RO K X. LU T Y 1931. Z E S Z Y T 2.
PRZYRODA I TECHNIKA
CZASOPISM O PO ŚW IĘCON E PO PU LA RY ZA CJI NAUK PRZYRODNICZYCH I TECHNICZNYCH WSZELKIE PRAW A ZASTRZEŻONE. PRZEDRUK DOZWOLONY ZA PO D A N IEM ŹRÓDŁA.
lnż. ANDRZEJ CZUDEK, Katowice.
Ż U B R Y W L Ä S Ä C H Ś L Ą S K IC H
W puszczenie kilku ż ubrów -m ieszańców do rezerw atu w p u szczy Białowieskiej spowodowało w ostatnim czasie istną powódź arty
kułów w c z a so p ism a c h codzien n ych i p ublikacjach przyrod
niczych, p rzyczem auto rzy poszczeg ó lny ch artykułów w więk
szej części nawet nie w spom inają o tem, iż chodzi tylko o ż ubry-m ieszańce, w yw odzące się p rzew ażnie z farm y Falz- F eina w Nowej Ä sk a n ji, gdzie hodowano tylko b a sta rd y żubra- bizona i kro w y stepowej. Z 6 sztuk, zaku p io n ych u H agenb eck a w Stellingen, jest tylko jedna krow a czystokrwista, jak się ostatnio zdołałem przekonać, a dla tej nawet niem a b y ka czystokrwistego, gdyż sprow adzo ny z P o z n a n ia b y k okazał się niepłodnym. Wobec
Ryc. 27. Żubry w lasach P szczyńskich.
5 0 Żubry w lasach ¿laskich
pow yższego k ierują się oczy w szy stk ich m iłośników p rzyrod y w P olsce m im o w szystk o znow u na stadko p s z cz y ń sk ie n a G ó r
n y m Ś ląsk u, pochodzące w prostej linji od żubrów białowieskich, najzupełniej czystokrw iste, żyjące n a pełnej swobodzie, dlatego też zdrow e i zdolne do r o z m n a ża n ia się, bez jakichkolw iek oznak degeneracji, co zaw sze praw ie m a m iejsce u żubrów, trz y m a n y c h w ogrodach zoologicznych, u których atrofja m ięśni serca, słabe nad w y ra z r o z m n a ża n ie się, względnie wogóle zan ik zdolności roz
płodowych, nieodporność n a choroby z a k aźn e i t. p. c e c h y de
generacji są na po rządku dziennym . A b y więc z azn ajom ić c z y
telników z żub ram i, ży ją c e m i n a G ó rn y m Ś ląsku, pozwolę sobie w n iniejszym artykule skreślić krótki szkic rozwoju stada żubrów p s zczyńskich, od syłając ciekaw y ch b liższy ch szczegółów do swej
poprzedniej p r a c y .1 -—
W r. 1865 bawił ó w c z e s n y k sią ż ę p szczyńsk i, zam iłow any m yśliw y i hodow ca z w ierzy n y , w gościnie u cara rosyjskiego.
P r z y tej sp osobności z etknął się w Białowieży z żubram i i zdo
łał skłonić c a ra do odstąpienia m u 3 z u b rz y c i 1 b y k a w zam ian za 20 jeleni śląskich, któ ry c h w Białowieży do tej p o ry zupełnie nie było. Rok 1865 jest więc ową datą, od której ro zp o c z y n a się
1 A n d rzej C z u d e k : „O statn ie żu b ry b iało w iesk ie w la sa c h p s z c z y ń s k ic h “.
R uda Ś lą sk a , 1929.
Ryc. 28. Żubry pszczyńskie p rz y szopie pokarm ow ej w M iędzyrzeczu. (Ze zbiordw M uzeum Ś ląskiego w K atow icach).
Żubry w lasach śląskich 5 1
istnienie żubrów na Śląsku, a jeleni w Białowieży, co zresztą warto p rzy p o m nieć, gdyż często s p oty k a się w literaturze łowiec
kiej z twierdzeniem , iż niewiadomo kiedy i skąd się wzięły jele
nie w Białowieży, a nawet taki łow ca-przyrodnik, jak ś. p. dyr.
Sztolcm an z W arszaw y, podaje w swojem dziełku o żubrze nie
ścisłe dane. Ż u b ry białowieskie przyw ieziono do P s z c z y n y ko
leją, poczem ulokowano je w m n ie jsz y m zw ierzyńcu, o obszarze około 600 ha, na terenie n a dleśnictw a Murcki. K arm iono je tu bu rakam i, sia n e m i sn opam i
owsa, lecz zwierzęta nie czuły się n a ty m m a ły m s to s u n kowo obszarze zupełnie sw o
bodnie, były niespokojne, a ru ja była bardzo nieregularna, tak że m łode przych o dziły na świat praw ie przez cały rok.
To też, kiedy w r. 1893 s p ro wadzono, znow u w z a m ia n za jelenie, d a lsz yc h pięć krów dla odświeżenia krwi z Bia
łowieży, dał książę p s z c z y ń ski żubro m do dyspozycji ca
ły zw ierzyniec, t. zw. „Nie- d e rfo rste n “, o obszarze p ra wie 10.000 ha, w któ ry m je
szcze obecnie żyją.
Z w ierzy niec ten leży na terenie gm in Jankowice, Mię
dzyrzecze, Studzienice i Kobiór na półn.-w schód od P s z c z y n y i s kład a się z drzew ostanów sosnow o-św ierkow ych, wzgl. liściasto- szpilkow ych, w których skład wchodzi oprócz s o s n y i św ierka jeszcze dąb, jesion, klon, jawor, topola i i. Gęste młodniki świerkowe dają żubrom pożądan e schronienie w czasie upałów letnich.
Znajduje się tu również dużo w ody płynącej i kilkanaście łąk leśnych . Ż u b ry czuły się na tym d u ż y m terenie odrazu dosko
nale. R o zm nażanie stało się za ra z lepsze, a r u ja regularna, p rz y pad ając n a m iesiące w rzesień-październik, wobec czego p rzy c h o dziły cielęta n a świat od m aja do lipća i zim ę łatwo p rze trz y m yw ały. W yjątkowo ocieliła się raz krow a w g rudniu p r z y — 19" C, ale cielę m im o to nie ucierpiało od mrozu.
4*
5 2 Żubry w lasach śląskich
Ż u b ry ż y ły dawniej w sta d k a c h po 6 — 15 sztuk, p rzyczem przew odniczyła, stadku zaw sze sta rs za k row a nigdy z a ś byki, które zazw yczaj chodziły s a m o p a s, w racając tylko na czas rui do stada. Obecnie żyją w szystkie ż u b ry p s z c z y ń s k ie razem . P o k a rm pobierają one porą zim ow ą z szopy pokarm ow ej w Mię
dzy rzeczu , a latem i jesienią m u s z ą się o p o k a rm sa m e starać.
N a pokarm sk ład a się siano, owies, buraki, kartofle i woda, z a ś od w iosny do późnej jesieni s zu kają sobie w lesie, wzgl. n a łą k ach, ró ż n y c h so c zy sty c h roślin, które im słu żą za pokarm . N a leży zazn a c z y ć, iż odchodzą z n a sta n iem cieplejszej pory roku s a m e od szopy pokarm owej, w ra c ają c do niej dopiero późną jesienią. T a szopa pokarm ow a jest to rodzaj d achu drewnianego, pod k tóry m z n a jd u ją się paśniki, zew sząd otwarte. Niedaleko sz o p y znajduje się pom ost d rew niany, skąd m o żn a zwierzęta bezpiecznie obserwować. Raz byłem świadkiem , jak żubr, ro z złoszczony o becnością ludzi n a pom oście, zaczął walić łbem w słup, p o d trz y m u ją c y p o m ost tak, iż się zdawało, że ten lada chwila runie. W szy sc y byli oczyw iście zadowoleni, gdy b yk sobie nare sz c ie poszedł z podniesionym ogonem i s c h y lo n y m łbem.
D la cieląt jest tu o s obn y paśnik, do którego sta rs ze zwierzęta nie m ogą się dostać, co jest bardzo w ażne ze względu n a b ez
pieczeństwo m ały ch. Naogół są ż u b ry m ało w ybredne, zjadają nawet ch w asty , którem i gardzi n a s z e bydło domowe, lubią jed
n a k bardziej ro ślin y soczyste. Zim ow ą po rą ogryzają czasem pędy drzew liściasty ch, najchętniej jesionu, osiki, jaworu, klonu.
W wodzie ż u b ry nie kąpią się nigdy, zato tarzają się chętnie w piask u . N a p a s z ę w y ch o dzą głównie nocą.
Stan zdrow otny żubrów p s z c z y ń s k ic h był zaw sze z a do w ala
jący, kilka sz tu k padło n a motylicę. P r y s z c z y c a w stadzie p s z cz y ń - skiem nigdy nie występow ała. P e w n a ilość cieląt została zabo- dzona przez byki w czasie pobierania p o k arm u. Stan liczbowy żubrów p s z c z y ń s k ic h uwidoczniono na załączonej tabeli. N a j
więcej, bo aż 74 sztuki, było w r. 1918, n ajm niej, bo tylko 3 sztuki, w r. 1922. W p rzeciągu 3 lat stan liczbowy obniżył się więc o 71 sz tu k i Pow odem było kłusow nictwo, które po przewrocie przybrało z a stra s z a ją c e rozm iary , a co przetrw ało do plebiscytu, to wybito w tym okresie. Władze bezp ieczeństw a i straż leśna były wobec band, u zbrojo nych w k a ra b in y i dubeltówki, zupełnie bezbronne, gdyż k łuso w n icy nachodzili las y często w ilości do 30 ludzi, rozpo rządzając oprócz tego liczną nago n k ą i furam i dla
Żubry w lasach śląskich 5 3 S T A N L I C Z B O W Y Ż U B R Ó W P S Z C Z Y Ń S K I C H .
R o k
S p ro w a d zo n o
U ro d ź, w P s z c z y
nie
O d strze lo n o , z a m ienion o
P a d ło , za- b o d z., ub ili k łu so w n icy
S t a n
byków krów bykdw krdw byków krdw byków krów bykdw krów Razem
1865 l 1 3 — . — — — — — 1 3 4
6 6 - 7 5 — __ 4 6 2 — 2 ■4 1 5 6
7 6 - 8 3 I 2 — 7 5 4 1 — — 5 9 14
8 4 - 9 2 — — 7 5 5 1 3 8 4 5 9
1893 — 5 l 1 2 — — — — 5 12 17
9 4 - 9 9 — . — 12 6 5 2 1 5 11 11 22
1 9 0 0 - 0 6 I 3 — 13 23 13 6 3 4 9 24 33
1907 — • — — — 1 1 1 — 7 23 30
1908 — — 1 — 3 — 1 1 4 22 26
1909— 13 l 4 — 25 28 6 7 4 7 20 36 56
1 9 1 4 - 1 8 — — 2 4 34 9 7 16 8 19 55 74
1919 — — 4 5 2 9 8 17 13 34 47
1 9 2 0 - 2 2 I 5 — — 1 — 1 12 33 2 1 3
1923 — — 1 — — — — — 3 1 4
1924 — .— — 1 — - •— 1 — 2 2 4
1 9 2 5 - 2 6 — — 1 — — — — — 3 2 5
1 9 2 7 - 2 8 — — — 1 — — — — 3 3 6
1929 1 3 4 7
1930 — — 1 4 4 8
S u m a . . 5 8 101 118 50 35 52 87
219 85« 1397
od transp o rto w an ia ubitej zw ierzy ny . Kiedy i gdzie poszczególne sztuki ubito, niew iadom o. Z p e rjo d yczn y ch obliczeń orjentowano się tylko w stratach. I tak było w listopadzie 1918 r. 74 sztuk, w lutym w r. 1919 już tylko 47 sztuk, w listopadzie 1922 r. — 3 sztuki I T e 3 sztuki, to 2 byki i jed n a sta ra krowa, u w ażana d oty chczas za jałową, która się jednak niebaw em ocieliła, r a t u jąc przez to stado p sz cz y ń s k ie od niechybnej zagłady. Obecnie już jest jałową, zastępuje ją jed n a k córka z r. 1924, a więc obec
nie praw ie sześcioletnia, która jest bardzo okazała i zupełnie zdrowa. O becnie żyje w lasach p sz cz y ń sk ich 8 żubrów, w czem 4 byki i 4 krowy. Wiek byków w ynosi lat 14, 12, 47* i Vz, krów
± 28, 7, 3 i 2 roku. N a js ta rsz y byk m a odstrzelony ogon, cierpi oprócz tego od strzału w uda, przez co chód jego jest bardzo
1 z B ia ło w ie ż y , — 2 z B erlina, — 3 z B erlina, — * z D r ez n a , — 6 z S z a r - bow a, — 6 z tego 7 b yk ów i 3 k row y sp rzed a n o i za m ien io n o , — 7 z teg o ca.
20 z a b o d zio n y ch , 60 u b ili k łu so w n icy .
5 4 Żubry w lasach śląskich
powolny. Je st to jed n a k najo kazalsza sztuka. N a jsta rsz a krow a cierpi rów nież od postrzału. Są to jeszcze p am iątki czasów po- przew rotow ych. P o za tem są w sz y stk ie sztuki zupełnie zdrowe i dobrze odżywione. R o z m n a ża n ie jest od r. 1923 bardzo dobre.
Zdarzało się dawniej często, iż ż u b ry staw ały w p oprzek drogi chłopom, któ rzy z furam i sian a jechali przez lasy. W takim w y pad ku nie pozostawało n ic innego, jak poświęcić siano i u m y k a ć w las. N aogół jedn a k ż u b ry p sz cz y ń s k ie n ie są bardzo wojowni
cze; zdarzyło się tylko kilka w ypadków p oranienia drwali, wzgl.
gajow ych, a to przew ażnie ze strony krów, w y p ro w adzających cielęta. Jeden z gajow ych opowiadał mi niedaw no o ciekaw em spot
k a n iu z ż u b r e m : „...Naraz sta n ą ł przedem nął. Ja szybko za drzewo, żu b r wali łbem w drzewo. Ja w yglądam po jednej stronie, on m n ie s z u k a po drugiej, a gdy m n ie spostrzega, zm ienia zaraz pozycję, co oczywiście i ja robię. O n wtedy znow u zpowrotem, ja rów nież i tak w kółko p rzez kilka m inut, które mi się w y daw ały wiekami. W końcu któ ry ś z n a s się pom ylił w r a c h u n k u , albo m nie też s p ry tn e bydlę wzięło na kaw ał (1), bo spotkaliśm y się n a ra z po tej sam ej stronie drzewa. G d y m nie dotknął jego k o s m a ty łeb, wypaliłem na ślepo ze swej dubeltówki, odskoczy łem w stecz i w nogi. Po dobrej chwili oglądnąłem się i widzia
łem żubra, szukającego m nie naokoła d rz e w a “...
Polowanie na ż u b ry odbywało się w lasa c h p sz cz y ń sk ich albo z nagonką, p rzy czem strzelcy mieli stanow iska na specjalnie usta w io n y c h w ieżyczkach, albo, co najczęściej miało miejsce, z podejścia. Strzelcam i byli, oprócz członków ro dzin y książęcej i w y ż s z y c h urzędników, przew ażn ie członkowie europ ejskich ro dzin pan u ją c y c h . Jeden z tych gości, F r a n c is z e k F e rd y n an d , austrjack i n astęp ca tronu, zastrzelił, oprócz p rze z n a cz o
nego m u byka, także cielną krowę, co ponoć spowodo
wało jego n a ty chm iasto w y wyjazd. W czasie wojny rów
nież H in d e n b u rg zabił tu jed
nego żubra. Naogół jednak trzeba przy znać, iż szafowano zezw oleniam i n a odstrzał b a r
dzo oględnie, przez n a cz a jąc do odstrzału jedynie sztuki,
Żubry w lasach Śląskich 5 5
nieodpow iadające w ym ogom doboru naturalnego, co miało po
w a ż n y wpływ n a stan zdrow otny stada. N ajsilnie jsz y byk, zabity w P sz c zy n ie , w aży ł w ypa tro sz o n y przeszło 700 kg, naogół jednak żubry tutejsze nie dochodziły do tej wagi. K row y zaw sze są słab
sze. N a życie obecnie żyjącej 27-letniej kro w y „ c z y h a “ już ponoć kilka Muzeów, jak się o tern niedaw no n a m iejscu dowiedziałem, p r z y p u s z c z a m jednak, iż dostanie się ona M uz eum Śląskiem u w Katowicach, lecz może ona jeszcze pożyć dobrych 15 lat, czego jej z resztą życzym y...
Pozwolenie n a zobaczenie żubrów w ydaje Zarząd Lasów w Psz c zy n ie , jest to jedn ak możliw e tylko porą zimową, gdyż latem trudno i niebezpiecznie od sz u k ać stadko na obszarze
10.000 ha.
N a zakończenie Chcę jeszcze sko ry g o w ać pew ne nieścisłości w artykule p. Chlew ińskiej w nr. 3 „ W sz e c h św iata “ z r. 1930:
1. Z ręki człowieka padło w P s z c z y n ie w czasie plebiscytow ym nie 20, lecz przeszło 60 żubrów, i nie n a potrzeby szpitala, jak p. C h lew ińsk a podaje. 2. Liczba w szy stkich żubrów czy- stokrw istych na świecie w ynosiła w r. 1928 nie 66 sztuk, lecz tylko 59, jak to podaje n a str. 12 spraw o zdanie M iędzynar.
Tow. O c h ro n y Ż u b ra za r. 1928 (w tem 27 byków i 32 krowy).
3. Z pow yższej liczby m a m y w Polsce obecnie nie około 16 sztuk, lecz tylko 12, gdyż liczby po w yższe odnoszą się tylko do żubrów czystokrw istych. 4. P u s z c z y Białowieskiej b rak było żubra, jej odwiecznego m ie sz kań c a , nie od kwietnia 1919 r., lecz dopiero od lutego 1921 r., gdyż ostatniego żubra-krow ę zabił b. gajowy p u szczy, chłop Bartłomiej Szpakowicz ze Stoczek, dnia 9 lu tego 1921 r. 5. M iędzynarodow y K ongres O c h ro n y P rz y rody, na którym ś. p. dyr. S ztolcm an po ru sz y ł sp raw ę o chron y żubra, odbył się w P a r y ż u w r. 1923, a nie 1924. 6. Stadko księcia Bedłord w fln g lji wynosi obecnie 18 sztuk.
Z pracow ni przyrodniczej M uzeum Śląskiego.
JU Ż W Y S Z Ł Y Z D R U K U D r . J. B u rd eck ieg o
T A J E M N I C E M A R S A
B ogato ilu strow an y. B r o sz . zł. 5 -60. Kart. 7 ‘20.
5 6 N ieco o psychjatrji w spółczesnej D r. W. T E R A J E W I C Z , P o zn a ń .
NIECO 0 P S Y C H J A T R J I WSPÓŁCZESNEJ.
„N iejed en czło w iek , k tórego zam yk ają do szp ita la w arjatów, jest n ajn orm aln iejszym , p rzy- ro d n ic z o -lo g ic z n y m , n a jk o n sek w cn tn iejszy m p rze
jaw em d u sz y lu d zk iej takiej, jaką ona je st sam a w sw ojej najistotn iejszej treści, n ie sk ierow an a w ło ży s k a i tam y sp o łe c zn eg o ż y c ia “.
(Stanisław W itkiew icz „ A leksander G ierym ski")
P r z y jm u je się ogólnie, że n a k a ż d y ty sią c ludności trzy osoby są psy c h ic z n ie chore, z k tóry ch co n ajm niej jed n a w y m a g a opieki zakładowej. W P olsce obecnie szpitalnictwo p sy c h ja try c z n e po
zostawia b ardzo wiele do ż y c z e n ia : istniejące z akłady i oddziały p s y c h ja try c z n e są przepełnione, po to zaś, by opieka n a d p s y chicznie c ho ry m i w n a s z y c h w a r u n k a c h była dostateczną, n a le żałoby ilość miejsc, które istnieją, p rzy n a jm n ie j podwoić.
Leczenie u m y sło w o -c h o ry c h pacjentów zajm uje w m ed ycynie stanow isko sp ecjalne przez tę o d rębność chorób p s y c h ic z n y ch , ja k a je różni od całej g rom ad y in n y c h schorzeń, naw iedzających człowieka. B y ł czas, że ludzi u m y słow o c h o ry c h uw ażano za o p ę ta n y c h przez szata na, czyniono nad nim i e gzorcyzm y, z a m y k an o w lochach i w ięzieniach; zab ob o nn y strach przed chorobą u m y sło w ą tkwi i dziś jeszcze w społeczeństwie, a nieśw iadom ość ty ch rze c z y jest uderzającą n aw et w śró d inteligentnych warstw.
Je sz c z e teraz m o żn a się spotkać w gazetach z opisem, że gdzieś tam odnaleziono człowieka chorego um ysłow o, zam kniętego przez szereg lat w odosobnieniu, a c z ase m i skręp ow anego w dodatku powrozem, c zy łań c u c h e m !
O statnie c z a s y p r z y n io s ły w lecznictwie p s y c h ja try c z n e m wielkie zm ian y.
N o w o czesny zakład p s y c h ja try c z n y p rzedstaw ia ja k b y jakieś państw o m injaturow e z w ła sn ą org anizacją w ew nętrzną, opartą na p odp orządkow aniu w sz y stk ic h jego m ieszkańców k a rdy naln ej z a sa d z ie : w sz y stk o dla c h o ry c h i w szystko z chorym i. D a się to osięg n ąć jed y n ie przez bardzo ścisłą segregację pacjentów zakładu, odpowiednie indy w idualne traktowanie każdego chorego, ścisłą w sp ó łpracę p e rsonelu pielęgniarskiego i lekarskiego i n a leżyte kierownictwo, sp oczyw ające w ręk a c h jednego człowieka, to jest lek a rza -d y re k to ra zakładu. Zakład p s y c h ja try c z n y powi
nien też b y ć sam odzielną jednostką gosp o darczą i adm inistra-
N ieco o psychjatrji w spółczesnej 5 7
Ryc. 31. Państw ow y Z akład P sy c h jatry c zn y w K obierzynie pod Krakowem . O gólny w idok Zakładu.
(Zdjęcie z sam olotu).
cyjną, p rzyczem , jak w gosp o d arce (prace w polu i w ogrodzie, p rac a w warsztatach), tak też i w adm inistracji (pomocnicze siły biurowe) powinni p rzyjm o w a ć c z y n n y udział sam i pacjenci zakładu.
Człowiek, z chwilą kiedy zostanie dotknięty chorobą u m y słową, staje poza na w ia s t. zw. zdrowego społeczeństwa, n ie rzadko w y rzeka się go nawet najbliższa rodzina. T a c y właśnie ch orzy pow inni b y ć u m ie sz cz a n i w z a k ła d z ie ; jest to dla nich nietylko szpital, p row adzony p rzez odpowiednio w ykształconych lekarzy, lecz też i a s y lu m n a c zas choroby. W okresie ostrej p sychozy , w s ta n a c h podniecenia lub przygnębienia, kiedy z jed
nej stron y p acjent n a ru s z a porządek publiczny lub z ag raża oto
czeniu, z drugiej z aś objęty np. b yw a popędem sam obójczym , k o n iec z n ą je s t całkowita izolacja od otoczenia, bardzo um iejętna i tru d n a opieka pielęgniarska, a przedew szystk iem lekarska. Mija o s try stan, cho ry p rzychodzi do siebie, częstokroć jak b y się ze s n u długiego budził, a wtedy lekarz p o u czy odpowiednio pacjenta, z ajm ie go pracą, dostosow aną do jego wiadomości i zaintereso
w ań, przeprow adzi przez o k res rek o nw alescen cji po chorobie u m ysłow ej i odda potem w ręce rodziny.
W zak ład zie' p s y c h ia try c z n y m wśród in n y c h m etod leczni
czy ch stosuje się też t. zw. leczenie pracą, bo poza p rac ą na w olnem powietrzu, w polu i w ogrodzie, istnieją w arsztaly ro z maitego rodzaju (introligatornie, dru karn ie, stolarnie, pracow nie szew skie, kraw ieckie i t. p.), gdzie pod opieką odpowiednio w y ksz ta łco n y c h p ielęgniarzy-rzem ieślników p rac u ją chorzy. P a m ię tać należy, że w przeb ieg u chorób p sy c h ic z n y c h są takie stany, kiedy pacjent wogóle do żadnej p ra c y nakłonić się nie daje, są inne, kiedy w okresie po praw y sta n u ch o ry p rac u je doskonale, aż na z m ia n ę przyjdzie obostrzenie choroby, w y m a g a ją c e znowu izolacji pacjen ta od pracującego otoczenia. W k a ż d y m z tych stan ów obserw uje pacjenta lekarz i tylko lekarz może decydow ać o jego losach w zakładzie: lekarz p rz e z n a cz a chorego n a odpo
wiedni oddział zakładu (oddział ob serw acyjny, p rac u jąc y , n ie
spokojny, lub półspokojny), zatrzy m u je w zakładzie lub zezw ala n a zabran ie w opiekę domową.
W okresie ostrego podniecenia psychom otorycznego, kiedy c ho ry staje się gwałtownym, m u si by ć u m ie sz cz o n y na oddziale dla c h o ry c h niespo ko jnych. T a m , w m iarę m ożności, s ta ra m y się również unikać środków k r ę p u j ą c y c h ; w p rzypa dka c h cięż-
5 8 N ieco o psychjatrji w spółczesnej
Ryc. 32. K obierzyn-Zakład. P racow nia kraw iecka. (P ra cu ją chorzy).
N ieco o psychjatrji współczesnej 5 9
Hyc. 33. K obierzyn-Zaidad. P ra c a chorych w ogrodzie.
s z y ch przez w zm o cn io n y nad zó r pielęgniarski, przez odosobnia- nie chorego, przez kilkugodzinne kąpiele cieple, w ostateczności z a ś przez podanie środka odurzającego, sp ro w a d za m y osłabienie objawów podniecenia lub opano w u jem y go całkowicie.
Praw ie w s z y s c y pacjen ci zakładu psychjatryczneg o, którzy w nim przez c zas dłuższy pozostają, są ubezwłasnow olnieni (wyjątek od tego stanowi n iez n a c zn a ilość chorych), t. zn. ludzie ci, z powodu swej c horoby um ysłowej, są przez sąd pozbawieni zdolności do działań p raw n y c h , w kw estjach p raw n y c h nie mogą w ystępow ać sam i, jedynie przez sw y ch sądownie ustalonych opiekunów. R zeczą lek a rzy -p sy c h ja tró w jest orzec, czy dana jed
nostka m oże by ć ubezw łasnow olnioną czy też nie, a że to cza
sam i jest niezw ykle trudn e i bardzo odpowiedzialne, chyba nie potrzeba tłum aczyć.
N ależy jeszcze w sp om nieć o jednem z za d ań zakładu p s y chjatryczn eg o — zakład now oczesny, położony wpobliżu m iasta uniw ersyteckiego powinien odgryw ać rolę jakby rozszerzonej kliniki p sy c h ja try c z n ej przez to, że odpowiednio kierowany, będzie w arsztatem p ra c y naukow ej i szkołą dla m łodych lekarzy, ’m a ją cy c h z a m iar poświęcić się psychjatrji. L ek arz y -p sy ch ja tró w jest
6 0 N ieco o psychjatrji współczesnej
jeszcze obecnie w Polsce za mało, młodzi lekarze chętniej sp e cjalizują się w in n y c h gałęziach wiedzy le k a rsk ie j; jedną z sze
reg u p rzy c z y n tego sta n u rzeczy, tem w ażniejszą, że dałoby się ją u s u n ą ć , jest zbyt niskie w y p osażen ie psychjatrów , którzy, jako lekarze zakładowi lub szpitalni, nie m ogą zajm ow ać się praktyką.
P a n u je n aw et wśród lek a rzy utarte poniek ąd zdanie, że cho
rób u m y sło w y c h leczyć nie m ożna, że n aw et najbardziej no w o
c z e s n y zak ład czy klinika p s y c h ja try c z n a jest tylko m iejscem , gdzie c h o ry ch p rzetrzym u je się p rzez okres choroby, lecz się nie leczy.
W lecznictwie p s y c h ja try c z n e m sto sow aną jest obecnie s z e roko nowa, bo zaledwie przed k ilk u n a s tu laty w prow adzona m etoda t. zw. biologicznego leczenia paraliżu postępującego za- pom ocą m alarji. Metoda ta o pracow aną została i po raz pierw szy p rzeprow adzoną na ludziach przez profesora uniw ersytetu wie
deńskiego W a g n e r-Ja u re g g ’a, k tóry otrzy m ał zato nagrodę Nobla.
W iado m em jest obecnie, że paraliż p o stę p u ją cy (paralysis progressiva), ciężka choroba u m ysło w a, która dotyczas była u w a
ż aną za nieuleczalną, rozwija się tylko u niektórych z tych oso b
ników, którzy kiedykolwiek przedtem , zazw yczaj kilka lat wstecz,
Hyc. 34. K obierzyn-Zakład. K oszykarnia. (P ra c a chorych).
N ieco o psychjatrji współczesnej 61
przechodzili kiłę. N a dowód, że paraliż p ostępujący jest n a stę p stwem przebytej kiły, badacze stwierdzili w mózgu osobników, z m a rły c h w skutek p araliżu postępującego, d robnoustroje t. zw.
Spirochaeiae pallidae Schaudinna, w yw ołujące kiłę.
Z asługą wielką i n ieza p o m n ia n ą profesora W a g n er-Ja u reg g ’a jest e k sp ery m e n ta ln e stw ierdzenie faktu, że, jeśli pacjentowi, cho
re m u na paraliż postępujący, w sz c z ep im y podskórnie czy dożyl
nie krew osobnika chorego na m alarję, t. zn. zaw ierającą P las
modia malariae (teriianae c zy quarianae), w ów czas paralityk dosta
nie typow ych napadów m alarji (ilość k tórych i nasilenie m ożem y dowolnie regulow ać zapom ocą podaw an ia chininy), po których nasilenie objawów chorobowych, w y stę p u ją c y ch p rzy porażeniu postępu jącem , zazw y czaj słabnie, a s a m a choroba zostaje z a h a m o w aną w dalszym rozwoju. T a k ą jest ta m etoda t. zw. „biolo
gicznego“ leczenia, stosow anego też z dobrem i w ynikam i we w sz ystkic h klinikach i szpitalach p s y c h ja try c z n y c h polskich.
W ten sposób p sy c h ja trja now o czesn a p osiada dość sk uteczną broń przeciwko bodajże najcięższej i niestety dość częstej cho
robie m ózgu, ja k ą jest pa ra liż p ostępujący.
Lecz po to, b y dobrze leczyć, trzeba u m ieć dobrze b a d a ć ; n o w oczesn a d iagn osty k a p s y c h ja try c z n a p osiada też niezm iernie czułą i niezaw odną metodę do badan ia i rozpoznaw ania niektó
r y c h sch orzeń s y s te m u n e rw ow ego; m etodą tą jest badanie płynu mózgowo-rdzeniowego.
J a k wiadomo, c e n tra ln y s y ste m ne rw ow y człowieka otoczony jest p rzez t. zw. opony, błony łączno-tkankowe, które m ają za zadanie m e c h a n ic z n e i biologiczne osłanianie tego delikatnego sy s te m u . Po d o ponam i temi, w p rzestrzeniach pom iędzy niemi a rd zeniem i m ózgiem, tak sam o ja k i w t. zw. kom orach m ózgo
w ych, k r ą ż y Ciecz wodojasna, s k ą p a dość w składniki chem iczne i m orfotyczne, t. zw. p ły n m ózgow o-rdzeniow y (liquor cerebro- spinalis). P ły n ten jest bardzo czułym w sk a ź n ik ie m w szystkich z m ia n chorobow ych, jakie zachodzą w obrębie centralnego s y stem u nerwowego. P o s ia d a m y technikę t. zw. nakłucia lędźwio
wego, kiedy zap o m o cą specjalnej igły do stajem y się do k a n a łu kręgow ego w okolicy lędźwi (obecnie stosuje się też równolegle t. zw. nakłucie podpotyliczne, kiedy wchodzi się igłą do wiel
kiego otworu podpotyliCznego w m iejscu połączenia kręgo słupa z czaszką) celem wydobycia odpowiedniej ilości p ły n u m ózgo
wo-rdzeniowego do badania. M etodyka b ad ań tego płynu jest tak
6 2 N ieco o psychjatrji w spółczesnej
ścisłą, że z jej pom ocą m o że m y np. rozp o zn ać początkowe okresy paraliżu postępującego jeszcze wtedy, kiedy zw yc z a jn e m b a d a niem nie m og lib y śm y z całą pew nością rozpo znać tej choroby.
N ależy pam iętać, że im wcześniej rozpoznam y, tem łatwiej i skuteczn iej potrafim y leczyć.
Now oczesna m ed y c y n a w ciągłem a n ieu s ta n n e m dążeniu do zw alczania chorób prac u je nietylko w lecznictwie, lecz dąży też do zapobiegania schorzeniom . Wielka p rzy s z ło ść n a u k przy ro d n i
czych, s tosow any ch w m ed y c y n ie (biologji, fizjologji, bakterjo- logji, patologji ek spery m entalnej i t. d.), spoczyw a w łaśnie w stw a
rza n iu now ych dróg do zapobiegania p o w staw aniu chorób, do zw alczania środków, słu ż ą c ych ku ich rozwojowi.
P sy c h ja trja n o w oczesn a w stąpiła również na drogę zapobie
g ania chorobom p s y c h ic z n y m ; p sy c h ja trz y p rac u ją w p o rad n ia ch eugeniczny ch, zw alczają alkoholizm, u rzą d z a ją k o n g re s y higjeny psychicznej. P ierw sze kroki zostały p o c z yn ione ; należy pamiętać, że n a tej drodze leży wielka p rzy sz ło ść wiedzy p s y c h ja try c z n ej, która ju ż nie w zakładzie z a m k n ięty m , d otychczas niestety po wszechnie z w a n y m „domem w a rja tó w “, częstokroć bezpodstaw nie słu żący m za postrach dla ludzi n ieśw iad om ych rzeczy, lecz w życiu codziennem , w życiu jednostki i całego społeczeństw a zabierze głos ro zw a żn y i wielki.
U w a ża m za m iły ob o w ią zek z ło ż y ć se r d e cz n e pod zięk ow an ia W . P an u d y rektorow i P a ń stw o w eg o Z akładu P sy c h ia try c zn eg o w K ob ierzyn ie, dr W ł. S try - jeń sk iem u , który p rzesła ł rep rod u k ow an e tu fotografje i p o zw o lił u m ie śc ić je jako
ilu stracje do artykułu. Dr. Terajewicz.
Dr. FELIKS BURDECKI, Warszawa.
SIŁOD/iJNE SŁOŃCE.
C z y z a stan aw iałeś się kiedy, drogi Czytelniku, nad tem, jaka to m oc spraw ia, że w iatry z h u rag a n o w ą siłą niszczą dzieła n a s z y ch rąk, że s tra s z n e o rk an y rz u c a ją okręty n a s z e na m ielizny i zdradzieckie rafy, że deszcz sp ły w a stru m ie n ia m i z podniebnych regjonów, zasilając życiodajną wilgocią świat ro ślinny, obdaro
w ując n a s bogatemi zbiorami, że olbrzym ie m a s y węgla czekają jeszcze n a to, b y zużyto je w piecach h u tn ic z y ch , lub by n a s y cono niemi m olochy n a s z y c h m a s z y n ?
Silodajne słońce 6 3
Poza w szy stk iem i temi objaw am i planetarnego życia naszego globu k ry je się Sionce jako główny ich motor, Słońce, w s z e c h potężny ośrodek sił i energji. Cieplne promienie naszej gwiazdy dziennej, ogrzew ając nierów nom iernie Ziemię, powodują w oceanie powietrznym, o taczający m jak p łaszcz n a s z glob, p rąd y i w iry atm osferyczne, które, szalejąc, n iszczą na sz dobytek, wiejąc nato
m iast łagodnie, sprow adzają u p rag n ion e opady atm osferyczne i p rzyczy n iają się do naszeg o dobrobytu i bogactwa. P rom ienie Słońca powodują parow anie olbrzym ich m a s wodnych, w znoszą je do w ysokości kilkuset metrów, są siłą pędną w wielkiej m a s z y nie cyrkulacji wód. N ajw iększą p racę w y konuje Słońce w oko
licach równikowych. W edług obliczeń M a u ry ’ego Słońce działa tu tak, jak o lbrzym ia m as z y n a , która rok rocznie w ypom pow uje wodę m o rs k ą rów ną objętości kostki, długości 40.000 km, szerokości 5.500 km, a w ysokości 3 m i unosi te m a s y wodne do wysokości c h m u r!
N aw et pokłady węgla są dziełem n a szego Słońca. W nich m ieści się bowiem n a grom a d zo n a m iljony lat tem u en erg ja cieplna naszej gw iazdy dziennej. Bez Słońca ziem ia b y łab y nagą, zim n ą i m artw ą bryłą, toczącą się po o d w iecznym sw y m torze. T ru d n o p oprostu w yobrazić sobie jakąkolw iek pracę, dokonaną na ziemi, w której słońce pośrednio lub bezpośrednio nie b rałoby udziału.
Naw et w p ra c y n a s z y c h m ię śn i objawia się siła żywotna, którą cz erpie m y z p rom ieni Słońca. W obec o g rom ny ch ilości energji słonecznej, zalewającej ziemię, rola ciepła w nętrza ziemi jest znikoma.
A jednak, choć prom ienie Słońca stają n a m do dyspozycji w takiej obfitości, w małej tylko części z nich k o rzy sta m y . T e c h nika p rzy szło ści zwróci w iększą uw agę na w ykorzystanie e n e r
g e tyc z n yc h z a p asó w naszej gw iazdy dziennej i wtedy też nie rze b a będzie obawiać się w y c z e rp a n ia zap asów węgla.
Ju ż dziś w k raja ch tropikalnych zacz y n a ją inżynierowie sto
sować m a s z y n y słoneczne. Zapom ocą ogro m n ych wklęsłych zwierciadeł prom ienie słoneczne zostają skupione n a ru ra c h , w któ
r y c h z n a jd u je się woda. O g rz a n a ciepłem słonecznem woda paruje, a p a ra zostaje z u ż y ta do popędu m ały ch motorów lub prac u je w in n y sposób, podobnie jak p rzy m a s z y n ie parowej.
W yniki m ają być tak znakom ite, że m ałe naw et m a s z y n y sło
ne c zne potrafią z a o patry w ać w światło elektryczne sam o tnie sto
jące ferm y.
6 4 Siłodajne słońce
W n a s z y c h szerokościach tak proste w ykorz ysta nie ciepła Słońca nastręczało b y pew ne trudności, choć swoją drogą już od czasów odrodzenia próbowano zapom ocą zwierciadeł sku piać w iększe ilości energji cieplnej Słońca. Już w starożytności zresztą opowiadano, że m ate m a ty k i fizyk flr c h im e d e s podpalił całą flotę Rzym ian , oblęgających S y ra k u z y , sk u p ia ją c zapom ocą olbrzy
miego zwierciadta p rom ienie słoneczne na d rew n ia n y c h kadłub ach okrętów.
Dopiero z k ońcem X V II stulecia zabrano się do now ych prób celowego w y k o rz y sta n ia prom ieni sło necznych. D iderot i D ’A le m - bert zestawili w swej encyklopedji szereg faktów z n a n y c h z hi- storji. Septala, kano n ik m edjolański, sko n stru ow a ł lustro wklęsłe, które z odległości siedm iu m etrów zapalało drzewo. Jeszcze więk
sz y ch cudów dokonano zapo m o cą zwierciadła, zbudow anego przez innego konstruktora, T s c h ir n h a u s e n a . Zwierciadło to podpalało zielone, świeże drzew a niem al m om entalnie, tak żywiołowo, że ognia nie m ożn a było u g a sić prąd em pow ietrznym . Wodę m ożn a było doprowadzić do sta n u w rzenia i ugotować w niej jajko. K a
wałki ołowiu trzycalowej grubości topiły się, gdy n a nie skiero
wano zwierciadło T s c h ir n h a u s e n a . Naw et żelazo rozpalało się, a cegła żarzyła się czerwono.
W rok u 1694 we Floren cji n a p o siedzeniu akadem ji n a u k s p a lono na popiół diam ent zapom ocą zwierciadła T s c h irn h a u s e n a . Jest możliwem, że niew szystko, o czem inform ują n a s D id e rot i DYUembert, jest zgodne z praw dą, w k a ż d y m bądź razie podobne efekty zapom ocą zwierciadeł wklęsłych o d u żych roz
m iarach m o żn a osiągać. Lustro T s c h ir n h a u s e n a m ierzyło w ś re d n icy 169 cm. Nieco m n ie js z e zwierciadło sko nstruo w ał m echan ik francuski z Lyon, Yillette, a w roku 1757 B ernier sporządził szklane zwierciadło o śre d n ic y 116 cm, zap o m ocą którego srebro i żelazo m o żn a było doprowadzać w ciągu kilku m in u t do top
nienia.
W szystk ie te dośw iadczenia b y ły raczej z a baw k am i fizyków, nie traktow ano ich poważnie i nie p rzy p u sz c z an o , że n a b y w a n ą w ten sposób energję p rom ienistą Słońca m o żna w yk o rz y sta ć przy w y k o n y w a n iu rzetelnej, pożytecznej pracy. Dopiero w na- szem stuleciu techn icy ponownie zabrali się do realizacji m a s z y n słoneczn y ch . J u ż dziś pracuje w Kairze m otor s ło n e c z n y z dziel
nością 50-ciu koni p arow ych, p rzy c z e m tylko 4 % energji p r o mienistej S łońca zostaje w y k orzy stane. Z taką s a m ą wątpliwą
Siłodajne słońce 6 5
ek ono m ją prac u je w Pasad enie, tak z w a n y E neasz-M otor. G dyby koszta u trz y m a n ia oraz budow y takich motorów nie byty znaczne, należałoby nawet 4 % -ow e w ykorzystanie energji promienistej u z n a ć za s u k c es techniki, choć p o w in n iśm y oczywiście starać się bardziej gruntow nie k o rzy sta ć z darów Słońca.
Ostatnio z n a n y rakietowiec a m e ry k a ń s k i, prof. dr. Goddard, sk o n stru o w a ł model słonecznego motoru, który, zdaniem jego, umożliwi w y k o rz y sta n ie 50% , czyli połowy energji prom ieni sło
neczn y c h . I tu również prom ienie zostają skupione zapom ocą ol
b rzym iego zwierciadła i skierow ane n a kw arcow y kocioł. Okazało się bowiem, że k w a rc jest zupełnie przezro czy sty dla promieni cieplnych, to znaczy, że prom ienie te p rzechodzą przez płyty kw arcow e z niezm ierną łatwością, nie ulegając pochłanianiu o raz ro zp ra sza n iu . Do w n ętrza tego kotła kwarcowego dostaje się c iągły p rąd wody, która pod w pływ em ciepła prom ieni słonecz
n y c h zam ien ia się w parę. Zw ykła woda nie posiada w łasności in tensyw n ego pochłaniania ciepła, wobec tego zostaje zapylona rtęcią. W ytw arzającą się p arę o w yso kiem ciśnieniu odprowadza się w prost do tu rb in y parowej. Parow a tu rb ina połączona jest z g en eratorem e lektrycznym , którego prąd z u ż y ty zostaje do n a bijania akum ulatorów . ftk u m u la to ry wreszcie m ogą zaopatryw ać w energję elektryczną najrozm aitsze m a s z y n y .
Nie b ędziem y wdawali się w bliższe szczegóły techniczne m a s z y n y słonecznej Goddard’a. P o d ajem y jed n a k jeszcze kilka przykładów użyteczności słonecznego motoru. W n a szy c h szero
ko ściach geograficznych w y starczy ło b y zwierciadło o średnicy 6 m, aby przez cały rok dniem i nocą, oczywiście zapom ocą energji z m a gazyn ow an ej w a kum ulatorach, zao patryw ać n a s w energ ję 4 koni parow ych, to znaczy, aby oświetlać n a s z e m ie
s zkanie sześćdziesięciu lam pk am i elektrycznem i o natężen iu stu świec n o rm a ln y c h każda. Nie z n a cz y to oczywiście, b y ś m y tylko do oświetlania używali energji promienistej słońca. Z a m ia s t cie
s z y ć się blaskiem sześćdziesięciu lamp, m ożem y również u ż y tk o w ać energję naszej gwiazdy dziennej do ogrzew ania n a s z y c h do
m ów lub popędu m a s z y n . Zwierciadło wklęsłe o śre d n ic y 6 m dałoby się z łatwością ustaw ić w raz z całem urzą dz e nie m na d a c h u średniej wielkości dom u i m ogłoby być źródłem w szel
kiego rodzaju energji, zużytkow anej przez m ieszkańców .
W strefach ciepłych korzyści z m a s z y n s łoneczn ych b y łyby oczywiście jeszcze większe. Zwierciadło o przekroju 30 m do
6 6 Siłodajne słońce
starczałoby energji, obliczonej n a 650 koni p arow ych, czyli w y starczy łob y do zaopatrzenia w energję e lek try czn ą całego m ia steczka.
Ogólne zastosow anie motorów s ło n e c z n y ch spowodow ałoby więc, jak widać, szalony przew rót w n a s z y c h s to s u n k a c h te c h niczno-sp ołeczny ch. Nie w y k lu czo nem jest również, że motor s ło n e c z n y (w formie udoskonalonej) dałby się zastosow ać do popędu aparatów lotniczych, sterowców oraz olb rzy m ich s a m o lotów.
Jeżeli u d a n a m się poza tem zdob y ć przestrzenie w szechśw iata i poszyb o w ać n a obce światy, wtedy dla m otoru słonecznego otworzą się nowe pola zastosow ania. W pustej przestrzeni w sz e c h świata motor słoneczn y p raco w ałb y z zn a cz nie w iększą ekonom ją i um ożliw iłby n a m zak ładanie sz tu c z n y c h kolonij w y s p w bez
k re s a c h k o sm o su . Takie w łaśnie projekty o p raco w ane zostały we w sz y stk ic h szczegółach przez inż. niem ieckiego N oordunga oraz lau re ata francuskiej nagrody a stro n a u ty c z n ej prof. Obertha. W e dług p la n u N o o rdu ng a s z tu c z n y k się ż y c ziemi, okrąż a ją c y n a s z ą planetę w odległości 37.000 km, zaop atrzo n y w m otor słoneczny oraz o g ro m n y c h ro zm iaró w zwierciadło, m ógłby n am oddać nie
obliczalne usługi p rz y regulo w aniu pogody na powierzchni n a szego globu (nie m ówiąc już o in n y c h korzyściach). To są je d n a k m arz en ia p rzyszłości, o któ ry ch realizacji chwilowo niem a m owy. P o w ró ć m y więc do naszeg o z agadnienia bezpośredniego stosow ania energji słonecznej do popędu n a s z y c h m a s z y n .
W szy stk ie m a s z y n y , jakiegokolw iek ty p u czy rodzaju, osta
tecznie p ra c u ją n a zasadzie ró żn icy poziomów. W eźm y np. p r y m ityw ny m ły n parow y, który miele n a s z e żyto. Koło jego jest pędzone energją sp adającej wody, czyli p o ru sz a się w sku tek r ó ż n icy poziomów.
M a s z y n y elektryczne w praw ia w r u c h p rąd elektronów, który pow staje wtedy, gdy poziom napięcia elektrycznego dwóch bie
gunów jest rozm aity. M a s z y n y innego rodzaju p ra c u ją n a z a s a dzie różn ic te m p e ra tu ry lub ciśnienia. W szędzie z aś w y k o rz y s tu j e m y jakikolwiek prąd, pow stający p rz y w y ró w n yw a niu poziomów.
O dd aw n a już wiemy, że tem p e ra tu ra wody m orskiej ulega zm ia n o m pod w pływ em prom ieniow ania Słońca tylko n a swej powierzchni. G d y b y ś m y zagłębili się k ilkaset m poniżej poziomu m orza, te rm o m e tr n a s z w sk a z y w a łb y stale tę s a m ą tem p eraturę, niezależnie od pory roku lub dnia, m ianowicie około 0°. N a więk-
Siłodajne słońce 6 7
Ryc, 35. Schem at a p a ra tu ry pom ysłu CIaude*a.
Z flaszki (F ), zaw ierającej wodę o tem p eratu rze 28" C, prow adzi ru ra do naczynia (B)f w które w budow ano koło tu rb in y parow ej i m ałą dynam om aszynę, zasilającą prądem trzy lam pki (L). Rolę k o n d en sato ra (chłodnicy) spełnia l<5d, um ieszczony w K. Rura
pom py ( V ) służy do w ypom pow ania pow ietrza. (Z ) ru ra odprow adzająca.
Po w ypom pow aniu pow ietrza i obniżeniu ciśnienia w naczyniach poniżej 0 03 atm o sfery, w oda we flaszce (F ) zaczyna w rzeć, w ydobyw ająca się p ara w praw ia w ruch obrotow y koło turbiny, w próbnym eksperym encie lab o rato ry jn y m dochodzący 5000 obrotów na sekundę. Sp rzężo n a z tu rb in ą dynam om aszyna w ytw arza prąd elektryczny.
szy ch głębokościach n a stą p iła b y więc równowaga pom iędzy stałą utratą ciepła p rzez prom ieniow anie w przestrzeń, a nabyw aniem ciepła przez prom ieniow anie cieplne Słońca. Ów spadek tem pe
ra tu ry wody p rzy zniż a n iu się w głąb m órz rów nikow ych najle
piej na m m oże zilustruje prąd ciepła słonecznego, wnikający z g ó rnych w arstw do głębin. N ajwiększe oczywiście różnice te m pe ra tur gó rny ch i n iższ y c h w arstw wody zanotow ano w oceanach w regjonach tropikalnych, gdzie woda n a powierzchni ogrzewa się często powyżej + 25° C, a w głębi niewiele jest cieplejsza od lodu.
Dw aj u czeni fran cuscy, P. Boucherot i G. Claude, za m ierz a ją w y korzystać w łaśnie te n iew y z y sk a n e dotąd potężne źródła ener- gji. O czywiście, im większa będzie różnica tem peratur, tern b a r dziej i lepiej da się ona w y k o rz y sta ć energetycznie.
P r z y próbach lab ora to ry jn y c h Boucherot i C laude operowali różnicą tem p eratur, w y n o s z ą c ą zaledw ie 20° C, a jed n a k turbina, sk o n s tru o w a n a przez nich, dała znakom ite wyniki. W roku 1928 uczeni ci przeprowadzili doświadczenie n a w iększą skalę w bel-
5*
6 8 Silodajne słońce
gijskiej h ucie O ugree-M arih aye nad Mozą. Użyto wody z Mozy do oziębiania chłodnic, do zasilania z aś kotłów służyła woda, u trz y m y w a n a stale w tem p eratu rze w yższej o 20° C, niż woda z Mozy. M inim alna ta różnica tem p eratu r w ysta rc z yła w zupeł
ności do p oruszania turbiny, dającej przy 5.000 obrotach n a m i
n utę 50 kilowattów dzielności. T u rb in a po rusz a ła się nawet przy r ó żn icy tem p e ra tu ry 4° C, gdy w y pom pow ano powietrze z kotła, zawierającego ciepłą w o d ę .1
Cała ta a p a ra tu ra nie b y łab y oczywiście m im o tego nic warta, gdyby na u sunięcie powietrza oraz pom pow anie wody zużyto tyle energji, ile turbina wytwarza. D ośw iad czenia wykazały, że tur
bina dała trzy r a z y tyle energji u z y s k a n e j z różnicy tem peratur, ile wynosiła energja zużyta do jej popędu.
Jeśli chodzi o zastosow anie m a s z y n B o u c h e ro fa i C laud e’a do oceanów, to n a p o ty k a m y tu n a tru d n o ść w ydobyw ania wody z znacznej głębokości. Atoli m im o p o w ażnych trudności technicz
n y c h w yb rał się Claude i jego w spółpracow nik Idrac już w r. 1929
. R yc. 36. S ch em at u rząd zen ia elektrow ni wg pom ysłu CIaude’a . Pom pa z praw ej stro n y d o p ro w adza ciepłą wodę z pow ierzchni oceanu do kotła, z którego zo stało w ypom pow ane pow ietrze.
1 P or. „P rzyrod a i T e ch n ik a “ r. V III, z e s z . I str. 30. W y zy sk a n ie ciep ła m órz tropikalnych.
Silodajne słońce 6 9
Ryc. 37. W arsztaty C laudc?a w M atanzas, gdzie pow stały kolosalne rury. o falistej pow ierzchni, których zadaniem jest doprow adzenie zim nej w ody m orskiej z głębokości 600 m.
n a Kubę, aby wypróbować tam, jak funkcjonuje cała aparatura. Inży
nierowie fra n c u scy wybrali sobie w ysp ę Kubę dlatego, że na pół
n o cnym jej wybrzeżu, o 100 km n a w schód od m iasta H aw ana, koło M atanzas, dno m orskie obniża się bardzo raptownie, tak że w odle
głości l 1/* km od brzegu głębokość wody wynosi już 600 m. Celem w ydobycia zimnej wody z głębin m orskich zmontowano olbrzymią ru rę, śre d nic y blisko 2 m, a długości około 2.000 m. Montaż tak długiej r u ry n astręczał poważne trudności, a gdy wreszcie usiło
wano gotową już ru rę z a n u rz y ć w wodach oceanu, fale m orskie tak poważnie ją uszkodziły, że trzeba było dnia 31. VIII. przerw ać pracę.
W roku 1930 Claude ponowił swe próby i, w yk orzystując do
św iadczenia, naby te w latach poprzednich, doprowadził wreszcie dzieło sw e do
końca.
D nia 3 p a ź dziernika ub. r.
zapalił profesor Claude 10 stu- wattowych lam p elektryczn y ch e- nergją, o trz y m a n ą z różnicy tem p e ra tu ry wo
dy m orskiej n a powierzchni o- raz n a dnie o- ceanu. W ypada na m teraz bliżej
Ryc. 38. T em peratura w ody w ru rach , doprow adzających z głębi, je st d o kładnie tu sp raw d zan a. Rycina przedstaw ia jednego z inżynierów , zajętego
odczytywaniem ciepłoty.
Ryc.39. P rzez filtry (na lewo) napływ a ciepła woda mor*
ska do kotła, w ktdrym pod nlskiem ciśnieniem zam ienia się w parę. P a ra ta p o ru sza turbinę.
omówić zna cz e nie tych do
św iadczeń. Nie ulega wąt
pliwości, że zapalenie 10 lam p światłem, otrzym a- n e m po takich trudach, jest ze sta n o w isk a p rak ty c zn e go, ze sta n o w isk a ekonomji p rac y w ynikiem , niem o- g ą c y m n a s zadowolić. P r a ce C la u d e ’a pochłonęły do
ty c h c z a s około m iljon do
larów, czyli kapitał, który żad n ą m ia rą nie z a m o rty zuje się światłem owych lam p, pa lą c y c h się bez p rze
rw y i z a sila n y c h w y łącz
nie „ d a rm o w y m “ prądem , k tóry francuski u c z o ny w y dobyw a z różnicy tem p e ra tu r y wód oceanicznych.
Nie m am wpraw dzie pod ręką d o k ład n y ch d anych , n a le ż y jednak p rz y p u sz c z ać , że m a s z y n a C lau d e’a w y k o rz y stu je znikom ą tylko część energji prom ieni cieplnych słońca, zu ży ty c h do w praw ienia w r u c h m a s z y n y .
S u k c e s CIaude’a należy więc dziś jeszcze uw ażać za s u k c es teoretyczny. M ożem y jed na k być przekonani, że po tym sukcesie na stą p ią dalsze, technicy bowiem doprowadzą niewątpliwie a p a r atu rę francuskiego bad acza do większej doskonałości, a wtedy, gdy uda n a m się w y korzystać dla n a s z y c h celów choćby 60%
energji prom ienistej Słońca, będ ziem y mogli mówić, że udało n am się ujarz m ić nowe źródło sił.
Nieco odm ien ny jest p o m y sł w y n a la z c y niem ieckiego A r tu ra Richtera. Richter z w raca główną uw agę n a okoliczność, że woda p aruje już p rzy 5° C, jeśli ob n iżam y znaczn ie ciśnienie atm osfe
r y c z n e nad jej pow ierzchnią (do 0 068 c iśnienia norm alnego). Jeśli p rzy tak niskiem ciśn ieniu tem p e ra tu ra wody jest w yższa, woda z a cz y n a gwałtownie w rzeć i przechodzi w s ta n parow y tak długo, dopóki ciśnienie w ytw orzonej p a ry nie spowoduje sta n u rów n o
wagi. Richter, jednak nie pozwala dojść do tej równowagi, lecz, odprow adzając tw orzącą się parę, doprowadza ją praw ie do k o n
Silodajne słońce
Siłodajne słońce 7 1
de nsac ji p rzy + - 5 ° C. P ow stający p rzytem prąd p a ry m u si w y k onyw ać dowolną pracę.
P r z y calem u rzą d z e n iu Richtera woda w k raja ch tropikalnych ogrzew a się w m atem płytkiem jeziorze do -j- 35° (wprost pod wpływ em prom ieni słonecznych). W jeziorze tem znajduje się s y s te m ru r, których ciśnienie u trz y m a n e jest bardzo nisko. Woda, dostając się do r u r zam ien ia się odrazu w p a rę i w celu ochło
dzenia i skroplenia zostaje s p ro w ad zo na w głąb m orza na 100 m pod poziom wody m orskiej, ñ p a r a t u r a m u si się znajd ow ać nad brzegiem m orza tropikalnego, którego głębokość p rzy b rz e żn a jest zn a cz n a . W ten sposób powstaje prąd p a ry wodnej, który dałby się zuż y ć technicznie. Oczyw iście, dopóki p o m y sł Richtera nie zostanie w ypróbow any, trudno powiedzieć, czy wyniki prac y jego m a s z y n y będą zadowalające. D ziś jeszcze na ten projekt należy patrzeć z sc ep ty c y z m e m , zwłaszcza, że Richter w sw y c h założe
n iach mało się liczy liczy z tą praw dopodobną okolicznością, iż głębokość 100 m pod poziom em m orza nie w y sta rc z a do czerpa
nia stale chłodnej wody.
W sp o m n ia n e wyżej p o m y sły p rzezn aczon e są jedynie dla oko
lic ciepłych, a b y jed n a k i E sk im o si nie mieli pretensji do n a s z y c h inżynierów, zajął się F r a n c u z Barjot zagadnieniem dostar
czania źródeł energji dla okolic b ie g u n o w y c h 1).
Pozostaje n am do om ówienia jeszcze jeden projekt w y k o rz y stan ia energji prom ieni s łoneczn ych , który, kto wie, czy nie okaże się ze stanow iska technicznego n a jk orzy stniejszym , mianowicie projekt zastosow an ia do tego celu kom órki światłoczułej.
0 fotoceli pisa liśm y już n a ła m a c h » P rz yro dy i T e c h n ik i“.
Prądy, wyzw alające się z fotoceli zwykłej konstrukcji, są tak słabe, że zostają dotąd tylko w yk o rzy stan e do w łączania innego silniejszego prądu. Niedawno atoli udało się dr. L a n g e m u sk o n struow ać nową fotocelę, o kształcie zu pełnie odm ie n n y m , aniżeli d oty chczasow e kom órki światłoczułe. Pom ięd zy dwoma listewkami m iedzianem i znajdu je się cienka warstw a tlenku miedzi. W po
rów n an iu z daw nem i fotocelami fotocela Langego daje 11 do 20 ra z y więcej p rąd u elektrycznego.
Zastosow anie kom órki światłoczułej Langego może b y ć n aj
rozmaitsze.
Fotocela Langego umożliwi n a m niewątpliwie dalszy postęp tec h n ic z n y filmów dźwiękowych, a poza tem odda n a u c e nieoce
1 Por. P rzyrod a i T ech n ika r. VIII z e s z . 9 str. 3 9 9 : C h arles B r a c h e t:N o w y sp o só b zu ży tk o w a n ia ciep ła sło n e c z n e g o w tem p eratu rze pon iżej 0°.
7 2 Siłodajne słońce
nione usługi p rzy po m ia rac h światła gwiazd. N ajb rz e m ie n n ie jsze w skutki atoli okaże się zastosow anie w y n a la zk u Langego do w y k o rz y sta n ia energji prom ienistej Słońca. Fotocela Langego roz
tac z a przed wzrokiem techników zupełnie nowe widnokręgi. M iast sk u p ia n ia promieni słon eczny ch zap o m o cą p o tężn ych zwierciadeł będzie m ożna energję Słońca „k ry sta lizo w a ć “ bezpośrednio za p o m ocą fotoceli. Chwilowo je s te śm y copraw da jeszcze bardzo dalecy od tego ideału. M ożem y się jednak spodziewać dalszego udosko nalenia fotoceli Langego, a wtedy z n a le ź lib y śm y się w obliczu p raw dziwego przew rotu w naszej gospodarce en ergetycznej. Nie trzeba będzie już mozolnie w ydobyw ać czarnego d iam entu z twardych sk ał ziem skiej skorupy, gdyż ciepło, światło i wszelkiego rodzaju energję bezpośrednio będziem y czerpać z prom ieni Słońca z a p o m ocą motoru, którego głównemi składnikam i będą cudowne fotocele.
W szystkie powyżej o pisane aparaty, z których, jak wiemy, do
piero c zęść została zrealizowana, w y k o rz y sty w ały b y w łaściwie przew ażnie tylko prom ienie cieplne Słońca. Prócz tychże p r o mieni Słońce w y sy ła jeszcze prom ienie świetlne pozafiołkowe, oraz w m n ie js z y m stopniu nawet prom ienie Roentgena i g a m m a . Również i te rodzaje prom ieni odgryw ają dla świata o rganicz
nego naszej planety og ro m n ą rolę. C a ły świat ro ślin n y uzależ
niony jest od działania prom ieni świetlnych. N iesłychanie w a ż ne jest zn acz e n ie biologiczne promieni pozafiołkowych Słońca. O stat
nie lata b a d a ń m ed y c z n y c h w y k a z a ły wybitne znaczen ie witam in w życiu zwierząt, a nawet roślin. Otóż prom ienie pozafiołkowe powodują pow staw anie witamin.
N a pograniczu prom ieni fiołkowych i pozafiołkowych znajd ują się promienie, które posiadają tę własność, że jonizują powietrze, to z n a cz y elektryzują atmosferę. Od kiedy wiemy, że wielka część procesów ży ciow ych kom órek odbywa się w skutek działa
nia sił e lektrycznych, uzn a ć m u sim y , że i te promienie, w yw ią
zujące siły elektryczne w atmosferze, m u sz ą wyw ierać ogrom n y w pływ na przebieg zjaw isk życiow ych n a powierzchni Ziemi.
T ru d n o przewidzieć chwilowo, jakie zastosow ania tec hn iczn e tych w szystk ich niecieplnych prom ieni Słońca w y kom binują kie
d y ś fizycy i inżynierow ie. Chwilowo będ ziem y zupełnie zadow o
leni, kied y w strefach g orących pracow ać będą m a s z y n y B ouche- rot’a i C la u d e ’a lub też zwierciadła Goddard’a, a w zimnej s tre fie Barjot z w ieczn ych lodów w y k rz e sy w a ć będzie żar elektrycz
n y c h Słońc lub świetlny potok lam p żarow ych.
Gdynia, najnow ocześniejszy port Bałtyku 7 3 Ini. J U L IA N LAMBOR, Tczew.
G D Y N IĄ , N / 1JNOWOCZEŚNIEJSZY PORT BAŁTYKU.
P odajem y d a lsz y cią g art. inż. J. Lam bora o G dyn i, ktdrego p ierw szą c z ę ść , p. t.: „Jak ro śn ie G d y n ia “, znajdą C z y teln icy w X nu m erze roczn ik a IX , sir. 463.
O b ecn ie autor zazn ajam ia n a s z n ajw ażn iejszym bodaj c zy n n ik iem w urządzen iu portu, t. j. z je g o u rząd zen iam i diw iigow em i i m agazynam i. R edakcja.
BUDOW LE 1 URZĄDZENIA PORTOWE.
W u rzą d z e n ia c h portowych bardzo w ażną rolę, jako m e c h a nizm y, o dgryw ają d ź w i g i .
N a b r z e ż e S z w e d z k i e zaopatrzone jest w trzy państwowe dźwigi mostowe, z których dwa o n ośności netto 2'6 tonn każdy, a jeden o n ośności 7 tonn, p rze z n a c z o n y głównie dla przeładunku rud, ponadto dw a pry w a tn e dźwigi bram ow e o nośności 7 tonn każdy, oraz elektryczną w yw rotnicę wagonową o nośności 45 tonn, w ydajności teoretycznej 400 tonn na godzinę, własności górno
śląskiego k o n c e rn u węglowego „ R o b u r“ firmy „ P o lsk a ro b “. U rzą
dzenia te służą w yłącznie do bezpośredniego przeładow ywania węgla z wagonów na statki. Nabrzeże pilotowe posiada dwa p a ń stwowe dźwigi b ram ow e o no śno ści 3— 6 tonn każdy i tegoż ro
dzaju dwa dźwigi o no śno ści 1*5 tonn, służące do przeładunku drobnicy, złom u żelaznego, towarów workowych, jak cukier, to- m a s y n a i saletra.
N abrzeże Polskie w yposażone jest w 7 p a ństw ow ych dźwigów b r am o w y c h trójtorowych o nośności i '5 tonn każdy. Nadto przy n abrz e ż u tem jest dźwig pływ ający firmy spedycyjnej „/U ldag“
o nośności 5 ‘5 —7 tonn. N abrzeże Roterdam skie posiada 3 p a ń stwowe dźwigi b ram o w e o nośności 1*5— 2 5 tonn.
Na n ab rz e ż u Ś ląsk iem u ru cho m io n e zostały w ostatnim cza
sie dwa dźwigi bram ow e o nośności 6 tonn, stanow iące własność k onc e rn u węglowego „ P r o g re s s “.
Na n ab rzeżu D u ń sk ie m , na w ła sn y m pom oście ładow niczym z b udow ana została t. zw. rządow a stacja bunkrow a, zaopatrzona w w yw rotnicę w agonów i p osiadająca teoretyczną w y d a jn o ść p o nad 400 tonn n a godzinę.
K oncern „ S k a rb o fe rm “ zmontował w basen ie węglowym po
m ost ładow niczy o konstrukcji żelbetonowej, n a którym po
w stała instalacja ładow nicza, połączona, jak i stacja bunkrowa, z w ła sn ą w yw rotnicą wagonów i będąca w stanie przeładow ać również przeszło 400 tonn na godzinę.
7 4 Gdynia, najnow ocześniejszy port Bałtyku
Ryc. 40. F rag m en t załadow ania węgla na statek p rz y pom ocy w yw rotnicy w agonowej „R obura“.
W dziedzinie u rządzeń przeład u n ko w y ch przew idziane jest z a łożenie d a lsz y c h dźwigów tak ze stro n y P ań stw a, jak i k oncernów węglowych, jak „E libo r“, „ G ie sc h e “, który m została przez P aństw o w ydzierżaw iona część nabrzeża Śląskiego do eksploatacji, jakoleż inne iirm y, które biorą udział w h a n d lu z am orskim . U m o w y z od- n o śn e m i firmam i tak są pom yślane, ab y zachęcić je do two
rze nia własnej floty pod polską ba n d e rą i w tym celu przew iduje się obniżenie ten u ty dzierżawnej w zależności od tonażu tej floty.
D o ty c h c za so w a zdolność przeładunkow a dochodzi do 20.000 tonn dziennie.
Ł ączn ie z zam ó w ien iam i M inisterstw a P r z e m y s łu i H an dlu budow ać się będzie jeszcze 14 dźwigów i jeden zosobnik samo- w ażący, gdzie u m ie sz cz o n e będą dwa zbiorniki dla r u d y o poje- m ości netto 200 tonn z w ag on am i autom atycznem i. Ustawienie tych w szystkich u rzą d z e ń nastąp i w krótkim czasie, tak że s p o d ziew ane jest zm ontow anie w sz y stk ic h dźwigów do połowy bie
żącego roku.
N adm ien ić należy, że w szystkie inw estycje pry w atne po 25 do 35 latach przecho d zą na w łasno ść S k a rb u P a ń s tw a Polskiego bez odszkodowania.