• Nie Znaleziono Wyników

"Piorunem myśli podniesione śmiecie" : rozwiązanie zagadki filologicznej z "Beniowskiego"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Piorunem myśli podniesione śmiecie" : rozwiązanie zagadki filologicznej z "Beniowskiego""

Copied!
9
0
0

Pełen tekst

(1)

Karol Piękoś

"Piorunem myśli podniesione

śmiecie" : rozwiązanie zagadki

filologicznej z "Beniowskiego"

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 51/1, 185-192

(2)

K A ROL PIĘK O Ś

„PIORU NEM MYŚLI PO DNIESIONE ŚM IECIE“

R O ZW IĄ ZA N IE Z A G A D K I FILOLOG ICZNEJ Z „BEN IO W SK IEG O “

W w y d an iu Dziel w szy stk ic h Słowackiego pod red ak cją Ju liu sza K leinera stro fa 66 pieśni V Beniow skiego została w ydruk ow an a zgodnie z niedaw no odnalezionym autografem oraz pierw odrukiem poem atu (P aryż 1841). T ekst jej (w. 517— 524) brzm i n astępująco:

Ha! hą! Mój w ieszczu ! G dzież to w y id ziecie? Jaka w a m św ieci? gdzie? portow a w ieża? L ub w S ła w ia ń szczy źn ie bez ech a ton iecie,

L u b n a k o r o n ę p o t r ó j n ą P a p i e ż a P i o r u n e m m y ś l i p o d n i e s i o n e ś m i e c i e

G n a c i e . — Z nam w asze porty i w yb rzeża ! N ie p ójdę z w a m i, w aszą drogą kłam n ą —

P ójd ę gd zie in d ziej! — i Lud p ójd zie za m n ą ! 1

Poniew aż podkreślone w iersze (520— 522) z pow odu zupełnego b rak u in te rp u n k cji b y ły niezrozum iałe, snuto różne dom ysły co do ich znaczenia. Zachęcał do tego nie tylko fak t, że strofa w yszła spod pióra poety, k tó re m u zawsze „język giętki Pow iedział w szystko, co pom yśli głow a“ (w. 133— 134), ale i to, że w iersze skierow ane były przeciw M ickiewiczowi — w sporze, k tó ry bardzo em ocjonow ał w szystkich badaczy zajm u jący ch się biografią wieszczów, a w reszcie to, że ów spór doszedł do znaczenia jakiegoś sym bolu w naszej orientacji politycznej w okresie od up adku pow stania styczniowego do końca pierw szej w o jn y św iatow ej. Od daw na toczyły się żyw e dyskusje m iędzy zw olennikam i tzw. Polski M ickiewicza (często zresztą ubrązow ionego), idącym i w łączności z klerem katolickim , a zw olennikam i tzw . P olski Słowackiego, stojącym i w opozycji do kleru. Toteż p ragnienie dokładnego zrozum ienia ty ch w ierszy, k ry ­ jących niejasno w ypow iedziany zarzut u ltram on tan izm u , było n ie­ om al tak w ielkie, ja k gorączkowe dociekanie zagadki o m ężu opatrznościow ym , oznaczonym w III cz. Dziadów liczbą 44.

1 J. S ł o w a c k i , D zie ła w s z y s tk ie . T. 5. W rocław 1954, s. 137. B e n io w ­ sk ieg o cy tu jem y tylk o w e d łu g tego w yd an ia.

(3)

186 K A R O L P I Ę K O S

Dw a pokolenia badaczy i znaw ców dzieł Słow ackiego w ciągu 80 lat podejm ow ały próbę odtw orzenia pierw otnego tek stu. W ie­ dziano, że Słow acki pow ierzył prow adzenie k o rek ty Beniow skiego przyjacielow i, Leonardow i N iedźw ieckiem u, i że sam w yjech ał do F ra n k fu rtu . W iedziano też, że sk arży ł się n a liczne b łęd y druk arsk ie. A poniew aż a u to g rafu nie m ożna było odnaleźć, w ydaw cy zdecydo­ w ali się n a w prow adzenie do niejasnego te k stu w łasn ych dom ysłów, czyli tzw . koniektur.

Było ich aż cztery, ale żadna nie uzyskała pow szechnej aprobaty. W ro k u 1923 zebrał je i ogłosił n ajznakom itszy znaw ca Słowackiego, Ju liu sz K leiner 2. Choć je jed n a k ułożył w pew n ym porządku, choć s ta ra ł się ocenić ich w arto ść in te rp re ta c y jn ą, sam rów nież za żadną z nich jasno i stanow czo się nie oświadczył.

Tym czasem w r. 1946 został odnaleziony i opublikow any, ty le lat poszukiw any, in te resu jąc y n as fra g m en t a u to g rafu 3. A uto graf zaw iódł jed n a k oczekiw ania kom entatorów . Okazało się, że tek st stro fy 66 je st tu identyczny z pierw odrukiem . W tej sy tu a c ji Ju liu sz K leiner — nie dom yślając się możliwości now ej in te rp re ta c ji — p rzy kolejnym w y d aniu B eniow skiego w serii B i b l i o t e k i N a r o d o w e j polecił w ty m m iejscu p rzedrukow ać kom entarz z ro k u 1923 4. P rzy now ej edycji poem atu, w e w spom nianym ju ż tom ie 5 D ziel w szy st­

kich Słowackiego (1954), K lein er swego k o m en tarza nie zdezaw uował.

Poniew aż odnaleziony au to g ra f dw ie spośród prób w yjaśnienia w. 520— 522 stro fy 66 uczynił nieaktu alny m i, zajm iem y się tylko dw iem a próbam i pozostałym i.

Pierw sza z nich p rzy jm u je, że zagadkow y w y ra z „śm iecie“ nie je st czasow nikiem (nie znaczy „odważacie się“), ale rzeczow nikiem , przenośnią, k tó ra oznacza idee błahe. S tąd całe zdanie m a w yrażać sąd: „na koronę p o tró jn ą P apieża gnacie błahe idee, podniesione pio­ runow ym i [ = w strząsającym i] m y ślam i“ .

W edług drugiej in te rp re ta c ji „śm iecie“ jest o krzykiem skierow a­ n y m do kliki M ickiewicza, a w ted y sens całego zdania m iałby być tak i: „[wy], piorunem m yśli podniesione śm iecie, gnacie n a koronę p o tró jn ą P ap ieża“ .

1 jedna, i dru g â k o n iek tu ra nie może zadowolić nikogo (choć

2 Zob. J. S ł o w a c k i , B e n io w sk i. W yd. 2. K rak ów 1923, s. 167— 169. B i b l i o t e k a N a r o d o w a.Seria I, nr 13/14.

3 Zob. S. J a s i ń s k a , N ie zn a n y a u to g ra f „ B e n io w sk ie g o “ J u liu sza S ło­ w a ck ieg o . P a m i ę t n i k B i b l i o t e k i K ó r n i c k i e j , 1946, z. 3.

4 Zob. J. S ł o w a c k i , B e n io w sk i. O pracow ał J. K l e i n e r . W yd. 3. W ro­ c ła w 1949, s. 167— 169. B i b l i o t e k a N a r o d o w a .

(4)

R O Z W I Ą Z A N I E Z A G A D K I F I L O L O G I C Z N E J Z „ B E N I O W S K I E G O “

p rzez kilkadziesiąt la t m usiały z b ra k u lepszych w ystarczyć). W p ierw ­ szym w y p ad k u m istrzow i słow a przypisano b y m etaforę pozbaw ioną jakiejk o lw iek plastyk i. Godząc się m im o to n a tak ie objaśnienie, trz e b a by zdaw ać sobie spraw ę, k tó re idee swoich przeciw ników uw ażał p o eta za błahe, a któ re za w strząsające. Inaczej byłoby to tylk o w erbaln e zrozum ienie tek stu . P onadto zatraca się tu ta j cała logika zarów no z arzu tu („p io ru n y “ i „śm iecie“), ja k i postaw y poety w zględem W atykanu. A m oże o to au to rom tej próby chodziło?

W drugiej koniek tu rze, staw ianej p rzez K lein era w yżej, dziw ne się w ydaje, żeby śm ieciem nazyw ał p o eta ludzi, k tó ry m p rzy pisu je piorunow e m yśli. Prócz tego niepodobna przyjąć, by Słowacki, k tó ry w ypow iada tu sw em u antagoniście bój ja k rycerz, tra k tu je go po rycersku, oddaje m u m im o „słów ognistych deszczu“ (w. 567) ry c e r­ skie honory, zwie go p aro k ro tn ie Bogiem, a dalej H ektorem , wiesz­ czem — m ógł przeciw nika zniew ażać ta k im w yrazem , i to w jed n ej i tej sam ej apostrofie.

Gdy w ięc obie k o n iek tu ry są nie do przyjęcia, zdawać by się mogło, że stro fa ta k pełn a znaczenia, określająca postaw ę poety i jego za rz u ty czynione przeciw nikom , n a zawsze pozostanie n iejasn a i będzie plam ą n a św ietn y m obrazie w spaniałego patosu najw iększego m istrza polskiego słowa.

Idąc za w skazów ką W yspiańskiego: ,,Nie m a m yśli ta k n iejasn ej, k tó rej by człowiek, m yślący jasno i w yraziście, nie przenik ał i nie ro zu m iał“ 5 — po dłuższym zastanow ieniu jeszcze w latach trz y ­ dziestych doszedłem do przekonania, że istnieje p iąta m ożliwość in te rp re ta c ji, k tó rej nie dostrzegli badacze i w ydaw cy dzieł Sło­ wackiego. Na jej ogłoszenie zdecydow ałem się dopiero w ro ku 1949 6. K ró tk i arty k u ł, o ile m i w iadom o, u to n ął bez echa w powodzi a rty k u ­ łów w ażniejszych (nie w ym ienia go np. W iktor H ahn w swej biblio­ g rafii do dzieł Słowackiego). Jed y n ie T e a tr R apsodyczny w K rakow ie w y staw iając B eniow skiego uw zględnił m oje rozum ienie stro fy 66 pieśni V 7. I dlatego te ra z — widząc, że w szyscy w ydaw cy poem atu id ą w ślady p ierw o druk u , a poprzestają n a om ów ionych w yżej b a ła ­ m u tn y ch in te rp re ta c ja c h — postanow iłem ogłosić swą hipotezę w no­ w ym u jęciu i poprzeć ją dalszym i argu m entam i.

O statnie 24 oktaw y pieśni V B eniow skiego zaw ierają credo este­

5 S. W y s p i a ń s k i , W y z w o le n ie . W: D zie ła ze b ra n e . T. 5. K rak ów 1958, s . 80—81.

6 Zob. K u ź n i c a , 1949, n r 22. 7 P rem iera odbyła się jesien ią 1949.

(5)

188 K A R O L P I Ę K O Ś

tyczne, polityczne i relig ijn e Słow ackiego — jako p relu d iu m do roz­ p raw y z M ickiewiczem. Są p ełną w ypow iedzią poety, zam ykającą trzecie n iefo rtu n n e zbliżenie się do wieszcza narodow ego. Jakoś ci dw aj indyw idualiści zżyć się z sobą po b ra te rsk u nie mogli. D ysonans rodził się nie tylko z różnicy usposobień i ch arak teró w , ale i z różnicy w w ychow aniu, w stopie życiowej itp., a szczególnie w pierw szych przejaw ach ich życia religijnego: religijność M ickie­ w icza jest uczuciowa, klaszto rn a, zw iązana z obrzędam i, osobami duchow nym i i przedm iotam i k u ltu ; Słowackiego — rozum ow a, zintelektualizow ana, zw iązana z p rzy ro dą, z dala od duchow ieństw a i obrzędów. L ek tu ra pisarzy zagranicznych — zwłaszcza zapoznanie się z niem iecką filozofią idealizm u, przede w szystkim z różnorodną p ro b lem aty ką jej estety k i — różnie w p łyn ęła na rozwój świadom ości tw órczej obydw u poetów i urobiła w nich odm ienne w yobrażenia o wodzostw ie duchow ym . O dm ienność poglądów n a poezję i zadania poety jasno się u w y d atn ia w zestaw ieniu im prow izacji K onrada w celi w ięziennej z m onologiem K ordian a n a szczycie M ont Blanc. Bo kiedy Słowacki pisał K ordiana, m iał już świadom ość celu w łasnej twórczości, jej drogi rozw oju i jej w artości. Ju ż w ted y — w poczuciu rów ności z tw órcą D ziadów — z koleżeńską ironią odm alow ał Mic­ kiew icza, pod postacią P ierw szej Osoby Prologu, jako tureckiego derw isza, któ rem u się zdaje, że bierze na siebie cierpienia całego narod u, aby potem móc za to nie ty lk o w ładać i sądzić rodaków , ale i grom ić „złotem n a la n e “ n aro d y św iata. Ju ż wówczas Słow acki rozum iał, że twórczość poetycka niekoniecznie m usi być w ypełniona Bogiem, jak tego żądał M ickiewicz w ypow iadając swój sąd k ry ty c z n y 0 poezji au to ra B alladyny, ale w inn a być pełna piękna, zrodzonego z w olnej duszy tw órcy. Z adaniem poety nie jest rządzenie duszam i ludzkim i, lecz kształtow anie w form ie poetyckiego słow a — m yśli 1 uczuć, jakie naród posiada.

K iedy więc w g ru d n iu 1841 E ustachy Januszkiew icz zaprosił Słowackiego na ucztę urządzoną dla uczczenia im ienin M ickiewicza i jego pro fesu ry w Collège de F rance, Słow acki p rzy ją ł zaproszenie — z postanow ieniem , że w y stąp i z im prow izacją. W niej, jak się do­ m yślić m ożna z Beniow skiego, z jed nej stron y będzie bron ił w łasnego stanow iska poety, z drugiej zaś złoży należny hołd tw órczości Mic­ kiew icza, aczkolwiek i ją, i jej relig ijn ą podstaw ę uw ażał za należące ju ż do przeszłości. N iew ątpliw ie z góry przem yślał sposób, w jaki p o trafi tę rzecz przeprow adzić. Oto n ad a ciem ny kolo ryt obrazowi wieszcza, k tó ry „jak Bóg litew sk i Z ciem nego sosen [...] [powstaf]

(6)

R O Z W I Ą Z A N I E Z A G A D K I F I L O L O G I C Z N E J Z „ B E N I O W S K I E G O “ J g g

u ro czy sk a“ (V, w. 541— 542) i z zieloną jak księżyc tw arzą, bo „słońca w y rzekł się m ocy“ (w. 540), idzie trzy m ając w ręk u krzyż świecący księżycow ym (nie słonecznym!) blaskiem i w ładając słowem , „co jak p io ru n b ły sk a“ (w. 544). Słowacki mógł przypuszczać, że zebrani goście nie zrozum ieją, co chciał p»zez tak i obraz powiedzieć, ale że zachw yci ich urok słow a — natom iast z pew nością sens obrazu zrozum ie sam solenizant.

I tak się stało. G dy wszyscy oklaskiw ali im prow izację Słow ac­ kiego, M ickiewicz — w n atch n ien iu , jakiego od daw na nie doświadczał (bo Słow acki dopiero w nim n a pow rót „wieszcza w sk rzesił“) — w stał i odpow iedział im prow izacją, w której naw zajem w ypow iedział sw oje uznanie dla poezji Słowackiego, lecz jasno dla w szystkich zaakcento­ w ał swój relig ijn y pogląd na źródło natchn ienia i twórczości.

Obie im prow izacje w yw ołały wśród uczestników biesiady nie­ słychany entuzjazm , a zw aśnionych od 8 lat poetów zbliżyły do siebie ponow nie. K iedy jed n ak w niespełna 2 m iesiące później złośliwy a rty k u ł w T y g o d n i k u L i t e r a c k i m 8 znow u Słowackiego zranił, daw ne oburzenie na M ickiewicza w róciło z całą siłą. W n a ­ s tro ju szalonego uniesienia przerobił poeta pieśń IV i V przygoto­ w anego w łaśnie do d ru k u B eniow skiego, głów ny a ta k przeciw sw em u ryw alow i k o n centrując w ostatnich strofach poem atu.

W ty m pam flecie na M ickiewicza po raz pierw szy odkrył Słow acki sw e aspiracje do godności duchowego wodza narodu. Dotychczasow y przew odnik sprow adza Lud na m anow ce: głosi panslaw izm , ideę, k tó ra jest narodow i obca (obcość tę łatw o było zrozum ieć zwłaszcza w śród em igrantów po klęsce 1831 r.), propaguje i tak już roz­ pow szechniony w Polsce ultram o ntan izm , co jest błędem politycznym i doprow adzi ojczyznę do zguby. Pow tórzył tu więc Słowacki p rze­ konanie jasno w yrażone ju ż w pieśni I: „[O! Polsko!] K rzyż tw ym Papieżem jest — tw a zguba w Rzym ie!“ (w. 240) I aby napiętnow ać tę fata ln ą pom yłkę M ickiewicza, w oburzeniu nazw ał tia rę śm ieciem , podkreślając w ten sposób ty m silniej w zgardę dla tego insygnium w ładzy papieskiej, k tóre Polacy otaczają dew ocyjną czcią.

K rótko m ówiąc, Słow acki przyłączył się tu ta j do zarzutów czy­ nionych M ickiewiczowi w pew nych grupach em igracji, form u łując je w strofie 66 pieśni V następująco: „Albo głosząc idee panslaw istyczne sam i się gubicie w opinii narodu [»toniecie«], albo głosząc k u lt W aty k an u przyczyniacie się do zguby n a ro d u “ .

(7)

190 K A R O L P I Ę K O S ^

T akie zrozum ienie treści całej stro fy pop iera jeszcze logika p rze­ ciw staw ienia dw óch nie zw iązanych z sobą idei (panslaw izm u i u ltra - m ontanizm u), w yrażona za pom ocą spójników przeciw staw nych roz­ łącznych: lub — lub. K lęska czeka a l b o w as, a l b o cały naród. Nie pierw szy to raz okazuje poeta tia rze sw ą pogardę. W K o r­

dianie (akt II) w idzim y tia rę jako m iejsce w ypoczynku papugi;

drug im tak im m iejscem jest pastorał. N iew ątpliw ie chciał wów czas Słow acki w strząsnąć dew ocją rodaków — w odw et za bullę G rzegorza X V I w spraw ie pow stania listopadow ego. Bo oburzenie Słow ackiego n a tego papieża z biegiem la t nie zm alało. Choć G rzegorz X V I po­ dobno zm ienił potem swój stosunek do Polski, uczucia poety się nie zm ieniły. Jeszcze n a 2 la ta przed napisaniem Beniow skiego oczyma w łasnej duszy w idział Słowacki, jak jo w ialny szlachcic P ia st D an- tyszek głów ką swego synka z głow y tru p a G rzegorza XV I strącił tę „p o tró jn ą koronę papieża“ na dno g r o b u 9, gdzie zapew ne zeszła do rzęd u śmiecia.

Nie pierw szy też raz posłużył się p oeta słow em „śm iecie“ dla określenia swej pogardy. W IV pieśni B eniow skiego ksiądz M arek stosuje to określenie do wodzów kon fed eracji (w. 22— 23: „sądu dzień nadchodzi kłusem I w eźm ie w szystkich w as ja k tum an śm ieci“). W Teogonii nazyw a Słow acki własnego ducha śm ieciem 10, zw iniętym „z innym i ducham i w k łąb je d e n “. W in teresu jącej nas stro fie 66 nazw ał w ten sposób n akry cie głow y używ ane p rzy uroczystych w y ­ stąp ien iach papieży. Tym czasem M ickiewicz sw oim słowem, „co jak p io ru n b ły sk a“ , podnosi te n sym bol-rekw izyt litu rgiczn y do rangi przedm iotu o jakim ś nadzw yczajnym znaczeniu — i sam ulega jego złudnem u czarowi, i innych ku niem u pociąga.

Jeśli to rozum ow anie je st słuszne, m ylne są kom entarze dotych­ czasowe. Nie m ógł Słow acki przezw ać M ickiewicza śm ieciem ani też nie w yśm iew ał swego ry w a la i jego kliki z pow odu bezw artościow ych idei. Chodziło m u tylko o fataln y , prow adzący do zguby k ieru n ek polityki M ickiewicza.

J a k na początku zaznaczyłem , głów nym powodem niejasności w. 520— 522 stro fy 66 jest b rak jakiejkolw iek in terp u n k cji. Bez zna­ ków in te rp u n k cji w iersze owe — szczególnie w. 521 — przedstaw iały (gdy nie m ożna było jeszcze ustalić, czy słowo „śm iecie“ oznacza czasownik, czy rzeczownik) konglom erat k ilk u g ru p syntaktycznych w zdaniu. Z ty ch grup staran o się ulepić treść tak , że pow stały cztery

9 J. S ł o w a c k i , D zieła . T. 2. W rocław 1949, s. 369—370, w . 847— 871. 10 T a m że, t. 3, s. 640, w . 43—44.

(8)

R O Z W I Ą Z A N I E Z A G A D K I F I L O L O G I C Z N E J Z „ B E N I O W S K I E G O “

n iefo rtu n n e hipotezy. Dziś, po odnalezieniu autog rafu, kiedy ro­ zum iem y znaczenie w y razu „śm iecie“ , do dwóch hipotez bardzo w ątp liw y ch dołączam trzecią (bo więcej kom binacji być nie może) — najpraw dopodobniejszą: cały w iersz środkow y należy potrakto w ać jako rozw inięte dopow iedzenie do słowa „korona“ , w yodrębniając go od reszty zdania przecinkam i lub, zgodnie z naw ykiem poety, m y śln i­ kam i albo, co byłoby tu najstosow niejsze, m yślnikiem połączonym z w ykrzyknikiem . T ekst zatem w. 520— 522 przedstaw iałby się ta k :

Lub n a koronę p otrójną P apieża, (—) P ioru n em m y śli pod n iesion e śm iecie, (!— ) G nacie A1.

D ługie na cały w iersz dopow iedzenia są przez Słowackiego sto­ sow ane; spotykam y dopow iedzenia, w k tó ry ch w yraz głów ny je st albo na początku, albo w środku, albo też n a końcu w iersza (jak w naszym w ypadku). D la szczupłości m iejsca podam tylko dw a przykłady.

E xem p lu m : oba lite w sk ie B iskupy,

N a d w óch latarn iach m iejsk ich — oba trupy.

[II, w . 215— 216]

Dopow iedzenie jako w yk rzy k n ik:

O rzeczach d uszy ro zm a w ia ł jak P la to n —

N a m ózg w e so ły c h lu d zi w ie lk a chłosta! — [II, w . 196— 197]

N a ty c h przykład ach kończą się arg u m en ty na poparcie p rzed­ staw ionej hipotezy, k tó rej m usi się przyznać słuszność wobec dw óch hipotez poprzednio istn iejący ch i tu zreferow anych. H ipoteza now a odpow iada postaw ie, jak ą Słow acki zajm ow ał w zględem W aty k anu i M ickiewicza, jest logiczna i popraw na gram atycznie, w olna od k o - n ie k tu r słow nych k o m en tato ra, a w reszcie — zgodna ze stylistyczną m an ie rą poety. Jeśli przez ty le dziesiątków la t nie pojaw iła się w żadnych „objaśnieniach w yd aw cy “, to przyczyny szukać należy — zdaje się — w w ew n ętrzn y ch oporach edytorów , k tó re w taje m n i­ czym w ierszu nie pozw oliły im się dom yślać tak ostrej in w ektyw y n a W atykan.

Inaczej osądzić przy jdzie korekto ra pierw szego w ydania B eniow ­

skiego, n a k tóry m ciążył obow iązek u zupełnienia in te rp u n k cji au to

r-11 K l e i n e r ró w n ież p rzed staw ia podobną a ltern a ty w ę in terp u n k cyjn ą. Zob. S ł o w a c k i , B e n io w sk i, w yd . 3, s. 168, przypis.

(9)

192 K A R O L P I Ę K O S

skiej. Niedźwiecki, przypuszczalnie, nie spełnił swego obowiązku albo z powodu niestaranności w w yko ny w aniu korekty, albo dlatego, że chciał przyjaciela uchronić przed reak cją, jak a w narodzie — przyw iązanym do cerem onii i przyborów liturgicznych — m ogłaby się obudzić; opuszczając zatem dw a znaki in te rp u n k cy jn e celowo z a ta rł w łaściw e zrozum ienie w ierszy 520— 522.

Cytaty