• Nie Znaleziono Wyników

Struktury nr 6 (1-31.XI.1959)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Struktury nr 6 (1-31.XI.1959)"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

III ogólnopolska Wystawa Sztuki No- woczesnej została niespodziewanie zam-

knięta grube przed terminem. Wszyst- kich tych, którzy nie zdążyli jej zoba- czyć, z przyjemnością zawiadamiamy, że w listopadzie i grudniu wystawa ta bę- dzie eksponowana w Muzeum Lubel-

skim. Brawo, Muzeum Lubelskie!

Prawda, że w gruncie rzeczy każde wielkie, a więc trwale żywotne dzie-

ło sztuki posiada w sobie tę niewyga- sającą nigdy zagadkową właściwość, dzięki której ludzie różnych epok mo-

gą się w nim przejrzeć do głębi. Ale prawdą Jest również, że problemy naj- bardziej dotkliwe, niejasne i pasjonu- jące dla każdego pokolenia precyzu- je w sposób szczególnie bezpośredni

i atrakcyjny twórczość nowatorów, którzy pierwsi zdali sobie w pełni

sprawę, z istnienia i życiowej donio- słości tych problemów w konkretnej

historycznej i sytuacji.

(Doświadczenie wskazuje na to. że bynajmniej nie wszyscy twórcy awan- gardy pozostawiają po sobie dzieła promieniujące ową żywotnością trwa-

łą. Zdarza się często, że dzieła te zajmują potomnych tylko jako doku- menty stylu i zainteresowań minionej epoki).

Gdzie więc dziś w Polsce, w mo- mencie, gdy sztuka nowoczesna prze- żywa właśnie okres stabilizacji kie- runków, obrastania eklektyzmem i re- fleksyjnego pogłębiania swych zdoby- czy — dostrzec się da zarysy nowej awangardy?

Próbując dać opowledź na to py- tanie zastrzec się pragniemy, że obec- nie (tj. w latach 1958—1959, w cza- sie których praca ta była pisana) — można mówić jedynie o takich zary-

zaś przypominają smutne rysunki dziecinne kreślone na zapleśniałym murze, im silniej abstrakcyjnieją — tym głębszym blaskiem świeci ma- teria ich „ciała", z tym większą praw- da i mocą występują ku nam z ciem- ności.

Czy można na marginesie tych trzech kreacji malarskich mówić o drama- cie sumienia, o dramacie metafizycz- nym i o dramacie samotności ludz- kiej? Czy w twórczości Brzozowskie- go odpowiedzialność za walkę między heroicznym poczuciem siły i godności człowieka a systemem małych jado- witych haczyków — nie jest przeraża- jąco odkrywcza? Czy to nie jest je- den z elementarnych problemów

współczesnej cywilizacji, który nam w minionym dwudziestoleciu dano do- świadczyć w postaci szczególnie skon- densowanej?

Czy ów kryzys gotowych światopo- glądów niebyt przede wszystkim wyni- kiem przewrotów politycznych, socjal- nych technicznych, naukowych? I czy w rezultacie nie powstaje ów głód i lęk przestrzeni metafizycznej, którą wyobraźnia nasza zapełnia obrazami tworzonymi z budulca dostarczonego przez naukę. Wszystko to przeżywa-

no w Polsce z dość znacznymi opóź- nieniami historycznymi, za to niespo- kojnie i intensywnie. Uwagi ostatnie wiązać można z, problematyką obra- zów Tchorzewskiego.

Spostrzeżenia podobne sformułować by się dało w odniesieniu do wspom- nianych tu figur". Lebenszteina, a tak- że z myślą o malarstwie Mariana Bogusza (Warszawa), Włodzimierza Bo- rowskiego (Lublin — gdzie działa jeszcze kilku pokrewnych mu mło- dych malarzy), Zdzisława Beksińskie- go (Sanok) lub Marka Piaseckiego (Kraków), autora misternych minia- tur częściowo malowanych, a częścio- wo wywoływanych różnymi środkami na podłożu światłoczułym.

Sądzimy, że przykłady te poparte załączonym materiałem ilustracyjnym powinny wystarczyć, dla sprecyzowa- nia odpowiedzi w sprawie zarysów powstającej, nowej awangardy. Spoś- ród wymienionych pozycji autorskich tvlko Brzozowskiego. Tchorzewskiego i po części Lebenszteina omówiliśmy w krótkim komentarzu, ponieważ nad- miar opisów szczegółowych mógłby ra- czej zagmatwać niż wyjaśnić prob- lem ogólny, o który przede wszystkim tu chodzi. Omówienia te miały na celu: uwidocznić w sposób możliwie konkretny ogólne cechy tendencji ideowo-artystycznej, o której mowa.

ponadto zaś: zilustrować fakt. że twór- cy naszej awangardy wyrażają w swych dziełach pewne treści jak naj- bardziej współczesne i uniwersalne nie dlatego, że są to treści kosmopoli- tycznie modne, ale dlatego, że u nas zostały one przez ludzi przeżyte w sposób odrębny, a przy tym bardziej niebezpieczny i dotkliwy niż w wie- lu innych środowiskach narodowych, zwłaszcza na Zachodzie.

Podkreślenie tego momentu w omó- wieniu poszczególnych przykładów jest bardzo istotne dla całości zawartych w tej pracy rozważań. Rzecz w tym bowiem, że w samej strukturze na-

(Dokończenie na str. 14 Mamy tu na myśli dzieła bardzo

różne, których główną cechę wspólną stanowi to, że są one odbiciem świata dostrzeżonym w głębi psychicznej

człowieka, że twórca takiego obrazu musiał dokonać Jakby jakiejś auto- wiwisekcji: przeciąć swą powierzchnię i wedrzeć się we własne wnętrze, by tum dokonać owych głębinowych zdjęć, pomiarów i analiz pozwalają-

cych dopaść rzeczywistość na kra- wędzi tego, co obiektywne i co su- biektywne. Na przecięciu tego, co jest

OBRAZ WEWNĘTRZNY

czyli

NA ŚLADACH NOWEJ AWANGARDY

JANUSZ BOGUCKI

jeszcze przedmiotem, a tego - co już tylko ruchem i materią, która wy- nurza z siebie i która wypełnia wszel- ki przemijający byt. Poniżej posta- ramy się krótko uzasadnić, dlaczego takie właśnie malarstwo dotyka, na- szym zdaniem, szczególnie ważnych i czułych strun teraźniejszości i przy- szłości. Przed tym zaś skonkretyzuj- my rzecz na przykładach.

Najbardziej może klasycznym przy- kładem odsłaniania w malarstwie psy- chicznych „wnętrzności" są obrazy Tadeusza Brzozowskiego. Termin ten może tu być użyty na póły dosłownie, w obrazy te bowiem patrzy się jak w groźną czeluść pełną form jakby bio- logicznych ożywionych konwulsyjnym ruchem. Rozpalają się one drogocen- nymi blaskami i nabrzmiewają silą dramatyczną lub też cofają się i roz- sypują poddane zagadkowej torturze.

Bywa ona widoczna w postaci drob- nych czarnych haczyków i kolców, któ- re nakłuwają i szarpią świetną mate- rię malarską.

(Dokończenie z numeru poprzedniego) Jak widać z powyższego opisu, pol- skie malarstwo nowoczesne w latach -ostatnich (1957—1959) z obozowiska otoczonego przytłaczającą większością eklektyków i tradycjonalistów naj- różniejszej maści stało się niemal nie- postrzeżenie sztuką dominującą, ku której garnie się znakomita więk- szość ogółu godnych uwagi malarzy.

Fakt ten potwierdza zarówno reper- tuar i polityka zakupów naszych pań- stwowych galerii sztuki współczesnej, jak zestawy oficjalnych wystaw wysy- łanych aa wschód i na zachód. W tym- stanie rzeczy wiele zjawisk stylistycznie przynależnych do „no- woczesności" zaczyna u nas obrastać

estetyzmem i biegłością typu akade- mickiego. Granica między istotną od- krywczością i oświeconym konserwa- tyzmem staje się niepokojąco płynna.

Coraz trudniej patrząc na rojniejsze co dzień konstelacje kulturalnych no- woczesnych malarzy — wypatrzeć te.

których żywotność przenika w czas nadchodzący, które można określić nie tylko jako cenne i trwałe, ale rów- nież jako awangardowe- Gdzie wśród licznych wybitnych i żywotnych zja- wisk nowoczesnej plastyki odnaleźć te, które dalekie są jeszcze od sta- bilizacji, które dotykając spraw wę- złowych dla dzisiejszego i jutrzejsze- go człowieka najpewniej wyrastają ze szczególnego gruntu polskich doświad-

czeń i kryją w sobie zdolność od- słaniania nowych cech naszej psychi- ki i świata, w którym żyjemy? .

sach i to bardzo nieprecyzyjnych, bo

określonych tylko luźnym zespołem nazwisk, które nie pokrywają się ani

z pojęciem jakiegoś ugrupowania, ani nawet środowiska lub pokolenia ma- larskiego. Chodzi po prostu o wska- zanie w ten sposób pewnego układu problemów i dążeń artystycznych, który w naszym przekonaniu wiąże się ściśle z podstawowymi koniecz- nościami rozwoju współczesnego ży-

cia i sztuki. W olejach i gwaszach Jerzego

Tchorzewskiego przestrzeń wewnę -

trzna rozszerza się niepomiernie sta- jać się czymś na kształt krajobrazów podmorskich lub kosmicznych. Prze- stwór ten rozdzierają strumienie i pociski skondensowanej energii, roz- jarzone światłem wewnętrznym, pierz- chająca w dalekosiężnych eksplozjach lub zakrzepłe w postaci martwych kolczastych struktur.

Hieratyczne „figury" Jana Leben- szteina coraz to bardziej tracą swoją naiwną człekokształtność. Im mniej

13

Nr 6

1 - 3 1 . X. 1959

(2)

OBRAZ WEWNĘTRZNY

(Dokończenie ze str. 13)

szych losów zbiorowych i osobistych oraz w samej materii naszego życia precyzują się coraz silniej i wcześniej niż w wielu innych środowiskach pewne zjawisku psychiczne i sytua- cje życiowo związane w sposób szcze- gólny z formowaniem się społeczności

bezklasowej i uniwersalnej.

Taką społeczność tworzyć mogą je- dynie ludzie wolni tj. osiągający mo- ralną i materialni równowagę życia gromadnego nie przez system jakich- kolwiek znormalizowanych przymu- sów, lecz dzięki odczuwaniu i rozu- mieniu w sposób podobny pewnych obiektywnie istniejących prawidło- wości natury etycznej i poznawczej.

Spostrzeżenie to — jak się zdaje dotyczy podstawowej różnicy między sztuko dawną i nowa zarówno jeśli chodzi o najogólniejsza zasadę kształ- towania dzielą, jak jego oddziaływa- nia społecznego.

Sztuka była zawsze potężnym współczynnikiem ładu moralnego chro- niącego przed rozpadem egzystencję społeczeństw. Sztuka pozostająca w zamkniętych kręgach kultur klaso- wych i narodowych strzegła tego ła- du przede wszystkim poprzez działa- nie swej warstwy zewnętrznej i mo- ralizatorskiej. Przez przypominanie

ludziom konwencjonalnego systemu

nakazów i zakazów obowiązującego w dawnym kręgu i popieranego przez

miejscową hierarchię. Dopiero głębsza warstwa sztuki kultur zamkniętych odwołuje się nie do powagi norm i au- tor vletów, ale do owego układu pra- widłowości etycznych i poznawczych, który znajduje potwierdzenie- w ła- dzie wewnętrznym każdego wielkiego dzieła sztuki. Tak więc wraz z roz- padem społeczeństw i kultur zam- kniętych oraz zamkniętych, nie rucho- mych systemów moralno-obyczajo- wych zanika zewnętrzna moralizator- ska funkcja dzieła sztuki, zanika je- go warstwa zewnętrzna ukazująca znani; życiowe konkrety, by wskazać i przypomnieć ogólnie obowiązujące (w danym środowisku) normy postę- powania. Odsłania się natomiast i

przemawiać zaczyna bezpośrednio isto- ta dzieła — żyjący dotąd pod taką czy inną skorupą ikonograficzną — o b r a z w e w n ę t r z n y .

Jak formuje się pewien nam współ- czesny typ takiego obrazu — staraliś- my się wskazać na przykładach twór- czości kilku malarzy polskich. Różne jego odmiany, problematyka rozwoju, zależność między pojęciem o b r a z u w e w n ę t r z n e g o a żywą współ-

cześnie dążnością do tzw wyjścia z obrazu — to tu już sprawy przekra- czające zakres tych rozważań. Koń- cząc je zwrócić jeszcze trzeba uwagę no niektóre s owych wspomnianych tu sytuacji społeczno-psychologlcznych właściwych w sposób szczególny na- szemu życiu w połowie wieku bieżą- cego, a zarazem w sposób szczególny

sprzyjających kształtowaniu się du- chowej struktury społeczeństwa ludzi wolnych.

Zauważmy, że zasadę działania o b r a z u w e w n ę t r z n e g o . Jest przemawianie wprost od człowieka do człowieku, odsłanianie ładu obiektyw-

nego w najgłębszych przekrojach naszej psychiki, a więc porozumienie między- ludzkie bezpośrednie, obywające się bez anachronicznego pośrednictwa go-

towych formuł i konwencji konserwo- wanych przez odpowiednie instytucje i obsługiwanych gorliwie przez szcze- gólną pasożytniczą kategorię ludzi żyjących z pośredniczenia miedzy twór- cami a konsumentami kultury. Ściślej mówiąc ze sztucznego podtrzymywania rozdziału między nimi, który w spo- sób nieunikniony ulega zatarciu.

Otóż różne okoliczności sprawiają, że w Polsce walka o powszechność kultury, o bliską, naturalną zażyłość między twórcami a miłośnikami w i e - dzy i sztuki, posiada szczególnego ro- dzaju temperaturę i ostrość, a także szczególnego rodzaju widoki powodze-

nia. Jest to zaś walka o dużej do- niosłości, chodzi w niej bowiem nie tylko o to, by wprowadzać w a r - tościowe wzornictwo do produkcji lub kulturę estetyczną do szkół, ale w ogóle o stworzenie kultury godnej ludzi wolnych. Otóż wspom- niana wysoka temperatura toczo- nej o tę sprawę walki wynika przede wszystkim stąd, że ogół młod- szych zwłaszcza ludzi w Polsce sta- nowi potencjalnie (a dziś już nie t y l - ko potencjalnie) niezwykle żywotne i ambitne środowisko miłośników sztu- ki. Jest to środowisko inteligentne,

agresywne i przekorne, coraz lepiej świadome tego że o istotnej randze jednostki w społeczeństwie decyduje zasięg umysłu i wyobraźni człowie- ka. a nie zespół wygód i dostatków pozostających w jego dyspozycji. P o części są to niewątpliwie skutki psychologiczne nieustającej od lat tylu niepewności losu materialne- go *). Np. wolność, godność, praw- domówność. W rezultacie mental-

ność rentierska, skrzętna, wygodnicka słabo jest tutaj rozkrzewiona. Fakt ten ma wpływ nie tylko na formowanie

się szczególnie żywotnej i bezintere- sownej (materialnie) publiczności arty- stycznej, ale również na stosunek ar- tystów do własnej pracy. W Polsce nic ma właściwie handlu dziełami sztuki.

Z rzadka tylko kupują muzea. Maki kto maluje tuta] dla pieniędzy. Ma to swoją złą stronę, bo artyści czę- sto za mało pracują. A l e ma i stronę dobrą: twórczość staje się istotnie przede wszystkim sprawą ideową,

przekazywaniem wewnętrznych do- świadczeń i przekonań malarza tym ludziom nieznanym a bliskim, którzy potrafią obcować z jego dziełem.

Wszystko wskazuje na to, że liczba

ich wzrastać będzie gwałtownie w na- szym kraju, który pożegnawszy wresz- cie kompleksy swojszczyzny ma

wszelkie szanse na to, by stać się jed- nym z ośrodków światowej rewolu- cji kulturalnej i awangardy związa- nych z nią twórców.

Czy szansa ta zostanie wykorzysta- na, czy zaprzepaszczona. Jak tyle In- nych szans w romantycznej historii Sarmatów — będzie można ocenić w następnym dziesięcioleciu.

Janusz Bogucki

*) Piszemy to w latach, gdy stopnio- wo zjawisko to przechodzi w dziedzinę wspomnień

U kresu obrazu

W I E S Ł A W BOROWSKI

Nie będę ukrywał że prace wielu wystawiających na I I I Wystawie Sztu- ki Nowoczesnej w „Zachęcie" — w tej liczbie również niektórych wybit- nych malarzy zaliczanych dotąd jak najsłuszniej do naszej awangardy pla- stycznej — wywołały u mnie uczucie

znużenia, a w każdym razie niedosytu.

(Nie znaczy to, że następuje u tych artystów zjawisko regresji, że malują gorzej niż dawniej. W istocie malu-

ją lepiej, doskonalej, a już niewątpli- wie — bieglej. Przyznajmy, że we

wszystkich wielkich salach „Zachęty"

znajdzie się sporo bardzo pięknych, wspaniałych płócien. Nawet wielu ma- larzy „kolorystów", którzy nas nie- gdyś drażnili skłonnością do „natural- nego", nazbyt skojarzeniowego ujęcia figury, pejzażu czy martwej natury, dziś — poprzez daleko posuniętą eli- minację i syntezę lub... przez odwró- cenie płótna do góry nogami — prze- kroczyło próg abstrakcji.

Tzw. taszyzm czy ekspresjonizm ab- strakcyjny oraz wszystkie inne pow- szechne prawa malarstwa dzisiejsze- go rodzące niemożliwość malowania

poza nimi zostały już w Znacznym stopniu przez naszych artystów wchło- nięte i przetrawione, i niewiele przy tym znajdziemy przykładów demon-

strowania ich w postaci wulgarnej, Niektórzy osiągnęli te uniwersalne tendencje drogą własnego konsekwent-

nego rozwoju, inni — potrafili je ująć w ryzy mniej lub bardziej indywi- dualnego stylu. Sztuką, o którą to- czyła się walka przed dwoma — lub więcej — laty przeżywa dziś swój niewątpliwy rozkwit.

Skąd więc bierze się "ton, dla niej, brak entuzjazmu? Czy nie dość gdy artysta doskonali się, gdy osiąga peł- nię? Ola samego artysty to na pewno bardzo wiele, lecz dla dynamicznej w

14

naszych czasach historii i dla rozwo- ju sztuki, ten fakt pozostać może bez znaczenia, A reszcie artystów, o któ- rych myślę — przeważnie jeszcze młodym — nie powinien taki sukces

wystarczać. I my, odbiorcy sztuki, nie możemy w tym względzie być dla nich pobłażliwi. Nie jesteśmy

plantatorami, których jedynym ce- lem jest doczekanie momentu dojrze- wania owoców. Nie jesteśmy również trenerami cieszącymi się z uzyskanych rekordów naszych zawodników. Roz- w ó j sztuki w niczym nie przypomina

dojrzewania ananasów ani pokonywa- nia innych lub samych siebie wciąż na tej samej bieżni. W obu wypad- kach nieuchronnie przychodzi kres możliwości. W sztuce nie może być kresu. W sztuce dzisiejszej — jak nigdy przedtem płynnej i ulegającej gwałtownym przeobrażeniom — ocze-

kujemy w każdej chwili zmiany i buntu

Jest rzeczą powszechnie wiadomą, że autentyczne malarstwo nie może dzi- siaj być „doskonałe". A b y uniknąć za- rzutu „doskonałości" czy akademizmu, niektórzy malarze robią obrazy n i e -

z n a c z n i e b r z y d k i e , nieco za- skakujące. T a k a z g r a b n o ś ć n i e - z g r a b n o ś c i j e s t m o ż e b a r - d z i e j jeszcze n i e b e z p i e c z n a

niż oczywista d o s k o n a ł o ś ć . Nie chcę powiedzieć, że — w świet- le wystawy — wldzę dziś mniej niż w latach poprzednich poszukiwaczy przygody i oryginalnych malarzy zdol-

nych nas wzruszyć, lecz wlęcej jest takich, którzy tego nie czynią.

Spośród prac, które wybiegają poza

dotychczasową problematykę malar- stwa abstrakcyjnego wymieniłbym dla

przykładu obrazy Beksińskiego, Bo-

— •

(3)

D o b r e m a l a r s t w o SZTUKI N O W O C Z E S N E J

Dobre malarstwo

z art fiction

III OGÓLNOPOLSKA WYSTAWA

HANNA PTASZKOWSKA

Sale Zachęty pełne są dobrego ma- larstwa. Jeżeli nawet jeszcze nie wszystkie obrazy są dobre, to można wierzyć, że dalsze doskonalenie przy- jętego systemu, a także ewentualne zmiany tego systemu malowania do- prowadzą do momentu, w którym moż- na będzie mówić o poziomie, powiedz, my, -europejskim. To jest właśnie ten ulubiony termin, który określa na ogół

„pułap" możliwości malarza. Mówimy cały czas o malarstwie, mówimy o ob- razach. Konsekwencją etymologicznego znaczenia słowa obraz — obrazowanie, odbijanie, odtwarzanie — jest iluzja malarska. Ale słowo obraz poza zna- czeniem etymologicznym posiada całą nadbudowę znaczeń, którą w najsil niejszym stopniu dodało mu malar- stwo abstrakcyjne, malarstwo, w któ- rym już tylko niewiele zostało z od- twarzania. Ta nadbudowa dałaby się określić potocznym terminem „czyste wartości plastyczne" czyli (wartości niezależne od jakiegokolwiek odtwa- rzania, sprawdzające się wyłącznie plastycznym sensem obrazu. W ma- larstwie „informel" jako ostatnia cecha malarstwa odtwarzającego pokutuje przestrzeń, a właściwie <iluzja prze- strzeni. Nowa awangarda robi ostatni krok na drodze zniszczenia obrazu tak, jak go pojmujemy etymologicznie. Iluz- j ę przestrzeni (zastępuje (przestrzenią konkretną, trójwymiarową, taką, jaką posiadają wszystkie realnie istniejące przedmioty. Termin — malarz można już śmiało zastąpić terminem — plas- tyk. Obrazy Dzieduszyckiego. Beksiń- skiego, Ziemskiego czy Kieczkowskie- go przestają być obrazami, stają się przedmiotami sztuki, ale jakąś stroną swojej wartości estetycznej ciągle jesz- cze są malarstwem. Nadbudowa zna- czeniowa słowa obraz, wyrażająca się w istnieniu kryterium wartości plas- tycznych — wartości samych w sobie,

obok całego tekstu treściowego, psy- chicznego l emocjonalnego, trwa na- dal. Zmieniają się potrzeby estetycz- ne, zmieniają się koncepcje koloru formy i przestrzeni, ale nowy przed- miot sztuki ciągle musi zagrać plas-

tycznie, ciągle musi być dobrym obra- zem.

A teras pozwalam sobie stwierdzić:

obrazy Włodzimierza Borowskiego nie są dobrymi obrazami.

Ktoś powiedział: „tu nie ma żadnego problemu plastycznego". Chyba tak, ale ta asceza plastyczna jest może, mó- wiąc szumnie, ceną życia. Ale czy nie jest to w tym wypadku za wysoka ce- na? Przecież można sobie wyobrazić obraz zrobiony na tej samej zasadzie ruchu światło, którego efekt plastycz- ny przerósłby wszystko, co przyzwy- czailiśmy się oglądać. Ba, można by wreszcie przy tych samych środkach technicznych zrobić feeryczne widowis- ko, na które składałyby się i wodo-

tryski i ognie sztuczne. {Nawiasem trzeba dodać, że wyobraźnia K. T. To-

eplitza musi iść dość określonym to- tem, jeśli po obejrzeniu obrazów Bo- rowskiego zamarzył mu się motocykl).

I w końcu ta rezygnacja z walorów plastycznych w obrazach Borowskiego kompensuje się zaledwie jakimś wąt- łym sygnałem życia. Pierwotny puls życia wybijany seriami urywanych dreszczyków świetlnych może się w y - tłumaczyć wtedy, gdybyśmy spróbo- wali postawić zgoła fantastyczną hipo- tezę, że stoimy w tej chwili u progu nowej Genezis.

Przy całej fantastyczności takiej hi- potezy obawiam się, że postawienie jej może obarczyć absurdalną odpo- wiedzialnością jednego malarza za dal- sze (realizowanie dzieła, którego przy- puszczalna treść wykracza daleko po- za zagadnienia malarstwa.

Muszę jednak mówić o Borowskim, ponieważ „zgrzeszył świadomością". W pewien określony sposób zrozumiał kierunek dalszego rozwoju sztuki, a może nie tylko sztuki i tę świadomość zademonstrował w swoim malarstwie.

Na temat słuszności czy i niesłuszno- ści takiego kierunku nikt chyba nie

odważy się w tej chwili Wypowiadać autorytatywnie. Taką pewność może wyrazić tylko artysta w swoim dziele, którego przecież nie konstruuje z za- przeczeń i dowodów. I w momencie,

gusza, dzieła Wł. Borowskiego, i Dzie- duszyckiego, kompozycje fakturalne Kierzkowskiego. duży obraz Kunki,

„Formy Inspirujące" Lenicy, „Czar- ne wnętrze" Mianowskiego, -miniatu- ry Piaseckiego, kompozycje Stażew- skiego, obrazy Tchorzewskiego i Jana Ziemskiego.

Zamknięte w obręczach rowerowych formy Borowskiego — jak chce je nazwać autor — „Artony" i kreacje ze szkła piankowego Dzieduszyckiego zwiastują jednak najwyraźniej nowy problem plastyczny: usiłują podwa- żyć od podstaw spokojną egzystencję

malarstwa.

Uderzyć w samą zasadę obrazu, w samą istotę „kompozycji" malarskiej

— to wydaje się sprawą niewątpliwie bardzo pasjonującą. Uderzyć przytem nie w sensie zniszczenia wszystkiego, co już zostało osiągnięte w sztuce, lecz w znaczeniu radykalnej zmiany, for- malnego protestu. Zachować szacunek dla najogólniejszej specyfiki sztuk plastycznych i dla wartości już zna- lezionych, lecz jak najszybciej się od tych osiągnięć oddalić.

„Artony" ujęte są przecież w kształt kolisty znany w sztuce conajmniej od czasów rzymskich medalionów, operu- ją spotykanym, nie tylko w neono- wych reklamach, ale również w kon- strukcjach pewnych plastyków za- chodnich elementem ruchomego świat- ła. Cykl świetlny jest na tyle długi

i skomplikowany, że prawie nie spo- sób się do niego przyzwyczaić, prze-

widzieć procesu samotworzenia się dzieła. „Artony" są równie silne w pla- stycznym działaniu lub raczej pla- stycznym ukazywaniu się, co bezbron- ne l obnażone w swym prymitywnym, zegarowym mechanizmie. Wszystkie zabiegi artysty szły w tym kierunku, aby ukazać s w e d z i e ł o j a k o t w ó r m a t e r i a l n y , k o n k r e t n y , n i e t y l e p r z y t w i e r d z o n y d o

ś c i a n y , i l e o b e c n y o b o k nas, i — n i c w n i m n i e u k r y w a ć .

Prace Dzieduszyckiego nie są kom- pozycjami. Są przedmiotami stworzo- nymi prze plastyka, posiadającymi no- wą formę i materię oraz silną, surową ekspresję. Są nieporadne i niezgrab- ne niezgrabnością autentyczną, co nie

oznacza ani tandety, ani nieudolności.

Zrywają radykalnie z jakąkolwiek iluzją w plastyce. Z iluzją natury, z iluzją przestrzeni rzeczywistej i wyimaginowanej. Nie liczą się ani z tłem, ani z otoczeniem. Pozostają so- bą. Zachowują pełną autonomię, za- leżą wyłącznie od swoich wewnętrz- nych praw. Czy to jest łatwe? Za- stosować nową koncepcję i znaleźć wewnętrzne prawa nowej materii pla- stycznej!. Wydaje się, że Dzieduszycki

jest na ich tropie.

Na marginesie nasuwa ml się wąt- pliwość o celowości podpisywania prac Borowskiego i Dzieduszyckiego, jak również dzieł inych spośród wymie- nionych artystów tytułem „Kompozy- cja". Jeżeli zgodzimy się co do tego, że najwyższą wartością współczesne- go dzieła sztuki jest „indywidualna, sugestywna demonstracja materii plastycznej", jeżeli jedynym działa- niem artysty jest szukanie spięć I współbrzmień miedzy wprowadzonymi do dzieła elementami, jeżeli proces

rodzenia dzieła jest na równi procesem intelektualnym i organicznym, to słowo „kompozycja", oznaczające jakiś z góry opracowany i przewidziany montaż, nie może mleć tu żadnego za- stosowania.

Działalność wymienionych twórców zdaje się doprowadzać do kresu tra- dycyjne pojęcie obrazu. Działalność ta zbiega się zresztą z poszukiwaniami artystów w innych środowiskach pla- stycznych całego świata. Jeżeli ten

„zamach" na „kompozycję malarską"

znajdzie potwierdzenie w dalszym roz- woju plastyki to pewna cząstka za- sług powinna przypaść w udziale na- szym artystom.

Wiesław Borowski

kiedy odrzuciwszy, wątpliwości powró- cimy do naszej fantastycznej hipotezy, w malarstwie Borowskiego wszystko zaczyna się nam sprawdzać.

Stojąc przed zamkniętym w najprost- szą formę kola czarnym obrazem, za- czynamy chwytać sens prymitywnej budowy tego pierwotniaka, zaczynamy rozumieć prewitalny puls białych, plaz- mowatych ciapek, urągających wszel- kim pojęciom o wartościach plastycz- nych, zaczynamy wreszcie -pojmować znaczenie obrazu — wnętrza komórki, ożywionej odpowiednio uproszczonymi oznakami życia. Natomiast nie bardzo rozumiem znaczenie drugiego obrazu, w którym pod plastykową siatką igrają rozświetlające się laseczniki. Jeśliby nasze fantastyczne założenie miało się

sprawdzić historycznie, to obraz nie

może być wariantem systemu przyjęt- tego w poprzednim dziele, ale obraz z obrazu powinien wyrastać jak gatu- nek z gatunku.

Niczym niemal nie okryta jawność warsztatu technicznego — mechanizm

elektrycznych połączeń mógł być wy- korzystany jako pierwszy sygnał, jeśli nie miał się stać jarmarcznym popisem, technicznym. Zastosowanie energii

elektrycznej może być tylko półśrod- kiem, ponieważ życie rodzi się inaczej.

Być może do stworzenia nowych form życia nie trzeba w tej chwili palca Jowisza i być może. nie trzeba już bezsennych nocy uczonych biolo- gów, którzy biedzą się nad wytworze- niem sztucznego białka. Gdzieś po

(Dokończenie na str. 16)

15

(4)

Prasa O WYSTAWIE

CO KRÓLUJE?

"Na wystawie króluje w sposób nie- omal niepodzielny sztuka bezprzed- miotowa, a jedyny na tym tle obraz zdecydowanie figuratywny „Portret

mężczyzny Nowosielskiego wygląda prawie że niesamowicie. Ostatecznie

więc o tyle nie mamy do czynienia z salonem ogólnopolskim, że kierunki nieco bardziej umiarkowane nie mają tu albo żadnej, albo prawie żadnej re- prezentacji. O tyle zaś pokaz zbliża się do idei takiego salonu, że owe umiar- kowane kierunki uprawia dziś w Pol- sce bardzo niewielka ilość twórców wybitnych, natomiast znakomita ich

większość działa w obrębie sztuki bez- przedmiotowej. Kto nie wierzy, niech

obejrzy sobie działy sztuki najnowszej w warszawskim lub krakowskim Mu- zeum Narodowym, albo niech prze- studiuje repertuar naszych wystaw

półoficjalnych wysyłanych ostatnimi czasy do Amsterdamu, Wenecji, Sao Paolo lub w wiele innych stron świa-

ta".

(Janusz Bogucki — „Życie Literackie ) NOWY A K A D E M I Z M ?

„Akademickość tegorocznej wystawy wydaje mi się również najbardziej normalna: nie widziałem jeszcze nigdy dużej zbiorowej wystawy poświęconej istniejącemu od dawna kierunkowi artystycznemu i gromadzącej prace różnych środowisk, która nie byłaby akademicka. ...Po prostu każda wysta- wa stanowiąca kolejne ogniwo jakiegoś cyklu jest akademicka w stosunku do wystawy otwierającej ten cykl".

(Jacek Sempoliński — „Przegląd Kul- turalny")

„Istnieje jeszcze jeden powód, dla któ- rego uznać należy wystawę za imprezę celową. Często mianowicie mówi się dziś o zjawisku „nowego akademizmu'', o powstaniu schematu na twórczość

„nowoczesną" — tak jak Istniał niegdyś schemat pseudo- realistyczny. Wydaje mi się, że ludzie głoszący teorię skost- nienia naszej sztuki współczesnej po- winni być dziś przekonani o bezpod- stawności swych obaw. Pewnie, że nie brakło na wystawie prac eklektycznych, naśladowczych, schematycznych — ale zdecydowanie przeważała sztuka świe- ża, młoda, odkrywająca stale nowe możliwości, nowe zasięgi działania".

(Aleksander Wojciechowski — „Argu- menty")

INTERESUJĄCA? N I E C I E K A W A ?

"0 tym, że nasi plastycy nie chcą pozostać w tyle za swoimi zachodnimi kolegami, widzimy na I I I Ogólnopol- skiej Wystawie Sztuki Nowoczesnej.

Uporczywa chęć dotrzymania kroku zachodniej awangardzie sprawiła, że — moim zdaniem — jest to najmniej cie- kawa spośród trzech zorganizowanych w. naszym kraju wielkich wystaw sztuki nowoczesnej. Najmniej ciekawa, ponieważ bardzo mało widza się na niej już może nie indywidualności, ale odrębności, własnej twarzy twórcy.

Blisko 200 pokazanych prac rozpływa się w wielką mgławicę abstrakcji nie- foremnej, uporczywie powtarzającej — dość często prymitywne — tricki".

(Jerzy Olkiewicz — „Stolica")'

„Widzenie świata w formach abstrak- cyjnych, od abstrakcji geometrycznej po taszyzm, jest dla nich równie oczy- wiste, jak Oczywiste było postimpresjo- nistyczne wadzenie dla naszych kapi- stów w pierwszych latach ich działal- ności Ponadto zaś to widzenie ma dla nich pełny walor „nowoczesności".

„Nowoczesność"., tych artystów to ich w Utną świeżość, płynąca i z młodości, I z braku rutyny, choć nierzadkie są przykłady myślenia schematami podpa-.

trzonymi gdzie indziej czy udziwnienia nie mającego żadnego pokrycia i do- brze już ogranego. Niemniej wystawa w swojej całości jest interesująca, chwilami nawet bardzo Interesują- ca..."

(Joanna Guze — „Nowa Kultura") POZIOM W Y S T A W Y

„Ktoś złośliwy mógłby tę wystawę na- zwać ogólnopolskim wstydzeniem się formy". Bezkształtna materia ma- larska, która układając się w zacieki, smugi, kleksy, gruzły, strupy — wy- pełnia trędowate powierzchnie obra- zów — zdana jest często już nie tyle na przypadkowość co na bezmyślność autora".

(Jerzy Olkiewicz — „Stolica";

„Dzieje się zaś niewątpliwie proces

stabilizacji doskonalenia „warsztatów", pogłębiania stylów Indywidualnych.

Myślę, ta taki etap jest nie tylko po-

trzebny, ale i konieczny po okresie pośpiesznego „doganiania sztuki świa- towej i odnajdywania w niej siebie.

Jedni się przy tej oknzjl trochę gubią, jak np. Marczyński w swojej dużej

kompozycji, drudzy jak Stern odnaj- dują obok starych coraz to nowe war-

tości inni doskonaląc mćtieir osiągają precyzję i dyscyplinę, która równocześ- nie pociąga i trochę niepokoi estetycz- ną akuratnością (Gierowski), Zarówno Tchórzcwski, jak Bogusz, Lebenstein czy Lenica dali prace, w których tę akuratność można dostrzec i które są rozwinięciem i akceptacją autorską

sprecyzowanego w ostatnich latach stylu. Jest to na wystawie zjawisko dość powszechne",

(Janusz Bogucki — „Życie Literackie") O N A Ś L A D O W A N I U OBCYCH

W Z O R Ó W

„Jest rzeczą ciekawą, że sztuka, której genezą była wściekłość i spontanicz- ność twórców zdobywających Paryż lat pięćdziesiątych (...) — tu na war- szawskiej wystawia przeradza się czę- sto w retorykę, a gwałtowność — w obsesyjną manię gestykulowania.

Poprzez przedziwnie zgodne uwielbie- nie dla pewnych najłatwiejszych do na- śladowania zachodnich wzorów, wielki odsetek prac to obrazy, niesłychanie nieciekawe, nudne, a nawet w wypad- ku szeregu młodych plastyków po raz pierwszy dopuszczonych do klanu no- woczesnych — na siłę aranżowane pa-

cykarstwo".

(Jerzy Olkiewicz — „Stolica")

„Front sztuki współczesnej nie tylko rozszerzył się w ostatnich dwóch latach.

Plastyka nasza pogłębiła także swe doświadczenia, stała się twórczością bardziej dojrzałą, samodzielną, odręb- ną w swym wyrazie w stosunku do sztuki obcej. T o właśnie w sposób w y - raźny pokazuje wystawa warszaw- ska".

(Aleksander Wojciechowski — „ A r g u - menty")

C Z Y Ż B Y N O W A A W A N G A R D A ?

„Nie wykluczone, że mamy bardzo do- bre malarstwo, ale na wystawie zwra- cają uwagę głównie dziwolągi: obraz rozpruty przez nieuwagę i pośpiesznie zszyty przez autora postronkiem, eks- perymenty fakturalne, polegające na przymocowaniu do obrazu tarek, gwoź- dzi i blach (które, jak tak dalej pójdzie, produkować będzie u nas przemysł te- renowy i nabywać się j e będzie w sklepach razem z farbami i pędzlami), wreszcie, najbardziej rewelacyjne, obrazy świecące".

( K T T — „Nowa Kultura")

„ N a j w i ę c e j wątpliwości budzi w e mnie sala tych, którzy usiłują przezwycię- żyć prawa płaszczyzny malarskiej, wyjść poza nią stosując eksperymenty przestrzennego bardziej charakteru. Nie wiem, czy słusznie nazywa się rzeczy

te obrazami. Nie wiem, czy słusznie propozycje te są eksponowane na tej wystawie";

(Ignacy Witz — „Życie Warszawy")

„Wystawa pokazała dużą atrakcyjność poszukiwań w zakresie malarstwa fak- turowego, stojącego na pograniczu '

rzeźby i obrazu. Tak właśnie tworzy dziś B. Kierzkowski, zbliżone nieco za- interesowania wykazuje R, Owidzki, Beksiński, J. Ziemski. T. Dzieduszycki

i in. T o rozszerzenie zasięgu malarstwa otwiera przed naszą plastyką nowe, nie

wykorzystane jeszcze w pełni, możli- wości".

(Aleksander Wojciechowski — „Argu- mcnty")

„Natomiast rzeczy ryzykowne i dysku- syjne tworzą głównie mistrzowie gru- py Zamek (Borowski, J. Ziemski, Dzie- duszycki), Zdzisław Beksiński, Broni- sław Kierzkowski, Marek Piasecki ze swymi miniaturami. Ryzyko nowator- skie nie jest zresztą nadmierne. Spra- wa „wyjścia z obrazu oraz tworzenie

„obrazów-przedmiotów" to ostatecznie rzeczy* dość już na świecie znane. Czy jednak wymienieni plastycy lub inni zbliżeni do nich twarzą dziś u nas jakieś wartości odrębne i samodzielne w stosunku do rzeczy analogicznych za granicą? Na taką generalną odpo- wiedź jest jeszcze za wcześnie. Dziś wymieniając kilka lub kilkanaście na- zwisk wskazywać można tylko ledwie

wynurzające się punkty lądu, którego istnienie za kijka lat będzie dla wszyst-

kich niewątpliwe.

...Dlatego o tych rzekomych wykolejeń- cach wspominam, że oni jedni wskazu- ją na formowanie się czegoś w sensie ideologii artystycznej, nurtu mogące- go połączyć na czas pewien ludzi od-

krywających Jakąś nową sferę rzeczy- wistości I sztuki".

(Janusz Bogucki — „Życie Literackie") JESZCZE O GRUPIE „ Z A M E K "

„Pewnie wydaje im się, tu są odważ- niejsi od kolegów „z pozycją", bo włą- czają do kompozycji bardzo wiolo róż- nych materiałów i przedmiotów, któ- rych tamci posiadający już określone poglądy i kulturę malarską — nie używają. Zapomnieli o oczywistej

prawdzie, że od momentu, gdy po raz pierwszy ktoś odważył ślę przylepić

do obrazu „nieartystyczny" przedmiot (pudełko od zapałek czy szczotkę), sam fakt przylepienia czegoś nowego nic

już nie znaczy, jeżeli twórca nie potrafi stworzyć nowej idei. Celuje w tym zwłaszcza była lubelska grupa „Za- mek". Na wystawach surrealistów, na I wystawie nowoczesnych w 48 roku.

wystawiano obok tzw. dzieł sztuki — gotowe przedmioty, które dotychczas były antysztuką, czymś powszechnie przysądzonym jak najbardziej odległym od sztuki sprawom, codzienności, uty-

litaryzmowi, brzydocie.

A l e wówczas kompozycja z żelaznych rur od pieca była manifestacją nowej wrażliwości, wytyczeniem nowych gra- nic sztuce. Dziś ulepione z błyszczą- cych szkiełek, lakieru i neonów mazur- ki są tylko nieszkodliwą zabawą".

(Barbara Majewska — „Współczesność")

„Ogromną i niespożytą energię w po- szukiwaniu supernowoczesnych odkryć plastycznych wykazuje grono młodych artystów lubelskich: Jan Ziemski, T y - tus Dzieduszycki.

Najdalej posuwa jednak swój ekspe- ryment Włodzimierz Borowski, który przedstawia widzom dwie kompozycje

o kształtach kół, w których wmonto- wane światła nieustannie zapalają się

i gasną, stale zmieniając wygląd oglą- danego "obrazu",

(Bożena Kowalska — "Sztandar Mło- dych")

N A ZAKOŃCZENIE „UROCZY K W I A T U S Z E K " O BOROWSKIM

„Tu facet wpadł na pomysł; zamiast błyszczeć na wystawie, decyduje się świecić i oddając walkowerem sprawę przestrzeni wypuszcza się na przygodę z czasem. Niestety, nikt nie ma cierpli- wości doczekać do końca spektaklu, a mechanizm zbudowany przez pomysło- wego malarza jest znacznie ciekawszy od tyłu, gdzie widać intrygujące zwoje drutu i akumulatory, niż od przodu, gdzie przypomina neon Cedetu w mi- niaturze; i w ogóle przy tych zdolnoś- ciach technicznych ja bym sobie zbu- dował raczej motocykl",

( K T T — ,,Nowa Kultura")

Z e s t a w i ł : J e r z y L u d w i ń s k i

O W Y S T A W I E

JANUSZ BOGUCKI

W przeciwieństwie do obu wystaw poprzednich (Kraków 1948—9 i War- szawa 1957) nie jest już ten okazały pokaz w całości swojej manifestacją sztuki walczącej, osaczonej wokół przez potężny i pewny siebie akade- mizm.

Ani tak rojny d o niedawna obóz ko- lorystów, ani (mimo najlepszych chę- ci) grupa „Zachęta" nie mogą dziś po- dołać tej roli. Praktykujących, a god- nych uwagi wyznawców koloryzmu, zrobiło się bowiem nagle bardzo ma- lutko, a płody „Zachęty" są już od wielu lat nazbyt pocieszne, aby mogły markować sztukę stygnącą juz wpraw- dzie, ale czcigodną i solenną. Sło-, wem, stan oblężenia dla „nowoczes- nych" skończył się. Ostatnia ich ogól- nopolska wystawa nie wiele się w ł a - ściwie różni od tego, co oglądamy w galeriach sztuki współczesnej naszych największych muzeów oraz od tego, co stanowi .podstawowy repertuar pól o f i - cjalnych wystaw polskich za granicą.

W rezultacie akademizm ma dziś u nas szansę krzewić się już tylko na podłożu kierunków, które pojawiły się jako kierunki nowe w bieżącym stuleciu i to głównie po I - e j wojnie światowej. Sporo go można znaleźć w salach „Zachęty", jeszcze więcej zaś poza nimi, zwłaszcza w postaci ab- strakcji postkolorystycznej, tak pilnie uprawianej przez licznych ostatnio w Polsce naśladowców Piotra Potworow- skiego.

Jakkolwiek jednak ułożą się losy akademizmu w nadchodzących latach

— istotny w y d a j e się fakt, że na oma- wianej wystawie większość obrazów to już bynajmniej nie żadne „ekspe- rymenty", czy też „nowinki" świad- czące o działalności jakiejś hermetycz- nej grupy awangardowej. T o raczej ob- szerny i bardzo liberalnie skompono- wany przegląd większości wszystkich tendencji żywotnych dziś w naszej plastyce. Poza nimi pozostają tylko różne odmiany coraz bardziej spo- krewniającej się z abstrakcją sztuki typu kolorystycznego lub ekspresjo- nistycznego i oczywiście pewna ilość wypadków nietypowych (pomijam tu sprawę indywidualnej nieobecności

artystów, którzy mogliby w wystawie

uczestniczyć), . Ostatecznie przeważa więc w Zachęcie robota dojrzała, r e - prezentująca znane kierunki i znanych mistrzów: naszych klasyków, laurea- tów, prezesów prorektorów, profeso- rów. asów (i' gwiazdy) naszego pół- oficjalnego eksportu wystaw plastyki współczesnej, a także wysoko Cenio- nych konsyliarzy władzy tak lub owak troszczącej się o kulturę.

Tan stan rzeczy jest zresztą zupeł- nie zgodny z porządkiem naturalnym i może budzić całkowite zadowolenie, jeśli rachowaną zastanie w organiz- mie naszej sztuki racjonalna propor- cja między tyra, co już staje się histo- ryczne, tym co jest dojrzale i tym co właśnie dojrzewa.

Co na I I I Wystawie Sztuki Nowo- czesne) zaliczyć można do tej trzeciej kategorii, d o formacji . artystycznej,

która się w naszych oczach wyłania, która przez czas pewien może nas dzi- wić, czasem trochę gorszyć, a w każ- dym razie pobudzać do dyskusji?

Zaliczam do niej prace trzech ar- tystów grupy Zamek z Lublina (Jan Ziemski. Tytus Dzieduszycki, a prze- de wszystkim Włodzimierz Borowski), obrazy reliefowe Zdzisława Beksiń- skiego z Sanoka, miniatury Marka Piaseckiego z Krakowa, kompozycję z gipsu i metalu (tę najmniej dekora- cyjną) Bronisława Kierzkowskiego z Warszawy (a prawdopodobnie zaliczył- bym do niej również konstrukcje rzeź- biarskie J. Bossa - Gosławskiego i strukturalne prace Bronisława Schlab- sa, gdyby obaj ci plastycy poznańscy

uczestniczyli w wystawie). Parę naz- wisk można by tu pewnie jeszcze do-

kompletować, ale i te na dziś wystar- czą.

Ułożywszy tę listę zauważyłem, że ma ona dwie cechy zdecydowanie no- we: większość wymienionych sprecy- zowała swe dążenia twórcze ż y j ą c w miastach prowincjonalnych, ą także obywając się bez zawodowej edukacji

artystycznej. Jest to zapewne zbieg okoliczności, ale taki zbieg okoliczno-

ści, który zdarzył się nie całkiem przypadkowo i może być pomocny w badaniu zjawisk nieco ogólniejszej natury.

Dobre malarstwo...

(Dokończenie ze str. 15) świecie pełzają kręcąc główką w nie- przewidziany sposób żółwie syntetycz- ne, poruszają się sztuczne organizmy na poziomie rozwoju ośmiornicy. N a - uka syntetyczna, której twórcami są specjaliści wszystkich dyscyplin. I w tej chwili przyszło mi na myśl, że Bo- rowski, który na pewno jest artystą

i który musiał zdobyć naukowe pod- stawy elektrotechniki, a także cały

szereg umiejętności technicznych, wca- le niekoniecznie musiał stać się ma-

larzem. Równie dobrze wyobrażam go sobie jako konstruktora nowej maszy- ny muzycznej, która na przykład da- wałaby projekcję plastycznych odpo-

wiedników muzycznych tonów. Spró- bujmy wyobrazić sobie takie nowe.

uniwersalne art-organizmy. A nuż dojdzie do tego, że powiedzą one no-

wym językiem nową poezją, a może rozrodzą się w nieskończoną ilość no-

wych układów. Niebezpieczna magia tej wizji mówiąc obrazowo wytrąca pióro z ręki. Każdy komentarz w y d a - je się to naiwnym zarozumialstwem.

Chyba, że będą to nie obowiązujące rozmyślnia z pogranicza sciens fic- tion, czy raczej art fiction, które mogą jednak zyskać przerażającą po-

stkafkowską fabułę o nowych uzależ- nieniach.

H a n n a Ptaszkowska

16

Cytaty

Powiązane dokumenty

Krótko mówiąc, polska twórczość plastyczna umocniła się i poczęła wzra- stać poza sferę tych złudzeń i słabości, które omawialiśmy tu obszernie pod mianem

młodzi się postarzeją (co już tak pięknie dokonało się w środowisku literackim). To jest jednak mniej prawdopodobne. Grzeczno- ściowe gościny „wystaw okręgowych&#34; to nie

„Plastyki&#34; — pan Janusz Bogucki oraz jego współpracownik — pan Jerzy Madeyski. A do innych miast nadal jeszcze nie po- trafiliśmy dotrzeć. Ponieważ dzieją się tam na

Nie należy zapominać, że sprawa pełnego opanowania warsztatu w gra- fice jest momentem na równi waż- nym, co koncepcja kompozycyjna, każde niedociągnięcie w tej dziedzinie

psychologiczne czynniki odgrywają w rzeźbie niemałą rolę. Sens i znaczenie samej farmy zależy zapewne od niezli- czonych &#34;wpływów ludzkiej historii. Oto na przykład

W ten sposób posługują się tym po- działem (na dwie przeciwstawne ten- dencje) zarówno najzagorzalsi prze- ciwnicy nowoczesnej sztuki, jak i wie- lu jej entuzjastów..

W tych małych salkach jedne rzeczy podobały nam się nieco bardziej (akt Zenona Kononowicza), inne — mniej, jeszcze inne — wcale się nie podo- bały, niektóre — trzeba by

Kartka z lał szkolnych.