fVilno w Sobotę
M ości P a n ie Redaktorze !
S zlach cic na ło p a c ie , 'tD^y daw ny p rzy ia - eiel i ąuondam w ró-źnych palestrach, a na
w e t w konfederacyi b?rskiey k o lleg a, p rzy sła ł na rę c e moie część opisu podróży sw oiey po w yieździe z miasta Pur-os-Mterot, zo b liga-
<jyą, abym go odesłał W P a'n u .— P rz y ośw iad
czeniu te d y m oiey uniżoności całem u to w a rzystw u szanownego szubraw stw a , odsyłam ten opis z chęcią u łatw ien ia ;dałey podobney k-or- respondencyi (ieśli tow arzystw a szubrawskie ze
zw oli na pełnienie tey dla siebie posługi).—
P rzyc zźm mam -osobne -od mego przyiaciela poruczepie , prosić W P an a o popraw ę "tego o- p is u , z powodu przestrachu dium y dość nie
zgrabnie płożonego. Mam ‘honor bydź etc.
V itrio l W ąchalski.
D alszy ciąg podróży Szlachcica n a Łopacie.
(Obacz N. 160).
Po w yieźd zie zw yczayn ą p o c z t ą , to iest:
na łopacie , z P uros-M ieros, chciałem zw iedzić Indye W schod nie.; Jęcz klimat gorący, i mo- lem u 'kontuszow i niedogodny, nadto niedosta
te k północnych kw asów : ogórków i kapusty
:(i), tyle u żyw anych W podróżach n a s zy c h , i imóy .żołądek -i mig zn iew o liły opuścić te m iey-
•sca. Postanow iłem w ię c udadź się do G re cy i, Jako niegdyś siedliska sw o b o d y , nauk i kun
sztów , dla obeyrzenia pom ników sław nego w dzieiach św iata n arodu, i tam na gruzach A te n i Sparty, iak ów uczony (i zagorzały] W ol- ney, rozpam iętyw ać czasy przeszłe, i z nich czerpać naukę dla-następnych p o k o leń —— Ma- iąc oraz w iadom ość, że i tam z kraio w có w ,
■o -zaahowanie ięzyka narodowego troskliwych^
iuż od lat kilku zaw iązało się -uczone tow a
rzy stw o , pomyślałem sobie: że muszą w ych o dzić i B rukow e W ia d o m o śc i, a zatem musi bydź i Szlachcic na łopacie — M nózlwem te-
><
3
y tak pochlebnych m yśli i uczuć przeięty, ruszy łe m co żyw o tr a k te m , którym A lexan der Macedoński prow adził w yb o ry w óyska na pod
b icie In d y y — A lubo ten tra k t dość niedogo
dny znalazłem bo nie było ani drzew' sadzo
n y c h , ani row ów kop an ych , a gdzie niegdzie za czep iałem moią łopatą o w ierzchołki m ogił, tych''Sm utn ych pomników namiętności Judzkich;
jednak trzeciego dnia podróż* uyrzałem po ie -
■dney stronie rozległe wody A rchipelagu, a po
( l j Z kapusty gotowany big os, nazwany hultayski, iest potrawą w kraiu naszym w każtlem zdarzeniu i po
rze nader używaną, szczególnie zaś w czasie kontra
któw i w yb oró w — możnaby obszerną o tern napisać rozprawę.
B R U K O W E .
Dnia i5 Marca.
—
42
---d ru g ie j stały ląd G recyi. Z n iecierpliw iony, aby prędzey stanąć na ziem i niegdyś- geniu*
s z ó w i uściskać kollegę niego, ateńskiego Szlachcica na łop acie; lecę prosto i śmiało do portu.. A liści , nie uw ierzycie Panowie! iak zost łem zd ziw io n y, gdy żołnierz na straży stoiący, wzbraniając przystępu, pogroził mi b ro n ią — Nie w iedziałem gdzie ie ste m , i co się ze m ną d zie ie — W te m o fice r, który w y szed ł z saałaszu nadbrzeżnego, pow iedziaw szy dw a słowa; „ dżuma i ku aia n tan a ” w skazał rę k ą na dóm opalisadowany i okopany, iak zamek od napadu T atarów -.— Jakojposłuszny prawom m iejscow ym cudzoziem iec, udałem się do w ska
zanego d em u , wnosząc: że w yraz dżuma mu
si zn aczyć nazwisko kraiu r a dóm iest za*
pew ne gościnną oberżą dla cudzoziem ców—
T a m yśl potw ierdziła się bardziey, gdy za trzy many przed rogatką i bramą w ielkiego dzie
dzińca , pyrzałem w ychodzącego na przeciw mnie, w assystencyi kilkunastu osób, człow ieka dość opasłego, k tó ry mię zap ytał w ięzyku sam- skryckim (którego się w lndyach nauczyłem);
czy iestem zdrów? P rz y kiwnieniu głow ą z w y czajem staroświeckim , odpowiedziałem: “ zdrów na usługi pańskie! ” a biorąc go za gospoda
rza d om u , zacząłem sypać kem plim enta i w iel
bić gościnność narodu, do którego p rzybydź m iałem szczęście. W ie m człow iek opasły,
■uśmiechając się, dał znak, aby mię zaprow a
dzono na wspomniony dziedziniec ; i gdy na
przód iśdź nie chciałem w y n u r z a ią c , podług zw y c za iu n a sze g o , różne na progu kompli- m enta , dozorca biorąc to zatrzym yw anie się za o p ó r , dał mi podług ich zw yczaiu stósa pod bok, a przeto w yprow adził z b łę d u , iż to w s z y stk o , co detąd sobie o tj'm kraiu i lu
dziach w y o b rażałe m , w przeciw nem zn acze
niu brać należy — Zaprow adzono mię w ięc przed ogromne *urzysko, z którego w yziew a- ne kłęb y dymu zd aw ały się bydź zrobio
ne umyślnie na w yduszenie ludzi — 'B yła to (iak poźniey dow iedziałem się) p reze rw atyw a od zarazy podług system atu hitona de mowo.
L e c z ia nieszczęśliw y cu d zoziem iec, to kurzy- sko uw ażałem za ofiarę bożkow i iakiem a tego
kraiu poświęconą, a otacsaiących mię lu d zi za o p ra w c ó w , cz y li m istrzów całopalenia —
“ T u ta y to , pom yślałem sobie , przych odzi rozstać się z życiem , miłą oyczyzną, ukochaną ro d zin ą, i przyiaciołm i! ” — a tak, zalaw szy się łzam i, krzyknąłem : „ D obrze ci biedny szla
chcicu , nie w łó cz się poza granice , siedź spo- koynie w kraiu swoim!... zostałbyś może na tyc h w yborach iakim urzędnikiem .... a teraz o y c zy - zna popiołów tw oich nie uyrzy!-*’ Ł z y tnoie bynaym niey dozorców nie zm ięk czyły. ŹJclięto ze mnie kontusz, pas , i koleyno trzym ano nad dymem: a gdy przyszło do szaraw arów , w któ
ryc h kieszeni miałem złożone niektóre dowo
dy rodowitości m oiey szlacheckiey i kommis- syi legitym acyyney r e z o lu c y ą , zacząłem r z e wnie płakać i błagać opasłego człow ieka ^ t o r y , jak dowiedziałem się, był mistrzem tey c e remonii) aby uwolnił sza ra w a ry, iako mające w sobie kleynot szlachectw a, od kurzu tak nie- przyiem nego. T u dopiero wspomniony m istrz, na w szystko dotąd oboiętny , uwolnić ra c zy ł od kurzenia szaraw ary, przem awiaiąc słów k il
ka tfcże umie cenić cło wody rodowitości; bo i sam z k rw i szlacheckiey pochodzi lecz do
dał “ iż od cerem onii skakania przez kurzysko bez żadnego na stan i urodzenie- w zględu, n i
kogo uwolnić nie może ” — Kazano mi w ię c skakaci- dw a razy udało się szczęśliw ie T lecz za trzecim ra z e m , zm ęczony i* dymem zduszony, r padłem bez zm ysłó w p r a w ie .— - Po odzyska
niu nieco przytom ności, dano mi dla orzeźw ie- ; nia pow ąchać cy try n ę. Potem kazano w x ią i- ce podpisać s ię , żem zjadł c y tr y n ę (która miała kosztow ać skarb krajow y, uw ażaiąc po
dług naszey m onety, kopieiek 2
5
). A gdy na zjedzenie podpisać się nie chciałem , pow iedziano m i, że w tym kraiu: czy zieśó, c zy pow ą
chać , w szystko iedno znaczy. Żołądek m óy mocno b ył tem u p r z e c iw n y , le cz ia musfałem u w ierzyć przez wzgląd na u staw y i obyczaie kraiu tego: z czego, na tw a rzy dozorcy czyta łem zadowelhienie — Z tey przeto uległości za
brałem z dozorcą zn aiom ość, a nie w iedząc co się ze mną dotąd' d z ie ie , prosiłem o obja
śnienie •— Z a zapłaty w ięc, podług cen y w ich
— 45 — -
krain ustanowioney, p rzy rzek ł dadż obiaśnienie, które tak krótko sk o ń czył, że mi w iele iesz- cze do zapytania pozostało; a gdy daley o- św ia d czy ł, że podług ich prawa za dodatki o*
sóbno się p ła c i, znaiąc moię kieszeń przesta
łem daley b a d a ć — Ti iego iednak opowiada
nia dow iedziałem s i ę , że blizko było miasto kilkanaście tysię cy ludności, mające, strażą dla ochronienia od d ż u m y opasane, w ktorem po
mimo cepu b yw a ć można. Z d ję ty ciekaw ością w id zen ia tego miasta i nieszczęśliw ych miesz
k ań ców , prosiłem dozorcy , aby * mi to w a rzy s z y ć * r a c z y ł o n zaś maiąc interes bydź w tem mieście, ;nie żądał iuź ode mnie, podług ich zw yczaiu , nadgrody. O puściw szy tedy dom w spom niony, kw arantaną zw an y, udałem się do rogatki m ie y s k ie y , gdzie zatrzym any dla zameldowania komendantowi i w zięcia bile
tu , spytałem dozorcy, c z y można bez obaw y w eyśd£ do m ieysca zagrażającego utratą ży cia ? O dpow iedział , źfe u nas w szystko dzieie się podług u s ta w , a bilet przez komendanta w y dany ma własność ochraniaiącą ; w reszcie syste- m at hitona d « jn o rv o m ógłby w moment temu za ra d zić.— należało w ię c w ierzyć, bo iia tw o - w ierność tam m iała szacunek.— B yłem iuż na samym w stępie rozczulony widokiem mnóztwa- m ieszkańców około rogatki o żyw n ość proszą
cy ch ; lecz iakże przejąłem się smutkiem, w i
dząc około każdego domu straż w oyskow ą i m ieszkańców pod strażą chodzących po mie
ście! — i Zapytałem tedy zdziw iony mego prze
w odnika : co zn aczy ten areszt ? odpowiedział x n i, że to iest środek przecięcia kommunika- c y i — Alboż żołnierz na straży stoiący nie może się od m ieszkańca zarazić ?— Nie ? bo w oyskow i maią w y łąc zn y we w szystkiem przy- w j l e y . . . . — (d. c. p.)
N ow inki i pod strzechy Szebararniczney.
i (c “ lg Dalszy.)
K ilk a dni m glistych , przeszkadzało moim
•b se rw acyo m .. — Na nowiu około południa ro z pogodziło się. Stęsknione oko rzuciłem na oko
lice W iln a . — Ruch lakiś po drogach i po lasach
na mil kilka i daley kołó miasta, kazał mi a źy ć:
teleskopu — W id ziałem iasno, że lud zaięty oko*
ło drog naprawiania. — T am w alą się w yniosłe so s n y , a-ociesane na b r u s y , dow ożą się z b o żn ych stron do m ie jsc przezn aczon ych— ów dzie tną giętkie chrósty i w iążą faszynę*— gdzie indziey żw ir kopią i w leką-n a drogę — tu kil
kaset bab zebranych przechadza się z mieysca, na m ieysce i każda co pół godziny przynosi ka-' w ałek darniny rozni&sioney od w ia tr ó w , a b y ostatek rzu cić na usypuiącą się groblą. — W i dzę, iak a niektórych odległych wiosek ciągną na tra k t podwody^ iak po drodze sw ó y furaż iż y w n o ś ć żydom po karczm ach oddaią, a p r z y - b yw szy na m ieysce głód cierpią. — Na pew ną znaczną kupę ludzi kilka dni patrzałem , a za w sze się na iednem stanowisku- u trz y m y w ała- bezczyn nie — D ośledziłem nakoniecr słuszney p rzyczyn y — M iern iczy drogi w przód:
nie w yprostow ał, bp nie m iał czasu — a po
tem w pędzeniu linii, przez pośpiech trafiaiąc- to na karczm y, to na c h a ty , gum na, ogrody lub fo lw a r k i, p óki nie n ab ył należytey w pra-- w y , musiał naturalnie zw łoki doznawać,: i dla*
tego lud czekał- na robotę. — W ‘idziałem iak któś ty c h ' ludzi zapisał za te dni na rem anen
cie^ bo choć na term in przyszli, ale nic nie ro
b ili.— P rzez długi czas miałem piękną codzien*
'n ie r o z r y w k ę — S k o ń czyła się ro b o ta , a nie
m ały stós d rzew a, przygotow anego na m osty i słupy, został nad brzegiem rze k i w y że y m ia
sta na w iorst dwadzieścia kilka — Mniemałem, że ten m ateryał w swoim czasie na w ła śc iw y u ży tek obrócony będzie — ale, któżby się spo
dziewały że ieden z w yznańców m oyżeszow ych cale in actey go uźyie — Oto zrzuca do w ody.
zbiia w tra tw y , pław i do miasta, i do szpitala ubogich dostarcza. — T a rzadka-cnota w S taro - zakonnym ieśli p rzy zw o ite y nagrody nie otrzym ała, niech-przynaym niey w moich now in
kach się mieści. — Chciałem dociekać dalszych skutków tego czynu miłosiernego, ale nagle po- w staiąca mgła z rzek i zak rw a scenę, — Ja tymczasem- zm ordowany długą obserw acyą, rzu ciłem się na w ypchaną sianem sofę, dąiąc bieg.
w olny 'moim myślom.
. (*>
s— 44 — ^
G d yb y to była, dumałem Sobie, bayka, eom Widział; wypadałoby zaw iązać sensem m oral
nym . — A le dzieie historyczne do inney rozw a
gi um ysł skłaniaią. — B ayka robi prędki sto
sunek in a tym kończy.— H istorya każe szpe
rać w daw nych wiekaćh: porów nyw ać o b ycza- ie starożytne z te raźn ie y sze m i; .badać i docie
kać co było -dobrem, a co szkodliwym rodzaiow i ludzkiemu, , a -z tego .zbierać wnioski i,pożytki ku następney popraw ie ;lub ^naśladowani^.
A cóż było ■ daw niey -u nas ? . . . -K iedy kto ukradł, to powiesili!— O! ^vieki barbarzyńskie!—
T e ra z,: żeb y k o g o -i zabito i zbóyców .poym ano, nie spieszą zukaraniem , póki należycie rz e c z y nie przetrząsną — C oż m ów ić o uczynkach mi
łosiernych,?-— Z y d , naprzykład,1 bierze drzewo obyw atelskie i-do 'Szpitala spławia — D aw niey tob y bez iad n ey - u wagi .napadli na żyda, mo- żeby nru i brodę i.p eysy w yrw ali-— A le to b ył n ie rząd , ro zp u sta, s w a w o la ---- 'T e r a z iest w szystko w p o r z ą d k u — W iadom o że bez w oli dozorców "sprawnych nic obyw atelskiego w ziąć nie można; cozy.wista w ięc rze c z , że do^tego czynu pięknfgo nie sani źvd należy— P orów ny- w aiąc zatem daw nieysze czasy do teraźniey- szycli, z pociechą w idzieć się daie, że w szyst
ko dąży do popraw y-obyć,zaiów , i coraz-to le- piey będzie.— -Przypominam sobie kiedym -był jnałem dzieckiem , będzie temu lat pięćdziesiąt kilka, iak nioia i inne okoliczne ńioićh row ienni- ków piastunki, ile razy baw ić nas ch ciały r.po- wieściam i, pospolicie od tego zaczynały: „''Było dwóch rozu m n ych , a trzecr głupi*44.— Juźby d«iś tego powiedzieć nie m ożna, kiedy, nie chw aląc się, iasno i w szędzie widzimy: źe co głowa, to rozum . . . .
P rze rw a ł dalsze rozw agi turkot poiazdu zatrzym anego przed mym dom kiem ; b y ła to k ryta bryczka, tróykonna. W y s ia d ła z niey dość opasła i sapiąca osoba w kapuzie w yd rzan ey, w sukni ciem ney z połami po kostki, i z długą w ręku trz c in ą .— K rótkiem i prętkiem schyle
niem g ło w y p rzyw itała mię — U kłoniłem , się w zajem nie, i zapytałem : zkąd Jegomość iedLie;
ozy nie iz K r o ż ? „ N i e , tnościrdzieiu, a poco mi tam teraz potrzebne,,— D la czegóż? może tam iegom ość ma sw oich k rew n ych, albo dzieci do
szk ó ł c h o d zą ce ; powiadają że szkoła iest d e . brze opatrzona w nauczycieli’— „ D a day Aspan p ą k o y , nie to tam teraz co biw ało. — Jeszcze itakrok można biło .u widzieć co dobrego, a t e raz,, żał się .Boże, same ugorszenie! lCo Jego
mość mówi? ia wcale inaczey słyszałem . ’— „ P o- miśl aspan ty lk o , co dziś tam dobrego bidź m o
ż e , kied y w szytkie próffessorowie .pożeniw szy się iest. „ ---- ‘ W sza k ż e to atii naukom, ani do
brym obyćzaiom nie •.szkcd zi.-■— „ N i e w ip er- swaduiesz mi aspan; znam i a , że to nie w i- chodzi na dobre. A potem m ościrdzieiu, iak te- raźnieyszych przyrów nać do daw nieyszych! Co to ? biwało iak Staną w rząd, to oałow iek w człeka. A gistorią iak zaczną recytarwać, ^to z różnych A fto ro w w iciągaią i iak rzep i gri- -zą.— Jakie-to subiekta z.pod ich .ręki wicho*
dzih! -Bo czyto -poszedł potem młodzian do kan- cellaryi: to co chcesz, to -napisze; c z y na ad
w okata, to ^nie-ukąsisz; c zy na assessora, sic w szytko bierze! c zy został panem Sędzią,
• to nie p oryw ay się kiedyś nie zw iązko
w y — U łą czyć (*) do tego inne przym ioty;
u łą c zy ć mocne przyw iązanie do praw nictw a;
u łą czyć tw arde obstawanie p rzy -sw o im ; ułą
c z y ć zw iązki seym ikowe; .u łą c z y ć - . . . „ — ‘ Je
gomość w idzę iesteś inieprzełam any w swoiem
<przekosaniu; daym y w ięc'tem u pokoy. „ D o
brze Aspan m ówisz: bo i mi czas daley iekać.
;BivVay Aspan .zdrów. “ , (d. c. p.)
rKorrespon'dencya. — T led akcya W iad o m o ś c i -Brukowych na list W ołynianina pod datą
1
4
lutego f$20 roku.* w którym rad/,i to w a rzystw u szubrawskiem u, ażeby się zaięło k ry ty k ą naszego sposobu w ychow ania d zie c i;, ma honor o dp ow ied zieć, że z kolei w ypadnie może m ó w i ć i o t e m — A ieżeli korrespondt.nt ma gotowe m ateryały, lub w zo ry opisania w arte, R edakcya prosi o ic h nadesłanie i przyym i*
z w dzięcznością.
(*) U łączyć, iest to w yraz bardzo u żyw an y na Żmu
d z i, zamiast polskich w yrazów ; przyłączyć, dołą
c z y ć , i t. d.
Dozwala się drukować z warunkiem dostawienia do Komitetu Cenzury siednuu exemplarzy dla mieysc prawem wyznaczonych.
F . N. Golański Kom. Cenzury C z ł.
w Wilnie w drukarni Redakcyi pism peryodyctnycit.