• Nie Znaleziono Wyników

Wieś, 1948.07.11-18 nr 28-29

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wieś, 1948.07.11-18 nr 28-29"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Sfron 12 Opłata pocztowa niszczona ryczałtem.

T Y G O D N I K S P O Ł E C Z N O - L I T E R A C K I

Rok V Łódź, 11-18 lipca 1948 r. Nr 2 8 -2 9 (157-158)

Cena 20 zł.

— --- ---W

n u m e r z e

--- między innymi:

L. Sobierajski — Przed nagrodą „Odrodzenia"

W. Łukaszewicz — 14 lipca A. Kamieńska — Wiersze H. Syska — Krucjata

J. Szczepański — Wychowanie dla sztuki T. Konwicki — W ielkie m anewry

T. Orlewicz — "Przed now ym i zbiorami J. Pogan — S ylw e tki plebanów

P. Pigwa — Memento

M . Koliba — P raktyka licealna

M . N. Listowski — Landszafty ze ścian!

L I S T Y M A T U R Z Y S T

r

Zbliża się moment Kongresu Zjednocze­

niowego Związków Młodzieżowych. Po wcześniejszym zadekretowaniu wielkich reform (upaństwowienie przemysłu, refor­

ma rolna, reorganizacja szkolnictwa) przy­

chodzą ich następstwa w dziedzinie k u l­

tury. Jest nim m. in. właśnie samookre- ślenie się młodzieży w fu n k c ji tworzenia nowego, jednolitego społeczeństwa. K o n ­ gres jednoczący młodzież robotniczą,

chłopską, drobnomjeszczańską i in te li­

gencką potwierdzi ju ż tylko formalnie rzeczywistą, jednolitofrontową postawę młodego pokolenia Polski, wprowadzając tym do szeregu poprzedzających trzech wielkich reformC Z W A R T Ą .

Zamieszczone niżej listy k ilk u tegorocz­

nych maturzystów wskazują na postawę tej młodzieży. Jest to postawa ekspan- sywnaj zdobywcza. Jest to postawa w alki

z obciążeniami programowymi i rekwizy­

tam i przeszłościowymi w szkole i poza nią, a których młode pokolenie w ciągu trzech la t pozbyć się jeszcze w całości nro mogło.

L isty przedstawicieli nowego, młodego pokolenia inteligencji przesyłamy N A W R O C Ł A W S K I K O N G R ES

22

L IP C A . To są delegaci „W s i“ i ich glosy na K on­

gres Zjednoczeniowy, Redakcja

Henryk Blacha

Z Pyrzogłowów na socjologię

N

ie da w no z ło żyłe m egzam in - d o jrz a ło ś c i k w a lifik u ją c y m n ie na p ie rw s z y ro k studiów ’ w P a ń s tw o w e j W yższej S zko­

le Pedagogicznej.

E gza m in te n je s t bardzo w a ż n y m m om en­

te m w m y m życiu , choćby dlatego, że ju ż d w a ra z y bezskutecznie z n im się porałem . W agę te g o 'm o m e n tu w y k a ż ą n a jb a rd z ie j od­

p o w ie d z i n a następujące p y ta n ia :

1) dlaczego nie z ło ż y łe m egzam inu d o jrz a ­ ło ś c i za p ie rw s z y m i d ru g im razem ? i 2) d la ­ czego do kon ałe m tego obecnie?

P oczątkow e niep ow o dze nia tłu m a czą , się .ciężkim i w u i urm m m m a te ria ln y m i, . ja u ic h z d o b yw a łe m wiedzę. N a leża łe m do te j k a te ­ g o r ii m ło d z ie ż y c h ło p s k ie j, k tó ra prze d w o j­

ną m o g ła ty lk o m a rz y ć o k s z ta łc e n iu się'.

O jc ie c po sia dał sześć m ó rg pola, w ry m czte­

r y z p a rc e la c ji, k tó re m u s ia ł spłacać ra ta m i, ro z ło ż o n y m i na k ilk a d z ie s ią t la t. P rzed w o j­

n ą r a ty t e , b y ły ta k u c ią ż liw e , że do szko ły cho dziłem przeszło 3 k m o suchym k a w a łk u razow ca.

N ie m a ją c w id o k ó w na dalsze kształce nie poszedłem zaraz po u ko ń cze n iu sie d m iu o d d zia łó w , te rm in o w a ć do k ra w c a . Z czasem zaaw ansow ałem na czeladnika, ale zaraz w y ­ b u c h ła w o jn a i je ś li id zie o na u kę — w a r u n k i

•*— p rz y n a jm n ie j d la m n ie — p o p ra w iły się.

W la ta c h 1941 — 43 p rz e ro b iłe m z d u ż y m i b ra k a m i tr z y k la s y w ta jn y m g im n a z ju m , p ro ­ w a d z o n y m przez jednego z obecnych re ­ d a k to ró w ty g . „W ie ś “ .

P ó źn ie j b y ło tr u d n ie j. N ie m c y tę p ili ta jn e nauczanie, rów nocześnie p rz y b y w a ło p ra c y n a ro d o w o — w yz w o le ń c z e j. P ra c o w a łe m na p u n k c ie p ra s o w y m i ra d ió o d b io rc z y m ja k o w s p ó łre d a k to r ta jn e g o pism a lu do w eg o —■

„C h ło p s k ie j p ra w d y “ .

W r o k u 1945 ud a ło m i się w p ra w d z ie z ło ­ żyć eg zam in k o n k u rs o w y do lic e u m p rz y ­ śpieszonego w B u s k u -Z d ro ju , ale obcięto m n ie na m aturze , p rz y egzam inie u s tn y m . Częściowo może dlatego, że m ia łe m b ra k i, częściowo je d n a k dlatego, że w ie lu pro fe so­

ro m , szczególnie zaś po lo nistce, n ie po do ba ły się m o je ra d y k a ln e po glądy. D ziś w ie m , że fa k t c z y ta n ia ta k ic h p is m ja k „W ie ś “ zna­

cznie m i p rz y m a tu rz e zaszkodził.

W 1946/7 ro k u w y je c h a łe m do W ro c ła w ia , ab y zdać m a tu rę . T u znalazłem się w jeszcze gorszych w a ru n k a c h m a te ria ln y c h . Z n o w u nie d o ja d a łe m a w n ie o p a lo n y m m ie s z k a n iu m u s ia łe m przesiedzieć całą zim ę. Z a p a d łe m z w y cie ń cze n ia na z d ro w iu , p rz e rw a łe m na ukę i n ie u zyska w szy m a tu ry w ró c iłe m n a wieś.

N a s w o je j i sąsiednich w io s k a c h p ro w a ­ d z iłe m ro b o tę społeczną p rz y z a k ła d a n iu k ó ł w ic io w y c h S. L . czy Z.S.Ch.

Z a g a d n ie n ia społeczne zaczęły m n ie odtąd coraz s iln ie j zajm ow a ć ta k , że zdecydow a­

łe m się stu d io w a ć socjologię.

W r o k u 1947/8 zacząłem, stu d io w a ć na U n i­

w e rs y te c ie Ł ó d z k im socjologię ja k o w o ln y słuchacz. R ównocześnie p ra c o w a łe m za ro b k o ­ w o. A le niezłożona m a tu ra zagradzała m i drogę do egzam inów i n ie d a w a ła spokoju.

O kaza ło się p rz y ty m , że n ie dam , ra d y Studiow ać, p rz y g o to w y w a ć się do m a tu ry i pracow ać. D lateg o też od półrocza dostałem Się na r o k w s tę p n y do P a ń s tw o w e j W yższej S z k o ły Pedagogicznej, a socjologię ty m c z a ­ sow o p o rzu ciłe m .

N a P.W.S.P. p a n u je zup ełnie in n a atm o­

s fe ra w y c h o w a w c z a n iż w g im n a z ju m w B u ­ sku. P ro fe s o ro w ie są t u n a s ta w ie n i d e m o kra ­ ty c z n ie i in te re s u ją się ży w o p ra c a m i spo­

łe c z n y m i sw o ich uczniów . K o le d z y o a n ty d e ­ m o k ra ty c z n y c h po glądach n ie m o g li w s i ju z

w

n ic z y m przeszkodzić, po niew a ż n ie ucho­

d z ili tu za zło to p o lską m łodzież.

Chociaż trzeba przyznać, że m łodzież P.W.S.P. s ta n o w i s k o m p lik o w a n y zlepek ś w ia ­

top ogląd ow y. P rzew ażn ie pochodzi ona z>

w s i p o d m ie js k ic h , m a ją c y c h w iększe szanse na kształce nie się, gdzie m ie szkań cy z w ra ­ cają się do siebie p e r „p a n “ . Są to często Z .W .M .-o w c y z k rz y ż a m i h a rc e rs k im i i w ic ia - rze z s o d a lic ji.

te n w y g ry w a , k to czyta, k to u trz y m u je ścisły z w ią ie k ze. w sp ółcze snym i osiąg nię cia m i n a u k o w y m i, k to zagląda do „ K u ź n ic y “ , „ M y ­ ś li W spółczesnej“ czy in n y c h pism .

Ja stale c z y ty w a łe m „W ie ś “ , ro z g ry z a łe m poruszane tam p ro b le m y społeczne, c h o d zi- em co w to re k n a k lu b y d y s k u s y jn e p ro w a ­ dzone przez red akcję. W y n ik i nie d a ły długo na siebie czekać. W szkole p ro fe s o rk a od ję ­ zyka po lskie go głos m ó j w d ysku sja ch nad w y p ra c o w a n ia m i bardzo często p rz y jm o w a ła za ro zstrzyg a ją cy.

• X

W ie lu z n ic h ż y je w p rz e k o n a n iu , że in te ­ lig e n c ja sama przez się, bez O kreślonej r o li społecznej, z r a c ji og ła dy i w ie d z y n a jle p ie j słu ży ojczyźnie. O jczyzna n a to m ia s t u n ic h to nie je s t po ję cie na k tó re s k ła d a ją się:

ilość i ja kość d ó b r p rz y ro d y z n a jd u ją c y c h się na o k re ś lo n y m te r y to r iu m i lu d p rz ę k s z ta łc a - ją c y je do u ż y tk u kon sum cyjneg o. O jczyzna ic h to — o rze ł z k oro ną , ja k a ś m is ja z b a w ia ­ ją ca w s z y s tk ic h w o k ó ł i in n e ideologizm y, k tó ry c h n ik t w ła ś c iw ie n ie rozu m ie.

W ie lu jeszcze m o ic h ko le g ó w z P.W.S.P.

w y c h o w a n y c h n a „m o ra ln o ś c i“ lib e ra ln e j p a ­ trz y na zagadnienia społeczno-narodow e przez p ry z m a t p o trze b s w o je j k la s y . Zaga­

d n ie n ie s p ra w ie d liw e g o dochodu społecznego, jego zw yżka poprzez u ru c h o m ie n ie a p ara tu p ro d u k c y jn e g o , s p ra w y dostatecznego z a in w e ­ s to w a n ia k r a ju — są im obce.

N ie ra z d y s k u to w a liś m y do późna w nocy.

M ó w iłe m , że obecnie część dochodu społecz­

nego idzie na p o trz e b y in w e s ty c y jn e i dopie­

ro bo ich zasp oko jen iu w ró c i do czło w ie ka pra cy. T o je s t przecież na u ko w e uzasadnienie naszej p o lit y k i gospodarczej. A le n ie zawsze m n ie słuchano.

K ie d y ś d y s k u to w a liś m y zaw zięcie spraw ę S zeli i rzezi g a lic y js k ie j. T u odniosłem zdecy­

dowane zw ycięstw o. D ruzgocących arg u m e n ­ tó w do starczyła m i le k tu r a ty g o d n ik a „W ie ś “ . M ło d zie ż n ie je s t ta k a dziecinna, ja k się słyszy. T oczy w a lk i ideologiczne, p rz y czym

ry s . I. B ezd zikó w na M a tu rę zdałem ty m razem bez n a jm n ie j­

szych tru d n o ś c i. M o i koled zy o p e r o w a li, m a ­ sam i lu ź n y c h fa k tó w lite ra c k ic h . Z n a li naz­

w is k a b o h a te ró w , m ie jsca a k c ji, n a z w y m ia st.

Ja n a to m ia s t u m ia łe m odnieść te f a k ty lit e ­ ra c k ie do o d p o w ia d a ją c e j im rzeczyw istości społecznej, gospodarczej i k u ltu r a ln e j .

N a m a tu rz e p isa łe m na te m a t: „K w e s tie społeczne i na ro d o w e w zna nych m i u tw o ra c h

S tefana Ż erom skieg o“ . N ie w y lic z a łe m chro­

nologiczne, czy alfa b e ty c z n ie ksią żek Ż e ro m ­ skiego i n ie in te re s o w a ły in n ie n a z w is k a bo­

h a te ró w rom a nso w ych. Z w ró c iłe m uw agę na stanow isko, z ja k ie g o a u to r w yznacza ro lę s w y m bohaterom , w ja k im k on tekście spo­

łe cznym o n i d z ia ła ją i ja k . Z a p y ta łe m cze­

m uż to J u d y m ta k sam sobie działa, czem u m ęczy się w po je d yn kę , zam iast zapisać się do P.P.S-u? Przecież można. b y ło . W k o ń c u s tw ie rd z iłe m , że Ż e ro m s k i po w ie rza ro z w ią ­ zanie p ro b le m u nędzy i zła — in te lig e n c ji, \ a w ię c n ie ró ż n i się od sw o ich p o p rz e d n ik ó w a n i w ie lu następnych pisarzy. R o b o tn ic y są u niego n a d a l p rze d m io te m społecznym a nie podm iotem .

N ie m ie jsce tu na analizę m o je j pra cy. D o ­ stałe m p ią tk ę i w ie m , że dużo .p w d z ię c z a jji^

p ra c o m re d a k to ró w K ró la , Jażdzyńskiego i S tola rskie go, k tó rz y p ro b le m J u d y m a szeroko o m ó w ili na ła m a c h „W s i“ . Z m o im i k o le g a m i n a to m ia s t b y ło tro c h ę gorzej.

Szkoła p rz e b ija p o w o li .w a rs tw y tr a d y c y j­

nego m y ś le n ia , ale n ie dzieje się to n a p o ­ czekaniu! K to je s t czulszy na rzeczyw istość, te n prę dze j re z y g n u je ze s ta ry c h w z o ró w działacza społecznego, te n prędzej zrozum ie, ja k i p o w in ie n być p io n ie r no w e j e p o k i i n o ­ w e j P olski.

Dziś m łodzież m u s i w iedzieć, że o b e jm ie n ie ja k iś m iły o k u zaką tek p ra c y , ale w y z n a ­ czony k o n k re tn ie p o trz e b a m i n a ro d o w y m i p o ­ s te ru n e k pra cy.

Tym czasem w z ó r d o m in u ją c y m łodego s tu ­ denta je s t jeszcze m ieszczański. Jeszcze n a w e t chłop i, ra d y k a ln i k ie d y ś na w si, tę p ie ją p o li­

ty c z n ie w m ieszczańskiej atm osferze u c z e ln i i głoszą n o w y iz o la c jo n iz m in te lig e n c k i. A k o p a ln ie , fa b ry k i, o ś ro d k i rolne?

Ja te . rzeczy j u t roz u m ie m , bo m i się w ży­

c iu dobrze złożyło, choć b y ło na p o czą tku źle.

P rzynależność do m łodego i żyw ego ośrodka badawczego „ W s i" posunęła m n ie w ro z w o ju znacznie szybciej n iż koleg ów . W y d a je m i się je d n a k, że cała m łodzież m a tę samą szansę.

N a p rz y k ła d „W ie ś “ sku p ia sporą grom adę m ło dzie ży a k a d e m ic k ie j, c h ę tn ie pośw ięca je j całe n u m e ry , chę tnie d ru k u je w y p o w ie d z i m łodzieży. W m o ic h strona ch pism o to sta­

n o w i le k tu rę na U n iw e rs y te ta c h L u d o w y c h . M yślę , że i in ne pism a p o stępu ją ta k samo.

O statecznie przecież k a ż d y m a tu r z y s ta . w ie dziś dobrze, ja k bardzo p rz y m a tu rz e pom aga le k tu ra p is m k u ltu ra ln o -s p o łe c z n y c h i lit e ­ ra c k ic h . Pom aga jeszcze w czym in n y m — m ia n o w ic ie w d o szuka niu się w ła s n e j r o li społecznej.

P.S. O d w rze śn ia w ra c a m na socjologię.

Przez w a k a c je chcę zapoznać się z L u d w ik ie m K r z y w ic k im i od w ie dzić w o k o lic y „m o je “ k o ła m łodzieżow e.

Jerzy Górecki

Gdybym znał dzieje „Proletariatu“ ...

S zanow ny K oleg o R edaktorze!

T g w ró c iliś c ie się do m n ie z prośbą, a b ym z g p u n k tu działacza m łodzieżow ego — Z W M -o w c a oce n ił przyd atno ść g im ­ n a zja lne go system u w ych ow a w cze go do zadań społecznych, s toją cych prze d m ło d y m pokoleniem . C h cieliście ponadto, żebym n a ­ p is a ł de se ipso.

Dręczą m n ie je d n a k obaw y, że m o im ży­

cio ryse m n ik o g o n ie zaciekaw ię, p rz y n a j­

m n ie j, je ż e li chodzi o okres prz e d w rz e ś n io w y a na w e t o k u p a c ji.

O d n a jm ło d s z y c h la t słyszałem , że u ro d z i­

łe m się in te lig e n te m . M ó j ojciec, u rz ę d n ik b a n k u w y c h o w y w a ł m n ie w c ie n iu swojego a u to ry te tu , uzu pe łnion ego przez m a tk ę > c io t­

k i, k tó r y c h jeszcze dziś m am ró w n o sześć.

P a m ię ta m , że ty p o w a n o m n ie na in ż y n ie ra , po niew a ż od na jw cze śniejszych la t m a js tro ­ w a łe m p rz y e le ktryczn o ści, re p e ro w a łe m k u ­ chenkę gazową, czasem m eble. O jcie c w n o s ił z tego, że k ie d y ś będę d o b ry m k o n s tru k to ­ rem .

W p ie rw s z y c h la ta c h g im n a z ju m k ń łe m na pam ięć ła cinę , u m ia łe m sporo w ie rs z y na Ś w ię to M a tk i, Lasu, T rz e c i M a j, i im ie n in y do­

s to jn ik ó w pa ń s tw o w y c h . Co n ie d z ie la cho­

d z iłe m „ w parze“ do kościoła pod c z u jn y m o k ie m księdza. N a le ż a łś m do k ó łk a filo m a ­ tów , sportow ego i ha rc e rs tw a . Co ro k u je ź ­ d z iłe m n a obozy h a rce rskie . N ie p rz y p o m i­

na m sobie, ^ a b ym k ie d y k o lw ie k m ia ł ja k ie ś tro s k i, ja k ie ś o b a w y o s w ó j p rz y s z ły los. P o­

dobnie m o i koled zy, w o lb rz y m ie j w iększości

T ) A Y V

n- K ,

(2)

Str. 2

„ W I E S“ N r 28— 29 (157— 158)

Ie£ a rz y > ad w o ka tó w , u rz ę d n ik ó w p a ń s tw o w y c h i fa b ry k a n tó w . K a ż d y z nas m w ł n ie ja k o ju ż z g ó ry p rze w id zia n e m ie j­

sce.

N ie u m ia łb y m W am , K oleg o R edaktorze, pow iedzieć, czy b y łe m be zrad ny wobec n a ra ­ sta ją cych w o s ta tn ic h la ta c h przed w o ln ą k o n flik tó w społecznych, po niew a ż nie odezu- r u n k m żadnych zaintere sow a ń w ty m k ie -

K tó ż b o w ie m m ó g łb y je - rozbudzić? N a - pew n o n ie „c ia ło pedagogiczne“ — gro m ad ka pociesznych staruszków . O g ra n ic z a li się oni do po d a w a n ia na m prze pisanych pro g ra m e m w iadom ości, bez ja k ie g o k o lw ie k w ią z a n ia ich ze ś w ia te m w spółczesnych w y d a rz e ń p o lity ­ cznych, czy s p o łe c z n y c h .. O dnosiło się to szczególnie do n a u k h u m a n istyczn ych . R ok 1905 w s ła w e tn y m p o d rę c z n ik u do h is to r ii p a ń M oszczeńskiej i M ro z o w s k ie j — to b y ła w o jn a ro s y js k o -ja p o ń s k a i w y p ra w a P iłs u d ­ skiego do M ik a d a a nie tra g e d ia / P P S -u i S.D.K.P. i L. ro z b ija n y c h przez fra k c ję re ­ w o lu c y jn ą .

G d y b y m zna k dzieje „P r o le ta r ia tu “ — W a­

ry ń s k ie g o , późniejszej PPS, p a trz y łb y m może in acze j na s t r a jk i ro b o tn ik ó w , k tó ry c h pa­

m ię ta m sporo. Ina czej także oce n ia łb ym m a ­ n ife s ta c je pierw szo m ajow e .

A ta k , to w y s ta rc z a ła m i o p in ia ojca, k tó r y w ra z z k o le g a m i— in te lig e n ta m i s tu d io w a ł w ty m czasie p ra w o w P ete rsburg u. W ięc o j­

ciec m a w ia ł, ile k ro ć słyszało się o s tra jk a c h : w o t b u n to w s z c z y k i!

Ja — K o le g o R e da kto rze — nie oskarżam . P rz e m a w ia przeze m n ie żal. D z ie sią tko m t y ­ sięcy m ło d z ie ż y m ieszczańskiej, zdo ln ej prze­

cież i w ra ż liw e j społecznie, dano w szkole ta k po tężny z a s trz y k z n ie c z u la ją c y na nędzę mas, a n ta g o n iz m y klasow e, dzie je n a jlic z ­ n ie js z y c h w na ro d zie c h ło p ó w i ro b o tn ik ó w , Że n a w e t dziś obraca się w rzeczyw istości ja k b y pod n a rko zą i k rz y c z y w ty m półśnie, że b o i się o p e ra c ji dotychczasowego sposobu • m yśle nia .

W o jn a s ta n o w iła w m y m ż y c iu przełom . O jc ie c zde gra dow an y ekonom icznie m u s ia ł pra cow ać w m ły n ie — ja w ta rta k u . U k ła d a ­ łe m d e ski w ra z z dziećm i m ie js k ie g o p ro le ­ t a r ia tu i s y n a m i c h ło p s k im i, k tó r z y docho­

d z ili z o k o lic z n y c h w si. O p o w ia d a li m i o n i — n ie w y ło ż o n ą w szkole — p ra w d z iw ą h is to rię zbędnych na w s i i ty c h z m ie js k ic h p rz e d ­ mieść. Z acząłem w te d y jic z y ć , ilu ż nędzarzy c h ło p s k ic h m o g ło być w o k o lic z n e j g m in ie , pow iecie, k r a ju . I docho dziłem do prze raża­

ją c y c h sw ą w ie lk o ś c ią c y fr.

T e ro z m o w y s ta ły się po czątkie m n a jw a ż ­ nie js z e j w m o im ż y c iu s p ra w y do ro z w ią z a ­ n ia i chyb a d z ię k i n im w s tą p iłe m zaraz po w o jn ie do Z w ią z k u W a lk i M ło d y c h .

L ic e u m ko ń c z y łe m ju ż w w o ln e j Polsce.

N ie będę tu w d a w a ł się w szczegółową ana­

liz ę w a rto ś c i społecznej w y k ła d a n y c h prze d ­ m io tó w . M a m y w Polsce^ ju ż za sobą długą i w y c z e rp u ją c ą d y s k u s ję na te n tem at.

Je że li cho dzi o nauczanie lite r a t u r y p o l­

s k ie j, po zw o lę sobie na k ilk a p y ta ń : czy to pra w d a , że P olacy p is a li ty lk o w te d y , k ie d y b y li w n ie w o li i tro c h ę w la ta c h m ię d z y w o ­ je n n y c h ? Czy to p ra w d a , że po o s ta tn ie j w o jn ie zarzucono zu p e łn ie lite ra tu rę ? Bo, w iecie, K oleg o R e da kto rze — po d w u la ta c h n a u k i odniosłem ta k ie w ła ś n ie w rażenie. J a k za czasów mego ojca sk o ń c z y liś m y na W y ­

s p ia ń skim i Ż e ro m s k im .' P rz y sam ym .końcu ro k u szkolnego, tu ż przed m a tu rą , d o w ie d zia ­ łe m się, że w la ta c h m ię d z y w o je n n y c h p is a li K aden, T u w im , S ieroszew ski, N o w a k o w s k i.

A to, co po w o jn ie , to ju ż n ie lite ra tu ra . N ie m ó w ię o sposobie ujęcia. .W ystarczy ju ż sam ty lk o zakres. T o m ia ło stan ow ić w y ­ posażenie m łodego działacza społecznego od s tro n y lite r a t u r y do p ra c y w organizacjach m łodzieżow ych.

P rz y u ro c z y s ty m w rę c z a n iu m a tu r m ó w ił nam D y re k to r, że szkoła w n o w e j Polsce L u ­ do w e j re a liz u je hasła rzucone ongiś przez K o n a rs k ie g o i K o m is ję E d u k a c y jn ą — w y ­ cho w a nia m ło d zie ży do k o n k re tn y c h zadań w społeczeństwie. P o d n io s ły głos, szlachetne w zruszenie i... tu ź u re k p rz y p o m in a ły ży w o mego prze dw oje nn ego D y re k to ra . Może ty lk o treść s łó w b y ła nieco in n a . T am w zruszenie pod le g io n y , tu pod de m o kra cję lu dow ą.

K oleg o R edaktorze, to są sm utne s p ra w y i może będą m i m ie li za złe m o i doniedaw na w y c h o w a w c y , że je poruszam . Jestem je d ­ n a k działaczem m ło dzie żow ym , w ię c m am chyba p ra w o zabierać głos na ła m ach W a­

szego pism a.

•Ja w ie m , że bieżący r o k w sposób szcze­

g ó ln y na le ży do m ło dzie ży. Jed no czym y się, zje dzie m y się n ie d łu g o w e W ro c ła w iu , ja k o je ­ dna ju ż grom ada i będziem y się bić z ło p a tą w rę k u , w fa b ry c e , czy nad ksią żką o „p o ­ szarpany id e a ł n a ro d u “ . Piszę, a W y to p r z y j­

m ijc ie , że to c z y liś m y w a lk ę ju ż na ła w ie szkolne j, jakże, o iro n io , często — z w ła s n y ­ m i w y c h o w a w c a m i. Bo k ie d y o n i p rz e ś h - n ia łi n a m p ra w d z iw e dzieje pańszczyźniane­

go chłopa s ie la n k o w y m i p ie ś n ia m i K o c h a ­ now skiego, to m y ś m y na w łasną rę k ę c z y ta li

„D z ie je gospodarcze P o ls k i“ — R u tk o w s k ie ­ go. N a m ie jsce C h rzanow skiego, bo go ojćzyż- ■ P ia ne go k r y t y k a u s iło w a liś m y 2naleźć rzeczy­

w is te .u w a ru n k o w a n ie społeczne dla naszej lite r a tu r y .

K ie d y w y k ła d a ją c y zagadnienia życia współczesnego m ó w ił, że .taka d e m o k ra c ja je s t p ra w d z iw a , w k tó r e j każda k la s a spo­

łeczna, każde w iększe środ ow isko może in ie ć w ła sn ą p a rtię p o lity c z n ą — to m y ś m y m ę ­ c z y li się n a d w y d a w n ic tw a m i b ib lio te c z k i m a rk s is to w s k ie j, żeby znaleźć p o d s ta w y id e ­ ologiczne d la je d n e j o rg a n iz a c ji c a łe j m ło ­ dzieży narodu.

T o są sm utne p ra w d y , K oleg o Redaktorze, ty m w ię c e j je d n a k trzeba o n ic h pisać.

/

Ja w s w o im ś ro d o w is k u je ste m p ra w ie sam. Ż y c io ry s i m o je dzieje nie są typow e.

W iększa część m o ic h w s p ó łk o le g ó w została po d ru g ie j s tro n ie b a ry k a d y . T o są ci, k t ó ­ rz y n ie p ra c o w a li n ig d y na ta rta k a c h z sy­

n a m i w ie js k ie g o i m ie js k ie g o p ro le ta ria tu . T o są ci, k tó r z y n ie chcą czytać współczes­

n e j lite r a tu r y , a n i ty g o d n ik ó w lite ra c k ic h czy społecznych, a n i m ie s ię c z n ik ó w n a u k o ­ w y c h . O n i n ie po ja dą do W ro c ła w ia inaczej, ja k t y lk o w ch a ra kte rze tu ry s tó w zw iedza­

ją c y c h w y p o c z y n k o w o W ysta w ę Z ie m O d­

zyskanych.

M n ie te n f a k t b o li, bo to są c h ło p cy bardzo z d o ln i i n a w e t n ie ź li. O n i b y prz e s z li na n a ­ szą stronę, g d y b y im po m ogła Szkoła. M y ­ ślę, że w ty m ś w ie tle m ó j może z b y t o s try lis t będzie je d n a k u s p ra w ie d liw io n y .

Napiszę jeszcze do Was z naszego le tn ie go obozu społecznego.

Henryk Pietras

W y

z n a n i e

H

A .W pisać „w y z n a n ie " m a tu rz y s ty dis, ty g . „W ie ś ". Czynię to z z a k ło p o ta ­ niem . J a k da le ko sięga m o ja pam ięć i m ego o jc a n ik t z naszej ro d z in y nie z a b ie ra ł w te n sposób głosu. M ó j dziad ek nie g rze szył znajom ością sztuk) pisania, ojciec zna ten k u n s z t o ty le . że um ie się podpisać.

A ja m a m ju ż m a tu rę . Jest to po w a żny awans, k t ó r y u m ó ż liw ia m i dalsze studia.

M a m ta k ż e za sobą d łu g i okres w a lk i o ś w ia ­ domość klasow ą.

P rz y pom ocy m ego ojca i m a tk i s p ra w ił S tw órca, że u ro d z iłe m się chłopem , ż y c ie m oje b y ło b y zapewne m n ie j skom p liko w a na, g d y b y m ó j ojciec po d zie la ł ogólne n a naszej w s i prze kon anie, że chłop je s t niezbędnym d o d a tk ie m do zie m i 4 P a s łb y m w te d y n a jp ie rw gęsi, pó źniej może zaaw ansow ał n a po g a n ia ­ cza bydła- Cóż, k ie d y uradzono je d n a k w d o ­ m u. że trz e b a m nie uczyć, bo k to w ie — m o ­ że ¿ostanę księdzem , może n a c z e ln ik ie m pocz­

t y w g m inie , albo (s p ra w d o b ry B oże !) — pa­

nem do ktorem .

S p ra w iłe m w s z y s tk im zawód. N a jb a rd z ie j chyba ro z c z a ro w a ła się m o ja c io tk a , ta co m a s k le p ik w L o d z i i u k tó r e j p rze b yw a łe m na

stancji.

N a jp ie r w je d n a k chodziłem do w ie js k ie j s z k o ły powszechnej. R a d y rod zićó w , częściowo [ ró z g a pana na u czycie la s p ra w iły , że u c z y ­ łem się dobrze. P a m ię ta m , źe początkow o czułem się na le k c ja c h h is to r ii niesw ojo, szczególnie gdy n a u czycie l tłu m a c z y ł, ja k to szlachta ko c h a ła ojczyznę i b iła się za

nią.

P an n a uczyciel b y ł zdania, że te n je s t p ra w ­ d z iw y m p a trio tą , k to z każd ej p o z y c ji spe- łeoznej, w yznaczonej m u przez O patrzność i

„p rz y ro d z o n y po rząd ek“ p o tra fi kochać P o l­

skę.

M ó j dziadek m ia ł zupełnie in n y po gląd na szlachtę, W y ra ż a ł się o n ie j źl’e, z goryczą w sp o m in a ł pańszczyznę, ale ćo on m ó g ł w ie ­

dzieć? N ie c h o d z ił przecież do szkół, nie u- m ia ł się n a w e t podpisać.

U c z y łe m się d a le j ju ż w m ieście, gdzie, ja k ju ż w spom inałem , um ieszczono m n ie u c io tk i za s k le p ik ie m z no rym be rszczyzną■ T u ta j, pod w p ły w e m zm ie n io n y c h w a ru n k ó w nastę­

p o w a ł s z y b k i proces a s y m ila c ji przez nowe ś ro d o w is k a społeczne. W c h ła n ia ło m n ie d ro b ­ nom ieszczaństw o. Podobnie ja k w ię k s z a część m ło d z ie ż y c h ło p s k ie j z a tra c iłe m poczucia przyn ależno ści do s w o je j k la s y , czułem nawet, po w a żny żal do B oga 1 ro d zicó w z:a m oje

„c h a m s k ie “ pochodzenie.

I n ie w iem , ja k b y p o to c z y ły d ę da le j m oje losy, g d y b y nie to . że w g im n a z ju m z e tk n ą ­ łe m się po raź p ie rw s z y z S ienkiew iczem . P o­

c z ą tk o w o b y łe m pod s iln y m je g o u ro k ie m .

„ T r y lo g ia " w z b u d z iła we m n ie szczary za­

c h w y t d la p ię k n y c h po staci bohaterów , szczególnie zaś d la J a re m y. Jednocześnie ro s ła p o ga rda d la b u n tó w ch ło p s k ic h p rz e c iw szlachetnem u ry c e rs tw u . Może d lateg o ła tw o w y tłu m a c z o n o m i w g im n a z ju m spra w ę J a ­ k u b a Szeli. T o ta k i1 m a ły , z b u n to w a n y C h m ie l­

n ic k i.

A k ie d y ś , zupełnie z resztą p rzyp ad kow o , w p a d ła w m o je ręce „ H is to r ia C h łop ów P o l­

s k ic h “ A le k s a n d ra Ś w iętochow skiego. J u ż sam t y t u ł k s ią ż k i n a rz u c ił m i k ilk a p y ta ń : J a k to w ięc i c h ło p i m a ją s w o ją h is to rię ? J a k ­ że w y g lą d a ic h h is to ria ? P ię k n ie js z a od szla­

che ckie j ?

R z u c iłe m sję n a tę le k tu rę , ja k k ie d y ś po-, kolen ie B o ro w ic z a n a B u c k ie m D ziade k m ó j

m ia ł ra ć ję . \

O dtąd n a s tą p ił w m y m ż y c iu zasadniczy prze ło m . B y ło we m nie coś z na w ró ce n ia sy­

na m arn otraw neg o- Z acząłem sję coraz ż y w ie j interesow ać ruch am • lu do w ym . S ie nkiew icza zobaczyłem w zupełnie in n y m św ietle. U k a ­ zało m l się p ra w d z iw e oblicze W alk a koza­

k a m i, r o z w ia ł się -na gle m it o ta cza ją cy do­

m niem an ych obrońców c h rze ścija ń stw a i c y ­ w iliz a c ji. U p o dstaw szlacheckiego „ D ra n g

n-.ich Osten“ le żała chęć u ję c ia w system pańszczyźniany w o ln y c h jaszcze zaporożców, chęć zdobycia dalszych obszarów pszennej z ie m i pod pierw sze gospodarstw o k a p ita lis ­ tyczn e fo lw a rk .

N ic na .to nie poradzę, że n ie S ienkiew icz, ale w łaśnie C h m ie ln ic k i w y d a ł m i się obrońcą godności człow ieka.

P rz y s z ły ta k ż e re fle k s ja ogólniejsze. D la ­ czego m,usiałem poza szkoła szukać h is to r ii chłopów , dlaczego p ie rw s z y m pisarzem , z k t ó ­ r y m się' ze tk n ą łe m b y ł w łaśnie S ienkiew icz i w re szcie dlaczego t r a f i ł on n a doskonale p rz y g o to w a n y n a triu m fa ln a p rz y ję c ie g ru n t

— ju ż w szkole powszechnej?

W kla s a c h lic e a ln y c h czynion o nie śm ia ła p ró b y w p row a dze nia w p ro g ra m n o w y c h p i­

sarzy. Jai, zaw dzięczam bardzo dużo K ru c z ­ kow s k ie m u , W a s ile w s k ie j, czy B ro n ie w s k ie ­ m u. „K o rd ia n i cham “ , czy O jc z y z n a " p o ­ z w o liły m i zapoznać się ^ r e w o lu c y jn ą m yślą w naszej 'lite ra tu rz e , o d s ła n ia ły nieznane do­

tą d w a lk i klasowe. A le to są dopiero próby.

L ite r a tu r a zawsze b y ła d la m nie je d n y m y, n a jb a rd z ie j u lu b io n y c h prze dm io tów , je d n a k m etod a pozna w an ia d z ie ł nie zawszą w y c z e r­

p y w a ła niepokoje, ja k ia odczuw aliśm y. B om ba p ę k ła p rz y o m a w ia n iu Prusa. P rz y in te r ­ p re to w a n iu „ L a lk i“ m ó w iło się p o w ie rz c h o w ­ nie o poszczególnych kla sach społecznych, o g ra n ic z a ją c się w ła ś c iw ie do p sych ologicz­

nej a n a liz y po staci, ze szczególnym uw zględ- n ie o ia m W o k u ls k ie g o -— cz ło w ie k a o dwu duszach -— ro m a n ty c z n e j i p o z y ty w is ty c z n e j.

P óźn ie j prze pro w ad zało się analogie m ię dzy W o k u ls k im a Prusem , k t ó r y b y ł też trochę ro m a n ty k , tro c h ę p o z y ty w is ta - I m ów iono m i jeszcze, że W o k u ls k i to je d n o s tk a w a rto ś c io -

wa, bo chce budować, handlow ać, podnosić.

I, że n a jle p ie j b y ło b y żeby w duszach w szy- 's tk ic h P o la kó w dokonała się synteza ty c h dusz z w yłączen ie m m iło ś c i ro m a n ty c z n e j.

T o m ia ło w y s ta rc z y ć p rzyszłem u m a tu rz y ś ­ cie. M ożeby i s ia rc z y ło , g d y b y m nie k u p ił so­

bie ksią żeczki Jan a K o tta „O „L a lc e “ B olesła­

w a P ru s a “ .

K ob t p ro po nuje, aby dyskusje nad lite r a t u ­ r ą o d b y w a ły się n a płaszczyźnie socjolo gicz­

n e j; zarzuca do tychczasow ym badaniom , że tw o rz ą sztuczną rzeczyw istość lite ra c k ą , w s k ła d k tó r e j wchodzą „b io g ra fie p isa rzy, k s ią ż k i k tó re n a p is a li, dzieła, k tó re p rz e c z y ­ t a li albo m o g li prze czyta ć, lis ty k tó re w y m ie ­ n i li ze sobą, k o b ie ty w k tó r y c h się k o c h a li, czasem jeszcze p o w stan ia, w k tó r y c h b r a li u d z ia ł lub nie b r a li u d z ia łu ". I to je s t ra c ja .

M ia łe m szczęście prz a c z y ta ć K o tta prze d m a tu rą , ale pra ce współczasnych k r y ty k ó w l i ­ te ra c k ic h p ra w ie nie d o c ie ra ją do s z k o ły średniej- N a m a tu rz e są z tego pow odu k ło ­ p o ty . D laczego? W y d a je m i się, że na uczyciel

— w y k ła d o w c a n ie je s t re n tie re m , k t ó r y o- s ią g n ą ł ra z n a zawsze ja k ie ś q u a n tu m wie-, d zy i d a w k u je ją uczniom . N a uczycie le m uszą się te ż ro z w ija ć , s k o ro r o z w ija się nauka. In a ­ czej będziem y w szyscy zm uszeni uczyć się jooza szkołą-

Kończę ju ż u w a g i m a tu rz y s ty . Ja, syn m a ­ ło roln eg o chłopa, k tó re g o dziadek n ie u m ia ł pisać, rozpocznę-' za k ilk a m iesięcy s tu d ia na u n iw e rsytecie . Będę s tu d io w a ł socjologię, p o ­ niew aż, ja k m.i się zdaje, n a u k a ta ukaże m i m echanizm z ja w is k społecznych ta k że ju ż nied ług o k a ż d y f a k t społeczny, k u ltu r a ln y czy p o lity c z n y będę m ó g ł sobie i in n y m w y ja ś ­ niać n a sze ro kim podłożu his to ry c z n y m .

Irena Gałuszko

Z d r o b n o m i e s z c z a ńs f wa

(L is ty 17-le tn ie j a b s o lw e n tk i po „ m a łe j m a tu rz e ") W o jk o w ic e -K o m o rn e , 10.VI.1948 r.

DRODZY REDAKTORZY!

R

ozm ow a z W a m i pokazała m i błę d y mego w y c h o w a n ia , ale m a m nadzieję, że jeszcze mogę się zm ienić. W y d a je m i się. że w in a złego w y c h o w a n ia nie ob­

ciąża c a łk o w ic ie m n ie — ta k się u ło ż y ły w a -.

r u n k i i to n ie ty lk o m oje. ale tysięcy d z ie w ­ cząt z tego co i ja środ ow iska. J a k daleko b y liś c ie od p ra w d y , że w y c h o w a ła m się „ w s a lo n ik u “ . N ie m o g ła m się w n im w y c h o w y ­ wać, bo go nie m ia ło m , b o je ste m na to za biedna. O jcie c m ó j je s t szewcem a m a tk a

„d o m o w ą “ ko b ie tą . W idzicie, że środ ow isko i. dom, z k tó re g o w yszła m n ie d a ły m i obec­

nego w y c h o w a n ia . D o m da ł m i ty lk o wiele, cie p ła ro d z ic ie ls k ie j m iło ś c i i może prze sta­

rz a łe ale zdro w e zasady m ora lne . Cenię b a r­

dzo m y c h ro d z ic ó w za to, że chociaż sam i m a ją m a ło k u ltu r y , s ta ra li się w s z e lk im i si­

ła m i dać m i możność uczenia się, d a li m i w ię c e j n iż dać m o g li. G d y b y n ie w y b u c h w o jn y , b y ła b y może in n a , w ie lk a n ie s p ra ­ w ie d liw o ś ć w p ro w a d z iła m n ie sta do b rą d r o ­ gę. S tało się in acze j: k ie d y m ia ła m 9 ła t w y b u c h ła w o jn a . N ie w ie d z ia ła m jeszcze w te ­ d y co dobre, a co złe. U m ia ła m Zaledw ie c z y ­ ta ć j tę zdolność w y k o rz y s ta ła m n ie k o rz y s t­

nie dla siebie. Z aczęłam czytać k s ią ż k i ja k ie m i w p a d a ły w rękę, bo rtie m is i k t o w y b ra ć m l od po w ie dn iej le k tu r y 1 to sia ło, fe rm e n t w duszy Wchodzącego w ś w ia t dziecka.. Po w y z w o le n iu w stąpiłam , do Z W M -u , lecz w k r ó t ­ ce s p o tk a ł m n ie zaw ód.. M ło d z ie ż .z b ie ra ła się w lo k a lu po to, b y tań czyć i flirto w a ć . T o nie b y ła a tm o s fe ra dla 15 -le tn ie j dziew czyny.

W y s tą p iła m - zda ła m egzam in do g im n a ­ z ju m , zaczęłam się uczyć. W p ły w m ie li te ra z nade m ną nauczyciele. U c z y ła m się dobrze — świadectwa, m ta ła ifl cora z ISpsze. Chwalono m n ie i to n ie p o z w o liło m i dojrzeć błędów.

W s tą p iła m do Z.H.P. tu t a j pow ierzono m i prow adzenie dru żyny.’ Już k ie d y ją p ro w a ­ dziłam , zaczęłam zm ie nia ć częściowo swe p o ­ gląd y. W id z ia ła m i Widzę, źe d ru ż y n a m o ja to o rg a n iz a c ja p rz e s ta rz a ła , ale naiwność m łodzieńcza k a z a ła m l w ie rz y ć , że ją zm ie­

nię że tchn ę w n |ą nowe życie. Zaczęłam p o w o li v f gawędach p rz y g o to w y w a ć d zie w ­ częta do zm ia n i w te d y s p o tk a ła m się z o p i­

n ią ta k ie j, co je s t n a s tro jo n a na czerw óno.

P ra c o w a ła m d a le j, w ie rz ą c w s k u te k , lecz da­

rem nie. N a w ią z a ła m w spółpracę z' z W M -e m , lecz i to n ie z m ie n iło m y c h dziew cząt. Z w ą t­

p iła m i da ła m w s z y s tk ie m u p o k ó j. Z n ó w w p ły w m ie li na m n ie nauczyciele 1 to w ie lk i.

N ic o p ie ra ła m się, a m im o to o n i m n ie nie ro z u m ie li i ja ich. S tw o rz y ła m sobie s w ó j w ła s n y ś w ia t. T eraz W yście ro z w ia li m i ten ś w ia t sam otności i n ie w ie m , o co się m am oprzeć b y się przydać? Będę czymś, czy też niczym ? P y ta n ie , na k tó re n ie m am o d p o w ie ­ dzi.

Zw ardoń, 9. V II. lH B r.

DRODZY REDAKTORZY!

Bardzo dzięku ję z a lis t | za k s ią ż k i. Nio sąd ziła m , że napiszecie i dlatego lis t W asz b y ł dla m nie w ie lk ą niespodzianką. Z ro z u ­ m ia ła m dopiero te ra z że to co j a łą c z y ła m </, po ję ciem m o ra ln o ś c i nie m a z n ią p ra w ie nic wspólnego. M ia ła m niera z w. sto su n ku do n je j pewne zastrzeżenia i dlateg o pisząc do W as na zw a łam ją „p rz e s ta rz a łą ,m o ra ln o ś c ią ", n ic b y ło to tra fn e . D z is ia j n a z w a ła b y m ją w y k o le jo n ą m ora lno ścią i g d y b y te ra z k to ś po w ie dział o m nie to . co prze dtem p r z y j ni o­

w a la m ja k o słuszną ocenę że jestem „dobrze w y ch ow a na i in te lig e n tn a ", z pewnością w y - buchnęłabym szczerym śm iechem.

P orzu cam te złudzenia, ty lk o czy nie za późno? M o im z a m ia re m je s t z m ie n ić samą siebie. Pow iecie, że to je s t złe, że to znów

„ z w r o t do sam ej s ie b ie ", ále co ja m ogę dać in n y m , k ie d y sama za w ie ra m ta k m a ło tre ś c i społecznych?

Jedną z książek, a m ia n o w ic ie p ro f. C h ała - eińskiego ju ż p rz e c z y ta ła m , zaczęłam d ru gą . , P rz y s z ło m ; n a m yś l, źe g d y b y m i ju ż od dziecka dobierano odpow iednią le k tu rę b y ła ­ b y m z pewnością in na . T a k s ią ż k a to prze­

cież w w ie lu w y p a d k a c h o d b ic ie . dru g ie g o środow iska, do ja k ie g o m nie pcha k och ająca rodzina. Zaczęłam je te ra z obserw ow ać sam a nie prze z s z k ła uznania, ale k r y t y k i i dosz­

ła m do w n io s k u , że n ie ty lk o s z k o ła u c z y n iła , m n ie ty m , c z y m jestem , ale rodzice, k tó r z y są ty p o w y m i p rz e d s ta w ic ie la m i śro d o w iska drobnom leszczańskiego, szczególnie m a tk a , bo ojca znam bardzo m ało. M acie ra cję . P a ­ m ię ta m dobrze zdania m a tk i, w ygłaszane do m n ie | k oleża nek w ro d z a ju ta k ic h ja k to

— (ó w p a n ) „ je s t ba rdzo p rz y s to jn y i w y ­ s ta rc z y spojrzeć n a niego, aby odrazu poznać, że je s t c z ło w ie k ie m in te lig e n tn y m i n a w y ­ s o k im s ta n o w is k u ". Łacina tw a rz , m iły uśm iech, fa łs z y w y kom p le m e nt, potoczystość w y m o w y , ła d n y s tr ó j a do te g o m a tu ra — to w zupełności w y sta rcza , b y zdobyć uzna­

n ie W m o im m acierzystym i ś ro d o w is k u i co gorsza w tym , ru c h o m y m ś ro d o w is k u n a do­

ro b k u uczących się synó w i córek, m o ic h k o ­ legów i koleżanek z m ia ste czek i przedm ieść.

Jestem obecnie na obozie h a rc e rs k im p ie rw ­ szy ra z w r o li k o m e n d a n tk i i o s ta tn i w ogóle n a obozie. W s z y s tk ic h dziew cząt je s t 16 a ka ż d a tona. Są to dziew częta z ró ż n y c h ś r o ­ d o w is k i w ró ż n y m w ie ku - W iększość w m o im w ie k u , ale są te ż o w iele starsze, ju ż pełno jn te ljg e n tk i z m a tu rą , re szta u k o ń c z y ła g im ­ n a z ju m . D o m yślacie się ża to m o ja drużyna, w k tó r e j n ic się n ie zm ie n iło , n ic n ie poszło naprzód. Jeśli zaszła Jakaś z m ia n a to ty lk o ta , że dziew częta są zadowolone, rozbaw ione, ale p o g lą d y m a ją te same. J a nie s ta ra m się ic h zm ie nić bo tego jaszcze teraz n ie p o trą * , fię , zostaw ię jc w spokoju.

W sie rp n iu m ia ła m pojechać na k u rs h a r­

cerski, lecz odw o łałam zgłoszenie, nie p o ja ­ dę, p o s ta n o w iła m że kończę swą pracę w ha rc e rs tw ie , k tó r a k o s z tu je in nie Wiele w y ­ s iłk ó w , a nie je s t p ro d u k ty w n a . W p ie rw s z y c h d n ia c h obozu z ro b iła m bardzo p rz y k re od­

k ry c ie , k tó re m u je d n a k nie dziiwię się, po p rz e c z y ta n iu k s ią ż e k , ja k ie do stała m od W as, bo z n a la z ła m w y tłu m a c z e n ie . D ziew czę ta z je d n e j d ru ż y n y , z je d n e j s z k o ły nie p o t r a f iły z Sobą w spółżyć, coś je d z ie liło , d z ie liło — pochodzenie. D o tychczas ju ż się z ż y ły , ale dziew częta % ro d z in ro b o tn io z y c h i ch ło p s k ic h p rz y s to s o w a ły się do dziew cząt z ro d z in u- rzędniczych, te nie u s tą p iły , ja k z w y k le . P ro ­ wadzę te n obóz bez zapału, prow adzę go t y l ­ k o dlatego, ab y n ie zepsuć dziew czętom w a ­ k a c ji. A le g d y b y m n ie k to ś zastą pił, bez cle­

n ia ż a lu o d je c h a ła b y m stąd, a w ła ś c iw ie od n ich , od ta k ic h , P od w p ły w e m W aszych uw ag, p rze czyta n ych ksią żek i w łasnych obserw a­

c ji, n a s u w a ją m i się ciągle now e m y ś li, n ie ­ s te ty nie m ogę się n im i po dzielić z dziewczę­

ta m i, bo żadna m n ie nie rozum ie, ta k ja k n ied aw n o te m u i ja bym jeszcze nie zrozu­

m ia ła .

Proszę, napiszcie, znów do mnie,

Cytaty

Powiązane dokumenty

Utrwalanie wiadomości dzieci na temat zwyczajów i symboliki Świąt Wielkanocnych Zachęcanie dzieci do podejmowania aktywności językowych, plastycznych, ruchowych. Otwieramy

zycja społeczna naszej inteligen cji nie zm ieniała się, że dominował nad nią trw a ­ ły model inteligenta.. Po trzecie — ta

I dlatego należy utrzymać tę zasadę fundamentalną naszej republiki, która stała się tradycją narodową i która się nazywa „laicite“. Szkoła świecka nie

skim w r. Setki razy z radością powtarzałem cytowane przez Marksa łacińskie przysłowie: „w tej bajce jest mowa o tobie, zmieniono tylko imię“. Napełniło

A dzisiaj taki pan Kołtuński zgrzyta zębami, lub dla odmiany zjadliw ie się uśmiecha.. M ilcz Kołtuński i nie pchaj nieczystego dzioba, myśmy przenicowali twe

Zadrżała tajga niepodległa Przed pracą mózgu, rąk robotą, Cegła wspinała się po cegle, Szedł czas.. Gdy z hukiem i łoskotem Rosła

Sprawdziła się przepowiednia Pana Jezusa, bo cześć Jego Imienia przeszła przez cały świat, dotarła do wszystkich narodów ziemi, a świadkiem tego świat i my