Szczególnie istotnymi z punktu widzenia historiografii s¹ tu dwa zadania przekszta³caj¹ce j¹ w tym okresie za spraw¹ jurystów i „politystów”. Z jednej strony w³adza musi siê uwierzytelniæ, do si³y sprawiaj¹cej, ¿e jest efek-tywna, przydaæ czyni¹cy j¹ wiarygodn¹ autorytet. Z drugiej strony relacja pomiê-dzy „wol¹ czynienia historii” (podmiotem operacji politycznej) a „otoczeniem”, z którego wyodrêbnia siê w³adza podejmowania decyzji i dzia³ania, wymaga anali-zy zmiennych zastosowañ poprzez wszelk¹ interwencjê modyfikuj¹c¹ stosunek si³, sztukê manipulowania z³o¿onoœci¹ w zale¿noœci od celów, a wiêc „kalkulacji” mo¿-liwych stosunków miêdzy wol¹ (w³adcy) a danymi sytuacji. Mo¿na tu rozpoznaæ dwie cechy „nauki” konstruowanej w wiekach XVI–XVIII przez „historiografów”, najczêœciej wywodz¹cych siê ze œrodowisk prawniczych i urzêdniczych, obdarzo-nych z racji swego usytuowania przy osobie i w s³u¿bie w³adcy uprzywilejowan¹ „pozycj¹” (miejscem), gdzie w imiê „u¿ytecznoœci” dla pañstwa i „dobra publiczne-go” winny wspó³graæ ze sob¹ prawda pisma i skutecznoœæ w³adzy – „najpierwsza godnoœæ literatury” i sprawnoœæ dzia³ania „cz³owieka w³adzy”14. Z jednej strony

dyskurs ten „uprawomocnia” si³ê sprawuj¹c¹ w³adzê; obdarza j¹ genealogi¹ ro-dzinn¹, polityczn¹ lub moraln¹; uwierzytelnia aktualn¹ „u¿ytecznoœæ” w³adcy, kiedy

(6)

przekszta³ca j¹ w „wartoœci” organizuj¹ce przedstawienie przesz³oœci. Z drugiej strony obraz, jaki tworzy ta przesz³oœæ, bêd¹cy odpowiednikiem obecnie tworzo-nych „scenariuszy” futurologii, formu³uje modele prakseologiczne i, poprzez seriê sytuacji, typologiê mo¿liwych relacji pomiêdzy konkretn¹ wol¹ a jej hipotetycznymi wariantami; analizuj¹c pora¿ki i sukcesy, kreœli kontury nauki o praktyce w³adzy. Z tego tytu³u nie zadowala siê stworzeniem historycznego usprawiedliwienia w³ad-cy poprzez wyposa¿enie go w genealogiczn¹ tarczê herbow¹. To „lekcja” udzielo-na przez technika meudzielo-nad¿eringu politycznego.

Pocz¹wszy od XVI wieku – czy te¿, aby oprzeæ siê na precyzyjniejszych punk-tach odniesienia – od Machiavellego i Guirardina15 historiografia przestaje byæ

przedstawieniem czasu opatrznoœciowego, to znaczy historii, któr¹ kieruje Pod-miot niedosiêg³y i poznawalny jedynie dziêki objawianym ludziom znakom swej woli. Historiografia zajmuje pozycjê podmiotu dzia³ania w³adcy, czyli tego, któ-rego celem jest „tworzenie historii”. Nadaje ona inteligencji funkcjê modalizatora mo¿liwych gier miêdzy w³adz¹ a rzeczywistoœci¹, z której siê wyodrêbnia. Ju¿ sama jej definicja wyp³ywa z pojêcia racji stanu: w³adza jest skuteczna w zale¿noœci od faktycznych danych, dziêki sztuce „przetwarzania” elementów narzuconych przez „œrodowisko”. Nauka ta jest strategiczna z powodu swego przedmiotu, hi-storii politycznej, a tak¿e na innej p³aszczyŸnie z powodu swej metody obróbki danych, archiwów i dokumentów.

Wszelako historyk przyznaje sobie to miejsce na zasadzie swojego rodzaju fikcji. W gruncie rzeczy nie jest on podmiotem operacji, a jedynie jej technikiem. Nie tworzy historii, mo¿e jedynie uprawiaæ historiê: ta ró¿nica czasownika wska-zuje na udzia³ historyka w pozycji, która nie jest jego w³asn¹, a bez której niemo¿-liwy by³by nowy typ analizy historiograficznej. Historyk jest jedynie „obok”, a nie „przy” w³adzy. Tote¿ otrzymuje w mniej lub bardziej eksplicytnych formach dy-rektywy, które we wszystkich nowo¿ytnych krajach przypisuj¹ historii – od tez po podrêczniki – zadanie edukowania i mobilizowania. Jego dyskurs jest mentorski lecz nie w³adczy; podobnie daje lekcje rz¹dzenia nie ponosz¹c ani ryzyka ani odpowiedzialnoœci sprawowania rz¹dów. Snuje refleksjê nad w³adz¹, której nie posiada. Swoj¹ analizê rozwija przeto „równolegle do teraŸniejszoœci” re¿yseru-j¹c przesz³oœæ gestem analogicznym do zabiegów futurologa odwo³ure¿yseru-j¹cego siê do przysz³oœci równie¿ oddalonej od chwili obecnej.

Z faktu bliskiego obcowania z problemami politycznymi, lecz nie w miejscu, gdzie sprawowana jest w³adza polityczna, historiografia uzyskuje dwuznaczny status bardziej uwidaczniaj¹cy siê w jej nowo¿ytnej archeologii. To osobliwa sy-tuacja, zarazem krytyczna i fikcyjna. Ujawnia siê szczególnie wyraŸnie w Discor-si i Istorie fiorentine Machiavellego. Kiedy historyk uDiscor-si³uje ustaliæ, stawiaj¹c Discor-siê na miejscu w³adcy, regu³y politycznego postêpowania i ustanowiæ najlepsze insty-tucje polityczne, wówczas odgrywa rolê ksiêcia, którym nie jest; analizuje, co powi-nien zrobiæ w³adca. Taka jest fikcja otwieraj¹ca przed jego dyskursem przestrzeñ, w której siê pisze. Bo fikcj¹ jest przecie¿ byæ w gruncie rzeczy zarówno dyskursem pana, jak i s³ugi – byæ dozwolonym przez w³adzê a przecie¿ siê z ni¹ nie

(7)

pokry-waæ, w pozycji, w jakiej technik mo¿e w pewnym oddaleniu, podobnie jak autorytet intelektualny, odgrywaæ problemy ksiêcia16. Zale¿y od „faktycznego w³adcy”

i wytwarza „w³adcê hipotetycznego”17. Musi zatem zachowywaæ siê jak gdyby

efektywna w³adza stosowa³a siê do jego zaleceñ i jakby, wbrew wszelkiemu praw-dopodobieñstwu, ksi¹¿ê pos³uszny udzielonej mu lekcji uznawa³ demokratyczn¹ or-ganizacjê spo³eczeñstwa. Przeto fikcja ta stawia pod znakiem zapytania – i czyni chimeryczn¹ – mo¿liwoœæ znalezienia dla analizy politycznej przed³u¿enia w efek-tywnej praktyce w³adzy. Bêd¹cy konstrukcj¹ dyskursu „ksi¹¿ê hipotetyczny” ni-gdy nie stanie siê „ksiêciem faktycznym”. Nini-gdy nie zostanie wype³niony rozziew oddzielaj¹cy od rzeczywistoœci dyskurs, dystans skazuj¹cy go na bezwartoœcio-woœæ zw³aszcza wówczas, gdy jest precyzyjnie skonstruowany18.

Ta fundamentalna frustracja sprawia, i¿ dla historyka fascynuj¹ca jest efek-tywnoœæ ¿ycia politycznego (podobnie jak, odwrotnie, polityka kusi wcielenie siê w skórê historyka i odegranie swoich posuniêæ, aby poddaæ je legitymizuj¹cej „refleksji”). Fikcja owa przejawia siê równie¿ w fakcie, i¿ historyk analizuje sytu-acje tam, gdzie dla sprawuj¹cego w³adzê chodzi³o o cele do osi¹gniêcia. Pierwszy dostaje jako ju¿ zaistnia³y fakt to, co drugi musi dopiero wprowadziæ w czyn. Eksploracja przesz³oœci jest tutaj konsekwencj¹ niemo¿noœci pod³¹czenia siê do oœrodka, gdzie „historiê siê tworzy”. Nierzeczywistoœæ przenika do tej nauki o dzia³aniu wraz z fikcj¹ polegaj¹c¹ na tym, ¿e zachowuje siê jakby siê by³o pod-miotem operacji – lub wraz z ow¹ dzia³alnoœci¹, która odtwarza politykê w labora-torium zastêpuj¹c podmiot dzia³alnoœci historycznej podmiotem operacji historio-graficznej. Archiwa tworz¹ „œwiat” tej gry technicznej, œwiat, gdzie odnajduje siê z³o¿onoœæ rzeczywistoœci, lecz poddan¹ selekcji i zminiaturyzowan¹, a wiêc da-j¹c¹ siê poddaæ formalizacji. To przestrzeñ cenna we wszystkich znaczeniach tego s³owa: upatrujê w niej sprofesjonalizowany i skrypturalny odpowiednik tego, co przedstawiaj¹ gry we wspólnym doœwiadczeniu wszystkich ludów, to znaczy prak-tyki, poprzez które ka¿da spo³ecznoœæ wyjaœnia, miniaturyzuje, formalizuje swoje najbardziej fundamentalne strategie i dziêki temu gra sama siebie bez ryzyka czy odpowiedzialnoœci w³aœciwych historii rzeczywistej.

W przypadku historiografii fikcja ujawnia siê na koñcu, w produkcie manipula-cji i analizy. Opowieœæ podaje siê za re¿yseriê przesz³oœci, nie zaœ za ograniczone przestrzennie pole, w którego obrêbie dokonuje siê operacja przesuniêta wzglêdem dzia³alnoœci oœrodka w³adzy. Tak jest w przypadku Discorsi: Machiavelli przedsta-wia je jako komentarz do dzie³a Tytusa Liwiusza. W rzeczywistoœci to jedynie „po-zór”. Autor wie, i¿ zasady w imieniu których do rangi wzorca podnosi instytucje rzymskie, wywo³uj¹ istn¹ „eksplozjê” tradycji i ¿e jego przedsiêwziêcie jest „bez-precedensowe”19. Historia rzymska, bêd¹ca wspólnym punktem odniesienia

i przyjemnym tematem toczonych we Florencji dyskusji, dostarcza mu publicznego terenu pozwalaj¹cego na wyra¿anie swoich opinii politycznych jak gdyby znajdo-wa³ siê na miejscu ksiêcia. Przesz³oœæ jest miejscem zainteresowania i przyjemnoœci poza aktualnymi problemami w³adcy, obok „opinii” i „ciekawoœci” odbiorców sytu-uj¹cym scenê, na której historyk gra swoj¹ rolê technika – substytutu ksiêcia.

(8)

Od-stêp wzglêdem teraŸniejszoœci kreœli kontury miejsca, gdzie powstaje historiografia, obok w³adcy i w pobli¿u odbiorców, odgrywaj¹c to, co czyni ten pierwszy i co podoba siê drugim, lecz nie mo¿na go uto¿samiæ ani z jednym, ani z drugimi. Tote¿ przesz³oœæ jest fikcj¹ teraŸniejszoœci. Tak jest w ka¿dej prawdziwej pracy historio-graficznej. Wyjaœnianie przesz³oœci nie przestaje zaznaczaæ ró¿nicy miêdzy apara-tem eksplikacyjnym, który jest teraŸniejszy, a wyjaœnianym materia³em, dokumen-tami odnosz¹cymi siê do ciekawostek zwi¹zanych ze zmar³ymi. Racjonalizacja praktyki i przyjemnoœæ opowiadania sobie legend z minionych czasów („urok histo-rii” – mawia³ Marbeau20) – techniki pozwalaj¹ce zawiadywaæ z³o¿onoœci¹

teraŸ-niejszoœci i przepojone wzruszeniem zaciekawienie otaczaj¹ce zmar³ych „krew-nych” – zlewaj¹ siê w tym samym tekœcie, aby jednoczeœnie dokonaæ swoistej dla aktualnej epoki jej naukowej „redukcji” i narracyjnej metaforyzacji strategii w³adzy. Rzeczywistoœæ wpisuj¹ca siê w historiograficzny dyskurs pochodzi z w³aœci-wych danemu miejscu determinacji. Efektywnymi relacjami zdaj¹cymi siê cha-rakteryzowaæ to miejsce pisma s¹: zale¿noœæ wzglêdem ustanowionej sk¹din¹d w³adzy, opanowanie technik dotycz¹cych strategii spo³ecznych oraz gra z symbo-lami i przywo³aniami ciesz¹cymi siê uznaniem odbiorców. Usytuowana przy boku w³adzy, wspieraj¹c siê na niej, lecz równie¿ krytycznie siê wzglêdem niej dystan-suj¹c; trzymaj¹c w rêce naœladowane samym pismem racjonalne narzêdzia opera-cji modyfikuj¹cych równowagê si³ w imiê zdobywczej woli; docieraj¹c z oddali do mas (spoza politycznej i spo³ecznej separacji, która j¹ od nich „wyró¿nia”) i reinterpretuj¹c w³aœciwe im tradycyjne odniesienia, nowo¿ytna historiografia fran-cuska jest w przyt³aczaj¹cej wiêkszoœci mieszczañska i – czy¿ nale¿y siê temu dziwiæ? – racjonalistyczna21.

Ta sytuacja faktyczna wpisana jest w tekst. Mniej lub bardziej dyskretna dedy-kacja (trzeba podtrzymywaæ fikcjê przesz³oœci, aby mog³a zaistnieæ uczona gra historii) nadaje dyskursowi status bytu zad³u¿onego wobec w³adzy, która niedaw-no jeszcze nale¿a³a do ksiêcia, dzisiaj zaœ – poprzez delegacjê – do pañstwowej instytucji naukowej lub jej eponima, czyli zwierzchnika. To „przes³anie”22

wska-zuje na miejsce sk¹d wychodzi przyzwolenie, na desygnat zorganizowanej si³y, wewn¹trz i w zale¿noœci od której analiza mo¿e zaistnieæ. Jednak sama opowieœæ, cia³o fikcji, zaznacza tak¿e – poprzez zastosowane metody i badan¹ treœæ – z jednej strony dystans wobec owego d³ugu, z drugiej strony obydwa punkty oparcia na owo oddalenie zezwalaj¹ce; s¹ to: praca w swym aspekcie technicznym i zain-teresowanie odbiorców, albowiem historyk uzyskuje od aktualnoœci œrodki pozwa-laj¹ce wykonaæ tê pracê i okreœlenie stopnia zainteresowania, jakie budzi.

Z powodu tego trójk¹tnego ustrukturyzowania historiografia nie mo¿e byæ za-tem pomyœlana w terminach przeciwstawnoœci lub odpowiednioœci miêdzy pod-miotem a przedpod-miotem: to, co konstruuje, jest tylko gr¹ fikcji. Nie sposób tak¿e zak³adaæ, jak historiografia stara siê czasem wmówiæ, ¿e jakiœ usytuowany w odle-g³ej przesz³oœci „pocz¹tek” wyjaœni³by teraŸniejszoœæ: ka¿dy historyk umiejscawia zreszt¹ ów pocz¹tkowy punkt przeciêcia w miejscu, w którym zatrzymuje siê jego postêpowanie badawcze, to znaczy na granicy, jak¹ wyznacza mu jego

(9)

specjal-noœæ w ³onie uprawianej przez niego dyscypliny. W gruncie rzeczy wychodzi od wyznaczników teraŸniejszoœci. Jego prawdziwym pocz¹tkiem jest aktualnoœæ. Mó-wi³ to ju¿ w charakterystycznym dla siebie stylu Lucien Febvre: „Przesz³oœæ – pisa³ – jest rekonstrukcj¹ spo³eczeñstw i istot ludzkich dokonan¹ przez ludzi dla ludzi uwik³anych w sieæ odniesieñ dzisiejszej rzeczywistoœci ludzkiej”23. Febvre nie uzna³by,

i¿ to usytuowanie zabrania historykowi przemawiaæ w imieniu Cz³owieka, wierzy³ bowiem, ¿e dzie³o historyczne wolne jest od prawa podporz¹dkowuj¹cego je logice miejsca wytworzenia, a nie tylko od „mentalnoœci” danej epoki w „postêpie” cza-su24. Jak ka¿dy historyk, wiedzia³ wszak¿e, ¿e pisanie prowadzi do spotkania

z zamieszkuj¹c¹ to miejsce œmierci¹, do ujawnienia jej poprzez przedstawienie relacji teraŸniejszoœci z tym, co wobec niej inne, i do zwalczania jej zabiegami zmierzaj¹cymi do intelektualnego zapanowania nad zespoleniem indywidualnej woli z obecnymi si³ami. Poprzez wszystkie te aspekty, historiografia wprowadza do swe-go dyskursu warunki umo¿liwiaj¹ce jeswe-go wytwarzanie staj¹ce siê tematem, o którym bezustannie rozprawia.

3. Wytwarzanie i/lub archeologia

Wytwarzanie jest istotnie jej nieomal powszechn¹ zasad¹ wyjaœniania, albo-wiem historyczne badania traktuj¹ ka¿dy dokument jako symptom tego, kto go wytworzy³. Prawdê powiedziawszy nie tak ³atwo jest „nauczyæ siê z samego pro-duktu odszyfrowywaæ i interpretowaæ ³añcuch aktów wytwórczych”25. Na

pierw-szym poziomie analizy mo¿na powiedzieæ, ¿e wytwarzanie nazywa problem, któ-ry pojawi³ siê na Zachodzie wraz z mityczn¹ praktyk¹ pisania. A¿ dot¹d historia rozwija siê wprowadzaj¹c wszêdzie podzia³ na materiê (fakty, simplex historia) i ornamentum (prezentacja, inscenizacja, komentarz)26. D¹¿y do odnalezienia

praw-dy faktów ukrytej pod mnogoœci¹ „legend” i ustanowienia w ten sposób praw-dyskursu zgodnego z „naturalnym porz¹dkiem” rzeczy tam, gdzie przedtem istnia³o pomie-szanie z³udzenia i prawdy27. Ten sposób stawiania problemu zmienia siê wszak¿e

pocz¹wszy od momentu, gdy „fakt” nie funkcjonuje ju¿ jako „znak” prawdy, kie-dy „prawda” zmienia swój status, stopniowo przestaj¹c byæ tym, co siê manifestu-je, aby staæ siê tym, co siê wytwarza i w ten sposób nabiera charakteru „skryptu-ralnego”. Idea „wytwarzania” przemienia dawn¹ koncepcjê „przyczynowoœci” i wyró¿nia dwa typy problemów: z jednej strony odes³anie „faktu” do tego, co sprawi³o, ¿e sta³ siê mo¿liwy; z drugiej strony spójnoœæ lub „powi¹zanie” pomiê-dzy stwierdzonymi zdarzeniami. Pierwszy problem wyra¿any jest jako geneza i uprzywilejowuje bez koñca to, co jest „przed”; drugi wyra¿a siê w formie serii, których konstrukcja wymaga ze strony historyka nieomal obsesyjnej troski o wype³nianie luk i, w sposób mniej lub bardziej metaforyczny, zastêpuje struktu-rê. Obydwa elementy, czêsto sprowadzone do filiacji i ³adu, sprzêgaj¹ siê w „quasi koncepcie” czasowoœci. Pod tym wzglêdem prawd¹ jest, ¿e „dopiero w chwili, gdy dysponowalibyœmy swoistym i w pe³ni wytworzonym konceptem czasowoœci, mo¿na by podj¹æ problem Historii28. Tymczasem czasowoœæ s³u¿y do ukazywania

(10)

samym tekœcie sposobów, do jakich odwo³uje siê historyk zarówno odpowiadaj¹c na pytanie, co by³o przedtem, jak umieszczaj¹c fakty w istniej¹cych lukach. Dostarcza pustych ram linearnego nastêpstwa odpowiadaj¹cego formalnie zapytaniu o pocz¹tek i wymogowi porz¹dku. Jest zatem w mniejszym stopniu rezultatem poszukiwania, ni¿ jego warunkiem: za³o¿onym a priori w¹tkiem z dwóch w³ókien, po którym przesuwa swe wrzeciono historyk jednym ruchem wype³niaj¹c istniej¹-ce miêdzy nimi luki. Nie mog¹c przekszta³ciæ w przedmiot swoich badañ to, co jest ich postulatem, historyk „zastêpuje poznanie czasu wiedz¹ o tym, co jest w czasie”29.

Pod tym wzglêdem historiografia by³aby zatem jedynie nieœwiadomym swej natury dyskursem filozoficznym; ukrywa³aby straszliwe znaki zapytania, jakie w sobie nosi, zastêpuj¹c je nieokreœlon¹ prac¹ polegaj¹c¹ na robieniu „tak jakby” na nie odpowiada³a. W istocie, to wyparcie nie przestaje powracaæ w jej pracy i mo¿na je w niej rozpoznaæ, pomiêdzy innymi symptomami, w tym, co wpisuje w ni¹ odniesienie do „wytwarzania” i/lub pytajniki spod znaku „archeologii”.

Aby nie ograniczaæ siê do nazywania wytwarzaniem niezbêdnego, acz niezna-nego stosunku wi¹¿¹cego terminy znane, czyli do wskazywania na to, co jest wspor-nikiem dyskursu historycznego, lecz nie stanowi przedmiotu jego analizy, nale¿y powtórnie wprowadziæ to, o czym Marks przypomina³ w swych Tezach o Feuerbachu, a mianowicie, ¿e „przedmiot, rzeczywistoœæ, œwiat poznawalny zmy-s³ami” winny byæ rozpatrywane „jako konkretna dzia³alnoœæ ludzka”, „jako prak-tyka”30. To powrót do spraw podstawowych: „Aby ¿yæ, trzeba przede wszystkim

piæ, jeœæ, mieæ gdzie mieszkaæ, ubieraæ siê i jeszcze parê innych rzeczy. Pierwszym faktem historycznym (die erste geschichtliche Tat) jest wiêc produkcja (die Erzeu-gung) œrodków pozwalaj¹cych na zaspokojenie potrzeb, wytwarzanie (die Pro-duktion) samego ¿ycia materialnego. Jest wrêcz historycznym faktem (geschich-tliche Tat), podstawowym warunkiem (Grundbedingung) ca³ej historii, ¿e podobnie dzisiaj, jak przed tysi¹cami lat, trzeba wype³niaæ dzieñ za dniem…”31. Wychodz¹c z

tej bazy, produkcja ró¿nicuje siê wedle tego, czy potrzeby te s¹ lub nie ³atwo zaspo-kajane i w zale¿noœci od warunków, w jakich s¹ zaspozaspo-kajane. Produkcja jest wszê-dzie, lecz „produkcja w sensie ogólnym jest abstrakcj¹”: „Zatem gdy mówimy o produkcji, zawsze chodzi o produkcjê w okreœlonym stadium ewolucji spo³ecznej – produkcjê jednostek ¿yj¹cych w spo³eczeñstwie… Na przyk³ad jakakolwiek pro-dukcja nie jest mo¿liwa bez narzêdzi produkcji…; bez pracy uprzedniej, zakumulo-wanej… Produkcja to zawsze szczególna ga³¹Ÿ produkcji”. Wreszcie „zawsze ja-kieœ okreœlone cia³o spo³eczne, jakiœ spo³eczny podmiot wykonuje sw¹ dzia³alnoœæ w mniej lub bardziej du¿ym, mniej lub bardziej bogatym zbiorze sfer produkcyjnych”32.

Tak wiêc analiza powraca do potrzeb, technicznej organizacji, miejsc i instytucji spo³ecznych, gdzie – jak mówi Marks odnoœnie fabrykantów pianin – „produktyw-na jest jedynie praca wytwarzaj¹ca kapita³”33.

Zatrzymujê siê na tych klasycznych tekstach powtarzaj¹c znane stwierdzenia, poniewa¿ precyzyjnie stawiaj¹ problem, na który napotka³em wychodz¹c od tak zwanej historii „idei” czy te¿ „mentalnoœci”: chodzi o relacjê, jaka mo¿e zaistnieæ pomiêdzy okreœlonymi miejscami a wytwarzanymi w nich dyskursami. Wyda³o mi siê, ¿e mo¿na przetransponowaæ tutaj to, co Marks nazywa „prac¹

(11)

produk-tywn¹ w ekonomicznym znaczeniu s³owa”: „praca jest produktywna tylko wów-czas, gdy wytwarza swoje przeciwieñstwo” to znaczy kapita³34. Niew¹tpliwie

dys-kurs jest form¹ „kapita³u” zainwestowanego w symbole, jest przekazywalny, mo¿na go przemieœciæ, powiêkszyæ lub straciæ. Jasnym jest, ¿e perspektywa ta odnosi siê równie¿ do „pracy” historyka, który stosuje j¹ jako narzêdzie, i ¿e pod tym wzglê-dem historiografia nie przestaje zale¿eæ od tego, co bada: od stosunku miêdzy miejscem, prac¹ a owym „przyrostem kapita³u”, jakim mo¿e byæ dyskurs. To, i¿ dla Marksa dyskurs nale¿y raczej do kategorii generowanej przez „pracê niedukcyjn¹” nie przeszkadza rozpatrywaæ mo¿liwoœci traktowania w ten sposób pro-blemów stawianych historiografii i przez ni¹ sam¹.

Byæ mo¿e oznacza to nadanie szczególnej treœci owej „archeologii”, której nowy presti¿ nada³ Michel Foucault. Ze swej strony bêd¹c historykiem badaj¹cym historiê religii zdeterminowan¹ jêzykiem tej specjalnoœci, zastanawia³em siê nad rol¹, jak¹ w organizacji nowo¿ytnego spo³eczeñstwa „skrypturalnego” odegraæ mog³y wytwory i instytucje religijne, których miejsce zajê³o ono po ich uprzed-nim przekszta³ceniu. Archeologia by³a dla mnie sposobem, jakim pos³ugiwa³em siê, aby œciœlej opisaæ powrót „wypartego”, system Pism wyrugowanych przez nowo¿ytnoœæ – nieobecnego, którego nie sposób wszak¿e wyeliminowaæ. Ta „ana-liza” pozwala³a jednoczeœnie rozpoznaæ w pracy obecnej „pracê przesz³¹, zaku-mulowan¹” i jeszcze determinuj¹c¹. Tryb ten, ujawniaj¹cy ci¹g³oœci i zniekszta³-cenia w systemie praktyk, pozwala³ mi tak¿e na przeanalizowanie siebie samego. Nie jest to autobiografia, lecz odnawiaj¹c w innej postaci relacjê wytwarzania, jak¹ dane miejsce utrzymuje ze swym wytworem, analiza ta prowadzi³a mnie ku badaniu historiografii jako takiej. Oznacza³o to wejœcie podmiotu do swojego tek-stu, nie z ow¹ niezwyk³¹ swobod¹ pozwalaj¹c¹ Martinowi Dubermanowi uczy-niæ z siebie, w swym w³asnym dyskursie, rozmówcê nieobecnych postaci i traktuj¹c o nich opowiadaæ w istocie o sobie35, lecz na sposób niewype³nialnej

luki bêd¹cej zawsze w tekœcie noœnikiem braku sprawiaj¹cego, i¿ nie przestaje siê poszukiwaæ i pisaæ.

Luka ta, oznaka miejsca w tekœcie i poddania go przez tekst w w¹tpliwoœæ, odsy³a w koñcu do tego, na co archeologia wskazuje nie bêd¹c w stanie tego na-zwaæ: stosunek logosu do arche, „zasady” lub „pocz¹tku” bêd¹cego tym, co wo-bec niej inne. Historiografia mo¿e zawsze umieœciæ „przed” owo inne, na którym siê opiera i które j¹ umo¿liwia, odsuwaæ je bezustannie coraz bardziej wstecz lub okreœlaæ je nazw¹ elementu „rzeczywistoœci” legitymizuj¹cego przedstawienie, lecz nie bêd¹cego z nim to¿samym. Arche nie jest , co mog³o by byæ wypowie-dziane. Wœlizguje siê jedynie w tekst wskutek pracy podzia³u lub wraz z przywo-³aniem œmierci.

Tote¿ historyk mo¿e tylko pisaæ ³¹cz¹c w tej praktyce „inne” sprawiaj¹ce, ¿e mo¿e posuwaæ siê do przodu, i rzeczywistoœæ, któr¹ przedstawia jedynie pod posta-ci¹ fikcyj. Jest historiografem. Uznaj¹c swój d³ug wobec doœwiadczenia, jakie na-by³em w trakcie mojej pracy, pragnê z³o¿yæ ho³d owemu pismu historii.

(12)

Historia, dyskurs i rzeczywistoœæ 1. Dwie formy rzeczywistoœci

Je¿eli zrekapituluje siê te dane, sytuacja historiografii ods³ania pytanie o rzeczywistoœæ wyra¿aj¹ce siê w dwóch ca³kowicie odmiennych pozycjach me-todologii naukowej: rzeczywistoœæ w tym sensie, w jakim jest ona tym, co znane (tym, co historyk bada, rozumie lub „wskrzesza” ze spo³eczeñstwa przesz³oœci) i rzeczywistoœæ jako implikowan¹ poprzez operacjê naukow¹ (teraŸniejsze spo³e-czeñstwo, do którego odnosi siê problematyka historyka, jego procedury, jego spo-soby rozumienia i wreszcie praktyka sensu). Z jednej strony rzeczywistoœæ jest rezultatem analizy, a z drugiej – jej postulatem. Te dwie formy rzeczywistoœci nie mog¹ byæ ani wyeliminowane, ani sprowadzone do siebie nawzajem. Historia jako nauka polega w³aœnie na wystêpuj¹cych miêdzy nimi relacjach. Jej swoistym ce-lem jest rozwiniêcie ich w dyskursie.

Z pewnoœci¹ w zale¿noœci od okresów i grup punkt ciê¿koœci przenosi siê b¹dŸ to ku jednemu, b¹dŸ ku drugiemu biegunowi. W istocie bowiem istniej¹ dwa ro-dzaje historii w zale¿noœci od tego, czy przewa¿a zainteresowanie jedn¹ czy drug¹ form¹ rzeczywistoœci. Nawet jeœli krzy¿ówki tych dwóch typów wystêpuj¹ czê-œciej ni¿ przypadki czyste, ka¿dy z tych rodzajów historii jest ³atwo rozpoznawal-ny. Pierwszy z nich skupia siê na tym, co da siê pomyœleæ i na warunkach rozumie-nia; drugi roœci sobie prawo do odtworzenia tego, co prze¿yte, ekshumowane dziêki poznaniu przesz³oœci.

Pierwsza z tych problematyk bada sw¹ zdolnoœæ do uczynienia mo¿liwymi do pomyœlenia dokumenty zinwentaryzowane przez historyka. Podlega koniecznoœci wypracowania modelów pozwalaj¹cych na utworzenie i zrozumienie serii doku-mentów: modeli ekonomicznych, kulturowych, itd. Perspektywa ta, coraz bardziej dziœ powszechna, prowadzi historyka do metodologicznych hipotez odnosz¹cych siê do jego pracy, do ich rewizji za poœrednictwem wymiany interdyscyplinarnej, do zasad zrozumia³oœci mog¹cych stanowiæ o zasadnoœci stosowanych przez nie-go procedur i wytworzyæ „fakty”, a w ostatecznym rachunku do sytuacji episte-mologicznej obecnej w ca³oœci badañ charakterystycznych dla spo³eczeñstwa, w którym pracuje36.

Tendencja druga uprzywilejowuje relacjê historyka z tym, co prze¿yte, to zna-czy mo¿liwoœæ odtworzenia zna-czy te¿ „wskrzeszenia” przesz³oœci. Pragnie ona od-restaurowaæ to, co zapomniane, i dotrzeæ do ludzi z przesz³oœci po pozostawio-nych po nich œladach. Zak³ada ona tak¿e przyjêcie w³aœciwego sobie gatunku literackiego – opowieœci, podczas gdy tendencja pierwsza, du¿o mniej opisowa, ze-stawia raczej serie wy³aniaj¹ce siê przy zastosowaniu ró¿nych metod badawczych. Pomiêdzy tymi dwiema formami istnieje napiêcie, lecz nie opozycja, albowiem historyk znajduje siê w pozycji niestabilnej. Je¿eli da pierwszeñstwo rezultatowi „obiektywnemu”, je¿eli d¹¿y do odtworzenia w swym dyskursie rzeczywistoœci ja-kiegoœ spo³eczeñstwa przesz³oœci i o¿ywienia tego, co przebrzmia³o, rozpoznaje przecie¿ w tej rekonstrukcji porz¹dek i skutek swojej w³asnej pracy. Dyskurs prze-znaczony do wyra¿enia innego pozostaje jego w³asnym dyskursem i

(13)

zwiercia-d³em jego w³asnego dzia³ania. I odwrotnie, gdy historyk powraca do swej praktyki i poddaje refleksji postulaty pragn¹c je udoskonaliæ, odkrywa w nich ograniczenia, których Ÿród³o znajduje siê wyraŸnie przed jego teraŸniejszoœci¹, a których jego praca jest symptomem, nie zaœ przyczyn¹. Podobnie jak „model” socjologii religijnej impliku-je (miêdzy innymi) nowy status praktyki lub poznania w XVII w., obecne metody zawieraj¹ w sobie, zatarte jako zdarzenia i przekszta³cone w kody lub w problematy badawcze, dawne struktury i zapomniane historie. Ufundowana w ten sposób na podziale z jednej strony stawiaj¹cym przesz³oœæ, która jest jej przedmiotem, z drugiej natomiast teraŸniejszoœæ stanowi¹c¹ miejsce jej praktyki, historia nie przestaje odnaj-dywaæ teraŸniejszoœci w swym przedmiocie, a przesz³oœci w swej praktyce. Przesy-cona jest dziwnoœci¹, ku której d¹¿y, i narzuca swe prawo odleg³ym obszarom, które podbija w przekonaniu, ¿e przywraca im ¿ycie.

2. Poœrednioœæ [l’entre-deux], sytuacja historii a problem rzeczywistoœci

Bezustanna praca ró¿nicowania (miêdzy zdarzeniami, okresami, miêdzy da-nymi a seriami, itd.) jest w historii warunkiem wszelkiego powi¹zania miêdzy sob¹ wyró¿nionych elementów, a przez to ich zrozumienia. Zak³ada wszêdzie akt wytwarzaj¹cy nowoœæ przez oddzielenie siê od tradycji, co umo¿liwia potrakto-wanie jej jako przedmiotu poznania. Decyduj¹ce ciêcie w obojêtnie jakiej dziedzi-nie wiedzy (ekskluzja jest zawsze dziedzi-niezbêdna dla ustanowienia œcis³oœci) przybie-ra w historii formê pierwotnej gprzybie-ranicy konstytuuj¹cej rzeczywistoœæ jako „przesz³¹” i wyjaœniaj¹c¹ siê poprzez techniki dostosowane do zadania, jakim jest „uprawianie historii”. Tym niemniej cezura ta zdaje siê byæ zanegowana ustana-wiaj¹c¹ j¹ operacj¹, poniewa¿ „przesz³oœæ” owa powraca w historiograficznej prak-tyce. Umar³y wy³ania siê na powrót wewn¹trz dzia³alnoœci postuluj¹cej jego znik-niêcie i mo¿liwoœæ analizowania go jako przedmiotu.

Status tej granicy, niezbêdnej i zanegowanej charakteryzuje historiê jako na-ukê humanistyczn¹. W istocie jest ona „humanistyczn¹” nie dlatego, i¿ jej przed-miotem jest cz³owiek, lecz poniewa¿ jej praktyka ponownie wprowadza do „pod-miotu” nauki to, co uprzednio zosta³o wyró¿nione jako jej przedmiot. Funkcjonowanie historii wzajemnie odsy³a do swego przeciwieñstwa obydwa bieguny „rzeczywisto-œci”. Dzia³alnoœæ wytwórcza i znany okres wzajemnie na siebie oddzia³ywaj¹. Cezura, jak¹ postawi³a przed nimi decyzja ustanawiaj¹ca postêpowanie badawcze (i „Ÿród³o obiektywnoœci”), przestaje byæ stabilna. Nicuje siê, przemieszcza, posu-wa do przodu. Ruch ten wywo³any jest w³aœnie faktem, ¿e zosta³a ona ustanowio-na i dlatego, ¿e nie mo¿ustanowio-na jej utrzymaæ.

W trakcie ruchu powoduj¹cego przemieszczanie siê terminów pierwotnej rela-cji, ona sama staje siê miejscem operacji naukowej, lecz jest to miejsce, którego zmiany po³o¿enia, podobnie jak ruchy boi na pe³nym morzu, pod¹¿aj¹ za dokonu-j¹cymi siê na du¿o wiêksz¹ skalê ruchami spo³eczeñstw, ich ekonomicznych i politycznych przekszta³ceñ, z³o¿onych stosunków zachodz¹cych miêdzy poko-leniami, klasami, itd. Relacja naukowa odtwarza pracê zapewniaj¹c¹ grupom domi-nacjê nad innymi i prowadz¹c¹ do uczynienia z nich przedmiotów swojego

(14)

posiada-nia, lecz zaœwiadcza tak¿e o oddzia³ywaniu zmar³ych, które moc¹ czegoœ na kszta³t energii kinetycznej trwa bezustannie milcz¹co realizuj¹c swój wp³yw za poœrednic-twem pozosta³oœci dawnych struktur, „kontynuuj¹c – jak powiada Marks – sw¹ wegetacyjn¹ egzystencjê” (Fortvegetation37).

Historyk nie umknie owym utajonym wp³ywom i ci¹gle jeszcze oddzia³uj¹cej sile przyci¹gania przesz³oœci (inercji, któr¹ tradycjonalizm nazwie „ci¹g³oœci¹” d¹¿¹c do ukazania jej jako „prawdy” historii). Nie mo¿e w wiêkszym stopniu abs-trahowaæ od dystansowania siê i wykluczeñ okreœlaj¹cych epokê czy kategoriê spo³eczn¹, do której przynale¿y. W jego dzia³alnoœci stapiaj¹ siê ze sob¹ ukryte permanencje i ustanowicielskie zerwania. Historia obna¿a je tym bardziej, ¿e jej celem jest ich (z)ró¿nicowanie38. W¹t³a i konieczna granica miêdzy przesz³ym

przedmiotem a teraŸniejsz¹ praxis zaczyna drgaæ gdy tylko fikcyjny postulat da-nej, któr¹ nale¿y zrozumieæ, zastêpuje siê badaniem operacji zawsze obarczonej determinizmami i zawsze wymagaj¹cej modyfikacji, zawsze zale¿nej od miejsca, w którym siê dokonuje w spo³eczeñstwie, a przecie¿ dostosowanej do problemu, metod i w³aœciwej sobie funkcji.

Historia rozgrywa siê zatem w owym miejscu usytuowanym na obrze¿ach ³¹cz¹-cych spo³eczeñstwo i jego przesz³oœæ z aktem wyodrêbniania siê z nich, w liniach kreœl¹cych postaæ aktualnoœci odcinaj¹cych je od tego, co wzglêdem niego inne, lecz które bezustannie zaciera lub modyfikuje powrót „przesz³oœci”. Podobnie jak na obrazach Miró, i tu poci¹gniêcie pióra wraz z konturami kreœl¹ce ró¿nice i umo¿liwiaj¹ce zapis (dyskurs i „historyzacjê”) przenika ruch bêd¹cy tego pierw-szego przeciwieñstwem. To wibrowanie granic. Relacja organizuj¹ca historiê jest zmieniaj¹cym siê stosunkiem dwóch elementów, z których ¿aden nie jest stabil-nym punktem odniesienia.

3. Stosunek do innego

Ta podstawowa sytuacja ujawnia siê dzisiaj na wiele sposobów wyp³ywaj¹-cych z formy lub treœci historiografii.

Dla przyk³adu, analizy krótkiego lub d³ugiego okresu spo³eczno-ekonomiczne-go lub kulturowespo³eczno-ekonomiczne-go poprzedzane s¹ w dzie³ach historycznych owymi Przedmowa-mi, w których historyk relacjonuje poszczególne etapy realizacji zastosowanej przez siebie metodologii. Ksi¹¿ka, sk³adaj¹ca siê z dwóch nierównej wielkoœci lecz sym-bolicznie równowa¿nych czêœci, do opowieœci o przesz³oœci do³¹cza opis trasy prze-bytej przez badacza. Ju¿ Lucien Febvre rozpoczyna³ prezentacjê swego dzie³a o Lutrze analiz¹ swej sytuacji historyka na tle serii studiów poœwiêconych przed-miotowi, którym siê zajmowa³ (1928). Wpisywa³ siê w ewolucjê wspó³czesnej hi-storii jednoczeœnie umieszczaj¹c Lutra w serii analogicznej, lecz bardziej oddalo-nej w czasie. Odt¹d historyk okreœla nie tylko miejsce, z którego przemawia, lecz równie¿ ukazuje swoje poczynania, czy te¿ pracê, jakiej dokona³, dobieraj¹c sto-sowne metody i stawiaj¹c w³aœciwe pytania. Pierre Vilar i Emmanuel Le Roy La-durie, których dzie³a dominuj¹ w historiografii wspó³czesnej, zestawiaj¹ zarys me-todologicznego zamys³u swych przedsiêwziêæ ze strukturalnymi przemianami Katalonii czy Langwedocji na przestrzeni czterech wieków39. Prawda historii tkwi w

(15)

tej poœrednioœci, której bieguny dzie³o okreœla nie bêd¹c w stanie wytworzyæ przed-miotu, jakim mo¿na by³oby ów stosunek zast¹piæ. U Soriano analiza bajek Perraulta staje siê sama opowieœci¹, wyznaniem badacza tak, i¿ przedmiot studium, rozcz³on-kowany wskutek niejednorodnych sonda¿y metodologicznych, odnajduje sw¹ jed-noœæ w operacji, w której kombinuj¹ siê bezustannie oddzia³ywanie autora i opór stawiany przez materiê badañ40.

Do tego wewnêtrznego napiêcia, napêdowej si³y historycznej eksplikacji, przy-bli¿yæ nale¿y inny, nie mniej uderzaj¹cy aspekt obecnych badañ: konfrontacjê metody badawczej z tym, co wzglêdem niego „inne”, czy te¿ dok³adniej mówi¹c uwidocznienie stosunku, jaki sposób rozumienia utrzymuje z niezrozumia³ym, które „wydobywa na powierzchniê”. Na przyk³ad ogromna erudycja kulturowa Alphon-se’a Dupront ods³ania w historii to, co „paniczne”, dzik¹ i sakraln¹ g³êbiê. Je¿eli zdarza siê, i¿ owa „paniczna dusza zbiorowoœci” nabiera cech desygnatu, elemen-tu znaczonego (le signifié), czy pod³o¿a historii, to dzieje siê to na mocy pewnego rodzaju fikcji opieraj¹cej siê na najbardziej dyskusyjnych pogl¹dach Ottego i Junga, albowiem w rzeczywistoœci „panicznoœæ” owa jest nazw¹, jak¹ rozci¹gniêty w niebywa³y sposób obszar poznania nadaje swym w³asnym granicom, nieznane-mu, które odkrywa i spotyka na swej drodze, nie-wiedzy (nescience), która uzmy-s³awia postêp wiedzy. G³êbia historii zostaje w ten sposób ukazana (nie zaœ, jak gdzie indziej, wyeliminowana) poprzez „irracjonalnoœæ” stosown¹ do zabiegu ba-dawczego spod znaku wiedzy o ideach i formach kulturowych. Jak powiada M. Du-pront: „To, co nie-historyczne niezbêdne jest dla historycznego”41.

Pierre Vilar przedstawia zjawisko analogiczne: samo istnienie tematu jego rozwa¿añ – Katalonii – jest tajemnic¹, któr¹ wydobywa na œwiat³o dzienne œcis³a analiza spo³eczno-ekonomiczna. W jaki sposób Katalonia konstytuuje siê jako swoista i daj¹ca siê wyodrêbniæ ca³oœæ? Jak ta wyodrêbniona ca³oœæ zmienia siê wraz z pojawieniem siê równie problematycznej jak kataloñska ca³oœci „hiszpañ-skiej”? Stawiaj¹c te pytania, w swym wspania³ym wywodzie Pierre Vilar prze-kszta³ca teoriê ekonomiczn¹ w analizê historyczn¹, by dotrzeæ do „historii g³êbo-kiej”; wyszed³szy od zmiennych ekonomicznych, odkrywa inne. Rezultatem tego wywodu s¹ zagadki: „tworzenie siê grup o silnej œwiadomoœci wspólnotowej”, natura „osobowoœci regionalnej” lub narodowej, a tak¿e „woli politycznej”42.

Œci-s³oœæ jego interpretacji ujawnia, jako swoje odpady czy te¿ to, co staje siê dla niej niezrozumia³e, jednoœæ œwiadomoœci, której warunki i funkcjonowanie zosta³y wszak wyraziœcie wyjaœnione.

Nie dziwi zatem, ¿e problem zainaugurowany wtargniêciem innego w naukowe badania ujawnia siê równie¿ w ich przedmiotach. Dzia³alnoœæ badawcza nie spro-wadza siê wy³¹cznie do poszukiwania zwieñczonych sukcesem prób zrozumienia. Powraca do przedmiotów, których ju¿ nie rozumie. Szacuje to, co traci, zwiêkszaj¹c swe wymagania i ulepszaj¹c metody. Historia szaleñstwa jest znakiem owego momentu, w którym nadmierna naukowoœæ skonfrontowana zosta³a z obszarami uwa¿anymi przez tê ostatni¹ za odpady swojej dzia³alnoœci lub swój nie nie-intelligi-bilny rewers43. Postêpowi historii jako nauki towarzyszy przyrost pomijanych przez

(16)

ni¹ obszarów milczenia. To tak¿e moment, w którym inne nauki sporz¹dzaj¹ bilans szkód wywo³anych swymi sukcesami. Ksi¹¿ka Michela Foucault stawia to w³aœnie pytanie. Wyra¿a je omawiaj¹c zagubiony przez historiê przedmiot, którego wszak nie podobna wykreœliæ: szaleñstwo utworzone z zakazów rozumu. Z pewnoœci¹, widoczny potem wysi³ek autora, aby zwróciæ szaleñstwu w³aœciwy mu jêzyk, nie móg³ siê skoñczyæ inaczej jak tylko pora¿k¹ i uwik³aæ w sprzecznoœciach; waha siê pomiêdzy „odzyskaniem” szaleñstwa poprzez nowego typu rozumienie a nieskoñczonym poszerzaniem abstrakcyjnego znaku (szaleñstwa) maj¹cego okre-œlaæ pust¹ przegródkê, której historiografia nie potrafi³aby wype³niæ44. Jednak¿e

pozostaje owa ziej¹ca otch³añ otwieraj¹ca siê przed naukowym rozumem pod po-staci¹ przedmiotów, które omija on nie podejmuj¹c ich analizy. Od tego czasu mno-¿¹ siê badania poœwiêcone czarom, cudom, szaleñstwu, kulturze „dzikiej” itd. Wska-zuj¹ one na istniej¹cy po s¹siedzku obszar, którego niepokoj¹c¹ „dziwnoœæ” odkry³a przed histori¹ etnologia i psychoanaliza. „Rozum” naukowy jest nierozerwalnie zwi¹zany z rzeczywistoœci¹, w której, w chwili gdy j¹ wyklucza, rozpoznaje tak¿e swój cieñ i to, co wzglêdem niego inne.

Ta mobilizacja historiografii na obrze¿ach wyró¿niaj¹cych i relatywizuj¹cych jej dyskurs charakteryzuje siê oprócz tego bardziej epistemologiczn¹ form¹ prac po-œwiêconych sposobom ró¿nicuj¹cym wzglêdem siebie poszczególne nauki. Tu rów-nie¿ dzie³o Michela Foucault okazuje siê znacz¹ce. Podejmuj¹c wczeœniejsze analizy, przede wszystkim Canguilhema, wykazuje w jaki sposób historia odcina siê (i definiu-je siê) w odniesieniu do synchronicznej kombinacji dyskursów wzadefiniu-jemnie siê od sie-bie wyró¿niaj¹cych i odsy³aj¹cych do wspólnych regu³ dyferencjacji45. Niezale¿nie

od typowych dla autora pozycji, jego dzie³o opisuje i przyspiesza ruch prowadz¹cy historiê do stania siê badaniem granic (travail sur la limite), do usytuowania siê w odniesieniu do innych dyskursów, do skonfrontowania dyskursywnoœci z tym, co wyeliminowane, do mierzenia rezultatów w odniesieniu do przedmiotów, które siê im wymykaj¹, lecz równie¿ do ustanowienia ci¹g³oœci przez wyizolowanie serii, do uœci-œlania metod poprzez rozró¿nianie odrêbnych przedmiotów ujmowanych wczeœniej jako ten sam fakt, do zrewidowania i porównywania ró¿norodnych periodyzacji, do jakich prowadz¹ ró¿ne typy analiz, itd. Odt¹d „problemu nie stanowi ju¿ tradycja ani œlad, lecz podzia³ i granica”.

Mówmy zatem raczej o granicy czy ró¿nicy ni¿ o nieci¹g³oœci (to termin zbyt dwuznaczny, gdy¿ zdaje siê postulowaæ oczywistoœæ podzia³u rzeczywistoœci). Na-le¿y przeto uznaæ, i¿ granica staje siê „zarazem instrumentem i przedmiotem ba-dañ”46. Ten operacyjny koncept praktyki historiograficznej jest narzêdziem jej

pra-cy i miejscem metodologicznych poszukiwañ.

4. Dyskurs historii

Jeszcze krok dalej a historia rozpatrywana bêdzie jako tekst organizuj¹cy jed-nostki sensu i dokonuj¹cy transformacji o mo¿liwych do zdeterminowania regu-³ach. W istocie je¿eli historiografia, aby odnowiæ swoj¹ praktykê, mo¿e odwo³ywaæ siê do procedur semiotycznych, to i ona stanowi dla nich przedmiot, o ile stanowi opowieœæ lub swoisty dyskurs.

(17)

Byæ mo¿e próby, jakie dotychczas poœwiêcano historii w tym ujêciu, nie s¹ ca³kowicie przekonywaj¹ce w tej mierze, w jakiej postuluj¹ one niezale¿n¹ od epoki jednolitoœæ gatunku „historycznego”. Tak czyni Roland Barthes, gdy zadaje sobie pytanie, czy „narracja zdarzeñ przesz³ych, poddana… sankcji „nauki” histo-rycznej, podlegaj¹ca w³adczej gwarancji „rzeczywistoœci”, usprawiedliwiona za-sadami „racjonalnej” ekspozycji, … posiada naprawdê jak¹œ specyficzn¹ cechê, jak¹œ niepodwa¿aln¹ zasadnoœæ odró¿niaj¹c¹ j¹ od narracji fikcyjnej takiej, jak¹ odnaleŸæ mo¿na w epopei, powieœci, dramacie”47. Pragn¹æ odpowiedzieæ na to

pytanie po przeanalizowaniu jedynie kilku „historyków klasycznych” – Herodota, Machiavellego, Bossueta i Micheleta – oznacza³oby byæ mo¿e zbyt pochopne za-³o¿enie jednorodnoœci tych dyskursów; zbyt ³atwe przyjêcie przyk³adów najbli¿-szych narracji, a oddalonych od prac wspó³czesnych; rozpatrywanie dyskursu w oderwaniu od gestu konstytuuj¹cego go w swoistym powi¹zaniu z rzeczywisto-œci¹ (minion¹), od której siê on odznacza, a w konsekwencji nie branie pod uwagê zmieniaj¹cych siê na przestrzeni wieków rodzajów tego zwi¹zku, i wreszcie od-rzucenie obecnego trendu sprawiaj¹cego, ¿e naukowy dyskurs eksponuje warunki swego powstawania, na plan dalszy odsuwaj¹c „narracjê wydarzeñ minionych”?

Pomimo to w owych dzie³ach „klasycznych” status pisma „historycznego” zdaje siê byæ okreœlony poprzez kombinacjê znaczeñ artyku³owanych jedynie i przedstawianych jako fakty. W istocie dla Rolanda Barthesa (je¿eli pozostawiæ na uboczu szczegó³y argumentacji jêzykoznawczej), „fakty”, o których mówi hi-storia, funkcjonuj¹ jako oznaki. Poprzez ustalone relacje miêdzy faktami, czy ra-czej podniesienie niektórych z nich do rangi symptomów ca³ej epoki lub „lekcji” (moralnej, politycznej) organizuj¹cej ca³y dyskurs, w ka¿dej historii istnieje proces nadawania znaczeñ „zmierzaj¹cy zawsze do „wype³niania” sensu Historii”: „hi-storyk to ten, który w mniejszym stopniu gromadzi fakty, ni¿ elementy znacz¹ce (signifiants)”48. Wygl¹da na tego, kto relacjonuje fakty, podczas gdy w istocie

wy-ra¿a sensy sprowadzaj¹c tym samym to, co zapisane (to, co zachowane przez historyka jako istotne) do koncepcji tego, co godne zapisania. Elementem zna-czonym (le signifié) dyskursu historiograficznego s¹ struktury ideologiczne lub wy-obra¿eniowe, lecz przypisany im jest desygnat wobec dyskursu zewnêtrzny, sam w sobie niedostêpny. R. Barthes nazywa „efektem rzeczywistoœci” ów w³aœciwy dyskursowi historiograficznemu wybieg polegaj¹cy na ukryciu pod fikcj¹ „reali-zmu” sposobu (w sposób nieunikniony zamaskowanego w jêzyku) nadawania sensu. „Dyskurs historyczny nie pod¹¿a za rzeczywistoœci¹, on jedynie nadaje mu zna-czenie nie przestaj¹c powtarzaæ to siê wydarzy³o, chocia¿ asercja ta nie mo¿e nigdy staæ siê czymœ innym ni¿ znaczonym rewersem (l’envers signifié) ca³ej nar-racji historycznej”49.

Przywo³uj¹c „presti¿ formu³y to siê wydarzy³o” w odniesieniu do historii, R. Bar-thes zestawia go z obecnym rozwojem powieœci realistycznej, dziennika intymnego, wzmianek prasowych o aktualnych wydarzeniach, muzeów, fotografii, dokumen-tów, itd. Wszystkie te dyskursy ³¹cz¹ siê w istocie z rzeczywistoœci¹ utracon¹ (przesz³¹); jako relikwiê wprowadzaj¹ powtórnie do zamkniêtego tekstu

(18)

rzeczywi-stoœæ, która opuœci³a jêzyk. Jak siê zdaje, poniewa¿ zachwianiu uleg³a ju¿ wiara w efektywny zwi¹zek s³ów z nazywanymi przez nie rzeczami, sta³y siê one tym bardziej zdolne do formu³owania sensów, ¿e mniej ogranicza je koniecznoœæ przy-stawania do rzeczywistoœci. Tote¿, bardziej ni¿ powrót do rzeczywistoœci, „realizm” oznacza uaktywnienie ³¹czliwoœci ca³ej populacji s³ów dotychczas zwi¹zanych z poszczególnymi faktami, a teraz mo¿liwych do zastosowania w wytwarzaniu le-gend i fikcji. Dzieje siê tak dlatego, ¿e s³ownictwo „rzeczywistoœci” wchodzi do materii werbalnej, któr¹ mo¿na zorganizowaæ w wypowiedŸ wyra¿aj¹c¹ to, co da siê pomyœleæ lub to, co zosta³o pomyœlane. Nie posiada ju¿ przywileju istnienia tu¿ przy powierzchni faktów, poprzez które przeziera Rzeczywistoœæ zanurzana w³aœnie w baptysterium, ani te¿ nie otacza go aureola mocy wyra¿ania zarazem „rzeczy samej” i wyp³ywaj¹cego bezpoœrednio z niej Sensu.

Z tego punktu widzenia prawd¹ jest, i¿ „znakiem Historii jest teraz w mniej-szym stopniu rzeczywistoœæ, bardziej zaœ to, co intelligibilne”50. Nie chodzi

wszak-¿e o obojêtnie jakie intelligibilium. „Zatarcie narracji w obecnej nauce historii” potwierdza pierwszeñstwo przyznane przez tê dziedzinê wiedzy warunkom, w któ-rych wypracowuje ona „to, co da siê pomyœleæ” (taki jest sens ca³ego ruchu „struk-turalistycznego”). Analiza ta odnosz¹ca siê do metod, czyli do wytwarzania sensu, jest w historii nieod³¹czna od swojego miejsca i przedmiotu: jej miejsce to zazna-czaj¹cy sw¹ obecnoœæ w stosowanych procedurach teraŸniejszy akt owego wy-twarzania i umo¿liwiaj¹ca go dzisiaj i jednoczeœnie go determinuj¹ca sytuacja; jej przedmiot zaœ to warunki, w jakich dane spo³eczeñstwo nada³o sobie sens poprzez pracê, która sama jest wszak zdeterminowana. Historia nie jest krytyk¹ epistemo-logiczn¹. Pozostaje opowieœci¹. Opowiada o swojej w³asnej pracy i, jednocze-œnie, o pracy daj¹cej siê odczytaæ w jakimœ okresie przesz³oœci. Sk¹din¹d tê ostat-ni¹ zrozumieæ mo¿e tylko objaœniaj¹c sw¹ w³asn¹ dzia³alnoœæ wytwórcz¹ i, odwrotnie, sama siebie rozumie poprzez ogó³ i nastêpstwo wytworów, których jest skutkiem.

Je¿eli przeto opowieœæ o „tym, co siê wydarzy³o” znika z historii naukowej (rozwijaj¹c siê natomiast w historycznych utworach popularyzatorskich) lub jeœli narracja faktów przybiera charakter „fikcji” w³aœciwej jakiemuœ typowi dyskursu, to nie nale¿y z tego wysnuwaæ wniosku o zanikniêciu odniesienia do rzeczywisto-œci. Odniesienie to zostaje raczej przeniesione. Nie jest ju¿ bezpoœrednio dane po-przez przedmioty opowiedziane lub „odtworzone”. Implikuje je stworzenie „mode-li” (przeznaczonych do uczynienia przedmiotów „daj¹cymi siê pomyœleæ”) dostosowanych do praktyk poprzez skonfrontowanie ich z tym, co im siê opiera, ogranicza je oraz odwo³uje siê do innych modeli, i wreszcie objaœnienie tego, co umo¿liwi³o tê dzia³alnoœæ poprzez wpisanie jej w konkretn¹ (lub historyczn¹) eko-nomiê produkcji spo³ecznej.

Pod tym wzglêdem nale¿a³o by podzieliæ zdanie A. J. Greimasa, ¿e w odniesie-niu do modeli mog¹cych ukazaæ funkcjonowanie jêzyka, czy te¿ w odniesieodniesie-niu do analizy mo¿liwych kombinacji w organizacji i transformacji elementów w liczbê skoñczon¹, relacja historyczna jawi siê w œwietle strukturalistycznej formu³y „jako ograniczenie swoich mo¿liwoœci manifestowania siê”. „Podobnie jak struktura

(19)

ato-mu – powiada Greimas – da siê pomyœleæ jako kombinatoryka, której obecny wszechœwiat jest tylko czêœciow¹ realizacj¹, tak samo struktura semantyczna wy-obra¿ona wedle porównywalnego modelu, pozostaje otwarta i mo¿e zostaæ do-mkniêta jedynie przez historiê”51.

Granicê odnaleŸæ mo¿na w œrodku historii, tam gdzie wskazuje na to, co inne w odniesieniu do rozumu lub mo¿liwego. To postaæ, jak¹ rzeczywistoœæ przybiera wewn¹trz nauki. Byæ mo¿e zreszt¹ rozró¿nienia na nauki „œcis³e” i „humanistycz-ne” nie wytycza ju¿ stopieñ formalizacji czy kryterium weryfikacji, a dyscypliny naukowe odró¿nia miejsce, jakie przyznaj¹, jedne temu, co mo¿liwe, drugie grani-cy. W ka¿dym razie nie ulega w¹tpliwoœci, ¿e z wykonywaniem zawodu etnologa czy historyka wi¹¿e siê fascynacja granic¹ lub, co jest prawie tym samym, fascy-nacja innym.

Jednak¿e granica nie jest jedynie tym, co bezustannie napotyka przed sob¹ dzia³alnoœæ historyka o¿ywiana wol¹, aby uczyniæ swój przedmiot daj¹cym siê pomyœleæ; wynika ona tak¿e z faktu, ¿e ka¿dy zamys³ interpretacyjny musia³ byæ ustanowiony, aby mo¿na by³o okreœliæ procedury dostosowane do odpowiedniego sposobu rozumienia. Nowe zdeterminowanie „tego, co da siê pomyœleæ”, zak³ada warunkuj¹ce je sytuacje ekonomiczne i spo³eczno-kulturowe. Powstanie jakiego-kolwiek sensu jest przejawem zaistnienia zdarzenia, które je umo¿liwi³o. Nawet nauki œcis³e zmuszone s¹ zrewidowaæ swój stosunek do opowieœci, to znaczy pro-blem relacji pomiêdzy swymi dyskursami a tym, co te milcz¹co implikuj¹ – po-miêdzy spójnoœci¹ a genez¹. W dyskursie historycznym pytanie o rzeczywistoœæ powraca zatem nie tylko wraz z niezbêdnym po³¹czeniem miêdzy tym, co mo¿li-we a jego ograniczeniami, czy te¿ unimo¿li-wersaliami dyskursu a zwi¹zan¹ z faktami szczegó³owoœci¹ (niezale¿nie od tego, jaka jest ich segmentacja52), lecz w postaci

pochodzenia postulowanego przez rozwój odmian „tego, co mo¿liwe do pomy-œlenia”. Praktyka naukowa opiera siê na spo³ecznej praxis, która nie jest zale¿na od poznania. Przestrzeñ dyskursu odsy³a do czasowoœci odmiennej od tej, która orga-nizuje znaczenia wed³ug klasyfikacyjnych regu³ po³¹czeñ. Dzia³alnoœæ wytwarza-j¹ca sens i ustanawiawytwarza-j¹ca intelligibilnoœæ przesz³oœci jest równie¿ symptomem dzia-³alnoœci, której siê ulega, rezultatem zdarzeñ i strukturyzacji przekszta³canej przez ni¹ w daj¹ce siê pomyœleæ przedmioty, przedstawieniem organizuj¹cej j¹, ale i wymykaj¹cej siê jej genezy.

Historia jako mit

Historia popad³aby w ruinê bez zwornika ca³ej jej architektury, jakim jest po³¹-czenie pomiêdzy aktem, który j¹ ustanawia a odzwierciedlanym przez ni¹ spo³eczeñ-stwem, bez nieustannie poddawanego w w¹tpliwoœæ rozdzielania teraŸniejszoœci od przesz³oœci, bez podwójnego statusu przedmiotu bêd¹cego „efektem rzeczywisto-œci” w tekœcie i tym, co niewypowiedziane implikowanym przez zamkniêcie dyskur-su. Je¿eli opuszcza w³aœciwe sobie miejsce – stawian¹ przez siebie i otrzymywan¹ z zewn¹trz granicê – rozk³ada siê na swe sk³adowe staj¹c siê ju¿ tylko fikcj¹ (opo-wieœci¹ o tym, co siê wydarzy³o) lub refleksj¹ epistemologiczn¹ (objaœnianiem

(20)

swo-ich w³asnych regu³ pracy). Jednak¿e nie jest przecie¿ ani legend¹, do czego redukuje j¹ popularyzatorstwo, ani kryteriologi¹, czym sta³aby siê gdyby pozwoli³a siê sprowa-dziæ do samej krytycznej analizy swoich procedur. Gra pomiêdzy nimi, na granicy oddzielaj¹cej te dwie skrajnoœci, podobnie jak Charlie Chaplin w koñcowych sekwen-cjach W³óczêgi (Trampa?) oscyluje wzd³u¿ granicy meksykañskiej pomiêdzy dwoma krajami na przemian wypêdzaj¹cymi go ze swego terytorium: zygzaki jego marszruty zaznaczaj¹ zarazem ró¿nicê i jej zszywanie.

Podobnie jak on, historyk jest równie¿ odrzucany raz w kierunku swojej teraŸ-niejszoœci, raz ku przesz³oœci. Sprawia to, ¿e doœwiadcza praxis, w której jego w³asna praktyka splata siê nierozerwalnie z praktyk¹ tego, co inne (inn¹ epok¹ lub determinuj¹cym go teraŸniejszym spo³eczeñstwem). Analizuje sam¹ noœæ, na któr¹ wskazuje nazwa jego dyscypliny. Historie i Geschichte: dwuznacz-noœæ w koñcowym efekcie bogat¹ w znaczenie. W istocie historia jako dziedzina nauki nie mo¿e ca³kowicie od³¹czyæ swojej praktyki od tego, co traktuje jako swój przedmiot, a jej niekoñcz¹cym siê zadaniem jest uœciœlanie kolejnych sposobów artyku³owania go.

Bez w¹tpienia to powód, dla którego historia zast¹pi³a „pierwotne” mity czy staro¿ytne teologie od czasu, gdy zachodnia cywilizacja utraci³a swój religijny charakter a na p³aszczyŸnie politycznej, spo³ecznej czy naukowej definiuje siê poprzez praxis implikuj¹c¹ tak¿e zwi¹zki, jakie utrzymuje z sam¹ sob¹ i z innymi spo³eczeñstwami. Opowieœæ o tej relacji wykluczenia i fascynacji, dominacji lub komunikacji z innym (funkcja pe³niona na przemian przez s¹siedztwo i przysz³oœæ) dziêki historii pozwala naszemu spo³eczeñstwu opowiadaæ o sobie samym. Opo-wieœæ ta funkcjonuje tak samo jak w dawnych cywilizacjach i podobnie jak jesz-cze teraz w niektórych spo³ejesz-czeñstwach pierwotnych funkcjonuj¹ opowieœci o kosmogonicznych zmaganiach konfrontuj¹ce teraŸniejszoœæ z czasem pocz¹tku. Ta lokalizacja mitu nie ujawnia siê wy³¹cznie wraz z tendencj¹ przybli¿aj¹c¹ nauki „œcis³e” czy „humanistyczne” ku ich historii (która pozwala naukowcom usytuowaæ siê w jakiejœ ca³oœci spo³ecznej53) lub wraz z wa¿noœci¹

popularyzator-stwa historii (które czyni mo¿liwym do pomyœlenia stosunek danego porz¹dku do jego przekszta³cenia, lub które egzorcyzuje go w myœl formu³y: „Zawsze tak by³o”) czy te¿ wraz z tysiêcznymi powrotami zadzierzgniêtego przez Micheleta genial-nego uto¿samienia pomiêdzy histori¹ a autobiografi¹ narodu, ludu lub partii. Hi-storia sta³a siê naszym mitem z powodów bardziej podstawowych, które streszcza kilka wczeœniejszych analiz.

1. To¿samoœæ poprzez zró¿nicowanie

Dyskurs historyczny wyjaœnia to¿samoœæ spo³eczn¹ nie jako coœ „danego” lub sta³ego, lecz w tej mierze, w jakiej odró¿nia siê ona od poprzedzaj¹cej epoki czy innego spo³eczeñstwa. Zak³ada on zerwanie przekszta³caj¹ce tradycjê w przed-miot miniony w taki sposób, w jaki historia „Ancien Régime’u” implikuje Rewo-lucjê54. Jednak¿e owa relacja wobec pocz¹tków bliskich czy odleg³ych, od których

(21)

czyni on z niej miejsce swojej dziedziny wiedzy. W tekœcie zachowuj¹cym jeszcze formê opowieœci, historyczny dyskurs artyku³uje praktykê nowej intelligibilnoœci i trwanie obrazów z ró¿nych przesz³oœci (które prze¿ywaj¹ nie tylko w dokumentach, lecz tak¿e w owym szczególnym „archiwum”, jakim jest sama praca historyka).

Je¿eli z jednej strony funkcj¹ historii jest wyra¿anie pozycji okreœlonego pokole-nia wobec poprzednich za pomoc¹ stwierdzepokole-nia: „Nie jestem tym”, to przecie¿ zawsze uzupe³nia to stwierdzenie nie mniej niebezpiecznym dope³nieniem, w którym spo³eczeñstwo wyznaje: „Jestem kim innym ni¿ pragnê byæ i zdeterminowanym poprzez to, co negujê”. Historia potwierdza autonomiê i zale¿noœæ w proporcjach zmieniaj¹cych siê w zale¿noœci od œrodowisk spo³ecznych i sytuacji politycznej, w których powstaje. Pod postaci¹ „pracy” immanentnej wzglêdem rozwoju cz³o-wieka, zastêpuje mity, za poœrednictwem których spo³eczeñstwo przedstawia³o swoje niejednoznaczne relacje z w³asnymi Ÿród³ami i, poprzez naznaczon¹ przemoc¹ hi-storiê Pocz¹tków, zwi¹zki, jakie utrzymuje z samym sob¹.

2. Pochodzenie jêzyka: umar³e i ¿ywe

Pomimo przedmów i wstêpów napisanych w pierwszej osobie (w Ichbericht) posiadaj¹cych wartoœæ inicjacyjnego introitu i wyraŸnie zaznaczaj¹cych odstêp miêdzy chwil¹, w jakiej zabiera g³os autor, a „owym czasem”, o którym mówi, historia jest dyskursem w trzeciej osobie. Bitwy, politycy czy zarobki s¹ jej pod-miotami–przedmiotami, lecz – jak pisze Roland Barthes – „tam nie ma nikogo, kto podj¹³by siê o tym opowiedzieæ”55. Dyskurs o przesz³oœci ma status dyskursu

o œmierci. Jego przedmiot jest nieobecny, natomiast jego sens sprowadza siê do tego, i¿ jest jêzykiem pozwalaj¹cym porozumiewaæ siê narratorowi ze swoimi czytelnikami, czyli umo¿liwia komunikacjê miêdzy obecnymi. Komunikat spra-wia, ¿e grupa porozumiewa siê sama ze sob¹ za poœrednictwem przywo³ania trze-ciego nieobecnego, jakim jest jej w³asna przesz³oœæ. Umar³y jest obiektywn¹ fi-gur¹ wymiany pomiêdzy ¿ywymi. Jest on wypowiedzi¹ dyskursu, który transportuje go jako przedmiot, lecz w funkcji interlokucji wyrzuconej poza nawias dyskursu, w dziedzinê niewypowiedzianego (le non-dit).

Poprzez te sprzê¿enia z nieobecnymi, historia staje siê mitem jêzyka. Manife-stuje ona warunek dyskursu: œmieræ. W istocie rodzi siê z zerwania stanowi¹cego przesz³oœæ odrêbn¹ od jej obecnego przedsiêwziêcia. Jej praca polega na odtwa-rzaniu tego, co nieobecne, na wytwaodtwa-rzaniu ze znaków rozproszonych po powierzch-ni teraŸpowierzch-niejszoœci œladów „historycznych” realiów brakuj¹cych, gdy¿ innych.

Jednak¿e nieobecny jest równie¿ uobecnion¹ form¹ pocz¹tku56. Mit istnieje,

poniewa¿ poprzez historiê jêzyk skonfrontowany zostaje ze swym Ÿród³em. Nie-w¹tpliwie konfrontacja ta przybiera rozmaite aspekty: relacji dyskursu historycz-nego z takim czy innym uprzywilejowanym przez niego okresem, przedmiotu ba-dañ w linearnej serii pewnej chronologii, czy te¿ ruchu odsy³aj¹cego ten okres do jego bardziej pierwotnego poprzednika poprzez bezustanne cofanie siê wstecz a¿ po wyimaginowany „prapocz¹tek”; ta fikcyjna lecz niezbêdna podpórka pozwala zst¹piæ w g³¹b czasu, sklasyfikowaæ jego sk³adowe, itd. Wszelako bli¿szy i bardziej

(22)

fundamentalny stosunek wyra¿any tym inicjalnym zerem, to relacja ka¿dego dys-kursu z umo¿liwiaj¹c¹ jego zaistnienie œmierci¹. Pocz¹tek jest usytuowany we-wn¹trz dyskursu. Jest w³aœnie tym, czego dyskurs nie mo¿e uczyniæ wyra¿onym przez siebie przedmiotem. Dyskurs ów, jako wypowiedŸ, osadzony jest na tym, co siê sta³o innego; tym, co go cechuje, jest pocz¹tek implikuj¹cy przedmiot zagu-biony; pe³ni wobec ludzi funkcjê przedstawienia sceny pierwotnej zatartej lecz jeszcze organizuj¹cej dyskurs. Ten ostatni nie przestaje sprzêgaæ siê ze œmierci¹, któr¹ postuluje, lecz której przeciwstawia siê praktyka historyczna. Albowiem mó-wienie o zmar³ych to jednoczeœnie zanegowanie œmierci i nieomal rzucanie jej wyzwania. Tote¿ mówi siê, ¿e historia „wskrzesza” umar³ych. W dos³ownym zna-czeniu s³owo to jest zwodnicze: historia nikogo nie wskrzesza. Tym niemniej s³o-wo to przys³o-wo³uje funkcjê przypisan¹ dyscyplinie traktuj¹cej o œmierci jako o przed-miocie wiedzy i przez to wytwarza wymianê miêdzy ¿ywymi.

Taka jest historia: gra ¿ycia i œmierci toczy siê w spokojnie rozwijaj¹cym siê dyskursie, Ÿród³o i negacja genezy, ods³oniêcie martwej przesz³oœci i wynik teraŸ-niejszej praktyki. Na w³aœciwy sobie sposób odtwarza mity oparte na zabójstwie czy te¿ daj¹cej czemuœ pocz¹tek œmierci, które czyni¹ z jêzyka ci¹gle pojawiaj¹cy siê przed oczami obraz œladu pocz¹tku równie niemo¿liwego do odnalezienia, co do zapomnienia.

3. Mówienie i wytwarzanie

Historia przywo³uje wreszcie rodzaj wytwarzania (faire) swoisty nie tylko dla niej („uprawianie historii”), lecz tak¿e dla spo³eczeñstwa wyró¿niaj¹cego twórczoœæ naukow¹. Je¿eli dopuszcza, by wspólne dzia³anie pos³ugiwa³o siê w³aœciwym sobie jêzykiem technicznym, to odsy³a do tej praxis spo³ecznej jako do tego, co umo¿liwia zaistnienie tekstów zorganizowanych dziêki nowemu zrozumieniu przesz³oœci.

Ten stosunek dyskursu do pewnego rodzaju wytwarzania jest wewnêtrzny wzglêdem jego przedmiotu, poniewa¿ w ten lub inny sposób historia zawsze mówi o napiêciach, konfliktach, grach si³. Jednak jest wobec niego tak¿e zewnêtrzny w tej mierze, w jakiej sposób rozumienia i typ dyskursu zdeterminowane s¹ szer-szym kontekstem spo³eczno-kulturowym przyznaj¹cym szczególne miejsce histo-rii. Spo³eczeñstwa ustabilizowane wytwarzaj¹ historiê, która uprzywilejowuje ci¹g³oœci i d¹¿¹ do nadania wartoœci ludzkiej istoty (essence) solidnemu i ustabilizo-wanemu porz¹dkowi. W epokach, gdzie przewa¿aj¹ zmiany i rewolucje, zasad¹ zrozumia³oœci historycznej staj¹ siê gwa³towne zerwania ci¹g³oœci na poziomie zbio-rowym i indywidualnym. Jednak¿e to odniesienie do spo³ecznej organizacji dzia³a-nia – implikowanej ³adem politycznym lub powstawaniem nowych ustrojów – po-œrednio tylko oddzia³uje na analizê naukow¹. Pojawia siê w niej ono symbolicznie wraz z topik¹ zrozumia³oœci: w zale¿noœci od okresu historiograficznego coœ jest wydarzeniem lub ci¹g³¹ seri¹ staj¹c siê punktem wyjœcia i definicj¹ zrozumia³oœci. Okreœlony typ spo³eczeñstwa definiuje siê tak¿e przez sposób, w jaki kombinuje siê w nim dyskursywnoœæ „zrozumienia” i osobliwoœæ „tego, co siê dzieje”; na przy-k³ad model spo³eczno-ekonomiczny bêdzie uprzywilejowany wzglêdem biografii, lub odwrotnie.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Celem niniejszej pracy było okre lenie zale no ci pomi dzy poszczególnymi parametrami reologicznymi jogurtu, okre lenie ich zmienno ci w czasie oraz podj cie próby

Denicja.. Sarda) Zbiór warto±ci krytycznych jest pod- zbiorem miary zero w N.. krytyczny) wtedy i tylko wtedy gdy jest to punkt nieosobliwy (odp. Jest to tzw. topologicznie

Wobec tego, uwzgl dniaj c j zykowe dyrektywy wykładni otrzymaliby my nast puj cy rezultat. Kontrolowanie jakiej działalno ci z punktu widzenia legalno ci oznaczałoby

Denicja.. Iloczyn pierwszych trzech wyrazów ci¡gu geometrycznego wynosi 8, a ich suma jest równa 21 2. a) Przez dwa kolejne dni notowa« indeks gieªdowy wzrastaª po 5% dziennie, a

czarodziejskiemu koralikowi szybko odnaleźli drogę do domu koziołka i oddali uparciucha uszczęśliwionym rodzicom.. Mama koziołka chciała zatrzymać wszystkich

Na wykresie osi¡ symetrii funkcji parzystej jest o± Oy, a ±rodkiem symetrii funkcji nieparzystej jest pocz¡tek ukªadu

W przypadku, gdy funkcja nie jest ci¡gªa okre±l rodzaj nieci¡gªo±ci w

W przypadku, gdy funkcja nie jest ci¡gªa okre±l rodzaj nieci¡gªo±ci w punktach nieci¡gªo±ci.. 28-30 skorzysta¢ z