• Nie Znaleziono Wyników

Nasz Przyjaciel : dodatek tygodniowy "Głosu Wąbrzeskiego" poświęcony sprawom oświatowym, kulturalnym i literackim 1934.03.10, R. 12, nr 10

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Nasz Przyjaciel : dodatek tygodniowy "Głosu Wąbrzeskiego" poświęcony sprawom oświatowym, kulturalnym i literackim 1934.03.10, R. 12, nr 10"

Copied!
3
0
0

Pełen tekst

(1)

Dodatek tygodniowy „Głosu Wąbrzeskiego* poświęcony sprawom

BA

- ■■■■ .■ . i , j k."

oświatowym, kulturalnym i literackim --- ■

Nr. 10 Wąbrzeźno dnia 10 marca 1934 r Rok 12

EWANGEUA

św. Jana rozdział 6, wiersz 1—15.

Onego czasu odszedł Je­

zus za morze Galilejskie, któ­

re jest Tyberyadzkie. I szła za Nim rzesza wielka, iż wi­

dzieli znaki, które czynił nad tymi, co chorzeli. Wszedł tedy Jezus na górę i siedział tam z uczniami Swymi. A była blisko Pascha, dzień święty żydowski. Podniósłszy tedy oczy Jezus, 1 ujrzawszy, iż wielka rzesza idzie i do Nie­

go, rzekł do Filipa: Skąd ku­

pimy chleba, ażeby ci jedli?

A mówił to, kusząc go, bo On wiedział, co miał czynić.

Obpowiedział Mu Filip: Za dwieście groszy chleba, nie dosyć im będzie, żeby każdy mało co wziął. Rzekł Mu je-, den z uczniów Jego, Andrzej brat Szymona Piotra: Jest tu jedno pacholę, co ma pięcioro chleba jęczmiennego i dwie ryby: ale co to jest na tak wie­

lu? Rzekł tedy Jezus: kaźcie ludziom usiąść. A było trawy wiele na miejscu. A tak usia­

dło mężów jakoby pięć tysię­

cy. Wziął tedy Jezus chleb a dzięki uczyniwszy, rozdał siedzącym, także i z ryb ile chcieli. A gdy się najedli, rzekł uczniom swoim: Zbierz- cie, które zbyły ułamki, aby nie zginęły. Zebrali tedy i napełnili 12 koszów ułom­

ków z pięciorga chleba jęcz­

miennego, które zbyły tym, czynili królem, uciekł zasię sam jeden na górę.

Czemu Pan Jezus chciał do­

świadczyć Filipa?

A b y m u p o d a ć s p o s o b n o ś ć p o w o ła n ia s ię n a w s z e c h m o c n o ś ć C h r y s t u s o w ą . F i li p n i e o d w o ła ł s ię d o w s z e c h m o c y P a n a J e z u s a . M im o t y l u c u d ó w j a k ic h b y ł ś w id - k ie m , n ie p r z y s z ło m u n a m y ś l, iż P a n J e z u s m o ż e p o m n o ż y ć c h le b . Z a m ia s t t e g o m ó w i o n i e p o d o b ie ń ­ s t w ie w y s ta r a n i a s ię o w y ż y w ie n ie lic z n e j r z e s z y . W i a r a je g o b y ła z a s ła b ą , a le s k o r o ty lk o o ś w ia d ­ c z y ł, ż e n i e p o d o b ie ń s t w e m j e s t n a k a r m ić t y l u lu d z i, n o w y c u d n o w y m ia ł g o w t e j w i e r z e u t w ie r ­ d z ić .

Jakich znaków użył Chry­

stus przy tym cudzie i czemu?

W e d ł u g o p o w i a d a n i a ś w . M a ­ t e u s z a ( 1 4 , 1 9 ) 1 . s p o j r z a ł n a p r z ó d w n ie b o , a b y o k a z a ć , ż e w s z y s t k o d o b r e z n i e b a p o c h o d z i, ź e B ó g o tw ie r a s z c z o d r o b liw ą d ło ń i w s z y s tk i m p o tr z e b o m z a r a d z a . 2 . Z ł o ż y ł B o g u d z ię k i, a b y n a s n a ­ u c z y ć , iż m y O jc u n ie b ie s k ie m u z a J e g o h o jn e d a r y d z ię k o w a ć w in n iś m y . „ S t ó ł“ m ó w i C h y z o s - to m ś w ię ty , „ z a c z y n a ją c y s ię o d m o d litw y i n a n ie j k o ń c z ą c y , n ig ­ d y n ie u c z u je n i e d o s t a t k u , le c z b ę d z i e m ia ł o b f ito ś ć w s z y s tk ie g o "

3 . P o b ł o g o s ł a w ił c h le b , a b y a b y n a s n a u c z y ć , ź e b ł o g o s ł a w ie ń s t w o B o ż e d a r z y o b f ito ś c ią .

Cóż oznacza cud ten w ściś- lejszem znaczeniu?

O z n a c z a o n s z c z e g ó ln ie N a jś w ię - t r z y S a k r a m e n t O ł ta r z a , O łta r z a , k t ó r y n ie ty lk o p ię ć t y s ię c y a le m iljo n y o s ó b d u c h o w o k a r m i, a m im o to n ig d y s ię G o n ie s p o ż y je .

Czemu Pan Jezus kazał ze­

brać okruchy?

1 . A b y ic h n ie p o d e p ta n o i n ie z m a r n o w a n o . 2 . A b y z ic h o b f i­

to ś c i o c e n io n o w ie lk o ś ć c u d u . 3 . A b y ś m y s ię n a u c z y li c e n ić d a r y B o ż e , c h o ć b y n a j d r o b n i e js z e , a n ie c z u ją c p o t r z e b y u ż y c ia ic h d la s ie ­ b ie , r o z d a w a l i j e m i ę d z y u b o g ic h

Czemu Chrystus po tym cu­

dzie uciekł?

L u d b o w ie m p o ty m c u d z ie p o z ­ n a ł w N im o c z e k iw a n e g o M e - s y a s z a i p r a g n ą ł G o u c z y n ić k r ó ­ le m ż y d o w s k im . P r o r o c y p r z e p o ­ w ie d z ie li w p r a w d z ie , ż e M e s y a s z z a ło ż y k r ó l e s t w o i ja k i k r ó l p a n o ­ w a ć b ę d z ie . Z ,y d z i j e d n a k r o z u ­ m ie li t ę p r z e p o w i e d n i ę w te r n z n a ­ c z e n iu , ż e p o w s ta n i e k r ó l e s t w o z ie m s k ie . P a n J e z u s j a k o B ó g - c z ło w ie k j e s t P a n e m i k r ó l e m c a ­ łe g o ś w ia ta ; a le t e j k o r o n y k r ó ­ l e w s k i e j n ie c h c e p r z y ją ć o d l u ­ d z i, b o ć r z e k ł d o P iła ta : K r ó le s ­ tw o M o je n ie z te g o ś w ia ta . I n n e O n c h c ia ł z a ło ż y ć k r ó le s tw o , K r ó ­ l e s t w o B o ż e ; B o g u m ie li lu d z ie b y ć p o d le g li. U c z y n a s Z b a w ic ie l, a b y ś m y w s z ę d z ie n ie s w o je j, le c z B o ż e j c h w a ły s z u k a li, a u n ik a li z a s z c z y tó w , k t ó r e s ię z B o ż ą c h w a łą n ie z g a d z a ją .

(2)

S T R . 2 . ..N A S Z P R Z Y J A C I E L S T R . 3 .

■t-

•• ■:■■■ "■

'

I

'd

- ' V •

!W'«

ŚW’'- >£& ' J8l ■■

i. P

J

N a G ło d ó w c e k o ło B u k o w in y o d b y ło s ię p o ś w ię c e n ie i o tw a rc ie D o m u A r­

ty s tó w im . K a ro la S try je ń s k ie g o , w y b u d o w a n e g o s ta ra n ie m T o w a rz y s tw a P rz y ja c ió ł A k a d e m ji S z tu k P ię k n y c h w W a rs z a w ie . U ro c z y s to ś ć tę z a s z c z y ­ c ił P a n P re z y d e n t R z e c z y p o s p o lite j z m a łż o n k ą . — N a z d ję c iu P . P re z y ­ d e n t R z e c z y p o s p o lite j z M a łż o n k ą w s a li D o m u A rty s tó w w to w a rz y s tw ie k s. k a n o n ik a H u m p o li, k tó ry d o k o n a ł a k tu p o ś w ię c e n ia D o m u , p rz e w o d n i­

c z ą c e g o k o m ite tu b u d o w y g e n . K o rd ja n -Z a m o rs k ie g o , re k to ra A k a d e m ji S z tu k P ię k n y c h w W a rs z a w ie T . P ru s z k o w sk ie g o i p ro fe s o ró w A k a d e m ji.

N a z d ję c iu o g ó ln y w id o k s c h ro n is k a w d n iu je g o o tw a rc ia .

f'5

’S

P o g rz e b k ró la b e lg ijs k ie g o A lb e rta I. — Z a tru m n ą p ro w a d z o n y je s t u lu b io n y k o ń z m a rłe g o k ró la .

„—....p™

4

■.■ BJsj.-TOaguguB.-u i'

I

i

iKAP’

PI

V .1

MB

*

-1 1

W k rz y ż u z b a w ie n ie .

P o g rz e b

-”4

Si

£ ... . . . s& W ».. . . . -ś.m

k ró la A lb e rta I. o d b y ł s ię w B ru k s e li d n ia 2 2 lu te g o b r.

■> -

.

v.r3^

(l'‘ z

'i. •

\ ' ' ■ ■ •

B ło g o s ła w ie n ie z w ie rz ą t w e d łu g s ta re g o z w y c z a ju h is z p a ń s k ie g o w L o s A n g e lo s (U S A .)

M ie js c e tra g ic z n e g o z g o n u k ró la A lb e rta I. — N a z d ję c iu — z ło ż e n ie h o łd u

p rz e z d e le g a c ję b , k o m b a ta n tó w . S ta ro ż y tn y k o ś c ió ł w Ś w ie c iu

(3)

01049

B ronczyna dola.

W B raśniow ie gw arno i w esoło napozór było pod w ieczór, bo ci to przyśpiew ki i pokrzyki leciały z jednego końca w si na drugi, obija­

ły się o w zgórza za w sią, błądziły pośród drzew i w ikliny, aż przele­

ciały W isłę, odbijały się jeszcze echem i rozpływ ały w pośw iacie księżycow ej. L edw ie echo po jed­ nym okrzyku skonało, już inna przyśpiew ka i ostry pokrzyk prze­

cinał pow ietrze i leciał hen, dale­

ko, szeroko, niósł niby radość peł­

ną życia, a jednak był w nim jakiś sm ętek, jakiś żal ukryty...

L udziska się już w e w si ponie­

którzy spać pokładli, a w esołe przyśpiew ki z przygryw kam i har- m onji nie ustaw ały.

C óż się to dzisiaj chłopakom stało, co tak ano w yśpiw ują, po­

krzykują? — spytała M arcinow a córki.

A toć m atusiu, nie w icie, że sześciu chłopaków latać do w ojska idzie?

D yć, dyć, dyć, aże tyle? — dziw iła się stara. — N iesłychane rzecy! Sześciu chłopaków w jed­

nym roku! A no duża w ieś, dużo lu­

dzi, dużo i do w ojska idzie. A le niechta, chłopoki tylochny św iat, syroki zoboczą, tyle cudów na św ię­

cie, to i m ądrzejsi w rócą i lepsi, bo się tam zbijoki słuchać ludzi nau­

czą.

A le żebyście, m atulu, w ie­

dzieli, co się tam u C hycoka dzie­

je, to rany, rany! B ronka tak rycy, że to hej, bo przecie obie z m atką rady gospodarce nie dadzą, a W ic­

ka tyz bierom do w ojska.

H o! C i — bieda — odparła M arcinow a — nie stać ich to? P a­

robka se w ezm ą, chłop na orlop przyjedzie, a 2 lata jak z bata przeleci i chłop do gospodarki w ró­

ci, a co bedzie m ądrzejszy, pow ia­

dom , to bedzie, a i gospodarka nie upadnie, nie upadnie bogocom ,

A le m atusiu... kiej w idzicie, nietylko o gospodarkę chodzi, ale przecież trza tam będzie krzciny niedługo w ypraw ić, ale jak W icka nie będzie, to co? B ronka dlatego tak płace.

D yć, dyć, dyć, ano to — przecie B ronka w iedziała, jak się z W ickiem żeniła, że on przed w oj­

skiem , a jak się w tedy zgodziła, to już teroz i Św ięty B oże nie po­

m oże.

Ł atw o ta było starej M arcino- w ej tak m ów ić, jak się jej serce za żadnym chłopakiem nie rw ało.

G orzej było z dziew ucham i na w si, bo to i kaw alerów do tańca tylu naraz ubyw ało i niejednej tam serce m ocniej zabiło na m yśl, czy aby ten „jej“ taki sam w róci, czy się nie zm ieni, czy ją będzie pa­

m iętał? A że im , jako obcym sm u­

cić się niew ypadało i w styd się by­

ło przyznać, że to w łaśnie „ten jej kaw aler" do w ojska idzie, w ięc też udaw ały w esołe, a jedna przed drugą pocichutko, pokryjom u w fartuch popłakiw ała.

N ajgorzej zaś było z B ronką T a już w głos płakała, bo to i los.

Jeszcze roku niem a jak się poże­

nili, a tu jej już chłopa do w oj­

ska biorą. nie tyle już o niego pła­

kała, bo w iedziała, że przecie w końcu w róci, czy na urlop przy­

j edzie, ale że m usi z sam ą panią m atką na gospodarce zostać i m u­

si jej słuchać, I tak płakała, tak lam entow ała, tak W ickow i żało­

ści dodaw ała, biadając nad w łasną i jego niedolą, że chłopakow i się w ydaw ało, iż już w prost na w ojnę, pod sam ą kulę idzie, że go pędzi jakiś zły los, że m u się jakaś krzy­

w da straszna dzieje. Z aw ziął się jakoś w sobie. W sparty na łok­

ciach siedział na ław ie przy oknie i nie odzyw ał się do nikogo. N ie w iadom o było co robi, czy słucha przyśpiew ek chłopaków ze w si, czy tego, co B ronka m ów i, czy też m yśli nad czem ś.

M yślał i m yślał. Z erw ał się w końcu, za czapkę złapał i w yle­

ciał z chałupy. R zuciła się za nim B ronka, ale krzyknął na nią, żeby w dom u została. O stała w ięc.

A W icek gnał przez w ieś, ile m u sił starczyło. D opadł w reszcie do M arcinow ej chałupy. N a progu stała F ranka.

Są m atula dom a?

Są.

Śpią już?

Jeszcze.

Jest kto w chałupie?

N im a nikogo.

M am sekretny interes do M arcinow ej, no w is F ranka, taki, co to nie przystoi słuchać dziew u­

sze, ino babie. W yjrzyj no jeszcze na gościniec, a ja tu prędko załat­

w ię.

(C iąg dalszy nastąpi.)

A W A R JE N A M O R Z U W C IĄ G U L U T E G O ; 1934 R O K U .

G w ałtow ne burze, jak ie szalały na B ał­

ty k u w m iesiącu ubiegłym , nie były, jak się obecnie w y jaśn ia zjaw iskiem odosobnionem ; na w szystkich bow iem niem al w odach św iata dało się skonstatow ać to sam o zjaw isko. W rezultacie w okresie od 3 lutego do 19-go za­

notow ano dotąd 44 ^w ypadki na m orzu, w tej liczbie 23 zderzenia, podczas k tó ry ch 2 stat­

ki zatonęły i 20 k atastro f pojedyńczych na 1 sk u tek b u rzy lub lodów , podczas k tó ry ch za­

tonęło 6 statków , w tej liczbie w pobliżu H elu statek norw eski H ard y i w lodach O ceanu północnego około w yspy W rangla lodołam acz sow iecki C zeluskin. O 1-ym statk u b rak w szelkich w iadom ości.

R U C H P A SA Ż E R SK I N A A T L A N T Y K U .

„L e Journal de la M arine M archande“

donosi, że liczba pasażerów na statkach kon­

feren cji atlan ty ck iej, k u rsu jący ch m iędzy E uropą a K anadą i S tanam i Z jednoczonem i, zm niejszyła się w porów naniu z r. 1932 i p rzy­

b iera o b jaw y niepokojące. P odczas gdy w r.

1927 przew ieziono 1.207.693 pasażerów , a w r.

1932 — 756.531, — to w r. 1953 tylko 572.002.

N ajw ięk szy u b y tek bo 100.S61 w porów na­

niu z r. 1932 zanotow ano w śród pasażerów III. klasy. R óżnice innych klas w y k azu je po­

niższe zestaw ienie:

P asażerow ie 1953 1932 R óżnica P ierw sza klasa 81.495 100.191 18.696 K abinow a klasa 61.987 72.256 10.269 D ruga klasa 18.353 59.379 — 21.026 T u ry sty czn a klasa 170.605 204.282 — 33.677 T rzecia klasa 239.562 340.423 — 100.861

572.002 756.531 — 184.529

Cytaty

Powiązane dokumenty

Odpowie ­ dzieli tedy mu żydowie i rzekli mu: Iżali my nie dobrze mówimy żeś ty jest Samarytan i czarta masz.. Odpowiedział Jezus: Ja czarta nie mam ale czczę Ojca Mego

tra, Jakóba i Jana brata jego i wprowadził ich na górę wysoką o- sobno, i przemienił się przed nimi.. A oblicze Jego rozjaśniało, jako słońce, a szaty Jego stały się białe

Onego czasu wziął Jezus z sobą uczniów dwunastu i rzekł im: Oto wstępujemy do Jeruzalem, a skończy się wszystko, co napisano jest przez proroki o Synie czło ­

Lecz gdy przyjdzie on Duch prawdy, nauczy was wszelkiej prawdy; bo nie sam od siebie mówić będzie, ale, cokolwiek usłyszy, mówić będzie, i, co przyjść ma, oznajmi

decznie Pana Jezusa o łaskę, aby, zaziielenńały w twej duszy palmy dobrych uczynków i ułatwiły ci zwycięstwo nad światem, czartem i pokusami ciała, abyś się stał

Luster nie należy wysta ­ wiać na działanie promieni słonecznych, gdyż po ­ wodują one roztapianie się żywego srebra, przy- czem lustro pokrywa się skazami i plamami,

na uczynić nad kołowrotkiem znak krzyża, gdyż może się „znaleźć ktoś, co będzie dalej prząść, naturalnie nie na jej rachunek. Kiedy kołbuk ciągnie z zdobyczą

Dodatek tygodniowy „Głosu Wąbrzeskiego* poświęcony sprawom IHGFEDCBA. oświatowym kulturalnym i