ROK II.
Prenumerata kwartalna wynosi 45 groszy.
WARSZAWA— KATOWICE, CZERWIEC 1924 r. Nr. 6.
GAZETKA DLA KOBIET Z BOGIEM DLA OJCZYZNY
Redakcja i Administracja: Warszawa, Nowy-Świat 34 m. 4. Tel. 244-15. Katowice, Warszawska 58. Tel. 1330 TREŚĆ NtJMERTJ: 1) Słodkie Serce Jezusa. P. Resfcorffowa. — 2) K ursa dla kobiet. — M. Zdanow
ska. — 3) Bogactwa Polski. Ł. Kotarbińska. — 4) Z obecnej chwili. — 5) Dzieje kościoła w Śledzia^
niowie. — 6) Rozmowa w Podróży 1 P. Restorffowa. -— 7) Wycieczki. Mrówka. — 8) Rozewrzyjcie sęi okienka. A. Nagórska. — 9) Zgoda buduje, nie zgoda rujnuje. — 10) Posłuszeństwo. (II. część).
Gensówna. — 12) Odpowiedzi na list. — 13) Co radzi Gazetka. — 14) Uwagi na czasie. H. D. — 15) Co gotować dla chorych.
Od 1-go lip ca u p rzejm ie p ro sim y n asze Szam.
C zytelniczk i o p ła cać „G azetk ę“ w złotych P o l
sk ic h . 15 groszy za n u m e r lu b 45 groszy k w a r
ta ln ie .
Słodkie Serce Jezusa.
Miesiąc czerwiec, to miesiąc poświęcony czci Ser
ca Jezusowego, tego Serca, co nas tak ukochało, że dla dobra naszego, dla naszego zbawienia, wycierpiało .wszystkie męki tego życia na ziemi i wszystkie męki
śmierci. »
Wyobraź sobie noc ciemną, ogród ustronny na zboczu góry Oliwnej, a w ogrodzie pochyloną ku zie
mi postać na klęczkach, łkanie ciche, bolesne, stłumio
ne, wstrząsa tą postacią, a pot obfity, pot krwawy spływa po czole i po rękach, w które wtulona jest twarz i pada na ziemię, i zwisa z listków i trawek jak koralowe jagody.
Co robi tu ta postać drżąca i blada? To Chrystus
— modli się za ludzi...
Co znaczy ten pot krwawy na Jego obliczu?
To Serce Jezusa w niewymownym bólu składa pierw
szą krwawą ofiarę Ojcu Przedwiecznemu. Skąd ta boleść niewymowna?
Oto w myśli, oto przed oczami Duszy Chrystuso
wej idą korowody win ludzkich, idą zbrodnie, idą grzechy tych, których On kocha.
A każda plama na duszy człowieka, boleanem echem wyciska krew z Serca Jezusowego i tak nim Chrystus skonał na krzyżu, już Serce Jego konało z bólu w ogrodzie Oliwnym.
Żebyśmy mogli o tern pamiętać.
Żebyśmy o tern pamiętały, my Polki, choć przez fjeden ten miesiąc Czerwiec, i odmówiły co wieczór z rodziną lit.anję do Serca Jezusowego. Tyle la t Moska
le zabraniali nam czcić Serce Jezusa, tyle lat obrazy S erca Chrystusa wyrzucano z naszych kościołów, że teraz nie powinno być domu, ani rodziny, ani kapli
cy, gdzieby szczególną miłością i czcią nie był otoczo
ny obraz Jezusowego Serca.
Szczególną łaską swoją i opieką otacza Chrystus ten dom, w którym obraz Jego Serca jest zawieszony z wyjątkowem nabożeństwem w obecności księdza i całej rodziny. Ceremonja ta nazywa się Intronizacją Serca Jezusowego. Wiele cudów, nawróceń grzeszni
ków, powrócenia zgody w domu opisuje książeczka p.
t. Intronizacja Serca Jezusowego, którą nabyć można iw księgarniach chrześcijańskich; a w Warszawie przy ulicy Pięknej Nr. 24 jest towarzystwo szerzenia czci
Serca Jezusa. P . Bestorffowa.
Kursa dla Kobiet.
Z ra d o śc ią dzielę się z C zy teln ik am i n aszej G azeaki, w rażen iam i z K u rsów G ospodarcz. dla K obiet, k tó re odbyły się od 11. m a ja do 30. m a ja w trz e c h w siach w S zarbi, P oborow icach, Szre
n ia w ie, ziem i M iechow skiej woj. K ieleckiem , s ta ra n ie m K ółek R olniczych, k tó ry c h członkow ie pragnę, w żonach sw y ch m ieć pom oc i zro zu m ie
nie w p racy n a d po d n iesien iem g o sp o d a rstw a i w p ra c y dla s a m o rz ą d u i K raju . W K u rsa ch ty ch chodziło o p o k aza n ie gospodyniom w n a jk ró t
szym czasie, bo zaledw ie w c iąg u pięciu dni, ja kie s a n ajw aż n iejsze sp raw y , k tó re m i p o w in n a się zajać ro z u m n a k o b ie ta p ra g n ą c a zd ro w ia d u szy i ciała w łasn ej rodziny, a co za tem idzie zd ro w ia i siły całego n a ro d u .
K u rs ro zpoczynał się w niedzielę po p o łu d n iu p o g a d a n k a o k onieczności zrzeszenia się ko biet przy k ó łk a ch rolniczy ch w osobne k oła go
spodyń, gdyż w iele je st sp ra w n ajb liże j k ob iety obchodzących, k tó ry c h n a z eb ra n iach k ółek się nie om aw ia. P rzed ew szy stk ie m sp raw y : w ycho
w an ia, zdrow ia, żyw ienia i o d ziew an ia ro dziny, k tó re s ą n a jw ię k sz ą tro s k ę kobiet. O tych też n a jp iln ie jsz y c h tro s k a c h p o stan o w iły śm y m ów ić n a k u rs a c h i p ra k ty c z n ie pokazać, ja k n a nie r a dzić. J a k ko nieczn e je st w prow dzenie p o p raw y w g o to w an iu , przez u ro zm aicen ie w p rz y rz ą d z a n iu p o tra w z p o sia d a n y c h u siebie p ro d u k tó w , w u m ie ję tn e m zesta w ien iu w arto ści odżyw czych p o traw . J a k u rząd z ić dom , ozdobić go ła tw em i a ła d n e m i ro b o tam i w łasn em i. J a k p rzy jąć gości p rzy ła d n ie n a k ry ty m i k w ia ta m i u b ra n y m stole.
Ja k ie cenne lecznicze zioła m a m y n a w łasn y ch po lach i łą k a c h i ja k je stosow ać. Jak się strzec chorób. J a k rad zić w n ag ły ch w y p ad k ach s k a leczeń, krw otok ów . O zdrow iu k o b iet i dziecka.
J a k ą p la g ą d la szczęścia i spo ko ju w dom u są choroby kobiece, spow odow ane n ie d b a lstw e m i n iezro zu m ien iem p raw id ło w ej opieki przy p oro dach. J a k i u d ział p o w in ien być kobiet w p racy sam o rząd o w ej, p rzed ew szy stk iem w o p ie k ach szkolnych i w opiece społecznej w gm inie. Je- d n em słow em , co k o b ie ta po w in n a w p ro w adzić w d om u d la p o p raw y zdro w ia i p o d n ie sien ia o- gólnej k u ltu r y , by w ieś p o lsk a d oró w nać m ogła ja k n a js p ie s z n ie j zac h o d n im sąsiad o m , od czege n a s p o w strz y m a ła d łu g o le tn ia niew ola.
P rzez w szy stk ie dn ie ra n o od 9. do 2-giej od
by w ał się k u r s g o tow an ia. P rzez d w a dn i z u - w zględn ieniem k ilk u zu p i s o s ó w tszczaw iow a.
Strona 2 G X Z E T K A D L A K O B I E T Numer 6 pom id oro w a, ry żow a, d la chory ch k le ik ; so sy:
cebulow y, ko p erk o w y , pom idorow y), m ię s a (kot
le ty , pieczenie w olow e, w ieprzow e, pierogi) o ra z legiom (z k aszy jaglane} p rzec ieran ej z b itą ś m ie ta n ą , z ryżu , n a le śn ik i, ro zm a icie z a p ra w ia n e i p rzek ład an e, z im n e le g u m in y z m le k a , ltd.) T rzeciego d n ia pieczenie c ia sta (babki, s tru c le z m a k iem , m a rm e la d ą , — ro żki, bu łeczki, — s e ro w iec,to rty , — c ia s tk a i ro z m a ite p ie rn ik i). — Od
4-go do 6-go od b y w ały sie p o g ad an k i. — W y k ła dy i pokazy p ra k ty c z n e p ro w ad ziły : K ierow nicz
k a k ó ł gospodyń z C entr. Now. Rolnicz. z W a r
sz a w y p. K orow ska, d w ie m ło d e p a n ie n k i, k tó re u k o ń czy ły w yższa szkole g o sp o d arcza w S no pk o
w i e, p. S zań k o w sk a i p. G órecka i niżej p o d p isa
n a ja k o p rzew o dn icząca k ó ł gospodyń C ent. To w.
R óln. w W arsz. W idocznie, że p rzy jście n a w ieś
31 p o trze b n em i i p rz y stę p n ie p o d an en ii w iad om o
ściam i było p otrzeb ne, gdyż z ta k ą c h ęc ią i zap a
łe m p rzy ję ły je m iejscow e gospodynie i dziew częta, że n a p ra w d ę te d n i k u rs ó w zaliczam do
b ard zo cenn ych w sp o m n ień . O głosiliśm y, że n a k u r s p ra k ty c z n y m oże się zap isać ty lk o 20-cia u czestn iczek , było ich je d n a k n a 3-ech k u r s a c h 93 a n a p o g a d a n k a c h p o po łu dn iow ych by w ało po 100 i przeszło. T yle p y ta ń , ty le serd eczn ej w dzię
cznością ta k ie odczucie i zro zu m ien ie w ażności k ażd e j p o d an ej w skazów ki, że n a p ra w d ę po ty ch p a ru d n ia ch w sp óln ej p ra c y i m y śli, ro z sta w a ły ś
m y się z serd eczn y m żalem , że ta k k ró tk o to trw a ło . K ażda z u czestn iczek p ra k ty c z n y c h k u r sów o p ła c a ła 2 zł. p. i p rz y n o siła 1 k w a rtę m ą k i p szen n ej, k w a te rk ę m a sła , k w a te rk ę śm ie tan y , (½ k w a rty kaszy, — 6 ja je k , m a ły serek i 2 mil}, m a re k n a m ięso, cu k ier, i t . p. — Z a to gotow ano o b ia d d la w sz y stk ic h p rzez 4 d n i i nap ieczo n o ty
le ciast, że n a zak oń czen ie w czw artek sproszo
no m ężów i in n y c h gości.
P od nieść tu m u szę serd eczn y w sp ó łu d ział i pom oc, ja k ic h d o zn ały śm y w szędzie. W S zarbi k u r s odbył się w d o m u pp. w ó jt. T om czaków , k tó rz y n a cały czas w ra z z z a c n ą m a tk ą z w ie lk ą
go ścin no ścią n a ra ż a li się n a n iew yg od y z lic z n ą g ro m a d k a dzieci, o d stę p u ją c obszern y dom o 4-eCh poko jach i 2 k u c h n ia c h , le tn ie j i zim ow ej.
P o d o b n ie było w S zren iaw ie u pp. B ielaków . W Poborow iC ach ks. P roboszcz S piro o d stą p ił sw ą p le h an ję. M iejscow e du ch o w ień stw o , ziem iań- stw o, członkow ie k ó łe k ro ln iczy ch , w szyscy po
m a g a li i serd eczn ie w sp ó łd ziałali. P o m o cą w iel
k ą b yły u czen n ice szkół gospodyń z Ruszczy, N ieszkow a, K ościelca i Ibram o w ie, k tó re z całym z a p a łe m i zro zu m ien iem p o m a g ały i tłu m aczy ły , ja k w ie lk ą pom o cą i b o g actw em p raw d ziw em s ą d la n ic h zdobyte w szkole w iadom ości, to też po k ażd y m k u rs ie zgłosiło się k ilk a dziew cząt, k tó re p o sta n o w iły od now ego ro k u u d a ć sie do szkoły w M eszko wie. N iem cy, k tó re s ą n a ro d e m m ą d ry m i p ra k ty c z n y m , w iedza, ja k w ażn em je st gospodarczo i k u ltu r a ln ie p o d n iesien ie dom ów ro d zin n y ch , u r z ą d z a ją o n i ta k ic h k u rsó w b. dużo po w siach i m ia s ta c h d la k o b ie t w sz y stk ich za
w odów , ta k że w je d n ej W ü rte m b e rg ji ju ż 1906 r.
odbyło się w 76-ciu g m in ach 89 k u rsó w gospo
d arczy ch , n a k tó ry c h było 900 słu ch aczek . Id ź m y za ic h p rzy k ład em , niechże n asze czytelniczki s ta r a ją się o to po w siach i m ia stecz k ach i m ie j
scow ościach fabry czn ych, aby odbyw ały się k u r s a podobne. R e d a k c ja G azetki słu ży c h ętn ie w szel
k i em i w iad o m o ściam i i u ła tw ie n ie m . P ro sim y ty lk o n ap isać .
Aniela Zdanowska.
Bogactwa Polski.
O a a s z e m w ia sn e m s re b rz e .
Obiecałam w Nr. 5. .,Gazetki dla kobiet“, pisząo o „W ęglu14, napisać Wam, szanowne i kochane nasze Czytelniczki, o srebrze w tym numerze.
Bo prawie wierzyć trudno, abyśmy mogli mieć własne srebro. A jednak widziałam je, dotykałam goi
— a ja k to było, opowiem.
Jest wielkie biuro w Warszawie, przy ulicy Zło
tej Nr. 29, które zajmowało się i zajmuje zbiórką i skupem złota, aby tem zlotem napełnić Skarb N aro dowy. Robi to, bo wic, że dopóki w skarbie naszym nie będzie tyle złota, ile nam potrzeba pieniędzy papie
rowych do obrotu, dopóty będzie drożyzna, dopóty ce
ny nie będą ustalone, dopóty nikł z nas nie będzie w io dział, co ma i nikt nie będzie bogaty i n ik t nie będzie mógł zaprowadzić sprawiedliwej d la swej kiesze
ni gospodarki oszczędnościowej.
N a czele tego komitetu stok zacny człowiek p.
Aleksandrowicz. P iln u je ładu . Wszyscy urzędnicy, to wypróbowani obywatele, pełniący swe obowiązki, uczciwie i sprawnie.
A wasza Mrówka dowiedziała się o tem, bo zawo
łali ją do pomocy w zbiorze szlachetnych kruszczów, który w Warszawie trw ał przez miesiąc i dał dosko
nałe rezultaty. K to nie miał złota i srebra, dawał marki, a za tc m arki składane do dziś przez naród, wykupuje się najwięcej złota od żydów i zamyka się je w skarbcu państwa.
Przy tej sposobności przypomnieć należy, że, o ile kto ma złoto do sprzedania, niech je sprzedaje tylko na Złotej 22. N ajrzetelniej się tam je waży i po ce
nie kursu płaci.
Otóż, będąc raz w biurze, poprosiłam, aby mi po
kazano, jak się srebro topi.
Windą zjechałam do pokoju, który nie miał in
nego wejścia nad to, od windy. Z małego piecyka hu
czał płomień gazu tak światły, że mi podano niebieskie okulary, bo patrząc nań oczy zachodziły mi Izami.
Istna wydała mi się kuźnia Twardowkiego.
Uprzejmy technik objaśnił mnie, że kuchnia jest z gliny ogniotrwałej, że z tej samej gliny jest garnek#
w którym bulgotało coś tak, jakby się gotowały k arto fle. A to właśnie było srebro.
Wieko kuchenki rozpalone podniosło dwu ludzi ob
cęgam i Tem i obcęgami wyjęto garnek aż przezroczy
sty od ognia. Do formy żelaznej, jakby na vegły, wla
no płyn, niby lekko mlekiem zabarwioną wodę i po chwili z n ó w temi obcęgami cegiełkę wyjęto, bo była;
jeszcze gorąca, włożono ją w kwas siarczany, aby ostygła i już po kilku minutach miałam tego srebrne
go noworodka w dwu rękach, jeszcze ciepłego.
Wzruszona byłam.
My biedni, których cały dobytek szedł zawsze w ręce ciemiężcy, marny dziś właśnie przydane trzy w ar
gony nieregularnych bryłek srebra, wytopionego z ru
dy z piasku pod Tarnogórą na Śląsku. Topią to nasi ludzie, nasi żołnierze odwożą, nas% polski skarb to przyjmuje i chowa. Nasz dobrobyt wzrasta.
Be tego srebra będzie mę wydobywać, dotąd nie wiem, ale jak. się tylko dowiem, znów Wam napiszę, kochane Czytelniczki.
Wiem tylko, że na to, abyśmy mieli szkól tyle, ile ich ludność łaknie, aby chorzy mieli szpitale, star
cy opuszczeni schronienie, dzieci porzucone — żłóbki i ochrony, potrzeb» dużo, bardzo dużo i złota i srebra.
Numer 6 G A Z E T K A D t A K O B I E T Stron* 3 Zebrać je musimy. Musimy dowieść całemu światu,
'że umiemy dbać o naszą własność. Wtedy n ik t nie będzie się bał dać nam kredytów, dać pożyczek tak koniecznych do rozwoju naszego polskiego przemysłu.
Na przyszły numer pisać będę o nafcie.
Mrówka.
K X X X X X X XX X XX X XX XX X XX K XX X XX X XX X
Z obecnej chwili.
r W cięźkiem położeniu znajdują się dziś rolnicy IW całej Polsce. P odatki wzrosły i to słusznie, bo tylko własną siłą stały dochód skarbowi zapewnić mo- ifcemy. Ale trzeba dać możność rolnikowi wydobycia (największego dochodu z gospodarki przez ułatwienie lnu zakupu maszyn rolniczych, nawozów sztucznych, (ułatwienie kredytu i zbytu po odpowiedniej cenie pro
duktów. Tymczasem w obecnej chwili w całym k ra ju yolnik na przednówku jest w tern położeniu, że nic (sprzedać nie może. Zboże, konie, krowy, trzoda sta
niały bez mała o połowę i nikt ich kupić nie chce, jo
dynie mleko i rnasło zbyć można. Natomiast wszy
stko, co kupić trzeba, trzyma się w dawnej cenie.
Zdawałoby się w takim razie, że w mieście życie Staniało, że za tom pójdzie zniżka cen na różno towary.
»— Tymczasem w Warszawie ceny mięsa dochodzą do 6 mil jonów nile. za kilo, — gdy na prowincji niżej 2.
iOhlcb drogi, mimo, że pszenica o 15 miij. n a metrze Spadła.
Dlaczego tak się dzieje ?
W inna temu zła gospodarka wewnętrzna, upośle
dzająca rolnictwo w stosunku do innych zawodów.
U trudnia się wywóz produktów rolniczych za gra
nicę, choć ich mamy nadmiar, a jeżeli się je wywozi, jto pobierane są tak ogromne opłaty na granicy, że pena ich jest zbyt wysoka. Opłaty kolejowe są także la k wysokie, że przez to różnica cen w miejscowo
ściach oddalonych od miast jest ogromna. Natomiast ułatw iony jest przywóz produktów rolniczych z za
granicy, tak, że obecnie, gdy nasz rolnik sprzedać ibydla nie może, Warszawa ma mięso z wołów rumuń
skich.
O tę niesprawiedliwą gospodarkę względem rol
nictwa, które przecież stanowi najliczniejszą część lud
ności w Polsce i od której postępu i rozwoju w dużej mierze zależy siła i dobrobyt państwa — dopominają pię w ostatnim czasie bardzo usilnie posłowie Z w. Lud.
N aród, w Sejme.
XXXX XX X XX X XX X XX XX X XX X XX X XK X XX X
(Przedruk z Gazetki świątecznej.)
1 Ze w śr Ś led zian o w a pod S iem iatyczam i, w pow iecie b ie lsk im n a P o d lasiu , p iszą do n a s:
D nia 1. czerw ca, w niedzielę po W n ieb o w stą
p ie n iu P a n a Jezusa, we w si kościelnej S ied zia
n o w ie m a się odbyć u ro czy sto ść pośw ięcenia fu n d a m e n tó w pod now y kościół. Ś ledzianów , głu
ch y z a k ą te k P o d la sia , zy sk ał był niegdyś roz
głos z pow odu spraw y , k tó ra się ta m zd arzy ła. N a p a g ó rk u przy w si p ośród w iekow ych, olb rzym ich Jip s ta ł b ia ły kościół, k tó ry był p rz y tu lisk ie m d la u n itó w z za B uga, ow ych m ęczenników za w ia rę (katolicką, p rześla d o w an y c h przez r z ą d m o skiew s k i. W ty m ko śció łk u o n i się sp o w iad ali, ślu b o w a li, d z ia tk i swe chrzcili.
Nie uszło to oka czu jn y ch żan d a rm ó w i
« p ie g ó w ro sy jsk ich . D w aj ż a n d a rm i, p rz e b ra
n i w w iejsk ie kożu szk i, p rzyszli jed n ej nocy de kościoła, p rzy łą czy li się do g ro m ad k i sp o w iad a
ją c y c h i w szy stko w yśledzili. R ząd z a m k n ą ł kościół, a k się d z a N ow ickiego, ów czesnego p ro boszcza, w yw iózł. Było to w ro k u 1886. O siem la t w isia ła pieczęć rząd o w a u drzw i kościeln ych i łz aw iła sw oim w id ok iem oczy przechodniów , k o c h a ją c y c h w ia rę św . i kościół. L u d w ie m y co n ie d ziela g ro m ad ził się w porze n ab o że ń stw a n a cm en tarzu , o k a la ją c y m kościół i tłu k ł g łow am i o m w ry kościelne, ja k nieg d y ś Izraelici, gdy o p ła k iw a li sw ą m in io n ą w ielkość.
N ie tra c ili je d n a k p a ra fja n ie nadziei, w ciąż ro b ili s ta r a n ia u rz ą d u i p ro sili o o tw arcie ko
ścioła. Jed en z nich, F ra n c isz e k O górek, pod
czas p rzeg ląd u w ojsk w C arskiem -S iole d o p a d ł do cesarza i w ręczył m u b ła g a ln ą prośbę, czego om al życiem n ie p rzy p łacił. W szy stko d arem n ie.
Aż w ro k u 1894 w sam dzień P rz e m ie n ie n ia P a ń skiego n ie w iad o m a r ę k a zd jęła pieczęć i d rzw i kościoła się otw orzyły. „W Śledzi ano w ie cud się s ta ł, kościół się o tw o rzy ł!“ — m ów iono i w ieść ta lotem b ły sk aw icy p rzeb ieg ła całe P od lasie.
T łu m y lu d u z p ie śn iam i szły do Ś ledzian ow a, w y p e łn iły k ościół i cm en tarz, śp iew ając i szlocha
jąc w u n ie sie n iu rad o ści, a m odły ic h szły hen!
w ysoko k u niebiosom .
T a k cieszyli się lu dzie przez 12 d ni i nocy; • P ro śb y i groźby policji n ie p rz e stra sz y ły ich i nie w y pro siły z k ościoła. W ted y p o licja sp ro w ad zi
ła kozaków , otoczyli oni cm e n ta rz i kościół, po
tem w jech ali do k o ścio ła i tr a tu ją c k o p y ta m i, a siek ąc n a h a ja m i, w ygnali lud zi z kościoła.
N iektó rzy o d w ażn iejsi cisk ali n a żo łnierzy k a m ienie, ci zaś, m szcząc się, stra sz n ie sk ato w ali k ilk a s e t osób, szczególniej ko biety; zd zierali g lu dzi u b ran ie , którego potem n a ła d o w a li d w a w ozy i w poblizkiem m iastecz k u sprzed ali. Po w y g n a n iu lu d z i z k o ścio ła zam k n ęli go i rozpo
częło się śledztw o. W łaścicielow i m a ją tk u , ś. p.
Józefow i R egu lsk iem u, groziło w ięzienie, bo go n a jb a rd z ie j podejrzew ano o zap o czątk ow an ie o- wego b u n tu ; ale dzięki Bogu, skończyło się ty lk o n a tein, że żołnierze w y jed li w szy stkie sp iżarn ie we dw orze i po w siach i p a ra fja n ie zap łacili k a r ę p ieniężną. W k ilk a d n i p o tem w rzyszło 500 żołnierzy z B iałeg o sto k u i kościół zbu rzyli do fu n d am en tó w .
Po zb u rze n iu kościoła w Ś ledzianow ie ci sa
m i żołnierze poszli do w si G ronnego n a d B ugiem , gdzie był kościół d rew n ian y , ró w n ież zam k n ięty , ro zeb rali go, w yw ieźli n a pole i sp alili. P a r a f ja i ko śció ł IV Ś ledzianow ie p rz e s ta ły istn ieć. Ma
ją te k ko ścieln y oddano dw óm M oskalom , którzy się odznaczyli w zg niecen iu o statn ieg o p ow sta
n ia. W szystko ucichło. T ak było aż do ro k u 1905.
Po og łoszen iu w olności w iary, p a ra fja n ie zno
wu ożyli i żw aw o z a k rz ą tn ę li się około w sk rze
szenia p a ra fji i zb u d o w an ia kościoła. Ale Mos
k ale owi, siedzący n a g ru n cie kościelnym , m a jąc po parcie rząd u , niw eczyli z a m ia ry i k ro k i pa r a f ja n i ta k się przew lekło aż do w ielkiej w ojny.
P o w ta rg n ię c iu N iem ców w szyscy, co m ieli w sobie d u c h a m oskiew skiego, u ciek li ze Ś led zia
now a. R oku 1916 p a ra fja n ie pobu do w ali d rew n ia n ą , ty m czaso w ą k ap licę, m u ro w a n ą p le b an ję z gruzów kościoła, a dziś m a ją ju ż b u d u lec p rzy go to w an y i b io rą się do bud ow y ko ścio ła. Oby
B óg im dopom ógł!
M M .
Strona 4 G A Z E T K A D I A ' K O B I E T Numer 6 Jedno cześn ie stow arzy szen ie spożyw cze „ J u
trz e n k a " z a k ła d a fu n d a m e n ty pod dom p a ra - fjalny, w k tó ry m m a się ty m czasem m ieścić sto
w arzyszenie i poczta, n a k tó re j o tw arcie o trz y m ano ju ż pozw olenie. S ąsiad .
>COCCXXODCOCXX*XXX)OOOOOC*XXXXXX
W Y C I E C Z K A .
Nie macie czasu czy nie możecie ponosić kosztów na dalsze wycieczki, zwiedzajcie wsie okoliczne, naj
bliższe miasta czy miasteczka. Niedobrze jest, kiedy człowiek zmienia często miejsce swej pracy, bo ka
mień w miejscu obrasta. Dobrze jest jednak, jeśli ciekaw, jak tam o miedzę radzą sobie z polem, z ogro
dem, z inwentarzem. J a k z ulami, a jak z ehlewkicm.
le p ie j czy gorzej.
Przecież cały świat się ciągle rusza. Ciągle p ra cują mózgi ludzkie, aby życie łat wie jeżem czynie. To wynajdą słownik, to żniwiarkę, to centryfugę, to inku- bolon, w którym i kokoszki nie trzeba, żeby się kur- tzęta wylęgły.
A każdy coś w gospodarce zastosował. Z każdym jest o czem pogadać. Ten prenumeruje „Gazetę Rol
niczą", a ten „Świąteczną". Ten „Zorzę", a ten „Ga
zetkę dla kobiet". Opowiedzieć sobie należy, co się gdsaie wyczyta, posłyszy. A dobrego co, to roznieść w sto języków n a wszystkie kraju strony.
Pewno, że robota w polu nie daje czasu n a dłu
gie podróże. Ale niedzielę, młodzież zwłaszcza może pięknie spędzić.
W tych dniach właśnie wyrusza z Łowicza wycie
czka na dwu wozach. Umajone, dobrze słomą wymo
szczone, będą wiozły rzeżką młódź, k tó ra ze śpiewami, wesołością, zajedzie do najbliższej wsi na nabożeństwo, a potem dalej, zostawiając tylko tyle czasu, ile go na powrót bez zatrzymania potrzeba, aby się do Łowicza dostać przed nocą.
e. RESTORFFOW A.
t e m o w a w podróży.
J a d ą c jednego r a z u koleją, do W arszaw y , ii- sły szałam ciekawą, rozm ow ę. R ozm aw iało z so
b ą dw oje pod ró żny ch sied zących n ap rzeciw k o siebie: bogato u b ra n y p a n w p ię k n em fu trz e i z błyszczącym , zło ty m p ie rścien ie m n a p a lc u i sk ro m n ie o d zian a m ło d a pani. Gdy w eszłam i s ia d ła m kolo nich, ro zm ow a Była ju ż b ard zo oży
w iona. Z ap a m ię ta ła m ją dobrze i pow tórzę tu p ra w ie co do słow a:
P a n : A zatem p a n i uw ażasz, że lep ieib y b y ło, gdyby sejm pow ierzył rz ą d k r a ju o b szarn i
kom , b u rżu jo m , co?
P a n i: P rzed ew szy stk iem ja n ie dzielę lu d zi n a „obszarników ", „b u rżu jó w " i „ p ro le ta ria t" , czyli na bogatych i ubogich, bo, m o jetn zdaniem , n ic o człow ieku nie m ów i to, co on p o sia d a ; w a r
tości człow ieka n ie m ierzę w a rto śc ią jego m a ją tk u . W śród bogaczy są źli i dobrzy ludzie, ta k sam o w śród ubogich.
P a n : Ech! to się ty lk o ta k m ów i, m o ja p an i, a ja p a n i m ów ię, że p ien iąd z to g ru n t. T ylko pieniądz, tylko k a p ita ł s ta w ia człow ieka w tej lu b innej k la sie ludzi. Odbierz, p an i, h ra b ie m u pieniądze, a czcm on się sta n ie ? Ż ebrak iem . W szyscy b ę d ą n im p o n iew ierali. A d aj żeb rak o w i. m il jon, to ho! ho! h a ! ja k i z niego p a n będzie!
Ręczę, żc taka wycieczka przyniesie dużo dobrego, że da rozrywkę godziwą i że będzie pierwszą, ale nie ostatnią w księstwie łowickiem.
A piękny też to k raj to księstwo. A ludzie do
stojni i gościnni.. Chaty ja k pudełeczka, a izby niby bukiety, tyle tam wsyp żółtych i zielonych ,tyle wy
cinanek kolorowych, tyle wełniaków barwnych i tyle ludu pięknego.
Jak wypełnią kościół, ja k klękną przed ołtarzem:
a pochylą głowy — to od żółtości wełniaków błyszczy niczem rozlane złoto dukatowe.
Każde nasze województwo — inne, a każde ciekawe do obejrzenia. Więc tylko się naradzić, wybrać wo
dzireja i zorganopiwać wycieczkę, a radości będzie moc i pożytku wiele. Musimy poznawać nasz kraj, żeby go coraz więcej kochać i umieć bronić w potrzebie.
E l k a .
X O D O O CX X X X X XX X XX X XX X XX XX X XX X XX
Kwiaty rodzimej poezji.
Rozewrzyjcie się o k i e n k a .
I drzwi polskiej chaty, Boć to przyszła już wiosenka, Kwiecie wszelkie przed nią klęka A gna — wiatr skrzydlaty!
Idzie poprzez pole I szumiejący gaj,
Niosą skrzydła ją sokole Ponad dolę i niedolę W dziwu jasny kraj.
P łynie górą pieśń dzwoniąca Rwąc obłoczny szmat,
Do Bożego szczęścia — słońca, Co nie będzie miało końca Przez mil jony lat!
P a n i: N igdy się z tern n ie zgodzę, nig dy!
T ak dzielić ludzi, p o d łu g m a ją tk u , m oże chy ba tylko ten , d la kogo sp ra w y cielesne są w szy- stkiem , a duchow e niczem . T akiego p o d ziału tr z y m a ją się też jeszcze socjaliści, i to ty lk o n a pokaz d la lu d zi, bo k ażd y z n ic h w d uszy in a czej o tern m yśli. T rz y m a ją się zaś tak ieg o p o d ziału , bo m u szą i w szak cała ich fałszy w a n a u k a w y- k w itła ty lk o na p o d staw ie m a ją tk o w y c h ró ż n ie pom iędzy ludźm i, w ięc m u sz ą sadzić „o b szarn i
k a m i" i „b u rżu jam i!"
P a n : A jakże p a n i lu d zi dzieli? C iekaw ym . P a n i : Na. uczciw ych i n ieuczciw ych, n a do
b ry ch i złych, n a ro zu m n y c h i głupich.. Oto je st m ó j podział. K tóry je st lepszy i sp raw ied liw szy : m ó j czy p a ń sk i?
P a n : E ch ! Gdzie dziś uczciw ości szukać!
P a n i: To też to, m ój panie! P ć ty śc ie w lu d z i w m aw iali, żc ty lk o pien iąd z w życiu coś znaczy, że tylko bogactw o s ta w ia człow ieka n a ja k ie jś w yżynie społecznej, żeście im o d eb rali zupełnie, poczucie uczciw ości. A że n ieu czciw em u o w iele ła tw iej dojść do m a ją tk u , niż uczciw em u, bo zaw sze łatw ici u k ra ś ć , niż dorobić się u czciw ą p ra c ą , więc co się sta ło ? To, że n a jw ię k sz a nędza, d u chow a je st dziś często n ajb o g atsza, a ludzie szla
ch e tn i i uczciw i pzew ażnie s ą w biedzie.
P a n : I n a cóż im s ię . t a uczciw ość zd ała?
Co? . . ,
P a n i: Jeżeli p a n u w ażasz, że n ajw ięk sz em szczęściem człow ieka je st pien iąd z, to ro zu m ie się
Numer ft G A Z E T K A DLA' K O B I E T Strona |f Skowrończana pieśń u lata
Ciesząc wierny lud,
Jak niebieskich niw zaplata, Za ofiarę serca brata
Co niósł Polsce trud.
Oto sny się nam ziściły:
INar ód ma swój dach!
Bóg odwalił głaz mogiły I w kłos dziś rozwija miły Siew — co padł we łzach.
Anna Nagórska.
Solec, 1924 r.
Sistrzany zew.
Niech zabrzmi hymn młodzieży.
Przez trosk żałosny smęt, Co Boga czci i wierzy Żc wszelkie dobro leży Poza granicą pęt!
Budujmy więc zrąb woli Na pograniczu cnoty, Niech wiedza nas okoli, 1 dana ziarnem roli
Wyda Polsce plon zloty!
Anna Nagórska.
Rozśpiewała się nam dusza radosna, Pieśnią złotą uniesienia i wiary,
Co świat cały pragnie maić ja k wiosna 1 przekuwać w lepszą formę byt stary.
Niech z nas każda, co z wsi miłej w świat leci, Niesie wszędzie skarby wiedzy i cnoty,
Niechaj kocha ten lud polski i dzieci
Wiodąc braci przez trud zbożny w świt złoty!
Anna Nagórska.
że do zdobycia tak ieg o szczęścia uczciw ość n ie po m aga, ty lk o zaw adza. A le m n ie o to idzie, że
by p a n a przek on ać, że nie po to człow iek żyje, że by zdobyw ał m a ją te k .
P a n : T ak , ty lk o n ato , żeby z g łodu zd y ch ał?
P a n i: Kto u m ie uczciw ie pracow ać, te n z g ło du n ig d y n ie -u m rz e , a że i m a ją tk u niezaw sze się dorobi, to tern lepiej d la niego. P ie n ią d z — to n ie ra z d u ż a p o k u s a do złego. D obry jest, póki go się z a m ie n ia n a chleb, ale gdy się go zaczy na za
m ien iać n a w ódkę, szam p an , albo b ry la n ty , to le piej, żeby go n ic było.
P a n : A je d n a k w szyscy lu d zie ty lk o o te p ie
n ią d ze się ro zb ijają.
P a n i : Nie p raw d a! To wy ta k lu d zie u czy cie, w y, socjaliści, co ty lk o p otrzeby cia ła m acie n a w idoku i b u d u jecie sw oje p a n o w an ie n a n a j
gorszych sk ło n n o ścia ch ludzi, wy, żyjący bez Bo
ga i w iary , bez duszy i m y śli o w ieczności. N iech
że p a n sobie ty lk o p rzy p o m n i. Nie d la pieniędzy przecie, n ie d la m a ją tk u ty siące p rz e ja sn y c h chłopaków n aszy ch sp łyn ęło k rw ią serd eczn a n a w sz y stk ich p olach b itew ; nie d la pieniędzy zg inął ks. S k o ru p k a i n a m ęczeństw o poszedł b isk u p Ł o ziń sk i; n ie d la pien iędzy u ja d a się z w am i w sejm ie m a rsz a łe k T rąp c zy ń sk i aż do u tr a ty sił;
nie d la pieniędzy c ie rp ią m ęk i n a jn ie szczęśliw sze dziś isto ty n a św iecie — m a tk i poleg ły ch sy n ó w ; nie d la p ieniędzy znosili k rw a w e p rześla d o w an ie n a s i u n ic i, obrońcy w iary św ię te j; nie d la pieniędzy w alczą dziś z P r u s a
Zgoda Buduje - niezgoda rujnuje.
„Zgoda buduje, niezgoda rujnuje“ . Tak się dzie-.
je w narodzie, tak w życiu rodziny. Niestety, jakże mało tych rodzin, gdzie zgoda i spokój królują. Swa*
ry, kłótnie, sądy, jakże często wśród rodziny spotyka*
my. A trzeba sobie zdać sprawę, że w tych kótniacK dużo winy kobiety. Prędzej brat z bratem, syn z oj*
cem przy gospodarce wspólnie i zgodnie pracować mo
gą, niż dwie kobiety, dwie gospodynie w jednym domu.
Bo też to nie łatwe zadanie. W jednym domu, czę
sto w jednej izbie, przy jednym kominie praca co
dzienna drobiazgowa wypada. Trzeba wielkiej cier
pliwości, wyrozumiałości i miłości wzajemnej, żeby ją zgodne wykonać. Trzeba jej przedewszystkiem ze strony starszej gospodyni, którą młoda najczęściej sy-.
nowa ma zastąpić, ale już przez pierwsze lata wspól
nego pożycia tak ją m atka mężowa zrazi, że później życie dla obu staje się ciężkie. Doskonale opisuje tą życie Antoszka w opowiadaniu.
Świekry i synowe.
Gdy dziewczynie trafia się zamąż, najważn, rzeczą, o jaką się ludzie troszczą, jest m atka pana młodego.
Chociażby m ajątek jego był odpowiedni, nawet więk
szy niż panny i zagospodarowany porządnie, rodzeń
stwa w domu niewiele, krewni, znajomi, eąsiedzi, od*
radzają, jeśli wiedzą, że świekra ma niedobry charak
ter.
Oj, bo też niedarmo wyrobiło się przysłowie:;
„M atka mężowa, to głowa wężowa!“ Węża bowiem, choć jest łagodnem i nieszkodliwem stworzeniem, sta
wiają u nas na równi z jadowitą żmiją. A zła świekr*
potrafi być jadowitą żmiją.
Nic dziwnego, że kobieta, jeśli jest wogóle złośli
wa, skąpa, gderliwa dla wszystkich, niechętnie i kwaś
no przyjmuje nowoprzybyłą synową, że krzywo na nią patrzy, przefadowywa pracą, dobrego słowa nie daje. — A najważniejsza to, że często m atka kochająca k ie m n a si ro d a c y n a Ś lą s k u ; nie d la p ien ięd zy p ra c u j a, b ard zo n ie ra z ciężko, z p raw d ziw em za
p arciem się, ci ludzie, k tó rz y ch cę w ydobyć ogół n a ro d u z ciem noty i biedy; ba! n a w e t i m iędzy w am i są tacy, k tó rzy n ie d la w ła sn e j ko rzyści tracę, siły i zdrow ie, bo w ie rz ą b łędnie, że w asza fałszy w a n a u k a d a szczęście lu dzko ści. T a k ic h p rzy k ła d ó w m o głab ym przytoczyć ty siące. W ięc ja k że m ożna m ów ić, że p ien iąd z, że m a ją te k je st w sz y stk iem ? Że w szyscy lu dzie ty lk o o p ien ią- dzp d b ają, o p ien iąd ze się Pozbijają? T ak w cale nie jest. To fałsz, n ie p ra w d a . N ie m o żn a tego o w szy stk ich lu d z iach pow iedzieć.
P a n : No, dobrze! A le to p a n i chy ba p rzy zn a so cjalisto m za dobre, żc chcą, aby lu d z ie w szyscy byli ró w n i ?
P a n i: A o ja k ie j rów n ości p a n m ów isz?
P a n : No, o rów ności w ogóle, żeby zn ik ły w szelkie różnice m iędzy lu d źm i.
P a n i: N a p rz y k ła d ja k ie różn ice? Czy o to idzie, żeby w szyscy lu d zie b y li jedn ak ow eg o w zro
s tu ? jednakow ego zd ro w ia? jed n ak o w y ch zdol
ności ? jed n ak o w e m ie li oczy, w łosy, czy ta k ? P a n : No, to je st niem ożliw e.
P a n i: No, w ięc może, żeby w szyscy m ieli je
d n ak o w ą liczbę dzieci. Albo żeby jednakow e m ieli u po d o b an ia, żeby w szyscy, n a p rz y k ła d , lu bili groch, albo k o lo r zielony?
P a n : E t! p a n i ż a rtu je , a ja m ów ię pow ażnie.
Rów ność m iędzy lu d ź m i to n a j pierw sza. z a s a d a so cjalizm u , rów n ość m a ją tk o w a .
Strona 6 G A Z E T K A D L A K O B I E T Numer 6 tw e dzieci, a szczególniej ożenionego syna, nienawidzi
jjego żonę i na każdym, kroku zwady z nią sz u k a ; pod
burza syna na żonę i sprowadza piekło w domu. N ie
raz taka kobieta, k tó ra chwali się, że syna kocha, nad życie, zatruw a mu każdą chwile, dręczy siebie • i wszystkich wokoło.
Każda m atka powinna przecież wiedzieć, że wy
chowuje dziecko nie dla siebie, lecz dla Boga i społe
czeństw a. Nie powinna więc żądać tego, aby syn jej tylko usługiwał, myślał tylko o niej, żył i pracował tylko dla niej. On bowiem, idąc za przykładem do
brych rodziców, powinien założyć własną rodzinę. Nie znaczy to, aby o matce i ojcu zapomniał. Dobry czło
w iek znajdzie w sercu miłość dla rodziców. Ale inne jeet przywiązanie do matki — inna miłość dla żony i dzieci. — Wszak każda starsza kobieta pojąć to powin
na, że kiedy jej do pręcybraknąć sił zaczyna, musi przyjąć do domu pomocnicę. Inaczej zmarnieje go- Spodarstwo i ucierpi rodzina. Aby mieć uczciwą i przychylną pomocnicę, trzeba ją sobie umieć zjednać dobrocią i łagodnością. Cóż dopiero, jeżeli się zasta
nowimy, że w ręku tej pomocnicy jest najdroższy Skarb, bo szczęście i spokój syna. Mając to na wzglę
dzie, każda świekra powinna się starać, by swą syno- Srą przygarnąć do siebie jak córkę, otoczyć opieką, Służyć jej dobrą radą, wyrozumieć jej błędy, starać )ńę poprawić łagodnością i świecić dobrym przykła
dem. Tymczasem u nas dzieje się inaczej.
Często matki, skarżąc się na niewdzięczność dzieci, które źle z niemi na stare lata postępują, za
pomniały — że one to same w dużej mierze zawiniły i zamiast wzajemnej miłości i ufności wywołały niechęć I nienawiść.
Matka, k tóra na dziesiątą wieś idzie dojrzeć swej eÓrki w połogu, skoro na synową przyjdzie ciężka ich wił a, dokucza jej, wymyśla, aż nieraz biedaczka mu
li się kryć po kątach, jakoby nie była ślubną żoną.
Świekra, k tó ra już zęby na gospodarstwie zjadła,
<0$e chce młodej pokazać, jak się to lub owo robi, a gdy P a n i: No, to ja p a n u pow iem . J e d n a ty lk o Jed y n a m oże być rów n ość m iędzy lud źm i, ró w n o ść ich wobec p raw a. P raw o , ja k słońce, w szy
s tk im pow inno je d n ak o w o św iecić i w szy stk ich Jed nako w o grzać. P raw o po w in no być jedno d la iWszystkich. A ta k a rów n ość m a ja P o lacy o d pierw szego d n ia o d ro d z e n ia sw ojej Ojczyzny.
P a n : Bo ja sobie zdobyli p rzem ocą n a d h u r t u ja m i. Czy m yślisz, p an i, że in a czej u bo gi r o b o tn ik m ia łb y rów ne p ra w a ?
P a n i: N ik t się te rb u nie sp rzeciw iał, a n i je d n e j m in u ty żaden „ b u rż u j“, ja k to p a n n a z y w asz, ż ad e n narodow iec, n ik t, p a n w iesz o tern dobrze, w ięc po co to lu d zi bałam u cić!
P a n : A m ało to b u rż u je i k a p ita liś c i n ag n ę- ttili ubogiego lu d u ?
P a n i: K iedy?
P a n : A p ań szczy zn a? W ło ścian in n a w e t je
szcze dziś czu je n a grzbiecie te baty, k tó re od p a n ó w o trzy m ał.
P a n i: H a! h a ! h a! Jak że p a n gładko po
w ta rz a sz w yuczone sło w a Jak że to ? D zisiejszy w ło śc ia n in czuje n a grzbiecie b a ty d a w a n e jego p ra d z ia d o w i? Ależ to śm ieszne! A ni ja, an i p an , a n i n a w e t ojcow ie n a s i pańszczy zn y w cale nie wi
dzieli, to s$ rzeczy daw no zap o m n ian e. N ato m ia s t, co w szyscy dobrze jeszcze czujem y, to w sp ó ln ie p rzeży ta niew ole, k tó r a w sp ó ln em c ier
p ie n ie m złączy ła n a s , zró w n a ła i zespoliła. To lu d z io m s ta w ia ć p rzed oczy, n a tern b u do w ać je d n o ść i m iło ść w n aro d zie. A ból i m ęk i dzisiej-
młoda głupia kobiecina onieśmielona wejściom mię
dzy obcych jej dotąd ludzi, zrobi co niedokładnie, starsza wyśmiewa się z niej i drwi z nieumiejętności...
Taka młoda dziewczyna, poślubiona nieraz w szesna
stym roku życia, która dopiero dzieckiem być prze
stała, nie miała czasu ani sposobności nauczyć się go
spodarstwa i walki z ludźmi, jest prawdziwym kozłem ofiarnym całej rodziny. Baz ośmieszona przez zło
śliwą świekrę, staje się pośmiewiskiem wszystkich.
Często bęben ledwie gadać umiejący kpi sobie z bra
towej.
Wobec takiego postępowania w młodej rodzi się skrytość i niechęć do nowej rodziny. Przyszedłszy z najlepszemi chęciami a wiedząc skąd poszły drwiny otoczenia i niechęć męża, zaczyna wszystkich w domu nienawidzieć i stara im się robić zarzuty, płacze po kątach, skarży się przed swoimi, a z tego znów nie
snaski powstają.
Zdarzają się co prawda i dobre świekry, które synowe swoje uważają za córki, a te nawzajem odpłar cają się im szczerem przywiązaniem. Postępują tak, ja k w piśmie św. But, cnotliwa Moabitka, k tó ra nawet po zgonie męża nie opuściła ukochanej świekry.
Odprowadziła ją do Palestyny, skąd Noemi była rodem. Tam. opiekowała się nią i zarabiała na jej u- trzyrnanie. Dobre serce i przywiązanie do staruszki ocenił bogaty pan licznych włości, pojął B u t za mał
żonkę, wziął starą Noemi pod opiekę, bo synowa opu
ścić jej nie chciała.
XK XK XX XX CC XXX XX ZO O O CÖ O O CatSX XX XX
P o słu sz e ń stw o .
(Dalszy ciąg).
W pogadankach swoich z dzieckiem może m atka powiedzieć i to, że każdy człowiek dorosły i każde dziecko ma w sobie takie jakieś dwa dziwne głosy.
Jeden z nich, dobry, kochany, ostrzega nas ciągle, byśmy źle nie robili, do dobrych, szlachetnych czynów szej w ojny, a te w spólne m ogiły, gdzie je d e n o b o k d ru g ieg o w u śc is k u b r a tn im leży: ub ogi i bogaty, w ie śn ia k z pod sło m ian ej strzec h y , i ro b o tn ik z m ia s ta , i p an icz z p ałacu . Ileż ta k ic h sp ó ln y ch m o gił m am y n a n aszej ziem i! A te noce w ok o
p a c h spędzone, gdzie pod jedn. k o żu chem d rżeli z zim n a p rz y tu le n i do siebie a k a d e m ik z niem
czonym p o stak iem ! A te u ciążliw e pochody, k ie dy to zn u że n i z jednego k u b k a p ili w odę c z e rp a n ą z row u! Czy to nie z b ratało lu d zi ze sobą., Czy to n ie jest d o stateczn y m pow odem do u k o c h a n ia się n a s P olaków , ja k b racia. Z am iast p rzy p o m i
n a ć lu d zio m pańszczyznę, k tó re j n ik t z n a s n ie je st w in ie n , że b yła kiedyś, i k tó ra nig d y ju ż po
w rócić nie może, ja k nie m o g a w rócić k u rn e c h a ty, a n i d aw n e sochy, z a m ia st tego, lepiej pouczać lud zi, że dziś w P olsce w szyscy s& ju ż ró w n i wo
bec p ra w a i maję, ta k ę róvYność, ja k ie j nigdzie je
szcze n iem a. W P olsce zró w n an e sa ju ż wszy
s tk ie sta n y , w szy stk ie um ysły, obie płcie, bo n a w et n a w y bo rach posłów do se jm u w szyscy m a ję głos i praw o jed nakow e. R ów ność p ra w a w P o l
sce je st zu p ełn a d la w szystkich , a żad nej in n e j ró w n o ści być n ie może, bo byłyby to w p ro st prze
ciw ne całej przyrodzie, całej budow ie św iata, w k tó ry m w szędzie je st ja k n ajw ięk sza, różn olito ść, a nigdzie nie m a sz rów ności.
P . R eslo io w a
Numer 6 0 ¾ Z E T E A D L A K O B I E T Strona 7 zachęca i chce, byśmy wszyscy byM szczęśliwi. A dru
gi, zły, szkaradny, pragnie naszej zguby, ciągle nas kusi, a wszystko, co złe, zachwala. Dobry głos radzi dobrze robie wszystkim: i ludziom dużym i małym dzieciom, i zwierzętom, i ptaszkom, radzi żyć ze wszy
stkimi w zgodzie, wybaczać przewinienia, pomagać słabszym i kochać wszystkich. A zły każe robić krzywdę bliźnim i wszystkim takim stworzeniom, które bronić się nie m ogą; każe się kłócić, nie ustępować nikomu, mścić się o byle co, próżnować i robić brzyd
kie rzeczy pokryjomu.
Któregoś głosu lepiej posłuchać?
Dobrego usłuchać jest o wiele trudniej, szczegól
nie dzieciom, bo ten zly doradca ciągle przeszkadza;
ale kto zuch, kto dzielny, to sobie poradzi, prawda?
K tóż to ma być mocniejszy: czy chłopczyk taki spory lub dziewczynka, co to już noskiem do stołu nawet sięga, czy taki marny głos? Po takiej zaś pogawędce, gdy się sposobność nadarzy, gdy naprzykład mała sio- strzyćka zepsuje ulubioną zabawkę, gdy wejdzie bratu w drogę, a zaczerwieniony chłopak zrywa się do niej z podniesioną ręką, wtedy m atka, zamaist wołać ostro
„nic bij“, — czego zaperzone dziecko może nic po
słuchać, powinna przytrzymać chłopca za ramię i ser
decznie przemówić: „No, zobaczę, kto mocniejszy:
czy zly doradca, czy mój syn kochany?“ i puścić.
Dziecko zapewne zapanuje nad swcm unrosie
niem.
Często po takiem zmaganiu się z sobą, zmęczone, dyszące, zc łzami w oczach pędzi do matki, by przy jej sercu odpocząć.
Jakże ona przyjąć powinna takiego zwycięzcę?
J a k całą duszą okazać mu swoją radość! A potem w rozmowie z dzieckiem powinna koniecznie taką spra
wę roztrząsnąe. Niech się zuch dowie, ile uniknął złe
go, posłuchawszy dobrej rady, a nie głosu, co do zem
sty popycha, i skrzywdziłby maleńką siostrzyczkę, k tó ra jeszcze niewiele rozumie i bez złej woli, zabawkę popsuła, i mamusię btrasznieby zasmucił; a sobie coby zrobił dobrego? Zamiast się radować pokonaniem zła, siedziałby może teraz gdzie w kącie, zdaleka od wszystkich, zawstydzony, zgnębiony i smutny.
Aby się dzieci wyrobiły w samodzielnem, szła- chętnem posłuszeństwie, nie trzeba zwracać się do nich w ten sposób, jak się to często słyszy: „A uczże się, gaw ronie! A ruszże się nygusie! A lećżc prędzej, niedołęgo!" Dzieci takich rozkazów strasznie nie lu
bią i zawsze się im opierają. Lepiej będzie, gdy matka, zam iast rozakzywać ostrym tonem, żądanie swoje w czuły sposób oświadcza, albo poddaje tylko dzieciom myśl, na którą one z chęci i woli swojej własnej czy
nem odpowiadają. N aprzykład: „Synu! chciałabym w piecu na chich palić, a nie mam drzewa." „Ooruś!
dziecko płacze!“ „Dzieciaki kochane, jutro święto, a robota nic skończona."
Kto żyje z dziatwą, kto ją zna dobrze, ten widział przecie, że ona takie zwracanie się zupełnie inaczej przyjm uje; niema wtedy nic trudnego, nic ciężkiego, wszystko robi się z ochotą, z własnej woli, czy własne
go nakazu. Korzyści z takiego postępowania są nie
ocenione. Dziecko nauczy się słuchać dobrej swojej woli i człowiek z niego wyrośnie, — człowiek stworzo
ny na obraz i podobieństwo Boskie, a nie stworzenie jakieś marne, z którem bez pięści, bez bata, bez kary wytrzymać byłoby trudno.
T akie postępowanie ogromnie też matkę z dzieć
mi wiąże. Nie tyranką, narzucającą gwałtem swoją wolę, ale przyjaciółką jest ona swej dziatwy. I drob
nej, i starszej, i przez całe życie. A jak im z sobą do
brze.
Mam w pamięci dwa obrazki z życia, które muszę tu przytoczyć, ponieważ pokazują one jasno, jakie
zbiera się owoce z dobrego, a jakie ze złego postępowa
nia z dziećmi.
W ciepły dzień wiosenny wybierał się ośmnasta- letni chłopak z gromadką innych do sąsiedniej wioski na przedstawienie amatorskie. Matka, widząc, że ru
sza w drogę tak , jak stał, zwraca się do niego w bar
dzo łagodny sposób:
— „Stachu! wieczory takie jeszcze chłodne, a ty, widzę, nic ciepłego z sobą nie bierzesz".
— „Ależ, mamo! też dzisiaj skwar okrutny, 17- smażyłbym się w paltocie" — odpowiedział na to chło
piec,
— „Zrób, jak uważasz; ale jeśli wieczorem bę
dzie chłodno, to nie zasnę z niepokoju, byś się nie za
ziębił“.
— „Niech się matuś nie m a rtw i; nic mi nie bę
dzie" — rzekł na to chłopak wesoło i wyszedł.
Za chwilę jednak zawrócił z drogi, wziął okrycie i spojrzawszy czule w stronę swej rodzicielki, powie
dział :
— „Biorę je tylko dlatego, żebyś ty, matko, byte 0 mnie spokojna."
A teraz obrazek drugi.
N a wieczorną naukę przychodziła spora gromadka dziewcząt i wyrostków, między którymi znajdował się chłopak, uchodzący w domu za straszne ,Jadaco".
Nie m iał on na ciele swojem miejsca, gdzieby nie tra fiły rodzicielskie cięgi i nie darły nędznej, sczerniar łej skóry. Na lekcje jednak przychodził akuratnie, uczył się pilnie, a ile razy, oglądając kajet jego, po
wiedziałam : „O, Józek się dzisaj postarał“ — to zwracał ku mnie rozjaśnioną twarz i patrzył z wdzięcz
nością, nazajutrz zaś pisał jeszcze staranniej. Oprócz tego, że przychodził często obdarty, że niekiedy z roz
wichrzonej jego czupryny wyłaziły ciekawe stworzon
ka, nic więcej nie miałam mu do zarzucenia.
Ale przechodząc kiedyś około chaty rodziców Józ
ka, zastałam chłopca przy jakiemś zajęciu i matkę jego siedzącą na progu z maleństwem przy piersi.
— „Dobrze, że panią widzę“ — zaczepiła mię ona.
Wybieram się już oddawna z zapytaniem, jak też spra
wia się tam ten^aasz gałgan. Czy on czasem pani nie ubliża, bo to nic dobrego; ani mnie, an i ojca wcale słuchać nie chce, drzemy z niego pasy“.
Widząc, że chłopak strasznie się czerwieni i wsty
dzi, zaczęłam go przed m atką chwalić, że jest bardzo pilnym uczniem, że owszem posłuszny i chętny z nie
go chłopak do wszystkiego dobrego. Powiedziałem też, że to nie może być, aby taki dobry uczeń złym był synem.
Ale biedne, zapędzone matczysko chciało mnie koniecznie źle do Józka usposobić i dalejże wyciągać różne dawne i świeże jego przewinienia. Chłopiec jednak nie czekał końca. To blednąc, to czerwienie
jąc, zerwał się wreszcie gwałtownie i przez zaciśnięte zęby, zwracając się do m atki, w ykrztusił:
— „Ach, gdybym miał pod ręką miotłę, tobynt wam gębę wyszorował!"
Uciekł i nie widzieliśmy go przez k ilk a dni.
Zmartwiona tą przykrą sceną, zaczęłam m atkę Józka częściej odwiedzać i cóż zauważyłam?
Oto matka licznego potomstwa co chwila popeł
niała takie błędy w postępowaniu z dziećmi, że wro
gów sobie robiła z rodzonej i naprawdę niezłej d ziat
wy. Z młodszemi było jeszcze jako ta k o : liczyły się one trochę z matką i słuchały j e j ; ale im które starsze, tern bardziej stawiało się jej kantem , dlatego tylko, że matka zawsze zwracała się. do dzieci bardzo ostro 1 w ten sposób: „Do żarcia to was dużo, a wody to niema komu przynieść", albo: „Coś się ta k rozw alili weź miotłę, zamieć izbę 1“