• Nie Znaleziono Wyników

Zakupy na kredyt i targowanie się - Janina Kozak - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Zakupy na kredyt i targowanie się - Janina Kozak - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

JANINA KOZAK

ur. 1924; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, dwudziestolecie międzywojenne

Słowa kluczowe dzieciństwo, rodzina i dom rodzinny, sklepy w Lublinie, sklepy żydowskie, zakupy na kredyt

Zakupy na kredyt i targowanie się

Duże sklepy to były przy Krakowskim Przedmieściu. Była księgarnia świętego Wojciecha, na rogu Kapucyńskiej był hotel, który został zbombardowany w 39 roku, było kino przy poczcie, gdzie zginął Czechowicz w czasie bombardowania. Były i żydowskie sklepy z futrami, z butami, za Bramą Krakowską też, no dużo było sklepów, dużo… Ja przecież pamiętam taki okres, gdzie nas pięcioro rodzice zaprowadzili do sklepu z ubraniami na pierwsze piętro, róg Królewskiej i Krakowskiego, vis a vis kościoła Świętego Ducha, i tam był taki duży sklep z ubraniami. I wszystkich nas się ubierało, mundurowało się, bo były specjalne szynele takie szkolne z guzikami błyszczącymi. No może starszy brat już troszkę inaczej się ubierał, ale też musiał mieć szkolny garnitur, bo oni też mieli w Zamoyskim bardzo rygorystycznego dyrektora, to był ksiądz Gostyński, bardzo taki znany dyrektor. I potem to się spłacało, no oczywiście tam Żyd cenił, tyle, ile tam się trzeba było targować to wiadoma rzecz, bo w tych sklepach trzeba było się targować. Potem w księgarni świętego Wojciecha, to róg Kapucyńskiej, właśnie na górze był hotel Victoria, a tutaj była na rogu duża księgarnia świętego Wojciecha, też konto było otwarte, bo wszystkim trzeba było książki kupić, no przecież to jest nie sposób naraz wszystko z pensji kupić. No wiec tak nas zaopatrywali. Nawet w sklepie z materiałami piśmiennymi też mieliśmy takie konto otwarte i nie wolno nam było pójść samym, bo początkowo to tak, a to zeszycik, a to gumeczka, a to ołóweczek, a to coś. No potem tatuś patrzy, coś tu jakieś za duże te rachunki są, no więc trzeba, proszę pani, ja teraz będę karteczkę dawał z podpisem i wtedy proszę tylko wydać, więc już myśmy tempo wstrzymali. No tak się żyło przed wojną, no niestety za gotówkę nie sposób było żyć, żeby to wystarczyło na życie, na mieszkanie, na okrycie, na wszystko. I większość właściwie tej średniej klasy, to tak żyło. Ja nie mówię, że biedna byłam, bo ja głodna nie chodziłam i ubrana na tyle na ile rodziców było stać, ale trzeba było na wszystko uważać.

Do Żydów nie chodziliśmy kupować, z Żydami to się można było tylko targować. Oni

(2)

mieli na targu takie budy z ubraniami, z żywnością. To myśmy mieli właśnie tego Mancika, bo to już był taki znany od lat, to do samej wojny myśmy się tam ubierali.

Mancik to był Żyd, miał duży magazyn z ubraniami, to był duży sklep z ubraniami i dla dorosłych, i dla młodzieży, i takie szkolne mundurki, tak że… To było właśnie róg Krakowskiego i Królewskiej, to takie pierwsze piętro, duży był sklep. Mancik to było nazwisko, tak mi się zdaje, tak mi to utkwiło, ale nie wiem, może jeszcze jakieś miał imię…

Data i miejsce nagrania 2005-09-23, Lublin

Rozmawiał/a Tomasz Czajkowski

Transkrypcja Jarosław Grzyb

Redakcja Maria Radek

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Potem stamtąd kiedy już Niemcy powiedzieli, że jeśli ktokolwiek zatrzyma Żyda, to cała rodzina będzie zabita, zastrzelona, to wtedy gospodarz ją ubrał, taką kurtkę jej kupił,

A gabinety lekarskie mieściły się w tym starym budynku, gdzie była Ubezpieczalnia, bo tam chyba teraz też się zmieniło, budynek Ubezpieczalni i obok stary taki budynek i on po

No szliśmy tak powoli, powoli, powoli, ustały nam nogi na ulicy Dolnej 3 Maja, tu był ten most taki jeszcze, ta rzeka Czerniejówka przepływała, tak oparliśmy się, tak

Tych księży potem zwolnili po jakimś czasie, ale tak jak mówię, dłuższy czas były takie ograniczenia, ludzi było bardzo dużo, zresztą w tej chwili jak jest rocznica to

Więc pierwsze lata, gdy tych lekarzy było tak niewielu, a na wsiach to przeważnie w ośrodkach pracowali felczerzy, starsi felczerzy jeszcze po rosyjskich szkołach

A ja na przykład w sanatorium w Iwoniczu to byłam z bratanicą Bieruta, i zawsze śmy się tak śmiały: „No uważaj, bo stryjo patrzy na ciebie.” Więc takie były

To przychodziło się rano do pracy, do Urzędu Wojewódzkiego, listy obecności były wyłożone, no i trzeba było podpisać i szło się.. I też zawsze nas tam gdzieś ustawili,

Byłam wtedy u córki na Czechowie i wracałam do domu tak tędy z górki i droga była zastąpiona, można było przechodzić, ale były czołgi, czołgiści stali i na kilku