<
< ’
<
■y<Hr,»^l»*<'*1
W'*"
rnr w ?wy fDodatek do „G ł o s u W ą b r z e s k i e g o“
Nr. 50 Wąbrzeźno, dnia 10 grudnia 1927 r. Rok 4
E w a n g e 1 j a KJIHGFEDCBA
św . J a n a ro zd z. I., w ie rsz 1 9 — 2 8 .
P o sła li Ż y d o w ic z J eru za lem lea p ła n y i le w i
ty d o J a n a , a b y g o sp y ta li * K to ty je ste ś ? I w y zn a ł, a n ie za p rza ł, żem ja n ie je st C h ry stu s.
I sp y ta li g o : C ó ż te d y ? J esteś ty E lia sz ? I r z ek ł im : n ie je ste ś. J estem ty p ro ro k ? I o d p o w ie
d z ia ł n ie. R z ek li m u te d y : K to ś jest, ż eb y śm y d a li o d p o w ied ź ty m , k tó rzy n a s p o sła li ? C o p o w ia d a sz sa m o so b ie ? O d r ze k ł: J a m g ło s w o ła ją c eg o n a p u sz c zy . P r o stu jcie d ro g ę P a ń sk ą , ja k o p o w ied z ia ł Iza ja sz p ro ro k . A k tó iz y b y li p o sła n i, b y li z F a r y ze u sz ó w , i p y ta li g o , a m ó w ili m u : C z e m u ż te d y ch rzcisz, jeź li ż eś ty n ie jest C h ry stu s, a n i E lia sz, a n i p ro ro k ? O d p o w ied z ia ł im J a n , m ó w ią c : J a ć c h r zc ę w o d ą , a le w p o śro d - k u w a s sta n ą ł, k tó re g o w y n ie z n a cie . T e n jest, k tó ry za m n ą p rzy jd zie, k tó ry p r ze d em n ą sta ł się:
k tó re g o m ja n ie g o d z ie n , żeb y m r o z w ią z a ł rzem y k u trz e w ik a jeg o . T o się d z ia ło w B eta n n ii za J o rd an em , k ę d y J a n c h c ił.
Nauka z ewangelji.
C zem u ż y d z i p o sła li d o J a n a z z a p y ta n ie m k im jest ?
Z d a w a ł im się b o w ie m z p o w o d u su r o w e g o ż y c ia i o g n isty c h k a za ń ta k n a d z w y c z a jn y m c zło w ie k iem , iż u w a ż a li w n im p o w sze ch n ie w ó w c z a s o c ze k iw a n e g o M e sy a sz a .
C zem u ż y d zi p y ta li J a n a , c z y je st E lia sz em lu b p ro ro k iem ?
M a la ch ia sz p ro ro k (4 5, 6 ) z a p o w ied z ia ł b y ł, ż e p r z e d p r z y b y c ie m P a n a p rzy jd zie E lia sz, a M o jż e sz (V . M o jż. 18, I 5 ) o b iec a ł b y ł lu d o w i Izra e lsk ie m u in n e g o p o d o b n e g o p roro k a , d k o ro J a n o św ia d c zy ł, ż e n ie jest M e sy a sz e m , w y sła n i c h cie- li się d o w ie d z ie ć , c z y je st o w y m o b ie ca n y m E lia sz e m lu b p ro ro k iem .
C zem u J a n so b ie n a d a je n a z w ę w o ła ją ce g o n a p u sz c zy ?
Z p o k o r y b o w ie m p r a g n ie w so b ie ty lk o w i
d z ie ć n a r z ęd z ie Z b a w iciela i p ra g n ie o p u sz cz o n e m u i p o z b a w io n em u n a d z iei n a ro d o w i ż y d o w
sk ie m u z w ia sto w a ć p o c iec h ę , k tó ra n a n ie g o p rzy j
d z ie w o so b ie Z b a w ic ie la , p r z y cz e m n a p o m in a ich , a b y w y d a li o w o c e g o d n e p o k u ty .
J a k ie o w o c e w y k a zu je sz c ze r a p o k u ta ? P o k u ta je st w te d y o b fitą w o w o ce , jeśli k to ś p o n a w ró cen iu z ró w n ą k w a p liw o ścią słu ży B o g u i sp ra w ied liw o ści, ja k d a w n iej słu ż y ł d ja b łu i g rze
ch o w i, i jeśli ta k serd eczn ie m iłu je B o g a , ja k d a w n iej m iło w a ł p o żą d liw o ści cia ła i św ia to w e u ciech y , jeśli „ w y d a je czło n k i sw o je n a słu żb ę sp ra w ied liw o ści, ja k je d a w n iej d a w a ł n a słu ż b ę n ieczy sto ści i n iep ra w o ści" (R zy m . 6, 19), czy li in n em i sło w y : jeśli u sta , k tó re w p rzó d słu ch a ły o b m o w y , jeśli o czy , k tó re w p rzó d w y tęża ły się n a rzeczy p ró żn e i sk a la n e, tera z zn a jd u ją u p o d o b a n ie w p a trzen iu , słu ch an iu i m ó w ien iu rzeczy B o g u m iły ch ; jeśli cia ło , k tó re d a w n iej o d d a n e b y ło o b ża rstw u i o p ilstw u , tera z się o d ty ch n a d u ży ć w strzy m u je ; jeśli ręce o d d a d zą rzeczy k ra
d zio n e ; sło w em , jeśli z e w le cz e m y d a w n eg o , g rze
szn eg o czło w iek a , a p rzy w d ziejem y n o w eg o , k tó
ry w e d le B o g a jest sp ra w ied liw y m i św ią to b li
w y m . (E fez. 4, 2 2 — 2 4 ).
G zem b y ł ch rzest J a n a i ja k ie b y ły jeg o sk u tk i?
C h rzest Jan a b y ł ty lk o ch rztem p o k u ty (E u k . 3, 3 ); stą d też n ie u d ziela ł, ja k ch rzest p ó źn iej p rzez C h ry stu sa u sta n o w io n y , o d p u szczen ia g rze ch ó w . P rzezn a czen iem jeg o i k a za ń J a n o w y ch b y ło ty lk o z a c h ęc e n ie d o p o k u ty i w y zn a n ia g rze
ch ó w .
Zatwardziały grzesznik.
P ew ien szla ch cic h iszp a ń sk i, o d d a n y w sze la k iej ro zp u ście, za ch o ro w a ł śm ierteln ie. D a rem n ie u siło w a n o g o p o b u d zić d o sp o w ied zi. Ju ż sa m o w sp o m n ien ie sp o w ied zi b y ło m u n iezn o śn e. Ś w ię ty F ra n ciszek B o rg ja sz, k tó ry w ten cza s p rzeb y w a ł w H iszp a n ji i sły sza ł o ty m za tw a rd zia ły m g rze
szn ik u , u p a d ł n a k o la n a p rzed k ru cy fik sem i ze łza m i w o cza ch b ła g a ł Z b a w iciela , a b y n ie d a ł zg in ą ć d u zzy , k tó rą k rw ią sw o ją o d k u p ił. I d ziw n a rzecz ! U sły sz a ł g ło s, k tó ry d o ń m ó w ił:
— Id ź F ra n ciszk u ! szu k a j te g c ch o reg o i n a p o m n ij g o d o p o k u ty !
186 — Święty Franciszek poszedł, ale starania jego były daremne. Chory będący już w objęciach śmierci, nie chciał nic słyszeć o spowiedzi. Świę
ty Franciszek oddalił się i znowu upadłszy przed krucyfiksem, błagał Jezusa przez krew i śmierć Jego, aby tę zatwardziałą duszę zmiękczyć raczył.
I ten sam głos dał się znewu słyszeć:
— Idź jeszcze raz do tego chorego i weź swój krucyfiks: Musiałby umyślnie sobie posta
nowić, aby się zgubić, gdyby na widok Boga, któ
ry go, aż do śmierci krzyżowej ukochał, nie chciał się nawrócić 1
Wziął święty Franciszek krucyfiks i poszedł powtórnie do chorego. I — o cudo Boskiej do
broci! Jezus ożył na krzyżu. Jakby żywe ciało ranami okryte, którego krew obficie płynęła, oka
zało sie ich oczom. Lecz daremne wysiłki łaski
Bożej! Święty użył całej potęgi swej gorliwości i chrześcijańskiej miłości; nalegał nań i zaklinał na rany ukrzyżowanego Jezusa i na krew, która cudownie z ran Jego płynęła, aby miał litość nad swoją duszą. Ale chory trwardszy był jak owe skały, które podczas śmierci Jezusa na Kal- warji pękały! Odwrócił się do ściany i nie chciał patrzeć na Boga swego. Wtem odjął Pan Jezus prawą rękę z krzyża i nabrawszy pełną garść krwi, płynącej z boku Jego, rzucił nią w twarz owego zatwardziałego grzesznika, mówiąc :
— Kiedy ci krew moja nie mogła być na zbawienie, niechże ci będzie na potępienie!
Chory, straszne wyrzekłszy bluźnierstwo, skonał!
Zdarzenie to wyjęte jest z protokółu kano
nizacji św. Franciszka Borgjasza.
Wojna z gorzałką.
Do broni bracia do broni!
Bij gorzałkę, kto ja zgoni, C?y w chałupie, czy w stodole, Wypędź ze wsi, gnaj przez pole:
A bij dobrze bez litości,
* Niech już więcej tu nie gości.
Niech ta szelma niegodziwa Nawet za wsią nie spoczywa.
Niech do pieklą znów przepadnie I tam chyba spocznie na dnie.
Bij więc dobrze, bez litości, Niech już więcej tu nie gości.
Raz już od nas wypędzona Znowu wraca ta jędzona.
Aby znowu nas zatruwać.
Z reszty mienia nas wyzuwać.
Bij więc dobrze, bez litości.
Niech już więcej tu nie gości, Toć polewka ta przeklęta
Wtrącą nas między zwierzęta:
Gdy się człowiek jej napije.
Jak pies szczeka, jak wilk wyje.
Bij więc dobrze itd
ROZMAITOŚCI
Psychoza smukłości.
Dwunastoletnia dziewczynka w Wiedniu o ma
ło co nie przyprawiła się o śmierć przez dobro
wolną głodówkę. Biedne dziecko znosiło mę
czarnie głodu, aby tylko pozbyć się zbytecznych kilogramów tłuszczu i szyderczych przydomków
„grubaski" i „kulki łojowej."
Jest to wypadek nadzwyczaj charakterysty
czny i stanowiący pewnego rodzaju memento.
Dążenie do smukłej linji przerodziło się w for
malną psychozę. Po ulicach suną na drżących osłabionych nogach cienie kobiet wygłodzonych, wymęczonych różnymi „punktrollerami" i innemi forsownemi metodami wyszczupla ącemi... Znam kobiety, dawniej zupełnie zdrowe, które obecnie ustawicznie chorują, cierpią na anemją, migreny, zawroty głowy, rozstrój nerwowy, ale za to mo
gą
się pochwalić tern, że straciły 10, 15, 20 fun
tów na wadze!...
Codzień, co godzina niemal, wyłania się ja
kaś nowa, bardziej rzekomo skuteczna metoda
( hoć kieliszek jej za wiele.
Już ci w błocie łoże ściele:
Najprzód łazisz na czterakach, Potem z torb ano żebrakach.
Bij więc dobrze itd.
Pij k, złodziej swei tortuny I zabójca dzieci, żony;
Skoro tylko go zobaczą, He wypił, one płaczą.
Bij więc debrze itd.
Kaszel rodzi i trzęsienie.
Wszystkich członków wycieńczenie, Choćby najmocej^ze były,
Gorzałkcio skruszy siły Bij więc dobrze itd.
Już z młodzieży starców robi I przedwczesny grób sposobi;
Kto się wczas z nią nie rozstanie, Temu w piekle da mieszkanie.
Bij więc dobrze, bez litości.
Niech już więcej tu nie gości.
wyszczuplenia, męczennice dobrowolne wypróbo wują każdą i dlatego jest cały szereg ludzi, któ rzy z powodu tej psychozy smukłości, najrozko szniej tyją..,
— Dla kogo one właściwie tak chudną — słyszy się często biadania mężczyzn — bo męż
czyzna zawsze woli kobietę z krwi i ciała od szkieletu, powleczonego wynędzniałą skórą ...
Alę z modą walczyć niepodobna. I dlatego niedługo już pewnie niemowlęta płci żeńskiej od
mawiać będą przyjmowania pokarmu w postaci mleka, bo wiadoma rzecz, że z mleka się tyje.
Złote myśli. *
*
Oko chrześcijanina patrzy w głąb wieczności.
Dla człowieka zostającego pod kierunkiem Ducha św., zdaje się, że niema świata; światowemu prze
ciwnie, zdaje się, że niema Boga...
— 187 —
Rewolucja w metodach uprawy roli.
W gospodarstwie rolnem co
raz jaskrawiej występuje zjawi
sko tak obecnie powszechne, że zwierzęca siła robocza zastę
powana jest przez maszyny.
Na ugorach, gdzie dotychczas konie lub woły ciągnęły pługi, coraz częściej widać sapiące i niezgrabne, ale o wiele szybciej i taniej pracujące traktory. Zro
zumiano wreszcie powszechnie, że dla powiększenia zbiorów a co zatem idzie i dla spotęgo
wania dochodów, jakie można czerpać z ziemi, należy nietylko odpowiednio zmienić pod zasie
wy ziemię, oraz racjonalnie ją użyźniać, ale również pozbyć się dotychczasowego konserwa
tywnego przywiązania do narzę
dzi jakie od wieków służyły do Imponujący rozwój t---
_ uprawy roli.
Imponujący rozwój techniki i w tej dziedzi
nie poczynił wielkie udoskonalenia. Pierwszem takiem udoskonaleniem narzędzi rolniczych było właśnie niedawne wprowadzenie traktorów, które się już we wszystkich krajach rolniczych szybko spopularyzowały.
Ostatnio uczyniono jeszcze jeden wielki krok w tej dziedzinie, który według znawców zrewo
lucjonizuje wogóle dotychczasowe metody upra
wy roli. Jedna ze znanych na całym świecie firm angielskich, której specjalnością jest fabry
kacja narzędzi rolniczych, zbudowała maszynę, przedstawioną właśnie na naszej ilustracji. Jest to potężny pług motorowy, którego wygląd przy
pomina raczej jakiegoś potwornego polipa, ani- żile rzędzie dla zbożnej pracy rolnika.
Pani Curie - Skłodowska.
oławna Polka Curie — Skłodowska skoń
czyła w dniu 7 listopada 60 lat. Z tej okazji prasa całego świata poświęciła jej artykuły i po- daje jej podobiznę. P. Curie - Skłodowska uro
dziła się w Warszawie i wyszła za mąż za uczo
Wielki pług motorowy.
Wielki traktor zaopatrzony jest z przodu w dwa koła uzbrojone w lemiesze i wirujące wo
koło swej osi. Podczas pracy maszyna pełznie, a kręcące się koła spuch niają całą powierzchnię ziemi, która znajduje się pod niemi. Dotychcza
sowe skiby, które pozostawiał zwykły pług cią gniony wzdłuż pola, należeć będą do przeszłości.
Odpowiednia maszynerja pozwala automatycznie głębiej lub płyciej wrażać wirujące lemiesze w ziemię, zależnie od tego jakie rośliny mają być posiane.
Pług ten, ostatnie słowo techniki w dziedzi
nie narzędzi rolniczych, może rozwinąć nadzwy
czajną szybkość, a praca jego kosztuje o wiele taniej niż konserwatywne uprawianie pola końmi za pomocą pługów.
nego francuskiego chemika Piotra Curie. Wspól
nie z mężem wynalazła w roku 1898 radjum i polonjum, zdobywając przez to światową sławę.
Piotr Curie zmarł w r. 1906 skutkiem nieszczęśli
wego wypadku a uczona Polka objęła po mężu katedrę uniwersytecką w Sorbonie. W roku 1903 otrzymali małżonkowie Curie nagrodę Nobla, a w r. 1911 otrzymała pani Curie samansgrodę No
bla za pracę w dziedzinie chemji. Także córka p. Curie pracuje na tern samem polu i zdała już świetny egzamin swej działalności. Pani Curie pomimo swoich olbrzymich zasług żyje skromnie i publicznie prawie wcale nie występuje.
Wszystkie gazety wszechświatowe, a nawet niemieckie szeroko pisały o naszej rodaczce i wynalazkach jej, oraz odkryciach naukowych.
ZŁOTE MYŚLI.
Wszystkie dobre uczynki razem wzięte nie wyrównają jednej Ofierze Mszy św. Chociaż wszy
stkie dobre uczynki są dziełem Boga, niczem są jednak w porównaniu z męczeństwem. Męczeń
stwo jest ofiarą, przez którą człowiek przynosi Bogu życie w darze. Msza św. zaś jest ofiarą, któ
rą Bóg czyni człowiekowi z własnego Ciała Swe
go i Krwi Swojej.
188 —
Skarb Watażki.
2) P O W IE Ś Ć .
W ięzienne utrzym anie tylu jeńców , najgorsze choćby żyw ienie ich w ym agało znacznych kosztów
— a zapasów na to nie było żadnych. N akaza
no hajdam aków używ ać do napraw y twierdzy, do sypania w ałów i innych robót publicznych. Z li
tow ał się król Stanisław A ugust i tknięty niedo
lą tych ludzi, przysłał z w łasnej pryw atnej szka
tuły 200 dukatów K orytow skiem u na utrzym anie w ięźniów .
R ów nocześnie ogłoszono w e w szystkich w o
jew ództw ach, aby szlachta reklam ow ała tych po- chw ytanych hajdam aków , którzy przed buntem byli jej poddanym i i zabierała ich sobie z K a
m ieńca i ze L w ow a.
Sprzeciw iał się tem u pan łow czy ko
ronny B ranicki, utrzym ując, że złoczyńcy ci, pojm ani z bronią w ręku, nie należą już do sw o
ich daw nych panów , ale traceni lub w ięzieni być w inni; lecz przeciw dalszem u traceniu przem a
w iało w szelkie uczucie ludzkości, a w ięzienie ty
lu ludzi zbyt było kosztow ne, aby w ykonać się dało.
Pan kom endant K orytow ski pojął najlepiej szlachetną intencją króla. M ając już jaki taki fundusz na utrzym anie jeńców , jednej części ich użył do robót fortecznych, drugą na w łasną rękę zatrudnił.
M ając tyle rąk do rozporządzenia, począł budow ać sobie kam ienicę w e L w ow ie.
Stanęła trudem hajdam aków okazała jak na- ów czas budow a w e L w ow ie, która długi czas uchodziła za gm ach pierw szorzędny, a posiadając duże sale, była głów nem m iejscem balów , uczt i rozm aitych festynów .
K am ienica ta, zbudow ana przez jeńców haj
dam ackich, stoi dotąd w pierw otnym nienaruszo
nym kształcie. Jest nią tak zw ana kam ienica A ndreolego, z przechodow ym dziedzińcem m iędzy R ynkiem , a ulicą T eatralną.
II.
Handlarz dusz.
Podaliśm y w poprzednim rozdziale kilka szcze"
gółów o jeńcach hajdam ackich w e L w ow ie, bo po’
trzebne były jako w stęp do dalszego opow iada nia. W iem y już, jakim sposobem udało się um ie
ścić i w yżyw ić tych nieszczęsnych ludzi, nad któ
rym i w isiała klątw a strasznych czynów, których karała nienaw iść i obrzydzenie pow szechne.
U m ieszczono ich, jak już pow iedzieliśm y, po rozm aitych lochach lub próżnych kom orach obu arsenałów lw ow skich. O ddano ich pod straż gar
nizonu, a głów ny dozór nad w szystkim i pow ie
rzono jednem u z oficerów załogi.
O ficerem tym był m łodzieniec niedaw no do
piero w służbie R zeczypospolitej.
N azyw ał się R obert Fogelw ander. R odzina szlachecka Fogelw anderów w daw nych w iekach przeniosła się do Polski z N iem iec, gdzie zajm o
w ała niegdyś znakom ite stanow isko. N ad tarczą herbow ą Fogelw andrów osadzona była korona o dziesięciu berłach i należał im się tytuł hra
biow ski rzym skiego im perjum .
■i g N asz Fogelw ander był ostatnim sw egi rodu w P olsce. B ył to m łody, nadzwyczaj urodziw y m ężczyzna. T w arz jego - m iała w sobie coś nie
polskiego, chociaż nie było, w nim już ani kropli krw i niem ieckiej. N ie w yglądał też na N iem ca ale na W łocha raczej. O blado śniadej cerze, dużych czarnych i ognistych oczach, osadzonych głęboko, pełnych jakiegoś pow iedziałbym tajem ni
czego w yrazu, o rysach tw arzy regularnych, w y
bitnych, m łody oficer uderzał pew ną niepospoli
tą cechą całej sw ej postaci i należał do tych osób, które dość raz w idzieć tylko, aby je na zaw sze niem al zachow ać w pam ięci.
Fogelw ander od roku znajdow ał się w garni
zonie lw ow skim . M im o m łodości sw ojej liczne przechodził koleje. W dziecięcym już w ieku osie
rocony, w ychow ał się łaską jednego z dalekich krew nych sw ej m atki. K rewny ten był bardzo m ajętnym i w ychow ał m łodego Fogelw andera jak syna. N ależał on niegdyś do najgorętszych zw o
lenników Stanisław a L eszczyńskiego, a kiedy król ten bez korony i tronu osiadł w L unevillu, do
brodziej m łodzieńca przeniósł się tam także.
M łody Fogelw ander w ychow any w dostatkach w stąpił do francuskiego pułku, w którym pod
ów czas bardzo w ielu służyło Polaków .
N agle um arł bogaty krew ny zapisując m ło
dem u w ychowańcow i cały m ajątek w ruchom o
ściach i dobrach położonych w P olsce. Fogelw an
der porzucił sw oje kapitaństw o i pojechał do Polski, aby objąć w posiadanie odziedziczony m ajątek.
A le tu spotkał go zaw ód okrutny.
Z naleźli się w P olsce blizcy krewni zm arłe
go, którzy w nieśli protest przeciw testam entow i i zajęli dobra w posiadanie. W tak przykrem położeniu postanow ił m łodzieniec w stąpić do re
gularnego w ojska R zeczypospolitej. K upił sobie chorągiew w jednym niem al porządniejszym puł
ku ów cześnie polskim , w królewskiej dragonji cudzoziem skiego autoram entu, czyli w tak zw a
nej konnej gw ardji koronnej
O dtąd m usiał żyć tylko z traktam entu, czyli żołdu, a żołd ten nie tylko był szczupły, ale w y
płacany byw ał najnieregularniej.
G dy L w ów zagrożony był konfederacją barską, w ysłano tam chorągiew Fogelw andeia na załogę.
T ym sposobem znalazł się na w idow ni naszego opow iadania.
Z am iłow any w zbytku, do którego się w m ło
dości przyzw yczaił, Fogelw ander, znalazł się na sw em now em stanow isku niebaw em w bardzo przykrem położeniu.
Jako oficer dobrego rodu znajdow ał w szędzie przystęp łatwy, byw ał na w szystkich zabaw ach i balach, jakie w tenczas w e L w ow ie urządzano;
a poniew aż udział w zabaw ach kosztow niejszy był niż na to skrom ny traktam ent oficerski po
zw alał, znalazł się w krótce najprzykszejszem po
łożeniu.
Próbując szczęścia, rozpaczliw ie rzucił cię w odm ęt szulerski. Z początku był szczęśliw y, w ygryw ał znaczne sum y i znajdow ał zasoby do w ykw intnego bytu. K rótki był w szakże ten uśm iech szulerskiego losu. Z nalazł się bow iem w jednym z tych okropnych położeń, z których nie m a znów w yjścia, chyba za pom ocą jakiegoś szalonego, aw anturniczego kroku... D o tych w szystkich go
ryczy przebyw ała i sam a przykrość służby.
(C iąg dalszy nastąpi).