Jan Prokop
Krytyka jako nierozumienie dzieła
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 2, 19-26
Krytyka jako nierozumieme
dzieła
Cudzy w zrok, pow iada G om bro wicz, p rzy p raw ia nam gębę. P rzy jm u jem y tę gębę albo w alczym y z nią, w alczym y z pojęciem o nas, które in n i u siłu ją nam narzucić, w m usić przem ocą. Cudzy w zrok, pow iada S artre, p araliżu je nas, u nie rucham ia, zm ienia w rzecz, w b y t w sobie. O to je s teśm y sch w ytan i w siatkę cudzego spojrzenia. Wy dani n a pohańbienie cudzego w zroku. Oko, k tó re p a trz y n a nas z zew nątrz, zam yka n as w granicach tego, co dotychczas osiągnięte, uniem ożliw ia nam rozwój, przek reśla szanse w szelkich przem ian , u sta - tycznia, obraca w kam ień pom ijany przez dążących dalej piechurów .
Byt dla siebie, k tó ry jest, ja k pow iada S artre, pro jekcją, rzu te m w przyszłość, niezgodą na siebie, od m ową w łasnej tożsamości, ustaw icznym w y ch yle niem naprzód, przek raczaniem tego, czym się jest — musi, u ję ty z zew n ątrz w idzącym spojrzeniem , za stygnąć w gęstość b y tu tożsam ego z sobą, będącego ty lk o ty m , czym jest, zam kniętego w sw oich grani cach, niezdolnego do ich p rzełam ania, skazanego raz na zawsze na sw ą istotę. O to garbus zam k nięty w sw ojej garbatości, oto Miss E uropy zw iązana
ob-Cudzy wzrok
J A N P R O K O P 20
Chcemy być sobą
Fałszywe odbicia
w odem sw ego b iu stu , sch w y tan y w sw oją rolę stró ż porządku, osaczony w swoim złodziejstw ie złodziej, w sw ojej dobroczynności dobroczyńca, w sw oich piegach piegow aty.
W M urze S a rtre ’a n ajw ięk szą to rtu rą skazańców jest w zrok belgijskiego lekarza. To on więzi ich n a jb a r dziej. A lbow iem w yobrażenie, k tóre inni m ają o nas, je s t zawsze niepraw dziw e, okrojone, skłam ane. D la tego nie m ożem y znieść cudzego w zroku, b u n tu je m y się p rzeciw fałszyw ym schem atom , w jak ie p ró b u ją n a s w tłoczyć. C hcem y być sobą, a nie w łasną m a k ie tą ra z na zawsze określoną, nie chcem y u tra c ić rozpędu, zrezygnow ać z nie zrealizow anych jeszcze m ożliwości, w y rzec się staw ianych p rzed sobą zadań. Z zew n ątrz w idać ty lko to, co dokonane, zakończone, spełnione. Cudze oko nie d ostrzega egzystencji o tw a rte j n a nieskończoną możliwość w yboru, ale urzeczow iony b y t w sobie. Jakże zgodzić się na ta k ą kondycję?
M iędzy nam i i cudzym w zrokiem rodzi się niew yga- sający konflikt. Cała twórczość G om browicza jest św iadectw em ustaw icznego sporu, je st d ek laracją niezgody n a p o w stające o nas w yobrażenie. W ysiłki p isarza zm ierzają do zrzucenia nieznośnej, w ciąż p rzy ra sta ją c e j gęby, ow ej kłam nej m aski w y k rzy w iającej naszą tw arz. Ale w łaśnie te n opór, w alka, ustaw iczna niezgoda są źródłem dynam izm u. W a l cząc z ko stn iejącą gębą szu kam y now ego oblicza. B unt przeciw urzeczaw iający m nas w yobrażeniom zm usza n a s do zm iany, do poszukiw ań. Fałszyw e od bicie w lu strz e cudzego spo jrzen ia spraw ia, że czuj nie i p o d ejrzliw ie badam y, czy nie zagnieździła się w n as g rząska m artw o ta, czy nie ko stn ieją nam r y sy w m onu m ent gipsow ego pozoru. P ró b u je m y w ięc w y m k nąć się u sid lającym schem atom , zaprzeczyć w yobrażeniom o sobie, zm ylić, zbić z tropu pogoń p araliżu jąceg o nasze ru ch y wzroku. A le w zrok ten biegnie za nam i, n iełatw o daje się w yw ieść w pole, w m iejsce porzuconych m asek, w m iejsce p rzezw y ciężonych schem atów w y n a jd u je nowe m aski, ko n
stru u je now e schem aty. T en pościg n ieu sta n n y de cyduje jed n a k o rozw oju, nie pozw ala spocząć i zle- niwieć w urzeczow ionym bycie en-soi.
Różne są funk cje k ry ty k i literack iej w odniesieniu do bieżącej twórczości. Je st ona pośrednikiem m ię dzy publicznością a dziełem . W yjaśnia czytelnikow i reguły odczytyw ania tek stu , tłum aczy, co jest grane i jak. A więc, jak pow iada Sław iński, św iadczy o pew nym w yobcow aniu dzieła, o rozdżw ięku m ię dzy dziełem a publicznością, k tórem u to rozdżw ię- kcw i usiłuje zapobiec czy też go usunąć. A le je st także p ośrednikiem m iędzy au to rem a jego w łasnym dziełem. Je st edhem, k tó re a u to r odbiera po nad an iu tekstu. J e s t echem , któ rem u się przy słu chu je z uw a gą i... obrzydzeniem .
S a rtre nie bez ra c ji podkreślał, że dzieło tw orzy się dopiero na zew nątrz w odbiorze czytelnika, że au to r jest ty lk o jego projektodaw cą, niezdolnym nadać mu gęstość rzeczy istn iejących napraw dę, rzeczy, które oto są. D la a u to ra bow iem te k s t jest wciąż częścią jego w nętrza; je s t d la ń przezroczysty do dna, a więc n ie istnieje, nie przeciw staw ia m u oporu; jest zjaw ą pozbaw ioną ciała, fantom em . Dopiero czytel niK n ad aje m u zew nętrzność, dopiero on czuje jego tw ardość rzeczy, jego opór. Dopiero o n w y łania z n ieb y tu jego d otykalną gęstość.
Niepokój au to ra jest w ięc niepokojem arch itek ta, którego zam ysł zrealizuje kielnia m urarza. Spełni lub spotw orzy. Z resztą 'nawet jeśli spełni, to i tak spotw orzy, J a k wiadom o bowiem, oderw anie się dzieła od au to ra, jego urzeczow ienie jest zarów no pożądane, ja k bolesne. Słowa m yśli kłam ią. E kspre sja osobowości — raz uzew nętrzniona — ulega p ra w em b y tu w sobie, sta je się nieruchom ą rzeczą, nie oddającą już ruchliw ego bogactw a i zm ienności p sy chiki. A w procesie reifik a c ji ekspresji k ry ty k a od gryw a n ieb agatelną rolę...
Albowiem w łaśnie w spraw ozdaniu k ry ty k a dzieło w raca do au to ra jak o rzecz, rzecz nie do rozpozna nia, obca, zew nętrzna. A utor w praw dzie prag n ie
cu-Funkcje krytyki
Urzeczowienie dzieła
J A N P R O K O P 22 Krytyka reifi- kuje Twórczość ciągiem sprostowań
dzego w zroku, p rag n ie spojrzenia, które zmienii jego w ew n ętrzn e fan to m y w rzecz zew nętrzną, które n a da im gęstość i ciężar istnienia. W praw dzie dopiero w odbiorze dzieło s ta je się i dopełnia, ale to sp e ł nienie, pożądane i up rag nio ne, okazuje się zawsze m niej lub b ard ziej jaw n y m nieudaniem , zawodem, klęską. „S y n m inie pism o lecz ty spom nisz w n u k u ” — w zdycha N orw id w ierząc w utopijnego, gdzieś w odległej przyszłości um ieszczonego, doskonałego czytelnika, k tó ry sw ym dotknięciem ożyw i i w skrze si m artw e kości poem atu. A le w iadom o, że przez czy teln ik a z m a rtw y c h w skrzeszony tek st jest tylko p a ro d ią i przed rzeźn ianiem — „gębą” , nie obliczem . A u to r i c zy teln ik stanow ią więc m ałżeństw o, w k tó ry m m iłość jest rów nie siln a jak nienaw iść; nie zbędni sobie, są sobie n ien aw istn i. Ionesco z ironią w spom ina o swoich p e ry p e tia c h z k ry ty k ą , opacz nie ro zum iejącą jego tek sty , i o nieu dan ych p ró bach przy w ró cen ia w zajem nego k o n tek stu w 'kolej no n a stę p u ją c y c h p o sobie dziełach, co okazuje się dialogiem gęsi z prosięciem (Mes critiques et moi).
A le w ty m dialogu jed en z p artn eró w (autor) wciąż u siłu je zm odyfikow ać sw oją w ypow iedź, aby w resz cie zostać zrozum iany. D o tk n ięty boleśnie fałszy w y m odbiorem reag u je: n ie, nie to chciałem po w ie dzieć, co próbujesz m i imputować, moją w y p o w ie d ź należy rozumieć oto tak właśnie. Każde now e dzieło je st rep lik ą w ty m dialogu, w ypow iedzianą na te m at p o p rzed n iej, źle zrozum ianej w ypow iedzi, jej sw oistą o d a u to rsk ą in te rp re ta c ją , ponow ioną pró b ą jeszcze lepszego pow iedzenia tego, co przedtem . S tą d także n iew ątp liw y m etajęzykow y c h a ra k te r w ypow iedzi a rty sty czn ej. S tąd także spoistość tw ó r czości jed n eg o au to ra, w y n ik ająca nie ty lk o z ze w n ętrzn eg o fa k tu n an izan ia dzieł na tę sam ą bio grafię, ale z tego, że je s t o n a lin e a rn ie (chronolo gicznie) ro zw ijający m się ciągiem auto tem aty czn ych poniekąd w ypow iedzi, z k tó ry c h każda następ n a jest w jak im ś (oczywiście m niej lub bardziej zam asko
w anym ) stopniu w ypow iedzią na tem at poprzedniej i zarazem (jako k o n stru k c ja szkatułkow a n a odwrót) w szystkich poprzednich. Je st więc popraw ką, po szerzeniem , w yjaśnieniem , sprostow aniem . Tw ór czość pisarsk a je s t jak b y n a ra stają cy m ciągiem w y syłanych sprostow ań.
J a k widać, niezrozum ienie jest niesłychanie isto t nym czynnikiem dynam iki literack iej, a ja d y k ry ty ki szczepionką, zm uszającą d o w y tw arzan ia p rze ciw ciał 1 — co w ażniejsze — do zm ian organicznych. Ciągnąc dalej m ożna by powiedzieć, że k ry ty k a obrzydza autorow i jego dzieło i tym sam ym zmusza do szukania now ych rozw iązań. A lbo lepiej: u jaw niając jego m odel, re g u ły jego pow stania, dem asku jąc jego m anierę (naw et gdyby była pochw ałą czy usankcjonow aniem tej m aniery) przenosi je z m i tycznej sfery m agii, z sak raln ej sfery m isteriów w dziedzinę czysto ludzkiej praxis. To, co św ięte i tajem nicze, staje się przezroczyste. To, co jest gę stą egzystencją, dostępną ty lk o intu icyjnem u p rze życiu jedn o stki, s ta je się p rzejrzy sty m , nieruch o m ym , p oznaw alnym do dna św iatem ab strak cji. Życie zredukow ane jest do A lgebry, Egzystencja do Esencji. N ieskończone bogactw o ludzkiego oblicza zm ienia się w p ro stą k a ry k a tu rę „gęby”.
Oczywiście pro sty , sierm iężny czytelnik niew iele tu w inien. O n byw a jeszcze zdolny do nabożnego po dziwu dla rzeczy św iętych; niekiedy p rz e jm u je go drżeniem m isteriu m twórczości, serce jego — p rzy n ajm n iej w snach poety — um ie bić w ry tm poe m atu. Jego oko, zam glone w zruszeniem , w yraża peł ną aprobatę, je s t jakim ś to taln y m fiat — niech tak będzie, a nie próbą skonstruow ania pojęciow ego ob razu autora. Gdyż dopiero ta k a próba w yw ołuje jego zniecierpliw ienie, sta je się kw asem pozw alającym m u rosnąć.
A więc rola k ry ty k i w procesie history cznoliterac kim to nie tylko o tw ieranie now ych p erspektyw , to row anie now ych dróg i zam ykanie zdew astow anych ścieżek, ale odsyłanie autorow i jego usohem
atyzo-Wartość n ie zrozumienia
J A N P R O K O P 24
Krytyka solą literatury
Coraz szybszy rozwój
w anego Obrazu, co zm usza go do reak cji, nie p o zwala mtu zgodzić się n a siebie urzeczowionego, po pycha naprzód. N aprzód to znaczy do coraz to szer szych i dokładniejszych w yjaśnień , ale także do coraz b ard ziej pow ikłanych, złożonych. J e s t to sw o iste p rzesłu ch an ie, w któ ry m oskarżony chce pow ie- dzieś w szystko. K ry ty k a je s t niezbędnym kom po n e n te m twórczości. Tkw i w ciele lite ra tu ry , ja k drzazga pow odująca św ierzbienie. Je st solą lite ra tu ry , jej błaznem . W yśm iew a pozy i schem aty, k o n w encje i m an iery , n a w e t jeśli nie czyni tego w prost, szy derstw am i. W yśm iew a w y k ry w a ją c je i n a z y w ając, n a w e t jeśli n azy w ając chw ali. D em istyfiku je i obnaża zalążki sklerozy, pierw sze ślad y skostnie nia, gdyż p o tra fi w ychw ycić tylk o to, co jest sche m atem , m an ierą, skostnieniem , co p o d daje się ra cjonalizacji, co da się nazw ać i określić pojęciem . Tw órca jest bow iem jak Sam son, k tó rem u obcięto włosy; pozbaw iony potęgi tw órczej, zdem askow any, bezlbronny.
W zrastającej roli k ry ty k i od czasów ro m an ty zm u należy zapew ne p rzy p isać co raz szybsze tem po roz w oju lite ra tu ry i sztuki. D ialog je s t coraz szybszy, coraz bardziej nerw ow y. A m bicją k ry ty k i k lasycy- stycznej b y ło sp raw dzanie zgodności dzieła z re g u łam i, z d o k try n ą. K ry ty k a ro m an ty czn a zaś sta ra ła się sp o rtretow ać sy lw e tk ę au to ra, u tra fić jego fiz jonom ię. Tu tk w ił je d n a k zalążek m ożliw ych konfliktów . Ale tak że pow ód w zrastająceg o tem p a procesu historycznoliterackiego. B u jn y rozw ój k ry ty ki w ok resie ro m an ty czny m w y n ik n ął z rozdźw ięku m iędzy lite ra tu rą a publicznością now ego społeczeń stw a o nie u stalo n y ch jeszcze h iera rc h iac h — a więc ak cen tu jąceg o w agę indyw iduum , nie ulegającego u stalo n y m do k try no m . W ty m św iecie k a ż d y działał p oniekąd n a w łasną rękę i n a w łasne ryzyko, bez m ożności odw ołania się do stab iln y ch b a rie r gw a ra n tu ją c y c h sukces.
Jeśli jed n a k od czasów ro m a n ty zm u w zrasta ro la k ry ty k i ja k o k om ponenty tw órczości, to trzeba p a
m iętać, że w stan ie m niej lufo bardziej late n tn y m k ry ty k a była zawsze czynnikiem rozw oju lite ra tu ry . N aw et w tak stab iln ej lite ra tu rz e ludow ej. Poza k ry ty k ą ujaw nioną, k tó ra je s t zjaw iskiem czasów now ożytnych, istn iała bow iem zawsze zalążkow a k ry ty k a niepisana, niezaw odow a — jako m niej lub bardziej zdrow orozsądkow a racjo nalizacja przeży w anego dzieła, jak o m niej lu b bardziej nieściśle sform ułow ana rea k c ja (choćby ustna) na tekst. W ja kim ś stopniu k ry ty k ą była zresztą także i au to reflek sja n ad stw orzonym dziełem , au to refleksja doko ny w ana z pew nego d y stan su czasowego. Ta sama au to refleksja, k tó ra dzisiaj ujaw nia się w osobnym g atu n k u literackim , usiłującym ryw alizow ać z ze w n ętrzn ą k ry ty k ą u stan aw iając p araleln ą a u to k ry - tykę. A le potw ierdza to ty lk o niezbędność k ry ty ki w dialektyce twórczości.
Oczywiście w szystko to, co pow iedziano, w ażne jest p rze d e w szystkim dla rozw oju lite ra tu ry w spół czesnej. K ry ty k jak o p a rtn e r dialogu jest w spół tw órcą lite ra tu ry ((bardziej niż jej wyjaśniaczem !). Bierze on udział w toczącej się debacie, jego ripo sty w yw ołują p iętrzące się sprostow ania i „autokom en- ta rz e ” twórców . Ale k ry ty k w podobnej m ierze i w podobny sposób jest także tw órcą tra d y c ji li terackiej. W praw dzie au to rzy przeszłości nie są w stanie podjąć z nim dialogu, nie mogą popraw iać sw ych zeznań i dodaw ać w yjaśnień. N atom iast k r y tyk posiada w stosunku do zm arłych tę sam ą w ładzę co w ,stosun k u do żyw ych; m oże zniekształcać ich oblicza w m artw y grym as. Może obrzydzać i zam ra żać całe połacie tra d y c ji literack iej. Tak stepow ieje twórczość epok i pisarzy, p o których przebiegły ta buny kryty czn o literack ich H unnów . Poniew aż je d nak po trzeb a h istorii jest p o trzeb ą niezby w aln ą — m usim y mieć narodziny, początek, za plecam i bez pieczny m u r przeszłości, ciężar tra d y c ji, 'balasit m io tanej w ich ram i egzystencji — więc w yjałow ione żerow iska porzucam y, poszukując nowych, nie tk n ięty ch terenów . S tąd dynam ika naszej tradycji,
Krytyka n ie zawodowa i autorefleksja Twórca tradycji literackiej
J A N P R O K O P 26
Dynamika tradycji
jej ruchom ość, jej rozw ój, jej obum ieranie i o dży w anie, jej osuw anie się w niepam ięć i rodzenie się. Ale nie 'k ry ty k a od gryw a główną ro lę w w y sz u kiw an iu now ych archipelagów przeszłości, choć ona zam ula żyzne niegdyś tere n y . Nie kry ty cy , ale poeci o d k ry li p ierw si L au tream o n ta, m anieryzm o raz
barok. .
K ry ty k a jest w pew nej m ierze parodią twórczości. J a k p aro dia u jaw n ia reg u ły tek stu , dem ask uje jego stereo ty p y , jego tiki. J e st negaty w em dzieła, jego p rzed rzeźn ieniem i k a ry k a tu rą . Ale dzięki niej li te r a tu r a nie zawsze przypom ina gum ę do żucia.