• Nie Znaleziono Wyników

M. Warszawa, d. 8 marca 1896 r.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "M. Warszawa, d. 8 marca 1896 r."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M. 1 0 . Warszawa, d. 8 marca 1896 r. T o m X V .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZECH$W IATA“ . W W arszaw ie: rocznie rs. 8 kwartalnie ,, 2 Z p rzesyłką pocztow ą: rocznie rs. 10 półrocznie „ 5 Prenum erować można w Redakcyi „W szechświat? *

i w e w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

Komitet Redakcyjny Wszechświata stanowią Panowie:

D eike K ., D ickstein S., H oyer H., Jurkiew icz K., K wietniew ski W Ł, Kram sztyk S., M orozewicz J., Na

tanson J „ Sztolcman J., Trzciński W. i W róblew ski W.

A . d r e s Z R e d - a J s c y i: K r a k o - w s M e - P r z s d m i e ś c i e , ISTr S S .

CHEMIA WODANÓW WĘGLA

i jej znaczenie dla fizyologii 1).

Ż a d n a gałęź wiedzy nie była w ta k ścis­

łym sojuszu z medycyną ja k chemia. Z a d a ­ niem ostatniej, począwszy od najodleglejszych czasów, aż do wieku siedemnastego, było głównie wyszukiwanie nowych środków lecz­

niczych, a najbieglejsi lekarze owych czasów byli zarazem najskrzętniejszym i krzewiciela­

mi wiedzy chemicznej. Nie je st zatem zda­

rzeniem przypadkowem, że najobszerniejszą teoryą chemiczną czasów minionych, teoryą flogistonu, wysnuł lekarz S tahl. Jedn ak że wielkie zdobycze zeszłego wieku, obalające teoryą flogistonu, zmieniły znacznie stosunek wzajemny wspomnianych obu gałęzi wiedzy.

Z chwilą zastosowania ścisłych m etod b a d a ­ nia, a tem samem z chwilą zbliżenia się po­

między chem ią a fizyką, chemia znalazła

') Według odczytu prof. E. Fischera.

nader obszerne i urodzajne pole działania, a u trw alając swe ogólne praw a zasadnicze i rozszerzając swe nowe teorye, tem samem oddaliła się znacznie od celów lecznictwa.

Niebawem wszelako zdobycze je j ponownie stały się cennemi dla terapii. Synteza che*

miczna wieku bieżącego nadzwyczaj wzboga­

ciła zasób środków leczniczych, a dyagnoza, hygiena i inne gałęzie medycyny praktycznej osięgnęły znaczne korzyści z wypracowanych metod analitycznych. L ecz wszystkie te po­

stępy w ydają się nieznacznemi w porówna­

niu z olbrzymiemi przysługam i, jak ie chemia oddała fizyologii. Niech nam zatem będzie wolno zwrócić uwagę czytelnika na wpływ chemii wodanów węgla n a nauki biologiczne.

Związki organiczne, spotykane w ciele zwie- rzęcem lub roślinnem, podzielić można, ja k wiadomo, n a trzy wielkie grom ady: tłuszcze, wodany w ęgla i ciała proteinowe. Podczas gdy badanie ostatnich je s t dopiero w zacząt­

ku, n a tu ra chemiczna tłuszczów by ła zbada­

na już w pierwszych dziesiątkach la t tego wieku, a sztuczne otrzymywanie ich z ele­

mentów należy do pierwszych zdobyczy syn­

tezy organicznej wogóle.

Stanowisko pośrednie pomiędzy tem i g ru ­ pami, zarówno z powodu licznych przed sta­

wicieli ja k i trudności b adania zajm ują wo-

(2)

dany węgla. B adanie ich zapoczątkow ane było również juź w zaraniu rozwoju chemii organicznej i upraw iane było z ta k wielką gorliwością, że stan wiadomości naszych o tych ciałach w danej chwili uważany może być za m iarę rozwoju całej tej gałęzi wiedzy.

W szelako od chwili fundam entalnego odkry­

cia Lavoisiera, że ciała te sk ła d a ją się z węgla, wodoru i tlenu, aż do chwili u rze­

czywistnienia syntezy najprostszych przed­

stawicieli tej grupy, nauka m usiała czekać la t 100, a zapewne minie jeszcze niejeden dziesiątek la t zanim cały obszar zostanie zba­

dany w tej samej mierze.

W porównaniu z olbrzymio szybkiemi po­

stępam i innych gałęzi chemii organicznej, stopniowy rozwój poglądów na cukry może się wydawać powolnym. Jed n a k że w tajem ni­

czony powód tego widzieć będzie nie w po­

wolności b a d a n ia lecz w n ad e r wielkich j e - « go trudnościach. O statnie spowodowane są głównie przez nieporów naną mnogość form, które zarazem są przyczyną skomplikowanej system atyki. R ozróżniam y przedewszystkiem t zw. m onosacharydy i polisacharydy. P ierw ­ sze rozpuszczają się łatw o w wodzie, posia­

d a ją sm ak słodki i naogół tak ie własności chemiczne, ja k ie ch a rak tery zu ją cukier g ro ­ nowy. Z tych cukrów prostych pow stają cukry skom plikowane, w ta k i sposób, że kilka cząsteczek pierwszych łączy się w za­

jem nie, wydzielając wodę. Odwrotnie, wszyst­

kie skomplikowane wodany w ęgla m ogą być przemienione w cukry proste przez t. zw. h y ­ drolizę, proces polegający n a przyczepianiu wody.

Do polisacharydów należą niektóre roz­

puszczalne w wodzie cukry, ja k np. cukier trzcinowy i mleczny, po największej jed n ak części są one nierozpuszczalne, ja k np. m ącz­

ka i celuloza czyli drzewnik. Obecnie znamy więcej niż 30 m onosacharydów pomiędzy te- mi 6 produktów naturalnych; pozostałe 24 otrzym ano d ro g ą sztuczną, a istniejące m e­

tody syntetyczne um ożliw iają otrzym anie jeszcze wielu setek ciał podobnych. P o n ie­

waż wszystkie te ciała mogą łączyć się m ię­

dzy sobą w najróżnorodniejszych kombina- cyach, czytelnik może sobie wyobrazić ja k olbrzym ią ilość polisacharydów chemia je st w stanie wytworzyć.

Szczęśliwym zbiegiem okoliczności przyro-

| da przeznaczyła zaledwie kilka z tych p ro ­ duktów dla odżywiania roślin i zwierząt; lecz te zato są wytwarzane w przyrodzie w olbrzy­

mich ilościach. W skutek tego ważniejsi I przedstawiciele byli już znani w początkach rozwoju chemii organicznej. W chemicznie czystym stanie najwcześniej wyosobniono cu­

kier trzcinowy. N a jstarszy m jego współza­

wodnikiem jak o substancya słodząca był cu­

kier gronowy, część składow a miodu i więk­

szości owoców słodkich. O trzym ali go już alchemiści^arabscy przez odparowywanie so­

ku winogron, lecz w stanie czystym m iał go w ręku dopiero M argg raf, w połowie wieku zeszłego. Trzeci wreszcie cukier, znacznie mniej słodki, niż oba poprzednie, cukier mleczny, został odkryty w roku 1619 przez B arto lettieg o w Bolonii.

Z pomiędzy innych wodanów węgla wiek ubiegły znał tylko m ączkę i drzewnik.

Chem ia więc organiczna z chwilą powoła­

nia jej do życia przez L ayoisiera i Scheelego rozporządzać juź m ogła pięcioma dobrze scharakteryzow anem i wodanami węgla. N ie­

bawem za ję ła się skrzętnie ich zbadaniem , a cukier trzcinowy, pięknie się k ry stalizu ­ jący, był ciałem z upodobaniem uźywanem przy wypróbowywaniu np. metod analitycz­

nych. Skutkiem tego cukier trzcinowy był jednem z ciał, których dokładny skład znano najwcześniej. Z tego samego powodu już na początku bieżącego wieku odkryto fakty, które rzucały dużo św iatła na wzajemny sto­

sunek wodanów węgla. Najw ażniejszym z pomiędzy nich był fak t, że m ączka prze­

mienia się w cukier gronowy przez gotow a­

nie je j z rozcieńczonemi kwasami, odkryty przez K irchhoffa w roku 1811. Niemniej ważnem było też odkrycie, zrobione przez tegoż badacza, źe nasiona zaw ierają pewną substancyą, k tó ra w podobny sposób działa na m ączkę ja k kwasy rozcieńczone. D yasta- za, ja k ciało to później nazwano, jeszcze dzi­

siaj je s t uw ażana za typowy ferm ent nieuor- ganizowany a scukrzenie m ączki, u łatw iające tra n sp o rt jej w roślinie lub resorpcyą w przy­

rządach traw ienia zw ierząt pozostanie na- zawsze klasycznym przykładem spraw tego rodzaju. W podobny sposób, przez użycie s tę ­ żonego kwasu siarczanego, udało się w roku 1819 scukrzenie drzewnika. Ponieważ wresz­

cie zarówno cukier trzcinowy ja k mleczny

(3)

N r 10. W SZECHŚW IAT. 147 i różne rodzaje gum, nagrom adzonych w tak

znacznych ilościach w państwie roślinnem , pod wpływem kwasów lub fermentów prze­

m ieniają się w cukier gronowy, ten ostatni przez długie la ta uważano za jedyną podsta­

wę wszystkich wodanów węgla. W szelako niebawem postępy fizyki, a szczególniej od­

krycia na polu optyki przekonały, że wniosek taki je s t niesłuszny. Z chwilą, gdy odkry­

cie B iota, źe cukier trzcinowy skręca p łasz­

czyznę św iatła polaryzowanego, zaczęto sto­

sować i do innych cukrów, przekonano się, że ciała, które uważano za identyczne z cukrem gronowym, skręcały płaszczyznę polaryzacyi nietylko w różnym stopniu, lecz naw et w róż­

nych kierunkach. T ak w roku 1847 D ubrun- faut przekonał się, że ciało tworzące się skutkiem gotowania cukru trzcinowego z kwasami, zaw iera obok cukru trzcinowego i inne ciało, dzisiejszy cukier owocowy czyli fruktozę, który w odróżnieniu od wszystkich w owe czasy znanych cukrów, skręca płasz­

czyznę św iatła polaryzowanego w stronę le­

wą. C ukier ten nazwano przeto lewulozą.

W iem y teraz, że cukier ten zawarty je st

j

w miodzie i w większości owoców słodkich, ! ja k również, że tworzy jeden z najbardziej

rozpowszechnionych polisacharydów t. zw.

inulinę. N a tej samej drodze P a ste u r od­

k ry ł galaktozę, k tó ra tworzy się obok gluko­

zy przez hydrolizę cukru mlecznego i którą następnie odkryto nietylko w ciele zwierzę- cem ale i w roślinnem. W tym samym mniej więcej czasie odkryto czwarty cukier tego samego składu, mianowicie sorbozę, która wszelako aż do dnia dzisiejszego pozo­

sta ła ciałem rządkiem i m ało zbadanem . J e ­ żeli do szeregu wymienionych cukrów doda­

my jeszcze m altozę, odkrytą przez D ubrun- fa u ta i posiadającą ten sam skład co i cukier trzcinowy, następnie dekstryny i glikogen, I

odkryty w w ątrobie przez K laudyusza Ber- nard a, a m ający w ciele zwierzęcem praw do­

podobnie znaczenie podobne, ja k mączka w ciele roślinnem, wyczerpiemy cały zasób wiadomości, posiadanych o cukrach do ro­

ku 1860.

Około owego czasu chemia organiczna zro­

b iła jeden z największych w swym rozwoju kroków: opuściła teoryą typów a zwróciła się do teoryi t. zw. stru k tu raln e j; gdy w n astęp­

stwie tego poczęto dokładniej i głębiej badać

grom adę wodanów węgla, cukier gronowy, jako najważniejszy przedstawiciel tych związ­

ków, był często przedm iotem badania. B u­

dowę jeg o chemiczną wysnuto głównie na za­

sadzie zachowania się względem środków utleniających i odtleniających. Obecnie for­

m ułują go jako aldehyd alkoholu sześcio- hydroksylowego a wzór taki tłum aczy w isto­

cie większość znanych reakcyj glukozy ')•

R ezultaty otrzym ane przez badanie cukru gronowego można było bez wielkich trud no ­ ści zastosować i do innych cukrów podobnych.

Gralaktoza skutkiem tego otrzym ała tak i sam wzór budowy ja k cukier gronowy, fruktoza zaś okazała zachowanie się nieco odmienne.

Z am iast grupy aldehydowej ciało to zawiera grupę acetonową, skutkiem czego zresztą ogólny ch a rak ter cząsteczki niewielkiej uległ zmianie, a zdolność spalania się łatwego n a­

wet się powiększyła. T a ostatnia okolicz­

ność spowodowała zalecenie tego cukru za­

m iast glukozy dla osób cierpiących n a choro­

bę cukrową.

M etoda, k tóra posłużyła H . K ilianiem u do wykrycia budowy chemicznej fruktozy je s t ta k ważną, że musimy scharakteryzow ać j ą tu taj choć w kilku słowach. Glukoza łą ­

czy się z kwasem pruskim , a utworzony zwią­

zek, po zmydleniu kwasem m ineralnym , daje nowe ciało, m ające ch a rak ter kwasowy i za­

w ierające o jeden atom węgla więcej niż użyty cukier. B adanie bliższe tego ciała ułatw iło wykrycie budowy chemicznej fru k­

tozy. Szczególniej zaś ważnym był rezultat otrzym any przez działanie kwasu pruskiego n a arabinozę, cukier wyosobniony w roku 1873 z gumy arabskiej, a poprzednio już z buraków cukrowych, który uważano za cia­

ło izomeryczne z cukrem gronowym. Kom - binacya z kwasem pruskim wykazała, że arabinoza zaw iera tylko 5 atomów węgla, a skutkiem tego przypuszczenie, m ające p ra ­ wie c h a ra k te r dogm atu, że wodany węgla zaw ierają najmniej 6 atomów węgla, zostało

*) W o sta tn ic h czasach w zó r aldehydow y g lu ­ k o z y z o sta ł zachw iany. P rzeciw k o te m u w z o ro ­ wi p rz em aw ia b u d o w a g lukozydów , zw iązków acetylow ych g lu k o zy , istn ie n ie tr z e c h izom ero- nów g lu k o zy w łaściw ej, o b ję to ść cząsteczk o w a g lu k o zy w ro z tw o ra c h w odnych i t. d.

L . M .

(4)

obalone. Do zerw ania z tym dogm atem i zniewoliła zresztą niebawem i synteza no- J wych ciał, m ających c h a ra k te r cukrowy.

Od czasu, gdy W oehler przez przem ianę cyanianu am onu w mocznik udowodnił moż­

ność syntezy ciał organicznych z pierw iast­

ków, ostatecznym celem b adania każdego związku organicznego je s t jego synteza.

O statnią zaś poprzedza b adanie analityczne, zakończane wykryciem budowy chemicznej.

Nim badanie to przygotowawcze zostało ukończone, robiono ju ż wszelako i próby syn­

tetyczne, które jed n ak że nie przyniosły wiel­

kiego rezu ltatu . Z pomiędzy licznych sztucz­

nych produktów z w łasnościam i cukrów, po­

znanych przed rokiem 1887, tylko jeden w ytrzym ał krytykę; je s t nim słodki syrop otrzym any przez B utlerow a z aldehydu mrówkowego pod wpływem wapna. L ecz pro d u k t ten nie przed staw ia bynajm niej osobnika chemicznego, a m etody analityczne nowszych czasów w ykazały, że je s t on skom ­ plikow aną m ieszaniną różnych ciał, z pomię­

dzy których tylko jedno, w ystępujące w b a r­

dzo m ałych ilościach, je s t pokrewnem glu kozie.

D roga, ob ran a przez B utlerow a, chwilowo nie prow adziła dalej. Znaleziono wszelako lepszą drogę,b iorąc za punkt wyjścia glicery­

nę. C iało to m a pewne podobieństwo z cu­

krem , mianowicie m a sm ak słodki; pod względem zaś chemicznym podobieństwo je s t nieco mniejsze. G lukoza zaw iera 6 atomów węgla, gliceryna zaś tylko 3, pierwsza przy- tem zaw iera grupę aldehydową, albo p rzy ­ najm niej u k ład łatw o w nią przechodzący, a gliceryna je s t alkoholem trójhydroksylo- wym. Poniew aż zaś cukry uw ażane są za aldehydy ostatnich, m ożna się było spodzie­

wać, źe przez utlenienie gliceryny lub ciała podobnego otrzym am y ciało cukrowe. D o­

świadczenie tak ie przedsięw zięto naprzód z m annitem , wyosobnionym z m anny i to z r e ­ zultatem dodatnim ; otrzym ano przytem no­

wy cukier nazwany m annozą i znaleziony później również i w pewnych gatunkach ro ­ ślin. R e z u lta t ten nie m ógł wszelako być uważanym za syntezę kom pletną, albowiem m annit tu ta j użyty pochodził z rośliny. N a ­ tom iast doświadczenia w ciągu tych p ra c zdobyte m ożna było zastosow ać do gliceryny, przyczem otrzym ano n ad e r dziwne ciało

cukrowe. Posiada ono wprawdzie w cząs­

teczce tylko 3 atomy węgla, lecz zachowuje się zupełnie ja k cukier gronowy, ulegając np.

! także ferm entacyi alkoholowej. W celu za­

znaczenia pochodzenia tego ciała, ja k rów­

nież jego cukrowej n atury, nazwano je glice- rozą, A więc arabinoza nie je s t jedynym cukrem posiadającym sk ład odmienny od dawniej przyjmowanego. G liceroza je s t j-esz- cze bardziej oddalona od starego typu glu­

kozy, a niektórzy konserwatywni badacze wykreślili j ą wogóle z grona ciał cukrowych.

W ykluczenie to wszelako nie długo mogło ostać się, albowiem niebawem wykryto reak- cyą glicerozy, k tó ra j ą bezw ątpienia staw ia w blizkim stosunku do cukrów. P o d wpły­

wem mianowicie alkalij gliceroza ulega p rze­

mianie, k tó rą chemicy nazyw ają polimery za- cyą. Dwie cząsteczki glicerozy łączą się z sobą tworząc nowe ciało, zaw ierające 6 ato ­ mów węgla i zarazem wszystkie własności cukrów naturalnych. Nie posiada ono wsze­

lako własności skręcania płaszczyzny św iatła polaryzowanego. W łasność tę wszelako moż­

na mu nadać, i akroza, ta k bowiem nazyw ają [ sztuczny ten cukier, może być przem ienioną dowolnie w fruktozę, mannozę lub glukozę, a fak t, że akroza tworzy część składow ą sy­

ropu słodkiego otrzym anego z aldehydu mrówkowego, dowodzi, że synteza glukozy może być urzeczywistnioną zapomocą łatw o zrozum iałych reakcyj chemicznych, których punktem wyjścia je st jedn o z najprostszych ciał chemii organicznej.

Zdobywszy szeroką tę podstawę dla synte­

zy glukozy, możemy otrzym ać drog ą sztucz­

ną bardziej złożone ciała cukrowe. W spom ­ nieliśmy już poprzednio, źe działaniem kw a­

su pruskiego glukoza przem ienia się w nowe ciało, z którego otrzym ać można kwas, po­

siadający o jed en atom węgla więcej niż glukoza. K w as ten przez odtlenianie daje prawdziwy cukier o 7 atom ach węgla, z k tó ­ rym możemy oczywiście j)°nownie powtórzyć reakcyą z kwasem pruskim i otrzymywać ciała cukrowe ze stopniowo zw iększającą się liczbą atomów węgla O trzym ano już dzisiaj ciała zaw ierające aż do 9 atomów węgla.

Przekonaw szy się w tak i sposób, źe otrzy­

m aniu drogą sztuczną ciał, posiadających c h a rak ter cukrów, a bardziej skomplikowa-

i nych od nich, nic nie stoi na przeszko-

(5)

N r 10. W SZECHŚW IAT. 149 dzie, usiłowano otrzym ać najprostszego

przedstaw iciela tej grupy ciał, t. j. związek o dwu atom ach węgla, któryby posiadał włas­

ności ciała hydroksylowego i aldehydowego zarazem . Ciało to w rzeczy samej istnieje:

je s t to mianowicie t. zw. aldehyd glikolowy, który jest w wysokim stopniu podobny do glicerozy i który pod wpływem alkalij p rz e­

mienia się w cukier o 4 atom ach węgla. Tym sposobem szereg cukrów, począwszy od n a j­

prostszego a kończąc (tymczasem) n a cukrze zawierającym 9 atomów węgla, został otrzy­

many drogą sztuczną.

Wspomnieliśmy pobieżnie powyżej, źe nie­

które ciała z tej grom ady posiadają zupełnie jednakowy skład chemiczny i jednakow ą bu­

dowę chemiczną, a pomimo to bardzo różne własności. J a k o przykład przytaczam y trzy heksozy, t. j. cukry o 6 atom ach węgla, na­

zwane glukozą, m annozą i galaktozą. C iała takie nazywano dawniej izomeronami fizycz­

ne mi, ponieważ były one dla ówczesnych teo- ryj chemicznych zagadką. Zrozumienie tych różnic stało się dopiero wtedy moźliwem, gdy poczęto liczyć się z przestrzeniow ą budową cząsteczek, gdy słowem pow stała stereoche- mia '). N ajw ażniejszą gałęzią tej ostatniej je s t teorya węgla asym etrycznego 2), k tóra powołaną została do życia przez badanie ciał skręcających światło polaryzowane, do których właśnie należą i cukry.

B adaniam i podstawowemi w tej mierze były b adania P a ste u ra nad kwasami winne- ini. P a ste u r znalazł mianowicie kwas winny skręcający płaszczyznę polaryzacyjną w lewą stronę, w odróżnieniu od dawniej znanego kwasu skręcającego j ą w praw ą stronę. P o ­ minąwszy tę różnicę, oba kwasy są nader po­

dobne, w krystalizowanym zaś stanie różnią się tylko różnym układem jednej płaszczyzny hem iedrycznej. P rzez zmieszanie jednako­

wych ilości tych kwasów pow staje kwas g ro ­ nowy, optycznie nieczynny, który wszelako może być znów rozłożony n a obie mody fika - cye kwasów winnych.

Przyczynę tego stanu rzeczy P a s te u r wi­

dział w niesymetrycznej budowie chemicznej

cząsteczki. D alej myśli tej snuć w owe cza­

sy niepodobna było, dopiero gdy pow stała teorya stru k tu raln a w chemii, owa myśl ste­

reochemiczna została pogłębioną a dokonali tego w roku 1874 Le Bel i van t ’Hoff, two­

rząc teoryą t. z w. węgla asymetrycznego, t. j.

węgla połączonego z 4-ma róźnemi atomami lub rodnikam i '). Z a słusznością tej bypo- tezy dziś przem awia juź cały szereg faktów, a szczególniej też zebranych w granicach chemii cukrów. W cząsteczce heksozy istnie­

je nie mniej od 4 atomów asym etrycznych2), pentozy zaw ierają 3, podczas gdy w hepto- zach i t. d. ilość ta jeszcze w zrasta. Można więc zrozumieć dlaczego wszystkie cukry na­

turalne są optycznie czynne. Istn ieją wpraw­

dzie i optycznie nieczynne cukry, otrzym ane syntetycznie, lecz istnienie ich nie sprzeciwia się teoryi, gdyż są one poniekąd, na podo­

bieństwo kw asu gronowego, mieszaniną je d ­ nakowych ilości dwu ciał skręcających świa­

tło polaryzowane w strony przeciwne.

Znacznie więcej zainteresow ania budzą jed n ak wnioski teoryi, dotyczące ilości izo- meronów. Ponieważ każdem u asym etrycz­

nemu atomowi węgla odpow iadają dwie mo- dyfikacye izomeryczne, istnieć musi 16 przestrzeniowo różnych heksoz. E k s p e ry ­ m entalne więc badanie tej grupy mogło być znakomitym środkiem spraw dzenia wyników teoryi; w istocie wykryto dotychczas 12 róż­

nych heksoz, a niedaleka przyszłość nie­

wątpliwie wzbogaci nas pozostałem i cztere­

ma. Podobnie teź z liczby 8 możliwych pen- toz znamy ju ż 4. Znacznie mniej kompletnie zbadano cukry bardziej złożone. Z pomię­

dzy 32 możliwych hep to z^ znamy tylko 6, a z pomiędzy 128 nonoz tylko 2.

(Dok. nant.).

D r L . Marchlewski

') W szech św iat, loc. cit.

-) W zg lę d n ie pięć, je ż e li p rz y jm u je m y w zó r T o llen sa lu b S k ra u p a d la g lu k o zy .

') P o ró w n . W szech św iat, to m X III, s tr . 145.

-) P o ró w n . W sz e c h św ia t, to m X II, s tr . 2 4 5

i 5 7 7 .

(6)

0 budowie wewnętrznej kryształów.

Z pomiędzy zagadnień znaczenia ogólniej­

szego, jakiem i zajm uje się k ry stalo grafia nowoczesna, budowa w ew nętrzna czyli mole­

k u larn a ciał krystalicznych należy bezwąt- pienia do najciekawszych, a naw et najw aż­

niejszych. K w estya to, zajm u jąca zarówno chemika, ja k fizyka i m atem atyka. O roz­

wiązanie jej kusił się. ju ż P ran k en h eim w r.

1835, lecz dopiero B ra v a is w r. 1850 stwo­

rzy ł m atem atyczną teoryą budowy ciał krystalicznych 2), k tó rą następnie u p rzystęp­

nił i rozw inął Sohncke (r. 1867). W c z a ­ sach najnowszych ukazały się prócz tego teorye Schonfłiessa i Fiodorow a, o których znaczeniu i różnicy w stosunku do teoryj dwu pierwszych uczonych wspomnimy poni- żej, gdy zapoznam y się z isto tą samego za­

gadnienia.

I.

Z n a n ą je s t powszechnie ogólna własność ciał stałych, zwana ściśliwością. W łasność ta polega n a tem , że ciała sta łe pod wpły­

wem sił m echanicznych działających zze- w nątrz, zm niejszają swą objętość, jakby kurczą się nieznacznie. Z jaw isko ściśliwości stanow i słuszną podstaw ę do tw ierdzenia, że c iała sta łe sk ła d a ją się z drobniutkich ele­

m entów m ateryalnych, rozdzielonych pewne- mi odstępam i. Zapom ocą sił mechanicznych możemy wywołać zm iany w ugrupow aniu tych elementów, n adać ciału inną objętość i postać, „zdeform ow ać” je.

Poniew aż kryształy podlegają tego ro d z a­

ju deform acyom mechanicznym, musimy za­

tem przyjąć, że s k ła d a ją się one również z owych najdrobniejszych elementów, które

') P o ró w n a j p o c z ą te k a rty k u łu : „ K ry s z ta ły i ic h s y m e try a ” , W sz e c h ś w ia t, 1 8 9 6 , n -r 1.

2) W d ziele: „ M e in o ire s u r le s sy s te m e s for- m e s jp a r des p o in ts d is trib u e s re g u lie r e m e n t s u r u n p la n ou d a n s l ’e s p a c e ” . P a r y ż , 1 8 5 0 .

nazywamy cząsteczkam i (m olekułam i) kry- stalicznemi czyli fizycznemi. N ie zdołano do- i) tychczas wyrobić dokładnego pojęcia o w łas­

nościach cząsteczki fizycznej, ani też o jej stosunku do cząsteczki chemicznej, t. j. mo­

lekuły w stanie ciała gazowym. Istnieje wprawdzie pewna liczba faktów, które prze­

m aw iają jakgdyby za przypuszczeniem, że cząsteczka krystaliczna sk ład a się z m niej­

szej lub większej ilości cząsteczek chemicz­

nych, że pierw sza je s t jakb y stanem polime- rycznym (wielokrotnym) drugiej. N ic pew­

nego jed n ak o istocie cząsteczki k rystalicz­

nej, ja k dotąd, nie jesteśm y w stanie po­

wiedzieć.

P osiadam y natom iast wyborny klucz do rozw ikłania a naw et całkowitego prawie wy­

jaśnienia kwestyi, w ja k i sposób kryształ je s t zbudowany z owych najdrobniejszych cząste­

czek. Kluczem tym je s t ca ło k ształt własno­

ści fizycznych kryształu, na których opiera- my pojęcie o jeg o budowie m olekularnej czyli wewnętrznej. Istn iejące teorye d ają nam jasn e i konkretne wyobrażenie nietylko o we­

wnętrznym stosunku cząsteczek kryształu, lecz nadto ułatw iają zrozumienie tych p ra ­ widłowości, jak ie dostrzegam y w jego postaci zewnętrznej, geom etrycznej. Ponieważ teo­

rye te całkowicie opierają się na w łasno­

ściach fizycznych kryształu, musimy przeto, dla dokładnego ich zrozum ienia, przejrzeć i zestawić w krótkości główniejsze wyniki b a­

dań krystalograficzno-fizycznych.

N ajw ażniejszym otrzym anym tu rezu lta­

tem je s t ten, że kryształy wogóle są ciałami anizotropowem i, czyli że k ażda ich własność zmienia się co do swego natężenia według pewnych praw , zależnie od kierunku. Z e względu n a tę zależność wszystkie własności fizyczne kryształów d ad zą się podzielić na dwie grupy. D o pierwszej należą: szybkość rozchodzenia się i pochłaniania’św iatła, roz­

chodzenie się i pochłanianie prom ieni ciepła, rozszerzanie się i kurczenie pod wpływem zmiany tem peratu ry i innych czynników, wreszcie indukcya m agnetyczna i polaryza- cya dielektryczna. D ru g ą natom iast grupę stanowią własności tak ie, ja k elastyczność, rozchodzenie się dźwięku, spójność (łupli- wość i tw ardość), plastyczność, rozpuszczal­

ność i wzrost, wreszcie pyro- i piezoelektrycz-

ność. N a czem polega zasadnicza róźnioa

(7)

N r 10. W SZECHŚW IAT. 151 pomiędzy własnościami obu grup? Zwykle

powiadamy, źe zależność własności fizycz­

nych pierwszego rodzaju od kierunku daje się wyrazić w najogólniejszym przypadku za- pomocą elipsoidy o trzech prostopadłych lecz nierównych osiach, gdy ta sam a zależność własności drugiego rodzaju je st natury b a r­

dziej złożonej i wyraża się geom etrycznie zapomocą powierzchni krzywej zamkniętej wyższego szeregu. A by określenie to zrozu­

mieć, weźmy pod uwagę jakąkolw iek włas­

ność z pierwszej grupy, dajm y na to rozcho­

dzenie się ciepła. Przypuśćmy, że wewnątrz kryształu umieściliśmy jakiekolwiek źródło ciepła. W przypadku najogólniejszym ciepło rozchodzić się będzie w rozm aitych kierun­

kach z szybkością rozm aitą, ale pomiędzy temi kierunkam i zawsze znajdziemy trzy t a ­ kie między sobą prostopadłe, z których jeden będzie przedstaw iał najw iększą, d ru g i—śred­

nią, trzeci zaś—najm niejszą szybkość roz­

chodzenia się ciepła; wszystkie zaś inne kie­

runki (a tych je s t nieskończona ilość), będą przedstaw iały szybkości pośrednie pomiędzy trzem a wymienionemi. Gdybyśmy połączyli ze sobą wszystkie punkty, do których doszło w danej chwili ciepło, to otrzymalibyśmy po­

wierzchnię zam kniętą, elipsoidalną, posiada­

ją c ą trzy prostopadłe osi: najdłuższą, śred­

nią i najkrótszą, odpowiadające największej, średniej i najm niejszej szybkości rozchodze­

nia się ciepła. Położenie takiej elipsoidy je s t zależnem od sym etryi kryształu i pozo- stuje w rozm aitym stosunku do jej elemen­

tów geometrycznych. T ak samo zupełnie możemy sobie wyobrazić „elipsoidę optycz­

n y ”; w yrażającą szybkość rozchodzenia się św iatła w rozm aitych kierunkach. I dla wszystkich innych własności pierwszej grupy możemy wykreślić odpowiednie elipsoidy, które wykażą nam zależność własności tych od kierunku.

Ze względu na własności fizyczne pierwszej kategoryi wszystkie kryształy dzielą się na pięć szeregów:

1) P rzypadek najogólniejszy p rz ed sta­

w iają kryształy, które dla każdej z własności powyżej wymienionych (gr. I ) posiadają elipsoidy trzyosiowe różne nietylko stosun­

kową długością osi, ale i położeniem. P o ­ między osiami elipsoidy i osiami kryształu niem a żadnej zależności prawidłowej i tylko

prak ty k a może nam dać odpowiedź na pyta­

nie, w jakim stosunku pozostają owe elipsoi­

dy względem elementów geometrycznych kryształu. Do tej grom ady należą kryształy trójskośne (trykliniczne), pozbawione zupeł­

nie symetryi prostej ‘).

2) Elipsoidy, odpowiadające rozmaitym własnościom, odznaczają się, jak i w szeregu poprzednim, rozm aitym stosunkiem ilościo­

wym między długościami swych osi, lecz jedna z tych ostatnich zajm uje w krysztale położenie zawsze ściśle określone i je s t rów noległą do jednej z osi krystalograficznych. Dwie inne osi (prostopadłe do pierwszej) leżą w jednej płaszczyznie, k tó ra je s t płaszczyzną symetryi geometrycznej i fizycznej. To znaczy, że nietylko ściany i krawędzie kryształu g rup u­

ją się sym etrycznie po obu stronach tej płasz­

czyzny, ale i własności fizyczne w kierunkach, leżących w płaszczyznach, prostopadłych do płaszczyzn sym etryi i tworzących z nią je d ­ nakowe kąty, są zupełnie identyczne: ta sama szybkość rozchodzenia się św iatła, to samo przewodnictwo ciepła, ta sam a rozszerzal­

ność wskutek ciepła i t. p. S ą to zatem kryształy układu jednoskośnego (monokli- nicznego), posiadające jed nę płaszczyznę symetryi prostej.

3) W szystkie trzy osi elipsoid, w yrażają­

cych zależność własności fizycznych od kie­

runku, m ają rozm aite stosunki długości, lecz położenie ich w krysztale je s t ściśle określone i stałe: zlew ają się one mianowicie z trzem a również prostopadłem i i niejednoznacznemi osiami krystalograficznem u K ryształy tego rodzaju są bryłam i o trzech prostopadłych płaszczyznach sym etryi, względem których elementy geometryczne, ja k również i włas­

ności fizyczne (wyrażone graficznie) u kładają się symetrycznie. M am y tu zatem do czy­

nienia z kryształam i układu rombowego.

4) Dwie osi każdej elipsoidy s ta ją się równemi, przez co sam e elipsoidy przechodzą w sferoidy, zwane także elipsoidami obroto- wemi, dwuosiowemi. P osiad ają one dla każ­

dej własności postaci nieco odmienne, ale oś ich obrotowa m a zawsze położenie stałe, równoległe do głównej czyli pionowej osi

') P orów n. a r t . „ K ry sz ta ły i ic h sy m e try a ” ,

W szech św iat, 1 8 9 6 , n -r 2.

(8)

k ry ształu. W kryształach tej grom ady wszystkie kierunki jednakow o nachylone do osi obrotu są jednoznaczne pod względem fizycznym i geometrycznym . Optycznie są to kry ształy jednoosiowe, gdy trzy pierwsze grupy kryształów posiadają dwie osi optycz­

ne czyli dwa kierunki o prostem łam aniu się św iatła. N ależą tu dwa układy k ry stalo g ra­

ficzne: tetragonalny i heksagonalny.

5) D o piątej wreszcie grom ady należą kryształy, których rozm aite własności m oże­

my wyrazić zapom ocą elipsoidy o trzech osiach równych, t. j. zapom ocą kuli. W krysz­

tałac h u k ład u regu larnego (równoosiowego), grom adę tę stanowiących, własności fizyczne pierwszej z odróżnionych powyżej grup we wszystkich kierunkach są jednakow e, t. j. nie są od nich zależne. S ą to zatem kryształy pod względem tych własności (św iatło, ciep­

ło i t. d.) izotropowe, zachowujące się tak, ja k ciała am orficzne czyli bezpostaciowe (szkło, opal i in.).

Co dotyczę własności fizycznych drugiego rodzaju (elastyczność, spójność i t. d.), to isto tn a ich cecha polega na tem , że naw et w k ry ształach u k ład u regularnego są one najściślej związane z kierunkiem i od niego zależne i tylko w ciałach bezpostaciowych są od zależności tej zupełnie wolne. Skutkiem tej różnicy jesteśm y w stanie z łatw ością roz­

poznawać ciała amorficzne od kryształów regularnych. T e ostatnie odznaczają się np.

zależną od kierunku łupliwością, gdy pierw ­ sze własności tej wcale nie posiadają. N a tej różnicy polega tak że najogólniejsza cha­

ra k te ry sty k a k ry ształu , jak o c iała stałego, jednorodnego, w którem własności fizyczne (spójność, elastyczność i t. d.) są funkcyami, zaleźnemi w sposób praw idłow y od kierunku.

Jak eśm y wyżej nadm ienili, zależność w łas­

ności fizycznych drugiej grupy od kierunku wyraża się zapom ocą powierzchni krzywych zam kniętych, różnych od elipsoidy trzecli- osiowej i posiadających k sz ta łt n ad e r skom­

plikowany naw et w przypadku najprostszym (układ reg ularny ), kiedy elipsoida trzyosiowa zamienia"się w kulę. Z e względu n a te po­

wierzchnie (zwane powierzchniam i krzywemi wyższych ^szeregów) moglibyśm y podzielić kryształyrna|dziew ięć grom ad, których bliż­

szą ch arak tery sty k ę ja k o bardziej złożoną m usimy pominąć.

Zwróćmy tylko uwagę n a je d n ę okolicz­

ność, posiadającą, ja k się przekonam y, do ­ niosłe znaczenie. Różnice, zachodzące po­

między powierzchniami, o których mowa, sięgają znacznie głębiej, niż w pierwszej g ru ­ pie własności fizycznych. Powierzchnie, od­

noszące się do rozm aitych własności, naw et w obrębie jednej i tej samej grom ady krysz­

tałów, posiadają nietylko rozm aite wymiary stosunkowe swych osi, lecz naw et inną sy­

m etryą; różnią się zatem nietylko ilościowo, lecz i jakościowo. W grom adzie, obejm ują­

cej np. kryształy układu regularnego, (które są optycznie jednołam ne, a więc izotropowe), kierunki p rostopadłe do płaszczyzn sześcianu i dwunastościanu rombowego ze względu na spójność i elastyczność są jednoznaczne, a od­

powiadające własnościom tym powierzchnie są sym etryczne względem ścian postaci tylko co wymienionych. Nie ta k się rzecz m a z in- nemi własnościami pierwszej grupy, np. roz­

puszczalnością. O sym etryi powierzchni, cha­

rakteryzującej tę ostatnią, sądzimy z k ształtu t. zw. figur w ytraw iania, pow stających na ścianach k ry sz ta łu pod wpływem substancyi, w której się k ry sz ta ł ten rozpuszcza. Otóż tylko pewna część kryształów regularnych (jednolam nych) wykazuje figury wytrawiania o sym etryi, odpowiadającej dwum wzm ian­

kowanym własnościom, spójności i elastycz­

ności, inna ich część przeciwnie odznacza się pod tym względem niższym stopniem 'sym e- tryi. To samo powiedzieć musimy i o krysz­

ta ła c h innych grom ad, które również rozpa­

d ają się na dalsze poddziały, różniące się sym etryą zjawisk, zachodzących przy ro z­

puszczania i wzroście kryształu. F ig u ry wy­

traw iania wskazują nam zatem właściwy, t. j.

najniższy stopień sym etryi kryształu, który pod względem innych swoich własności od­

znaczać się może sym etryą wyższą. K ry sz­

ta ły np. regularne (jednołam ne) pod wzglę­

dem własności optycznych po siadają nieskoń­

czoną ilość płaszczyzn symetryi, gdyż wyrazem ich zależności od kierunku je s t kula; własno­

ści te nie w ystarczają jed n ak do określenia bliższego stopnia sym etryi k sz ta łtu p raw idło­

wego, albowiem inne jeg o własności wykazać mogą sym etryą niższą. D la ścisłego ozna­

czenia symetryi ciała krystalicznego posłu­

gujemy się zatem tem i jego własnościami,

które p o siadają sym etryą najniższą. Do t a ­

(9)

kich zaliczają się przedewszystkiem rozpusz­

czalność (figury wytrawiania) i wzrost, od którego zależą kształty geometryczne krysz­

tału . Biorąc rzeczy ogólnie, powiedzieć możemy, że właściwą "symetryą kryształu określa nietylko postać zewnętrzna lecz także każda jego własność fizyczna, wykazująca najniższy stopień symetryi.

W artykule, zamieszczonym w n-rze 1 i 2 W szechśw iata z r. b., podaliśmy ch a rak te­

rystykę wszystkich możliwych rodzajów sy­

m etryi, opierając się wyłącznie tylko na w ła­

ściwościach geometrycznych kryształu. W i­

doczną je s t jed n ak rzeczą, że te same ro ­ dzaje sym etryi wypływać m uszą z budowy molekularnej kryształów , albowiem siły, któ- rem i najdrobniejsze ich cząsteczki działają na siebie (t. z w. siły m olekularne) i od któ ­ rych zależą ich własności fizyczne, m uszą także kierować i układaniem się tych cząste­

czek podczas wzrostu kryształu, t. j. n ad a­

wać mu tę lub inną postać zew nętrzną. Tę ostatnią słusznie zatem nazwać możemy

„fizyczną” własnością kryształu, a ścisły związek pomiędzy jego kształtem i własno­

ściami fizycznemi możemy traktow ać, jako szczególny przypadek związku prawidłowego, łączącego wszystkie wogóle własności fizycz­

ne ciał krystalicznych. Rozumiemy teraz, że wszystkie wyobrażenia nasze o budowie kryształów z najdrobniejszych cząsteczek, muszą się opierać n a całokształcie własności fizycznych, zależnych od przyrody tych cząs­

teczek, t. j. od sił, k tóre ich światem rządzą.

W ychodząc z założenia, że kryształy są ciałam i jednorodnem i (homogenicznemi), musimy jednocześnie przyznać, że we wszyst­

kich swych częściach posiadają jednakowe własności fizyczne. Jeżeli zatem z jak ieg o ­ kolwiek p unktu w krysztale przeprowadzim y linią p ro stą w kierunku dowolnym, lecz rów­

noległą do innej prostej, przechodzącej przez jakikolw iek drugi punkt tegoż kryształu, to na obu tych liniach spotkam y identyczne własności fizyczne. T ą sam ą identycznością odznaczać się będą wszystkie inne równoległe (linie) bez względu n a kierunek, w jakim przebiegają kryształ. Jestto dowodem, że w kierunkach równoległych siły m olekularne posiadają jednakow e natężenie, a ponieważ odległość pomiędzy cząsteczkam i kry ształu zależy od równowagi owych sił wewnętrz-

N r 10. 15 3

nych, musimy więc wyprowadzić stąd wnio­

sek, że układ cząsteczek k ry ształu na liniach równoległych je s t jednakowy. D rogą rów­

nież prostych rozumowań dochodzimy do przekonania, wypływającego logicznie z po­

przedniego, że i wszystkie równoległe płasz­

czyzny kryształu jednorodnego będą pod względem własności fizycznych jednoznacz­

ne. Innem i słowy, w płaszczyznach równo­

ległych siły m olekularne (wewnętrzne) i za­

leżne od nich ugrupowanie cząsteczek są jedne i te same. Ponieważ stosuje się to do każdego punktu, do każdego kierunku i do każdej płaszczyzny kryształu, twierdzić za­

tem możemy, że w substancyach krystalicz­

nych, bez względu na ich postaci zewnętrzne,

„ugrupowanie cząsteczek w przestrzeni do­

koła jednej z nich je s t takie samo, ja k doko­

ła każdej in n ej”. Tego rodzaju ugrupow a­

nie cząsteczek nazywamy prawidłowym u k ła ­ dem molekularnym.

Z pojęcia, do któregośm y przed chwilą doszli, wypływa bezpośrednio takie określe­

nie kryształu: J e s tto ciało jednorodne, stałe, posiadające prawidłową budowę m olekular­

n ą ”. Ponieważ dalej w każdej^prawidłowej budowie odległości pomiędzy cząsteczkami w rozm aitych kierunkach wogóle nie są jed ­ nakowe, ciało to'4będzie prócz tego zawsze anizotropowem ze względu n a własności, za­

leżące od siły wzajemnego przyciągania się cząsteczek (elastyczność, spójność i t. p.).

Zgodnie z taką^definicyą kryształu, proces jego tworzenia się czyli krystalizacya będzie znaczyć tyle, co „prawidłowe układanie się cząsteczek krystalicznych”. W samej rzeczy k ryształ jednorodny wtedy tylko powstać mo­

że, kiedy jeg o cząsteczki, wolne od wpływów zewnętrznych, układać się będą przez wzajem ­ ne przyciąganie się, gdyż w tym tylko przypad­

ku budowa wewnętrzna i k ształty kryształu będą wyłącznym wytworem sił m olekularnych.

Jeżeli natom iast krystalizacya, t . j . prze­

chodzenie ciał płynnych, rozpuszczonych lub gazowych w stan stały, odbywa się w w arun­

kach nieprzyjaznych prawidłowemu u kład a­

niu się cząsteczek, jeżeli np. przejście ze s ta ­ nu ciekłego w stały nastąpi w jednej chwili, natenczas powstaje ciało, którego n ajd ro b ­ niejsze cząsteczki tworzą mieszaninę bezład­

ną i różną w każdym jeg o punkcie. D o­

świadczenie wykazuje jed n ak , że własności

W SZECHSW IAT.

(10)

fizyczne takich ciał we wszystkich k ieru n ­ kach są zupełnie jednakowe. Pochodzi to stąd , że jakkolw iek odległości pomiędzy cząsteczkam i ciał tego rodzaju ustawicznie się zm ieniają, to jed n ak w prak ty ce mamy zwykle do czynienia z w arstw am i m olekuł stosunkowo ta k grubem i, źe w rezultacie na danej długości znajdziem y zawsze przeciętną średnią, t. j. jednak ow ą ich liczbę, a co za­

tem idzie w każdym kierunku jednakow e własności fizyczne. W idzim y więc, że sub- stancye, o których mowa, sk ład ają się z cząsteczek anizotropowych, ale same dla b rak u prawidłow ego wśród tych ostatnich ugrupow ania, są izotropowemi agregatam i m olekularnem i. S ubstancye tak ie nazywamy ciałam i am orficznem i czyli bezpostaciowemi.

Od kryształów uk ład u regularnego różnią się one tem, źe i pod względem własności drugiej grupy we wszystkich kierunkach zachowują się najzupełniej jednakow o, pozbawione są np. łupliwości, tw ardość wszędzie m ają je d ­ nakow ą i t. d. C iała am orficzne wtedy tylko pow stają, kiedy przejście ich ze sta n u płyn nego w stały nastąp i raptow nie, przeciwnie ta sam a substancya może „skrystalizować się”, jeżeli owo przejście odbywać się będzie powoli, jeżeli je j cząsteczki zd o łają ułożyć się w sposób prawidłowy, zgodnie i zależnie od rządzących niemi sił m olekularnych. B raku prawidłowości w ułożeniu cząsteczek w cia­

łach amorficznych dowodzi również i ta oko­

liczność, że ciężar ich właściwy je s t zawsze mniejszy od ciężaru kryształów tej samej substancyi, że zatem w jednakow ych obję- tościach k ry ształu i ciała amorficznego miesz­

czą się niejednakowe ilości cząsteczek, a m ia­

nowicie w pierwszym więcej niż w drugiem . | Bezpostaciowa odm iana jednej i tej samej chemicznie substancyi je s t n ad to mniej trw a ­ ła od krystalicznej, w której w ew nętrzne siły m olekularne zn ajd u ją się w równowadze sta ­ łej. Dowodem tego je s t stw ierdzony po J wielekroć fakt, że ciała bezpostaciowe prze­

chodzą niekiedy sam e przez się w stan k ry ­ staliczny; ja k o przykład przytoczymy tu tylko szklisty tró jtle n ek arsenu, z biegiem czasu ro z­

padający się na drobny proszek krystaliczny.

(D ok. nast.).

J . Morozewicz.

ŻYCIE UTAJOflE

z i a r n r o ś l i n n y c h .

W e d łu g C. de C A N D O LLA ').

Mówimy o ziarnach, zostających w spo­

czynku, które zachowują zdolność kiełkow a­

nia, że p osiadają życie utajone. W yrażenie to nie je st ścisłe, nie wiemy bowiem, czy ży­

cie w ziarnie roślinnem je s t całkiem zatrzy ­ m ane, czy tylko czynności jego są zwol­

nione.

Z d arzają się przypadki, w których ziarno oddychać nie przestaje, a pomimo to nie two­

rz ą się w niem żadne nowe elementy histolo­

giczne, lecz przeciwnie, roślinka zam knięta w ziarnie trac i pewną ilość substancyi, k tó ra musi być zastąpiona następnie przez przy­

swajanie. W taki sposób roślinka może żyć przez pewien czas, byle tylko tem p eratu ra b y ła sprzyjająca i powietrze otaczające nie było zbyt suche i wtedy słusznie m ożna po­

wiedzieć, że życie zwolnione je s t prawdziwie życiem utajonem . Doświadczenia Y an Tie- ghem a i B onniera wykazały, że ziarn a m ogą żyć przez pewien czas życiem utajonem . Trzy równe porcye ziarn grochu i fasoli zostały umieszczone—jed n a na wolnem powietrzu, d ru g a w rurce szklanej, zam kniętej i za­

wierającej oprócz ziarn powietrze zwyczajne, trzecia zaś w rurce zam kniętej i zaw ierają­

cej ziarna umieszczone w czystym dwutlenku węgla. W końcu drugiego roku ziarna pierw­

szej porcyi zyskały na wadze i prawie wszyst­

kie wykiełkowały. Z iarn a, zam knięte w po­

w ietrzu zwyczajnem, powiększyły wagę b a r­

dzo nieznacznie i stosunkowo mniej wykieł­

kowały aniżeli pierwsze; co więcej, powietrze z niemi zam knięte zmieniło swój skład che­

miczny, zaw artość tlenu sp adła do 11,4 na 100, gdy tym czasem dwutlenku węgla zna­

lazło się 3,8 n a 100. Z ia rn a , trzym ane w czystym dwutlenku węgla wcale nie kieł­

kow ały^ nie zmieniły swego ciężaru.

‘) R ev u e scien tfiq u e, n -r 11, 1 8 9 5 .

(11)

N r 10. WSZECHŚW IAT. 155 Z tych rezultatów okazuje się wyraźnie, że

ziarno żyło w dalszym ciągu, tylko powolniej, czy to w zwykłych w arunkach n a otw artem powietrzu, czy też w powietrzu zamkniętem.

M ożnaby jed n ak przypuszczać, źe to życie powolne mogło trw ać krótko bardzo i ustało przed końcem doświadczenia wskutek zupeł­

nego zawieszenia oddychania i przysw ajania.

P rzyjm ując takie wyjaśnienie, należy przy­

puścić, że w ziarnach żyjących życiem utajo- nem protoplazm a zostaje zupełnie bezwład­

ną, zachowując wszakże swój skład chemicz­

ny i budowę wewnętrzną. Ten sposób wi­

dzenia rzeczy usprawiedliw ia cały szereg doświadczeń i obserwacyj. Z nane są do­

świadczenia wykazujące, źe ziarna mogą być poddane przez kilka godzin działaniu bardzo nizkiej tem peratury, nietracąc wcale swojej zdolności kiełkowania. Między innemi do­

świadczenia fta u la P ic te ta wykazały, że ziarna grochu, Pisum sativum, fasoli, Phaseo- lus vulgaris i koperku, Foeniculum officinale, kiełkują bardzo dobrze po przebyciu czterech dni w tem peraturze 100° C poniżej zera.

Z tego się okazuje, że protoplazm a ziarn znosi bezkarnie bardzo nizką tem p eratu rę i nie ulega żadnym wewnętrznym przem ia­

nom życiowym pod jej wpływem. Inne b a ­ dania P ic te ta wykazały, źe reakcye chemicz­

ne, które odbywają się w tem peraturze zwy­

czajnej, p rz estają się dokonywać w tem pera­

turze bardzo obniżonej. Przyjąw szy to za pewnik, musimy przyznać, że protoplazm a ziarn znajduje się podczas doświadczenia w stanie zupełnej bezwładności, nie może od­

dychać ani przyswajać,—życie jej je s t c a ł­

kiem wstrzymane, co w szakżejnie przesz­

kadza je j fukcyonować, skoro tylko się zmienią w arunki tem peratury i wilgoci.

W badaniach powyżej przytoczonych ziarna były zawsze zbyt raptownie oziębiane i moż­

naby przypuszczać, źe protoplazm a ich znaj­

dow ała się juź w stanie zupełnej bezw ładno­

ści przed rozpoczęciem doświadczenia. I n a ­ czej trudno byłoby wytłumaczyć sobie jej obojętność na gwałtowne zmiany tem p eratu ­ ry, które m usiałyby być bardzo szkodliwemi, gdyby działały na protoplazm ę jeszcze czyn­

ną. P o d tym względem rezultaty nowych doświadczeń świeżo dokonanych, są jeszcze bardziej przekonywaj ącemi. W ciągu roku 1894 au to r m iał sposobność poddawać ozię­

bieniu nasiona przez dowolny przeciąg czasu w przyrządzie do oziębiania powietrza, n ale­

żącym do p. Sansinena, dostawcy mięs m ro­

żonych, których skład znajduje się w Liver- poolu. Do doświadczeń użyte były ziarna, zaw arte w pudełku blaszanem , które umiesz­

czono w komorze oziębiającej. N ależały one do następujących gatunków: żyto, owies, koper, czułek, Lobelia crinus. K ażdy g a tu ­ nek był zawinięty w papier cynowy i n astęp ­ nie szczelnie ułożony w pudełku blaszanem walcowatem, objętości około 10 cm3, ściśle zamkniętem pokryweczką. Z obawy uszko­

dzenia, jak ie mogłoby nastąpić przy dłuż- szem pozostawaniu w komorze oziębiającej, pudełko blaszane włożone zostało do skrzy­

neczki drewnianej w górnej części tylko otw artej. W reszcie skrzyneczka drewniana, zaw ierająca w sobie pudełko, zawieszoną zo­

stała w komorze oziębiającej, gdzie się od- razu znalazła na przejściu bezpośredniem powietrza oziębionego.

Doświadczenie rozpoczęto 11 m aja 1894 r., a zakończone zostało 7 września tegoż roku.

Trw ało ono przeto dni 118. Zapisywano codziennie przeciąg czasu, przez k tóry n a­

czynie zaw ierające ziarna, było wystawione na działanie zimnego powietrza i ułożono od­

powiednią tablicę, k tó ra wskazuje dzień po dniu liczbę godzin pracy maszyny oziębiają­

cej i zarazem średnią tem p eratu rę, ja k a p a­

nowała w naczyniu podczas każdej próby.

Oprócz tego inna tab lica wykazuje w 18 pró­

bach szybkość ogrzewania się tego naczynia w ciągu trzech godzin następujących po za­

trzym aniu się maszyny.

Podczas 118 dni trw ania doświadczenia, m aszyna oziębiająca była czynna od 8 do 20 godzin dziennie.

2 razy po 8 godzin bez przerwy

4 9 11

13 10 n

1 11 11 11

6 » 12 ii

3 n 14

6 11 16 n

12 18

3 19

68 n 20 n

W idzim y z tego, źe próby najdłuższe, 20

godzin trw ające, były najliczniejsze. Z d ru ­

(12)

giej strony te długie próby odbywały się zawsze przy nizkiej tem p eratu rze (—40° C) i zawsze pow tarzane były 6—8 razy bez przestanku.

Najniższą, była te m p e ra tu ra przy trw aniu jednej próby: — 53,89° O, a najwyższa

— 37,78° O. Ś redn ia zaś te m p e ra tu ra 118 doświadczeń wynosiła —41,93° C.

P o każdem doświadczeniu, gdy m aszyna przestaw ała działać, te m p e ra tu ra podnosiła się w środku kom ory oziębiającej, ogrzewa­

nie je d n a k było tu ta j bardzo powolne, tak że tem p eratu ra zaledwie podnosiła się do 0°

przy końcu dwu albo trzech godzin po z a ­ trzym aniu maszyny. P rzy końcu każdego doświadczenia oziębienie pudełka, zaw ierają­

cego ziarna, m usiało być bardzo silnem, bo było ono wystawione bezpośrednio n a p rze­

wiew mroźnego pow ietrza w kom orze ozię­

biającej.

Później wykonano kilka jeszcze doświad­

czeń kontrolujących dla dowiedzenia się, do jakiego stopnia pow łoka drew niana otacza­

ją c a pudełko, m ogła opóźniać oziębianie ziarn w niem zaw artych. Z tych doświadczeń m ożna wnioskować z c a łą pewnością, że za­

w artość pudełka, umieszczonego w komorze oziębiającej, potrzebow ała kilku m inut, by znaleźć się w zupełnej równowadze tem p era­

tu ry z powietrzem oziębionem, wyrzucanem przez maszynę. W e d łu g tego pudełko drew­

niane zaledwie mogło opóźniać oziębienie na początku każdej próby i naodw rót opóźniało także i ogrzewanie, k tóre następow ało zawsze w atm osferze spokojnej, po zatrzym aniu m a­

szyny.

O to są re zu ltaty tego długiego doświad­

czenia.

P udełko zostało wyjęte z kom ory oziębia­

jącej w dobrym stanie jeszcze w skrzyneczce drew nianej, wydobyto ziarn a w tym samym porządku, w jak im były ułożone i natych­

m iast umieszczono je w inspektach, w celu zbadania kiełkowania.

P raw ie wszystkie ziarn a żyta, owsa i k o p ­ ru bardzo prędko powschodziły. Czułka z 60 ziarn tylko 13 wy kiełkow ało, a z bardzo wielkiej liczby nasion lobelii tylko 10 ziarn zeszło. Z e m ało ziarn czu łk a wzeszło, nie m ożna tego przypisywać działan iu zimna, tem bardziej, że z tych sam ych ziarn inne nie poddaw ane wcale doświadczeniu, także w ma-

; łej liczbie powschodziły. Co do lobelii, to przeciwnie ziarna nie poddawane próbie b a r­

dzo pomyślnie powschodziły, co dowodzi, że te, które nie wschodziły po doświadczeniu, m usiały zginąć w czasie samej próby.

W rezultacie ziarna żyta, owsa, kopru, z małemi bardzo w yjątkam i, nie ucierpiały wcale, chociaż były 118 razy z rzędu ozię­

biane z m ałem i przerw am i do tem peratury

| niżej —30° C, w której trzym ano je 8 do 20 godzin pozwalając im powracać do zwykłej tem p eratu ry na bardzo krótko. Bardzo znaczna liczba ziarn czułka w ytrzym ała także tę próbę, k tó ra okazała się groźną dla większej części ziarn lobelii.

R ezultaty wymienionych doświadczeń po-

| tw ierdzają to przekonanie, że w ziarnach,

j

których życie je s t utajonem , zostaje ono po pewnym czasie rzeczywiście całkiem w strzy­

mane, zawieszone, protoplazm a ich staje się zupełnie bezwładną, niezdolną do odddy- chania i do przysw ajania. W takim stanie może ona bezkarnie znosić największe i n a j­

gwałtowniejsze obniżenia tem peratury, a moż­

n a przypuszczać, że te tylko ziarna giną przy doświadczeniach, których protoplazm a nie doszła jeszcze do zupełnej bezwładności i znajduje się w stanie życia opóźnionego, dla­

tego może ona być bezkarnie przechowywaną w środku niepodtrzym ującym oddychania.

T rzeba tylko, żeby tam nie było substancyj chemicznie działających szkodliwie na proto- plazmę, jakb y to miało miejsce np. w atm o­

sferze dwutlenku węgla.

Ciekawą byłoby rzeczą obserwowanie pod względem kiełkowania ziarn, które przez pe­

wien czas przebywały w próżni barom etrycz- nej. W każdym razie, gdyby po tej próbie nie wschodziły wcale, nie należałoby tego przypisywać wyłącznie brakowi powietrza- Byłoby możliwą rzeczą, że gwałtowne wy­

dobywanie się pow ietrza i wilgoci mogło roz­

łożyć tkanki, tudzież zakłócić budowę i skład ich protoplazm y. Chcąc się przekonać ja k i wpływ na kiełkowaniu wywiera wstrzymanie przystępu powietrza do nasion, de Candolle pozostaw iał je na pewien czas w rtęci. W tym celu zam ykał je na jak iś czas w worku z tk a ­ niny m etalicznej, umocowanym na drucie platynowym , zanurzonym w rtęci. D ru t po­

ruszano często podczas doświadczenia, ażeby

ułatw ić wydzielanie się banieczek powietrza,

(13)

N r 10. W SZECHŚW IAT. 157 które mogłoby przylegać do powierzchni

ziarn. K ilk a doświadczeń przeprowadzonych J

tą, metodą, dało następujące rezultaty:

P ierw sza próba trw ała miesiąc od 19 paź­

dziernika do 19 listopada. Z ośmiu ziarn żyta, k tó re przez ten czas były zanurzone na 21 cm głęboko w rtęć, 4 tylko zeszły; cztery inne wydawały się zdrowemi przy wyjęciu z rtęci, jed n ak po włożeniu do ziemi zgniły, prawdopodobnie miały zawiele wilgoci.

D ru g a próba, k tó ra trw ała od 27 listopada do 27 grud nia odbywana była z 5 ziarnam i żyta, waźącemi razem 0,253 g, trzym anem i w głębokości 13 cm. P o wyjęciu z rtęci ciężar ich był ten sam . P o zasianiu tych 5 ziarn 4 zeszły równie szybko, ja k te, k tó ­ re nie były wcale zanurzane w rtęci. Z a trzecim razem wzięto 5 ziarn żyta: wszystkie i wy kiełkowały w sposób najzupełniej praw id­

łowy, pomimo, że były trzym ane od 5 lutego do 5 m aja czyli przez trzy miesiące w głębo­

kości około 5 cm w kąpieli rtęciowej. Nako- uiec zrobiono jeszcze próbę z 13 ziarnam i Lepidium sativum, z których wszystkie zeszły pomimo, że dwa miesiące były zanurzone w rtęci w głębokości około 5 cm.

Widzimy tedy, że rezu ltaty otrzym ane tą drogą, zgadzają się z wynikami, otrzyma- nemi w przyrządach ochładzających i dowo­

dzą, źe ziarna m ogą pozostawać w stanie zupełnej bezwładności życiowej, z której wy­

chodzą, gdy warunki otaczającego je środka pozwalają znowu ożywionym masom ich ko­

mórek nanowo oddychać i asymilować. N a pierwszy rz u t oka te n powrót do życia wy­

daje się puszczeniem w ruch maszyny, p o łą­

czonej ze swym motorem. W każdym razie zjaw iska nie są jednakow ej natu ry w obu przypadkach, a energia, której przejawy s ta ­ nowią życie istoty organizowanej, nie jest energią maszyny w zwykłem tego słowa zna­

czeniu. M aszyna pracuje, niezmieniając wcale swojej budowy, gdy tymczasem sub- stancya organiczna ożywiona, tworząca m ło­

dą roślinkę w ziarnie, przysw aja substan- cye z zew nątrz przez protoplazm ę żywą, powiększając swoję masę i niezmniejsza- ją c bynajm niej energii. P ow iększająca się więc m asa protoplazm y żywej musi koniecz­

nie otrzym yw ać ciągle nowe ilości energii, a ta może pochodzić tylko z dwu źródeł—

śro d k a otaczającego z jednej strony i z dzia­

łania, jak ie się odbywa w samem łonie pro­

toplazm y—z drugiej. , Jeżeli pierwsze jest zjawiskiem fizyko-chemicznem, i inaczej rzecz się m a z drugiem. W rzeczy samej życie protoplazm y objawia się rucham i, które są w tak i sposób skombinowane, źe ustaw iają się według pewnych uzdolnień budowy i na- ) stęp u ją po sobie w oznaczonym porządku:

zjawisko, które nie podlega wcale działa­

niu czynności fizyko-chemicznych. Zmuszeni jesteśm y przeto przypuszczać -.istnienie od­

rębnej grupy oddziaływań, którym m aterye przyswojone sta ją się przydatnem i dopiero po ich zabsorbowaniu w protoplazm ie żyją­

cej, w którą"wnikają.

P o d tym względem należałoby porównać asymilacyą do tego, co się dzieje, gdy m ate- ryały palne zajm ą się ogniem po ogrzaniu ich w ognisku, gdzie istnieje palenie przez nie same utrzymywane. M ożnaby powiedzieć, źe dopiero doprowadzone do pewnego stanu specyalnego, skutkiem pom ieszania się z pro- toplazm ą, substancye asy miłowane działają między sobą w ta k i sposób, że w ytw arzają nową ilość m ateryi życiowej. W tem zna­

czeniu p ojęta protoplazm a, w stanie życia utajonego, zostawszy bezw ładną i pozba­

wioną możności życia, podobną je st do tych mieszanin utworzonych z ciał, które działać zaczynają tylko w pewnych, określo­

nych ściśle w arunkach tem peratury i które, dopóki te w arunki nie są dopełnione, zostają w zetknięciu z sobą nieograniczenie długo, bez wzajemnego n a siebie oddziaływania, j Takiem i są np. mieszaniny wybuchające.

Obecność w protoplazm ie m ateryj, m ogą­

cych ulegać przyswajaniu, nie w ystarcza do tego, żeby wystąpiły zjaw iska asymilacyi i szeregowania się czynności. T rzeba obok tego jeszcze pewnych warunków tem p eratu ­ ry, wilgoci, powietrza. Bez tych warunków

j energia pozostaje napiętą, zachowując wszak­

że c a łą możność zamiany n a cynetyczną,

! w w arunkach sprzyjających.

Ten stan bezwładności chemicznej i źycio- I wej może prawdopodobnie trw ać bardzo dłu-

| go. Jestto jedyny sposób wytłum aczenia I sobie . przechowywania ziarn przez wielką

! liczbę la t. Z nane są przypadki, w których

! ziarna wschodziły po ta k długim przeciągu

la t, że niepodobna przypuścić, żeby przez ten

I przeciąg długi żyły chociażby życiem po-

Cytaty

Powiązane dokumenty

Rośliny prowadzące fotosyntezę typu C4 posiadają, jako pierwszy akceptor dwutlenku węgla fosfoenolopirogronian (PEP).. Jest to

ułóż nadgarstek jednej ręki na środku klatki piersiowej poszkodowanego (dolna połowa mostka poszkodowanego), nadgarstek drugiej dłoni ułóż na grzbiecie

nizmu w arunków : Organizm znajduje się pod działaniem toksyn : w tym razie te tylko cząstki utrzym ują się przy życiu, które są na działanie toksyn mniej

m iałą, źe tego rodzaju budowę mieć mogą tylko kryształy rombowe, których wszystkie własności fizyczne odznaczają się sym etryą względem trzech płaszczyzn

Poznajem y naprzód spadek ciał. Do niego też przyłącza się F icka teorya dyfuzyi. T ak odległe od siebie rzeczy ja k linie magnetyczne sił prąd u elektrycznego

Ale wszystkie inne, które w niewłaściwym poleciały kierunku, nie mogły też na znajome okolice natrafić, przeciwnie coraz bardziej oddalały się od swej siedziby

w odnictw a, osłabło znaczenie gazu jako ma- tery jału oświetlającego, to natom iast coraz lepiej okazuje się wartość jego, jak o mate- ry ja łu ogrzew

- Stykając się z organizmami różnych gospodarzy wirusy mają większe szanse zdobycie przystosowań na drodze mutacji (doboru naturalnego, selekcji). ֿ Włączanie