ROK I.
Cena egz. 40 gr.
Lublin, dnia 5 grudnia 1932 roku. Nr. 3.
M I E S I Ę C Z N I K , O R G A N STUDENTÓW K. U. L.
A dres R e d a k c ji — L u b lin , U niw ersytet II p . Godziny przyjęć: wtorki i piątki od 18 19. P K O . 143 042.
W O B E C A T A K Ó W .
(W y w ia d drugi czy te ln ik a z redaktorem ).
— Więc dziś, redaktorze, dal
szy ciąg naszych rozważań nad
„Nurtami”?
— Sądzę, że będzie miał pan dużo więcej zapytań po tern wszystkiem, co o „Nurtach”
mówią i piszą.
— Tak jest. Różne dochodzi- iy A i',.1 £iVinyTY >iaqiTto zre»zt:«
krańcowo odmienne. Pytania moje będą dzisiaj bardziej kon
kretne. Przedewszystkiem pro
siłbym o wyjaśnienie podsta
wowych rzeczy, dla kogo są
„Nurty" i kto ma w nich pi
sać?
— Może pokolei?
— Ależ doskonale.
— Więc ad primum. „Nurty”
zostały założone zupełnie świa- domien jako organ studentów lubelskich, dla [rozbudzenia*
ogromnie ospałego dotych
czas życia umysłowego w na- szem środowisku akademickiem oraz dania miejsca najodpowie
dniejszego dla wypowiadania się. „Nurty” więc powstały ja
ko pole i orka młodej idei. Ale to dopiero jedna strona meda
lu. Nie ograniczamy się do pu
blikowania naszych myśli. Cho- , dzi również i o to, aby docie
rały one do starszego społeczeń
stwa, informowały go o prą
dach, panujących wśród mło
dzieży' nawiązały z niem kontakt intelektualny. Wydaje nam się bowiem, że ten kontakt, za któ
rym pójdą poznanie się bliższe i zrozumienie (tak często zanie
dbywane), może przynieść wie
le obustronnego pożytku.
— A kto ma pisać w „Nur
tach”?
— Oczywiście wszystkie na
sze piękne koleżanki i szanowni koledzy.
— Wszyscy?
— Naturalnie. Nie ograni
czamy się do blondynów lub brunetek. Sympatje partyjne, organizacja stopień zamożno
ści i t. p. „personalja”, są dla nas równie obojętne, jak kolor ich oczu (oczywiście dla „nas“
jako RfHnWcji). Drrwł ,,Nurł >Sv'”
są szeroko otwarte.
— Więc cokolwiek zostanie nadesłane, wszystko ujrzymy na łamach pańskiego pisma?
— A, to co innego. Z roli sita Komitet Redakcyjny nie myśli re
zygnować. Mając do rozporządze
nia skąpą ilość stron musimy się ograniczyć do najlepszych i naj
ciekawszych prac. Dalej rozu
mie pan dobrze, że nie umie
ścimy aitykułów demagogicz
nych, pornograficznych lub nie
etycznych. Lecz niema obawy stosowania tego kanonu do rze
czywistości. Dziś nerwem za
interesowania studentów, to sprawy o niesłychanie Wyso
kiem napięciu: przełom cywili- zacyj, kwestja ustroju, pochód idei humanitaryzmu czy obrony człowieka. Pisaliśmy już zre
sztą o tern i będziemy pisać.
— Zastanawia mnie tylko, jak redakcja pogodzi współpracę ludzi o różnych poglądach i za
interesowaniach politycznych?
— Jeżeli chodzi o różnice w poglądach naukowych czy este
tycznych, to bardzo się z nich cieszymy, są one bowiem w dy
skusji ożywieniem i ułatwieniem wysiłku myślowego. Sprawy zaś polityczne, a ściślej mówiąc partyjno-polityczne zostawiamy na boku. Nie chcemy nakładać na skrzydła indywidualności ' tW'|rczv«h jakjc.hk«!ww* ob ;oiy.
Przecież dyskusja na te tematy jest zawsze zbyt jałowa i su- bjektywna.
— To teorja, a jak jest na
prawdę?
— Mogę pana zapewnić, że piszą osoby ze wszystkich ugru
powań. Otrzymywane od nich przez redakcję listy podkreślają zawsze, iż zajęliśmy słuszne sta
nowisko.
— A jak jest właściwie z za
rzutem, że „Nurty“, to ekspo
zytura „Odrodzenia**? Argu
mentowano przecież nazwiskami.
— W ynikło to poprostu z te
go względu, że te osoby dały inicjatywę i włożyły gros pracy w pierwsze numery. Redakcja jednak zapraszała zaws7e osoby ze wszystkich organizacyj i z niemi współpracowała. Kierowa
ła się tu oczywiście nie wzglę
dem na organizację, lecz na in
dywidualne wartości. Probie
rzem tej zasady było tylko do
bro pisma i jego charakter.
Przywiązanie do uniwersytetu, jego idei i życia, bogactwo my*
Z o k a z ji zb liżający c h się Ś w iąt Bożego N a
rodzenia w szystkim naszym C zytelnikom i W sp ółp raco w n ik om składam y serdeczne życze
n ia „W esołych Św iąt"!
R E D A K C JA „N U RT ÓW ".
ślowe czy formalne, chęć dzie
lenia się niemi, będą zawsze legitymacją wstępu do „Nurtów".
— Jeszcze słóweczko. Jak zo
stało przyjęte pismo?
— O ile chodzi o starsze społeczeństwo — to nadspo
dziewanie przychylnie. Podo
bnie sprawa przedstawia się z koleżankami i kolegami, dowo
dem czego jest duża ilość nad
syłanego materjału. Jedynym zgrzytem w tej, przepełnionej ży
czliwą krytyką, harmonji były oficjalne głosy pewnych orga
nizacyj, zarzucające nam pod
stęp, ukryte machinacje, uzur
powanie tytułu i t.p. Nie chce
my jednak na to tracić słów i czasu. Cały nasz dorobek świad
czy najlepiej o bezpodstawności tych insynuacyj. Jednego tylko szczerze życzymy tym wszystkim, którzy zagrozili „Nurtom ’ bojko
tem. Więcej wiary i objektywi- zmu a mniej podejrzliwości.
— No, co do bojkotu, to te
go się chyba „Nurty" nie boją.
Mają, czytałem, bogate subsydja i możnych protektorów?
— Na tysiące ich liczymy.
Do raszej dyspozycji stoją za
wsze dwa banki: jeden amery
kański, drugi angielski (ze wzglę
du na Ghandi’ego, zagroził bo
wiem nową głodówką,jeżeli„Nur- ty“ będą głodować pieniężnie).
— Redaktor żartuje.
— Cóż robić panie! Z rozpa
czy, że te insynuacje są tylko kłamstwem.
Poza sprzedażą numerów, pre
numeratą i reklamami, choć łbem bij o ścianę, ani grosza.
Pomimo to jednak, niech pan będzie spokojny: bojkotu się nie boimy.
J W .
r. 3. N U R T Y Str. 2.
Ź r ó d ł a kat akl i zmu S i a t O W 6 Q o«
Kryzys gospodarczy, obejmu
jący obecnie cały świat, stwo
rzy! tak wielki chaos w sto
sunkach tkonomicznych państw, że wyłoniła się konieczność przejścia z defensywy do ofen
sywy- . . ,
Nic dziwnego tez, ze kryzy
sem światowym zajmuje się wie
lu ludzi, starających się znaleźć odpowiedz zasadniczo na dwie kwestje: a) co jest przyczyną obecnego zaburzenia w stosun
kach gospodarczych i b) jakie są środki, przy pomocy których możnaby to przesilenie ekono
miczne usunąć
Istnieje wiele „szkół —zdania naogół są podzielone. Na temat przyczyn kryzysu mamy dzisiaj już obszerną literaturę, której twórcami są ekonomiści i to zarówno teoretycy, jak i pra
ktycy, d a e j—politycy, wreszcie reprezenlanci interesów poszcze
gólnych grup zawodowych.
Zanim prze dziemy do krót
kiego scharakteryzowania przy
czyn kryzysu musimy zaznaczyć, że obecny stan jest bardzo
ciężki. .
Ostatnie sprawozdanie ts.omi- tetu Ekonomicznego Ligi Naro
dów ilu-truje nam ten smutny stan: wartość handlu światowe
go od końca 1929 r. do końca 1932 r. spadła z 31 miljardów dolarów na 15 miljfrdów; 21 państw odstąpiło od waluty zło
tej i 32 prństwa wprowadziły ograniczenia dewizowe; ~8 państw podwyższyło cła lub za
broniło przywozu rozmaitych artykułów; 9 państw ogłosiło moratorja zobowiązań państwo
wych wobec zagranicy; 5 innych państw ogłosiło moratorja zo
bowiązań prywatnych.
Najsmutniejszem jest to, że próby ożywienia konjunktury nie osiągnęły celu, a stosowane środki jedynie przyczyniły się do ustabilizowania kryzysu na pewnym poziomie. Zasadniczo jednak prowadzona walka z kry
zysem, czyto przez roboty pu
bliczne i dewaluację pieniądza (Anglja), czyteż przez specjalne i oryginalne środki, stosowane np.: w Niemczech, jak również przez inflację kredytową, prze
prowadzoną w Stanach Zjedno
czonych, nie dała żadnych po
zytywnych, na dalszą metę re
zultatów.
Do aktualnych środków za
radczych ma należeć tworzenie grup państw gospodarczo ze sobą związanych, czego wyni
kiem, jak do obecnej chwili im
ponująco się nie przedstawiają.
Taki stan współczesnego świa
ta zmusza do przenikliwych ba
dań nad przyczynami kryzysu, który w swoich skutkach jest o wiele głębszy, od tych da- wr iejszych, nawiedzających świat przedwojenny.
Większość ekonomistów zga
dza się, iż jednym z czynników
powstania kryzysu była wojna światowa. Ona to usunęła Eu
ropę z przodującego stanowiska, a Stany Zjednoczone uczyniła bankierem świata. Państwa eu
ropejskie, zajęte wojną, nie mo
gły obsługiwać dotychczasowych swoich rynków zbytu, co wpły
nęło na usamodzielnienie się całego szeregu państw, jak Ja- ponja, Chiny, Indje, Brazylja, Chile, Argentyna i inne.
Ogólnie rzecz biorąc nadpro
dukcja jest następnym, jednym z najważniejszych źródeł kry
zysu. Obliczenia statystyczne podają, że gdy ludność świata w latach 1913— 1928 wzrosła o 10%, to produkcja środków ży
wności o 16%, surowców o 40°/°
handel o 24%.
Pozatem wymienia się cały szereg innych, jak kryzys świa
towy w rolnictwie, nagły i ra
ptowny spadek cen, brak za
ufania, w świecie politycznym, dewaluacja i t p.
Przy ocenie istotnych źródeł kryzysu wyodrębniają się w/g.
p. T. Ł. (Problemat kryzysu światowego — „Polska Gospo
darcza” r. 1931) dwie teorje za
sadnicze: monetarna, która iłpa- truje przyczynę w trudnościach pieniężno-kredytowych i gospo
darcza uwzględniająca trudności pieniężno-kreHytowe, kładąca je
dnak zasadniczy nacisk na kwe
stje gospodarcze, w szczegól
ności na wstrząsy w dziedzinie produkcji światowej.
Zdaje się, że nie można sobie współczesnego kryzysu tłuma
czyć wyłącznie przyczynami ma- terjalnemi, gdyż życie gospo
darcze, jego tworzenie się i kształtowanie, zależy od czło
wieka — i dlatego też kryzys gospodarczy przyczynowo wiąże się z kryzysem moralnym.
Na tę głębszą stronę zwracają specjalną uwagę niektóre koła ekonomistów.
Podają oni jako głębsze przy
czyny kryzysu egoizm i chciwość oraz indywidualizm.
Egoizm przejawia się w dą
żeniach do zdobycia jaknajwięk- szych zysków, do wzbogacenia się, usuwając z życia gospodar
czego pierwiastek moralny.
i"Motorem działania jest, nie zaspokojenie potrzeb, lecz zdo
bycie jnknajwiększych zysków bez pracy, stąd spekulacje, gry giełdowe i t p.
Objawem tego zjawiska są, z jednej strony olbrzymie bogac
two, a z drugiej nędze szero
kich mas ludzkości. Znane są już wszystkim przykłady nisz
czenia zapasów produktów, np.
palenie i tonienie wagonami ka
wy i przenicy w Ameryce, po
mimo iż w świecie mamy około 25 miljonów zarejestrowanych bezrobotnych.
Wszelkie 'nieudałe konferencje i zjazdy są również objawem egoizmu jednostek i narodów.
Wiele szkody w stosunkach gospodarczych przynosi indywi
dualizm, na którym op:era się ustrój kapitalistyczny; wysuwa dobro jednostki, ponad dobro powszechne, uważając społeczeń
stwo za zbiór jednostek oraz usuwa uprawnienia władzy pu
blicznej w zakresie dobra po
wszechnego.
Wypływem takich poglądów jest właśnie dzisiejsze gospo
darstwo, którego choroba tak silnie się uzewnętrznia, a któ
rej usunięcie ściśle jest uza
leżniane od poddania czynności gospodarczych prawu moral
nemu.
D n ia 10 g ru d n ia b. r. o godz. 20 w S ali 6 U niw ersytetu
odbędzie się
P ie rw sze z e b r a n ie
dyskusyjne „Nurtów".
Z agadnienie zasadnicze:
„Problem współczesnej cyw ilizacji"
Dalsze tematy do dyskusjj:
O c e n a „N urtów "
Spraw a p o d ty tu łu „O rg an Studentów K. U. L.“
Na powyższe zebranie zaprasza Koleżanki i Kolegów
R e dakcja.
To wszystko wskazywałoby że kryzys ma charakter konjun- kturalny, gdyż podane zostały jedynie czynniki zewnętrzne, jak*
spustoszenia wielkiej wojny,nad
produkcja i t.p.
Takie postawienie zagadn:enia byłoby jednak niecałkowite. Isto
ta zagadnienia tkwi w czem in- nem: tkwi w wadach dzisiejsze
go ustroju społeczno-gospodar
czego, a więc w jego strukturze.
Nic dziwnego też, ?e cały szereg ekonomistów stwierdza, że dzisiejszy kryzys ma chara
kter strukturalny, gdyż oSser- wowane zaburzenia, zachodzące w zakresie życia gospodarczego, biorą swój początek w samej strukturze ustroju.
Przyczyny zewnętrzne wpro
wadziły rostrój w życie ^Chpo- darcze, a dalej w życie srołecz- ne, one też kryzys potęgują i zaostrzają.
Jeżeli badamy istotę dzisiej
szego kryzysu i kładziemy go na stół operacyjny, to przy je
go zwalczaniu nie wystarczą tylko tak zw. środki natychmia
stowe, gdyż, aczkolwiek wpły
nęłyby na ożywienie życia go
spodarczego, to jednak na krót
ką metę.
Dla pełnego uzdrowienia współczesnych stosunków, nale
ży drogą ewolucji tworzyć no
wy ustrój gospodarczo-społe
czny.
Przy takiem ujęciu wysuwają się trzy problemy: gospodarczy, społeczny i moralny. W dzie
dzinie gospodarczej należy iść w kierunku realizacji sprawie
dliwości społecznej przejawiają
cej się w lepszym podziale dóbr materjalnych.
Rozwiązanie zagadnienia spra
wiedliwego ustroju własności prywatnej zadecyduje o zlikwi
dowaniu kryzysu gospodarcze
go. W zakresie przebudowy u- stroju należy przeprowadzić dwie zasadnicze reformy: uwłaszcze
nie mas i zorganizowanie spo
łeczeństwa systemem korpora
cyjnym*).
Przy tern wszystkiem musimy pamiętać że droga do nowego ustroju, prowadzi nie tylko przez przyjęcie niezbędnych reform, ale przedewszystkiem przez;
uczynienie sprawiedliwości fun
damentem życia gospodarczego.
‘S. X
*) Patrz artykuł p. t. „W alka o no
wy ustrój" w Nr. 2 ..Nurtów".
Nr. 3. N U R T Y Str. 3.
Do czego dąży dzisiejsza młodzież francuska.
Jeden młody robotnik z czer
wonego obozu pisze te słowa:
„Nie sądźcie, by wśród opozycji byli tylko źli ludzie. Jest tam wielu błądzących, uciśnionych, nieszczęśliwych, ludzi którzy cierpią z obecnej niesprawiedli
wości i są przekonani, że służą przyszłej sprawiedliwości, gdy was (katolików) zwalczają. Cóż wy czynicie dla tych ludzi, by ich wyprowadzić z błędu? Po
nieważ oni są w dobrej wierze, bądźcie przekonani, że ani siła, ani przemoc nie otworzą im o- czu. A potem — czyż oni tak zupełnie nie mają racji? To są nieszczęśliwe ofiary; czyż będzie
cie ich traktować jako winowaj
ców? Powiedźcie nam otwarcie, jakie jest wasze stanowisko wo
bec nas“. Komentarz do tych słów zostawiamy samemu czy
telnikowi.
A oto co pisze w tej spra
wie inny robotnik: „Podobnie jak wy (katolicy) i ja jestem przeciwnikiem zawziętym komu
nizmu (...), który jest czynnikiem rozkładającym rodzinę, ojczyznę i wnoszącym wszędzie niemoral- ność. Tak, lecz siła, środek ze
wnętrzny jest niezdolny do usu
nięcia. Vous ne ferez disparai- tre une doctrine qu’en lni sub- stituant une autre doctrine. Cze
kam więc na waszą propozycję.
Cóż mi ofiarujecie? Nic... lub prawie nic! Cóż wy czynicie obecnie? Jaka jest wasza akcja społeczna? Macie jakąś elitę — wiem o tein — lecz ona jest zbyt nieliczna... Pokażce mi wasz dziennik katolicki, który zajmował się sprawami robotni
ka! Wyobraźcie sobie, że ja je
stem robotnikiem katolickim;
jakiż dziennik poinformuje mię o stronie mych interesów robo
tniczych? Czyż przyjdzie mi ku
pić 1’Humanite (jest to dziennik
( C i ą g komunistyczny), która będzie mi zapychała głowę mrzonkami?
Będę wtedy miał przynajmniej wrażenie, że ktoś zajmuje się memi interesami".
Jedynym więc środkiem ra
tunku to działanie, akcja i to nie bezpośrednio i od samego początku akcja religijna, która nie ma żadnego wpływu na du
sze zdechrystjanizowane i uprze
dzone. Trzeba zacząć od akcji społecznej, przepojonej zasadami nauki Chrystusowej. Prześlicz
nie przedstawia tę metodę św.
Augustyn w wyznaniach, gdy mówi o swem nawróceniu przez św. Ambrożego: „Eum amare coepi, non tamąuam doctorem veri, sed tamąuam hominem be- nignum in me“ (Confes. V, 13).
Taka musi być metoda pracy wśród tych ludzi i taką metodę zastosowały organizacje mło
dzieży robotniczej, by pozyskać błądzących współbraci. Stąd ich niezwykłe powodzenie i nad
zwyczaj szybki rozwój.
Na pierwszy plan wybija się Chrześcijańska Młodzież Robo
tnicza, la Jeunesse Ouvrićre Chretienne, zwana krótko J.
O. c.
J. O. C. jest wcieleniem tej myśli, że odrodzenie chrześci
jańskie świata robotniczego jest możliwe przez samych robotni
ków. Początków tej organiza
cji szukać trzeba w potrójnej prawdzie: 1° paganizacja prawie całkowita życia robotniczego;
2° apostazja ogromnej większości młodych robotników katolickich:
w pewnej djecezji 4% dzieci wy
chowanych przez Braci Szkół Chrześcijańskich pozostaje przy wierze, 96°/0 odpada wkrótce po wejściu do fabryki! 3° po
trzeba zjednoczenia młodych ka-.
tolików, by zreformować i zre- chrystjanizować już nie jednostki,
Najmiłosierniejsi z Lublina.
(Wspomnienie z kwesty na ,,wstydzących się żebrać”.
Uprzejmie proszono mnie, a prócz tego sam pałałem wielką ochotą do pracy charytatywnej.
Nic w tem dziwnego. Dusza studenta, jest wszak wrażliwa na nędzę ponad wszelki wyraz.
Gdzie ona (wszystko jedno czy nędza czy dusza) tam i student.
To nie ulega wątpliwości i jest zrozumiałe dla wszystkich w Lu
blinie, jak teorja ruchu yo- yowego.
Było to więc 20 listopada, gdy zaopatrzywszy się w puszki i znaczki rozsypaliśmy s ę po całym Lublinie. „Avenues“ lu
belskie przepełnione. W sercu rośnie w nieskończoność nadzieja wielkiego „łupu”. Damy w ka
rakułach, dzikich psach,i i nnych egzotycznych futrach, panowie w oposach i melonikach. Wszyst
ko przelewa się z jednego koń
ca Krakowskiego na drugi. Ot!
zwyczajnie sobie, tam i zpowro- tem. Po chwili namysłu dajemy nurka w tę ciżbę nosów, głów, rąk i nóg. Chwilkę rozglądam się za ofiarą Jest — „Part będzie
łaskaw... ” i t. d. Szaraczkowaty dobrodziej przystaje i po chwili odchodzi lżejszy o 20 groszy G o
ni go moie „dziękuję". Kilka kro
ków dalej spotykamy się bec a (nos w nos) z przedstawicielką bec uwielbianej płci. Wszystko według ostatniej mody i prosto z pod żelazka. Uf! Minimum złoty przelatuje mi przez głowę, gdy moja towarzyszka zwraca się z prośbą. Buzia, w której każdy zakątek inną barWą lśni, buzia—1 paleta malarska— kurczy się w dziesiątki fałdek (w uśmiechu) i mruknąwszy coś pod nosem, rusza dalej. Się za nią pobożne życzenia: Zyj wieczny kwiatku, który nie znass jesieni, który jesteś (według swego mniema
nia) równie piękny, gdy liczysz osiemnaście i czterdzieści z ha
kiem wiosen.
Miałem zamiar przez chwilę do podobnych niewiast nie zwra
cać się, ale cóż, kiedy innych niewiele znalazłem.
Jakaś kobiecina, skromnie u- brana długo się namyśla, ale
d a l s z y )
lecz całe środowisko, w którem o.ie żyją.
W niektórych okolicach wal- lońskich w Belgji zaledwie 2°/0 młodych robotników 20 letnich, wychowanych po katolicku, wy
pełnia jeszcze swe obowiązki religijne.
Stawia się więc straszne py
tanie: czy praca na utrzymanie życia jest równocześnie pracą na zgubę duszy?!... Czy jest rzeczą możliwą być równocześ
nie robotnikiem i katolikiem?!...
O d najmłodszych lat (w 13 ro
ku życia dziecko wchodzi do fabryki) młody chłopiec czy młode dziewczę spotyka wszę
dzie tę samą atmosferę zgnili
zny moralnej, te same przesądy przeciw Kościołowi. A cóż mó
wić o prasie brukowej, która nimbem otacza występek i sieje nienawiść do wszystkiego co ka
tolickie!
Proszę stawić się w położe
nie młodego chłopca wchodzą
cego do fabryki. Oto naraz znajduje się sam, on młody cze
ladnik, wobec ludzi dorosłych, którzy mu imponują, gdyż są dorosłymi podczas gdy on, czu
je się jeszcze dzieckiem; gdyż oni znają swój zawód, a on nie zna niczego chyba to tylko, cze
go oni zechcą go nanczyć. 1 ta słaba roślinka ludzka całemi dniami oddycha tą atmosferą.
A czyż trzeba opisywać, co on tam widzi, słyszy?... A gdy wie
czorem wychodzi na ulicę? Uli
ca dla niego to kino, to pismo ilustrowane sąsiedniego kiosku.
Powoli zaczyna on czuć się cząstką jednego bloku; czuje że takie życie będzie jego udzia
łem ustawicznym, że inni tak samo postąpili, że długo nie będzie mógł czynić inaczej, jak oni; czuje, że jakaś fatalna siła
pcha go i że daremnie byłoby jej się opierać.
ł pewnego dnia zgadza się na ten upadek moralny, a chwila nie jest może daleka, gdy on znowu stanie się złym doradcą młodszego od siebie towarzysza.
Obraz ponury i przygnębiający, a jednak jest to historja życia niejednej młodej duszy robotni
czej. Na 250 - 3CO.OOO dzieci, które corocznie porzucają szko
łę dla fabryki, 1 lub 2 na 100, a czasem 3 lub 4 na 1000 zo
staje nadal katolikami.
Cóż więc czynić? Jedynym środkiem zbawienia to prze
kształcić całe to środowisko, do którego one się dostają. Praca nad jednostkami z jasnych przy
czyn nie wystarczy.
Syn pewnego robotnika belgij
skiego przysiągł przy łożu umie
rającego ojca, że poświęci ca
łe swe życie i siły klasie robo
tniczej, by ją przekształcić. Obie
tnicy dotrzymał. Jest to Ks.
Cardyn. Podwójny rys charak
teru kapłana: umysł trzeźwy i spokojny, serce gorące, „un esprit qui calcule tout et un coeur qui ne caleule vien”. O n to powiedział sobie, że przez wpływ osobisty na jednostki wybytnirj- sze, przez wpłw grupy na masę i na kierowników przemysłu, przez wpływ dziennika i czaso
pism, przez zebrania, seanse, konferencje, odczyty trzeba zmie
nić powoli, ale pewnie cały sposób myślenia, czucia i dzia
łania klasy robotniczej, klasy ca
łej, a nie tylko poszczególnych je
dnostek. Powiedział sobie, że trzeba zmienić środowisko robo
tnicze, zmienić je od zuewnętrz, t. zn. sprawić, by ono zmieni
ło się samo. Wtych kilku sło
wach jest skreślony program Ks. Cardyna i program J. 0 . C.
(d. c. n )
d-je co może. Rozczula nas to.
Dziękując, s Dostrzegamy mija
jącego nas jakiegoś potentata finansowego. Gonimy za nim.—
„Pan ofiaruje łaskawie kilka groszy na...“
Zapytany — proszony kroczy dalej My za ni n. Po pięciu beznadziejnych krokach towa
rzyszka moja odzywa się z dru
giej strony. Ale i to pozostaje bez rezultatu. Po dwu krokach jeszcze, domyślam się co jest i dzielę się głośno swojem spo
strzeżeniem. Głuchy. Cóż robić, chodźmy dalej. Ale i to nie
wiele się przydaje, gdyż podo
bne egzemplarze co dwudziesty krok. Nic też dziwnego, że po godzinnem chodzeniu, serce moje pokryło się płachtą smutku i żalu do losu, który tylu ludzi unieszczęśliwił.
Biedne kaleki godne współ
czucia!
Były i chwile jaśniejsze, gdy, spotykaliśmy się z miłem pod każdym względem przyjęciem, ale tylko chwile.
Spotykaliśmy również i „nie- cywili”. Na ogólną liczbę kilku
dziesięciu, odmierzających rów
nym krokiem długość t zw.
Kraka, pięciu pozwoliło sobie przyczepić karteczki. Zrozumiale.
Byt zapewniony, a wojna do
konała swego. W morzach wy
lanej krwi, i innych okropności, gdzie nędzna dama pikowa z ty
tułem tylko atutowej rozciąga za jednym zamachem bohater
skiej pięści asa kierowego na zielonem polu, takie podrzędne uczucia jak litość rozpełzły się jak mgła. Smętne skutki pani wojenki.
Mamusie jednak lubelskie i tatusiowie dokończyli mnie.
Nie będę więcej kwesto
wał, za dużo miłych niespodzia
nek. Taka mama z dzieckiem przechodzi kolo nas, nie ra
czy wszy spojrzeć nawet. Cóż tam nasze prośby ją mogą obchodzić. Na krzyki handlar*a baloników mięknie jednak jej serce. Pocóż bowiem uczyć syna lub córkę rozdawać pieniądze na biednych. Też ciężka kombi
nacja. Niech córeczka pobawi się balonikiem, niech synalek ciągnie za yo-yo, przecież to tyle daje korzyści dzieciom. Tak, bardzo wiele, bezwątpienia, byle tylko one same nie znalazły się kiedyś w położeniu tych, któ
rym w ciężkiej doli nie ulżyły.
‘Sa d . 3i.
Str. 4. N U R T Y Nr. 3.
„B O Y S Z E W I Z M“. 2)
C i ą g d a l s z y . G E N E Z A .
Boyszewizm urodził się w Krakowie, w „jamie Michaliko
wej”, w kabarecie „Zielonego Balonika”.
„Słówka” były pierwszemi dźwiękami noworodka, o którym wiemy, że jest zawsze genjalnym Po „słówkach” poszły pierwsze głośniejsze tłomaczenia z litera
tury francuskiej.
Psychologicznem podłożem było obeznanie się z rzeczami ostatecznemi płci i jej spraw—
niejako eschatologja seksualna.
1 rzeczywiście długo jeszcze brzmiał w twórczości Boya ton błazenady, ton gwizdania.
Na podjum zaś czy trójnóg pytyjskiej nieomylności, na ten etat „mędrca” z widokiem na fo
tel w Akademji literatury wy
pchnęły go inne zjawiska na
tury społecznej, które w między
czasie dojrzały w Polsce.
W P Ł Y W Y SZ E R O K IE G O ŚW IATA.
Prądy demokratyczne, datu
jące się w dawnej szlacheckiej
„Sarmacjiej” już przed 1830 r.
i przed formą organizacyjną To
warzystwa demokratycznego, stały się zasadniczym czynni
kiem, dążącym stale do przeo
brażenia charakteru narodowego Tendencje ich obok wartości dodatnich, społecznych i oświa
towych, wzrosły też szczególnie w latach 1850, w pierwszej fa
zie emancypacyjnego ruchu ko
biet i w drugiej, łącznie z po
zytywizmem warszawskim po 63 roku hasło społecznego obna
żenia duszy, czyli początkowo swobody, a potem samowoli moralnej, która jest niczem in- nem jak amoralnością.
W olna miłość dość długo słabo była reprezentowana. W dawnej Polsce wogóle amorami zbytnio się ani nie przejmowa
no, ani nie podnoszono do war
tości absolutnej. Przeciwnie ra
czej gorączkę amoryczną stu
dzono bizunami na kobiercu i ustosunkowywano się bodajże niegrzecznie do tego uczucia.
Sentymentalizm zaś za króla Sta
sia był transportowany z fran
cuskiego romansu.
Dopiero oderwana teorja amo- ralizmu, czy częściowego w dzie
dzinie płciowej, czy dotyczącego całokształtu spraw człowieczych, zawitała do Polski jak mówiłem, z prądami demokratycznemi.
Stąd łatwo możemy zrozumieć współcześnie ich sympatję do boyszewizmu, który stał się bojownikiem o realizację proce
su dziejowego w kierunku amo- ralizmu. Charakterystyczne wy
znania czytamy u Boya-Żeleń
skiego w „Ekonomji miłosnej”:
„Jednym z najczęściej powta
rzanych komunałów jest, że świa
tem rządzą głód i miłość... O- tóż, jeżeli przyjmiemy równo- rzędność tych potęg, — głodu i miłości,— uderza nas nierówno- mierność w ich traktowaniu. Naj
tęższe głowy świata porają się wciąż ze sprawą głodu. Cała nauka zwana ekonomja, jemu
jest poświęcona. Paląca spra
wa bezrobocia, to przedewszy- stkiem sprawa głodu... Jakże inaczej przedrtawia się sprawa miłości...
Tym „kapitałem*’ nawet Marx się nie interesował... Otóż, jeżeli w ostatnieh czasach wydaje się nam obłąkanym paradoksem ni
szczenie zboża, gdy równocześ
nie ktoś cierpi głód, jakże nam się przedstawi wiekowa gospo
darka miłosna?...
1 o ile, przy środkach żywno
ści, mogą służyć za "-ytłuma- czenie trudności transportu, nie
równowaga środków płatni
czych, tutaj te dwie rzeczy — nadmiar i głód — mogły znaj
dować się tuż, obok siebie, i nietylko nikt nie pomagał im do wyrównania się, ale — zdawa
łoby się — cała troska społe
czeństw mierzyła ku temu, aby wyrównaniu przeszkodzić”*).
ja k z tego widzimy boysze
wizm jest świadomym propaga
torem amoralizmu, głównie na odcinku płci, częściowym zaś dziedzicem idei przeszłości.
N A W L A S N E M P O D W Ó R K U . Zalążki amoralizmu boysze- wickiego postępowości znajdu
jemy u entuzjastek warszawskich przy „Przeglądzie Naukowym”, głównie zaś u ich przedstawi
cielki Narcyzy Zmichowskiej (Gabryelli), autorki „Poganki”.
Pozytywizm warszawski przy
niósł dalsze pogłębienie i po
szerzenie się wpływów tych ten- dencyj, już jako antymoralnych, na społeczeństwo. Utarł się już szablon kryterjologiczny, który przesądzał o charakterystyce pi
sarza, jako pozytywisty — były to kryterja społeczno-programo- we a więc t. zw. praca organi
czna, praca od podstaw, potę
pienie pozy romantycznej i t.p.
Kryterjum to jest jednak omylne.
Prus i Świętochowski na tej podstawie są zniwelowani du
chowo. Między temi zaś orga
nizacjami jest zasadnicza róż
nica. Prus, człowiek przedobre
go serca, nigdy nie był pozy
tywistą w moralności, gdy dla Świętochowskiego etyka była według jego wyrażenia tylko
„skórą na kopyta”; (od niego też datuje się w Polsce pustka dźwiękowa i bezznaczeniowość słowa „moralność”, skojarzone
go conajwyżej z pojęciem po- rządności drobnomieszczańskiej) Do pogłębienia poglądu amo
ralnego przyczynia się ówcześ
nie transportowane z natura
lizmu francuskiego uogólnienie, że światem rządzi głód i miłość (Dygasiński). Tak więc od po
zytywizmu rozpoczyna się de
mokratyzacja nastawień anty
moralnych, przeważnie jeszcze ujmowanych jako uzasadnienia teoretyczno-filozoficzne, a nie życiowe.
Próbę przejścia z teorji do praktyki dała doniero „Młoda Polska”, która tak soczyście i jurnie owocowała w przyby- szewszczyżnie.
*) „W iadom. literackie“Nr. 401 r. 1932.
A więc nieretuszowane foto- grafje naturalistyczne Zapolskiej, o tyle jeszcze nie za jaskrawe, o ile były zmieszane z tenden
cją satyryczną. Tendencja ta natomiast zanika zupełnie przy
nosząc w wyniku stanowisko amoralizmu literackiego w twór
czości Żeromskiego i jego sate
lity Daniłowskiego. Satyrę za
stępuje coś wręcz przeciwnego, wyrozumiałość a niemal sympa- tja, potęgowana odcieniem bo- haterszczyzny. Tak więc stop
niowo antymoralność ideowa przechodzi w literacko-estety- czr.ą a wreszcie staje się amo- ralizmem światopoglądowym, życiowym. Ten ostatni skry
stalizował się nadzwyczaj wy
raźnie u Juljusza Kaden-Ban- drowskiego: („Łuk“, „Czarne skrzydło” i idea Lenory w od
czytach o przyszłej kobiecie polskiej).
R Y W A L IZ A C JA Z R Ó W IE Ś NIKIEM.
Kaden Bandrowski rzutował w przyszłości znany kawał z ideałem „wolnej miłości", która przez przejściowe stadjum pro
stytucji, moralnie usankcjonowa
nej, miałaby doprowadzić do idealnego promiskuizmu. Je
dnakże projekcja ta była psy
chicznie, jednostkowo nierealna.
Weźmy jako przykład kobiety.
Czysty typ, stuprocentowy ga
tunek „femella meretrix“ jest biologicznie absurdem, w prze
ciwieństwie do innego gatunku
„femella genitrix". O całości psyche kobiecej (K) można po
wiedzieć, że jest złożona zawsze z pierwiastków i „m” i „g”, a zależność tą wyrazić matematy
cznie: K = m. g.
Amoralizm jako „rzecz sama w sobie”, jako fenomen czysty poleca na dążeniu przeciwko naturze wszelkiej rzeczy, prze
ciwko celowości danej jakiejś rzeczy. Fizycznie zaś można amoralizm określić jako zjawi
sko, dążące do powiększania w sposób nienaturalny entropji.
Amoralizm jest procesem dzie
jowym realizującym maximum entropji.
Amoralizm więc, biorąc kon
kretnie, psychikę kobiecą, dąży do spotęgowania współczynnika
„m”, którego jak mówiłem, stu
procentowa porcja jest biologi- cznem absurdem.
Socjalnie kadenowska projek
cja dawała tylko większe po
szerzenie tolerancyjnej źrenicy na miłość parkową.
A Boy zaczął z innej beczki.
O n zakłada, że praktykę tę wśród społeczeństwa już widzi.
Staje się więc pomysłowym eks
ploatatorem eksperymentalnej publicystyki, którą u nas pierw
si stosowali Prus i Sienkiewicz, a która jest publicystyką, szu
kającą sobie „moralnego" opar
cia o szerokie koła czytelników, zwierzających się i spowiadają
cych w listach i telefonicznych wynurzeniach.
Można powiedzieć, że Boy jest nawet pedantem ekspery
mentalnej publicystyki, tak, że koniecznie trzeba przypuścić, że takie naprzykład „Piekło kobiet”
opiera się na lekturze conaj- mniej kilku tysięcy listów, otrzy
manych od marzących się w niem duszyczek.
Gdy Kaden dążył wprost do celu, drogą mechanicz
nego poszerzenia i wstawki współczynnika „m ” w psychice kobiecej, to Boy przeciwnie, po
stępuje drogą okrężną. Boy wie przedewszystkiem, że kobieta, ten „puch marny” jak powiada poeta, wszystkie czynniki psy
chiki powiedzmy w sferze t. zw.
pog ądów zdobywanie drogą sa- mowypracowania, lecz drogą podstawienia. Ponieważ teraz chodzi boyszewizmowi o z.więk- szenie „m”, więc czyni on to nie wprost jak Kaden, lecz po
średnio przez zmniejszenie mo
żliwie największe czynnika „g”.
Jasnem jest, że o ile sie obniży i przytłumi instynkty macierzyń
skie psychiki kobiecej (czynnik
„g”), o tyle toruje się drogę wyuzdanemu ekshibicjonizmowi czynnika „m”. Ponieważ jednak czynnik „g“, jedynie normalnie naturalny, rozwijał się w ciągu wielu wieków, nie łatwo prze
to go naruszyć, o ile nie pod
waży się go zasadniczo. A że czynnik ten przedewszystkiem znajduje swój wyraz w małżeń
stwie, rodzinie i macierzyństwie, zrozumiałem jest, że boysze
wizm od lego też i zaczął, że wziął za zadanie podstawienie amoralnych poglądów na mał
żeństwo, rodzinę, macierzyństwo, narzeczeństwo i t. p. zamiast etyki płciowej dotychczas ogól
nie chrześcijańskiej.
Podstawienie zaś to, możliwe jest psychologicznie na jedynej tylko drodze psychoanalizy.
Skoro czynniki „g“ i „m“ wy
kluczają się nawzajem, jasnem jest, że w obecnym stanie gó
rowania czynnika „g”, czynnik
„m” jest zepchnięty pod P 'óg świadomości i poza owarowa- niem natural.iej wstydliwości.
jest jeszcze otamowany świado
mością społeczną, wykształconą w każdym człowieku. Stąd,aby osiągnąć swój cel, amoralizm musi poniżać i opamowywać wstydliwością czynnik „g“ — obezwstydniać zaś i wyładowy
wać z otamowania kompleks czynnika „m”, czyli, że musi stworzyć zgruntu nową, inną treść zasad „cenzury” życia psychicznego. Na cenzurowane przesadzić pierwiastki macie
rzyńskie. W tem więc zawarty jest społeczny program działa
lności amoralizmu, który reali
zować będzie Boy w trzeci:n okresie swej twórczości, w okre
sie wytworzenia się właściwego
„boyszewizmu”, gdy wystąpi już jako Boy-Żeleński.
D R O G I S C H O D Z Ą C E SIĘ I ROZSTAJN E.
Obok poetyczno - beletrysty
cznej drogi przesiąkania świa
topoglądu amoralnego, jak to