• Nie Znaleziono Wyników

Nasz Przyjaciel : dodatek do "Głosu Wąbrzeskiego" 1927.12.10, R. 4, nr 50

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Nasz Przyjaciel : dodatek do "Głosu Wąbrzeskiego" 1927.12.10, R. 4, nr 50"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

<

< ’

<

■y<Hr,»^l»*<'*1

W'*"

rnr w ?wy f

Dodatek do „G ł o s u W ą b r z e s k i e g o“

Nr. 50 Wąbrzeźno, dnia 10 grudnia 1927 r. Rok 4

E w a n g e 1 j a KJIHGFEDCBA

św . J a n a ro zd z. I., w ie rsz 1 9 — 2 8 .

P o sła li Ż y d o w ic z J eru za lem lea p ła n y i le w i­

ty d o J a n a , a b y g o sp y ta li * K to ty je ste ś ? I w y zn a ł, a n ie za p rza ł, żem ja n ie je st C h ry stu s.

I sp y ta li g o : C ó ż te d y ? J esteś ty E lia sz ? I r z ek ł im : n ie je ste ś. J estem ty p ro ro k ? I o d p o w ie­

d z ia ł n ie. R z ek li m u te d y : K to ś jest, ż eb y śm y d a li o d p o w ied ź ty m , k tó rzy n a s p o sła li ? C o p o ­ w ia d a sz sa m o so b ie ? O d r ze k ł: J a m g ło s w o ­ ła ją c eg o n a p u sz c zy . P r o stu jcie d ro g ę P a ń sk ą , ja k o p o w ied z ia ł Iza ja sz p ro ro k . A k tó iz y b y li p o sła n i, b y li z F a r y ze u sz ó w , i p y ta li g o , a m ó w ili m u : C z e m u ż te d y ch rzcisz, jeź li ż eś ty n ie jest C h ry stu s, a n i E lia sz, a n i p ro ro k ? O d p o w ied z ia ł im J a n , m ó w ią c : J a ć c h r zc ę w o d ą , a le w p o śro d - k u w a s sta n ą ł, k tó re g o w y n ie z n a cie . T e n jest, k tó ry za m n ą p rzy jd zie, k tó ry p r ze d em n ą sta ł się:

k tó re g o m ja n ie g o d z ie n , żeb y m r o z w ią z a ł rzem y k u trz e w ik a jeg o . T o się d z ia ło w B eta n n ii za J o rd an em , k ę d y J a n c h c ił.

Nauka z ewangelji.

C zem u ż y d z i p o sła li d o J a n a z z a p y ta n ie m k im jest ?

Z d a w a ł im się b o w ie m z p o w o d u su r o w e g o ż y c ia i o g n isty c h k a za ń ta k n a d z w y c z a jn y m c zło ­ w ie k iem , iż u w a ż a li w n im p o w sze ch n ie w ó w c z a s o c ze k iw a n e g o M e sy a sz a .

C zem u ż y d zi p y ta li J a n a , c z y je st E lia sz em lu b p ro ro k iem ?

M a la ch ia sz p ro ro k (4 5, 6 ) z a p o w ied z ia ł b y ł, ż e p r z e d p r z y b y c ie m P a n a p rzy jd zie E lia sz, a M o jż e sz (V . M o jż. 18, I 5 ) o b iec a ł b y ł lu d o w i Izra ­ e lsk ie m u in n e g o p o d o b n e g o p roro k a , d k o ro J a n o św ia d c zy ł, ż e n ie jest M e sy a sz e m , w y sła n i c h cie- li się d o w ie d z ie ć , c z y je st o w y m o b ie ca n y m E lia ­ sz e m lu b p ro ro k iem .

C zem u J a n so b ie n a d a je n a z w ę w o ła ją ce g o n a p u sz c zy ?

Z p o k o r y b o w ie m p r a g n ie w so b ie ty lk o w i­

d z ie ć n a r z ęd z ie Z b a w iciela i p ra g n ie o p u sz cz o ­ n e m u i p o z b a w io n em u n a d z iei n a ro d o w i ż y d o w ­

sk ie m u z w ia sto w a ć p o c iec h ę , k tó ra n a n ie g o p rzy j­

d z ie w o so b ie Z b a w ic ie la , p r z y cz e m n a p o m in a ich , a b y w y d a li o w o c e g o d n e p o k u ty .

J a k ie o w o c e w y k a zu je sz c ze r a p o k u ta ? P o k u ta je st w te d y o b fitą w o w o ce , jeśli k to ś p o n a w ró cen iu z ró w n ą k w a p liw o ścią słu ży B o g u i sp ra w ied liw o ści, ja k d a w n iej słu ż y ł d ja b łu i g rze­

ch o w i, i jeśli ta k serd eczn ie m iłu je B o g a , ja k d a w n iej m iło w a ł p o żą d liw o ści cia ła i św ia to w e u ciech y , jeśli „ w y d a je czło n k i sw o je n a słu żb ę sp ra w ied liw o ści, ja k je d a w n iej d a w a ł n a słu ż b ę n ieczy sto ści i n iep ra w o ści" (R zy m . 6, 19), czy li in n em i sło w y : jeśli u sta , k tó re w p rzó d słu ch a ły o b m o w y , jeśli o czy , k tó re w p rzó d w y tęża ły się n a rzeczy p ró żn e i sk a la n e, tera z zn a jd u ją u p o d o b a n ie w p a trzen iu , słu ch an iu i m ó w ien iu rzeczy B o g u m iły ch ; jeśli cia ło , k tó re d a w n iej o d d a n e b y ło o b ża rstw u i o p ilstw u , tera z się o d ty ch n a ­ d u ży ć w strzy m u je ; jeśli ręce o d d a d zą rzeczy k ra­

d zio n e ; sło w em , jeśli z e w le cz e m y d a w n eg o , g rze­

szn eg o czło w iek a , a p rzy w d ziejem y n o w eg o , k tó­

ry w e d le B o g a jest sp ra w ied liw y m i św ią to b li­

w y m . (E fez. 4, 2 2 — 2 4 ).

G zem b y ł ch rzest J a n a i ja k ie b y ły jeg o sk u tk i?

C h rzest Jan a b y ł ty lk o ch rztem p o k u ty (E u k . 3, 3 ); stą d też n ie u d ziela ł, ja k ch rzest p ó źn iej p rzez C h ry stu sa u sta n o w io n y , o d p u szczen ia g rze ­ ch ó w . P rzezn a czen iem jeg o i k a za ń J a n o w y ch b y ło ty lk o z a c h ęc e n ie d o p o k u ty i w y zn a n ia g rze­

ch ó w .

Zatwardziały grzesznik.

P ew ien szla ch cic h iszp a ń sk i, o d d a n y w sze la ­ k iej ro zp u ście, za ch o ro w a ł śm ierteln ie. D a rem n ie u siło w a n o g o p o b u d zić d o sp o w ied zi. Ju ż sa m o w sp o m n ien ie sp o w ied zi b y ło m u n iezn o śn e. Ś w ię ­ ty F ra n ciszek B o rg ja sz, k tó ry w ten cza s p rzeb y w a ł w H iszp a n ji i sły sza ł o ty m za tw a rd zia ły m g rze­

szn ik u , u p a d ł n a k o la n a p rzed k ru cy fik sem i ze łza m i w o cza ch b ła g a ł Z b a w iciela , a b y n ie d a ł zg in ą ć d u zzy , k tó rą k rw ią sw o ją o d k u p ił. I d ziw n a rzecz ! U sły sz a ł g ło s, k tó ry d o ń m ó w ił:

— Id ź F ra n ciszk u ! szu k a j te g c ch o reg o i n a ­ p o m n ij g o d o p o k u ty !

(2)

186 — Święty Franciszek poszedł, ale starania jego były daremne. Chory będący już w objęciach śmierci, nie chciał nic słyszeć o spowiedzi. Świę­

ty Franciszek oddalił się i znowu upadłszy przed krucyfiksem, błagał Jezusa przez krew i śmierć Jego, aby tę zatwardziałą duszę zmiękczyć raczył.

I ten sam głos dał się znewu słyszeć:

— Idź jeszcze raz do tego chorego i weź swój krucyfiks: Musiałby umyślnie sobie posta­

nowić, aby się zgubić, gdyby na widok Boga, któ­

ry go, aż do śmierci krzyżowej ukochał, nie chciał się nawrócić 1

Wziął święty Franciszek krucyfiks i poszedł powtórnie do chorego. I — o cudo Boskiej do­

broci! Jezus ożył na krzyżu. Jakby żywe ciało ranami okryte, którego krew obficie płynęła, oka­

zało sie ich oczom. Lecz daremne wysiłki łaski

Bożej! Święty użył całej potęgi swej gorliwości i chrześcijańskiej miłości; nalegał nań i zaklinał na rany ukrzyżowanego Jezusa i na krew, która cudownie z ran Jego płynęła, aby miał litość nad swoją duszą. Ale chory trwardszy był jak owe skały, które podczas śmierci Jezusa na Kal- warji pękały! Odwrócił się do ściany i nie chciał patrzeć na Boga swego. Wtem odjął Pan Jezus prawą rękę z krzyża i nabrawszy pełną garść krwi, płynącej z boku Jego, rzucił nią w twarz owego zatwardziałego grzesznika, mówiąc :

— Kiedy ci krew moja nie mogła być na zbawienie, niechże ci będzie na potępienie!

Chory, straszne wyrzekłszy bluźnierstwo, skonał!

Zdarzenie to wyjęte jest z protokółu kano­

nizacji św. Franciszka Borgjasza.

Wojna z gorzałką.

Do broni bracia do broni!

Bij gorzałkę, kto ja zgoni, C?y w chałupie, czy w stodole, Wypędź ze wsi, gnaj przez pole:

A bij dobrze bez litości,

* Niech już więcej tu nie gości.

Niech ta szelma niegodziwa Nawet za wsią nie spoczywa.

Niech do pieklą znów przepadnie I tam chyba spocznie na dnie.

Bij więc dobrze, bez litości, Niech już więcej tu nie gości.

Raz już od nas wypędzona Znowu wraca ta jędzona.

Aby znowu nas zatruwać.

Z reszty mienia nas wyzuwać.

Bij więc dobrze, bez litości.

Niech już więcej tu nie gości, Toć polewka ta przeklęta

Wtrącą nas między zwierzęta:

Gdy się człowiek jej napije.

Jak pies szczeka, jak wilk wyje.

Bij więc dobrze itd

ROZMAITOŚCI

Psychoza smukłości.

Dwunastoletnia dziewczynka w Wiedniu o ma­

ło co nie przyprawiła się o śmierć przez dobro­

wolną głodówkę. Biedne dziecko znosiło mę­

czarnie głodu, aby tylko pozbyć się zbytecznych kilogramów tłuszczu i szyderczych przydomków

„grubaski" i „kulki łojowej."

Jest to wypadek nadzwyczaj charakterysty­

czny i stanowiący pewnego rodzaju memento.

Dążenie do smukłej linji przerodziło się w for­

malną psychozę. Po ulicach suną na drżących osłabionych nogach cienie kobiet wygłodzonych, wymęczonych różnymi „punktrollerami" i innemi forsownemi metodami wyszczupla ącemi... Znam kobiety, dawniej zupełnie zdrowe, które obecnie ustawicznie chorują, cierpią na anemją, migreny, zawroty głowy, rozstrój nerwowy, ale za to mo­

się pochwalić tern, że straciły 10, 15, 20 fun­

tów na wadze!...

Codzień, co godzina niemal, wyłania się ja­

kaś nowa, bardziej rzekomo skuteczna metoda

( hoć kieliszek jej za wiele.

Już ci w błocie łoże ściele:

Najprzód łazisz na czterakach, Potem z torb ano żebrakach.

Bij więc dobrze itd.

Pij k, złodziej swei tortuny I zabójca dzieci, żony;

Skoro tylko go zobaczą, He wypił, one płaczą.

Bij więc debrze itd.

Kaszel rodzi i trzęsienie.

Wszystkich członków wycieńczenie, Choćby najmocej^ze były,

Gorzałkcio skruszy siły Bij więc dobrze itd.

Już z młodzieży starców robi I przedwczesny grób sposobi;

Kto się wczas z nią nie rozstanie, Temu w piekle da mieszkanie.

Bij więc dobrze, bez litości.

Niech już więcej tu nie gości.

wyszczuplenia, męczennice dobrowolne wypróbo wują każdą i dlatego jest cały szereg ludzi, któ rzy z powodu tej psychozy smukłości, najrozko szniej tyją..,

— Dla kogo one właściwie tak chudną — słyszy się często biadania mężczyzn — bo męż­

czyzna zawsze woli kobietę z krwi i ciała od szkieletu, powleczonego wynędzniałą skórą ...

Alę z modą walczyć niepodobna. I dlatego niedługo już pewnie niemowlęta płci żeńskiej od­

mawiać będą przyjmowania pokarmu w postaci mleka, bo wiadoma rzecz, że z mleka się tyje.

Złote myśli. *

*

Oko chrześcijanina patrzy w głąb wieczności.

Dla człowieka zostającego pod kierunkiem Ducha św., zdaje się, że niema świata; światowemu prze­

ciwnie, zdaje się, że niema Boga...

(3)

— 187 —

Rewolucja w metodach uprawy roli.

W gospodarstwie rolnem co­

raz jaskrawiej występuje zjawi­

sko tak obecnie powszechne, że zwierzęca siła robocza zastę­

powana jest przez maszyny.

Na ugorach, gdzie dotychczas konie lub woły ciągnęły pługi, coraz częściej widać sapiące i niezgrabne, ale o wiele szybciej i taniej pracujące traktory. Zro­

zumiano wreszcie powszechnie, że dla powiększenia zbiorów a co zatem idzie i dla spotęgo­

wania dochodów, jakie można czerpać z ziemi, należy nietylko odpowiednio zmienić pod zasie­

wy ziemię, oraz racjonalnie ją użyźniać, ale również pozbyć się dotychczasowego konserwa­

tywnego przywiązania do narzę­

dzi jakie od wieków służyły do Imponujący rozwój t---

_ uprawy roli.

Imponujący rozwój techniki i w tej dziedzi­

nie poczynił wielkie udoskonalenia. Pierwszem takiem udoskonaleniem narzędzi rolniczych było właśnie niedawne wprowadzenie traktorów, które się już we wszystkich krajach rolniczych szybko spopularyzowały.

Ostatnio uczyniono jeszcze jeden wielki krok w tej dziedzinie, który według znawców zrewo­

lucjonizuje wogóle dotychczasowe metody upra­

wy roli. Jedna ze znanych na całym świecie firm angielskich, której specjalnością jest fabry­

kacja narzędzi rolniczych, zbudowała maszynę, przedstawioną właśnie na naszej ilustracji. Jest to potężny pług motorowy, którego wygląd przy­

pomina raczej jakiegoś potwornego polipa, ani- żile rzędzie dla zbożnej pracy rolnika.

Pani Curie - Skłodowska.

oławna Polka Curie — Skłodowska skoń­

czyła w dniu 7 listopada 60 lat. Z tej okazji prasa całego świata poświęciła jej artykuły i po- daje jej podobiznę. P. Curie - Skłodowska uro­

dziła się w Warszawie i wyszła za mąż za uczo­

Wielki pług motorowy.

Wielki traktor zaopatrzony jest z przodu w dwa koła uzbrojone w lemiesze i wirujące wo­

koło swej osi. Podczas pracy maszyna pełznie, a kręcące się koła spuch niają całą powierzchnię ziemi, która znajduje się pod niemi. Dotychcza­

sowe skiby, które pozostawiał zwykły pług cią gniony wzdłuż pola, należeć będą do przeszłości.

Odpowiednia maszynerja pozwala automatycznie głębiej lub płyciej wrażać wirujące lemiesze w ziemię, zależnie od tego jakie rośliny mają być posiane.

Pług ten, ostatnie słowo techniki w dziedzi­

nie narzędzi rolniczych, może rozwinąć nadzwy­

czajną szybkość, a praca jego kosztuje o wiele taniej niż konserwatywne uprawianie pola końmi za pomocą pługów.

nego francuskiego chemika Piotra Curie. Wspól­

nie z mężem wynalazła w roku 1898 radjum i polonjum, zdobywając przez to światową sławę.

Piotr Curie zmarł w r. 1906 skutkiem nieszczęśli­

wego wypadku a uczona Polka objęła po mężu katedrę uniwersytecką w Sorbonie. W roku 1903 otrzymali małżonkowie Curie nagrodę Nobla, a w r. 1911 otrzymała pani Curie samansgrodę No­

bla za pracę w dziedzinie chemji. Także córka p. Curie pracuje na tern samem polu i zdała już świetny egzamin swej działalności. Pani Curie pomimo swoich olbrzymich zasług żyje skromnie i publicznie prawie wcale nie występuje.

Wszystkie gazety wszechświatowe, a nawet niemieckie szeroko pisały o naszej rodaczce i wynalazkach jej, oraz odkryciach naukowych.

ZŁOTE MYŚLI.

Wszystkie dobre uczynki razem wzięte nie wyrównają jednej Ofierze Mszy św. Chociaż wszy­

stkie dobre uczynki są dziełem Boga, niczem są jednak w porównaniu z męczeństwem. Męczeń­

stwo jest ofiarą, przez którą człowiek przynosi Bogu życie w darze. Msza św. zaś jest ofiarą, któ­

rą Bóg czyni człowiekowi z własnego Ciała Swe­

go i Krwi Swojej.

(4)

188 —

Skarb Watażki.

2) P O W IE Ś Ć .

W ięzienne utrzym anie tylu jeńców , najgorsze choćby żyw ienie ich w ym agało znacznych kosztów

— a zapasów na to nie było żadnych. N akaza­

no hajdam aków używ ać do napraw y twierdzy, do sypania w ałów i innych robót publicznych. Z li­

tow ał się król Stanisław A ugust i tknięty niedo­

lą tych ludzi, przysłał z w łasnej pryw atnej szka­

tuły 200 dukatów K orytow skiem u na utrzym anie w ięźniów .

R ów nocześnie ogłoszono w e w szystkich w o­

jew ództw ach, aby szlachta reklam ow ała tych po- chw ytanych hajdam aków , którzy przed buntem byli jej poddanym i i zabierała ich sobie z K a­

m ieńca i ze L w ow a.

Sprzeciw iał się tem u pan łow czy ko­

ronny B ranicki, utrzym ując, że złoczyńcy ci, pojm ani z bronią w ręku, nie należą już do sw o­

ich daw nych panów , ale traceni lub w ięzieni być w inni; lecz przeciw dalszem u traceniu przem a­

w iało w szelkie uczucie ludzkości, a w ięzienie ty­

lu ludzi zbyt było kosztow ne, aby w ykonać się dało.

Pan kom endant K orytow ski pojął najlepiej szlachetną intencją króla. M ając już jaki taki fundusz na utrzym anie jeńców , jednej części ich użył do robót fortecznych, drugą na w łasną rękę zatrudnił.

M ając tyle rąk do rozporządzenia, począł budow ać sobie kam ienicę w e L w ow ie.

Stanęła trudem hajdam aków okazała jak na- ów czas budow a w e L w ow ie, która długi czas uchodziła za gm ach pierw szorzędny, a posiadając duże sale, była głów nem m iejscem balów , uczt i rozm aitych festynów .

K am ienica ta, zbudow ana przez jeńców haj­

dam ackich, stoi dotąd w pierw otnym nienaruszo­

nym kształcie. Jest nią tak zw ana kam ienica A ndreolego, z przechodow ym dziedzińcem m iędzy R ynkiem , a ulicą T eatralną.

II.

Handlarz dusz.

Podaliśm y w poprzednim rozdziale kilka szcze"

gółów o jeńcach hajdam ackich w e L w ow ie, bo po’

trzebne były jako w stęp do dalszego opow iada ­ nia. W iem y już, jakim sposobem udało się um ie­

ścić i w yżyw ić tych nieszczęsnych ludzi, nad któ­

rym i w isiała klątw a strasznych czynów, których karała nienaw iść i obrzydzenie pow szechne.

U m ieszczono ich, jak już pow iedzieliśm y, po rozm aitych lochach lub próżnych kom orach obu arsenałów lw ow skich. O ddano ich pod straż gar­

nizonu, a głów ny dozór nad w szystkim i pow ie­

rzono jednem u z oficerów załogi.

O ficerem tym był m łodzieniec niedaw no do­

piero w służbie R zeczypospolitej.

N azyw ał się R obert Fogelw ander. R odzina szlachecka Fogelw anderów w daw nych w iekach przeniosła się do Polski z N iem iec, gdzie zajm o­

w ała niegdyś znakom ite stanow isko. N ad tarczą herbow ą Fogelw andrów osadzona była korona o dziesięciu berłach i należał im się tytuł hra­

biow ski rzym skiego im perjum .

■i g N asz Fogelw ander był ostatnim sw egi rodu w P olsce. B ył to m łody, nadzwyczaj urodziw y m ężczyzna. T w arz jego - m iała w sobie coś nie­

polskiego, chociaż nie było, w nim już ani kropli krw i niem ieckiej. N ie w yglądał też na N iem ca ale na W łocha raczej. O blado śniadej cerze, dużych czarnych i ognistych oczach, osadzonych głęboko, pełnych jakiegoś pow iedziałbym tajem ni­

czego w yrazu, o rysach tw arzy regularnych, w y­

bitnych, m łody oficer uderzał pew ną niepospoli­

tą cechą całej sw ej postaci i należał do tych osób, które dość raz w idzieć tylko, aby je na zaw sze niem al zachow ać w pam ięci.

Fogelw ander od roku znajdow ał się w garni­

zonie lw ow skim . M im o m łodości sw ojej liczne przechodził koleje. W dziecięcym już w ieku osie­

rocony, w ychow ał się łaską jednego z dalekich krew nych sw ej m atki. K rewny ten był bardzo m ajętnym i w ychow ał m łodego Fogelw andera jak syna. N ależał on niegdyś do najgorętszych zw o­

lenników Stanisław a L eszczyńskiego, a kiedy król ten bez korony i tronu osiadł w L unevillu, do­

brodziej m łodzieńca przeniósł się tam także.

M łody Fogelw ander w ychow any w dostatkach w stąpił do francuskiego pułku, w którym pod­

ów czas bardzo w ielu służyło Polaków .

N agle um arł bogaty krew ny zapisując m ło­

dem u w ychowańcow i cały m ajątek w ruchom o­

ściach i dobrach położonych w P olsce. Fogelw an­

der porzucił sw oje kapitaństw o i pojechał do Polski, aby objąć w posiadanie odziedziczony m ajątek.

A le tu spotkał go zaw ód okrutny.

Z naleźli się w P olsce blizcy krewni zm arłe­

go, którzy w nieśli protest przeciw testam entow i i zajęli dobra w posiadanie. W tak przykrem położeniu postanow ił m łodzieniec w stąpić do re­

gularnego w ojska R zeczypospolitej. K upił sobie chorągiew w jednym niem al porządniejszym puł­

ku ów cześnie polskim , w królewskiej dragonji cudzoziem skiego autoram entu, czyli w tak zw a­

nej konnej gw ardji koronnej

O dtąd m usiał żyć tylko z traktam entu, czyli żołdu, a żołd ten nie tylko był szczupły, ale w y­

płacany byw ał najnieregularniej.

G dy L w ów zagrożony był konfederacją barską, w ysłano tam chorągiew Fogelw andeia na załogę.

T ym sposobem znalazł się na w idow ni naszego opow iadania.

Z am iłow any w zbytku, do którego się w m ło­

dości przyzw yczaił, Fogelw ander, znalazł się na sw em now em stanow isku niebaw em w bardzo przykrem położeniu.

Jako oficer dobrego rodu znajdow ał w szędzie przystęp łatwy, byw ał na w szystkich zabaw ach i balach, jakie w tenczas w e L w ow ie urządzano;

a poniew aż udział w zabaw ach kosztow niejszy był niż na to skrom ny traktam ent oficerski po­

zw alał, znalazł się w krótce najprzykszejszem po­

łożeniu.

Próbując szczęścia, rozpaczliw ie rzucił cię w odm ęt szulerski. Z początku był szczęśliw y, w ygryw ał znaczne sum y i znajdow ał zasoby do w ykw intnego bytu. K rótki był w szakże ten uśm iech szulerskiego losu. Z nalazł się bow iem w jednym z tych okropnych położeń, z których nie m a znów w yjścia, chyba za pom ocą jakiegoś szalonego, aw anturniczego kroku... D o tych w szystkich go­

ryczy przebyw ała i sam a przykrość służby.

(C iąg dalszy nastąpi).

Cytaty

Powiązane dokumenty

Smucił się więc tern bardzo i myślał, że jest najnieszczęśliwszym z ludzi na ziemi?. Kiedy raz właśnie był bardzo przygnębiony, zobaczył na ulicy człowieka,który nie

— Uczynię co tylko w ludzkiej jest mocy, aby go odnaleźć — rzekł szef policji i oddalił się spiesznie.. Nazajutrz wręczono carowi

Wilgotne mieszkanie nie mnie często przy czynią się do przeziębienia i ułatwia wszelkie choroby. Mieszkań takich należy stanowczo unikać, a gdy niema innego, to je należycie

przekonały się wnet, że skończył się okres łatwych zysków i wycofały się. Potem opuścili

Więcej nie mówi siwowłosy człowiek tylko twarz jego pochyla się nad toczoną przez robaki płytą stołu.. Nikt nie ma widzieć łzy jego, ani

W N iem czech jest on rozpowszechniony tylko na północy. Stanisław

Żle na początku wieku XIV różaniec już był powszechnie zaprowadzony w Polsce, dowodem tego jest fakt, iż znajdujący się w Kolegjacie Głogowskiej pomnik z roku 1317 przedstawia

uoaareK ao „uiosu