M 11 . Warszawa, d. 14 Marca 1886 r. T o m V .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUM ERATA „W S Z E C H Ś W IA T A ."
W W a rs z a w ie :
rocznie rs. 8 kw artalnie „ 2
Z p rz e s y łk ą p o c zto w ą :rocznie „
10półrocznie „ 5 Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechświata
i we w szystkich k sięgarniach w k ra ju i zagranicą.
| K om itet R edakcyjny
stanowią: P. P. Dr. T. Chałubiński, [ J. A leksandrow icz b. dziekan Uniw., mag. K. Deike,
mag. S. K ram sztyk, W ł. K wietniewski, J . N atanson, D r J. Siem iradzki i mag. A. Ślósarski.
J
„W szechśw iat" przyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch treść m a jakikolw iek związek z nauką, na następujących w arunkach: Za 1 w iersz zwykłego dru k u w szpalcie albo jego miejsce pobiera się za pierwszy razkop.7'/i>
za sześć następnych razy kop. G, za dalsze kop. 5.
A d r e s Z R e d - a i r c y i : P o d w a l e USTr <3= n o w y .
P R Z E Z
/, Slealtadiklago,
J a k wiadomo, węgiel znajduje się w p rzy
rodzie pod trzem a postaciami: 1) jak o łatw o p aln y węgiel kam ienny, beskształtny, utw o
rzony z w łókien roślinnych, zwęglonych w skutek roskładu, dokonanego bez przystę
pu pow ietrza. C ała skala przejść od torfu lub lig n itu , w których w łókna roślinne ża
dnej praw ie zm ianie chemicznej nie uległy, aż do an tra cy tu i najczystszego z węgli bes- kształtnych, świeżo opisanego grafitoidu,za
wierającego 98% czystego węgla, nie do
zw ala w ątpić o roślinnem pochodzeniu wę
gla kam iennego; 2) drugą postacią, węgla je s t grafit, krystalizujący w formie dro
bnych sześciokątnych łuszczek. G rafit je st ta k m ięki, że się daje rysow ać paznokciem z w ielką łatwością, stąd używ a się ja k w ia
domo, do fabrykacyi ołówków. Grafit pali się z w ielką trudnością i to tylko w stru mieniu czystego tlenu. Pochodzenie roślin
ne grafitu niedaw nem i czasy stw ierdzone m zostało, znaleziono w nim bowiem na Sybe- ry i dobrze zachowane odciski roślin. P o nieważ grafit znajduje się zawsze w skalach t. z w. metamorficznych, t. j. skałach osado
wych, przeobrażonych pod wpływem fizy
cznych i chemicznych czynników ziemskich, ja k gnejs, m arm ur, łupki krystaliczne etc.
łatw o wystawić sobie można, że krystalicz
ny grafit w ten sam sposób utw orzył się z besksztaltnego antracy tu , w ja k i z glin i piasków pow stały krystaliczne skały, ja k łupki, gnejsy, kw arcyty etc.; 3) trzecią w re
szcie formą węgla, nad k tó rą w tem miejscu obszerniej zastanowić się zamierzam, je st dyjam ent. Jeżeli grafit należy do najm ięk
szych m inerałów , dyjam ent natom iast je st najtw ardszym ze wszystkich. K ry ształki je go przezroczyste, żółtawe, pom arańczowe, bezbarwne, niebieskie, dymkowe, lub w re
szcie zupełnie czarne, m ają kształt b ry ł n a
leżących do uk ład u foremnego, najczęściej foremnego ośmiościanu, czasami z przytę- pionem i kraw ędziam i lub narożam i; pospo
litą postacią dyjam entu je st również rzadki
skądinąd w przyrodzie czterdziestoośm io-
ścian. Ścianki kryształów dyjam entu są
najczęściej cokolwiek w ypukłe. D oskonała
162
"WSZECHŚWIAT.N r 11.
przejrzystość, nadzw yczaj silna własność załam yw ania św iatła, tw ardość, dozw alają
ca szlifować doskonale dyjam enty, wreszcie własność fosforescencyi czyli absorbow ania św iatła słonecznego, k tóre później w ydziela w ciemności, oddaw na zjednały dyjam en- torn pierw sze miejsce pom iędzy klejnotam i.
W wiekach średnich,kiedy nie znano jesz
cze przekazów bankow ych, a drogi publicz
ne do bespiecznych nie należały, dyjam en
ty, z powodu wysokiej swój w artości p rzy m ałych rozm iarach i łatw ości ich ukrycia—
w ielką w handlu odgryw ały rolę. W iele spomiędzy w ielkich zw łaszcza dyjam entów koronnych, posiada bardzo dram atyczne i krw aw e dzieje, częstokroć przyozdobione jeszcze fantastyczną legendą. Nie zaw adzi tutaj niektóre, ciekawsze spomiędzy nich przytoczyć.
O rłów , w ielki dyjam ent, um ieszczony na końcu berła rosyjskiego, ważący 1933/ 4 ka- ra tu , pochodzi, ja k większość dyjam entów koronnych, z In d y j wschodnich, gdzie zdo
bił jedno oko posągu Szerygana w św iątyni B rahm y, w którego drugiem oku m iał się mieścić olbrzym i szafir, wielkości gołębiego ja ja , będący w posiadaniu h r. K onstanto wój B ranickiej. P o zam ordow aniu szacha Na*
dira, k tó ry go użył do przyozdobienia sw e
go tro n u , był on przez zostającego tam że w służbie g re n ad y jera francuskiego s k ra dziony. P o długich wreszcie wrędrów kach, zm ieniwszy kilk ak ro tn ie właścicieli, dostał się Cesarzowej K a tarzy n ie za cenę 450000 rubli.
P itt (Regent), przed oszlifowaniem w ażył 410 k arató w , samo szlifow anie kosztow ało 27 000 talarów . N iew olnik, k tó ry go zn a
lazł, u k ry ł go w um yślnie zrobionej ran ie swego ciała. M ajtek, którem u się ze swego sekretu zw ierzył, zam ordow ał go. P o n ie jak im czasie dostał się tenże w posiadanie
Tom asza P itta , ówczesnego g u b ern ato ra M adrasu, późniój został sprzedany do skarbca francuskiego. N apoleona I nosił go na rękojeści swojćj szpady.
K ohi-noor (góra św iatła) najznakom itszy z dyjam entów , k tóry m iał niegdyś ważyć 793 karaty , dziś po pow tórnem szlifowraniu waży tylko 193, zdobił skarbiec m aharadży wr D elhi. W roku 1526 sułtan B aber o trzy m ał go w darze od zwyciężonych hindusów .
Jed e n z następców jeg o, M oham m ed-szach został podstępnie klejnotu pozbawionym przez N adira-szacha, któ ry obyczajem wscho
dnim , na dowód swrój życzliwości, zam ienił się z nim n a zawoje, w zawoju M oham m eda był u k ry ty K ohi-noor. W końcu dostał się ten dyjam ent w ręce wojsk angielskich, a w r. 1850 otrzym ała go w darze królow a W ik to ry ja.
Sancy, ważący 53,5 k araty, obecnie w ła
sność pryw atna, należał niegdyś do K aro la B urgundzkiego, który go m iał na sobie w bi
tw ie pod Nancy, gdzie poległ. Szw ajcarski żołnierz znalazłszy klejnot, sprzedał go za parę złotych księdzu. W r. 1489 dostał się w posiadanie A ntoniego, k ró la P o rtu g a l
skiego, późniój był własnością m arkiza S an
cy (w X V I w.). K iedy ten ostatni m iał się udać w poselstwie do S oluthurn, k ró l H e n ry k I I I roskazał mu przysłać sobie klejnot w charakterze zastawu. Służący posłany z nim do króla, został w drodze zam ordo
wany, zdołał jed n ak przedtem połknąć pow ierzony sobie dyjam ent. Sancy kazał otw orzyć tru p a i znalazł dyjam ent w żołąd
ku. Jak ó b I I angielski m iał go w r. 1688, później był on w posiadaniu L u dw ik a X IV , później P aw ła Demidowa, od owego czasu zm ienił jeszcze k ilk u właścicieli.
Ja k widzimy, dzieje pojedyńczych d y ja
mentów były bardzo skrzętnie notowane.
W iem y dokładnie, ile karatów k tó ry waży, ile stracił przy szlifowaniu, w ja k i kształt je s t oszlifowanym, skąd pochodzi i w czy- je m znajduje się ręku. Nie możemy tego niestety powiedzieć o stronie naukowój tego przedm iotu, k tó ra do la t ostatnich pozosta
w ała ciemnym punktem w m ineralogii.
W iedziano tylko, że dyjam enty pochodziły z Indyj w schodnich, cytowano niektóre miejscowości, lecz że kopalnie indyjskie od
daw na ju ż są, wyczerpane, bliższe zbadanie sposobu znajdow ania się dyjam entów w ło
nie ziemi, któ ry b y nam m ógł dać pewne wskazówki co do sposobu ich utw orzenia się—było niemożliwem. Zdaje się zresztą, że kopalnie indyjskie, które najw iększej ilo
ści pięknych dyjam entów dostarczyły w da
wnych czasach, należały do kategoryi „płó- czek“, j a k dziś eksploatowane piaski na Cejlonie, zaw ierające wielkie m nóstwo n aj
rozm aitszych drogich kam ieni, że zatem dy-
N r 11.
w s z e c h ś w i a t.163 ja m e n ty znajdow ały się tara w raz z ok ru
chami innych skał w pokładzie napływ o
wym.
J u ż po w yczerpaniu kopalń indyjskich, odkryto w r. 1727 dyjam enty w B razylii—
w prow incyi M inas Geraes, koło Tejuco i D iam antina i w prow incyi Bahia. K opal
nie te aż do ostatnich czasów zasilały wszy
stkie ry n k i św iata dyjam entam i pierw szo
rzędnej wartości. S tam tąd pom iędzy inne- mi pochodzi słynna G w iazda P o łu d n ia (po oszlifowaniu 125 k ar.). I tutaj rów nież ja k w Indyjach, dyjam enty znajdow ały się ra zem ze złotem , platy n ą i mnóstwem różnych drogich kam ieni w w arstw ach napływ o
wych, lub też w przeobrażonych łupkach i kw arcytach, niedającycli żadnej wskazów
ki o skale pierw otnej, z której dyjam enty w raz z innem i okrucham i skalnem i pocho
dzą.
D opiero w roku 1867 odkryte kopalnie w T ransw aalii, dozwoliły nam w części przynajm niej zgłębić tajem nicę, otaczającą, dotychczas genezę dyjam entu, tutaj bowiem poraź pierw szy znaleziono dyjam enty wrosłe w skale, pochodzącej z w nętrza ziemi, nie okruchow ej, a fakty, towarzyszące obecno
ści w tej skale dyjam entów, tem większego nab ierają znaczenia, że teoryja na ich pod
staw ie oparta, zgadza się w głównych ry sach z przedstaw ioną przez I. B. H annaya londyńskiem u królew skiem u tow arzystw u chemicznem u w r. 1880 wiadomością o sztu
cznej fabrykacyi dyjam entów , przezeń doko
nanej, przez nagrzew anie pew nych węglo
wodorów pod bardzo Wysokiem ciśnieniem praw ie do czerwoności, w obecności pe
w nych zw iązków azotu. O prócz tej k ró t
kiej w zm ianki nic o próbach sztucznego wy
robu dyjam entów nie wiemy, tem ciekaw- szem je s t przyj rżenie się n aturaln em u w ar
sztatowi, w którym się dyjam enty tw orzą.
O dkrycie dyjam entów w Transw aalii p rzypisu ją pew nem u kupcow i, nazwiskiem 0 ’R eilly, któ ry w jednej ze swoich podró
ży, na brzegu rzeki O range, o 12 km od m iasteczka H ope-Tow n, spotkał na fermie boerskiej dzieci, bawiące się niezm iernie błyszczącym kamykiem. K am yk okazał się dyjam entem najczystszej wody, któ ry k u piec sprzedał gubernatorow i kolonii za 125000 franków .
P o kilku tygodniach poszukiwań, k ra jo wcy, zachęceni sowitą nagrodą, znaleźli jeszcze dziesięć dyjam entów . Eospoczęto też poszukiw ania na wielką skalę na brze
gach rzeki Y aal, dopływ u rzek i O range. Ze wszystkich stron napływ ali kopacze, prze
rzucając ziemię i piasek na obu brzegach rz e k i, z niew ielkim jednakże skutkiem . W r. 1869 rospoczęto poszukiwania w P n ie l i K lip -D rift, a rząd angielski pospieszył, skoro ludność biała wzrosła do liczby 8— 9000, zaanektow ać to teryto ry ju m na rzecz korony, nieczekając rezultatów po
szukiwań.
O 40 km od P n iel, w ferm ie D utoits P an , odkryto w ręk u dzieci ferm era 82 dyjam en
ty i przekonano się w krótce, że pochodziły one z g ru n tu , na którym stała ferm a. Było to w roku 1870. Kopacze, którym się nie poszczęściło w P n iel i K lip-D rift, rzucili się zewsząd do roskopyw ania gruntów boera, niepytając go wcale o pozwolenie, ten w re
szcie, zniecierpliw iony brutalstw em p rz y byszów, odprzedał swoje p raw a własności angielskiej kom panii „L ondon and S outh- A frican exploration Com p.“, za skrom ną cenę 125000 franków .
N a początku roku 1871 odkryto kopalnie B ultfontein i Beers, wreszcie w L ipcu tegoż ro k u —najbogatszą ze wszystkich, kopalnię K im berley, położoną ja k i poprzednie w te
ryto ry jum G riąu aland - W est. Od owego czasu wydobyto dyjam entów we wszyst
kich tych miejscowościach przeszło za m ili- ja r d franków , z czego blisko % w K im berley.
Oto są, podług spraw ozdań urzędow ych rezu ltaty eksploatacyi z czterech min głó
wnych, za czas od roku 1882— 84.
w artości
karatów (franków)
K im berley . 1713463 42182225 De B e e rs . . 877166 24250800 D utoits P a n . 943494 35401025 Bultfontein . 1010011 26 861050
4544134 kar. 128695100 fr.
czyli rocznie przecięciowo pół tonny d y ja
mentów, w artujących przeszło 60 milijonów
franków . P o k ład y dyjamentonośne w tych
okolicach tw orzą masy walcowate lub
164
w s z e c h ś w i a t.N r 11.
w kształcie uciętego stożka, zagłębiające się norm alnie w głąb ziemi i w ypełniające j a k by kom iny, w ykopane w skałach podkłado
wych.
O kolica, w której leżą kopalnie, stanow i część t. z w. karu, rozległych jałow ych i bez
w odnych rów nin, p o k ry ty ch w ydm am i lo t
n ych czerwonych lub żółtaw ych piasków . Roślinność ogranicza się do suchych traw i karłow atej mimozy, tw orzących niskie za
rośla czyli bush. N iekiedy w zgórek, złożo
ny z dyjorytów lub piaskow ców , p rzery w a nużącą jednostajność tego k ra jo b razu . U stóp tych wzgórzy sączą się niekiedy źródełka, dozw alające B oerom żyć w tój niegościnnej pustyni w raz ze swojem i trzodam i. W k il
ku miejscach napotykam y t. zw. pans (pie
ce) czyli małe o k rą g łe jeziorka, któ ry ch śre
dnica od kilkudziesięciu m etrów do k ilk u kilom etrów wynosi.
H ydrografiją okolicy re p rez en tu ją w yłą
cznie dw ie rzeki: O range i dopływ jć j Y aal- river. L iczne strum ienie, znaj dujące się w p o rze deszczów, w ysychają zupełnie w lecie.
R zeki te i strum ienie, j a k zw ykle w okoli- ccch piaszczystych, nie tw orzą, właściwie m ówiąc dolin, lecz p ły n ą łożyskiem zale
dwie o kilk a m etrów od poziom u okolicy niższem, które tylko nieznaczna w klęsłość i k ilk a kęp drzew nych cećhują.
Ja k o form acyja gieologiczna, piaszczyste rów niny k a ru należą do epoki trzeciorzę
dowej, p rz y k ry w ają c piaskow ce z epoki w ę
glow ej, pod którem i znow uż leżą łu p k i i k w arcyty jeszcze starsze.
W K im berley roboty eksploatacyjne od
k ry ły , że g ru n t po bokach kom ina dyjam en- tonośnego sk ład ał się:
1) z 0,60 m czerwonego piasku (red soil);
2) 15 m łupków białych i żółtych;
3) 68,70 w łupków czarnych i piaskow ców łupkow ych bardzo bogatych w p iry t, z licznem i w ydzielinam i sy dery tu (reef).
4) 70
otm elafiru (h a rd rock) bardzo zw ię
złego, tw ardego i sprężystego pod młotem.
K olor jeg o zm ienny, od błękitnoszarego do zielonego i czerw onego; najczęściej je s t łu p ko woszary;
5) piaskowce ilasto-w apienne oraz gliny i czarne łupki;
6) d y jo ry ty i g ranity.
Znam y dzisiaj około 20 kominów dyja- m entonośnych, podobnych do K im berley- skiego i rozłożonych w zdłuż linii, tworzącej k ą t 30° z kierunkiem południka, na p rz e strzeni około 200 hm. W szystkie te kom i
ny m ają przekrój okrągły lub eliptyczny, średnica ich może się zm ieniać od 20 do 450 ot. K om in w K im berley na 270 m na 200 ot i ten k ształt eliptyczny utrzym uje się na całej głębokości, zm niejszając je d n a k do stosunku 240 m na 150 m, na głębokości 84 ot od pow ierzchni, z pow odu stożkowa- tości dochodzącej niekiedy 15% .
Ściany kom inów są zupełnie gładkie lecz drobno porysow ane i w ykazują w yraźne ślady silnego tarcia dw u skałosiebie, przed
staw iając również niew ątpliw e dowody w y
pełnienia kom inu z dołu. Jeżeli zetknięcie nie je s t bespośredniem, potw orzyły się j a skinie, wypełnione częstokroć gazem w ybu
chającym , dość niebespiecznym dla robotni
ków.
Zarów no ja k i wszystkie inne kom iny dy- jam entonośne A fry k i południow ej, kom in K im berley p rz y k ry ty był pierw otnie stoż
kow atą wyniosłością kilkum etrow ą, zwaną z holenderska K opye (głowa), to też K im berley i Colesberg-K opye oznacza tęż samą miejscowość.
S kała dyjam entonośna, w ypełniaj ąca w szy
stkie kom iny, składa się z masy serpentyno
w ej, czarniaw ej, zaw ierającej w sobie m nó
stwo rozm aitych m inerałów oraz liczne od
łam y skał, tw orzących ściany kom ina. M i
n erały w skale tój zaw arte są: dyjam ent, granat, m ika, diopsyd, p iry t, kalcyt, cyrkon, m agnetyt i żelaziak tytanow y, wreszcie en- statyt.
S erpentyn czyli wodny krzem ian m agne
zu, tw orzący m asę główną, je s t zwięzły, tłu sty w dotknięciu, daje się rysow ać n o żem a naw et i paznokciem ; barw a jeg o je s t
j
ciem nozielona w padająca w czarną. W y -
| staw iona n a działanie słońca i deszczu, ska- j ła roskłada się szybko. B arw a je j zm ienia
jsię stopniowo na niebieskaw ą, szaraw obłę- kitn ą i szaraw ą, skąd nazw a błękitnej ziemi i (blue ground), dalej staje się jasnożółtą, bia- j ław ą i w tedy nosi nazw ę ziemi żółtej (yellow
ground).
R oskład ten serpentynu, u łatw iający nie-
jzm iernie eksploatacyją, w znacznym stopniu
N r 11.
WSZECHŚWIAT.165 ju ż w głębi sam ychże kopalń nastąpił. Na
głębokości 20 m od pow ierzchni spotykam y ziemię żółtą,, przechodzącą dalej w czerwo- naw oszarą (rosty ground), wreszcie w zm ian
kow aną ju ż ziemię błękitną. D zięki temu w łaśnie procesowi zw ietrzenia skały na po
w ietrzu było możliwem odkrycie w piasku pierw szych dyjam entów.
W śród rozm aitych odmian zw ietrzałego serpentynu, dostrzegam y najczęściej piono
we szpary (slips), m ające około 1 cm średni
cy i wypełnione substancyją talkow ą; szpa
ry te oddzielają od siebie żyły serpentyno
wa pochodzące z rozm aitych w ybuchów — w samej kopalni K im berley wybuchów ta
kich naliczyć można do piętnastu—odpo
w iadają one tyluż wrylewom skały dyjam en- tonośnćj, różniącym się zarówno pow ierz
chownością, jak o też bogactwem i gatun
kiem dyjam entów .
P o przepłókaniu zw ietrzałej skały dyja- mentonośnój, pozostaje drobny piasek, czę
sto czerw ony (przez domięszkę granatu) lub zielony (przez dom ięszkę diopsydu), tw orzą
cy ‘Aoo do '/aoo pierw otnój objętości, t. j., że cztery m etry sześcienne skały dają przecię
tnie je d e n litr piasku. Bogactwo tego pia
sku w dyjam enty je s t bardzo zm iennem iod- pow iada stosunkowi '/ 20ooooo do ‘Aooooooo skały pierw otnój.
W kopalniach T ransw aalskich dyjam ent znajduje się w formie kryształów i ziaren, oddzielonych zawsze od skały serpentyno
wej cienką w arstew ką w ęglanu wapnia.
N ajpospolitszem i postaciami krystaliczne- mi są ośmiościan i dw unastościan rombowy, nigdy natom iast nie znaleziono tutaj dyja- m entu w postaci sześcianu. Z darzają się też k ryształy bliźniacze, zrosłe ścianą ośmio- ścianu.
D yjam ent przy lądkow y pod względem barw y zm ienia się od niebieskawobiałego najczystszej wody do ciemnożółtego i poma
rańczowego. P ię k n e białe dyjam enty bez skaz zn a jd u ją się zawsze w postaci ośmio- ścianów doskonałych lub przytępionych na narożach. Jed e n z najpiękniejszych oka
zów tego rodzaju w raz ze skałą, w której je st w rosły, w idzieć można w muzeum pa
ryskiej Szkoły górniczej. D yjam enty m niej
szej wartości, żółte, są również ośmio.ścien
ne, różnią się jed n ak od białych tem wybi
tnie, że m iew ają często przytępione k raw ę
dzi, nigdy zaś przytępionych naroży. P o spolitym je s t rów nież dyjam ent czarny (boort), z połyskiem stalowym , niew yraźnie krystaliczny, używ any na ostrze św idrów górniczych lub do szlifowania drogich ka
mieni.
In n e kolory u dyjam entów p rzy lądk o
wych są rzadkie. D yjam enty dym kowe pę
k ają bardzo często i rossypują się na drobne kaw ałk i w krótce po w ydobyciu z ziemi. Za
wsze m iewają one skazy.
S kała serpentynowa, w ypełniająca kom in, zaw iera oprócz dyjam entów i m inerałów im towarzyszących, odłam y skał w yrw ane z w arstw , przeciętych przez wybuch dyja- mentonośny. W nosić stąd można, z p un ktu w idzenia gieologicznego, że serpentyn ten je s t nowszym od najstarszych formacyj A f
ry k i południow ej, których odłam y zn a jd u jem y w kom inie. Nie można zatem odnieść
wybuchów tych ani do pierw otnych skał gruntow ych epoki Laurentyńslciej, ani do p rzykryw ających je przeobrażonych skał syluryjskich, ani n aw et do najwyżej leżą
cych w tej okolicy warstw tryjasow ych.
P raw dopodobnie ówczesna topografija oko
licy mało się ju ż różniła od dzisiejszej.
Z doskonałego stanu zachow ania skal
nych odłamów w serpentynie wnosić można, że wybuch skały dyjam entonośnej nie mógł mieć miejsca p rzy zbyt wysokiej tem pera
turze. D la p rzerw ania skał tak tw ardych, ja k granit, nielicząc innych form acyj, po
trzebną była bądźcobądź siła potężna, któ
rej nie mogła dostarczyć woda, ani w stanie płynnym , ani też pod postacią pary, gdyż, ja k wiadomo, byłaby w yw ołała przez to zu
pełny roskład skały, co je d n a k miejsca nie ma.
Podajem y w streszczeniu główne p u n k ty teoryi Moullea, tłum aczącej tw orzenie się dyjam entów T ransw aalskich.
1) Skała dyjam entonośna pochodzi z po
ziomu niższego od granitów pierw otnój a r
chaicznej formacyi A fry k i południow ej.
2) S kała dyjam entonośna (serpentyn) m u
siała byrć mniej lub więcej pokruszoną pod
działaniem gazowych w ęglow odorów p rzy
1 6 6 w s z e c h ś w i a t. N r . 1 1 .
wysokiem ciśnieniu, ze w spółdziałaniem wę
glow odorów płynnych.
3) D yjam ent u tw o rzy ł się z w ęglow odo-
jrów i w ykrystalizow ał nie w kom inie w y
buchow ym , lecz w głębi, w masie skały po- | kruszonej i p rz e sią k a j węglow odoram i.
4) S kała dyjam entonośna w ydostała się ! na powierzchnię przeb ijając skały nad nią.
leżące pod wpływem, praw dopodobnie, ci
śnienia skorupy ziem skiej, w każdym razie p rzy współudziale gazow ych w ęglow odo
rów przy wysokiem ciśnieniu i stosunkow o dość niskiźj tem peraturze.
5) W ęglow odory przesiąk ły skałę d y ja- m entonośną (blue ground), zabarw iając j ą na czarno, a przy stopniowem ulatnianiu się pozostaw iły w w ydrążeniach „blue g ro u n d “ ja k o ślady swej obecności—gazy w ybucha
jące.
6) Y ellow -ground je s t b łęk itn ą ziem ią, pozbaw ioną węglowodorów.
T eo ry ja powyższa, pomimo wielu niedo
kładności, liczy się z obecnością gazów wę- glow odornych, napotykanych przy eksploa- tacyi, stw ierdza się rów nież faktem , że zie- lonkaw oczarna barw a serpentynu zależy od obecności w nim drobnych cząstek węgla, gdyż blue ground po w ypaleniu staje się zu pełnie białym .
Z początku roboty eksploatacyjne były prow adzone bez żadnego system u i p o rz ąd ku, na odkryw kę, kom iny podzielono n a p e
w ną ilość kw adratów czyli claim ów , po 100 m kw adratow ych, w k tórych każdy k o pacz na w łasną ręk ę k opał studnię, w y rzu cając w ykopaną ziemię na wąskie pi-zejścia pom iędzy kw adratam i sąsiedniem i pozosta
wione. P o n iejakim czasie, kopalnia p rz ed staw iała niby olbrzym ie kretow isko, na dnie którego roiło się około 12 000 robotników . Ziemię wTynoszono na plecach. S k ała na pow ierzchni była ta k dalece zw ietrzałą, że poszukiw anie dyjam entów nie p rz ed staw ia
ło żadnych trudności, należało tylko cały w ydobyty m atery jał przesiać na ręku.
P o niejakim czasie rabunkow y system eksploatacyi d ał uczuć swoje sm utne skutki, nagrom adzone h ałd y rum ow iska i przesia
nego ju ż jałow ego piasku zaczęły coraz czę
ściej zapadać się, zasypując sąsiednie clai-
m y. P rzy tem w yczerpał się ju ż prędko zw ietrzały yellow -ground i trzeba było mieć do czynienia z tw ardszym i trudniejszym do eksploatacyi, zwłaszcza przy zupełnym b ra
ku wody, blue-groundem . Należało pom y
śleć o ulepszeniu metody.
Stopniowo zaczęto rozryw ać skałę dyna
mitem i wydobywać m inerał na pow ierz
chnię w skórzanych w iadrach na drucianej lince p rzy pomocy korby, kręconej pierw o
tnie przez bushm anów, później zaś przez konie, co dozw oliło powiększyć rozm iary w iader. Poniew aż m inerał w ydobyty p o trzebow ał dla nadania m u odpowiedniej miękości i sypkości być przez czas jak iś poddanym koniecznie działaniu wody i słońca— zaw iązała się kom panija przedsię
biorców, którzy przy pomocy m ałych tra m w ajów przewozili m inerał nad brzeg rzeki, gdzie go przez czas ja k iś polewano codzien
nie po kilka razy wodą. Zaprow adzono stopniowo inne jeszcze ulepszenia— zam iast roboty „na o d k ry w k ę11 przeprow adzono sztolnie górnicze, zaprow adzono m achiny parow e, pojedynczy kopacze połączyli się w drobne, coraz bardziej się jednoczące kom panije. Obecnie płók aniem inerału odby
w a się przy pomocy m achiny parow ej o sile 6— 7 koni, zużywając 300 litrów wody na jeden m etr sześcienny ziemi. Oś m achiny posiada ram iona zaopatrzone w ostrze stalo
we, a brudna woda odrzuca przed od pły
wem swoim na bok większe kamienie. W ten sposób pozostaje w m achinie piasek, który ju ż płócze się zapomocą zw ykłej płóczki am erykańskiej, później zaś w rę k u przesie
wa. W odę dostarcza oddzielna kom panija z Y aalu, za cenę 8 fr. 70 centym, za m etr sześcienny.
Obecnie, będąca na ukończeniu kolej, łą cząca K im berley przez B eaufort i O range- R ivers-tow n z wybrzeżem m orskiem, po pra
wi znacznie niekorzystne w arun ki eksploa
tacyi, zwłaszcza zaś obniży cenę paliw a, wy
noszącego dzisiaj 500 franków za tonnę,
oraz ceny tow arów europejskich, co do
których dotychczas koszt dostawy na wołach
dochodził do 700 franków za tonnę.
N r. 11.
w s z e c h ś w i a t.167
N O W S Z E P O G L Ą D Y
M B U D O W Ę P R Z E S T W O R Ó W
m i ę d z y k o m ó r k o w y c h
przedstawił S. G-r©sgrli3r.
Pom iędzy kom órkam i tkan ek roślinnych znajdują się w w ielu m iejscach przestrzenie wolne, k tó re noszą nazwę przestw orów mię
dzykom órkow ych. P ow stają one w sposób dw ojaki: albo w skutek rosszczepienia są
siadujących z sobą kom órek, albo też W sku
tek dezorganizacyi pew nej liczby komórek, które się rospuszczają lub rozryw ają, pozo
staw iając przestrzeń pustą.
W tkankach m łodych, pow stających, ja k wiadomo, z jed n ej dzielącej się kom órki, ścianki sąsiadujących kom órek przedstaw ia
ją się pojedyńczem i naw et przy najw ięk
szych powiększeniach, a zatem dwie sąsie
dnie kom órki posiadają pierw otnie jednę tylko przegródkę (fig. 1). Później jed n ak w skutek w zrostu ścianek w grubość w każ
dej kom órce tw orzy się kilka w arstw , po
m iędzy którem i wszakże z łatw ością daje się odróżnić owa pierw otna przegródka w spólna obu komórkom , przeobrażona fizy
cznie i chemicznie i nazyw ana istotą mię
dzykom órkow ą lu b blaszką środko wą (fig. 2).
U niektórych roślin, ja k wodorosty z gro
m ady morszczyn (Fucoideae), w białku chle
ba św iętojańskiego (C eratonia), Gledyczyi (G leditschia) i t. d., istota kom órkow a jest bardzo silnie rozw iniętą i grubością swoją 0 wiele przew yższa ścianki komórkowe.
Z jodem i kw asem siarczanym nie daje w ła
ściwego zabarw ienia, po którem pod m ikro
skopem rospoznaje się celuloza.
W sk u tek nierów nom iernego wzrostu 1 zmiany form y kom órek następuje w tk a n kach starszych rosszczepienie ich błon w tych m iejscach, gdzie trzy lub więcej ko
m órek sty kają się swojemi kątam i (fig. 3).
R osszczepienie to pow staje, ja k przypusz
czają, w skutek rospuszczania się substancyi m iędzykom órkow ej i w ten sposób daje p o
czątek tw orzeniu się większych lub m niej
szych kanałów , pow iększających się w m ia
rę dalszego w zrostu tkanki. W powyższy sposób pow stające przestrzenie m iędzyko
m órkow e nazyw ają się schizogenicznemi dla odróżnienia od lizygenicznych, które się tw orzą przez rospuszczanie lub zanikanie całych g rup kom órek czasowych, czego przykładem być mogą łodygi skrzypów, tra w oraz liści wielu roślin.
Ze względu na swoję zawartość prze
stw ory międzykom órkowe, utw orzone w ten lub ów sposób, rospadają się na dwie g ru py. Jed n e są wypełnione żyw icą (rośliny iglaste), olejkam i eterycznem i (rośliny bal- daszkowate), gum ą (sagowce) lub sokiem mlecznym (obrazkow ate —• A roideae) lub wreszcie innemi produktam i wydzielania;
takie przestw ory m iędzykom órkowe zowią się zbiornikam i w ydzielin (fig. 4), które ze względu n a chemiczne własności substancyj w nich zaw artych otrzym ują nazwę zbiorni
ków żywicy, gum y i t. p. In n e znow u p rze
stw ory m iędzykom órkowe są w ypełnione pow ietrzem lub parą w odną i takie tw orzą aparat pow ietrzny' roślin, znajdujący się w ścisłym związku ze szparkam i naskórka.
Najpospoliciej napotykam y przestw ory po
w ietrzne w dolnej części liści czyli w t. z w.
tkance gąbczastej (fig. 5).
Jakiekolw iek zresztą znaczenie fizyjologi- czne owe przestw ory m iędzykomórkowe po
siadają, są one ograniczone kom órkam i, któ
re bądź się wcale od innych kom órek ota
czających nie różnią, bądź też są odrębnie zbudowane, tw orząc rodzaj nabłonka. W każ
dym je d n a k razie z podanego powyżej spo
sobu tw orzenia się przestw orów m iędzyko
mórkowych w ynika, że bespośrednią ich granicę stanowią błony kom órek otaczają
cych, zawartość zaś tych przestw orów , odno
śnie do zbiorników w ydzielin, poczytują za p ro d u k t wydzielania tkan ki, za p ro du kt roskładu, nie przyjm ujący żadnego udziału w spraw ie przem iany m ateryi i m ający być z rośliny wydalonym . Co się zaś tyczy p rz e
stworów pow ietrznych, są one w ypełnione głównie powietrzem , t. j. gazem podobnym do pow ietrza atm osferycznego, lecz którego stosunkow a ilość tlenu i dw utlenku w ęgla zmienia się zależnie od procesu przysw aja
nia i oddychania. Oprócz pow ietrza i p ary
WSZECHŚW IAT. N r 1 1 .
w odnej, k tó ra się dostaje do ap a ratu p o w ietrznego, żadnych innych substancyj do
tychczas w aparacie tym nie znaleziono.
Niem ałe przeto zdziw ienie w yw ołały w śród botaników ogłoszone w ostatnich cza
sach prace, dowodzące obecności w p rz e-
toplasm akorper benachbarter Z ellen“ ') utrzym uje Russów, że przestw ory m iędzy
kom órkow e ko ry drzew w yścieła substan- cyja, k tó ra zarówno przez jod, jako też przez farby anilinow e zostaje zabarw iona zupełnie podobnie ja k protoplazm a kom órek otacza-
p * * P - K i i ' M 6 0 M
• (If.łł •• ■.* *V.0 •f
u { • ; « »♦ #» «i> fis i} w itili ii \
Fig. 1. Podział komórek w białku fasoli (Pbaseolus multiflorus). W komórce
ajądro podzielone, w komórce 6 utworzyła sig przegródka wspólna.
Fig. 2. Przekrój poprzeczny łodygi słonecznika (Heliantus annuus).
m— substancyja międzykomórko
wa,
i— właściwa błona komórki,
l— wnętrze komórki.
Fig. 3. Przekrój poprzeczny migkiszu łodygi kukurydzy (Zea Mais),
g w .—wspólna błona dwu sąsie
dnich komórek,
z— przestrzeń międzykomórkowa, powstała przez rosszczepienie wspólnej błony.
Fig. 4. Przekrój poprzeczny liścia dyptanu (Dictamnus Fraxinella), o— kropla olejku eterycznego, zawarta w zbiorniku utworzonym z dwu warstw komórek.
Fig. 5. Przekrój poprzeczny liścia bluszczu (Hedera IIelix).
y .s.— górna strona,
d. s.—dolna strona,
t. sł.tkanka słupkowata,
t. g.— tkanka gąbczasta,
ss.— szparki. Pomiędzy komórkami gąbczastemi widać aparat powietrzny.
Fig. 6. Część poprzecznego przekroju korzenia narzeczycy grzybieniowatej (Limnanthemum Nym- phaeoides) dla okazania wpukleń błonki wyściełającej.
Fig. 7. To samo. po działaniu stężonego kwasu siarczanego.
strzeniach pow ietrznych protoplazm y, a za
tem rzucające jak o b y nowe św iatło na fizy- jologiczne i moi-fologiczne ich znaczenie.
K w esty ją tę poruszył pierw szy prof. un i
w ersytetu w D orpacie E . Russów. W pracy swój „U eber den Z usam m enhang d e r P ro -
jących, a zatem substancyja ta pow inna być w edług Russowa, uw ażaną za protoplazm ę.
N adto w korze klonu (A cer) ta protoplaz-
’) Sitzungsber. Dorpater Naturf. Gesellschaft.
188:!, Sept.
N r l i .
Ws z e c h ś w i a t.169 ma m iędzykom órkow a ma być połączoną,
j a k utrzym uje Russów, z protoplazm ą za
w artą w kom órkach zapomocą cienkich, bło
nę kom órkow ą przebijających, nici. P odo- i bneż zjaw isko obserw ow ał au to r u mimozy
j(Mimoza pudica), jesionu (F raxinus), ko-
jsaćca (Iris) i wielu paproci. W innnźj swo- jć j pracy „U eber die A uskleidung der In- terzellularen“ ’) dochodzi Russów do wnio
sku, że zjaw isko przezeń obserwowane jest ogólnie rospowszeclinione.
B ad an ia Russowa znalazły w krótce po
tw ierdzenie w pracach B ertholda, T erletz- kiego i Schaarschm idta. O pierając się na badaniach w łasnych nad licznemi gatunka
mi roślinnem i, B erth old 2) i T e rle tz k i3) zgo
dnie przy jm u ją fakt istnienia protoplazmy m iędzykom órkow ej, k tóra w przestw orach pow ietrznych paproci łączy się zawsze, ja k utrzym uje T erletzki, z protoplazm ą, zaw ar
tą w kom órkach.
Do najciekaw szych atoli rezultatów do
szedł uczony w ęgierski Schaarschm idt.
W pracy swój „E inige F&lłe von Commu- nication von P ro to p lasten und von Y or- kommen in tracellu laren P rotoplasm as“ 4) (1884) podaje Schaarschm idt nietylko nowe szczegóły co do znalezienia protoplazm y m iędzykom órkowej we wszelkiego rodzaju tkankach różnych roślin, lecz nadto u trzy
m uje, że w protoplazm ie, znajdującej się w przestw orach m iędzykomórkowych kasz
tana (Aesculus), F icus elastica i sum aka pe- rukow atego (R hus cotinus), zauw ażył ciał
ka chlorofilowe oraz tw orzenie się komórek.
W edług Schaarschm idta naw et każda ko
m órka m a być otoczona błonką protoplaz- m atyczną, co łącznie z powyższemi jeg o po
glądam i obala zupełnie dotychczasowe na
sze poglądy na budowę kom órki i tkanek roślinnych.
') Tamże, 1884, Aug.
2) 6 . B erthold, U eber das V orkommen von Proto- plasma in Interzellularriium en. B erichte d. deu- tsehen botan. Gesellsch. 1884, Jan u ar.
3) P. T erletzki, ueber den Zusamirsenhang dea Pro- toplasm as in Zw ischenzelraum en. Tamże, 1884, A pril.
4) Botanisehes C entralbl. XVIII i XIX, 1884. O ry
ginał um ieścił au to r w czasopiśmie w ęgierskiem
„M agyar N oyeuytani L apok“ 1881, Y1II.
Pow yższe poglądy na budowę przestw o
rów pow ietrznych zostały poraź pierw szy w wątpliwość podane przez W . G ar di nera ').
Na zasadzie pew nych reakcyj chemicznych, dochodzi badacz ten do wniosku, że substan- cyja, wyściełająca przestw ory międzyko
m órkow e roślin, a przyjm ow ane przez po
wyższych botaników za protoplazm ę, p rz ed staw ia tylko zdrzew niałą lub w śluz zm ie
nioną w arstw ę zew nętrzną kom órek, ota-
| czających przestrzeń międzykom órkową.
P ogląd ten, j a k się zaraz przekonam y, zo
stał w ostatnich czasach potw ierdzony przez badania Schencka, k tó ry zupełnie, j a k się zdaje, obalił dziw ną i niczem nie uspraw ie
dliw ioną teoryją Russowa i jeg o stron ni
ków.
P rzestw o ry pow ietrzne są najlepiej, ja k wiadomo, rozw inięte u roślin wodnych i błotnych, które to rośliny posłużyły Russo - wowi za przedm iot do badań. Schenck, spraw dzając badania R ussow a również u ro
ślin ty lko co wspom nianych, skonstatow ał zgodnie z Russowem istnienie błony wyście
łającej . B łona ta w ystępuje bardzo w yra
źnie p rz y działaniu rostw orem jo d u w jo d ku potasu (0,2% J + 1 ,6 4 % J K ) i kwasem siarczanym (5— 6 części H 3 S 0 4 + 1 część H 2 0). Jeżeli do p rep aratu przesiąkłego jodkiem potasu dodam y kilka kropel kw asu siarczanego, natenczas ścianki kom órek, otaczających przestrzeń m iędzykom órkow ą, pęcznieją i przedstaw iają ko n tu ry dwoiste:
błona zwrócona do kom órki daje c h a ra k te rystyczną reakcyj ą n a celulozę, cieńsza zaś błonka, zwrócona do przestrzeni m iędzyko
m órkowej, zabarw ia się na kolor żółty lub brunatny. T ę ostatnią błonkę, k tó rą ju ż w roku 1858 zauw ażył F ra n k u lilii wodnej (N uphar luteum ) i w pracy swej „B eitrage zur Pflanzenphysiologie“ ja k o nadskórek (cuticula) opisał, przyjm uje Russów za u tw ór protoplazm atyczny, a to z tego względu że i protoplazm a kom órek zabarw ia się pod wpływem przytoczonego odczynnikana b ru natno.
Podobieństw o to je d n a k je s t tylko pozor
ne, albowiem w edług Schencka, błonka wy-
>) W. G ardiner, T he continuity of th e protoplasm
in p lan t tissne. N aturę, 1875, F eb r.
170
w s z e c h ś w i a t.N r 11.
ściełająca p rzestrzeń międzykomórkową, wcale nie posiada budow y protoplazm y, nie je s t ziarnistą lecz przedstaw ia się zu pełnie gładk ą, o konsystencyi przy p o m in a
jącej naskórek i nie okazuje żadnego z pro- toplazm ą kom órek połączenia.
Z resztą i zabarw ienie tój błonki nie wszę
dzie przypom ina zabarw ienie protoplazm y.
T a k np. w korzeniach P otam ogeton natans protoplazm a kom órek zabarw ia się na kolor brunatnoczerw ony, podczas gdy będąca w mowie błonlta przy jm u je jasn o żó łte za
barw ienie i zupełnie inną posiada budowę.
Stosunek tój błonki do ścianki kom órko wój i przestrzeni m iędzykom órkow ej dowodzi, że mam y tu do czynienia z istotą m iędzy
kom órkow ą, od którój rosszczepienia w m iej
scu stykania się trzech kom órek, pow stała przestrzeń m iędzykom órkow a.
W ielce pouczającem je s t zachow anie się błony wyściełającej przestrzeń m iędzyko
m órkow ą u narzeczycy grzybieniow atej (Lim nanthem um N ym phaeoides). W ko
rzeniach lądowego egzem plarza tego g atu n ku, w skutek miejscowego w y tw arzania się gum y, błonka ta się w pukla w k ilk u m iej
scach w przestrzeń m iędzykom órkow ą, co się daje zauw ażyć ju ż bez użycia odczynni
ków' (fig. 6). P o d działaniem kw asu siar- czanego w arstw y cellulozy się rozpuszczają, przez co błonka w yściełająca w ystępuje da
leko w yraźniej (fig. 7). B ło n k a ta zatem zachow uje się analogicznie z nadskórkiem (cuticula) gruczołów żyw icznych szczaw iu szpinakow ego (R um ex patientia), opisanych jeszcze w r. 1868 przez H a u ste in a w p racy
„U eb er die O rgane d er H a rz -u n d Schleim - A bsonderung in den L aub k n o sp en “ (B ota- nische Ztg. 1868. p. 700).
Że błonka w yściełająca w rzeczy samej nic w spólnego z p rotoplazm ą niem a, lecz przedstaw ia przeobrażony błonnik, łatw o się m ożna 'p rz e k o n a ć tra k tu ją c poprzeczne p rz ek ro je środkiem m aceracyjnym S ch u lt- zego (chloran potasu i kw as azotny). P o d w pływ em tego odczynnika błonka wyście
łająca przestw ory m iędzykom órkow e się rospuszcza, o czem się można p rzekonać, j e żeli po dokonanój m aceracyi będziem y dzia
łać na p re p a ra t w edług m etody R ussow a rostw orem jo d k u potasu i roscieńczonym kw asem siarczanym . Ścianki kom órek za
b arw iają się natenczas na kolor niebieski, z bło nk i zaś wyściełającej nie pozostaje ani śladu, z czego w ynika, że błonka ta je s t identyczną z substancyją m iędzykom órko
w ą, k tó ra również pod wpływem m ieszani
n y Schultzego się rospuszcza. Z tej p rz y czyny Schenck utrzym uje, że błonka w y
ściełająca pow staje w łaśnie z substancyi m iędzykom órkow ej, k tóra rosszczepiając się dla utw orzenia przestw orów m iędzyko
m órkow ych, wyścieła te ostatnie i rośnie ra zem z sąsiedniemi kom órkam i, ulegając p e
w nym przeobrażeniom chem icznym . W stę
żonym kw asie siarczanym rospuszczają się rów nież ścianki kom órek, protoplazm a zaś zostaje nierospuszczoną.
P odobneż rezultaty dały Schenckowi b a
dania nad innem i roślinam i lądowemi.
W szędzie błona w yściełająca przedstaw ia istotę m iędzykom órkow ą, niem ającą nic j wspólnego z protoplazm ą, od której się ró
żni pod względem zachowania się wobec charakterystycznych odczynników.
U starszych okazów błona w yściełająca przeobraża się chem icznie, którem u to p rz e
obrażeniu ulega rów nież substancyja m ię
dzykom órkow a. D ziałając bowiem na star
szą korę rostw orem jo d k u potasu i kw asu siarczanego, można zauważyć, że p rzestrzeń m iędzykom órkow a w ypełniona je s t ziarni
stą lub jed n o ro d n ą substancyją, silnie św ia
tło załam ującą. Substancyja ta przedstaw ia bezw ątpienia p ro d u k t dezorganizacyi ota
czających ścianek lub w ydzieliny sąsie
dnich kom órek. Jój skład chemiczny i za
chowanie się wobec odczynników w żadnym razie nie pozw ala jój poczytyw ać za p ro to- plazmę.
Co się tyczy nareszcie połączenia p ro to plazm y kom órkowej z błoną wyściełającą zapomocą nici protoplazm atycznych, o któ- rem to połączeniu wspomina Russów, T er- letzki, Schaarschm idt, to Schenck na zasa
dzie badań swoich dochodzi do wniosku, że nici te są w praw dzie w yrostkam i p ro to p la
zmy, jed n ak z błoną tą się nie łączą, lecz tylko do niój dochodzą. W ja k i sposób to się odbyw a, o tem Schenck bliżej nie mówi.
Ciekawe swoje spostrzeżenia ogłosił
Schenck w pracy „U eb er die A uskleidung der
In tercellu larg a n g e", um ieszczonej w sier-
N r 11.
pniowym zeszycie czasopisma „B erichte der deutschen B otanischen G esellschaft“ z roku zeszłego.
WYCIECZKA
WŁ f l i W T S I ? HEŁ
PBZEZ
tira N adm orskiego.
(Dokończenie).
O trzeciej po południu w ybrałem się w głąb półw yspu, by wieczorem stanąć w J a starni; tuż przy wiosce spotkałem studzien
kę, praw ie aż do wierzchu pełną wody; znaj
dow ała ona się w miejscu nieco wklęsłem i ja k roślinność p o k a z y w a ła — wilgotnem.
Pierw otnie H el, ja k o utw orzony z piasku m or
skiego, m usiał mieć słoną wodę gruntow ą i nie był p rz y d atn y na zaludnienie, ale opady atm osferyczne w krótce sól w ypłókały, tak, że dziś w szystka woda gru n to w a je s t słodką;
tak mnie przynajm niej zapewniano, chociaż większych głębokości nikt pew nie nie ba
dał. K ilk aset kroków za miasteczkiem H e
lem pokazują miejsce, gdzie stał daw niejszy H el, nim go Szwedzi w średnich wiekach zburzyli; ru in ju ż żadnych nie widać, poda
nie tylko przyw iązane do miejsca opowiada o wielkości jego te same dziwy, które o mi
tycznej W inecie na brzegu pom orskim po
dają kronikarze.
Do Ja sta rn i prow adzi drogą środkiem półw yspu przez tak i sam las, jakiśm y przy H elu poznali; można jednakże iść i nad brze
giem m orza, droga ta je s t dlatego wygo
dniejsza, że w ilgotny piasek nadbrzeżny jest tw ardszy, ale je s t ona cokolwiek dalsza.
Z niektórych pagórków , na k tóre wchodzi
łem, piękne p rzedstaw iały się widoki; m ia
łem też sposobność przy p atrzy ć się w róż
nych miejscach florze półwyspu: różni się ona od pobliskiego lądu tem tylko, że jest uboższa w gatunki, co ma przyczynę w nie
urodzaj ności ziemi, na której, ja k ju ż wspo
m niałem , naw et ta k mało wym agające drze
wo ja k sosna, tylko w skarłow aciałych oka-
zacli w yrasta. K lim at natom iast półw yspu je st łagodniejszy, niż na sąsiednim lądzie, ja k w ykazują spostrzeżenia robione w H e lu, bo półw ysep wznosi się niewysoko po
nad morze, a następnie wyziewy m orskie za
pobiegają jegó oziębieniu się i łagodzą ostre w iatry.
F lo rę H elu zbadał znaw ca roślinności P ru s Zachodnich H . v. K linggraeff i zebrał od 13 do 17 L ipca 1883 roku 252 gatunków , które podał w Schriften der N aturforschen- den Gesellschaft in D anzig, Gdańsk, 1885, str. 24 i nast.; tw ierdzi on tam, że na pół
wyspie rośnie ledwo 500 gatunków roślin.
Obok tego dokładniejszego spisuzbytecznem byłoby wyliczać na tem tu m iejscu rośliny, które przypadkow o spostrzegłem i zebra
łem.
K ró tko przed zachodem słońca stanąłem w małej wiosce, którą polscy mieszkańcy półw yspu nazyw ają Borem , niemieccy D an- ziger H eisternest, t. j . gdańską Jastarnią.
W chodząc do wioski m iałem to uczucie, ja k - gdybym z obczyzny w racał do k raju, inne tu ju ż tw arze, in n a mowa, a chociaż H el da
leko pokaźniej w ygląda, czułem się tu swo
bodniejszym . D aw niej Bór należał do H e lu i m iał ludność niem iecką, z czasem u su nęła się ona, a na je j m iejscu osiedli K a sz u bi z sąsiedniej Jastarni; ale otóż i ona zale
dwie o tysiąc kroków od Boru.
Noc przepędziłem w gospodzie utrzym y
wanej przez K aszubę, n azajutrz rano zwie
dziłem naprzód kościołek, niew ielki praw da, ale schludny, ocieniony konaram i drzew wysokich, następnie udałem się do probo
szcza, ks. G., którego gościnność mi poleco
no. T u dowiedziałem się dużo ciekawych szczegółów z życia i urządzeń rybaków , z których najbardziej mnie zainteresow ały związki rybackie zw ane m aczupije albo ma- szoperyje. Oto kró tki ich opis. W y raz ma- czupija pochodzi z holenderskiego m aat- schappij t. j. stowarzyszenie, a praw dopodo
bnie i całe urządzenie z H olandyi wzięło początek, bo tam stow arzyszenia rybackie oddaw na istniały. K ażda maczupija, któ
rych je s t sześć w Jastarn i, łowi ryby razem, przy czem zarówno mężczyźni ja k kobiety i dzieci są czynne, połów sprzedaje się wspólnie, a pieniądze dzielą się w taki spo
sób, że każdy maszop t. j. mężczyzna żonaty 171
WSZECHŚWIAT.
W SZECHŚW IAT.
N r 11.
dostaje je d n ę całą część, wdowy po daw niej
szych m aszopach po połow ie tój części, żony i każde dorosłe dziecko jed n ę czw artą, dzie
cko niedorosłe jed n ę ósmą. D ochód p ro boszcza i organisty zabespieczony w ten spo
sób, że pierw szy dostaje od każdej z sześciu maszopij dział wdowy, a d ru g i dział dzieci niedorosłych. J a k widzim y ludność J a s ta r ni ma u siebie rów ny podział dochodów . T a kie urządzenie je s t tu koniecznem , bo na- sam przód potrzeba do skutecznego łow ienia ryb sił zbiorow ych, a następnie podzielają m aszoperyje pom iędzy siebie bliższe p rz e strzenie m orza i p rzy połow ie nie przeszka
dzają sobie naw zajem . W szystkie spraw y m aszoperyi załatw iają się n a m aszopstw ie t. j . zebraniu i to podług zasad przechow y
w anych w tradycyi, bo pisanych statu tó w niema.
G łów ny dochód przynosi rybakom połów łososi, któ ry odbyw a się czasem ju ż w L u tym, głównie zaś w M arcu i K w ietniu i to w wielkiem m orzu. F u n t świeżego łososia kosztuje w tym czasie od sześciu sre b rn i
ków do jednój m arki czasami i więcój, je ż e li połów się nie uda, naj ważniej szem zaś jest to, że na łososie natychm iast znajdą się k u pcy. W m ałem m orzu łow ią się, m ianow i
cie zim ą, pod lodem w ęgorze w znacznój obfitości. W tym celu w ybijają się przeręble i ry b a k zanurza w wodzie rodzaj w ideł z h a
kam i, nakałając niem i spód ra z p rzy razie;
w ęgorze śpią bowiem w tym czasie w m u
le i jeże li w idełki natrafiają n a gniazdo wę
gorzy i dobrze się zanurzą w ciele, w yciąga ry b a k kilka sztuk od razu. Jestto b arb a
rzyński sposób łow ienia ryb, bo jeże li w i
dełki nie dosyć głęboko utkw ią w w ęgorzu, u rw ie się i ujdzie strasznie pokaleczony, aby następnie zginąć bezużytecznie.
Najobfitszym je s t połów na m ałe ry b k i w rodzaju śledzi, C lupea sprattus, k tóre K a szubi zniem iecka breitlingam i zowią. D a wniej C lupea sprattu s przep ełn iała podobno głów nie zatokę p rzy K ielu, stąd ta ry b a pod nazw ą K ieler S protten W h an d lu oddaAYna znana, od kilku la t przybyw a ona począ
wszy od L utego aż do M aja tak w ielkiem i masami do zatoki p u ck iej, że p raw ie ło p a ta m i n a łodzie garn ąć j ą można. A le połów jój daje m ały tylko dochód, bo dotąd spoży
wa, się ona świeżo lub wędzona w n ajb liż
szej okolicy, zapraw ianie je j, któreby po
zw oliło na wywóz w głąb kraju, nie p ra k ty ku je się jeszcze n a większą skalę. S tąd, j e żeli połów bardzo obfity, je st ona tak tania, że za srebrnika jedn ego cała rodzina najeść się może, w końcu tuczą nią świnie, a jeżeli psuć się zaczyna, wywożą jak o m ierzw ę na pola. Świnie podobno tuczą się tą rybą znakomicie, ale szynka, ja k piszący sam m iał sposobność się przekonać, pachnie co
kolw iek tranem . P odobno też wybucha po
m iędzy świńmi od zbytecznego karm ienia się rybam i choroba: jak ieg o ona je s t rodza
ju , dowiedzieć się nie mogłem.
O prócz ryb m orskich, żyją około H elu i ry b y wody słodkiej, na co m ała zaw artość soli pozw ala. Ł o w ią więc Jastarn ian ie m ia
nowicie nasze sandacze, okonie, karpie, liny, płotki, karasie, Szczupaki i inne.
Ze zw ierząt dom owych m ieszkańcy J a s ta r ni h od ują świnie i krow y, pierw sze karm ią, ja k ju ż zauważyłem, poczęści rybam i. P r o
boszcz ma oprócz tego parę wołów, w k tó re jeździ, gdy m u wypadnie chorych odwie
dzić w czasie, w którym żegluga niebespie- czna. D aw niej trzym ał podobno u rzędnik nadbrzeżny w Ja sta rn i parę koni, które w brak u owsa także rybam i nie gardziły, ale dziś konia na całym półw yspie niema.
G łów na kom unikacyja odbywa się n atu ra l
nie łodziami, albo jeżeli zimą brzeg zam ar
znie, saniam i popychanem i kosturem o że
laznym ostrym końcu. W „ k ra ju “ p ow iad a
no mi, że przem yślni wyspiarze, skoro brzeg lód pokryje, zakład ają do sani krow ę, a obok żagiel, żeby krow ie ulżyć ciężaru, wcale n ie
zły pom ysł, jeżeli praw dziw y; na północy zresztą sani w żagle opatrzonych pow sze
chnie używ ają. Słusznie więc opiewa o H e
lu D erdow ski w dyjalekcie kaszubskim :
Me H elanie nie znajem e woza ani koni, Bo nos darm o wozy w iater po falisty toni.
Nasze checze grodzą nam a srodze drodzie [scane, Bo z rozbitech je okrętów mąme zbudowane.
L as w spaniały nam a tw orzą przed oknam i [maszte I podnoszą z dum ą w gorę głowę swe spi- [czaste.
(O Panu Czorlińscim etc.).
Nr 11.
WSZECHŚWIAT.173 P ow iadali m i później rybacy, że oddaw na
ju ż zimy u nich odznaczają, się wielką łago
dnością. P rze d laty m ożna było częściej po zam arzniętem m ałem morzu jeździć z J a starni do P ucka, teraz rzadko to się zdarza.
Podczas zim y łagodnej i zarobek je s t m niej
szy, bo nie można nakałać węgorzy pod lo
dem, ani polować na psy morskie, które na lód wychodzą. Jeżeli morze grubem i loda
mi pokryte, zabijano po kilka sztuk psów m orskich n a tydzień, skórę ich się sprzedaje również i tłuszcz na tra n w ytopiony, mięso zaś jedzą, rybacy i ma ono dobrze smako
wać, a w ątroba do delikatesów podobno n a
leży.
N arzekania na zm iany klim atu i to na po
gorszenie się jego najczęściej pow tarzają rolnicy. M yliłby się jednakże, ktoby im przypisyw ał rzeczyw istą doniosłość: ot każ
dy z nas staje się w starszym wieku, ja k mó
w i H oracy, lau d ato r tem poris acti. W ahania się klim atu są, bowiem ta k nieobliczone i tak rozmaite, że ledwo badania przez kilka ge- neracyj, zapomocą najdokładniejszych in strum entów , zdolne są skonstatow ać jakąś zmianę praw idłow ą, a i te w yniki dalsze badania nieraz znów obalały. Ciekawy p rzy k ład n a to podaje właśnie statystyka zam arzań pow ierzchni m orza Bałtyckiego, któ rą tu w yjm uję z dzieła dra A ekerm anna P hysische G eographie der Ostsee, H am burg 1883, str. 271— 72.
P o d łu g w zm ianek kronikarzy morze za
m arzło w roku 1269 pom iędzy N orw egiją i Ju tlan d y ją, tak samo w roku 1292; pod
czas zimy 1323 r. odbyw ała się kom unika- eyja po lodzie przez sześć tygodni pomiędzy D aniją, L ubek ą i G dańskiem pieszo i konno, p rz y drodze stały naw et schroniska dla po
dróżnych; pow tórzyło to się na krótszy czas w roku 1333. W latach 1349, 1399 i 1402 zam arzło m orze pom iędzy D aniją i S tral- sundem . Zim a 1408 r. była jed n ą z n a j
m roźniejszych, ja k ie kiedykolw iek panow a
ły w E uropie. Z Szwecyi można było cho
dzić po lodzie do w yspy G otlandyi, całe mo
rze pom iędzy Szwecyją, N orw egiją, Jiitlan - dyją i wyspam i duńskiem i, było pokryte lo
dem, w ilki z gór S kandynaw skich zapusz
czały się po lodzie aż do D anii. W roku 1423 znow u chodzono po lodzie pomiędzy D aniją, L ubeką, M eklem burgiem i G dań-
| skiem, a w roku 1545 pomiędzy M eklem burgiem i wyspam i duńskiemi. R oku 1658 zam arzły kanały dzielące wyspy duńskie, tak, że k ró l szwedzki K aro l G ustaw z 20000 żołnierzy w targnął z Jiitland yi przez wyspy Fiinen, L angeland, L aalan d i F a lste r na Ze- landyją. R oku 1670 połączył lód wybrzeże m eklem burskie z w yspą L aaland. W roku 1709 m orze było przy brzegu pruskim tak daleko pokryte lodem, że z najwyższych wieży końca dojrzeć nie było można.
Niejedno z tych podań kronikarskich jest pewnie cokolwiek przesadzone, bo w osta
tnich dw u stuleciach nie skonstatowano ni
gdzie tak w ielkich rozm iarów zam arzniętej pow ierzchni, ale to napewno z tych zapi
sków w ynika, że od sześciu wieków klim at nasz się nie pogorszył. O polepszeniu się j e dnakże tem mniej mowy być nie może, bo możnaby z starszych i nowszych k ro nik ze
brać rów ną liczbę w zm ianek o zim ach tak łagodnych, że praw ie wcale m rozu w nich nie było.
Lecz wróćmy do Jastarn i. Proboszcz
„rybacki", ja k go w okolicy ty tu łu ją , czuje się na swym półwyspie, chociaż zdała od wszelkiej in telig en cyi, zupełnie szczęśli
wym. Na stole przy którym siedzieliśmy, leżały rozłożone m apy różnych krajów i opi
sy podróży. Oto m oja rozryw ka, m ówił mi, wskazując na stół, o ile czas wolny od obo
wiązków starczy. Zwiedziłem niem ałą część k ra ju naszego i obcego, a teraz przenoszę się zapomocą opisów nieraz w obce ziemio i stosunki, w rzeczywistości jednakże rad je stem, że tu siedzę spokojnie i pracuję dla mych poczciwych rybaków .
Za radą ks. G. zaniechałem dalszej po
dróży po półwyspie, bo reszta jego niczem się nie różni od przebytej przestrzeni. Las ustaje praw ie zupełnie, a duny na coraz węższym przesm yku, im bliżej lądu utw o
rzyć się nie mogą. Z daw nych fortów pol
skich W ładysław ow a i K azim ierzo \va, wznie
sionych dla obrony P u c k a pom iędzy K us- feldem i C hałupam i (albo ja k w k ra ju mó
wią. Ceynową), nie pozostało podobno po ich zburzeniu przez Szwedów ani śladu, tak że naw et miejsca, gdzie leżały, dokładnie oznaczyć nie można. Nic w tem dziwnego:
o m atery jał budow lany, ja k wiemy, na pół
wyspie trudno, więc ludność może sama g ru
1 7 4
______ W SZECHŚW IAT.Nr 11.
zy rozebrała, a resztę piasek przelotny, któ- ry ciągle zmienia pow ierzchnię półw y spu;
po k ry ł n a zawsze. M iałem więc w racać nie lądem , ale w prost przez zatokę do P u c ka, dokąd Jasta rn ia n ie często mają, okazyją.
K ró tk o przed południem zabrałem się na bat, ja k w yspiarze swe w ielkie łodzie nazy wają, na którym znajdow ało się trzech męż
czyzn i dwie kobiety. W ieźli ryby do P u c k a a mieli zakupić rozm aitych tow arów ; ko- { biety były z rzem iosłem rybackiem dobrze obeznane, razem więc z m ężczyznam i b ra ły się rączo i zgrabnie do zak ładania żaglów, w net też bat szybkim pędem p rzerzy n ał morskie bałw any.
M yśliwi i m arynarze słyną z tego, że opo
w iadają chętnie, ale opow iadania ich więcćj są zajm ujące, niż praw dziw e, otóż i nasz n ajstarszy „reb o k “, t. j. ryb ak, któ ry się głów nie mną zajm ow ał, zaczął mnie w k ró t
ce baw ić opow iadaniem swych przygód m or
skich, k tóre przeb y ł służąc za m łodu na okręcie kupieckim w G dańsku. Słysząc ja k ten ry b ak roskoszow ał się w opow iadaniu 0 burzach i niebespieczeństwacli m orskich 1 przyglądając się tw arzom m łodszych ry
baków i kobiet zapatrujących się z cieka
wością, ale bez trw ogi, na opowiadającego, poznałem bezzasadność tw ierdzenia, jak o b y szczep słow iański by ł tylko rolniczym , a do m ary n ark i niezdatnym . B rak ło tylko olta- zyi narodom słow iańskim , a szczególnie pol
skiemu do zapoznania się z m orzem i do w yrobienia tam w sobie przedsiębierczości i h artu, które znam ionują w szystkie narody nadm orskie.
D w ugodzinna podróż szybko przem inęła i byłem ju ż w pobliżu P u ck a, przyjrzałem się więc jeszcze raz brzegom nad zatoką:
z praw ćj strony śliczny przedstaw ia się wi-
jdok na kościół w Sw arzew ie, któ ry stojąc nad wysokim brzegiem , k ró lu je sm ukłą swą wieżą nad zatoką. J e s t on miejscem po
bożnych pielgrzym ek okolicznych rybaków , bo posiada obraz M atki Boskiój cudam i sły
nący, k tó ry podług legendy aniołow ie prze
nieśli z m iasteczka H elu , skoro ten p rz y ją ł w iarę luterską. O bok o brazu wiszą liczne AVota rybackie podczas b urz ślubow ane.
G dy przybiliśm y do lądu, pożegnałem się serdecznie z rybakam i i ta k zakończyłem m oją podróż zam orską, na którćj poznałem
rzadkość pierw szorzędną, b o jed y n y n aśw ie - cie półw ysep przez nasze plemię zamiesz
kały.
KBONJKA NAUKOWA.
(M ineralogijc).
— F i l t r o w a n i e p r z y r e a k c y j a c k m i k r o c h e m i c z n y c h . Przy użyciu m ik ro skopu do badań petrograficznych częstokroć zacho
dzi p otrzeba użycia odczynników chem icznych, a co za tem idzie, filtrow ania rostw oru lub przem yw ania osadu, w bardzo drobnych ilościach płynu. Streng podaje w Neues Jah rb u cli fiir M ineralogie ("1886, str. 49) sposób nastgpujący: bierze sig w ąski pasek dobrej bibuły filtracyjnej, szeroki na 2 mm, długi około 25 mm, zwilża go wodą i umieszcza w ta k i spo
sób na preparacie, ażeby jeden jego koniec dotykał m ającej Big filtrow ać kropli. N astgpnie ustaw ia sig p re p a ra t w położeniu cokolwiek pochyłem —o 3°
m niej wigcej, dru g i zaś koniec bibułowego paska za
ostrzony, opuszcza w dół—na pow ierzchnig czystego szkiełka. W skutek włoskowatości bibuły, kropla rostw oru spływ a w ciąg u 1—2 m in u t na czyste szkieł
k o —gdzie dalsze pró b y chem iczne robić z n ią m o żna. Należy baczyć, ażeby k ro p la filtrow ana nie b y ła zbyt w ielką, ani g rubą, gdyż w takim razie ła tw o wraz z osadem spłynąć może po w ierzchu bibu
ły. W celu przem ycia osadu otrzym anego na p re p aracie m ikroskopow ym , używ a sig takiegoż paska b ib u ły lecz cokolwiek szerszego, 5—0 mm, pod nim zaś, zam iast szkiełka umieszcza sig złożony w kilk o ro kaw ałek bibuły, w ciągającej w siebie szybko ros- tw ór i wodg użytą do płókania. P rzepłókiw anie zaś odbyw a sig w ten sposób, że na osad przem yw any upuszcza sig zapom ocą p ip etk i kroplę wody, a gdy sp ły n ie—drugą, trzecią i czw artą. Przem yw anie to rów nież idzie bard zo szybko.
J . S.