• Nie Znaleziono Wyników

Nurty : organ studentów KUL. R. 1, nr 2 (1932)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Nurty : organ studentów KUL. R. 1, nr 2 (1932)"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

ROK I.

Cena egz. 40 gr.

Lublin, dnia 5 grudnia 1932 roku. Nr. 3.

M I E S I Ę C Z N I K , O R G A N STUDENTÓW K. U. L.

A dres R e d a k c ji — L u b lin , U niw ersytet II p . Godziny przyjęć: wtorki i piątki od 18 19. P K O . 143 042.

W O B E C A T A K Ó W .

(W y w ia d drugi czy te ln ik a z redaktorem ).

— Więc dziś, redaktorze, dal­

szy ciąg naszych rozważań nad

„Nurtami”?

— Sądzę, że będzie miał pan dużo więcej zapytań po tern wszystkiem, co o „Nurtach”

mówią i piszą.

— Tak jest. Różne dochodzi- iy A i',.1 £iVinyTY >iaqiTto zre»zt:«

krańcowo odmienne. Pytania moje będą dzisiaj bardziej kon­

kretne. Przedewszystkiem pro­

siłbym o wyjaśnienie podsta­

wowych rzeczy, dla kogo są

„Nurty" i kto ma w nich pi­

sać?

— Może pokolei?

— Ależ doskonale.

— Więc ad primum. „Nurty”

zostały założone zupełnie świa- domien jako organ studentów lubelskich, dla [rozbudzenia*

ogromnie ospałego dotych­

czas życia umysłowego w na- szem środowisku akademickiem oraz dania miejsca najodpowie­

dniejszego dla wypowiadania się. „Nurty” więc powstały ja­

ko pole i orka młodej idei. Ale to dopiero jedna strona meda­

lu. Nie ograniczamy się do pu­

blikowania naszych myśli. Cho- , dzi również i o to, aby docie­

rały one do starszego społeczeń­

stwa, informowały go o prą­

dach, panujących wśród mło­

dzieży' nawiązały z niem kontakt intelektualny. Wydaje nam się bowiem, że ten kontakt, za któ­

rym pójdą poznanie się bliższe i zrozumienie (tak często zanie­

dbywane), może przynieść wie­

le obustronnego pożytku.

— A kto ma pisać w „Nur­

tach”?

— Oczywiście wszystkie na­

sze piękne koleżanki i szanowni koledzy.

— Wszyscy?

— Naturalnie. Nie ograni­

czamy się do blondynów lub brunetek. Sympatje partyjne, organizacja stopień zamożno­

ści i t. p. „personalja”, są dla nas równie obojętne, jak kolor ich oczu (oczywiście dla „nas“

jako RfHnWcji). Drrwł ,,Nurł >Sv'”

są szeroko otwarte.

— Więc cokolwiek zostanie nadesłane, wszystko ujrzymy na łamach pańskiego pisma?

— A, to co innego. Z roli sita Komitet Redakcyjny nie myśli re­

zygnować. Mając do rozporządze­

nia skąpą ilość stron musimy się ograniczyć do najlepszych i naj­

ciekawszych prac. Dalej rozu­

mie pan dobrze, że nie umie­

ścimy aitykułów demagogicz­

nych, pornograficznych lub nie­

etycznych. Lecz niema obawy stosowania tego kanonu do rze­

czywistości. Dziś nerwem za­

interesowania studentów, to sprawy o niesłychanie Wyso­

kiem napięciu: przełom cywili- zacyj, kwestja ustroju, pochód idei humanitaryzmu czy obrony człowieka. Pisaliśmy już zre­

sztą o tern i będziemy pisać.

— Zastanawia mnie tylko, jak redakcja pogodzi współpracę ludzi o różnych poglądach i za­

interesowaniach politycznych?

— Jeżeli chodzi o różnice w poglądach naukowych czy este­

tycznych, to bardzo się z nich cieszymy, są one bowiem w dy­

skusji ożywieniem i ułatwieniem wysiłku myślowego. Sprawy zaś polityczne, a ściślej mówiąc partyjno-polityczne zostawiamy na boku. Nie chcemy nakładać na skrzydła indywidualności ' tW'|rczv«h jakjc.hk«!ww* ob ;oiy.

Przecież dyskusja na te tematy jest zawsze zbyt jałowa i su- bjektywna.

— To teorja, a jak jest na­

prawdę?

— Mogę pana zapewnić, że piszą osoby ze wszystkich ugru­

powań. Otrzymywane od nich przez redakcję listy podkreślają zawsze, iż zajęliśmy słuszne sta­

nowisko.

— A jak jest właściwie z za­

rzutem, że „Nurty“, to ekspo­

zytura „Odrodzenia**? Argu­

mentowano przecież nazwiskami.

— W ynikło to poprostu z te­

go względu, że te osoby dały inicjatywę i włożyły gros pracy w pierwsze numery. Redakcja jednak zapraszała zaws7e osoby ze wszystkich organizacyj i z niemi współpracowała. Kierowa­

ła się tu oczywiście nie wzglę­

dem na organizację, lecz na in­

dywidualne wartości. Probie­

rzem tej zasady było tylko do­

bro pisma i jego charakter.

Przywiązanie do uniwersytetu, jego idei i życia, bogactwo my*

Z o k a z ji zb liżający c h się Ś w iąt Bożego N a­

rodzenia w szystkim naszym C zytelnikom i W sp ółp raco w n ik om składam y serdeczne życze­

n ia „W esołych Św iąt"!

R E D A K C JA „N U RT ÓW ".

ślowe czy formalne, chęć dzie­

lenia się niemi, będą zawsze legitymacją wstępu do „Nurtów".

— Jeszcze słóweczko. Jak zo­

stało przyjęte pismo?

— O ile chodzi o starsze społeczeństwo — to nadspo­

dziewanie przychylnie. Podo­

bnie sprawa przedstawia się z koleżankami i kolegami, dowo­

dem czego jest duża ilość nad­

syłanego materjału. Jedynym zgrzytem w tej, przepełnionej ży­

czliwą krytyką, harmonji były oficjalne głosy pewnych orga­

nizacyj, zarzucające nam pod­

stęp, ukryte machinacje, uzur­

powanie tytułu i t.p. Nie chce­

my jednak na to tracić słów i czasu. Cały nasz dorobek świad­

czy najlepiej o bezpodstawności tych insynuacyj. Jednego tylko szczerze życzymy tym wszystkim, którzy zagrozili „Nurtom ’ bojko­

tem. Więcej wiary i objektywi- zmu a mniej podejrzliwości.

— No, co do bojkotu, to te­

go się chyba „Nurty" nie boją.

Mają, czytałem, bogate subsydja i możnych protektorów?

— Na tysiące ich liczymy.

Do raszej dyspozycji stoją za­

wsze dwa banki: jeden amery­

kański, drugi angielski (ze wzglę­

du na Ghandi’ego, zagroził bo­

wiem nową głodówką,jeżeli„Nur- ty“ będą głodować pieniężnie).

— Redaktor żartuje.

— Cóż robić panie! Z rozpa­

czy, że te insynuacje są tylko kłamstwem.

Poza sprzedażą numerów, pre­

numeratą i reklamami, choć łbem bij o ścianę, ani grosza.

Pomimo to jednak, niech pan będzie spokojny: bojkotu się nie boimy.

J W .

(2)

r. 3. N U R T Y Str. 2.

Ź r ó d ł a kat akl i zmu S i a t O W 6 Q o«

Kryzys gospodarczy, obejmu­

jący obecnie cały świat, stwo­

rzy! tak wielki chaos w sto­

sunkach tkonomicznych państw, że wyłoniła się konieczność przejścia z defensywy do ofen­

sywy- . . ,

Nic dziwnego tez, ze kryzy­

sem światowym zajmuje się wie­

lu ludzi, starających się znaleźć odpowiedz zasadniczo na dwie kwestje: a) co jest przyczyną obecnego zaburzenia w stosun­

kach gospodarczych i b) jakie są środki, przy pomocy których możnaby to przesilenie ekono­

miczne usunąć

Istnieje wiele „szkół —zdania naogół są podzielone. Na temat przyczyn kryzysu mamy dzisiaj już obszerną literaturę, której twórcami są ekonomiści i to zarówno teoretycy, jak i pra­

ktycy, d a e j—politycy, wreszcie reprezenlanci interesów poszcze­

gólnych grup zawodowych.

Zanim prze dziemy do krót­

kiego scharakteryzowania przy­

czyn kryzysu musimy zaznaczyć, że obecny stan jest bardzo

ciężki. .

Ostatnie sprawozdanie ts.omi- tetu Ekonomicznego Ligi Naro­

dów ilu-truje nam ten smutny stan: wartość handlu światowe­

go od końca 1929 r. do końca 1932 r. spadła z 31 miljardów dolarów na 15 miljfrdów; 21 państw odstąpiło od waluty zło­

tej i 32 prństwa wprowadziły ograniczenia dewizowe; ~8 państw podwyższyło cła lub za­

broniło przywozu rozmaitych artykułów; 9 państw ogłosiło moratorja zobowiązań państwo­

wych wobec zagranicy; 5 innych państw ogłosiło moratorja zo­

bowiązań prywatnych.

Najsmutniejszem jest to, że próby ożywienia konjunktury nie osiągnęły celu, a stosowane środki jedynie przyczyniły się do ustabilizowania kryzysu na pewnym poziomie. Zasadniczo jednak prowadzona walka z kry­

zysem, czyto przez roboty pu­

bliczne i dewaluację pieniądza (Anglja), czyteż przez specjalne i oryginalne środki, stosowane np.: w Niemczech, jak również przez inflację kredytową, prze­

prowadzoną w Stanach Zjedno­

czonych, nie dała żadnych po­

zytywnych, na dalszą metę re­

zultatów.

Do aktualnych środków za­

radczych ma należeć tworzenie grup państw gospodarczo ze sobą związanych, czego wyni­

kiem, jak do obecnej chwili im­

ponująco się nie przedstawiają.

Taki stan współczesnego świa­

ta zmusza do przenikliwych ba­

dań nad przyczynami kryzysu, który w swoich skutkach jest o wiele głębszy, od tych da- wr iejszych, nawiedzających świat przedwojenny.

Większość ekonomistów zga­

dza się, iż jednym z czynników

powstania kryzysu była wojna światowa. Ona to usunęła Eu­

ropę z przodującego stanowiska, a Stany Zjednoczone uczyniła bankierem świata. Państwa eu­

ropejskie, zajęte wojną, nie mo­

gły obsługiwać dotychczasowych swoich rynków zbytu, co wpły­

nęło na usamodzielnienie się całego szeregu państw, jak Ja- ponja, Chiny, Indje, Brazylja, Chile, Argentyna i inne.

Ogólnie rzecz biorąc nadpro­

dukcja jest następnym, jednym z najważniejszych źródeł kry­

zysu. Obliczenia statystyczne podają, że gdy ludność świata w latach 1913— 1928 wzrosła o 10%, to produkcja środków ży­

wności o 16%, surowców o 40°/°

handel o 24%.

Pozatem wymienia się cały szereg innych, jak kryzys świa­

towy w rolnictwie, nagły i ra­

ptowny spadek cen, brak za­

ufania, w świecie politycznym, dewaluacja i t p.

Przy ocenie istotnych źródeł kryzysu wyodrębniają się w/g.

p. T. Ł. (Problemat kryzysu światowego — „Polska Gospo­

darcza” r. 1931) dwie teorje za­

sadnicze: monetarna, która iłpa- truje przyczynę w trudnościach pieniężno-kredytowych i gospo­

darcza uwzględniająca trudności pieniężno-kreHytowe, kładąca je­

dnak zasadniczy nacisk na kwe­

stje gospodarcze, w szczegól­

ności na wstrząsy w dziedzinie produkcji światowej.

Zdaje się, że nie można sobie współczesnego kryzysu tłuma­

czyć wyłącznie przyczynami ma- terjalnemi, gdyż życie gospo­

darcze, jego tworzenie się i kształtowanie, zależy od czło­

wieka — i dlatego też kryzys gospodarczy przyczynowo wiąże się z kryzysem moralnym.

Na tę głębszą stronę zwracają specjalną uwagę niektóre koła ekonomistów.

Podają oni jako głębsze przy­

czyny kryzysu egoizm i chciwość oraz indywidualizm.

Egoizm przejawia się w dą­

żeniach do zdobycia jaknajwięk- szych zysków, do wzbogacenia się, usuwając z życia gospodar­

czego pierwiastek moralny.

i"Motorem działania jest, nie zaspokojenie potrzeb, lecz zdo­

bycie jnknajwiększych zysków bez pracy, stąd spekulacje, gry giełdowe i t p.

Objawem tego zjawiska są, z jednej strony olbrzymie bogac­

two, a z drugiej nędze szero­

kich mas ludzkości. Znane są już wszystkim przykłady nisz­

czenia zapasów produktów, np.

palenie i tonienie wagonami ka­

wy i przenicy w Ameryce, po­

mimo iż w świecie mamy około 25 miljonów zarejestrowanych bezrobotnych.

Wszelkie 'nieudałe konferencje i zjazdy są również objawem egoizmu jednostek i narodów.

Wiele szkody w stosunkach gospodarczych przynosi indywi­

dualizm, na którym op:era się ustrój kapitalistyczny; wysuwa dobro jednostki, ponad dobro powszechne, uważając społeczeń­

stwo za zbiór jednostek oraz usuwa uprawnienia władzy pu­

blicznej w zakresie dobra po­

wszechnego.

Wypływem takich poglądów jest właśnie dzisiejsze gospo­

darstwo, którego choroba tak silnie się uzewnętrznia, a któ­

rej usunięcie ściśle jest uza­

leżniane od poddania czynności gospodarczych prawu moral­

nemu.

D n ia 10 g ru d n ia b. r. o godz. 20 w S ali 6 U niw ersytetu

odbędzie się

P ie rw sze z e b r a n ie

dyskusyjne „Nurtów".

Z agadnienie zasadnicze:

„Problem współczesnej cyw ilizacji"

Dalsze tematy do dyskusjj:

O c e n a „N urtów "

Spraw a p o d ty tu łu „O rg an Studentów K. U. L.“

Na powyższe zebranie zaprasza Koleżanki i Kolegów

R e dakcja.

To wszystko wskazywałoby że kryzys ma charakter konjun- kturalny, gdyż podane zostały jedynie czynniki zewnętrzne, jak*

spustoszenia wielkiej wojny,nad­

produkcja i t.p.

Takie postawienie zagadn:enia byłoby jednak niecałkowite. Isto­

ta zagadnienia tkwi w czem in- nem: tkwi w wadach dzisiejsze­

go ustroju społeczno-gospodar­

czego, a więc w jego strukturze.

Nic dziwnego też, ?e cały szereg ekonomistów stwierdza, że dzisiejszy kryzys ma chara­

kter strukturalny, gdyż oSser- wowane zaburzenia, zachodzące w zakresie życia gospodarczego, biorą swój początek w samej strukturze ustroju.

Przyczyny zewnętrzne wpro­

wadziły rostrój w życie ^Chpo- darcze, a dalej w życie srołecz- ne, one też kryzys potęgują i zaostrzają.

Jeżeli badamy istotę dzisiej­

szego kryzysu i kładziemy go na stół operacyjny, to przy je­

go zwalczaniu nie wystarczą tylko tak zw. środki natychmia­

stowe, gdyż, aczkolwiek wpły­

nęłyby na ożywienie życia go­

spodarczego, to jednak na krót­

ką metę.

Dla pełnego uzdrowienia współczesnych stosunków, nale­

ży drogą ewolucji tworzyć no­

wy ustrój gospodarczo-społe­

czny.

Przy takiem ujęciu wysuwają się trzy problemy: gospodarczy, społeczny i moralny. W dzie­

dzinie gospodarczej należy iść w kierunku realizacji sprawie­

dliwości społecznej przejawiają­

cej się w lepszym podziale dóbr materjalnych.

Rozwiązanie zagadnienia spra­

wiedliwego ustroju własności prywatnej zadecyduje o zlikwi­

dowaniu kryzysu gospodarcze­

go. W zakresie przebudowy u- stroju należy przeprowadzić dwie zasadnicze reformy: uwłaszcze­

nie mas i zorganizowanie spo­

łeczeństwa systemem korpora­

cyjnym*).

Przy tern wszystkiem musimy pamiętać że droga do nowego ustroju, prowadzi nie tylko przez przyjęcie niezbędnych reform, ale przedewszystkiem przez;

uczynienie sprawiedliwości fun­

damentem życia gospodarczego.

‘S. X

*) Patrz artykuł p. t. „W alka o no­

wy ustrój" w Nr. 2 ..Nurtów".

(3)

Nr. 3. N U R T Y Str. 3.

Do czego dąży dzisiejsza młodzież francuska.

Jeden młody robotnik z czer­

wonego obozu pisze te słowa:

„Nie sądźcie, by wśród opozycji byli tylko źli ludzie. Jest tam wielu błądzących, uciśnionych, nieszczęśliwych, ludzi którzy cierpią z obecnej niesprawiedli­

wości i są przekonani, że służą przyszłej sprawiedliwości, gdy was (katolików) zwalczają. Cóż wy czynicie dla tych ludzi, by ich wyprowadzić z błędu? Po­

nieważ oni są w dobrej wierze, bądźcie przekonani, że ani siła, ani przemoc nie otworzą im o- czu. A potem — czyż oni tak zupełnie nie mają racji? To są nieszczęśliwe ofiary; czyż będzie­

cie ich traktować jako winowaj­

ców? Powiedźcie nam otwarcie, jakie jest wasze stanowisko wo­

bec nas“. Komentarz do tych słów zostawiamy samemu czy­

telnikowi.

A oto co pisze w tej spra­

wie inny robotnik: „Podobnie jak wy (katolicy) i ja jestem przeciwnikiem zawziętym komu­

nizmu (...), który jest czynnikiem rozkładającym rodzinę, ojczyznę i wnoszącym wszędzie niemoral- ność. Tak, lecz siła, środek ze­

wnętrzny jest niezdolny do usu­

nięcia. Vous ne ferez disparai- tre une doctrine qu’en lni sub- stituant une autre doctrine. Cze­

kam więc na waszą propozycję.

Cóż mi ofiarujecie? Nic... lub prawie nic! Cóż wy czynicie obecnie? Jaka jest wasza akcja społeczna? Macie jakąś elitę — wiem o tein — lecz ona jest zbyt nieliczna... Pokażce mi wasz dziennik katolicki, który zajmował się sprawami robotni­

ka! Wyobraźcie sobie, że ja je­

stem robotnikiem katolickim;

jakiż dziennik poinformuje mię o stronie mych interesów robo­

tniczych? Czyż przyjdzie mi ku­

pić 1’Humanite (jest to dziennik

( C i ą g komunistyczny), która będzie mi zapychała głowę mrzonkami?

Będę wtedy miał przynajmniej wrażenie, że ktoś zajmuje się memi interesami".

Jedynym więc środkiem ra­

tunku to działanie, akcja i to nie bezpośrednio i od samego początku akcja religijna, która nie ma żadnego wpływu na du­

sze zdechrystjanizowane i uprze­

dzone. Trzeba zacząć od akcji społecznej, przepojonej zasadami nauki Chrystusowej. Prześlicz­

nie przedstawia tę metodę św.

Augustyn w wyznaniach, gdy mówi o swem nawróceniu przez św. Ambrożego: „Eum amare coepi, non tamąuam doctorem veri, sed tamąuam hominem be- nignum in me“ (Confes. V, 13).

Taka musi być metoda pracy wśród tych ludzi i taką metodę zastosowały organizacje mło­

dzieży robotniczej, by pozyskać błądzących współbraci. Stąd ich niezwykłe powodzenie i nad­

zwyczaj szybki rozwój.

Na pierwszy plan wybija się Chrześcijańska Młodzież Robo­

tnicza, la Jeunesse Ouvrićre Chretienne, zwana krótko J.

O. c.

J. O. C. jest wcieleniem tej myśli, że odrodzenie chrześci­

jańskie świata robotniczego jest możliwe przez samych robotni­

ków. Początków tej organiza­

cji szukać trzeba w potrójnej prawdzie: 1° paganizacja prawie całkowita życia robotniczego;

2° apostazja ogromnej większości młodych robotników katolickich:

w pewnej djecezji 4% dzieci wy­

chowanych przez Braci Szkół Chrześcijańskich pozostaje przy wierze, 96°/0 odpada wkrótce po wejściu do fabryki! 3° po­

trzeba zjednoczenia młodych ka-.

tolików, by zreformować i zre- chrystjanizować już nie jednostki,

Najmiłosierniejsi z Lublina.

(Wspomnienie z kwesty na ,,wstydzących się żebrać”.

Uprzejmie proszono mnie, a prócz tego sam pałałem wielką ochotą do pracy charytatywnej.

Nic w tem dziwnego. Dusza studenta, jest wszak wrażliwa na nędzę ponad wszelki wyraz.

Gdzie ona (wszystko jedno czy nędza czy dusza) tam i student.

To nie ulega wątpliwości i jest zrozumiałe dla wszystkich w Lu­

blinie, jak teorja ruchu yo- yowego.

Było to więc 20 listopada, gdy zaopatrzywszy się w puszki i znaczki rozsypaliśmy s ę po całym Lublinie. „Avenues“ lu­

belskie przepełnione. W sercu rośnie w nieskończoność nadzieja wielkiego „łupu”. Damy w ka­

rakułach, dzikich psach,i i nnych egzotycznych futrach, panowie w oposach i melonikach. Wszyst­

ko przelewa się z jednego koń­

ca Krakowskiego na drugi. Ot!

zwyczajnie sobie, tam i zpowro- tem. Po chwili namysłu dajemy nurka w tę ciżbę nosów, głów, rąk i nóg. Chwilkę rozglądam się za ofiarą Jest — „Part będzie

łaskaw... ” i t. d. Szaraczkowaty dobrodziej przystaje i po chwili odchodzi lżejszy o 20 groszy G o­

ni go moie „dziękuję". Kilka kro­

ków dalej spotykamy się bec a (nos w nos) z przedstawicielką bec uwielbianej płci. Wszystko według ostatniej mody i prosto z pod żelazka. Uf! Minimum złoty przelatuje mi przez głowę, gdy moja towarzyszka zwraca się z prośbą. Buzia, w której każdy zakątek inną barWą lśni, buzia—1 paleta malarska— kurczy się w dziesiątki fałdek (w uśmiechu) i mruknąwszy coś pod nosem, rusza dalej. Się za nią pobożne życzenia: Zyj wieczny kwiatku, który nie znass jesieni, który jesteś (według swego mniema­

nia) równie piękny, gdy liczysz osiemnaście i czterdzieści z ha­

kiem wiosen.

Miałem zamiar przez chwilę do podobnych niewiast nie zwra­

cać się, ale cóż, kiedy innych niewiele znalazłem.

Jakaś kobiecina, skromnie u- brana długo się namyśla, ale

d a l s z y )

lecz całe środowisko, w którem o.ie żyją.

W niektórych okolicach wal- lońskich w Belgji zaledwie 2°/0 młodych robotników 20 letnich, wychowanych po katolicku, wy­

pełnia jeszcze swe obowiązki religijne.

Stawia się więc straszne py­

tanie: czy praca na utrzymanie życia jest równocześnie pracą na zgubę duszy?!... Czy jest rzeczą możliwą być równocześ­

nie robotnikiem i katolikiem?!...

O d najmłodszych lat (w 13 ro­

ku życia dziecko wchodzi do fabryki) młody chłopiec czy młode dziewczę spotyka wszę­

dzie tę samą atmosferę zgnili­

zny moralnej, te same przesądy przeciw Kościołowi. A cóż mó­

wić o prasie brukowej, która nimbem otacza występek i sieje nienawiść do wszystkiego co ka­

tolickie!

Proszę stawić się w położe­

nie młodego chłopca wchodzą­

cego do fabryki. Oto naraz znajduje się sam, on młody cze­

ladnik, wobec ludzi dorosłych, którzy mu imponują, gdyż są dorosłymi podczas gdy on, czu­

je się jeszcze dzieckiem; gdyż oni znają swój zawód, a on nie zna niczego chyba to tylko, cze­

go oni zechcą go nanczyć. 1 ta słaba roślinka ludzka całemi dniami oddycha tą atmosferą.

A czyż trzeba opisywać, co on tam widzi, słyszy?... A gdy wie­

czorem wychodzi na ulicę? Uli­

ca dla niego to kino, to pismo ilustrowane sąsiedniego kiosku.

Powoli zaczyna on czuć się cząstką jednego bloku; czuje że takie życie będzie jego udzia­

łem ustawicznym, że inni tak samo postąpili, że długo nie będzie mógł czynić inaczej, jak oni; czuje, że jakaś fatalna siła

pcha go i że daremnie byłoby jej się opierać.

ł pewnego dnia zgadza się na ten upadek moralny, a chwila nie jest może daleka, gdy on znowu stanie się złym doradcą młodszego od siebie towarzysza.

Obraz ponury i przygnębiający, a jednak jest to historja życia niejednej młodej duszy robotni­

czej. Na 250 - 3CO.OOO dzieci, które corocznie porzucają szko­

łę dla fabryki, 1 lub 2 na 100, a czasem 3 lub 4 na 1000 zo­

staje nadal katolikami.

Cóż więc czynić? Jedynym środkiem zbawienia to prze­

kształcić całe to środowisko, do którego one się dostają. Praca nad jednostkami z jasnych przy­

czyn nie wystarczy.

Syn pewnego robotnika belgij­

skiego przysiągł przy łożu umie­

rającego ojca, że poświęci ca­

łe swe życie i siły klasie robo­

tniczej, by ją przekształcić. Obie­

tnicy dotrzymał. Jest to Ks.

Cardyn. Podwójny rys charak­

teru kapłana: umysł trzeźwy i spokojny, serce gorące, „un esprit qui calcule tout et un coeur qui ne caleule vien”. O n to powiedział sobie, że przez wpływ osobisty na jednostki wybytnirj- sze, przez wpłw grupy na masę i na kierowników przemysłu, przez wpływ dziennika i czaso­

pism, przez zebrania, seanse, konferencje, odczyty trzeba zmie­

nić powoli, ale pewnie cały sposób myślenia, czucia i dzia­

łania klasy robotniczej, klasy ca­

łej, a nie tylko poszczególnych je­

dnostek. Powiedział sobie, że trzeba zmienić środowisko robo­

tnicze, zmienić je od zuewnętrz, t. zn. sprawić, by ono zmieni­

ło się samo. Wtych kilku sło­

wach jest skreślony program Ks. Cardyna i program J. 0 . C.

(d. c. n )

d-je co może. Rozczula nas to.

Dziękując, s Dostrzegamy mija­

jącego nas jakiegoś potentata finansowego. Gonimy za nim.—

„Pan ofiaruje łaskawie kilka groszy na...“

Zapytany — proszony kroczy dalej My za ni n. Po pięciu beznadziejnych krokach towa­

rzyszka moja odzywa się z dru­

giej strony. Ale i to pozostaje bez rezultatu. Po dwu krokach jeszcze, domyślam się co jest i dzielę się głośno swojem spo­

strzeżeniem. Głuchy. Cóż robić, chodźmy dalej. Ale i to nie­

wiele się przydaje, gdyż podo­

bne egzemplarze co dwudziesty krok. Nic też dziwnego, że po godzinnem chodzeniu, serce moje pokryło się płachtą smutku i żalu do losu, który tylu ludzi unieszczęśliwił.

Biedne kaleki godne współ­

czucia!

Były i chwile jaśniejsze, gdy, spotykaliśmy się z miłem pod każdym względem przyjęciem, ale tylko chwile.

Spotykaliśmy również i „nie- cywili”. Na ogólną liczbę kilku­

dziesięciu, odmierzających rów­

nym krokiem długość t zw.

Kraka, pięciu pozwoliło sobie przyczepić karteczki. Zrozumiale.

Byt zapewniony, a wojna do­

konała swego. W morzach wy­

lanej krwi, i innych okropności, gdzie nędzna dama pikowa z ty­

tułem tylko atutowej rozciąga za jednym zamachem bohater­

skiej pięści asa kierowego na zielonem polu, takie podrzędne uczucia jak litość rozpełzły się jak mgła. Smętne skutki pani wojenki.

Mamusie jednak lubelskie i tatusiowie dokończyli mnie.

Nie będę więcej kwesto­

wał, za dużo miłych niespodzia­

nek. Taka mama z dzieckiem przechodzi kolo nas, nie ra­

czy wszy spojrzeć nawet. Cóż tam nasze prośby ją mogą obchodzić. Na krzyki handlar*a baloników mięknie jednak jej serce. Pocóż bowiem uczyć syna lub córkę rozdawać pieniądze na biednych. Też ciężka kombi­

nacja. Niech córeczka pobawi się balonikiem, niech synalek ciągnie za yo-yo, przecież to tyle daje korzyści dzieciom. Tak, bardzo wiele, bezwątpienia, byle tylko one same nie znalazły się kiedyś w położeniu tych, któ­

rym w ciężkiej doli nie ulżyły.

‘Sa d . 3i.

(4)

Str. 4. N U R T Y Nr. 3.

„B O Y S Z E W I Z M“. 2)

C i ą g d a l s z y . G E N E Z A .

Boyszewizm urodził się w Krakowie, w „jamie Michaliko­

wej”, w kabarecie „Zielonego Balonika”.

„Słówka” były pierwszemi dźwiękami noworodka, o którym wiemy, że jest zawsze genjalnym Po „słówkach” poszły pierwsze głośniejsze tłomaczenia z litera­

tury francuskiej.

Psychologicznem podłożem było obeznanie się z rzeczami ostatecznemi płci i jej spraw—

niejako eschatologja seksualna.

1 rzeczywiście długo jeszcze brzmiał w twórczości Boya ton błazenady, ton gwizdania.

Na podjum zaś czy trójnóg pytyjskiej nieomylności, na ten etat „mędrca” z widokiem na fo­

tel w Akademji literatury wy­

pchnęły go inne zjawiska na­

tury społecznej, które w między­

czasie dojrzały w Polsce.

W P Ł Y W Y SZ E R O K IE G O ŚW IATA.

Prądy demokratyczne, datu­

jące się w dawnej szlacheckiej

„Sarmacjiej” już przed 1830 r.

i przed formą organizacyjną To­

warzystwa demokratycznego, stały się zasadniczym czynni­

kiem, dążącym stale do przeo­

brażenia charakteru narodowego Tendencje ich obok wartości dodatnich, społecznych i oświa­

towych, wzrosły też szczególnie w latach 1850, w pierwszej fa­

zie emancypacyjnego ruchu ko­

biet i w drugiej, łącznie z po­

zytywizmem warszawskim po 63 roku hasło społecznego obna­

żenia duszy, czyli początkowo swobody, a potem samowoli moralnej, która jest niczem in- nem jak amoralnością.

W olna miłość dość długo słabo była reprezentowana. W dawnej Polsce wogóle amorami zbytnio się ani nie przejmowa­

no, ani nie podnoszono do war­

tości absolutnej. Przeciwnie ra­

czej gorączkę amoryczną stu­

dzono bizunami na kobiercu i ustosunkowywano się bodajże niegrzecznie do tego uczucia.

Sentymentalizm zaś za króla Sta­

sia był transportowany z fran­

cuskiego romansu.

Dopiero oderwana teorja amo- ralizmu, czy częściowego w dzie­

dzinie płciowej, czy dotyczącego całokształtu spraw człowieczych, zawitała do Polski jak mówiłem, z prądami demokratycznemi.

Stąd łatwo możemy zrozumieć współcześnie ich sympatję do boyszewizmu, który stał się bojownikiem o realizację proce­

su dziejowego w kierunku amo- ralizmu. Charakterystyczne wy­

znania czytamy u Boya-Żeleń­

skiego w „Ekonomji miłosnej”:

„Jednym z najczęściej powta­

rzanych komunałów jest, że świa­

tem rządzą głód i miłość... O- tóż, jeżeli przyjmiemy równo- rzędność tych potęg, — głodu i miłości,— uderza nas nierówno- mierność w ich traktowaniu. Naj­

tęższe głowy świata porają się wciąż ze sprawą głodu. Cała nauka zwana ekonomja, jemu

jest poświęcona. Paląca spra­

wa bezrobocia, to przedewszy- stkiem sprawa głodu... Jakże inaczej przedrtawia się sprawa miłości...

Tym „kapitałem*’ nawet Marx się nie interesował... Otóż, jeżeli w ostatnieh czasach wydaje się nam obłąkanym paradoksem ni­

szczenie zboża, gdy równocześ­

nie ktoś cierpi głód, jakże nam się przedstawi wiekowa gospo­

darka miłosna?...

1 o ile, przy środkach żywno­

ści, mogą służyć za "-ytłuma- czenie trudności transportu, nie­

równowaga środków płatni­

czych, tutaj te dwie rzeczy — nadmiar i głód — mogły znaj­

dować się tuż, obok siebie, i nietylko nikt nie pomagał im do wyrównania się, ale — zdawa­

łoby się — cała troska społe­

czeństw mierzyła ku temu, aby wyrównaniu przeszkodzić”*).

ja k z tego widzimy boysze­

wizm jest świadomym propaga­

torem amoralizmu, głównie na odcinku płci, częściowym zaś dziedzicem idei przeszłości.

N A W L A S N E M P O D W Ó R K U . Zalążki amoralizmu boysze- wickiego postępowości znajdu­

jemy u entuzjastek warszawskich przy „Przeglądzie Naukowym”, głównie zaś u ich przedstawi­

cielki Narcyzy Zmichowskiej (Gabryelli), autorki „Poganki”.

Pozytywizm warszawski przy­

niósł dalsze pogłębienie i po­

szerzenie się wpływów tych ten- dencyj, już jako antymoralnych, na społeczeństwo. Utarł się już szablon kryterjologiczny, który przesądzał o charakterystyce pi­

sarza, jako pozytywisty — były to kryterja społeczno-programo- we a więc t. zw. praca organi­

czna, praca od podstaw, potę­

pienie pozy romantycznej i t.p.

Kryterjum to jest jednak omylne.

Prus i Świętochowski na tej podstawie są zniwelowani du­

chowo. Między temi zaś orga­

nizacjami jest zasadnicza róż­

nica. Prus, człowiek przedobre­

go serca, nigdy nie był pozy­

tywistą w moralności, gdy dla Świętochowskiego etyka była według jego wyrażenia tylko

„skórą na kopyta”; (od niego też datuje się w Polsce pustka dźwiękowa i bezznaczeniowość słowa „moralność”, skojarzone­

go conajwyżej z pojęciem po- rządności drobnomieszczańskiej) Do pogłębienia poglądu amo­

ralnego przyczynia się ówcześ­

nie transportowane z natura­

lizmu francuskiego uogólnienie, że światem rządzi głód i miłość (Dygasiński). Tak więc od po­

zytywizmu rozpoczyna się de­

mokratyzacja nastawień anty­

moralnych, przeważnie jeszcze ujmowanych jako uzasadnienia teoretyczno-filozoficzne, a nie życiowe.

Próbę przejścia z teorji do praktyki dała doniero „Młoda Polska”, która tak soczyście i jurnie owocowała w przyby- szewszczyżnie.

*) „W iadom. literackie“Nr. 401 r. 1932.

A więc nieretuszowane foto- grafje naturalistyczne Zapolskiej, o tyle jeszcze nie za jaskrawe, o ile były zmieszane z tenden­

cją satyryczną. Tendencja ta natomiast zanika zupełnie przy­

nosząc w wyniku stanowisko amoralizmu literackiego w twór­

czości Żeromskiego i jego sate­

lity Daniłowskiego. Satyrę za­

stępuje coś wręcz przeciwnego, wyrozumiałość a niemal sympa- tja, potęgowana odcieniem bo- haterszczyzny. Tak więc stop­

niowo antymoralność ideowa przechodzi w literacko-estety- czr.ą a wreszcie staje się amo- ralizmem światopoglądowym, życiowym. Ten ostatni skry­

stalizował się nadzwyczaj wy­

raźnie u Juljusza Kaden-Ban- drowskiego: („Łuk“, „Czarne skrzydło” i idea Lenory w od­

czytach o przyszłej kobiecie polskiej).

R Y W A L IZ A C JA Z R Ó W IE Ś ­ NIKIEM.

Kaden Bandrowski rzutował w przyszłości znany kawał z ideałem „wolnej miłości", która przez przejściowe stadjum pro­

stytucji, moralnie usankcjonowa­

nej, miałaby doprowadzić do idealnego promiskuizmu. Je­

dnakże projekcja ta była psy­

chicznie, jednostkowo nierealna.

Weźmy jako przykład kobiety.

Czysty typ, stuprocentowy ga­

tunek „femella meretrix“ jest biologicznie absurdem, w prze­

ciwieństwie do innego gatunku

„femella genitrix". O całości psyche kobiecej (K) można po­

wiedzieć, że jest złożona zawsze z pierwiastków i „m” i „g”, a zależność tą wyrazić matematy­

cznie: K = m. g.

Amoralizm jako „rzecz sama w sobie”, jako fenomen czysty poleca na dążeniu przeciwko naturze wszelkiej rzeczy, prze­

ciwko celowości danej jakiejś rzeczy. Fizycznie zaś można amoralizm określić jako zjawi­

sko, dążące do powiększania w sposób nienaturalny entropji.

Amoralizm jest procesem dzie­

jowym realizującym maximum entropji.

Amoralizm więc, biorąc kon­

kretnie, psychikę kobiecą, dąży do spotęgowania współczynnika

„m”, którego jak mówiłem, stu­

procentowa porcja jest biologi- cznem absurdem.

Socjalnie kadenowska projek­

cja dawała tylko większe po­

szerzenie tolerancyjnej źrenicy na miłość parkową.

A Boy zaczął z innej beczki.

O n zakłada, że praktykę tę wśród społeczeństwa już widzi.

Staje się więc pomysłowym eks­

ploatatorem eksperymentalnej publicystyki, którą u nas pierw­

si stosowali Prus i Sienkiewicz, a która jest publicystyką, szu­

kającą sobie „moralnego" opar­

cia o szerokie koła czytelników, zwierzających się i spowiadają­

cych w listach i telefonicznych wynurzeniach.

Można powiedzieć, że Boy jest nawet pedantem ekspery­

mentalnej publicystyki, tak, że koniecznie trzeba przypuścić, że takie naprzykład „Piekło kobiet”

opiera się na lekturze conaj- mniej kilku tysięcy listów, otrzy­

manych od marzących się w niem duszyczek.

Gdy Kaden dążył wprost do celu, drogą mechanicz­

nego poszerzenia i wstawki współczynnika „m ” w psychice kobiecej, to Boy przeciwnie, po­

stępuje drogą okrężną. Boy wie przedewszystkiem, że kobieta, ten „puch marny” jak powiada poeta, wszystkie czynniki psy­

chiki powiedzmy w sferze t. zw.

pog ądów zdobywanie drogą sa- mowypracowania, lecz drogą podstawienia. Ponieważ teraz chodzi boyszewizmowi o z.więk- szenie „m”, więc czyni on to nie wprost jak Kaden, lecz po­

średnio przez zmniejszenie mo­

żliwie największe czynnika „g”.

Jasnem jest, że o ile sie obniży i przytłumi instynkty macierzyń­

skie psychiki kobiecej (czynnik

„g”), o tyle toruje się drogę wyuzdanemu ekshibicjonizmowi czynnika „m”. Ponieważ jednak czynnik „g“, jedynie normalnie naturalny, rozwijał się w ciągu wielu wieków, nie łatwo prze­

to go naruszyć, o ile nie pod­

waży się go zasadniczo. A że czynnik ten przedewszystkiem znajduje swój wyraz w małżeń­

stwie, rodzinie i macierzyństwie, zrozumiałem jest, że boysze­

wizm od lego też i zaczął, że wziął za zadanie podstawienie amoralnych poglądów na mał­

żeństwo, rodzinę, macierzyństwo, narzeczeństwo i t. p. zamiast etyki płciowej dotychczas ogól­

nie chrześcijańskiej.

Podstawienie zaś to, możliwe jest psychologicznie na jedynej tylko drodze psychoanalizy.

Skoro czynniki „g“ i „m“ wy­

kluczają się nawzajem, jasnem jest, że w obecnym stanie gó­

rowania czynnika „g”, czynnik

„m” jest zepchnięty pod P 'óg świadomości i poza owarowa- niem natural.iej wstydliwości.

jest jeszcze otamowany świado­

mością społeczną, wykształconą w każdym człowieku. Stąd,aby osiągnąć swój cel, amoralizm musi poniżać i opamowywać wstydliwością czynnik „g“ — obezwstydniać zaś i wyładowy­

wać z otamowania kompleks czynnika „m”, czyli, że musi stworzyć zgruntu nową, inną treść zasad „cenzury” życia psychicznego. Na cenzurowane przesadzić pierwiastki macie­

rzyńskie. W tem więc zawarty jest społeczny program działa­

lności amoralizmu, który reali­

zować będzie Boy w trzeci:n okresie swej twórczości, w okre­

sie wytworzenia się właściwego

„boyszewizmu”, gdy wystąpi już jako Boy-Żeleński.

D R O G I S C H O D Z Ą C E SIĘ I ROZSTAJN E.

Obok poetyczno - beletrysty­

cznej drogi przesiąkania świa­

topoglądu amoralnego, jak to

Cytaty

Powiązane dokumenty

Oblicz, na ile sposobów można zapisać w jednym rzędzie cyfry 0,

nia ludzkiego, które się budzi i domaga reorganizacji życia społecznego. Lecz zasadą nowego programu nie może być ani indywidualizm, co zrodzi! Kompleks suteryny i

Ileż to razy w dziejach umyslowości ludzkiej te twierdzenia, które na pozór pewnikami się wydawały - po dłuższej rewizji, zwłaszcza rewizji życia (ono jest

cych się z życiem wśród zgniłych oparów zbrodni, wśród wstrętnej afmoslery przekleństw i bluźnierstwa nie zatraca zupełnie godności człowieka, nie staje

Tymczasem u pana Opolczeńskiego zaczęło się życie zmieniać, lego konto bankowe nie wzrosło w ostatnich latach zupełnie, a ciało jego męczył

Lecz dziś i państwo zaczyna się bronić przed naporem „natarczywych” i stara się jaknajdalej oddalić moment przyjęcia do pracy.. Ci pracy w urzędach

Są tu jednak warunki, sprzyjające pogłębieniu studjów przez tych, co nietylko konieczności egzaminowe opędzają, lecz pragną się za­.. ciągnąć do samodzielnej

sekwencje tesame zresztą, które czekają żeglarza, zaszywającego się w czasie burzy na morzu, w najzaciszniejszy kąt szalupy. C zy i trudno zauważyć, obserwując