• Nie Znaleziono Wyników

Nasz Przyjaciel : dodatek do "Głosu Wąbrzeskiego" 1927.11.26, R. 4, nr 48

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Nasz Przyjaciel : dodatek do "Głosu Wąbrzeskiego" 1927.11.26, R. 4, nr 48"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

ri t p «

Nr.48. Wąbrzeźno, dnia 26 listopada 1927 r. Rok 4

E wan ge1 j a

JIHGFEDCBA

•w . Ł u k a sza r o zd z . 2 1 , w ie r sz 2 5 — 3 3 . O n e g o c z a su r z e k i1 P a n J e z u s d o u c z n ió w .*

I b ę d ą z n a k i n a sło ń cu i k s ię ż y cu i g w ia zd a c h ; a n a z iem i u c iśn ien ie n a r o d ó w d la z a m iesz a n ia sz u m u m o r sk ie g o i n a w a ln o śc i ; g d y b ę d ą lu d z ie s c h n ą ć o d str a c h u i o c z ek iw a n ia ty c h r z e c zy , k tó re b ę d ą p r zy c h o d zić n a w sz y ste k św ia t. A lb o ­ w iem m o cy n ieb ies k ie w zr u szo n e b ę d ą . A te d y u jr zą S y n a c z ło w iec z eg o , p r z y ch o d z ą ce g o w o b ło ­ k u z m o c ą w ielk ą i z m a jesta tem . A to g d y s ię d z ia ć p o c z n ie , p o g lą d a jcie ż a p o d n o ś c ie g ło w y w a sz e , b o s ię z b liż a o d k u p ie n ie w a sz e . — I p o ­ w ie d zia ł im p o d o b ie ń s tw o : P o jrz y jc ie n a fig ę i n a w sz y stk ie d r z e w a . G d y ju ż z s ieb ie o w o ce w y p u sz cz a ją , w ie cie, ż eć b lizk o ju ż je st la to . T a k i w y , g d y u jr zy c ie , iż s ię to b ę d z ie d z ia ło , w ie d z ­ c ież , iż b lisk o jest k r ó lestw o B o ż e. Z a p ra w d ę m ó w ię w a m , ż e n ie p r z e m in ie te n r o d za j, a ż się w s z v s tk o z iś ci. N ie b o i z iem ia p r z em in ą , a le s ło w a M o je n ie p r z em in ą .

Nauka z ewangelji.

D o c z e g o m a n a s z a c h ę c a ć p o w y ż sza e w a n g e lja ? E w a n g elja p o r ó w n o z le k cją (c z y li e p is to łą ) m a n a s s p o w o d o w a ć d o p o k u ty , ja k też z a c h ę "

c ić, a b y śm y s ię w p o r z e a d w e n to w ej p r zy sp o so "

b ili d o p r z y ję c ia Z b a w iciela w d u sz a c h n a sz y c h . N ic b o w ie m n ie p o w in n o n a s ta k z r a ż a ć o d g r ze ­ c h u i z a ch ę ca ć d o d o b r e g o , ja k m y śl, ż e k ied y ś n a s ą d z ie o sta tec zn y m w o b e c św ia ta w y jd z ie n a ja w w s z y s tk o d o b r e i z łe , i ż e n a s sp o tk a z a d o ­ b r e n a g r o d a , z a z łe k a r a .

J a k ie z n a k i p o p r z ed z ą są d o s ta te c zn y ? S ło ń ce s ię z a ćm i, k s ię ż y c ś w ię cić n ie b ę d zie, g w ia z d y str a c ą b la sk i z n ik n ą n a s k le p ie n iu n ie - b ie sk ie m (Iz a j. 1 3 , 1 0 ); n a to m ia st o g ie ń s ię u k a - ź e w p o w ie tr zu i sp a d n ie n a z iem ię ; p ło m ie ń i b ły s k a w ic e o g a r n ą z iem ię i w szy stk o z g in ie . (P s.

9 6 , 3 — 4 ). N ieb io sa z w ie lk im sz u m e m p r z em i­

n ą , a ż y w io ły o d g o r ą c a r o z p u sz cz ą s ię. (II. P io tr 3 , 1 0 ). M o r ze i w s z elk ie w o d y w ez d m ą się , z a ­ le ją z ie m ię z e stra sz n y m sz u m e m , a w y c ie w ia ­

tró w i n a w a łn ic n a p e łn i w sz y stk ic h o b a w ą i p r z e­

str a ch e m . T a k ie u tr a p ien ia i tro sk i sp a d n ą n a lu d z i, ż e n ie b ę d ą w ie d zieć , d o k ą d się^ o b r ó c ić i m d leć b ę d ą z p r ze ra ż e n ia . I u k a ź e s ię z n a k S y n a c z ło w ie c ze g o n a n ieb ie n a p r z e str a c h g r ze ­ sz n ik ó w , c o G o n ien a w id z ili, a n a p o c ie c h ę sp r a ­ w ie d liw y c h , k tó r zy G o m iło w a li.T (M a t. 2 4 3 0 )

J a k s ię r o z p o c zn ie są d o sta tec zn y ?

N a r o z k a z B o g a z w o ła ją A n io ło w ie tr ą b ą lu ” d z i z e w sz y stk ic h c zter ec h stro n św ia ta . (I. T es s 4 , 1 5 ). P o tem p o w sta n ą c ia ła w sz y stk ic h z m a r­

ły c h , sp r a w ie d liw y c h ?. g r z e s z n ik ó w , p o łą cz o n e z d u sz a m i i z o sta n ą o d d z ie len i d o b r z y o d z ły ch ; p o b o ż n i sta n ą p o stro n ie p r a w e j, n iez b o żn i p o le ­ w e j. (M a t. 2 5 , 3 3 ). b ta w ią s ię też w s z y s cy A n ie li i c z a r c i, a sa m C h ry stu s, sę d zia B o sk i, w ja sn y m o b ło k u sp u ści się w c a łej m o c y i m a je sta c ie S w y m , a g r ze s zn icy n ie o śm ie lą s ię sp o jr ze ć n a N ieg o z o b a w y , le cz p o c z n ą m ó w ić g ó r o m : „ P a d - n ijcie n a n a s" , a p a g ó r k o m : „ P o k ry jc ie n a s" .

J a k s ię o d b ę d z ie ten są d ?

K się g i su m ie n ia , k tó re z a ż y c ia b y ły z a m k n ię ­ te , o tw o r zo n e z o sta n ą (O b ja w . 2 0 , 1 2 ) i w ed łu g n ich są d z e n i b ę d ą w s z y s cy lu d z ie . 1 w y jd ą n a ja w w s ze lk ie d o b r e i z łe m y śli, z a m ia r y , s ło w a i u c zy n k i, n a w et n a jsk r y tsz e i sta n ą s ię w ia d o m e c a łem u św ia tu , ja k g d y b y w p isa n e b y ły n a c z o le i w e d łu g n ich k a ż d y są d z o n b ę d zie , t. j. o d b ie r ze w iec z n ą n a g r o d ę , a lb o k a r ę .

Smutno mi,'Boże.

Smutno mi. Boże! Dla mnie na zachodzie Rozlałeś tecze blasków promienista.

Przedemną gasisz w lazurowej wodzie Gwiazdę ognista.

Choć mi tak niebo Ty i złocisz i morze, Smutno mi, Boże!

Jak puste kłosy z podniesiona głowa Stoją rozkoszy próżeń i dosytu;

Dla obcvch ludzi mam twarz jednakowa Cisze blek^u.

Ale przed tobą głąb serca otworze, smutno mi, Boże!

(2)

178 -

Jako na matki odejście się żali, Mala dziecina, tak ja płaczu bliski, Patrzcie na słońce, co mi rzuca z fali Os/atnie błyski,

Ch ć wiem, że jutro błyśnie nowe zorze, Smutno mi, Boże!

Dzisiaj na wielkiem morzu zablakany Sto mil od brzegu i sto mil przed brzegiem Spotkałem lotne w powietrza bociany Długim szeregiem.

Zem je znal kiedyś na polskim ugorze, Smutno mi. Boże!

Zem często dumał nad mogiła ludzi, Zcm nie znal prawie rodzinnego domu

Zem był jak pielgrzym, co sie w drodze trudzi Przy blaskcch gromu.

Ze nie wiem gdzie sie w mogiłę położę, Smutno mi, Boże!

Ty będziesz widział moje białe kości, W straż nieoddane kolumnowym czołom, Alem jest jako człowiek, co zazdrości M 'gil... popiołom.

Wiec, że nieznane gotujesz mi łoże, smutno mi, Boże!

Kazano w kraju niewinnej dziecinie M<>dlić sie za mnie codzień, a ja przecie Wiem, że mój okręt nie do kraju płynie.

Płynąc po świecie.

Wiec, że modlitwa dziecka nic nie może, Smutno mi, Boże.

Na tecze blasków, które tak ogromnie, Anieli Twoi w niebo rozpostarli.

Nowi gdzieś ludzie w sto lat będą po mnie Patrzący marli.,.

Nim sie przed moją nicością ukorzę, Smutno mi, Boże!

Juljusz Słowacki.

Dlaczego dzieci kradną.

S łow o k rad zież jest zb yt ostrem w yrażen iem w zastosow an iu d o u czyn k ów d zieci. W yrażenie to jest tak ścisłe zw iązan e z karjerą k rym in aln ą i tak n ieu chron n ie n asu w a on o na m yśl areszto ­ w an ie, w ięzien ie, n ap ad y, rabunki i tp., iż kary­

god n e u czyn k i i p rzestęp stw a d ziecin n e zd ają się b yć w sp rzeczn ości z tern w szystk iem .

M a się rozu m ieć, n ie u w ażam y p rzecież tego za k rad zież, gdy Jaś zab iera rzeczy n ależące do m n ie, lub d o in n ych człon k ów rodziny" — od- rzek ła p ew n a m atka, stojąc w ob ron ie ośm iolet­

n iego synka, a inna m atka argu m en tow ała zn ów , że „zab ieran ie żyw n ości, czy cen tów n ie jest p rzecież k rad zieżą ” C zasam i zdarza się, iż m at­

ka n ie w ym ierza kary m łod ocian em u p rzestęp cy d latego, i’ „zrob ił on to w tak i sp rytn y sposób", alb o że „p rzecież n ie jest on sam olu b n y i w szyst­

k o, co zab iera, rozd aje d ru gim “. lub n. p. i d la­

tego, że „od d zieck a n ie m ożna się sp od ziew ać, b y zrozu m iało, co robi i d laczego rob i.“.

* *

T o tylk o k ilk a z całego szeregu w ym ów ek , k tórem i rod zice starają się bardzo często oszu k ać sieb ie i in n ych . K rad zież jed nak zaw sze jest tylko k rad zieżą i za taką n ależy ją u w ażać rów ­

n ież w od n iesien iu do d zieck a z ch w ilą, gd y d o­

szło on o d o tego punktu rozw oju u m ysłow ego, iż m oże on o od różn ić, iż dana rzecz d o n iego n ależy, a in n e do in n ych osób . P rzed d ojściem jedn ak to tego stop n ia rozw oju u m ysłow ego u- czyn k u k rad zieży d zieck a n ie m ożna n azw ać kra- d zie - ą, ale n iep osłu szeń stw em w ob ec rod ziców i w tak iem św ietle p ostęp ow an ie d zieck a p ow in n o b yć trak tow an e i p ou czan ie n ależy od p ow ied n io do tego stosow ać.

* i

* *

W p ew n ych w yp ad k ach k rad zież d zieck a jest n iczem in n em , jak jego sp osob em „w yrów n a­

nia k rzyw d y". Z em sta i zazd rość n ieraz p op y­

ch ają do k rad zieży, zw łaszcza m ałe d ziew częta, a n aw et n ieco starsze. N astęp u jący w yp ad ek jest p otw ierd zeniem tego. D ziew czynę 1 6-letn ią p rzy­

p row ad zon o do sądu na p od staw ie d ok on an ych p rzez n ią k rad zieży. B adania w yk azały, że od w ied ziła ona trzy rc.zy sw ą n ajlep szą p rzyjaciół­

kę i za k ażd ym razem coś ukradła, zw yk le jakąś część od zieży. W szystk ie te rzeczy p och ow ała on a z m yślą alb o u życia ich dla sieb ie w p rzy­

szłości, lub też sp rzed an ia. D łu ga i szczegółow a historja tej d ziew czyn y w yk azała n astęp nie, iż p om im o, że k och ała ona n ap raw d ę sw ą przyja­

ciółk ę, to jed n ak od czasu d o czasu op an ow yw a ­ ła ją w ielk a zazd rość na w id ok n ow ych i p ięk ­ n ych su k ien ek sw ej p rzyjaciółk i. R od zice jej n ie b yli w stan ie stroić jej w p od ob n y sp osób . I p o tak ich w łaśn ie n ap ad ach zazdrości d op u sz­

czała cię ow a d ziew czyn a k rad zieży.

*

* *

C zasam i d zieci kradną d latego tylk o, by d ozn ać p ew n ych w rażeń b y ok azać sw ym rów ie­

śn ik om od w agę, sp ryt i t. p ’ N iew in n e to z p o­

zoru zab aw k i d ziecin n e, kryją on e jedn ak w iel­

k ie n ieb ezp ieczeń stw o. Jeżeli n iem a n atych m ia ­ stow ego p rzeciw d ziałan ia ze strony rod ziców d ziec­

k o tak ie op ad a w n ałóg k rad zieży i w p óźn iej­

szych latach trudno je w yleczyć z tego n ałogu .

*

. * . . . . *

S ied m ioletn i ch łop iec, żyjący p od op iek ą przybranych rod ziców , zaczął kraść zanim jesz­

cze m iał 5 lat. N ie p rzeb ierał on w n iczem i brał co się d ało, ale n ajlep iej p od ob ały m u się p ien iąd ze i kradł n ietylk o d rob n e su m y, ale tak­

że i w ięk szej w artości d olarów . U czyn ­ ki te da W ały m u dużo zad ow olen ia i p rzyjem ­ n ości. Z w łaszcza p ozb aw ian ie rod ziców drobne m on ety i oszu k iw an ie sk lepik arza b yły najulu- b ień szem i jego „zabaw kam i". M atka n ie brała na serjo tych d rob n ych jego k rad zieży aż d op ie­

ro gd y u k rad ł w iecej. M im o to jed n ak n ie u czyn iła nic, ab y złem u zap ob ied z, p rzeciw n ie, u b aw iło ją n aw et op ow iad an ie ch łop ca, który op ow ied ział jej, w jaki sp osób oszu k iw ał on sk le­

p ikarza. W k oń cu d arow ała m u w szystk o, tłó- m acząc sob ie, że „w nim jest już taka żyłka."

N ie p otrzeb a d od aw ać, jak ie to sk u tk i p ociągn ę­

ło za sob ą w p rzyszłości. C h łop iec ów , gd y d o­

rósł d o sw ych lat, zn alazł się n ieb aw em za krat­

kam i na d łu ższy szereg lat.

G d yb yś zap ytał p otęp ion ych : „Z a coście w p iek le,,, od p ow ied zielib y: „Z a op ieran ie się D u ­ ch ow i św ." A gd yb yś św iętych za p y ta ł: „Z a coś­

cie w niebie?" od p ow ied zielib y: „Z a to, żeśm y p ow oln em i byli D u ch ow i śW iętem u".

(3)

179 -

ważne niebezpieczeństwo, dlatego też w razie wybuchu choroby, szkoły muszą być zamknięte, a do kina lepiej już obecnie nie pozwalać dzie­

ciom uczęszczać.

Rady praktyczne.

Strzeżcie dzieci przed epdemją choroby Heine Med na.

Niebezpieczna i wielce zaraźliwa choroba zapalenia rdzenia pacierzowego, znana pod naz­

wą choroby Heine-Medina, grasuje i rozwija się w sąsiadujących z Polską państwach. Na połud­

niu w Rumunji i na zachodzie w Niemczech. Pi­

sma donoszą, że pojedyńcze jej wypadki miały już miejsce na naszem pograniczu południowym i w Gdańsku. Wobec tego spodziewać się trze­

ba wtargnięcia jej do nas i odpowiednio przygo­

tować na spotkanie tego niepożądanego gościa, aby zaraza nie przybrał* większych rozmiarów.

Pierwszym warunkiem tłumienia epidemji jest natychmiastowe ścisłe izolowanie chorych dzieci od zdrowych, gdyż choroba jest nadzwyczaj za­

raźliwa i łatwo udzielająca się przez zetknięcie.

Nie znany jest dotychczas bliżej zarazek wy­

wołujący tę chorobę. Nie znamy środków spe­

cjalnych do jego zwalczania, tern bardziej więc trzeba przestrzegać wszelkich ogólnych przepisów hygieny. Przsdewszystkiem więc zachowywać wzorową czystość. Dzieci powinny myć ręce starannie i często kąpać się. Dobrze odżywiać się takiemi pokarmami, jak mięso, mleko i jaja.

Nie przemęczać się pracą, aby organizm był sil­

ny i odporny na chorobę.

W razie podejrzanego zasłabnięcia, natych­

miast zasięgać rady lekarza. Chorych najlepiej izolować w szpitalach, gdyż leczenie w domu grozi wielkiem niebezpieczeństwem zarażenia pozostałych dzieci. Śmiertelność tej choroby jest znaczna, a w każdym razie skutki jej w organiz­

mie bardzo ujemne. Następstwem jej są różne­

go rodzaju porażenia mięśni i bezwład członków szczególniej nóg i stopy. W Instytucie Pasteu- rowskim w Paryżu wyrabiana jest surowica prze­

ciwko tej chorobie.

Wszelkie większe zbiorowiska dzieci, jak szko­

ły, kina i t. p. stanowią w czasie epidemji po-

Pomysłowy szef policji.

Iwan Azimkoff był skromnym szefem policji w Kazaniu, kiedy car Aleksander pod koniec ży­

cia zwiedzał ziemie swe rosyjskie. Miał tysiąc rubli pensji, łatwo więc wyobrazić sobie, ile za­

rabiać musiał własnym pomysłem, aby żyć do­

statnio. Na szczęście car zatrzymał się w Kaza­

niu i zaraz po swem przybyciu zawezwał Azim- koffa.

Aleksander był jak zwykle w najgorszym humorze.

— Zaiste można ci powinszować, odezwał się zaraz na wstępie do szefa policji. — Napoty­

kam wszędzie w mym kraju złodziei: w Rydze kradną mi broń z arsenału, w Moskwie skradzio­

no złoty krz ż z wieży cerkwi, w Petersburgu obcinają obroże moim psom dworskim, ale takich rabusiów, jak tutaj, nie spotkałem jeszcze nigdzie.

Wczoraj kiedy wstąpiłem na chwilę do cerkwi, skradziono mi pugilares z kieszeni.

— Jak wyglądał pugilares jego cesarskiej mości? — zapytał Azimkoff.

Car odparł:

— Był z czerwonego marokinu z podszewką jedwabną i zawierał tysiąc rubli w banknotach.

— Uczynię co tylko w ludzkiej jest mocy, aby go odnaleźć — rzekł szef policji i oddalił się spiesznie.

Nazajutrz wręczono carowi zaginiony pugila­

res z pieniędzmi.

— Sprawiłeś się dzielnie, - rzekł car do Azimkoff*, ten zaś mrugając chytrze okiem po­

dług zwyczaju, oświadczył pokornie :

— Gdybym był szefem policji w Petersbur­

gu, nie kradzionoby już napewno obroży psom dworskim.

(4)

— 180 — Tymczasem, rzecz prosta, odnalazłszy pugila­

res, trafiono i na ślad złodzieja. Prócz zwykłej kaźni skazano go jeszcze na obcięcie języka, co w stosunku do winy nie było zbyt surową karą...

Azimkoff zaś w nagrodę za swą sprawność został niebawem mianowany szefem policji w Petersburgu z płacą dwunastu tysięcy rubli rocz­

nie. Można sobie wyobrazić, ile jeszcze potrze­

bował kraść, aby żyć wygodnie.

Gdy pan kr dnie, szczególniej jeżeli okrada państwo i publiczność, wtedy Moskale mówią, że

„znalazł sobie ciepłe miejsce", albo „dostał się na tłustą łąkę", lub odkłada kopiejki na czarną godzinę"... gdyż złodziejem jest chłop, mówić się zwykło, „krew ludzką wysysa", „wyciska łzy wdo­

wom, odkopuje- trupy*.

Po niejakim czasie car biorąc pewnego razu odzienie to samo, które miał w cerkwi w Kaza­

niu, namacał przedmiot jakiś twardy pomiędzy wierzchem a podszewką surduta i ze zdziwieniem niemałem wyciągnął pugilares wsunięty tamże.

Widocznie więc nie zoutał wcale skradziony.

Zagadką tedy było, w jaki sposób- 3żfmkoff odnalazł napełniony pieniędzmi pugilares, a wię­

kszą jeszcze, skąd wyłowił rzekomego złodzieja?

Rozwiązanie było takie: Znajdował się na- ówczas w więzieniu rabuś zasługujący na karę śmierci. Azimkoff przywołał go i oznajmił: Po­

chwyciłem dwóch złoczyńców, jeden z nich na­

zwiskiem, Russiko, oskarżony jest o to, że ogra­

bił cerkiew i zamordował trzech kupców, drugi, że skradł carowi pugilares z pieniędzmi.

Którym z nich jesteś? Jeżeli pierwszym, to każę ci ściąć głowę, jeżeli drugim, obetnę ci ję­

zyk i odbierzesz zwykłą chłostę.

Zbrodniarz miał tyle sprytu, iż wołał kosz­

tem języka ocalić głowę, bo ostatecznie bez języ­

ka człowiek obyć się może, jeżeli z profesji nie jest mówcą, aktorem, lub stróżem nocnym.

Car wielce się ubawił żartem pomysłowego szefa policji.

Lot przez ocean.

Zakłady lotnicze Rohrbach Werke w Kopenhadze przygotowują lot przez Ocean.

Lotnik niemiecki Udet, po lewej stro­

nie na obrazku wykonuje na aparacie „Rob-

be“ loty próbne. Na obrazku naszym wi­

dzimy aparat leżący na wodzie w Kastrup pod Kopenhagą.

Jak się obchodzić z książką.

W Polsce książek stosunkowo mało.

Każdy, kto nie szanuje książek, niszczy je i przyczynia się do zmniejszenia ich liczby, postę­

puje jak wróg oświaty, uszczupla bogactwo swe­

go narodu.

Kto szanuje książkę, ten:

1 nie dotyka książki brudnemi palcami, lecz myje ręce przed rozpoczęciem czytania;

2. okłada książkę starannie w czysty papier lub przynajmniej w gazetę;

3. nie ślini palców przy przewracaniu kart lecz ujmuje je delikatnie dwoma palcami od gó­

ry do dołu;

4. nigdy nie trzyma w ręku książki, złożonej okładkami do siebie, bo w ten sposób niszczy się jej grzbiet.

Kto dba o swój wzrok i zdrowie ten:

1. czyta tylko przy dostatecznem oświetleniu;

2. trzyma książkę w oddaleniu 30—40 cm.

od oczu;

3. przy czytaniu siedzi prosto i wygodnie, nie ugniatając piersi, oddycha swobodnie, układa książkę nieco pochyło tak, aby wzrok był skie­

rowany możliwie prostopadle do powierzchni stro­

ny w tym celu opiera ją o doraźnie zrobioną podpórkę z kilku innych książek.

Pamiętając, że książka może przynieść cho­

roby zakaźne:

1. Podczas czytania nie dotykaj oczu i ust;

2. nie czytaj przy jedzeniu.

3. nie czytaj w chorobie gorączkowej lub zaraźliwej, aby nie mieć na sumieniu zarażenia innych.

Zbyt długo przebywasz w towarzystwie ksią­

żki aby ci jej wygląd zewnętrzny mógł być obojętny.

Cytaty

Powiązane dokumenty

W niektórych stronach chłopcy chodząc po domach odgrywają scenę z szcpki, jak Heród zostaje ścięty przez śmierć i zabrany przez djabła do piekła.. Jest to coś w rodzaju

Czasem dziad siwy znużony klęka I pośle w niebo jedno westchnienie, Czasem je stroi dziecięca ręka I rzuci jedno teskne wejrzenie.. Lecz nikt nie myśli —’ gdy tedy droga,

ty Franciszek oddalił się i znowu upadłszy przed krucyfiksem, błagał Jezusa przez krew i śmierć Jego, aby tę zatwardziałą duszę zmiękczyć raczył.. I ten sam głos dał

Smucił się więc tern bardzo i myślał, że jest najnieszczęśliwszym z ludzi na ziemi?. Kiedy raz właśnie był bardzo przygnębiony, zobaczył na ulicy człowieka,który nie

Wilgotne mieszkanie nie mnie często przy czynią się do przeziębienia i ułatwia wszelkie choroby. Mieszkań takich należy stanowczo unikać, a gdy niema innego, to je należycie

przekonały się wnet, że skończył się okres łatwych zysków i wycofały się. Potem opuścili

Więcej nie mówi siwowłosy człowiek tylko twarz jego pochyla się nad toczoną przez robaki płytą stołu.. Nikt nie ma widzieć łzy jego, ani

W N iem czech jest on rozpowszechniony tylko na północy. Stanisław