• Nie Znaleziono Wyników

Wiadomości Brukowe. Nr 120 (1819)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wiadomości Brukowe. Nr 120 (1819)"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

l8ig. , JT^ 120

WIADOMOŚCI BRUKOW E

Wilno w Sobotę Dnia as Marca.

P O D R O Ż Y P R O Ź N IA C K .O F IL O Z O F IC Z N E Y C IĄ G D A L S Z Y . '

W Y

p r a w a c z w a r t a

.

Jużemci też czytelniku dość długo praw ił an­

drony nie ruszaiąc się z roieysca. Musiałeś się dobrze zn u d zić; w ięc dla rozerw ania się i dla zdrow ia póydźmy na przechadzkę. M amy teraz, ch w ała Bogu, gdzie chodzić i coraz nam przybyw a 'więcey m ieysca do rozryw k i. Mam też nadzieię , źe się w tym stosunku i nasza liczba pomnoży. Bo iak nie mam, kochany c z y ­

telniku, żadnego przed tobą sekretu , tak ci się szczerze przyznam , iż iestem człow iekiem tak dobrey d u s z y , że nigdy nie cierpię naym niey- szey zazdrości; n a w e t, iak to pospolicie m ię­

dzy ludźmi b y w a , ani w moiem rzemiośle — O toż z duszy się cieszę i z te g o , że mi coraz w ięcey tow arzyszów p r z y b y w a , i że się mamy gdzie podziać.

W tych dniach powracałem z Pohulanki pro­

sto przez T ro ck ą u lic ę , nic nie m yśląc ; a po­

dług mego .zw yczaiu , mocno zamyślony. Jakaś nieźle ubrana kobieta zb liżyła się powoli do mnie, niezmiernie mi się przypatruiąc; a potem, poznaw szy mię niby i tw ie rd z ą c , źe mi ma coś pow ierzyć , prosiła na stronę. Z d ziw iło mię cokolw iek, iaki może mieć interess kobieta, któ- re y nie znam. T a , odprowadziwszy mię trz y kroki na b o k , zw ierzyła s ię , iż iest w iw głey p o trzeb ie; że przcieźdżap rzez miasto, a n ra m ę ­ ża chorego i dziecko słabe. B yłbym może u- w ie rzy ł , w prostocie d u szy , tak poufałemu i p raw dziw ie przyjacielskiem u wyznaniu; ale żem się , dla wysłuchania go dobrze n a c h y lił, ude­

r z y ł mię m ocny zapach w ó d k i, t a k , żem się w t y ł cofnął. Nie miałem iednakźe serca od­

praw ić Przyiaciółld z niczem 1 w sparłem sto­

sownie do zap asu , iakim miał p rzy sobie.

Idąc daley , postrzegłem iakiegoś rubaśnego, poczciw ey m iny staruszka , oczew iście wieśnia­

ka , k tó ry także sprowadzony na b o k , kładł

■coś w rękę (a) znaiomemu mi oddawna hulta- ioW i, udaiącemu się za nieszczęśliw ego office- ra — P oczeiw y starzec, w ierząc widać fałszy- w ey p o w ieści, oglądał się niespokoynie naoko­

ło, znać z boiaźni, żeby poczciw ca, ktorego wspie­

r a ł , nie z a w s ty d z ił—• W zd rygnąłem ram iona­

mi w idząc, iak często dobra w iara ludzi poczci­

w ych na złe b yw a u żyta.

T e dwa zdarzenia obudziły nieco moię uw a­

gę ; zacząłem się pilniey p rzyp atryw ać p rze­

chodzącym. W idziałem przesuw aiące się dość często ubóztwo. Jedni zatrzym yw ali się i pro­

sili ‘o wspomożenie w yraźnie ; inni nic nie m ó­

w iąc, w yciągali r ę c e ; inni nakoniec, nie śmieli prosić , ale kłaniaiąc się z pokorą , m iłosier- nem spoglądali okiem. A le w zdrygnąłem się nie m a ło , gdy miiaiąc Dominikańską ulicę, z a ­ szedł mi znowu drogę ów J W . Pan, k tó ry m ię kiedyś tak groźną miną w y ła ia ł (b). Poznałem

§0 zdaleka i strw ożyłem się mocno, w id ząc, źe i on ma oko na mnie i prosto idzie na moie spotkanie — Z początku usuwałem się na bok}

ale w idząc , źe i on zm ienia kierunek i chce m ię spotkać koniecznie ; zdobyłem się nakoniec na nieustraszoną postawę i zaszedłem mu pro­

sto w o c z y — N a ów czas uskoczył bardzo grzeczniejz drogi, m ów iąc : „ D aruy, Pan, że go z a trz y m u ię , ale radbynj w iedział gdzie Pan sto isz(< — Pow iedziałem mu w ięc moie mieszka-

(a) K to b y umiał ładnie po polsku - p o w ied ziałb y w tem m ieyscu z roskoszą , że m u coś w r ę c z a ł; ale có ż ro­

b ić ? k ie d y ani ia nie umiem , ani moi B ra c ia L i*

tw in i.

(b) O bacz W iad om ości B ru k ó w . N r. to a pag. 184.

(2)

--- 52 ---

nie — ,, A o którym by czasie można Pana wol­

nego zastać ? u— K iedy się podoba,jod powiedzia­

łem , ale ia często w y c h o d z ę — ,, Będę uważał, rze k ł d a le y , kiedy Pan do siebie powrócisz. “ p T o spotkanie i zamówienie sobie momentu do pomówienia sam na sam , zastanowiło mię nie­

co. Pomnąc albowiem , na owę groźną minę, iaką na tym Jegomości postrzegłem za pier wszem spotkaniem , anim w ą tp ił, że ma ,od owego momentu urazę do mnie; źe^to m usibydź z pro- fessyi junak , i z e , nie dla czego innego się chce widzieć sam na sam ze m n ą , tylko dla w yzw ania mię na poiedynek. Rozbierałem w ięc w myśli obszernie cała a ęałą honorową spra­

w ę , traktow aną u nas tak często przez nay- sławnieyszych autorów, nie piórem w prawdzie, bo to nie za b iia , ale pistoletem albo szabel- ką (c)— R o zw ażałem , c z y wypada podług re ­ guł tak szanownego kunsztu , dać sobie odciąć nos lub ucho; a może i głow ę rozpłatać — I gdym sobie nad rozwiązaniem lego wielkiego problematu mózg s u s z y ł, spotkałem starego i walecznego niegdyś żołnierza , z którym mia­

łem dawną zażyłość — Opisałem mu w ięc mo- ie zdarzenie i moię o b a w ę, prosząc o zdanie, c zy się wypada bić z takim Jegomościa , k tó ­ r y mię za to ma w y z w a ć , że mu nasze zey- ście się na ulicy wcale nie przypadło do sma­

ku. Rozśm iał się p oczciw y weteran, mówiąc :

„ ieżeli mam powiedzieć prawdę , nie ma słu­

sznego powodu do poiedynku; z tern wszy st- kiem trzeba się bić, ieżeli cię w yzw ie " — Ale zm iłuy się , kiedy ia go nie znam i nigdy nie miałem z nim nic do czynienia — ,, Mnięysza

o to , dla tego się bić trzeba “ — A le za co?....

Przyznam ci się źem sobie ieszcze życia nie s p rz y k r z y ł— „ T y m ci lep iey ; z w iększą zgi­

niesz

3

ła w ą ; w szyscy ludzie honorowi wspomi­

nać cię i chwalić b ęd ą , bo w ypełnisz nayści- śleysze praw a honoru- “ .—..A cóż to honorowi szk o d zi, źe moie uszy i móy nos cały ? — T u , za czął się starzec śmiać do r o z p u k u m ó w ią c :

„ T y w id zę , bardzo s\yóy nos koch asz— A czy

(c) Przepraszam — Zapomniałem dodać, że n ie k tó rzy także sła w n i autorow ie sp raw y tę język iem ty lk o traktują.

dałbyś dukata, albo rubla ża niego ? ” — Ach-!

dla B o g a , w’szystkobym . oddał. — „ O toż się nie będzięsz strzelał ani r ^ b a ł, zaw ołał , i śmieiąc się odszedł.

Odszedłem i , i a , ale cale niekontent , bo przekonany, ż^ stary żołnierz żartowrał ze mnie.

W rócilem w ięc do domu w bardzo zły^m so­

s ie — Co się temu dziw akow i m arzy w głow ie, mówiłem sam w sobie , chce naprzód, żebym się bił , a potem powiada , że dukatem , albo ru­

blem skończę — Nie . . . to bydź nie może — Jak to z Panem tak s k o ń c z y ć ? — on mię pew na obetnie__Poszedłem w ięc do zw ierciadła, chcia­

łem się ieszcze raz porachować i ' nacieszyć z rozmaitemi częściam i to tw a rzy, to ciała mo- iego; a w reszcie chciałem r o z w a ż y ć , którą- by z nich z naym nieyszą stratą na odcięcie po­

świecić.

Jestto dawne , i iuż w przysłow ie zamie­

nione prawidło , żeby z.d w o yga złego mniey- sze obierać. Ludzie też dawno się zgodzili i na t o : że iedne części ciała są szlachetnieysze iak drugie. N a cobym się i ia zgodził , i po­

święciłbym z nayzimjiieyszą. krw ią kaw ał bro­

dy lub nosa w kim innym ; ale kiedy idzie o własną s k ó rę , nie pozwala sumienie , i trudno się człowiekowi nawet z zębem rozstać. T y m ­ czasem cóż robić kiedy p o trze b a ? — W s z y s t­

ko w ięc w ażąc na szali; iużem się b y ł począł nakłaniać na rozstanie się z kilku palcami — Niechże w ię c , myślałem sobie, idą na ofiarę temu bałwanowi, k tó ry nazyw am y honorem —

W tem przyszło mi na myśl, żebym musiał prze­

stać p is a ć , a zatem tob ieb ym , kochany czy­

telniku, nie dotrzym ał słowa. N ow y ambaras?.

A nuż ten Jegomość nie L iterat i te y w ym ów ki nie przyym ie ?— T rzeb a się tu poradzić przy- iaciół. W ziąłem w ięc za kapelusz i la s k ę , i iuż się wybierałem w d ro g ę; gdy w tem drzwi się otw orzyły szeroko , i z ).-’cmatem dla mnie podziwieniem, J W . z wielką powagą do pokoiu w toczyć się raczył. Rad nie rad, zdobyłem się na odw agę; przyw itałem go z należytą godno­

ścią i-prosiłem siedzieć na kanapie. J W . gość

gwałtenusię^ w ym aw iał, chcąc siąść n a ‘ stoiku^

(3)

ia zaś zaw sze m aiąc poiedynek w pam ięci, d-o- pótym się kłaniał i prosił, dopókim go liakoniec nie posadził na sofie. Sam zaś siadłem na stoł­

ku, prosto naprzeciw n ie g o ; żeby lepiey uw a­

ża ć nieprzyjacielskie obroty.

Piękna mamy zim ę, odezwał się m óy gość — Pj •awdziwie piękną., odpowiedziałem ia.— N ie­

szczęście, m ówił daley , sam z niey korzystać nie m o g ę .... T u dopiero po k ró tk ie y p rze r­

w i e , w szedłszy w m a te ry ą , uwiadomił mię; iż od bardzo dawnego czasu zbierał się zło żyć mi swoie uszanowanie , ile że znał kiedyś bardzo dobrze ś. p. oyca moiego, z którymaKiiał szcze­

gólne zachowanie; że miał naw et szczęście znać ś. p. moię m atkę ;, że b y ł zaw sze szczególnym przyiacielem całego moiego rodzeństw a, a z ma­

tki iest m in aw et krew nym cokolwiek — \ V tem m ieyscu ukłoniłem się nizko; on zaś dał mi kró­

t k i , ale dokładny w ykład znaczney odnogi sw o­

jego drzew a rodzaiow ego; potem opisał swoię młodość ; swoie zaw sze szlachetne zam ysły i po­

stępki ; przyw iązanie do o yczyzn y i t. d. N a- koniec w y ło ż y ł obszernie , iak przez rew olucye kraiow e pozbawionym został bardzo znacznego m ąiątku. Dodał potem j* iż pomimo tego, spa­

da nań bardzo znaczna su k cessya , ale że po­

zbaw iony iest sposobów dochodzenia i e y . . . a zatem . . . . a zatem . . . a zatem . . . prosi o po­

życzenie jjieniędzy; które za osiągnieniem na­

leżnego spadku, że odda n atych m iast, słowem honoru u rę c z a ; a n a w e t, ieżeli tego potrzeba, oblig w ydać iest gotów . T u iuż poznałem o- czewiście , że w cale między nami nie o proch idzie i zacząłem przenikać, co zn aczył ów śmiech starego żołnierza i upewnienie, że dukatem lub rublem , .wszystkie . a w szystk ie członki ciała moiego okupić zdołam. O chłonąw szy w ięc co­

kolw iek ,, n i. nie ze straehu, a l e . . . z podziwie- nia ; u w ażaiae , iak ten Jegomość pięknie i mo­

cno m ó w ił, przypomniałem sobie , żem się i ia kiedyś u czy ł .R etoryki , i że to właśnie iest piękna sposobność do wystąpienia i pokazania co umiem — Z acząłem w ięc przyw oływ ać na pamięć , co tylko kiedy od moich nauczycielów krasom ówstw a ważnego i pięknego słyszałem ; nie w tym c e lu , ażeby figurami retoryćznem i rozm aite członki , bo te poznałemr że iuż bez­

pieczne , ale żć b y , ieżeli się wda r moie duka­

t y pokryć i obsłonić. T e r a z z e , m yślę sobie, pokaż w ym ow o eo u m ie s z!— W z ią w s z y w ięc poważną postać , pop raw iw szy czuba i pomu- snąw szy się po b ro d zie , zacząłem mu arcy- wym ownie przekładać, iak teraz są ciężkie cza­

sy. Jak ś. p, oyciec m óy, z którym on b y ł w tak ścisłem zachowaniu , i m atka moia nieboszczka (Panie świeć nad iey duszą), k tó ra miała szczę­

ście bydź z nim spokrewnioną , nic mi a nic nje zostawili. Jak nąwet nigdzie naym nieyszey nie mam do dochodzenia puścizny; a zatem , iak podług w szystkich a w szystkich praw ideł L o ­ giki i R etoryki, nie mam mu co p o życzyć. Słu ­ chał bardzo cierpliw ie i p iln ie; z czego- pozna­

łem , że był praw dziw ym miłośnikiem w ym ow y i cieszyłem się, że mię moi Pinuessorowie nie darmo uczyli — A le gdym skończył, zabrał głos pow tórn ie— Z a c z ą ł mi bardzo- skromnie p rze­

k ła d a ć , iż nie potrzebnie się iego prepozycyą zrażam-; że on nigdy nie p rz y w y k ł w ym agać' nad możność ; źe sam iest. o ciężkości czasów przekonany j ale że iego potrzeby tak są nagłe i dokuczaiące, iż przym uszony iest szukać wspar­

cia naprędce* Z e o to udaie się iedynie do- osób , k tó rych dobroć serca i szlachetny spo­

sób mydlenia powszechnie' są znajome ; a ponie­

w aż zdanie publiczne i mnie w te y liczbie mie­

ści, zatem pewien iest r iż nie zawiodę iego na­

dziei , ile że praw dziw ie ze w stydem ran w y ­ znać p rzych o d zi, iż nie ma za co zjeść obiadu.

T u dopiero z żalem i upokorzeniem pozna­

łem, że był- w ym ów nieyszy ode m nie; a że po­

dług ostatecznego wyznania albo Wypadało pro­

sić albo dać na obiad; w ięc obrałem ten osta­

tni środek i takeśm y się przecie rozeszli__ C ie­

szyłem się w praw d zie, że moie palce przy mnie zostały, alem mu nie mógł darować,.że się w cią­

gu rozm owy pokazał w ym ów nieyszym ode mnię

— Fe do kata! myślałem sobie, c z y to taki po­

ied yn ek1 — P rzecież ia, iako uczony, powinien*

bym w szystkich przegadać, a tu padłem zu peł­

nie i trzeba było wymów nieyszemu zapłacić — Praw dę m ów iąc, przy tarło to trochę rogów m o- iey litprackiey dumie.

Jeżeli iednak prawda, że móy gość nie miał so­

bie za co kupić obiadu,tedy życzyłb ym n a u c z y c ie '

K

(4)

54

łom retoryki * tego postrzeżenia korzystać i naprzyszłość wypróżnienia kieszeni ic zc zo ść

ż o ł ą d k a

, p< łożyć za naypierw szą sprężynę Jcrasomówskiego talen tu .— A lubo ś. p. K on­

sul Cycero, ich patryarch a, nic o tern nie pi­

sze ; nie powinno ich to zastanawiać bynay- mniey> nigdy albowiem nie byl w takienj zdarze- nni, żeby prosił o obiad, chociaż łatw o się do­

myślić, żeby był utniał oń prosić , bo o domek św óy dosyć się żarliw ie dom aw iał— A le to so­

bie iest uwaga prosto literacka— N ielitcrackie zaś są następujące: Naprzód. Z a co Szlachcian­

ka na T ro c k ie y ulicy t&k się mocno w p atry­

wała we mnie, nim mię w zięła na sekret ? Mu­

sza żebracy z professyi, k tó rzy dobrze umieią sw oie rzemiosło, mieć pewną naukę lub pewną trafność, za pomocą ktorey z w e jrze n ia pozna- ia swoię zd ob ycz , iak w ilcy barana. Bo u- ważałem często, i i zpomiędzy wielu przecho­

d zą c y c h niektórych t jlk o zatrzym ują, cale nie zagabaiąc innych, których tw a rz nic im .nie o- biecuie.'— Poutóre. Zdaie mi s ię , że nasi że­

bracy na kiika Klass się dzielą: a przjnaym niey, tak iak my sami, na pospólstwo, szlachtę i pa­

nów.

Z

tych w yżsi cale się nie

k ( ; i a r z ą

z niż- szemi , owszem niemi gardzą , maią swóy w ła ­ sny sposób żchrania i sw óy osobny styl. P o ­ spólstwo , < zw yczayn ie stoi pod kościułrjm lub siedzi pod rnurern; mówi pacierze, lub śpiewa pieśni nabożne, a przechodzących głośno pro­

si albo ręce w yciąga— Szlachta, bierze na stro­

nę i zw ierza się sw oich potrzeb w sekrecie 5 przynosi próśb , na piśmie, lub p rz\syła listy.'—

.Żebracy zaś P an o w ie, zaczynaią od przypu­

szczenia do swego pokrewieństwa ; potem w y- liczaią swoie familiyne zw iązki, swoie znacze­

nie i swoie ofiary d lak raiu ; i nie proszą o iał- mużnę , ale o p o życzen ie; a odwołuią się do gorliw ości obyw atelskiey. — Prostacy proszą w imie Boga i miłości bliźniegę—• Szlachta w imie miłości braterskiey— Panowie zaś robią zsw o - iey potrzeby interess^iubliezny, a dar przyyniuią tak, iak gdyby daiąceniu św iadczyli łaskę.

IVakcmiec. Zkąd u nas tyle żebraków ? kiedy należy oddać spraw iedliw a pochwałę publiczno­

ś c i, iź iest i miłosierna i praw dziw ie dobro*

czynna — T o w arzystw o D obroczynności zay- muie pierw sze w prow incyi osoby; ma znaesne fundusze, wzniosło wspaniałe gmachy i zasilane iest licznemi, a coraz nowemi składkam i— i T o ­ w a rzystw o to opatruie niem ałą liczbę ubo*

g ic h — Tym czasem nie tylk o ich na ulicach i po domach nie u b y ło , ale się ow szem zdaią m nożyć w stosunku dobroczynnych ofiar i skła­

d e k — W idzim y ich i spotykam y na w szy­

stkich sp ace ra ch , schody i przedpokoie osób dostatnich niemi są zaw alone— Zdaie się, że to iest sposób życia, który sobie obieraią z gu­

stu i ochoty, a zatem, że w krótce żebracy, o- sobny stan stanowić maią. N ależy w ię c to złe powściągnąć , należy każdego żebraka, na­

kładającego podatek na czułość i dobrą w iarę publiczności, zapytać : dla czego nie chce nic robić ?— Jeżeli jest w rzeczy samey niedołęgą albo kaleką , fundusze dobroczynne są dla nie­

go ; w przypadku przeciw nym powinien bydź skarany i przym uszony do p r a c y — . Ci, którzy się odwołuią do nadwerężenia przez to praw osobistey wolności,nie uważaią, że sprzyiaią r o z ­ puście złych, a na poczciw ych narzucaia cię­

żar nieznośny; nie uważaią, że zw ierzchność kraiowa ma prawo zapytać się każdego, czem się w społeczności zaym uie?— Próżniactw o iest pierwszym początkiem i tw órcą występku — Rozumie się nieoświecone p różn iactw o .— Bo iużci spodziewam się, kochany czytelniku, że nie- darmo do ciebie tak davyno piszę a piszę, i że, m u­

sisz do tego czasu bydź przyiaciclem moim i filozoficznych próżniaków , zacnych kollegów m oich— W sza k że , prawdę mówiąc, my w ałę­

samy się t', lk o , ale nikogo nie prosimy o nic i albo prosimy tylko o łaskaw e ucho, gdy nas napadnie niepowściągniona chętka gadania albo pisania— Nudzimy sobie św iat pot; o sze , ale go nie obdzieram y— Dla tego wcześnie sobie z tey okazyi wymawiam ; że gdyby kied y do zbierania z ulicy próżniaków przyyść miało, ia i kolledzy moi, iako ludzie bardzo pożyteczni i zasłużeni, powinniśmy bydź zpod tego praw a w y ię c i---- (c. d. p.)

Dozwala się drukować z warunkiem dostawienia do Komitetu Cenzury siedmiu exemplarzy dla mieysc prawem wyznaczonych.

F . N . G d ań sk i Kom . C en zu r y C z ł.

w Wilnie w drukarni Redahcyi pism peryodycznych.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Dozwala się drukować z warunkiem dostawienia do Komitetu Cenzury ośmiu eiem piarzy dla mieysc

Dozwala się drukować z warunkiem dostawienia do Komitetu Cenzury ośmiu eiem p larzy dla mieysc prawem

Dozwala się drukować z, warunkiem dostawienia do Komitetu Cenzury siedmiu exemr plarzy dla mieytc prawem

Dozwala się drukować z warunkiem dostawienia dó Komitetu Cenzury siedmiu exem plarzy dla mieysc prawem

Dozwala się drukować z warunkiem dostawienia do Komitetu Cenzury siedmiu exem plarzy dla mieysc prawem

Dozwala się drukować z warunkiem dostawienia do Komitetu Cenzury siedmiu exemplarzy dla mieysc prawem

Dozwala się drukować z warunkiem dostawienia do Komitetu Cenzury siedmiu exeiuplarzy dla mieysc prawem

Dozwala się drukować z warunkiem dostawienia do Komitetu Cenzury siedmiu exemplarzy dla Tnieysc prawem