• Nie Znaleziono Wyników

Wyprawy na wieś po żywność w czasie okupacji niemieckiej - Janina Kozak - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wyprawy na wieś po żywność w czasie okupacji niemieckiej - Janina Kozak - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

JANINA KOZAK

ur. 1924; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, II wojna światowa

Słowa kluczowe II wojna światowa, okupacja niemiecka, życie codzienne, braki żywności, chodzenie piechotą na wieś

Wyprawy na wieś po żywność w czasie okupacji niemieckiej

Matka przywiozła ze sobą dużą wyprawę z Rosji. To była taka skrzynia, mniej więcej tej wielkości, duża, bo jak dzieci chorowały, to co raz tam trzeba było z niej coś wyjąć i sprzedać. Kiedyś tata mówi: „Słuchaj, zajrzałabyś, może tam coś trzeba przewietrzyć?” A tam już nie było co przewietrzyć, wszystko było wysprzedane. W okupację to jeszcze pamiętam ostatnie ręczniki... Matka tak ciężko chorowała, miała te ataki, trudno było o tą dolantinę, to był taki lek znieczulający, ale udało się ją zdobyć, bo właśnie ojciec sprzedał takie duże lniane ręczniki z taką dużą wstawką koronkową, wykończone z jednej i z drugiej strony.

Pamiętam, że w okupację to już tak trudno było dostać coś do jedzenia, tatuś mówi:

„Wiesz co? pójdziemy do Nasutowa”. Nasutów to w stronę Lubartowa, tam taka wieś jest. I tatuś wziął worek, ja wzięłam worek, nie wiem ile, tam chyba 25 kilo, w każdym razie ja miałam tak koło 10 kilogramów tych kartofli, a idąc jeszcze gdzieś przez pole, to tak, tu marchew się trafiła tam gdzieś, pomidor jeszcze zielony, i tak to wszystko się tam do tego worka zebrało. No szliśmy tak powoli, powoli, powoli, ustały nam nogi na ulicy Dolnej 3 Maja, tu był ten most taki jeszcze, ta rzeka Czerniejówka przepływała, tak oparliśmy się, tak mi tego ojca było szkoda, bo i mnie było ciężko, ale ojca mi było szkoda, bo był w tym czasie taki chorowity... No dobrnęliśmy jakoś do tego Lublina, przez 3 Maja, potem Szkolną, no i na swoją ulicę. A za czasów okupacji to ja też musiałam polecieć po rąbankę, bo trzeba było coś gotować, a jeszcze się trochę nawet sprzedało. I ja szłam z Wieniawskiej do Jastkowa, to jest od poczty 11 kilometrów, no z Wieniawskiej jest trochę mniej, i jeszcze polną drogą tam do wsi do Sługocina. To trochę tej rąbanki dostałam od nich i tam zanocowałam. To było już tak wiosną, i w tamtą stronę szłam, zupełnie droga była taka dobra do chodzenia, z powrotem wracam, Boże, tu słonce przygrzało, roztopy, a mnie buty spadają z nóg, miałam półbuty, nie miałam butów takich ocieplanych, tylko w półbutach, i tak, co stanę to tą wodę wylewam i idę dalej. No i tak się właśnie żyło.

Nikt na szczęście mnie jakoś nie zaczepił, a były takie wypadki, że właśnie policja na

(2)

rogatkach stała tu u wylotu Alei Warszawskiej i zabierali, konfiskowali. Pamiętam jak moja siostra wracała właśnie z tego Sługocina i musieli ominąć tą rogatkę, bo już ich ludzie po drodze ostrzegli, to już było wieczorem, ciemno, wracali, obeszli gdzieś tam Czechów dookoła, to siostra jak przyszła to jej krew z warg leciała z tego zimna, z tego mrozu. Były takie ciężkie czasy.

Data i miejsce nagrania 2005-10-04, Lublin

Rozmawiał/a Tomasz Czajkowski

Transkrypcja Jarosław Grzyb

Redakcja Maria Radek

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Bywałem przed wojną [w Lublinie], dlatego, że z rodziny mieszkali w Lublinie i w Lubartowie też.. Miałem cioteczne rodzeństwo, czyli ojca siostrę, mieszkała z rodziną tutaj w

Miejsce i czas wydarzeń Stary Franciszków, II wojna światowa Słowa kluczowe okupacja niemiecka, życie codzienne, bandy.. Bandy w czasie

Na przykład samochód tutaj stał, Niemce w trzech miejscach jak tu na Placu Wolności, i samochód ciężarowy, i Niemcy do samochodu wszystkich, a ciotka była i złapała nas i biegiem

Ponieważ dziadek był wykształconym człowiekiem (pan Rostworowski nie gardził takimi ludźmi), to się przyjaźnili. W związku z tym hrabia zaproponował, że da

Ten żołnierz, bo to był posterunek wojskowy, ogląda te jego dokumenty, zagląda mu do samochodu i mówi tak: „Wąsy się zapuściło, tak?”, a szwagier do niego,

Ta szkoła mieściła się przy ulicy Narutowicza 27, nad apteką, to całe takie pierwsze piętro było, a szatnia to była od podwórka, tam jeszcze kawałek w środku

Potem w księgarni świętego Wojciecha, to róg Kapucyńskiej, właśnie na górze był hotel Victoria, a tutaj była na rogu duża księgarnia świętego Wojciecha, też

Spółdom to był też duży, zdaje się czteropiętrowy budynek, no to tam mieszkało dużo żydowskich rodzin, ale mieszkał tam też doktor Adamczyk, który miał