• Nie Znaleziono Wyników

Z problematyki "Monitora"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Z problematyki "Monitora""

Copied!
36
0
0

Pełen tekst

(1)

Przemysława Matuszewska

Z problematyki "Monitora"

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 50/3-4, 261-295

(2)

Z PROBLEMATYKI „MONITORA“

Dla różnych powodów interesowano się — zwłaszcza w ostat­ nich latach — M o n i t o r e m . H istoryk widzi w nim jedno ze źródeł do dziejów reform społecznych w P o lsce*, historyk nauki śledzi z zainteresowaniem recepcję poglądów Rousseau’a i polskie echa sporu wywołanego jego szokującą ro zp raw ą2, wiele innych bloków tem atycznych czeka na pióro specjalisty. Co pozostaje poloniście — to pytanie, które w arto postawić u progu prac nad m onografią czasopisma. Nie m am y dotąd teoretycznych podstaw podobnego przedsięwzięcia naukowego, a pozbawiona zaplecza i tradycji praktyka w tej dziedzinie nie wypracowała jeszcze mo­ delu takiej monografii. Prasoznawstwo, wyrosłe z pnia historycz­ noliterackiego, dojrzewa powoli do w yodrębnienia się w samodziel­ ną dyscyplinę. W jej zakres w ejdą zapewne w przyszłości mono­ grafie z historii prasy, wyczulone przede wszystkim na specyfikę i rozwój środków w yrazu właściwych tej gałęzi piśmiennictwa.

Nim jednak nastąpi w yraźny podział kompetencji, historyk lite­ ra tu ry jest najbardziej zainteresow any w monograficznym opra­ cowaniu czasopisma.

Czasopismo jako gatunek literacki, z zespołem redakcyjnym , autor­ skim, czytelniczym — w tej skali, jaką stw arza periodyk Bohom olca — jest w Polsce r. 1765 nowością niem al całkow itą, w ażnym czynnikiem organizującym w spółczesne życie literackie.

Tak uzasadniał — z punktu widzenia polonisty — potrzebę

1 Por. Próby reform włościańskich w Polsce XV III wieku. Wybór źró­ deł. Opracował i w stępem zaopatrzył S. I n g 1 o t. Wrocław 1952, s. 36—77, 161— 166.

2 Por. I. S t a s i e w i c z , D ysku sja z „Rozpraw ą o naukach i sztukach“ J. J. Rousseau’a w polskich czasopismach czasów stanisławowskich. S t u ­ d i a i M a t e r i a ł y z D z i e j ó w N a u k i P o l s k i e j . T. 6. Warszawa 1958, s. 135— 162.

(3)

262 P R Z E M Y S Ł A W A M A T U S Z E W S K A

monografii M o n i t o r a Tadeusz M ikulski w roku 1950 3. Jeżeli jednak do pracy nad Opisem obyczajów Kitowicza zapraszał „całe sem inarium : historyczne, historycznoliterackie, językowe“ 4, o ileż liczniejsze, bardziej zróżnicowane i w yspecjalizowane sem inarium winno by zasiąść nad M o n i t o r e m . Jest to czasopismo w samym założeniu wszechstronne, silnie powiązane z dążeniam i polityki w ew nętrznej Stanisława Augusta, którem u zawdzięczało nie tylko swój początek, ale i stałą opiekę. M o n i t o r przeżywa razem z królem jego nadzieje i rozczarowania, drobne sukcesy i poważne klęski, w jego imieniu napom ina i w ychow uje obywateli. Żeby zrozumieć i właściwie zinterpretow ać całą jego zawartość, trzeba by ją poddać szczegółowym badaniom w zakresie takich dyscyplin, jak historia (polityczna i gospodarcza), historia prawa, filozofii, nauki — żeby wymienić najważniejsze.

Bogata jest w czasopiśmie m oralnym również problem atyka historycznoliteracka, nie je st ona jednak sam ow ystarczalna, w ła­ śnie ze względu na swój syntetyczny charakter. Można z pożytkiem

wyodrębnić i opracować np. recepcję filozofii recentiorum

w M o n i t o r z e , nie troszcząc się o inne zagadnienia, ale nie spo­ sób potraktow ać analogicznie zespołu zagadnień literackich, bo przedm iotem monografii literackiej jest czasopismo jako całość. Ta podstawowa trudność skłania do obrania m etody „podjazdowej“, opracowywania pojedynczo wybranych, stosunkowo wąskich tem a­ tów, które będą mogły z czasem posłużyć jako cegiełki do kon­ strukcji sy n tety czn ej5. A rtykuł niniejszy jest zaledwie próbą oczyszczenia placu pod b u d ow ę6.

3 T. M i k u l s k i , Stan badań i p o trz e b y nauki o literaturze w ieku O św ie­ cenia. W: Ze stu diów nad Ośw ieceniem. Warszawa 1956, s. 17.

4 T. M i k u l s k i , Z historii i źródeł K itow ic za. W: Ze studiów nad

Oświeceniem, s. 155.

5 Całą serię tak pojętych rozprawek zapow iedziała, na m arginesie prac nad bibliografią M o n i t o r a , E. A l e k s a n d r o w s k a . Por. B i u l e t y n P o l o n i s t y c z n y IBL, 1958, z. 3, s. 7. Jedną z nich, pt. Johan Turesson

O xenstierna w Polsce, przynosi obecny zeszyt P a m i ę t n i k a L i t e r a c ­

k i e g o .

6 Jest on częściowo oparty na w ynikach w stępnych badań nad M o n i ­ t o r e m , zainicjowanych w e W rocławiu przez profesora T. M i k u l s k i e g o na sem inarium m agisterskim w 1953 r., kontynuow anych następnie w la ­ tach 1954—1955 pod jego kierunkiem , na zlecenie Instytutu Badań L ite­ rackich, przez zespół w składzie: W. I g l i c k a , T. K a r p o w i c z , P. M a ­ t u s z e w s k a , J. N o w a c k i . W szczególności pochodzą z tego źródła: pom ysł łączenia nazw iska M i t z l e r a z kilkom a cyklam i artykułów z lat

(4)

1. Spośród anonimów i kryptonimów

„Tylko to szczęście, że osoby W.M. P ana nie znają“ — pisał fik­ cyjny korespondent M o n i t o r a w roku 1771 (nr 63). Miał rację. Pam iętał zapewne, jak to przed rokiem wydawca czasopisma, M itzler, pozwany „ad instantiam Instigatoris Urzędu M arszałkow­ skiego“ m usiał przysięgać, „jako nie wie, od kogo był m u przy­ słany“ n r 21, z 14 m arca 1770 7, nie odbiegający przecież tonem, form ą i przedm iotem k ry ty k i od norm przyjętych w satyrze oby­ czajowej pierwszej fazy Oświecenia. „M onitorstwo“ było zawodem niebezpiecznym. Toteż napróżno szukalibyśm y w piśmie auten­ tycznych podpisów. W erbując współpracowników, redakcja zaleca im wyraźnie, aby swe uwagi sygnowali „zmyślonym im ieniem “ 8. W yjątkow o chyba pojawi się przejrzysty kryptonim w rodzaju: W.R.W.K.H.P.K., X.A.W.S.P. czy J.D .A .J.K .M .9 (i to wyłącznie przy utw orach poetyckich, dających — w przekonaniu epoki — większe praw o do sław y autorskiej). Łatw iej o nazwiska autorów dawnych i obcych, zwłaszcza tych, którzy mogli zalecić pismo (np. Kochanowski, Horacy). Zestawione fak ty każą dostrzec w p rak ­ tyce redakcyjnej M o n i t o r a przejaw świadomej, przem yślanej polityki czasopisma moralnego w zakresie operowania podpisem autorskim .

Ta program ow a anonimowość napraw cy obyczajów szlachec­ kich poważnie utrudnia pracę badaczom, nie zwalnia ich jednak z obowiązku poszukiwania ludzi, których tru d złożył się na „naczel­ ny periodyk stulecia“ 10. Najdawniejsza tradycja związała go z naz­ wiskiem Bohomolca. Jego aktyw na działalność monitorowa w la­ tach sześćdziesiątych, poświadczona przez K rasickiegon , spraw iła,

1773— 1776 ( N o w a c k i ) , stw ierdzenie związku m iędzy pojaw ieniem się su­ pliki torczyńskiej a' nagłym przerw aniem (na dłuższy czas) kam panii M o- n i t o r a w obronie chłopów ( K a r p o w i c z ) , w reszcie hipoteza, J. I. B o e l c k e był redaktorem ostatniego rocznika M o n i t o r a ( I g l i c k a ) .

7 Por. W i a d o m o ś c i W a r s z a w s k i e z 7 IV 1770, nr 28. 8 M o n i t o r , 1765, nr 2.

9 Zob. t a m ż e , 1770, nr 75 (Wacław R zewuski, w ojew oda krakowski, hetm an polny koronny), nr 80 (Ksiądz Antoni W iśniew ski Scholarum Pia-

rum)\ 1775, nr 1 (Ignacy Dzierżanowski, adiutant Jego K rólew skiej Mości).

10 M i k u l s k i , Stan badań i p o tr z e b y nauki o literaturze w ie k u Oświecenia, s. 35.

11 Zob. L. B e r n a c k i , M ateriały do ży cio ry su i twórczości Ignacego

(5)

poi-2 tf4 P R Z E M Y S Ł A W A M A T U S Z E W S K A

że w łaśnie w Żywocie ks. jezu ity Franciszka Bohomolca napisanym przez H enryka Biegeleisena znajdujem y pierwsze (niestety, naiwne i nie udokumentowane) próby określenia autorstw a konkretnych num erów czasopisma. Zaczątkiem naukowych dociekań w tym za­ kresie stała się jednak dopiero rozpraw ka Smoleńskiego o tow a­ rzystw ach naukowych i literackich w Polsce XVIII w., a ściślej: jeden jej przypis, zaw ierający wyciąg z w łasnoręcznych dopisków korektora (i nieoficjalnego cenzora pisma), Józefa Epifaniego Mi­ nasowicza, na egzemplarzu będącym niegdyś w jego posiadaniu 12. Do tej pierwszej, niepełnej listy autorów monitorowych dorzucił Chrzanowski nazwiska G racjana Piotrowskiego i Adama Narusze­ wicza 13. Dalszą, najobfitszą i najbardziej precyzyjną porcję szcze­ gółowych ustaleń filologicznych dał dopiero Ludwik Bernacki w oparciu o rękopiśm ienny notatnik Krasickiego u . On też wska­ zał na XBW jako na właściwego redaktora pisma, uchylając mo­ nopol Bohomolca. Zestawienie współpracowników zamykające tę serię materiałów, obejm uje ‘już 31 nazwisk. W ciągu następnego ćwierćwiecza cyfra ta uległa jedynie nieznacznym zmianom 15. Wy­ kaz Bernackiego jest nadal aktualny i wyznacza — choć nie za­ m yka — krąg najpilniejszych poszukiwań. Każda z wymienionych tam postaci zasługuje w m niejszym lub większym stopniu na skon­ frontow anie znanej skądinąd działalności piśmienniczej z zaw ar­ tością M o n i t o r a . Jednej z tych postaci poświęćmy już teraz chwilę uwagi.

Na związki W awrzyńca M itzlera de Kolof z M o n i t o r e m — związki bardziej istotne, niż by to wynikało z obowiązków druka­ rza — wskazuje już Czartoryski:

skie po w iększej części od tegoż zacnego autora zebrane, komponowa[ne] i ułożone zostały“.

12 W. S m o l e ń s k i , T o w a r z y s tw a naukowe i literackie w Polsce w i e ­

ku XVIII. A t e n e u m , 1887, t. 3, s. 150— 151.

13 I. C h r z a n o w s k i , O satyrach Naruszewicza. P a m i ę t n i k L i t e ­ r a c k i , 1902, s. 244.

14 B e r n a c k i , op. cit., s. 100— 140, 398—429.

15 R. K a l e t a („Monitor“ z roku 1763 na tle swoich czasów. W książ­ ce zbiorowej: Prekursorzy Oświecenia. Wrocław 1953, s. 154) uzupełnił ją nazw iskiem W ybickiego, S. O z i m e k (Udział „Monitora“ w kształtowaniu

te a tru narodowego. Wrocław 1957, s. 67 i n.) zakw estionow ał autentyczność

postaci Gawdzickiej, przypisując artykuł oznaczony literam i M. G. — B o - h o m o l c o w i . W ątpliwy w yd aje się ponadto udział C z a r t o r y s k i e g o w pracach monitorowych.

(6)

Wnet za odchęceniem się od tej roboty [...] osób tych, którym w łaśn ie p rzeleciało tylko przez m yśl rozpoczęcie jej, w ziął na siebie dalsze jej po»ciągnienie doktor M itzler de Kol off, z którego drukarni od sam ego w ychodziło początku 16.

N ie ufając jednak zbytnio zawodnej pamięci G enerała Ziem Podolskich (por. inne jego inform acje o M o n i t o r z e ) , szukamy potw ierdzenia w źródle bardziej w iarygodnym — w samym M o- n i t o r z e. Oto ono:

Gdy powszechne nieszczęście i zam ieszki krajowe odwróciły do in ­ szych w ażnych celów znakomitych robotników, zaszczyt M o n i t o r o w i jednających, Imć pan konsyliarz de M itzler utrzym yw ał to p is m o 17.

Jadw iga Rudnicka, która w ydobyła na światło dzienne owo Uwiadomienie, słusznie odczytała passus o „powszechnych nie­ szczęściach i zamieszkach krajow ych“ jako aluzję do pierwszego rozbioru i wypadków z nim związanych. W latach poprzednich tru d n o dopatrzyć się jakiegoś większego w pływ u M itzlera na poli­ tykę redakcyjną. Prawdopodobnie z jego inspiracji kilkakrotnie pojaw ił się w M o n i t o r z e postulat powołania do życia Akademii Lekarskiej 18, jego też prace (w przekładzie W ulffersa i Minaso­ wicza) w ypełniły trzynaście num erów w roczniku 1769. Nie upo­ ważnia to jednak do stw ierdzenia, jakoby już w tym czasie był on faktycznym redaktorem pisma 19. Również m onografista M itzle­ ra, M ieczysław Klimowicz, skłonny jest przesunąć m om ent objęcia przez niego redakcji na okres późniejszy, widząc „dalszy poważny ślad działalności autorskiej M itzlera w M o n i t o r z e “ dopiero

16 [A. K. C z a r t o r y s k i ] , Myśli o pismach polskich. Wilno 1801 [w isto ­ cie 1810], s. 67—68.

17 Uwiadomienie dla uczon ej powszechności. Poprzedza rocznik 1785 M o n i t o r a . Rocznik ten, wraz z drugą połow ą rocznika 1784, w prow adziła do bibliografii pism a J. R u d n i c k a , Ostatnie roczniki „Monitora". P a- m i ę t n i k L i t e r a c k i , 1953, z. 2.

18 Już W. S t e r n b a c h (W a w rzyn ie c M itzler de Kolof a „Monitor". P a m i ę t n i k L i t e r a c k i , 1929, s. 389) zauw ażył podobieństwo argum en­ tacji m iędzy rozprawką M i t z l e r a De n ecessitate collegii m edici erigendi (1752) a m ylnie, n iestety, oznaczonym num erem M o n i t o r a poświęconym tej spraw ie. Po raz pierwszy domaga się in stytu cji szkolącej i kontrolującej lekarzy M o n i t o r nr 6 z roku 1768.

19 Stw ierdzenie takie w ypow iedział sw ego czasu D. H o p e n s z t a n d .

„Satyry" Krasickiego. W książce zbiorowej: S ty li s ty k a te oretyczna w Polsce.

(7)

266 P R Z E M Y S Ł A W A M A T U S Z E W S K A

w nrach 88 i 91 z roku 1774 20. W ydaje się jednak, że można już dziś pomnożyć te ślady. Zacznijmy od najbardziej sugestyw nych.

W roczniku 1776 siedemnaście num erów (59— 63, 66— 70, 76—82) tworzy całość w ypełnioną streszczeniem „małej pięknej książeczki“ niemieckiej pt. Z ur Verbesserung des menschlichen Elends (O um niejszeniu nędzy ludzkiej). Tłumacz, a raczej spraw o­ zdawca, przeplata streszczenie gęsto rozsianym i uwagami i ko­ m entarzam i własnymi, oddzielając je sk ru p u latnie nawiasem od tekstu referowanego. W jednej z dłuższych dygresji, zapominając o m onitorowej zasadzie zacierania realiów, odw ołuje się do oso­ bistych wspomnień, których autentyzm nie budzi wątpliwości:

Przed 32 laty, drugiego zaraz dnia po przybyciu m ym do Polskiej, niektóra n iew iasta o zatracenie dziecięcia oskarżona, pod m iecz skazana, nazajutrz m iała być w Opocznie ścięta; że jednak przejazdem znajdo­ w a ł się tam M ecenas mój (który m ię w ten kraj sprowadził), K. K. Star. Opoczyński, dla potw ierdzenia dekret on mu ukazano; po przeczytaniu zleca mi starosta sprawę roztrząsnąć, w dzieje sądu w ejrzeć i sobie, jeśli jest dekret spraw iedliw ie uczyniony, oznajmić. Pilnom rozkaz w yko­ nał... 21

Przerw ijm y w tym m iejscu sensacyjną relację, by skonfronto­ wać ją z biografią jedynego w zespole redakcyjnym cudzoziemca, M itzlera. P rzystaje znakomicie! Sprowadzony do Polski w 1743 r. („przed 32 la ty “ — różnica jednego roku może być zwykłą pomył­ ką w rachunku lub świadczyć o wcześniejszym, jeszcze w 1775 r., przygotowaniu przekładu) przez Jana Małachowskiego („starostę opoczyńskiego“), posiadał w szechstronne wykształcenie, w tym także studia prawnicze na uniw ersytecie w ittenberskim , mógł zatem wywiązać się godnie z polecenia mecenasa i wpłynąć na tok procesu, co z satysfakcją wspomina w dalszym ciągu swej dy­ gresji.

Za autorstw em M itzlera przem aw ia ponadto ujęcie cyklu. Sa­ ma form a nie jest w M o n i t o r z e czymś nowym. Już w roczniku 1766 posłużył się nią Łojko (dwanaście numerów), rekordową ilość dwadzieścia siedem num erów w ypełnił Krasicki w 1768 r. stresz­ czeniem Ducha praw Monteskiusza. Porównanie pracy Krasickiego z interesującym nas cyklem z 1776 r. może być tu szczególnie przy­ datne. Zbliżone tem atycznie (O um niejszeniu nędzy ludzkiej jest traktacikiem o praw ach i ich roli w społeczeństwie), oba cykle

10 M. K l i m o w i c z , M itzler de Kolof, redaktor i w y daw c a. W książce zbiorowej: Preku rsorzy Oświecenia, s. 284.

(8)

m ają również podobną postać: streszczenie obcojęzycznej książki o charakterze publicystyczno-naukowym . Podobna jest naw et po­ staw a obu tłum aczy wobec przysw ajanego polszczyźnie dzieła:

przekonaniu o jego wartości i przydatności na gruncie polskim

towarzyszy w obu w ypadkach świadomość odmiennych w arun ­ ków w kraju, k tó ra sprawia, że ani Krasicki, ani autor polskiej w ersji niemieckiej broszury nie poprzestaje na roli biernego spra­ wozdawcy. Ale tu w łaśnie drogi ich się rozchodzą. A ktyw ny sto­ sunek do opracowywanego tekstu w yrazi się u Krasickiego przede wszystkim w doborze tłum aczonych fragm entów i w retuszach leksykalno-stylistycznych, zm ieniających nieraz poważnie wymo­ wę dzieła. P rezentuje tu K rasicki w arsztat a d a p t a t o r a . Inaczej w cyklu O um niejszeniu nędzy ludzkiej. Mamy tu do czynienia z w iernym w zasadzie przekładem lub streszczeniem (stopień tej wierności można by Określić dopiero w zestawieniu z oryginałem), obszernie i w nikliwie, nierzadko krytycznie kom entowanym przez tłumacza. Forma, w jakiej zapoznaje się tu polski czytelnik z książ­ ką niemiecką, uderzająco przypom ina metody, przy których pomocy M itzler zaznajam iał przed laty czytelnika niemieckiego z książką polską. Trafnie określił tam to zjawisko Klimowicz jako „prototyp nowożytnej recenzji“ 22. Przypom nijm y jeszcze, że właśnie recenzja mieści się w nrach 88 i 91 1774 r., których autorstwo odsłonił M itzler w Listach uczonego 23. Spójrzm y wreszcie na owe nawiasy, przy których pomocy były redaktor uczonych czasopism i drukarz w jednej osobie w yraża swój, właściwy już nowożytnej praktyce edytorskiej, stosunek do cudzego i własnego tekstu. Wolno chyba w oparciu o te przesłanki wprowadzić nazwisko M itzlera do bi­ bliografii 1776 rocznika M o n i t o r a .

Ale na tym nie koniec. Już ostrożny Sternbach skłonny był przy­ znać Mitzlerowi autorstw o Nauki o tow arzystw ie, podanej w nrach 6 i 7 M o n i t o r a z 1775 roku. Pow tórzm y przytoczone przez niego racje. W pierwszym z tych M onitorów wymieniona jest praca M itzlera Anfangsgründe des General-Basses durch die Naturlehre

«

und M esskunst erkläret 24 i łacińska rozpraw ka jego De natura

syl-22 K l i m o w i c z , op. cit., s. 243. 28 Por. S t e r n b a c h , op. cit., s. 391.

24 E s t r e i c h e r (XXII, 443) notuje ją pt.: Anfangsgründe des G en e­

ralbasses aus der N atu r und Grössenlehre, beviesen von L. M itzler von Koloff. Warschau und Leipzig 1769. Ten sam tytu ł figuruje już zresztą

(9)

2 6 8 P R Z E M Y S Ł A W A M A T U S Z E W S K A

logismi (Lipsk 1742), w drugim Szczepana M itzlera De syllogis- mo animalium (pozycja „z końca przeszłego w ieku“). Słusznie p rzy ­ puszcza Sternbach, że jedynie sam M itzler mógł być tak dobrze zo­ rientow any w rodowej bibliografii. W yciągnijmy zatem dalsze kon­ sekwencje z tego stw ierdzenia. Nauka o tow arzystw ie ma swoją

kontynuację w późniejszych num erach M o n i t o r a 1775. Już

w nrze 9 pojawia się list polemiczny, podpisany literam i X.N.P. (nic nie wskazuje na to, żeby kryło się pod nim i jakieś realn e na­ zwisko), który daje M o n i t o r o w i okazję do wygłoszenia po­ chwały rozumu ludzkiego. Jest to jakby pomost umożliwiający przejście do problem atyki filozoficznej, w ypełniającej długi szereg dalszych num erów (1775, 10— 22, 26— 30, 32—34, 36— 38, 40, 41, 46—53, 57, 61—63, 65—67, 70— 72, 80, 81, 84, 85, 87— 89, 92, 96, 97, 102; 1776, 2—7, 10, 12, 13, 15— 17, 23, 26—28, 30— 34, 36— 37, 43, 44, 46, 47). Nie tu m iejsce na dokładne omówienie tej proble­ m atyki; zainteresuje ona zapewne historyka filozofii. Lecz naw et bez szczegółowych badań źródłowych łatw o spostrzec, że m am y do czynienia z popularnym w ykładem filozofii naturalnej, że autor pozostaje pod wpływem Wolffa, bez trudu porusza się w historii starożytnej, nie są m u też obce dzieje Polski (pamiętamy, że wśród licznych tytułów M itzlera mieści się również funkcja na­ dwornego historiografa), chętnie zagląda do komedii P lauta, w resz­ cie dla ilustracji wywodu o zasługach przyw ołuje przykład cudzo­ ziemca lekarza, sprowadzonego do Polski 25. Można by tu wysunąć zastrzeżenie przeciw utożsam ianiu autora cyklu z bohaterem elo- gium, gdyby nie fakt, że w swoich wcześniejszych w ydawnictwach często uciekał się M itzler do podobnej autoreklam y. Zgromadzo­ ne powyżej przesłanki upoważniają chyba do przypisania mu autor­ stwa i tego cyklu.

Mitzlerowską recenzję ze Ślepaka w M o n i t o r z e z 1774 r. poprzedza cykl O dobrym porządku tow arzystw a (nry: 40, 41, 43, 47, 52, 62, 67— 71, 78—85), którego tem at i sposób ujęcia znów kie­ ruje naszą uwagę ku konsyliarzowi JKMci. Dużo miejsca zajm u­ ją w nim bowiem rozważania o higienie życia zbiorowego (okre­ ślające jednoznacznie zawód autora), a sąsiadują z nimi uwagi o ro­ li te atru w społeczeństwie i omówienie szeregu sztuk w ystaw ia­ nych w spółcześnie26 (zdradzające jego pozaprofesjonalne zaintere­

25 Zob. M o n i t o r , 1775, nr 97.

(10)

sowania). Jeśli uwzględnimy przy tym przemyconą w nrze 82 reklam ę Mitzlerpwskiego oleju koperwasowego, wniosek nasuwa się nieodparcie: to W awrzyniec M itzler de Kolof poucza czytelni­ ków M o n i t o r a o dobrym porządku towarzystwa.

Przedstaw ione przejaw y monitorowej działalności M itzlera za­ chęcają do-dalszych poszukiwań. Czy dopiero od 1774 r. datuje się jej ożywienie? Cofnijmy się do rocznika poprzedzającego. Siedem­ naście numerów M o n i t o r a na rok 1773 (56—72) tw orzy zw ar­ ty blok traktujący O uszczęśliwieniu Polski. Jest to rozpraw a poli­ tyczna, rozbita na czternaście num erow anych rozdziałów — przy­ stosowana jak gdyby do wydania książkowego. W opracowaniu roz­ działu o rzemiosłach pomógł autorow i niemiecki przekład francu­ skiego „dzieła o wszelkim rzem ieśle“ 27, podbudowę naukową i fi­ lozoficzną tra k ta tu dali — obok starożytnych: Platona i A rystotele­ sa — Gassendi, Kartezjusz, Newton, Leibniz, Wolff. O erudycji pi­ szącego świadczy poczet królów polskich wymienionych w histo­ rycznej części rozprawy, a o jego kontaktach warszawskich — wzmianka o Bibliotece Załuskich. Jest i echo kontaktów z Lip­ skiem, bo tam właśnie ukazyw ały się „efem erydy tow arzystw uczo­ nych“ wspomniane w tekście n ru 66. Żadne z tych spostrzeżeń, po­ jedynczo wzięte, nie miałoby wagi argum entu, cały ich zespół jed­ nak przemawia wyraźnie i tym razem za autorstw em uczonego Niemca.

Przeprowadzony tu proces poszlakowy — choć jeszcze z pew ­ nością nie zakończony28 — ukazuje M itzlera jako aktywnego współ­ pracownika M o n i t o r a w latach 1773— 1776.

ty, Pan poznany, Syn wdzięczny, Panna na wydaniu-, operetek: M ethylda

(La Methilda ritrovata), Oblubienica w iern a (La Sposa fedele). Zidentyfiko­ w ał je w oparciu o w yn ik i najnowszych badań O z i m e k , op. cit., s. 172.

27 M o n i t o r , 1773, nr 60, s. 500. M ożliw e, że chodzi o Dictionnaire des

arts et m étiers Т. С o r n e i 11 e ’ a, w ydan y w 1694 roku.

28 Do dalszych poszukiwań zachęca w zm ianka ( M o n i t o r , 1774, nr 21) o „Monitorach poprzedzających, które się p isały O uszczęśliwieniu P ol­

ski, O rolnictwie, O sztukach poży tec zn y ch dla Polski i w ogólności o hand­ lu“. Św iadczy ona bowiem , że autor rozprawki O podatkach (nry 21—22) trak ­

tuje trzy w ym ienione cykle jako pew nego rodzaju całość, a swoje uw agi jako ich kontynuację. Czy oprócz związków tem atycznych łączy je także w spólne pióro? Pozytyw na odpowiedź na to pytanie pozw oliłaby rozciągnąć autorstwo M i t z l e r a na nry 98—100 z 1773 r. (O ro ln ic tw ie ) i 9— 13 z 1774 r. (O sz tu ­

kach pożytecznych...), a pew nie i na nry 21—22 z 1774 r. (O podatkach ). Rzecz

w ym aga jednak dalszych szczegółowych badań i pozostaje na razie w sferze przypuszczeń.

(11)

270 P R Z E M Y S Ł A W A M A T U S Z E W S K A

2. Z doświadczeń i koneksji literackich

Jak sprostał wymaganiom poetyki czasopisma m oralnego M o- n i t o r i w jakim stopniu jego doświadczenia wiążą się z rozwo­ jem literatu ry stanisław ow skiej — to podstawowy problem w ba­ daniach nad pismem traktow anym jako gatunek literacki. R ejestru ­ jąc przejaw y inw encji artystycznej pisarzy monitorowych, stara­ m y się z reguły dotrzeć do jej źródeł. Są to w wielu w ypadkach — jak wyznaje zresztą Krasicki na w stępie rocznika 1772 — „źródła cudze“. Najwcześniej, bo jeszcze za życia pisma, rozpozna­ no wśród nich S p e c t a t o r a. Narosło jednak wokół tej spraw y wiele nieporozumień. Już współcześni, niepomni własnych praktyk adaptacyjnych, ukuli krzywdzącą formułę:

pism o periodyczne pod ty tu łem M o n i t o r [...] niczym innym nie było jak tylko naśladow aniem rów nego rodzaju angielskiego pism a S p e k - t a t o r zwanego. Pierw szy naw et numer, czyli w stęp i uw iadom ienie o rozkładzie tego dzieła, co do słow a w y jęte jest z S p e k t a t o r a i prze­ łożone na dość niezgrabną w wyrazach i nie bardzo gram atykalną pol­ szczyznę [...]

— krzyw ił się k sią ż ę 29 (którego troska o czystość języka ojczy­ stego przybierała niekiedy osobliwe formy). Pobieżny, fragm en­ taryczny ogląd pisma zdawał się potwierdzać tę sugestywnie w y­ powiedzianą opinię. Dlatego, być może, przetrw ała ona tak d łu g o 30. N ajjaskraw iej niesłuszną postać przybrała w uogólnieniu Woj­ ciechow skiego31, choć już Chrzanowski wykazał, w jak twórczy sposób korzystał M o n i t o r ze spectatorowego wzoru. Dopiero w naszych czasach zagadnienie doczekało się monografii. Zofia Sin- ko po gruntow nej, m ateriałow ej konfrontacji zawartości obu cza­ sopism sprowadziła do właściwych w ym iarów obiegowy sąd o na­ śladownictwie i zależności. W arto przypomnieć jej końcowe wnio­ ski:

29 С z a r t o r y s к i, op. cit., s. 66—67.

30 S ugestii C z a r t o r y s k i e g o uległ K a l e t a (op. cit., s. 119), bio­ rąc stąd pochop do p rzeciw staw ienia oryginalnego M o n i t o r a z roku 1763 — jego następcy, który nie w stydził się zapożyczeń. J. R u d n i c k a (Z gen ea­

logii „Monitora“ z roku 1763. P a m i ę t n i k L i t e r a c k i , 1955, z. 1) w y ­

kazała jednak niebaw em , że i M o n i t o r-ojciec korzystał nieźle z wzorów angielskich.

31 Zob. K. W o j c i e c h o w s k i , W iek Oświecenia. Lwów 1926, s. 72. N iesłuszność tego sądu udowodniła Z. S i n к o, „Monitor“ wobec angielskiego

(12)

Rozw ażania na tem at ilości zapożyczeń ze S p e c t a t o r a w ykazały, iż pism o polskie na ogólną liczbę 2162 dyskursów zapożyczyło zaledwie 234 artykuły. Już to spostrzeżenie — odnoszące się tylko do ilości, nie może dać naukowych podstaw do stw ierdzenia w ielk iej zależności M o n i t o ­ r a od S p e c t a t o r a . W szczegółow ych porównaniach zapożyczeń stwierdzono w w iększości w ypadków przystosow anie tekstów M o n i t o r a do warunków polskich. N iektóre zapożyczenia zostały tak gruntownie przerobione, że trudno w nich było doszukać się zależności od S p e c ­ t a t o r a 32.

Obalając tradycyjną formułę Zofia Sinko ustrzegła się jednak tak łatw ej w podobnych w ypadkach przesady:

Jest natom iast rzeczą oczywistą, że S p e c t a t o r był M o n i t o r o- w i w zorem i doradcą. D zięki lekturze S p e c t a t o r a w prow adza M o- n i t o r bogactwo form publicystycznych; jego redaktorzy poprzez lek ­ turę S p e c t a t o r a zapoznają się z klasyczną form ą m oralizatorskiego eseju i realistycznym obrazkiem obyczajowym . B yły zatem cudze do­ św iadczenia pomocą dla twórczości rodzimej i nie w olno um niejszać ich roli.

Cudze doświadczenia nie ograniczają się tylko do wpływu

S p e c t a t o r a , choć ten niem al wyłącznie był do niedawna

uwzględniany w badaniach źródłowych nad M o n i t o r e m . Nawet związki z literatu rą angielską wychodzą poza czasopismo Steele’a i Addisona. Wiadomo, że angielszczyzna docierała do Polski osiem­ nastowiecznej najczęściej drogą pośrednią, poprzez przeróbki fran ­ cuskie. Już to samo, zwłaszcza wobec istniejącej wówczas silnej więzi k u ltu raln ej z Francją, każe tam z kolei obrócić zaintere­ sowanie. Sam M o n i t o r daje zresztą niejednokrotnie pu n k t za­ czepienia dla tych poszukiwań, w ym ieniając np. jako autora w ier­ sza czy cytatu — „pewnego autora francuskiego“, a niekiedy wska­ zując i nazwisko. Pierw szy krok w kierunku sprecyzow ania tych zapożyczeń uczynił Jean Goldman, francuskim źródłom M o n i t o - r a poświęciła także rozdział swej pracy Ewa Rzadkowska 33, wy­ kazując w pływ myśli encyklopedystów na n iektóre arty k u ły na­ szego czasopisma. Zwróciła przy tym uw agę na charakterystyczne falowanie gustów literackich redakcji, w yrażające się w sięganiu do odmiennych w arstw i kręgów literatu ry francuskiej w poszcze­

32 S i n k o , op. cit., s. 193— 194.

33 Zob. J. G o 1 d m a n, La philologie romane en Pologne. A r c h i v u m N e o p h i l o l o g i c u m , t. 2, 1937. — E. R z a d k o w s k a , Encyklopedia

(13)

■272 P R Z E M Y S Ł A W A M A T U S Z E W S K A

gólnych fazach istnienia periodyku 34. W pracach Goldmana i Rzad- kowskiej zaledwie w części w ykorzystane zostały wskazówki, od­ syłacze i aluzje do francuskich źródeł, gęsto rozsiane po m onitoro­ wych rocznikach. Czekają także nadal na ujaw nienie istniejące niew ątpliw ie zapożyczenia ukryte.

Trzeci gościniec m yśli oświeceniowej wiódł z Niemiec. Niedo­ ceniane w dawniejszych badaniach historycznoliterackich związki k u ltu raln e Polski z tym ośrodkiem, zwłaszcza we wczesnej, p rek u r­ sorskiej fazie Oświecenia polskiego, w ystąpiły przekonyw ająco m. in. w pracy Klimowicza o Mitzlerze 35. Większa, niż przyw ykliś­ my sądzić, rola uczonego Niemca w redakcji M o n i t o r a każe szczególnie bacznie przew ertow ać wcześniejszą i współczesną mu literatu rę niemiecką, zwłaszcza liczne w ydaw nictw a periodyczne, pod kątem ew entualnych zapożyczeń.

Dopiero po zakończeniu takiej kw erendy da się z całą odpowie­ dzialnością określić stosunek M o n i t o r a do źródeł i wzorów obcych oraz stopień jego oryginalności. Nie uprzedzając wyników, można jednak już dziś poszukać powiązań istniejących między współczesnym życiem kulturalno-obyczajow ym i rodzim ą trad y ­ cją literacką a niektórym i form am i publicystyki monitorowej,

choćby naw et sam pierw otny pomysł był zapożyczony z zewnątrz. Oto interesujący przykład inw encji satyrycznej Bohomolca z okre­ su, kiedy łączył funkcje aktyw nego współpracownika M o n i t o r a

i redaktora W i a d o m o ś c i W a r s z a w s k i c h (nim przejął

tę pracę Łuskina). W i a d o m o ś c i notują raz po raz fak ty uciecz­ k i służących, dając tym świadectwo typowości zjawiska. Na przy­ kład:

Podaje się do wiadom ości, iż uciekł stangret dnia 2 października, w ziąw szy konia skarogniadego, w żupanie zielonym , kontusz zaś szara­ w y, pas takiż jako i kontusz, u kołpaka baran czarąy, w ierzch także jako w kontusie, im ieniem M ikołaj, w zrostu śrzedniego, tw arzy pociągłej, żółtaw o zarastał, w arkocz rudawy, po polsku mało m ów iący, natione

34 N ajcenniejsze w ydaje się spostrzeżenie R z a d k o w s k i e j (op. cit., s. 48, 50), że o ile w latach w ielkiej ofen syw y czerpie M o n i t o r chętnie z Encyklopedii i jej źródeł, o ty le „późniejsze roczniki sięgają [...] do fran­ cuskiego klasycyzm u lub do popularno-beletrystycznych w yd aw n ictw XVIII w iek u “, a w schyłkowym okresie „nie można już nawet znaleźć tłumaczeń pisarzy św ieckich XVII w iek u “. U ogólnienie powyższe nie dotyczy jednak zawartości rocznika 1785, nie znanego jeszcze autorce w czasie pracy nad tym tem atem .

(14)

Czech. Kto by takiego przytrzym ał, niech daje znać do pałacyku Jejmci Pani Latour, będzie m iał nadgrodę czerwonych złotych 20 3e.

Albo:

Człowiek w zrostu śrzedniego, prędko m ówiący, zająkający się, lat

circiter 27, Lew ickim nazyw ający się, okradszy pana sw ego na Wo­

łyn iu w pow iecie krzem ienieckim na półtora tysiąca pod niebytność pań ­ ską, przy tym w ziął źrzebca w czwartym roku skarogniadego, gwiazdkę m ałą na czele i kopyto zadnie białe mającego. Kto by tego przejął i dał znać na pocztę w ołyń ską krzem ieniecką do Jmci Pana Lewandowskiego, k rzem ienieckiej poczty J.K.Mci sekretarza, odbierze niezawodnie rekom - pensy czerwonych złotych 10 37.

Doniesienia W i a d o m o ś c i W a r s z a w s k i c h zaw ierały

tylko część praw dy o w zajem nych stosunkach panów i sług. W sty­ dliwie przemilczały częste wypadki przeciwne, kiedy przyczyną zbiegostwa było złe traktow anie lub niewypłacanie zasług przez chlebodawcę. Odczuł tę lukę Bohomolec i w ypełnił ją następującym Doniesieniem zamieszczonym w M o n i t o r z e :

P ew n y lokaj wzrostu śrzedniego, tw arzy ani białej, ani czarnej, do­ służyw szy roku nie chciał dalej służyć i poszedł od pana nieodpowiednie, z tej szczególnie przyczyny, iż mu należących za zasługi czer. zł 30 nie dopłacono. K to by go złapał, niech zaraz okuje i daje znać na pocztę tutejszą; będzie m iał za to nadgrody czerwonych zł 10 0 38.

Bohomolec-satyryk wyzyskał tu doświadczenia zdobyte w redak­ cji W i a d o m o ś c i . Doniesieniom ogłaszanym z urzędu, na ży­ czenie dostojnych klientów gazety w yraźnie inform acyjnej, prze­ ciwstawił w piśmie o charakterze ideowym mistrzowską ich p a­ rodię. Nie zaniedbał sparodiować naw et szczegółów rysopisu, z ta ­ kim upodobaniem wyliczanych w pierwowzorze.

Swoje ironiczne Doniesienie pomieścił Bohomolec w zakończę- , niu num eru wypełnionego w całości utrzym anym i w podobnym to­ nie Nowinami z różnych stron Polski. Nie jest to pierwszy M o- n i t o r zredagowany w ten sposób. Now iny pojawiły się już w nrach 18 i 28 r. 1768, znajdziemy je jeszcze w nrze 80 tegoż roku i 5 roku następnego39. Po kilkuletniej przerw ie spróbuje je wskrzesić Mich­

36 W i a d o m o ś c i W a r s z a w s k i e z 7 X 1767, nr 80, Suplem ent. 37 T a m ż e , z 30X11 1767, nr 104, Suplem ent.

38 M o n i t o r , 1768, nr 37.

39 Zapiski M i n a s o w i c z a , na podstaw ie których ustalono autorstwo B o h o m o l c a (dla nrów 18, 28, 37 i 80 z 1768 r.) oraz M i c h n i e w s k i e ­ g o (dla nru 29 z 1773 r.) nie mówią nic o autorze nru 5 z 1769 roku. Boho- m olcow i przypisuje go B i e g e l e i s e n .

(15)

274 P R Z E M Y S Ł A W A M A T U S Z E W S K A *

niewski w nrze 29 z 1773 r., wystąpią też sporadycznie i później 40. Nadają one satyrze wdzięczną i zajm ującą formę. Rodowód jej trudno dziś precyzyjnie ustalić ze względu na ogromną popular­ ność i żywotność pomysłu. Zmyślone nowiny — satyryczne lub tylko zabawne — znają od dawna literatu ry zachodnie. Zna je rów­ nież i Polska XVII wieku. W ystarczy otworzyć jeden z opasłych tomów Badeckiego, by wśród Nowin polskich sowiźrzalów odnaleźć dowcipne, oparte najczęściej na poetyce nonsensu traw estacje form gazetowych. Przyw ołanie tej trad y cji nie ma na celu wykazania ja ­ kichś bezpośrednich związków między działalnością Bohomolca i igraszkami rybałtów . Zasadnicza odrębność form acji kulturalnych, jakie reprezentują, w yraźne odcinanie się lum inarzy Oświecenia od jarm arcznej spuścizny wieku poprzedniego — zdaje się w yklu­

czać możliwość takiego związku. Bliższy jest M o n i t o r o w i

„M erkuriusz francuski“ 41 niż polscy Sowizdrzałowie, ale sam fakt, że narodzinom gazet w Polsce towarzyszą niem al od początku ro­ dzime form y traw estacji, pozwala widzieć w nich naturalny i po­ wszechny odruch literacki, a tym samym zmniejsza ciężar gatun­ kowy zapożyczenia.

W brew praktyce wielu pisarzy, także z kręgu M o n i t o r a , Bohomolec często przyznaje się otw arcie do korzystania z cudzego pomysłu, naw et wtedy, gdy dzięki m isternej aktualizacji mógłby on ujść za oryginalny. Nawiązując np. do obrad sejmu, który w ła­ śnie dopiero co uchw alił „ordynację czopowego i szelężnego“ 42, zgłasza żartobliw y projekt dalszego pomnożenia dochodów pań­

stwowych przez opodatkowanie najpowszechniejszych przyw ar

i występków: pijaństw a, krzywoprzysięstwa itp. Popiera go nawet skrupulatnym wyliczeniem domniemanej in traty . I dopiero z za­ kończenia arty k ułu odczytujem y historię pomysłu:

Ani m yślę przypisyw ać sobie w ynalazku tego projektu. Pan doktor S w ift najpierw szy go przełożył Anglikom . Po nim pan D esfontaines zale­ cił Francuzom 43.

40 Zob. M o n i t o r , 1773, nr 94; 1774, nr 54. Autorstwo nie ustalone. 41 Prawdopodobnie M e r c u r e d e F r a n c e , tygodnik założony przez d e V i s é . W ychodził od 1672 r., początkowo pt. M e г с u r e G a l a n t .

42 Uchw alona przez sejm w 1768 r., nie w eszła jednak ordynacja w życie, w skrzesił ją dopiero sejm delegacyjny z lat 1773—1775. Zob. T. K o r z o n ,

W ew n ętrzn e dzie je Polski za Stanisła wa Augusta. T. 3. Kraków 1897, s. 161.

(16)

Podstawową i najczyściej stosowaną form ą listu zawdzięcza M o n i t o r z całą pewnością doświadczeniom S p e c t a t o r a. P a­ m iętając o tym, nie zaw adzi jednak i w zakresie form epistolar- nych poszukać związków polskiego czasopisma z życiem. Świadczą o nich listy napływ ające do M o n i t o r a spoza kręgu redakcyj­ nego. N iektóre — jak list w spraw ie komedii Bohomolca M ałżeń­ stwo z kalendarza — spoczywały w tece redakcyjnej 44, część prze­ dostała się prawdopodobnie na łam y pisma, by otrzym ać w nim zarazem odprawę. Do takich głosów z zew nątrz radzi byśm y za­ liczyć list opatrzony podpisem Zygm unta Prawdzickiego, za­ mieszczony w 53 nrze M o n i t o r a na rok 1765, „zrefutow any“ natychm iast w tym że n u m e rz e 45. Trudno jednak dziś rozgrani­ czyć domniemane au ten ty k i od chętnie upraw ianego przez redak­ cję persyflażu. Zdradza go najczęściej styl, niekiedy złośliwy traf redakcyjny, spraw iający, że z góry przygotow ana odpowiedź uka­ zuje się w druku przed listem, który m iał ją niejako sprowoko­ wać 46. Trudność potęguje fakt, że to samo przybrane ad hoc na­ zwisko służy niejednokrotnie osobom o zgoła odmiennych zapatry­ waniach. Po tym zastrzeżeniu zatrzym ajm y się na chwilę nad genealogią rodu Prawdzickich, którego potomek jeszcze w połowie następnego stulecia zabierze głos w dyskusji o Prawdach żyw o tnych narodu polskiego.

Prawdzicki, który w nrze 37 M o n i t o r a z 1771 r. zapytuje filuternie: „czyli jeszcze kłamstwo jest u nas występkiem , jak by­ wało przedtem ? Czyli też już wzięło indygenat policząjący go w po­ czet cnót chwalebnych?“ — nie w ydaje się blisko spokrew niony z autorem listu przeciw tolerancji, ma za to — w brew pozorom — w iele wspólnego z... Mentyckim, który tak oto uzasadniał niegdyś

chwilową zmianę nazwiska:

znałeś m ię dobrze, k iedy zwałem się Prawdzickim , ale czytając M o n i ­ t o r a sub n[umer]o 2, że Tantum aevi longinąua va let m u ta re v e tu sta s,

44 List w ydobył i opublikował B. G u b r y n o w i c z , Na marginesie „Mo­

nitora“. W: Studia staropolskie. Księga ku czci Aleksandra Brückner a. K ra­

ków 1928. Zawartość teki opisał, i częściowo przedrukował, B e r n a c k i , op. cit., s. 398—431.

45 Polem ika dotyczy k w estii cudzoziem ców -dysydentów . Już K a l e t a (op. cit., s. 135) w yraził przypuszczenie, że autorem listu jest „człowiek spoza grupy M o n i t o r a“.

46 Tak np. w 1769 r. odpowiedź na list C z y t e l n i c k i e g o (rozbity na nry 2 i 12) w ydrukow ano już w nrze 11, choć dotyczy ona przew ażnie spraw poruszanych w drugiej części listu.

(17)

276 P R Z E M Y S Ł A W A M A T U S Z E W S K A

z tej samej racji, jako też uw ażając czasy teraźniejsze, iż prawda żadnej nie ma estym acji, w ięcej w ażą kłam stw a i nierzetelności, przyszło mi do głow y, ażebym też przez akomodacją niniejszej porze odm ienił im ię i n a­ zw ał się M entyckim 47.

W arto chyba odnotować po drodze to dodatkowe ogniwo, łączą­ ce M o n i t o r a - syna z jego protoplastą z roku 1763.

Nowatorskim na gruncie M o n i t o r a chwytem je st list za­ mieszczony w nrze 59 z 1780 roku. Ma on formę supliki chłopskiej skierowanej do „Wielmożnego Imci Pana M o t o r a“ (tak znie­ kształcili jego imię fikcyjni autorzy listu), aby raz jeszcze zaape­ lować do sum ień potencjalnych „dobrych panów “. List je st stylizo­ w any na gwarę (prym ityw na stylizacja ogranicza się właściwie do mazurzenia), a jego opublikowanie w okresie bezpośrednio poprze­ dzającym obrady sejm ikowe można chyba uznać za próbę przygo­ towania opinii publicznej do postulowanych przez Zamoyskiego ulg dla poddanych. Ten zabieg publicystyczny — w czasopiśmie odo­ sobniony — uzyskał nieoczekiwanie kontekst literacki w śród przed­ stawionych przez Juliusza W iktora Gomulickiego form przenikania folkloru do poezji polskiego Oświecenia (w odczycie wygłoszonym na zebraniu naukowym IBL 24 m arca 1959). Stylizację pociągnął tu za sobą tem at i hum anitarna tendencja. Trzeba przy tym stw ier­ dzić, że przysłowiowy „infernus rusticorum “ był jednym z po­ ważnych czynników kształtujących odrębność myśli i literatu ry polskiego Oświecenia w stosunku do wzorów. Jeden znamienny fak t z M o n i t o r a niech posłuży za przykład. W roczniku 1772, któ ry przyw ykliśm y traktow ać jako „bez ekscepcji“ wzięty ze S p e c t a t o r a, Zofia Sinko odnalazła jeden dyskurs — poza wstępnym, również oryginalnym — nie* m ający odpowiednika w piśmie angielskim. Jest to właśnie list-skarga starego sługi na pana.

Ale miejsce czasopisma w geografii literackiej epoki określa nie tyle jego stosunek do wzorów, co linie, wzdłuż których rozcho­ dzi się promieniowanie jego artystyczno-ideow ych koncepcji na współczesne i późniejsze dzieła literackie. Kilka takich linii, wio­ dących do twórczości Naruszewicza i Krasickiego, nakreślił Ignacy Chrzanow ski48, drogę od M o n i t o r a do Pana Podstolego zary­

47 Kopia listu JPana M entyckiego do JWJMPana Poniatowskiego stol­

nika W. Ks. Lit. in se ptem bri 1763 pisanego. Cyt. za K a l e t ą , op. cit., s. 175.

48 I. C h r z a n o w s k i : 1) O satyrach Naruszewicza. P a m i ę t n i k L i t e r a c k i , 1902, s. 14—23, 224—256. — 2) P rzy c zy n e k do gen ezy „Pijań­

(18)

sował Leon K isie l49, związkom periodyku z komedią wczesnego Oświecenia przyjrzeli się niedawno Roman Wołoszyński i S tani­ sław Ozimek 50. Nim zostaną pod tym kątem przebadane inne w y­ bitne utw ory epoki, niech będzie wolno w ysunąć tu jeszcze kilka dalszych sugestii. Jedna z nich dotyczy Monachomachii. Ze dla w yjaśnienia genezy tego poem atu nie trzeba było przywoływać aż „ducha w olteriańskiego“ z Sans-Souci, udowodnił już w 1954 r. Tadeusz Mikulski. W poszukiw aniu rodzim ych antecedencji W ojny m n ic h ó w 51 w arto, jak się w ydaje, otw orzyć także M o n i t o r a . Choćby po to, by odczytać interesujące fragm enty Sonetu Bachu­ sowego o w in n y m tr u n k u :

Czują w w inie smak w Lublinie, I w Piotrkow ie gardł nie m inie,

Radzi się nim zabawią. Choć zwątpiona jest spraweczka, Darowna ją w esprze beczka,

Na nogach ją postaw ią.

Przy ofierze w naszej w ierze Trzykroć wino w kielich bierze

K apłan ofiarujący.

Gdzie go zbyw a, mszy nie bywa I św iątości nie zażyw a

Lud w in a nie m ający.

Piją m niszy sobie w ciszy, N ikt tam krzyku nie u słyszy,

M ilcz bracie! m ilcz przeorze!

s tw a “ i „Żony m o d n ej“ Krasickiego. T a m ż e , s. 440—442. — 3) Krasicki jako autor „Monitora“ z roku 1772. T a m ż e , 1904, s. 281—>294. Do obserwacji

Chrzanowskiego na tem at związku satyr X BW z M o n i t o r e m dorzucił ostatnio parę n ow ych spostrzeżeń Z. G o l i ń s k i w: I. K r a s i c k i , S a t y r y i listy. W rocław 1958, s. X X V —X X X III. B i b l i o t e k a N a r o d o w a . Seria I, nr 169.

49 L. K i s i e l , „Pan Podstoli“ w o b e c „Monitora“. K ow el 1927. M otywy w spólne pow ieści i czasopism u odnalazł ponadto M. K l i m o w i c z (Nieznane

wiersze Ignacego Krasickiego. P a m i ę t n i k L i t e r a c k i , 1953, z. 2) także w m iniaturze poetyckiej XBW pt. N adgrobek chłopa.

50 R. W o ł o s z y ń s k i w: I. K r a s i c k i , Kom edie . Warszawa 1956. —

O z i m e k , op. cit.

51 Por. R. P o 11 a k, A n teceden cje ,^Monachomachii“. Z e s z y t y W r o ­ c ł a w s k i e , 1952, nr 1, s. 143— 152. — J. W. G o m u l i c k i , Nad klaw iatu rą

„Organów“ K ajetan a Węgierskiego. W: T. K. W ę g i e r s k i , Organy. War­

(19)

2 7 8 P R Z E M Y S Ł A W A M A T U S Z E W S K A Piją mniszki swe kieliszki, Każda do swej towarzyszki

W cichości i pokorze.

Lekki, swobodny ton wiersza, spraw ny i giętki język, celna ironia — wprowadzają nas niemal w atmosferę „rozkosznego sie­ dliska świętych próżniaków“ i każą żałować, że nie udało się od­ naleźć nazwiska utalentow anego poprzednika XBW 52.

Inna sugestia nasuwa się przy lekturze Fenelona, którego tw ór­ czość (a zwłaszcza Dialogues des morts) cieszyła się w M o ­ n i t o r z e dużym powodzeniem. Szczególnie zaciekawia rozmowa Lucjana z Herodotem, nie darm o ogłoszona u progu wielkiej kam ­ panii historiograficznej polskiego Oświecenia, na kilka miesięcy przed Historią Krasickiego. Trudno obronić się przed skojarzeniem m yśli zaw artych w dialogu — z funkcją, jaką wyznaczył Krasic­ ki swemu Nieśmiertelnemu. Bo oto mówi Lucjanus:

Cóżeś ty chciał, żebym robił, czy żebym tych w idział, którzy po­ m arli w ielą w iekam i przed moim narodzeniem? Nie pam iętam ja, żebym m iał być podczas oblężenia Troi, jak Pitagoras. Nie każdy to z ludzi m oże być Euforbem.

Herodotus: Owoż żart drugi! Takie to tw oje odpowiedzi na naj- gruntow niejsze uwagi. Życzęć, na tw oje ukaranie, aby cię bogowie, w których ty nie chciałeś w ierzyć, posłali w ciało jakiego wędrownika, który by po wszystkich tych krajach wędrował, których ja rzeczy pa­ m ięci godne opisałem, a tyś je za bajki poczytał.

Lucjanus: Po tym w szystkim nie zostało by m i w ięcej jak tylko z ciała do ciała przechodzić po w szystkich sektach filozofskich, które osławiłem ; a tak utrzym ywałbym kolejno w szystkie zdania przeciwne, z których żartowałem , co by było bardzo pięknie. A leś ty także prawił rzeczy coś w edle tego do w iary podob ne53.

W m iarę przysłuchiwania się tej rozmowie zaczyna kształtować się w naszej wyobraźni znana skądinąd postać: nieśm iertelny świa­ dek historii, prostujący fałsze dziejopisów, dający im lekcję kry­ tycyzmu. Wiadomo — przyznał się do tego sam Krasicki — że G rum drypp wywodzi się z rodu Swiftowskich Struldbrugów , po

52 M i n a s o w i c z (zob. S m o l e ń s k i , op. cit., s. 151) zalicza w praw ­ dzie ten numer M o n i t o r a (1773, nr 52) do opracowanych przez siebie, ale m oże on być jedynie w ydaw cą wiersza, którego tek st znajduje się już w rę­ kopisie z końca X V II i pocz. XVIII w iek u (Bibl. Ossolineum, rkps nr 253). Wiadomość tę zawdzięczam mgr E. A l e k s a n d r o w s k i e j .

(20)

których odziedziczył uciążliwą nieśmiertelność. Ale sceptycyzmu historycznego mógł się nauczyć od Lucjana, którego cień wywołał Fenelon z Pól Elizejskich. Względy chronologiczne każą w yklu­ czyć proste pośrednictwo M o n i t o r a : przywilej na druk Historii, wydany Gröllowi 4 lutego 1776, świadczy, że już wtedy miał K ra­ sicki gotową przynajm niej koncepcję dzieła. Wolno jednak przy­ puścić, że znał ten tekst wcześniej w oryginale. Tomik Fenelona musiał znajdować się w posiadaniu redakcji M o n i t o r a już w 1765 r., czego dowodzi opowiedziana w nrze 76 dość dokładnie, choć bez wskazania źródła, historia młodej „sielanki“ zaślubionej k ró lo w i54.

Szkoła M o n i t o r a to wszakże nie tylko pomysły literackie i scenki obyczajowe chw ytane na gorąco z życia, utrw alane w cza­ sopiśmie, przenoszone z czasem na indyw idualny w arsztat twórczy. To również, i przede wszystkim, właśnie wykuwanie i doskonale­ nie owego w arsztatu. I to poczynając od języka, mającego do odro­ bienia — zwłaszcza w prozie — ogromne zaległości. Spójrzm y na tę sytuację oczami wybornego znawcy epoki:

Proza Oświecenia powstaje najpierw na użytek czasopisma i do­ rasta z wolna do typu periodyku, jaki przedstawia M o n i t o r . Jest to proza gaw ędy, felietonu, listu do redakcji, dyskusji z czytelnikiem . Pisarstw o podobne stanow i doświadczenie literackie, które nie ma w Polsce poprzedników. Dopiero pisarz stanisław ow ski przechodzi przez sem inarium literackie, seminarium prozy. Uczy się w tej szkole roz­ różniać opis i opowiadanie, budować dialog, komentarz autorski, nie gubić dzieła w monologu, w d y sk u rsie55.

Jednym z często upraw ianych w tej szkole ćwiczeń literackich jest przekład. Podejm ują go pracownicy M o n i t o r a , świadomi zarówno trudności, jak i płynących z tej pracy korzyści dla pol­ szczyzny. Dlatego nie zwykli poprzestawać na jednorazowym prze­ tłumaczeniu utw oru bądź fragm entu, który ich zainteresował. Ze­ stawienia Zofii Sinko wykazały, że niektóre dyskursy S p e c t a t o - r a otrzym yw ały dwie, a naw et trzy lub cztery różne w ersje

pol-54 Po raz drugi opracuje ją M o n i t o r (1778, nr 14) — już jako „po­ w ieść m oralną“ z F e n e l o n a — pt. Chlorys. W późniejszym przekładzie P o d o s k i e g o (pt. R o z m o w y wielkich kró ló w i sławnych m ę żó w w Polach

Elizejskich, z powieściami zabawnymi... Warszawa 1786) nosi ona tytuł Zda­ rzenie Florysy.

55 T. M i k u l s k i , Walk a o ję z y k polski w czasach Oświecenia. W: Ze

(21)

280 P R Z E M Y S Ł A W A M A T U S Z E W S K A

skie w rocznikach M o n i t o r a 56. I tak np. dw ukrotnie został w nim w ykorzystany oryginalny pomysł spectatorow y — sekcja anatomiczna jako narzędzie satyry . Pierw szy przekład, pióra Mi­ nasowicza, w ypełnia aż dw a num ery Monitora w 1769 r.: Rozebra­ nie głowy gaszka (84) i O tworzenie serca ko kietki (86). Drugi — w raz z całą teką „nie zażytych dyskursów “, przeznaczonych na w ypełnienie rocznika 1772' — przesłał redakcji Krasicki. Zmieścił on na przestrzeni jednego num eru Rozebranie głowy gacha i ser­ ca gaszycy 57. K ondensacja wyszła satyrze na dobre. Krasicki, przy­ szły autor bajek, już u progu k ariery literackiej zademonstrował swoje m istrzostw o sk ró tu artystycznego. Dzięki oszczędnemu uży­ ciu słów utw ory zyskują na wyrazie. Oto kilka próbek, zaczerpnię­ tych prawie bez w yboru 58:

M IN A S O W IC Z

W ziąłem to serce w rękę, abym też pom iarkował jego wagę, ale m i się zdało tak lekkie, żem naty­ chm iast osądził, iż m usiało w nim być w iele pustek.

W ten czas dopierośm y tam po­ strzegli, i to przez microscopia, m i­ niaturkę m ałego człow ieczka w d ziw ­ ny strój bardzo odzianego. Im bar­ dziej mu się przypatryw ałem , tym bardziej m i się zdawało, żem go gdzieś w idział, nie mogąc sobie ni czasu, ni m iejsca przypom nieć; aż k toś na koniec z kom panii, który m u się bliżej nad innych p rzyp atry­ w ał, dał go nam poznać oczyw iście po składzie twarzy, że ten m iluchny bałw anek, w pośrzodku serca tak osadzony, nie k to inny b ył, tylko nieboszczyk gaszek, k tóregośm y mózg niedaw no roztrząsali.

56 Rekordową liczbę przeróbek i adaptacji otrzym ał spectatorow y dys­ kurs O p o ży te c zn y m u życiu czasu. Zob. M o n i t o r , 1765, nr 3; 1768, nr 2; 1772, nr 10; 1785, nr 67. Por. S i n k o , op. cit., s. 48.

57 T ytuły tłum aczeń M i n a s o w i c z a oryginalne, ty tu ł K r a s i c k i e ­ g o w zięty z Notatn ika. Por. B e r n a c k i , op. cit., s. 107.

58 Teksty M i n a s o w i c z a : M o n i t o r , 1769, nr 86; tek sty K r a s i c ­ k i e g o : t a m ż e , 1772, nr 55.

K R A S IC K I

W ziąłem w rękę to serce, zdało mi się być leksze od piórka.

N ie w ierząc oczom użyliśm y mikroskopium, aż na koniec m ię­

dzy niezm iernym stosem blondyn postrzegliśm y m aleńki portrecik; nie w ied zieliśm y, kogo w yrażał, gdy nas ostrzegł jeden z patrzących, iż gło­ w ę oryginału św ieżośm y anatomizo- w ali.

(22)

Podobnie zestawiać by można dw ukrotne przekłady innych a r­ tykułów spectatorowych, najczęściej w tym sam ym układzie: Mi- nasowicz — Krasicki lub Bohomolec — K rasicki, i z podobnym na ogół wynikiem. Gwoli sprawiedliwości trzeba jednak podkreślić i osiągnięcia Minasowicza-tłumacza. P rzede wszystkim w przy­ sw ajaniu polszczyźnie H oracego59. Na szczególną uwagę zasługują zwłaszcza jego niektóre dopiski, mówiące o świadomym kształto­ waniu języka i form translatorskich. Oto Minasowicz w pogoni za synonimami:

M etafora w zięta od s z e r m i e r z y , czyli g l a d i a t o r ó w albo z a b i j a k ó w , wreszcie w y s i e k a c z ó w... 60

G ust do gromadzenia m niej lub bardziej szczęśliwych synoni­ mów — naw yk pracowitego tłum acza — je st cechą charaktery­ styczną stylu Minasowicza. Rozpoznamy go łatw o w pierwszym zdaniu wypowiedzi, cytowanej tu zresztą dla innych powodów, a mianowicie jako uzasadnienie i poniekąd uspraw iedliw ienie białe­ go wiersza w przekładzie:

Ten sposób pisania w ierszem nierym nym , czyli bezskładnym albo do spadków nie przywiązanym , nie nowy: gdyż i O d p ra w a posłów g re c­

kich, drama Kochanowskiego, i Juvenalis r e d iv i v u s Opalińskiego, czyli

satyry i przestrogi do naprawy obyczajów polskich należące etc., ta- kim że w ierszem są napisane dla w ięk szej rzeczy w yrazistości, którą dla składu rymu często się u ch ylić lub uchybić trafia z przyćm ieniem sensu lub m niej zupełnym w yłu szczeniem m yśli autora, zwłaszcza w tłu ­ m aczeniu 61.

M iarą sprawności i bogactwa języka naginanego do w yrażania skomplikowanych treści i odcieni znaczeniowych oryginału może być na pewno przetłum aczony przez Krasickiego ze S p e c t a t o r a fragm ent mówiący o przem ianach płótna:

Podw łośnik gotow alniany staje się rom ansem i, choć form ę przeina­ czył, przyrodzenia nie pozbył. Worek z pieniędzy, przeistoczony w w e ­ k sel, nie postrzega odmiany. M ankiety zaś naszych galantów , gdy się stają księgą moralną, są n ajżyw szym przykładem i podobieństwem n ie- stateczności stworzonych r z e c z y 82.

59 Por. W. O g r o d z i ń s k i , Polskie p rze k ła d y Horacego. Kraków 1935, s. 69—77.

80 M o n i t o r , 1773, nr 90, s. 707. O ile nie zaznaczono inaczej, podkre­ ślenia w cytatach należą do P. M.

61 T a m ż e , 1775, nr 31. 82 T a m ż e , 1772, nr 41.

(23)

2 8 2 P R Z E M Y S Ł A W A M A T U S Z E W S K A

Ale i nieznany autor M o n i t o r a z 1769 r. (przedrukow ane­ go zresztą po dziesięciu latach — w nrze 15 z 1779 r.) daje dowody owocnej inwencji frazeologicznej i dyscypliny w zakresie składni. Posłuchajm y jego przestróg dla Polski:

Rzym to nieszczęście przed swoim upadkiem widział, izali nie jest także przed naszym? Jeśli puszczę m yśli w poprzedzone w iek am i czasy, w e w szystkich w ojnach trium fy dziczy nad m iękkością ujrzę! B abileń- czykowie rozkoszni zginęli od Persów ostro w ychow anych, Persowie zniew ieścieli od M acedończyków do niew czasu przyuczonych obaleni; Grekowie w delikatność życia zapędzeni przed trudami niezłam anym Rzym ianem upadli; Rzym ianie w rozkoszach przem yślni od Gotów, Wandalów i Longobardów pokonani; Gotowie w Hiszpanii zm iękczyli swą srogość i w jarzmo Saracenów dostali się; Saraceni w ydali się na uciechy i przed Roderykiem , w górach asturyjskich surowością życia wzm ocnionym , pier[z]chać musieli. M iły narodzie! -chcesz rozkoszne ży­ cie prowadzić, pom yślże naprzód, aby w Europie i w części A zji przy­ najm niej nieodległej od ciebie kraje sąsiedzkie nie surowie chowały obywatelów. Inaczej krótkoli długoli przed tym i karku nachylić musisz, którzy rozkoszami i m iękkością sił zdolnych do boju nie o sła b ią 63.

Trzeba było nie byle jakiej świadomości językowej, by zgro­ madzić tyle wyrażeń synonimicznych.

Tym owocnym ćwiczeniom stylistyczno-językowym towarzyszą i w M o n i t o r z e — choć głównie na innym terenie, w zasięgu działania Towarzystwa do Ksiąg Elem entarnych — konkretne pra­ ce nad uporządkowaniem leksyki i sem antyki (np. publikowane w latach 1775 i 1780 zestawienia wyrazów złożonych lub próby de­ finicji p o ję ć 64). Ale te m ateriały należą już tylko do historii języka, nie literatury.

63 T a m ż e , 1769, nr 42.

64 W roku 1775 słowniczek taki, nadesłany rzekomo przez Spytka S ł o ­ w i ń s k i e g o , w ypełnia nry 76— 77. Przedruk ( M o n i t o r , 1780, nry 17—20) pod nazwiskiem Spytka S ł o w a c k i e g o , uzupełniony następnie (nry 33— 34) nowym m ateriałem przez Benedykta S ł o w i ń s k i e g o . Ciekawą próbą definicji jest ( M o n i t o r , 1778, nr 36) w yjaśnienie terminu „polityka“: „Przeczytawszy w zm iankę polityki, nie rozumiem, aby się znalazł taki idiota, który by m ógł rozumieć, że tu się podaje nauka polityki w pospoli­ tym rozum ieniu w ziętej, to jest: jak pięknie się kłaniać, kształtnie postaw ę swoją układać, grzecznie konwersować, zgoła w e w szystkim , co do powierz­ chowności należy, obyczajnie się sprawować; tak bowiem rozum iejąc omy­ liłby się, gdyż tu nie o grzeczności, nie o obyczajności i kształtnym ze­ w nętrznych postępków ułożeniu mowa, lecz o polityce, czyli policji, która jest nauką o postanowieniu rzeczypospolitej i onej sprawowaniu, czyli rządzeniu“.

(24)

Osobnym zagadnieniem jest dobór lektury, jaką prezentuje swoim odbiorcom M o n i t o r . Pam iętny swej roli wychowawcy narodu szlacheckiego, nie zapomina on równocześnie o prawach psychologicznych i potrzebach rynku czytelniczego. Psychologię od­ bioru dzieła literackiego poddał analizie Addison w cyklu filozo- ficzno-estetycznym The pleasures of Imagination, tłumaczonym przez Krasickiego dla celów redakcyjnych. Zauważył on mianowi­ cie, że naw et rzeczy przykre przedstawione w obrazie literackim mogą dostarczyć w rażeń przyjemnych:

łzy w yciśnione czytaniem tragedii, w estchnienia z powieści niefortunnej m ają sw oją słodycz.

Dzieje się to praw em kontrastu:

Widząc innych nieszczęśliw ych, miłość w łasna czyni natychm iast porów nanie cudzego nieszczęścia z swoim stanem. Wolni od niebezpie­ czeństw, na które widziem y, iż się drudzy narażali, im cięższe ich skutki uw ażam y, tym dzielniej czujemy aktualną spokojność i bezpieczeństwo nasze °5.

Sytuację na ry nku wydawniczym w Polsce scharakteryzował trafnie Wacław Orłowski, widząc przyczynę powodzenia i popu­ larności M o n i t o r a w „poszukiwaniu lektury, zastępującej po­ wieść lub romans obyczajowy, którego Polska w połowie XVIII wie­ ku jeszcze nie m iała“ 66. Istniała wprawdzie dość obfita tradycja rom ansu staropolskiego, wiele pozycji doczekało się naw et kilka­ krotnych wznowień na przestrzeni stu le cia67, ale do tej tradycji oświeceni odnosili się na ogół z dużą rezerwą. Wojciechowski okre­ ślił naw et ich postawę jako kampanię przeciw „romaniom“, kam ­ panię, w której i M o n i t o r miał swój udział, uśmieszając mod­ ną i pustą damę czytającą „Kolloandra, Chryzeidę, Magiellonę, Banelukę etc.“ 68 Chcąc w ytrącić z rąk czytelnika podobne lektury szuka więc M o n i t o r , czym by je zastąpić. I tu z pomocą przy­ chodzi przede wszystkim literatura angielska, dostarczając be­

65 M o n i t o r , 1772, nr 62.

66 W. O r ł o w s k i , S a tyra na łamach „Monitora“ Bohomolcowego. В i- b l i o t e k a W a r s z a w s k a , 1912, t. 2, s. 81.

67 Np. Historia o ży w ocie i znamienitych sprawach Aleksandra W ie l­

kiego m iała w X V III w. pięć wydań: 1701, 1733, m iędzy r. 1740 a 1750,

1751, 1766. Dwa ostatnie pod zm ienionym tytułem . Por. E s t r e i c h e r XVIII, 2 1 1.

(25)

284 P R Z E M Y S Ł A W A M A T U S Z E W S K A

letry styk i równie zajm ującej i „wzruszającej pasje“, ale nie obcią­ żonej średniowiecznym rodowodem i wychowującej czytelnika w duchu nowej, mieszczańskiej moralności. Przytoczmy, jako najbardziej typową, historię niejakiego Wilsona i jego roztropnej żony, zamieszczoną w M o n i t o r z e z roku 1768. Je st to „hi­ storia najprzód po angielsku napisana, a potem na francuski język przełożona w książce Le m onde“. Z kolei na polszczyznę przetłu ­ maczył ją Bohomolec.

Ów Wilson miał wielce bogatą i cnotliwą żonę, lecz nie mogąc się doczekać potomka, stracił do niej serce. Niebawem zakochał się w przypadkowo spotkanej, nieszczęśliwej i ubogiej wdowie. Pozy­ skawszy „przez swoję hojność i stateczne usługi“ jej zaufanie, Wkrótce doczekał się syna. W tym czasie żona odkryła jego sekret i postanowiła odwiedzić ryw alkę. U jęta jej dobrocią, nie w yjawiła, kim je st naprawdę, a sw oją roztropnością ułatw iła mężowi, który ją tam zastał, w ybrnięcie z tru d n ej sytuacji. To w ystarczyło, aby wskrzesić jego szacunek i miłość. N atychm iast w yrzekł się wdowy, „a uczyniwszy tysiąc oświadczenia wierności swej żonie, prosił jej, aby zapomniawszy na to wszystko, co się stało, pokazała w spa­ niałość serca swojego i przyjęła go jako m ałżonka“. Prośbę jego poparła wdowa, która podsłuchała całą rozmowę. C harakterystycz­ ne jest zakończenie:

Krótko m ówiąc, łzy i w zdychania w zajem ne potw ierdziły zgodę owego m ałżeństw a. W dowa u c z c i w ą o p a t r z o n a p e n s j ą , na usilne prośby pani W ilson oddała jej sw ego synaczka, którego ona jak sw ojego kochała, sam a za rok p ow iła córkę. W dowa w lat dw ie potem poszła za mąż z a c z ł e k a b o g a t e g o . A pan W ilson nadgrodził swój błąd stateczną w iernością i wdzięcznością ku swej m a łżo n ceee.

Historia odpowiadała gustom czytelników. Drażniąc wyobraź­ nię nagromadzeniem m elodram a tycznych spięć, uspokajała jedno­ cześnie, że wszystko się dobrze kończy, zgodnie z mieszczańskim pojęciem szczęścia i cnoty. M o n i t o r , nie poprzestając na sa- m ej wymowie historii, okrasza ją jeszcze m orałem. Ale i bez niego wszystko jest jasne. L ek tu ra tego typu uczy cnotliwego, roztrop­ nego postępowania, obiecując w nagrodę bogactwo.

W poszukiwaniu le k tu ry z dreszczykiem sięga przecie M o n i ­ t o r i do źródeł daw niejszych. Znajdzie się wśród nich Boccaccio

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zadania do omówienia na ćwiczeniach w czwartek 28.01.2021 i wtorek 2.02.2021.. Zadania należy spróbować rozwiązać

Rzucamy 10 razy

Proszę uzasadnić, że liczba podzbiorów zbioru n-elementowego o nieparzystej liczbie elementów jest równa liczbie podzbiorów o parzystej liczbie elementów i wynosi 2 n−1...

Na szachownicy n×n umieszczono kn kamieni tak, by w każdym rz e , dzie i w każdej kolumnie było dokładnie k kamieni (może wiele kamieni leżeć na

[r]

Desarguesa) Pokazać, że dwa trójk aty maj , a środek perspektywiczny, tzn. Newtona) Dany jest czworok at

Cele zostały osiągnięte przy niewielkich (minimalnych) stratach własnych 6. Bez wątpienia wojna ta zakończyła się militarnym zwycięstwem koalicji. W konflikcie

Jeśli M jest słabo zwartym podzbiorem przestrzeni Banacha, to jego wypukła otoczka co(M ) jest warunkowo słabo