łSiso,
WIADOMOŚCI BRUKOWE.
189
Wilno w Sobotę Dnia 17 Lipca,
P O D R Ó Ż Y P R Ó Ż N IA C K O -F IL O Z O F IC Z N E Y C IĄ G D A L S Z Y .
D ru ga lekcy a w Trokach.
(Ob< N rek 169).
P iękn a to rze cz coś umieść; a niekiedy i po
ż y te c z n a — A le któraż umieiętność może póyśdź W porównanie z A lchem iią, nieoszacow aną sztu
k ą robienia złota? — M iiam iey grubsze powa- b y i ciągn ącą do złota p o k u sę ; ba któryżb y F ilo z o f ubiegał się za t e m ;. • . za pozoram i; . . . z a próżnością św iatow ą i c z c z ą m anioną— A le publiczny p o ż y te k ! — A le złotko iako w izeru n e k w szelkiego d o b ra . . . to g r u n t! to cała tre ść rz e c z y .— N ie mówię dla nas ; bo św iat w i e , iż żaden F ilo zo f o sobie nie m yśli; ale dla całego rodzaiu lu d zk ie go , o który się, c z y telniku , wszyscy* uczeni dzień i noc troszczą.
D latego i m óy podróżny k o lle g a , k tó ry się g w ałtem pnie do F ilozofii i k tó ry b y rad robił zło to iedynie przez miłość b liźn ie go ; od ow e
go czasu i. k b y ł pod ieziorem , nie zna snu ani odpoczynku — U staw icznie mu się snuie po głow ie gruntowna Filozofiia i dobro społeczno*
sci. W y g lą d a ł w ięc z nayw iększą niecierpli
w o ścią momentu widzenia się znowu z K a ra i
m em — Z czego w szystkiego ia wnoszę (bo p rzecie trzeba z każdego zdarzenia w yciągnąć iakąś m ądrą m axynaę); otoż mówię t wnoszę, ze żądza i miłość nauki są człow iekow i w ro dzone i stanowią istotną część iego iestestwa — - N łe bez tego , czytelniku , żeby się też nie prze- biiała i ludzka słabość; żeby się nie odezw ała cielesność. Bo ia sam , chociaż iak w iesz, od stóp do g ło w y w Filozófiią uzbroiony ; w szela
ko iłem razy sobie w ysta w ił w um yśle ów pożądany m om en t, kiedy złoto robić i garca- mi m ierzyć zacznę , kiedy się niem c a ły obsy
pię , zam yślałem się i w pidałem w rzetelną po
kusę — , R o iły mi się po głow ie tysiączne wido
k i i isamysły— K upow ałem zaraz w ioski— N a
przód w p ra w d zie , po lite r a c k u , bardzo ubcr- gie ; ale potem coraz lepsze— P o w o li, w iększe a w iększe d o b ra ; nakoniec prow incye i pań- 1 s t w a ; a rozochociw szy się w reście, św iatbym b y ł kupił,ale i ten mi się zdawał zanjały— Staw ia
łem potem pyszne i dotąd niewidziane gmachy;
żyłem z nadzw yczayn a okazałością i przepychem ; otaczał mię tłum dworskich ubiegających się o moie w zględ y ; w yglądających z utęsknieniem moiego uśmiechu lub sp óyrzen ia; oczekujących niecierpliw ie pańskiego słowa. A ia piłem ty m czasem puhar utnysłow ey roskoszy; nadymałem się mniemanćm znaczeniem i używ ałem w myśli, p atrząc iak mi w szystko było podległe i po
słuszne ; iak się ru szały na moie skiaienia ty siące lu d z i; iak d rżały i upokarzały się drugie tysiące— M ów iąc, czytelniku, m iędzy nami, ia tak trzym am oddawna (choć to podobno nie m óy w yn alazek ), że nic wygodnieyszego nad św iat um ysłow y— C złow iek go sobie sam tw o rz y podług sw oiey m y ś li; siebie w nim «- mieszczą , posaży i opatruie podług własnego życzenia i gustu. S ło w e m , tak w nim źyie iak sam chce— W iem ia dawno ten sekret i dlatego , iak mi tylk o coś na tym rzeteln ym św iecie dokucza , zaraz się zam ykam , a u ło ży
w szy się na kanapie lub łóżku, ruszam na m óy w łasny św iat um ysłow y. I tobie ż y c z ę tak robić, czytelniku kochany— Potrzebne są w tem życiu doczesnem iakieś pociechy , iakieś ro z
targnienia— O t dobrze sobie czasem choć na pólgodzinki z tego św iata w y ie c h a ć — Bo t e ż to czyste utrapienie!— Nio człow iekow i nie idzie iakby sam c h c ia ł, ale w szystko na przekor—
Do w szystkiego się trzeba przystosow ać ^ w sz y stko cierpliw ie znosić ; w szędzie cię napomina
ją , s z c z y p ią ; w szędzie skubią—? D zięku ię ia za taki św iat'— T rzeb ab y go koniecznie poprą*
w ić ; a że to niepodobna, w ięc go sobie trzeb a zrobić powolnym — A le ia k ie tego dokazać bez A lc h e m ii? W ię c niech żyie z ło to ! — N iech ź y ie nad naukami n a u k a , nad mądrościami m ą
\
1
14
— d ro ś ć ! — Podobno się i tobie, czytelniku, iużcoś snute po głow ie iużbyś rad słuchał dru- g ie y łekcyi — A le cóż, kiedy nasz F ilo zo f k r ę - tem i prow adzi do szczęścia i mądrości droga
m i, i pow tórne widzeniegsię pod iezioreni tr o ckie m do m iesiąca odłożył.
-Nakoniec przyszedł naznaczony czas.— M óy kollega ani m inety nie chybił; a skrom ny nau
c z y c ie l zaw iązaw szy mu o c z y , zaprow adził do pracow ni— T u , skoro p rzyw d ział ubiór sw oiey godności w ła ś c iw y , i moiernu kolledze słuchać r o z k a z a ł, tak m ów ić p o c z ą ł: „ Jeżeli chcesz b yd ź poważanym , uczc«ym i tnianym za takie
go pow szech n ie; naprzód w ie rz m ocno, a choćbyś me w ie r z y ł, do- upadłego u trzym u y, że cała m ądrość była u sta ro ż y tn y c h , i że nowocześni nic nie u m ieli, nie um ieią i umieć nie będą — Nie uw ierzysz, iaką ci to da po
w agę — A gdyby cię zapytano , w czem tak b yli m ądrzy ? odp ow ied z, że w e w siystkiem , a m ianow icie w tem co zaginęło. A ponie
w a ż , im odlegleysza staro żytn o ść, tym b yła uczeńsza Więc ludzie nayrozum nieysi b y li po samem stw orzeniu świata, a potem głupieli pow oli aż do nas samych.£l
Jakże ? odezw ał się żałosnym głosem m óy kollega , to m y naym niey um iemy i nic się nie n au czym y w ię c e y ? — „ N ie tro szcz się, odpo
w ie d zia ł M ędrzec •, za dwa tysiące lat bę
dziem y i m y mieli rozum , i znajdziem y kom- m e n ta to ró w , k tó rzy na naszę m ądrość aż r ę c e załam ią i gęby rozedrą“ — Chw ała Bogu, odpowiedział m óy kollega z westchnieniem! — W olałb ym ied nak, żeby to było prędzey.
„ Alboź nie w iesz , rzekł n a u c z y c ie l, że oji co maią albo rozum albo za słu g ę , nie mogą ich nigdy m ieć inaczey aż po śmierci!— albo tam gdzie ich nie m a? — T a k , a nieinaczey—
Tym czasem trzeba żebyś w ie d zia ł, iż nay- n c z e ń s i, to ie s t , naypierw si przodkow ie nasi, n ic -nie pisali — Bo i dziś najm ędrsi ludzie nic n ie piszą , albo piszą nic do r z e c z y ; ale dla tego bardzo są m ądrzy — N ic tedy nie pisząc, n ic nas o A lch em ii nie nau czyli , a to co nie
k tó r z y m ęd rcy pisali i nauczali przed poto
pem , kiedy i A lcLcm iią naylepiey umiano i
k ied y w szystkie um iejętności b y ły naydosko- nalsze , zatonęło i na dnie morskiem pogrążo
ne leży — Rozum lu d zk i, iak w idzisz m óy synu , tak b y ł W początkach o gro m n y, iź go tylk o m orze obiąć i pochłonąć mogło — Z naszym nie ma ty le ambaras su ; można go iak w iesz , i w butelce utopić. — W kolei zaś następujących coraz c ie m n ie jsz y ch w ieków i ludów ; n a yw ięciey nas n au czyli E gip cjan ie, w ie lc y i nigdy niezrów nani A lch em icy.41 *—
U ciekaiąc od nich i m y Izraelici w ykradliśm y cokolw iek Alchem ii — Dowodem tego iest zro
bienie na pustyni złotego cielca , którem uśm y się w szyscy kłaniali , daiąc przez to poznać g łę
bokie uszanowanie, iakie miał dla A lchem ii c a ły nasz n a ró d ; a iakie aż dotąd, pomimo tylu odmian i nieszczęść , pozostało i trw a w krwi n aszey niezmienne— Bo ch o će śm y , głupieiąc potrosze , złota robić zapom nieli, ale ie za to umiemy obrzynać i w ym acza ć; a czasem i na
śladować n ie zg o rze y , udaiąc m iedź za złoto, podług praw przem ienienia m etałlicznego (trans- mutatio).
„E gipcyanie mieli bardzo w ieluA lch em ików , ale naypierw szem i byli ich kapłani i k ró lo w ie ;, a zpom iędzy t y c h , nayznakom itszym b ył H er
mes , nauczyciel i oyciec w szystkich j którego m y , Filozofow ie p r a w d z iw i, iesteśm y p ra w y mi synami — B y ł to człow iek niezm iernie u- c z o n y ,— B y ł krfllem , rob ił złoto i napisał bar
dzo w iele ksiąg okrutnie uczonych, bo w szy
stkie a w szystkie zaginęły — A le to nic nie sz k o d z i, dla tego m y w iem y co w nich b y ło f z nich w zięliśm y całą naszę naukę i w szystko co dziś u m ie m y, było naprzód W książkach p rzed p otop ow ych , a potem E gipskich.
„N ayp ierw sza zaś w ow ych księgach m axym a, która i do naszych czasów doszła nietknięta, a która od potopu b y ła , iest i będzie zasadą i duszą całey nauki, iest i i z niczego nie się nie robi.u
Jak to ! zaw ołał m óy kollega zdziw iony, alboż ci co nic nie maią, Alchem ikam i zostać i zło ta robić nie mogą?'— „ T a k a nie inaczey, odpowiedział m ędrzec z p o k o rą ; ale trzeba że byś t o , móy synu, .zrozumiał iak należy— Je-
£eli albowiem nie snaią nic w k ie s z e n i, po
winni m ieć coś w g ło w ie , albo iakiś talent W ręku— Słowem , powinni m ieć tę naukę, k tó rą F ran cuzi nayp ierw ey i naylepiey p o ięli, 1 nazyw aią: savoir Jaire. A le , leżeli w żadnym w zględ zie nic ńie rn aią, A lchem ikam i nigdy n ie' będą i cała A ichem iia nic z nich nie zro
b i — Dla tego te z w ie lcy m istrzow ie nasi u- oiekali od gołych i jsigdy ich nie przyym ow ali za u c z n ió w , a w sry s cy Filozofow ie gruntowni szli i idą za tern zdaniem nieodstępnie— Nay*
znakom itszą filozoficzna szkoła przyięła była za niew zruszon ą p r a w d ę : że przyrodzenie ma w stręt do czczości (1). O t ó ż , ieżeli p rzyro dzenie ma do n iey w stręt, u czen i maią nieró
w n ie w iększy , i dlatego c a ły rozum natężaią na to, i ruszaią w szystkich filozoficznych sprę
żyn , że b y iey nigdy nie dopuścić w kieszeni i Żołądku— M nieysza , móy sy n u , o resztę.
„Jest zaś Aichem iia umiejętnością przem ian 1 p rzen osin; a złota przyrodzenie iest takie, iż za w sze k rą ży ć powinno. Jestto owo purpetu*
um mobile, którego uczeni z takim szukali m o
zołem , a którego p raw dziw ą naturę, my tylko Zgłębiliśmy A lchem icy.— -Od ty c h w ięc, co ma*
ią zapas tylk o w k ie s ze n i, przechodzi powo
li złoto do o w ych , u k tórych kieszenie i w o r
k i p ró ż n e , ale którzy m aią obrót w głowie (savoir faire) T u znowu w tym stosunku iak się napełniaią kieszenie, psuie się w gło w ie 5 przee co w orki nanowo się w ypróżniać zaćzynaią — C z y znasz ów zegar szkrąnny, k tó ry nazyw aią klepsydrą ? „ — W idniałem — j,O tóż w idziałeś, że skoro się piasek zied n ego słoika w ysyp ie w d r u g i, odw racaią narzędzie czasu, a piasek znowu się przesypuie zkąd W yszedł — T a k i z ło to , sypie się w ciąż z ie- dnego worka do drugiego; z iedney kieszeni do drugiey, a zaw sze się sypie do t e y , przy k tó re y iest alchemiczna głow a— Bo i tego od- daw na doszli m ęd rco w ie, że w przyrodzeniu, W szystko się w raca do swego źródła.
,, W ie lk a zaś owa filozoficzna p ra w d a , iż
(1) Natura Lorret yaeniiie.
i i 5 n*
się nic z niczego nie r o b i, daleko się da o b szerr n iey przystosow ać i daleko ma w iększe u ż y cie , n iżb y m ógł k to na pierw sze W eyrzenie rozum ieć -— Jestto o ś , na k tó rey się św iat obraca — T e n co nic nie m a, iest praw dziw ie niczęm , a zatem i nic z niego zro b ić nie mo«
żna— A iak skoro się nic z niego nie robi, w ięc się nie m oże zrobić ani złoto — A zatem w i
dzisz i ła tw o teraz poiąć m ożesz, że A ich em i
ia nie iest sztuką robienia złota z niczego, iak wielu prostaków rozum ieć m o ż e ; ale iest u - mieiętnością w ydobyw ania go gładko, zręczn ie i uczenie, zew sząd, gdzie się może znaydow ać—
Sposoby zaś w ydobyw ania mogą b y d ż tysiączn e, tak iak są tysiączne źródła, z k tórych się w y dobyw ać dale -— D latego nie masz rozm aitszey i obszeraieyszey umiejętności nad A lch em iią.s<
N * to uczeń, skłoniw szy się n iz k o , rzek ł:
J
7
daie mi się, m istrzu szanow ny, źe teraz za czynam cokolw iek poym ow aćj a, ieżeli sje nie m ylę, i=“st u na? dosyć A lch e m ik ó w , i ia podobne iuź nieraz byłem w ich ręku , alem się na ich nauce nie pozn ał— O to np. miałem te ra z ś«vieżó sprawę, którą w y g ra łe m — W in szo w a
li mi w szyscy; m ianowicie W ., Regent D.obro- daiey, który ode mnie staw ał; W . Regent D o - brodziey, k tó ry dokret piaał i W W . K an cella- rzyści i Sędziowie Dobrodzieie; dla których , ia- ko dobrych i przych yln ych p r z y ia c ió ł, dałem b ył obiad. N a obiedzie, piliśmy suto porter i szampana; a potem, nagrodziw szy p rzy zw o i
cie W., R egenta D obrodzieia, k tó ry mię bro
nił: o p ła c iw s z y hoynie za d ek re t; opłaciw szy poszlm y i t. d. i t . d . , pokazało się z obrachun
ku, żem w yd ał dw a ra zy ty le , ile rzecz b y ła w a r ta , z w ła s z c z a , że sam dekret z szaco
w nych rą k W . Regenta Dobrodzieia, niem al tyle kosztow ał ile cały interess — C hciey mię w ię c , szanow ny N a u czycie lu , obiaśnić, azali W . Regent D obrodziey nie b y ł A lchem ikiem ?
M łodszy m óy b r a t , prześw iadczony, iż do
brze urodzona młodzież , koniecznie za granicą bez celu poieździć p o w in n a, ' maiąo rok dw ó- dziesty pierw szy w yb rał się do P a ry ża — A że m iał dośe piękny m aiątek; przeto z rad y p rzy jaciół zrobił W . Sędziego Kruczka G eneralnym Plenipotentem , i opatrzony od niego w gotow i-
— - n 6 enę puścił się w d ro g ę — W e dw a la t a , nie odbieraiąc od W . Sędziego żadnych posiłków , dla ciężkiego niedostaku pieniędzy w kraiu; sp rze
daw szy w szystko, co m iał z s o b ą , n a ż y c ie i zapłacenie długów drobnieyszych , pow rócił do kraip goły i głodny— Tym czasem nie m ógł tra fić do m aiątku, k tó ry w ierzyciele zaięli — P rze
to za radą W . Generalnego Plenipotenta Dobror dzieia i iego p r z y ja c ió ł, brat m óy upewniony, iź tym iedynie sposobem do m aiątku pow rócić woiPe, ośw iadczył e x d y w iz y ą ; a opatrzony zno
w u cokolw iek przez staranność W . Plenipoten
t a Dobrodzieia, za g ra n icę p o w ró c ił— Podczas te y wędrów ki, gdy W W . Sędziowie Dobrodzie- ie , p rzy hoynem Wyposażeniu w ie r z y c ie li, na utrzym anie sądu trzyk ro ć sto ty się cy w ydać, za zgodą W . Plenipotenta Dobrodzieia, raczyli, nic się bratu moiemu nie z o s tą ło , oprócz tytu łu dziedzictwa. — T y tu ł t e n , J W . iuź na ów czas Plenipotent Dobrodziey, iedynie przez p rzy chylność do brata m oiego, za m ałą rze c z na
b y ł , i dziś J W . Plenipotent D obrod ziey, iest panem całego .tego m a ią tk u — R acz mi w ięc, szanowny n a u czycielu , w ytłu m aczyć, c zy J W . Plenipotent Dobrodziey i P rześw ietny Sąd T a - xatorsko-E xdyw izorskr do Alchem ików należą?
„ S trzeż się bluźm erstwa ! odpowiedział Karaim p o w ażn ie— W asze w praw dzie sądy i kancel- l a r y e . w asi R z e c z n ic y , w asze Juryzdykcye, w asi Plenipotenci i Generalni Kommissarze, przy
jęli oddawna ów w ielki alchem iczny początek, i ż się nic z niczego nie robi, i tą m axym ą rzą
dzą się n ayw ięcey — Są to poniekąd A lchem icy i alchem iczne pracownie , gdzie się robi złoto i s r e b r o a l e to nie są uczone w arstaty. T o są prości E m p ir y c y , k tó rzy w iedzą iak robić złoto, ale nie rozutnieią samey nauki— Spytay się którego z nich, co iest A lchem iia ? zkąd ta na
uka w zię ła sw óy początek i w zrost ? iak się dąleko rozciąg a ? iak doskonali?— Żaden oi na to nie odpowie.— T rzeb a albowiem żebyś w ie
dział , iż praw dziw i F ilo zo fo w ie, k tó rzy znaią n aypierw sze sprężyny w przyrodzeniu i w iedzą k ażd ey rze czy p rzyczyn ę , g ard zą Em pirykam i od w ie k ó w , iako podłym m otłoch em , k tó ry działa na o ś le p , ale nigdy nie w ie i nie powie dla czego i na iakim fundamencie co robi.“
Pięknie to je s t , odpowiedział uczeń, ale c z y nie oddaliby czasem teoryi za p r a k ty k ę , i c zy nie dla tego tak się rozm iłow ali w pierwsgey,
iż nie maią sposobności pośw ięcić się dru giey?
L e c z gdyby ich np. posadzić na w arstacie iak tam tych ? gdyby ich w p u ścić do ow ych empi
ry c zn y c h pracowni ?
„ T o co innego, rze k ł m ęd rzec, w tenczas robi
liby złoto bardzo u c ze n ie , lubo nie wiem c z y gładko i zgrabnie j bo zręczn o ść nie tylk o od nauki, ale i od w p raw y zalesćy>*»-Nayszczęśliwsi, co łą c zą teo ryą z p ra k ty k ą — G d yż prości Em pi
r y c y , nie znaiąc praw dziw ych dróg i postępując omackiem albo zuchw ale , często się sami gu
bią— Są albowiem niektóre roboty alchemiczne cale niebezpieczne 5 dla czego zb łąd ziw szy nie- ieden z nich tra fił do k o z y , szpitala lub domti popraw y •• .co się praw dziw ie uczonym nie p rzy
tra fia — Empiryzna w ięc, zdaie się p oźyteczniey- szy na pozór , ale zaw sze iest niebezpieczny—
W id zisz iak E m p irycy zasiadający za stołem i z urzędu złoto robiący, n ayczęściey trafiaią pod są d , albo prosto do-turm y j zkąd ledw o po z a - pełnem oczyszczeniu się (w szak m ię rozumiesz?) wychodzą.— Jakaż tego p rzyczyn a ? — Bo to są rzem ieślnicy, a nie uczeni.
„S tarożytn i robili złoto i srebro na w ielkim w arstacie za pomocą miedzi lub żelaza— N ay- pierwsi w te y sztuce m istrzow ie w ydobyw ali ie i zbierali po ca łe y ziem i , a lud zadziwiony ubóztw iał ich za to i posągami lub św iątyniam i ich pamięć uw ieczniał— W czasach zaś poźniey- ssych wynaleziono kom pozycyą proszku, za k tó rego pomocą w ydobyw a się złoto i r o b i, a k tó rego ci taiem nicę poźuiey obiaw ię — - M y, uczeni niższego r z ę d u , nie m ożem y p rzejąć i u ży ć tych sposobów , ponieważ nie m am y potrzebnych do tego apparatów ,i nie m ożem y się zdobyć na nie—
Aleśm y natomiast w ynaleźli papier. Jestto odkry
cie całkiem n o w e , którego starożytność nay- m nieyszego nie miała pojęcia — Jeden kaw ałek przyzftanego i podpisanego papieru, iest często
kroć w doświadczonym rę k a niew yczerpanym rnateryałem skarbów i d o s ta tk ó w — Z łaski pa
pieru kancellarye i m ryzd yk cye o p ływ ają w e w szystko— Papier robi złoto, srebro i ludzi; bo nie ieden z iego iedynie łask i iest człow iekiem . Dlaczego byli ta c y , k tó rzy go chcieli uw ażać za praw dziw y filozoficzny k a m ie ń , o którym poźciey rozm aw iać będziem y — A le skoro ci ca
łą o tym kleynocie filozoficznym obiaw ię naukę, sam się p rzekon asz, i e to iest cale co innego, (c. d. p.)
Dozwala się drukować z warunkiem dostawienia do Komitetu Cenzury siedmiu exemplarzy dla mteysc prawem wyznaczonych.
F. N . Gslańtlu Kors. Cenzury C li.
w W iln ie w drukarni R edakcyipism p erio d y czn y ch)