• Nie Znaleziono Wyników

Życie mojego brata potoczyło się tragicznie - Maria Butowicz-Romualdi - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Życie mojego brata potoczyło się tragicznie - Maria Butowicz-Romualdi - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

MARIA BUTOWICZ-ROMUALDI

ur. 1939; Punżany

Miejsce i czas wydarzeń Wileńszczyzna, II wojna światowa, PRL

Słowa kluczowe Franciszek Butowicz, historia Franciszka Butowicza, praca w lesie, bandy, relacje polsko-litewskie, rodzina, ojciec

Życie mojego brata potoczyło się tragicznie

Brata, jak już miał te osiemnaście lat, czy nawet trochę wcześniej, zabrano do wojska. Zawieziono go gdzieś tam blisko Mongolii. Nad rzeką Zea [Zeja] było miasto Swobodne, czyli Swobodnyj – „wolny”, i tam były takie mrozy, że po czterech miesiącach, bodajże, lekarz zbadał jego serce i powiedział; „Nie, chłopaku, ja cię odeślę do domu, bo twoje serce nie wytrzymuje”. Brat przyjechał do domu i [rozpoczął] studia. Studiował muzykę w Rydze. Jako tak zwany człowiek uzdolniony już miał maturę, ale nie mógł pójść do pracy, bo matka z rodziny kułaków, ojciec akowiec, który uciekł - bo w dokumentach było cały czas, że on pracuje w łagrze Workuta. W każdym bądź razie, życie [mojego brata] potoczyło się tragicznie.

Tragicznie, dlatego, że ludzie młodzi wierzą w obietnice. Na przykład, że skoro nie możesz pracować w swoim zawodzie, jako muzyk, to skończysz jakiś tam trzymiesięczny kurs i będziesz mógł zarabiać ogromne pieniądze przy wyrębie lasu w republice Karelo-Fińskiej. I on pojechał z żoną, która zresztą była w ciąży, bo miało tam być tak fajnie – własne domki i tak dalej. Tak, tylko okazało się, że w tych domkach woda zamarzała już w [odległości] półtora metra od piecyka - takie mrozy tam były, a domki nieprzystosowane do takiego klimatu. Podziwiam ludzi, jak jadą do Finlandii, ale teraz mają tam inne warunki, dzięki Bogu. Tak, że oni stamtąd wrócili.

W nadleśnictwie, jeszcze wtedy sowieckiej Litwy, trzeba było zapłacić – tak mówimy - nie „dać łapówkę”, tylko zapłacić, żeby uratować życie młodym. Bo tam nie szło mieszkać i żyć. Chodziły bandy, które odbierały te pieniądze, te „wielkie” pieniądze.

Kupić nic nie mogli, ani chleba, ani nic. Mleko, jak tam jedna krowa na jakieś sto kilometrów była, to też kupić nie można było. Matka przyjechała z tym maleństwem, miał na imię Witold - zresztą ja byłam chrzestną, ale Witold zmarł po czterech miesiącach, po chrzcie świętym. Nie dało się tego dziecka uratować. Oni też przyjechali ledwo żywi. Już po krótkim czasie, niespełna roku, brat miał brodę, no bo [nie było] takich rzeczy, jak brzytwa, czy żyletki. Tam banda wchodziła i rabowała wszystko. Mało tego, bratowa nie mogła karmić piersią, bo bandziorzy pocięli jej

(2)

piersi żyletkami. No, taki koszmar, którego nikt się nie spodziewał. Okazało się, że tak zwana milicja, to jest tylko w miastach, ale nie w lasach. Udało się [ich] wydostać, pomógł też teść. Teść był rodowitym Litwinem. Żona [brata] też była Litwinką. No bywa, zakochali się w sobie i na miłość, że tak powiem, nie ma rady. Tym bardziej, że ci Litwini do nas byli nastawieni przyjaźnie. Do pewnego czasu. W [19]55 roku zaczęła się taka nagonka polityczna, rozkręcana przez już tych młodych polityków litewskich, że Polacy, Żydzi zabierają im pracę. [Rozrzucano] ulotki, że Polacy mają wyjechać do Polski, Żydzi do Izraela, a Litwa jest dla Litwinów. Bardzo mnie to zabolało, bardzo. W domu sytuacja była bardzo nieciekawa, ponieważ brat był starszy i to on zastępował ojca. Później około roku [19]46, [19]47 mama dostała dokumenty - w ramach łączenia rodzin mogła przyjechać z dziećmi do ojca. Niestety, została pobita, wtrącona do aresztu, odebrano jej dokumenty. A powód był taki, że przez druty kolczaste przerzuciła chleb dla aresztowanych. Oni byli pod gołym niebem, a skoro pod gołym niebem, to chciała ich uratować. Ojciec nie otrzymując listów żadnych, a otrzymawszy taki dokument z Moskwy, chyba z ambasady, że żona i dzieci nie żyją, ożenił się z wdową po niemieckim oficerze. I w [19]49, czyli ten dokument musiał być trochę wcześniej, urodziła się im córka. Tak, że [miał] już nową rodzinę. Ja i brat przeżyliśmy to bardzo. Moja mama też nie była sama, bo w tamtych czasach, żeby kobieta mogła się jakoś uratować, to ktoś musiał [z nią] być. W każdym razie ja odczułam to najbardziej. Bo za ojcem, to ja bardzo tęskniłam.

Bardzo. Bo dla mnie, to została ta postać z AK. Ten człowiek, który mnie kochał, ten człowiek, który pięknie mnie ubierał, ten człowiek, który o mnie dbał. A później, to już nie było komu dbać. I już nie było warunków, żeby kogoś pięknie ubierać.

Data i miejsce nagrania 2017-01-20, Nałęczów

Rozmawiał/a Piotr Lasota

Transkrypcja Agnieszka Piasecka

Redakcja Agnieszka Piasecka

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Tak, że trudno było przełamać te bariery, ale z drugiej strony [trzeba się starać], skoro już jesteśmy w tej rodzinie i minęła ta akcja, która, jak uważam, była celowo

Już pierwszego stycznia zgłosiłam się do szkoły położnych, jako pomoc

Tam było takie nieduże miasteczko Podbrodzie, to jest około siedemnastu kilometrów od tych Punżanek, gdzie się urodziłam.. Niestety, akowcy nie

Trzeba było brać pierzynę, żywność, wodę i uciekać.. Były jeszcze wywózki

No i cóż – to święto się pięknie odbyło, ale jeden z komsomolców Polak - Polak, który już miał legitymację komsomolską, zawiadomił władze.. Na koniku sobie pojechał

W radiu zawsze podawano, kiedy są manewry, a jak są manewry, to nie ruszaj się człowieku, bo cię mogą zastrzelić, bo to teren wojskowy.. W czasie, kiedy wyjeżdżaliśmy,

Pracowałam już tam dwa, czy trzy miesiące i nagle zrobiło się głośno [o tym], że młode kobiety, dziewczęta często giną idąc do pracy.. I [kiedyś] ledwie takie

Była taka potrzeba, że śpiewaliśmy te piosenki, że był język polski w domu, że nie dało rady tego wyplenić.. Między innymi to właśnie tak rozdmuchano, że