• Nie Znaleziono Wyników

Pasek i Sienkiewicz : do źródeł "Trylogii"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Pasek i Sienkiewicz : do źródeł "Trylogii""

Copied!
33
0
0

Pełen tekst

(1)

Julian Krzyżanowski

Pasek i Sienkiewicz : do źródeł

"Trylogii"

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 47/4, 301-332

(2)

I.

R

O

Z

P

R

A

W

Y

J U L IA N K R Z Y Ż A N O W SK I C złon ek rz e c z y w isty P A N

PASEK I SIENKIEWICZ

DO ŹRÓDEŁ „TRY LO G II“. I

R om an ow i P ollak ow i, zn ak om item u w y d a w cy P a m ię tn ik ó w P ask a, w 70- lecie p ra co w iteg o żyw ota.

A u to r

1. Wstęp

Dzieło literackie o fabule historycznej — poemat epicki, dramat czy powieść — ma w szelkie dane, by sam ym swym tem atem z prze­ szłości dobytym żyw o przemówić do odbiorcy, czytelnika lub widza. Autor powieści morskiej z naszych czasów, i to powieści nawet najświetniejszej, wśród czytelników swych zawsze znajdzie kilkuset marynarzy, którzy podziwiając jego dzieło pomyślą sobie, że każdy z nich potrafiłby napisać coś podobnego, życie bowiem morskie znają równie dobrze jak on, niekiedy naw et lepiej od niego. Nato­ miast autor powieści o Kolumbie, posiadający wszystkie w łaściw ości pisarza poprzedniego, m usi m ieć coś więcej: rzetelną i w yjątkową znajomość czasów Kolumba, zdobytą drogą solidnego w ysiłku po­ znawczego i naukowego. Dzięki temu wśród tej samej ilości czy- telników-m arynarzy znajdzie kilku zaledwie, a może naw et nie znajdzie nikogo, kto by pomyślał, że również mógłby się porwać na napisanie powieści morskiej o życiu z końca w. XV, powieść taka wym aga bowiem nie tylko znajomości spraw morskich, ale i do­ kładnej orientacji w czasach od nas bardzo odległych.

Do tego przyłącza się czynnik drugi, niemniej istotny. Człowiek dzisiejszy, i nie tylko dzisiejszy, choćby był najbardziej naw et wobec historii obojętny, żyje nią przecież w jakiś sposób i ma dla niej jakieś zainteresowanie. W skutek tego dzieło literackie, które do tego, choćby minimalnego, zainteresowania apeluje, m a duże dane zdobycia popularności i zazwyczaj ją zdobywa. Po prostu

(3)

302

dlatego, że pogłębia naszą w iedzę w dziedzinie, w której codzienna obserwacja nie wystarcza, w której «więc obserwację tę zastępuje poznanie naukowe lub choćby... fantazja. Człowiek bowiem, naj­ bardziej nawet pochłonięty przez nurt życia bieżącego i od prze­ szłości programowo odwrócony, chętnie dowiaduje się, że przed wiekam i miał poprzedników, którzy w alczyli o to samo, o co on walczy obecnie. Gdy zaś o sprawach tych nie m ówi mu nauka lub gdy na zajęcie się nauką pozwolić sobie nie może, chętnie ogląda dramat lub bierze do ręki powieść, które dają mu taką czy inną namiastkę poznania naukowego.

Czynników takich jest więcej, już jednak dwa omówione w y ­ starczają najzupełniej, by zrozumieć, dlaczego dzieła literackie traktujące o przeszłości, a w ięc w naszej dobie przede wszystkim powieści historyczne, żyją i cieszą się uznaniem nawet w okresach, gdy zaabsorbowany zadaniami życia bieżącego czytelnik na zajmo­ wanie się historią nie ma czasu czy ochoty. A tak właśnie było w wypadku Sienkiewicza. Powodzenie zdobył on w okresie, gdy wyrocznia literacka, Hipolit T a in e 1 głosił, że powieść historyczna jest anachronizmem, przeżytkiem , a jego błyskotliw y sobowtór, k iy ty k duński Georg Brandes, piętnow ał ją jako „prawdziwą kawę figow ą“, namiastkę pretendującą do roli artykułu praw dziw ego2. Sądy tych dwu krytyków literackich poszły w zapomnienie, zw y­ ciężyło zaś stanowisko Sienkiewicza, teoretycznie uzasadniane prze­ zeń w odczycie O powieści historycznej 3. Zwyciężyło, autor bowiem

Trylogii dowiódł w praktyce, i to dowiódł świetnie, że powieść

o przeszłości może być realistyczna, gdy — według Taine’a i Bran­ desa — realizm z natury m iał być jej obcy.

Sprawa realizmu w pow ieści historycznej jest zagadnieniem bar­ dzo trudnym, bo zaw iłym i wieloznacznym. Nie zapuszczając się w dociekania nad nią i upraszczając rzecz do ostateczności, powie­ dzieć by można, iż podstawowym warunkiem owego realizmu jest źródłowa znajomość przeszłości u pisarza, taka sama jak u

histo-1 N a T aine'a p o w o łu je s ię A lek sa n d er Ś w i ę t o c h o w s k i w sw oim z ło ś liw y m a rty k u le H e n r y k S ie n k ie w ic z (L itw o s), d rukow anym w P r a w d z i e (1884).

2 E ch ter F eig en k a ffe, a n o n im o w y a rtyk u ł w S ł o w i e , VI, 1887, nr 28, z 14 VI.

3 Szkic, w y g ło szo n y ja k o o d czy t w W arszaw ie 9 1 1889 i pow tórzon y W K rak ow ie. O becnie w D 45, 102— 124. W ten sposób oznaczam y w yd.: H. S i e n k i e w i c z , D zieła . T. 1— 60. W arszaw a 1948— 1955. P ierw sza liczba p o literze D w sk a zu je tom , dru ga — stronę.

(4)

P A S E K I S I E N K I E W I C Z 303

ryka, który przeszłość tę bada naukowo: Że zasada to podstawowa, świadczą dwie odmiany jej pojmowania, powszechnie znane i na pozór diametralnie przeciwne. Pierwsza — to naiwne i wulgarne przekonanie ogółu czytelników, że powieść historyczna jest wiernym obrazem przeszłości, że w ięc wystarcza do jej poznania w tym samym stopniu co studium naukowe. Że zatem Zagłoba, W ołody­ jowski i Skrzetuski są postaciam i historycznym i w tej samej m ierze co ich partnerzy powieściowi: W iśniowiecki i Chmielnicki, Czar­ niecki i Jan Kazimierz. N iew iele lepszy, niestety, jest pogląd zawo­ dowych historyków. Wychodzą oni z założenia, iż powieść histo­ ryczna nie daje wiernego obrazu przeszłości, i skupiają uw agę na wyławianiu jej błędów, istotnych i pozornych. Dowodzą w ięc, iż Zagłoby i Podbipięty w ogóle nie było, że Skrzetuski i Wołody­ jowski poza nazwiskam i nie m ają nic wspólnego z wojskow ym i o tych nazwiskach, że W iśniowiecki i Chmielnicki sportretowani są fałszywie, że w reszcie bitw y pod Machnówką i uratowania króla przez górali wcale nie było. Pogląd ten dlatego jest niew iele lepszy od poprzedniego, że stawia on dziełu literackiem u wymagania, któ­ rych spełnić ono nie może, e x definitione bowiem jest ono produk­ tem sztuki, a nie nauki, i rządzi się prawami nauce obcymi. Przy całej więc biegunowej odmienności obydwa te poglądy mają wspólną podstawę: zakładają źródłową znajomość historii u autora powieści historycznej; z tym, że pierw szy przyznaje mu ją na kredyt, drugi zaś odsądza go od niej, usiłuje bow iem wykazać wszelkie jej nie­ domagania.

W dziejach recepcji twórczości Sienkiew icza obydwa te, jedna­ kowo błędne, stanowiska w ystępow ały niejednokrotnie. Typową ilu ­ stracją pierwszego może być stosunek naiwnego czytelnika do Lon­ gina Podbipięty. Wiemy, że m sze za jego duszę zamawiali chłopi w różnych okolicach Polski i emigranci amerykańscy, w iem y rów­ nież, iż rzekomy grób jego znaleziono w Zbarażu 4. Typową zaś ilu ­ stracją stanowiska drugiego, pozornie naukowego, jest równie dobrze książka Olgierda Górki o Ogniem i m ieczem , jak tegoż autora ża­ łosny artykuł o góralach w Potopie 5.

4 W iadom ość o zam aw ian iu m szy z a d u szę P o d b ip ięty w p r a sie z r. 1916 z różn ych okolic P olski. O rzek o m y m grob ie w Zbarażu zob. w y w ia d ju b ile u ­ szo w y w S ien k iew icza K a le n d a rz u ż y c ia i tw ó r c z o ś c i. W yd. 2, rozszerzone. W ar­ szaw a 1956, s. 236.

5 W roku 1933 u kazała się w P i o n i e seria a r ty k u łó w O lgierda G ó r k i , w y d a n y ch k siążk ow o pt. „ O gn iem i m ie c z e m “ a r z e c z y w is to ś ć h is to r y c z n a (W arszaw a 1934). W yw ołała ona ogrom ną p o lem ik ę, b ib liograficzn ie p rzed

(5)

304

Już jednak w początkach kariery Sienkiew icza na polu powieści historycznej zaznaczyło się stanowisko trzecie i jedynie naukowe. Autorowi Ogniem i mieczem stawiano m ianow icie pytania, na jakich źródłach oparł on sw e widzenie przeszłości, dlaczego w ięc przed­ staw ił ją w ten, a nie inny sposób. Z pytaniem tym zwróciło się do niego co najmniej dwu ludzi. Jednym z nich był Ignacy Skro- chowski, autor dużej rozprawy o Ogniem i mieczem, w której sta­ rannie w ym ienił w szystkie źródła historyczne, w yzyskane przez pow ieściopisarza6. Wskazał mu je n iew ątpliw ie sam Sienkiew icz, jak dowodzi list autora Trylogii do n ie rozpoznanego ad resata7 (w liście tym bowiem znajdujemy te sam e pozycje, które wylicza Skrochowski).

Tą w łaśnie drogą poszły z biegiem czasu dalsze prace naukowe, usiłujące ustalić stosunek autora Trylogii do historii. W obrębie tego cyklu powieściowego w ym ienić trzeba z dużym uznaniem prace Juliusza Kijasa, których podstawowe niedom aganie polega na oko­ liczności, iż kładą one często nacisk na źródła podrzędne, nie do­ strzegają zaś isto tn y ch 8. W stosunku do Quo vadis zagadnienie postawił poprawnie i na ogół trafnie rozwiązał Alfons B ronarski9.

sta w io n ą w D 60, 300—304, nr 2632— 2646. W d w a d zieścia la t p óźn iej ten sa m autor o g ło s ił w P r o b l e m a c h (X I, 1955, n r 1) a rty k u ł G ó ra le „P o to p u “

w f a n ta z ji S ie n k ie w ic z a i re w e la c ja c h h is to r y k ó w . N a stęp n e n u m ery P r o ­

b l e m ó w p rzy n io sły sp ro sto w a n ia in n y ch h isto r y k ó w i rep lik ę autorską. W d y sk u sji tej, opartej m. in. n a ogłoszon ych p rzeze m n ie, a G órce n ie z n a ­ n y ch m a teria ła ch źród łow ych , n ie za b iera łem g ło su . N ie zrob ię teg o i teraz, p o śm ierci autora, ogran iczając s ię ty lk o do stw ie r d z e n ia , że k ry ty cy artyk u łu m ie li słu szn o ść, z tą je d y n ie różn icą, iż S ie n k ie w ic z sz e d ł w ty m ep izo d zie n ie w y łą c z n ie za źród łam i h isto ry czn y m i, a le ró w n ież za trad ycją lite r a c k o - fo lk lo ry sty czn ą .

8 I. S k r o c h o w s k i , P o w ie ś ć z la t d a w n y c h p . H e n r y k a S ie n k ie w ic za . „O gn iem i m ieczem “. K rak ów 1884, s. 15. Odb. z P r z e g l ą d u P o w s z e c h ­ n e g o .

7 L ist do A n on im a w C zęsto ch o w ie (D 55, 1—3).

8 J. K i j a s , Ź ró d ła h is to r y c z n e p o w ie ś c i „ O g n iem i m ie c z e m “. P a m i ę t ­ n i k L i t e r a c k i , X X IV , 1927, s. 119— 135. — T e n ż e , Ź ró d ła h is to ry c z n e

„P o to p u “ S ie n k ie w ic za . W tom ie: P ra ce h is to r y c z n o lite r a c k ie . K sięga zb iorow a

k u czci Ig n a ceg o C hrzanow skiego. K ra k ó w 1936, s. 479— 511. — T e n ż e , Ź ró d ła

h is to r y c z n e „P an a W o ło d y jo w s k ie g o “. P a m i ę t n i k L i t e r a c k i , X L III, 1952,

z. 3/4, s. 1137— 1156. U zasad n ien iem u w a g i o n ied o cen ien iu p ew n y ch źró d eł je s t m. in. n ie w y z y sk a n ie K lim a k te r ó w K o c h o w s k i e g o oraz rela c ji M arka J a k i m o w s k i e g o .

9 A. B r o n a r s k i , S to s u n e k „Q uo v a d is ? “ do lite r a tu r ro m a ń sk ich . P o ­ zn ań 1926.

(6)

P A S E K I S I E N K I E W I C Z 305

Sprawa natom iast K r z y ż a k ó w stoi dotąd niemal nie tknięta, stu­ dium bowiem Stefana K uczyńskiego posiada wartość pierwszego

rozpoznania terenu 10.

Rozprawy dotąd wym ienione m ają charakter ogólny, niemal rejestracyjny, studiów zaś szczegółowych, poświęconych zagadnie­ niom spoza zakresu historii politycznej, a więc choćby sprawom obyczajowym czy językowym , dotąd w łaściw ie nie mamy. Wyjątek stanowią rzeczy takie jak rozprawka Adama Gruchalskiego 11, usta­ lająca pochodzenie pacunelskich gawęd W ołodyjowskiego o dziwach stołecznych — z Gościńca Jarzębskiego, albo próby charaktery­ styki językowej K rzyża kó w , ograniczające się zresztą tylko do gwa­ ry zakopiańskiej 12.

Rzecz oczywista, iż dopiero po wykonaniu dwu serii badań, po wyjaśnieniu: 1) z jakich źródeł Sienkiew icz korzystał; 2) co i w jaki sposób z nich zaczerpnął — będzie można mówić, na czym polegał jego stosunek do przeszłości, którą w powieściach swych przedsta­ wiał. Bez tego wszystko inne będzie wrażeniem , domysłem, przy­ puszczeniem.

Nie przesądzając w yników , do których postulowane tu badania dojdą, już teraz przewidywać można, iż w grę będą wchodziły cztery rodzaje zagadnień. Ustalić w ięc wypadnie, czy pisarz sięgał do źró­ deł: A) dla poznania wydarzeń historycznych w ich związkach przy­ czynowych, a w ięc dla poznania i zrozumienia takich lub innych procesów dziejowych; B) dla poznania i zrozumienia ludzi, którzy w ten czy inny sposób na przebieg tych procesów wpływali; C) dla poznania dawnego życia w jego najrozmaitszych przejawach — publicznego i prywatnego, domowego i obozowego, wytwarzającego swoiste kultury, różne w różnych czasach i na różnych ziemiach; D) dla poznania języka, którym przedstawiciele tych kultur się posługiwali, a który dla pisarza miał ogromne znaczenie jako środek ułatwiający mu stylizow anie w łasnych dzieł na ład średniowieczno- jagielloński czy raczej piastowsko-chłopski w Krzyżakach a sarmac- ko-szlachecki w Trylogii.

10 S. M. K u c z y ń s k i , K o r e k tu r y h is to r y c z n e do „ K r z y ż a k ó w “ H e n ry k a

S ie n k ie w ic za . P r z e g l ą d Z a c h o d n i , X I, 1955, n r 7(8, s. 503— 526.

11 A. G r u c h a 1 s к i, Ze stu d ió w n a d „ T r y lo g ią “ S ie n k ie w ic za . „T rylogia“ a „G ościniec“ A. Jarzębskiego. P a m i ę t n i k L i t e r a c k i , X X V II, 1930, s. 424— 448.

12 E. P a w ł o w s k i , G w a ra lu d o w a w „K r z y ż a k a c h “ S ie n k ie w ic za . J ę z y k P o l s k i , X X IX , 1949, s. 107— 116.

(7)

Okazuje się więc, iż sprawa źródeł pow ieści historycznych Sien­ kiewicza nie da się zamknąć w obrębie dociekań w yłącznie histo­ rycznych czy, ściśle biorąc, problemów politycznych, sięga bowiem głęboko w dziedzinę historii kultury i historii języka.

Jak zaś w tej dziedzinie wszystko jest do zrobienia, dowodzi tem at obecnej pracy: sprawa stosunku Sienkiew icza jako autora

Trylogii do Pamiętników Paska. Już Stanisław Tarnowski przed

laty siedem dziesięciu wiedział, iż Zagłoba um ie „jak pan Pasek mówić jakim ś dosadnym językiem pełnym humoru i fantazji“ n , ale na tej uwadze poprzestał. Inni krytycy sienkiew iczow scy. wspo­ minali starego pamiętnikarza przy różnych okazjach, ale gdyby za­ pytać, czy i w jakim stopniu zaważył on na Trylogii, odpowiedzi byśm y nie dostali. Dopiero w ostatnich latach Sam uel Sandler w stu­ dium o Potopie powiedział kilka enigm atycznych uwag na temat tego, iż Sienkiewicz odrzucił pewne w łaściw ości językow e starego pamiętnikarza, „ale inne elem enty krasomówstwa Paskowego zostały przez pisarza wykorzystane w pełni“ 14. Nieco szerzej sprawę stawia najnowszy wydawca Pamiętników, Roman Pollak, gdy pisze:

Z te k ste m P ask a n ie ro zsta w a ł s ię S ie n k ie w ic z n a w e t w d a lek ich podró­ żach. U rzek ał go język d aw n y, k la sy czn y s t y l p o lsk i [...]. W szak że S ie n ­ k ie w ic z p o ch ła n ia ł P ask a n a jsiln iej w o k r e sie ’p isa n ia T ry lo g ii. [...] B ez P ask a in aczej w y g lą d a łb y Z agłoba, obrazy b a ta listy czn e, op isy p o jed y n k ó w str a c iły b y n iejed en r y s przez P aska w ła śn ie pod su n ięty. A p rzed e w s z y s t­ k im sied em n a sto w ieczn a starop olszczyzn a u traciłab y siwoje g łó w n e, od­ ż y w cze źródło. R ola P ask a w tw órczości S ien k iew icza , n ie w ą tp liw ie bardzo don iosła, dom aga się u siln ie w szech stro n n eg o o p r a c o w a n ia 15.

Uwagi dalsze będą próbą wyjaśnienia, na czym rola ta polega w obrębie Trylogii, jakkolwiek mówić by można o jej zasięgu szer­ szym, a w ięc choćby o powieści Na polu chwały. Próba ta* wychodzi od przeróżnych epizodów Pamiętników, by dojść ostatecznie do elem entów językowych, których pochodzenie z lektury Paska nie budzi wątpliwości.

2. Awantura z Mazepą

Wśród przygód pana Paskowych duże znaczenie ma bardzo do­ kładnie i starannie opisany zatarg z Mazepą. Mazepa rriianowicie,

13 S. T a r n o w s k i , H e n r y k S ie n k ie w ic z. K rak ów 1897, s. 40.

14 S. S a n d l e r , „ P o to p “. W rocław 1952. Odb. z Z e s z y t ó w W r o c ł a w ­ s k i c h .

(8)

ę A S E K I S I E N K I E W I C Z 307

m łody dworzanin królewski, z pochodzenia Kozak, rozpuścił pogło­ skę, iż Pasek przekradał się na Litw ę jako delegat zbuntowanych wojsk. Z przykrości, na jakie został w ten sposób narażony, butny Mazur w yszedł wprawdzie obronną ręką, ale z urazą do oszczercy. K onsekwencje tej” urazy wyglądają tak oto:

M azepa już b y ł k róla p rzep rosił o o w o sza lb ierstw o g ro d zień sk ie i zn o­ w u p rzy jech a ł do dw oru. C h od ziliśm y b ok o bok jed en w e d le drugiego, bo lu b o to je g o osk arżen ie n ie u czy n iło m i n ic złego, i o w szem n ab aw iło m ię ch leb a i dobrej sła w y , [...] ale p r z e c ię na n ie g o m i m ru czn o byw ało, a zw ła szcza pod p iłem u , ja k o to z w y c z a jn ie najbardziej w ten cza s na oczy lezą w sz y stk ie o ffen sy . J ed n e g o czasu p rzy szed łem przed pok ój, przed ten o sta tn i, g d zie k ró l b ył. Z a sta łem go tam ; n ie było, ty lk o k ilk a dw orskich. P rzy szed łem ted y dobrze p od p iły i m ó w ię do ow ego M azepy: „C zołem , p a n ie a ssa w u ła !“ O n też zaraz, ja k o to b y ła sztu k a n ap u szysta, odpow ie: „C zołem , p a n ie k a p ra l!“, z tej ra cy jej, że m ię to N iem cy w a rto w a li w G rodnie. A ja, n ie w ie le m yśląc, ja k go w y tn ę p ięścią w g ęb ę, a p otem o d sk oczę s ię zaraz. P o r w ie się on z a ręk o jeść, ja też także. Sk oczyli: „Stój, stój! K ról to tu za d rzw ia m i!“ Ż aden d w orsk i przy n im s ię n ie o p on ow ał, bo go też n ie bardzo n a w id z ie li, że to b y ł tro ch ę szalbierz, a do tego K ozak, n ied a w n o n o b ilito w a n y [312]le.

Pamiętnikarz prawi dalej z lubością, jak król żareagował na re­ lację pazia o awanturze w przedpokoju: „A król go też zaraz w gębę: »Nie praw lada czego, kiedy cię nie pytają«“ (313). Brutalny postę­ pek uchodzi Paskowi płazem. Po tygodniu zjawia się na dworze i trafia na dobry humor Jana Kazimierza:

D opieroć p rzy ow ej ok azyjej k azał M azep y zaw ołać, kazał się n a m obłapić, p rzeprosić się: „O dpuśćcie so b ie z serca, b oście już teraz ob ad w a sobie w in n i“ [315].

Epizod ten odbił się zupełnie w yraźnie w Trylogii, zarówno w Ogniem i mieczem, jak (o czym niżej) w Potopie. On tedy dostar­ czył materiału do sposobu ujęcia kłótni dwu oficerów przy kolasce Anusi, którą zabawia Wołodyjowski:

p an C harłam p za ś zrów n ał s ię z n im i z początku nic n ie m ó w ił, sap ał ty lk o i w ąsam i srodze ru szał, w id o c z n ie szukając w y ra zó w ; na k oniec ozw ał się:

— Czołem , czołem , p a n ie dragan! — Czołem, p an ie pocztow y! [D 9, 129]

16 C ytaty z P a s k a podano za w yd.: P a m ię tn ik i. Z ręk op isu w y d a ł Jan C z u b e k . K raków 1929. B i b l i o t e k a P i s a r z ó w P o l s k i c h , 81.

(9)

Pokwitowanie zaś przykrego meldunku polidczkiem — powtórzone zresztą u Paska raz jeszcze, gdy pokojowy dost;taje po twarzy za w ia ­ domość, że królowa kona, na co Jan Kazimienrz: „Nie powiedaj mi plotek, kiedy ja w esół“ (379) — znajdujemy w Potopie, gdy ucztu­ jącemu pod Sandomierzem hetmanowi Sapieżee donoszą o podejrza­ nych hałasach w obozie szwedzkim („Wojewödda pazia w ucho: »Bę­ dziesz mi tu lazł!«“ — D 15, 146). Wreszcie drirobne refleksy pojed­ nania przeciwników w ystępują dwukrotnie: Tl) kiedy Kmicic po­ wiada Tyzenhauzowi: „Hm! może masz i słuszzność, ale mi na w ać- pana mruczno“ (D 14, 62); 2) gdy król każe muu uściskać się z Woło­ dyjowskim (D 14, 154).

3. Awantura w Nowogródkku

Rozpoczęty przy kolasce Anusi konflikt CCharłampa z Wołody­ jowskim nawiązuje, jak się zaraz okaże, do innnej głośnej przygody Paska, łączącej się z konwojowaniem przezeń ] posłów m oskiewskich z Wiążmy do Warszawy. Wśród mnóstwa awaantur na m iejsce na­ czelne w ysuw a się tutaj zajście w Nowogródłiku. Pasek ma prawo żądać w miastach kwaterunku i prowiantu dllla posłów i konwoju, dzięki czemu grubo się obławia, miasta bowiem n chętnie się okupują, na opór zaś trafia dopiero w Nowogródku. Miäasteczko, zajęte przez chorągwie związkowe, kwater nie ma, m ieszczannie zaś, ufni w obiet­ nice oficerów związkowych, nie kwapią się z z dostarczeniem pro­ wiantu. Pasek, dysponując siłami konwoju i orszaku poselskiego, wjeżdża w rynek, przemocą zdobywa kw atery i i prowiant, na koniec wymusza na m ieście znaczny okup. Epizod tee n składa się z kilku ustępów.

Oficerowie związkowi usiłują nie dopuścić i Paska do zajmowa­ nych przez siebie kwater.

Oni, ob aczyw szy, że z koni zsiad am y, hożo рею śp ie sz y w sz y , p rzyp ad li. „A W aść to n astęp u jesz n a n asze k w a tery ? “ Ja < od p ow ied am : „A W asz- m o ście n a stęp u jecie na p o w a g ę m a je sta tó w d w ó c b h m onarchów , p o lsk ieg o i m o sk iew sk ieg o , k ied y c o n tra iu r a g e n tiu m z a a b r a n ia c ie m ieszczan om czyn ić d osyć p raw u i z w y c z a jo w i“. [...] P y ta m g o 2 zn o w u : „Jeżeli to lu d zie pod tą ch orągw ią?“ P ow ied a: „ P ew n ie, że lu d z ie “.“. J a rzekę: „C hoćby też b y li i d iab li, to s ię ja ich n ie boję. A w o sta tk u 1 za n ie c h a jc ie m ię, b o ja z w am i sp ra w y n ie m am , ty lk o z m ia stem króle^ew skim , którem u w ty m p rzy słu ży cie się, że b u rm istrzom sz y je p o sp a d a ją . z a te n k ontem pt i n ie ­ p o słu szeń stw o k rólow i p a n u “. Już s ię ich n a sch o d ziziło z 300 albo i w ię c e j. „A n ie b ęd ziesz tu s ta ł“. O dpow iem : „Już s t o j ę “}“. „N ie o sied zisz się

(10)

P A S E K I S I E N K I E W I C Z 309 tu “. — R zekę: „P ew n ieie się tu zasiad ać n ie m yślę, bo m am p iln ą d m gę. A le też b ą d źcie p e w n i,„ że stąd n ie p ójd ę, p o k o m i się zadosyć n ie stan ie, a krótko m ó w ią c, idźcicie sobie, bo k a ż ę c y n g ló w ru szy ć“. A se m e n o w ie i M oskw a m u szk iety 1 trzym ają jak na w id e łk a c h [...]. Tak ci dopiero, n a g a d a w szy się , p o szli i [294— 295].

Konflikt m iędzy do^wódcą oddziału karnego i będącego na służbie a gromadą n iezd y scy p lin o w a n y ch wojskow ych — odbił się wyraźnie na obrazie spotkania ^W ołodyjowskiego z Charłampem w Babicach pod Warszawą. Wołodjlyjowski na czele dragonów, konwojujących pieniądze na zakup koDni, spotyka Charłampa w otoczeniu kompa­ nów. Charłamp żąda ppojedynku, W ołodyjowski, któremu Zagłoba przypomina: „po służbbie jedziesz“, proponuje parudniową zwłokę, gdy zaś rozindyczony LLitwin słuchać nie chce i grozi płazowaniem, replikuje:

—■ P o la d ziś n ie dd am , ale parol k a w a le r sk i dam [...], że się sta w ię za trzy lub c ztery dni, , gdzie ch cecie, ja k ty lk o sp raw y p o słu ż b ie załatw ię. A n ie b ęd ziecie się v w a sz m o śc io w ie tą ob ietn icą k o n ten tow ać, to k a żę cy n g ló w ru szać, b o b ęiędę m y śla ł, że n ie ze szlach tą i n ie z żołn ierzam i, a le z rozb ójn ik am i m a a m do czy n ien ia . W yb ierajcie tedy, do w sz y stk ic h diabłów , gd y ż n ie m a n m czasu tu stać.

S łysząc to e sk o r tu jiją c y d ragoni z w r ó c ili n aty ch m ia st rury m u szk ietó w ku n ap astn ik om , a t e n n ruch, rów n ież ja k i sta n o w cze sło w a pana M ichała w id oczn e w y w a r ły w ra*ażenie n a to w a rzy sza ch p ana C harłam pa [...].

P rzeciw n icy rozjecich ali s ię sp o k o jn ie [D. 9, 142— 143].

W Potopie podźwięlękiem pytania Paska są słowa Kanneberga na widok chorągwi laudańńskiej : „Zali diabli będą w tej zasadzce czy ludzie?“ (D 15, 43)

Odkładając na ra ziee drobne refleksy awantury nowogródzkiej do rozważań późniejszych, , warto rzucić okiem na jej ciąg dalszy. Pasek, jako przystaw poselski,i, broniąc rzekomo burmistrzów przed konse­ kwencjami, na które nnarażają ich związkowi, sam postępuje z nimi po zbójecku. Grożąc „r^mandatem“ w zyw a ich do siebie.

Aż tu idą burm istrze,?, n ie w y sz ło p ó ł god zin y, k łan iają się. P y ta m się, przy k tórym p r e z y d e n c c y ja. S k a że jed en : „Ó w sam je s t“. K ied y go w y tn ę obuchem — padł. K a z iz a łe m go zw ią za ć i w z ią ć pod w artę. „A toż ty p o - jed ziesz ze m ną d o W W arszawy; a w y id źcie, starajcie się, żeb y m i b yła w ygod a i na ju tro p o d d w o d y , b o ja stą d n ie w y n id ę, p oko te g o n ie b ę d z ie “. Aż tu M oskw a: „Oj, m n ile n k iż e , su, p ry sta w , u m ie je k o r o le w sk ie i ca rsk o je zderżaty w ie lic z e s t w o “ ■“ [296].

W Potopie śladem Paskow ym idzie, czy raczej chadza, Kmicic. Tak więc na początku i powieści, w Upicie, wzywa burmistrza, gdy

(11)

miasto odmawia prowiantu żołnierzom, po czym opowiada: „Kaza­ łem dać po sto batożków burm istrzowi i radnym !“ (D 11, 72) Na­ stępnie, jako przystaw, a faktycznie jako dowódca czambułu tatar­ skiego, tak oto rozprawia się z opornym urzędnikiem:

w K rynicach, gd zie m ieszk ań cy opór s t a w ili i n ie c h c ie li żadnej sp yży dostarczyć, k a za ł ich k ilk u pan A n d rzej siec b atożkam i, p od starościego zaś u d erzen iem obuszka rozciągnął.

U jęło to n iezm iern ie ordyńców , k tó rzy słu ch a ją c z lu b ością w rza sk ó w b itych k ryn iczan m ó w ili pom ięd zy sobą:

— Ej, sok ół nasz, К m i t a h, n ie da sw o im barankom k rzy w d y u czy ­ nić! [D 14, 184]

4. Zbójecka chata

Żołdacka rozprawa w Nowogródku odbiła się w pew ien sposób na innym epizodzie Potopu, w yw odzącym się również z przygód Paska, jakkolwiek nieco późniejszych.

Pasek tedy, któremu misja wojskowo-dyplom atyczna, a więc okupy i łapówki, przyniosła 17 000 złotych, otrzymał nadto urzę­ dową gratyfikację w wysokości 6 000 złotych, płatną ze skarbu litew skiego w Wilnie. Eks-przystaw w yruszył z kilku ludźmi do tego miasta, z trudem odebrał pieniądze, ale transakcja ta naraziła go na nową awanturę. W W ilnie nie podobna było dostać kwatery, Pasek więc musiał stanąć za miastem, w pustym, nie wykończonym domu, „zrębie“ izby bez dachu i drzwi. Po powrocie z pieniędzmi dowiedział się, że do owego domu przyszedł jakiś towarzysz, twierdzący, że to jego kwatera, i zapowiedział, że zjawi się po­ nownie. Jakoż po niedługim czasie „ów idzie samosiedm i gospo­ darz, alias haeres tych pustko w, w których ja stałem, pijani w szyscy“ (324). Napastnicy usiłują wyprzeć Paska, dochodzi do bójki w izbie i pokrzywach, zakończonej poturbowaniem pijanych — czterech lekko, trzech ciężko rannych.

M yślę: „Co tu czynić? Z am knąć się — n ie ma c z y m “. A ż z godzina w noc id zie kupa ludzi, z 50 alb o z 60. Z aw oła mój czeladn ik : „N ie p rzystęp u j, bo strzelę; czeg o p otrzeb u jesz?“ S ta n ęli, p otem rzeką: „A co ście, t a c y syn ow ie, p o k a leczy li lu d zi?“ O d p ow ied ziałem ja: „K to guza szuka, snadno znajdzie; n ie m y to k a leczy li, ale n ie w in n o ść n asza zw o jo w a ła ich “. R zecze znow u: „N oga w a s tu n ie ujdzie, h u lta je !“ O dpow iem : „Porachuj się, k to m a być h u lta jem n azw an y: c z y ten , k to kogo p o n o cy nachodzi, c zy ten, k to so b ie sp o k o jn ie sied zi, nikom u n ie d ając o k a z y je j“. Rzecze: „O! ja k o ż- k o lw iek , po starem u w y tu m u sicie k r e w rozlać, ja k o ście braci naszych ro zla li“. O dpow iem ja: „Jeżeliś po m oją g ło w ę przyszed ł, podobnoś i s w o

(12)

-P A S E K I S I E N K I E W I C Z 311 ję p rzyn iósł; je ż e li m oja p olęże, i tw ojej się zap ew n e dostanie; o odstąpcie się dalej, bo b ęd ziem y c y n g ló w ruszać“. D opiero jed en u w ażn y jakiś rzecze: „D ajcie p ok ój; a m n ie jednem u w oln o tam przystąp ić?“ Pow iem : „W olno“. P rzyszed ł te d y i p y ta [...] [326].

Pasek podaje zm yślone nazwisko i wykręca się z pułapki. Do­ pełnieniem obrazu tej bójki jest opowiadanie o przeprawie Paska w drodze do dyw izji Czarnieckiego. Otrzymał on oddziałek drago- nów-maruderów, przyłapanych na jakiejś swawoli, i m iał ich od­ stawić do obozu. Po drodze przyszedł z pomocą wdowie napadniętej przez wolentarzy z chorągwi Muraszki, których mocno poturbował. Ich kompanowie najeżdżają Paska nocą w domu. Ponieważ trud­ no z nim i dojść do porozumienia, Pasek rozciąga jednego z na­ pastników obuchem, innych wypiera na podwórze i postanawia się bronić, choć przeciwnicy „to kupa wielka, nie wytrzym am y“ (268), na dobitkę zaś dragoni mają wprawdzie broń, ale brak im prochu i kul, tak że nabijają „hufnalami“ (269). Pertraktacje mają taki oto przebieg:

W ołam tedy: „Ej, p a n o w ie, jed źcie sobie, za n iech a jcie nas!“ — „O, n ie m oże być, tak i syn u ! N ie d urno się nam tu w ym k n iesz, w y k u rzem y c ię jak jaźw ca z ja m y “. R zecze w ach m istrz: „Jak nas b ęd ziecie in festow ać, p ierw ej w a m p o ścin a m y tych , co sam leżą z w ią za n i“. O dpow iedzą: „Już m y tam tych od żałow ali; a le i ty n ie w osk rośn iesz, p oh ań sk i syn u !“ A za tym zaraz poczną się zm y k a ć pod ch ału p ę z ogniem [...] [269].

Napadnięci wychodzą z domu, uderzają na wolentarzy, rozbija­ ją ich, zabierają im konie i tak oto wyprawiają do chorągwi:

O w ych ted y p o w ią za n y ch trzech starszyzn y w ziąw szy, k azałem drugich kańczugam i ociąć, żeb y p a m ięta li C zarniecczyków ; a przy ty m dragani porozbierali ich do naga i p ogn ali do łasa za drugim i w śn ieg srogi [271].

Opowiadania te stały się modelem kilku scen Potopu. Na nich to autor Trylogii wystudiował, jak wyglądały codzienne, pospolite bójki po karczmach, domach i dworach. Tak więc pogłosy ich dostrzega się bez trudu w oblężeniu Lubicza przez szlachtę laudańską, w rozmo­ w ie W ołodyjowskiego z Kmicicem, w której m ały pułkownik po­ wiada o Billewiczównie: „Już m y jej odżałowali“ (D 11, 114), na­ stępnie w bójkach po karczmach, nade wszystko zaś w świetnej opowieści o spotkaniu Kmicica z Kiemliczami w ich leśnej sadybie. Szczegóły tej przygody, od trafienia do pustej chaty, tonącej w po­ krzywach, poprzez pertraktacje ze smolarzem, a później starym Kiemliczem, ze szczegółami takimi, jak strzelenie hufnalami — mają

(13)

swoje odpowiedniki u Paska. Jego powiedzonka powtarzają się tutaj raz po raz.

— Co tam ? — sp y ta ł K m icic. — K upa idzie! — odparł Soroka.

Słychać strzał, który nie donosi, co Kmicic kom entuje uwagą: ,,Hufnalami z garłacza strzelono!“ Pertraktacje przeplecione są w y ­ zwiskami i pogróżkami:

t — Zbój o p raw o pyta! N auczy w as k at p raw a, idźcie do kata! — W ykurzym y w a s stąd jak ja źw có w !

— A chodź! P atrz jeno, byś s ię tym d ym em sa m n ie za d ła w ił!

Ostatecznie przeciwnicy porozumiewają się, gdy Kmicic zapro­ ponował: ,,A chodź-no sam! [...] We dwóch można-li? — Można!“ Z lasu wychodzi stary Kiemlicz z synem, a w ięc dezerter z chorągwi Kmicica.

Dodać mimochodem warto, iż stwierdzenie związków omawianych scen Potopu z Pamiętnikami Paska nadaje chacie K iem liczów zabar­ w ienie historyczne. Osadza ją na tle normalnego życia w Polsce czasów Jana Kazimierza. Szczegół to zaś dlatego nieobojętny, iż całą tę opowieść wiązać by można z bajkami ludowym i o zbójcach, ta­ jemnicza bowiem izba z sześciu łóżkami ma coś z kolorytu baśnio­ w ego 17.

Zakończenie wreszcie awantury z wolentarzami Muraszki, osma- ganymi i nago wypędzonymi do zaśnieżonego lasu, nie przeszło rów ­ nież bez pozostawienia śladu w Potopie. Wspomniane poprzednio zajście Kmicica z mieszkańcami Upity ma paskowy epilog. Na od­ siecz miasteczku przychodzi setka pachołków z Poniewieża. Ich po­ gromca wyznaje potem Oleńce:

T ych p rzep łoszyłem , a oficyjerów ... na Boga, n ie gn iew aj się!... k azałem g o ły ch pogn ać kań czu gam i po śn ieg u tak, jak em raz panu T um gratow i w O rszańskiem u czy n ił [...] [D 11, 72].

17 W znanej b ajce o „Siedm iu k ru k a ch “, braciach za k lęty ch w p tak i (zob. J. K r z y ż a n o w s k i , P o lsk a b a jk a lu d o w a w u k ła d z ie s y s te m a ty c z n y m . T. 2. W arszaw a 1947, s. 75— 76, T 451), sio stra ich d ociera do ic h dom u, gd zie zn ajd u je pustą izbę z od p ow ied n ią ilo ścią łóżek. P o d o b n ie w b a jce o „D ziew ­ czyn ie w szk lan ej tru m n ie“ (ta m że, s. 176— 177, T 709); p rześlad ow an a przez m acochę k ró lew n a trafia d o ch a ty zb ójeck iej, g d zie poczyn a gospodarow ać w izb ie za sta w io n ej p u sty m i łóżkam i m ieszk ań ców . W P o to p ie: „Izba b yła dość przestronna. Soroka zaraz na w stę p ie zau w ażył, iż pod ścian am i stało sześć tap czan ów okrytych o b ficie b aran im i sk óram i“ (D 13, 4).

(14)

P A S E K I S I E N K I E W I C Z 313

Ponow nie ten sam pom ysł powraca pod Zamościem, gdy Kmicic rozstaje się z przydanym mu zdradziecko oddziałem dragonów So­ biepana.

T eraz K m icic rozkazał siec ich batożkam i z byczego surow ca, lecz n ie n ad m iarę, ażeby w ró cić m o g li p iech otą do Zam ościa. O trzym ali w ię c p rości żo łn ierze po sto, a oficer sto p ięćd ziesią t p lag [...].

L ecz tym czasem ordyńcy p rzesta li b atożyć rajtarów , k a za ł ich w ię c p an A ndrzej pognać, n agich i p ok rw aw ion ych , trak tem do Z am ościa

[D 14, 207— 208].

5. Kmicic a Pasek

Z przeprowadzonych dotąd zestawień wynika jasno, iż autor

Potopu losy Kmicica w yposażył dużą ilością szczegółów w yw odzą­

cych się od Paska. Ta zaś obserwacja pozwala odpowiedzieć na pyta­ nie, które narzuca się przy lekturze Pamiętników i Trylogii: czy Sienkiew icz nie zawdzięczał staremu gawędziarzowi jakiejś wiedzy o człowieku epoki Wazów? Tym bardziej, że Pasek umie nieraz w paru zdaniach ukazywać znamienne rysy ludzi, o których mówi, że tworzy nieraz doskonałe szkice portretowe. Odpowiedź, i to po­ zytyw ną, daje uważne przyjrzenie się Kmicicowi właśnie w pew ­ nym, przełom owym dlań momencie.

Andrzej Kmicic, chorąży orszański, późniejszy starosta upicki, jest tworem wyobraźni Sienkiewicza, postacią fikcyjną, opatrzoną jedynie nazwiskiem historycznym, przeniesionym z Jakuba Kmicica, 0 którym mówi Pasek i który wspomniany jest mimochodem rów­ nież w Potopie. Wiemy cośkolwiek o pana Andrzejowej genealogii literackiej, wywodzono go bowiem i od Jacka Soplicy z Pana Tade­

usza 8, i od bohatera powieści Zygmunta Kaczkowskiego Annuncja- ta t9. N ie m ówiło się natomiast nigdy o jego pokrewieństwie z Pas­

kiem, choć — jak się przekonamy — jest ono niewątpliwe i nie po­ zbawione znaczenia. ’

W karierze m ianowicie obydwu „wojenników“ uderza zbieżność tego, co przed chw ilą nazwałem momentem przełomowym, tj. ich spotkania z Janem Kazimierzem, a tym samym ich rehabilitacji. Pasek w ięc z chwilą, gdy nie opłacone wojsko zbuntowało się 1 utworzyło „Związek św ięcony“, stał się, z niezupełnie jasnych

18 S. P i g o ń , N a drogach i m a n o w ca ch k u ltu r y lu d o w e j. Szkice. L w ó w 1939, s. 24 i n . B i b l i o t e k a D z i e j ó w i K u l t u r y W s i . T. 6.

10 P. C h m i e l o w s k i , H en ryk S ie n k ie w ic z w o św ie tle n iu k r y ty c z n y m . L w ó w 1901, s. 109.

(15)

dla nas po-wodów, regalistą; nie chciał złożyć przysięgi związkowej, nie przyjął ofiarowanego mu urzędu i wyruszył do dyw izji Czar­ nieckiego, walczącej gdzieś na Białorusi. Relacja jego o tych spra­ wach jest wysoce mętna, na dobitkę z Pam iętników w yrw ano kilka kart kwestii tej dotyczących. Ostatecznie jednak nie m am y powodu, by mu nie wierzyć. Równocześnie przecież nie dziwim y się Mazepie, który spotkał Paska po drodze, uznał go za delegata związkowego spieszącego na Litwę, by tam nawiązać kontakt z wojskiem , zade- nuncjował go królowi i spowodował jego uwięzienie. Staw iony przed sądem senatorskim, rezolutny Mazur nie zapomniał języka w gębie i zarzuty oskarżenia odparł w sposób, którego pozazdrościć m ógłby Sam Weller z Klubu Pickwicka. Sw ym sędziom, senatorom litew ­ skim, przymówił tak szpetnie, iż doprowadził ich do wściekłości, i nie wiadomo, czym byłoby się skończyło, gdyby nie król, który za kotarą przysłuchiwał się zeznaniom i brał się za boki z uciechy, by ostatecznie zadecydować o uwolnieniu zuchwałego szlachetki. Rzecz obojętna, czy cała ta scena jest prawdziwa, czy podkoloryzo­ wana — artystycznie jest znakomita. Od niej też datują się fawory królewskie, które nie przynoszą, wprawdzie Paskowi urzędów, ale dają mu znacznie więcej gotówki, niżby to wynikało z w yw odów jego uczonego biografa 20. Jak to się odbywało, wiem y choćby z omówio­ nej poprzednio relacji o Pasku jako przystawię poselstw a m oskiew­ skiego. W każdym razie osobnik podejrzany i oskarżony o udział w spisku czy buncie otrzymuje rehabilitację, po której idą jej kon­ sekwencje wojskowe i finansowe.

W biografii powieściowego Kmicica jego zbliżenie z Janem Kazimierzem następuje w Głogowej na Śląsku, utrwala się zaś ostatecznie w Lubowli, gdy ujawnia on swe prawdziwe nazwisko, demaskuje kalumnię Bogusława Radziwiłła i zdobywa przebaczenie królewskie, co następnie prowadzi do otrzymania funkcji „przewod­ nika“, a więc „przystawa“ czambułu.tatarskiego, a wreszcie do na­ grody ostatecznej — godności starosty upickiego. Sytuacja Kmicica wygląda zatem analogicznie do Paskowej w Grodnie, jest jednak daleko gorsza ze względu na dotychczasową reputację „Hektora częstochowskiego“, ciężą bowiem na nim winy i podejrzenia, których nie ukrywają otaczający króla senatorowie. Kmicic wszakże tak energicznie odpiera stawiane mu zarzuty, iż zdobywa zaufanie pary królewskiej, że zaś na to zasługuje, dowiedzie rychło w wąwozie

(16)

P A S E K I S I E N K I E W I C Z 315

tatrzańskim, gdy własną piersią osłoni Jana Kazimierza przed Szwedami.

Że ta zbieżność czy analogia nie jest rzeczą przypadku, lecz że pom ysł Sienkiew icza w yw odzi się istotnie z lektury Pam iętni­

ków Paska, dowodzą drobne szczegóły. I tak obaj oskarżeni odwołu­

ją się do świadectw a własnej skóry. Pasek m ówi o bliznach, „cica­

trices, adverso pectore poniesionych“ (219), Kmicic zaś chce zade­

monstrować swój bok, przypieczony przez Kuklinowskiego. Pasek z furią kontratakuje senatorów, przeciwstawiając im żołnierzy, ich magnackim przepychom — trudy obozowe. W im ię równości szla­ checkiej* nie pozwala przymawiać sobie, lubo sądowi nie znanemu. Pamięta ponoć to, co jego przeciwnikowi pieniaczowi powiedział o nim Czarniecki: „Waszeć się dotychczas zabawiał czarnym kałama­ rzem, wywodząc inkwizycyją, a pan Pasek tu z nami krwią pisał“ (181). Podobnie wybucha i Kmicic, gdy dowiaduje się, iż osobą, która z niesłusznym i zarzutami przeciw niemu wystąpiła, jest kanclerz: „łatwiej łgarstwo zadawać, niż gardła nadstawiać, łatw iej pieczętować woskiem niż krwią!“ (D 14, 23) Dalej drobiazg, ale w danym kontekście nie pozbawiony wym owy. Pasek, który z dumą akcentuje swe, jakże ubogie wykształcenie, jak z rękawa sypie cy­ tatami z klasyków. W pewnej chwili przytacza więc aforyzm Ho­ racego: „Etsi caelum m e t, impavidum ferient ruinae“ (223). Rzecz ciekawa, iż ten sam cytat Sienkiew icz w scenie głogowskiej wkłada w usta uczonego biskupa W ydżgi (D 14, 21). Czyżby to był czysty przypadek?

A wreszcie szczegół inny jeszcze, występujący nie w scenie sądu grodzieńskiego i nie w rozmowie głogowskiej. Pasek m ianowicie w chwili wahania się, czy wracać do Polski, czy też zostać w Danii, decyzję powrotu m otyw uje tak oto:

O fiarując to w dysp ozycyją B oską a ścisn ą w szy n óżk i P an u J ezu so w i [...], to zaraz jako p la str przyłożył i ochota zaraz n a stą p iła [...] [78].

U Kmicica ostatni przełom, gdy waha się, czy pozostać na Li­ twie, czy wykonać rozkaz dalszego udziału w wojnie, ma taką

postać: . ■' i

A no, jeszcze tę ziem ię kochaną ucałuję, a no, jeszcze nóżki T w oje ścisn ę... i idę, C hryste! idę!... [D 16, 209]

Wszystko, co się tu powiedziało, nie znaczy bynajmniej, by Kmicic był kopią Paska czy choćby równie nam iętnym wrogierp

(17)

senatorów-magnatów. Wprawdzie w obydw u scenach sądu, grodzień­ skiej i głogowskiej, akcenty przeciwm agnackie brzmią z siłą jed­ nakową, ale poza nim i nad podobieństwami górują różnice. Przy całej swej fantazji Pasek jest tylko chudopachołkiem, usiłującym bez powodzenia zrobić karierę wojskową czy cywilną, przy całej swej rzekomej erudycji jest tępakiem, którego zainteresowania nie w ybiegają poza obręb „dywizji“, powiatu czy wreszcie wojewódz­ twa. Na Kmicicu zaś, mimo wszystko, zaważyło doświadczenie hi­ storyczne i ludzkie... Mickiewicza czy sam ego Sienkiewicza. Cho­ rąży orszański, pozbawiony oparcia o sw e strony rodzinne, jako oficer rozstrzyga — w ujęciu pow ieściow ym — o losach bitew, jako człow iek zaś rozszerza stopniowo sw e horyzonty polityczne i patrio­ tyczne do rozmiarów trafnie uchwyconych w uniwersale królew­ skim ,'który rehabilituje go i sum uje jego zasługi. Dziki warchoł z dalekich kresów, które już wówczas odpadły od Rzeczypospolitej, staje się jej zasłużonym obywatelem. Pasek natomiast, o czym zre­ sztą Sienkiewicz wiedzieć jeszcze nie mógł 21, do końca życia został warchołem powiatowym.

Czyż więc wobec różnic tak istotnych można mówić o pokrewień­ stwie, i to genealogicznym, dwu tych postaci, historycznego Paska i fikcyjnego Kmicica?! Nie tylko można, ale i trzeba. I to z kilku względów. Po pierwsze dlatego, iż m iędzy tekstami Pam iętników i Potopu są wyraźne stosunki zależności. Po w tóre dlatego, iż owe stosunki dowodzą, że Sienkiewicz w oparciu o Paska chciał zrobić Kmicica typowym przedstawicielem um ysłow ości szlacheckiej cza­ sów Jana Kazimierza, że wyposażył go w ielu rysami, które poznał rozczytując się w Pamiętnikach. Po trzecie wreszcie, przeprowadzone tu zestawienie pozwala na ustalenie dystansu m iędzy surowym ma­ teriałem, reprezentowanym przez autentyczny pamiętnik szlachecki z drugiej poł. XVII w., a przetworzeniem tego materiału przez pisarza z końca w. XIX, pisarza, który wobec przeszłości zajmował stanowisko wyraźnie krytyczne. I kto wie, czy tym w łaśnie kryty­ cyzm em nie tłum aczy się okoliczność, iż Sienkiewicz, z takim entu­ zjazmem m ówiący o Czarnieckim, nie wprowadził do Potopu Paska, nie poszedł w ślady Słowackiego, który dla pamiętnikarza znalazł m iejsce w Mazepie. I że Kmicica zrobił starostą w Upicie, a więc

21 R ozpraw a A lek san d ra K r a u s h a r a N o w e e p iz o d y z o sta tn ich la t ży c ia

J M c i p a n a Jan a C h r y zo s to m a z G o sła w ic P a sk a ukazała s ię drukiem (w yd. 1 —

(18)

P A S E K I S I E N K I E W I C Z 317

następcą osławionego Sicińskiego, pamiętnego pierwszym zerwaniem sejmu. Przy dzisiejszej znajomości stosunku autora Trylogii do przeszłości nie potrafim y odpowiedzieć, dlaczego postąpił tak, a nie inaczej, wątpliw ości jednak nie ulega, że nie była to sprawa przypadku. Czyżby chodziło o powiedzenie, że starostami w Upicie byw ali ludzie nie tylko w rodzaju Sicińskiego, ale również typu Kmicica?

6. Drobne m otyw y

W toku lektury Paska czytelnik obeznany z Trylogią raz po raz trafia na zwroty, zdania, całe naw et ustępy, które zna z Sienkiew i­ cza. Mają one niekoniecznie tę samą funkcję, w ystępują bowiem w sytuacjach zarówno podobnych do sienkiewiczowskich, jak i w całkowicie odmiennych. Może jednak lepiej będzie przyjrzeć się samemu m ateriałowi przed próbą wyciągnięcia z niego wniosków.

A. CZARNIECKI. — Kasztelan kijowski, stały i niezmienny przedmiot zachwytu u Paska, występuje w Pamiętnikach wielokrot­ nie, ukazywany w różnych sytuacjach kłopotliwych, z których jednak stale wychodzi obronną ręką. Pasek zna charakterystyczne ruchy i powiedzonka uwielbianego wodza. Należy do nich targanie brody w chwilach podniecenia.

A w te m w o jew o d a w y n id zie z nam iotu, brodę kręci; a, ju ż to b y ł znak alteracyi albo gn iew u [125].

„Nasz dziad“ (jak go Pasek nazywa; 68) w czasach kampanii duńskiej, a potem i m oskiewskiej, nie szczędzi własnego zdrowia i życia. Jego komenda brzmi: „Terazże, Mości Panowie, komu Bóg i cnota miła, za mną!“ (163) W bitwie „Ostatnimi kazał natrzeć siła­ mi, sam przed nami natarczywie skoczywszy, siekł, strzelał, nara­ żał się, nie jak hetman, ale jak prosty żołnierz“ (165). Bezwzględny wobec przewinień swych podkomendnych, pamięta jednak o ich po­ trzebach i poza służbą traktuje ich po przyjacielsku. Rozstając się z Paskiem proponuje mu poczęstunek. Pasek wybiera miód: „Po­ wiedziałem, że wolę miód, bom wiedział, że dobry bardzo [miał]“. I pije trzy „kuszyki“ (284).

W Potopie, którego tomy końcowe są czym ś w rodzaju bohater­ skiej rapsodii o przewagach Czarnieckiego, znaleźć można wszystkie prawie szczegóły zanotowane u Paska. „[...] nasz dziad w lot zgad­ nie“, jak wygląda sytuacja — powiada o nim Zagłoba (D 15, 147). W zburzenie przejawia się u niego tak: „Czarniecki skończył czytać,

(19)

318

przez chwilę całą pięścią kręcił brodę i m yślał“ (D 15, 145). W bi­ twie pod Warką, gdzie przeprawa przez Pilicę ukazana jest jak u Paska przebycie cieśniny morskiej lub rzeki Druczy, Czarniecki skacze w wezbrane wody z okrzykiem: „Komu Bóg! komu wiara! komu ojczyzna miła! za m ną!“ (D 15, 132) Sienkiew icz wreszcie, który w Ogniem i m ieczem formułę Paska zastosował do Tuhaj be­ ja („Skoczył więc jak w dym — i sam leciał w pierwszym szeregu nie jak wódz, ale jak prosty Tatar, i siekł, zabijał, narażał się razem z innym i“; D 10, 59), uciekł się do niej ponownie w opisie walki leśnej z oddziałem Kanneberga. Czarniecki „sam z Szemberkową chorągwią naprzód skoczył, sam siekł, sam własną ręką ścinał“ (D 15, 49).

W Potopie, gdzie portret znakomitego wodza zrobiony jest daleko staranniej i pełniej niż u Paska, nie brak i przejawu dobrego hu­ moru Czarnieckiego. Gdy po „splantowaniu“ Lubomirskiego przez franta Zagłobę wyrusza on do obozu sprzymierzeńca i zaprasza z sobą Zagłobę, a ten przym awia się o poczęstunek słowy: „Siła mi powiadano o kasztelańskim m iodzie“ — otrzymuje odpowiedź: „To się strzemiennego po kusztyczku napijem y“ (D 15, 74— 75). N ie­ w ątpliw ie „kusztyczek“ jest tu bliskim krewniakiem Paskowego „kuszyka“.

Krótko mówiąc, historycznego bohatera swej powieści, straszli­ wego pogromcę Szwedów, Sienkiew icz ukazał tak, jak go widzieli jego podkomendni, osiągnął to zaś przez wyzyskanie sporego zaso­ bu wyrażeń i zwrotów w ystudiow anych u Paska. Zrobił to niew ąt­ pliw ie głębiej i pełniej, portret dał plastyczniejszy, ale autentyczny, m alowany barwami z epoki.

B. REGIMENTARZ ZAGŁOBA. — W Potopie sporo jest ustępów o charakterze komicznym, co naturalne, gdy się zważy, iż jedną z czołowych postaci pow ieści o najeździe szwedzkim jest Zagłoba. Do jego zaś przewag najzabawniejszych należą rozdziały o regim en- tarstwie w obozie konfederackim. Opowieść ta, z powodu której ro­ biono Sienkiew iczowi zarzuty idealizacji starego warchoła i tchó­ rza 22, świadczy, by dodać nawiasem, o zdumiewającej intuicji wielkiego pisarza. Żył on przecież w czasach spokojnych, gdy nie było miejsca na rozmaitych samozwańczych i przypadkowych wo­ dzów, a jednak zrozumiał zjawisko, które w obydwu wojnach świa­

22 S. T a r n o w s k i , S tu d ia do h is to rii lite r a tu r y p o ls k ie j. T. 5. K raków 1897, s. 116.

(20)

P A S E K I S I E N K I E W I C Z 319

towych w ystępow ało tak często, kiedy na czele dywizyj form ujących się na ziem i obcej staw ali ludzie o talentach wojskowych godnych właśnie Zagłoby. Dość w ym ienić nazwiska w rodzaju Hallera, D ow - bór-Muśnickiego lub Czumy, ludzi z nieprawdziwego zdarzenia, by uzasadnić słuszność tego sformułowania.

Rzecz zabawna, iż owo Zagłobowe regim entarstwo Sienkiew icz odmalował również farbami z palety pana Paskowej i w yposażył szczegółami zaczerpniętym i z dziejów Czarnieckiego. Zapowiedzią przyszłej godności znakomitego kawalarza jest jego strategemat, podstęp wojenny, kiedy to Zagłoba w ystępuje z odznakami w ładzy hetmańskiej, dla zm ylenia — jak twierdzi — Szwedów. Koncept ten wywodzi się z Paskowej relacji o bitw ie nad Basią. Czarniecki, mający zbyt słabe siły, by zmierzyć się z przeciwnikiem, rozdmu­ chuje je sztucznie, każe m ianowicie kom endantowi wszelkiej hała­ stry obozowej, Muraszce —

żeby w o len ta rzó w i lu źn ą czeladź w y p r o w a d z ił zza góry na oko n ie ­ p rzyjacielow i. P rzyjdą ted y w ie lk im p ęd em , w ła śn ie jak ob y to d o p iero

n o v ite r na sukurs p o siłk i p rzych od ziły; a p rzyszed łszy ryścią, sta w a ją

zaraz przy le w y m sk rzyd le, trochę opodal od w o jsk a litew sk ieg o . M uraszka się u w ija pod b u ńczukiem , b iega z b u zd ygan em , szy k u je ja k b y to n o w o tn y h etm an i n ow otn e w o jsk o ; jakoż sta ło się ta k ozdobne, że i n am sa m y m serca p rzyrastało, p atrząc n a ow ą h o ło tę [161].

,,Znacie tę bajeczkę?“ — zapytać by można za Jowialskim. Jest to przecież prototyp przezabawnej scenki, gdy Zagłoba spieszy na czele chorągwi laudańskiej, by ratować uw ięzionych przyjaciół.

W p ierw szy m szeregu, n ieco od praw ej stron y, u w ija ł się pod b u ń czu k iem jak iś p otężn y m ąż z b u ła w ą w ręku.

L ed w ie go pan W ołod yjow sk i w z ią ł na oko, w n e t zakrzyknął: — To pan Zagłoba! J a k B oga kocham , pan Zagłoba!

U śm iech rozjaśn ił tw a rz Jana S k rzetu sk iego.

— On! n ie k to inny! — rzek ł — i pod b u ń czu k iem . Już się na h etm an a k reow ał [D 12, 50].

Kariera regimentarska Zagłoby kończy się w ysłaniem W ołody­ jowskiego na podjazd i długim, pełnym niepokoju wyczekiwaniem na jego powrót. Źródłem tego epizodu jest opowiadanie Paska o awanturze pod Kozieradami, gdy na w ieść o zbliżaniu się Cho- wańskiego Czarniecki w ysyła duży podjazd pod wodzą Skrzetuskie­ go. Podjazd wziął do niew oli chorągiew m oskiewską i zatrzym ał się po drodze, jeden zaś z jego uczestników, Wolski, dotarł do obozu z fałszywą wieścią, iż podjazd został zniesiony przez pogoń. Czar­ niecki przygotowuje się więc do bitwy, Pasek zaś, znający W olskie-2*

(21)

go jako tchórza i blagiera, powiada swem u wujowi, kapelanowi P ie ­ karskiemu, co m yśli o relacji Wolskiego. Czarniecki, który słyszy te uwagi, mówi: „A toż i ja tegoż zdania; bo jeżeli ich podjazd [mo­ skiewski] dognał, nie podobna, aby ich m iał tak osaczyć, żeby m ieli wszyscy zginąć“ (126). Istotnie, wieczorem przychodzi m eldu­ nek od Skrzetuskiego o zw ycięstwie, nazajutrz zaś rano staje on sam ze zdobyczą przed „regimentarzem“, jak Pasek nazyw a w tym m iej­ scu Czarnieckiego (128).

W Potopie Zagłoba w ysyła W ołodyjowskiego na obronę Wołko- wyska. Przez trzy dni nie ma o nim wiadomości, gdy więc pachoł­ kowie przynoszą pogłoskę o nadciąganiu jakiegoś wojska, w obozie powstaje popłoch, konfederaci bowiem sądzą, że to nadchodzi groź­ ny Radziwiłł. Przerażony Zagłoba pędzi do Skrzetuskiego po radę: „Mówią, że ogarnęli W ołodyjowskiego i tamten drugi podjazd, który niedawno posłałem “. Skrzetuski zapewnia regim en tarza, że Wołody­ jowski nie dałby się otoczyć, na uw agę zaś, że w ieści mówią o zbli­ żaniu się jakiegoś dużego wojska, dodaje, iż W ołodyjowski widocznie spotkał się z Sapiehą (D 13, 105). Doświadczony żołnierz nie m yli się, po nadciągnięciu bowiem Sapiehy z W ołodyjowskim wyjaśnia się, że m ały pułkownik trafił na regularne siły m oskiewskie i dla­ tego nie m ógł rychło wrócić.

B y skończyć z Zagłobą i jego przewagami, trzeba się cofnąć znacznie wstecz, do Ogniem i m ieczem i historii starego łgarza, zamkniętego przez Bohuna w chlew ie i wyratowanego przez Woło­ dyjowskiego. N ie zmieszany przygodą, Zagłoba prowadzi swego wybawcę do chlewa, gdzie —

P a n W ołod yjow sk i n ie w id zia ł przez c h w ilę nic, bo w sz e d ł ze św iatła, a le gd y ju ż oczy je g o o sw o iły się n ieco z ciem n ością, d o jrza ł ciała leżące n ieru ch o m ie n a gnoju.

— A tych ludzi k to narżnął? — p y ta ł zdziw ion y. — Ja — rzek ł Z agłoba [D 9, 88].

Prototypem tego dialogu jest sław ny opis zdobycia zamku w Koldingen u Paska. Pamiętnikarz na przedzie czeladzi włamuje się przez okno do wieży, następnie dostaje się na podwórze, gdzie wycina oddziałek szwedzki, po czym jego bitni, lecz niekarni pod­ komendni rozbiegają się na rabunek. Równocześnie obersztlejt- nant Tetwin zdobywa z dragonią bramę, wchodzi na podwórze, nie wiedząc zaś, że Pasek go uprzedził, woła na widok trupów: „A tych ludzi kto narznął, kiedy was tu tak mało?“ (31)

(22)

P A S E K I S I E N K I E W I C Z 321

C. SPRZĘT ROCHA KOWALSKIEGO. — Głupawego osiłka, Rocha Kowalskiego Sienkiew icz w yposażył odpowiednim ekwipun­ kiem, ciężką szablą dragońską i pełną gorzałki manierką. Jedno i drugie traci on, gdy udający krewniaka Zagłoba w ym yka się nie­ szczęsnemu oficerowi. Z dalszych dziejów Rochowych wiadomo, że nie gardził napitkiem, czytelnik więc może się dziwić, jak Zagłobie udało się upoić go, zwłaszcza gdy ten czytelnik ma w pamięci ilu ­ strację Jana Marcina Szancera, na której Zagłoba piastuje w ręku średnią butelczynę 23. Sienkiewicz m ówi tutaj, jak i w innych m iej­ scach Trylogii, o manierce, którą zresztą stale nazywa blaszaną. Zagadkę wyjaśnia Pasek, który dworując sobie z pospolitaków opo­ wiada, jak to ktoś z nich podczas popłochu zgubił manierkę: „Mię­ dzy inszym i rzeczami cynowa ładownica została na rzem iennym pasie a w skórę powleczona, pełna gorzałki zacnej, ze dwa garca w niej“ (465). Dwa garnce to około ośmiu litrów. Przyjmując, że Pa­ sek coś niecoś przesadził, przypuścić wolno, że manierka Rocha miała choćby jedną czwartą owej ładownicy, a wówczas sytuacja w powieści ukazana nie budzi wątpliwości.

Zapytany o żonę, K owalski oświadcza:

— P ew n ie, że żonaty! Ja jestem K ow ąlsk i, a to je st p an i K o w a lsk a , innej n ie chcę.

To rzek łszy m łod y oficer p od n iósł do oczu panu Z agłobie g ło w n ię ciężkiej dragońskiej szab li i p ow tórzył:

— Innej n ie chcę! [D 12, 30]

Koncept ten wyw odzi się również z Paska, z jego opowiadania o kasztelanie zakroczymskim Olędzkim, któremu „się to głowa była napsowała“, tj. nieszkodliwym wariacie. Kasztelan, pom ylony na punkcie wyobrażeń religijnych, lubi muzykę, ale nie tańczy. Zapy­ tany o przyczynę i—

On, ud erzyw szy d w om a p alcam i w m iecz, odpow ie: „Ja z tą ty lk o jed n ą p anną zw yk łem tań cow ać; gd yb ym z nią p oszed ł, m ogłob y s ię to k om u w ordynku uprzykrzyć“ [105].

D. POJEDYNKI. — Autor Trylogii, sam biegły w fechtunku, dał w powieściach swoich całą serię po mistrzowsku przedstawio­ nych pojedynków. Wplatał je chętnie w opisy batalistyczne, cyze­ lował je jako obrazki indywidualne (by wspom nieć tylko W ołody­ jowskiego i Bohuna, W ołodyjowskiego i Kmicica, W ołodyjowskiego

(23)

322

i Basię). Można w ięc sobie wyobrazić, z jakim upodobaniem Sien­ kiewicz m usiał rozczytywać się w Pasku, graczu na szable, z zami­ łowaniem opowiadającym o sw ych przeprawach z przeciwnikami, jednostkami czy zespołami kilkuosobowymi. Lektura ta pozostawiła pew ne ślady w Trylogii. I tak Pasek opowiada o swoim spotkaniu z kilku kolejnym i przeciwnikami, z których jeden, Nuczyński, „Co na m nie przytnie, to mówi: »Zginiesz«. A zaś mówię: »Pan Bóg tym rządzi«“ (119). W Ogniem i mieczem, w czasie harców pod Konstan­ tynowem, spotykają się dwaj mocarze: Kozak Pułjan i Podbipięta. „Pohybnesz! — krzyknął Pułjan, widząc zuchwałego męża. — Cóż robić? — odpowiedział pan Podbipięta wznosząc szablę do cięcia“ (D 8, 208). W czasie zaś pojedynku w Balicach:

— Z giniesz! — ozw ał się n a g le B ohun.

— Z giniesz! — od p ow ied ział ja k ech o W o ło d y jo w sk i [D 9, 159].

Z Paska wywodzą się nie tylko słow a pojedynkujących, ale również ich sensacje m ięśniowe. Pojedynek z Jasińskim przedsta­ wia Pasek tak: „Przytnie na m nie potężnie, aż m i zadrżała szabla w garzci; w ytrzym ałem zakład“ (120). W w alce z Podbipiętą zbroj­ nym w szablę „W ytrzymał pierwsze jej cięcie Pułjan, choć zaraz poznał, że ma z nie lada zapaśnikiem do czynienia, bo mu aż szabla w garści zadrżała; wytrzym ał jednak i drugie, i trzecie [...]“

(D 8, 208).

E. DWA MOTYWY FOLKLORYSTYCZNE. — Głośne opowia­ danie o w eselu krasnoludków poprzedził Pasek informacją nastę­ pującą:

W c a ły m k r ó le stw ie szw ed zk im i w d u ń sk ich n iek tó ry ch p row in cyjach tym i d yjab łam i ta k robią jak o n iew o ln ik a m i w T u rczech [...] i n a zy w a ją ich s p ir itu s fa m iliä re s [82— 83].

Coś z tych poglądów demonologicznych wykorzystał autor Poto­

pu dla scharakteryzowania wierzeń wieku XVII. I tak Kmicic kla­

ruje w Częstochowie Piotrowi Czarnieckiemu, dlaczego wśród Szwe­ dów jest tylu charakterników, a więc ludzi, którzy czarami odwra­ cają od siebie rany i śmierć. Mówi: „Od Finów się sztuki zażywa­ nia czarnych nauczyli i każdy ma dwóch albo trzech diabłów do po­ słu gi“ (D 13, 209). Pod Sandomierzem zaś, gdzie Polacy z zaintere­ sowaniem oglądają Lapończyków, Sadowski wywodzi: „Za to cza­ rownicy z nich exquisitissimi, każden najmniej jednego diabła, a nie­ którzy po pięciu do usług mają“ (D 15, 113).

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jak podkreślił SądApelacyjny w swym uzasadnieniu, odwołanie obwinionej podlega odrzuceniu z uwagi na niedo- puszczalność drogi sądowej, która wyklucza rozpatrywanie przedmioto-

Bywają lektury, które czyta się dla obowiązku. Są na szczęście także książki pochłaniane, uwielbiane, oczekiwane; o których się mówi, po które stoi się

 „Pytanie na śniadanie”, „Pytanie na dzień dobry”, „Pytanie na koniec”, „Pytanie, które zabieram do domu”, itp. – codzienny rytuał stawiania pytań, dzieci

Normą w całej Polsce stał się obraz chylącego się ku upadkowi pu- blicznego szpitala, który oddaje „najlepsze” procedury prywatnej firmie robiącej kokosy na jego terenie..

Dlatego też fraza ta jest ambiwalentna w ocenie: człowiek może bowiem odmienić się nie według schematu, czyli zachować wolność i indywidualizm, ale może też zmienić się

Pielgrzymowanie do źródeł chrześcijaństwa 477 dwudziestego wieku, którzy w wysokim stopniu zatracili ideały przyświecające Franciszkowi i jego towarzyszom: „Radość

Tytuł fragmentu relacji Kiedy wydarzył się cud, do Lublina nie można się było dostać Zakres terytorialny i czasowy Lublin, PRL.. Słowa kluczowe Lublin, PRL, cud lubelski,

Kiedy dziecko przejawia trudne zachowania zwykle odczuwamy frustrację, bezsilność, obawę, że coś jest nie tak, skoro ono się tak zachowuje.. Zdarza się, że