• Nie Znaleziono Wyników

NAD PŁAZAMIdra fil. Fr. Wernera w Wiedniu ').

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "NAD PŁAZAMIdra fil. Fr. Wernera w Wiedniu ')."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JVŁ 8. W arszawa, d. 21 Lutego 1892 r. Tom XI.

TY G O D N IK P O P U L A R N Y , POŚW IĘCONY NAUKOM P R ZY R O D N IC ZY M .

PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".

W Warszawie:

Z przesyłką pocztową:

ro c zn ie rs. 8 k w a r ta ln ie „ 2 ro c z n ie „ 10 p ó łro c z n ie „ 5

P re n u m e ro w a ć m o ż n a w R e d a k c y i W sz ec h św ia ta i w e w s z y s tk ic h k s ię g a r n ia c h w k r a ju i z ag ra n ic ą .

Komitet Redakcyjny Wszechświata stanow ią p a n o w ie : A leksandrow icz J ., D eike K „ D ickstein S., H oyer II., Jurkiew icz K., K w ietniew ski W ł., K ram sztyk S.

N atanson J ., P rau ss St. i W róblew ski W .

„ W s z e c h ś w ia t11 p rz y jm u je o g ło sz en ia, k tó r y c h tre ś ó m a ja k ik o lw ie k z w ią z e k z n a u k ą , n a n a s tę p u ją c y c h w a ru n k a c h : Z a 1 w ie rs z z w y k łeg o d r u k u w szpaloie a lb o je g o m ie js c e p o b ie ra się za p ie rw sz y r a z k o p . 7 '/ i

za sześć n a s tę p n y c h ra z y k o p . 6, za d alsze k o p . 6.

- A _ d . r e s I R e c i a l s i c y i : Z K Z r a ł c o w s l s r i e - F r z e d . i a a . i e ś c i e , 3 > T r S S .

STDDYJA BIJOLOGICZNE

N A D P Ł A Z A M I

d r a fil. F r . W e rn e ra w W ie d n iu ').

Zam ierzyłem podać tu n iek tó re w iadom o­

ści zebrane z życia płazów , odnoszące się m ianow icie do liniania wężów tudzież ja sz ­ czurek i dołączyć do tego kilka spostrzeżeń o m łodych z g atu n k u węża żyw orodnego zw anego m iedzianką (C oronella austriaca), ju żto zostających jeszcze w stanie płodu, ju ż świeżo zrodzonych. N im przystąpię do szczegółów dotyczących liniania, tój nader ważnej sp raw y w życia pom ienionych p ła ­ zów, muszę zw rócić uw agę na szczególną pod tym w zględem różnicę wężów od ja s z ­ czurek. W ęże, ja k wiadomo, ściągają ze sie­

bie rogow ą pow łokę naskórka (Stratum corneum ) w ten sposób, że stro n a w ew nę­

trz n a tój pow łoki w yw raca się nazew nątrz,

*) B io lo g iach es C e n tr a lb la tt, X I B a n d , N r 22, 1 G ru d n ia 1891 r.

spom iędzy zaś jaszc zu re k te, k tó re zrzucają tak zwaną koszulkę, t. j . cały naskó rek w jednój n iep o d artśj sztuce, koszulki tój stron a pow ierzchow na, ja k na zw ierzęciu b y ła zew nętrzną, ta k i n a zrzuconej pozo- je zew nętrzną. W ąż tedy przy zrzucaniu w yleni odw ija ją na w yw rót, ja k się to robi p rz y zdejm ow aniu z nogi obcisłćj i długiej pończochy, jaszczu rk a zaś w ysuwa się z w y ­ leni ja k nóż z pochwy. S kó ra na wężu ma zawsze pew ną miękkość, ju ż to w skutek wypacanój wilgoci w ew nętrznej, już w sku­

tek częstych w tćj porze używ anych kąpieli dla rozm iękczenia naskó rka, by łatw ićj po­

mimo swój obcisłości dał się ściągnąć. N a­

skórek zaś ja sz c z u rk i skutkiem ciepła i su ­ szy odstaje od ciała i otacza je ja k luźny w orek, z którego jaszczurk a się wym yka bez odw inięcia go na w yw rót; przytem m ię­

dzy jaszczurkam i właściw em i (L acertidae) z jednój strony , a scynkam i i amfisbenami z dru g iźj, zachodzi ta różnica, że scynki przy w yłażeniu ze skóry ssadzają ją i k u r­

czą (niby skracan a przez ssuwanie części ltineta), tak , że cała zrzucona wyleń np. pa- dalca p rzedstaw ia grub ą, połyskującą cew­

kę, częstokroć niewięcćj j a k 3 lub 4 cm długą, przeciw nie zaś lace rty d y , gdy im

(2)

114 WSZECHŚWIAT. N r 8 .

n ask ó rek na grzbiecie, poza tarczam i na- głów nem i tudzież na końcach palców nóg p rzed n ich i ty ln y ch odstanie, w ym ykają się z w yleni, ani jć j o d w ijając n a w yw rót, ani jej kurcząc. Zresztą, w ylenie ta k ie całk o ­

w ite zdarzają się u ja sz c z u re k rz ad k o i jeśli się mówi, że skóra spada z nich płatam i, je stto rzeczyw iście u lacertydów , gekonów , agam , cham eleonów ogólnem p raw id łem , rów nie ja k spom iędzy wężów u E ry x ja- culus.

W ogóle węże w odne lin ie ją łatw iej niż te co żyją w m iejscach suchych; a zatem spom iędzy naszych n ajłatw iej g a tu n k i z r o ­ d za ju T ro p id o n o tu s, z tem w szystkiem przy dostatecznej w ilgoci odbyw a się to p o ­ m yślnie u w szystkich gatunkó w , naw et u bardzo suchoskórnćj m iedzianki. Lecz jeże li część ja k a n a sk ó rk a ściągnąć się nie daje, to ju ż i dalsze za n ią części się nie ściągną, chociażby cząstka ow a była wcale niew ielką, a że przy tem o b u m arła część sk ó ry p rzeszkadza w ytw o rzen iu się now ego n ask órka, sprow adza to niech y b n ą śm ierć węża. P rz e d ssunięciem się jeszcze n a sk ó r­

k a z głow y, o d staje ju ż od oka pow lekająca j e błonka i ja k o p rzed m io t obcy zasłania oko aż do chw ili usunięcia jój w raz z w y­

lenią; przez cały ten okres przejściow y wąż pozostaje d o tk n ięty czasową ślepotą.

P o d an ie, że węże w porze lin ian ia nie p rz y jm u ją żadnego p o k arm u je s t rów nie m ylne, ja k to, że po sutem n ajed z en iu się w padają w stan bezw ładności. W ąż jeśli tylko je st zdrów ch w yta zdobycz naw et w peryjodzie liniania, dopóki ty lk o może dostrzegać i rospoznaw ać przed m io ty , a ty l­

ko przez czas zupełnego oślepienia, co trw a zw ykle dzień je d e n lu b dw a, zachow uje się całkiem b ie rn ie w zględem każdego zw ie­

rzęcia ').

U stg p p o w y ż sz y , z a p r z e c z a ją c y p o w s z e c h n ie p rz y ję ty m m n ie m a n io m , że w ą ż w p o rz e lin ia n ia w s trz y m u je się o d p rz y jm o w a n ia p o k a r m u i że po o b je d z e n iu się w p a d a w o c ię ż a ło ść i ś p ią c z k ę je s t z a n a d to b e zw z g lęd n ie p r z e z d r a W e r n e r a w y r a ­ żony; p r z y ją ć b y go m o ż n a z w ie lk ie m i ty lk o z a ­ s trz e ż e n ia m i. P o r a lin ia n ia j e s t b ez ż a d n e j w ą t­

p liw o ści s ta n e m n ie d o m a g a n ia i u t r a t y a p e ty tu , a co n ie m n ie j w a ż n ą j e s t rz e c z ą , c ia ło z g r u b ia łe po o b fity m p o k a rm ie z tr u d n o ś c ią d a ło b y się u w o l­

n ić z w y le n i, z w łaszc za w sa m e j z a ra z j e j przo-

N ajp ierw szą wskazówką nadchodzącego lin ian ia je s t lekkie zm ętnienie oka, p o k ry ­ w ającego się niebieskaw ym nalotem . W sp ół­

cześnie w szystkie b arw y na ciele brud n ieją lu b ciem nieją; na spodzie ciała b arw a żółta zm ienia się n a biaław ą (Col. A esculapii), cz arn a na blado-niebieską lub niebiesko- szarą (T ro pid on otus i in ). P rzytem błon­

ka p o k ry w ająca oko traci coraz bardziej szklistą sw oję przezroczystość, nareszcie w cale nie prześw ieca i oko robi się całko­

wicie biaław o - niebieskie. T eraz nastaje chw ila przesilenia w przebiegu zjaw isk;

w dniu następnym oko robi się znów nieco jaśniejsze, b arw a spodu ciała zbliża się do barw y p ierw o tnej, a po k ilk u dniach oko odzyskuje połysk, spód ciała w ydaje się barw y norm alnej (są to w skazów ki w y tw o ­ rzenia się i zupełnej ju ż dojrzałości pod stary m now ego n askó rka) i tera z w łaśnie nad eszła p o ra zrzucenia w yleni.

W ąż o kazuje w ielki niepokój, pełza i w i­

j e się niecierpliw ie, w yciera pyszczek o ró ż ­ ne przedm ioty tw arde i chropaw e, dopóki u sam ego brzegu w arg, m ianow icie na p rz e ­ dzie górnej u tarczy dziobkow ej i na p rz e ­ dzie dolnej u tarc zy bródkow ej, naskórek nie zacznie odstaw ać i oddzielać się dalej na całem przecięciu ust, a następnie nie o d ­ k ry je całej głow y. T eraz poczynają się in ­ ne usiłow ania. W ąż poszukuje rozw idlo- nej gałęzi, albo też ciasnej szpary m iędzy kam ieniam i, zaledw ie dozw alającej prze­

cisnąć się p rz ez nią, przytem stara się za­

czepić od w in ięty brzeżek w yleni o ja k ą do­

statecznie mocną zaw adę. Z zadzierzgnię­

tego ta k n ask ó rk a stara się teraz wąż w y­

zw olić przez poruszanie żebram i, tak j a k to rob i, gdy wchodzi do ciasnej nory, gdzie nie może się posuwać nap rzó d zapomocą

d o w ej, n a jw ęż sz ej czę śc i n a szyi w ęża. Co do d r u ­ g ie g o tw ie rd z e n ia , o d w o łać się m o g ę d o k a żd e g o h o d o w c y , że w ąż g ło d n y j e s t zazw y c za j b a rd z o ru c h liw y , n a je d z o n y szu k a z a ra z u s tro n ia , g d zieb y m ó g ł w c ie p le i zu p ełn y m sp o k o ju z aż y w a ć b ło ­ g ie g o s ta n u n a s y c e u ia . K to b y c h c ia ł w ty m p rz e d ­ m io c ie w ia d o m o ści sw oje je s z c z e u z u p e łn ić , z w ła ­ szcza fa k ta m i z fa u n y n a sz ej, z n a jd z ie je w III to ­ m ie P a m ię tn ik a F iz y jo g ra fic z n e g o z r . 1883 w a r ­ ty k u le m o im ,,P Ia z y “ s tr . 334 i 370, tu d z ie ż w do ­ d a tk u II d o tegoż a r ty k u łu ,,Ł o w ien ie, h o d o w la p ła z ó w " , s t r . 399. (P rz y p . tłu m .).

(3)

N r 8.

w yginania ciała w tę i drugą, stronę, sło­

wem żebra spełniają tu taj tę sarnę służbę, co u skolopendry nogi. Podczas tego w y­

łażenia ze skóry, tam gdzie naskórek ju ż się oddzielił, ciało nieco nabrzęka, co zna­

cznie dopom aga dalszem u ssuw aniu n ask ó r­

ka. P rzy tem wszystkiem daje się zawsze uczuw ać pew na woń w strętna, wszystkim wężom w łaściw a, w ydaw ana przez wilgoć w ypacaną dla u łatw ienia oddzielania się n askórka. Ciecz ta częstokroć w ydziela się ta k obficie u pew nych gatunków , że świeżo zrzucona w yleń je s t zupełnie m okra, cho­

ciaż wąż nie używ ał poprzednio wcale ką­

pieli; przeciw nie n iektóre węże, np. E ry x jaculus, są tak suchoskórne ja k jaszczu rk i i naw zajem świeżo zrzucona w yleń skrzeń- ca (O ph isau ru s) je s t tak m okra ja k wyleń wężów.

Na w ielu wężach świeżo po w ylenieniu daje się w idzieć w yraźnie połysk niebieski (m iedzianka, C oronella, południow o-euro- pejski T arb o p h is vivax),m ianow icie na g ło ­ wie, a u drugiego i n a grzbiecie na dużych plam ach czarnych. N iektóre prócz tego p rzedstaw iają w św ietle słonecznem żywą iryzacyją na całem ciele, wszakże zjaw isko to w k ilk a dni po w ylenieniu ginie.

Im wąż je st zdrow szy i silniejszy tem częściej lin ieje, a p rzy nadchodzącem linia- niu tem krócej podlega owemu niebieskie­

m u zabarw ieniu oka. P raw dopodobnie od M aja do S ierpnia wąż linieje co miesiąc, ta k re g u la rn ie, że różnica d a t wynosi jed en lub dw a dni zaledw ie. W ęże w odne (T ro ­ pidonotus), k tóre w samej rzeczy dużo prze- byw ają w wodzie, nie lin ieją tak często ja k ż jją c e w m iejscach suchych, niekiedy raz tylko lub dw a razy na rok. P ięć do sze­

ściu razy na rok je st, ja k się zdaje, maxi- mum dla wężów żyjących na swobodzie, w hodow li trzym ane w cieple nie w padają j w sen zim owy i p rzez całą zimę pokarm ! przyjm ują, lin ieją naw et w zimie raz lub dwa razy.

K ąp iel p rzed linianiem d la wielu wężów ! je s t konieczną potrzebą, m ianow icie gatu n k i j

z rodzaj u C allopeltis, chociaż należą do wę­

żów lądow ych, w tój porze całemi dniam i j przeb y w ają w wodzie.

W ęże chore zdychają praw ie zawsze p o d ­ czas lin ia n ia , zd y ch ają rów nież naw et zdro- .

11 5 we, jeżeli nieznajdu jąc pew nych m echanicz­

nych udogodnień, nie mogą się wylenić, m ianowicie albo dla b ra k u wilgoci, albo d la braku stosow nych przedm iotów tw a r­

dych, nieodzow nie do ściągnięcia wyleni potrzebnych.

P o w ylenieniu węże zazwyczaj są bardzo w ygłodniałe, w tedy przeto n ajłatw iej się udaje skłonić je do przyjęcia podsuniętego pokarm u.

B ardzo podobnie, tylko z zastrzeżeniem wskazanych powyżej różnic, zachow ują się jaszc zu rk i wężowate, ile spom iędzy nich znam przyn ajm n iej. W y leń ich zrzucona o ile sie da w całości, zaświeża u padalca je s t sucha, u szkleńca wilgotna. Do zrzu ­

cenia wyleni w ystarczają bardzo m ałe p o ­ moce, ju ż p rzy przedzieraniu się przez g ę ­ sty mech naskórek się ssuwa. Na padalcu przed w ylenieniem barw a ciała się zm ienia, ró bi się m atow a, bardziej szara, ze słabym tylko żelaznym połyskiem , na szkleńcu nic zm ienia się.

Poniew aż ani padalec, ani szkleniec nie ma na oku zrzucanej błony, oko nie d o sta r­

cza tu żadnej w skazów ki zbliżającego się liniania.

Spom iędzy G ekonów obserwowałem li- nian ie tylko u H em idactylus turcicus: zw ie­

rzątko staje się w przeciągu dnia jednego lub dw u stopniow o coraz bardziej biaław o- szare i ja k b y pajęczyną osnute, w ygląda w tedy niby siedzące w d elikatnym obszer­

nym w orku i w stanie tym pozostaje ju ż bardzo krótko, p arę godzin zaledwie, z rz u ­ cenie n ask órk a usk utecznia się prędko (aż do końca ogona i do p rzyczepek na palcach, k tó re pozostają nieco dłużej nieobnażone), ale wszelki ślad w yleni ginie, bo ta naty ch­

m iast bywa pożarta.

A gam y i L eg w any linieją pom yślnie ty l­

ko w w ielkie gorąco, w tedy naskó rek ich p ęka i niejako odskakuje od skóry i spada strzępam i, bez tego w aru n k u linianie je s t dla nich przygodą, k tó rą p rzy p łacają ży­

ciem.

Scynki, z rodzajów : Scincus, Gongylus i inn e linieją ja k padalec, zw ykle osobno kadłub , osobno ogon i odnóża.

C ham eleony linieją łatw o, dużemi, pi’ze- zroczystem i strzępam i. U lacertydów li­

nianie zależnem je s t głów nie od w y grzania

W S Z E C H Ś W IA T .

(4)

116

się na słońcu, a w ogólności od ciepła, w brak u ciepła i zupełnego zdro w ia nie l i ­ nieją. N ajpospolitsza z naszych jaszc zu re k , L a c e rta agilis, zazw yczaj w ym yka się z w y­

leni ja k b y z luźnego w orka, ogon ig ło w a lin ieją osobno, ogon obrączkam i, rzadzićj w jed n ćj sztuce, n a głow ie tarcze zw ykle oddzielają się zosobna. Często je d n a k w y­

leń spada 7, ciała strzępam i ja k u G ekonów , A gam , L egw anów i C ham eleonów , albo też w iększem i p łatam i o bejm ującem i około ’/ 3 po w ierzch n i grzbietu. L a c e rta v irid is i L . ocellata linieją w p o d o b n y sposób, lecz zw y k le całe podbrzusze spada jed n y m p ła ­ tem lu b w dw u częściach, całe p o d g ard le osobno w je d n ć j sztuce.

W m ało jeszcze zbadanćj k w esty i d zie­

dziczności odm ian u b a rw ie n ia i ry su n k u , i w yjaśnień pew nych dostarcza sekcyja, k tó ­ rą niedaw no w ykonałem na je d n ć j ciężarnćj m iedziance C o ro n ella au striac a, różniącej się bardzo odm iennem od n o rm aln ego u b a r­

wieniem .

P om ieniony okaz by ł z p ew n y ch w zglę­

dów podobnym do ta k zw anego węża lam - partow atego (C o lu b e r q u a d rilin e a tu s var.

leopardinus), m iał bow iem n a grzbiecie dw a rz ęd y dużych plam b ru n a tn y c h ciem niej obrzeżonych, poczęści naprzem ianległych, poczęści łączących się ze sobą w poprzek.

N a każdym boku ciała przebiegająca sm u­

ga ciem na tylko p o n iek ąd stan o w iła p rz e­

dłużenie sm ugi zaocznćj (sm uga ciem na od tylnego b rzegu oka do k ą ta u st zbiegająca je s t stałem znam ieniem m iedzianki), niezłą- czona z nią bespośrednio, a dalćj p rz e ry w a ­ na na spore plam y.

Spom iędzy 200 przeszło okazów , tylko 2 znalazłem tćj odm iany i oba były to samice ciężarne.' W je d n ć j em bryjony b y ły jeszcze ta k d alekie od dojrzałości, że niem ożna było na nich ry su n k u rospoznać, w samicy dru g ićj, p o przednio w ym ienionćj, płód zn a­

lazłem zupełnie ju ż w ykształcony, ty lk o jeszcze część czaszki p o k ry w a jąca mózg by ła bardzo w ypukła, lecz w szystkie tarcze n a głow ie, naw et ciem ieniow e (parietalia) zupełnie ju ż w idoczne, b arw a w ierzchu cia­

ła sza ro -b ru n a tn a.

Co je d n a k najciek aw szą je s t rzeczą, że n a w szystkich bez w y ją tk u ry su n e k z g a ­

dzał się nietylko co do plam dużych n a grzbiecie, ale i w innych szczegółach z r y ­ sunkiem , będącym na m atce. Łączności sm ugi zaocznćj ze sm ugą naboczną albo wcale nie było, albo słabo ty lk o oznaczona przez liniją jaśniejszą od tylnego końca za­

ocznćj do rosszerzonego początku nabocz- nćj »).

T en rzad ko u m iedzianki zd arzający się ry su n e k b y ł wszakże odziedziczony przez w szystkie m łode w liczbie ośmiu, chociaż sam a rzadkość tćj odm iany każe z w ielkiem praw dopodobieństw em przypuszczać, że m atk a zapło dn io na była przez sam ca n o r­

m alnie ubarw ionego.

O m iedziance mogę jeszcze n astępnych udzielić uw ag: stopień rozw inięcia m łodych now orodków je s t tak rozm aity ja k czas p o ­ ro d u , k tó ry przy p ad ać może pom iędzy k o ń ­ cem S ie rp n ia a połow ą L isto p ad a (ma się rozum ieć w klim acie nie naszym , lecz w d o ­ linie D u n a ju lub A dygi, tł.). Co do m ło ­ dych te częstokroć b y w ają tak n iedo jrzałe, że rodzą się we w szystkich jeszcze pow ło­

kach ja ja i z ogrom ną m asą żółtka niewes- sanego, całe godziny w przezroczystem ja ju pozostają bez ru c h u i stopniow o zaczynają okazyw ać znaki życia, poruszają się a w k o ń ­ cu ro zd zierają pow łokę ja ja i w yłażą. T e ­ raz m łode, m ające długości przecięciow o około 154 mm i 3,3 g wagi pełgają ju ż, w łó­

cząc ze sobą masę żółtka n a sznu rk u pępko­

wym pod brzuchem w ystającą przed szparą odbytow ą w odległości rów nającćj się d łu ­ gości ogona. Z aw ierają one także masy żółtka w jam ie brzusznćj obok nerek i obok tchaw icy. P rą c ia oba są w ysunięte, co, ja k św iadczy S m alian, p rzed staw ia i pa- dalec.

S topniow o zasycha teraz sznurek naczyn ny i zostaje wreszcie podczas pełzania wraz z g ru złam i żó łtka zrzucony. S zp ark a po­

dłu żn a na brzuch u, przez k tó rą się części te w yp u k lały nazew nątrz, zam yka się i w tedy dopiero, rzec m ożna, m łody w ężyk staje się niezależnym i p rzy go tow u je się do pierw - szćj w yleni, k tó ra przychodzi około je d n e -

N r 8.

’) Szczegół te n n ie zg ad z a sig z tem , co o c ią ­ gło śc i o b u ty c h sm u g p o d a je H a e k e r (B iolog. C en- t r a l b l a t 15, 12, 1890).

WSZECHŚWIAT.

(5)

N r 8. WSZECHŚWIAT. 125 lą, że będzie się ona zgadzała zupełnie

z tem p eratu rą, w skazyw aną przez ów id eal­

ny term om etr gazow y. A zatem mamy tu skalę dogodną, bezw zględną, teoretyczną.

Stopnie jć j pom iędzy punktam i m arznięcia i w rzenia wody, k tó re nazyw ają się tutaj 273 i 373 odpow iednio, różnią się n iezna­

cznie od stopni term om etru rtęciowego, a jeszcze mniej od pow ietrznego. Zero je j, zero bezw zględne, leży o 273 stopnie bez­

względne poniżej codziennego naszego, po­

spolitego zera.

P rag n ą łb y m przyw iązać w W aszej p a­

mięci, łaskaw i słuchacze, im ię S ir W illiam a T hom sona, w ielkie imię, chlubne dla nauki, dla Szkocyi i dla naszych czasów — do tćj skali bezw zględnej, o k tó rej mówiliśmy przed chw ilą, k tó rą S ir W illiam dal światu przed laty czterdziestu i trzem a

I p ra g n ąłb y m jeszcze powiedzieć, że i w term o m etryi, w tym ta k starym i po­

zornie tak szczupłym za k ątk u nauki, z a d a ­ nie nie je s t w yczerpane. Boć istotnie: sk a ­ la powszechna, zatem dla wszystkich ciał w p rz y ro d n ie nieubłaganie jednak ow a, je st nam nieodbicie potrzebna; wszelako, gdyś- my ją, posiedli, spostrzegam y, że całkow icie w ystarczyć nam nie może. T a k dzieje się zawsze w rozw oju nauki. Im więcej s k a r­

bów nagrom adziła p raca pokoleń, tem w ię­

cej pow staje zagadnień,- tem więcej budzi się dążeń i tem św ietniejszy szereg obietnic nęci na dalekim horyzoncie m yślenia.

Istotnie: czy je st, powiedzm y, spraw ie­

dliwie, m ierzyć te m p e ra tu ry n a jro z m a it­

szych ciał n a skali je d n e j i tej samej? Ż e­

lazo topi się p rz y tysiącu sześciuset sto­

pniach, ołów — p rzy trzy stu dw udziestu, lód — p rz y zerze. A zatem 1600° C dla żelaza znaczy tyleż mniej więcej, ile 320° C dla ołow iu, a 0° C dla wody. P rzypuśćm y, że mamy k ilk u n astu chłopców , lecz w n 'e - jednakow ym w ieku. O d starszych pow in­

niśm y oczekiw ać wyższego w zrostu, niż od m łodszych. W ięc, je śli w zrost chłopców m ierzym y pow szechną, w spólną jed n o stk ą, m etrem np. lub łokciem , popełniam y pew ną niespraw iedliw ość, błądzim y. P ow innibyś- my zastosow ać jed n o stk ę do w ieku ch ło p ­ ców i starszych m ierzyć dłuższą, niż m łod­

szych. Podobnież błądzim y, gdy p oró w ny­

wamy własności np. żelaza, ołowiu i lodu

p rzy jednakow ych tem peraturach. T u żela­

zo, ołów i lód nie mogą być porów nyw ane ze sobą. Dla każdego ciała określonego w p rzy ­ rodzie pow inniśm y zbudow ać, lu b módz zbudow ać, skalę osobną, przystosow aną do jeg o własności, tak m ianowicie, ażeby w szy­

stkie ciała były ściśle porów nyw ane ze sobą w jednakow ych pu nktach w łasnych swoich skal poszczególnych. R ozw iązanie tego wspaniałego zadania stoi na porząd ku dziennym nauki dzisiejszej.

K ierujm y nasze um ysły do n au k i isto t­

nej, jed y n ej, do n au k i czystej! K to zechce je j siły poświęcić, radości, zaw ody z niej czerpać, kto życie szczerze je j w darze przyniesie, tego nau k a u szlach etni, uzbroi, ukaże'm u skarby u k ry te, da mu wszystkie swoje roskosze. Potężną osłoną w życiu mu będzie, dobroczyunym urokiem się sta­

nie, który od cierpienia ochrania, od go ry ­ czy odryw a, w czyste, słoneczne przestw o­

rza unosi.

W ładysław Nalanson.

A K A D E M IJA UM IEJĘTNOŚCI

W K R A K O W IE ,

W ydział m atem atyczno-przyrodniczy. Posie­

dzenie w yd zia łu d. 2 0 Listopada 1891 r.

P rz e w o d n ic z ą c y w ita p p . C y b u lsk ieg o i G odlew ­ sk ie g o ja k o c z y n n y c h czło n k ó w , a p. W ie rz e jsk ie - g o ja k o n o w e g o c z ło n k a k o re s p o n d e n ta .

N a stg p n ie s e k r e ta r z p rz e d s ta w ia p ra c ę p. S. N ie - m en to w s k ie g o p o d ty tu łe m : „O k w a sie a m ety lo - o -ftalo w y m “ . A u to r o tr z y m a ł te n z w ąz e k z c y ­ j a n k u h o m o fta lo w eg o p rz e z o g rz ew a n ie g o z k w a ­ sem so ln y m w r u r a c h z a to p io n y ch . J e s tto p ie r w ­ szy h o m o lo g z n a n e g o o d d a w n a k w a su o-ftalow ego.

N ow y te n zw iązek to p i się p rz y 152° C, tra c ą c w odę i z a m ie n ia ją c się n a b ezw o d n ik . R ospuszcza się łatw o w w o d zie, alk o h o lu , a c e to n ie , tru d n o w c h lo ro fo rm ie i b e n zo lu . O g rz an y z re z o rc y n ą d a je sto p ż ó łty , k tó r e g o r o s tw ó r a lk a lic z n y o k a­

zu je żó łto -zielo n ą flu o re s c e n c y ją . A u to r o trzy m a ł z niego: b e zw o d n ik a m e ty lo fta lo w y , im id a-m ety l- ftalo w y , a -m e ty lfta ld ia m id , p -to lil-a-m ety lfta m id , a -m e ty lo x y fta lim id o ra z kw as a -m e ty lo x y ftala n ilo * w y i o p isa ł w ła sn o śc i ty c h n o w y c h zw iązków .

N a p o sie d ze n iu ściślejszem ro z b ie ra n o in n e je s z ­ cze p r a c e n a d e s ła n e w y d ziało w i i p o sta n o w io n o

(6)

] 2 6 WSZECHŚWIAT. N r 8.

n a w n io se k c zł. R a d zisz ew sk ieg o o d e s ła ć p r a c ę p.

N ie m e n to w sk ieg o do k o m ite tu w y d a w n icz e g o .

Posiedzenie w yd zia łu z dnia 2 0 G ru dnia 1891 roku.

S e k re ta rz o d c z y tu je r e f e r a ty o p r a c a c h p . Sto- d o łk ie w ie za . N a s tę p n ie czł. C y b u lsk i p r z e d s ta w ia ty m c z aso w ą w ia d o m o ś ć o p r a c y , w y k o n a n e j w spól­

n ie z p . B e ck iem p o d ty tu łe m : „ D als ze b a d a n ia n a d z ja w isk a m i e le k try c z n e m i w k o rz e m ózgow ej u m a łp y i p s a '1. A u to ro w ie p o d a ją w y p a d k i d o ­ św ia d c z e ń n a d z ja w is k a m i e le k try c z n e m i w k o rze m ózgow ej u m a łp i p só w . N a p o d s ta w ie o tr z y m a ­ n y c h re z u lta tó w w y p ro w ad z ają, w n io sek , że z a p o ­ m o cą z ja w is k e le k try c z n y c h m o ż n a w rz e c z y w i­

sto śc i o z n a c z a ć lo k a liz a c y ją c z y n n o ś c i k o ry m ó z ­ gow ej d la n ie k tó r y c h o k o lic c z u c io w y c h . A u to r o ­ w ie, zap o m o cą p o w y ższ ej m e to d y , o z n a c z y li, n a ra z ie , lo k a liz a c y ją c z y n n o ś c i d la c z u c ia k o ń czy n p rz e d n ic h i ty ln y c h o ra z d la w z ro k u u m a łp y i psa.

P o te m czł. K re u tz i R o sta fiń s k i z d a ją sp ra w ę z p ra c y p. M. R a c ib o rs k ie g o : „ P rz y c z y n e k d o z n a ­ jo m o ś c i flory r e ty c k ie j P o ls k i11. A u to r o p ra c o w a ł m a te r y ja ł, z e b r a n y p rz e z p . S. S to b ie c k ie g o , w o k o ­ lic a c h O s tro w ca , d la K o m isy i fizy jo g rafic zn e j. J e s t- to d o p e łn ie n ie p ra c y , o g ło sz o n ej p o p rz e d n io p rz ez a u to r a p o d ty tu łe m : „ F l o r a r e ty c k a p ó łn o c n e g o s to k u g ó r Ś -to K rz y s k ic h " . A u to r z n a la z ł w z b io r­

k u z o k o lic O s tro w c a g a tu n k i, k tó ry c h p o p rz e d n io n ie m ia ł o ra z o k a zy g a tu n k ó w w y m ie n io n y c h p o ­ p rz e d n io , a le z e b r a n y c h te r a z w lep s z y m sta n ie . N a jc ie k a w s z ą z d o b y cz ą b y ły o k a z y z T o x ite s Sie- m ira d z k ii, o k a z a ło się, że to są k w ia to s ta n y m ę ­ s k ie p o d o b n e d o ty c h , k tó r e n o sz ą n a z w ę P a lissy - n a a le o d n ic h ró ż n e . A u to r o p is u je j e te r a z p o d n a zw ą ro d z a jo w ą , S. o stro b u s.

D a lej s e k r e ta r z z d a je s p ra w ę z p o s ie d z e n ia K o­

m is y i fizy jo g raficzn ej, k tó r e się o d b y ło d . 26 L i­

s to p a d a r. z. N a p o sie d z e n iu te m K o m isy ja u k o n ­ s ty tu o w a ła się n a n o w o p o ś m ie r c i czł. K o p e rn ic - k ieg o w y b ie ra ją c d w u s e k re ta rz ó w : j e d n y m w oso­

b ie p G. O ssow skiego d o d z ia łu a n tro p o lo g ic z n o - a rc h e o lo g ic z n e g o , d r u g im zaś do d z ia łu e tn o lo g i­

czn eg o w y b r a n o p. R. Z a w iliń s k ie g o .

W resz c ie n a w n io s e k s e k r e ta r z a u c h w a lo n o , że w r o k u p rz y s z ły m p o s ie d z e n ia w y d z ia łu b ę d ą się o d b y w a ć w k a ż d y p ie rw s z y p o n ie d z ia łe k m ie sią c a , lu b w ra z ie ś w ię ta w d z ie ń n a s tę p n y , a z atem : 4 S ty c z n ia , 1 L u te g o , 7 M a rca , 4 K w ie tn ia , 2 M a­

j a , 7 C zerw ca, 4 L ip c a , 3 P a ź d z ie rn ik a , 7 L is to ­ p a d a i 5 G ru d n ia 1892 r.

N a p o s ie d z e n iu ś c iśle jsz e m o d e s ła n o p r a c e p p . C y b u lsk ie g o i B e c k a o ra z p . R a c ib o r s k ie g o d o k o ­ m ite tu w y d a w n icz e g o .

Posiedzenie w yd zia łu z dnia 4 Stycznia 1892 roku.

S e k re ta rz p rz e d s ta w ia dw ie p r a c e m a te m a ty c z ­ n e p. K. Ż o raw s k ieg o , je d n ę p o d ty tu łe m : „ U zu ­ p e łn ia n ie c ią g ły c h g r u p p r z e k s z ta łc e ń 1' i d r u g ą z a ­ ty tu ło w a n ą : „ N ie z m ie n n ik i ró ż n ic z k o w e pew nej n ies k o ń cz o n ej c ią g łe j g ru p y p rz e k s z ta łc e ń " .

N a p o sie d ze n iu śc iślejsz em o d e słan o te p ra c e p. K. Ż o raw s k ieg o d o k o m ite tu w ydaw niczego.

Korespondencyja Wszechświata,

R o ślin y w zb o żach ro sn ą c e , a m n ie j p o s p o lite o t y le są tr u d n ie js z e do z b a d a n ia n iż in n e , że o d ­ n a le z ie n ie ic h g łó w n ie o d p rz y p a d k u zależy: w ów ­ c za s bow iem s ta ją się o n e b a d ac zo w i p rz y s tę p n e , k ie d y u b r z e g u z b o że m p o k ry te g o ła n u się z n a j­

d ą ; ą że ro ś lin y w o g ó le n ie c o ro c z n ie w je d n a k ie j o bfitości p o ja w ia ją się, la ta w ięc n ie k ie d y całe o c z e k iw a ć tr z e b a , n im p o ż ą d a n ą ro ś lin ę , w ilo ­ ści d o b a d a ń n a u k o w y c h n ie z b ę d n e j, o d szu k a ć się u d a .

Z ta k ic h to p rz y c z y n p ra w d o p o d o b n ie , n ie u d a ło m i się d o tą d z n aleść o d m ia n w y k i w ą sk o liśc io w ej, k tó r ą L in d e m a n p rz e d la ty z n a jd o w a ł n a L itw ie .

V ic ia a u g u s tifo lia A li. (w y k a w ąsk o liśc io w a) j e s t ro ś lin ą b a r d z o in te r e s u ją c ą n ie ty lk o z tego w zg lęd u , że j e s t z m ie n n ą i że n ie k ie d y m ie w a k w ia ty i ow oce p o d z ie m n e (k o rz e n io w e ), a le b a r ­ d ziej jes zc ze z teg o , ż e ' j e s t u w a ż a n a za fo rm ę t y ­ p o w ą , o d k tó re j w y k a p a s te w n a (V icia s a tiy a L .) m a p o c h o d zić . S tą d w y n ik a r ó ż n ic a w z d a n ia c h : że k ie d y je d n i b o ta n ic y u w a ża ją o b ie te w yki za o d m ia n y ty lk o , d ru d z y je do z n a c z e n ia g a tu n k ó w sa m o d z ie ln y c h p o d n o szą.

V icia a u g u s tifo lia A li. z n a jd u je się w d w u o d ­ m ia n a c h : V a r. s e g e ta lis T h a il. e t V ar. B o b a rtii F o r s t. A b y się p rz e k o n a ć , czy o d m ia n y te w z b o ­ żac h n a sz y c h się z n a jd u ją , tu d z ie ż b y się o b z n a j- m ie z p o w y ż sz ą k w e s ty ją s p o rn ą , p o w z iąłem m y śl o d s z u k a n ia o d m ia n rz e c z o n y c h za p o ś re d n ic tw e m ic h n a sio n , k tó ry c h w z ia rn ie zbożow em szu k ać n a le ż a ło . W ty m w ła śn ie c e lu z a ją łe m się b a d a ­ n ie m m a te r y ja łu te g o , co p o d o g ó ln ą n a z w ą „ z ie l­

s k a " w y d z ie la się ze z b o ża , m a c h in a m i ro lB iczem i o czy szczan eg o , tu d z ie ż i s a m y c h zbóż, szczeg ó ln ie p rz e z w ło ś c ia n u p ra w ia n y c h .

S tu d y ja ta k ie n ie z d aw ało m i się, ż e b y m o g ły n a s tr ę c z y ć ja k ie b ą d ź tru d n o ś c i, g d y ż n a s io n a r o ­ ś lin zbożow ych, a szc z e g ó ln ie z r o d z in y m o ty lk o ­ w a ty c h , d o b rz e m i są z n an e ; p rz y p u s z c z a łe m p r z e ­ to , że z d w ie m a , a n a jw ię ce j z tr z e m a o d m ia n a ­ m i n ie z n a n y c h m i „ g ro s z k ó w " b ę d ę m ia ł do c z y ­ n ie n ia . P o z b a d a n iu je d n a k b a rd z o z n ac z n e j ilo ­ śc i m a te r y ja łu , z n a la z łe m n ie trz y o d m ia n y p rz y -

(7)

8 . WSZECHŚWIAT. 1 1 7

go tygodnia po urodzeniu, a po której do­

piero wąż staje się zupełnie podobnym do w yrosłych, gdyż wtedy dopiero głowa do­

tąd g ru b a robi się płaską, ubarw ienie do­

tychczas ciem ne i brudne wyjaśnia się i ry ­ sunek w ystępuje w yraźniej (biaław o-żótty spód brzucha nab iera pięknej barw y czer­

wonej, przeto barw a czerw ona u samców dojrzałych odpow iada ubarw ieniu m łodzień­

czem u), łuski dotąd nieco pom ięte w ygła­

dzają się, a ciało w licznych zw ojach w ja ju naw zajem się uciskających pogniecione, te­

raz traci znaki odcisków i przy b iera kształt trój g ra n ia sty , dający w poprzecznem prze­

cięciu niejako tró jk ą t równoboczny, objęty łinijam i w ypukło łukow atem i.

Ilość żółtka, ja k ą po p rzyjściu na świat m łoda m iedzianka w sobie zaw iera, zależną je st w części od krócej lub dłużej p rzecią­

gającej się brzem ienności, od liczby m ło­

dych, k tó ra chw ieje się od 2 do 15, lecz zazwyczaj wynosi około 9, zależną je s t jesz­

cze od w ieku i w zrostu m atki; węże starsze rodzą liczniejsze potom stw o, aniżeli młode, przytem w rów nych zresztą w arunkach po­

tom stw o m iedzianki starszej roślejsze je s t zawsze, niż od m atki m łodej. N akoniec często bardzo m łode przychodzą na św iat bez żadnój ju ż w ypukliny żółtka chociaż szp ara, przez k tó rą żółtko weszło ju ż do j a ­ my brzusznej, d aje się p ra w ie zaw sze u no­

w orodków rospoznać.

W iele wężów i n iek tó re jaszczu rk i, gdy zaczyn ają się nieść, zniesione pierw sze ich ja ja różnią się bardzo od znoszonych nastę­

pnie, są m niejsze, bardzo m iękkie i barw y żółtaw ej, z a w iera ją ty lk o żółtko pokarm o­

we, a za ro d k a w nich niema. J a j takich sam ica znosi od 1 do 3; u naj pierwszego ja jk a koniec zw rócony k u wyjściu je st ś ru ­ bow ato skręcony, ja jk o dru g ie i trzecie albo także m iew ają takie chalazy (w iązadeł- ka) na obu końcach ja ja , albo ich nie mają.

B espłodne ta k ie ja ja żółtkow e znajdow ałem u węża w odnego ry b aczk a, T ropido notus tessellatus, u Zam enis D ahlii i u innych.

Na zakończenie zw rócę tu jeszcze uwagę n a w ielkie różnice w w ielkości ja j wężo­

w ych w g atu n k ach bardzo do siebie zbliżo­

nych. G dy np. ja ja C oluber A esculapii, m ogącego dorastać blisko dw um etrow ej

długości, są przecięciowo 47,5 mm długie a 22 mm grube, to ja ja węża C oluber qua- drilineatus, któ ry rzadko m iewa więcój nad 1 m etr długości, są conajm niój 70 m m d łu ­ gie a 20 mm grube. Jeżeli przeto weźmie­

my pod uw agę stosunek w zrostu obu g a ­ tunków , w ypadnie, że ja ja tego drugiego, w zględnie biorąc, są trzy razy większe, niż ja ja węża E sk u lap a. D łu gie te kiełbasko- wate ja ja byw ają jeszcze częstokroć lek- kiem przew ężeniem przedzielone pośrodku na dw ie połowy, z których każda wielkością dorów nyw a ja ju węża E sk u lap a. J a j takich C oluber q u ad rilin ea tu s znosi rzadko więcej nad dwa, C oluber A esculapii znosi rzadko więcej nad pięć.

J a ja C. q u ad rilin eatu s oprócz niezw ykłej długości odznacza się jeszcze dziw ną jed n ą właściwością: p rzy baczniejszem ro sp atry - w aniu okazują na całej pow ierzchni m nó­

stw o w ypukłych, bardzo ładnych gw iazdek 4 do 8-prom iennych, wielkości różnej, od 0,5 do 2,5 m m średnicy. Na niektórych ja ja c h d ają się tylko dostrzegać drobne bro- daw eczki od 0,5 do 1 mm średnicy, zdarzają się one także na biegunach ja j wyżej op i­

sanych. N a jajac h Col. A esculapii zdarza się to, lecz rzadziej, nigdy zaś nie d o strze­

gałem tego zjaw iska na ja ja c h T ro p id o n o ­ tus n atrix, T r. tessellatus, C oelopeltis lacer- tina, Zam enis D ahlii i Z. gem onensis. P rz y ­ czyny tego zjaw iska nie um iem objaśnić.

T łum aczył A . W ałecki.

W SPÓŁCZESNA

TEORYJA ROSTW ORÓW .

P rzed m io tem badań chem ików w ciągu większej części bieżącego w ieku były zw iąz­

ki chem iczne w ścisłem znaczeniu słowa, charak tery zu jące się stałością składu . B a­

dania te u trw a liły teory ją atom istyczną, wy­

pow iedzianą ap ry jo ry czn ie ju ż przez g rec­

kich filozofów, w prow adziły pojęcie czą­

steczki i przyczyniły się pośrednio do ro z­

(8)

1 1 8 WSZECHŚWIAT. .Nr 8 .

w oju p ra w ie w szystkich działów fizyki i chemii.

C iała ze składem niestałym natom iast tra k to w a n o po m acoszem u. D o ostatnich należy m iędzy innem i ro stw o ry i spiże.

D opiero w ostatnim d ziesiątk u la t grono w ybitnych chem ików pośw ięciło się b liż­

szym badaniom ro stw o ró w , skutkiem czego pow stało k ilk a hipotez, o bjaśniających ich wewnętrzną, budow ę. Z je d n ą z nich, r o ­ k u jącą w ielką przyszłość, zam ierzam y czy­

telników zapoznać. L ecz w obec tego, że w zm iankow ana te o ry ja p rzypu szcza, że w roscieńczonych ro stw o ra ch ciała zn a jd u ją się w stan ie podobnym do gazow ego, zm u­

szeni jesteśm y p rzed w stęp n ie w yłożyć w r y ­ sach zasadniczych cynetyczną te o ry ją g a ­ zów.

W myśl tej teo ry i w szystkie ciała s k ła ­ d ają się z m aleńkich cząsteczek, o b d arzo ­ nych ruchem . S to p ień ru ch liw o ści cząste­

czek określa się te m p e ra tu rą ciała i c h a ra k ­ tery z u je różne sta n y sk u p ie n ia — sta n stały, ciekły i gazow y.

W ciałach stały ch cząsteczki w ykonyw a­

j ą tylko ru c h y oscylacyjne. C ząsteczka, zn a jd u ją ca się w e w n ą trz ciała, nigdy nie oddala się w znacznym sto p n iu od śre d n ie­

go położenia, zajm ow anego w dan ym m o­

mencie. W m iarę w z ro stu te m p e ra tu ry ciała stałego, ru c h y o scy lacy jn e sta ją się wciąż szybszem i i w końcu nadchodzi chw i­

la, w k tó rej cząsteczki, zachow u jąc ru ch oscylacyjny, p o ru sz a ją się sw obodniej w sto­

su n k u do siebie. C iało stałe p rz em ien ia się w tedy w ciecz. W iększa sw oboda ruchów cząsteczek cieczy poleg a n a tem , że ru ch j a ­ kiejkolw iek cząsteczki je s t n a ty le szybki, że może przezw yciężyć p rz y ciąg an ie sąsied­

niej cząsteczki i u su n ąć j ą ze sfery d z ia ła ­ n ia o statnićj; ru ch ten je d n a k nie je s t tak znaczny, aby m ógł p rzezw yciężyć p rz y c ią ­ ganie w szystkich cząsteczek. P rz y p o d w y ż­

szeniu te m p e ra tu ry cieczy, szybkość ru c h u cząsteczek wciąż w zrasta i w k ońcu je s t tak w ielką, że dana cząsteczk a z n a jd u je się w sferze d ziałan ia samej cząsteczki tylko n a nieskończenie m ały p rz eciąg czasu i w te­

dy płyn p rzem ienia się w gaz. S ta n g az o ­ w y o dznacza się tem , że cząsteczki nie w y­

k o n y w ają ju ż ruchów oscylacyjnych, lecz po su w ają się w k ie ru n k a c h p rostych, w yko­

nyw ają ru ch y postępow e. K ażd a cząstecz­

ka biegnie w k ieru n k u prostym , dopóki nie spotka innój cząsteczki, od k tórej odskoczy j a k elastyczna kula, a następnie, zm ieniwszy sk utk iem spotkania k ieru n ek biegu, m knie po linii prostej dalej, dopóki nie napotka po drodze innej cząsteczki i t. d. W obec tego, w pew nej objętości gazu, cząsteczki w danej chw ili poruszają się w n ajro z m ait­

szych k ie ru n k a ch i z najrozm aitszą szyb­

kością.

Ilość spotkań cząsteczek w przeciągu j e ­ dnej sek und y je s t niepospolicie w ielka. C i­

śnienie w yw ierane przez gaz na ścianki n a ­ czynia, w k tó rem je s t zaw arty, dokonyw a się w łaśnie p rzez te ud erzenia cząsteczek, lecących ze w szystkich stron.

C ynetyczną teo ryja ciał lotnych tłum aczy z łatw ością w szelkie praw a, ch arak tery zu ­ ją c e stan gazowy. P raw o B oylea i M ariot-

ta *) n ap rzy k ład , mówiące, że ciśnienie gazu je st w sto sun ku odw rotnym do objętości, je s t konsekw encyją poglądu cynetycznego n a przyczynę ciśnienia gazu. P rzed staw m y sobie gaz w n aczyniu cylindrycznem , zam- kniętem zapom ocą tło ka. C iężar tło k a w y­

ra zi nam ciśnienie, pod jak iem się nasz gaz zn ajdu je. T ło k p o d trzy m u je się p rzez u d e ­ rzenia, w ykonyw ane przez cząsteczki gazu.

Jeżeli przypuścim y, że ilość tych uderzeń w przeciągu jed n ej sekundy liczy się na bi- lijo n y , że szybkość ru c h u cząsteczek je s t nadzw yczajnie w ielka, to zrozum iem y, że, ja k k o lw ie k sk u tek ud erzenia je d n e j czą­

steczki je s t m inim alny, sum a w szystkich uderzeń o tło k może spowodować bardzo znaczne ciśnienie, które zrów now aży się cię­

żarem tło k a. Jeżeli tera z pow iększym y ciężar tło k a dw a razy, o statn i zacznie się opuszczać, dopóki ciśnienie w ew nętrzne (g a ­ zu) nie zrów now aży się z zew nętrznem . F a k t te n dokona się w chw ili, g dy ilość u d erzeń n a sekundę będzie dw a ra zy w ię k ­ sza niż poprzednio, t. j . gdy objętość gazu zm niejszy się dw a razy, gdyż ty lk o w tym razie każda cząsteczka, przebiegając dw a ra ­ zy m niejszą drogę pom iędzy dnem naczynia i tłokiem , u d erzy dw a razy częściej o ścian­

ki naczynia.

P o ró w n a j W sz ec h św ia t z r. 1891, s t r . 27.

(9)

N r 8. WSZECHŚWIAT. 119 W podobny sposób objaśnia się praw o

G ay-L ussaca >), w edług którego przy pod­

wyższeniu tem p eratu ry ciśnienie gazu w zra­

sta proporcyjonalnie do tem p eratu ry . W rze­

czy samej, im wyższą, je st tem peratu ra, tem szybszym je s t ru c h cząsteczek, a skutkiem tego tem w iększą je s t ilość uderzeń o ścian­

ki naczynia i tem większe je s t ciśnienie w ykonane przez cząsteczki.

Szybkość ru c h u cząsteczek je st bardzo znaczna. C lausius, jed en z tw órców teo- ry i cynetycznój gazów, obliczył, że czą­

steczki tle n u posuw ają się z szybkością 500 m etrów n a sekundę, cząsteczki w odoru 2000 m etrów n a sekundę. Bez w zględu n a tę olb rzy m ią szybkość, rosprzestrzenienie się jak ieg o k o lw iek gazu (np. am onijaku ) w p ro ­ w adzonego do atm osfery innego, wym aga stosunkow o dość znacznego czasu. W ystaw ­ my sobie, że otw orzyliśm y w pokoju b u tel­

kę, zaw ierającą stężony ro stw ó r am onijaku;

zapach am onijaku da się zauw ażyć po k ilk u sekundach, aczkolw iek należałoby się sp o­

dziewać, że wobec olbrzym iej szybkości cząsteczek am onijaku (około 1000 m etrów n a sekundę) pow inny się one rosprzestrze- nić w p oko ju w czasie bardzo małej części sekundy. Z jaw isko to tłum aczy się tem, że cząsteczki posuw ają się po linii prostej ty l­

ko w czasie bardzo krótkim , spotykają się z innem i, od ty ch odsk ak u ją i posuw ają się w in n y m k ieru n k u . Ś rednia długość drogi cząsteczek, t. j. długość, k tórą przebiega cząsteczka w k ie ru n k u prostym , nim spotka in n ą cząsteczkę, je s t nadzw yczajnie mała.

W e d łu g obliczeń C lausiusa wynosi ona za­

ledw ie Yiooo m m . P am iętając, że średnia szybkość cząsteczki p o w ietrz a wynosi 500 m etrów na sekundę, zrozum iem y, że, cho­

ciaż cząsteczki pow ietrza m kną w k ieru n k u prostym z olbrzym ią szybkością, droga ich biegu nie będzie liniją prostą lecz łam aną, posiadającą niezliczoną ilość załam ów. P o ­ w olne rosp rzestrzen ian ie się jedn ego gazu w d ru g im może być z łatw ością objaśnione tym sposobem.

T eo ry ją cynetyczna gazów tłum aczy, ja k pow iedzieliśm y, w szystkie p raw a ch a ra k te ­ ry z u ją ce stan gazow y, tłum aczy zatem i p ra ­

wo A vogadra '), w edług którego w rów nych objętościach w szystkich gazów, p rz y je d n a ­ kow ych tem p eratu rach i ciśnieniach znaj­

duje się jed n ak o w a ilość cząsteczek. P r a ­ wo to, wypowiedziane ju ż w roku 1811 p ra ­ wie jednocześnie przez w łocha A yogadro i francuza A m póra, poszło początkowo w za­

pom nienie i dopiero w szóstym dziesiątku naszego stulecia chem ik fran cusk i G e rh ard t zw rócił ponow nie nań uw agę i stw ierdził wieloma faktam i. Z rozwojem term o dy na­

m iki i teoryi cynetycznćj g a z ó w ,' praw o to zostało rów nież teoretycznie stw ierdzone, a obecnie zalicza się do zasadniczych p raw fizyki i chemii. Ł atw o zrozum ieć, w jak i sposób o pierając się na niem m ożna o k re ­ ślić stosunkow ą masę cząsteczek dw u ciał.

W iem y np., że litr tlenu waży 16 razy w ię­

cej niż litr wodoru. Poniew aż zaś ilość cząsteczek w odoru i tlenu, zaw artych w j e ­ dnym litrze gazu, jest jed n ak o w a, w ynika stąd przeto, że cząsteczka tlen u m a 16 razy w iększą m asę, niż cząsteczka w odoru. J e ­ żeli więc za jedn ostkę mas atom ow ych przyjm iem y masę jed neg o atom u wodoru ( H = l ) , to m asa cząsteczki jego, składającej się z dw u atom ów, ró w na się 2 (H 2 = 2), a masa cząsteczki tlen rów na się 32. Z tego widzim y, że m asa cząsteczki jakiegokolw iek ciała ró w n a się podw ójnem u jeg o ciężarowi właściw em u (w sto sun ku do wodoru).

G d y w n astęp stw ie poczęto posługiw ać się praw em A v og adra dla oznaczenia m asy cząsteczkowćj i atom owój, przekonano się, że dla wielu ciał masa cząsteczki określona tą drog ą jest dwa razy m niejsza od masy, określonej na podstaw ie przem ian chem i­

cznych. Okoliczność ta spowodowała, że w ielu chem ików w ątpiło o słuszności teoryi A vogadra. L ecz dalsze b adania w ykazały, że w yjątki te są tylko pozorne i tłum aczą się w n atu ra ln y sposób p rzez zjaw isko, od­

k ry te przez S ain t C la ir D evilla, zjaw isko t. zvv. dyssocyjacyi. N a czemże polega w spom niane zjawisko? W celu zaznajom ie­

nia się z niem , weźmy chlorek am onu, in a ­ czej zw any salm ijakiem i ogrzejm y go.

W pewnej tem p eratu rze krystaliczn e to cia­

ło przem ieni się w gaz, nietopiąc się u p rze­

dnio. Możemy oznaczyć gęstość tego gazu

') P o r. W sz e c h św ia t z r . 1891, s tr. 56 i 57. *) W sz ec h św ia t z e. 1891, s tr . 74.

(10)

120 WSZECHŚWIAT. N r 8 .

i oznaczenie to doprow adzi nas do nieocze­

k iw anych re zu ltató w . S k ła d salm ija k u w y ­ ra ż a się p rzez w zór N H 4C1. O p ie ra ją c się n a tój form ule, określonej na mocy reakcyj chem icznych, m ożem y z łatw o ścią obliczyć masę cząstkow ą s:>.lmijaku a zarazem gęstość je g o w stan ie gazow ym . G ęstość ch lo rk u am onu w stosu n k u do w odoru (H = l ) win­

na w ynosić, w m yśl pow yższego w zoru, 26,75. D ośw iadczenie tym czasem w y k azu ­ je , że gęstość jeg o w ynosi d o k ład n ie połowę

t. j. 13,37. W ja k iż sposób m ożnaby w y­

ją tk o w y ten re z u lta t objaśnić? A lb o wzór je s t fałszyw y, albo te o ry ja A v o g ad ra je st niesłuszna. P o n iew aż fo rm u łę salm ijak u po tw ierd za m nóstw o faktów chem icznych, zanim więc odrzucim y p raw o A v o g a d ra po szukajm y w in n y sposób o b jaśn ien ia nie­

norm alnego zachow ania się tego ciała.

P rz y c z y n a tego tk w i, ja k się okazało, w z ja ­ w isku dysoeyjacyi, t. j. w ro sk ład zie ciała n a jeg o części składow e. B liższe b adanie w ykazało m ianow icie, że p rz y p aro w an iu salm ijaku k ażd a cząsteczka jeg o ro sk ład a się n a cząsteczkę chlorow odoru i cząsteczkę am on ijak u w e d łu g ró w n a n ia:

N H 4C 1 = N H 3+ H C 1 .

Jeżeli więc w litrz e gazu zn ajd o w ałab y się pew na ilość cząsteczek salm ija k u g az o ­ w ego w stan ie nierozłożonym (niedysocy- jow an y m ), to p o siad ałb y on gęstość n o rm a l­

ną, a poniew aż p rz y d ysocyjacyi każdej cząsteczki sa lm ija k u o trz y m u ją się dw ie cząsteczki, w y n ik a stąd , w ed łu g teo ry i A vo- g ad ra, że ta sam a ilość s a lm ija k u zajm ie dw a razy w iększą objętość, a za te m i gę­

stość p o w inna być d w a ra z y m niejsza.

P o d obne ciała, j a k salm ijak, nie m ogą istnieć w stan ie gazow ym przy zw yczajnem ciśnieniu; z chw ilą p a ro w a n ia ro sk ład a ją się one na części składow e. N iek tó re ciała dy- socyjują dopiero w w yższych te m p e ra tu ­ rach , j a k n a p rz y k ła d j odo w odór. K ażd a cząsteczka tego ciała, sk ład ają ca się z j e ­ dnego atom u w odoru i je d n e g o atom u jo d u posuw a się z p ew n ą szybkością, uderza o inne cząsteczki i o ścianki n aczy n ia, ato ­ m y p rzytem , tw orzące cząsteczkę, posiadają oprócz ru c h u postępow ego, jeszcze ru c h w e­

w n ą trz cząsteczki i szybkość ostatniego

je s t w stosunku prostym do postępowego- W m iarę podw yższenia tem p eratu ry szyb­

kość zarów no ru c h u postępow ego ja k a to ­ mowego (in tram o lek u larn eg o ) pow iększa się i, w dostatecznie wysokiej tem p eratu rze, może stać się tak w ielką, że p rzy spo tkaniu dw u cząsteczek j odo w odoru w zajem ne p rz y ­ ciąganie je d n o ro d n y c h atom ów jo d u i wo­

do ru przezw ycięży p rzy ciąganie atom ów jo d u i w o do ru , znajdujących się w u d e rz a ­ jący c h o siebie cząsteczkach i z dw u czą­

steczek jo do w o do ru utw orzy się je d n a czą­

steczka jo d u i je d n a cząsteczka w odoru ( 2 H I = H 2-1-I2). Cząsteczki w odoru i jo d u m kną z różną szybkością, przyczem sp o ty ­ k a ją się n ietylko z cząsteczkam i jo d ow od oru lecz n aw et ze sobą i może się zdarzyć, że p rz y sp otkan iu się cząsteczek jo d u z czą­

steczkam i w odoru, u tw o rz ą się znow uż czą­

steczki jo d ow od oru . Ilość ponow nie tw o ­ rzących się cząsteczek jo d o w o d o ru zależy oczyw iście od ilości cząsteczek jo d u i wo­

doru. Im więcej zn a jd u je się tych cząsteczek tem większe je s t praw dopodobieństw o sp ot­

k ania się ich i tem praw dopodobniejsze je s t tw orzenie się jodow odoru. Z tego w ynika, że początkow o, kiedy ilość rozłożonych czą­

steczek jo d o w o d o ru nie je s t znaczna, ilość ponow nie tw orzących się cząsteczek ró w ­ nież nie je s t znaczna. W m iarę ogrzew ania gazu ilość ro sk ład a ją cy ch się cząsteczek wciąż w zrasta i jed n o cześn ie pow iększa się ilość ponow nie utw orzonych cząsteczek j o ­ dow odoru; je ż e li, w końcu, te m p e ra tu ra na pew nej wysokości będzie stałą, to n ad ejdzie m om ent, gd y ilość ro sk ładających się i tw o ­ rzących się cząsteczek jo d o w o d o ru będzie jed nak o w a, dyso cyjacy ja dalej postępow ać nie może, dojdzie do pew nej g ra n ic y za le ż­

nej je d y n ie od tem p eratu ry .

T ak ie w yobrażenie możemy sobie s tw o ­ rzyć o dysocyjacyi na zasadzie teo ry i cyne- tycznej gazów . Z atrzy m aliśm y się nad tem zjaw iskiem nieco dłużej, gdyż d ok ładne p o ­ jęcie o niem je s t niezbędne d la zrozum ienia

w spółczesnej teoryi rostw orów . (c. d. nast.).

L . P. Marchlewski.

(11)

N r 8. WSZECHŚWIAT. 121

E L E K T R Y C Z N Y .

M ow a W illia m a C ro o k esa n a z e b ra n iu to w a rz y stw a in ż y n ie ró w -e le k try k ó w w L o n d y n ie .

N iezbyt daw no jeszcze wszelkie badania czysto naukow e uw ażano za zupełną, s tra ­ tę czasu, na szczęście pozbyliśm y się ju ż u przedzenia tak niedorzecznego; obecnie owszem, przy jm u jem y pow szechnie, że n a u ­ k a czysta, w olna od wszelkiego zastosow a­

nia praktycznego, przynosi korzyść z a ró ­ wno badaczowi, któ ry stara się przeniknąć p ra w a tajem nicze, ja k i społeczeństw u, k tó ­ re ostatecznie pożytek stąd odnosi. P o m ię­

dzy nóżką żaby, drgającą, na stole G alvanie- go, a telegrafem i telefonem, które są dla nas ta k cenne, zachodzi łączność bespośrednia.

G dyby nie ta nóżka, nie posiadalibyśm y ich dotąd.

B ardzo m ało zaledw ie wiemy o tym czynniku tajem niczym , k tó ry nazyw am y elektrycznością. M ateryjaliści mówią nam, że je stto to rodzaj m ateryi. In n i w idzą I w niój, nie m atery ją , ale rodzaj energii.

In n i znów odrzu cają oba te poglądy.

P . L odge uważa elektryczność za „form ę, albo raczćj za rodzaj ujaw niania się e te ru “ . P . M ikołaj T esla nie podziela takiego z a ­ p atry w an ia się i sądzi, że „nic nie przeszka­

dza nam pojm ow ać elektryczność ja k o eter, zw iązany z m a te ry ją “. N ajw ybitniejsi ucze­

ni nie m ogą się d o tąd pogodzić co do p y ta­

nia, czy istn ieje je d n a tylko elektryczność, czy też są dw ie przeciw ne ja k ie e le k try ­ czności. Je d y n ą drogą do rosproszenia ciemności, k tó re rzecz tę otaczają, je s t w y­

trw ałe p row adzenie dośw iadzeń i dostrze­

żeń. P rzy p u szczając zresztą naw et, że b a­

dania te nie zdołają nam odsłonić istoty elektryczności, ani nam nie w ykażą, czy winniśm y j ą uważać za p ierw iastek życia, czy też za p ierw iastek m ateryi, że, jed n em słowem , elektryczność pozostać ma dla nas wieczną zagadką, będziemy m ogli p rz y ­ najm niej lepiej poznać jć j własności i jój czynność.

Niemożna zaprzeczyć, że badania elek­

tryczności rzu ciły św iatło nowe n a znaczną ilość zjawisk chem icznych, czy to w ystępu­

jących w drobnych naszych pracow niach, czy też w olbrzym ich labo ratoryjach, jak ie- mi są ziem ia i słońce. S tara teo ry ja e le k ­ trochem iczna B erzelijusza przestarzała się i ustąpić m usiała teoryi nowej i ro zleg lej- szój. O bjaw y elektrolizy, jak ko lw iek zgo­

ła jeszcze d obrze w yjaśnione nie zostały, pozw alają wszakże z pew nem praw dopodo­

bieństwem wnosić, że elektryczność je s t ato­

m ową, że atom elektryczny je s t ilością ró ­ wnież dobrze określoną, ja k i atom chem i­

czny. Otóż, gdy zważym y, że przyciąganie elektryczne je st try lijo n razy większe, an i­

żeli przyciąganie od siły ciężkości zawisłe, widzim y, ja k przew ażny wpływ na działa­

nia chemiczne w inno mieć to przyciąganie elektryczne.

Obliczono, że jed en ty lko decym etr sze­

ścienny eteru , w ypełniającego przestrzeń, k ry je w sobie z górą-110 000 kilogram m e- tró w energii, którój dotąd nie potrafiliśm y wyzwolić. Zdobyć tę cudow ną ilość energii na usługi ludzkości je stto zadanie elek­

tryków przyszłych. Co większa, ostatnio w przedm iocie tym badania uspraw iedliw ić mogą nadzieję, że olbrzym ie to skupienie n atu ra ln e energii nie je s t nieodw ołalnie niedostępne. A ż dotąd, znam y tylko b ar­

dzo ograniczony szereg d rg a ń eterycznych

| od skrajnćj czerw ieni z je d n e j aż do granic prom ieni pozafijoletow ych z drugiej strony, to je st od 3 dziesięciom ilijonow ych aż do 8 dziesięciom ilijonow ych części m ilim etra.

W tym to stosunkowo ciasnym obszarze drg ań eteru i w niem niej szczupłej skali drg ań głosowych ograniczać m usieliśm y do-

! tąd nasze badania. A ż do ostatnich czasów

j nie zajm ow aliśm y się istotn ie pytaniem ,

| czyby nie m ogły działać ostatecznie dokoła na3 d rg an ia eteru , wolniejsze od d rg ań, k tó re w postaci św iatła w yw ierają na zm y­

sły nasze wrażenie. P ra c e wszakże, ja k ie przeprow adzili L o dg e w A ng lii i H e rtz w Niemczech, w ykazały nam nieskończony

J praw ie szereg d rg a ń eterycznych czyli p ro ­ m ieni elektrycznych, których długości fal wynoszą od tysięcy kilom etrów aż do k ilku

decym etrów , odsłaniając w ten sposób zdu-

i mionym oczom naszym cały św iat now y.

(12)

122 WSZECHŚWIAT. N r 8.

P rz y bad an iach d o św iadczalnych s k ra c a ­ m y długości fal p rom ien i elektrycznych;

w m iarę, j a k maleją, w ym iary przy rząd u , długości fal stają się drobniejsze, a g d y b y ­ śmy mogli zbudow ać b u te lk i lejdejskie wy­

m iarów m olekularnych, potrafilibyśm y w y­

syłać prom ienie, k tó reb y przy p ad ały m ię­

dzy szczupłem i g ranicam i w idzialności.

Nie je s t też n iep ra w d o p o d o b n em , że św iatło fosforescyjne, p rz ery w an e, w y s y ła ­ n e przez n iek tó re ciała, gd y po um ieszcze­

niu ich w próżni b ard zo daleko posun iętej, poddajem y je d z ia ła n iu p rą d u w ysokiego napięcia, je s t także tylko p ro d u k c y ją sztu ­ czną tego ro d zaju p rom ieni elektrycznych, czyli fal dostatecznie k ró tk ich , by m ogły n a nasz organ w zrokow y w yw ierać w rażenie.

Ś w iatło tego ro d z aju , gdybyśm y m ogli je w ytw arzać dogodniej i z w iększą stateczno­

ścią, byłoby nieskończenie tańszem od ś w ia ­ tła płom ienia albo od św iatła łu k u ele k try ­ cznego, n a d e r bowiem d ro b n a ty lk o cząstka w ystępującej tu en e rg ii u leg ałab y zatracie pod form ą prom ieni cieplikow ych. P r z y ­ ro d a zresztą p rz ed staw ia nam p rz y k ła d y p ro d u k c y i takiego św iatła fosforescyjnego w rob aczk u św iętojańskim i w og nikach błędnych. Ś w iatło, k tó re one w ydają, j a k ­ kolw iek dostatecznie j e s t silne, by m ogło być w idziane ze znacznej odległości, nie wiąże się b y najm niej z w yw iązyw aniem cie­

pła, k tó reb y zd o łały w yśledzić najczulsze naw et nasze p rz y rz ą d y .

P o słu g u ją c się prądam i przem iennem i, n a d e r szybko po sobie n astępującem i, zd o ­ ła ł p. M ikołaj T e sla p rz e p ro w a d z ić d ro g ą in duk cyi w skroś szkła ilość en erg ii do sta­

teczną do u trz y m y w a n ia w łó k n a w stan ie j rozżarzenia, bez pom ocy d ru tó w dop ro w a- | dzających p rą d e lek try czn y . M ógł naw et ośw ietlić izbę, sp ro w ad zając tam w a ru n k i ■ tak ie, że p rz y rz ą d ośw ietlający, gdziekol- w iekbądź um ieszczony, w y d a w ał św iatło bez pomocy jak ieg o k o lw iek połączenia elek­

trycznego. W tym celu w y tw o rz y ł w izbie potężne pole elek tro sta ty c zn e, szybko b a r­

dzo zm ieniające swój znak, z obu zaś koń­

cam i obw odu elektrycznego p o łącz y ł dw ie pły tk i m etalow e, a w tym razie ru r a , w k tó ­ rej w yw ołano próżnię, w y p e łn iała się b la­

skiem , skoro ty lk o w prow adzoną została m iędzy owe dw ie p ły tk i.

D ośw iadczenie tylko rosstrzygnąć może, ja k ą w artość p ra k ty c zn ą przedstaw ia teń sposób ośw ietlania. A le ju ż fakt ten p rze­

konyw a, że zw ykłój m achiny elektrycznej niem ożna uw ażać za zabaw kę, j a k to się nam dotąd wydawało.

P rą d y przem ienne m ają sławę nieco w ą t­

pliw ą; w ypływ a wszakże z doświadczeń T esli, że niebespieczeństw a, z jak iem i p o łą­

czone je s t ich użycie, nie w zm agają się ) z szybkością przem ienności prąd u , ale, owszem, słabną. Z daje się tedy, że m oże­

m y w ytw arzać istotny płom ień, bez żadne­

go udziału procesów chem icznych, płom ień w ydający św iatło i ciepło, chociaż nie za­

chodzi p rzy tem zgoła zużycie m ateryi, ani nie pow staje żadne połączenie chem iczne.

A b y to osięgnąć, trzeb a nam będzie zdobyć m etody, któ reb y nam dozw oliły sp ro w a­

dzać nadzw yczajną częstość przem ienności p rą d u i ogrom ne po ten cy jały . Czy d o jd zie­

my do tego przez zużytkow anie e te ru i za­

sobów niew yczerpanych energii, k tó re w so­

bie kryje? Jeż eli tak będzie, będziem y mo­

gli obojętnie zapatryw ać się na w yczerpy­

w anie naszych kopalń węgla. T ym samym zam achem rosstrzygnęlibyśm y i kw estyją dym u.

E lek try czn o ść w ydaje się przeznaczoną do zaw ładnięcia całą dziedziną nietylko optyki, ale i term od yn am iki. P rom ien ie św ietlne nie m ogą p rzen ik ać ścian, ani też, o czem anglicy aż zbyt dobrze wiedzą, gęstej m gły; ale prom ienie elektryczn e o długości fali je d n e j lu b dw u stóp, o k tó ­ ry ch mówiłem, m ogłyby się łatw o p rze­

dzierać przez środki tego rodzaju, które dla takich prom ieni stałyby się przezro czy­

stem u

In n y jeszcze obszar badań, niem niej po­

ciągający, jak k o lw ie k dotąd zaledw ie d o t­

k n ięty , o tw iera się dla poszukiw ań naszych.

M ówię tu o w zajem nem d ziałan iu ele k try ­ czności i życia. Ż aden uczony, zdrów na um yśle, n ie chciałby podpisać tw ierd zen ia, że „elektryczność je s tto życie”, nie odw a- : żylibyśm y się naw et mówić o życiu, ja k o

| o jedn ój z odm ian objaw ów energii. Z d r u ­ giej je d n a k strony zaprzeczyć niem ożna, że elektryczność w yw iera w pływ doniosły I na objaw y życiow e, ani też, że życie zwie-

Cytaty

Powiązane dokumenty

Z pom iędzy różnych teoryj zdaje się być najbliższą praw dy podana przez M otturę, inżyniera kopalń we W łoszech, a objaśniająca pow stanie siarki reakcyam i

w iadają one tyluż wrylewom skały dyjam en- tonośnćj, różniącym się zarówno pow ierz­.. chownością, jak o też bogactwem i

U 150 pozostałych osób, leczonych albo leczących się obecnie, w szystko odbyw a się dotychczas tak samo, ja k u 200 poprzednich.. O pierając się na

w zakresie dostawy zestawów komputerowych (w rozumieniu: stacja robocza i monitor), o wartości nie mniejszej niż 230.000,00 zł każda, w okresie ostatnich trzech lat przed

[r]

Nie wiemy jak pozytywne emocje nimi targały, gdy się dowiedziały o męskim przedsięwzięciu, ale faktem jest, iż 10 lipca 2012 roku znalazły się na szlaku Camino de Santiago.. I

Dla realizacji Umowy Zespół zobowiązuje się do dołożenia wszelkich starań by zapewnić Przyjmującemu zamówienie pełny i nieodpłatny dostęp do środków i aparatury

Położona jest tuż przy wschodnim wybrzeżu Hiszpanii i stanowi jedną z.. najbardziej imprezowych lokalizacji