• Nie Znaleziono Wyników

Zostałem zwolniony pod byle pretekstem - Tomasz Patyra - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Zostałem zwolniony pod byle pretekstem - Tomasz Patyra - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

TOMASZ PATYRA

ur. 1952; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń Włodawa, Wyryki, Korolówka, Lublin, PRL Słowa kluczowe Włodawa, PRL, represje komunistyczne, Wyryki,

Korolówka, Lublin, praca weterynarza, zwolnienie z pracy

Zostałem zwolniony pod byle pretekstem

Zostałem zwolniony [z lecznicy we Włodawie] pod byle jakim pretekstem. Mój kolega Staszek pracował niedaleko, w lecznicy w Wyrykach. Dyrektor wojewódzkiego zakładu weterynarii zgodził się, żebym poszedł tam pracować, ale to potrwało krótko.

Z jakiegoś nieistotnego powodu podziękowano mi za pracę albo sam zrezygnowałem, bo wiedziałem, że jak Staszek nie znajdzie pretekstu, by mnie zwolnić, to jego wyrzucą.

Zacząłem szukać pracy, ale nigdzie nie mogłem znaleźć. Wszędzie, gdzie poszedłem, jak tylko powiedziano, że jutro podpiszemy umowę, pojawiali się panowie ze służb i temat się urywał. Byłem bezpartyjny, a we Włodawie wszyscy się znali. Z racji jakichś tam spotkań przy piwie, dobrze znałem szefa miejscowego Stronnictwa Demokratycznego. Przy okazji wspomniałem mu, że nie mam pracy. On na to: „Słuchaj, ja potrzebuję pracownika do biura, tobym cię przyjął, ale musisz być członkiem SD”. Ja mówię: „Dobra, zapisz mnie”. Ponieważ musiałem mieć jeszcze trochę stażu, wpisał mnie z datą wsteczną, także miałem z rok tego stażu. Jak już miałem pracować u niego, też przyszli panowie i nie zostałem przyjęty.

W Korolówce pod Włodawą dyrektorem PGR-u był mój kolega, którego znałem ze studiów. Uczył się na innym wydziale, ale był prezesem AZS-u. Ja pływałem na żaglach w tymże AZS-ie i dlatego żeśmy się bardzo dobrze znali. Przyszedłem do niego i mówię: „Słuchaj, może byś mnie zatrudnił w PGR-ze jako lekarza weterynarii?”. A to był PGR, który zajmował się bydłem mlecznym. Wówczas byłem chyba jedynym w województwie lekarzem, który miał skończoną specjalizację z chorób przeżuwaczy. On na to: „Stary, z nieba mi spadłeś, taki lekarz ze specjalizacją tutaj, to jak najbardziej. Przygotujemy na jutro papiery”. A ja mówię: „Słuchaj, jutro przyjadą panowie i ci nie pozwolą mnie zatrudnić. Nie będę miał do ciebie pretensji, bo zdaję sobie sprawę, że to nie od ciebie zależy. Albo mnie chcesz zatrudnić już,

(2)

albo wcale, bo jutro na pewno się nie uda”. Od razu zostałem zatrudniony.

Następnego dnia przyjechali panowie i żądali, żeby kolega mnie wyrzucił na bruk. Ale on powiedział: „Zaraz, jeszcze nic nie zrobił. Żeby jakikolwiek pretekst był, tobym go wyrzucił”. Odrzekli, że za jakiś czas trzeba mnie usunąć i pojechali. Z pracą zaczęły się schody. Jakiego typu? A mianowicie żeby pracować jako lekarz, trzeba mieć dostęp do leków. Procedura zamawiania była taka, że sporządzałem wykaz potrzebnych leków. Ten spis szedł do Wojewódzkiego Zakładu Weterynarii, tam stemplował go dyrektor i wtedy ruszał dalej – do centralnych magazynów, które były w Lublinie, tak zwanego Centrowetu. Stamtąd te leki mogły przyjechać. Moje zamówienia z tego PGR-u były zatrzymywane w Wojewódzkim Zakładzie Weterynarii w Chełmie i nie szły do Centrowetu. W związku z tym PGR nie otrzymywał leków.

Lekarza mieli, tylko on nie miał dostępu do leków, co było paranoją.

Radziłem sobie w ten sposób, że badałem zwierzęta, telefonowałem do lecznicy we Włodawie, której wcześniej byłem kierownikiem, i zgłaszałem pacjentów. Ułatwiałem im pracę, bo od razu podawałem diagnozę. Raz nawet zdarzyło się tak, że cielęta zachorowały na zapalenie płuc. Telefonicznie podałem diagnozę i poprosiłem, żeby przyjechał ktoś do tych cieląt. Przybył sanitariusz, któremu nie wolno było używać antybiotyków. Mimo to podał zastrzyki tym chorym cielętom. Wcześniej myśmy pracowali ze sobą parę ładnych lat, wiec mówię do niego: „Panie Janku, trzeba będzie podawać to jeszcze przez kilka dni. Niech pan zostawi te antybiotyki tutaj, to ja już je podam. Pan tylko wypisze rachunek”. A on na to: „Pan? Panu nie wolno mieć leków”. Myślę sobie: „Ty żłobie jeden, tobie nie wolno nawet dotykać tych leków, a mówisz, że mnie nie wolno?”. Mówi się trudno. On był jedynym partyjnym w lecznicy, więc jemu było wolno, a mnie – nie.

To trwało chyba z pół roku. Widziałem, że ten dyrektor, a mój kolega, męczy się z tym. SB nachodziło go i naciskało, żeby w końcu mnie wyrzucił. Powiedziałem do niego: „Słuchaj, tak dalej być nie może, że ja pieniądze biorę, a leków nie mam. W takim razie ja się zwolnię”. I tak zrobiłem. Później trafiłem do kliniki chirurgii w Lublinie, gdzie profesor mówił: „Ja miałem tutaj wizyty, żeby pana nie przyjąć do pracy, ale ja mam ich w dupie akurat”. Tak się znalazłem w Lublinie.

Data i miejsce nagrania 2019-07-17, Lublin

Rozmawiał/a Tomasz Czajkowski

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Pierwszy kurs żeglarski zrobiłem nad jeziorem Piaseczno w ośrodku, który wówczas nazywał się Sekcja Żeglarska AZS WSR. Tak rozpoczęła się moja żeglarska przygoda, tym

Później już się nie nadawała do tego, żeby tam nawet na spacery chodzić, ale w tym wczesnym dzieciństwie tam się kąpaliśmy.. Po przeciwnej stronie niż ulica Buczka,

Słowa kluczowe Lublin, PRL, bar mleczny przy ulicy Krakowskie Przedmieście, bar W-Z, Fafik, Tip-Top, piwo, życie

Nie było dyskotek, tylko były tak zwane holówki, które odbywały się na holach akademickich. Była

Na skutek tych wydarzeń dyrektor został zmieniony i ktoś jeszcze wyleciał ze szkoły. Sądzę, że konsekwencje w większej mierze dotknęły rodziców

Moim kolejnym marzeniem jest to, żeby powstała specjalizacja przyszłych pedagogów specjalnych, żeby ci, którzy chcą, w lecie mieli staże lub praktyki i się uczyli żeglować.

Miałem za sobą osiem lat w niemieckich i komunistycznych obozach, i więzieniach, miałem pisemne potwierdzenie, że byłem przez komunistów niesłusznie skazany, poglądów

No to było no, przeważnie na zmory to mówili, że jak grzywa skręcona u koni to zmora dusi, ale to żadna, nie żadna zmora tylko jeść się chciało koniowi [śmiech] i mówi zmora,