ROK II. WARSZAWA— KATOWICE, LUTY 1924 r. Nr. 2.
A KOI BET
Z BGG3EM DLA OJGZYZMY
Redakcja i Administracja: W arszawa, N ow y-Sw iat 34 m. 4 . Tel. 244- 15. Katowice, W arszawska 58. Tel. 1330
T R E ŚĆ N U M E R U : Matka Boska Gromniczna. — Z chwili obecnej — A. Z. Po wielkiej wojnie. — C.
N i e w i a d o m s k a . Bogactwo Polski — M r ó w k a . Czy dziecko powinno wiedzieć, że jest kochane 1 F r a n c i s z k a G e n s ó w n a . Ciotka Feliksowa— P. R e s t o r f f o w a . Kto jest gospodynią — A n- t o s z k a. Macocha. Pieniądz szanuj — M r ó w k a . Wiadomości ciekawe. O gospodarczem znaczeniu
hodowli drobiu. Roboty w sadzie. Przepisy kuchenne. Listy do Redakcji.
Prenumerata kw artalna z p r z e s y ł k ą pocztową wynosi
6 0 0 0 0 0 m k p .
m am m eam eo o o aaam
Main Eoilia Gromniczna.
Matka Boska Grosmiczna.
Znakomity nasz malarz P io tr Stachiewicz, poświę
cił dużo, życia n a malowanie wizerunków Najświętszej M arji P anny, A kiedy postanowił zebrać je wszy
stkie, przyjaciel jego, M arjan Gawalewicz, napisał do / tych obrazów śliczne opowieści, według tego, jakie są.
' podania wśród naszego ludu o opiece nąd nami Matki Chrystusowej. Książkę bardzo piękną pod tytułem
„Królowa Niebios", obaj twórcy zawieźli w podarku do Ojca św. w Rzymie i dostali za to piśmienne podzię
kowanie w raz z błogosławieństwem papieskiem, co przechowują starannie w rodzinie;
Jedną z pięknych opowieści o Matce Boskiej Gromuieżnej przytaczamy tu naszym Czytelnikom, ża
łując, że nie możemy dać ślicznego obrazu, na którym cicha wioska śpi spokojnie, bo M atka Boża — zapa
loną gromnicą odpędza od niej wilczysko, szczerzące ostre kły, ale obezwładnione — mocą niebieską.
Redakcja.
Nietylko ludzie, lecz wszystko co żywię, w M arji Panny zostaje opiece, ona się światem troszczy dobrot
liwie, muszką w powietrzu, drobną rybką w rzece, pta
szyną małą z pisklęty drobnemi, nawet robaczkiem, co wypełza z ziemi na Zwiastowanie, gdy się zbudzi wio
sną; bo Ona świata jest Matką litosną !...
Dobytek ludzki ochrania od szkody i nawet wilki z żarłoczną paszczęką, w zimowe noce od wiejskiej za
grody odgania sama opiekuńczą ręką.
Święty Mikołaj, co je w rękach trzyma, gdy spad
ną śniegi i nadejdzie zima, ich dziką hordę na części rozbija, aby za Jego wyłącznym nakazem na ludzkie dobro nie spadały razem ; więc mają sobie działy wy
znaczone i każdy idzie tylko w swoją stronę, gdzie mu wyznaczył Święty legowisko, od ludzi zdała, od siebie nie blisko.
A na Gromniczną, gdy się z kniei zwlóczą i jak rabusie po polach rozłażą, za łupem węszą, a złowrogo mruczą i między sobą na śniegu się swarzą i głodnym zębem kłapią i dokoła robią wyprawę na uśpione sioła. Panienka święta staje im n a drodze z gromnicą W ręku, wśród tumanów śniegu i wilcze stada zatrzy
muje w biegu.
J a k na straży cichej wioski stoi, więc napaść przed nią cofa się i boi, i nie śmie nanrzód iść. gdy światło zoczy...
Gdy wystraszone stado się rozskoczy, to w jaką stronę cofnie się wilczysko, w tę już umykać musi przed gromnicą; zielone ślepia wściekłością mu świe
cą, ale łęb zwiesza i wyciąga szyję, jak pies skulony chyłkiem w śniegu brodzi, i w ciemne lasy spłoszony uchodzi.
Gdy w noc miesięczną wilki w polach wyją, ludzie się ze snu budzą z wielkim strachem i słychać szepty, pod słomianym dachem:
„W swoją obronę węźmij nas Maryjo!“...
t znów zasypia z tą ufnością wioska, że. w śnie
gach nad nią czuwa Matka Boska...
iim m m a m o m a m o m a
Z chwili obecnej, .
U stały narzekania i wymyślania ostatnich tygod
ni, Jakaś otucha wstępuje w serca. Drożyzna się zni
ża, piszą o teni w gazetach, opowiadają sobie gospody
nie .wracające z targu. A wszystkiemu był winien rząd poprzedni — tak opowiadają cij którym na mące
niu dużo zależy. Gzy tak jest zaprawdę ł .— Przy
pomnijmy sobie słowa byłego m inistra skarbu Kuchąr- et i ego", który w październiku tak mówił w Sejmie:.
„Źródeł choroby naszej, gospodarki trzeba szukać w rządach dawniejszych, kiedy zapomniano, że w y d a t k i
muszą się stosować dó dochodu, że nie wolno bez szko
dy ciągle drukować pieniędzy i nowemi papierowemi pieniędzmi, zastępować prawdziwego dochodu z podat*
ków. W ciężką chorobę wepchnięto nasze państwo, ale można je uleczyć,. byle działać szybko, śmiało i
stanowczo. Potrzebna jest największa oszczędność w wydatkach, a jednocześnie powiększenie dochodów.
Idąc tą drogą, rząd zmniejsza liczbę urzędów i urzędni
ków, .zaniechał wszystkich robót, któro nie są koniecz
nie potrzebne, zaprowadza oszczędności, gdzie tylko może. Aby zaś zwiększyć dochody, rząd obmyślił pra
wo o obliczeniu i ściąganiu podatków i opłat rządo
wych podt. wartości złota, — Czas naprawy skarbu, to czas ciężkiej próby i walki z błędami. Sprawa to trud
na, droga ciężka, bolesna i dla wielu niemiła. Nie można też w krótkim czasie sprowadzić poprawę, prze
ciwnie, zjawi się pewno chwilowe pogorszenie, — wy
daje się, że jest gorzej, ale to tylko pozór, bo w rze
czywistości zbliżamy się do celu. P raca nad uporząd
kowaniem wydatków i dochodów rządowych będzie za
kończona w końcu grudnia, gdy to nastąpi, ustanie dalsze drukowanie marek i od Nowego Roku rozpocz
nie się porządna gospodarka skarbowa. — W artość m arki ustali się a wówczas przyjdzie czas na zastąpię*
nie marek, nawym pieniądzem, mającym pełną, war
tość złota“. —
Strom 2 G A Z E T K A D L A K O B I E T Numer 2 Tak powiedział przed czterema miesiącami min.
Kucharski. Sprawdza się wszystko dokładnie — opóźnienie o miesiąc spowodowane ustąpieniem rządu do czego doprowadziło warcholstwo rozbijaczy więk
szości narodowej w Sejmie. Rząd obecny idzie zupeł
nie po drodze rządu poprzedniego w sprawach uzdro
wienia skarbu. — Od 1. lutego drukowanie marek wstrzymane. W tym miesiącu rozchody zrównają się z dochodami. Za parę tygodni ukażą się polskie pie
niądze, mające pełną wartość złotą. — Cały naród po
magać musi w tej pracy rządowi. Obecnie w Warsza
wie rozpoczęła się zbiórka złota i srebra dla skarbu ta k jak to już uczyniła Małopolska wschodnia i K re
sy. — Spieszyć trzeba z sum lennem płaceniem po
datków i zakupywaniem akcji Banku Polskiego.
A. Z.
Po wielkie! wojnie.
Po wielkiej wojnie wiele się zmieniło, znowu przy
było trochę sprawiedliwości na świecie, silni nie będą odtąd uciskali słabych. Narody uciemiężone odzyska
ły wolność, uznano równe prawa wszystkich ludzi.
Dawno o tern nauczał Chrystus, potem głosiła o tern rewolucja we Francji, lecz teraz znowu sobie przypomniano: przyznano pracującym większe wyna
grodzenie, ktrótszy czas dziennej pracy. Trzecia część doby praca zarobkowa, trzecia część sen, a trzecia od
poczynek, rozrywka, nauka.
Tak jest sprawiedliwie.
Wszyscy się na to zgodzili i wszędzie skracano dzień pracy, płacono za nią więcej. To jest słuszne.
Jednak ludziom nie było dobrze: drożyzna, wiel
kie podatki, brak mieszkań, brak wszystkiego. Pod
czas wojny tylko pociski wyrabiano, zaniedbano z ko
nieczności inną pracę i pożyczano pieniędzy, a teraz długi trzeba spłacać.
Pierwszy się nad tern zastanowił Niemiec.
— Tak — powiedział do swoich — osiem godzin pracy to dosyć dla człowieka, to jest sprawiedliwe, tylko, że teraz wszystkim wielka bieda, że tyle mamy za te la ta do roboty, więc starajmy się przez te osiem godzin zrobić jak najwięcej, — nie m arnujm y ani
ninuty.
— Ale, —- zawołał inny. — To jest na nic! , Spra
wiedliwie postanowiono osiem godzin pracy, ale kiedy są żniwa, czy patrzysz godziny % — idziesz odpocząć, kiedy jest pożar lub burza? Osiem godzin, kiedy tyle trzeba zrobić, żeby znów było dobrze! Dziesięć go
dzin pracujmy z największą pilnością, póki nie spła
cimy dinerów, nie odzyskamy, cośmy przez wojnę stra
cili, dopóki nie będziemy znów bogaci. Niech nam za tę pracę płacą osobno, ale pracujmy wszyscy.
A choćbyśmy nie doczekali lepszych czasów, dzie
ci nasze powiedzą, że mieliśmy rozum.
— Racja — przyświadczyli inni.
— Do roboty — zabrzmiały liczne głosy — skoń
czymy z biedą. To nasz wróg teraz. A potem odpo
czynek.
— Do roboty! — Do pracy! — wołają tysiące, — To nasze bogactwo! To nasza potęga! To nadzieja i przyszłość nasza! Nie potrzeba dozorców, niech i oni pracują, im więcej rąk, tern lepiej, tern prędzej wy
płyniemy! —
I rozległo się w całym k raju potężne i zbawcze hasło: do roboty! do pracy! — jak wobec wroga i nie
bezpieczeństwa rozlega się — do b ro n i!
Wróg przed nam i: to bieda, długi, drożwzna. nie
porządek, wszystko, czego nam brakuje!
Z tym wrogiem Niemiec dzielnie wystąpił do w al
ki — i on najprędzej zgoi swoje rany.
Cecylja Niewiadomska.
Od Redakcji. W obecn. chwili, wobec większ. wysił
ku i wydajności pracy, węgiel niem. jest o 25%—30%;
tańszy od polskiego. Wobec tego na rynkach zagra
nicznych kupują węgiel niemiecki. U nas zapasy są ogromne — kopalnie zmuszone są ograniczać wydoby- -wanie węgla, bo niema nań zbytu — jest za drogi! —
Czy nie należałoby iść za przykładem Niemców?
Bogactwa Polski.
Mało wiemy o naszym własnym kraju, bo nam mało dano się o nim dowiadywać. Czy to wolno było szkoły polskie otwierać? Czy zachęcał kto do nauld?, Gdzie tam!
Wrogom Polski była nawet na rękę ciemnota lu
du, któremu jednak P an Bóg dał n a pomoc osławiony chłopski rozum. Temu najsprytniejszy Moskal pora
dzić nie mógł, i nie wmówił w naszych włościan, że dziedzic to wróg, a w iara — to prawosławie, a Polska to kraj przywiślański, nic więcej.
Wiedzieliśmy wszyscy, oj! wiedzieli, jakiej wiary się trzymać i co w sercu nosić.
1 oto, możemy je teraz na ścieżaj otworzyć przed tą naszą M atką umęczoną, która kajdany zrzuciła i na miłość naszą czeka, ukazując za to wszystkie skarby, jakie w łonie dla nas Boża ręka złożyła.
W każdym numerze „Gazetki“ będziemy opisy
wali, gdzie to i co to w tej ziemi leży i czeka rąk, któreby ochoczo, a schludnie, a uczciwie, koło naszego wielkiego dobra chodziły. A więc najpierw przypom
nijmy sobie, ile to mamy przestrzeni tej polskiej zie
mi.
Czy wiecie drogie Ozytelnieki, że nasza Rzecz
pospolita rozciąga się aż na 386 000 kilometrów kw a
dratowych ?
Wiecie przecież, jaki to kawał drogi na jeden ki
lom etr przypada, a cóż dopiero, jeźli to będzie 386 ty
sięcy razy więcej... '
To nie żarty!
Same granice dookoła liczą 5 300 kilometrów.
A ktoby je chciał obejść pieszo, to, gdyby szedł jak żołnierz 30 kilometrów dziennie, musiałby dookoła na
szej Polski iść 170 dni, czyli prawie pół roku.
WSzystkich tych mądrości nauczył mnie p. Alek- sander Janowski, który w małych książeczkach pod tytułem „Bibljoteczki pogadankowej“ dużo nagroma
dził wiadomości o naszej Polsce i Jej bogactwach.
Na dziś tyle tylko — to znaczy, jaki ona obejmu
je szmat ziemi. A potem będziemy mówili, jaka to ziemia i co w niej kryją się za skarby. Pewno zajmu
je Was to szanowne i kochane Czytelniczki? Rzucam pytanie, i bardzo będę rada, jeśli na nie bodaj jedną
dostanę odpowiedź. Mrówka.
Czy dziecko powinno w"edzi3&
że {es* kochane?
P anu je między ludźmi przekonanie, że im bardziej dziecko jest kochane i pieszczone, im bardziej czuje, że rodzice mają je za skarb najdroższy, tern jest gor
sze.
W przekonaniu takiem utrzym ują ludzi rozpie
szczone jedynaki i córki gag #k i, które są nieraz zgu
bą i wstydem całej rodziny. P atreąc na smutne skufc-
Numer 2 G A Z E T K A D L A K O B I E T Strona 3 ki chowania dzieci w pieszczocie, myśli sobie niejedna
poczciwa m atka, że to jest zły sposób chowania, a ca
łe zło przypisuje temu, że dzieci wiedzą, że są kochane.
Chcąc się zaś uczciwie wywiązać ze swego macierzyń
skiego zadania, panuje nad swoim uczuciem, dzieci wy
chowuje surowo, karze za najlżejsze przewinienia i nigdy pieszczotą nie zbliży ich do siebie.
Bez wątpienia ten drugi sposób wychowania dzie
ci jest w skutkach o wiele lepszy, dobry jednak nie jest.
M atka może kochać dziecko calem otwartem ser
cem. Może, a nawet powinna okazywać mu to na każ
dym kroku. Może się do swojej pociechy zwracać w jak najczulszych wyrazach i tulić i pieścić. I nietylko Wtedy gdy dziecko jest przy piersi, niedołężne, trzyma się matusinej spódnicy, ale i potem, gdy jest wyrost
kiem i podlotkiem, w wieku młodzieńczym i dalej.
Dziecko czuć powinno, że m atka to jest mu n aj
bliższa ostota, najlepszy przyjaciel i doradca. Ona powinna być dziecku otuchą w złej doli, ratunkiem w upadku, a siłą i pomocą w w ytrw aniu szlacbetnem. O- sięgnąć to może każda matka jedynie miłością uczciwą, nie samolubną i ślepą, która zakrywa oczy matczyne na wszystkie dziecka wady i wybryki, która w dziecku rodzonem niczego złego dopatrzyć się nie pozwala.
Kochać dziecko, to nie znaczy dogadzać mu we wszystkich bezmyślnych zachciankach, patrzeć pobłaż
liw ie na najgorsze nieraz czyny, i uważać je za naj
lepszą na świecie istotę. Kochać dziecko, to pragnąć, by ono było, póki maleńkie, dla całego otoczenia miłe, a z wiekiem dobre, usłużne, uczciwe, pobożne, szlachet
ne i pożyteczne.
Jeżeli Cię, matko, stać na takie kochanie, to jesteś szczęśliwa. W dziecku kochanem dostrzeżesz n aj
mniejszą wadę, najmniejszą skazę na jego duszy. Lę
kiem cię ona przejmie i będziesz szukała sposobu do Wyleczenia.
Dziecka rozumnie chowanego nie trzeba za prze
winienia katować: ono tak jest z matką tern kocha
niem związane, że z oczu, z twarzy poważnej wyczyta jej smutek czy niezadowolenie, i to je przerazi.
A odmówienie pieszczoty, pocałunku, lekkie odsu
nięcie dziecka wtedy, gdy po spełnionej winie zbliża się do matki, będzie dla niego największą karą.
Ach! gdyby wszystkie matki kochać umiały! Ile dobra, ile szczęścia przybyłoby na świecie!
Franciszka Gensówna.
B ö ö a m a m B r a m m ö m a
Sio jest gospodynią i jako ona byf powinna?
G ospodyni to nie tylko ta kobieta, co ma własność rolną, ale każda m atka w swem mieszkaniu, w swej rodzinie, choćby ziemi nie m iała wcale. — Gospodaro
wać bowiem, to znaczy, zarządzać, zabiegać, żeby z zarobku wystarczyło na możliwie dostatnie i wygodne życie dla całej rodziny. —
Im gospodyni m a mniejsze dochody do rozporzą
dzania, tern większa sztuka, żeby na wszystkie potrze
by rodziny starczyło. —
Będziemy tedy mówić tu o wszystkich gospody
niach, bo choć na wsi jest większość właścicielek roli, ale sporo znajdzie się komornic, wyrobnic, służących, żon rzemieślników, handlarzy, wreszcie urzędników, nauczycieli, a cóż dopiero mówić o mieszkańcach miast żyjących z koszyka i grosika, jak to mówią, — a jed
nak wszystkie one są gospodyniami i powinny umieć
gospodarować na swojem. Zastanówmy się, jaka po
w in na być dobra gospodyni ? —
Jakich zdolności i przymiotów od niej wymaga
my?
Prawdziwie dobra gospodyni powinna być:
Rządna, t. j. mieć rozkład w głowie, kiedy kto cc robić powinien, umieć rozdzielić należycie robotę i dopilnować jej spełnienia.
Oszczędna — jako szaiarka dochodów z pracy mę
żowskiej, a często i własnej, powinna obliczać każdy grosz, każde źdźbło, aby czego daremnie nie urobić.
Zwinna -— żeby jej każda robota szla od ręki.
Dokładna i akuraina w pracy, aby robota była w y
konana jak należy i na oznaczony czas, up. obiad smacznie przyrządzony i na południe gotowy.
P ilna i pracowita, żeby nie lubiła próżnować, żad
nej pracy się nie wstydziła i nie uważała jej za przy
krą konieczność w życiu.
Nie ospała i opieszała, bo chwilki zmarnowanej nie wrócisz, dlatego powinna uważać zegar za naj
większego swego przyjaciela.
Energiczna — aby się nie oglądała na cudzą po
moc i cudze rozkazy, lecz sama w razie potrzeby decy
dowała, co robić należy.
W ytrwała, żeby wciąż jednakowo postępowała, nie zrażając się spotykanemi trudnościami.
Cierpliwa w znoszeniu przykrości i niepowodzeń.
Obowiązkowa. — Względem domowników wyro
zumiała, nie gderliwa, łagodna, ale stanowcza, a będą jej rozkazy wykonywać na skinienie.
Pogodna, uśmiechnięta, spokojna, nie krzykliwa
— a dom jej dla męża, dzieci, domowników i przyja
ciół będzie najmilszym schronieniem.
Czysta i porządna, bo od tego zależy pół zdrowia.
Pobożna nietylko w słowach, lecz w czynach, sto
sując miłość Boga i bliźniego i wpajając ją w dzieci i w domownika.
Wreszcie rachunkowa, czytająca, pisząca, zastana, wiająca się nad wszystkiem, co ją otacza, ciekawa do nowości, pragnąca doświadczać wszystkich rad, aby się przekonać, ile są warte. —
Ozy mamy gospodynie ze wszystkiemi, lub więk
szością wyliczonych tu przedmiotów i gdzie one są ? Owszem, znamy takie gospodynie, to tylko nie
szczęście, że ich u nas nie wiele.
A dlaczego?
Bo mało się o tern uczyły.
A te nieliczne skąd się wzięły?
Kobiety, obdarzone wrodzonym rozumem i dobrą wolą nabierały niezbędnych wiadomości latami z prak
tyki życiowej. To też nieraz błądziły poomacku, bo człowiek przy najlepszych chęciach nie jest w stanie dokładnie zbadać wszystkiego, co mu w życiu potrzeb
ne. Nieraz chcąc się nauczyć, musiała gospodyni dłu
go próbować, dużo stra t ponieść i niejedną śmierć zaskoczyła, zanim się nauczyła tego co jej potrzeba.
Antoszka.*)
M A C O C H A .
Na zamku bogatego pana węgierskiego, Wawrzy
na G athy, panował wielki smutek. Przed kilku dnia
mi bowiem stracił G athy żonę swą, z którą zaledwie żył rok jeden i to w chwili, gdy dala życie pierwszej
*) Długoletnia i doświadczona pracownica wśród lu
du, która jedna z pierwszych jako instruktorka zie
mianek zakładała lcólka gospodyń, wygłaszała cenne pogadanki, służącę radą kobietom wiejskim, kt.órć ją bardzo kochały
Strona 4 G A Z E T K A D L A K O B I E T Numer 2 dziecinie. Pochowano ją i opłakano, a dziecko jej, ma
ły ładny chłopczyna, jak pączek w rozkwicie, pozostał sierotą bez matki.
W awrzyn Gathy ■— tak się ów właściciel,nazy
wał, — miał u siebie starą ciotkę; ta po pogrzebie sta
nąwszy nad kołyską wylewała łzy gorzkie, mówiąc przytem :
„Moja ty biedna mała sierotko, co się z tobą sta
nie? Bez troskliwej macierzyńskiej opieki, przyjdzie ci m arnie zginąć.“
Co się z nim stanie? — powtórzył ojciec drżącym głosem i dodał zarazem: wyrośnie na prawego i uczci
wego człowieka. Nie lękaj się dziecino moja, będziesz miała m atkę!
— Nie będzie to jednakże prawdziwa matka, mój drogi siostrzeńcze! Prawdziwa matka spoczywa w grobie, a ta, którą w dom sprowadzić zamyślasz, pozostanie zawsze tylko macochą, choćbyś jej złote -wstążki wplatał we włosy!
„A ja ci mówię, ciotko, że moje dziecko będzie miało prawdziwą matkę“.
— Gdybyś posiadał moc wskrzeszania umarłych, Wtenczas bym Ci uwierzyła.
G athy nic na to nie odpowiedział. W kilka dni po tej rozmowie wyjechał do Pesztu, do stolicy wę
gierskiej, zabrał dziecinę z sobą i zostawił ją tamże.
A że był człowiekiem zamkniętym w sobie i poważ
nym, nikt nie śmiał go zapytać, gdzie umieścił syna;
Wzruszano tylko ramionami mówiąc; przygotowuje miejsce dla drugiej żony.
I rzeczywiście, załedwo trzy tygodnie upłynęły, Wawrzyn Gathy pojął za małżonkę siostrę swego rządzcy, Barbarę, najładniejszą wdówkę z całej okoli
cy, a w rok niespełna przybył do domu drugi synek.
P ani G athy nie opuściła jeszcze swego pokoju, a mąż wyjechał znów do Pesztu, zabierając z sobą no
wonarodzoną dziecinę, aby tam ją zostawić. Ludzie kiwali z podziwieniem głowami, pytając: co to zna
czy ? Zaledwie dał im Bóg dziecię, własny ojciec usu
wa je z domu! A podczas gdy świat ze zdumieniem
nad tern się zastanawiał, w pokojach starego: zamku Gathych rozlegały się przeraźliwe skargi i płacz gorz
ki. M atka rozpaczała nad rozłączeniem się z dziec
kiem, prosiła, błagała, groziła rozwodem i złorzeczyła okrutnemu ojcu.
„Oddaj mi moje dziecko! Co zrobiłeś z mojem dzieckiem? — wołała głosem rozdzierającym serce.
Ale dziwny ten człowiek pozostał niewzruszony«
— Dziecko twoje jest pod dobrą opieką, —- mó
wił, — zobaczysz je kiedyś z pewnością. ' Lecz dziś nie badaj mnie daremnie i nie naprzykrzaj się prośbami, gdyż przeciw temu jestem silnie uzbrojony. Złożyłem ślub przy zwłokach mej pierwszej żony i dotrzymam
go święcie.
Tak upłynęło łat pięć, długich jak wieczność, peł- pych męczarni dla kochającego serca matki.
Pani Barbarą w tym czasie próbowała rozmaitych' dróg i środków, lecz nie doprowadziły one do celu.
O krutny ojciec pozostał niewzruszony. Jeździł wpraw
dzie często do Pesztu w odwiedziny do dzieci, lecz żony nie zabrał nigdy z sobą, musiała się tylko zadowolić wiadomością, że chłopcy dobrze się miewają. N ad
szedł wreszcie dzień, w którym Gathy powiedział sw ej żonie:
— Przygotuj się na wielką uroczystość, B arbaro, gdyż jutro wyjeżdżam do Pesztu i przywiozę ci chłop
c ó w . Uszczęśliwiona m atka rzuciła się z okrzykiem
radości mężowi na szyję. Te kilka słów zatarły w jej sercu całą gorycz upłynionych lat pięciu. A jednakże jakiej to rozkoszy pozbawioną była przez te lat pięćIj Lata pierwszego rozwoju dzieciny! Pierwsze słowa, które ona wymawia, są w rodzinie przedmiotem roz
mów cało tygodniowych; gdy malec się uśmiechnie, cały dom uradowany, jak gdyby słońce wiosenne u- kazało w oknach swe promienie. A cóż dopiero, gdy się na głos rozśmieje, to wszystkie rozkosze św iata nie dadzą się z tern porównać.
I to te la ta najszczęśliwsze wymazał Gathy z ży
cia swej żony, a zarazem i ze swego życia. A toli za- pomnianem zostało to cierpienie, gdy po kilku P . Restorffowa.
CIOTKA FELIKSOWA.
(Ciągdalszy.j
Dobrze działo się w naszej wiosce przez tę uko
chaną ciotkę staruszkę. Byłem sierotą. Ona to mnie yraęła do siebie, gdy zaledwie rok życia miałem, i jak cyna mię chowała, do pracy wdrażała, czuwała nadśm- ńą i strzegła mnie w dzieciństwie i w młodości mojej, jak rodzone dziecko. Ona tak się mną opiekowała, że ńie wiem, co to sieroctwo. Ona mi najczulszą matką była, najtkliwszą opiekunką. N auczyła też mię czy
tać i pisać, różne książki mi dawała. Czytałem chęt
nie, bom sobie ciągle w głowę kładł, że muszę kiedyś być taki sam mądry jak ona. Potem, gdym podrósł i wszystkie jej książki przeczytałem, i zacząłem sobie ód księdza proboszcza inne jeszcze książki pożyteczne pożyczać, to mię już nic tyle ta nauka ciotki Felikso- wej dziwiła, ale zachwycać się zacząłem jej dobrocią.
Żebyście wiedzieli, z jaką ona łagodnością do każdego się odzywała, jak cierpliwie wysłuchiwała żalów, la mentów, skarg, narzekań. Każdego starała się wyro
zumieć i pocieszyć. Nieraz, kiedy szła godzić spory, to i sama usłyszała od rozłoszczonego jakie przekleń
stwo na siebie, ale nigdy nawet się nie oburzyła na to.
— .P a n Jezus gorsze obelgi znosił, -— mówiła — niech tam i to pójdzie n a jego chwałę, — i dalej cierpliwie robiła swoje. A póty prosiła, póty przemawiała, aż zgoda i spokój w, chatach znowu zapanowały.
A jeszcze jedną miała wielką cnotę. Nigdy przed nikim na drugiego nic złego nie powiedziała, n ie ,po
wtórzyła nigdy cudzych plotek. Obmową brzydziła się jak najpaskudniejszym brudem. N ieraz też tak mówiła — kiedy kto się potknie, to nie godzi się po
pchnąć go, żeby upadł, przeciwnie, należy rękę mu podać, żeby właśnie nie upadł, ale żeby w porę się o- patrzył i dobrą znów szedł drogą.
To znów tłómaczyła:
— K to l u d z k ą sławę szarpie, kto drugiemu dobre imię psuje, ten gorszy jest niż złodziej, bo stokroć ła t
wiej skradzione rzeczy zwrócić, niż sławę zepsutą n a prawić. Plotkarz gorszy jest od złodzieja, bo obmo
wą stokroć większą krzywdę wyrządza, niż gdyby ko
go okradł. Ważniejszą jest dla Człowieka dobra sła
wa, niż majątek.
J a bym też wolał wyzbyć się wszystkiego, co mam, aniżeli najlżejszą skazę na swojej sławie zobaczyć.
Gdyby ciotka była plotkarką, a choćby tylko ga
datliwą jak inne kobiety, toby we wsi nikt spokojnie wysiedzieć nie mógł. Znała wszystkie tajemnice, nikt przed nią nic skrytego nie miał. Ale bo też ona u- miała każdej tajemnicy dochować, i choćby ją kto na rozpalone węgle kładł, toby z niej słówka nie wydo
był.
O sobie też zwykle nikomu nie mówiła. Żyła ci
cha, milcząca, skromna, od nikogo nic dla siebie nie żądała. Tylko jak trzeba było kogo innego porato
wać, to śpiesząc sama z pomocą wzywała i ludzi, żeby dopomagali społem. W tedy w niedzielę, gdy wieczo
rem do niej się zeszli, to zaęzynąja z g a n i ą pd tego,
Numer 2 G A Z E T K A D L A K O B I E T
Strona &
dniach zajechał powóz, a ze stosu koców i futer, silne ram ie ojca wyniosło dwóch ładnych i wesołych chłopczyków. M atka z hijącem sercem wybiegła na ich spotkanie. J a k błyskawica padło jej spojrzenie z jednej twarzyczki na drugą, badając i przypatru
jąc sie im ze strachem.
„Mamusiu“ zawołał jeden chłopczyna, rzucając jej się na szyję. „Mamusiu“ mówił drugi, czepiając i schylając jej się do kolan.
Uściskała i ucałowała obydwóch. K tóry pocału
nek był słodszy ? zadawała sobie pytanie, wpatrując eię w nich. Paweł było imię jednego chłopczyny, dru
giemu Władysław. Z wzrostu i postawy byli do sie
bie podobni, a nawet i w rysach twarzy mieli wielkie podobieństwo. Różnicy la t nie było znać po nich.
Nachyliwszy się do ucha męża zapytała trwożliwie:
„K tóry z nich jest moim synem ? — Powiedz.“
Gałliy rozimiał się w głos i odpowiedział:
— Co za zabawne zapytanie, obydwaj są twoimi synami.
— Lecz który z nich jest moim rodzonym synem ?
— N ie troszcz się o to wcale. D latego chowa
łem obydwóch zdała od domu, abyś ich równo kocha
ła i dla żadnego nie była macochą, ale matką. - Miej cierpliwość, aż dojdą do la t dwudziestu, wtedy, gdy opieka matki nie będzie im już potrzebną, dowiesz się prawdy, nie prędzej.
Taką była wola tego nieugiętego człowieka. Cóż innego pozostało biednej kobiecie, jak obydwóch rów
no kochać' i otaczać ich równą opieką ? Uczucie ma
cierzyńskie jednakże nie spoczęło ani n a chwilę; go
towa do walki, dniem i nocą badała i śledziła chłop
ców, chcąc dostrzedz podobieństwo do siebie. Niekie
dy zdawało jej się, iż zrobiła odkrycie, przy którym serce jej żywiej uderzyło: „to moja krew, pom yślała;
szkoda tylko, że czasami jej się zdawało, że Paweł, to znów Władysław jest jej synem. Chłopcom było z tern dobrze. Rośli i rozwijali się. I oni wiedzieli już o tern, że jeden z nich jest tylko pasierbem, lecz który ?
że wyłożyła wszystkim jasno i dobitnie, jak temu i te
mu ciężka bieda dokucza. Przedkładała też, jaki t,o wstyd pozwalać, żeby we wsi brat, sąsiad w nieszczęś
ciu ginął, kiedy innym dobrze się wiedzie. Wkońcu mówiła, ile potrzeba, aby nieszczęśliwego choć narazie poratować, i kładła na talerz, co miała. I wnet za jej przykładem sypały się groszaki, złotówki, czter
dziestki, ruble, aż potrosze, jeśli nie zaraz to w kilka tygodni, uzbierało się tyle, aby biedak się podźwignął.
Dnie jej schodziły podobniutkie do siebie, jak p a
ciorki z jednego sznurka. Raniutko wstawała, ubie
rała się w swoje wieśniacze szaty, w spódnicę i far
tuch swojej roboty, na głowie nosiła czepek, wzorzystą chustką przykryty. Tern się tylko od innych kobiet we wsi różniła, że w kieszeni miała zawsze białą chust
kę do nosa, różaniec, i okulary w w y tartej pochewce.
Razu jednego w jesieni było takie zdarzenie: Od kilku dni zauważyłem, że nam ktoś z zagona kartofle podbiera. W stałem więc ledwo świt, idę zobaczyć, i złapałem dziesięcio-letniego chłopaka, syna naszego sąsiada, jak właśnie z koszykiem świeżo ukopanych kartofli miał już iść do domu. Przyprowadziłem go za kark do ciotki, opowiedziałem jak było, i domagam się, żeby chłopaka ostro za złodziejstwo ukarać. Ale cóż, ciotka naw et się nie rozgniewała na niego. K ar
tofle zsypała do komory, chłopcu koszyk oddała, za
wołała go do izby i p y ta :
— Czy ty umiesz czytać?
Chłopak trząsł się cały ze strachu, bo myślał, że kijem dostanie. Teraz oczy podniósł, ale słowa nie może odpowiedzieć.
Pewnego razu G athy zachorował, żona jego chcia
ła skorzystać z tej chwilowej słabości, aby dowiedzieć się prawdy. Zaczęła błagać męża, zarzucając go po, chlebstwami.
„Powiedz, najdroższy, który jest moim własnym synem, ulituj się nademną! Przysięgam ci wobec Bo- ga Wszechmocnego i na pamięć mej matki, że tylko sama będę znała tę tajemnicę, jemu nie dam poznać
tego“. '
„A zatem dobrze, jeżeli tak się zaklinasz, dowiesz się prawdy.“
W tej właśnie chwili wszedł do pokoju Paweł.
„To jest twój syn“ wyszeptał Gathy.
B arbara pow stała natychmiast, porwała chłopca w objęcia, okryła tw arz jego pocałunkmi, głowę przy
cisnęła do piersi i głaskała jego jasne włosy. A le przy obiedzie już Paw eł dostał większe jabłuszko, dla Pawła głębiej nóż zanurzył się w pieczeń, wieczorem grając w piłkę, stłuczono szybę, stało, się z winy W ła
dysława, chociaż wszystkie pozory za tern przemawia
ły, że Paw eł był sprawcą złego. T ak upłynęło kilku’
dni, aż wreszcie Gathy z niechęcią odezwał się do żo
ny:
„O l kobieto, kobieto!
„O cóż chodzi“ zapytała.
„Twoje postępowanie Barbaro, jest śmieszne.
Lecz wszystkie jesteście takie! Tylko jedną strunę poruszyłem w twem sercu, a natychmiast pokazała się macocha. Źle przebyłaś próbę!
„Jaką próbę?“
„Z dziećmi. Czy rzeczywiście uwierzyłaś, że ci prawdę powiedziałem? Postanowiłem, że, który z chłopców pierwszy wejdzie do pokoju, oddam ci go jako twego własnego syna“.
„O krutny, oszukałeś mnie“, — zawołała pani B ar
bara z najwyższym gniewem.
„Być może; ale czy i ty nie zawiodłaś mnie, przy
rzekając, że będziesz obydwóch równo kochać? A natychmiast zaczęłaś zaniedbywać "Władysława, a pie
ścić Paw ła. Jesteś złą i fałszywą kobietą, B arbaro.4*
— No, cóż, umiesz czytać ? — pyta go ciotka po
wtórnie.
— Nie umiem, — odrzekł nareszcie nieśmiało, ze łzami w oczach.
— No, to trzeba, żebyś się nauczył, to potem się dowiesz, co się godzi a co się nie godzi. Widać, że n ik t ciebie dotąd i tego nie uczył.
W yjęła ciotka z kufra elementarz i dalej chłopcu pokazywać, a, e, u, i inne głoski, jak one są w ydruko
wane i jak je wymawiać, czytać należy. Z pół godziny to trwało, i chłopak nauczył się czytać sześciu najważ
niejszych liter, samogłosek.
I kazała mu ciotka codzień rano do siebie przycho
dzić n a czytanie.
— Przychodź, mówi, — nie do moich kartofli*
tylko do mnie, a nauczysz się niezadługo, jak Pan Bóg w przykazaniach m ów i: „nie kradnij1. Dowiesz się też, że Bóg wszystko widzi, a za nieposłuszeństwo, swoim przykazaniom sam karać nas będzie.
Chłopak pobiegł do domu uradowany podwójnie::
najpierw, że nie został obity, a potem jeszcze więcej tern, że się ździebełko czytać nauczył. Ciotka patrzyła za nim długo zamyślona, a widać smutne były jej my
śli, bo łzę jedną i drugą otarła chusteczką, wzdychała*
i wreszcie szepnęła do siebie:
— Biedne, biedne dzieci, co się tak m arnują. Bo
że, zlituj się nad niemi. j
P . Restor Ffowa.
(Ciąg dalszy nastąpi).
Strona 6 G A Z E T K A D L A K O B I E T Numer 2 Raz zawiedziona nie miała odwagi nastawao
o
wyjawienie prawdy, chociaż jej to bardzo na sercu leżało. Wiedziała, że byłoby to na próżno. Pocie
szała się nadzieją na przyszłość, kiedy upłynie la t dwa
dzieścia, prawda się wyjaśni.
Tak rok za rokiem mijał, lipy starego zamku o- krywnly się zielenią, chłopcy wyjeżdżali do szkół i ' wracali na wakacje, bez zmiany przez lat wiele, aż pewnego razu napróżno serce macierzyńskie wygląda
ło ich powrotu. Z ławy szkolnej poszli oni wprost tam, gdzie kwitną krwawe róże, to kwiaty, które woj
na porozsiewała na pobojowiskach. W Wojnie o nie
podległość, jaką wtedy toczyli Węgrzy z odwiecznymi ciemięży ciel ami swymi, zginął śmiercią walecznych jeden z synów Gathego, Paweł. Sam tylko W łady
sław powrócił pod dach ojcowskiego domu. W owych czasach nikt się temu nie dziwił, przeciwnie uważano to za łaskę nieba, jeżeli z dwóch braci jeden został
pn.y życiu. , _ , . .
Cieszono się z powrotu bohatera a w cichości nie
jedną łzę poświęcono pamięci zmarłego. I serce matki pocieszało się nadzieją, że syn jej ocalał, ale co za o- kropność, gdyby się to okazało nieprawdą. Gathy milczał jeszcze ciągłe. Czekał on dnia oznaczonego, t. j. skończenia dwudziestego roku. Pewnego razu wszedł z uroczystą miną do pokoju żony i w te odezwał eię słowa:
„Barbaro! czy wiesz, że dzisiaj jest dzień ważny d la ciebie?“
„Cóż takiego?“ — zapytała nie podnosząc wzroku
od
roboty, haftowała bowiem koszulę dla Władysława.„Dziś kończy się lat dwadzieścia.“
Na te słowa pani Barbara zdrętwiała, serce za
m arłe jej w piersi, krew uderzyła do głowy, za chwilę
»bladła jak ściana.
„Cóż ztąd?“ — zapytała ponuro.
„Masz prawo dowiedzieć się, który z chłopców jest twoim własnym synem. Te oto papiery ci to powie
dzą!“
Ja k różdżką czarodziejską podniesiona, skoczyła pani B arbara i położyła dłoń na usta męża.
„Milcz“ — zawołała z trwogą. — „Nie chcę nic wiądzieó. I nie pragnę, abym się kiedykolwiek dowie
działa.“
Położyła swą białą rękę na czole i wyszeptała c cicha:
„Niech mi przynajmniej pozostanie złudzenie, że jestem matką własnego syna.“
„Słusznie mówisz, Barbaro“ — odpowiedział po namyśle Gathy. — „Lecz cóż począć z temi papiera
mi“.
„Wrzuć je w ogień, proszę cię o to.“
A właśnie jasny płomień widniał na kominku.
. G athy wrzucił weń papiery i objęte ogniem, wybuch- nęły jasnym blaskiem, który oświecał oblicze matki jakby nadziemskim promieniem.
I pani B arabara kochała nadal Władysława jak włsnego syna.
Lecz czyż był on rzeczywiście jej rodzonym sy
nem?
Mogłabym wam to powiedzieć, bo znam tajemni
cę, lecz jeżeli m atka nie była ciekawą, to i czytelnicy nie potrzebują wiedzieć prawdy.
Pieniądz szanuj!
Ten tylko pieniądz lekko wydaje, kto go lekko za
rabia.
A że uczciwy człowiek, najczęściej dorabia się grosza w znoju i trudzie, więc powinien umieć grosz te n należycie szanować.
Oszczędność
i
praca dają zawsze niezawodne rezultaty dobrobytu rodziny a do tego wszyscy dążymy.
Jesteśmy w tym szczęśliwym położeniu, że Skarb państwa zaczyna się zasilać sumienną spłatą podatków swych obywateli, ofiarnością narodu i pilnem bacze
niem Rządu nad naszą m arką.
W ziemi naszej, ręką Boga złożone, leżą skarby.
Miłosierdzie Jego nad Polską nie zna granic. Bóg dał nam wszystko. Umiejmy to cenić. Pracujm y ze zdwojoną siłą. O fiar dla skarbu państwa nie żałujmy.
Wszystko co damy na skarb, to tak, jak byśmy dali na pomnożenie własnego dobra, bo damy na własny kraj, który zawsze nam to odda.
A pieniądz szanujmy, bo on jest podwaliną i bytu
i
ładu materjalnego.Niech się raz skończy to lekkomyślne gadanie::
„M arka nic nie warta, więc nią rzucać na lewo i pra- muje różne roboty, które nie są niezbędne, Rząd prze*
wo. Trzeba czy nie trzeba wydawać“.
Rząd zmniejsza ilość urzędników. Rząd wstrzy- stał drukować bezwartościowe pieniądze.
Rząd wszystkie siły skupia, aby drożyznę zniwe
czyć, pomagajmy mu ofiarnością, praną i poszanowa
niem grosza. Mrówka.
OL śl czna to Ziemia I
Oj śliczna to ziemia, to nasze Mazowsze, i czystsza tam woda i powietrze zdrowsze — I sosny roślejsze i dziewki kraśniejsze, I ludzie mocniejsi i niebo jaśniejsze, Gclzie mi tak na świecie kto zagra od ucha?
Gdzie mi się rozśmieje tak raźno dziewucha?
Gdzie mi pokażecie naszą chatę lichą?
Taki bór szumiący, taką łąkę cichą?
Kędy ja usłyszę tyle ptactwa wrzasku?
Blisko modrej Wisły i białego piasku?
Serce moje, serce do tych lasów goni, Do Wisły, do Wisły — oj, tęskno mi do niej!
*) Śliczny ten wierszyk wypisujemy z „Zorzy“
pisma narodowego z r. 1924.
Wiadomości ciekawe.
O rzeł
się
b ro n i.Jak wiadomo, nigdzie nie budują tak wysokich domów jak w Ameryce.
Mają. one nawet specjalną nazwę „drapaczy nie
ba“ bo sięgają w mebiosy. Na jednym z wyso
kich kominów wielkej pralni, w łaściciel, popra
w ia ł jakąś niedokładność, gdyż runął na niego wielki ciężar. Byl to orzeł, który pokrwawił swe- mi szponami tak dotkliwie człowieka, że m usiał w szpitalu długo się leczyć. Po wyleczeniu po
przysiągł zemstę napastnikowi i z kulą oczekuje na pojawienie się orła, który uważa, że ma pra
wo bronić przestrzeni, w które m u coraz częściej wdzierają się ludzie.
Robotnicy polscy w Niemczech są źle trakto
wani i cierpią niedolę z powodu wyzysku nie
mieckiego. Dają im wspólne mieszkania kobiet z mężczyznami, szerzy się niemoralność i pijań
stwo. Duchowieństwo nasze u Rządu niemiec
kiego nie znajduje posłuchu.
Płonące fale. Niebywałe zjawisko notują pi
sm a angielskie. Oto, podczas, trzęsienia ziem i w
Numer 2 G A Z E T K A D L A K O B I E T Strona 7
Japonji, na okrętach, stojących w porcie, pękły
zbiorniki nafty. Nafta się zapaliła i po falach morskich pływając zamieniała morze w płomie
nie. — Stojące na morzu okręty m usiały się ra
tować ucieczką.
*
Młodzi starcy. Zawsze mówi się, że dawniej ludzie
bylizdrowsi i
silniejsi. Tymczasempa
trzymy na co innego. Dawniej 50 lat to już był wiek podstarzały, a dziś najwięksi bohaterowie o- statnich lat dają dowody młodości i siły choć lat dźwigają dużo. Sławny mąż, który podtrzymy
wał ducha w Armji francuskiej i w narodzie, KI emanso liczy przeszło 80 lat. Wódz naczelny wojska francuskiego Fosz, ten, który i Polskę odwiedzał, ma przeszło 70 lat, a widzieliśmy go jak jest żwawy, i krzepki. Jenerałowie niemiec
cy Hindenburg i Ludendorff także przeszło po 70 lat dźwigają. Zwracajmy tylko uwagę, aby po 40 latach już życie unormować, to sił wystarczy i do stu lat, czego życzyć sobie musimy, żeby jak najwięcej ładu zaprowadzonego w Polsce do
czekać.
*
Lotnik francuski wzbił się na 11145 metrów
w górę, gdzie panuje wieczny mróz i żadna isto
ta żyjąca tam by się nie utrzymała. Ale nikt przed nim tak wysoko nie wzbił się w niebiosa.
O gospodarczem znaczeniu hodowli kur.
Gdy gospodynie niosą po parę jajek do skle
piku, za naftę, za sól i inne drobiazgi, nie zdają sobie zupełnie sprawy, jak wielki zysk oddają sklepikarzom przy tym wymiennym handlu i jak te
jajka, które sobie dość lekceważą, są drogocennym źródłem dochodu dla nich i dla całej Polski.
Bogactwa kraju, wartość jego pieniędzy, zależy w dużej mierze od ilości i wartości wywiezionych za granicę produktów, w porówmaniu z towarami, które z zagranicy przychodzą. — Polska jest kra
jem rolniczym, przedewszystkiem więc wywozić może to co ziemia daje w zamian za maszyny, nawozy sztuczne i inne towary. Trzeba zatem, żeby z tej ziemi wyciągnąć jak najwięcej, trzeba na rynki zagraniczne dać naszych produktów du
żo i dobrych, żeby do Kraju jak najwięcej wpła
cono za nie pięniędzy. — Przed wojną produktów rolnych najwięcej dostarczała Rosja — dziś tam wojna i zniszczenie. — Wywozu niema żadnego
«— uprawa roli, hodowla nie istnieją prawie.
Polska zatem ma olbrzymią możność zbytu szcze
gólnie do «Anglii, gdzie cała ludność przemysłem się zajmuje — dużo zużywa a nie produkuje z ziemi. — Jednym z głównych produktów, które z Polski w yw ożą są jaja. Przed wojną z całego obszaru naszego wywożono 6600 wagonów jaj przez pierwsze lata po wojnie ustał wywóz zupeł
nie wznowiony został dopiero w 20 roku, obecnie doszedł do 940 wagonów. To jest niezmiernie ma
ło, trzeba zatem dołożyć dużo starań, żeby pod
nieść tę ilość, a jak do tego dojść? Przez umiejęt
ną hodowlę. Doświadczenie wykazało, że sprowa dzać odmiennych zagr. gatun., na to nie potrzebu
jemy, mamy już poprawioną rasę swoich polskich kur, one są bardzo dobre, wytrzymałe na zimno i nieśne to znaczy Zielononóżki. Średniej wielkości kurki różnej barwy, koguty czerwone z czarnym
lśniącym ogonem i dużym grzebieniem — odzna
czają się od innych gatunk., zielonemi nóżkami, od czego też nazwę noszą. Takie najlepiej u nas się nadają.
Chcąc swoją kurę poprawić, trzeba pilnie do
bierać najnieśniejsze sztuki do chowu. Ale ten trud trzeba sobie zadać koniecznie. Między kura
mi jest ogromna różnica w nieśności, jedna może znieść 60 jaj w roku, inna 150 do 200 i więcej. Wi
dzicie jaka różnica ogromna. Chcąc zatem wi
dzieć, które najwięcej znoszą, trzeba założyć ob
rączki z numerami na nogę młodej kurki lub zna
jąc je, pilnie zapisywać w książeczce, przy nume
rze zapisywać nazwę lub kreski za każdem zniesionem jajem. W końcu roku z l i c z y ć i p r z e k o n a ć się, czy warto ta k ą 1 kurę chować. Po najlepszych tylko jaja do nasa
dzenia zostawić, gdyż po nieśnych kurach będą nieśne także. Obecnie nadchodzi w łaśnie pora przygotować odpowiednie jaj do wylęgu. Jeżeli nie macie dobrych kur u siebie, trzeba się zaw
czasu postarać jaja odmienić lub sprowadzić — trzeba bowiem pamiętać, że do chowu najlepsze są wczesne wiosenne wylęgi — późniejsze jedynie na sprzedaż i na zabicie są odpowiednie, a na to się mało zwraca uwagi na wsi. Druga uwaga — gdzie sorzedawać jaja. W w ielu okolicach po w sta ją spółki jajczarskie z wielką korzyścią. Opisze
m y o nich w następnym numerze. A. Z.
Bady praktyczne.
Roboty w sadzie.
Jak tylko mrozy się zmniejszą jeszcze w lu
tym, nim soki ruszą w drzewach, trzeba się za
brać do oczyszczenia drzew. W yciąć suche nad
łamane gałęzie, wyciąć wszystkie te które krzy
żują się rosnąc w środku korony — wyciąć tak zwane w ilki t. j. pędzi bujne, które puszczają na grubych gałęziach przy pniu, Przy wycinaniu używać do grubszych gałęzi ostrej piłki, do cień
szych noże. W ycinać przy samej nasadzie, nie zostawiać sęków. Rana musi być gładka, inaczej woda zaciekać będzie i drzewo tak pokaleczone do
stanie raka. Ranę zasmarować maścią ogrodni
czą jeśli o nią trudno smołowcem. Pnie drzew po
bielić wapnem.
Przepisy kuchenne.
Kluski czeskie. Do ciasta, zarobionego z 2 ft. mą
ki, jednego jajka i szklanki wody, w lać pól ćwierci f t słoniny zc skwarkami i trzy bulki pokrajane w kostkę i ususzone na grzanki; z łyżkę masła lub szmal fu.
Ciasto wymieszać doskonale, robić z niego kulki, ago-;
t.ować, polać słoniną, masłem albo sosem koperkowym.
Można dodać tfochę drożdży, narosną i będą pulchniej-
sze. ■ . . ■V - -
Pieczone jagły. — Jaglaną kaszę dwa fazy wypłó- kać w ciepłej wodzie, sparzyć ukropem, odpędzie, przy.
kryć,postawić zdaleka na blasze, aby napęczniała. Po
tem rondelek.albo blachę do pieczenia ciasta wysmaro
wać tłuszczem, włożyć kaszę posoloną trochę, pocą*
krzoną, wymięszaną ze śliwkami godzinę przed tern namoczonemi i odoedzonemi. Zalać kaszę mlekiem i wstawić do pieczyka.
Królik z kapustą. Obciągniętego ze skóry, wyży- łowanego, nasolonego i naszpikowanego słoniną kró
lika pmcze się polewając często sosem, aby był aocgy«!
Sirona 8
G A Z E T K A D L A K O B I E T Numer 2" " " ^
ety.
Potem kraje się na kawałki. Osobno gotuje się kapustę, byle nie za kwaśną. Eondelek lub saganek niski wysmarować tłuszczem, wysypać ta rtąbułką.
Kapustę odcedzić, wymieszać e paroma łyżkami śmie
tany, włożyć do saganka i w arstw am i z mięsem prze
kładać. Zalać sosem od mięsa i wstawić na pół godzi
ny
do piecyka. Doskonała potrawa.Potrawka z królika. Młodego królika mięso po
dzielić na części, robiąc z przednich łopatek i udek po dwa kawałki, z krzyża czyli combra 4—5. Posolić je, utarzać w mące, obrumienić na patelni w maśle z ce
bulą.
Przełożyćw
rondel, podłożywszy parę plasterków słoniny, dodać pietruszkę, korzeni, podlać trochę
wodą,
dusić pod pokrywką, a zaprawić mąką i trochąoctu,
kto lubi kwaskową. Podać do tego tłuczone kartofle.
Co radzi „G azetka66?
Na Rząd nie wymyślaj. Dumną bądź, że masz Rząd polski. Musimy go szanować i cenić.
W łasną osobą mu pomagaj, dobrze gospodaru
jąc na swoim zagonie.
Rolnictwa uczyć się należy tak, jak każdego Innego zawodu. Sama uczęszczaj na wszystkie zebrania Kolek i na pogadanki. Młodzież posy
łaj do szkól rolniczych, kółek roln., które są po to, aby niosły pomoc radą, o ile kto ma na koszty kształcenia, — pomoc pieniężną tam, gdzie ona konieczna.
W szystko co wydasz na naukę dla dzieci, to jakbyś kładła do skarbonki. Dziecko, któremu otworzysz oczy na dary Boże i dorobki pracy ludzkiej, potrafi cię za to uszanować i starość twoją otoczyć staraniem. L. K.
XXXXXXCOCCCKXXXXXXXXXXXKXXXXXX
L isty d© „G azetki6*.
Nałęczów, dnia 5. lutego 1924 r.
Szanowna Redakcja.
Uprzejmie proszę o zamieszczenie w swem po
czytnym
piśmie, następującego zawiadomienia:Szkoła Gospodarcza dla dziewcząt w Nałęczowie podaje do wiadomości, iż dnia 15. stycznia 1924 roz
począł się nowy kurs. K ilka miejsc jest jeszcze wol
nych.
Opłata według rzeczywistych kosztów utrzym a
nia. Nauka bezpłatnie. Na opłacenie prenum eraty pieniądze wysyłamy pocztą.
Z poważaniem
Szkoła Gospodarcza dla dziewcząt w Nałęczowie..
LJ *st z Kłobucka.
Jak przeczytałam listy kobiet z Miechowskie
go, to i mnie wzięła chęć napisać do Gazetki.
W naszem miasteczku Kłobucku od 6 lat ma
my Koło Gospodyń Wiejskich, do którego należą nietylko mieszkanki Kłobucka, ale i okolicznych wsi, z górą jest nas 60 i jesteśmy bardzo zadowo
lone z tego Koła. Co miesiąc zawsze w niedzielę po sumie odbywają się zebrania, na które przy
jeżdża albo p. instruktorka z Częstochowy i uczy nas jakie ulepszenia możemy wprowadzić w na
szych gospodarstwach, opowie nam co się w 6wiecie dzieje, zawsze ma jakie książki, które chętnie kupujemy, albo Gazetkę dla Kobiet w której tak się wszystkim bardzo podobało, czy
tanie „Świnia w ogrodzie“. Jeżeli niema p. in
struktorki to zebranie prowadzi nasza p. prze
wodnicząca i opowie nam co ciekawego, przeczy
ta i,Głos do Kobiet wiejskich“. Prawie zawsze na wiosnę urządza nam p. instruktorka jeden wzo
rowy ogródek warzywny, pokazuje, jak się oczy
szcza stare drzewa w sadach i zakłada nowe. W okolicy Kłobucka mamy dużo owoców i uprawia
m y co raz więcej warzyw.
Bydło, trzodę i drób staramy, się hodować po
dług rad jakie nam dają instruktorzy albo na ze
braniach naszego Koła albo na kursach w Czę
stochowie. Kursa takie odbywają się co parę lat i trwają po 2—3 tygodnie. W zeszłym roku koło nasze założyło szwalnię gdzie córki nasze uczą się szycia i kroju bielizny i sukien. Z tej szwalni bardzo się cieszymy, bo dotąd to tylko same ży
dówki brały szycie, a teraz to żadna kobieta nie zaniesie roboty do Żydówki — tylko do naszej
szwalni.
*.2 lata temu nasze Częstochowskie Tow. Roln.
urządziło wycieczkę do
Krakowa i
W ieliczki; po
jechało nas kobiet z całego okręgu aż 100, a mężczyzn tylko 30, uciechy było, uciechy z tej wycieczki, a te co nie pojechały to ciągle ża
łują.
Na jesieni r. z. w Częstochowie odbył się Zjazd kół gospodyń z całej Polski, Zjazd ten Ga
zetka pięknie opisała.
My się też z tego bardzo cieszymy, bo i o nas pisano żeśmy przyjmowały podwieczorkiem na
szych m iłych gości, a w szystkim tym Paniom, które do nas i tak pięknie, i tak mądrze , i tak od serca przemawiały w im ieniu całego okręgu Częstochowskiego składam serdeczne Bóg za
płać.
Cybewska, z Kłobucka, pow. Częstochowski.
Dla ułatwienia czytelnikom opłacania miesięcznych numerów Gazetki opłaciliśmy numer Konta Pocztowej Kasy Oszczędności.
Po otrzymaniu Gazetki prosimy pieniędzy nie przesyłać przekazem, lecz wpacić je na swojej poczcie na numer „Gazetki dla Kobiet“ 6295.
Wszelką korespondencję „Gazetki dla Y fciet“ należy skierowywać pod adresem: Warszawą, Nowy Świat 84 m. 4 albo Katowice , GoniecSląskL Redaktor wydawca: Zołja Zaleska, Warszawa. Mokotowska 41.