• Nie Znaleziono Wyników

Gazetka dla Kobiet, 1924, R. 2, nr 7

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Gazetka dla Kobiet, 1924, R. 2, nr 7"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

/

# #

ROK ü.

Prenumerata kwartalna wynosi 45 groszy. '

WARSZAWA— KATOWICE, U P IE C 1924 t.

Nr. t

Z B O G IE M D L A O jG Z Y Z M Y I

Redakcja i A dm inistracja: W arszaw a, Nowy-Świat 34 m. 4. Tel. 244-15. Katowice, W arszaw ska 58. Tel. 1330.

TREŚG NUMERU: Kamień na drodze,* M. U n i c k a . — Wrażenia ze zjazdu N. O. K., delegatka. —*

Strachy na Lachy, A. Z d a n o w s k a . — Bogactwa Polski, M r ó w k a. —- Kursa. —Miasto ha wieś. —, Czwórki oświatowe. — Z niedoli dziecięcej, P. R o t o r f f o w a . — Wśród Polaków w Afryce, K i k a . —i Prawdomówność, F. G e n s ó w n a . — Co radzą „Gazetka". — Tym, co jadą do Ameryki. — Ratowanie w nagłych wypadkach. (C. d.) A. Z d a n o w s k a . — K ury na J u linie, L. K o t a r b i ń s k a . — Przepisy

kuchenne. — O kwatach, P. R.

K A M IE Ń N A D R O D Z E .

Szedł Chrystus wązką połową drogą Z uczniami swymi

I coraz trącił najświętszą nogą O głaz na ziemi.

Rzekł tedy uczniom: — Zbierzmy z tej drogi Trochę kamieni,

5o kto wie, czyje zmęczone nogi Krew zarumieni.

Więc się pochylił na rozkaz Boży Każdy mąż święty,

1 każdy w sakwę podróżną włoży Kamień podjęty,

poszli dalej z tym wziątkiem swoim.

Wąwozu szyją,

W iedząe, że spoczną w górze nad zdrojem, Gdzie się napiją.

Lecz na wieczerzę kędyż w pustyni Chleba dostanie?

Więc rzekli z wiarą, która cud czyni:

— Nakarm nas, Panie!

—- Chleb w torbach macie — Chrystus powiada, Głosem łagodnym, —

— Niechaj pożywać go przy mnie siada Ten, kto jest głodnym.

I chich był w torbach z twardych kamieni Zmieni on w tej chwili,

Jedli go wszyscy i posileni Dosyta byli.

Tylko Piotr święty woła: — O Chryste, Głodny zostałem,

Bo w torbie mojej jeden zaiste Kęs chicha miałem.

A Chrystus na to: — Bardzoś malusi Wziął głaz kamienia,

Małym dla ciebie teraz być musi Cud nakarmienia.

Przysłowie: Jaka. jaa. taka jjtca. Pracuj, a iBóg Ci dopomoże. — Bez pracy nie będzie kołaczy.

Wrażenia ze Zfazde N. 0.8. ta Semuste.

Cudowny słoneczny dzień żyłam w Warszawie.

Niech Bóg błogosławi tym co takie dnie jeszcze wpla­

tają w nasze pełne troski życie; z takich dni idzie moc co tworzy cuda, z takich dni idzie siła do wy­

trwania w pracy, mimo przeszkód i trudności, z ta­

kich dni idzie ciepło, co rozgrzewa serca do ofiary i poświęcenia.

Unia 22. o 10 ramo skusiła nas kapliczka biała

przy Mszy św. i dobre słowa ks. posła Nowakowskie­

go, który życzył zjazdowi powodzenia w pracy i po*

święcił sztandar nowopowstałego oddziału N. O. K., na przedmieściu Warszawy.

0 godzinie 11 siedziałam w sali ogromnej pełnej słońca i gości z różnych stron Polski. Przed nami zasiadł ks. Arcybiskup kard. Kakowski, kilku pp.

posłów, senatorów i innych dygnitarzy, na podwyż­

szeniu zasiadło 6 posłanek do Sejmu, 1 senatorkS

— wszystkie członkinie N. O. K. Zjazd zagaiła prze­

wodnicząca N, O. K. pos. Puzynianka i w słowach ja- snych, prostych a gorących wyjaśniła nam, że celem naszej organizacji jest skupić, zjednoczyć do wspól­

nej wytężonej pracy, sprządz Wszystkie stron­

nictwa i jednostki narodowo myślące pod hasłem:

Bóg i Ojczyzna.

Pobłogosławił tej myśli i temu programowi ks.

Kardynał, powitali tę pracę i zjazd nasz posłowie i przedstawiciele innych pokrewnych związków i rozpo- częły się obrady. Dwa dni przeszły mi, jak w najcu- duiejszem marzeniu, bo pomyślcie tylko, dwieście herc kobiecych jednym biło tętnem, dwieście dusz ku jednym rwało się ideałom, dwieście nas delegatek brało w siebie ziarno najcudniejszych myśli, by go przenieść i rozsiać między swoich na całej ziemi pol­

skiej.

1 nauczyli mnie tam w Warszawie ci, co są świe-.

cznikami naszego narodu, że rolą każdej kobiety w Polsce jest budzić ducha jedności i wiary, jest bronić dzieci i młodzież od zepsucia, szerzo­

nego przez złą książkę, złe przedstawienia w kinema­

tografach- wódkę i zły przykład; jest bronić czy­

stości obyczajów, zgody w rodzinach, posłuszeństwa kościołowi. I dalej uczyli nas na Zjeździć w Warsza­

wie, jak ważną rzeczą jest tworzyć drobny przemysł domowy, wyzwalać się z pod wpływu żydów, — jak trzeba odbierać im drobny handel na straganach i rze­

miosła, którą to pracą zająć się powinny liczne rze­

sze małorolnych, lub bezrolnych.

I dalej uczono nas, jaką rolę odegrać powinna kobieta polska w samorządzie gminnym i miejskim, jak to w rękach jej opieka szkolna, opieka nad ubo­

gimi, nad więźniami powinna nabrać życia, stać się czynną, żywą i wydajną pracą, nie martwą na piśmie liteyłf. A ch! siostry drogie, czytelniczki, żebyście wszystkie mogły być na tern zjeździć, widziały byś­

cie i czuły, jak to pod napływem słów takich zda się skrzydła rosną człowiekowi u ramion i scerce rozpiera mu piersi, że skrzydłami temi i sercem chciałby ogar- nąć ziemię naszą całą, uścisnąć, ukochać, krew swą ser­

deczną w nią przelać, żeby cała jednem płynęła tł- czuoiem. cała jednolita była lak to słońce.

(2)

%ro&a..2 G A Z E T E A ___B L A K O B I E T N isser t I skończy! się Zjazd, .M^iewałySmy Bo*ę, uchwa­

liłyśmy rozölueje i roagsshafyśsfizy się do óam&w na­

szych, i tak jitic todwiła w śliiyznem przemówieniu go­

spodyni Blrzacäika, p. Bwanowska, zabrałyśmy z sobą pełne -garście.żrtfeeweg© nasienia, które gdy zasiejemy na.roli-, co uprawiana tySfce ziarna e-zeka, to wyrośnie z niego pszenica, na zdrowy chfeb i da B%, zagłu­

szy chwasty wszelkie i trujące zaciska Bfcłegaffca,

«fÄK Gm\iS W9£MW;!S

Strachy na Lachy.

„Strachy na lachy“'.— stare to przysłowie, od da­

wnych czasów w Polsce gnäiae, i ęnńć dobrze przez naszych życzliwych sąsiadów wypróbowana.

Solą w. oku Polska bog«la, potężna i wzrastająca tym, którzy, jedni od zachodu, drudzy od wchodu, ra- daiby ją ścisnąć jak kleszczami, zmniejszyć i zgubić,by zWi-ać plon obfity z. jej bog&efcw, jak było po .latach rozbiorów. Więc dalejże stosować do niej sposo­

by znane w więzieniach politycznych niemieckich i rosyjskich. Straszyć,/ niepokoić więźnia, lub nie dać mu, zasnąć. Żandarm zagląda przez okienko, wypro­

wadza w nocy na śledztwo, mękami chce wymódz ze­

znanie. Tak z całym narodem się dzieje. Choć ma­

my niepodległość, żandarm pruski z jednej strony, — bolszewik z drugiej ciągle próbują sposobu.... „Stra­

chy na ła c h y “. Ha Śląsku rozpowiadają, piszą po ga­

zetach, że setki tysięcy wojska niemieckiego stoi na granicy. W miejscu ukrywa się 40,000 zorganizowa­

nego Orgeezu, kilka tysięcy oficerów/ gotowych do ich prowadzenia. Lada chwila wybuchnie powstanie prze­

ciw7 Polsce, bo przemysł śląski tylko pod Niemcom rozwijać się może, w Polsce upadnie i ludność będzie pozbawiona zarobku. (Dziwne tylko, że w Niem­

czech przesilenie przemysłowe jeszcze jest cięższe i bezrobotnych stosunkowo więcej). Takie i tysiączne Inne wiadomości sączą się przez granicę i przez ludzi umyślnie zostawionych, by szerzyć zamęt.

Na wschodniej granicy ta sama ręka organizuje napady bolszewickie i litewskie. Na Zielone Święta zapowiadali Litwini wycieczkę do Wilna, równocze­

śnie rozpuszczają wieści, że za wycaeczką idą ezaulisi — Orgesz litewski przez Niemców przysposobiony. Straszyć, niepokoić, żeby lu­

dność żyła w ciągiem, oczekiwaniu niebezpieczeństwa, co utrudnią niezmiernie rozwój gospodarczy państwa, oto cel główny tych, którzy podstępem, przewrot­

nością chcą dokonać zemsty. Oni co lad, porządek, karność i pracowitość mają u siebie w najwyższym po­

szanowaniu, innym, narodom, jak Bosji przez posłanie Lenina, szczepią bezład, swawolę, obniżenie wydajno­

ści pracy.

Niechże naród cały zda sobie sprawę z tej niec­

nej roboty naszych wrogów. Niech zachowa wielki spokój i równowagę wobec tych strachów. Niech wy­

każe, że wierzy w mocną Polskę, która rozwijać się i wzrastać będzie. Że Lachy strachów się nie boją —.

czego dali i dać mogą dowodów nie mało.

A. Zdanowska.

N a f t a .

R apa naftow a, k tó rą n am daje n asza św ięta ziemia, m a olbrzym ie znaczenie w życiu gospo-

<1 cezem. N aw et w m ary n arce obecnie zam ie­

rz a ją w ym ienić opalam © 'w ęglow e n a naftow e.

K ażdy więc zrozumie, jak w ielkie z^.otrsebowtb- nie będzie nafty, zwłaszcza, że z dysttyiowama ro­

py naftow ej pow staje: benzyna, Ngroina^ n afta, p a ra fin a i cały szereg innych, jeszcze produk­

tów.

A przecież sam ej benzyny ile to obecnie po­

trzeb a do samochodów i sam olotów. Przecie*

■w dużych m iasta cli coraz m niej koni a coraz wię­

cej samochodów.

Przyszła zaś w ojna, m a być głównie o p a rta n a tych w ielkich ptakach, które w sbijae’ się b ę d ą w niebo nie po te, aby wielbić P a a a aa roeum da­

ny ludziom , ale dlatego, żeby z owych samolotów rzucać pociski z gazam i niosącym i straszn ą śm ierć zatrucia.

Cennej ropy nie poskąpiła n am Opatrzność N a południu naszego państw a, n a potikazpaciu od Nowego Sącza do źródeł P r u tu ciągnie się długi, przeszło n a 460 kilom etrów pas ziemi, n a k tó ry m w ystępują źródła ropy naftow ej, wydo­

byw anej głównie w pow iatach J&sielekim, Kroś­

nieńskim , Sanockim, Sam borskim , a najobficiej w Drohobyckim.

Dzisiaj najczynniejsze kopalnie ropy m am y w B orysław iu i T ustanow icach n a południow y zachód od Lwowa.

Ropa bardzo głęboko w ziemię w rosła. To też są tak ie św idry, k tóre m a ją po 1500 m etrów w y­

sokości. One to w iercą ziemię, a im głębiej — tem w iększa ilość ropy w ytryska. Często n a k il­

k a pięter w górę.

To też łatw o w yobrazić sobie, czytelniczki, co to za straszn a k a tastro fa pożar n a tak im terenie- i jakie piekło dzieje się n a ziemi, jeśli on w ybu­

cha. Od ognia strzeż Boże ludzi, co tam p racu ją.

Ażeby W am dać w yobrażenie Szan. Gospody- pie, co to za m ajątek tak ie teren y naftowe, to dość powiedzieć, że jedna kopalnia n afty w Schodnicy n a ziemi M ałopolskiej m a obszaru 2-400 morgów, a w7 tem 500 m orgów już odkrytego ropodajnego terenu.

To też nic dziwnego, że ra c h u n k i w tak iej p ra ­ cy w ykazują w ielkie zyski i że z nich, po opłace­

n iu i rozdaniu gratyfikacji R ada zawiadowcza zo­

sta ła upow ażniona przez w szystkich ak cjo n arju - szów do złożenia n a cele narodow e i oświatow e do 10 m iljardów m arek. Tyle n a dziś.

A proszę, kochane m oje Czytelniczki o listy. —*

Czy ,Gazetka* W am się podoba? Co chciałybyście w niej znaleźć? Jak ie wiadom ości o „skarbach1 ziem i“ najw ięcej byście chciały czytać?

Na w szystko zawsze chętnie d a odpowiedź

W asza M rówka. -

K U R S A .

27-g-o czerwca odbył się egzamin z . kursów spo­

łecznych, urządzonych staraniem p. dr. Chmielińskiej dla uczennic i uczniów Tow. popierania przemysłu In­

dowego, którzy przechodzą dwuletnią naukę tkactwa lub koszyksrstwa. Jak ą korzyść odnieśli słuchacze, juk byli wdzięczni i radża serdecznemu, zajęciu się ni­

mi, niech posłuży za dowód wiersz, ułożony przez p. Kry siaka w odpowiedzi na pytanie: *Do nam dały wykłady

Dodać, należy, że: egzamin wypadł doskonale: wia­

domości z.. geografji Polski, o jej bogactwach, • runkach prżertiyslu, rolnictwa, stosunkach • haudl»«

wych s eagranięą, e konstitucii Haeeea a iL\#

(3)

#300

*tw4erdłś% , m *i#3Sß ise « o z w n W f spomię&ali bewśeo is#o .peaez łSiiśa M & e deye&;% ia- ebową nwiśę.-

Qo Baa. &tify i^ S s ig r l

Wyl&%, 90 os» saf A tee moj® «cay iopforo pt'gej^zaly.

Ja te*az mqWKWßW 02¾½ 6¾ Póła&fc«a, A sweee msg», jh&iy było pte&iem, E-wie mi äsa dt) czyuu, du « y iu , d» peee;, Jafcfog wygadają tiea mcä rotkoy.

Tszsas wbfcę pole stossasto epußtoemoa«, G óry i pa-T-owy, co tfc’sr« — »niazeaone, Dokąd? b ä edä będsśeray ese k a ii, Praed inaemi tedy my w "był się ooiafi.

Mamy Fek*fcę wielką i dtoeye bogatą, Tylko brak jadaoge, serc eiepiych jak łabo,

£ 3re mełfeicb, oösaaych, 00 dusze wskrBesamją, Go bo ci jak powie, to swea się krają;

Po-es&Bi htd do esy»« Merso się z. zapałem, Odnaioaay już eteaeą, a w m z h*h i ciałem.

W j»Ś»of4*aek nsrodm takie aero» mamy,

■ Ach! esamuż Polacy, -weyscy ieh nie anemy?

' Aa to miałem, sscseęieie, takiego Anioła Poznać i uełyaaee, co z ust on swych woła.

Chciałbym tidiś zäpiaeic, lecz to droższe złota5 Więc czesase ja spłaóę, biedny ja niecnota.

Och ! wiem już, oeem na przyszłość zapłacić ja mogę, A n&pewno paaii to będzie toż drogie.

Więe pani,

’"zyjm w darni, on mój honor i w a ,

» już żadna nowa

tropią w ódki do 1#* m ych n ie w ojdaie, I z papieroseini tea to ssam> będzie;

To jedno — a drugie, Żo w swej okolicy, I w lata niedługie Mie będzie róśaioy

■ iędzy cliłopem i panam, W ssyetiUch wemnę krótko, Zaprzęgnę do prasy 1 chociaż malutko.

Wszyscy M słkiniacy Jak sflę wezmą, to amen

«Tui będzie cimmoeie, A z nią i złej doli, Bo na trąbach grzmocie,' To, eo dziś nas boli,

Tued od ns* mai fit »Ą By nas nie bar&fceó.

A gdy ais tek wszyscy na dobre skupimy, To od żydów nawet za grosz nie kupimy,

Alk nie" ich popresśm, by „se" wyjechali I tam w Faiestyaie sobie targowali.

Cóż dać mogę więcej, Droga, Złota Pani, Tylko wiązkę życzeń składam u stóp w dani, Więc życzę ja Pani życia choć ato latek.

Dla szczęścia i dobra Polski i jej dziatek, Aby w pomoc Pani stanęły tysiące

Polskie saczere dusze ogniem gorejące, Tąż samą miłością i tąż samą wiarą, By cię nie zakażały to* żadną ofiarą.

Meeb %’ją wykłady I Polska 3sKs*ę®b?A

T Paani Obmisłińsia — dla nas Tak życzliwa.

St. Krzysiak.

Tamka, gotto. 1-a w noa%

dnia M. ¥JL M s.

Miasto »a wieś.

Jsłifey w odpowi«te aa źeehęię Mrówki w estesfc-

no w Łom&m -®yGlec-K% w afedMehle stim y, bo do XtHBfhn-y. # W to końOittłpa, wdeś łowiska, a® swl<

pitShie wfiO«Miüks9»i gespSm wBŚ

nwni bwywemi strojami m wląaaych wstr^a- tatąch wykemaąmi. jkóm0®& edśo- lę hafiów, powadzoną pasa*: daöäü;* JSßääg*

kankę, gcMe fełlka:kie4ąt d&nwaąt wyrakpt na pló- tom swoje wboly, Śitaaw sąsm ^r, m s& śfy. DWeweaą.

ta same rysują w2$o®yjak do wyC$ßranBk,do kt&ryok mają « u m e dużo pEęlfesyeh pomjzA&w, potom wyszy­

wają Warną miką, &r6e^F#eą pmcag słwfeę Józefę, —*

H afty EemgWmwk atysą Jssfc aa wystemaeb. robót w kraju i aypęmntoą. Ale a& % # o W * y prayjeehai«

ogtądać wytiäeoAä-a, 2 Zrowiczą, orgsmfcatorom ehoAdło 0 nawiągamto WWeWą, serdecasyeii stoąenSdw mśędizy

miastom i w śą. Wiee^aaame wymaa-

aa myśłi, w j Ä e nabc@edśkqiQ, w»sp'Ólaa. zabawą, do­

konała też togo, w ca%j Pod MfcrenMcm p, S-zajcSiigowej, g*sew=. Zs$. Org. KeĄitó w Dowiezsi, zebrali się Moani uoaestjdr^ wymeozM wam z zastę­

pem skautów i orkiestry eafcoluej. Wyjednała straż ogsłiow® z Edmph^r po nSyeh gośoi, witąjąe tok serdecznie. Po przyjęciu i pofeaapi&niu udali «Sę wszyscy do feośdbła na uroezyste aabożeństwo Wnie- bowgtąptooia. P-s^byB. gośde pięknym ś^iawem przy S anach zachwycali KoarjasM^&r — orkiestra na

ońozenio zagwda ,^Boże ©oś Poła&ęA Zwiedaoiio potom chaty Eempetifele. Jakże tam pWknie, jak czysto, jak kwieciście. Bukiety i pająki te-wos, a m isterne! A wszystko to zrobione rękoma zręomej ho­

żej dzieweegrny, lub energiomej g c ^ o si, 00 to umie piękne z pożytoezsłem połąnzyó : i zakrzątoąć się około przygotowania pożywienia i nakarmię trmdkę i ob­

szyć oałą rodzinę i utkać pMteaa i kilimu na przyo- śziw ek i dać sobie radę z młeesywem i wyruszyć gdy trzeba w motyką lub grabiami w poła.

Po nuiazporaeh óx9>yiy eśą na p-rsygcb*>w»nem bo- ćW czernią harcerzy popraedaone przen 1 ówd c n i ora.

komendanta harcerzy o znąeasaiu i ważności zakłada­

nia drużyn wśród młodzieży wiojskej. Kiermvmczkl wyeierzki mówiły o gpr*n%Błt ważnych w kraju, o 0-

fłamceei na eeto samcobroRy narodu, o 3«e®zem-u o- świsty przez czytonie książek, urządhaaie wycieczek, do czego chętośe miasto v-.«i dice być pomocą.

Ma zakoäsgeaie vemt^stmo rozmaite gry towSbrsy- skie, waascłe tańce, w omm o&$a młodssoż miękka, i wiejska brała mMał 3 całą ochotą i sapałem. Późnym wieczorem, po wspólnem. odsiew aniu Boty, odwiezio­

ne gości na kolej, żegnając M i serdecznie i dziękując

£& żywą oświstę serca 1 umysłu w tak miłej, łatwej i wesołej formie podane, co każdego ujmie i do dobre­

go pociągnie. Boć to największa tajemnica szerzenia prawdy i dobra — dać je z sercem i prostotą. Mieehże ten przykład Łowicza zachęci nasze miasta powiat»

1 inne do podobnych wycieczek.

®*#w»w<!v$9<sam8»ews»wessaNsm®ee«mł!is^e®»M®@3^

Czwórki oświatowe.

M ie wiem , czy w szystkie jw tze czytelniczki wie­

dzą o tern, że w Polsce połow a Iwdtiotoi n ie um ie czy­

ta ć i pisać, połow a, to znaegy, 00 d ru g i człow iek; ja ­ k ie to przykre, jak ie to ażreeemel To ta k , jak b y poło­

w a hadnośdt nzs&cgo k ra ju niewidoma, była.

Czy je st w iększe kalectw o n a świeci® je k ślep o ta!

A m y m am y połow ę ślepców * narodzie-»

(4)

, » ■

Co drugi człowiek u nas — to kaleka: Pomię­

dzy chłopcami wstępującymi do wdjska, tćraz, w. c k - się'tegoimczneghpoboru, na stu ż ą d a n y c h osRmxMe- sięćlfiĄiie umiało czy tac ! i to w podustach, pod samą ,War_ś&Vxyą, w środku kraju! Cóż z nami będżie, gdy tak dalej potr.wą?

Przecież nasza Rzeczpospolitą Polską rządzi na­

ród cały. On wybiera posłów do Sejmu, do samo­

rządów, on sam rządzi swoją szkołą, swoją gminą, —.

swpim powiatem... Jakże rządy te mogą być dobre, jeśn je sprawują -ludzie ciemna...

Żebye cos robić, trzeba uniieć to robić, a skądże tę umiejętność zdobyć ? Z książek. Jakże włęc ten oo czytąĆ nie umie, może rządzie?

Musimy coś na to poradzić i to szybko, musimy się zńbrac do uczenia tyidi, co nie umieją nic. W War Szäwie, przy ulicy Krakowskie Przedmieście nr. 7 — jest Towarzystwo Macierzy Szkolnej. To Towarzy­

stwo -wydało teraz prześliczną kartę do zawieszenia na ścianie, na której jest wyryaWane to, co każdy Polak musi umieć koniecznie.

Trzcbae, żeby każdy /. nas eo.umie czytać, kupił sobie taką kartę i nauczył trzy osoby tego, co tam stoi wyrysowane .

Takie cztery osoby to jest nauczyciel i 8 ucz­

niów,' nazywa' się „czwórką oświatową“. Gdy się taka ozWÓrka ze sobą pozna, — gdy się trzy osoby od czwartej nauczą czytać i pisać i rozumieć coś z na­

sz y c h dziejów, tot wtedy zabiorą się oni do przeczytał- nia i zrozumieniu konśtytuęji naszej.

Kie można się nazywać obywatelem polskim, je­

żeli się nie zna konstytucji.

Weźmy się siostry czytelniczki do tworzenia

„ czwórek oświatowych,“. Najpierw więc ty, siostro, co to czytasz sama, zasiądź do stołu ze służącą, parob­

kiem lub nawet "z matką swoją, czy ojcem i naucz ich tego, co na karcie Macierzy wyrysowano. Potem na-

Z niedoli dMciącej.

Franek miał jedenaście l a t . .

Całe lato pasał krowy po ugorach, rowach i przy- drożach.

Wczoraj cały dzień mżył deszcz zimny, prze­

nikliwy. Fąanek owinięty matczyną chustką, wil­

gotną i ciężką, ledwie mógł się ruszyć. Gdy siedział, i gołe nogi, sine z zimna, a podrapane i bolące, pod siebie podkulił, to drżał cały, aż mu zęby dzwoniły;

gdy zaś zerwał się, żeby krowę ze szkody wygnać, i zaczął się za nią uganiać, to pot mu zwilżał czoło, koszula do pleców przylegała, a sapał jak miech ko­

waliki. Rozgarniał wtedy chustkę z piersi, zsuwał ją z głowy i cieszył się, że mu-wiatr czoło chłodzi i deszcz głowę zwilża. Siadał zmęczony, zziajany nad rowom, i za chwilę znów drżał z zimna, ręce pod chustkę chował, i tak się kulił, że wyglądał zdał oka ja k kamień przydrożny, zmoknięty, szary, bez ruchu.

Po takim dniu legł w kącie tapczanu i długo usnąć nie mógł; bolało go coś w plecach, kaszel zaczął du­

sić, a gdy wreszcie zasnął, czuł, jak go całe ciało pali. Jakieś widziadła po głowie mu chodziły; mu­

giat krzyczeć przez sen, bo go matka parę razy nogą w! bok kopnęła wołając:

— A nie będziesz ty cicho! O, widzisz go, spać nikomu nie da!

Rano wstał jak nieprzytomny, dusiło go w pier­

siach, a dzwoniło w głowie. Rad był jak najprędzej Wydostać idę na pole, żeby? lżej odetchnąć i wygrzać się no. słonku, któro wolało rano wesołe, i jasne. R a ugorze, na rżysku, zdała od domu, zawsze najlepiej

mów znajomą, czy, znajomego, żeby sobie też kart*

taką kupił fi »dożył, „CzWprkę Oświatową“. I tak dalej w imię Róże, Mech cię szerzy oświata po ziemi pełsładj, n£fech się leczy to kalectwo, które czyni, ża Połśkih. upośledzona jest między narodanu zachodnie­

go świata. Głupsi od nas to tylko bolszewicy. Czy to nie wstyd ? Żaden Polak, ani Polka nie powinien spać spokojnie, póki w jego otoczeniu znajduje się ktoś co nie umie czytać.

Na żądanie redakcja Gazetki prześle czytelnie»*

kom karty dla „Czwórek Oświatowych“.

Niby piasek m orza rozsypani jesteśm y po świecie. Wszędzie nasz b ra t pracuje, wszędzie szu k a chleba, którego i w Ojczyźnie nie zb rak n ie d la nikogo wtedy, kiedy u n o rm u ją się w a ru n k i p racy i kiedy w szystkie sk arby naszej ziemi swo­

bodnie będziemy mogli dobywać z jej łona. D a Bóg n a stą p i to przy wzmożonej ludzkiej cnergji i przy zdobyw aniu ośw iaty, k tó ra zawsze idzie w parze z dobrobytem.

A tym czasem z różnych krańców św iata do­

chodzą n a s wieści, ja k nagi łodzie pracuję.. Nie­

daw no m ieliśm y list w red ak cji „G azetki“ od ro ­ botnika, k tó ry jest w kopalni w ęgla we F ran c ji.

Pobyt sobie chwali, choć i za chichem czarnym i za skibą naszej czarnej ziem i tęsk n o ta po n ieraz zbiera.

To znów dochodzą wieści z A m eryki, gdzie już kolonje polskie duże i sk ąd w czasie w ojny przysyłali n am n asi b racia zasiłki, w raz ze szla­

chetnym i A m erykanam i. Skąd szedł żołnierz, zw ołany przez wielkiego p atrjo tę Ignacego Pade­

rewskiego, aby bronić Ojczyznę . .

mu było; tam go nikt ni o popychał, nie bił, nie krzy­

czał na niego, a choć nieraz głód mu dokuczył lub zimno, wolał to, niż siedzieć w chałupie. Dziwna, rzecz, jak on tu wszystkim zawadzał 1 "Matka od ra­

na do nocy szturchała go w plecy i pomstowała: —*

Franku, walkoniu! A to nie słytgzysz, że cMeckp krzyczy? Franku, gęsi w kapustę wlazły! Franku, h ul taj u ! południe, a kartofle nic obrane! I tak cią­

gle! Ojciec — jeszcze gorzej, bo nic nie mówił, tyl­

ko rzemień odpasywał i chlast znienacka po plecach, po głowie, gdzie trafił! Nieraz Franek nie wiedział, za co, — a i ojciec pewno też nie potrafiłby powie­

dzieć, za co go bije. Lepiej było psu Łapie, bo mógł i wygrzać się pod ścianą i wyspać do syta, i nie bili go tak jak Franka.

To też choć chłopaka głowa dziś bolała, i na no­

gach ledwo się trzytnał, nie tknął śniadania, tylko czapkę nasadził na uszy, śmignął prętem wierzbo­

wym i pognał krowy na rżysko.

Do południa póki słonko grzało, niezgorzej je ­ szcze było Frankowi, ale zaraz z południa znów się zachmurzyło, zerwał się wiatr przenikliwy, i deszcz zaczął padać. Po obiedzie Franka ubrali znowu w chustkę, której niecierpiał, bo mu jak wałem ota­

czała szyję, pod pachami gniotła na plecach ster­

czała grubym węzłem, że to ani położyć się ani o- pizeć o pień drzewa, i na oczy tak spadała, że pra­

wie nic nie widział. P r żytem czuł ciągle dreszcze, a chwilami tak mu słabo było, że musiał siadać choć by na środku drogi, bo chyb&by upadł.

Żeby już prędzej zganiać zaczęli! — myślał so- tie. — Tak zimno...

Siadł pod. tiosenkami, gdzie było trocha za-ciatf'

(5)

Ä w tej chw ili czytam pięlkny opis W ielębn.

ks. Grzegorza Ja^iew skiego — który, ja k o m isjo­

n a rz jeździł po Afryce 1 wynaj<tó\va.l naszych po­

laków , by krzepić slowęm beżem ich dome.

Czcigodny pasterz o p isu je swoja w ypraw ę, w k tó rej z bijąoem sercom, ja<k mówi, zbliżał się do osady zwanej Djebel-Knrf, gdzie sa kopalnie fos- fatu, k tó ry m a zastosow anie w życiu gospodar- czem, jako nawóz ochronny i gdzie w łaśnie p racu ­ ją nasi b racia — polacy.

Pierw szy tra n sp o rt polaków przyjechał w lu ­ ty m ro k u bieżącego, drugi w kw ietniu. Razem z rodzinam i jest ich ta m £00 ludzi, pochodzą prze­

w ażnie z Poznańskiego i z Źagł. Dąbrowskiego.

Rodziny są liczne, m a ją po 6-ro i 7-ro dzieci. W jednym dom u spotkał ‘W M . P asterz rodzinę zło­

żoną z 18 osób a wszyscy dorośli i dzieci słu ch ają głosu 76-łetniej babki, k tó ra z całą energją p ro ­ w adzi dom w ładzie, cnocie domowej i pobożności.

•Toteż jedność i zgoda tej rodziny służy w szystkim *

za przykład. e

Ro-botniey n asi m a ją m ieszkania dobre a ze k opalnie bogate, więc ^w ynagrodzenia nie żałują.

P rac a polaków o ty le jest lżejsza, że przyjeżdżają tacy, co już w kop aln iach u n a s pracow ali, więc więc im daj a pracę św idrow ania terenów , wz które później n a k ła d a ją m aterjajy wybuchowe, żeby wydobyć n a w ierzch te ste t. In n e prace w ykonują ÓArabi, którzy przychylnie odnoszą się do naszych

rodaków .

Oczywiście w osadzie takiej niem a kościoła.

O łtarz ustaw iono w dużej sali. Sędziwa Babcia K ruszyńska przyniosła Obraz M atki Boskiej G ietrzw ałdzkiej, p am iątk ę najdroższą ze swej pa­

ra f ji, in n a kobieta obraz Sw. Rodziny i popłynęły od tego o łtarza m odły gorące, peraz pierwszy sły­

szane w tym zakątku, a z picr$i zebranych szła pieśń polska do P a n a Zastępów.

niej, otulił się szczelnie i patrzył wciąż na krowy, żeby nie weszły w cuclaą koniczynę, co koło ich rży­

ska rosła. Patrzył, patrzył, oczy otwierał, a tu mu w oczach krowy rosnąć zaczęły coraz większe, więk­

sze, aż porobiły się z.;nich góry porosło lasem, a na gałęziach drzew ptaki się uganiają i tak świergoczą, tak hałasują głośno, głośno.... A to w biednej Fran­

kowej głowinie taki był hałas. Opadła mu ona na piersi, i zasnął chłop-czyna, zmoiony chorobą i zmę­

czeniem nad siły. Obudziło go silne szarpnięcie i głos towarzysza W alka:

— W stawaj, Franku! krowy ci zajęli!

— Go?... kto?... Jakie krowy?.... bełkotał F ra ­ nek na pół śpiąc.

— Jakie? No wasze, coś je tak pasł, że w ko­

niczynę wlazły.

— Jezus! Maryja! — wykrzyknął Franek, do­

piero teraz oprzytomniawszy.'

— Dostaniesz zdrowo od ojca!

— Kto je zabrał! ? Widziałeś! ?

-— Parobek od Sikorzyny. Wyskoczył akurat, ledwie wlazły, ledwie że dwa razy ozorem zajęły, a tu je łap za rogi na postronek, i do podwórza! — opo­

wiada Wałek.

— Nie mogłeś mnie to wcześniej zbudzić ?

— Ale! Widziałem to, gdzieś wlazł ? Zaszyłeś się w cno jaki, jeno ci nogi sterczą! Franek siedział bezradny z rozpaloną głową i tylko łzy płynęły mu po twarzy,

A Wałek stał nad nim i bez litośei, jakby rad był z cudzego nieszczęścia, »'ciąż nui iaAu do­

dawał.

I ta k co -wieęzór przez m aj, zbierał się polski lu d z rodzinam i i w ołał: „pod. T w oją opN kę ucie­

k am y się1 V m y dzieci polskiej ziemi, którzy z#

p racą pow ędrow aliśm y do gorącego k ra j« A fryki.

Aż przyszedł dzień rozstania. W szyscy przyn stępow ali do Stołu Pańskiego. Ks. m isjonarz o- chrzcił m ałego Jasia, k tó ry podczas jego pobyto przyszedł n a św iat. I jakoś silniej niż zwykle w y ­

dzierała się tego wieczoru z p iersi z g r a n y c h pieśń:

„Do Ciebie dzieci w ygnane wołamy, zlituj się, zlituj, niech się nie tu łam y .“

Ks. M isjonarz w yjechał z żalem z bogobojne#

osady. A m y prośm y przy pierw szym pacierza Boga, aby n ik t z tych zacnych pracow ników , cat w pogoni za Chlebem m usieli jechać do obcych, nie został tam n a zawsze i aby biogosłe-wieństwoi i opieka Boża tow arzyszyła ich w szystkim poczy­

naniom . E ika.

Prawdomówność.

Gdy małe dziecko mówić już nieźle zaezyna, do­

bra, matka baczną powinna zwracać uwagę na to, by dziecko mówiło prawdę, by patrząc na wzory wokołĄ nie wprawiało się do zmyślania, wykrętów 1 kłam­

stwa.

O j! kłamstwo to szkaradna, ohydna wedu, z któ­

rą należy walczyć zawzięcie, a wykorzeniać, gdy się tylko pojawi.

Dwa są główne rodzaje kłamstwa: jodno — Tł- krywanie złych czynów z obawy kary i skłanianie winy na innych; drugie — zmyślania rzeczy nieby­

wałych, gadanie bezmyślne, co ślina do ust przy­

niesie.

— Oj, spiorą cię tatulo, spiorą, że be» trzy dnie nie usiądziesz! Sikorzyna chciwa na gro«, ze dw®

ruble zedrze wykupnego. Trza ci to było spaś!

A we Franku mało serce z żalu nie pęknie.

— Czemużem ja zasnął, czemu ? Ale przecłd roztwierałem oczy co sił, sam mię sen zmógł, anł wiem, kiedy. I tak mnie wszystko boli, a tu jeszeze bić będą!

I zdawało mu się że widzi już, jak ojciec rze­

mieniem rękę okręca, i słyszy, jak chlasBcee po jego plecach. I skóra mu drętwiała ze strachu, dech u- stawał, a łez już powstrzymać nie mógł.

— Żeby choć nie mocno, żeby choć nie dł uge walili! — myślał. — Może się matka za mną ujmie 1 Ale czy to kiedy się ujęła?... Jeszcze sama dorzuć#

kułaka! I wstał Franek jak skazaniec, spuścił gło­

wę, że mu i oczu nie było widać z pod chustki, i szedł do domu rodziców jak na męki, i szedł do ojca rodzo­

nego, do rodzonej matki, jak do majzawziętezyeh wro­

gów. Za każdym krokiem serce mu silniej biło, głowa bardziej pałała gorączką.

— A może ulitują się tym razem? — pocieszał się w myśli. —• Może zobaczą, żem chory,... Najle­

piej padnę ojcu do kolan, ucałuję jego ręce, powiem, żem niewinien, że mię sen zmorzył, sam nie wiem kiedy... A jak nie da przystąpić nawet do siebie, ca ja tu zdołam poradzić ? Nic, chyba Pan Bóg mię li­

ra tuje....

I zaczął biedak drżącemi wargami szeptać pa- ei er z. codzienny: „Ojcze nasz, któryś jest w N ie b ię^

P. IV .(Ciąg dalszy nastąpi)

(6)

V

Pierwme jest M«sasterem »«jgorsssgo gsźaabu, n^g*ę,p&>QKa graosaaym, bo « k e tk ozyrti MikuLmiu i -<*ssa«j deiwy; drogie aaś bywa mnżog tóorfiiwe, essasem nawa* aiew iaae; ale gdy datecfco w małyeh raeozseb amyśW iię aaaeay, to potem nie przebiera, jen o błamie jak z karty.

Są jes@eze i ta k ie kłamstwa, którenó udaje się

rfett® święte eneiy, jak: pobaś-nośó, mi W e, sfcrom- Ro# i iwie. To tea judarośw, fary-aeussów, ofcłudai- ków jest, afoeteiy, aa świeoie sporo. Ghoą om nebo­

dzie w ossseä lwiai za leptssyeb, niż są w rzeczy wi- etośai; ale eey p^ędsej, czy później obłuda ieh wyj­

dzie na w r a c k i tdkim nikt* nie wiemy, eŁoćby eaa- eeei i pswwda ebejść się cfceirli.

Ndeży więc ««rwać, by cbieeko, z którego m wyros&ąć ostowie-k prswy, do tych różnych rodzajów k-iaro.stwa säe wdraśalo ś ę B&weBaau. Ale, mój Bo- ie! eay pray dgWejmem wychowaniu daśeei myśli się 0 tern!

Hi® ms, ale setki rasy widaktem, ja k matka, ejeiee, btfcfelfea, wuj i iruii osKufcują deieeko, dając mu prawdsiwe lak o ja Maeastwa.

— „C bodź — m ów i do dzieciny ta M nawezyciel .— chodź! dootftuie«® c u k ie rk a “. D ziecko, n ie ra z już osm ikaac, n ie wfergy i nie idsie z a ra z ; ale stweawy człow iek je e t pom ysłow y, m a przew oź rozum i spo­

soby, id o iwrtitoipsrógąc eię n ad tern, że p rzy eay n ia eta n a św w ń e, o saukujo dalej. U d e rza aeę po boku 1 mówi: — „A to mam ouSsWków! pełaiutką kie­

szeń T U daje nawet, że te euMerki zjada i mlasz- eeęe językSam, awłewyna się ich słodyczą.

Sfeusaowe dziecko uw ierzy w końcu i p rz y jd z ie ; ale to ma z teg o ? O to p rz e k o n a się jease-aa bardziej, te s ta r s i oseukują. M eniią i W w o w ier rość w y­

śmieją.

Może się komu wydawać, że jest to niewinna i HiiAiwyoŁftj poóisssaia zabawa. Malec bowiem za- wierGicey gmśewsa. się, s@aka po płaoz.e, a nawet bije. Tak, kto uważa, że (W»oko to ss*

feewka, tern *6ę uAmeje i ubawi; Łocz (Ba ckkeciny to prgejśaie nielwda..

W sercu mi »dzi utkiom śł-ad na długo zostanie.

Gzy mość dsieeko wierzyć ateraeym, Marnować ich i kochać, jfikii ta k z niem postękują? Sa.uer.one kłamstwa, bętbśe fok też oszukiwać i na kJtasncę wy­

rośnie, jeśli na drodze jogo życia nic stanie co takie­

go, co kłamabwe obrzydzi, a prawdę i rsetełność mi­

łować nseeey.

—00O00—

Żeby ckśecó > brzydziło się kłamstwem, powinna

|ek najbardaicj \>rzyd.dć seę niem matka. Powinna Syć zawsee prawdą i czy to w rzeczach drobuiej- ezyeh, czy też w aprawädi wielkiej wagi, nigdy dziecka nie cwztłkać.

Nawet i wtedy, jeiłi malec zapyta, skąd się wzięła maleńka słóairzycsska, to też nie w y n ik ać niedorzeczności, które czy prędzej, czy później wy­

dadzą się przecie i matkę w złem świetle przedsta­

wią. Powiedzieć rzetelną prawdę, prawdę, której nik t zaprzeczyć nie może, że siostrzyczkę P m Bóg stworzył, tak samo jak inne dzieci, tek samo jak ma­

musię, tafcueia, is k wawsstfcich ludzi i wszystko ua świec*®. To defoeka wystarczy na długo, a dopyty­

wać się dalej boóafo tylko takie, któreeiu już bocia­

nem czy iaaeetii kłatestwemi w gfowiuie aamą-

•eno.

M s aespaae me*m dać dokładną odpowiedź na weaystka, o oo się pyta dziecko, bo umysł jogo nie- roBwinlęty, me w>«*ysżfco przyjąć jest w stanie, ł matka też, choćby najlopesa, nie na każde pytanie

& L . odpewaeddfeć ddkrge pebwuft-; do kłamste? jedaafcśe eeiekad się nie godzi.

Najlepiej p<r»ded®ieć dssieck-u, że z esasem, gdy się pilnie uczyć będzie, to nie tylko tego, o co się py­

ta, ale wielu jeszcze inny eh ciokawyeli a cudownych rzeczy dowie się z nauki; że najpierw łatwiejsze rz o ery trzeba pojąć, to później i irudateftize aaaanieg się zrozumie.

Zrseztą może powfodsśeć, eo jej maeie^syś&kia te®@e podyktuje, byle nie wyssane z pidea kłam­

stwo.

Jeśli dziecko tylko zm yśla i opow iada a ie- stw orsona rzeczy, w yanute z fantazji, trztS>a to w łagodny sposób prostować, nie gniewać się, nie k arcić ostro, a te$łdłd«M ej nie w ym yślać dziec­

k u od kłam czuchów . Ale gdy skłam ie z obawy przed k a rą i jeszcze więcej, złoży na- kogo Innego, to już m a tk a pow inna trak tow ać jako najw ięk ­ sze, najcięższe przew inienie. P ow inna się tern.

am a rt wić więcej, niż stłuczonym gam cakiem , roeM tą saybą, wyłaneaa m lekiem ; więcej, sto r a ­ zy więcej, niż tom, że dziecko msd-arto »owa ubranie.

To są też winy, ale porów naj, m atko roeum - nie kochająca, której chW-zi o duszę dziecka, ja k a między ten d w inam i jest ogrom na róż­

nica!

Z jednej stro n y szkoda materja-łna, wypa­

dek, który pobudza dziecko do uw agi na przy­

szłość; a z drugiej strony w ina ta k wiotka, że praw ie rów nająca się zbrodni, — wina, k tó ra szk arad n ą p lam ą kładzie się n a duszy dziecię­

cej, brudzi ją i psuje.

Jeśli się już stało nieszczęście, że dziecko skłam ało, powinno bardzo tego żałować. T rze­

ba jak najw cześniej rrsek-onać je o tero, że zw a­

lanie w iny na drugich, to nie tylko graeeh prze­

ciw miłości bliźniego, ale i b rak odwagi, bruk.

m ęstw a, w strętne tchórsostw o -przed za-dłużoną k arą.

Fr& m isaka ümm&mm..

Co

Pracow ać do siódmego potu. Ale bawić się z całą radością serca. Godziwa rozryw ka i młode­

m u i starem u n a rów ni potrzebna. In n a c a będzie dla ojca a in n a d la syna. In n a dla m atki a in n a dla córki. W ybierz ją m ądrze, rozeznaj ucz­

ciwie, ale n a odpoczynek po pracy, ra d u j się ży­

ciem, bo ono radości w arte.

B ć" dał jasne słońce, łąk i kw ietne, ptaków śpiew V i wody poszum y dla w szystkich. Umiej tylko i rżeć a słuchać, to już tyle radości się nagrom adzi, że ledwo serce strzym a.

W ydatki m iark u j. Oszczędnością zabezpie­

czysz dobrobyt. A z nim przyjdzie spokój i pogo­

da ducha.

Obecni© bardzo tru d n o dostać się do A m eryki.

Puszczają ta m t^lk o po w ielkich staran iach, żony do mężów, dzieci do rodziców i narzeczone do narzeczonych. W tym o statn im w ypadku, trzeba być bardzo ostróżnym, bo w ładze am erykańskie pibrtuią przepisów. Narzeczony znany czy niezna­

n y m u si się staw ić po przyjeżdżającą, narzeczony

(7)

Numer T

t s $

Strona ł

I wzięć z n ią ślub zaraz n a statk u , gxMe sprow a­

d z ają ksiądza katolickiego, p a sto ra łub rab in a, —«

w ednig w yznania m łodej pary. F rzed p a ru m i es.

zdarzył się następ, wypadek. Do jednej z dziew­

cząt z radom skiego, k tó ra koniecznie chciała się dostać do- Am eryki, n a p isa ła jej koleżanka, że m a d la m ej narzeczonego, któi-y prześle jej w najbliż­

szym czasie k a rtę okrętow ą, nie w spom inając nic o ślubie n a s ta tk u (może o tern n ie w iedziała), a n i o tern, jak te n narzeczony w ygląda. Isto tnie po p a ru tygodniach k a rta przychodzi, dziewczyna u- rad o w an a jetM c do te j ziemi obiecanej, gdzie m a ją jeszcze oczekiwać narzeczony.

Dojeżdża n a m iejsce, w zyw ają j ą n a pokład, zaw iad am iają ja, że przybył po n ią narzeczony że m u si z nim w ziąść ślub, dopiero n a ląd w ysiąść je j w olno. Rozgląda się zaciekaw iona i strw ożona gdzie jest ten w ybrany, a nieznany. Zbliża się do niej m urzyn okropny, czarny, k u d łaty , śm iejąc po­

daje jej rękę. Rozpacz — łzy n ic nie pomogły — trzeba było albo w racać ty m sam ym okrętem , albo ziąśe ślub z tak lekkom yślnie w ybranym listów

>9 mężem. Zdecydow ała się n a to ostatnie. Na częście wzięło ją pod opiekę Tow. opieki n ad E- : i g ran tam i i swemi staran iam i uniew ażniło to przym usow e i nieszczęśliwe m ałżeństw o. — Zda*

rżenie to prawdziwe, opow iadane w biurze przed­

staw icielstw a tego T ow arzystw a w W arszaw ie. —, Tylu niesum iennych agentów zajm uje się naszy-

# d em igrantam i, ta k me n a tern zyski ciągną, ze dobrze wiedzieć o istn ien iu takiego polskiego k a ­ tolickiego przedstawicielstwa., k tó re z cała życzli­

w ością zajm uje się em igrantam i u ła tw ia w szyst­

kie spraw y, zw iązane z otrzym aniem pozwolenia, lu b otrzym aniem wiadom ości o krew nych w

Ameryce. . A. Z.

Adres tow arzystw a: M uro Poraoey Emigran­

tom Oddział N ational Catholic W elfare C onseil — W arszawa, uL Czackiego nr. 18-10. Teł 265-90. — B iuro czynne od 10—2. U dziela E m igrantom w szelkich inform acji i w skazów ek

(Dalszy ciąg.) n . Krwotoki.

Vv poprzednim rozdziale opisałam, jak postępo­

wać przy często zdążających się zranieniach, -wskutek których następuje krwotok z żyły, lub tętnicy — jak je odróżnić i jak tamować.

Zdarzają ślę też często krwotoki z ust, nosa, m»- eicy lub jelit, i w tych wypadkach koniecznie trzeba -wiedzieć, jak postępować, żeby choremu dać pomoc, a nie zaszkodzić.

Często przez nieumiejętne postępowanie w tych wypadkach, taką się krzywdę robi, że lekarz sprowa­

dzony po paru godzinach, albo paru dniach, oo przy oddaleniu od miasta! jest mozhwe, nic już poradzić mó może. —

Krwotoki z ust — plucie krwią lub wyksztuszą- naan większ, ilości czerw, pienistej k rw i—, zdarzają się przy chorobach płuc, niestety tak bardzo częstych i tak bardzo Eozszermjących się w ostatnich M ach na­

wet na1 wsi.

^'r takim' wypadku należy chorego przedewszyst- khan uspokoić, & nic straszyć i przepo%dadać błśaką' śmierć.

Chorego trzeba ułożyć na łóżku z Tułowiem nieco StomeMonym, zabronić mu "mówię, tilnm k a ä W .. Ś -

branio trzeba rozluźnić, paski, tasiemki rozwiązać, kok nie$»yk odpiąć. Do ptoia podać szkłankę: wttdy z ł y teczką soli rozpuszczonej, wodę z cyfeyaą —- wszystiici zimne — kawałeczki lodu do łykam a. Późajfcgj do­

piero mleko zupełnie oziębione. Dobrze toż dać wtedy żehifcy nę rogpussezoną w wodzie — 10 Haików ćwierć szklanki wody gorącej, — którą pa toąmapog*

niu trzeba oetüdaie, dodać trochę soku z cyteyny i tak ką galaretę dawać choremu po łyżęęzee.

Picie wina, wódki, piwa, hąsret kAwy..i herbaty jest szkodliwo, bo pobudza mniejsze Miążeato krw i i

zwiększa krwotok. —

Spokój bezwzględny i W enie są najwaM^&zĄ chodzenie, nawet przenoszenie choreg© . fi*3ted3iw&,

Piiży silnych hsrwotohaek z oe5& ułożyć ckorógcę rozluźnię ubranie, polecić głęboko w^rę|Eć .powiefctaaj1 nosem, przy zamkniętych ustach, wydoch-ać ustami sak tykając nos. Kłhść zimne okładyna: nos. "WóŁ&aąd do nosa pag-ę kropel soku z (^Fteyny^lah. rużtwpeg p**

ezku „teainy“, kupionego w aptece. "Wkł&#ć w nos*

wałeczki czystej waty. Nie pic tac- gorącego.

Frzy.fcrwräa&aelt % jeUt nilegy chorego'ułożyćpo­

ziomo (równo bez p<xMoezenjA.g:bów^}; nie fewstć nych pokarmów « I napoi przez M gb&ray. P rag a!*

nie gaśić tylko .ptuk&aiem uat # p n ą wpdą. Po) 2¾ (Dtoack, gdy krwłbtok ustanie, dhwitć po-’ * -

Byeb tytko płynów.

Pi zy krweitc&aołi madeznych ułożyć ełicrą równe '— robić okhid)- zäume na dolną ezęSif hrzudba, nkjlas piej pęcherz wołowy napeMć fedem łub śmegieś*«

może być też duża płaska butelka napełniona! v lodem i te przykładać zamiast okłedu. Do picht .

••waetyBto zb n u en ^ o je, pM ^ew p^dM em wodę z-d^g Sośt-ią soku z cytryny łub ssaną eyiryaę,

Takie krwotoki przychodzą najczęściej przy p o r*

nieniu lub szybkim, gwałtownym, porodzie. Wobeo tego, że na wsi dzieje się to nieraz przy nieświadomej babce, która wtedy stosuje gorące okłady, żeby cho-ra eię nie zaziębiła, albo nacieranie i smarowanie, które rozgrzewają i pobudzają silniejsze

krwotok1, — najczęściej krwotoki takie kończą śmśereią chorej —< którą umiejętna pomoc uratowałd- by napewno.

We wszystkich silnych krwotokach nałoży we»

wać lekarza, żeby powód ich zbadał i leczył. W ek*

zówki, które tutaj daję, są tylko ostrzeżeniem, jäk sie zachować, żeby choremu nie zaszkodzić, oo bardzo la#-, wo się dzieje, szczególni oj przy pocwszecMem. mmem*

niu na wsi, że aminy okład, sakowy napój szkodzą obex remtt i zaziębiają w nim krew, która krzepnie i wyrw*

luje pogorszenie choroby. Jest to mniemanie zupdk nie błędne, które właśnie przy krwotokach jest zgul>

ne. Przypomnijcie sobie Czytelniczki, d e znam© t*, kich -wypadków, że kobiety przez zły, nieumiejętny ra­

tunek wskutek, krwotoku t&kiego życie skończyły, l ęk straciły tóy i zdrowie na długie lata. —

Aniela

Już k ie d y ś p isałam naszym kochanym C zytel­

niczkom o ty m ra ju , ja k i m a ptactw o domowe w;

Ju linio, wojów. W arszaw skiem , pow iecie J a d ó w skiiri o 4 kilo m etry od Łochowa, gdzie toż i stacje pocztowa.

N asza dobra, n a d w yraz dobra p an i H e le m Baderew ska, k tó ra choć nic m ieszka między n a m i zawsze o n a s m yśli, założyła ta m hodow le drobią, ta k a ja k ą miewają, za granicam i naszego krajem ale jakiej u n a s dotąd nie było.

Sebj'icie W dżW y panie gospodynie te pras*.

(8)

Ä toBB* S K Ä T E T K A D I A K O B I E T NumtTf i różne gatunki k u r, jedne od drugich piękniejsze,

jedne od drugich w iększe a w śród nich z powagę, krocz, czu p u m e koguty, jakich oko nie widziało, to nie byłybyście praw dziw em i kobietam i, żeby tWas n ie o g arn ęła zazdrość, że to po święcie sę ta ­ k ie cuda a u n a s ich ta k mało.

Otóż dlatego w łaśnie, że te k u ry s ę nośne, że p a mięso wyborne, że ziarno jędzę ta k samo jak k ażd a k u ra nie rasow a, a o p łacaję się lepiej n i­

żeli ona, p an i Paderew ska, troszcząc się o to, aby hasze kobiece gospodarstw a ja k najw iększą da­

w ały korzyść, założyła to istne m iasteczko kurze.

Sę ta m k u rn ik i jak cacka. Baseny z w odę pły­

n ą cą z rzeki Liwca. Całość otoczona siatk am i z d ru tu i poprzecinana uliczkam i a ośw ietlona elek­

trycznością.

W śród tego, sto sztuk drobiu z k u rn ik ó w p ani P aderew skiej w Szw ajcarji, słynnych n a cały Świat. Jak ich ta m k u r niem a. I z A nglji i z F ra n ­ cji i z Japon.ji i z A u stra lji. A w szystko ta k hodo­

w ane, że n a każdej w ystaw ie bio rę nagrody i m e­

dale.

I każdego g a tu n k u nie żałow ała pan i h o jn a 8 ia polskiej hodoiwłi, nie żałując n a k ład u n a Stworzenie w szystkiego, co do tej hodowli nie­

zbędne.

K ury przezim ow ały wybornie. A teraz nieba­

w em będzie otw orzona szkoła hodow li drobiu w

#u linie.

A kiedy się dziewczęta nasze nauczę, jak i co robić, aby k u ry były doskonałe i po w siach założę gniazda zarodowe, hodow la drobiu pięknego w zrośnie i podniesie się z jego w arto ścią dochód, k tó ry w żadnem gospodarstw ie n ie może być obo­

jętny.

O o tw arciu szkoły W am napiszę Sz. i kochane Czytelniczki i będziemy razem dziękow ały naszej p ani P aderew skiej za jej dobrą m yśl i troskę o n a ­ sze postępy w gospodarstw ie kobiecem. L. Kot.

Prsepśsy kuchenne.

Kwas L ite w sk i

P rzy nadchodzących żniwach dobrze gdy sk rz ętn a gospodyni przyrządzi w dom u łatw ym sposobem napój orzeźw iający i sm aczny dla s tru ­ dzonych domowników.

Do czystej beczułki w kruszyć 3 ft. suchego ehleba razowego, n a to wlać 20 k w a rt goręcej wo­

dy. Skoro ostygnie dodać 2 dek a rozrobionych z w odę drożdży. Po 12 godzinach, gdy przeferm en- tu je, p ły n przecedzić, w sypać dwie szklanki cu­

k ru , wdać w mocne butelki, dobrze wrzucić do k a ­ żdej parę dużych rodzenków i kaw ałek cytryny.

P o 24 godzinach gotowy napój do picia. W zimnej piw nicy może długo się trzym ać.

W ino z czarnych jagód (borówki).

Pierw szy sposób. W sypać jagody do wielkiej b u tli lub słoja szklannego, przesypując m iałkim cukrem , ta k aby potrząśn ięty zabielił dobrze całą zr w artość. Zaw iązać naczynie płótnem i zostawić ti k przez 4 tygodnie, najpierw n a słońcu, potem

•w m in w pokoju. Potem sok zlać do butelek, WY< kajać jagody dokładnie. B utelki zaw iązać

znowu płótnem , nie korkiem , bo przy ferm entacji pęknie bu telk a, w staw ić do piw nicy. Po p a ru ty ­ godniach dobre do użycia. Bardzo cenne tak ie w i­

no jako lekarstw o przy ro zstroju żołądka sarno

lub z gorącą h erbatę. ^

BoregI sposób. Borówki zalać zim ną wodę, ta k aby jś pokryła. N astępnie wdać w płócienny wo­

rek, w ygnieść dobrze rękam i. N a kw artę otrzy­

m anego gęstego soku wizięść k w artę wody i 1 ft, cukru, w ym ieszać, w lać w gąsior, zaw iązać m u śli­

nem . Sok zacznie burzyć i ferm entow ać, trw a toi p arę dni, potem m ęty opadnę, w tedy m ożna za­

tk ać korkiem i wynieść do piwnicy. P o p a ru ty ­ godniach zlać do butelek, zakorkow ać i poukła­

dać leżąeo. Po killcu tygodniach będzie zdatne do picia.

B orówki gotowane w butelce. Bardzo ta n i i łatw y sposób, żeby m ieć n a zimę odm ianę do po­

traw , kom pot lu b zupę z borówek.

Dojrzałe, przebrane, czarne borów ki w sypuje się do butelek, przesypując trochę cukrem . Zakor­

kować, obwiązać szczelnie pęcherzem, w staw ić b u telk i ow inięte sianem do garnka, zalać w odą 1 gotować, od zagotow ania licząc 20 m inut. O tw ar­

te w zimie sm ak u ją ja k świeże.

O K W I Ä T H C H .

-L Bratek.

B ardzo m iły kw iatek, k tó ry całe lato kw itnie, to b ratek ; żeby wcześnie zaczął z w iosną kw itnąć, trzeba go hodow ać w ta k i sposób: Teraz trzeba kupić n asien ia bratków i w końcu lipca rzadko je posiać n a m ałym kaw ałeczku dobrej ziemi w słońcu, lu b też n aw et w skrzynce z dob rą ziem ią, Gdy w yrosną m ałe roślinki, trzeba je n a jesieni, ta k we w rześniu posadzić n a m iejscu, gdzie już m aję być przez lato.

Sadzić rzędam i co pięć cali m ijan e­

go. Gdy się najesieni zakorzenią, to ledw ie z wio­

sną śniegi spłyną, ju ż się b ra tk i zazielenią i za­

czną kw itnąę od m a ja do późnej jesieni. Gdy który kw iatek opadnie, a to reb k a z n asio n k am i zżółknie, trzeba ją uciąć, w ysuszyć n a słońcu, n a- sionka w ykruszyć i mieć swoje n a przyszły rok.

- — O 0 - 0 0 o —

Kosaciec.

Kosaciec czyli Irys, jestto kw iat, niebieski, 111- jowy, lub żółty, rozm naża się z kłączy, jest bardzo łatw y do hodow ania, bo będzie rósł byle gdzie, n a ­ w et n a szczerym p iask u . N a jesieni trzeba kłącze

zakopać niezbyt głęboko w ziemię, a gdy się ro śli­

n a dobrze zakorzeni, to w czesną w iosną cudnie kw itnie. Gdy przekw itnie, liście jej ładne soczy­

ste stanow ią obwódkę zieloną n a klombie.

ooqoo—■

NARCYZ.

Kto chce mieć narcyzy, pow inien teraz p osta­

ra ć się o cebulki i w sierp n iu zasadzić je w mie j­

scu w ilgotnem , n a dobrej ziemi. Kto m a narcyzy

— chętnie cebulki sprzedaje, bo się one bardzo szybko rozm nażaj a i pow inny by przeryw ane.

P. R.

D la ula tv enia czytelnikom opłacania m iesięcznych num erów Gazetki op łaciliśm y numer Konta P o czto w ej Kasy O szczęd n ości P o otTzyrm u Gazetki prosim y pieniędzy nie p rzesyłać przekazem , lecz wpłacić je na sw ojej poczcie na num er „Gazetki dla Kobiet" 6 2 5 9

W szelką kore. pondencję „Gazetki dla K obiet“ należy sk iero w y w a ć pad adresem: W arszaw a, N ow y Ś w iat 34 m. 4 albo K atow ice Goniec Sląslęr. Redaktor w yd aw ca: Zofja Z aleska, W arszaw a. M okotow ska 4 L

Cytaty

Powiązane dokumenty

dzie często do Pesztu w odwiedziny do dzieci, lecz żony nie zabrał nigdy z sobą, musiała się tylko zadowolić wiadomością, że chłopcy dobrze się

— Serdecznie życzym y gospodyniom klonow- skm, żeby rychło u siebie nasze rady zastosow ały..

cał do najliczniejszego zapisyw ania się do K ółek, gdyż wtedy najlepiej zrozum ieją kobiety ważność postępu rolniczego, a nie będą go u trudniały, jak się

N ie każdemu jest dane dokonywać w ielk ich czynów , składać hojne ofiary na ołtarzu O jczyzny, ale każd y z nas przez w ypełnienie gorliw e swoich szarych

szczone, będą wiozły rzeżką młódź, k tó ra ze śpiewami, wesołością, zajedzie do najbliższej wsi na nabożeństwo, a potem dalej, zostawiając tylko tyle czasu,

Gdyby nie można było inaczej, to zacząć przymusem, ale jeśli dziecko tyle już rozwinięte, że można do jego rozumu i serca przemówić, to wszelkich przymusów

Po obejrzeniu tych wspaniałych budynków i wysłuchaniu objśnicń, udzielanych u- przejmie przez panów Dyrektorów, udaliśmy się do poblizkiego domu, w którym

Idimo to, niższy personel lekarski, ja k felczerzy akuszerki i babki ciągle posługują się pijawkami, których handel jest dość rozwinięty.. I byłoby jeszcze