>M 1 7 Warszawa, d. 26 kwietnia 1896 r. T o m X V .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM
P R E N U M E R A TA „ W S Z E C H Ś W IA T A ".
W W a r s z a w ie : rocznie rs. 8 kw artalnie „ 2 Z p r z e s y łk ę p o c z to w ą : rocznie rs. lo półrocznie „ 5 P renum erow ać m ożna w Redakcyi „W szechświata*
i w e w szystkich księgarniach w kraju i zagranica.
K o m ite t R edakcyjny W s zec h ś w iata stanow ią Panow ie:
D eike K., D ickstein S., H o y e r H., Jurkiew icz K., Kw ietniew ski W ł., Kram sztyk S., M orozewicz J., Na- tanson J „ Sztolcman J., Trzciński W. i W róblew ski W.
A d r e s rESed-sOsicyi: 3fZra,lso'wsls:ie-I=rzed.m.IeścIe, USTr ©S.
P O G L Ą D Y N A U K O W E na
czynniki, kierujące kształtowaniem się ustrojów.
G dy w połowie bieżącego stulecia w n au kach, zajm ujących się światem nieożywionym, zapanow ały poglądy czysto mechaniczne, n a
u k a o życiu czyli biologia przyswoiła sobie również odpowiednie zapatryw ania i uznała ustrój żyjący za mechanizm, kierowany przez te same praw a fizyczne, którym podlegają wszystkie ciała m artw e. Nie mogło ulegać wątpliwości, że nowo ustalone prawo zacho
w ania się energii rozciąga się zarówno do ciał żyjących, ja k i m artw ych, ponieważ j e d ne i drugie utworzone są z jednakow ej mate- ryi, k tó ra ta k samo ja k energia nie może zginąć bez śladu lub wynurzyć się z nicości.
J a k p raca m aszyny parowej pow staje z z a pasów energii, nagrom adzonych w węglu, ta k mechanizm organizm u żyjącego czerpie swą zdolność do pracy z zapasów energii, u k ry
tych w przyjmowanym pokarmie. W yzwole
nie pracy, czyli energii żywej, uskutecznia się zarówno w maszynie sztucznej, ja k i w o rga
nizmie żyjącym za pośrednictwem sprawy palenia czyli utleniania węgla lub jego związ
ków ubogich w tlen, a jak o ostateczny rezul
ta t tego procesu chemicznego powstaje dwu
tlenek węgla i woda. N iepalne części w m a
szynie oddzielają się jako popiół, w organiz
mie zwierzęcym w postaci kału. E n erg ia zużyta dla dokonania pracy zmienia się tu i tam na ciepło, które udziela si§ otoczeniu obu mechanizmów i w koćcu rozprasza się w przestrzeni świata. Biologia odrzuciła więc, ja k się z tego szkicu okazuje, wszelkie witalistyczne tłum aczenie zjawisk życiowych.
S iła żywotna dawniejszych biologów nie m ogła być dłużej utrzym ana, gdyż sprzeciwiała się nowo ustalonym pojęciom o istocie sił przy
rody, mogących wywołać jedynie proste skutki, gdy tymczasem siła żywotna działać m iała jako rodzaj archeusa, dokonywającego najróżnorodniejsze czynności celowe.
Pogląd mechaniczny na sprawy życiowe znalazł silne poparcie w występującej w owym czasie teoryi D arw ina, k tó ra tłum acząc po
wstawanie organizacyi złożonej jak o n astęp stwo przystosowania do otaczających w arun
ków w walce o byt, zdaw ała się dostarczać
258 N r ] 7.
odpowiednich podstaw do wyrugow ania z ży
wej przyrody wszelkich celowo działających czynników.
P o gląd mechaniczny, na w skazanej drodze zdobyty, był jed n ak zbyt ogólnikowy i oparty n a pobieżnych porównaniach, aby n a dłuższy czas zdołał zadowolnić badaw czy um ysł człowieka. P rz y usiłowaniach głębszego wniknięcia w istotę spraw życiowych biolog n a każdym kroku napo ty k ał zjaw iska, nie- okazujące widocznie nic wspólnego z m artw ą przyrodą, niedające się bezpośrednio porów nać ze zwykłemi zjaw iskam i fizycznemi. T ak np. dla najpowszechniejszego zjaw iska ży
ciowego, występującego stale i w n ajro z m ait
szych postaciach w tw orach ożywionych, t. j.
dla pobudliwości, nadarem nie szukać będzie
my analogii w przyrodzie m artw ej. U siłując wytłum aczyć to zagadkowe zjaw isko na z a sadzie znanych nam ogólnych p ra w fizycz
nych, zniewoleni jesteśm y przypisyw ać n a j
prostszym naw et napozór żyjątkom nader złożoną budowę, której je d n a k żad n ą m iarą naocznie wykazać nie jesteśm y w stanie. T r a wienie pokarm ów , wprowadzonych do o rg a nizmu drogą poniekąd czysto mechaniczną., d aje się wprawdzie objaśnić ja k o spraw a przeważnie chemiczna, ale ju ż wsysanie ciał rozpuszczonych do u k ład u naczyń krwionoś
nych i lim fatycznych przedstaw ia dużo stron zagadkowych, a zam iana tych ciał na część składow ą tkan ek pozostaje dla nas d otąd zupełnie zagadkową. K om órki w ybierają tu ja k b y ze świadomością tak ie części ze krwi k rą żąc ej, ja k ie d la nich są odpowiednie j
i w danej chwili niezbędne, a w każdej znów [ odmiennej grupie kom órek ciała te zostają przyswojone, przerobione n a właściwe części ; składowe kom órek i w najw łaściw szym punk
cie ich ciała pomieszczone. W yjaśnienie procesu mechanicznego, uskuteczniającego się przy skurczach m ięśni i wogóle protoplaz- my, przedstaw ia nieprzezwyciężone tru d n o ści, a mniej jeszcze przystępnem wydaje się przewodnictwo w nerw ach; cały zaś obszar zjaw isk psychicznych stanow i pole odrębne, n a którem praw ie nic wspólnego z ogólnemi j
praw am i m echaniki dostrzedz nie zdołam y, j
Do zjawisk, niedających się ż a d n ą m ia rą | wyjaśnić na drodze m echanicznej, należy tak - ! źe zdolność odradzania się. O rganizm żyją- j
cy nietylko bezustannie re g u lu je swe czynno- |
ści i przystosowuje je do zmieniających się w pewnych granicach warunków bytu, ale sam napraw ia nadwerężone przyrządy, u s u wa części zniszczone i zastępuje je nowemi, a nareszcie wytwarza mniej lub więcej liczne podobne do siebie organizmy.
C ały szereg przytoczonych tu spostrzeżeń nie przedstaw ia żadnej analogii z działalno
ścią mechanizmów sztucznie przez człowieka wytwarzanych, a d la ich w ytłum aczenia na zasadzie znanych nam bliżej praw fizycznych należy ułożyć n ad er zawiłe i ogólnikowe hy- potezy, nie oparte na odpowiednich danych faktycznych. Ten brak spostrzeżeń niezbęd
nych do wyjaśnienia istoty spraw życiowych skłonił kilku przyrodników i lekarzy do pew
nego zw rotu ku poglądom witalistycznyin.
N ie spotykam y wprawdzie u nich usiłowań w skrzeszenia siły żywotnej dawnych w italis
tów, k tó ra ra z na zawsze została pogrzebana, ale właściwe zjaw iska życiowe pow stają wedle nich pod wpływem odrębnych i niezbadanych d o tąd czynników, właściwych tylko istotom uorganizowanym .
N ie może w samej rzeczy ulegać w ątpli
wości, źe n au k a odsłoniła nam zaledwie zn i
kom ą cząstkę praw przyrody, że istota m ate- ry i dla n^,s jeszcze za k ry ta je s t najgrubszą zasłoną, źe o wzajemnym związku d ziała ją
cych w niej czynników czyli t. zw. sił zdoby
liśmy zaledwie najpobieżniejsze pojęcia. J a kie niespodzianki obiecują nam dalsze ścisłe b adania naukowe, wskazują dobitnie nowe odkrycia R ontgena. Słusznie też Ostwald w ostatniej swej mowie publicznej, wygłoszo
nej na zeszłorocznym zjeździe przyrodników i lekarzy w B rem ie, uw ydatnił nieudolność poglądu mechanicznego do objęcia wszystkich zjaw isk przyrody, a naw et do wyświetlenia zjaw isk zasadniczych w fizyce i chemii.
Dopóki jed n ak um ysł ludzki nie zdobędzie nowych ogólnych i trwalej uzasadnionych po
glądów, dopóki nie ułoży fundam entów dla gm achu nowej nauki wszechświatowej, obej
m ującej w jed no litą całość rozbiegające się n a wszystkie strony gałęzie wiedzy p rz y ro d niczej, dopóty badacze są zniewoleni do opie
ra n ia swych usiłowań n a dotychczasowych poglądach, k tó re w bieźącem stuleciu okaza
ły się niezm iernie płodnem i i posunęły naukę o krok olbrzym i naprzód. Choć starzejące te poglądy nie w ystarczają już do objęcia
N r 17. WSZECHSWIAT. 259 wszystkich zjawisk w przyrodzie, to jednak
ja k o o p arte n a niezmiernej liczbie danych faktycznych w skazują jasno kierunki dal
szych skutecznych badań, zachowują przy
najm niej swe znaczenie „heurystyczne”.
W razie zastąpienia ich przez nowe niedoj
rz a łe i m gliste poglądy dalsze b ad a n ia mo
głyby na poważny szwank być narażone.
Odpowiednie rozw ażania skłaniają dotąd większość biologów do odrzucania wszelkich poglądów witalistycznych i w ytrw ania w raz obranym kierunku, z wieloletniego doświad
czenia uznanym za dowiedziony i wielce po
żyteczny. Usiłowania głębszego wniknięcia w istotę spraw życiowych zostały też w o stat
nich czasach uwieńczone pomyślnemi i wielce obiecującem i rezultatam i. J a s n ą je s t rzeczą, że do badań nad zasadniczemi sprawam i ży
cia najbardziej przydatnem i powinny się okazywać ustroje najprościej zbudowane, a zatem złożone z pojedyńczej komórki albo najwyżej z m ałego skupienia tych pierw iast
kowych tworów organizm u, gdyż zjaw iska odbyw ają się tu bez zam ącenia przez wpływy uboczne innych części składowych ustroju złożonego. W oddzielnych kom órkach odby
wa się najp ro stsza przem iana m ateryi, w nich właśnie uskutecznia się przyswajanie części odżywczych, ujaw nia się pobudliwość i kurcz- liwość protoplazm y, ich wzrost i rozmnożenie powoduje też przeważnie wzrost organizmu złożonego, a nareszcie zboczenia w praw idło
wym stanie kom órek sprow adzają zjaw iska choroby i śmierci.
Odpowiednio do powyższych rozważań, usiłow ania licznych badaczów skierowane zo
sta ły w ostatnich czasach ku doświadczeniom n ad zasadniczem i zjaw iskam i życia w k o m órkach, a jednocześnie ukazało się w druku kilka obszerniejszych dzieł, zestawiających w wybornem opracow aniu istotne wyniki wszystkich spostrzeżeń, poczynionych nietylko nad spraw am i życiowemi w komórkach, ale nad zjaw iskam i życia w ogólności.® P rzytoczę tu z nich tylko najpoważniejsze, ja k m iano
wicie dzieło O. H e rtw ig a o komórce, fizyo- logią ogólną V erw orna i obszerne dzieło Y vesa D elage o protoplazm ie i głównych kwestyach, odnoszących się do dziedziczności i biologii ogólnej. Z książki V ervorna ze
brano m ateryały do całego szeregu arty k u łów popularnych, wydrukowanych w różnych
pismach beletrystycznych, a także i we Wszechświecie. W niniejszym przeglądzie nowszych badań w dziedzinie ogólnych zja
wisk biologicznych, zaczerpniętym przeważ
nie z rozpraw oryginalnych, zam ierzam przedstawić czytelnikowi tylko ograniczoną grupę najciekawszych objawów, a mianowicie odnoszących się do spraw formacyjnych czyli kształtow ania się organizmów. Odpowiednie badania obejm ują nietylko powstawanie i ro z
wój ustrojów złożonych, ale także zjawiska ich wzrostu i odradzania się, a ponieważ r o dzice n a nowopowstający organizm przeno
szą wraz z postacią wszystkie swe przymioty, więc wypadnie nam zastanowić się także nad zjawiskami dziedziczności. Kw estye wspom
niane stanowią obecnie przedm iot ożywionych badań w dziedzinie noworozwijającej się g a
łęzi nauk biologicznych, t. zw. m echaniki rozwojowej.
Wobec wskazanych nowych kierunków w badaniach biologicznych, teorya D arw ina wydaje się poniekąd zepchniętą n a drugo
rzędne miejsce. J e s tto jed n ak zjawisko po
zorne i przem ijające. R ozbierane obecnie kwestye stanow ią w części dane podstawowe teoryi selekcyjnej, ja k mianowicie dziedzicz
ność i zmienność organizacyi, k tóre dom agają się koniecznie drobiazgowego rozbioru i u za
sadnienia, w części zaś ujaw niają się jak o bezpośrednie jej wyniki.
W ytw arzanie się nowego organizm u n a stępuje, ja k wiadomo, za pośrednictw em t. z w. ja jk a czyli komórki oddzielającej się od pewnej grupy kom órek w organizm ie ro dzicielskim. R ozw ijające się ja jk o zamienia się powoli na organizm złożony, podobny do rodzicielskiego. Lecz tylko u niektórych grom ad zwierzęcych i w pewnych warunkach ja jk a byw ają uzdolnione do bezpośredniego rozwoju; po większej części nabyw ają tej zdolności do rozwoju dopiero po zapłodnieniu czyli po ścisłein złączeniu się z d ru g ą isto t
nie równoważną kom órką, pochodzącą od innego (męskiego) osobnika tego samego g a tunku, co i sam ica,której organizm wytwarza ja jk a . Rozwój zapłodnionego ja jk a odbywa się w tak i sposób, źe mnożąc się za pośred
nictwem długiego szeregu t. zw. przewężeń czyli podziałów swej masy w ytw arza wielką liczbę nowych komórek, które u k ład ają c się w większe i m niejsze grupy i w części zmie-
260 WSZECHŚWIAT. N r 17.
n iając swój c h a ra k te r i wygląd, w ytw arzają tkanki i n arządy i ostatecznie n a d a ją nowo
pow stałem u ustrojow i właściw ą gatunkow i postać. W ta k rozwiniętym osobniku k o m órki zachowują swe właściwości c h a ra k te rystyczne, a wszystkie spraw y życiowe usku
teczniają się w yłącznie przy najczynniejszym ich udziale. Do tak ich spraw zaliczyć nale
ży nietylko czynności odżywcze (traw ienie pokarmów, przysw ajanie, oddychanie, wy
dzielanie), ale wszelkiego ro d z aju ruchy, czynności zmysłowe, wzrost i wszelkie z ja wiska o d radzania się organizm u. T e dane objaśniają, dlaczego n ajdokładniejsza zn a jo mość wszelkich spraw życiowych w kom órce stanowi niezbędny i podstawowy w arunek rozpoznania istoty zjaw isk życiowych w o rga
nizmie złożonym , a zarazem wskazuje powo
dy, sk łan iające biologów do n ajskrzętniejsze
go b adania zjaw isk życiowych w kom órkach oddzielnych. P rócz tego ja s n ą je s t rzeczą, j
że w kom órce jajkow ej powinny być skupione wszystkie w arunki, w pływ ające n a układanie się pow stających z niej m łodych kom órek w tak i sposób, że z tego uporządkow anego zbioru k ształtu je się ostatecznie nowy osob
nik, podobny zupełnie do organizm u rodzi
cielskiego. W ja jk u zeb ran e są więc wszyst
kie w arunki, stanow iące istotę dziedzicz
ności.
B adania zjawisk życiowych najłatw iej przeprow adzić n a tak ich odosobnionych ko
m órkach, k tó re w sam ej przyrodzie w ystę
p u ją ja k o sam odzielnie istniejące ustroje, a więc n a zw ierzętach jednokom órkowych i roślinach (pierw otniakach, wodorostach i śluzowcach), albo też n a m ało złożonych skupieniach kom órek jednakow ych (conjuga- j
tae, ca ta lactae i t. d.). Poniew aż ja jk a s ta nowią w istocie również sam odzielnie istnie
jące komórki, więc spodziewać się m ożna, że bad an ia dokonywane na ja jk a c h , odbyw ają
cych pierwsze stopnie rozwoju, powinny ta k samo dostarczać n ad e r ważnych spostrzeżeń, rzucających dużo św iatła n a zasadnicze sp ra wy życiowe. P ra c e biologów w sam ej rzeczy są prow adzone we w szystkich wskazanych kierunkach i dostarczyły ju ż d o tąd licznych i n ad e r cennych spostrzeżeń.
Zachodzi tu je d n a k słuszne pytanie, czy spostrzeżenia biologiczne, zeb ran e n a ta k różnorodnym m ateryale, n a istotach ta k od
miennych i nizko stojących, d a ją się bezp o
średnio zastosow ać do organizm u ciepłokrwi- stych kręgowców i człowieka, czy sprawy ży
wotne, odbyw ające się w kom órkach jednych i drugich w istocie są zgodne?
Otóż biologia przyznaje ta k ą zgodność na zasadzie teoryi descendencyjnej, k tó ra w ska
zuje pierw otne powinowactwo pomiędzy wszystkiemi organizm am i, pochodzenie u stro jów złożonych z prostych, a zatem isto tn ą zgodność organizacyi. N a tej też zasadzie w rozpraw ie o darwinizm ie, wydrukowanej w niniejszem piśmie przy końcu roku ubieg
łego (n-r 47 —49) uczyniłem wzmiankę, że m a nam ona posłużyć jak o wstęp do dalszych referatów z dziedziny biologii, a tu jeszcze dodam , że obecny a rty k u ł stanowczo o party będzie na poglądach darwinizmu. Z re sztą w dalszym ciągu niniejszego arty k u łu n a s trę czy się w ielokrotnie sposobność do wykaza
nia, że b adania, z którem i zam ierzam y tu zapoznać czytelników W szechśw iata, pozo
s ta ją w najściślejszym związku z teo ry ą des- cendencyjną.
Spraw y form acyjne w ystępują w organiz
m ach, zarówno zwierzęcych jak o też roślin
nych, przeważnie jak o objawy rozwoju, wzrostu i odnowy (regeneracyi). B adania ścisłe wykazują, że odmienne te napozór spraw y pozostają w najbliższym pomiędzy sobą związku i odbyw ają się wyłącznie za
| pośrednictw em żywotnej działalności kom ó
rek, wchodzących w skład organizmów.
U stro je jednokom órkowe m nożą się przez p rosty podział ciała na dwie równe połowy, z których każda przyjm uje postać osobnika dojrzałego. W istotnie jednakow y sposób uskutecznia się rozm nażanie ustrojów wielo
komórkowych, gdyż i tu kom órka rozrodcza I dzieli się n a dwie równe części; lecz podział
| ten pow tarza się wielokrotnie w przeciągu
| stosunkowo krótkiego czasu, a w ytw arzające się tą dro g ą liczne kom órki nie odosobniają się, lecz pozostają ściśle złączone, przyjm ują różne postaci, przem ieniają się w różne tk an k i i u k ła d a ją się w odmienne narządy u stro ju złożonego. Lecz nie wszystkie ko
m órki takich ustrojów byw ają uzdolnione do w ytw arzania całego nowego osobnika; po większej części tylko pewne formy komórek,
| skupione w t. zw. organach rozrodczych, n a
byw ają odpowiedniej zdolności, a mianowicie
N r 17. WSZECHŚWIAT. 261 ja jk a i plemniki (ciałka nasienne), gdy tym
czasem inne (t. zw. somatyczne) komórki tego samego osobnika uzdolnione bywają tylko do odnaw iania tkanek, a nawet n a rz ą dów bardziej złożonych. Takie odnawianie czyli odradzanie się części ciała uskutecznia się również wyłącznie za pośrednictwem ko
mórek, k tó re obficie tam się rozm nażają, w właściwy sposób układ ają i przez różnico
wanie (differentiatio) zam ieniają n a c h a ra k terystyczne części składowe narządu. W zrost organizm u i wszystkich jego narządów i tk a nek również zupełnie je s t zależny od rozm na
żania się komórek, wchodzących w skład każdej cząstki żyjącej, chociaż w wielu r a zach ważne przytem znaczenie ma także zwiększanie się objętości samych komórek, k tó ra u pewnych roślin i w jajkach wielkich ptaków dosięga stosunkowo olbrzymich ro z
miarów.
Z powyższych danych wynika, źe w ko
m órkach spoczywają wszystkie istotne czyn
niki zjawisk życiowych, albowiem od czynno
ści tych pierwiastków organizm u złożonego zależą nietylko czynności odżywcze (wegeta
cyjne) różnych narządów, ale także zjaw iska ruchu i czucia, a przedewszystkiem wyszcze
gólnione powyżej zjaw iska formacyjne. Nie może ulegać wątpliwości, że wszystkie od
mienne napozór postaci, w jakich ta zdolność form acyjna w ystępuje, pozostają w ścisłym pomiędzy sobą związku, że zarówno wzrost i odradzanie się tkanek i narządów , ja k i wy
tw arzanie całego nowego u stroju stanowią tylko odmiany pewnej zasadniczej czynności komórek.
K om órki organizm u złożonego okazują, ja k wiadomo, n ad e r rozm aite stopnie zdolno
ści odradzania (regeneracyjnej). U licznych roślin, u zw ierząt jam ochłonnych i robaków odradza się nietylko cały złożony ustrój z małej sztucznie od niego oddzielonej cząst
ki, ale u licznych form dostrzegam y nawet prawidłowo i peryodycznie występujący po
dział ciała na mniej więcej liczne cząstki, z których każda zam ienia się w samodzielny nowy organizm , albo też w ytw arzanie się pączków czyli pędów, również uzdolnionych do samodzielnego bytu i rozwoju po od
dzieleniu się od organizm u rodzicielskie
go. U wyżej stojących zw ierząt zdolność o d radzania przedstaw ia się znacznie upośle
dzoną, gdyż u większości ogranicza się do odnowy zniszczonych części sam ych tk a nek (znane powszechnie zjawisko gojenia się czyli zabliźniania ran ), lecz u raków o drasta
j ą całe nożyce, u niektórych płazów naw et kończyny utracone, a u jaszczurek w yrasta nowy ogon, lecz odmiennie zbudowany od pierwotnego. W ostatnich czasach dostrze
żono, że naw et u królików o d ra s ta ją w sto sunkowo krótkim przeciągu czasu całe wy
cięte p ła ty wątroby. Obok tych spraw od- nowczych, w ystępujących właściwie tylko w stanach chorobowych (przy zabliźnianiu ra n i przy w yrastaniu nowotworów p a to lo gicznych, ja k np. ra k a), odbywa się w pew
nych częściach i tkankach ciała bezustanna odnowa wchodzących w ich skład komórek.
T ak np. włosy i paznogcie rosną bezustannie przy swych korzeniach, powlekający całą p o wierzchnię skóry ciała naskórek bezustannie z wierzchu się łuszczy, a w głębi się odradza.
Podobna spraw a rozpadu i odnaw iania się komórek odbywa się stale w niektórych g ru czołach. Z powyższego wynika, źe jedne sprawy rozrodcze uskuteczniają się w w arun
kach zupełnie prawidłowych, inne zaś przy nadwerężeniu całości u stroju lub w stanach patologicznych (przy powstawaniu nowo
tworów).
(C. d. nast.).
H. Hoyer.
Zasada „pordwnywania" i fizyce.
Przez prof. E. MACHA.
(Dokończenie).
J e s t jasnem , że te teorye, które sposobem naturalnym , że tak powiem, instynktowo n a rzucają się, najsilniej teź d ziałają, porywają myśl i okazują najtrw alszą odporność. Z d ru
262 WSZECHŚWIAT. N r 17.
giej wszakże strony zauważyć łatw o, ja k I szybko tra c ą n a sile, skoro tylko poddane j będą ocenie krytycznej.
Z m ateryą mamy ustaw icznie do czynienia, je j zachowanie się wbiło się silnie w nasz umysł, nasze najżywsze i najwidoczniejsze przypom nienia łą c z ą się z nią ciągle. Nie należy się przeto dziwić zbytnio, źe R o b ert M ayer i Jo u le, zniszczywszy ostatecznie Blackowskie pojęcie o cieple jak o m ateryi znowu wprowadzili toż sam o pojęcie m ateryi tylko w form ie bardziej oderw anej i zmienio
nej i w dziedzinie daleko rozleglejszej.
I tu także widzimy jasn o okoliczności psy
chologiczne, które n a d a ły moc nowym poję
ciom. Szczególniejsza żywa czerwoność krwi żylnej w klim acie zwrotnikowym naprow adza M eyera na myśl o m ałej u tra c ie ciepła w łas
nego organizm u i o odpowiednio m niejszem zużyciu m ateryi ciała ludzkiego w rzeczonym j klim acie. Poniew aż zaś w szelaka czynność ciała ludzkiego, ja k p ra c a m echaniczna, wią
że się z zużyciem m ateryi, p ra ca zaś ta rc ia może wytworzyć ciepło, przeto ciepło i p raca okazują się jednorodnem i i m iędzy niemi musi zachodzić związek proporcyonalny. Nie każdy z nich oddzielnie, lecz odpowiednio obliczana sum a ciepła i p ra cy jak o przyw ią
zana do proporcyonalnego zużycia m ateryi w ydaje się te ra z substancyalną.
N a zasadzie spostrzeżeń całkiem podob
nych, wyprowadzonych z ekonomiki ogniwa galwanicznego, Jou le doszedł do swego po
glądu: mianowicie n a drodze doświadczalnej znajduje, źe sum a ciepła p rą d u , ciepła ze spalenia wydzielającego się gazu pio ru n u ją
cego, pracy elektrom agnetycznej, p racy p r ą du odpowiednio obliczonej, jednem słowem całego działan ia b atery i, je s t zw iązana z pro- porcyonalnem zużyciem cynku. T ym sposo
bem sum a rzeczona sam a przez się posiada ch a ra k te r substancyalny.
M ayer ta k by ł przejęty zdobytym p o g lą
dem, że d la niego nieznikom ość siły, po
dług naszej nowszej term inologii pracy, była ju ż widoczną a priori. „Stw orzenie i znisz
czenie pewnej siły— pow iada on—leży poza zakresem ludzkiego m yślenia i d ziała n ia”.
Podobnie w yraża się i Jo u le: „N iedorzecz- nem oczywiście je s t m niem anie, że siły, które B óg w lał w m atery ą, m ogłyby być łatw iej zniszczone aniżeli były stw orzone”. Osobliw
sza rzecz, że z powodu przytoczonych orze
czeń nie Jo u le a lecz właśnie M ayera nazwano
„m etafizykiem ”. Możemy zresztą być chyba pewni tego, że obaj ci mężowie napoły bez
wiednie ulegli silnej formalnej potrzebie n a dan ia wyrazu nowemu prostem u poglądowi i niezawodnie obaj zdziwiliby się bardzo, gdyby im kto zaproponow ał rozstrzygnięcie upraw nienia ich zasady przez kongres filozo
fów lub też synod kościelny. Z resztą, bez względu na wielką zgodność poglądów, dwaj ci badacze zachowywali się bardzo różnie.' M ayer podtrzym uje tę form alną potrzebę z ca łą siłą instyktow ą swego geniuszu, rzecby można, z rodzajem fanatyzm u; nie b rak mu też siły potrzebnej do obliczenia, przed wszystkimi innymi badaczam i, m echaniczne
go równoważnika ciepła, z dawno ju ż zna
nych i powszechnie w użyciu będących liczb, oraz do ustanow ienia dla nowej nauki całko
witego p rogram u, ogarniającego całą fizy
kę i fizyologią. Jo u le, natom iast, w celu utrw alen ia swej nauki zw raca się do cudow
nie pomyślanych i mistrzowsko wykonanych doświadczeń we wszystkich dziedzinach fizyki.
N iezadługo też potem i H elm holtz podej
m uje to pytanie w sposób całkiem sam odziel
ny i oryginalny. Obok fachowego artyzm u, z jak im potrafił objąć i pokonać nietylko wszystkie niewyjaśnione jeszcze punkty p ro g ra m u M ayera, ale i wiele innych jeszcze zadań, podziwiamy w nim zdum iew ającą j a s ność krytyczną 26-letniego badacza. Je g o wykładowi rzeczy b ra k zapędu, ta k wspania
łego w wykładzie M ayera. Bo też dla H elm - h oltza zasada zachowania energii nie je s t tw ierdzeniem widocznem a priori. Co wy
niknie z założenia, że zasad a ta istnieje?
Oto w postaci takiego pytania hypotetyczne- go pokonywa on przedm iot swego badania.
W yznać muszę, źe zawsze podziwiałem gusty estetyczne i etyczne niektórych współczes
nych pisarzy, którzy, zam iast się cieszyć, źe los szczególny zdarzył, że kilku badaczów tej potęgi i m iary współcześnie się ta k ą spraw ą zajęło i radow ać się z ta k pouczającego i owocnego dla nas różnorodnego pojm owania rzeczy przez różnych znakom itych myślicieli, potrafili tu znaleźć m atery ał do nienaw ist
nych narodowych i osobistych wycieczek po
lemicznych.
W iadom o nam , że przy rozwinięciu zasady
N r 17. WSZECHSW1AT. 263 energii działał jeszcze jeden wzgląd teore
tyczny, od którego M ayer potrafił się całko
wicie uwolnić, mianowicie wyobrażenie, że zarówno ciepło, jak o też inne procesy fizycz
ne polegają na ruchu. Gdy raz zasada za
chowania energii została odnalezioną, to te teorye pomocnicze i przechodnie nie m ają już istotnego znaczenia i możemy rzeczoną za
sadę, podobnie ja k zasadę B lacka uważać za przyczynek do bezpośredniego opisu obszer
nej dziedziny faktów.
W edług tych roztrząsań je s t nietylko po- żądanem lecz i wskazanem, aby, nielekce- ważąc bynajm niej przy badaniach skutecz
nej pomocy idei teoretycznych, pam iętano o tem , żeby w m iarę bliższego zaznajam iania się z nowemi faktam i, stopniowo zastępować opisy pośrednie bezpośredniemi, niezawiera- jącem i ju ż nic nieistotnego i ograniczającemi się ju ż tylko n a pojęciowem określania fak
tów. M ożna powiedzieć, że owe um iejętno
ści przyrodnicze z pewnym odcieniem lekce
ważenia nazywane „opisującem i” prześcignę
ły pod względem naukowym do niedawna jeszcze używ ane opisy w fizyce. Oczywiście niekiedy tu ta j była to cnota z musu.
Przyznać musimy, że nie jesteśm y w moż
ności opisania bezpośredniego każdego faktu.
Przeciwnie, musielibyśmy doznać uczucia pognębienia, gdyby nam odrazu przed sta
wiono cały ogrom i bogactwo faktów, które kolejno i stopniowo poznajemy. N a szczęście zrazu u d e rz a ją nas tylko fakty pojedyncze, niezwykłe, k tó re czynimy sobie dostępnemi przez porównywanie z codziennemi zdarze
niami. P rzy tem rozw ijają się przedewszyst- kiem pojęcia zwykłej mowy potocznej. P ó ź
niej porów nania s ta ją się liczniejszemi, za
kres porównywanych faktów rozszerza się, a odpowiednio ogólniejszemi też i bardziej oderwanem i s ta ją się zdobyte pojęcia, umoż
liw iające opis bezpośredni.
Poznajem y naprzód spadek ciał. Pojęcie siły, masy, pracy po stosownej odmianie przenosimy n a zjawiska elektryczne i m agne
tyczne. P rą d płynącej wody dostarczyć m iał F ourrierow i pierwszego widomego p rzykładu obrazu p rą d u cieplikowego. Szcze
gólny, zbadany przez T aylora, przypadek d rg an ia struny, sta ł się dlań objaśnieniem szczególnego przypadku przewodnictwa ciep
ł a . J a k D aniel Bernoulli i E u le r układ ają
najróżnorodniejsze d rg an ia strun z przypad
ków T aylora, podobnie F o u rrie r składa n a j
rozm aitsze ruchy cieplikowe z pojedyńczych przypadków przewodnictwa, a m etoda t a roz
powszechnia się n a całą fizykę. Ohm buduje pojęcie swoje o prądzie elektrycznym nawzór obrazu F o urriera. Do niego też przyłącza się F icka teorya dyfuzyi. W analogiczny sposób rozw ija się wyobrażenie p rą d u m a
gnetycznego. W szelakie rodzaje prądów umiejscowionych okazują teraz pewne rysy wspólne, a nawet stan zupełnej równowagi w ośrodku rozciągłym m a rysy wspólne ze s ta nem równowagi dynamicznej p rądu um iejsco
wionego. T ak odległe od siebie rzeczy ja k linie magnetyczne sił prąd u elektrycznego i linie wiru cieczy pozbawionej tarc ia stają się przez to w osobliwszy sposób podobnemi.
Pojęcie potencyału, pierwotnie ustanowione j dla pewnej ściśle odgraniczonej dziedziny, uzyskuje zastosowanie rozleglejsze. T ak niepodobne same przez się rzeczy, ja k ciśnie
nie, tem p eratu ra, siła elektrom otoryczna, okazują te ra z jednakże zgodność w swoim stosunku do pojęć, wyprowadzonych stąd w pewien określony sposób, a mianowicie do spadku ciśnienia, tem p eratury, potencyału i do dalszych: do natężenia prąd u cieczy, ciepła, elektryczności. T aki związek u k ła
dów pojęciowych, w których uw ydatnia się zarówno odmienność dwu homologicznych układów pojęciowych jak o też zgodność w sto
sunkach logicznych każdych dwu jednorod
nych p a r pojęć, zowiemy zwykle analogią.
Stanowi ona skuteczny środek opanowywania zapomocą jednolitego poglądu różnorodnych dziedzin zjawiskowych. W skazuje to w yraź
nie drogę tw orzenia się ogólnej, obejmującej wszystkie dziedziny, terminologii fizycznej.
W tak i to sposób postępując, otrzym ujem y dopiero to, co je s t niezbędnem do bezpośred
niego opisania rozległych dziedzin zjawisk, mianowicie: daleko sięgające pojęcie oderw a
ne. M uszę teraz pozwolić sobie n a praw dzi
wie szkolarskie, ale nieodbicie potrzebne py
tanie: co to je s t pojęcie? Czy je s t zamglo- nem niejako, zbladłem, ale zawsze jeszcze konkretnem wyobrażeniem? N ie! Tylko w przypadkach najprostszych wyobrażenie to ukazuje się jak o zjawisko uboczne. Bo po
myślmy sobie, naprzykład, takie pojęcie ja k
„współczynnik autoindukcyi” i poszukajm y
264 iSZECHŚWIAT. N r 17.
jeg o widomego wyobrażenia. W ięc może pojęcie je st tylko prostym wyrazem? P rz y jęcie takiej rozpaczliwej myśli, k tó rą nie
dawno jeszcze wypowiedział rzeczywiście głos szanowany, cofnęłoby nas znowu o la t tysiąc do najgłębszej scholastyki. M usimy j ą p rz e
to odrzucić.
Objaśnienie znaleźć nietrudno. N ie.n ależy mniemać, że wrażenie je s t zjaw iskiem czysto biernem . N ajniższe u stro je odpow iadają nań prostym ruchem zw rotnym (odruchem ), p o ły k ając poprostu zbliżającą się zdobycz.
W ustrojach wyższych pobudzenie dośrodko
we napotyka w układzie nerwowym powścią
gliwość i podniety, zm ieniające w pewien spo
sób spraw ę odśrodkową. U tworów jeszcze wyższych — przy szukaniu i ściganiu zdoby- ! czy — może wspom niana spraw a przebiedz j przez cały szereg okrążeń, zanim dojdzie do ' względnego spoczynku. Nasze życie również odbywa się pośród spraw analogicznych, j
a wszystko to, co n au k ą i wiedzą zowiemy, j możemy uważać za pojedyńcze części, za | ogniwa pośrednie podobnych procesów.
T eraz ju ż dziwnem się nie wyda, gdy po
wiem: O kreślenie (definicya) pewnego poję- ! cia, a jeżeli ono je s t nam potocznem , już sam a nazwa pojęcia staje się pobudką do całkiem określonej czynności, często n a d e r złożonej, badającej, porównywającej i b u d u jącej, której najczęściej wynik zmysłowy stanowi ogniwo rozległego zak resu pojęcio
wego. W szystko jedno, czy pojęcie wyzwala zwrócenie uwagi n a pewien zm ysł oddzielny (wzrok) lub tylko na jed n ę jeg o odrębną stronę (barw a, postać), lub wreszcie okolicz
nościową czynność; nie zależy też na tem , czy czynność (chemiczna, anatom iczna, działanie m atem atyczne) je s t m ięśniowa lub naw et techniczna, lub wreszcie dokonywa się je d y nie w wyobraźni lub tylko zaznaczoną zo
staje. Pojęcie d la badacza przyrody je s t tem , czem je st n u ta dla pianisty. Biegły m atem atyk lub fizyk czyta rozpraw ę tak , ja k muzyk p a rty tu rę opery. Lecz ta k ja k p ia
n ista musi nasam przód palce swoje pojedyń- czo i łącznie do ruchów właściwych zapraw ić, aby później, niem al bezwiednie, w stosowną nutę uderzyć, tak też i fizyk lub m atem atyk musi przebyć d łu g ą szkołę pojęciową, zanim opanuje, że ta k powiem, rozliczne subtelne innerw acye swych mięśni i swojej wyobraźni.
| Ileż to razy poczynający fizyk lub m atem a
ty k inaczej niż powinien wykonywa sw&
czynności lub je sobie odmiennie, niż powi
nien, przedstaw ia. Gdy wszakże po należy
tej wprawie n atrafi n a „współczynnik auto- indukcyi”, to wie odrazu co ten wyraz dla niego znaczy. A więc dobrze wprawione czynności, k tóre wynikły z konieczności po
równywania między sobą i w yrażania faktów jednych zapomocą drugich, stanow ią ją d r a pojęć. Toć przecież zarówno pozytywne ja k i filozoficzne badanie językoznawcze wykryło podobno, że wszystkie pierw otne pierw iastki słów, zawsze oznaczając pojęcia, pierwotnie oznaczają tylko czynności mięśniowe. T eraz też dopiero zrozumiemy, dlaczego fizycy ta k opornie i niechętnie godzili się na określenie Kirchhoffa. Czuli oni doskonale, ile to szczegółowej pracy, szczegółowej teoryi i biegłości zdobyć potrzeba, zanim się d a urzeczywistnić ideał bezpośredniego opisu.
D ajm y tedy n a to, że dla pewnej dziedziny faktów ten ideał osięgnięto. Czy opis d aje to wszystko, czego badacz p ragn ąć i żądać może? Sądzę, że tak . Opis tak i je s t bu
dowlą faktów w myśli, um ożliwiającą w n a u kach doświadczalnych częstokroć rzeczywiste ich przedstaw ienie. Dla fizyka szczególniej jednostki miarowe to kam ienie budulcowe,, pojęcia—to wskaźnik budowy, fakty — to je j wyniki, budowle. N asz wytwór myślowy za
stępuje nam niemal całkowicie sam fakt, w nim bowiem możemy dopatrzyć się i doba- dać wszelkich jego znamion i własności.
A przecież nienajgorzej znamy to, co sam i stworzyć potrafim y. Ż ą d a ją od nauki, aby wróżyć, przepowiadać um iała, a H e rtz w po
zostawionej przez siebie mechanice tego wy
ra z u używa. W y raz, jakkolw iek sam się niby do ust ciśnie, m a zbyt ciasne znaczenie.
Geolog, paleontolog, niekiedy astronom,, a zawsze historyk, badacz k u ltu ry i języko
znawca wróżą, żeby ta k rzec, wstecz. N auki opisowe, a także geom etrya, m atem atyk a nie wróżą ani wrstecz ani na przyszłość, lecz do warunków doszukują tego, co je s t przez nie warunkowanem. Powiedzmy raczej: N a u k a winna poczęści uzupełniać w myśli fakty istniejące. To właśnie umożliwia opis, bo przypuszcza on zależność elementów opisu
jących między sobą, inaczej bowiem nicby.
się nie opisywało..
N r 17. WSZECHŚWIAT. 265 Mówią, że opis nie zaspakaja potrzeby
przyczynowości. Zachodzi istotnie m niem a
nie, że lepiej pojm ujemy ruchy, gdy sobie wyobrazimy siły ciągnące, a jednakże fak tyczne przyśpieszenia służą tu lepiej, bez wprowadzenia rzeczy zbytecznych. M am n a
dzieję, że przyszła nauka przyrodnicza cał
kiem porzuci pojęcia przyczyny i skutku for
malnie niejasne, a zatrącające, zapewne nietylko dla mnie, silnie fetyszyzmem. Godzi się raczej uważać elementy pojęciowe, okre
ślające fak t, jak o wzajem od siebie zależne, poprostu w sposób czysto logiczny, ja k to czyni m atem atyk, np. geom etra. Siły sta ją się nam niby łatw iejsze do pojęcia przez po
równanie z wolą, a może, odwrotnie, sam a wola zrozum ialszą się stanie, gdy j ą porów
namy z przyśpieszeniem mas.
G dy się tak sumiennie zapytam y, kiedy dla nas fak t je s t jasny, to chyba musimy odrzec, źe wtedy gdy go możemy odtworzyć przez arcyproste, n ad e r dla nas potoczne operacye myślowe, ja k np. przez tworzenie przyśpie
szeń, sumowanie geom etryczne tychże i t. p.
Oczywiście to żądanie prostoty innem je s t dla początkującego, innem zaś dla biegłego, świadomego rzeczy. K iedy pierwszy żąda stopniowego budow ania określenia z praw zasadniczych, ostatniem u w ystarcza opis za
pomocą uk ład u rów nań różniczkowych, bo on odrazu widzi i przenika związek dwu tych sposobów określania faktu. N ie prze
czymy przez to bynajm niej tem u, że artystycz
na, źe ta k powiem, w artość opisów rzeczowo równie dobrych, może być nad er różną.
N a jtru d n ie j zapewne będzie przekonać niewtajemniczonych, źe wielkie ogólne praw a fizyki dla jakichkolwiek układów m as, u k ła
dy elektryczne, magnetyczne i t. p. nie różnią się w rzeczy sam ej od prostych opisów. F i
zyka przytem , w porównaniu z wielu innemi um iejętnościam i, znajduje się w widocznie dogodniejszem położeniu. K iedy, bowiem, anatom np., poszukując zgodnych i wyróżnia
jących znamion między tw oram i żywemi, do
chodzi do coraz szczegółowszej klasyfikacyi, to pojedyncze fakty, stanowiące ostateczne ogniwa u kładu, ta k jeszcze bardzo się od siebie różnią, że potrzeba je oddzielnie za
pamiętywać. Bo pomyślmy np. o wspólnych cechach kręgowców, o znamionach rzędu śpiewających wśród ptaków, a z drugiej
strony o cechach ryb, o pojedyńczym krwio- biegu z jednej, a o podwójnym z drugiej strony. P ozo stają zawsze w końcu fakty pojedyńcze odosobnione, przedstaw iające już między sobą tylko m ałe podobieństwo.
Bardziej z fizyką pokrew na nauka, che
mia, znajduje się często w podobnem położe
niu. Przeskokow a zm iana własności ja k o ściowych, warunkowana być może m ałą s ta łością stanów pośrednich, m ałe podobieństwo współrzędnych faktów chemicznych u tru dn ia zadanie opisowe. Dwa ciała o różnych ce
chach jakościowych łączą się ze sobą w roz
maitych stosunkach ilościowych, a ja k do
tychczas przynajm niej, trud no dostrzedz związku pomiędzy dwoma tem i szeregami znamion.
Fizyka natom iast ukazuje nam całe wielkie dziedziny faktów jakościowo jednorodnych, różniące się między sobą jedynie liczbą róż
nych części składowych, na które ich zn a
miona rozłożyć można, a więc tylko ilościo
wo. T am nawet, gdzie mamy do czynienia z jakościam i (np. barw y, tony), mam y do rozporządzenia ich znamiona ilościowe. T u ta j przeto klasyfikacya je s t zadaniem tak prostem , że jako takie, nie dochodzi naw et do świadomości i naw et wobec nieskończenie subtelnych stopniowań, przy t. zw. konty- nuum faktów, zawsze już zgóry mamy na pogotowiu uk ład liczb, jak najd alej sięga
jący. F a k ty współrzędne są tu bardzo po
dobne i pokrewne, ja k i ich opisy, polegające na określeniu m iar (liczb) jednych znamion przez takież m iary cech drugich, zapomocą potocznych i znanych działań rachunkowych, t. j. procesów wywodowych. T u taj więc można znaleźć wspólność wszystkich pojedyń- czych opisów, osięgnąć przez to opis uogól
niający lub prawidło tworzenia wszystkich oddzielnych opisów, co właśnie prawem ogól- nem zowiemy. Powszechnie znanem i przy
kładam i są wzory swobodnego spadku ciał, rzutu, ruchu dośrodkowego i t. p. Jeżeli przeto fizyka zapomocą swoich m etod napo- zór dokonywa o tyle więcej niżeli inne um ie
jętności, to pam iętać winniśmy z drugiej strony, źe pod pewnym względem m a też do spełnienia zadania daleko prostsze.
Inne um iejętności, których fakty przecież także posiadają stro nę fizyczną, nie po
zazdroszczą zapewne fizyce je j, w pewnym
266 WSZECHSWIAT. N r 17.
względzie, dogodniejszego stanow iska, bo ostatecznie wszystkie jej zdobycze im samym się w udziale dostają. Lecz jeszcze w inny sposób może i powinien się zmienić ten sto
sunek sprawności m etodycznej. Chem ia ju ż j się doskonale nauczyła stosow ania m etod fizyki do celów swoich. P o m ijając ju ż próby dawniejsze, szeregi peryodyczne L . M eyera i M endelejewa stanow ią genialny i skuteczny j środek do stw orzenia układu poglądowego j faktów, któ ry uzupełniając się stopniowo j zdoła niem al zastąpić kontynuum faktów.
A przez naukę o roztw orach, dysocyacyi ] i wogóle spraw ach przedstaw iających istotnie j ciągłość przypadków , m etody term odynam i
ki znalazły zastosow anie w chemii Możemy I się przeto spodziew ać ta k samo, że m oże [ kiedyś ja k i m atem atyk, pod wpływem zasady j ciągłości faktów embryologicznycb, gdy mu paleontologowie przyszłości przedstaw ią wię
cej form pośrednich i ubocznych pomiędzy jaszc zu ra m i przedhistorycznem i a dzisiejsze- mi ptakam i, niż to się dziś dzieje przy p o ’ mocy p tero d ak ty la, archeopteryxa lub ichty- ornisa i t. p., że m atem atyk ten zdoła przez przem ianę kilku p aram etró w przeprow adzić, jak b y w płynnym obrazie obłoku, jed n ę po
stać w d ru g ą, ta k ja k my dziś jednę stożko
wą zam ieniam y w inną.
A te ra z przypom nijm y sobie słowa K irch - hoffa i co do ich znaczenia porozum iem y się już łatwo. Budować nie m ożna bez kam ie
nia, piasku, rusztow ania i biegłości budowni- czej L ecz wielce uzasadnionem je s t chyba życzenie pokazania gotow ej, ju ż sam ej przez się utrw alonej, budowli potom nym pokole
niom nieoszpeconej już przez rusztow anie.
Z e słów K irchhoffa przem aw ia czysto logicz- no-estetyczny zm ysł m atem aty k a. D o jego ideału podążają nowe w ykłady fizyki i je s t on też dla n as zrozum iałym . Oczywiście dy
daktycznie złą byłoby sztuczką, gdyby chcia
no kształcić budowniczego, mówiąc: „ P a trz , oto w spaniały budynek, jeżeli chcesz budo
wać, idź i czyń ta k sam o”.
Szranki m iędzy oddzielnemi zawodami naukow em i, um ożliwiające podział pracy i pogłębienie, k tó re je d n a k wieją n a nas chłodem i filisterstw em , znik n ą stopniowo.
B udujem y m ost za m ostem ku tem u. T reść i metody najodleglejszych napo zór zawodów u leg ają porów naniu i zbliżeniu. M iejm y na- |
dzieję, że jeżeli za la t 100 zasiadać będzie kongres przyrodniczy, przedstaw iać on b ę
dzie większą daleko, niżeli dzisiaj, jedność, nietylko pod względem ducha i celów, lecz i pod względem metody. Pom ocą ku tej błogiej odm ianie, musi być pam ięć o we- w nętrznem pokrewieństwie wszystkich badań, k tó re K ircbhoff potrafił określić z ta k ą p ro sto tą klasyczną.
P rzełożył Aleksander Fabian.
Z Riviery.
V I I I .
Droga do Mentony. Charakterystyka roślin
ności włoskiej.
„ S tra d a nazionale” przechodząca koło ogrodu ku M entonie, wznosi się z początku w wąwozie pod górę i dopiero za Croce della M ortola zaczyna się spuszczać. P rzepiękna t a d ro g a schodzi zwolna szerokim łukiem po stoku gór ku M entonie.
Przebyw szy gaj oliwny, ukryw ający przed naszym wzrokiem wioskę G rim aldi, spotyka
my s ta rą wieżę, wznoszącą się posępnie nad d ro g ą, obok niej nowożytny pałacyk w guście angielsko-gotyckim . Piękny ogród dochodzi do samej wieży.
B y ła to niegdyś posiadłość lek arza angiel
skiego B enneta, którego nazwisko głośne je s t n a R m erze . P o śm ierci B enneta nowi po
siadacze wznieśli tu pałacyk gotycki. D o
chodzimy do komory włoskiej. Ściemnia się już. W M entonie, wznoszącej się w pobliżu przed nam i, zaczynają się zapalać św iatła w dom ach i na ulicach.
C ały szereg płonących punktów okala brzeg, jakg dy by morze przystroiło się sznu
rem p ereł ognistych.
Z ab rzm iały mi w myśli zw rotki pieśni M ignony, a szum m orza towarzyszył im ja k by dźwiękami muzyki Beethowena.
.Także oharakterystycznem je s t d la tej
WSZECHSWIAT. 267 ziemi przeszło dwutysiącoletniej cywilizacyi,
źe rośliny wspomniane w pieśni, uprzytom nia
ją c e nam ta k żywo obraz W łoch, nie rosły tam jed n ak od wieków.
P rzyszły one ze wschodu, ja k i wszystkie wielkie myśli, stanowiące podstawę naszego wykształcenia, ale na tej ziemi dopiero ro z
winęły się i uszlachetniły.
Cytryny i pom arańcze dostały się do k ra jów klasycznych od semitów, którzy je znów przejęli od indyan. Drzewo oliwne i figowe, latorośl winna i palmy były upraw iane przez semitów na długo jeszcze przed dostaniem się na zachód. U praw a m irtu i lau ru prze
szła ze wschodu przez m orze Śródziemne.
Ojczyzną cyprysów nie są W łochy, lecz wyspy greckie i Libanon, a naw et o paraso- lowatej pinii (sośnie włoskiej), której, zdaje się, za wzór posłużyła chm ura dymu nad W ezuwiuszem, zwątpiono, czy je s t prawdzi
wie włoską rośliną, tym razem jed n ak nie
słusznie. Z drugiej strony popęd hodow la
ny, spowodowany przez odkrycie nowego św iata, urzeczyw istniając się na ziemi włos
kiej w typowych form ach roślinnych, przy
niósł jej agawy i opuncye.
C ierniste, błękitno-zielone agawy, oraz jasno-zielone kolczaste opuncye, które ta k się zgadzają ze skalistem wybrzeżem W łoch, jak b y dla niego były stworzone, dopiero w X Y I-y m wieku dostały się do W łoch z A m e
ryki.
T rudno sobie wystawić C apri bez „F ichi d T n d ia ” , której płaskie łodygi dziwacznie pokręcone w dzierają się n a mury, a jednak roślina t a je s t zupełnie nowym nabytkiem .
Agaw y i opuncye, p rz y strajając e pierwszy plan krajobrazów w ilustracyach do Odyssei P re lle ra , w ydają nam się anachronizm em.
N ie czyni to wcale ujmy piękności obrazów, a jed n ak przy oglądaniu ich nie m ożna się pozbyć jakiegoś dziwnego wrażenia. P oczu
cie praw dy historycznej je s t obrażone a o b ra
zę tę może zrównoważyć tylko zadowolenie estetyczne, wywołane przez te znakom ite dzieła sztuki.
Ja k ż e w yglądała B,iviera, zanim zaczęto hodować na niej oliwki, gdy nie było tu palm an i cyprysów, a pow ietrza nie nap ełniał jesz
cze zapach „ a g ru m i”?
P okryw ały j ą zawsze zielone krzewy, a gęste lasy iglaste wieńczyły wyżyny. O braz
roślinności m usiał być zupełnie inny, gdyż wygląd jeg o warunkowały w rażenia zbioro
we, gdy te ra z c h a ra k te r prawdziwie włoskie*
go krajobrazu zależy na występowaniu i wy
różnianiu się oddzielnych wybitnych form roślinnych. Jeżeli za czasów A lek san d ra W., t. j. w I Y w. przed nar. Chr. P a n a , grecy uważali Ita lią za k ra j, noszący zupełnie pierwotny ch a rak ter w porównaniu z G recyą i wschodem, to już w I w. przed nar. Chr. P ., M arcus T erentius V arro mógł śmiało porów
nywać j ą z jednym wielkim ogrodem. W sto la t później Pliniusz u sk arża się n a zbytek, który i w urządzeniu ogrodów uczuć się d a
wał. Jarzy n y hodowano ta k wielkie, że na stołach biednych nie mogły się pomieścić.
J a k o p rzy kład przytacza szparagi, których trzy ważyły często funt rzymski (300 g).
Rzymianie musieli zniewieścieć w tym ogrodzie, pokrywającym całą Ita lią przeważ
nie roślinam i upraw nem i wschodu. B y ła to ciemna strona zbyt bujnie rozwiniętej k u ltu ry , k tó ra w samym zbytku rozwoju nosiła zarodki upadku.
Gdy się zbliżyłem do M entony zaczął właśnie wiać m istral wznosząc olbrzymie tu many kurzu.
W G araw an, pod osłoną starego m iasta, w iatru prawie nie było, ta k źe do późnego wieczoru mogłem pozostać w ogrodzie „H o
te l d T talie”. G araw an zasłania zupełnie od w iatru zachodniego grzbiet górski, n a k tó rym stoi s ta ra M entona, oraz m asa domów miejskich; je stto uprzywilejowane miejsce pobytu chorych na piersi.
Od przeszłej zimy G araw an posiada włas
ny dworzec kolejowy, który ułatw ia komuni- kacyą z M onte-C arlo wielu gościom zimo
wym, tracącym resztki zdrowia w podnieca
jącej grze.
V I I I .
Rośliny użyteczne, dostarczające herbaty, kawy, czekolady.
Praw ie wszystkie rośliny użyteczne oraz środki roślinne podniecające zawdzięczamy ludom dzikim.
Cywilizacya p rzy tłu m iła w nas wrażenia instynktow ne i trud no nam sobie wyobrazić,
268 W SZECHSWIAT. N r 17.
jak ie mi wrażeniami kierow ali się dzicy przy wyborze środków pożywienia. Z zadziwie
niem dowiadujemy się z chemii, źe h e rb a ta chińczyków, m ate brazylijczyków , kaw a i k h a t (C elastrus (C atha) edulis V ohl.) a r a bów, czekolada azteków, orzechy kola m u
rzynów zaw ierają te same ciała.
O glądając w L a M ortola wszystkie te ro śliny, przekonywam y się łatw o o różnicy ich w yglądu zew nętrznego. N apróźno szukam y w nich ja k ie jś wspólnej cechy. Dzicy nie mogli więc kierow ać się ta k ą cechą w wybo
rze. Postępowali oni ja k zw ierzęta szu k a ją
ce pożywienia w lesie i na łące i nie zdawali sobie sprawy ze swego wyboru.
Rośliny pożywne i podniecające, przew aż
nie ju ż oddaw na poznane przez dzikich, po
sia d a ją bardzo ciekawą historyą.
W C hinach używanie h e rb a ty je s t ta k dawne, że księga „ R h y a ”, napisana w X I I w., mówi o niej, ja k o czemś dawno znanem .
W E u ropie h e rb a ta zaczęła się ro zpo
wszechniać około r. 1630 pod wpływem to w arzystw a holendersko indyjskiego, wskutek pochwał kilku lekarzy holenderskich, według których zdania h e rb a ta pokrzepia siły ży
wotne, wzmacnia pam ięć, pobudza wszystkie zdolności duszy i ro zrzed za krew.
N a febrę zapisywano 40 do .50 filiżanek h erb aty jed n ę po drugiej.
W zajm ującem dziele L e G ra n d d ’Aus- syego, wydanem w r. 1782, k tó re opowiada historyą życia pryw atnego francuzów („H i- stoire de la vie privee des fran ęais”), czyta
my, źe w r. 1636 znano h e rb a tę w P ary ż u i źe wkrótce zy skała ona powodzenie skutkiem opieki kanclerza S eguiera.
Z d aje się, źe ówcześni am atorow ie używali h erb aty ta k ja k tyto n iu do palenia, a lekarz Bligny chwali się, że ro b ił z h erb aty konser
wę, wodę dystylow aną i dwa g atu n k i syropu.
W A nglii około r. 1700 h e rb a tę ju ż obłożo
no podatkiem i ogólnie używano je j za n a pój. Niem cy zaw dzięczają znajom ość h e r
b aty lekarzowi holenderskiem u W ielkiego E lek to ra . W edłu g dokumentów, ogłoszonych przez F liickingera, g arść h e rb a ty kosztow ała w r. 1662 w ap tek a ch m iasta N o rdhausen 15 guldenów, w roku zaś 1689 w L ipsku już tylko 4 grosze. Do Rossyi h e rb a ta dostała się nie przez E u ro p ę zachodnią, ale w prost z jakiem ś poselstwem azyatyckiem , a ju ż
w drugiej połowie X V I I wieku była tam ogólnie używanym napojem. R ossyjska na
zwa herbaty, „czaj”, odpowiada nazwie a ra b skiej, spotykanej już w V I I I wieku, polska zaś nazwa, „ h e rb a ta ” , utw orzyła się z „her- b a T h e a e ”.
N ajw ażniejszą częścią składow ą h e rb a ty je s t kofeina, to samo ciało, które zaw ierają ziarna kawy, a które je s t bardzo zbliżone do teobrom iny, zaw artej w ziarnach kakao.
K ofeinę zaw ierają prócz tego: m ate, h e rb a ta p arag w ajsk a i orzechy kola.
H odow lą kawy zajmowali się pierwsi a r a bowie na wielką skalę, a E urop a, z w y jąt
kiem T urcyi, niewiele wiedziała o jej istnie
niu. Selim I sprow adził w roku 1517 pierw szą kaw ę z E giptu do K o nstantynopo
la, a w dwadzieścia la t później pow stały tam ju ż liczne^kawiarnie.
D o E uropy zachodniej kaw a dostała się przez wenecyan.
Pierwszy opisał drzewo kawowe pod wzglę
dem botanicznym , choć niedokładnie, P ro s p e r A lpinus, który m ieszkał w K o n stan ty n o polu jak o lekarz konsula weneckiego i ogłosił od roku 1591 do .1593 dzieło o roślinach egipskich.
(C. d. nast.J.
Edward Strasburger.
Tłum . Z. S.
Rok spostrzeżeń międzynarodowych nad chmurami.
Kongres m eteorologiczny m iędzynarodow y, odbyty w M onachium w ro k u 1891 zw rócił szczególną uwagę na obserwacye nad chm u
ram i, będące aż dotąd w pewnem zaniedba
niu. Obserwacye te m ogą nietylko dostarczyć bardzo ważnego m ateryalu do zbadania ruchów pow ietrza w różnych wysokościach, ale nadto ruchy chm ur, ich k sz ta łt, budow a w ew nętrzna, wysokość, w której one pow stają i t. p. są zwią
zane z najgłówniej szemi zm ianam i pogody i wy
w ierają na nie wpływ nieraz pierw szorzędny. N a K ongresie m onachijskim ustanowiono naprzód now ą klasyfikacyą chm ur (p a trz W szechśw iat
N r 17. WSZECHŚWIAT 269 n -r 45 z d. 8 listo p ad a 1891 r .) , następnie p o
stanow iono zorganizow ać w ciągu roku jednego specyalne obserwacye nad chmurami na całej pow ierzchni ziemi, w ciągając do tej organizacyi sieci stacyj meteorologicznych wszystkich k rajów { i te osoby pryw atne, które mogą i zechcą zająć się niemi. W tym celu wyznaczono osobny ko
m ite t m iędzynarodow y, k tóry miał ułożyć cały p la n organizacyi, wykonać prace przygotow aw- J cze, obmyślić m etody obserwacyi, wydać tablice, ułatw iające rachunki i obrać główne punkty, ! w k tó ry ch m iały się jednoczyć zbierane spostrze
żenia, N adto postanowiono, że rokiem tych ob- serwacyj będzie ro k od d. 1 m aja 1894 do 1 m a
j a 1895 r. Lecz rozm aite przeszkody nie dozw o
liły kom itetow i w ykonać w oznaczonym czasie ta k rozległego pro g ram atu , tem bardziej, że w tym że samym czasie k om itet m iał sobie p o wierzone i załatw ienie innych jeszcze spraw . D opiero na zjeździe kom itetu międzynarodowego, odbytym w sierpniu 1894 r. w U psali ostatecznie postanow iono, że ro k obserwacyj m iędzynarodo
w ych nad chm uram i rozpocznie się z dniem 1 m a ja 1896 r. i trw ać będzie oczywiście do d. 1 m a ja 1 8 9 7 r.
Jakkolw iek zb y t ograniczone środki m ateryal' ne nie pozw oliły sieci naszych stacyj m ateo ro k r gicznych wziąć czynnego i z góry oznaczonego udziału w tej organizacyi spostrzeżeń, stem- w szystkiem podajem y o niej wiadomość naszym czytelnikom , w skazując zarazem , co należy ob ser
wować, w te j nadziei, że może niejeden z nich zechce zająć się spostrzeżeniam i i przyczynić się do pow iększenia m ateryału, m ającego służyć za p o d s‘awę do rozjaśnienia kw estyj dotąd bardzo ciem nych w m eteorologii.
Pierw szym punktem , na k tó ry należy w obser
wacyi chm ur zwrócić uw agę, j e s t k sz ta łt ich.
Konferencya w U psali p rzyjęła klasyfikacyą chm ur, ustanow ioną w M onachium (W szechświat n-r 45 r. 1 8 9 1 ), w prow adziła do niej jed n ak pewne zm iany w nazw iskach i dlatego p rzytacza
m y j ą tu ta j w krótkości.
G łoską a oznaczam y form y chm ur kulistych, porozryw anych, p rzytrafiające się przew ażnie p rz y stanie pogody suchym, bezdeszczowym, głoską zaś b chm ury rozciągnięte, pokryw ające niebo ja k b y zasłoną. W tedy gatunki chm ur bę
d ą podciągm ięte pod następujące podziały:
A) Górne chm ury, w ystępujące w średniej w ysokości 9 00 0 m nad powierzchnię ziemi:
a. 1. C irrus (znak Ci.).
b. 2. C irro-stratus (znak Ci. S.).
B) Chm ury w średniej wysokości (pomiędzy 3 00 0 i 7 0 0 0 m):
| 3. C irro-C um ulus (Ci. Cu.).
( 4. A lto-C um ulus (A. Cu.) b. 5. A lto-stra.tus (A. S.).
C) Dolne chm ury, pom iędzy 1 00 0 i 2 000 m:
a. 6. Strato-C um ulus (S. Cu.).
b. 7. Nimbus (N.).
D) Chmury, tw orzące się p rzy dziennym p rą dzie pow ietrza wstępującym do góry:
8. Cumulus (Cu.) w ierzchołek 1 800 m, pods+awa 1 400 m.
9. Cumulo-Nimbus (Cu. N.); w ierzchołek 3 0 0 0 do 5 000 m, podstaw a 1 40 0 m.
E) P odniesiona mgła, ponad 1 0 0 0 m:
10. S tra tu s (S.).
Określenie tych gatunków chm ur czytelnik znajdzie w artykule zacytowanym wyżej; dwie nowe nazwy, Alto- Cumulus i A lto-Stratus, w pro
wadzono zam iast dawniej przyjętych Cumulo- C irrus i S ‘rato-C irrus, dla uniknięcia pomyłek.
D la należytego utrw alenia kształtów obserwo
wanych chm ur, oprócz opisu, w ypada często po
siłkować się rysunkiem ręcznym i fotografią. Ta ostatnia, dająca autom atycznie rysunek chm ur, m a oczywiście pierwszeństwo przed rysunkiem ręcznym , — lecz otrzym anie dobrych fotografij chm ur nie je s t rzeczą łatw ą. B łękit nieba p ra wie ta k silnie działa na powłokę w rażliw ą w a p a
racie fotograficznym ja k białe chm urki, cirrus, z tego powodu trudno je s t otrzym ać wyraźne odbicie białych chm ur, mocno świecących. P rz y fotografow aniu chm ur, mianowicie szybko zm ie
niających się, ja k np. chm ury burzow e, należy zdjęcia robić co jednę lub k ilk a m inut, a nawet i w mniejszych jeszcze odstępach czasu. Do obserwowania chm ur mocno błyszczących, dla osłabienia ich blasku należy patrzyć przez szkło, zafarbowane na żółto.
D ruga okoliczność, na k tó rą przy obserw acyi chm ur należy zwrócić uwagę, je s t kierunek, w którym się one poruszają. D la uniknięcia różnych trudności i niejednokrotnych złudzeń i pomyłek, należy zawsze notować kierunek r u chu tylko tych chm ur, k tó re z n a jd u ją się blizko zenitu; p rzy tem notow aniu zaznacza się nie tę stronę świata, ku której chm ury posuw ają się, lecz tę stronę, z której zd a ją się wychodzić.
Nakoniec trzecią, niezmiernej wagi rzeczą je s t oznaczanie wysokości, w której zn a jd u ją się ob
serwowane chm ury. Rzecz t a je d n a k je s t za ra
zem bardzo tru d n a, w ym agająca specyalnej orga
nizacyi wielu stacyj i znacznych kosztów na od
powiednie przyrządy. Komisya m iędzynarodowa zrobiła w szystko, co mogła, w celu ułatw ienia obserwacyi i rachunku p rz y takiem oznaczeniu;
stem wszystkiem rzecz nie p rzestała być tru d n ą i kosztowną i dla tych powodów na naszych sł a- cyach meteorologicznych t a część spostrzeżeń nad chm uram i zaprow adzoną być nie mogła.
O bserw ator pojedynczy może tylko w rzadkich stosunkowo przypadkach i przy sprzyjających okolicznościach oznaczyć wysokość chm ur, które