• Nie Znaleziono Wyników

PISMO : WSZECHŚWIAT

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "PISMO : WSZECHŚWIAT"

Copied!
35
0
0

Pełen tekst

(1)

W SZECHŚW IAT

P I S M O p r z y r o d n i c z e :

O R G A N P O L S K I E G O T - W A P R Z Y R O D N I K Ó W IM. K O P E R N I K A

ROCZNIK 1946, ZESZYT 6

R E D A K T O R : Z. GRODZIŃSKI

KOMITET REDAKCYJNY:

K. MAŚLANKIEW ICZ, WŁ. M ICHALSKI, ST. SK O W R O N , D. SZYMKIEW ICZ, J. T O K A R SK I

Z ZASIŁKU WYDZIAŁU NAUKI MINISTERSTWA OŚWIATY

K R A K Ó W 1 9 4 6

(2)

X t. F e l i k s i a k : F e r r y l a n d , k r a in a f io r d ó w i r y b ... S tr. 161

P. O l s z e w s k i : O d rę b n o ś ć b io lo g ic z n a J e z io r a R o ż n o w s k ie g o ... „ 166

W . S k u r a l o w i c z : G ry z o n ie i ich z n a c z e n ie g o s p o d a rc z e ... „ 172

T. K o r z y b s k i : L iz o zy m , b io ty n a , a w id y n a ... „ 177

K. R a p a c z : W s p ó łp r a c a n e r w o w o - lio n n o n a ln a ... ,, 180

P. S ł o n i m s k i : N o w e z d o b y c z e w ie d z y o ta r c z y c y ... „ 182

W . K u l c z y ń s k a : A k tu a ln e p ro b le m y o c h r o n y p r z y r o d y ... 183

7. n a s z e j p r z y r o d y ... „ 185

M y szo łó w w ło c h a ty . D r o b i a z g i p r z y r o d n i c z e ... „ 187

P r o d u k c j a h o r m o n ó w p łc io w y c h w k o r z e n a d n e r c z a . K w ia t ja k o w a b ik i p u ł a p k a n a p t a k i . D la c z e g o d ia m e n t je s t ta k i tw a rd y . Z n a c z e n ie s k r z y d e łk a d la lo tu p ta k a . P r z e g l ą d w y d a w n i c t w ... „ 191

C. P. S t a p l e s : B ird s in a g a r d e n - s a n c tu a r y . 11. V e s e y • F i t z g e r a I d : B ritis li g am e. W . K u r y ł o w i c z : P e n ic y lin a . N a fta . L i s t y d o r e d a k c j i ... „ 192

W y d a w n i c t w a n a d e s ł a n e r e d a k c j i ... 192

A d res R edakcji i A d m in istra c ji:

R e d a k c j a : Z. G rodziński — Z akład anatom ii porów naw czej U. J.

K raków , św. A n ny 6. — Telefon 566-92.

A d m i n i s t r a c j a : W szech św iat — K raków , Podw ale 1.

(3)

W SZECHŚW IAT

P I S M O P R Z Y R O D N I C Z E

O R G A N P O L S K I E G O T - W A P R ZY R O DN IK Ó W IM. K O P E R N I K A

Rocznik 1946 Zeszyt 6 (1764)

ST. F E L IK S IA K

FERRYLAND, KRAINA FIORDÓW I R Y B 1) Z St. Jo h n ’s, stolicy Nowej Fundlandii,

odbyliśmy wycieczkę urządzoną dla nas przez m in. J. H. Pensona, kom isarza z r a ­ m ienia Anglii d la uzdrow ienia finansów tego małego dom inium.

o stromych brzegach. Przed autem zryw a się z trzepotem stado pardw. Z urwistego zbo­

cza fiordu spada iz szum em strum ień, tw o­

rząc piękną, lśniącą w słońcu wstęgę.

Osada rybacka Ferryland, założona w 1623

M o v o . S c o ł i a ,

VtJo*wA Pt.ryU.J au*t

Pędzim y do Ferryland, miejscowości leżą­

cej o 34 m ile n a południe od St. Joh n ’s.

Droga coraz bardziej malownicza. Mijamy fiordy, jeziora z pluskającym i się nuram i;

w zatokach — urocze, skaliste wysepki

roku liczy około 600 mieszkańców. Leży u nasady skalistego półwyspu, pokrytego upraw nym i pólkami. Z praw ej strony roz­

pryskują się o brzegi fale. Z lewej zaciszny port, odcięty od m orza licznymi wyspami.

*) F r a g m e n t w r a ż e ń z w y p ra w y z o o lo g ic z n e j, c ze w sk ie g o i d r a S ta n is ła w a F e lik s ia k a d o No- o d b y te j w 1938 r. z r a m ie n ia P a ń s tw o w e g o M u- w ej S z k o c ji i n a N o w ą F u n d la n d ię .

t e a m Z o o lo g ic z n e g o p r z e z d o c . d r a T a d e u sz a J a -

(4)

F erryland stanowi duże centrum o rgani­

zacji rybackich, łączących konsum entów i producentów, o charakterze eksperym ental­

nym .

Spacerowaliśmy trochę m iędzy dom am i i nad brzegiem oceanu. W idok ch araktery­

styczny d la osiedla rybackiego. Na palach rozpostarte płaskie m aty, a n a nich setki su ­ szących się n a wietrze, rozpłatanych, olbrzy­

m ich dorszy. Szczególnie ostry zapach prze­

n ika wokoło.

DORSZE

Dorsz (Gadus m orrhua L.), przez Angli­

ków «cod» izwany, jest okazałą rybą osiąga­

jącą 1,5 m długości oraz 50 kg wagi. O dzna­

cza się dużą głową o szerokiej paszczy z n ie ­ wielkim wąsem na podbródku. Ciało po­

siada bocznie spłaszczone, ze zwiększoną liczbą płetw nieparzystych, w yróżniających się dużymi rozm iaram i i mocno zaokrąglo­

nym brzegiem. Zam ieszkuje północne ob­

szary A tlantyku, głównie m iędzy 50° i 75°

cie odwiecznego ocierania się o siebie dwóch przeciwnych prądów oceanicznych: ciepłego Zatokowego i zimnego Labradorskiego. Dno m orskie zostało wydźwignięte z głębin dzięki osadzaniu się olbrzym ich mas, n an ie­

sionych przez prądy, nam ułów lądowych oraz m iliardów trupów drobnych zwierząt m orskich. T utaj n a głębokościach, się­

gających nie więcej niż 200 m, przy tem ­ peraturze do d-6° C. odbywa się tarło. Biorą w nim udział ryby, począwszy od czwartego roku życia. Podczas tarła wśród planktonu unoszą się m iliardy kulistych jajeczek oraz przezroczystych, przedziwnie lekkich, m a­

leńkich rybek w ykluw ających się w n ie­

spełna dwa tygodnie z osłon jajow ych. Dro­

bne te istoty, przystosowane do życia pela- gictznego, są unoszone biernie prądem n a d a­

lekie przestrzenie. W m iarę w zrostu zanika wygląd larw alny rybek, opadają coraz n i­

żej aż do dna, gdzie pokarm em ich — za­

m iast drobnych, nadzwyczaj obficie w ystę­

pujących tu ta j żyjątek planktonowych — będą już zwierzęta większe, głównie skoru-

Dorsz (Gadus morrhua L.).

szerokości północnej. Przy brzegach am ery­

kańskich i europejskich granice rozsiedlenia dorsza przesuw ają się bardziej n a południe aż po New York i Bordeaux.

Od daw na są znane sezonowe wędrówki tej drapieżnej ryby, podążającej z głębin na płytsze wody w ślad za ław icam i śledzi, m a ­ kreli ozy też gromadników. W okresie go­

dowym ciągną nieprzejrzane rzesze dorsza ku podm orskim piaszczystym ławicom. N aj­

bardziej uprzyw ilejow ana jest W ielka Ł a ­ w ica Nowofundlandzka, zajm u jąca obszar około 200.000 k m 2, na południowo-wschód od przylądka Race. Pow stała ona w rezu lta-

piaki obunogie. Na czas jesieni i zimy w ę­

d ru ją n a m iejsca płytsze, bliżej brzegów.

Dzięki olbrzym iej wprost produkcji potom ­ stw a (należy pamiętać, że jed n a sam ica po­

trafi złożyć 9.000.000 ja j) stan ilościowy dor­

sza m ało się zmienia, mimo licznych w ro­

gów oraz nadzwyczaj intensyw nych poło­

wów, upraw ianych od setek lat przez czło­

wieka.

W okresie wędrówek za ław icam i dorszy podążają inne wielkie ryby drapieżne oraz ssaki morskie. Pojaw ia się tu taj również i stutysięczna arm ia dwurękich pracow ni­

ków morza, rekrutujących się nie tylko

(5)

z wysp Zatoki św. W awrzyńca, ale i b a r­

dziej odległych krańców A tlantyku — ze Stanów Zjednoczonych, Kanady, W ielkiej Brytanii, F ran cji i innych krajów o rozw i­

niętym rybactw ie morskim. Już w końcu XVI w. liczono u brzegów Nowej F undlandii 400 statków francuskich, hiszpańskich, b a ­ skijskich i angielskich. W zaraniu XIX stu ­ lecia roczny połów n a ławicach nowofund- landzkich wynosił ponad 300.000.000 sztuk, nie licząc 100 milionów, (złowionych w sa­

mej zatoce św. W awrzyńca.

Jak bardzo wody Nowej F undlandii obfi­

tują w dorsze, niech świadczy poniższa ta ­ bela, w której podane zostały w centnarach angielskich (cw t) przeciętne liczby, odpo­

w iadające 100 godzinom pracy parowego traw lera:

W ielka Ławica Nowofundlandzka

(G rand B a n k ) ... 2850 cwt.

W yspa N ie d ź w ie d z ia 1625 „

W ybrzeża Norwegii 1195 „

Morze B a r e n t s a 1139 „ I s l a n d i a ... 940 „

W yspy O w c z e 397 „

Morze P ó ł n o c n e ... 106 „ Na statkach parow ych stosuje się dziś n a j­

bardziej w ydajne metody połowu olbrzy­

m im i włókami. Zwykle rozpina się n a pły­

wających bojach dwukilometrowej długości liny, opatrzone tysiącem węd z przynętą.

Łowi się też na wędkę ręczną, pnzy czym je ­ den człowiek przy dużej wprawie może zdo­

być w ten najprym ityw niejszy sposób od 300 do 400 sztuk dziennie.

Czas pobytu rybaka n a m orzu wyzyskany jest nadzwyczaj intensywnie. Pokład statku zam ieniony zostaje n a wielkie laboratorium . Schwytanym dorszom błyskawicznie odcina się głowę oraz w yjm uje kręgosłup po uprze­

dnim rozpłataniu n a dwie symetryczne czę­

ści. W nętrzności wrzuca się do beczek, w y­

dzielając różne części: ikrę, języki, pęche­

rze itd.

Niezmiernie w ażnym produktem otrzym y­

w anym z w ątroby dorszy, jest tran leczni­

czy, zaw ierający duże ilości w itam iny A (wzrostowej) i D (przeciwkrtzywiczej). Zwy­

kle w przemyśle tranow ym stosują dość pro­

stą metodę jego wydobywania, mocno nie­

przyjem ną dla zmysłu powonienia, polega­

jącą m ianowicie n a poddaw aniu wątroby w wielkich kadziach procesowi swoistej fer­

m entacji, przy czym zbierana jest w arstw a oleistego tłuszczu gromadząca się na po­

wierzchni. Po oczyszczeniu tran nabiera swej pełnej wartości. Najlepszy jest lekko przeźroczysty, świeżo wydobyty w sam ych początkach procesów rozpadu wątroby, n a j­

gorszy — otrzym ywany przy wygotowaniu jej resztek. Nowa F u ndlandia jest jednym z bardzo niew ielu źródeł czystego, pełnow ar­

tościowego tranu, wydobywanego wyłącznie z dorsza. Dzięki kierowniczem u nadzorowi laboratorium rządowego, Nowa F undlandia mogła zająć czołowe m iejsce w tej gałęzi produkcji. Zastosowano nowe metody, po­

zw alające podnieść wydajność samego w yj­

ściowego produktu oraz wartość tranu, gdyż przez specjalny system mieszania, zam raża­

nia i filtrow ania udało się w n im zwiększyć procent czystego, nie zamarzającego tłusz­

czu. Każdy ładunek okrętowy tran u m usi być obecnie opatrzony świadectwem labora­

torium rządowego.

Jak użytkuje się inne części ryby? Ik ra po zasoleniu zostaje wyzyskana jako przynęta dla sardynek; języki i pęcherze idą do fabry­

kacji kleju. Resztę wnętrzności, nie nadającą się do specjalnej przeróbki, ja k głowy, je ­ lita, kości wykorzystuje się na przynętę lub po wysuszeniu i sproszkowaniu, jako m ą­

czkę odżywczą dla zwierząt gospodarskich, czy też jako nawóz azotowy pod upraw ę ro­

ślin.

Dorsz nowofundlandzki, solony lub suszo­

ny, pojaw ia się w Europie głównie n a ry n ­ kach Anglii, Portugalii, Hiszpanii, Włoch i Grecji, oraz w Ameryce Południow ej: na Antylach i w Brazylii. Mięso tej ryby, za­

leżnie od sposobów konserwacji, nosi różne nazwy: suszone n a drągach lub m atach znane jest jako «Stockfish», solone w becz­

kach «Laberdan», po zasoleniu i wysuszeniu na skalach, ja k to robią w Norwegii —

«Klipfish».

Ostatnio, dzięki zastosowaniu metody zna­

kowania ryb, wyróżniono w wodach otacza­

(6)

164 W S Z E C H Ś W I A T jących Nową F undlandię dwie rasy dorsza,

wschodnią i zachodnią, przy czym ostatnia z nich byłaby przystosow ana do nieco w yż­

szego optim um tem peratur, niż pierwsza, żyjąca w głównym nurcie p rąd u Labrador- skiego. W jakich strefach wód, zależnie od pory roku, lubią się grom adzić przedstaw i­

ciele tych dw u ras — w skazuje poniższa ta ­ belka:

G a tu n e k W io s n a L a t o i je s ie ń W s c h o d n ia r a s a

d o r s z a 0 °C -3°C 3,5°C-5,5°C

Z a c h o d n ia r a s a

d o r s z a 0,5°C -6,5°C 6°C-12°C

Przy zastosowaniu m etod statystycznych w ykryto u tych ras również i różnice m orfo­

logiczne, związane ze wzrosłem i przeciętną liczbą kręgów w kręgosłupie. Dalej stw ier­

dzono, że dorsze zachodniej rasy, gdziekol­

w iek by były znakowane, są chw ytane przy brzegach m iędzy Burgeo, n a południu, a W hite Bay — n a północy, podczas gdy przedstaw iciele wschodniej rasy tylko m ię­

dzy Rose Blanche, n a południu, a północnym Labradorem . U dorszy, żyjących w pobliżu Nowej F undlandii, do pewnego w ieku nie zauważono zbytniego oddalania się, ja k rów ­ nież większych wędrówek z ław ic ku brze­

gom i odwrotnie. Na W ielkiej Ławicy p o ja ­ w ia ją się dopiero sztuki stare, w w ieku 8 lub 9 lat, które ju ż rzadko pow racają do swych brzegów.

Od kilkudziesięcu la t próbowano w Nor­

wegii i w Ameryce sztucznej hodowli do r­

sza, jednak bez w ielkich rezultatów.

GŁOWONOGI

W szaflikach przed dom ostwam i w idzia­

łem moc głowonogów-kalm arów, używ a­

nych w okresie od lipca do października jako przynęta n a dorsze. P rzy jrzałem się bliżej ich jasnem u ciału, nak rapianem u czerwono- złotawym i cętkam i podskórnych kom órek barw ikow ych (tzw. chrom atoforów ) m igo­

cących w nieprzerw anym , tajem niczym pulsie.

Głowonogi należą do najw yżej uorgam zo- wanych mięczaków. Prow adzą w m orzu tryb życia drapieżny, odznaczając się dużą siłą, szybkością i olbrzym im i nieraz rozm iaram i.

W iele legend o potworach morskich, n a p a ­ dających n a statki żaglowe czy też osady nadbrzeżne, odnosi się do głowonogów. Z na­

ny jest opis polow ania n a wielkiego kalm ara w pobliżu w yspy Teneryfy, ważącego przy­

puszczalnie około 2.000 kg. W czasie łowów użyte były harp u n y i broń palna; n a pokład zdołano wyciągnąć jedynie tyln ą część ciała, opatrzoną z boków trójkątnym i płetwami.

Najpotężniejszy z obserwowanych okazów dochodził do 17 metrów w raz z wyciągnię­

tym i ram ionam i. Oko takiego olbrzyma, po­

siadające 40 cm średnicy, jest najw iększym dotychczas notow anym narządem wzroku.

Dużych rozm iarów głowonogi znajdow ali uczestnicy m arskich ekspedycji naukowych w żołądkach drapieżnych wielorybów -ka- szalotów. Na skórze niejednego wieloryba zauważono odciski wielkich przyssawek — ślady gigantycznej w alki, odbytej wśród bezkresów oceanu.

W szystkie te olbrzymy, prowadzące życie pelagiczne, należą do dziesięciomic — i to najpraw dopodobniej do spokrewnionego z kalm aram i rodzaju Architeuthis. N ajpo­

spolitszym kalm arem , poław ianym n a ław i­

cach nowofundlandizkich, jest szeroko roz­

powszechniony Sthenoteuthis bartrami (Les.). Ciało jego w czasie pływ ania p rzy j­

m uje kształt torpedy. Silne ruchy odpowie­

dnio układających się fałd pletwowych, wspom agane lekkimi w yrzutam i wody z lejka płaszczowego, pozw alają m u n a dość szybkie posuwanie się ku tyłową. Rolę steru obejm ują ram iona, skupione w jednej linii przed głową. Przy silniejszych w yrzutach wody z leja zwierzę m knie z szybkością strzały; płetw y przylegają wtedy ściśle do powierzchni tułowia. Często w yskakują po­

nad powierzchnię morza, spadając niekie­

dy — podobnie ja k ryby latające — n a po­

kłady statków. Dlatego też nazwane zostały

«latającym i kalm aram i*.

(7)

MIESZKAŃCY SKALISTEGO BRZEGU Zbliżamy się do skalistego półwyspu, oto­

czonego zieloną tonią oceanu. Z dala docho­

dzi szum fal, opłukujących nadbrzeżne gła­

zy. Należałoby przed (zbliżającym się przy­

pływem zdobyć trochę zwierząt morskich, zam ieszkujących skaliste pustkowie. Zejście nie było łatwe, sporo upłynęło czasu, zanim udało się opuścić ku powierzchni wody po stromych, niżej mocno oślizgłych głazach.

Każde nieostrożne stąpnięcie groziło zsunię­

ciem się nogi w szczeliny wypełnione wodą.

Skały były obrośnięte brunatnym i plechami morszczynów oraz zw artym ciemnozielonym kobiercem innych, nitkow atych glonów m or­

skich, wśród których zalegała nikła w ar­

stewka m iałkiego błota. Dobrze trzeba było wytężyć uwagę, zanim w jakim ś niew ielkim zagłębieniu znalazło się nieliczne skupienie czarno-fioletowych omułków — M ytilus, przyazepionych m ocnymi nićm i bisioru do ściany skalnej. W śród glonów tkwiły gdzie niegdzie drobne mięczaki przodoskrzelne, tzw. brzegówki — Littorina, o stożkowatej muszli, mocno stopą przyssane do podłoża.

Większe, z rodzaju Patella, o tarczowatej muszli, trudno by było oderwać bez uszko­

dzenia, naw et przy pomocy noża. Brzeg m u ­ szli o karbow anych wycięciach, odpowiada­

jących rowkom promieniście zbiegającym się k u nisko sterczącemu wierzchołkowi, nadzwyczaj ściśle przylegał do chropowato­

ści skały. E w entualne drobne szparki zostały uszczelnione śluzow atą wydzieliną gruczo­

łów skórnych, sam środek — wygładzony przy pomocy żrących wydzielin, silnie przy- sysającej się stopy. Ślim ak n a chwilę opusz­

cza dobrowolnie swe skalne «gniazdko», n a j­

częściej nocą, w poszukiw aniu żeru n a roz­

ciągającej się obok łące glonów.

W krótce m ieliśm y się przekonać, jakie okoliczności zm uszają ślim aka do powrotu na ra z obrane m iejsce. Od horyzontu poczęły płynąć w coraz szybszym tempie wezbrane wody o białopienistych grzywach, targanych przez wicher. Przezornie wycofaliśmy się wyżej n a bezpieczne stanowisko. Dochodziły nas jedynie gniewne pom ruki żywiołu, prze­

budzonego nagle przez satelitę Ziemi. Fale

z donośnym łoskotem biły w zręby skalne, wznosząc w górę fontanny wody rozpylają­

cej się daleko ku lądowi coraz drobniejszym i kropelkami, w których barw am i tęczy zała­

m ywały się ostatnie promienie zachodzącego słońca. W zm agająca się wilgotność atm o­

sfery była jakby wyrazem woli oceanu, zagarniającej i ląd pod swe władanie. Ł a­

twiej było zrozumieć, jak w podobnych w a­

runkach — zatarcia się granicy między strefą płynną i gazową — mogą rozwijać się gatunki zwierząt, zmierzające w kie­

runku lądowych przystosowań. Nasze brze­

gówki, mogące spędzać całe tygodnie poza wodą, oddychając tlenem atmosferycznym, obecnie kąpały się w słonawym natrysku.

Tam, gdzie przyssana była Patella, ukryta pod tarczą muszli, rozbijały się z nieby­

wałą siłą olbrzymife m asy wodne. W cza­

sie burzy fale 13-metrowej wysokości w y­

w ierają potężne ciśnienie 33.000 kg n a m- powierzchni. Stałe, w m iarę wzrostu płasz­

cza, dopasowywanie brzegów m uszli do najdrobniejszych występów w skale było niezbędną koniecznością, w ynikającą z cięż­

kiej w alki z jakże surową naturą. Czyżby

mogły te drobne i delikatne istoty mieszkać

w tak niezwykłych w arunkach, gdyby nie

(8)

166 W S Z E C H Ś W I A T m iały przystosowań, w ynikających z tysiąc-

wiekowych doświadczeń gatunku?

W zburzone fale są w ielkim dobrodziej­

stwem dla m ieszkańców skalistych pust­

kowi. Sycą się nim i zielone łąki glonów, pełne drobnowidowej flory i fauny, będą­

cej głównym pokarm em mięczaków. One zabierają ze sobą, podobne do m aleńkich kapelusików, pływ ające kokony niektórych gatunków brzegówek. Im powierza swe ko­

mórki rozrodcze Patella, by zdała ju ż od brzegu mógł odbyć się akt zapłodnienia. One przenoszą n a dalekie przestrzenie larwy, wyzwolone z osłonek jajow ych. Drobne te istotki, przypom inające k ulistą budow ą i de­

likatnym urzęsieniem wolno pływ ającą la r­

wę robaków zw aną trochophora, osiadają w końcu n a nowych terenach skalnych, by znów prowadzić bohaterski żywot swych rodziców.

* * *

Pod koniec naszego pobytu w F erry lan d zatrzym aliśm y się w m ałym hoteliku z ładnie utrzym anym lilipucim ogródkiem. Podano spóźniony obiad. Jedliśm y m . in. języki dor­

szy, jako tutejszą specjaln o ść;n a d e s e r— je ­ żyny w śm ietanie i kisiel żuraw inow y. Cały domek urządzony m iniaturow o, o tak n i­

skich sufitach, że praw ie sięgało się ich głową. Na prośbę gospodyni, m iłej sta­

ruszki, w pisaliśm y się do księgi wizytowej gości.

Podobał mi się bardzo przyjacielski sto­

sunek min. Pensona do rybaków i ludności

w ogóle, wszędzie w itano go serdecznie.

Zbierał on dla nas okazy. W raz z tow arzy­

szącym m u rybakiem podnosił raźno głazy, w ybierając spod nich co się dało: nagie m ię­

czaki, wije, stonogi, dżdżownice. W cienkiej warstewce gleby półwyspu było dość dużo zwierząt. Ze skalistej wysepki Nancys Por- tion pod wieczór pan M inister przyniósł nam w chusteczce ze dwadzieścia egzemplarzy ślim aka ogrodowego o m uszelkach pięknej cytrynowej barwy. Posłyszałem od niego m iejscow ą opowieść ludową, dotyczącą owej wyspy: m ają tam jakoby znajdow ać się fu n ­ dam enty domu, należącego przed 300 laty do lorda Baltimore, pioniera kolonizacji w Nowej F undlandii i n a am erykańskim kontynencie. Nie jest wykluczone, że już w owym cizasie w zm iankow ane ślim aki w raz z roślinam i zostały przywiezione z Anglii, jako jeszcze jeden m ożbw y spo­

sób zaspokojenia tęsknoty do oddalonej ojczyzny. Rozmowa z panem Ministrem m ogła się odbywać w języku polskim, gdyż w łada n im świetnie, dzięki długiemu poby­

towi w naszym k ra ju z okazji specjalnej m isji finansowej przy Rządzie Polskim.

Przez dwie godziny pędziliśmy w ciem­

ności po dość uciążliwych skrętach drogi.

Szosa tak wąska, że dwa auta z trudem mo­

głyby się wym inąć. Obok stary, porzucony tor kolejowy, do dziś w idniejący na m a­

pach jako czynny.

Przy pożegnaniu otrzym aliśm y zaprosze­

nie na now ą przejażdżkę.

P. O L S Z E W S K I

ODRĘBNOŚĆ BIOLOGICZNA JEZIORA ROŻNOWSKIEGO Jezioro Rożnowskie jest zbiornikiem w od­

nym zapory dolinowej w Rożnowie.

Budowlę tę poczęto wznosić w 1935 r. Na założenie jej w ybrano miejsce, gdzie n a tu ­ raln a grobla wzgórz zaciska dolinę D unajca pozostawiając tylko w ąski przesm yk. Po ukończeniu budowy zapory rozpoczęto w 1942 r. piętrzenie wody. Dolina D unajca powyżej ulegała stopniowem u zalaniu.

W pobliżu zapory stoki jej są zacieśnione,

Tu dostały się pod wodę żwirowiska rzeki i łąki nadbrzeżne pełne jałowców, a tylko niewiele pól n a łagodniejszych zboczach, oraz wyręby po lasach m ieszanych n a sto­

kach bystrzejszych. Inaczej było w bardziej otwartych, dalszych częściach doliny, Tam n a szerokiej równinie jej wnętrza rozsiadły się liczne wsie wśród żyznych pól, a nawet ważne ongiś miasteczko Zbyszyce.

Powstałe jezioro m a kształt zgodny z for­

(9)

mą zalanej doliny — jest wąskie i d łu g ie1).

Najwęższa i kręta jest jego część bliska za­

pory, otoczona strom ym i wzgórzami. Dalej malowniczo rozlewa się ono w zatoki i rogi, a naw et zdobne jest wyniosłym lesistym ostrowem o frapującej nazwie «Grodzisko».

Następnie za m iejscem przewężonym roz­

przestrzenia się jezioro tworząc obszerne, szerokie i wydłużone ploso. W reszcie n a ­ głym zakrętem przechodzi ono w wypłycone zalewy i błota sięgające po stację kolejową w M arcinkowicach, gdzie woda zjaw ia się tylko przy najw yższych stanach zwierciadła.

Wobec tego, że jezioro stworzono jako zbiornik wody, z którego czerpie się ją w m iarę potrzeb technicznych, poziom ulega znacznym zmianom. Piętrzone ono bywa w granicach w zniesienia 260—270 m n. p. m.

(rys. 1). Przy najw yższym stanie wody dłu­

gość jeziora m ierzona linią wodną sięga 20 km a 24 km za korytem dawnego D u­

najca. Szerokość jego jest od m iejsca do m iejsca bardzo różna. W odcinku najszer­

szym dochodzi ona do 1.500 m, a w najw ęż­

szym zaś wynosi jakieś 300 m. Największa głębokość jeziora leżała pierwotnie opodal zapory, w rozdole dawnego dna Dunajca, poniżej skalnego progu, kilku głazów zw a­

nych «Diabelskim Mostem®. Pierw otne dno znajdowało się tu n a poziomie 235 m czyli 35 m poniżej najwyżsizych spiętrzeń wody (rys. 1). W w yniku zam ulania podniosło się ono ju ż dziś praw dopodobnie pod ścianę za­

pory, gdzie dno D unajca znajdowało się na poziomie 237 m czyli 33 m poniżej najw ięk ­ szych spiętrzeń. Przy najw yższym stanie wody powierzchnia jeziora wynosi 1.900 ha.

Zm niejsza się ona stopniowo wraz z obniża­

niem się zwierciadła. Podobnie jest z obję­

tością wód, która przy najw yższym stanie jeziora wynosi 229 mil. m3 i również gwał­

townie m aleje z obniżaniem poziomu.

W szelkie znam ienne cechy odrębne, jakie w jeziorze Rożnowskim spostrzeżemy w po­

rów naniu z jakim kolw iek zwykłym jeziorem dadzą się sprowadzić do jednej z następu­

jących przyczyn podstawowych:

1) M a p k a J e z io r a R o ż n o w sk ie g o n a le ż ą c a d o teg o a r ty k u ł u z o s ta ła w y d r u k o w a n a w n u m e rz e p o p r z e d n im W s z e c h ś w ia ta .

1 ) silny prąd, 2) głęboki odpływ, 3) w ahania poziomu.

Trzy te okoliczności m ają dla Jeziora Roż­

nowskiego iznaczenie rozstrzygające. Cały układ jego stosunków biologicznych kształ­

tu je się pod ich wpływem.

Jak uzmysłowić sobie silny prąd? Oto wiedzieć trzeba, że Dunajec wprowadza do jeziora około 30—300 m3 wody w sek. Są to w ahania częste, coroczne. Inne w ahania, wyjątkowe, sięgają 6 m3 w czasie szczegól­

nego spadku wód w 1901 r. i 3.600 m 3 w cza­

sie wyjątkowej powodzi w 1934 r. Aby teraz uzmysłowić sobie szybkość p rądu należałoby poznać przekroje, przez jakie te ilości wody przepływają. Jest to rzecz szczególnie trudna ze względu n a zmienność poziomu jeziora.

W raz z jego w ahaniem , powierzchnie prze­

krojów zm ieniają się o kilkakroć własnej wielkości. Poza tym jasne jest, że prąd nie płynie całym przekrojem równomiernie, lecz m a w jeziorze swój nurt, który na do­

datek n ie simie wierzchem, tylko w głębi jeziora. Rzecz w ym agałaby więc w istocie specjalnych badań i pomiarów. Aby ją je d ­ nak choć w najgrubszym przybliżeniu zo­

brazować przyjm ijm y jako średnio-m ały przekrój 3.000 m2, jako przekrój średnio-duży zaś 9.000 m2. W takim razie przy zesta­

wieniu z ilością przepływającej wody w y­

padnie nam , że prąd toczy się z szybkością 3—100 mm lsek. Zgadza się ten w ynik ze spostrzeżeniem, iż m ętna woda powodziowa, skoro wpadnie do jeziora, zjaw ia się znów na wypływie po około pięciu dniach, płynie zatem w jeziorze z szybkością około 30—

40 mm lsek. P rą d w jeziorze Rożnowskim jest więc rzeczywiście bystry!

Typową cechą jezior, w przeciw staw ieniu do rzek jest to, że n a jezioro n u rt przepływu w yw iera tylko m inim alny wpływ a całe działanie m ieszające przypada tu w udziale wiatrom. Jezioro Rożnowskie jest natom iast jakby pośrednim typem między jeziorem a rzeką, gdzie zależnie od nasilenia się w ia­

tru lub przepływu prym at obejm uje to je ­ dna to druga z tych sił.

Dlaczego odpływ jeziora leży głęboko?

Spowodowały to względy techniczne. Jezioro

(10)

168 W S Z E C H Ś W I A T Rożnowskie m a przez ścianę zapory aż trzy

drogi odpływu w różnych poziomach. Są to:

przelewy, turbiny i upusty (rys. 1). N ajw ię­

cej oczywiście czynnym jest odpływ przez turbiny, jako że dostarcza olbrzym ich ilości ujarzm ionej energii. Ze względu n a potrze­

bne ciśnienie wody zn ajd u je się on n a głę­

bokości znaczniejszej. Przelew y id ą przez wierzch zapory i no rm alnie nie byw ają czynne, obliczone są zaś tylko n a w ypadki wyjątkowe. Upusty leżą przy dnie i byw ają czasem otwierane, gdy trzeba wypuścić ze

W Z N IE S IE N IE n. p.m.

2 7 0

ętrzenia

2 3 5 -J da wna n a j wi ę k s z a g ł ę b i a

Rys. 1. Trzy drogi odpływu wód z jeziora.

zbiornika wodę z pom inięciem turbin. Jest to więc drugi, jeszcze głębiej położony od­

pływ I

Typową cechą zwykłych jezior jest od­

pływ biegnący wierzchem i odprow adza­

jący wodę z powierzchni. Jezioro Rożnow­

skie odskakuje więc zdecydowanie pod tym względem od zwykłych jezior.

Skąd pochodzi zmienność poziomu je ­ ziora? Tłum aczy to w ielka nierów nom ier- ność dopływu, która m a być przez zbiornik rożnowski w yrów nana ze względu na że-

glowność W isły. Tłum aczy to też używanie wody w ypływ ającej ze zbiornika do pro­

dukcji energii elektrycznej w m iarę jej za­

potrzebowania. Te względy zm uszają zarząd zapory raz do w strzym ania wody i jej pię­

trzenia, to znów do wypuszczania jej i obni­

żania zwierciadła. Istnieją możliwości i po­

trzeby techniczne tworzenia w ten sposób w ahań poziomu o 10 a nawet 12 m!

Już więc nie tylko w porów naniu z jezio­

ram i naturalnym i, ale naw et w porównaniu z innym i zbiornikam i zaporowymi w yka­

zuje jezioro Rożnowskie niezwykle wielki rozm iar w ahań stan u wody.

Czynnik zmienności poziomu odbija się n a odrębnej grupie zjawisk, niż prąd i od ­ pływ, odłożymy więc jego omówienie n a ko­

niec. Na razie zaś pozostaniemy jeszcze przy poprzednich czynnikach.

Czynnik silnego p rąd u i czynnik głębo­

kiego odpływ u kojarzą się we wspólny splot zjaw iska przepływu. Ma ono charakter n a d ­ zwyczaj zm ienny, zarówno co do szybkości, ja k i co do poziomu, ze względu n a zmien­

ność ilości, ja k i drogi odpływu.

Czynnik ten przejaw ia się zaś w rzeczy ekologicznie tak podstawowej ja k u w ar­

stw ienie fizyko-chem iczne wód jeziora oraz krążenie w n im m aterii.

Zwykłe jezioro o tak znacznej głębi m ia ­ łoby, ja k wiadomo, latem trzy znam ienne warstw y: epi- m eta- i hypo-lim nion. E pi- lim nion o wodzie nagrzanej, sięgający do tej głębokości do jakiej działanie w iatru było w stanie rozmieszać wodę ogrzaną n a po­

wierzchni, hypolim nion o zimnej wodzie nie ogrzanych głębin i m etalim nion — warstw ę graniczną między tam tym i, z gwałtownym spadkiem ciepłoty, czyli tzw. skokiem ciepl­

n y m lub term okliną.

W zbiorniku rożnow skim silny przepływ nie dopuszcza, aby takie uw arstw ienie utrzym yw ało się i w wyniku działania p rą ­ dów kłębiących czyli turbulencji, powodo­

w anych przez n u rt przepływu, tem peratury u k ład ają się w rów nom iernym m niej w ię­

cej spadku do dna.

Pow staje tu za to warstw owanie inne.

W oda dopływu jest latem zawsze zim niej­

sza od wód powierzchni- Dlatego pogrąża

(11)

się w jeziorze jako gatunkowo cięższa i w jego głębi przesuw a się ku odpływowi.

Początkowo, obniża się ona po dnie tak długo aż osiągnie -poziom wlotów do turbin.

W tedy odrywa się od dna i ponad chłod­

nym i wodam i zalegającym i od zimy w głę­

binie, kieruje się poziomo wprost ku tu rb i­

nom. W yraźnie to widać na podłużnym przekroju term icznym jeziora (rys. 2). Często zjawisko to podkreśla jeszcze m ęt niesiony przez dopływ, który przez całe jezioro aż do odpływu daje się wyśledzić. Na tej podsta­

wie wyróżnić możemy w Jeziorze Rożnow­

skim następujące trzy w arstw y: 1 ) górną, nagrzaną, utrzym ującą się w pewnym sto­

pniu n a powierzchni, 2) środkową o tempe-

skiego dopływu jakim jest Dunajec z P o­

pradem ochładza się tak dalece, że bywa znacznie zim niejsza od wody zalegającej przy dnie jeziora, po uprzednim otwarciu upustów w okresie cieplejszym . Wówczas jako gatunkowo cięższa wsącza się ta woda zim na n a dno wypychając stam tąd wodę cieplejszą a przez to lżejszą dó góry i na turbiny. Nurt przepływu kieruje się wtedy czas jakiś przez całe jezioro po dnie.

W lecie, mimo m ałych różnic cieplnych, między wodą n a powierzchni i przy dnie do krążenia czyli cyrkulacji pod wpływem w iatru nie dochodzi, gdyż te małe różnice ciągle w ystępują tu w obrębie tem peratur wysokich, które d ają znaczne różnice w a-

870 W 0

265 0 «VU6.

I I

260 5 — doLna

g r a n i c a p i ę t r z e n ia

255 <0

245 20

--- — g ó r n a g r a n i c e p ię t r z e n ia ---

47 48 49 20 24 °C 4 7 48 49

2 0

24 0 C 10 M 46 - t - 48 - h -2 0 -> - 22 ” C

40 255

45 250

20 245

30 235

250 45 PODŁUŻNY

PRZEKRÓJ TERMICZNY

prztz jezioro R o ż n o w sk ie I Z VI. 46.

240 2 5 W G

1 O d dalanie od z a p o ry km.

235 3 0

---

22

---

20

48

(schematyzowanyj

Rys. 2. Podłużny przekrój termiczny jeziora.

ra turze dopływu, sunącą w kierunku odpły­

wu przez turbiny oraz 3) dolną, chłodną, za­

legającą względnie spokojnie w głębi. Te trzy w arstw y w ystępują oczywiście tylko w głębszej części jeziora podczas gdy w płyt­

szej m am y tylko dwie górne.

Dalsze niezwykłe zjaw iska powoduje w J e ­ ziorze Rożnowskim otw arcie upustów. W te­

dy ciepłota przy dnie podnosi się gwałtow­

nie tak, że m ożna tam spotkać różnice o kilkanaście naw et stopni. To cieplejsza woda w arstw y przepływu opada tutaj na m iejsce wypuszczonej przez upusty wody w arstw y dolnej. Zdarza się też, że w ciągu lata tem peratura przy dnie obniża się.

Znów izjawisko w innych jeziorach nie spotykane. Oto w niepogodę woda gór-

gowe. Za to jesienią zaczyna się krążenie stosunkowo bardzo wcześnie i przy sto­

pniowym oziębianiu się wody trw a bardzo długo. Przy tym zim na już woda dopływu chłodzi jezioro od dołu, a w iatry chłodzą je od góry.

Przepływ odbija się również znamiennie na układzie rozpuszczonego w wodzie tlenu. Wiemy, że w jeziorach żyznych czyli eutroficznych zjaw ia się latem przy powierzchni nadm iar tego gaizu, a n a od­

wrót przy dnie jego brak. W jeziorach pło- nych czyli oligotrofioznych zaś znajdujem y z góry na dół ilości normalne.

W jeziorze Rożnowskim zawartości roz­

puszczonego w wodzie tlenu przy powierz­

chni zm ieniają się tylko nieznacznie

(12)

w biegu rocznym. W najgrubszym zarysie powiedzieć można, że w iosną są one zbli­

żone do stanu nasycenia (w skaźniki 90—

100%), latem p rzekraczają go trochę (wskaźniki 100—115%), jesienią zaś obni­

żają się nieco bardziej (w skaźniki 80—90%).

D aje to obraź ubóstw a pokarmowego wód powierzchni. W głębinie jeziora za to za-

nierównom iem ość zasobności wód w y ja­

śnim y poniżej.

Zanikanie tlenu posuwa się od dna ku górze, a zasięg jego w Jeziorze Rożnowskim wyznaczony jest przez przepływ, a nie jak w zwykłych jeziorach przez m etalim nion.

W oda dążąca n a tu rb iny zmywa tu bowiem wierzch w arstw y odtlenionej. W ten spo-

Rys. 3. Wpływ prądów dążących ku turbinom i upustom na uwarstwienie fizyko-chemiczne wód zbiornika.

znacza się pochłanianie tlenu natychm iast po przem inięciu wiosennego w yrów nania tem peratur. W bezpośrednim pobliżu dna zawartości jego już w iosną wynoszą tylko około 7 mg/Z czyli 60% norm y a potem szyb­

ko zanika on zupełnie i właściwie całe lato go brak. D aje to obraz bogactwa pokarm o­

wego wód głębi.

Obserw ujem y zatem m iędzy pow ierz­

chnią i głębią rozdźwięk co do żyzności. Tę

sób wyróżnić możemy w jeziorze znów trzy w arstw y: 1 ) góm ą natlenioną i ubogą, 2) środkową odpowiadającą przepływowi i 3) dolną odtlenioną a bogatą. Są to te sam e trzy warstw y, które stwierdziliśm y w układzie termicznym.

Przy otw arciu upustów, kiedy woda

przy denna zostaje wypuszczona i na jej

m iejsce napływ a woda warstwy wyższej,

zjaw ia się tu nagle znaczna ilość tlenu. Po

(13)

prostu przepływ zostaje przerzucony do głębi. Po zaniknięciu upustów tlen ów szybko ulega ponownemu zużyciu i tylko wyższa ciepłota, ja k to mówiliśmy, zostaje nadał zachowana.

W w ypadku gdy turbiny i upusty są j a ­ kiś czas czynne równocześnie lecz słabo, oba dążące ku nim prądy zaznaczają się na uw arstw ieniu w postaci zm yw ania chłod­

niejszej i odtlenionej wody w arstw y przy- dennej (rys. 3). W idzim y wtedy jakby schody nierównom iernie w głąb o p ad ają­

cych wartości ciepłoty i natlenienia. Górny z nich spowodowany jest działaniem sil­

nego p rądu dążącego n a turbiny a dolny przez słabszy p rąd ciągnący ku upustom.

W podobny sposób, jak na tem peraturach i zawartościach rozpuszczonego w wodzie tlenu, odbija się przepływ także n a rozkła­

dzie zawartego w wodzie dwutlenku węgla, odczynu, węglanowości i innych jeszcze ekologicznie ważnych składników.

W przeciw ieństwie do różnic jakie w y­

stępują w układzie pionowym przedstaw ia się w poziomie całe jezioro m niej więcej jednakowo.

Przepływ spełnia jedno jeszcze działanie 0 dużym znaczeniu: rozprzestrzenia w spo­

sób znam ienny m ęt dopływu po jeziorze.

D unajec zależnie od w ezbrania wód niesie różne ilości zawiesiny. Przy stanach pół- powodziowych byw a on silnie zmącony 1 brązowy a wówczas rybacy mówią, że płynie «kalna woda*. Ilość niesionej sub­

stancji byw a wtedy niezwykle wielka.

Stwierdzono raz obecność 1508 mg II zawie­

siny, co przy przepływie 200 m*lsek. odpo­

w iadałoby 300 kg m aterii niesionej w se­

kundzie. Na skutek tego przezroczystość jest w pobliżu dopływu znacznie m niejsza i bardziej zm ienna, podczas gdy w pobliżu zapory wpływ ten jest słabszy, a widocz­

ność zanurzonego krążka w ykazuje w ah a­

nia od 1,80 do 3,20 m. Otóż część zawiesiny niesionej przez dopływ wypada w przepły­

wie przez jezioro, prawdopodobnie głównie wskutek turbulencji, i zostaje osadzona na dnie. Segreguje się ona przy tym wedle wagi cząstek. Bliżej dopływu osadzają się grubsze nieorganiczne szlamy a w pobliżu

zapory drobniejsze i raczej organiczne n a - muły. W łaśnie z tym w związku pozostaje owo wyżej opisane zużywanie tlenu. Stały dowóz substancji odżywczych z zewnątrz zrzucany do w arstw y dolnej jest źródłem jej bogactwa. Doprowadzona m ateria orga­

niczna zostaje tu przetraw iona i przepro­

wadzona w składniki m ineralne, rozpu­

szczalne. Górna w arstw a tymczasem odcięta jest od tych zasobów i zostawiona samej sobie, gdyż przepływ wym ywa i wynosi z jeziora wszystkie dążące ku górze skład­

niki. Typowego dla jezior krążenia m aterii nie m a tu więc, lub jest tylko nikłe. Prze­

pływ wzbogaca warstw ę dolną. Obie zaś wart wy nie wzbogacają siebie nawzajem , tylko znów przepływ. T ak więc warstw a dolna jest bogata a górna uboga. Z załączo­

nej tabelki zawartości niektórych jonów przebija to jej ubóstwo co do rozpuszczo­

nych składników m ineralnych:

Twardość ogólna Ga mgll

Mg „ Fe „ NH* „ NOs „ Cl „

so* ,,

SiCh „ Utlenialność

6 — 8 40 —44 2 — 3 0,03— 0,05 0,02— 0,03 0,2 — 0,3 3,5 — 4,5

10 2 — 4 12 —15 Stwierdzenie uw arstw ienia w wodach otwartych oraz /rozkładu osadów n a dnie, wprowadza nas już w zagadnienie życia w jeziorze. A właśnie tu ujaw nia się ów czynnik zmienności poziomu wody.

W ah an ia zwierciadła pow odują m iano­

wicie niszczenie przybrzeżnej strefy życia, która jest we wszystkich przeciętnych je ­ ziorach najbogatsza.

Ja k wiadomo, na zwykłych jeziorach bełt fal rozm yw ając stoki brzegu znosi m ate­

riał rozm yty nieco w głąb i odkładając go na granicy spokojnej głębi, osadza z niego ławicę przybrzeżną. Na tej ławicy rosną pasam i rośliny o liściach wynurzonych, pły­

wających i zanurzonych a wśród nich roz­

w ija się niesłychanie mnóstwo drobnego

i większego życia.

(14)

172 W s z e c h ś w i a t

W Rożnowie inaczej. Tu wciąż zm ienny poziom fal rozm ywa brzegi na coraz lo innej wysokości. Miejsca strom e są podm y­

wane i obrywane, łagodne, rozm yw ane i zaszlam iane, ale ław ice nie tworzą się a rozm yty m ateriał przy zm ianach po­

ziomu ściągany jest coraz to dalej w głąb.

Żadna roślina nie jest w stan ie w ytrw ać przy ciągłych zalew aniach i w ysuszaniach.

W ybrzeże pozostaje dlatego puste, niezaro- słe i błotniste. Jedynie łachy części górnej porosły kępam i rdestu o długich łodygach, które ciągną się za podnoszonymi i obniża­

nym i przez wodę liśćmi. Bardzo naw et sk ru ­ pulatne poszukiw ania nie zdołały stw ier­

dzić liczniejszych form osiadłych w przy- hrzeżu. W ynik ten izgodny jest zresztą ze spostrzeżeniam i poczynionym i w innych zbiornikach n a zaporach. Jest to n a jw y b it­

niejsza i najistotniejsza różnica tych zbior­

ników w porów naniu ze zwykłymi jezioram i.

Tak więc ląd przechodzi w Jeziorze Roż­

nowskim od razu w dno izbiornika. W sku ­ tek segregacji osadów pokryw ają je w czę­

ściach górnych grube piaski i szlamy, dalej szlamy i m uły o b arw ie brązow o-rdzaw ej, wreszcie w głębi m uły szaro-sine w skazu­

jące na procesy pochłaniania i zanikania tlenu i zw iązane z ty m przechodzenie że­

laza w związki dwuwartościowe. W n a j ­ głębszych wreszcie m iejscach ' wierzch osadu pokryw a cienka czarna w arstew ka ó znam iennym zapachu siarkowodoru.

Muły sine zam ieszkują liczne Tubifex

i wielkie czerwone larwy rodzaju Chiro- nom us z grupy plumosus. Muły jaśniejsze zasiedlają m niejsze szare Chironomus plu­

mosus; m uły brązowe różne Trichotanypus, Psectrotanypus Clinotanypus, Orthocladius

i Tnnyłarsus.

W ody otw arte jeziora zasiedla plankton składający się z samych pospolitych gatun ­ ków. Nie m iały dotąd rzecz prosta czasu w ty m młodym jeziorze rozwinąć się jakieś formy, czy zespoły, szczególniejsze. W iosną w ystępują tu najliczniej Asterionella i Di- nobryon, latem Phacotus i P e ń d in iu m , je- sienią Asterionella i Ceratium. Często spo­

tyka się domki Tintinopsis. Z wrotków z n a j­

dowano zawsze Anurea, Asplanchna, S y n - chaeta, Notholca, Polyarthra, Triarthra, Monostyla, Euchlanis. W ioślarki w ystępują tylko dwie: Bosmina i Chydorus. Czasem trafi się Daphnia cuculata. Z widłonogów spotykam y też tylko dwa gatunki z rodzaju Cyclops. Te pospolite formy w ystępują oczy­

wiście po całym jeziorze jednako i równo­

m iernie rozsiedlone.

Z ryb najliczniejsze są okonie i płotki.

Również świnki, klenia, certy i uklei jest dużo. W przyszłości jezioro będzie praw ­ dopodobnie zagospodarowane i zarybiane sandaczem i szczupakiem. W wędrówce ku tarliskom i z tarlisk powinien przemierzać je cenny dunajcow y łosoś. Zagadnienie jego wędrówki przez zaporę i zbiornik, tak przyrodniczo i gospodarczo ważne, stanowi

już wszakże problem osobny.

W . S K U R A T O W IC Z

GRYZONIE I ICH ZNACZENIE GOSPODARCZE Do rzędu gryzoni (Rodentia) zaliczamy

niew ielkie roślinożerne ssaki, które m ają w żuchwie tylko dwa, w szczęce górnej zaś dwa lub cztery silnie rozw inięte siekacze, pozbawione korzeni i rosnące w ciągu ca­

łego życia (rys. 1). Pokryw ająca je w arstw a szkliwa jest znacznie grubsza po stronie ze­

wnętrznej i wolniej się ściera, tak, że ząb zawsze pozostaje ostry. N adm ierny rozwój siekaczy pociąga za sobą szereg dalszych

zm ian w budowie czaszki. Zanika drugi i trzeci siekacz oraz kieł, a zęby przedtrzo- nowe uw steczniają się w różnym u poszcze­

gólnych gatunków stopniu. W uzębieniu po­

w staje więc charakterystyczna przerw a zę­

bowa (diastem a) pomiędzy siekaczami i trzonowym i. Bardzo silnie rozrasta się kość międzyszczękowa, powodując równo­

czesne powiększenie i wydłużenie okolicy

nosowej. Z części miękich potężnie w y­

(15)

kształca się m ięsień żwacz, wchodząc nie­

kiedy w obręb oczodołu, oraz jelito ślepe, którego długość u pewnych gatunków prze­

wyższa znacznie długość ciała. Rozmiary je ­ lita ślepego pozostają w ścisłym związku z m ało treściwym i ciężko straw nym pokar-

Rys. 1. Czaszka gryzonia eoceńskiego (P a ra m y s delicatus).

m em roślinnym (gałązka, kora drzew itd.), w nim bowiem odbyw ają się skompliko­

wane procesy ferm entacyjne.

Mózg gryzoni jest stosunkowo słabo rozw i­

nięty, półkule m ają gładkie powierzchnie i nie przykryw ają móżdżka. Ze zmysłów dobrze rozwinięty jest węch, dotyk oraz słuch, gdyż ślim ak ich posiada od trzech do pięciu skrętów.

Dzięki wielkim zdolnościom przystoso­

wawczym opanowały gryzonie wszystkie środowieka lądowe, w ykształcając szereg specyficznych i daleko posuniętych specja­

lizacji, a mimo to zdołały zachować zasad­

nicze cechy rzędu. Niektóre z tych przysto­

sowań zasługują n a uwagę. U form pustyn­

nych (Paradipus cłenodactylus, Dipus sa- giłta itd.) kończyny tylne są silnie w ydłu­

żone, a stopy ich porośnięte szczeciniastymi włosami, co pozwala zwierzętom poruszać się szybko i bez tru d u naw et po sypkim p ia­

sku. W pasie arktycznym niektóre gatunki lemingów (lem ing kopytny — Dicrostonyx torąuałus i lem ing syberyjski — Lem m us obensis) zmuszone są wydobywać pokarm spod grubej i zlodowaciałej na powierzchni w arstw y śniegu, w ywiązku z tym na zimę pazury oraz poduszeczki znajdujące się pod pazurkam i ro zrastają się tak silnie, że przy­

pom inają kopyta (rys. 2). U wyspecjalizo­

w anych form nadrzew nych (polatucha — Sciuropterus russicus) wykształca się po bo­

kach ciała pomiędzy przednim i i tylnym i

odnóżkami szeroki fałd skórny spełniający w czasie skoków zwierzęcia rolę spado­

chronu, lub też ja k u południow o-am ery­

kańskiego gatunku Coenfu prehensilis ogon jest chwytny a stopy i dłonie są pokryte brodawkami, co ułatw ia (zwierzęciu w spina­

nie się na drzewa i czepianie się gałęzi.

Zwierzęta ziemnowodne, jak bóbr i piżmak, m ają palce odnóży tylnych spięte błoną, spłaszczony ogon służy jako ster, futerko za­

bezpieczone jest przed nąm akaniem , a u piż­

m aka jelito ślepe wypełnione gazami spełnia funkcję pęcherza pławnego.

Podziem ny tryb życia również pociąga za sobą szereg charakterystycznych zmian morfologicznych, które w n ajskrajniejszej formie widzimy u ślepca (Spalax polonicus).

Małżowina uszna redukuje się całkowicie, uwstecznia się organ wzroku (oczy u ślepca znajdują się pod skórą i m ają tylko 0,3 mm średnicy), włosy są m iękkie i z w yjątkiem głowy ustawione prostopadle do powierz­

chni ciała, pas barkow y oraz kończyny prze­

dnie posiadają m asyw ną budowę. Nie m niej ciekawe są przystosowania fizjologiczne, z których wym ienię tylko zdolność zapada­

nia w sen letni zwierząt zam ieszkujących gorące pustynie.

Obecnie ilość gatunków gryzoni oblicza się n a 2.800, co stanowi m niej więcej 1 /3 ga­

tunków wszystkich ssaków. Rząd gryzoni dzielimy n a dwa podrzędy: panzystosieka- czowców — Duplicidentała i nieparzystosie- kaczowców — Sim plicidentata. Pierwszy obejm uje zwierzęta posiadające parę drob­

nych dodatkowych Siekaczy, mieszczących się poza siekaczami właściwym i; zęby przed- trzonowe zawsze występują. Żwacz może

Rys. 2. N oga lem inga (D ic ro sto n y x torąuatuś) z pazurkami przekształconym i w kopytko.

wykonywać ruchy nie tylko naprzód i ku tyłowi lecz i na boki jak to czynią wszystkie inne ssaki. Jelito ślepe opatrzone jest spi­

ralnym fałdem. W szystkie wymienione ce­

chy w skazują na większą prymitywność

(16)

174 W S Z E C H Ś W I A T tego podrzędu. Należą tu zające i szcze-

kuszki. Do nieparzystosiekaczowców należą zwierzęta m ające tylko dwa siekacze w szczęce górnej. Zęby przedtrzonowe m ają tendencję do zaniku. Żuchwa może wyko­

nywać jedynie ruchy naprzód i ku tyłowi.

Jelito ślepe nie posiada fałdu spiralnego.

Należą tu wszystkie pozostałe rodziny g ry­

zoni.

Zagadnienie pochodzenia i rozw oju filo­

genetycznego gryzoni nie jest dotąd w y ja ­ śnione, gdyż n ajstarsza ize znanych czaszka, pochodząca z dolnego eocenu Am eryki P ó ł­

nocnej a należąca do Param ys delicatus (rys. 1 ) posiada już wszystkie charaktery­

styczne cechy współczesnych przedstaw i­

cieli tego rzędu.

Stosunek człowieka do wszystkich zw ie­

rząt kształtuje się przew ażnie pod kątem 100

90

80 ro

60 i 60

V

:* w

\ i 39 W

* 1 0

---

1 Z 3 H 6” 6 T 8 9

ToizR. tu- rn(csiąc<x.ch

Rys. 3. D ługość ż y d a polnika zw yczajnego w w arunkach naturalnych.

widzenia korzyści i szkód przez nie w yrzą­

dzanych, toteż liczne prace poświęcone gry ­ zoniom wskazują, że ich stosunek do czło­

wieka i jego gospodarki nie jest obojętny.

Dzięki tem u poznano ekologię gryzoni zn a­

cznie lepiej aniżeli innych ssaków i w y ja ­ śniono szereg zjaw isk dotąd zagadkowych i niezrozum iałych. Okazało się, że w ła ­ śnie gryzonie, rozporządzające w ielkim i i w s z e ch s t ro n n y mi zdolnościami przysto­

sowawczymi m ają najw iększe szansę p rze­

trw ania w zmienionej pnzez gospodarkę człowieka przyrodzie tym łatwiej, że liczeb­

nością osobników i płodnością przewyższają inne rzędy ssaków. O płodności gatunku de­

cyduje bowiem nie tylko liczba młodych jednego miotu, lecz także krótki czas po­

trzebny do osiągnięcia dojrzałości płciowej oraz częstość lęgów.

Szczur wędrowny (E p im ys norvegicus) rodzi sześć do dwudziestu sześciu młodych, ciąża trw a dwadzieścia jeden dni, tak że w ciągu ro k u liczba lęgów dochodzi do ośmiu. P rzyjm ując średnio dziesięć m ło­

dych w jednym lęgu otrzym am y w ciągu roku osiem dziesiąt potomków od jednej pary, a pam iętać należy, że i młode zdolne są do rozpłodu po ośmiu tygodniach. Obli­

czając w ten sposób otrzym alibyśm y po kilku latach np. w Anglii, gdzie ilość szczu­

rów ocenia się n a około 40.000.000 osobni­

ków, astronom iczne cyfry. Na szczęście ob­

serw acje i b adania dynam iki zespołów gry­

zoni w naturze nie potw ierdzają obliczeń m atem atycznych, istnieje bowiem szereg czynników ograniczających n aturalny wzrost populacji, z których najw iększe z n a ­ czenie przypisuje się: 1 ) drapieżnikom, 2) chorobom infekcyjnym , 3) niekorzystnym w arunkom klim atycznym.

P olnik zwyczajny (Microtus arualis) za­

czyna rozm nażać się już w końcu m arca ro­

dząc co m iesiąc sześć do ośmiu młodych, które po ośm iu tygodniach osiągają dojrza­

łość płciową. Populacja szybko w zrasta, je d ­ nakże przyrost rzeczywisty zwierząt jest znacznie m niejszy niż należałoby oczekiwać.

W edług badań Naumowa populacja polnika niszczona przez ptaki drapieżne i ssaki, w ciągu m iesiąca powiększa się tylko dw u­

krotnie. Pidopliczka ustalił, że jed n a sowa płomykówka zjada w ciągu miesiąca 86 do 128 drobnych ssaków, inni badacze stw ier­

dzili, że myszy i polniki stanow ią 44,5% po­

żyw ienia gronostaja, 34% tchórza, 50—80%

lisa oraz 41—90% sów i pustułek.

Bardzo interesujące w yniki o dużym zna­

czeniu praktycznym dały badania śm iertel­

ności i długości życia gryzoni. Drobne gry­

zonie, które w hodowli żyją dwa do trzech

lat, giną w w arunkach naturalnych już po

(17)

kilku m iesiącach, dojrzałość osiąga tylko nieznaczna liczba osobników a do starości dożywają w yjątki. Dla większości drobnych gryzoni bardzo charakterystyczną jest nie­

zwykle wysoka «śmiertelność dziecięca® w a­

h ająca się w granicach 50—80% wszystkich w ydanych n a świat osobników (rys. 3).

Prócz drapieżników niew ątpliw ie najw ięk­

sze spustoszenie w populacji gryzoni wywo­

łu ją pasożyty należące do najrozm aitszych grup św iata zwierzęcego (bakterie, pierw ot­

niaki, robaki płaskie i obłe, owady i p aję­

czaki). Oczywiście nie wszystkie pasożyty m ają dla żywiciela jednakow e znaczenie, jedne z nich nie czynią m u większej szkody, inne tylko w pew nych określonych w aru n ­ kach, ale niektóre są nadzwyczaj groźne.

W yw ołują one co jakiś czas wybuchy epi­

demii obejm ujących wielkie obszary i dzie­

siątkują zwierzęta. Przykładem może być masowy «mór» zająca w r. 1927/28 n a prze­

strzeni od Archangielska do Krym u i od Mińska do Nowosybirska. Tego rodzaju zja ­ wiska przypisuje się zwykle bakteriom cho­

robotwórczym oraz pierw otniakom (T ryp a - nosoma sp.), lecz równocześnie stwierdzono, że obecność większej ilości pasożytów w przewodzie pokarm owym zwiększa liczbę bezpłodnych sam ic i powoduje wysoką śmiertelność em brionalną.

Czynnikom klim atycznym przypisuje się n a ogół m niejsze znaczenie, jednakże i one mogą ham ow ać wzrost liczebności gryzoni.

W okresach suszy, gdy ilość pokarm u jest niew ystarczająca, zm niejsza się liczba cię­

żarnych samic a także ilość młodych w m io­

cie. Zbyt długo przeciągająca się jesień po­

w oduje przewczesne zużycie nagrom adzo­

nych zapasów i śmierć głodową wielu osob­

ników, szczególnie jeśli powierzchnia ziemi przed opadam i śnieżnym i przem arzła na większą głębokość. W reszcie roztopy wio­

senne lub długotrw ała słotna wiosna obni­

żają znacznie liczebność gryzoni.

Mimo istnienia tak licznych czynników ham ujących wzrost populacji gryzoni, co kilka lat p ojaw iają się pewne gatunki m a­

sowo, w yrządzając w rolnictwie olbrzymie szkody. W Polsce zjaw iska te również w y­

stępują i zgodnie z badaniam i angielskiego

ekologa E 1 1 o n a m ają charakter perio­

dyczny.

Na podstawie danych ogłoszonych przez R. K u n t z e g o i S z y n a l a oraz obserwa- cyj autora polnik zwyczajny pojaw ia się u nas masowo m niej więcej co 3—4 lata (1924, 1927, 1930, 1933, 1939, 1943). W zjaw i­

sku tym najw ięcej interesujący jest fakt, że osiągnąwszy najw yższy stan ilościowy (po-

1

Rys. 4. W ystępow anie polnika zw yczajnego w latach 1932-1934.

jaw masowy), populacja w ciągu zimy zm niejsza się do tego stopnia, że do wiosny pozostają jedynie nieliczne osobniki. Obser­

wując populację gryzoni w ciągu dłuższego czasu otrzym alibyśm y szereg następujących po sobie wznoszących się i opadających fal (rys. 4). Przyczyny i m echanizm tego z ja ­ wiska nie są dotąd w yjaśnione a wszystkie istniejące teorie przy ściślejszej analizie w y­

kazują większe lub m niejsze braki.

Najstarszą jest teoria m igracji, która m a­

sowe pojaw y tłum aczyła zespołem korzyst­

nych czynników klim atycznych, a nagłe za­

nikanie grom adnym i wędrówkami zwierząt na tereny sąsiadujące. Jako powody m i­

gracji podawano nadm ierne rozmnożenie się w starych gniazdach i norach pasożytów zewnętrznych trapiących zwierzęta (D a- n y s z 1913). Jednakże współcześni ekologo­

wie stosując metodę znakowania, analo­

giczną do obrączkowania u ptaków, stw ier­

(18)

176 W S Z E C H Ś W I A T dzili z całą pewnością, że drobne gryzonie

jak polnik zwyczajny, m ysz domowa i mysz polna odbyw ają wędrówki nie przekracza­

jące 5 km (średnio 200 do 1.000 m ) i tylko niektófre gatunki lem ingów mogą przeby­

wać w okresie wędrówek przestrzeń kilku­

nastu kilometrów. N ajbardziej popularną i pociągającą jest teoria skonstruow ana przez włoskiego m atem atyka V o l t e r r ę . O pierając się n a oddaw na znanym fakcie powiększania się liczebności potomstwa u ptaków i ssaków drapieżnych w okresie nadm iernego rozm nożenia się drobnych gry-

t p o f c t y n n i Ą J - p c t f a ń

^< 5 pufatja. d ro .p itin .in a

• ’

o f i a . r u

J I

I / / / / / / / / / / /

/ ' .*

Z *

y / s

C X a s

Rys. 5. Praw o V o l t e r r y .

zani, doszedł on drogą rozw ażań teoretycz­

nych do. sprecyzowania ogólnego praw a w zajem nej zależności drapieżnika i z ja d a ­ nej przez niego ofiary. Praw o to w yraził przy pomocy wzoru m atematycznego. P u n ­ ktem w yjścia dla rozw ażań V o l t e r r y była «principe de rencontre» — zasada m a­

jąca zastosowanie w kinetycznej teorii ga­

zów i szeregu innych procesów fizycznych.

Drapieżnik i ofiara spotykają się ze sobą tym częściej im więcej jest obu gatunków, i tę częstość spotkań nazyw a V o 11 e r r a

«spółczynnikiem spotkań*. Nię w dając się iw

ISO 160

110

110

'o

Q W e 2 50 o

^ 60

l/0

10

w m atem atyczne rozw ażania omówimy z ja ­ wiska na najprostszym przykładzie, którego graficznym obrazem jest rys. 5.

P rzy jm ując n a początku spółczynnik spot­

kań za zerowy widzimy, że w zrasta on z n a ­ cznie szybciej, aniżeli populacja ofiary i wkrótce wyprzedza jej przyrost. Oczywiście zwiększenie się liczebności ofiary i łatwość zdobyczy zwiększa płodność drapieżnika i pow oduje zwolnienie tempa przyrostu ofiary, tak że po pew nym czasie populacja ofiary nie tylko nie przyrasta, lecz maleje.

W raz ze zm niejszeniem się ilości ofiary zm niejsza się również ilość drapieżnika i to proporcjonalnie do «spółczynnika spotkań#

a nie do bezwzględnej ilości ofiary. Z chwilą gdy stan ilościowy obu populacyj (drapież­

nika i ofiary) o tym sam ym i wartość «spół- czynnika spotkań# będą bardzo niskie, ofiara odznaczająca się większą płodnością zaczyna szybko rozmnażać się i cały cykl się powtarza. I wreszcie według trzeciej teorii, popularnej wśród ekologów ro sy j­

skich, pojaw y masowe są wynikiem układu korzystnych w arunków klim atycznych i po­

karm owych, dzięki którym populacja naw et w krótkim czasie może osiągnąć bardzo w y­

soki stan liczebnościowy. Na skutek n a d ­ miernego zagęszczenia łatwo szerzą Się wśród zwierząt choroby infekcyjne o cha­

rakterze epidemicznym, równocześnie szyb­

kie zużycie zasobów pokarm owych zmusza gryzonie do lokalnych wędrówek, w czasie których duża ilość zwierząt ginie niszczona przez drapieżniki. Następstwem jest gwał­

towny spadek w liczebności populacji.

Zależność gryzoni od szaty roślinnej jest bardzo wielka, rośliny bowiem stw arzają niezbędne dla tych zwierząt środowisko, oraz stanow ią zasadniczy pokarm. Np. roz­

mieszczenie rodziny pilchowatych (Muscar- dinidae) pokrywa się z zasięgiem drzew li­

ściastych a areał burunduka (Eutam ias asiciticus) z zasięgiem pewnych drzew szpil­

kowych. Gryzonie ze swej strony oddziały- w u ją w pew nym stopniu na szatę roślinną.

Na stepach w yjadając stale roślinność tra ­ w iastą przyśpieszają jej n aturaln e odnaw ia­

nie się. Liczne nory udostępniają przenika­

nie do gleby i podglebia powietrza oraz

Cytaty

Powiązane dokumenty

zrekrutowa- nych wolontariuszy, oni odwiedzali już rodziny, reprezentowali Paczkę i bałam się, że na nich wyleje się cała niechęć ludzi, choć przecież nie oni zawinili.

Jeśli przez cały rok uczyliście się w miarę systematycznie i powtórzyliście cały lub prawie cały materiał - na pewno będziecie się mniej denerwować..

Niezależnie od tego, czy wasza wyprawa zakończyła się sukcesem, czy klęską, zastanówcie się nad sposobem podejmowania decyzji.. Przedyskutujcie to w grupach, zapiszcie odpowiedzi

Mówię, iż dzisiaj zajmiemy się porównywaniem władzy, jaką sprawowali w Rzymie: Gajusz Juliusz Cezar oraz Oktawian August.. Spróbujemy odpowiedzieć na pytanie zawarte w

Wskaż rzeczowniki mające tylko liczbę mnogą:.. Wskaż przymiotniki, które się

Choć z jedzeniem było wtedy już bardzo ciężko, dzieliliśmy się z nimi czym było można.. Ale to byli dobrzy ludzie, jak

Krew czyli czerwone promienie oznaczają, że Jezus chce nam dać swoją miłość, wzbudzić nadzieję zmartwychwstania, wzmocnić nasze życie by stało się święte, dodać nam

Tragedja miłosna Demczuka wstrząsnęła do głębi całą wioskę, która na temat jego samobójstwa snuje