• Nie Znaleziono Wyników

Kamena : miesięcznik literacki R. VI (1939), Nr 7 (55)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Kamena : miesięcznik literacki R. VI (1939), Nr 7 (55)"

Copied!
21
0
0

Pełen tekst

(1)

MIESIĘCZNIK LITERACKI

R O K V I N R 7

(2)

T R E Ś Ć N U M E R U S I Ó D M E G O

F R A N T I S Z E K H A Ł A S I G N A C Y F I K

F . S U R Ó W K A B R Z E G O W S K I W I T O L D D E G L E R

O L G A D A U K S Z T A J U L I U S Z W I T

F E L I C J A N A D R Z E C K A J A N N E P O M U C E N M I L L E R S T A N I S Ł A W W Y G O D Z K I

A L I C J A I W A Ń S K A W A C Ł A W M R O Z O W S K I A . B R E T O N i P . E L U A R D

Redaktor: Kazimierz Andrzej Jaworski, Chełm Lub. Reformacka 43.

Przyjmuje w poniedziałki od 15 do 16-ej.

Wydawca: Zenon Waśniewski.

Administracja: Chełm Lub., Reformacka 43 Redakcja i administracja w lipcu i sierpniu nieczynne.

Prenumerata roczna (10 numerów) 5 zł., półroczna (5 numerów) 2 zł. 50 gr.

Należność uiszcza się zwykłym przekazem lub przekazem rozrachunko- wym. Numer okazowy „Kameny" wysyłamy tylko po uprzed- nim nadesłaniu 60 gr. przekazem łub w znaczkach pocztowych.

CENĄ NUMERU POJEDYNCZEGO 60 gr.

Tłoczono w drukarni „ K u l t u r a " Chełm Lub. 10.

K A M E N A NR 7 (57)

ROK VI

M I E S I Ę C Z N I K L I T E R A C K I

MARZEC 1939 R.

D o P r a g i — — s t r . 1 1 3 S p r a w y e l e m e n t a r n e „ 114 E l e g i a — i - i „ 1 1 9 P i e c h o t a — — „ 119 C e z a r — — ,, 1 2 0 Ż o ł n i e r z e — — „ 1 2 1 W c i ą ż t o s a m o — „ 1 2 2 T e o d y c e a w s t o l i c y „ 1 2 3

- — „ 1 2 4

* * * - - „ 1 2 5

C z w a r t y w i e r s z o ś m i e r c i 1 2 5

U w a g i o p o e z j i — „ 126

P o e z j a — — „ 126

Z a m i a s t n o t — — — „ 1 2 8

Wkładka linorytowa ZENONA WAŚNIEWSKIEGO

(3)
(4)

K A M E N A

M I E S I Ę C Z N I K L I T E R A C K I

ROK VI MARZEC 1939 R. NR 7 (57)

D O P R A G I Małowierni Czas kościożerny jej tylko piękno dał

a na portalów tekst kamienny— słał ogniste blaski z pobojowisk jęk T a k będzie zawsze

Małowierni

Tak będzie zawsze Za bramą naszych rzek twarde dzwonią kopyta za bramą naszych rzek kopytami rozryta jest ziemia

i straszni jeźdźcy ci z Apokalipsy chorągwią wieją

Lekki jest wian wawrzyna ciężki poległych cień Ja wiem Ja wiem

Lecz żaden strach tylko nie strach fug takich nie ułożył

i sam Sebastian Bach jakie my tu zagramy gdy przyjdzie czas

Rumak z bronzu rumak Wacławowy drgnął w nocy wczoraj

a książę kopią potrząsnął Pomnijcie na chorał Małowierni

Pomnijcie na chorał

FRANTISZEK HAŁAS

Z czeskiego spolszczył K. A. Jaworski

113

(5)

S P R A W Y E L E M E N T A R N E

N i stąd ni z o w ą d z j a w i a j ą c e się na ł a m a c h pisma pytania typu: p o co jest sztuka? co jest e l e m e n t e m poezji? itp., jak w o- góle wszelkie pytania zbyt zasadnicze i m e r y t o r y c z n e , nie cie- szą się u nas z r o z u m i e n i e m i p o w a ż a n i e m . Przypisuje się je m e n t a l n o ś c i a b s t r a k c y j n e j , p e d a n t y c z n e j czy scholastycznej, a wywody i w n i o s k i z góry osądza się j a k o n u d n e i n i e c e l o w e . P o c o z n o w u zaczynać o d A d a m a i Ewy? Życie i tak z a d e c y d u - je m i m o czy w b r e w t e o r i o m ! Z a g a d n i e n i a zostawia się pobłaż- liwie s p e c j a l i s t o m o d p o e t y k , p r o f e s o r o m u n i w e r s y t e t u , z. k t ó - r y c h r ó w n o c z e ś n i e szydzi się p o cichu, że dali się n a b r a ć na k a w a ł i zapędzać w ciasną uliczkę — formalistyki! Jeśli zaś takie pytania zaczną stawiać poeci, nigdy nie p o d e j m u j e się dyskusji, b o — s z k o d a się kłócić o słowa i p r y w a t n e widzi mi się.

A j e d n a k co p e w i e n czas pytania t a k i e zadawać trzeba publicznie, co więcej, p i l n o w a ć , aby były rozstrzygane. N i e - o d z o w n e t o jest zwłaszcza w m o m e n t a c h , kiedy o b o w i ą z u j ą c e f o r - muły zbyt się już stały t r u i z m a m i albo w m o m e t a c h , kiedy re- latywizm i t o l e r a n c j a w o b e c k a ż d e j opinii przekroczyły swą n a t u - ralną granice. Pytanie o e l e m e n t y poezji na p o z ó r w y d a j e się łat- we a n a w e t b a n a l n e . N i e m n i e j nie ma przecie j e d n o z n a c z n y c h o d p o w i e d z i . P o ś r e d n i o d o w o d z i t e g o praktyka poszczególnych k i e r u n k ó w p o e t y c k i c h czy i n d y w i d u a l n y c h p o e t ó w . M o ż n a za- ryzykować t w i e r d z e n i e , że każda n o w a p o e t y k a zależna jest w swym typie o d zasadniczej decyzji, co należy uważać za ele- m e n t poezji. I dzisiaj b o d a j czy nie o d takiego rozstrzygnięcia ( d o k o n a n e m o ż e być o n o i n t u i c y j n i e i n i e ś w i a d o m i e ) zależy przyszłość n o w e j poezji.

T o p o w i n n o skłonić d o dyskusji n a d tymi n a p r a w d ę ele- m e n t a r n y m i s p r a w a m i .

Z d a j e mi się, że p o d tym w z g l ę d e m wyróżnić by się dało p i ę ć g ł ó w n y c h o p i n i i . W e d ł u g n i c h e l e m e n t a m i p o e z j i są: 1) ar- t y k u ł o w a n e dźwięki, 2) miary r y t m i c z n e , 3) słowa, 4) wyobra- żenia czy pojęcia, 5) zdania. R o z p a t r z m y się w tych sugestiach.

Jesteśmy nieraz ś w i a d k a m i zasłuchania się p u b l i c z n o ś c i w wiersze w języku obcym (lub zbyt „czystym"), k t ó r y c h n i k t ze słuchaczy n i e r o z u m i e . Wystarcza w i d o c z n i e sama s t r o n a d ź w i ę k o w a . T u w i m , o p i e r a j ą c się na tych założeniach, tworzył swoje s ł o p i e w n i e . Kiedy indziej b y ł e m świadkiem, jak d o s k o n a - ły recytator R o n a r d - B u j a ń s k i przez k w a d r a n s p o w t a r z a ł słowo:

chlap! chlap! w różnych t o n a c j a c h , t w o r z ą c p r z e j m u j ą c y d r a m a t

b e z n a d z i e j n e g o m a r s z u żołnierzy na w o j n i e . N a analogicznych

p r z e s ł a n k a c h o p i e r a l i swe n i e k t ó r e m a n i f e s t y futuryści, u nas

swe „żabie ballady" M ł o d o ż e n i e c . R ó w n o l e g l e d o t e j p o e z j i

(6)

a k u s t y c z n e j p o e z j a optyczna k o m b i n o w a ł a graficzne u k ł a d y wiersza w d r u k u . R o z p o c z ą ł je b o d a j A p o l l i n a i r e (dyskretnie), a d o a b s u r d u d o p r o w a d z i ł S t r z e m i ń s k i w t o m i k u Przybosia:

„Z p o n a d " . C ó ż sądzić o t a k i e j interpretacji, „poezji"? Przede wszystkim jest tu p e w n e p o m i e s z a n i e p o j ę ć . N a w e t n a j b a r d z i e j m u z y c z n a czy graficzna poezja, jeśli działa, to dzięki rozlicz- n y m s k o j a r z e n i o m p o j ę c i o w y m , k t ó r e pojawiają się m o m e n t a l - nie, w y p u k a n e n i e j a k o d ź w i ę k i e m , t o n e m głosu, jego siłą itd.

W a ż n i e j s z e n i e p o r o z u m i e n i e wynika z n i e r o z r ó ż n i a n i a takich o d - r ę b n y c h r o d z a j ó w sztuki, jak muzyka, śpiew, recytacja, poezja.

Kiedyś rzeczy te stanowiły d o ś ć j e d n o l i t y stop. S t r o n a wy- d ź w i ę k o w a jest ciągle sprawą zasadniczą przy u t w o r a c h śpiewa- nych czy d e k l a m o w a n y c h . A l e dziś d o m e n ę Muzy z czasów H o m e r a rozdzielić w y p a d n i e p r z y n a j m n i e j między 3—4 w n u c z k i A p o l l i n a . O b e c n i e k u l t y w o w a n a t r o s k a o muzyczną ( o n o m a t o - peiczną), s t r o f k o w ą czy malarską s t r o n ę u t w o r u wynika z tra- dycji d a w n e g o s t a n u rzeczy, gdy możliwości takiego rozdziału nie u ś w i a d a m i a n o sobie. R ó w n a ilość zgłosek, r e g u l a r n y rytm, r e f r e n , aliteracja, rym i wszystko to, co tak strasznie d u ż o miejsca z a j m u j e w p o d r ę c z n i k a c h p o e t y k — było t o b a r d z o i- s t o t n e i n i e o d z o w n e , gdy wiersz trzeba było wyśpiewać przy.

wtórze liry czy gęśli. Dziś czynniki te muszą być m o c n o zre- d u k o w a n e ilościowo i s p r o w a d z o n e d o roli ś r o d k ó w specjal- nych p o d p o r z ą d k o w a n y c h i całkowicie u z a l e ż n i o n y c h od waż- niejszych d o m i n a n t integralnie p o e t y c k i c h .

Klasycyści i estetyci sądzą, że poezja jest w słowach. Z tego p o w o d u dzielą słowa na p o e t y c k i e i n i e p o e t y c k i e . P o e - tyckie d z i e l ą — n a patetyczne, dziwne, wzruszające, g r o t e s k o w e itp. Zespół słów d a n e j kategorii działa magicznie i d a j e a u t o - matycznie w y m a g a n e przeżycie estetyczne. Poszczególne słowa są z r o z u m i a ł e , ale n i e jest n i e o d z o w n e z r o z u m i e n i e sensu s t r u k - t u r a l n e g o całego t e g o zespołu w e r b a l n e g o . Wystarczy czaro- d z i e j s t w o słów: gwiazdy, srebro, księżyc, miłość, czar, o n a , t ę s k n o t a — a dusza się o t w i e r a . I n n y zespół b u d z i w nas uczu- cie z d e n e r w o w a n i a , inny — wzniosłości, inny—grozy, g r o t e s k i itd. N a takim m e c h a n i z m i e wygrywa agitka w i e c o w a czy pio- senka k a b a r e t o w a . W e wszystkich tych w y p a d k a c h wystarczy n i e k i e d y m e c h a n i c z n e zestawienie o b o k siebie wyrazów nie- z d e t e r m i n o w a n y c h n a w e t f o r m ą logiczno-gramatyczną. M a r i n e t - ti o d r z u c a ł wszystkie znaki pisarskie i składnie, żadając n p . gołych r z e c z o w n i k ó w . Po tej linii idą surrealiści, którzy łączą słowa r u c h e m samego p r ą d u a s o c j a c y j n e g o . T u r ó w n i e ż m o ż - na by w y m i e n i ć Przybosiową k o n c e p c j ę zgęszczeń przez wielo- znaczność (np. rozpłaszczyć: a) r o z e b r a ć z płaszcza, b) zrobić

115

(7)

płaskim) i jego p s e u d o r o d o w o d o w e kalambury (łąka—łączyć, wołu—wywołuje, pełza—spełzł), czy wreszcie aliteracyjne po- mysły Brzękowskiego ( a m o — a m o n i a k , barwi—bar).

Przeciw tym stanowiskom występował Peiper, który sądzi, że samo słowo nie jest e l e m e n t e m poezji. Poezja zaczyna się d o p i e r o od zdania. S a m o słowo ma c h a r a k t e r neutralny, poza- artystyczny, stąd może być e l e m e n t e m nauki. Poezja leży w zetknięciu się dwu słów. Stąd dla Peipera m e t a f o r a odgrywa tak decydującą rolę. Dlatego też n a w o ł u j e do tworzenia pięk- nych zdań, miejsc nowych m e t a f o r . Twierdzenia Peipera są re- wolucją w dotychczasowej tradycyjnej poetyce, nie zostały jed- nak o d p o w i e d n i o wykorzystane i rozprowadzone. W sformuło- waniu Peipera nie zawierają poza tym całej prawdy, względnie nie wyrażają jej jasno. Postulat „pięknych zdań" jest wyrazem p o j m o w a n i a „ e l e m e n t u " jako najmniejszego u t w o r u poetyckie- go. Wymaga on, aby element sam był dziełem sztuki. Stąd u Peipera może p o e m a t składać się z jednego zdania. W „Pio- nie" czytaliśmy p o d o b n e poematy Ungaretti'ego. Również w utach chińskich można by wyśledzić niekiedy pokrewieństwo z tymi koncepcjami.

Trzeba by rozstrzygnąć zasadnicze pytanie, co nazywamy e l e m e n t e m w ogóle? Najpierw chodzi o to, czy w charakterze e l e m e n t u musi się zawierać istota struktury całości, do k t ó r e j element należy? N a s t ę p n i e jak o n należy: czy element poetyc- ki jest p r o d u k t e m podziału logicznego (jako gatunek), czy me- tafizycznego (jako cecha), czy fizycznego (jako kawałek)? Jeśli zgodzimy się, że jest to podział fizyczny, to stosunek elemen- tu do całości będzie taki, jak stosunek cegły do budowli.

Cegła nie jest małym d o m e m , d o m zawiera się właściwie mię- dzy m u r a m i cegieł, sama cegła (jej kształt, materiał, waga)

zdeterminowana jest jednak d e c y d u j ą c o właściwością i sensem d o m u . Nie przeszkadza to równocześnie, aby cegła nie mogła być e l e m e n t e m i n n e j struktury (np. za pomocą niej można roz- bijać szyby w sklepach lub głowy wrogom). W każdym razie nie można żądać, aby tzw. e l e m e n t miał swój sens absolutny, wynikający z jakichś i m m a n e n t n y c h przeznaczeń w d u c h u fe-

nomenalizmu husserlowego.

Oczywiście nic nie przeszkadza (przejdźmy do poezji) tworzyć poematy z jednego zdania. Mogą one mieć nawet du- żą i oryginalną dynamikę estetyczną. Ale wartość ta nie jest stała. W każdej chwili takie p o c z ą t k o w o autarkiczne zdanie potraktować możemy jako e l e m e n t wyższej syntezy poetyckiej.

I wtedy z wartością artystyczną zdania może być rozmaicie:

może się nasilić, zmienić, zneutralizować. Z tego wynikają dwa

(8)

wnioski: a) p o j ę c i e e l e m e n t u jest względne, b) nie istnieje jeden tylko (współrzędny) s t o s u n e k zdań w utworze. Zdania są r ó ż n e j rangi h i e r a r c h i c z n e j , stąd wiersz nie może być „rów- n o gęsty". Wiersz to nie wyrównany b u k i e t kwiatów, ale ra- czej rozgałęzione drzewo. Jest tak jak w m a t e m a t y c e . T r ó j - mian, powstały z d w u m i a n u p o d n i e s i o n e g o d o k w a d r a t u , f u n - kcją swą nie jest równy trzem mechanicznie zestawionym jed- n o m i a n o m .

W znaczeniu socjalnym człowiek jest nierozkładalnym e l e m e n t e m , ale z p u n k t u widzenia a n a t o m i i da się go podzie- lić na organy. Z p u n k t u widzenia biologa człowiek jest zbio- r e m k o m ó r e k , dla fizyka czy c h e m i k a jest zbiorem związków chemicznych czy a t o m ó w . Nie ma wiec jasnego znaczenia py- tanie, z jakich e l e m e n t ó w składa się człowiek. T a k ż e przy u- tworze poetyckim można stosować r ó ż n e punkty widzenia:

fonetyczny (muzyczny), gramatyczny, logiczny itp. Jest wreszcie p u n k t widzenia poetycki. O t ó ż t o — j e s t ! Jak się ma więc rzecz z tego p u n k t u widzenia? Jeżeli dla gramatyki e l e m e n t a m i s ą : głoski—zgłoski—wyrazy—zdania, jeżeli dla psychologii są: wra- ż e n i a — p o s t r z e ż e n i a — w y o b r a ż e n i a itp., jeżeli dla logika są: po- jęcia—sądy—sylogizmy, to dla poezji? Sądzę że muszą to być jakieś inne pierwiastki. Nie d e f i n i u j ą c ich bliżej, zgódźmy się na razie, że analiza e l e m e n t ó w m u s i być r o b i o n a z p u n k t u wi- dzenia ich f u n k c j i w danym, i n d y w i d u a l n y m zespole struktu- ralnym. Może okaże się, że e l e m e n t e m może być zarówno głoska, jak słowo, jak pojęcie czy całe zdanie, że te rzeczy są r ó w n o r z ę d n e poetycko.

Żeby wyjaśnić sprawę zdań, trzeba zdać sobie sprawę, że co i n n e g o są tzw. zdania gramatyczne, logiczne, a poetyc- kie. Zdanie gramatyczne może być zwykłą nazwą pojęcia. N i e każde b o w i e m pojęcie ma swój t e r m i n , n i e k t ó r e pojęcia (a zwłaszcza w poezji okazji d o tego jest dużo) oznaczyć się da- ją tylko przez o m ó w i e n i e . Niekiedy trzeba d o tego kilku zdań.

Czy P e i p e r p r z e w i d u j e takie zdania w poezji? Bo czyż chodzi w nich o to, żeby były piękne?

Niezależnie od o d p o w i e d z i ważniejszą rzeczą jest stwier- dzić, że rozważając takie zdanie izolatim (poza k o n t e k s t e m ) absolutnie powiedzieć nie można, czy jest o n o gramatyczne czy

„ p i ę k n e " . Weźmy przykład: czy z d a n i e — „ M i a s t o , k t ó r e m a l u j e najjaśniej swe p ł o t y " — j e s t zdaniem poetyckim? A priori zade- cydować się nie da. Może o n o być oryginalnym widzeniem poetyckim, ale m o g ł o być wyjęte z p r z e m ó w i e n i a Pana Pre- miera, gdy zastanawiał się k o m u dać medal.

Właśnie byłoby w d u c h u Peipera powiedzieć, że poezja

117

(9)

powstaje przy zetknięciu się dwu zdań. Zdania mogą być naj- banalniejsze, a odpowiednie ich zestawienie wskrzesi błyskawi- cę poezji. Możemy uniknąć wtedy metafor w stylistycznym te- go słowa znaczeniu, mimo że żywioł metaforyczny wypełniać będzie cały utwór. Jeszcze się raz okazuje, że dopiero kon- tekst decyduje, czy co jest elementem poezji, czy nie. I czy w ogóle jest poezja.

Z naszych rozważań wynika, że terminologia dzisiejszej poetyki jest nieczystym konglomeratem zapożyczeń z dziedzin pokrewnych. Zadecydowało o tym pomieszanie elementów po- ezji z elementami języka, gramatyki, psychologii, muzyki i lo- giki. Utwór poetycki przynależy co prawda do tych układów językowych, ale zasady konstrukcyjne wyprowadzone być mu- szą z integralnego języka poetyckiego.

Otóż rodziłby się postulat wyzwolenia tego języka z su- gestii i kategorii języków ubocznych i stworzenia dla niego własnego systemu terminologicznego. Potrzebę taką odczuwa się od dawna, o czym świadczą różne próby (nieporadne i nie- skoordynowane dotychczas) wprowadzania integralnych wyra- żeń nowej poetyki, typu takich powiedzeń jak: „Widzenie po- etyckie", „zdanie metaforyczne", „układ rozkwitania" itp. Nie- stety, terminy te są używane bardzo kapryśnie i niejednoz- nacznie. Największe zamieszanie sprawia tu nierozróżnianie sa- mego tworu artystycznego od procesu twórczego i przeżycia estetycznego. Rozważania Brzękowskiego nad poezją integralną są charakterystycznym przykładem takiego pomieszania. Same natomiast terminy Brzękowskiego, Peipera mogłyby być zużyt- kowane po dokładniejszym ich sprecyzowaniu. Pożyteczne bar- dzo są również rozróżniania Chwistka między sprawami este- tycznymi i artystycznymi.

Czas największy zerwać z bezcelowym (abstrakcyjnym) opisywaniem różnych metrów i tropów, z całą topografią ry- mów, ze statystykami efektów stylistycznych samych w sobie, z zachwytami nad różnymi: sz—cz —cz—sss (pada deszcz!), z gonitwami za wpływami i zapożyczeniami, z liczeniem głosek itd.—bo cóż to ma wspólnego z żywą poezją? Nowa poetyka nie przekreśli oczywiście dotychczasowej poezji, ale przestanie ja traktować jako teksty gramatyczne, nuty marszowe, testy psychologiczne czy libretta kabaretowe. Okaże się, że i rym i aliteracja i refren i onomatopeja, także dziś nie są bez celu, ale ocena i uzasadnienie ich musi być inne. Musimy patrzeć poprzez sens poetyckiej całości, by ujrzeć prawdziwy walor i charakter elementu.

IGNACY FIK

(10)

E L E G I A * )

„Naprzód, drużyno strzelecka, sztandar do góry swój wznieś".

W świętościach moich skromnych ta najgorsza wieść dotąd się błąka,

choć oczy odwracają się wciąż od niej lękiem.

Śmierć nieustannie czai się zdradziecka i ciągle szept twój woła: chcę żyć...

Blada twarz twoja w kwiatach,

w kwiecie musiałem cię w tę ziemię grześć, gdzie coraz inni i ja sam nareszcie — (cicho mię kiedyś, bez słowa pogrzeście) a chociaż czas na skrzydłach z purpury ulata, wciąż wracasz tą melodią

żołnierskich pełną łez,

gdy w wieńcach i zieleni laweta armatnia niesie cię z bystrej góry,

kiedy ci śpiewa ta mosiężna pieśń, łagodna, a tak krwawa i żołnierskich łez na zawsze pełna — —

T o jest twój powrót dzisiaj:

otwiera się mym palcom i duszy mej flet gorzkim, jedynym wspominaniem Chełma — Śmierci, sztandar do góry purpurowy wznieś —

FRANCISZEK SURÓWKA BRZEGOWSKI

*) z przygotowanego do druku tomu „Elegij".

P I E C H O T A

Pod górę dni i miesięcy pniemy się coraz wyżej — garby nosimy na plecach, na barkach stalowe krzyże.

Nie ma w tym nic dziwnego, choć służba jest ciężka jak ziemia, łatwo jest unieść troskę w szorstkich rękach z kamienia.

Nosimy przy sobie żądła—małe pociski bolesne — i bagnetami grozimy, choć oczy mamy niebieskie.

Milionem kroków mierzymy czas sypki w klepsydrach piachu i wszędzie, gdzie stąpniem jest Polska — na północ, po- łudnie, wschód, zachód!

Co dzień do bezkrwawego naprzód idziemy boju, aby na trawie wytchnienia zapalić fajki pokoju.

WITOLD DEGLER

119

(11)

C E Z A R

Wchodzimy w mgły coraz wyższe, wchodzimy w odbicia globalne, błądzimy w odeszłych istnieniach, wśród ech.

—Eheu! szczęk, r u m o r narodów. Brytania i Galia i Roma, jak szmaragd, jak jaspis, błysk hełmów, win dech.

Ren błyszczy kling stalą. Nawy Cezara wiatr płucze przy Monie, Brytanów okręty przy C a n t i u m rwie nord,

—Eheu!—klamor legionów, krzyk Dumnoriksa zdradnie rzniętego, bieg Brytów siniłem znaczonych pod port.

Ryk walki, krew plemion, skony za każdą piędź ziemi, za stado, za żonę, za dziecko, za życie z łez, z krwj.

A dalej, a dalej w lustrze chmur to Galia narody zwołuje i słowo: Ojczyzna się rodzi jak pieśń.

Helwetów, Belgów, C a r n u t ó w , Ambioriks prowadzi, Catuwolc za Renem H e d u j e , G e r m a n i e i Swew

wychodzą z lasów wielcy jak bogi, brązowi od słońca, od łowów potężni i każdy jak lew.

A w ziemie ich, lasy, góry, wąwozy, i w fosy, na wały żołnierzy sypie Rzymianin niby sęp.

Widzę go, widzę: stoi bez hełmu, oczy martwe, bez źrenic, rany na twarzy: m a r m u r u cięty żleb.

Pod szyją płaszcz spięty gemmą. Usta jedynie żywe drgają:

śmierć wieszczą n a r o d o m , broniącym swych gleb.

Więc wołam w obłokach Ładzie w i o d ą c e j : - S t r ą ć z m a p g o Europy:

zwycięży, zwycięży, jak fatum jest ślep.

Zagrzmiały wtem trąby, rogi, signifer wzniósł orła, z za nim las orłów rzymskich wzleciał przez mglisty Styks, I gród Awaricum z zorzy wieczornej najeżon wieżami

wypłynął i wyszedł Wercingetoriks.

W ó d z Galii, przeszyty włócznią przez serce, a przecie wspaniały i żywy, wzniósł rękę, o b r o ń c o m d a ł wieść.

Stanęli przed bramą jeden i drugi, dziesiąty i setny, a rzymski skorpion każdą z tych przebił pierś.

Lecz po nich szli inni, ogniem miotali w Cezara i marli za wolność ojczyzny, za prawo, za cześć.

Zaś sęp rzymski patrzył bielmem przeznaczeń i gród Awaricum gasnął i konał niby szkarłatna pieśń.

Więc Ładzie, wiodącej w łodzi przez piekło odwiecznych miraży, w błaganiu padłam do uskrzydlonych nóg:

— D o p o m ó ż , dopomóż, boska, niechajże gnębieni zwyciężą, przecie prawo i wolność wspiera sam Bóg.

I nagle górą się jeżą niebiosa. C h m u r y z twierdz Gergowii,

na szczytach ich walki orężnej szczęk, wir, huk.

(12)

Sęp rzymski, Kaj Juliusz Cezar się cofa, zwija swe obozy, legiony trwożliwie się wiją wśród dróg.

W mgławicach z radości szaleję w łodzi wędrownej i krzyczę:

— Łado, wszak prawo zwycięża, nie zło, nie mord.

Lecz niebo kirem ciemnieje, jamami poryte mgławice i sto narodów w nich kona, zgrzyt, ryk hord.

Rzymianie, Gallowie, Germanie, piekło i czyściec Europy morduje się krwawo, bez końca pod mgłą.

— Dlaczego, dlaczego? —wołam. A Łada mi na to:—-Pamiętaj, tak było, tak jest. Dobro jest bogiem i Zło.

OLGA DAUKSZTA

Ż O Ł N I E R Z E liście kolorowe które lecą z drzew żołnierze którzy spaliście w książkach ołowiani żołnierze z dziecinnych zabaw żołnierze którzy padliście w boju żołnierze którzy teraz maszerujecie jak karabin dźwigam mój śpiew

zanim świat się stał wojną światową zanim wojskiem wyrósł światowym

w ludowych kalendarzach kwitły mundury kolorowe na wojnę bałkańską szli Turcy Czarnogórcy takich barwnych twarzy nigdy nie widziałem.

a już na trąbce grał mosiężny poranek szły kolumny błękitnych żołnierzy płynęły szeroko jak gdyby to była rzeka pełna twarzy płomiennych futrzanych tornistrów powódź mądra miarowa pełna człowieka

potem pobudki capstrzyki co ranka co wieczór grały

spoconych żołnierzy do snu kołysały wiotko

pamiętam pierwszy niezwykły dzień słoneczny pamiętam dzień wrześniowy pamiętam pierwsze armaty

od kół łomotu jak serce wzburzone noce żołnierzom rzucano kwiaty

konfitury dawano żołnierzom słodkie koszami zielone owoce

121

(13)

tak się zaczęła wojna światowa tak się zaczęły pierwsze dni żołnierskiej Europy i tu jak płomień miłości krzyczysz:

fronty wszerz i wzdłuż strzeleckie rowy żołnierskie okopy

zlicz nie zliczysz!

żołnierze w szarych m u n d u r a c h

w szarych pociągach was wiozą na f r o n t w szarych kolczastych d r u t a c h

zawisnął wasz szary żołnierski trup!

szare liście leciały z drzew

żołnierze! byliście mierzwą dla nowych dni i jeśli teraz pobudka grzmi

i tupot kroków podnosi m ó j śpiew

jakiż kolor ach! jakiż kolor wiosennej chorągwi łopoce gdy wy maszerujecie!

JULIUSZ WIT W C I Ą Ż T O SAMO...

Pochód szedł...

Wielka masa ludzi.

W skupionych oczach miała jeden krzyk, Że „Liberte, Fraternite, Egalite,

Że nie można tak.

Inaczej trzeba żyć,

Wysoko nieść wolności znak!"

W napiętą ciszę cisnął brzęk Stłuczonych szyb,

W napięte uszy r u n ą ł jęk, Skrwawionych krzyk.

I w sercu nagle smutny ścisk, Oczy zachodzą łzami,

Że ciągle jeszcze—krzyk i mord, Że ciągle wciąż to samo.

FELICJA NADRZECKA

(14)

T E O D Y C E A W S T O L I C Y

. w tygodniu sprawozdawczym . biuletyn

metryk . . . . bieg od mety . . chłopców i dziewcząt

. nożn,i, lawn-tennis, boks i hokej najnowsze wiadomości zewsząd

. ślubnych, nieślubnych, martwych, żywych mężczyzn i kobiet, chrześcijan, żydów . . . . .

. śluby i skony

. ministra pracy krok fałszywy . witriolej, karbol, nóż i brzytwa . . 7 zaczadzeń . . 5 samobójstw

. Liga N a r o d ó w . . . .

. Ślask . i Litwa . gruźlica, rak

. wyłamał

. Leningrad

i nowotwory zabił

. znikł bez śladu Berlin

Paryż . Londyn . . wzrostu

. (najlepsza pasta!) . blondyn

nagminne . . . . .

. grypa, dur i krztusiec . jedyny środek

. nie ma już łysych

. bez konkurencji

. podziękowań 6 wypadków

. czysto, gładko JAN NEPOMUCEN MILLER

Czytasz „Kamenę"? A czy ją prenumerujesz?

Czas odnowić prenumeratę za drugie półrocze (2.50)

123

(15)

* * *

Z krwi już obeschły moje bandaże, ale zostały ślady jodyny.

Kłębek nierówny co w dłoni ważę złowieszczo - ciemnym pachnie mi płynem.

C h o w a m go w szafie i tem złowieszczem nasiąkły deski i marne graty

i dławi ciemno zatruta przestrzeń napuchłym kłębem zczerniałej waty.

Lecz kiedy przyjdzie nocna śmierć blada, idąc za wonią szuka mnie w szafie i niecierpliwa węszy i bada — przerzuca listy i fotografie.

T a m nie umieram, gdy jestem dzieckiem, tam nie u m i e r a m , gdy jestem chłopcem, ale ją wiodą wonie zdradzieckie — bandaż ukryty pod ubrań kopcem

Wtedy wynosi drzewo umarłe,

zapach zduszony w surowych deskach.

Niesie tę t r u m n ę — p r z e s t r z e ń w niej czarna — a ponad trumną noc jest niebieska.

Tak płynie skrzynia odarta z farby, głucho w niej dudnią rzeczy nieżywe — palta podarte, łokcie i garby,

strome obcasy po bokach krzywe.

Tłucze się obcość i nieobecność i niepotrzebność zwinięta w kłęby i szczerzy ze szpar zbrudzona wieczność skrzywionym gwoździem swe żółte zęby.

W tych oto zębach wiotko tkwiąc płynie rozwianą szarfą bandaż podarty

i szydząc żegna mnie w oficynie, gdy stoję w ciemni o o k n o wsparty.

STANISŁAW WYGODZKI

(16)

* * *

Znam zimę groźną, ostrą, mrożącą i jasne lato,

melodię sennie katarynkową i szum wszechświatów...

Znam gwarną, świetlną, wielką stolicę dziwną—choć własną

i pola puste, zimne, bezludne i małe smutne miasto...

Senność cię będzie straszyć bezwładna i ostrość groźna

lecz musisz wszystko to ujrzeć, przeżyć, żeby mnie poznać...

ALICJA IWAŃSKA Bruksela 1938

C Z W A R T Y WIERSZ O ŚMIERCI Gdzie biała woda pod kołami młyna

gdzie pęka ogień strumieniami w pieśń

gdzie w złotych kaczeńcach pławią kolana dziewczęta gdzie leszczyn gorące pręty

gdzie kończy się ptaszęca wieś tańczą szkielety...

Na nietoperzych skrzydłach gwiazdy platynowe lśnią i patrzą na dziwny t a n i e c —

szkielety pieśń zaczynają swą i zaczyna taniec Marguerita i zapala w biodrach gwiazdy białe jak rumaków w kwadrygach kopyta.

I most d u d n i w ten kościany rytm klaszczą liście miedziane drzew

na palcach zbliża się świt i milknie taniec i śpiew.

A woda huczy kłębi się i pieni

nogi z metalu w gościniec dzwonią ubity prządki pieśń zaczynają w sieni

i na nici przenoszą ją w głąb aż się chata w piosenkę zamieni w gwiaździsty śpiew łąk.

Tylko biały szkielet Marguerity roztańczony na moście p o d młynem będzie tańczył choć przejdą świty dymem...

WACŁAW MROZOWSKI

125

(17)

U W A G I O POEZJI

Książki mają tych samych przyjaciel co Indzie: ogień, wilgoć, zwierzęta, czas; i swą własną zawartość.

*

Myśli, całkowicie nagie wzruszenia są równie silne jak nagie kobiety. Trzeba je więc obnażyć.

Myśl nie ma płci; nie rozmnaża się.

Przedmowa.

Istnienie poezji jest najzupełniej pewne; z tego po- winniśmy być pyszni. Pod tym względem poezja jest podob- na do diabła. Można być głuchym na jej głos, można być ślepym i nie widzieć jej—skutki są zmysłowe. Lecz wszyscy mogą potwierdzić, że chcemy, by stała się ośrodkiem i sym- bolem tej drobnej przyczyny, która powoduje, że jesteśmy sobą.

Poemat musi być lawiną intelektu. Nie może być ni- czym innym.

Lawina: to ratuj—się—kto—może, lecz bardziej prze- konywająco; obraz tego, czym można się stać po wyjściu ze

stanu, w którym wysiłki się już nie liczą.

*

Burzy się jakąś rzecz przez wykończanie lub przez przedstawienie jej w najczystszym i najpiękniejszym stanie.

T u t a j właściwość języka i jego odwrócona osobowość:

trzęsienie ziemi, identyczność rzeczy, które rozdzielają. Od- rzuca się jego codzienne żarty. Wywraca się wszystkie moż- liwości języka. Po zburzeniu wszystko się zaczyna. Piasek, retorty tlenowe...

*

W poecie:

Ucho się śmieje;

Usta przysięgają;

To inteligencja; czujność, która zabija;

To sen, który marzy i widzi jasno;

To obraz i rojenie, które zamyka oczy;

To brak i przerwa, która została stworzona.

Niektórzy ludzie mają tak płynne wyobrażenie poezji, że falowanie tego wyobrażenia u innych uważają za definic- ję poezji.

P O E Z J A

Jest zadaniem przedstawienia lub odtworzenia przez krzyki, narzekania, pieszczoty, pocałunki, westchnienia lub przez przedmioty—tych rzeczy lub tej rzeczy, która w tajem- niczy sposób wyjaśnia język artykułowany, gdy ten wyraża coś, co ma wygląd lub choćby rysunek objawienia życia.

Tego nie można inaczej zdefiniować. Ta energia, która odmawia odpowiedzi, czym jest, musi się rodzić z natury.

Myśl musi być u k r y t a w wierszu, jak cnota karmiąca nie

mieści się w owocu. Owoc nie jest pokarmem, jest tylko

myślą. Nie dostrzega się żadnej przyjemności, nie otrzymuje

się żadnej substancji. Owoc jest zaczarowany.

(18)

Poezja jest przeciwieństwem literatury. Poezja rządzi złudzeniami realistów i bożkami rodu ludzkiego; ona szczę- śliwie utrzymuje równowagę między językiem „prawdy" "a językiem „tworzenia".

I ta twórcza rola, rzeczywista rola języka, który jest mineralnego pochodzenia, stała się n a j b a r d z i e j widoczną moż- liwością dzięki całkowitej nie - konieczności przedmiotu a priori.

Temat tak samo przynależy do p o e m a t u i równie ma- ło znaczy, co nazwisko dla człowieka. J e d n i widzą w po- ezji zajęcie całkowicie praktyczne, zajęcie banalne, które może się tylko rozwijać. Można zwiększyć liczbę f a b r y k a n - tów samochodów i granatów.

Inni widzą w n i e j f e n o m e n posiadania bardzo pod- rzędnej zdolności, zawsze uniemożliwiającej zachowanie in- tymności w sprawach znajomości, t r w a n i a , wynurzeń sek- sualnych, pamięci, marzeń, itd.

Utwory prozą są takie jak piszący i rodzą się z nie- przetrawienia tekstu — p o e m a t y opuszczają swoich twórców i oddalają się od nich.

*

Poezja jest f a j k ą .

W epoce komplikacji językowych, zachowywania form, wrażliwego rozważania, myśli działającej na wszystkich—po- ezja jest rzeczą w y s t a w i o n ą . Chcemy powiedzieć — dzi- siaj wynaleziono wiersz. I poza tym r y t u a ł całej ludzkości.

Poeta jest również tym. który szuka systemu niezro- zumiałego i niepojętego, z którego wyobrażenia tworzy zespół pięknych przygód myśliwskich: takie słowo, taka niezgoda słów, taka gra składni,—takie wyjście, które ma swoje spot- kania, czujności, zupełnie wyraźne szorstkości zaledwie zau- ważone przez poetę.

*

Liryzm jest dojrzałym protestem.

Liryzm jest rodzajem poezji, który przypuszcza istnie- nie g ł o s u n i e a k t y w n e g o , głosu powracającego nie- znaną drogą, wywołującego rzeczy, których się nie widzi lub których egzystencji się nie domyśla.

«

Zdarza się, że duch odmawia poezji widzialnej boskoś- ci lub związku z jej źródłami. Lecz, gdy dźwięk nie odpo- wiada uszom, nie łakną one tak dźwięku, jak" duch słowa.

Nigdy, nigdy, nigdy, nigdy głos ludzki nie był podstawą i warunkiem literatury. Nieobecność głosu nie wytłumaczy d a w n e j literatury, ani jak powstała forma klasyczna i jej s m u t n y t e m p e r a m e n t. Niczego nie u k r y w a głos ludzki, torpedowanie, stan pijaństwa ideą J e d e n dzień zwycięża, by literatura znów stała się radością, trzeba nie słuchając czy- t a ć w oczach bez sylabizowania.

Ewolucje małego maniaka w skwerze Sztuk i Rzemiosł.

ANDRE BRETON i PAUL ELUARD

autoryzowany przekład Alfreda Wiznera

(Całość ukaże się wkrótce jako Nr 2 „Małej Bibliot. Kameny")

(19)

Z A M I A S T N O T

„KULTURA" Nr 14—15... „Dziś sprzeniewierzają się nie tylko swe- mu słowu, do czego świat byłby już mógł od dawna przywyknąć, ale tak- że zasadom, które miały stanowić niewzruszalny f u n d a m e n t narodowe- go socjalizmu. Ostatnie wypadki w pełni potwierdzają ową bezideowość, którą Rauschning odkrywa w tym ruchu poza jaskrawą zasłoną fraze- sów... Nie na krwi i rasie zależy Hitlerowi, lecz... n a stawkach w grze o podział świata". (Henryk Dembiński: „Nihilistycznej rewolucji ciąg dal- szy").

„PION" Nr 12 „Tragedia państwa czecho-słowackiego i związane z t y m przegrupowanie sit w Europie wymaga od Polski skupienia i ze- strzelenia wysiłków w jedno ognisko wokół jednego celu, jakim jest nie- wątpliwie ugruntowanie i podniesienie potencjału obronnego państwa...

Cel ten nie podlega dyskusji, nie budzi sporów. Jednakże stanowczo za mało—a trzeba to z całym naciskiem zaznaczyć—poświęca się uwagi tzw.

sprawom kultury, o których przeoranie woła i dopomina się „miełkij bies" polskiej kultury. Bo zdaje się, że niedostatecznie zdajemy sobie sprawę, że aby ostać się w przewrotach, wstrząsach, które nas czekają, potrzeba ducha i wielkiej kultury".

„WIADOMOŚCI LITERACKIE" Nr 15 „Doceniając powagę chwili i konieczność wzmożenia obronności Państwa, wydawnictwo „Wiadomoś- ci Literackie" złożyło w dn. 25 marca b. r. do dyspozycji p. Marszałka Polski Edwarda Śmigłego Rydza zł. 5000".

„PROSTO z MOSTU" Nr 14-15 „Niemcy dzisiejsze, oficjalnie jeszcze chrześcijańskie, już w bój chadzają pod pogańskimi godłami. Polska, jak przed lat tysiącem, jest tym samym krajem — świętego Wojciecha i Bo- lesława Chrobrego, krajem krzyża i miecza. I w tym jest siła, k t ó r e j niesposób wymierzyć w samej tylko liczebności i zasobności narodu:

zmierzyć ją trzeba jeszcze w czymś, co jest niewymierne, a co się po- tocznie nazywa—duchem narodu.

Wielkanoc 1939 w zastraszonej Europie—nas zastanie spokojnych.

I gotowych. Na wszystko". (Stanisław Piasecki: „Na Wielkanoc 1939")

„TYGODNIK ILUSTROWANY" Nr 14 „Z siły i znaczenia Polski zdaje sobie dziś sprawę opinia całego świata... Nikt nie ma już wątpli- wości, że Polska wojny nie chce, ale jej się też nie obawia. Cały Naród jest zwarty i zjednoczony w pełnej gotowości bojowej. Armia nasza zaś, uznawana powszechnie za jedną z najlepszych w Europie, oczekuje z bronią u nogi rozkazów Naczelnego Wodza, aby gdy zajdzie tego potrze- ba, wykonać natychmiast i zawsze zwycięsko kolejny rozkaz: „Maszero- wać"... (Janusz Kowalczyk: „Weryfikacja państw").

„SYGNAŁY" Nr 66 „Zawsze kochaliśmy i kochamy wolność i nie- podległość. Zawsze walczyliśmy i walczymy przeciwko tym, którzy niosą nam niewolę Teraz nadchodzi czas walki o nasze największe dobra.

Stworzymy siłę, o którą skruszy się teutoński imperializm. Powtórzy- my Grunwald. Załamie się na zawsze potęga, dusząca ludy świata. Znik- nie potworna zmora".

„FANTANA" Nr 6 ...„Daliśmy się wyprowadzić w pole, sami. bez sojuszników, których zdobyć m o g l i ś m y . Wystawialiśmy się sami. na

wichry, patrzący już tylko bezsilnie na walące się dokoła nas słowiań- skie twierdze, postanawiający bronić swego.— Swego ?! A tamto nie było

nasze? A Śląsk, n a s z Śląsk Opolski nie ma prawa do „samostanowie- nia narodów", na którym Wielki Kłamca oparł większość swych sukcesów terytorialnych?" (Wilhelm Szewczyk: „Sprawy "słowiańskie").

„CZARNO NA BIAŁEM" Nr 14 ...„Czas największy, aby instynkt

krwi i ducha narodu niezmęczonym przemawiał głosem! Aby szedł z ser-

ca do serca, zapalając je ogniem bohaterstwa, jak niegdyś w obliczu

niebezpieczeństwa zapalano wici na wojnę!—Bo patriotyzmu nie brakło z

pewnością i w tych krajach, które poddały się lub zaprzedane zostały

Berlinowi. Ale ich patriotyzm uśpiono. Ich serca falujące zmrożono lo-

dem, jak niegdyś dyktator Chłopicki zmroził lud powstańczej Warszawy,

lękając się bardziej, według słów Mochnackiego, rozruchów społecznych,

niźli armat Dybicza" (Wincenty Rzymowski: „Operacje przed chlorofor-

mem"). -

(20)

N A D E S Ł A N E

Szanowny i łaskawy Panie Redaktorze,

najuprzejmiej proszę o umieszczenie na łamach poczytnego pisma WPanów następującego oświadczenia:

Zawiadamiam życzliwe osoby, od których otrzymuje licz- ne zapytania, jakie jest moje stanowisko wobec ogólnie zna- nych wystąpień pp. Lipińskiego i Wielopolskiej, że n i e za- mierzam występować w tej sprawie, uważam bowiem, że „Ścież- ka obok drogi" może bronić się sama. Uznaję jak najpełniej- sze prawo tych znakomitych i zasłużonych piór do utrwalania wiedzy o Marszałku Piłsudskim wedle i c h przekonań i talen- tów, tak samo jak obstaję przy prawie m o j e m do szerzenia czci i miłości dla bohatera narodowego Polski w najszerszych kołach Społeczeństwa, według najlepszej m o j e j woli, rozumie- nia i możliwości artystycznych.

Zechce Pan, Panie Redaktorze, przyjąć wyrazy wysokiego poważania.

KAZIMIERA IŁŁAKOWICZÓWNA ODPOWIEDZI O D REDAKCJI

P STAN. T. w WARSZAWIE. Z „Klejnotów" nie skorzys- tamy. Dziękujemy za miłe wyrazy.

P. J. MAR. w ŁOWICZU. Z nadesłanych trzech wierszy zatrzymujemy „Panią zza wodotrysku" z tym, że drukowalibyś- my bez zakończenia („o pani moja!").

'' . P. H. CZ. w WARSZAWIE. Dziękujemy za życzenia. Za- trzymujemy „Kaprys".

P. ZDZ. K. w WARSZAWIE. Awangarda z drugiej ręki.

Ciekawa ewolucja od czasów szkolnych. Najlepsze „Dzieciń- stwo" i „Wschodzi". Może zamieścimy. Adres Cz. M.: Kulczyn, .poczta Hańsk pow. Włodawski. Pozdrowienia.

P. E. BL. w WARSZAWIE i p. M. NEY. w POZNANIU.

Z uprzejmie nadesłanych wierszy nie skorzystamy.

P. BR. W. w ŁODZI. Najlepsze „Kwiaty na chodniku",

„Jestem" i „Pralnia" (ale do ostatniego jej wiersza wkradł się jakiś błąd, bo zakończenie niezrozumiałe). Postaramy się coś -zamieścić.

KSIĄŻKI NADESŁANE D O REDAKCJI Aniela Fleszarowa: Calofanki, Nowogródek, 1939.

Stanisław Romański: Sądy wawelskie, rapsod nocy majo- wej, Wilno, 1939.

Józef Wechsberg: Wielki mur, Warszawa „Biblioteka

Polska", 1939.

(21)

CZYŚ S P E Ł N I Ł

obowiązek obywatelski

ZASUBSKRYBOWAŁ

P O Ż Y C Z K Ę O B R O N Y

P R Z E C I W L O T N I C Z E J ?

Cytaty

Powiązane dokumenty

Tu mieści się sztab operacyjny białoruskiej literatury radzieckiej.. Na dole — pracownie,

Pigoń urodził się w jakiejś Komborni galicyjskiej, i może on jest pochodzenia chłopskiego.. Teraz ma

Miłości tej poświęca Rusinek najdoskonalsza karty swojej powieści, zdobywając się nieraz w „Burzy nad brukiem" na prawdziwie mistrzowskie miejsca (śmierć matki).

Ale jeśli powiemy, że technika awangardy jest najwyższym do- tąd osiągniętym szczytem, który trzeba było zdobyć, to zastoso- wanie te i techniki d o celów ściśle nawet

T y m pro- blemem „korzennym" jest idea współdziałania — szlachetnego krzyżowania się kultury inteligenckiej z kulturą ludową — sło- wem, „arka przymierza" Nasi

A z za kart zadrukowanych patrzy na nas oblicze tego, co je pisał. O d wieków już może nie żyje, ręka, co wiersze książki kreśliła, świeci gdzieś bielą kości lub z

O tern wciąż się gwarzy Wiatr już gwiazd nie strząśnie dłonią w nocy czas.. Mówią ci — nie wierzysz, łąka nie

Może tylko bardziej ku ziemi pochyliła się starowina, może bardziej trzęsący stał się jej starczy głos.. Zawsze tak sa- mo świetne mleko stawia na stołach młody,