• Nie Znaleziono Wyników

Przemysł Chemiczny. Organ Chemicznego Instytutu Badawczego i Polskiego Towarzystwa Chemicznego. Rocznik XV. Zeszyt 12

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Przemysł Chemiczny. Organ Chemicznego Instytutu Badawczego i Polskiego Towarzystwa Chemicznego. Rocznik XV. Zeszyt 12"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

* ff*| o ,

, w

P R Z E M Y Ś L CHEMI CZNY

ORGAN CHEMICZNEGO I N S T Y T U T U BADAWCZEGO I POLSKIEGO T O W A R Z Y S T W A CHEMICZNEGO WYDAWANY Z ZASIŁKIEM WYDZIAŁU NAUKI MINISTERSTWA WYZNAŃ RELIGIJNYCH I OŚWIECENIA PUBL.

R O C Z N IK X V 20 CZERW IEC 1931 Z E SZ Y T 12

REDAKTOR: PRO F. DR. KAZIMIERZ KLING SEKRETARZ: D R . LECH SU C H O W IA K

Laboratoryjny piec obrotowy o działaniu' ciągiem do suchej dystylacji węgla w niskich temperaturach

F o u r ro ta to ire h o rizo n tal derni-tcoliniquc a action co n tin u a pour d istillor la houille a dos teiiip ó ratu res basscs W . ŚW IĘ T O SŁ A W SK I i I I. N A R K I KWICZ

D z ia ł w ęglow y Chem icznego I n s ty tu tu Badawczego Kom un1 hal 40.

Znane sr\ dwa sposoby prowadzenia su ­ chej d ystylacji w ęgla k am ien nego: koksowanie względnie jego odgazowanie w w yższych tem ­ peraturach, oraz pólkoksowanie, czyli tak zwa.

na sucha dystylacja w niskich tem peraturach.

W przeciwieństwie do dwóch pierwszych pro­

cesów, które zachodzą w tem peraturze około lub ponad 1000° i mają na celu otrzym anie, jako produktu głównego, bądźto koksu, bądź też gazu; pólkoksowanie węgla odbywa się w temperaturach znacznie niższych, bo już w 500°— 600° i ma na celu otrzym anie obok wartościowego bezdym nego paliw a stałego, jakim jest półkoks, jeszcze produktów ciek­

łych pierwszorzędnego znaczenia, w' ilości dwu- lub trzykrotnie większej od uzyskiwanej podczas koksowania, lub odgazowywania.

W szelkie prace nad suchą dystylacją węgla kamiennego w niskich tem peraturach, od p o­

łowy ubiegłego stulecia do początków bieżą­

cego, d o ty czyły przeważnie tylko badań nad obecnością w węglu tych lub innych produktów, nie interesow ały się zaś sposobem ich pow sta­

wania i dlatego wykonyw ane b yły na aparatach przygodnych, do tego lub innego celu przysto­

sowanych.

D o badaczy interesujących się w ystęp o­

waniem różnych produktów, podczas d y sty ­ lacji węgla kamiennego, należą W i 11 i a m s1),

x) G. W i l l i a m s, J . Chem. Soc. ló, 130 (1857).

A nn. 102, 126 (1857). A nn. 108, 384 (1858).

S c h o r 1 c m m e r1), W r i g h t 2), B r o c h e t 3), S a i n t-G 1 a i r-D e v i 11 e4) .

W początkaóh bieżącego stulecia podjął B o r n s t e i n5) system atyczne w szechstron­

ne badania, mające na celu nietylko otrzym y­

wanie tych lub innych produktów dystylacji węgla, lecz także warunki ich powstawania.

Zapoczątkowane przez B o r na t e i n a sy ste­

m atyczne badania, prowadził następnie cały sze­

reg innych badaczy, jak P e t e r s 6), P i e t o t7), B u r g e s 8), W h e e l e r 9), B e i l b y 10), Pa r r ,

r) C. S c Ii o r 1 o m m o r : Au. 125, 103 (1863).

Ann. 127, 313 (1803). A nn. 130, 257 (1865), A nn. 139, 244 (1860).

2) Ł o w i h T. W r i g h t , J . Soc. Chem. In d . 042 (1895). J . G asbel, 507 (1888), Jaliresber. d.

choin. Technol. 84 (1888).

3) A. B r o c l i o t , Com pt. rond. 114, 601 (1892).

*) S a i n t o - C 1 a i r o - 1) o v i 11 o. ,T. Gasbel. 093 (1889).

®) E . B ó r n s t e i n , -1. Gasbel. 19, 627 030 i 007 071 (1900) porów n. E. .1. C o n 8 t a m , P.

S c l i l i i p f e r i E. A. K o l b e . .1. G asbel. 49, 741 774 (1900); 51, 009, 093 (1908); 52, 770 (1909).

®) A. P e t e r s , .1. G asbel, 51, 1114 (1908),

~) P i c t e t, Bor. D eutsch. Chem, Ges. 41.

2486 (1911), 40, 3342 (1913), 48, 927 (1015).

e) B u r g o s s i W h e o 1 e r, .1. Chem. Soc. 97, 1917, (1910); 99, 649 do 067 (1911); p a trz C l a r k i W h e e l e r , .1. Chem. Soc. 103, 1704, 1715(1913).

2) W h e e l e r i w spółpracow nicy, J . Chem.

Soc. 101, 131 (1914), I I , 105, 2562 (1914).

10) T. B o i 1 b y , .T, Gas- L ig h tin g 123, 838— 840 (1913). J . Soc. Chem. In d . 1001 (1913).

(2)

2 1 8 P R Z E M Y S Ł CH EM IC ZN Y 1S (1931)

O 1 i n 1) i F . F i s c h e r2), wraz ze swymi współpracownikam i, jak G 1 u u cl, S c h r a - d e r i in n i.

N a podstawie kilkuletnich doświadczeń F.

F i s c h e r i G l u n d skonstruow ali labo­

ratoryjny piec obrotow y do d ystylacji węgla w niskiej tem peraturze.

Pom ijając szczegóły jego konstrukcji, za­

znaczym y, że jest to piec o działaniu nieciąglem, uniem ożliw iający zatem ładowanie i w yład ow y­

wanie m aterjału badanego podczas jego pracy.

B adania, prowadzone obecnie w D ziale W ęglowym Chemicznego In sty tu tu B adaw cze­

go, skłoniły nas do zm odyfikowania pieca F i- s c h e r ’ a i G l u u d ’ a w ten sposób, aby nietylko prowadzić sam proces dystylacji w sp o­

sób ciągły, lecz także ab y móc oprócz d y s ty ­ lacji w ykonywać jeszcze inne badania, w k tó ­ rych węgiel lub dow olny in n y m aterjał, łado­

w any i w yładow yw any w sposób ciągły m ógłby być podgrzewany do różnych temperatur do 700° włącznie. Chodziło nam również o to, a b y m óc w pew nych granicach zm ieniać ilość obrotów pieca, ilość naładunku, ilość materjału znajdującego się w piecu, oraz średni Czas przebywania m aterjału W przestrzeni nagrzanej do żądanej tem peratury.

Po szeregu prób doszliśm y wreszcie do konstrukcji, która zdaniem naszem nadaje się do wykonywania wielu operacyj, niezbędnych pod­

czas pi’owadzenia różnych badań w łabora- torjum naukowem lub technicznem .

J est rzeczą oczyw istą, że różnica pom iędzy prowadzeniem procesu w sposób ciągły lub nieciągły jest dość znaczna. Isto tn ie w pieca obrotow ym F . F i s c h e r a i G l u u d a , m am y stopniow e (w odpowiednio długim cza­

sie) ogrzewanie m aterjału załadowanego od początkowej tem peratury otoczenia (10°— 20°) do tem peratury żądanej. W warunkach tak powolnego wzrastania tem peratury m aterjału ogrzewanego nie m ogą zachodzić w pierwszej fazie d ystylacji zjawiska przegrzewania, tak węgla, jak i w ydzielających się z niego par dystyłatów , a więc osiąga się w tym przypadku m ożliwie najw yższą teoretyczną wydajność pro­

duktów, (półkoksu, sm oły i gazu w danej tem p e­

x) S. W . P a r r i II. L. O 1 i n, B u li. 70 U niver- sity of Illin o is porów n. J . Soc. Chem. In d . 32 (1916)

2) F . F i s c h e r . Gres. A b h an d l. zur K en n tn is.

der K ohle I, 118, I I I . 248, 271.

raturze). Podczas prowadzenia d ystylacji w spo­

sób nieciągły w aparacie przebiega proces, który dopiero w stadjum końcowem osiąga pewien stan równowagi. J est to chwila, k ied y w danej tem peraturze z pewnej ilości załadowanego m a ­ terjału, oddystylow ano pewną ilość produk­

tów gazow ych i ciekłych, pozostawiając w re­

torcie m aterjał stały, który nie m oże być bez­

pośrednio poddany dalszej przeróbce.

Piec o działaniu nieciąglem uniem ożliwia nam również oznaczenie czasu potrzebnego do przeprowadzenia samego procesu d ystylacji.

Prace te więc m uszą być wykonane w innych aparatach.

Prowadząc proces w sposób ciągły zb li­

żam y się do warunków technicznych. Surowy m aterjał chłodny, wprowadzany bezpośrednio do aparatury ogrzanej, zm ieszany zostaje z g o ­ rącym materjałem , znajdującym się już w p ie ­ cu, następnie posuwa się stopniow o w kierunku w ylotu pieca, przechodząc przez całą jego długość, i oddając w tym czasie na tej drodze produkty swej dystylacji, wreszcie usuw any zo ­ staje z pieca w stanie więcej lub mniej gorą­

cym . Podobny przebieg procesu pólkoksowania wpływa zasadniczo na wynik dystylacji. A więc przedewszystkiem wydajność produktów d y ­ stylacji w laboratoryjnym piecu ciągłym jest różna od wydajności w piecach o działaniu nieciąglem . W ydzielające się bowiem z węgla pary dystyłatów , stykając się z m aterjałem lub częściami aparatury, rozgrzanemi do te m ­ peratury znacznie wyższej niż ta, w której na­

stępuje ich wydzielanie zw ęgla (np. 350°— 450°)‘

ulegają częściowemu rozkładowi pirogene- tycznem u. W’ tem m iejscu pieca, gdzie od ­ byw a się wyładowywanie półkoksu zachodzie m oże częściowa kondensacja lub pochłanianie par d ystyłatów , co w pływ a również na ob ni­

żanie w ydajności sm oły.

W szystkie te warunki sp otyk am y w dużych instalacjach technicznych i dlatego korzystne jest takie prowadzenie badań laboratoryjnych, aby oznaczając z jednej strony teoretyczną wydajność w przyrządach o działaniu n ie ­ ciąglem , jak retorta glinowa F . F i s c h e r a i S c h r a d e r a , lub piec obrotowy F. F i- s c h e r a i G l u u d a , móc jednocześnie w yznaczyć optym alne warunki prowadzenia d ystylacji dla osiągnięcia najwyższej wydajności praktycznej. T ę ostatnią m ożliwość daje labo­

ratoryjny piec obrotow y o działaniu ciągłem .

(3)

(1931) 11> P R Z E M Y S Ł CH EM ICZN Y 219

R y su n ek I .

Istotn ie \v chwili ustalenia się biegu pieca ciągłego, m am y w każdym m iejscu przyrządu pewien stan równowagi ruchomej, której p o ­ znanie daje p odstaw y do wnioskowania, w jaki sposób należy prowadzić d ystylację w wielkich aparatach tech n iczn ych .

P i e c o b r o t o w y o d z i a ł a n i u c i ą g l e m.

Piec obrotowy, skonstruowali}7 w Dziale W ęglowym Chem. In st. Bad. składa się z trzech głównych części: 1) bębna obrotowego, 2) urzą­

dzenia doprowadzającego i 3) urządzenia usu­

wającego m aterjał z pieca,-rysunek 2, str. 220.

Bęben obrotow y 1 (właściwy piec), o d łu ­ gości i średnicy takiej, jak piec F i s c h e r a i G l u u d a , zrobiony jest ze spawanej na całej długości blachy żelaznej i posiada na końcach odpowiednie m asywne kołnierze 2 i <3 z umocowanemi w nich na stałe śrubami.

Jeden z tych kołnierzy 3, od strony w ysypu, jest jednocześnie kołem zębatem , nadającem ruch obrotowy całem u bębnowi. Kołnierz 2 spo­

czywa na rolkach *5,5 zaklinowanych na wałkach

4,4, kołnierz zaś 3 styk a się z odpowiedniemi kółkami, zębatem i 6,6, również umocowanemi na wałkach 4,4. Zapomoeą kói pasowych, oraz kół łańcuchowych, wałki otrzym ują napęd od m otoru o sile % K M , przekazując swój ruch obrotowy bębnowi, dzięki kółkom zę­

batym 6,6. Do kołnierzy przyśrubowuje się pokryw y zam ykające 7 i 8 z umieszczonemi w nich wsypem i wysypem . Pod bębnem na całej jego długości znajduje się potrójny palnik gazow y 53.

Urządzenie doprowadzające m aterjał do pieca składa się z uszczelnionej w pokrywie 7 rury 9, zakończonej skrzynką 10, do zasyp y­

wania węgla. W rurze i skrzynce obraca się ślimak 11, doprowadzający m aterjał do bębna 1.

Zewnętrzny koniec osi ślimaka posiada trzy koła łańcuchowe l l a , l l b i l i c , o różnej ilości zębów. Odpowiednie ich włączanie pozwala na doprowadzanie większych lub m niejszych ilo ­ ści m aterjahi do pieca. W ew nętrzny w ydłu­

żony koniec osi ślim aka służy do um ocowania na nim urządzenia 12, kruszącego m aterjał w przypadku ogrzewania do w yższych tem -

(4)

P R Z E M Y S Ł CH EM ICZN Y 15 (1931)

(5)

1931) 15 P H Z EM Y S Ł CII E MICZN Y 221 peratur węgla koksującego. Sam ślim ak

11 zbudow any jest w ten sposób, że w pewnej części rury skok m iędzy kilku jego zwojami jest zm niejszony, dzięki tem u m aterjał dopro­

wadzany do pieca ulega w m iejscu tym stło ­ czeniu, wypełniając ściślej wnętrze i u m ożli­

wiając zachowanie szczelności naw et przy nadciśnieniu wewnątrz pieca, dochodzącem do

100 mm słupa wody.

D zięki znacznej długości rury 9, przez którą doprowadza się m aterjał do pieca, unika się zbytniego jej ogrzania przez przewodnictwo, gdyż część tuż za pokrywą pieca jest odsło­

nięta. Z drugiej zaś strony rura ta oziębiana jest stale doprowadzanym świeżym m ater- jalem tak, że temperatura jej tuż przy skrzynce niewiele różni się od otoczenia.

W yżej wzmiankowane urządzenie 12, kru­

szące m aterjał, stosuję się tylko w przypadku użycia węgla bardzo dobrze spiekającego i składa się ze ślimaka o niewielkiej długości i grubej ciężkiej osi. Ślim ak ten zawieszony je st swobodnie wewnątrz pieca na przedłu­

żonej osi ślim aka 11, doprowadzającego m ater­

jał do bębna. Zawieszenie to jest w ten sposób uskutecznione, aby zajmując zawsze położenie tuż przy pokrywie ślim ak ten nie mógł się posuwać, ani w tył, ani naprzód. D zięki sw e­

mu dużemu ciężarowi zajm uje on podczas obrotów pieca zawsze położenie najniższe, obracając się zatem w miejscu dookoła swej osi, kruszy spieczony m aterjał, przylegający do ścianek bębna, i posuwa go ku środkowi pieca.

Urządzenie, usuwające m aterjał z bębna, składa się z um ocow anych na wewnętrznej części pokryw y 8, w odpowiedniem położeniu dwóch łopatek 13. Ł opatki te są nieruchome względem pieca, ale obracają się wraz z nim i służą do zgartywania m aterjalu już odgazo- wanego. Oprócz łopatek um ocow any jest w p o­

krywie właściw y w ysyp, unieruchom iony i u- szczelniony zapomocą dławika 14. W tym nie­

ruchomym w ysypie znajdują się: szufelka 15, otwór w ylotow y dla gazów i par 16, rurka na termometr 17, przewód doprowadzający parę wodną 18, oraz mechanizm 19, usuw ający od- gazowany m aterjał sta ły na zewnątrz. Szufelka 15 umocowana jest pochyło w tak i sposób, że jej górna część znajduje się tuż pod łopat­

kami, dolna zaś nad mechanizmem, usuwają­

cym materjał stały. U trzym anie szufelki w takiej pozycji um ożliwiają połączone z nią

pręciki żelazne, których drugi koniec 20 prze­

chodzi przez otwór w wysypie nazewnątrz.

W ylot dla gazów i par 16 um ieszczony jest pod kątem prostym do pieca. Miejsce to wskutek zm iany kierunku gazu jest najbardziej nara­

żone na zatykanie się pyłem. Do przepychania rury wylotowej 22 służy um ieszczony w pierw­

szym kondensatorze wprost wylotu gazu pręt żelazny 23, um ocowany w dławiku i pozwalający podczas biegu pieca na oczyszczanie przewodu.

Mierzenie tem peratury jest wykonywane zapomocą termometru lub termoogniwa um ie­

szczonego w rurce 17. Rurka ta nie jest um ie­

szczona koncentrycznie w stosunku do pieca, lecz nieco zboku, a to dlatego, aby nie tam o­

wała ruchu materjalu, zsuwającego się z szu­

felki oraz umożliwiała pomiar tem peratury bardziej zbliżonej do rzeczywistej. N ie jest bowiem wykluczone, że w środku bębna pano­

wać może nieco niższa temperatura.

Mechanizm 19, usuwający m aterjał z w y ­ sypu, składa się z cylinderka z odpowiedniemi wycięciami na powierzchni bocznej stale obra­

cającego się w ściśle, dopasowanej, zamkniętej komorze 21.

Łopatki, obracające się wraz z piecem i zgarniające materjał, unoszą go do góry i zsypują na nieruchomą pochyłą szufelkę, skąd częściowo własnym ciężarem, częściowo zm uszony do tego, wstrząsami spada do m e­

chanizmu usuwającego 19 i wreszcie do połą­

czonego z nim zbiornika 24. Nagromadzony w zbiorniku m aterjał co pewien czas bywa usuwany nazewnątrz przez zw ykłe otwarcie klapy, zamykającej spód zbiornika.

Celem um ożliwienia łatwiejszego zsuwania się materjalu z szufli 15 do mechanizmu usu­

wającego 79, konieczne są w skutek jej n ie­

wielkiego pochylenia słabe, ale stale wstrząsy.

Do tego celu służy um ocowany nazewnątrz pieca m łoteczek 25, uderzający podczas ruchu bębna w równych odstępach czasu w pręt 20, w ystający nazewnątrz i podtrzym ujący szu ­ felkę. Urządzenie to jest konieczne, wówczas, gd y prowadzi się doświadczenie z węglem ko­

ksującym w temperaturze jego plastyczności.

Do napędu wszystkich części oblotow ych pieca służy motor elektryczny 26 o sile % K M połączony z wałkiem 4 zapomocą przekładni, którą stanowią koła pasowe 27 lub 28 osadzone na wspólnej osi, koła 29 i 30 również osadzone na wspólnej osi i kolo łańcuchowe 31 umoco-

(6)

222 P R Z E M Y S Ł CH EM ICZN Y (15 1931) warić na wałku. Zaklinowane na tym że wałku

koło łańcuchowe 32 um ożliwia zapomocą łań­

cucha, przerzuconego przez umocowane na drugim wałku kolo 33 (o takiej samej ilości zębów co i ko1 o 32), jednoczesny zgodny obrót obu wałków. Ruch ten przekazyw any jest bębnowi 1 zapomocą kół zębatych 6,6. Od stro­

n y wsypu na przedłużeniu jednego z wałków zaklinowane jest koło łańcuchowe 34, które zapomocą łańcucha przerzuconego przez jedno z kół a, b, c, wprowadza w ruch ślim ak 11, doprowadzający m aterjał ze skrzynki do bębna.

Od strony zaś wsypu na przedłużeniu tego samego wałka umocowane jest kolo łańcu­

chowe 35 i ramię sterow nicze 36. K oło 35 zapomocą łańcuchów, kół 37, 39 i 40 i kół stożkowych 38 przenosi ruch w kierunku pro­

stopadłym do poprzedniego i nadaje obroty m echanizm owi 19, usuwającem u m aterjał z z bębna do zbiornika 24. R am ię sterownicze 36 wprawia w ruch wahadłow y m łoteczek 25, służący do wstrząsania szufelki.

Bęben, ślimak i m echanizm usuw ający m a­

terjał otrzym ują ruch obrotowy od wałka 4.

D zięki różnej średnicy kół pasow ych 27 i 28 um ieszczonych na wspólnej osi m ożem y przez zm ianę pasów zm ieniać ilości obrotów wałka 4, a tem sam em m ożem y zm ieniać ilości obrotów bębna, ślim aka i m echanizm u usuwającego m aterjał, co widać na poniższych schem atach.

Dzięki zaklinowaniu na osi ślim aka 11 trzech kół łańcuchowych a ,b i c, o różnej średnicy m ożem y również przy stałych obrotach bębna doprowadzać do niego w jednostce czasu różne ilości m aterjału.

\ i

\ i

\ I

n W

\ :

Ilość obrotów bębna 1 M-27; k-29 1 obr./2 min.

II M-28; k-29 1 obr, /1 m in.

I I I M-27; 28-29 • 1 o b r./0 ,5 m in.

IV M-k; 28-29 { '

V M-28- 27-30 ' me nadają, się, zbyt YJ M -k-’ 27-30

I

szybkie obroty.

Powyższe urządzenia zabezpieczają dopływ i odpływ określonej ilości m aterjału w jed­

nostce czasu, nie pozwalają jednak na regulo­

wanie czasu jego przebywania w piecu.

Chcąc um ożliwić prowadzenie d ystylacji w m ożliwie różnych warunkach, um ieściliśm y wewnątrz bębna pierścień 41, k tóry pozwala na pewne nagromadzenie się m aterjału w piecu.

Istotn ie dopiero po takiem w ypełnieniu bębna m aterjałem, które um ożliwia wysypywanie się jego poprzez pierścień 41, m aterjał może się dostawać do tej części pieca, w której zgarniany byw a łopatkami 13 i zsypyw any na szufelkę 15.

Stosując szersze lub węższe pierścienie, m ożem y zm ieniać w dość szerokich granicach czas przebywania m aterjału w piecu.

W ydzielające się podczas d ystylacji węgla pary d ystyłatów i gazy, ssane są zapomocą dm uchawy 49. Dm uchawa poruszana jest przy pom ocy tegoż sam ego m otoru 26. W ysysane g azy przechodzą stopniow o przez konden­

sator sm oły ciężkiej 42, chłodnicę wodną 43, odsmalacz 44, skrzynkę 45 z m asą chłonną dla I I 2S, ponownie przez chłodnicę wodną 46, zbiornik z węglem ak tyw n ym 47 i gazomierz 48.

Ponieważ przy puszczaniu pieca i jego za ­ trzym yw aniu w ydziela się znacznie mniej gazu, niż podczas jego pracy ciągłej, konieczne jest regulowanie ilości gazu wysysanego zapomocą dm uchawy. R egulację tę uskutecznialiśm y za­

pomocą upustu powietrznego. Zwiększając lub • zmniejszając dopływ powietrza z upustu do dm uchawy, m ogliśm y utrzym yw ać w piecu dowolne ciśnienie gazu.

Do przewodów w różnych częściach apara­

tury w staw iliśm y boczne rurki zaopatrzone kranami, ab y tą drogą m óc pobierać próbki gazu, oraz zapomocą w odnych m anom etrów różnicowych mierzyć ciśnienie w dowolnem m iejscu aparatury.

U r z ą d z e n i a k o n d e n s, a c y j n e Kondensator sm oły ciężkiej 42, składa się z dwóch rur, um ieszczonych koncentrycznie tak, ab y gorący gaz przechodził przez rurę wewnętrzną do dołu, unosił się następnie ku górze i wychodził otworem bocznym do chło­

dnicy wodnej.

Podczas uruchomiania dystylacji ciągłej, w kondensatorze 42 skrapla się nieco H-f), W miarę jednak jego ogrzewania przez płynące

(7)

(1931) 15 P R Z E M Y S Ł CHEM ICZN Y 223 gazy, skraplanie H ,,0 ustaje, skrapla się zatem

później tylko sm oła ciężka.

K ondensator 42 odgrywa do pewnego sto p ­ nia również rolę odpylacza.

Chłodnice 43 i 46 nie różnią się od zw yk ­ łych chłodnic w odnych, stosowanych w przy­

rządzie nieciągłym F . F i s c h e r ’ a.

Odsmalacz 44 w ypełniony jest w atą szklaną, której górne w arstw y nie zm ieniły swego za­

barwienia naw et po 30 dystylacjach, co w ska­

zuje na zupełne odsm ołowanie gazu.

Skrzynka 4-5 z masą chłonną dla II2S za­

opatrzona je st w zam knięcie wodne oraz półki.

Gaz po przejściu przez odsmalacz 44, oraz skrzynkę z m asą chłonną 45 wchodzi do zbior­

nika 47 w ypełnionego w ęglem aktyw ow anym . Zbiornik ten posiada wężownice, oraz prze­

wód do wprowadzania przegrzanej pary wodnej.

W ytwarzanie pary w ykonyw a się w ko­

ciołku 50, połączonym z przegrzewaczem 51, wężownicą oraz drugim przegrzewaczem 52.

Urządzenie to pozwala na otrzym anie tem pe­

ratury około 250° wewnątrz zbiornika 47.

U chodząca ze zbiornika para H 20 i benzyna skraplają się w chłodnicy 46, skąd bezpośred­

nio spływ ają do odbieralnika.

Gazy, otrzym ane przy suchej dystylacji węgla, po przejściu przez wspomniane aparaty czyszczące, wchodzą do wykalibrowanego g a ­ zomierza.

Obsługa pieca jest prosta i polega na okresowem zasypyw aniu węgla do skrzynki,

obserwacji tem peratury, oraz regulacji upustu powietrznego przy dmuchawie 49, tak aby w piecu utrzym yw ać pożądane nadciśnienie.

Z e s t a w i e n i e w y n i k ó w.

Autorowie omówili skonstruowany w Dziale W ęglowym Chemicznego In stytu tu Badaw­

czego, laboratoryjny piec obrotowy o działaniu ciągłem, przystosow any do pracy w zmiennych warunkach tem peratury, ilości ładowanego w jednostce czasu m aterjalu, oraz czasu jego przebywania w piecu.

Dzięki tym warunkom można w nim w yko­

nywać nietylko proces suchej dystylacji węgla w niskich temperaturach, lecz także i takie badania, w których węgiel lub dowolny inny m aterjał ładowany i w yładow yw any w sposób ciągły, m ógłby być podgrzew any do różnych tem peratur w granicach do 700°.

S U M M A R Y

T he a u th o rs h av e described th e continuous ope- ra tio n la b o ra to ry ro ta ry fu m ace, co n stru cted a t th e Chem ical R esearch In s titu te , AYarsaw and adap- te d to w orkfng u n d er y aria b le te m p eratu ro and conditions of th e a m o u n t of m a teria ł to b e charged in tlie u n it of tim o an d of th e period of tiin e th is m a te ria ł rem ains in tlie fum ace.

Owing to tliese featu res, it p erm its of its use n o t only for ca rry in g o u t th e Iow te m p e ra tu re car- b onization of fuel, b u t also for such k in d of re- searcli in w hich fuel or o th e r m a teria ł, being charged and discharged in a continuous m anner, w ould be h e a te d to d iffe ren t te m p e ra tu re s up to 700 C°.

P*

Kilka uwag do publikacji D ra K. Ktlchlera (Jena)

t. „Metoda szybkiego oznaczania wolnego kwasu solnego obok chlorku żelazowego i glinowego

Q uelques o b se rv a tio n s au su je t de la p u b lic atio n de M. le D o cteu r K . K uchler de J ć n a : „M ćthodo R apide de dosage de 1’acide ch lo rh y d rią u e librę en prósence des chlorures de fer e t d ’alu m in iu m “

Dr. Erwin B EN ESC H i Dr. Edward E R D H E IM

Z la b o ra to rju m fa b ry k i „ P u ly e rfa b rik Skodaw erke-W etzler A. G .“ M oosbierbaum , A u strja

Publikacja K . K u c h l e r a przynosi m e­

todę miareczkowania wolnego kwasu solne­

go w obecności chlorku żelazowego i glinowego, którego m iareczkowanie napotykało dotychczas z powodu hydrolizy obu chlorków na znaczne trudności, względnie było wogóle niemożliwe.

M etoda K ii c h 1 e r a polega na dodaniu do roztworu, zawierającego wolny kwas solny obok chlorku żelazowego i glinowego, większej

ilości fluorku sodowego i soli kuchennej. Fluorek sodowy reaguje według następujących w zorów :

A lC l3+ 6 N a F —N a 3AIF6+ 3 N aCl.

FeCl3+ 6 N a F = N a 3FeF6+ 3 N aC l.

Powstają więc związki trudnorozpuszczalne we wodzie i dlatego też, wypadające z roztworu (N a3A lF 6 i N a 3FeF6), które naturalnie nie podlegają hydrolizie i N aC l, którego hydroliza przy miareczkowaniu nie przeszkadza.

(8)

22-1 PU ZE M Y SL CII E MICZN Y 15 (1931)

D odatek soli kuchennej w ilości 5 g na każde 50 cm3 roztworu, m a na celu zm niejszenie rozpuszczalności w wodzie obu wyżej wspom nia­

nych soli zespolonych.

Miareczkuje się, przy użyciu fenolftaleiny jako indykatora, tak długo dodając roztworu wodorotlenku sodowego (naturalnie o znanem mianie), aż czerwone zabarwienie roztworu utrzym a się przez kilka m inut.

W yż opisaną m etodę K u c h l e r a pod­

daliśm y dokładnej kontroli i przekonaliśm y się, że daje ona dobre rezultaty, jeżeli dodaje się według przepisu autora znacznie większą ilość fluorku sodowego, aniżeli reakcja wym aga i przepisaną ilość soli kuchennej, t. j. 5 g na każde 50 cm3 roztworu. Prócz tego zauw ażyliś­

m y, że należy baczyć na jeszcze jeden szczegół, którego K u c h 1 e r nie w ym ienia, a m iano­

wicie na to, by roztwór nie zawierał naw et m ałych ilości soli żelazawych. Jeśli są obecne, musi się je przed m iareczkowaniem utlenić.

W przeciwnym razie roztwór przy dodaniu fluorku sodu i soli kuchennej przybiera brudno- zielonkawą barwę, która wogóle miareczko­

wanie uniem ożliwia, pom ijając to, że rezultaty w tym wypadku stają, się niepewne.

K ontrolę przeprowadziliśm y w ten sposób, żc 10 cm3 n /2 H C l o log. m iana przeliczonego na normalne 7117 rozcieńczaliśm y wodą d ysty- lowaną do 50 cm3 i m iareczkowaliśm y, dodając różnych ilości roztworu, zawierającego około

25 <j FeCla i tyleż A lCl.t w litrze.

Przeprowadziliśm y też miareczkowanie bez dodania chlorków żelaza i glinu, jak też, do­

dając chlorku glinu i żelaza, lecz nie dodając fluorku sodu i soli kuchennej.

') Chem. Z tg. 54, 582 (1930.)

R e z u lta ty uw idoczniono są. w poniższej ta b lic y :

U żyto chi3 n j, II Cl log.

m iana n 7117

U żyto ro z­

tw o ru FeCl3 i A lC l3 (jak pow yżej p o ­ dano) W CII)3

N a F i N aC l

Z nalezio­

no HCl w <J

10 __ 0 ,1868

10 2 0,1933

10 10 0,2162

10 2 w edług prze­

pisu

0,1808

10 •l 0,1895

10 0 0,1887

10 8 > y 0,1890

10 10 0,1868

M ieliśm y też sposobność przekonać się, że pow yższa m etoda daje dobre rezu ltaty przy różnych innych, m niejszych i w iększych kon­

centracjach HCl.

ZUSA M M EN FA SSU N G .

D ie M ethode vo n D r. K . K ii c li 1 e r, welclie d a ra u f b eru lit, dass nae.h A usfallung des dreiw erti- gen E isens u n d des A lum inium s m itte ls F lu o r- n a triu m (und K ochsalz) ais N a3F eF ,s u n d N a3A lF6 au s einer L ósung, die, neben F e rri-u n d A lum inium - clilorid, freie Siiure e n tlia lt, diese le tz te re sieli u n te r Y erw endung von P lienolplitaloin ais I n d ik a to r titrie - ren lasst, w urde ein er K o n tro lle u nterzogen. E s ergab sieli, dass die M ethode beim E in lialten der Y orgeschnebenen B edingungen, d. h. A nw endung eines grossen U eberseliusses von F lu o rn a triu m u n d 5 y K ochsalz p ro 50 em3 L osung b rau e lib are R esul- ta te liefert. E s w urde jedoch gefunden, dass eclion geringe Mengen von F erro salzen sto ren d w irken u n d desliall) u n b e d in g t o x y d ie rt w erden miissen.

D ie E rgebnisse d er K o n tro lle w erden, in einer T abelle zu sam m engestellt, angegeben. E s nm ss bc- m e rk t w erden, dass die R e su lta te , sówohl bei kleineren, wie aucli grosseren H C i-K o n zen tratio n en gleichfalls b ra u e lib a r sind.

Tayloryzacja laboratorjów chemicznych

T ay lo risatio n des la b o ra to ire s cliim iques Maciej M ĄCZYŃSKI

R e fe rat w ygłoszony n a zeb ran iu Sekcji Chem icznej I. X. 0 . d n ia 3 lutego 1931 r.

Niedowierzanie, z jakiem odnosi się wiele osób do m ożliwości wprowadzenia naukowej organizacji, w znaczeniu jakie tym słowom nadał system T a y l o r ’ a, do laboratorjów ehem icznyoh, pochodzi prawdopodobnie z n ie­

zrozumienia zasadniczego charakteru i celów różnych typów istniejących laboratorjów.

Zastanawiając się nad różnemi laborato-

rjami, pod kątem m ożliwości wprowadzenia do nich system u pracy tayloryzow ańej, m usim y przedewszystkiem wyelim inować z pod n a­

szych rozważań laboratorja ściśle naukowe i ba­

dawcze, pracujące dla ogólnego postępu wiedzy.

W laboratorjach tych zarówno tem po pracy nie wym aga specjalnej szybkości, jak i z dru­

giej strony nieznane dziedziny, w jakich prze­

(9)

(1931) 15 I’ R Z E M Y S Ł CIIEM ICZNY

ważnie pracc ty c }i laborfttorjów się obiecają, zm uszają pracowników raczej do większych w ysiłków mózgowych, w kierunku twórczym , niż do wysiłków, m ających na celu wysoką pod względem ilościowym wydajność pracy.

Przechodząc z kolei do laboratorjów anali­

tycznych, m usim y z pod tych rozważań w yeli­

minować laboratorja ogólno-arialityczne, w y ­ konująca analizy z rożnych coraz to innych dziedzin. W laboratorjach takich można nówić o gorszej lub lepszej organizacji, o mniej lub więcej celów cm ich urządzeniu, jednak wprowadzenie do takiego laboratorjum ja ­ kiegoś ściśle w ytyczonego i znormalizowanego toku pracy jest rzeczą — dzisiaj przynajm niej—

niemożliwą.

Typem wreszcie laboratorjów, do którego wprowadzenie tayloryzacji jest rzeczą nie tylko łatwą, ale i bezwzględnie celową i opłacającą się, są laboratorja analityczne dużych zakładów produkcyjnych, kontrolujące wytwórczość i tok fabrykacji zakładów własnych i porównu­

jące je nieraz z produktami konkurencyjnem i, mające zatem na celu robienie dużej ilości analogicznych analiz, stale do siebie podobnych produktów.

Jako przykład przytoczę tutaj laborator- jum cukrowni, robiące w okresach godzinnych, lub n aw et częściej analizy roztworów cukru, lub soku buraczanego z dyfuzorów.

Dalej podobny charakter będzie miało labo­

ratorjum kontrolujące prace kopalni, dostające od geologa prowadzącego roboty, próbki m ine­

rałów, dla w ytyczenia dalszego kierunku prac.

W obu wyżej opisanych wypadkach najw aż­

niejszą rzeczą będzie szybkie uzyskanie żąda­

nych w yników , przyczem w ystarczającą będzie nie ścisła analityczna, lecz jedynie przybliżona konwencjonalna dokładność, dopuszczająca pewien, zresztą ściśle określony procent błędu.

Do tej grupy laboratorjów zaliczym y rów­

nież rozsiane dość gęsto w Polsce stacje do- świadczalno-rolnicze, wykonywujące masowe analizy gleb y i nawozów sztucznych.

Jak z pow yższych przykładów wynika, do tayloryzacji nadają się jedynie duże labora­

torja, o względnie ciasnem, co do różnorodności prac, zakresie działania, otrzym ujące większe partje próbek w perjodycznych okresach czasu.

Do tegoż samego rezultatu zaprowadzi nas również i badanie kosztów urządzenia i ruchu takiego laboratorjum.

Przystępując do szczegółowego omówienia możliwości tayloryzacji pracy w laboratorjum, będę się przedewszystkiem posługiwał wspom­

nieniami, jakie wyniosłem z jednego z n aj­

większych w Polsce laboratorjów, przy ko­

palni rudy, którego zadaniem była stała kon­

trola dziennego urobku, działalności płóczki i flotacji, oraz współpraca z geologiem, w y ty ­ czającym kierunek dalszych robot.

Co się tyczy wydajności tego laboratorjum, w ystarczy tu taj, jeżeli podam, że najniższa, przypadająca na jednego pracownika ilość oznaczeń w ciągu doby wynosiła (50 oznaczeń ilościowych wykonanych na 20 otrzymanych do analizy próbkach. W razie potrzeby i inten­

sywniejszego ruchu, ilość ta dochodziła, a nawet przekraczała cyfrę 100 bez powodowania nad­

miernego, a naw et widocznego zmęczenia per­

sonelu pracowników.

Najważniejszą oczywiście rzeczą w orga­

nizacji takiego laboratorjum będzie wybór odpowiednich metod pracy. N ie wdając się, na razie, w bliższy opis metod laboratorjum 0 którem mówię, zwrócę uwagę na to, co już na wstępie powiedziałem, że m etody stoso­

wane w przemyśle różnią się dość znacznie od metod i sposobów chemji analitycznej, klasycznej.

Przy ustalaniu m etody zwraca się w pierw­

szej linji uwagę na dające się łatwo określać cechy fizyczne, z których często można w nio­

skować o składzie chem icznym badanego pro­

duktu. Dla przykładu wym ienię tutaj ozna­

czanie ciężaru właściwego i oparte na niem podzialki areometrów B a 11 i n g - B r i x ’ a 1 T r a 11 e s ’ a. Dalej pójdą pomiary w ła­

sności optycznych, a więc polarymetrja dla laboratorjów cukrowniczych, m etod y kolory­

metryczne n. p. tak modne dzisiaj m etody oznaczania koncentracji jonów wodorowych pn i ew entualnie refraktometryczne, n. p. przy

badaniu masła.

O ile, co się zresztą często zdarza, powyższe cechy nie wystarczają, stosuje się m etody czysto chem iczne, dając pierwszeństwo m eto­

dom pomiarów bezpośrednich objętościowych, a więc miareczkowym i przy analizie gazów odczytyw aniu wprost zmian objętości, z w y­

eliminowaniem, o ile to jest tylko możliwem, m etod analizy wagowej. Co się tyczy metod miareczkowych, to w laboratorjach omawianego typu używa się wprost roztworów nastaw io­

nych em pirycznie na badany produkt. Pro­

wadząc więc tego typu pracę wiem, że przy takiej to a takiej nawadze 1 cm3 użytego do miareczkowania roztworu odpowiada 1 lub 1/10 % szukanego składnika. Metod tego typu analiz istnieje ogromnie dużo, posługują się one przeważnie zam iast wskaźników t. zw.

próbami kroplowemi (,,Tupfelproben” ).

Powracając jeszcze raz do metod Wago­

wych, podkreślę, że nie nadają się one do analiz masowych i stosuje się je tylko w' w y ­ padkach koniecznych.

Ostatnio słyszałem o próbach zastosowania do masowych analiz m etod elektrolitycznych, jednak szczegółów, ani też ich oceny nie p o­

siadam.

Jedną może z przyczyn dla których taylo- ryzacja laboratorjów nie przyjmuje się rówTiie

(10)

226 P R Z E M Y S Ł CHEM ICZN Y IB (1931) szybko, jak m etody naukowej organizacji w in ­

nych dziedzinach przem ysłu, są być może k oszty urządzenia odpowiednich laboratorjów, przy jednoczesnem bardzo ciasnem ich polu działania. U rządzenie bowiem takiego łaborator- jum winno zawierać w obfitości w szystkie aparaty, naczynia i odczynniki, potrzebne do w ykonyw ania danej pracy, z dość daleko idą- ccm wykluczeniem wszelkich przedm iotów, rzadko lub prawie n igd y nie używ anych.

Co się ty c zy urządzenia, to zauważę tylko, że m eble laboratoryjne, pow inny być tak zbu­

dowane i ustawione, ab y daw ały pracowni­

kowi potrzebną swobodę ruchów i wygodę z możliwem w yłączeniem niepotrzebnych ru­

chów i bezproduktywnego zm ęczenia. Grać tu rolę będzie wysokość stołu pracy, odpo­

wiednie wykonanie stołka, przy stole dobre światło, odpowiednie um ieszczenie biuret i n a­

czyń z odczynnikam i. O ile w grę wchodzi ważenie, to należy, o ile to tylko jest możliwem , posługiwać się tarami, dostosowanem i do n a ­ czyń, w których wykonuje się ważenie.

Z urządzeń do grzania i odparowywania pow inny być, o ile to tylk o jest możliwem, usunięte pojedyńcze palniki, w ym agające za­

równo większej uw agi, jak i dające nie zawsze równy stopień ogrzewania. Cełowemi tu są albo p ły ty ogrzewane do pewTiej potrzebnej tem peratury prądem, hib też w ostateczności p łyta z cegieł szam otow ych, w ysypana drob­

nym piaskiem i opalana od spodu. Do prażenia tygli najlepiej nadają się m ufle dobranej wielkości.

W szystkie te urządzenia pozwalają na jednoczesną pracę z większą ilością próbek bez obawy, że któraś z nich przez drobne niedo­

patrzenie m oże się zepsuć. Co się ty c zy naczyń, to zarówno ich pojem ność, jak i kształt winne być przem yślane i odpowiednio dobrane.

W przepisach laboratorjum , o którem mówię, b yły przy każdem oznaczeniu podawane nie tylko rodzaj i pojem ność naczynia, w którem n ależy pracować, lecz także i przybliżony stopień jego napełnienia.

W spom nę tu ch arakterystyczny szczeg ó ł:

do omawianego laboratorjum nadszedł świeży transport zlewek, nieco niższych i szerszych, przy równej zresztą pojem ności, od d otych ­ czas stosowanych. Zlewki te nikom u do smaku nie przypadły i m im o, iż widocznem przecież było, że analiza w tych now ych zlewkach w y­

konana, będzie równie dobrą, jak i w n a czy­

niach starego typu, w szyscy pracow nicy s ta ­ rali się jednak być jaknaj wcześniej, w czasie przygotowania szkła, przy pólkach, a b y zdo­

być dla siebie te „w ygodne” stare zlew ki.

Co się tyczy urządzeń do miareczkowania, to zauważę, że do laboratorjum tayloryzow a- nego nadają się jedynie biurety stale ustawione i połączone z zapasem płynu do miareczko­

wania i mające urządzenie przelewowe z auto- m atycznem ustawieniem na punkt zerowy.

Można więc taką biuretę napełnić jednym ruchem ręki, przyczem odczyt początkow y odpada.

W spom nę jeszcze o jednem ciekaw em urzą­

dzeniu, a m ianowicie wodociągu z wodą dy- stylow aną, pozwalającą na przepłókiwanie sącz­

ków, ścian naczyń i t. p. bez m ęczenia sobie płuc, jak to ma miejsce przy zwykłej tryskawce.

Urządzenie to składało się z wielkich naczyń kamionkowych, um ieszczonych pod sufitem , z których woda doprowadzoną była do stołów rurkami olowianemi i gumowem i, zakończonemi w ylotem szklanym , jak przy zw ykłej tryskawce.

W pływ w ody był regulowany ściskaczem , um ie­

szczonym na rurce gumowej. Ponieważ naczynia na wodę zaopatrzone b yły w grzejniki elek try­

czne, można było więc mieć w razie potrzeby i gorącą W'odę.

T o k p r a c y. Ponieważ sam sposób pracy jest najważniejszą cechą system u T a y 1 o r’ a, pozw o­

lę więc sobie opowiedzieć dzienny regime, jaki był zaprowadzony w oma wianem laboratorjum, według kolejności czynności, jakim podlegały badane próbki. Sądzę, że tego rodzaju ujęcie najlepiej zobrazuje ten problem. Dla orjen- tacji podam , że m ów ię o laboratorjum, bada- jącem rudę cynkową.

Próbki nadsyłane do laboratorjum, p rzy­

chodziły w ilości około 5 kg do specjalnego oddziału „przygotow alni”, w znorm alizowa­

nych i oznaczonych numerami wiaderkach i b yły zaopatrywane prócz tego w karteczki z odpowiedniemi danemi. R obotnik, pracu­

jący w przygotowalni, w ysypyw ał nadesłaną próbkę na płaską starowaną tacę (również numerowaną), ważył ją i w staw iał do suszam i stale nagrzanej do odpowiedniej tem peratury.

Jednocześnie zapisyw ał na w ykazie dziennym num er kolejny próbki, jej wagę i inne potrzeb­

ne dane. Ponieważ próbki nadsyłano prze­

ważnie w ciągu popołudnia, pozostaw ały one w suszarni do następnego dnia rano.

W ysuszoną próbkę ważono powtórnie, celem oznaczenia wilgoci, m ielono w m łynkach ta r­

czowych, czyszczonych sprężonem powietrzem i nasypyw ano do papierowych torebek, na których odnotowywano dane, potrzebne do ewidencji. W ykaz dzienny nadesłanych próbek, wraz z danemi co do zawartości wilgoci, szedł do kierownika laboratorjum.

N adesłane do właściwego laboratorjum prób­

ki, b yły przez specjalnego robotnika segrego­

wane według ustalonych typów i umieszczane w blaszanych rynienkach, dostosowanych w y ­ miarami do torebek zawierających nadsyłany produkt. Obowiązkiem tegoż robotnika było obok prowadzenia ewidencji nadesłanych pró­

bek i notowania, komu one zostały do ro­

b o ty w ydane, również przygotowanie próbek kontrolnych, oraz nadzór nad magazynem

(11)

(1931) 15 P R Z E M Y S Ł CH EM ICZNY 227 przechowywanych dla dowodu próbek. Do

jakiego stopnia dochodziła tam oszczędność zobrazuje fakt, że na niepotrzebne już w labo- ratorjum próbki, które b yły wyrzucane, zro­

biono specjalne skrzynie, gdzie wysypywano próbki, segregując je według typu rudy. Ma­

terjał ten byl zabierany do przeróbki fabrycznej.

Poniew aż szczegółow y opis czynności tej pracy zam ieniłby mój referat w trak tat o pew ­ nej gałęzi chemji analitycznej, podam tylko w skróceniu schem at czynności i prac cało­

dziennych, usiłując z nich w ydobyć tylko cechy charakterystyczne.

W omawianem laboratorjum pracowano jed­

nocześnie nad conajmniej 20 próbkami. W ym a­

gane zasadnicze trzy oznaczenia, t. j. żelazo, ołów i cynk b y ły dokonane na jednorazowo na- ważonej próbce, przyczem naważono naraz całą serję próbek w identycznych ilościach, do iden­

tyczn ych naczyń. Galą następną pracę, na którą sk ład ały się najprostsze czynności chem icz­

ne obm yślone tak, aby m ożna było pracować nadmiarem odczynnika bez obaw y zepsucia analizy, sączenia i miareczkowania, w yk on y­

wano jednocześnie na w szystkich próbkach, um ieszczonych w identycznej wielkości i k ształ­

tu naczyniach, napełnionych o ile możności do równych poziom ów.

Nałóg używ ania niepotrzebnego nadmiaru odczynnika, częsty u now icjuszy byl szybko sam przez się wrytępian y, gdyż powodował stratę czasu niem ożliwą później do nadrobienia.

A by uniknąć niepotrzebnego rozcieńczania ana­

lizy, stosowano, gdzie tylk o było możliwem, odczynniki w formie stałej n. p. nadsiarczan amonu łub salm iak.

Obserwując czas potrzebny do wykonania tej pracy, dawało się, tam zauważyć, że nie tyłka czas trwania danej operacji byl dokładnie w yliczony, lecz też i pora dnia, w jakiej ta czynność m iała być dokonaną, b yły ściśle w zięte pod uwagę. N . p. strącanie osadu, który przed sączeniem powinien byl stać około 30 m in, wypadało m iędzy godz 12 a 1-szą, poczem następowała przerwa obiadowa. Czas zaś na strącanie osadu trudno się sączącego i wym agającego dłuższego odstania, wypadał wieczorem, a dopiero rano następnego dnia wypadało go sączyć.

Tak więc do 8-mio godzinnego dnia pracy laboranta, była zaprzęgana cała doba. G dyby w szystkie czynności, dokonywane w takiem laboratorjum umieścić na harmonogramie z u- względnieniem czasu, to zobaczylibyśm y, że czas potrzebny dla każdej czynności podzie­

lony b ył na czas istotnej pracy i czas martwmy, podczas którego czynność ta sam odzielnie przebiegała. Ten czas m artw y dla danej ope­

racji b ył w ykorzystany dla dokonania n astęp ­ nej, przyczem istotną zasługą tayloryzacji było tu takie skoordynowanie toku pracy, aby żadna z tych czynności na tem nie ucierpiała.

Wprowadzenie nowych sił w tok pracy od­

bywało się tam w zwykle w fabrykach prakty­

kow any sposób. Now oprzybyły dostawał parę dni czasu na przyglądanie się pracy dobrze już wprowadzonego i wyrobionego laboranta, któremu zaczynał stopniowo, w miarę szk o­

lenia się, pomagać. Po 7— 10 dniach o trzy ­ m yw ał parę analiz na próbę, których w yn i­

ków oczywiście w rachubę nie brano, przyczem obciążenie robotą zwiększano stopniowo aż do normy. N iestety, zb yt mało posiadam danych na podanie cyfr chronometrażu poszczegól­

nych czynności. Z ogromnie jednak jednoli­

tego toku robót, wszystkich prawie pracow­

ników wnioskuję, że rzeczy te m usiały być gruntownie przestudjowane. Mogę więc jedynie odtworzyć tu, zupełnie ogólnie, sposób w jaki powinna się odbywać tayloryzacja laborator­

jum :

W ydział badawczo naukow y firm y opra­

cowuje metody; czynności koordynuje i prze­

prowadza chronometraż specjalista od ta y ­ loryzacji, który ustala w porozumieniu z labo­

ratorjum naukowem, czasy robót i pory dnia, w jakich poszczególne wyniki mają być od­

dawane; tak opracowana m etoda idzie dopiero do ruchu. N a dowód powyższego przytoczę przepis opisanego laboratorjum, który w y ­ magał, ab y w7 6 godz po otrzym aniu próbki podawano już procent zawartości cynku w ru­

dzie. K ontrola dokładności pracy w takiem łaboratorjum odbywa się w ten sposób, że magazynier w ydający próbki, odsypuje co­

dziennie według wskazówek kierownictwa, z każdorazowego transportu ilość pewną ba­

danego ciała, do woreczków, które oznacza specjalnemi cechami.

Próbki te są wydawane najlepszym pra­

cownikom, a klucz do porównań wyników idzie natom iast do kierownictwa. K ontrolę znako­

micie ułatwia, możliwa jednak tylko w bardzo wielkich jednostkach, centrala roztworów, posia­

dająca specjalistów nastawiających roztwory o mianach wyrażających się w całkowitych, okrągłych cyfrach, a więc n. p. ,,10 cm3 roz­

tworu 1% cynku przy nawadze 1 g rudy” . Ścisłe znormalizowanie nie tylko pojemności, ale i kształtu naczyń, w połączeniu z przepi­

sami, określającemi stopień ich napełnienia, pozwala również na kontrolę dokładności i tem ­ pa pracy. Kierownik laboratorjum, wchodząc na salę, może odrazu po naczyniach, stojących na stole pracownika, zorjentować się co do punktu, w którym praca jego się znajduje, a z poziomów cieczy w tych naczyniach może wnioskować o mniejszem lub większem za ­ chowywaniu przepisów.

Ewidencja wyników laboratorjum i p rzy­

gotowanie ich do wykorzystania jest zadaniem

„kancelarji” laboratorjum, w którem laboranci oddają wyniki swych prac.

(12)

22S P R Z E M Y S Ł CH EM ICZN Y 15 (1931)

Galą trudnością, na jaką napotyka organi­

zacja takiego biura, jest segregowanie w y ­ ników w ten sposób, ab y je m ożna było na każde żądanie odszukać. W zasadzie prowadzi się to przez sporządzanie w ykazów dziennych produktów badanych, idących do dalszego w ykorzystania, przy jednoczesnem odnotow y­

waniu ich w' księgach.

Specjalnie odpowiedzialne, choć może n ie­

zb yt trudne zadanie ma kierownik takiego laboratorjum. Do zakresu jego w iedzy należy, obok znajom ości samego toku roboty, też bardzo dokładne orjentowanie się we w ła­

snościach i m ożliwych odchyleniach składu chem icznego produktów, badanych w jego laboratorjum. Podpisując sprawozdanie z w y ­ niku prac w laboratorjum, musi on zdawać sobie odrazu jasno sprawę, czy zachodząca ew entualnie jakaś zm iana wzajem nego s to ­ sunku składników, czy też własności produk­

tów, ma za przyczynę istotn ą zm ianę pro­

duktu, czy też w ynika ona z błędu roboty, lub też z częstej u starszych laborantów chęci wykręcania się od roboty i podawania wyników na oko, opierając się jedynie na doświadczeniu i własnej obserwacji. Sądzę, że kontrolę taką m ogły by ułatw ić znakomicie stosowne w ykresy, z takiem i jednak nie sp o­

tykałem się.

Personel takiego laboratorjum musi się składać z ludzi posiadających obok pewnej niewielkiej zresztą inteligencji i n iezb yt roz­

winiętej indywidualności, cechy charaktery­

zujące ogólnie pracowników przem ysłu che­

m icznego. Muszę tu zauważyć, że ludzie posia­

d ający w yższe lub t. zw. średnie w yk ształ­

cenie chem iczne, mogą w takiej organizacji zajmować jedynie stanow iska kierownika, jego zastępcy, lub też pracownika do specjalnych poruczeń (kontrola, an alizy specjalne, inten- dentura, zestawianie wyników, obliczenia sp e­

cjalne i t. p.). Ludzie w ykształceni, stający do takiej roboty w krótkim czasie albo tępieją, obniżając swój poziom do poziom u laborantów, albo też pracują z wiecznem niezadowoleniem , tworząc kategorje ludzi w ykolejonych, wiecz- nych m alkontentów . T yp dobrego pracownika laboratorjum przedstawia człowieka o w yk ształ­

ceniu raczej elementarnemu posiadającego obok um iejętności czytania i pisania również biegłość w rachunkach algebraicznych. Co się tyczy usposobienia, to człowiek taki nie powinien być nerw ow ym i swe czynności powinien w y ­ konywać z pewnem zastanowieniem , które jednak winno w ypływ ać raczej ze skupionej uwagi, a nie z w ytężenia m yślowego, powinien on również posiadać zdolność do perjodycz- nych większych natężeń uwagi przy ostatecznie decydujących czynnościach jak n. p. ważenie lub m iareczkowanie. Dość ciasny horyzont i wro­

dzona chęć do spokojnego m onotonnego życia, również jest cechą bardzo dodatnią i wskazaną

dla tych ludzi, uodporniając ich od skutków ogromnie jednostajnej spokojnej i monotonnej pracy. Najlepiej nadają się. tu ludzie, którzy swą pracę zaczęli od chłopca do posług i m ycia szkła w laboratorjum . Ogólnie rzecz biorąc uspo­

sobienie flegm atyczne N iem ców bardziej się tu nadaje, niż żyw szy i bardziej nerwowy cha­

rakter narodowy Polaków.

Obliczanie wydajności pracy odbyw a się w' takie m laboratorjum najlepiej zapomocą liczenia punktów , których pewna ilość jest przyznaw aną za każde oznaczenie. P rzy w y­

znaczaniu punktacji bierze się pod uw agę nie tylko trudności przy danej robocie, lecz także i częstość jej w ykonywania, a więc wprawę, jaką pracow nicy mogą nabyć. Z wielkiem naprzyldad zdziwieniem dowiedziałem się, że za oznaczenie arsenu m etodą G u t z e i ta , dla m nie łatwego i jasnego dawano tr zy razy tyle punktów, niż za oznaczenie cynku m etodą G a l e o t t i o g o , którą uważałem za żm udną i trudną.

W p ow yższym referacie pragnąłem dać obraz pracy znanego mi, typow o stayloryzo- wanego laboratorjum , na tle paru ogólniej­

szych uwag. Jako główną cechę laboratorjum 0 stayloryzow anym system ie pracy uważam organizację, która obok starannego i św iado­

mie celowego doboru m etod i urządzenia m iej­

sca pracy, w yznacza pracownikom ściśle kolej­

ność i czas pracy, zm uszając ich do w yk on y­

wania szeregu ściśle po sobie następujących czynności na całej serji jednocześnie badanych próbek. Sprawa metod znorm alizowanych, n a­

dających się do m asow ych analiz, jest polem pracy dla kom isyj norm alizacyjnych, które powinny, m em zdaniem , w sw ych pracach specjalnie i ten czynnik brać pod uwagę.

M etody stosowane w zam erykanizowanych fabrykach, polegające na p racy przy porusza­

jącej się taśm ie, przyczem każdy pracownik wykonuje tylko zawsze jednę i tę samą czynność, d ałyb y się wprawdzie w zasadzie zastosow ać i w laboratorjum , wobec jednak delikatnych czynności grozi to olbrzymiemi trudnościam i w w ykryciu winowajców łatwych w tych warunkach do popełnienia błędów.

Pom inąw szy tę jednak ew entualność, żad­

na może z prac w technice nie nadaje się tak do tayloryzacji, jak właśnie praca w labora­

torjum i na długo przed pow staniem system u T a y 1 o r’ a chem icy, robiący masowe analizy, zupełnie podświadomie wprowadzali sposób 1 tem po pracy, którym dopiero naukowa or­

ganizacja dała nazw ę i podstaw y teoretyczne.

Z U SA M M E N FA S SU N G

N ach B esprechuiig d er nacli seiner A u sie h t fu r die E in fu h ru n g der w issensohaftliehen O rganisation g eeigneten T y p en von chem ischen L a b o ra to rie n g ib t Y erfasser die Ila u p tm e rk m a lo d er w issenschaftlieh o rg an isierten L a b o ra to riu m sa rb e it an.

Cytaty

Powiązane dokumenty

wy nie może być stosowany do zakwaszania roztworów azotanu amonowego, gdyż albo bardzo mało zmniejsza straty amonjaku, albo też dodany w większej ilości,

(Katoda ma być wykonana ze złota amalgamowanego). Farbenindustrie proponuje zastosowanie katod ze stali specjalnej V2A. Patenty dodatkowe uzyskane przez I. w roku

odbyło się ogólne zwy- Na m iejsce ustępujących z kolejności starszeń- czajne zebranie Związku Przem ysłu Chemiczne- stw a pp, Jan u sza K irchm ayera,

Jeżeli w do- wolnem miejscu na wykresie cieplnym proste bilansowania pokrywają się z prostemi równowagi wówczas w danych warunkach rektyfikacja nie jest

Metoda ta, nie uchybiając dokładności, pozwala na oznaczenie ołowiu w czasie sto ­ sunkowo krótkim , a daje się prawie wszędzie użyć, naturalnie przy

uwagę, jako ew entualny materjał do fabrykacji bright stocków, względnie surogatów brightstocków (dystylatowe brightstocki). Przy obu jednak metodach uzyskany produkt

tur krzepnięcia i topnienia roztworów żelatyny, jest dosyć znaczne, należy je zatem uwzględnić w technicznem użyciu roztworów żelatyny, szczególnie zaś w

Z drugiej zaś strony stwierdzone zostało, żc szkła wodne, które w ykazują zb yt wielką skłonność do hydrolizy, dają o w iele gorsze rezultaty przy