• Nie Znaleziono Wyników

Gazetka dla Kobiet, 1924, R. 2, nr 5

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Gazetka dla Kobiet, 1924, R. 2, nr 5"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

R O K TL WARSZAWA- - KATOWICE, MAJ 1924 r. Nr. 5.

GAZETKA DLA Z BOGIEM DLA OjGZYZSSY KOBIET

Redakcja i Administracja: Warszawa, Nowy-Swiat 34 m, 4. Tel. 244-15. Katowice, Warszawska 58. Tel. 1330 TRbSC NUMERU: W maju. P,

w Warszawie. Aniela Zdanowska, — M r ó w k a . — Wypadek w kopalni, C e c y l j a N i e w i a d o m s k a . - z naszej religji. — Posłuszeństwo, w nagłych wypadkach na wsi? A.

R e s t o r f f o w a . — Krakowiacy na obchodzie ^święta narodowego Mrówka. Wieczornica. — Otwarcie Banku Polskiego. — Bogactwa Polski.

C e c y l j a N i e w i a d o m s k a . — Kto to był Teofil Lenartowicz?

- Zachwycenie. T e o f i l L e n a r t o w i c z . — Żydzi naigrawają się F r a n c i s z k a G e n s ó w n a . — Ciekawe wiadomości. — Jak radzić Z d a n o w s k a . — Ogródek kwiatowy. A, Z. — O praniu. —’

Drobiazgi.

W M A J U .

Gdy numer ten Gazetki dojdzie do waszych rąk, czytelniczki, cała Polska w godzinach przedwieczor­

nych rozbrzmiewać będzie pieśnią pochwalną na cześć Królowej naszej Marji.

Tysiące, tysiące dzieci Marji, Sodalisów, tysiące Polaków i Polek wielbicielek M arji Panny, codziennie składać będą u Je j stóp serca swe gorące i pełne mi­

łości, a z kościołów naszych, z przed ołtarzyków do­

mowych, od przydrożnych fig u r i krzyżów, ulatywać będą słowa pieśni:

N ie opuszczaj n a s!

Nie opuszczaj nas!

Matko nie opuszczaj nas.

M atko pociesz gdy płaczemy, Matko ratu j bo zginiemy.

Ucz nas kochać, choć w cierpieniu, Ucz nas cierpieć, lecz w milczeniu.“

A słowa tej znanej u nas powszechnie, pieśni, ta ­ kie proste i szczere z dziwną prawdą malują potrzeby i odczucia kobiet Polek.

O bo istotnie kochanie i łzy, troski i ból, to chich powszedni m atki polki i polki obywatelki,

Bo choć konstytucja zapewniła nam równe z męż­

czyznami praw a w sprawach samorządowych, gmin­

nych, a nawet sejmowych, dużo jeszcze przecierpieć, przewalczyć i przemęczyć się trzeba będzie ,póki rów­

ność ta w życie wejdzie, póki uznana i uszanowaną bę­

dzie przez wszystkich. Dziś korzystamy tylko w ca­

łej pełni z prawa składania w ofierze .synów naszych na ołtarzu ojczyzny. Każdy nowy pobór rozdziera nam serca, a któż nam1 siły doda, kto nauczy nas cier­

pieć w milczeniu, kto wyrozumie każde naszego- serca bicie, jeżeli nie ta Matka bolesna, co konała z bólu u stóp syna swego krzyżowanego.

To też z ufnością i wiarą w Majowe wieczory, śpieszmy z modlitwą do ołtarzy Marji. I w domach naszych ozdabiajmy w czasie miesiąca Maja obraz M atki Boskiej kwiatami świeżemi, mówmy dzieciom naszym co wieczór o cnotach Marji, uczmy je, że Ona Czuwa nad nimi, gdy z dala od domów rodzinnych sa­

motni, wśród obcych, zmuszeni są pracować, lub wał­

czyć i powtarzajm y wraz z n im i:

„Czy w tułactwie, czy w więzieniu, W każdem serca utrapieniu,

Czy w ubóstwie, czy w chorobie, Zawsze będ/iem ufać Tobie,

Nie opuszczaj nas!....“

P. Restorffowa.

M w ie t g no o&hodzle narodowego

» »enzatóie.

Żywo stanęła przed oczami Warszawy rocznic*

130-letnia bitwy Racławickiej. N a obchód święta na­

rodowego zjechała do stolicy delegacja z 260 osób s okolic Krakowa i Racławic. Aż raźniej i weselej zro­

biło się na ulicach od białych sukman, czerwonych cza­

pek z pawiemi piórami, kraśnych spódnic, chustek, gorsetów i wstążek.

Już 2-go M aja ruszyli mili goście pochodem z mu­

zyką i sztandarami przed pomnik Mickiewicza, gdzia dziewczęta złożyły wieniec z kłosów, największemu poecie polskiemu, drugi z zieleni młodzież poniosła przed pomnik ks. Józefa Poniatowskiego.

Oddawszy cześć wojsku przy uroczystej zmianie w arty okrzykami i muzyką, udali się do najwyższego, przedstawiciela państwa prezydenta Rzeczypospolitej do pałacu w Belwederze. Na przodzie dorodne i hoże krakow ianki niosły na ramionach ogromny wieniec ze zbóż rozmaitych, jak na dożynkach i wręczyły go panu Prezydentowi wraz z pięknym kilimem miejsco­

wej roboty. P. Prezydent dziękował wzruszony i za­

dowolony widokiem pięknych strojów, krakowskich*

_ W pochodzie sobotnim, po uroczystem nabożen«, at wie w katedrze wyruszył pochód. » Liczne, oddziały wojska rozmaitej broni, policy*

konna i piesza, której wspaniały wygląd, wyćwiczenie wzbudzały podziw i uciechę — sokoli, a za niemi wy­

jeżdża niespodzianie z bocznej ulicy stukonna banderj*

krakowska. Jadą dziarsko i sprawnie chłopaki jak świece, jak malowanie, pawie pióra ogromnej wysoko­

ści. jeno wiewają i wstążki od czapek mienią się w bie­

gu — a każdy siedzi na koniu jäk z nim zrośnięty, bo I polak do konia zuch, każ den radby ułanom przy woj­

sku służyć. — Za bander ją na pięciu wozach drabinia­

stych słomą wymoszczonych — jedzie prawdziwe kra­

kowskie wesele — panna młoda z koroną kwiecistą na głowie, pękiem wstążek, — koło niej druchny w stroikach, starościna z różdżką zieloną przybraną roz­

maicie, — i starsze gospodynie i gospodarze, młodzież

- 7 jadą — ostro, aż furczy — a śpiewają ochoczo pieś­

ni weselne — drużbowie na koniach z dzwonkami, trzaska w kann wókoło wozy objeżdżają, aż dziw jak sprawnie w tym pochodzie wśród tłumów zgromadzo­

nych na ulicach.

Za. weselem znowu banderja krakusów Racławic­

kich ze swoim sztandarem. Krakowiaki z kosami na sztorc osadzonemi dla przypomnienia kosynjerów Rar cławickick

(2)

Strona 2 G A Z E T K A D L A K O B I E T Numer 5 Długo jeszcze ciągnął się pochód, moe rozmaitych

eztandarów, cechów i stowarzyszeń.

Nic jednak takiego wrażenia nie zrobiło na tłu­

my zebrane, jak krakowskie sukmany. „Niech żyją krakow iacy!“ rozbrzmiewa jednym cięgiem ulica, rzu­

cają kwiaty. — „Cześć Warszawie“, odpowiadają, a muzyka rżnie Bartosze pieśni polskie i ochocze K ra­

kowiaki. — Ludziom się oczy śmieją, a czasem łzy w nich stają. Bo też żaden strój — choć ich Polska ma dużo pięknych — nic wzbudza takiego zachwytu, poszanowania i wzruszenia, ja k sukmana krakowska.

Boć ją przywdział Naczelnik Kościuszko na znak jed­

ności i równości wszystkich synów narodu, którzy jed­

nako powinni Matkę ojczyznę miłować i jej służyć.

N a jego to wezwanie pośpieszyli chłopi z całej ziemi krakowskiej i pod Racławicami pokazali, że i kosami potrafią wojować z wrogami i zdobywać arm aty na­

wet, jak Bartosz Głowacki.

Gdy która z naszych czytelniczek będzie w K ra­

kowie i zobaczy na morach Wawelu pomnik Naczel­

n ik a Kościuszki w sukmanie — niechże wspomni so­

bie, że ten wielki wódz stoi tam jakby wskazywał na­

rodowi, że jeno miłością wzajemną, zgodą, jednością j)S8.łego narodu może być Polska silną i niezwyciężoną.

A niela Zdanowska, W I E C Z O R N I C A .

Huczno, gwarno i wesoło było w salonach Re­

sursy Obywatelskiej w dniu 4. maja.

To gości krakowskich podejmowała Narodowa Organizacja Kobiet wraz z Kołem Ziemianek, kilku posłami i senatorami.

Bieliły się sukmany. Pawie pióra n a rogatyw­

kach dumnie wzbijały się w górę. Lśniły pasy bite zło­

ci srom i guzikami i pobrzękiwały metalowe ogniwa u boku. Kierezyje złotem i am arantem błyszczały.

A jasna łuna biła od urody kobiet, od ich haftowa­

nych bieluchnych koszul i czepców mężatek. Dziew­

częta wieńcami kwiatów opasały główki, a z pod tych wieńców śmiały się usta i piękniejsze od korali oczy błyszczały weselem, a szczere śmiechy odsłania­

ły szeregi białych ząbków, rzadko widzianych w tej piękności na miejskim bruku.

Starzyzna zasiadła.

Na wzniesienie weszła p. senatorowa Zdanowska z Miechowskiej ziemi. W itając serdecznie drogich nam gości, krótko wspomniała czasy niewoli i pota­

jemnych z ja z d ó w , n a których się radziło, co i jak zro­

bić dla Ojczyzny i wspólnych zmagań się z wrogiem .wszystkich stanów o niepodległość, natomiast dłużej zatrzym ała uwago zebranych na tym wy razie, który musi być dżiś wskaźnikiem wszystkich naszych czy­

nów, a k t ó r y się nazywa: odpowiedzialność każdego za wszystkich i za wszystko, co się w kraju dzieje.

Huczne oklaski dowiodły porozumienia zebranych t mówczynią.

Chór akademiczek i akademików pod ognistą dyrek­

cją jednego z kolegów obdarzył nas pięknie wykona- nemi piosenkami.

Zagrzmiała włościańska kapela drogiemi nam to­

nami pieśni: „Jeszcze Polska nie zginęła“.... a później w takt n u ty : „ H e j! ostre, h e j! ostre, hej ostre kosy nasze1'..., puściły się w tany pary za parą.

Zakipiało życie, zabawa, wesołość.

Chłopcy jak dębczaki, dziewczyny jak kwiaty, a wszystko pełne tętniącej w żyłach krwi, dzielne, rzeź­

bie, wesołe.

Pełno było na sali sarmackiej tężyzny, zdrowia, ochoty, humoru.

Poseł Gawlików ki z cudną dziewczyną u boku rej wiódł w mazurze i widne było z tei werwy, tryska­

jącej w każdym ruchu, ie „jak się mazur rozochoci, po drodze, to wygrzmoci!“

Panie gospodynie raźno zwijały się koło obsługi gości skromnym poczęstunkiem.

Na sali był Wielebny ks. prałat Godlewski, aenak tor Zdanowski, prezydent m iasta lisk i i zaproszeni ze wszystkich klubów sejmowych — posłowie.

I jeszcze ktoś był na tej sali...

Było tchnienie miłości Bożej, bo tylko z tym go­

ściem może być tak ludziom zebranym swojsko, tale

polsko, tak cudnie! Mrówka.

Otwarcie Banku Polskiego.

28. kw ietnia odbyło się otwarcie Banku Polskiego poprzedzone uroezystem nabożeństwem w kościele ka­

tedralnym. Celebrował ks. kardynał Kakowski z asy­

stą duchowieństwa. Licznie zebrali się przedstawiciele Rządu, Sejmu, Senatu, poselstw zagranicznych i spo­

łeczeństwa. —

W pięknie przystrojonym gmachu Polskiej K ra­

jowej Kasy Państwowej, której miejsce zastąpi Bank Polski — odbyło się poświęcenie i wmurowania p a ­ miątkowej tablicy z napisem:

„Państwo Polskie powołuje do życia w r. 1924 Bank Polski, jako ostoję ładu pieniężnego w kraju i jako wyraz duchowej łączności z przedwiekową insty­

tucją tejże nazwy*), wyraża wdzięczność tym licznym obywatelom, którzy nie szczędzili ofiar na Skarb N a­

rodowy“. —

W przemówieniu swem p. Minister S karbu za­

znaczył, że nowy pieniądz, polski złoty, oparty jest na silnych podstawach. Zapewnić może spokój całe­

mu społeczeństwu, o ile szanować go będziemy — pra­

cą usilną całego narodu we wszystkich zawodach, i o- szczędnością, a nie spekulacją podniesiemy i podtrzy­

mamy jego wartość i znaczenie.

%%%%%%%%

Bogactwa Polski.

K op alin y.

O ezemkolwiek tylko pomyślimy, to wszystko na naszej pięknej polskiej ziemi znaleźć możemy. , N a ziemi rozległej, liczącej 386 000 kilometrów kwadratowych, mamy, jak to mówiliśmy w numerach 3 i. 4 „Gazetki“, gleby rozlicznego gatunku i pięknie rodzące. Mamy klim at sprzyjający pracy rolnika i mamy kopaliny, których nawet bardzo bogate kraje mogą nam zazdrościć.

Taki piękny kraj, jak Włochy, udarowany od Boga gajami pomarańczy i cieniem palm rozłożystych, które niby wielkie parasole rozpinają się. nad spieczoną od słońca ziemią, nie ma ani węgla, ani soli, ani nafty na swą potrzebę.

A u nas tego wszystkiego w bród. I soli w wiel­

kich salinach W ieliczki i Bochni — niedaleko K rako­

w a położonych, nie zabraknie. I n afta w Borysławiu, otwiera raz wraz nowe źródła, tryskające ropą. I wapna mamy duże łomy. I żelaza, b a nawet srebro własne wytapiane z rudy i piasku w okolicach Tarno- góry na Śląsku, o czcm opowiem więcej w następnym numerze naszej „Gazetki“.

A tymczasem pomówimy o tym skarbie, bez któ­

rego żyć dziś prawie nie można. Jest nim:

*) Wspomniana przedwiekowa instytucja; to Bank Polski z czasów dawnej Polski niepodległej, który du­

że zasługi położył nad gospodarczym i przemysłowym rozwojem kraju.

(3)

Numer 3 G A Z E T K A D L A K O B I E T Strona 3 W ę g i e l .

Dziś bez węgla ustałby cały ruch na święcie. S ta ­ nęłyby fabryki, koleje żelazne, wielkie parowce. Naaze domowe życie w miastach stałoby się niemożliwe.

Te kraje, które węgla nie m ają, muszą go spro- gyadzae z krajów innych.

A my, mamy takie pokłady, że wystarczy ich na

2 0 0 0 lat.

To już stanowi nasze bogactwo, którego dziś na­

wet w przybliżeniu obliczyć nie można.

Polskie Zagłębie węglowe leży w okolicach K ra­

kowa i Śląska i dlatego jest często nazywane Zagłę­

bieni Krakowsko-ŚIąskiem. Liczy ono 6000 kilome­

trów kwadratowych, Raz przejdziesz kilom etr i to go nogi poczują, a obejdź go w kw adrat z czterech stron, będziesz wiedział, że to duży szmat ziemi. Cóż dopiero takich szmat sześć tysięcy!

Wprawdzie węgiel ten nie wszędzie jest jednaki.

Czasem tak cienkim idzie pokładem, że nie warto go kopać. Czasem przecina go piasek lub ił, ale są też i takie pokłady, jak np. w Dąbrowie Górniczej, gdzie po­

kład ma 14 metrów grubości, czyli jest tak duży w głąb, jak dwupiętrowa kamienica. Stąd też wynika, że są węgla różne gatunki, że jeden pali się doskonale, inny zostawia dużo żużli. Jeden daje wiele ciepła, inny mało grzeje.

Najlepszy jest węgiel kamienny gruby i on też jest tym nieobliczonym skarbem, w łonie polskiej zie­

m i ukrytym.

Obok węgla kamiennego marny jeszcze:

YYągiel brunatny, który nie daje tego ciepła co węgiel kamienny, rozsypuje się po wykopaniu. Doda­

ją też do niego smoły i robią zeń brykiety, ale ani ga­

tunkiem, ani pożytkiem nie może się równać z węglem kamiennym. Jest on w Wielkopolsee i na Pomorzu, nad W artą i pod Dobryniem, na W ołyniu i w Zagłę­

biu. ale fabryki go nie używają i znaczenia w handlu niema wielkiego.

Torfu posiadamy ogromne przestrzenie. Bywa on na przestrzeniach kwaśnych łąk i zarosłych dawnych jezior, służy tylko na opał tam, gdzie lasów mało a węgla dostawa trudna.

Jak kiedy będzie wycieczka się organizowała na.

Śląsk, radzę wam szanowne Ozy teinie A i, przyłączyć się do niej i zobaczyć ten las, ale nie drzew, tylko las kominów, które się wznoszą na pokładach, skąd gór­

nicy dobywają węgiel. Wielka to praca, warta widze­

nia, aby ją więcej cenić i cenić Stwórcę za ten skarb

naszej Polsce darowany. Mrówka,

x x x z x x x T z x E tz x x z z x x x x z r £ B a c tx i3 X x r x x x x x r

Kto to Wł Teofil Lemirtwicz?

Lenartowicza można nazwać śpiewakiem wioski, bo tę wioskę wciąż opisuje z miłością i tęsknotą. Gro­

dził się. na Mazowszu, rodzice jego byli ubodzy, i nie mógł nawet szkół skończyć. Musiał pracować na Chleb, Miał licho płatne miejsce w jakiemś biurze, a po skończonych zajęciach uczył się »am, czytał, praco­

wał nad sobą, ażeby zdobyć większe wykształcenie.

W święta ucieka] na wieś, gdyż niezmiernie kochał naturę, zachwycało go piękno świata, Lubił przesta­

wać z ludem, nocować w chacie, w stodole, pod stogiem

*i*na. Powracał do miasta wzmocniony, szczęśliwy po .takiej miłej wycieczce.

Wreszcie zaczął pisać wiersze, a gazety je druko- iweły. Przyłączył się też do młodzieży, która chciała wać dla kraju, głównie oświecać Ind. Wtem wy- się praca, aresztowano jednego, drugiego. Le­

nartowicz nie miał ochoty dostać się do więzieni*, więc uciekł do Krakowa, potem dalej. Bzykał kawał­

ka tidebe, ¥iam o tei wcteceoe:

Kiedym szedł do ludzi, cały dzdeń padało, Pod wieczór się za mną słońce obejrzało —«

Oj, zaczerwienione jak. oko matczyne, Gdy mię błogosławiąc, patrzyła w dolinę!

W iatr szumiał po polu, a pszeniczne kłosy Strząsały na ścieżkę krople jasnej rosy.

Po boru, po łesie, przez gęstwinę ciemną N a gałęziach wrony krakały nade mną, —, Sierocemu sercu tak się wydawało, Jakby coś w powietrzu po łosię płakało.

Spojrzałem przed siebie, nikogo nie było, K ilk a ciemnych sosen w ziemię się chyliło, Daremno po drodze patrzałem za siebie.

Jedna tylko gwiazdka mrugała aa niebie, I to utonęła w ciemnej, mrocznej fali«..

N ie było nikogo — i poszedłem dalej...

Już odtąd nie mógł powrócić do kraju. Między obcymi trudno zarobić na życie, próbował tego i łamh tego, aź okazało się, że ma talent do rzeźby. Praco*

wał więc u rzeźbiarza, a potem zaczął sam robić pięk*

ne rzeźby i pomniki. Zamieszkał we Włoszech, w mi©*

ście Florencji, i tam Polacy na cmentarzu znaleźć mo*

gą bardzo wiele przez niego zrobionych pomników.

Miał więc zabezpieczony dostatek, ożenił się, i by«

loby mu dobrze, gdyby nie tęsknota do kraju, która dręczyła go do końca życia. Pocieszał się, pisząc i myśląc o Polsce, witając z radością każdego Polaka, który go odwiedził. Tam umarł, Giało jego sprowa­

dzono do Krakowa i pochowano w kościele na Skale*, Cecyłja Niewiadomska,

TEOFIL LENARTOWICZ.

Z A C H W Y C E N I E .

Matulu moja, powiedzcie przecie, Coście widzieli na tamtym świecie l

— O! moje dziecko, byłam ja w raju, Gdzie drzewa rosną jak w naszym gaja, Same jabłonie i wielkie grusze;

N a nich najczystsze umar łych dusze.

Za dobry żywot, za świętą cnotę.

Poprzemieniane w owoce złote.

Na cienkich prątkach pod liśćmi wiszą, W ciepłym się słońcu pięknie kołyszą;

A le ich z drzewa zrywać nie trzeba, Bo garaż lecą w górę do nieba.

Potem widziałam jasne niobiosy, Ową pszenicę z złotymi kłosy.

Co się pochyla pod Boże nóżki.

Oj! nie pszenica, lecz święte duezlu!

Potem widziałam przeróżne kwiatki:

Te w Bożych łąkach prześliczne bratki.

Co się na ziemi bardzo kochali, 'A potem w niebie powyrasłali.

— Mateńko moja, proszę* ja ciebie.

Co też tam robi Pan Jezus w niebie?,«.

Co robi w niebie gwiazda zaranna, Królowa nasza, Najświętsza Panna#«.

— O! moje dziecko, o kochające, Jezus owieczki pasie na łące.

Jak śnieg bieluchne, co skubią trawę, I nie boją Wę, takie łaskawe.

A to są dusze błogosławione, K tóro cierniową zniosły koronę.

Matka Najświętsza dla ludzkiej nędzy Wyrabia płótno ze srebrnej przędzy;

I jużby wszystkie dzieci sieroty

Miały koszulki z owej roboty, >, Gdyby w jesieni pochmurnej, słotnej, N ie pąuł vr po wrotne» przędzy w iatr p d a * .

(4)

Strona 4 G A Z E T K A ’ D L A K O B I E T Numer 5 Tycli srebrnych nitek babiego lata,

Oo się na naszych plotach oplata.

— M atulu moja, czyście widzieli, 00 toż tam robią święci anieli ł

— Anieli -z nieba świecą nad nami ' Bardzo wysoko tein i gwiazdami,

A słysząc lucbö proszących glosy, Z litości płaczą kroplami rosy;

Rosa upada na obszar ziemi,

1 przez te litość zboże się pleni.

— J ,.rt też jak u nas, matulu droga, Tata. wesołość u P ana Boga ?

— O! moje dziecko, jak ci się zdaje?

Musi mieć P a n Bóg, kiedy nam daje.

— A czy tam grają tak aniołowie, Jak nasi wiejscy chłopcy w dąbrowie?

— O! jeszcze piękniej, jeszcze weselej, N a złotych skrzypkach grają anieli.

—i A gdzie się uczą przeróżnych pieśni?

— Tam, gdzie się uczą ptnszkowie leśni I nasi ludzie — w rum ianej zorzy.

W e łzach radości, w miłości Bożej...

— M atulu moja, powiedźcie ino, Widać tam naszą wioskę jedyną, f N as ją chałupę, bydło n a smugu, Siostrę w zagonie, ojca przy pługu?

W idać tam dziewczę, co zbiera ziele, I tego daiasda, co przy kościele Siedzi i w górę wyciąga ręce,

N a małym wzgórku przy Bożej męce?

0 1 widać wszystko, gdzie się kto ruszy.

Wiedzą tam dobrze ó każdej duszy;

Jeżeli ludzie w grzechy popadną, To zaraz z żalu anioły bledną, CEOYLJA NIEW IA DO M SK A .

Wypadek w kopalni.

Nie chciało się Antkowi dziś schodzić do szybu, wolałby kopać kartofle z M arysią, ale cóż, niema rady.

Zato jutro święto. Z Józkiem i F rankiem będą pu­

szczali latawca. Już zrobiony. — A teraz idzie z oj­

cem do kopalni. To obowiązek. Ojciec odbija wę­

giel, a on wozi wózkiem do wagi i patrzy, ile zapisali.

M a 1 2 lat, musi już na chleb pracować.

Szereg lam pek górniczych przesuwa się w ciem­

nym chodniku coraz dalej i dalej. Wreszcie Michał zatrzymał się na swojej szychcie, zaczął uderzać w ścia­

nę. — A ntek przysunął wózek, zbiera węgieł.

Pracow ali w milczeniu, bo górnik nie rozmawia przy robocie. Węgiel sypał im dobrze, w wózku przybywało. W tem — z daleka huknęło coś tak moc­

no, że aż ziemią zadrżała, w ielki kawał węgla sam zwalił się ze ściany, rozległ się trzask, szum, krzyki. ^

A ntek 'skamieniał. M ichał przeżegnał się, spokoj­

nie spojrzał za siebie, a widząc w dali gęsto; lampki, syknął tylko przez zęby: —- U ciekajm y! — I wraz z synem rzucił się naprzód. Co im grozi, żaden nie wiedział, ale wzmagający się hałas zapowiadał niebez­

pieczeństwo. W krótce biegli całą gromadą, wkoło powtarzały, się okrzyki: — Woda! — Mieli ją pod no­

gami. W aliła skądctś całą siłą z ogłuszającym szu­

mem. Czy uciekną przed tym potopem ? Czy się do­

staną do windy ? Biegli, lecz rozumieli, że to jest nie­

podobieństwem. W oda podnosiła się tak szybko, że zaleje ich, zanim dopadną. A iluż tam h ę tłoczy do tej jednej windy-I Wody mają już po pas i ciągle przy­

bywa, N agle przed nimi krzyk, —- górnicy wracają

W popłochu, widocznie niema: wyjścia. — N a bok! — satw.oła) Karol! =-» tu jegt stara gal er ja. idzie w górę,

A ile razy dobrzy, cnotliwi.

Ter się i niebo całe ożywi. —

.— Powiedzcież teraz, mateńko droga.

Co tam jest więcej u P ana Boga?

— Potem widziałam, strasznej wielkości Dwóch archaniołów stało w jasności, * Trzymając wielką księgę otwartą, ) ś - A P io tr apostoł k artę za kartą,

Przew racał zwolna z smutkiem głębokim I patrzał na świat żałosnym wzrokiem.

Bo w owej księdze wszystko tam stoi:

Co tylko człowiek na świecie zbroi, I co się stało i co się stanie, Je st o tern w niebie jasne pisanie;

K iedy śmierć człeka nędznego bli/ko, To zaraz am A czyta nazwisko. —?

— Słuchajcie ino, m atulu droga, Czyście widzieli i Stwórcę Boga ?

— Nie moje dziecko, przed Stwórcą świata Tyle aniołów n a skrzydłach lata,

Że jest okryty jakby obłokiem,

Ja k słońce srebrną chmurką przed okiem, Tylko z promieni, co stam tąd lecą,

I na wybranych czołach się świecą, Przedwieczną jasność oglądać może Ubogi człowiek, stworzenie Boże. —

— A jak daleko, matko, do niebo ? To pewno z miesiąc iść tam potrzeba?

— Bodaj tam miesiąc, o moje dziecię, Iść tam potrzeba przez całe życie, Czyniąc po drodze dobrego wiele, Bijąo się mężnie modląc w kościele, Kochając ludzi jak braci własnych — To w końcu dojdzie do niebios jasnych, I P io tr mu święty, apostoł Boży,

— może tam woda nie dojdzie. P ietrzy k ! I zawrócił na prawo, a za nim Michał z Antkiem i kilku innych.

Id ą pod górę, ale wody nie ubywa, widocznie za nim i goni. To nic, stara galer ja idzie dość wysoko, tylko że wyjścia niema. Będą zamknięci jak w dzwonie.

Doszli wreszcie do końca. Węgiel tu wyczerpany, a galer ja podparta drzewem, żeby się uh zawaliła. Są tak wysoko, że woda im ledwie po kostki. Tylko po­

wietrze duszne, że oddychać trudno. H a, cóż robić.

Może woda prędko spadnie. Będą ją przecież pompo­

wać. A tymczasem każdy szuka sobie miejsca, żeby wygodnie usiąść gdzie na belce, — kto wie, jak długo;

przyjdzie im czekać ratunku.

— Pietrzyk! — zawołał K arol. N ik t m u nie odpo­

wiedział. — P ie tr e k ! — P io tre k ! — powtórzył z ta ­ ki em przerażeniem, e Antek zamknął oczy, żeby goi nie widzieć. Ale głuche milczenie. P iotrka nie by łoi, z nimi. K arol stał chwilę, jakby nieprzytomny, potem zawrócił na dół. — Gdzie idziesz? —; zawołali tow a­

rzysze.

— Tam śmierć. Machnął tylko ręT-ą i zniknął w ciemności. — Nikt, go nie zatrzymywał. Rozumieli wszyscy, że woli zginąć, jeśli Pietrzyk zginął. Niej m iał nikogo więcej. Posiadali n a belkach i długo mil­

czeli. W oda znów się podniosła.

— Pod Twoją obronę — zaczął głośno K acper, i wszystkie głosy powtarzały za nim tę serdeczną mo­

dlitwę. Bo któż ich wesprzeć może oprócz Boga? . Ł ' Po modlitwie jakaś otucha napełniła im dusze*

Dlaczego mają zginąć ? Kiedy woda ich nie zalała, to byle przetrzymać, a ratunek pewny. Pompy zaczną pompować wodę, towarzysze uczynią wszystko, aby ocalonym dać pomoc.

— Poczekajcie — zaczął Kacper •—t r z e b a nam się rządzić rozumnie. A poco my palimy tyle - lam pek ł-j

(5)

Numer 5 M Z E T T K S D C A K O B I E T Złocistym kluczem niebo otworzy.

— Toście wy dużo matko widzieli, I pewniebyście wrócić tam chcieli;

i Więc jak pójdziecie, mateńko droga.

To i mnie z sobą weźcie do Boga. — , I — Ol ty zostaniesz, małe pacholę, Bo któżby gąski wypędzał w pole ! Ktoby po losie zbierał jagody, Krasiatą krówkę pędził do wody?

Ktoby niósł ojcu w pole dwojaki, Ktoby na ogień przynosił krzaki?

Tak moje dziecko, moje kochane, Ty się zostaniesz, ja nie zostanę.

— Ej oo tam gadać, wy nie umrzecie, V Jest ci już duzo na tamtym świecie. bifspV:

yTTTTYY^Ti i T x x g r x x r m g r r x x x x x i x r m x t i

iy6zl enlgmsain $ly z naszej reliS

r Sfcydzi starają się osłabić wiarę naszą, bo wie­

dzą, że wtedy najłatwiej opanują Polskę, jak opano­

wali Rosję. " W s z e lk ic h sposobów używają do tego celu prze/, książki, gazety, obrazy. Nigdy jednak bezczelność ich nie doszła do takiego stopnia, jak w tym roku. Zgrozą, oburzeniem i zdumieniem przejęte musi być serce polskie, czytając nadchodzą­

ce z rozmaitych stron kraju wiadomości, jak sobie ży­

dzi urozmaicali maskarady*) swego purimu. Oto co piszą z Zamościa. Dnia 5. kwietnia urządzili żydzi w magistracie zamojskim maskaradę, przy bardzo li­

cznym współudziale. Na maskaradzie tej, zjawił się żyd przebrany w strój kardynalski, zrobiony z czer­

wonego sukna, z beretem tego samego koloru na gło­

wie, z krzyżem zawieszonym na prawdziwym różań­

cu na piersiach i drugim krzyżem w ręku. Jeden s uczestników zabawy przebrany był za djabła, drugi za małpę. Kardynał przechadzał się po sali, podając naprzemian to djabłu, to małpie krzyż do całowania

!— a oni na krzyż ten pluli.

Posterunkowy policji, obecny przy tej zabawie posłał rano o tern raport komendantowi, który kazał protokół spisać. Ubiory kardynała oddano do rzecze znawców, którzy doszli do przekonania, że krzyż par chodzi z ubioru kościelnego —. a zatem jest poświęć eony, tak samo jak stuła, którą żyd ten miał na so­

bie. Dwóch żydów grających rolę djabła i małpy are­

sztowano. Kardynał przyjechał ze Lwowa i tam go z polecenia prokuratorji aresztować mają. Policjant zapytany, dlaczego na zabawę tę pozwolił, odpowie­

dział, że w Polsce tak wszystko wolno, że nie wiedział, czy zabawa taka ulega karze.

O podobnym wypadku donosi „Ojczyzna“ z Po­

lesia. Dr 1 i 20. marca urządzali żydzi w Kobryniu, w sali izraelickiei zabawę maskową. Jedna z obecnych żydówek przebrana była za zakonnicę z krzyżem na piersiach. Profanację katolickiego stroju zakonnego posuwała tak daleko, że klękała i żegnała się znakiem:

krzyża świętego. Widocznie celem specjalnego pod­

kreślenia tej wielkiej przyjemności, jaką wszystkim:

żydom musiała sprawić ta neisłychana wprost bez­

czelność, wspomniana żydówka otrzymała pierwszą nagrodę za swoje przebranie. N ie możemy zrozumieć, dlaczego obecni na sali przedstawiciele policji nie za­

pobiegli temu i pozwolili żydom na bezczeszczenia stroju zakonnego.

i ; / ; ' . . « ę - r j f s j r y r T- . ■ » .$ $ * » » ■>

*) Maskarada, zabawa w rozmaitych przebraniach.

Ilu nas jest? Ośmiu. No, to siedem zgasić. N a dłu­

żej wystarczy. — Praw da! — powtórzyli towarzysze.

— Żeby były zapałki, to możnaby żadnej nie pane.

— Ale zapałek niema? Zapałek nie wolno zabie­

rać z sobą do kopalni, jednak — jak to bywa — zna­

lazło się pudełko,i radzi temu byli.

— Jeszcze chleb — mówił Kacper. —- De mamy?

Okazało się, że mieli po kaw ałku chicha, choć im za­

mókł, gdy szli przez wodę. Antek miał jeszcze dwie marchwie, — któryś tam blaszankę wody. Kacper ra­

dził jeść mało, żeby wystarczyło na dłużej. Cóż to jest kawaełk cliłeba, jeśli posiedzą z tydzień ? Milczeli wszyscy, tylko A ptek zaczął p ła k a ć .—•

— Tu umrzemy z głodu — powiedział z przestra­

chem. Ja k się. Bogu podoba. Siedzieli i dłużej, a przecie nie pomarli. Ale oszczędzać trzeba. Duszno im było bardzo, więc oparli głowy, jak mogli, i coś ich ogarnęło, niby sen, niby drzemka.

N ie wiadomo, czy długo tak leżeli, kiedy ocknął się Michał. P atrzy — A ntka niema. Zerwał się prze­

straszony. świeci latarką, a chłopak leży w wodzie.

Spadł widać nieprzytomny. Podnieśli- go, ocucili, dali wody, chicha, przywiązali do belki rzemykami. Chłop­

czyca był ta k słaby, że nie mógł się utrzymać na nie- wygodnem siedzeniu.

— Słyszycie,? — spytał Kacper.

Nast wili uszu. Słychać coś, jak szum. wody, ale taki równy, — zgadli: to pompy. — Woda mniejsza’! — Nawet oddychać łatwiej. — Ciekawość, czy tu długo już siedzimy. — Zawsze więcej niż dzień, bo jedna . lam pka wypalona. Z przestrachem spojrzeli na chleb;

ta k go mało, a dopiero jeden dzień.

Milczą, modlą się, drzemią. — Antek tylko krzy­

czy od rzeczy. Co oczy zamknie, to widzi świat, mat­

kę, zielone drzewa.-wołai na Marysię. !Ał Michał cieżk«

wzdycha. W olałby sam zginąć — gdyby nie tam te d wleci — niżby się Antkowi co stać miało. Nie je swo­

jego ehleba: dla chłopca na dłużej wystarczy.

Już nie wiedzą, ile czasu upłynęło. Chleba daw­

no niema, siedem lam pek wypaliło się zupełnie, óams gaśnie, chociaż nie ciągle się palą. Prv owali iść gär lerją na dół, ale tam jeszęze tak a woda, że nie przej­

dzie. Pompy słychać, lecz kiedy ją wyciągną ?

W tem jednemu się zdało, że słyszy kucie w ścia­

nie. N asłuchują — prawda! I stąd r tunek idzie.

Trzeba dać znać o sobie. M ichał uderzył w ścianę bu­

te n kilkakrotnie. Usłyszeli. Odpowiedziano. Roz­

mawiają stukaniem. — Ilu was tam? — Ośmiu. Czy prędko dojdziecie? Jesteśmy w starym szybie.

— Może jutro. — Co za radość! W e wszystkie serca wstąpiła otuchą

— Antek, słyszysz? Ju ż blisko. Id ą po nas?

-— D aj mi latawca, ja lepiej potrafię — zapewnia nieprzytomny Antek. Serce ojca zamiera z trw o g i Uderzenia Coraz bliższe, wyraźniejsze. Słychać gło­

sy, wyrazy: Trzymajcie się mocno, bo powietrze was, przewróci. — Górnicy rozumieją. Trzymają się belek, Wreszcie wypada kamień z bocznej ściany, świst, w i­

cher, pęd powietrza, — a potem — ta k i powiew łagod­

ny i m iły, towarzysze spuszcza ją im blaszki z mlekiem 9

gdy się pokrzepią, będą ich wyciągać w górę. Tam cze­

kają matki, żony.

i — Ile dni tu byliśmy ?

l: i — Dziewięć. j

N ajpierw zabrano Antka. Zasnął zaraz n a powie­

trz u i śpiącego zaniesiono do domu. M ichał płakał, ja k małe dziecko, kiedy zobaczył żonę i Marysię. K a­

rol i Piotrek zginęli. Zginęło wielu innych. Poas^

stały sieroty i radowy.

(6)

Strona h

* ... G A Z E T K A D L A K O B I E T Numer 3

Prsmctszka Gensówna,

Posłuszeństwo.

S lełatw ą do wszczepienia, a nadzwyczajnie wa­

ln ą rzeczą w wychowaniu jest posłuszeństwo.

W dziecku prędzej, niż rozum, rozwija się wola, g wola bez rozumu, nie krępowana niczem, wytwo­

rzyć może w charakterze szkaradną samowolę, którą w późniejszym wieku wykorzenić już trudno. Choć dziecko jeszcze małe, już powinno być posłuszne. In a­

czej nic matka z nim nie poradzi, zawsze zrobi ono tak, jak się jemu podoba, i najczęściej źle. Ale jeśli m a tk a pragnie, by jej dziecko słuchało, powinna sta­

rać się usilnie o to, by sama była bez zarzutu, coraz lepsza, doskonalsza, by zasługiwała n a szacunek u oto­

czenia, by dla dziecka godnym była do naśladowa­

n ia wzorem. Ucząc zaś posłuszeństwa, trzymać się powinna trzech najważniejszych zasad:

1. N ie wymagać od dziecka tego, co jest nad jego sÄy»2. Żądania swego nie powtarzać po kilka razy.

3. Jeśli się czego wymaga słusznie, to już nie u- Stępować.

Gdy małe dziecko uparte chce postawić na swo­

jem, trzeba je koniecznie do posłuszeństwa zmusić, choćby najostrzejszemu byle nie szkodiiwemi środ­

kami.

Takie jednak przymuszanie do posłuszeństwa, to już ostateczność, stosować je można jedynie do ma­

łych nierozwiniętych głuptasków. Nie możemy tylko przymusem wyrabiać posłuszeństwa w dzieciach, bo też nieby dobrego z nich nie wyrosło.

Z dziecka powolnego stałby się niemrawą, zupeł­

nie bez woli maszyną, poruszaną obcą siłą, żywe zaś, sprytne, póki jeszcze słabe, usłucha z obawy przed mocną pięścią, ale gdzie się da. to sobie pozwoli, byłe poza oczami tych, co ukarać mogą.

T aki też i człowiek z niego wyrośnie. A jakże on będzie n a gwieeie żyć, kiedy to życic na każdym kroku wymaga od człowieka posłuszeństwa z własnej, nieprzymuszonej woli?

Człowiek przecież koniecznie powinien słuchać i stosować się do przykazań, czyli praw Boskich, do praw Kościoła, praw społecznych, gromadzkich, ro­

dzinnych.

Powinien słuchać sumienia, gdy go przed złem ostrzega, słuchać duszy, gdy ciało chce brać górę itd.

W życia codziennem, w życiu gromadnem posłu­

szeństwo i stosowanie do potrzeb ogółu tak jest ko­

nieczne, tak do istnienia potrzebne, jak pokarm i po­

wietrze.

Człowiek przez dobrą matkę, chowany, rozumnie w posłuszeństwie ćwiczony, posłuszny będzie temu, co jest sprawą dobrą, a zaś dziki, samowolny, ile od iziecka prowadzony, pójdzie zawsze za dzikiem! swemi popędami i gdzie nie będzie strachu przed pięścią lub policjantem, zrobi tak jak się jemu podoba, choćby e największą krzywdą innych i szkodą własnej du-

«y- Od małego zatem trzeba ćwiczyć dzieci w posłu­

szeństwie. Gdyby nie można było inaczej, to zacząć przymusem, ale jeśli dziecko tyle już rozwinięte, że można do jego rozumu i serca przemówić, to wszelkich przymusów trzeba się już bardzo wystrzegać. Dziecko wtedy powinno się wdrażać w posłuszeństwo z miło­

ści i ludzkiego obowiązku.

Nieświadome nasze matki okropne pod tym względem popełniają błędy. Nieraz zgnębione bezsil­

nie stoją wobec dziecka z załamanemi rękami, nie wiedząc co począć. Czy je st między nami człowiek, k tó ry nie widział takiego obrazka 1

Dziecko, źle już od urodzenia chowane, rozgryź masilo się i plącze, a m atka, zajęta jakąś pilną spra­

wą, odwraca się raz po raz i podniesionym głosem ka- że być cicho, po każdym jednak nakazie dziecko gło­

śniej i z większem rozdrażnieniem wybucha, w końcu rzuca się. na ziemię, bije nogami i krzyczy, ile mu tylko starczy gardła.

Co tu robić? myśli wreszcie m atka, której krzyk dziecięcy rozrywa już uszy. Bić żal, boć to przecie najmłodsze i najbardziej w domu kochane. Zresztą bi­

cie też nie zawsze pomaga. Boi się przytem matczy­

sko, by się jej dzieciak nie rozchorował, szuka więc w szafie jakiegoś przysmaku, choć kawałek cukru wy­

ciąga i tem rozkrzyczaną buzię zatyka.

Jed n ak i to nie w każdym wypadku okazuje się skutecznern lekarstwem. Rozgrymaszony dzieciak krzyczy, leżąc na ziemi, choć naokoło niego wala się pełno różnych darów, którem i kupić chciała spokój biedna, zmęczona matka.

Więc m atka bierze na ręce i tuli, całuje i n aj- pieszczetłiwszemi słowami przemawia, choć dzieciak trzepie ją rączkami po twarzy, a nogami tłucze po żołądku, aż zmęczony do ostatka na rękach matczy­

nych zaśnie.

Toż jedną taką przykrą scenę ma się długo w pa­

mięci.

A cóż tu mówić o matce, która przeżywać ich m u­

si setki, jeśli więcej ma dzieci i wszystkie tak wycho­

wuje!

A jakaż za tę mękę czeka ją nagrodat

Wyrośnie uparciuch samowolny, który nie tylko jej, ale i wielu innym da się we znaki przez cale swo­

je życie. •

Dziecko nigdy nie powinno się mazgaić, to jest spraw swoich płaczem z matką załatwiać. Gdy jednak m atka doprowadzi już do tego, że się dziecko roz­

płakało, powinna zwrócić się do niego jak najłag »dniej

„P rzestań płakać, otrzyj oczki i powiedz mamusi grze­

cznie, czego potrzebujesz*.

Jeśli dziecina poczciwa i z m atką żyje w przy­

jaźni, pociągnie ją słodki głos mateczki, usłucha i spra­

wę załatw i się ugodowo. U parte nie usłucha; rozdra­

żnione tem, że m atka nie była gotowa na jego usługi, chce ją za to ukarać: odwrócą się od niej, nawet szar­

pnie całą swoją figurką i płacze jeszcze głośniej, albo rzuca się ze złością na ziemię.

T n już niema innej rady, tylko obejść się z dzie­

ckiem ostro. Żadnym datkiem ni pieszczotą posłuszeń­

stwa u mego nie kupować!

Za nieposłuszeństwo i za krzyki, któremi otocze­

niu dokucza, grzesząc brakiem miłości bliźni ega, po­

winno dziecko iść gdzieś na odosobnienie, gdzieś, gdzie samo tylko ze swoim krzykiem zostanie. To będzie naj­

większą karę i to je przekona, że krzyczeć nie trzeba. . Może być i tak, że zawzięty dzieciak nie uspokoi 8½ prędko, zamknięty bije we drzwi pięściami, kopio nogami. Ale niech matka raz i drugi taką hecę prze­

cierpi, stanowczo zawsze postępuje, a nie śmieje się, broń Boże, z tego i nie opowiada innym przy dziecku, o tem swojem zwycięstwie — to się takie sceny skoń- ti.ą.

Jeśli zaś potem zbliża się malec do matki z pie­

szczotą, powinna ona mieć smutną twarz i zapytać s wymówką: „A czy dziecko grzeczne było? Niech ża­

łuje, że mamusię zasmuciło, niech ją przeprosi!"

Gdy dziecina już jest spora, gdy jest już jako tako rozwinięta, niech matka w wolnych chwilach nie żałuje fatygi, niech z dzieckiem rozmawia jak z czło­

wiekiem, niech takie sprawy roztrząsa spokojnie.

Jeśli w umiejętny a serdeczny sposób wytłumaczy dziecku, ile jeet winy w tem, co zrobiło, że krzykiem i tupaniem nabawić mogło kogoś WUu ffłńarr- *e c*jr»to

(7)

Numer 5 G A Z E T K A B L A K O B I E T Strona 1 ub ranie wytarło po kurzu i trzeba je prać a właśnie ta,

co pierze, czy nawet m atka, ma skaleczone, starte od prania ręce (można je dziecku pokazać), — źe wreszcie swoim uporem w takich złych rzeczach zasmuciło ma­

musię i zmusiło ją do takiej surowej przykrej kary, dziecina będzie tem skruszona, pożałuje swojego po­

stępku i to powstrzyma ją nadal od podobnych awan­

tu r więcej, niż obawa kary. A choć dziecko odrazu nie stanie się doskonałe, jecłnak powoli, stopniowo wy­

rabiać się będzie na człowieka.

T z ? i z z z x x x x x x x z x x z x z x x z s i x x x r z s j x s x i x x i x

Wiadomości ciekawe.

W Bluszczu czytamy takie wiadomości:

Nagroda za czystość.

Burm istrz m iasta stołecznego Brnkselłi ogłosił, że da sowitą nagrodę gospodyni, której mieszkanie bę­

dzie najporządniej, najczyściej utrzymane i wyznaczył kilka osób, żeby zwiedziły wszystkie mieszkania w mieście i zapisały, jaki gdzie zastały porządek. I cóż powiecie? nagrodę dostała uboga gospodyni niewi­

doma. Pomimo strasznego swego kalectwa potrafiła ona jednak utrzymać ta k ą czystość w mieszkaniu, że komisja nie znalazła najmniejszego śladu kurzu, ani śmieci w eałem mieszkanku. Czy to nie wstyd dla tych dobrze widzących...

Niezwykła omowa.

Trzeba wam wiedzieć, drogie czytelniczki, że we F rancji co rok ubywa ludności, a to z tego powodu, że francuskie małżeństwa mają bardzo mało dzieci, prze­

ważnie jedno albo dwoje, rodziny gdzieby było 5-oro, lub więcej dzieci, należą do rzadkości. Stąd więcej lu­

dzi um iera niż się rodzi i słuszna jest obawa, że za jakiś czas zniknie naród francuski ze świata.

Jedno z pism francuskich opisuje zdarzenie, które m iało miejsce w mieście Bordo. Pewna młoda para na­

rzeczonych, chcąc się pobrać, szukała przez dłuższy czas mieszkania, i nie mogła go w żaden sposób zna­

leźć (widocznie w Bordo jest taki sam jak w W arsza­

wie brak mieszkań). Gdy się o tem dowiedział pewien bogaty staruszek, postanowił młodej parze przyjść z pomocą. Zawezwał ich do siebie i rzekł im tak : Dam wam kawał placu, dam wam pieniądze na wybudowa­

nie domku, ale musicie dać mi takie zobowiązanie, że w ciągu pierwszych trzech la t po ślubie będziecie mieli jedno dziecko, a po drugich trzech latach drugie.

Nasza polska parka pewnieby z radością takie zobowiązanie podpisała, a co zrobili Francuzi? — namyślają się jeszcze i szukają mieszkania bez tych warunków.

xxxtxxzirixxxrxsxxxxxxxixxrEcxxxxxxirrxz

Jak rstoaać u cusłyth sypodSith im sä ?

W poprzednim numerze Gazetki opisałam, w jak ciężkich warunkach znajdują się u nas na wsi kobiety rodzące, jak trudno o dobrą i prędką pomoc, jak m atki w skutek tego marnie ze świata schodzą, lub tracą zdro­

wie i siły na całe życie, przez pomoc nieumiejętną i niedbałą babek wiejskich,

W niemniej ciężkiem położeniu znajdują się wszy­

scy ludzie, których spotka jakiś nagły nieszczęśliwy wypadek, ja k zranienie — krwotok, stłuczenie, złama­

nie, zwichnięcie, zaczadzenie, oparzenie i i. d. W tap kich wypadkach prędka i umiejętna pomoc zaradzić może złemu. Niestety, na wsi mało kto wie, co szko­

dzi, a co pomaga w takich razach, ludzie są bezradni i głowę tracą.

Starać się będziemy dać w Gazetee naszym czy­

telniczkom najpierwsze wiadomości, jak się do teg*

ratowania w nagłych wypadkach zabierać.

Zranienie i krwiotokl.

Przejeżdżając przez wieś, widzę przed domen*

gromadę zafrasowanych ludzi. Na progu siedzi go­

spodarz z obwiązaną nogę, z której mimo to płynie krew strumieniem. Przybiegam, pytam o wypadek, Rąbiąc drzewo, siekierka odskoczyła, tak nieszczęśliwie trafiając w nogę, że mimo, że rana m ała, krew trysk*

wysoko, zatamować jej nie sposób.

„Robimy co możemy“ — mówi bezradna żonai,

„Kładę pajęczyny i popiół ze szmat palonych i co tyl­

ko kto doradzi, a krew płynie i płynie coraz bardziej

— ujdzie go chyba, taki już blady". —,

Natychmiast kazałam podać mocną k rajk ę płótna, przewiązałam silnie nogę powyżej rany, podniosłam j*

wysoko, opierając na krześle tak, żeby wyżej była odl całego ciała. Obmyłam ranę spirytusem, który 8½ znalazł szczęśliwie w domu. Umaczałam w nim czystą szmatkę i przyłożyłam na ranę, lekko ją uciskając. —»

Krwotok ustał zaraz. Poleciłam, żeby nogę pozo*

stawić do 2 godzin w tem położeniu, potem owinąć rak nę czy stem starem płótnem, a przewiązanie rozluź­

niać ostrożnie, stopniowo, uważając, czy krew z rany nie płynie. — P o paru dniach ra n a zagoiła się szczęk śliwie. — Znając się na rzeczy, wiedziałam, że jasna krew tryskająca z rany wysoko, to krew z przeciętej}

tętnicy, która z góry od serca płynie, trzeba zatem przewiązaniem silnem nie dopuścić je j przypływa*

podniesieniem skaleczonej nogi wysoko także ten przy*

pływ utrudnić.

Gdyby z rany płynęła wolno choć w dużej iłośel krew ciemna, wiedziałabym, że przecięta jest żyła, k tó ­ ra wraca do serca krew zużyto, wtedy podniosła­

bym nogę — ale nie przewiązywałabym powyżej r * ny, przeciwnie, starałabym się rozluźnić wszystko, OQ ją krępuje, n. p. ubranie, podwiązki — a ranę sam*

uciskałabym mocno gazą, watą lub czyś tem płótnem«

— Takie krwotoki z żył trafiają się często przy żyla­

kach, t. j. rozszerzonych żyłach w nogach, co się n*

wsi często spotyka, szczególniej u kobiet po częstych porodach. Chcąc uniknąć tej biedy, przy żylakach poN winno się zawsze nosie bandaż, który można samem*

w domu zrobić z płótna swojej roboty. Bandaż ta k i ma być na 4 palce szeroki, długi na kilka łokci, zwib nąe go trzeba twardo i owijać nogę od palców aż da kolan, żeby była dobrze obciągnięta, wetdy można łat­

wiej i bezpieczniej chodzić, pracować i dźwigać, be*

bandażu przy tych zajęciach lub uderzeniu krwotok bardzo łatwo przyjść może i rany trudno się goją.

Każda gospodyni w domu powinna mieć koniec*

nie fłaszeczkę jodyny, na wypadek skaleczenia dziecka lub kogoś z domowników. Nie dosyć krew zatamować, trzeba nie dopuścić zanieczyszczenia rany, wskutek czego przychodzi ropienie, a z niem długie i bolesne cierpienie. Rana natychmiast zalana jodyną nie bę­

dzie ropieć i zagoi się prędko.

Przy chorobie płuc zdarza się często plocie krw ią a nawet krwotok silny.

Chorego wtedy należy spokojnie ułożyć na m ałć|

poduszce tak, żeby nie leżał wysoko, rozluźnić k rę p e jące ubranie.

D y wypicia dać pół szklanki zimnej wody, w któ­

re j rozpuszczono łyżeczkę zwyczajnej soli, (sól w pierw rozpuścić w ciepłej wodzie, potem ją wy studzić/

-— Dawać do łykania sok z cytryny i kaw ałki lodu.

Nic gorącego ani ciepłego dawać choremu rak można. Nie można też dawać wina, am wódki, bo tą krwotok zwiększy. — W; następnym numerze nnpinaf o innych w ynadkack A. Zdanowska.

(8)

Strona 8 G A Z E T K A D L A K O B I E T Numer $

K w iaty to radość żyda. Odpoczynek to istny po całodziennym trudzie, usiąść przed schludnie utrzy­

manym domem -— patrzeć na różnobarwne kwiecie, roztaczające słodką woń dokoła. Jakoś człowiekowi wtedy jaśniej się robi n a duszy, staje się jakby lep­

szym i wdzięczny Bogu za dary otrzymane.

A tak mało kwiatów hodowanych starannie i u- miejętną ręką po wsiach naszych.

Można przejechać duże przestrzenie kraju i tylko gdzieniegdzie przed domem zbyt blisko drogi posta­

wionym widać malwy kwitnące, — krzaki bzu, które czasom okna zasłonią, zupełnie zabierając promienie słońca ta k potrzebne w mieszkaniu dla zdrowa! — Znam tylko jeden zakątek gdzie gospodynie i dziew­

częta są prawdźiwemi miłośniczkami kwiatów, to wsie nad Wisłą, w.Pmszowskiem. Aż radość jechać tam­

tędy wiosną i latem. —■ Domy okazałe, oddalone nieco więcej jak gdzieindziej od drogi, na wysokich podmu­

rować inch, kryte strzechą, ale więcej już eternitem łub dachówką, patrzące duźemi oknami w białych m a­

lowanych ramach — ku Wiśle, puszczy Nicpołorni- dkiej i Górom Karpackim, toną wśród krzewów kwi­

tnących i różnobarwnego kwiecia.

Bzy, jaśminy, róże szczepione i krzaczaste, kule Śnieżne pokryte białemi kulistemi kwiatami, posadzo­

ne ta k , żc okien nie zasłaniają. — Z wiosną przy pier- wszem ciepłe już ogródki płonią się ponsowemi pier­

wiosnkami o żółtych oczkach — stokrocie pełne o du­

żych, różowych i białych główkach opasują je jak Wstążką. Tam narcyzy białe i żółte tulipany pensowe n a wysokich łodygach zim o trwałe, irysy fiołkowe i ja­

sne łiłje. Cesarskie korony podnoszą ogniste odzna­

k i swej władzy jakby nad poddanemi swemi innemi kwiatami, które nie wszystkie nawet zdołam wyli­

czyć.

Gdy przekwitną te pierwsze zwiastuny wiosny, już skrzętne i staranne gospodynie przygotowały inne Stroje dla swych ogródków. Zakw itają pensowe powo­

je, malwy różnokolorowe zasłaniają przekwitłe krze­

wy. A na grzędach wczesną wiosną wsiane między pierw iosnki i narcyzy rozwijają się piękne astry, bal­

saminy, otoczone pachnącą rezedą, którą pszczoły tak lubią. N iektóre gosposie tak są zapalone do pielęgno­

w ania i wychowania coraz piękniejszych okazów których sąsiadki nie m ają, żc sieją nasiona w pacz­

kach z braku inspektów — by mieć sadzonki wonnych i pięknych lewkonii i innych.

Jesionią znowu zmianą: floksy trw ałe w wielu pię­

knych odmianach i chryzantemy granatowe, obsypa­

ne drobncmi kw iatkam i — do samej zimy dają ucie­

chę nietylko mieszkańcom, ale przejezdni nawet z u- ciechą spoglądają na ten miły widok. I jadąc tamtędy zawsze mam uczucie, żc kobiety, które tyle starania kładą w upiększenie otoczenia swego domu, również Starannie utrzymywać go' muszą wewnątrz! A kto dba o piękne otoczenie i o piękną duszę chyba dbać musi, tarn w domu i kłótni pewno mniej i dzieci starannie chowane. —• Wierzcie mi czytelniczki, każda z Was dojść może dó takiego ogródka, trochę tylko ochoty do tego, starania, a same będziecie rade, gdy do tego dojdziecie.

Prosim y bardzo, żebyście napisały do Gazetki, je- d i k tó ra u siebie w tym roku ogródek kwiatowy za-

łdzy. A. Z.

O p r a n i u .

Kłopotliwa to i trudna robota do dokładnego wy­

konania prania na wsi w takich warunkach w jakich się zwykle odbywa. Mieszkanie zwykle ciasne, brak po­

trzebnych statków -T- jak duża bal]a i kociołek do go­

towania bielizny, nie pozwalają na porządne wyko­

nanie tej pracy. Namęczyć się tern muszą kobiety, mieszkanie parą napełnione, to też upraszczają sobie nieraz piorąc bieliznę w rzece lub stawie. Porządna gospodyni powinna jednak tego sposobu zupełnie zaniechać. Baz, że zimna woda do porządnego w ypra­

nia wystarczyć nie może, jedynie tylko do płukania.

Powtóre przy takiem praniu szczególniej w zimnej porze zaziębić się' łatwo. Zapalenie nerek, pęcherza, wszelkiego rodzaju choroby kobiece często z tego po­

wodu pochodzą. — Za granicą i u nas naw et w bar­

dziej oświeconych okolicah są po wsiach wspólne pralnie# gdzie są kotły do grzania wody, gotowania bielizny i inne potrzebne statki. Tam gospodynie ko­

lejno i po kilka urządzają pranie. — Oszczędność wielka na opale — ułatwienie dokładnego wykonania pracy — uniknięcie zaziębienia — pary i brudu w mie­

szkaniu. Do togo dążyć muszą nasze gospodynie, że­

by każda wieś miała taką wspólną izbę przy domu ludów, lub łaźnię, które także niektóre wsie już mają.

Tymczasem trzeba radzić, jak w domu prać najłatw iej­

szym i jak najoszczędniejszym sposobem Do prania wodę brać miękką deszczową — do studziennej doda­

wać garść sody w kawałkach na 20 lit. wody. Bieli­

znę spierać pierwszy raz w wodzie zupełnie letniej, n a ­ wet nie ciepłej,bo brud zaparzony źle puszcza. Do tego spierania przewracać każdą sztukę na lewą stronę. —- Rozgotować na 50 sztuk dużych 1. ft. mydła na 20 litr.

wody. Dodać 2 łyżki terpentyny i łyżkę amoniaku. W mydlinach tych wyprać bieliznę dokładnie dolewając gorących. Dla uniknięcia zbyt dużej pary v 'ewać do balij trochę zimnej wody i do niej lać gorącą. Po dwukrotnem w ypraniu, obejrzeć czy nie ma plam i te jeszcze namydlić, wstawia się bieliznę, do gotowania, jeżeli gotować bardzo trudno, choć szczególniej dla bielizny osobistej to konieczne — to choć sparzyć go­

tującą wodą na balji. Następnie bieliznę należy wy- płókać dokładnie w kilku wodach zimnych, najlepiej na noc zostawić zalaną wodą — to brud i mydło wy­

ciągnie.

J X Z Z I J I Z T X X Z X Z Z X X X t X X J X X X Z X Z X X X X X X X X Z X X X

Drobiazgi.

Nie wszystkie gosposie dbają o to, żeby obiad lub wieczerza były na ich stolę ładnie podane; wezmą k ar­

tofli, nasypią na rni.skę, barszczu na drugą, każdemu z domowników dadzą ł y ż k ę , wszyscy obsiądą stół i sięgają do wspólnych tych misek, każdy niesie łyżkę spory kawał, nim do ust nią trafi i nieraz obleje stół i ubranie swoje; a kto się uwijać niemoże, lub gorące­

go nie lubi, to mu się czasem i nic w misie nie zo­

stanie, odjedzą go młodsi i żwawsi. O wiele ładniej 2

zdrowiej jest, żeby każdy miał swój talerz, lub mise­

czkę, swój nóż, widelec i łyżkę i niemi jadł. Nie ta k to znów wiele roboty zmyć k ilk a talerzy, a przecież trzeba dążyć do większego ucywilizowania naszego ży­

cia, trzeba pozbyć się dzśkoty. A potrawy trzeba podsu­

wać r a stół też ładnie i czyściutko. Polewkę w wa­

zie, kartofle i jarzyny w salaterce, a mięso na pół­

miska, na tych naczyniach trzeba położyć czyste ły­

żki, do nich widelce do nabierania, żeby n ikt swoją łyżką nie sięgał do wspólnego naczynia.

Dla ułatwienia czytelnikom opłacania miesięcznych numerów Gazetki opłaciliśmy numer Konta Pocztowej Kasy Oszczędności

Po otrzymaniu Gazetki prosimy pieniędzy nie przesyłać przekazem, lecz wpłacić je na swojej poczcie na numer „Gazetki dla Kobiet“ 6295

W szelką korespondencję ..Gazetki dla Kobiet“ należy skierowywać pod adresem: W arszawa, Nowy Świat 34 m. 4 albo Katowi«»

Goniec Śląski. Redaktor wydawca: Zofia Zaleska, Warszawa. Mokotowska 41.

Cytaty

Powiązane dokumenty

dzie często do Pesztu w odwiedziny do dzieci, lecz żony nie zabrał nigdy z sobą, musiała się tylko zadowolić wiadomością, że chłopcy dobrze się

— Serdecznie życzym y gospodyniom klonow- skm, żeby rychło u siebie nasze rady zastosow ały..

cał do najliczniejszego zapisyw ania się do K ółek, gdyż wtedy najlepiej zrozum ieją kobiety ważność postępu rolniczego, a nie będą go u trudniały, jak się

N ie każdemu jest dane dokonywać w ielk ich czynów , składać hojne ofiary na ołtarzu O jczyzny, ale każd y z nas przez w ypełnienie gorliw e swoich szarych

szczone, będą wiozły rzeżką młódź, k tó ra ze śpiewami, wesołością, zajedzie do najbliższej wsi na nabożeństwo, a potem dalej, zostawiając tylko tyle czasu,

Po obejrzeniu tych wspaniałych budynków i wysłuchaniu objśnicń, udzielanych u- przejmie przez panów Dyrektorów, udaliśmy się do poblizkiego domu, w którym

zówki, które tutaj daję, są tylko ostrzeżeniem, jäk sie zachować, żeby choremu nie zaszkodzić, oo bardzo la#-, wo się dzieje, szczególni oj przy

Tak jak wtedy przed wiekami krzy.iowali Go i:ydzi nie widzq.c w Nim Boga lecz buntownika przeciw porzq.dkowi przez nich ustanowionemu, tak dzis, gdy zbro- dnia