• Nie Znaleziono Wyników

Głos Wąbrzeski 1928.12.25, R. 8, nr 151

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Głos Wąbrzeski 1928.12.25, R. 8, nr 151"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Wydanie świąteczne

MOS WĄBRZESKI

-Poniedziałek 1+ Adama i Ewy Wtorek Boże Narodzenie

Środa Sw. Szczepana*! męczennika

Anin*W<>«*<>«• pob'*'* »ię •<J- wiet«x«

UgiOBZenia . g tam.) w Vr, ta reil.my m

•tr. 34aa. w wiadomościach potocanrch JO Sr aa pierw- nei •tr. JO rf. Rabata udciela aia prry ctęłtem egła*

aianiu. .Głt>» W^bricaki* wychoaai trzy ra-y tygoda.

i to w poniedziałek, środę i piętek. Skrzynka poczto­

wa 23. Redakcja i admiaiztracja ul. Mickiewicza tt Toletoa 80. Konto czekowe P. K. O. PetaaA 204,252,

Dziś wschód słońca s ’adr, 815 zach. 15.44

Jutro » • » 8,15 B 15 45

Dzi< « księżyca 13,32 — . 4.39

Nr. 151 Wąbrzeźno, wtorek 25 grudnia 1928 r.

■MMKHOHmnBHHOnBMBBI

I Rok VIII

Gdy się Chrystus rodzi....

I ci co cierpią i ci, co się smucą i ten którego noc zaszła na polu, żałość powszednią niech zeserca zrzucą i łez nie liczą wypłakanych w bólu,

—ale ku SŁOŃCU niechaj oczyzwrócą dziś—ci, co cierpią, i ci, co się smucą---

Albowiem ich jestdzień ten i godzina i dla nich radość jest iszczęścia chwila, w której wszelaka rozgrzesza się wina, jako, że cisi byli i cierpiący byli...

—zasie się dla nich gwiezdna wieść rozchodzi, że—BÓG Się RODZI!

GDY WIGILIJNE BI DZWONY...

Rozkołyszą się niedługo dzwony świątyń na­

szych, wzywając wiernych na pasterkę, a zarazem niosąc po ziemi polskiej echo radosne.

Rozkołyszą się, wieszcząc symboliczną chwilę Narodzenia Tego, z którym na ziemię spłynęły najszczytniejsze idee miłości, i braterstwa, te sa­

me idee, które dzisiaj są ostatecznym celem wszystkich szlachetnych dążeń i wysiłków przy­

szłość, o nowe jasne Jutro.

Ten dźwięk dzwonów niechaj sięgnie głęboko do serc naszych, niechaj rozśpiewa w nich wielki hymn nadzieji!

Tradycja narodu polskiego związana jest naj­

głębiej ze świętami Bożego Narodzenia.

Od największych naszych mocarzy ducha po­

cząwszy, a na najprostszym i najskromniejszym pracowniku skończywszy — wszyscy Polacy, przy polskim „opłatku", w śnieżnym i cichym dniu wi­

gilijnym czują się braćmi serdecznymi, czują się jedną wielką rodziną polską,

W tern chrześcijańskiem święcie, gdy Narodzi­

ny Dzieciątka Bożego wspominamy, — tkwi prze­

de wszystkiem uczucie wiary i nadziei przeogrom­

nej w przyszłość.

Bo w ubożuchnej wszak stajence narodził się Chrystus. Ubożuchną i opuszczoną była Jego Ma­

tka.

Ale nad stajenką betlejemską zabłysła już w chwili Narodzin Jezusa ta promienna gwiazda, któ ra od dwudziestu wieków świeci niepokalana nad ludami wszechświata, a dla Polski — biednej i u- męczonej w ciągu ostatniego stulecia — corocznie była najpotężniejszą i najsłodszą spójnią między dawnemi latami wolności i tryumfu, a ostatnimi dniami upadku rozterki i niewoli.

Żadnego święta tak nie ukochał lud polski, jak właśnie święto narodzin małego Chrystusa.

(2)

Ileż z tem św iętem zim ow em zw iązało się le­

gend, ile kolend, ile poezji szczerej i serdecznej.

G dyby zliczyć tylko te łzy i te tęsknoty, jakie w dniu w igilijnym popłynęły w w ieczność z oczu i dusz naszych w ygnańców i katorźników sybir- skich, naszych em igrantów francuskich czy szw aj­ carskich, naszych „w ięźniów stanu* w trójzabor- czej kaźni — gdyby tylko zliczyć te szlochy i w e­

stchnienia tułacza w m roźnym dniu grudniow ym w ciągu stulecia przeszło polskiej niew oli, — to już by ze św ięta B ożego N arodzenia urosło prze­

potężne sanatorjum polskiego ducha, polskiej m yśli, a jednocześnie polskiej m ocy i w iary.

A jakiż ogrom pow staje tego zbiorow ego uczu cia całego N arodu, gdy sobie uprzytom nim y, źe je- dnem w szak tętnem z w ydziedziczonym i i w ygna­

nym i patrjotam i biły gorąco od stulecia m iljony

serc polskich w kraju, — w tę w łaśnie noc prze­ cieką i przecudną, przeczystych N arodzin betlejem skich.

Św iętem jedności, pojednania, zgody i przym ie­

rza było zaw sze w najgłębszych tajnikach duszy

! narodu polskiego to urocze, białym śniegiem otu- J lone, a gw iazdką gorejącą na niebie rozprom ienio- l ne — św ięto B ożego N arodzenia.

I niech takiem w Polsce pozostanie — po w iek w ieków .

Po raz jedenasty już w w olnej i niepodległej Polsce łam ać się będziem y opłatkiem .

Piękna ta tradycja staropolska, którą po latach grobow ych przenieśliśm y w odrodzone życie naro­

du, — kładzie nam w usta słow a serdeczne dla najbliższych i przyjaciół. A le ze w szystkich życzeń

najgłębiej sięga w duszę naszą jedno życzenia:

szczęścia, w ielkości i potęgi dla naszej N ajjaśniej­

szej R zeczypospolitej.

A kiedy później dzw ony w igilijne, zabrzm ią try­

um falnym tonem : „C hw ała B ogu w ysokości**,

— oddajm y chw ałę N ajw yższem u, źe nam pozw olił dożyć tej w ielkiej chw ili odrodzenia Polski i do­

dał nam siły w pierw szych 10-ciu latach do budo- <

w ania państw a, które w raca dzisiaj do sw ej histo­ rycznej chw ały i tej prom iennej glorji „złotego w ie­

ku**.

W raz z biciem dzw onów w igilijnych niechaj szczególniej dostojnie zabiją dziś i dzw ony serc poi polskich w jeden ton przepotężny:

„Wszystko dla O jemy any, wsaystk^

dla umiłowanej Polski!“

Czy za Niemca było lepiej?

( Już dziesięć lat m ija od czasu, jak prastara, iechicka ziem ia polska połączyła się znów ze sw ą m acierzą tj. w olną i niepodległą Polską, a zarazem od czasu, kiedy znikły na ziem iach naszych rządy znienaw idzonych Prusa­

ków , Ą jednak niestety, tu i ow dzie m ożna zaobserw ow ać, naw et i, na terenie naszego m iasta, iż nie w szyscy jeszcze obyw atele Polski dokładnie poznali w artość sw ego now e­

go państw a, iż w ielu jeszcze jest takich, którzy m yślą, a naw et głoszą, że „za N iem ca było lepiej." D obrze w ięc będzie dzisiaj z okazji 10-lecia pow rotu naszej dzielnicy na „O jczyzny łono", u schyłku 10-go roku naszego bytu niepodległego w kilku bodaj słow ach zastanow ić się nad pytaniem , czy lepiej jest nam teraz w Polsce niepodległej, czy też istotnie byliśm y szczęśliw si pod rządam i pruskiem i.

N a to pytanie zgóry już m ożna dać odpow iedź przeczą­

cą, bo „za N iem ca" nikom u z nas lepiej nie było, ani na­

w et lepiej być nie m ogło. B yć m oże, źe niejednem u z nas łatw iej było przed w ojną pozyskać kaw ałek chleba bia­

łego, aniżeli dzisiaj zdobyć tylko kęs czarnego; snadniej m oże nam było poczynić pew ne oszczędności, a naw et się i zabaw ić, nie m niej jednak jest to praw dą niew ątpliw ą, że byliśm y w ów czas bardziej nieszczęśliw i, bo czuliśm y się w szędzie, na każdym kroku skrępow ani, nie m ogliśm y pra­

w ie nigdy i nigdzie być sobą tj. Polakam i.

W szak zabraniano nam w tedy nietylko m ów ić po pol­

sku, zm uszano nas do używ ania języka niem ieckiego, czę­

sto dla nas niezrozum iałego, ale ponadto starano się opa­

now ać naszą m yśl, a naw et narzucić nam — źe użyję tego w yrażenia niem ieckiego B oga, o czem dobitnie św iadczą rozm aite ustaw y i rozporządzenia, od których roiło się w ów czesnem praw odaw tsw ie pruskiem .

I nietylko nie m ieliśm y „za N iem ca" zagw arantow a­

nej w olności ducha, która przecież jest najistotniejszą czę­

ścią natury człow ieka, ale także brak nam było osobistej, tudzież dostatecznej opieki państw ow ej.

Państw o pruskie, do którego przed w ojną a także i w czasie w ojny jeszcze m usieliśm y należeć, było, co pra­

w da, państw em konstytucyjnem , przyznaw ało sw oim pod­

danym nienaruszalność kardynalnych praw obyw atelskich, ale tylko nie w tenczas, gdy chodziło o Polaków , których prusacy uw ażali zaw sze za elem ent niepew ny, elem ent, który dla szczęścia niem ieckiej ojczyzny należałoby jak najprędzej w yniszczyć, albo conajm niej przerobić na praw o­

w itych N iem ców . N ie w ahano się przytem stosow ać do Polaków najw iększych naw et bezpraw i w postaci różno­

rodnych prześladow ań jak: konfiskaty ziem i, zam ykania ich w lochach w ięziennych, a naw et skazyw ania na śm ierć, często bez żadnej w iny z ich strony, jak to m iało m iejsce np, w głośnej obecnie spraw ie naszego w spółrodaka Ja­

kubow skiego. A ileż to krzyw d m usieli znosić nasi w spół­

rodacy, którzy, nie m ogąc znaleźć dostatecznego w yżyw ie­

nia w sw ej ojczystej ziem i, m usieli em igrow ać do krajów obcych — m iędzy innem i i do N iem iec, gdzie ich w yzy­

skiw ano i poniew ierano, jakby niew olników ? N ie było w tenczas nikogo, ktoby się za nim i ujął, ktoby ich w ziął pod sw e skrzydła opiekuńcze.

To sam o stw ierdzić m usim y także, gdy chodzi o sto­

sunki gospodarcze, gdzie rów nież w iodło nam się w ów ­ czas bardzo źle. D ość tu w spom nieć o działalności osła­

w ionej na naszej ziem icy K om isji K olonizacyjnej, dość w y­

m ienić ustaw y w yw łaszczeniow e, które do głębi w strząs­

nęły sercam i Polaków , a łatw o zrozum ieć, że „za N iem ca"

nietylko nie było nam lepiej, ale, źe byliśm y w tedy ogrom ­ nie biedni i bardziej niż dziś nieszczęśliw i. D ziś bow iem , kiedy jesteśm y członkam i w olnej i niepodległej Polski od­

rodzonej, nikt nam już nie odbiera ziem i, ow ej najw ażniej­

szej podstaw y bytu narodow ego, nikt już nam nie w yrzą­

dza krzyw dy tej m iary, jak ta, której pom nikiem jest w óz D rzym ały, ale w szyscy posiadam y dziś sw obodę w w ybo­

rze m ieszkania i osiedlania się, każdy z nas m oże się zaj­

m ow ać, czem tylko zechce. N ie jestźe to w ięc w iększem szczęściem , niż to przedw ojenne?

To tylko garść przykładów , do których m ożnaby do­

łączyć jeszcze długą litanję innych, na dow ód, że jednak nie „za N iem ca", ale teraz jest nam znacznik lepiej. D ziś bow iem zniknęły już daw ne nasze udręki, przestano nas w ynaradaw iać, katow ać nasze dzieci, przestano nas obda­

rzać n •icrc zbrodniarzy, za to tylko, źeśm y chcieli być sobą, I . ;'<?ś. '.y chcieli być w olnym i Polakam i. Państw o zaś nasze zagw arantow ało nam w konstytucji z 17 m arca sw obody tak w ielkie, jakich nie zna naw et najbardziej w olnościow a A nglja czy A m eryka.

Praw da, nie da się to zaprzeczyć, źe pod w ielu w zglę­

dam i nie jest jeszcze u nas tak, jakbyśm y tego chcieli, jak­

by być m ogło i pow inno. Praw da, źe nieraz niejeden z nas w alczyjć m usi z niedoborem , którego m oże nie za­

znał przed w ojną, ale to nie jest w cale w iną tego ,źe na ziem iach naszych rządzi w olna Polska. W inę za to i odpo­

w iedzialność ponoszą czasy pow ojenne, ponosim y m y sam i, ponosi całe nasze społeczeństw o, które dorw aw szy się do w olności, chciało poprostu — że użyję tego w yrażenia

•— „aby pieczone gołąbki sam e leciały do gąb­

ki", czerpało, jak z rogu obfitości z dóbr narodow ych, nie dając państw u w zam ian za to zgoła nic, albo tylko bardzo niew iele.

W inę za to, źe w Polsce jest w iele biedy, że jest nam ciężko pod w zględem m aterjalnym , przypisać należy bra­

kow i poczucia obow iązków obyw atelskich, brakow i uczci­

w ości, w stosunku naszym do państw a, brakow i zrozum ie­

nia tej niew ątpliw ej praw dy, że państw o istnieje nie po to, byśm y odeń otrzym yw ali dary i łaski, ale, aby nam stw orzyło norm alne i m ożliw ie najlepsze w arunki pracy.

Przyczyną niedom agania naszego organizm u państw o­

w ego jest dalej — jak to słusznie w jednem ze sw ych dzieł nasz w ielki uczony prof. K utrzeba zauw ażył — brak zm y­

słu państw ow ego, brak'solidarności, karności w obec praw a i ofiarności w zględem państw a i narodu; to egoizm , który przew ażnie kieruje naszem życiem pryw atnem i publicznem , to brak nakoniec „cnoty pracy", — która aczkolw iek nie jest bezpośrednio pierw iastkiem zm ysłu państw ow ego, to jednak jego najistotniejszem uzupełnieniem .

N ie źalm y się przeto na now e państw o, gdy nie m o­

że w pełni zaspokoić naszych potrzeb, ale pom ni na ow e dobródziejstw a, jakich nam ono dostarcza, pom ni na jego bezcenną w prost w artość, dołóżm y sił i starań, aby zapew ­ nić m u w arunki jak najlepszego rozw oju, aby ugruntow ać jego niezależny byt i stw orzyć nienaruszalne fundam enty jego m ocarstw ow ej potęgi.

Stanie się to zaś w tedy, kiedy m y w szyscy razem i każdy z osobna, przejęci gorącą m iłością i szlachetną du­

m ą narodow ą z posiadania w łasnej, państw ow ej O jczyzny troszczyć się będziem y jak najusilniej, aby co prędzej z na­

szego życia, zw łaszcza publicznego, usunąć w szystko, co się kolw iek u nas złego dzieje, a zarazem , kiedy starać się będziem y o zaszczepienie w duszach i um ysłach naszych cnoty, karności i posłuchu w obec praw a i w ładz państw o­

w ych, tudzież gdy w ychow yw ać będziem y naszą m łodzież na obyw ateli, którzy nie tylko w iedzą, co im państw o jest w inno, ale także i to, co się państw u od nich należy.

Zam iast w ięc narzekać, zam iast tęsknić do daw nych, rzekom o dobrych czasów, przedw ojennych, zam iast rozbu­

dzać pesym izm i niezadow olenie tw ierdzeniem zresztą nie- uzasadnionem , źe „za N iem ca" było lepiej, raczej postanów ­ m y sobie teraz z okazji dziesiątej rocznicy osw obodzenia naszej O jczyzny z jarzm a prusk. niew oli, że odtąd w szędzie i zaw sze hasłem w szelkich naszych poczynań będzie staro­

rzym ska jeszcze zasada: „Salus reipublicae suprem a lex", co na polskie oznacza, że dobro R zeczypospolitej jest naj- w yźszem praw em .

Jest to bow iem jedyna droga, która nas doprow adzi do w łaściw ego celu, tj. która pozw oli nam poznać, jak bez­

cennym w prost skarbem jest w łasne państw o narodow e, a zarazem jedyna droga, jaką w inniśm y kroczyć, aby spła­

cić nasz dług w dzięczności w obec w szystkich zna­

nych i nieznanych bohaterów pow stania, którzy ofia­

rą sw ego zdrow ia i życia naw et do tego się przyczynili, że na w łasnej, polskiej ziem i — w łasny posiadam y rząd

i w łasną się kierujem y w olą. J. P.

(W iadom ości Śrem skie).

Sejm przecivzko rządowi,

Posiedzenie sejm u trw ało 18 grudnia do godzi ny jedenastej w nocy. Po załatw ieniu spraw m niejszej w agi przystąpiono do trzeciego czytania ustaw y, odraczającej w ejście w życie rozporzą­

dzenia Prezydenta w spraw ie ustroju sądów po­ w szechnych. Po bardzo ożyw ionych a częściow o naw et ostrych rozpraw ach, w których zabierał głos także prem jer B artel, przyjęto ustaw ę w im iennem głosow aniu 162 głosam i przeciw ko 108. W icem inister C ar złożył ośw iadczenie rzą­ du, iż w obec przyjęcia projektu ustaw y, odrzuca­

jącej w ejście w życie dekretu o sądach pow szech­

nych, rząd zastrzega sobie w olną rękę w korzy­

staniu z upraw nień do pow oływ ania sędziów w oj­

skow ych do służby cyw ilnej.

Pow yższe ośw iadczenie w yw ołało w Izbie du­

że w rażenie. *•

O dnośnie do tej spraw y pisze „Epoka1**, że de­

kret w brew opinji sejm u w ejdzie w życie zgod­ nie z istniejącem praw em , oraz źe będzie zastoso-

w any w całości, skoro poprzednio zgłoszona rezy- ' gnacja rządu ze stosow ania artykułu o przenosze­

niu do sądow nictw a ogólnego sędziów w ojsko­

w ych została cofnięta. T akże „G łos Praw dy za­

pow iada, że „praw o o ustroju sądów pow szech­ nych w ejdzie w życie z dniem 1 stycznia 1929 r.

w brzm ieniu rozporządzenia Prezydenta R zeczy­

pospolitej.”

W styczniu spotkają się delegaci dla rokowań handlowych polsko-niemieckich,

Tematem obrad będzie wywóz trzody chlewnej i mięsa wieprzowego, ; ; j

Warszawa, 22. 12. O negdaj opuścił W arsza­ w ę m in. H erm es, który uprzednio odbył trzygo­

dzinną konferencję z p. Tw ardow skim i z udziałem członków obu delegacy} na tem at dalszych roko­

w ań handlow ych polsko-niem ieckich. N a konfe­

rencji tej ustalono, źe obaj przew odniczący dele­ gacy} spotkają się z początkiem stycznia. W to*

ku ostatnich pertraktacyj ustalono poglądy obu stron co do w spółpracy organizacyj gospo­

darczych obu krajów w spraw ie w yw ozu produk­

tów hodow lanych do N iem iec. K w est ja w yw ozu trzody chlew nej i m ięsa w ieprzow ego będzie przedm iotem obrad najbliższych posiedzeń dele­ gacy}.

o —

Antypolska akcja za pieniądze nadsyłane z Rzeszy Zawieszenie w czynnościach dyrektora niemiec­

kiej szkoły w Katowicach,

Katowice, 22 grudnia. Śląski U rząd W oje­

w ódzki zaw iesił w w ykonyw aniu obow iązków dy­ rektora jednej z niem ieckich szkół m ęskich w K a­ tow icach, p. U rbanka, który był pośrednikiem po­

m iędzy rządem R zeszy niem ieckiej a nauczyciel­ stw em niem ieckiem na Śląsku polskim przy w ypła caniu stałych zapom óg przesyłanych z N iem iec na antypolskie cele germ anizacyjne. P. U rbanek jest jednym z czołow ych działaczów osław ionego

V olksbundu. 9

o

Przedwyborcze starcia komunistów z ludnością wiejską,

Wiedeń, 22. 12. „N eue W iener A bendblatt * donosi z M oskw y, źe w zw iązku z bliskiem i w ybo­ ram i do sow ietów nastąpiły w w ielu m iejscow o­

ściach R osji sow ieckiej pow ażne starcia m iędzy kom unistam i a ludnością w iejską. W jednej ze w si w gubernji tulskiej zam ordow ano przew odni­ czącego kom isji w yborczej.

— o

Zakaz budowy świątyń,

Moskwa, 22 grudnia. N a konferencji kom ?- sarjatu dla spraw w ew nętrznych uchw alone zo­ stało rozporządzenie, ogłoszone w całej R osji so­

w ieckiej. R ozporządzenie to zakazuje budow ania w szelkich gm achów dla celów religijnych, a m ia­

now icie kościołów , kaplic itd. Zakaz ten skie­

row any jest przeciw ko w szystkim w yznaniom bez różnicy.

o

OSOBLIWY PROTEST DZWONNIKA PRZECIWKO GWAŁTOM MEKSYKAŃSKIM.

W M eksyku tam tejsza ludność katolicka urządziła w ielką m anifestację w m ałe m m iasteczku San A ngel, przed katedrą M atki B oskiej G w adelupy, patronki M eksyku.

W czasie uroczystości przyszło do tragicznego zdarzenia.

Z chw ilą, gdy głos dzw onu doszedł do kulm inacyjnego m o­

m entu, dzw onnik w yszedł na balkon w ysokiej w ieży kate­

dry i uspokoiw szy w ielotysięczne tłum y ludności, zaczął do nich przem aw iać, m ów iąc im m iędzy innem i:

„D zień ten jest dniem naszej patronki M atki B oskiej z G w adelupę. C ałe sw oje życie pośw ięciłem dla N iej i obecnie chcę złożyć z niego na Jej cześć ofiarę... Zdzi­

w ieni ludzie, początkow o nie rozum iejąc słów , zaczęli się śm iać. D zw onnik w idząc to, rzucił się z w ysokiej w ieży, ponosząc śm ierć na m iejscu.

(3)

Cud cudów Boże Narodzenie.

BJIHGFEDCBA

nia nieba i ziemi, Boga i św iata, m oże rozwiązać tylko Słow o, które się ciałem stało, łącząc najściślej Boga z czło­

w iekiem i człowieka z Bogiem. N iezm ieszane z sobą i róż­

ne zasadniczo dw ie natury: boska i ludzka łączą się w Jezusie Chrystusie, podobnie jak zasadniczo różne m ię­

dzy sobą: duch i ciało, tak są zespolone w człowieku, że tworzą jedną istotę.

Ciało bez duszy nie jest już w łaściw ie ciałem , ale są to zw łoki, które zachowują w prawdzie pew ien czas rysy zew nętrzne ciała i jego form ę, lecz w krótce w proch się rozpadają, bo brakuje im życiodajnej duszy, która m aterję m artw ą, nieokreśloną czyni ciałem ludzkiem . Stąd ani na m om ent nie istnieje ciało bez duszy i dopiero przez nią i z nią otrzym uje sw ój byt.

Tak i św ięte człow ieczeństw o Jezusa, chociaż praw dzi­

w e i doskonałe, nie posiada w łasnej subzystencji,, ale ist­

nienie sw e czerpie z osoby Boskiej, osoba Boga jest równo­

cześnie osobą człowieczeństwa C hrystusa. N ie istnieje te­

dy człow ieczeństwo w C hrystusie bez B óstwa i Bóg — jak m ówi Leon W ielki — przyjm ując naturę ludzką, stw o­

rzył ją i nie stw orzył jej pierw ej, zanim ją przyjął.

Substancjalna jedność duszy i ciała w człowieku nie jest oczyw iście tą sam ą jednością, co jedność natury ludz^

kiej i Boskiej w Chrystusie, ale w spom niana analogja w ska­

zuje na m ożliwość połączenia dw óch natur w jednej oso­

bie, zwłaszcza jeśli dzieła tego dokonyw a w szechm ocny Bóg.

Tem niem niej Inkarnacja jest i pozostanie zaw sze głę­

boką tajem nicą dla rozumu ludzkiego, m im o, że objaw ioną została przez Boga. A w ielkość tej tajem nicy rcśnie jesz­

cze, gdy się zw aży, że z cudem W szechm ocy Bożej złączył się cud m iłości Bożej ku ludziom , niew ysłow iony i nie­

pojęty w sw ym ogrom ie.

I dlatego u żłóbka Bożej D zieciny i m ędrcy i. pa­

stuszkow ie na kolana padają, a u żłóbka N ow ego Testa­

m entu przed H ostją żywą „Upadam y na twarzy**, korząc się przed M ajestatem potęgi i m iłości i oglądając oczym a w iary to, czego zmysły nie dostrzegą, śpiew am y słow am i naszej polskiej kolędy: „Bo nam ta gw iazda św ieci zba­

w ieniem . bo nam zw iastuje cud cudów ".

Ks. Prof. ^Dr. Z. Kozubski.

(KA P;) C hrześcijaństwo jest nietylko system em nauk, ale i szeregiem faktów , które jednakże w szystkie koncen­

trują się w jednym, uniw ersalnym fakcie historycznym : w c W cieleniu Syna Bożego. Jezus C hrystus jest istotą re- Egji chrześcijańskiej, chrześcijaństw o jest nauką o osobie i dziele C hrystusa.

B óg-człow iek — to tajem nica niew ypow iedziana, su­

m a w szelkich' tajem nic, w której tajem nicze życie Boga troistego i tajem nica ludzkiego przeznaczenia i upadku łą­

czą się w jedno centralne m isterium , alfę i om egę naszej w iary, początek i koniec now ego życia. N ieskończoność w skończoności, w szechmoc w niemocy, bogactw a nieba w ubóstwie żłóbka, M ądrość Przedw ieczna w m ałem D zie­

ciątku, życie w śm ierci — oto Bóg-człow iek, praw dziw y Bóg i praw dziw y człowiek, Bóg, który się rodzi, cierpi i um iera, ponieważ jest człow iekiem w pełnem tego sło­

wa, znaczeniu, człow iek w szechm ocny, co um arłych w skrze­

sza i na prawicy Bożej siedzi, gdyż jest równocześnie Bogiem .

Bóg-człow iek --r- to cud najwyższy, cud cudów — jak go nazw ał protestancki historyk R anke — jako bezpośred­

nie złączenie się elem entu Boskiego z ludzkim . Bo jed­

ność człow ieka z Bogiem , jaką stw ierdzam y w Chry­

stusie, nietylko w yższa jest ponad w łaściwą łączność stworzenia ze sw ym ostatecznym celem i sw ą przyczyną, ale w yższą, niźli nad naturalne złączenie człowieka z Bo­

giem przez łaskę.

Bóg-cżłow iek, zrodzony z dziewicy m atki, był od po­

czątku „tw ardą m ową" dla rozumu ludzkiego. W praw ­ dzie poganom znani byli bogow ie w ludzkiej postaci, ale u nich nie Bóg stał się człowiekiem , jeno człowieka ubó­

stw iano, apoteozow ano, w ynoszono na ołtarze. I u tych, co przyjęli ew angelję, tajem nica W cielenia Bożego budzi­

ła pewne trudności, w yrażające się w rozm aitych sekciar- skich zakusach ebionitów czy doketów, które dotychczas tworzą podstaw ę fałszyw ych poglądów na osobę Boga- człow ieka.

Poniew aż w C hrystusie jedna jest osoba, a dw ie na­

tury: boska i ludzka, przeto istota tajem nicy tkwi w łaśnie w zagadnieniu, czy m ożliw ym jest rozdział natury od oso­

by, innem i słowy, czy m oże istnieć natura bez osoby, jak istnieje człowieczeństwo w C hrystusie bez w łasnej osoby ludzkiej. O gólnie człowieczeństwo, natura ludzka ukazu­

je się zawsze w konkretnej, ludzkiej osobie, a w C hrystu­

sie natura ludzka nie jest w praw dzie nieosobow ą, ale nie m a w łasnej osoby, m im o, że jest realną, indyw idualną ludz­

ką naturą.

Przedziw ne złączenie ducha i ciała w jedną naturę, i osobę człowieka pozwala nam , choć nieudolnie, drogą pew nej analogji, w glądać w tajem nicę Inkarnacji. W czło­

w ieku złączył Bóg dw a św iaty: duchow y i cielesny istot­

nie i fizycznie w jedność natury w ten sposób, że dusza prześw ieca niejako ciało i objawia się w niem , jako w sw ym organie, ciało zaś przez odblask duszy nabiera godności, która czyni człowieka królem św iata w idzialnego.

Tak tedy człow iek, stając się pośrednikiem m ;ędzy św ia­

tem duchów a św iatem ciała, pom ostem z królestwa natu­

ry do królestw a duchów, złączył w sobie dw a elem enty, z natury sw ej w iecznie różne, które to złączenie, pom y­

ślane jako m ożliwość, natrafiałoby na w ielkie trudności ze strony rozum u ludzkiego, gdyby rzeczyw istość człowieka,

jako cielesno-duchowej istoty, nie rozw iała w szelkich w ąt­

pliw ości w tym kierunku.

Jeszcze w iększe przeciw ieństwo, niż m iędzy duchem a ciałem , istnieje m iędzy N ieskończonem a skończonem , Stwórcą a stw orzeniem , Św iętością sam ą a grzesznym rodza-

W NOC^WIG/L/JNĄ

Powie Chrystus Pan nasz miłościwy:

Posłuchajcie, aniołowie moi, Tak mi dzisiaj na duszy radośnie, Niechaj każdy swe skrzypki nastroi.

Między ludzi pójdziemy z muzyką, Chcę im huczne wyprawić wesele:

Jednych wiarą zratuję, a drugich Białym chlebem miłości obdzielę.

Kto zaś z pośród mieszkańców tej ziemi Najgodniejszym mych łask się okaże, Temu rzeknę — słuchajcie: Zbawionyś, Bo nadzieję przynoszę ci w darze.

Aniołowie na skrzypkach zagrali, Idą przodem z muzyką a pieniem, Wielceć radzi, że Chrystus z opłatkiem Między ludzkiem zasiądzie stworzeniem.

Przyszli w kraje bogate i plenne:

Snąć nad niemi rozwarły się nieba;

Wszystko macie — Król światów zawoła — Tylko jeszcze miłości wam trzeba.

Przepłynęli i rzeki i morza, Dumni mędrce zabiegli im drogę:

Nad przepaścią stoicie rzekł Chrystus, Jeno wiarą ocalić was mogę.

Nie poskąpił miłości i wiary Aniołowie zagrali radośnie:

Plon obfitydla nieba śpiewają Z Twoich darów, o Panie, wyrośnie!

Zaszli w ziemię od losów przeklętą — Podścieliły się szare sukmany

Pod ich stopy: — Ni króla, ni władcę Widzim w Tobie, nasz Jezu kochany!

Na te oczy od łez już oślepłe,r Tylko Bożą widzimy Dziecinę:

N‘e żądamy już więcej niczego,

Zbaw nas grzechu i przebacz nam winę.

Zmilkły skrzypki i pieśni aniołów, Z Chrystusowych źrenicłza sięleje:

— Czem opłacę wasz ból i pokorę?

Dam wam świętą i zbawczą nadzieję...

JAN KASPROWICZ.

jem , Bogiem a człowiekiem , a przecież stw orzenie pożąda Stw órcy, z nieubłaganą tęsknotą kieruje się do N iego i ser­

ce ludzkie niespokojne jest, dopóki w Nim nie spocznie.

A le przepaść m iędzy Stwórcą a stw orzeniem , nietylko bez- silnem, lecz i grzesznem , za w ielka, należało ją w ypełnić, w yrów nać, przebłagać św iętość Bożą. Siły ludzkie za słabe i niewspółm ierne do tego celu; problem ten złącze-

U źródła tradycyj wigilijnych.

D la człow ieka pierwotnego okres zim owy był okresem najtrudniejszym do przeżycia; zaspy śnie­

żne, m róz, zam arła roślinność, pokryte lodem w o­

dy, to w szystko jak gdyby sprzysięgło się przeciw ­ ko tej m izernej istocie, co gdzieś w jaskini, czy w ygrzebanej jam ie bytow anie sw oje prow adziła.

D o tego w szystkiego dzień coraz krótszy, co­

raz dłuższa noc paraliżowały jego akcję, krępując go w każdem poczynaniu.

Jakże radosnym w ięc m usiał być ów m om ent, gdy zauw ażono, że zaczyna dnia przybywać, że noc się skraca, co było niewątpliw ą zapow iedzią przyszłego zbudzenia się natury.

Jakże takiego dnia nie uczcić. M ieszkanka jaskini w yciągała suszone ow oce i w arzyła rybę, którą ułowiono gdzieś w jakiejś dogodnej prze­

rębli.

W jaskini panowała radość, były „gody“, ja­

śniały gw iazdy na w yiskrzonem niebie, a pod ścianam i jam v czy groty ustawiono w ycięte ka­

m ienną siekierką • choinki i św ierczki zielone.

Śpiew ano przytem pieśń x*adosną, ciesząc się tą zapowiedzią lepszej doli na w iosnę.

Po tysiącach lat takiego życia przyszedł na św iat człow iek now y. D obry był i m iły. Cudne opow iadał w ieści: w takim w łaśnie dniu w ubogiej stajence urodził się Zbaw iciel, co m iał odkupić cały ród ludzki. Radowały się Jego narodzinom ptaki i zw ierzęta, cieszyli się ludzie nieszczęśli­

w i i biedni, a aniołow ie śpiew ali „G loria, gloria!1*

O pow ieści cudne, poryw ające, w skupieniu słuchała ich przytulona do siebie grom adka, a przed pierw otnym , naiw nym um ysłem żyw o i barw nie kreśliły się obrazy: D zieciątka i Jego M atki, ubogiej, stajenki, gdzie Trzej K rólowie klę­

czą w pokorze, złego króla H eroda, czarnego dja- bła i białego kościotrupa śm ierci.

G dy w iarę chrześcijańską trzeba było grun­

tować. oddziaływ ano na um ysły przedstaw ieniem w kościele zdarzeń z życia Św. Rodziny; gdy zaś K ościół m usiał zaniechać tego, celem głębszego uduchow ienia- now ych w yznawców przedziw nej nauki Chrystusa, przedstaw ienia jasełkow e poszły do ludu i ten je z głębokiem przejęciem , a zw ykle z naiw nością dotąd produkuje.

W każdej w si, czy m iasteczku grom adki chłopców zawczasu szykują sobie stroje, o jakich się królom nie śniło; m usi być też czarny djabeł i biała śm ierć. W ędrują tedy trzej królowie z bro darni z konopi i w papierowych koronach. Błysz-

(4)

c z ą te ż i p a n c e rz e z e sre b rn eg o p a p ie ru n a p ie r­

sia ch h e ro d o w y c h ż o łn ie rz y , a g ło w ę stro ją fa n ­ ta sty c zn e h e łm y .

Ż a d n a u ro c z y sto ść n ie m o ż e o b y ć się b e z p ie ­ śn i, T rz e b a w ięc c a łą a k c ję u ro z m aic ić p rz e ­ m o w am i i p io se n k a m i.

T u ro z ez n a ć m o ż n a i p ra sło w ia n in a p o g a ń sk ie g o , w ierz ąc e g o c h rz e śc ija n in a i w sp ó łc z e sn e g o sa ­ ty ry k a , w p ro w a d z a ją c e g o d o ja se łe k p o stac ie d n ia d z isie jsz e g o , ja k ż y d a , c y g a n a , p rz e k u p k ę , a p rz y w y ż szy m p o z io m ie u m y sło w y m ta k że i p o sta cie h isto ry c z n e i p o lity cz n e .

C a ło ść p rz e d sta w ie n ia k o ń c z y z a w sz e d z ia­

d e k z to rb ą i d z w o n k ie m , z g rz y b ia ły m g ło se m o ja ł m u ż n ę w o ła ją c y .

I id z ie ta tra d y c ja ja se łk o w a w ra z z p ie śn ia­

m i: „ B ó g się ro d zi'* , „ W ż ło b ie le ż y “ itd . p o c a ­ łe j p o lsk ie j z ie m i, id z ie w sz ęd z ie , d o k ą d d o c h o ­ d z ą sz la k i p ie lg rz y m stw a p o lsk ie g o .

A w te d y n a tw arz y n a jsm u tn ie jsz e g o z ro ­ d a k ó w w k ra ju i n a d a le k ie j o b c z y ź n ie z a k w ita u śm ie c h ra d o śc i, b o m o m en t te n z w ia stu je ja k ie ś le p sz e ju tro , z a p ala z o rz ę n a d z ie i, z w y cię stw o n a d z łe m i m o c a m i w ro g ó w O jcz y z n y , b o to p rz ec ież

„B ó g się ro d z i, m o c tru c h le je .“

W ig ilja w B e tle je m .

N iew y sło w io n e ro z rz e w n ie n ie — o p o w ia d a je ­ d e n z p o d ró żn ik ó w — p rz e jm u je d o g łę b i k a ż ­ d e g o z w ie d z a ją c e g o z ie m ię św ię tą w m ia rę z b liż a­

n ia się d n ia w ig ilijn e g o .

C a ła c h rz e śc ijań sk a lu d n o ść Je ro z o lim y , a sz c z e g ó ln ie j m ia sta B e tle e m , z a ró w n o m ie jsc o w a ja k i p rz y b y sz e , p rz e z k ilk a d n i o sta tn ic h z a rzu c a w sz y stk o c o z ie m sk ie , a b y o d d a ć się u ro c zy sty m n a stro jo m c h w ili.

J u ż w p rz e d d z ie ń w ig ilji n ie z lic z o n e rz e sz e o p u ­ sz c za ją Je ro z o lim ę , d ą ż ąc d o B e tle e m . P rz e w a ż n a lic z b a p ą tn ik ó w u d a je się ta m p iesz o , te rn b ax d ziej, ż e w k ilk a g o d z in je st się ju ż u c e lu . B ib lijn e le ­ g e n d y , w sp o m n ie n ia h isto ry c zn e z n a cz n ie u p rz y je ­ m n ia ją d ro g ę .

O k o n ie u sta n n ie sp o ty k a p a m ią tk i, o p ro m ie n io ­ n e b la sk ie m św ię to ści. O to w stę p u ią c ju ż d o B e ­ tle e m w id z im y d o m sę d ziw eg o S y m eo n a , w id z im y d a le j stu d n ię T rz e c h K ró li, z k tó re j c z e rp aii w o d ę w sw e j w y p ra w ie d o ż łó b k a C h ry stu so w e g o .

Z e w z g ó rz a tu ż p rz e d B e tle e m , ro z p o śc ie ra się w sp a n ia ły w id o k n a c a łą o k o licę . Z p ó łn o c n e j s tro ­ n y w id n ie ją sła b e z a ry sy Je ro zo lim y , n a p o łu d n . stro n ie le ż y ja k n a d ło n i B e tle e m , tw o rz ą c m a lo ­ w n icz ą p a n o ra m ę . P rz y tem m y , sy n o w ie p ó łn o c y , k tó rz y łą c z y m y św ię to B o ż e g o N a ro d z e n ia n ie o d ­ z o w n ie z m ro ź n ą z im ą i śn ie g ie m , — z d u m ie w am y się tu , p a trz ą c n a p ie rw sze z w ia stu n y w io sn y , w y ­ k w ita ją c e w te j p o rz e z łą k b e tlee m sk ic h

Z a n im w k ro cz y m y w m u ry m ia sta , w strz y m u je n a s je sz c z e g ró b R a c h e li, m a łż o n k i Ja k u b a , k tó ra w d ro d z e d o B e tle em w te rn m ie jsc u m ia ła u ro ­ d z ić B e n ja m in a , p rz y cz e m sa m a p a d ła o fia rą śm ie r ci.

W sa m d z ie ń w ig ilijn y g ro m a d z ą się w B e tle ­ e m lic zn e z a stę p y , a b y p a trz e ć n a u ro c z y sty p o -

____ni j™, ■■■hm ii »«L«"

tt Wiń » iwii ptti.

Zwyczaje świąteczne ludu polskiego.

Z e w szy stk ich św ią t k o śc ie ln y c h w c ią g u c a łe ­ g o ro k u . B o ż e N a ro d z e n ie je st b e z w z g lęd n ie n a j­

ra d o śn ie jsz e .

S z c ze g ó ln ie j w P o lsce B o ż e N a ro d z e n ie ju ż o d w ielu u d e k ó w stało się św ię tem , n a k tó re ra d u je się k a ż d y . M ło d y i sta ry , n ie le tn ię c h ło p ię i siw y sta rz e c z je d n a k o w e m u tę sk n ien ie m o c z e k u ję d n ia 2 5 g ru d n ia , ju ż z g ó ry c ie sz ą c się „ g o d a m i".

* Je d n y m z n a jp ię k n ie jsz y ch z w y c z a jó w je st w i­

g ilja B o ż e g o N a ro d z e n ia . K a żd y , c h o ćb y w c ią g u ro k u c z ę sto p rz y m ie rał g ło d e m , w w ig ilijn y w ie cz ó r z d o b y w a się n a tra d y c y jn e p o tra w y , w śró d k tó ­ ry c h ry b a z a jm u je z w y k le n a c z eln e m ie jsc e .

N ie z w y k le su tą w ie c z e rz ę w ig ilijn ą u rz ą d za ją z w y k le d w o ry p o lsk ie , p rz y cz e m ilo ść p o tra w c z ę ­ sto d o c h o d z i d o lic zb y k ilk u n a stu . T u i ó w d z ie p ra ­ k ty k u je się je szc z e z w y c za j, ż e w sk ła d w ie c z e rz y w ig ilijn e j m u szą w c h o d z ić te w sz y stk ie p o traw y , ja k ie ja d a się w c ią g u ro k u . W te d y sto ły z a słan e sian e m u g in ają się p o d sto sem p ó łm isk ó w

S p o ż y w a n ie d a ró w B o ż y c h w w iec z ó r w ig ilijn y p o p rze d z a tra d y c y jn e ła m a n ie się o p ła tk ie m i s k ła­

d a n ie so b ie ż y c z eń .

W n ie k tó ry ch stro n ac h P o lsk i p rze c h o w a ł się je sz c ze z w y c za j, ż e re sztk i p o tra w w y n o si lu d w ie jsk i d la b y d lą t, k tó re — w e d łu g sta ry c h p o d a ń

p o tra fią m ó w ić te j n o c y lu d z k im g ło se m . W o k o lic a c h K ra k o w a k rą ż y p o d a n ie , iż p e ­ w ien g o sp o d a rz p o d sły sz ał, ja k w ó ł m ó w ił d o k ro ­ w y : „ N a sz g o sp o d a rz n ie d o ż y je N o w e g o R o k u ".

c h ó d k a to lic k ie g o p a trja rc h y , k tó ry w p o łu d n ie p rz y b y w a z są sie d n iej w io sk i w o to cz e n iu d u ­ c h o w n y c h , ró ż n y ch d y g n itarz y i ż a n d arm ó w . N a w z g ó rz u p rz e d B e tle e m w ita ją g o m u z y k ą i p rz e ­ m o w a m i w y c h o w a n k o w ie d o m u sie ro t p o d w e z w a­

n ie m św . R o d z in y .

W re sz cie c a ła p o tę żn a rz e sz a w tła c z a się w c ia sn e u licz k i B e tle e m , w ita n a p rz e z m ie sz k a ń c ó w , k tó rz y ju ż p rz e d te m w y le g li n a u lic e i d a c h y d o ­ m ó w , p rz y b ra n i o d św iętn ie.

Wszystkim Czytelnikom, Kore­

spondentom, Przyjaciołom i Sym­

patykom naszego pisma zasyłamy z okazji świąt Bożego Darodzenio

zdrowych

i wesołych świąt! |

Wydawnictwo i Redakcja

„Głosu Wąbrzeskiego".

P rz e d k o sz a ra m i stra ż w y stę p u je p o d b ro ń i o d d a je p o c h o d o w i h o n o ry -w o jsk o w e . P rz e d k o ś­

c io łe m M a rji o c z e k u je p rz y b y w a ją c y ch k o n w e n t 0 0 . • F ra n c isz k a n ó w , p o c z e m w sz y sc y ju ż ra z e m ru sz a ją d o g ro ty N a ro d z e n ia w e w sc h o d n ie j c z ęśc i m ia ste c zk a . G ro tę o w ą n a k ry w a sta ra p o tę ż n a św ią ty n ia , p o d z ie lo n a c z te re m a rz ę d a m i k o lu m n n a p ię ć n a w . W n ę trz e św ią ty n i p rz y p o m in a istn y la s k o lu m n . K o lu m n y te , d a r c e sa rz o w e j H e le n y , p o c h o d z ą z r. 3 2 6 .

P o „ T e D e u m " o d p ra w ia d u c h o w ie ń stw o p o n - ty fik a ln e n ie sz p o ry , c e le b ro w an e p rz e z b isk u p a, a k o ń c z ąc e się p ro c e sją .

N a te m k o ń c zy się u ro c zy sto ść k o ście ln a. T e ra z p o z o sta je tro sk a z ie m sk a o d a c h n a d g ło w ą i o k ę s

W ie śn ia k ta k p rz e strasz y ł się , iż ro z c h o ro w a ł się i rz e c z y w iśc ie u m a rł p rz e d N o w y m R o k ie m .

W n o c w ig ilijn ą c h ło p i z n a c zą ró w n ież w ę g ły c h a łu p y z n a k iem k rz y ż a św ., k tó ry m a o strz e c w ie­

śn ia k a o d sz tu c z ek z łe g o d u c h a .

K ie d y sk o ń c z ą się m n o g ie d a n ia u c z ty w ig ilij­

n ej, w sz y stk o sp ie sz y z w y k le n a p a ste rk ę . M iła to je st p rz e c h a d z k a p rz y k ię k n e j p o g o d z ie z im o w e j, k ie d y śn ieg sre b rz y sty b ie li p o la, a n ie b o sk rz y się o d g w ia z d . W d a li s ta ry k o śc ió łe k w ie jsk i, b iją c y łu n ą św iate ł. Z e w sz y stk ich stro n d ą ż ą g ro m a d k i w ie rn y c h . M ło d z i i sta rz y , c h ło p c y i d z iew c zę ta n a p e łn ia ją św iąty n ię , z k tó re j d o la ta ra d o sn y śp iew k o lę d .

I n ie ty lk o w k o ście le, a le ta k sa m o w c h a ta c h w ie śn ia cz y c h i n a p o d d a sz a ch ro b o tn ic zy c h , ja k i w d o m a c h b o g a c z y śp ie w a ją w w iec z ó r w ig ilijn y , ja k P o lsk a d łu g a i sz e ro k a, te sta ro p o lsk ie k o lę d y . W sz ę d zie sły ch a ć b ą d ź to p o w aż n e „ W śró d n o c n e j c isz y ", lu b „ A n io ł p a ste rz o m m ó w ił” , b ą d ź te ż rz e w n e „ L u la j ż e Je z u n iu ", lu b sk o c z n e „ T ry u m fy k ró la n ie b ie sk ie g o ".

A m a m y ty c h k o lę d p rz e sz ło ty sią c . W ie le z n ic h się g a z a m ie rzc h łej p rz e sz ło śc i, c z ase m a ż d o w . 14. lu b 1 5 -g o . N ieśm ie rte ln e, ż y ją p o d z ie ń d z i­

siejszy w u sta c h P o la k a , z je d n a k o w e m p rz e ję c ie m w y śp ie w y w a n e . T re ść ic h c z ę sto n a iw n a , o p o w ia­

d a n ie ro z b ra ja jąc e p ro sto tą, a n u ta sk o c zn a w p ro st p o ry w a ją ca w ta k t k ra k o w ia k a , m a z u ra c z y o b e r- ta sa .

W ty c h k o lę d a ch fa n ta z ja lu d o w a m a lu je p rz y j śc ie Z b a w ic ie la n a św ia t p rz e w a ż n ie ta k . ja k lu d to so b ie w y o b ra ż a .

A w ię c C h ry stu s ro d z i się n a p o lsk ie j z iem i, a p a stu sz k a m i, w ita ją c y m i P a n a są n a sz e B a rtk i i

stra w y . W ie lu p ą tn ik ó w w ra c a je szc z e n o c ą d o Je ru z ale m , o d w a ż n ie jsi p ró b u ją sz cz ę śc ia w k la sz to ra cn i g o sp o u a c n .

W y p o c z y n e k trw a n ied łu g o . O g o d z . 1 0 w iec z o ­ re m o d z y w a ją się n a g le d z w o n y w szy stk ich k o ­ śc io łó w , w z y w a jąc n a p a ste rk ę . P o p rz e d z a ją ją śp iew y c h ó ra ln e , ta k , iż m sza w łaśc iw ą ro z p o cz y ­ n a się d o p ie ro o p ó łn o c y .

P o m sz y z n o w u c a ły p o c h ó d ru sz a d ó g ro ty N a­

ro d z e n ia , g d z ie b isk u p o d c zy tu je e w a n g e lję o n a ­ ro d z e n iu C h ry stu sa . P rz y sło w a ch „ M a rja o w in ęła B o ż e d z iec ię w p ie lu c h y !", p o d a ją m u fig u rk ę, w y ­ o b ra ż a ją c ą D z ie cię Je z u s, k tó rą b isk u p o w ija w ' b ia łą tk a n in ę i sk ład a n a m ie jsc u , g d z ie w e d łu g

; p o d a n ia z n ajd o w a ł się ż łó b e k .

P ó ź n ie j, g d y ju ż p ro c e sja o p u śc i g ro tę , o d p ra- w ia ją tu k a p ła n i c ich e m sz e , p rz y k tó ry c h fu n k c je m in istra n tó w p e łn ią ró ż n i d o sto jn ic y b e tle je m sc y . O z a szc z y t te n u b ie g a ją się z w y k le n a jp o w a żn iej­

si m ie sz k a ń c y . O w e m sz e p rz e c ią g a ją się n ie ra z a ż d o p o p o łu d n ia p ie rw sz e g o d n ia św iąte c zn e g o .

W n o c w ig ilijn ą B e tle e m sn u n ie z n a . R u c h w m ia ste c z k u , n ie u sta je a n i n a c h w ilę . P ą tn icy z w ie d z a ją m iejsca , u p a m iętn io n e d z ieja m i C h ry stu sa . T łu m n e p ie lg rz y m k i o d b y w ają się n a „ p o la p a ste r-

’■ sk ie ", n a d k tó ry m i n ie g d y ś z a b rz m ia ła w tę n o c

■ p ie śń a n io ła d o p a ste rz y , n a „ ła n y B o c z z a ", k ę d y i sn u ła się R u th , k ło sy o p a d łe z b ie ra ją c , d o „ D a w i-

; d o w e i p ie lesz y " i t. d .

W ig ilja b e t!em sk a — k o ń c z y ó w p o d ró ż n ik — p o z o sta w ia n iez a ta rte w sp o m n ie n ia w d u sz y k a -

! ż d e g o , k to w o p isan y c h u ro c z y sto śc ia c h b ra ł, u -

! d z ia ł.

i ZŁOTE MYŚLI.

L u d z ie ty lk o z ra zu w y d a ją się ź li, a ja k się p rz y jrz e ć, to i te n je st d o b ry i ó w i ta m te n .

H. M. Szpyrkówna.

*

i W szy stk ic h je d n a k o ta św ię ta z iem ia p o k ry je . W ł. S t. R e y m o n t („ C h ło p i".)

'i *

J e s t K o b ieta , co n i p o m y śle n ia n ie m a , n i n ic z e - i g o n ie w y m ia rk u je sa m a , in o se ż y je ja k o te n c ie ń

। p o d a jąc y c z ło w ie k a....

W ł. S t. R e y m o n t („ C h ło p i".)

= X =

W o jtk i. O b o k p a ste rz y w y stę p u je w n ie b : c y g a n N ie m ie c , R u sin , i ż y d , b ę d ą c y z w y k le p rz e d m io te m d rw in i śm iec h u . K o lęd y z p o d o b n ie w e so łą tre ś­

c ią z o w ią się p a sto rałk a m i. •

N a jd a w n ie jsz y c h c z a só w się g a z w y c za j o b rz u c a n ia się w d z ień św . S z c z e p an a t. zw . „ c o n fe ta m i".

P o w sia c h u ż y w a ją d o teg o c e lu o w sa lu b p sz e n i­

cy . M a to p rz y p o m in a ć u k a m ie n o w a n ie św . S z c z e­

p a n a .

P rz e z c a ły c z a s św ią t c h ło p c y w ie jsc y o b c h o d z ą c h a ty i d w o rk i z sz o p k ą . C h ło p y sto ją c y z a n ią w ty le p o ru sz a ją fig u rk i, p rz e d sta w ia ją c e p a sterz y , ż y d a , d ja b ła , śm ie rć , H e ro d a itd . w y g ła sz ają c p rz y ­ te m o d p o w ie d n ie m o n o lo g i.

W n ie k tó ry ch stro n ac h P o lsk i p a n u je z w y c z a j n rz e b iera n ia się z a n ie d źw ie d zia , lu b o sio łk a . P rz e b ra n y w te n sp o só b c h ło p iec w y p raw ia z w y k le u - c iesz n e fig le, p o d c z a s g d y to w a rz y sz je g o z b ie ra o d w id zó w d ro b n e d a tk i.

W c h a ta c h g ó ra li ta trz a ń sk ic h o c z ek u ją z a w - . sz e z n ie c ie rp liw o ścią p rz y b y c ia k sięd z a p o „ k o - lę d ę ." J e ż e li z n a jd z ie się w d o m u m ło d a d z ie w o ja

■ sp iesz y się sz y b k o o n a z a jąć o p u sz c z o n e p rz e z „je

■ g o m o ścia" k rz e sło w ie rz ą c św ię c ie , iż te g o ro k u ' je szc z e „ w y jd z ie z a m ą ż ".

N ie o p isaliśm y je szc z e a n i p o ło w y ty c h trą d y i c y jn y c h z w y c z a jó w , ja k ie są w u ż y c iu u n a sz e g o

! lu d u w o k re sie św ią t B o ż e g o N a ro d z e n ia . P rz e d

> w ielu la ty z w y c z ajó w ty c h b y ło je sz c z e w ię c e j. Z

; b ie g ie m c z a su je d n a k g in ą o n e b o w ie m c o ra z w ię -

■ cej, a ic h m ie jsc e z a jm u je p o w o li sz a b lo n m ie jsk i.

Z z a n ik ie m ty c h trad y c y j g in ie ro d z im a sw o i-

• sta c e c h a w si p o lsk iej, g in ie d a w n y c z a ro w n y św ia t ' p o lsk i.

Cytaty

Powiązane dokumenty

bywało się nabożeństwo, odprawiane przez księ Wówczas to poseł Stroński w „Warszawian­.. ce&#34;, niedomagania parlamentaryzmu polskiego, wi dział w naruszaniu

żej lat 19-tu oraz które zobow iążą się do 3-letniej pracy w organizacjach i stow arzyszeniach p. S tanleya pokazyw ane publiczności budzą ogrom ny

Zanim przechodnie się zorjentow ali, nieszczęśliw a kobieta była już w bieliźnie, okazując chęć zupełnego obnażenia się, D opadło do niej dw óch przypadkow

nami z nad Warty i Gopła niema prawie żadnej różnicy mowy, co idzie tak daleko, że jeszcze w se ­ tki lat potem, w wieku XVII, w Szczecinie młodzież przygotowująca się

Rozprószyły się „zasłony dymowe&#34; domysłów, podejrzeń, fan- i iastycznych plotek i pogłosek, snujące się dooko- ' ła tego zagadnienia, fabrykowane usilnie nrzez te

wstała do walki o niepodległość. Powstanie zosta ­ ło przez carat krwią stłumione, a wielkości i szla ­ chetności ofiary właśni rodacy przez długie lata uznać nie

dzą partyjni przywódcy? Zastanów się chwilę, pomyśl jjaką potęgą mógłbyś być Ludu Polski, gdybyś zbudził się z letargu i gnuśnej drzemki, otrząsnął z partyjnego

downego obrazu Matki Boskiej w Guadelupie przybył tłum wiernych, liczący dużo ponad sto tysięcy osób. Wśród pielgrzymów znajdowało się