• Nie Znaleziono Wyników

A.dres IRed-alscyi: ICralso^wslEie-IPrzećLniieście, 3STr ©©. .M

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "A.dres IRed-alscyi: ICralso^wslEie-IPrzećLniieście, 3STr ©©. .M"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

.M

4. Warszawa, d. 26 Stycznia 1890 r. T o m IX .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA."

W Warszawie: rocznie rs. 8 kwartalnie „ 2 Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10

półrocznie „ 6

P re n u m e ro w a ć m o ż n a w R e d a k c y i W sz ec h św ia ta i w e w s z y s tk ic h k s ię g a rn ia c h w k r a ju i z ag ra n ic ą .

Komitet Redakcyjny W szechświata stanow ią panowio:

A leksandrow icz J , Bujw id O , D eike K., D ickstein S., F la u m M., Jurkiew icz K., K w ietniew ski W ł., K ram -

sztyk S., N atanson J , F rau ss St, i Slósarski A .

„ W s z e c h ś w ia t" p rz y jm u je o g ło sz en ia, k tó ry c h tre ś ć m a ja k ik o lw ie k z w ią z e k z n a u k ą , n a n a stę p u ją c y c h w a ru n k a c h : Z a 1 w ie rsz z w y k łeg o d ru k u w szpalcie alb o je g o m ie jsc e p o b ie ra się za p ierw szy r a z k o p . 7 '/*

za sześć n a s tę p n y c h ra z y kop. 6, za dalsze k o p . 6.

A.dres IRed-alscyi: ICralso^wslEie-IPrzećLniieście, 3STr ©©.

W ła d y s ła w Taczanowski.

(2)

Nr 4.

WŁADYSŁAW TACZANOWSKI.

I znów śm ierć w d a rła się w szczupłe sze­

regi p rzy rodników w arszaw skich, tym j e ­ dn ak razem sięgnęła po najw yższe szczeble tćj skrom nćj h iera rch ii, zab ierając męża znakom itego n a u k ą , niepospolitego pracą, gw iazdę pierw szorzędnój w ielkości. N ie­

ubłagan a rę k a losu pociągnęła b ru ta ln ie do grobu chw ałę k ra ju , znakom itość eu ro p ej­

ską, człow ieka, k tó ry łącz y ł w sobie typ praw dziw ego uczonego z ch a rak terem za­

cnego obyw atela. N ie m yślcie, żeby to b y ­ ły błahe pochw ały, ja k ie m i tak często, a tak niespraw iedliw ie są p rzepełnione w spom nie­

nia pośm iertne: kto nie z n a ł T ac zanow skie­

go, ktoby w ą tp ił o praw d zie słów moich, które dziś z pod serca sobie w yryw am w najsm utniejszym d n iu mego życia, niech zapyta W ałeckiego, D ybow skiego, W rz e ­ śnio wskiego, R adoszkow skiego, S lósarskie- go, Ł apczyńskiego, S znabla, D ziedzickiego.

W szak to cały zastęp skrom nych a zasłu żo ­ nych mężów, z k tó ry ch każdy dołożył nie- je d n ę cegiełkę do olbrzym iego gm achu n au ­ ki. K ażdy z n ich pow ie bez nam ysłu, że T aczanow ski b y ł m iędzy nim i n a jsk ro m ­ niejszym , a je d n a k n ajznakom itszym p ra co ­ wnikiem .

D ziw na to była skrom ność i dziw na wy­

trw a ło ść w p ra cy . C złow iek ten, k tó ry u n i­

k a ł staran n ie w szelkich ostentacyj, w szel­

kich honorów , sied ział j a k m ól w swćj p ra ­ cowni od ra n a do w ieczora, tygodnie, m ie­

siące, lata całe, bo p rzez 36 la t swego ku- stoszostw a liczone dn ie by ły tak ie, które poza m uram i g abinetu spędził. S k u ty był kajdanam i z nauką, lecz ja k ż e lekkie były dlań te kajdany. A w m iarę, ja k w iek jeg o fataln y m postępow ał k ro k ie m n aprzód, za­

m iast trac ić na energii, ja k zw ykle z lu d ź­

mi byw a, on przeciw nie zn a jd o w ał w sobie coraz w ięcćj zapasu tćj m iłości i tćj w y­

trw ało ści, k tó ra n am św iecić będzie p rz y ­ kładem p rzez d ługie lata.

D la T aczanow skiego św iat istn ia ł o tyle tylk o, o ile m ógł coś dobrego w yśw iadczyć, gdyż od tego n ig d y się nie uchy lał; zresztą m ało d b a ł o niego, sta w ia ją c śm iało czoło

w szystkim przesądom lub etykietom świec­

kim . C hodził biednie, ja d ł co mu dano, gdyż to go mało obchodziło; żył tylko w ga­

binecie i dla gabinetu, którego był tw órcą i aniołem -stróżem . Nie należy stąd wnosić, aby ludźm i gardził, lub ich u n ik ał; p rzeci­

w nie lu b ił ich tow arzystw o i zw yk ł był m a ­ wiać, że ludzie nie są tak źli, ja k o nich m ówią. Nie słyszałem , by kogo nienaw i­

dził, a w ieluż to z nas kochał sercem g o rą­

cem. W szyscy też go kochali i niejedna łza szczera popłynęła, gdyśm y dzisiaj zło ­ żyli do grobu m artw e ciało, z którego tak pięk n y duch uleciał.

W życiu Taczanow skiego niem a dat, są tylk o d w ie epoki. P ie rw sz a do objęcia ku- stoszow stw a w arszaw skiego g ab in etu zoo-O O logicznego (1855), d ru g a do śm ierci. P ie rw ­ sza je stto okres m łodości, w którćj nasz drogi uczony, w iedziony raczćj instynktem , zaczyna szukać poom acku tego szczytnego ideału, któryśm y nau ką nazw ali. B ra k m u kierow nika, więc sam się puszcza na tę nieznaną drogę, bardzićj podobny do tu r y ­ sty, aniżeli do podróżnika. N ie zraża się trudnościam i, lu b ich un ik a, w y b iera sobie

! zresztą na początek łatw iejsze zadania, po-

| święcą się w yłącznie ptakom krajow ym ,

| gdzie ju ż łatw ićj mu się oryjen to w ać m ając dzieła K lu k a, J u n d z iłła , lub T yzenhauza pod ręką. T ym sposobem kładzie fu nd a­

m ent do późniejszych prac swoich, k tó re mu

! tak ą sławę zjednały.

O bjęcie kustoszostw a g abin etu zoologicz- j nego staw ia go odrazu w pozycyi bai-dzo

j korzystnćj, gdyż tu ju ż może pracow ać na daleko szerszym w idnokręgu; ju ż mu fa u ­ na k rajo w a nie w ystarcza, więc stud yjujc faunę w szechśw iatow ą. D ba jednocześnie o w zrost g abinetu, do którego w cielił całą swoję k o lek cy ją ptaków krajow ych . Nie spieszy się je d n a k z w ydaniem większych prac, gdyż, ja k o człow iek sum ienny, chce przedew szystkiem teren dobrze zbadać, aby nie staw iać fałszywych kroków . W p ie rw ­ szych też czasach pobytu w W arszaw ie T a ­ czanow ski ogłaszał przew ażnie m niejsze w yciągi, j a k spis zw ierząt ssących guberni L u b elsk ićj, opisanie ptaków drapieżnych K ró lestw a P olskiego, oologiją ptaków p o l­

skich i k ilk a innych prac pom niejszych.

J u ż wtedy je d n a k z b ie ra ł skrzętnie m ate-

(3)

Nr 4. W SZECHŚW IAT. 51 ry ja ły do w ydania ornitologii krajow ej,

k tó rą w ydrukow ała następnie A kadem ija um iejętności w K rakow ie pod tytułem : P ta ­ ki krajow e (K raków , 1882).

R ok 1864 m iał stanowczy w pływ na dal­

szą działalność T aczanow skiego, gdyż w te­

dy poznajom ił się z A leksandrem i K o n ­ stantym hr. B ranickim i, którzy z praw dzi­

wie m agnacką hojnością poczęli wspierać gabinet w arszaw ski, ju żto odbyw ając sami podróże po A lgierze, Tunisie, E gipcie, P a ­ lestynie i K aukazie, ju żto w ysyłając swym kosztem p odróżników w odległe krainy;

niem ało też kupow ali u h an d larzy w L o n ­ dynie i P a ry ż u . Jednocześnie praw ie dr D ybow ski, znakom ity zoolog, wspom agany przez swych dzielnych tow arzyszy, G odlew ­ skiego, P a rv e x a i Jankow skiego, rospocząl badania faun y sybirskiój, k tó re n ie s tru ­ dzenie p ro w a d ził blisko przez la t d w adzie­

ścia. T a k więc zaczęły praw ie jed n o c z e ­ śnie p rzy by w ać do gabinetu cenne kolek- cyje z A fry k i północnój, z A zyi, oraz z Ame- j ry k i południow ój, a T aczanow ski znalazł i się wobec bardzo cennego m ateryjału, któ- i

ry opracow yw ać należało. Nie dow ierzał , je d n a k swoim siłom, u ciekł się więc pod opiekę berlińskiego ornitologa C abanisa, k tórem u p rz esłał do opisania now e g atun ki pierw szych egzotycznych posyłek. G dy j e ­ d n ak po p a ru latach p rzek o n ał się o nie- taktow nem postępow aniu C abanisa, a n a ­ m aw iany przez sw ych przyjaciół, zdecydo­

w ał się wreszcie sam opracow yw ać cenny m a te ry ja ł ornitologiczny — odrazu stanął w rzędzie pierw szo rzęd n y ch ornitologów S tarego i Nowego Św iata. Szeregi spraw oz­

dań o ptak ach algierskich, sybirskich i p e­

ru w ia ń s k ic h , ja k ie pom ieszczał w specyjal­

ny ch pu b lik acy jach francuskich, angiel­

skich i niem ieckich dały go poznać uczo­

nym E u ro p y i Stanów Zjednoczonych.

Zw olna też naw iązał stosunki z Julijuszem V erreauxem , Simonem, M arm ottanem i O u- staletem w P ary ż u ; ze Sclaterem , Salvi- nem , G iinthnerem , Seebohm em i Thom asem w L ondynie; z h r. B erlepschem w Cassel;

z T h orellem w Sztokholm ie, akadem ikiem Strauchem , P rzew alskim i P leskem w P e ­ tersb u rg u ; B arbozą du Bocagem w L iz b o ­ nie; S teindacbnerem i v, Pelzelnem w W ie ­ dniu; B olivarem w M adrycie, A lleonem

w Nowym Y o rk u i Ram sayem w Sydneyu (A ustralija). W ym ieniłem um yślnie ten długi spis uczonych, aby dać pojęcie, ja k i um iał Taczanow ski rosszerzyć działalność

| swoję, w yzyskując j ą zawsze na korzyść gabin etu , który ukochał nadew szystko.

Nic też dziw nego, że g abinet dzięki po­

p arciu hr. B ranickich, nieodżałow anój p a­

mięci W łady sław a ks. L ubom irskiego, a ta k ­ że dzięki w spółdziałaniu w szystkich wym ie­

nionych przedtem uczonych, rósł i u ró sł do takich rozm iarów , że dziś ju ż praw ie m iej­

sca w szafach niem a na w staw ianie nowych okazów. Dość je s t powiedzieć, że in sty tu - I cyja ta w chw ili objęcia przez Taczanow -

skiego posady kustosza liczyła ledw ie 800

| gatunków ptaków ; dzisiaj liczy ich około

5000, t. j. blisko połowę w szystkich g a tu n ­ ków ptaków całego świata. A wszystko

| dzięki w ytrw ałości kustosza i w spółdziała­

niu kilku zacnych m agnatów, którzy uloko­

wali w ten sposób swe k ap itały na hipotece wdzięczności w spółobyw ateli.

N iem ała też to była p raca z doprow adze­

niem do p o rządk u i ze skatalogow aniem te­

go obfitego m atery jału . Pom agali w praw ­ dzie w różnych czasach Taczanow skiem u liczni jego przyjaciele, ja k prof. W rześniow- ski, ks. W ł. L u bo m irsk i, oraz pp. D em bow ­ ski, Ślósarski, H ild t i w ielu innych. Nie- mniój je d n a k głów ny ciężar spadał na n ie­

strudzonego kustosza, k tó ry nadto zm uszo­

ny był utrzym yw ać obszerną koresponden- cyją i prow adzić handel zam ienny z różne- mi stolicam i św iata całego. I tu jeszcze niedość, boć przecie on kierow ał w ypycha­

niem okazów i sam m nóstwo ptaków i ssą­

cych wypchał, a pomimo to znalazł jeszcze czas na napisanie dw u pom nikow ych dzieł, k tóre przez długie lata będą służyły za źró­

dłow e d la uczonych obu półkuli. Dzisiaj O rnitolog ija P e ru (O rnith olog ie du Pórou, R ennes,1884— 1886) musi się znaleść w p ra - cowni każdego ornitologa, a za ro k równie ważną będzie O rnito log ija S ybiru, którą rospoczęła drukow ać p etersb u rsk a A kade­

m ija nauk.

B ogaty m ateryjał, ja k i się zebrał w gab i­

necie warszawskim , dzięki długoletnim eks- ploracyjom P e ru , dokonanym przez n a ­ szych podróżników , a głów nie przez K o n ­ stantego Jelskieg o, podał T aczanow skiem u

(4)

m yśl napisania obszernego dzieła, tra k tu ją ­ cego drobiazgow o o p ta k a c h k ra in y In k a - sów. W z ią ł się też do tego spokojnie, lecz z w łaściw ą sobie w ytrw ałością i w ciągu la t trzech stw o rz y ł dzieło, k tó re n ietylko jem u, lecz i k rajow i chlubę przynosi. P ra c a to była niem ała, gdyż w ystudyjow ać dobrze i opisać 1400 gatunków (zw łaszcza, że opi­

sy są zw ykle podw ójne, to je st sam ca i sa­

micy) je s t rzeczą niezm iernie mozolną, oso­

bliw ie, że gab in et w arszaw ski, jak k o lw iek najbogacićj może re p re z e n to w a n y przez p tak i peruw ijań sk ie, posiada ich ledw ie 800 gatunków ; pozostałe więc 600 m usiał T a ­ czanow ski szukać po różnych m uzeach E u ro p y , lu b robić w yciągi z różnych dzieł, zaw ierających opisy tru d n y c h do dosta­

n ia okazów. Je ź d z ił też k ustosz k ilk a ­ k ro tn ie do L o n d y n u , P a ry ż a , W ied n ia i B e r­

lina, aby tam uzupełnić b ra k u ją cy m atery ja ł.

Z eb rał w końcu w szystko i dzięki poparciu K onstan teg o h r. B ran ick ie g o , k tó ry w ziął n a siebie w ydanie kosztow nego dzieła, dzi­

siaj n azw isko T aczanow skiego stanęło obok nazw isk T em m incka, Schlegela, B onapar- tesro i Sclatera.<T*

Ledw ie ukoń czy ł d ru k tego m o num ental­

nego dzieła, gdy się w ziął z rów nym , a m o­

że i większym jeszcze zapałem do o p ra co ­ w ania o rn itologii S y b iru . I znów siedział dnie i św ięta, w erto w ał w licznych dzie­

łach , m ierzył, opisyw ał, aż w końcu n a p i­

sał nowe dzieło, k tó re dzięki stara n iu a k a ­ dem ika S tra u c h a i dzielnego ornitologa p. P leskego, kustosza zbiorów A kadem ii n au k , w ydane zostanie kosztem tój ostat- nićj. Ju ż pierw sze pięć ark u szy nadeszły do ko rek ty , k tó rą T aczanow ski p ro w a d ził nadzw yczaj stara n n ie , gdy oto śm ierć sk i­

n ęła na niego i poszedł za nią bez opo­

ru , bez walki, bez cierpień... N a dw a dni przed zgonem w idziałem go p rzy pracy...

O prócz tych dzieł k ap italn y ch , w ydał T aczanow ski m nóstw o bro szu r i a rty k u łó w pom niejszych, k tó re o głaszał w z a g ra n ic z ­ n y ch pism ach. U p ra w ia ł n iety lk o ornito- lo g iją, lecz p rzez dłuższy czas pośw ię­

cał się tak że i pająkom , k tó re opisyw ał w R ocznikach p etersburskiego to w arzy ­ stw a entom ologicznego. W in nych dzia­

łach zoologicznych ja k k o lw ie k prac ża­

52

dnych nie ogłosił, był je d n a k znakom itym znaw cą ').

T ak więc znakom itym b y ł i kustoszem i ornitologiem . K ustoszem , boć przecie d o ­ p ro w ad ził g ab in et zoologiczny do tego stanu, że dziś zajm uje jed n o z pokaźniej­

szych m iejsc w E uropie. Ja k o ornitolog niew ielu m iał dzisiaj sobie rów nych na ca­

łym świecie, bo łączy ł w sobie niepospoli­

tą pam ięć, z tym rzadkim instynktem , k tó ry po zw ala uczonem u klasyfikatorow i w y n aj­

dow ać pokrew ieństw a i różnice w tw orach organizow anych. O pisy jeg o odznaczają się możliwą zwięzłością p rz y wielkiój do­

kładności.

U m iano też ocenić jeg o zasługi nietylko w k ra ju , lecz i zagranicą. Jeszcze w d a ­ w niejszych czasach p aryskie tow arzystw o zoologiczne w ybrało Taczanow skiego na swego członka honorowego. Zaszczyt to ogrom ny, bo takich członków je s t t y l ­ ko dziew ięciu 2) a w ybrano ich z uczo­

nych zoologów całego św iata. N adto był członkiem : tow arzystw a badaczy przy rod y p rz y uniw ersytecie petersb ursk im , takiegoż to w arzystw a p rz y u niw ersytecie charko w ­ skim , to w arzy stw a entom ologicznego w P e ­ tersbu rgu , tow arzy stw a ornitologicznego w B erlinie, tow arzystw a zoologiczno-bota- nicznego w W iedn iu , zjazdu m ięd zy n aro ­ dowego ornitologów w W ied niu, tow arzy­

stw a zoologicznego w L ondynie, akadem ii H ip p o n y w Bonne (A lg iery ja ), oraz U nii

Nr 4.

') W I I to m ie W sz ec h św ia ta z r . 1883, s tr . 337, 358, p ro f. A . W rz e ś n io w s k i z am ieśc i! o b ra z d z ia ­ ła ln o ś c i n a u k o w e j ś. p. T a c za n o w s k ie g o . P o d a n y w te d y spis p r a c je g o d ru k ie m o g ło szo n y ch , a m a ­ ją c y c h c h a r a k te r śc iś le n a u k o w y , d o się g a ł ju ż p o ­ w a żn e j c y fry 48, z p o m in ię c ie m a rty k u łó w p o p u ­ la rn y c h . W ty m ż e a r ty k u le je s t p rz e d sta w io n y w y k az z asłu g T ac z a n o w sk ie g o d la g a b in e tu , w y o ­ b r a ż o n y zap o m o c ą p o ró w n a w c ze g o z e s ta w ie n ia lic z b y o k azó w i w a rto ś c i p ie n ię ż n e j teg o z b io ru p r z e d o b jęc iem je g o k ie ro w n ic tw a p rz e z n ieo d ża- ła w a n e g o k u s to s z a z lic z b ą okazów i w a rto ś c ią , d o ja k ie j d o s z e d ł w c ią g u d w u d z ie s to le c ia 1862—

1883. (P rz y p . R ed.).

2) W r o c z n ik a c h te g o to w a rz y s tw a c o ro k u p i e r ­ w sza s tr o n ic a z a w ie ra sp is a lfa b e ty c z n y ty c h d z ie ­ w ięciu czło n k ó w h o n o ro w y c h . P ie rw sz y m b y ł za­

w sze A lc a n ta ra (dom P e d ro I I , e x -c e s a rz B ra z y lij­

s k i), o s ta tn im T ac za n o w sk i.

W SZECH ŚW IAT.

(5)

N r 4 . w s z e c h ś w i a t. 53 ornitologów am erykańskich w Bostonie, j

Ostatniem i zaś czasy spotk ały naszego uczo­

nego dw a w ysokie odznaczenia: uniw ersy- | tet Jag iello ń sk i w K rak o w ie m ianow ał goo o honorow ym doktorem filozofii, p etersbur- j ska A kadem ija n a u k p rzy zn ała nagrodę brandtow ską za dzieło o ptak ach peru- j w ijańskich.

T e słów k ilk a w zm ianki niech będzie hołdem dla mego ukochanego m istrza. Dziś, ! gdy p atrzę w przyszłość, widzę ze sm ut­

kiem, że go nam n ik t nie zastąpi; n ik t bo- Aviem nie będzie m iał ani tćj w ytrw ałości, ani tego rzadkiego d aru grupow ania wkoło siebie m łodych i niew yrobionych sił, które- by swą rad ą m ógł kierow ać. S tra ty ja k ą nam śm ierć jeg o zrobiła nic nie zastąpi: pę­

kło ogniwo, którem jed y n ie może trzym a­

ło się w ątłe kółko zoologów w arszaw ­ skich. To pew na, że pamięć o nim będzie jeszcze długo m iędzy nam i żyła i ona to | może zastąpi nam choć w części b rak dro- ! giego m istrza.

J a n Sztolcman.

F L O R A

filECffPOSPOLlIEJ COSTfl B O , i

P a n W ład ysław Taczanow ski z powodu badań n ad ptakam i peruw ijańskiem i zaw ią- j zał od daw nego czasu stosunki naukow e i z przy ro d n ik am i A m eryki południowój.

N iedaw no je d e n z nich nad esłał szanow ne­

mu kustoszow i zeszyt „A nales del Museo j N acional R epublica de Costa R ica” z ro k u j 1887, obejm ujący spis ptaków miejscowych, j Ze je d n a k w tym samym zeszycie je s t także |

„Lista de las plan tas encontradas hasta aho- ra en Costa R ica y en los territo rio s limi- j

tro fes” (Spis ro ślin spotykanych dotychczas i w C osta R ica i na ziem iach pogranicznych), | więc p. T aczanow ski był łaskaw udzielić mi broszury do przejrzenia, a p. Sztolcm an, znający ję z y k hiszpański, zaznajom ić z tre- J

ścią wstępu. P o w iad a w nim p. A lfaro, że | w cennem dziele G odm ana i Salvina: „Bio- I

logia C en trali am ericana” florę A m eryki środkowój opracow ał znakom ity botanik H em sley. Spis p. A lfaro je s t tylko w yję­

ciem z tego dzieła roślin rzeczypospolitój Costa R ica. G atun kó w kw iatow ych i n a­

czyniow ych znalazło się 1218. Żali się au­

to r n a tak m ałą liczbę, pochodzącą z niedo­

kładnego zbadania k ra ju i postawiwszy przy tych roślinach gw iazdki, powiększa spis o 2168 innych gatunków , rosnących w lepićj zbadanćj pod względem flory P a ­ nam ie, N ikaragui, G uatem ali, Salw adorze i H ondurasie, a naw et w pisuje n iek tó re ro ­ ślin y kontynentalnćj A m eryki, gdy się zn a j­

d u ją współcześnie i na północy i n a połu­

d niu od Costa Rica. T akie ich um ieszcze­

nie upoważnia do w niosku, że należą do flory miejscowćj i zczasem zostaną zn ale­

zione. P a n A lfaro wróży krajow ćj florze szybkie postępy z pow odu obecnój d ziałal­

ności prof. P ittie r.

W zm iankow ana we wstępie 1218 + 2168

= 3 3 8 6 liczba gatun kó w obejm uje w spisie 3089 gatunków kw iatow ych, oraz 297 n a­

czyniowych (najw ięcój paproci).

Spis ułożony po dług klasyfikacyi G enera plantaru m B entham a i H ookera.

P rzeg ląd spisu rospocząłem od poszuki­

wań, ile się też w nim znajdzie ro ślin nale­

żących do flory K rólestw a Polskiego? Z na­

lazło się 18, to je s t 17 roślin kw iatow ych i 1 paproć: A spidium aculeatum Sw.

Ze skromnój liczby 17 wspólnych g atu n ­ ków kw iatow ych tylko 10 należy do naszych oddaw na osiadłych mieszkańców, a m iano­

wicie: m uchotrzew gajow y (S tełlaria nemo- rum L ), kocanka blado-żółta (G naphalium luteo-album L), psianka czarnojagodow a (Solanum nigrum L), babka wielka (P lan - tago m aior L ), rogatek podw odny (Cerato- phyllum dem ersum L), rzęsa lancetow ata (L em na trisu lca L), cibora żółtaw a (Cy- perus flavescens L), kłoć wiechow ata (C la- dium m ariscus R. B r), proso krw aw e (Pa- nicum sanguinale L ) i trzcin a (P h ragm ites communis T rin ).

N a pozostałych siedem gatunków złożyli się nasi niedaw ni osiedleńcy, oraz dopiero osiedlające się u nas rośliny przybyłe z ró ż­

nych stron. Należą do nich: P o rtu laca ole- racea L, Sycyos an gulata L , E rig ero n ca- nadensis L, G alinsoga parvifłora Cav, Arna-

(6)

54 W SZECH ŚW IA T. Nr 4.

ra n tu s retroflexus L , E ra g ro stis poaeoides B eauv tra w a rosnąca n a placach w P u ła ­ w ach (B erdau) i E ra g ro stis p u rsh ii S chrad niedaw no d ostrzeżona u nas poraź pierw szy przez pana H ip o lita C ybulskiego na placach uniw ersyteckich w W arszaw ie w stanie zdziczałym .

P rz e d 30 laty, kto byw ał w K rakow ie, znał niezaw odnie, p rzynajm niej z w idzenia, pana Józefa W arszew icza, bo znali go w szy­

scy. B ył to człow iek bez w szelkiój nauko- wój pedan teryi, sym patyczny, prosty, szcze­

ry , lubiący pogadankę. O puściw szy w r o ­ ku 1831 rodzinną L itw ę, d łu g ie la ta p rz e ­ b y w ał w dziew iczych puszczach A m eryki, zasilając E u ro p ę grom adzonem i tam flory - stycznem i skarbam i. Późniój osiadł w g ro ­ dzie podw aw elskim , gdzie b y ł inspektorem ogrodu botanicznego i gdzie u m arł w roku 1866. Św iadectw em zasług tego dzielnego [ p o d ró żnika dla flory C osta R ica i ziem po­

g ran iczn y ch są n astęp u ją ce nazw y roślin zamieszczone w spisie p. A lfaro , w k tórych to nazw ach pozostaw iam o rtografiją tw ó r­

ców gatunków .

M yrtaceae: E u g en ia w arszew iczii H em sl.

C ucurbitaceae: A n g u ria w arscenw iczii H oo k.

R ubiaceae: W arscew iczia coccinea KI, i W arscew iczia p u lch errim a K I.

C am panulaceae: C entropogon w arscew i- czii Y a tk e i L o b elia w arscew iczii Y atk e.

V acciniaceae: S aty ria w arscew iczii K lotzch.

A sclepiadeae: F im b ristem m a w arscew iczii B en th et H ooker.

Solanaceae: C estrum w arscew iczii K lotzch.

G esneraceae: D ry m o n ia w arscew icziana H a n st i C olum nea w arscew icziana K I et H an st.

C upuliferae: Q u ercus w arscew iczii Liebm.

O rchideae: E p id en d ru m w arscew iczifR chb, S tanhopea w arscew icziana K I, C atasetum warscew iczii L indl, O dontoglossum w ar- scew iczianum R chb, O ncidium w arscew i­

czii R ch b i S o b ralia w arscew iczii R chb.

Scitam ineae: C an n a w arscew iczii D ietr.

P alm ae: S y n ech a n th u s w arscew iczianus W en d l i A c a n th o rrh iz a w arscew iczii W endl.

A roideae: P h ilo d e n d ro n w arscew iczii K . K och.

P ra w ie przy wszystkich wyżój w ym ie­

nionych roślinach i przy 58 innych um iesz­

czone jest w spisie pana A lfaro objaśnienie:

(W arszew icz), co znaczy, że przez niego zo ­ stały znalezione. Część to tylko am ery­

kańskich zdobyczy W arszew icza i część r o ­ ślin na jeg o cześć nazw anych, bo prócz A m eryki środkow ój, M eksyk i cała A m ery­

ka południow a, aż po P atag o n iją były po­

lem jego działalności. N ietylko rośliny, je s t naw et gad: Ix alu s warscewiczii Oscar Schm idt.

W idać ze spisu p. A lfaro, że prócz W a r­

szewicza było wielu innych w A m eryce środkowój bardzo czynnych działaczy, np.

E n d re s, H offm an, O ersted i W en dlan d.

P rz y wielu roślinach zapisano: (Polakow - sky), przytem je s t w spisie p arę dziesiątków gatunków przez niego utw orzonych. Nie- wiem jakiój to narodowości botanik.

D la flory kostarykańskiój i ziem p og ra­

nicznych, szukając m etodą De C andola r o ­ dzin naczelnych, to je s t najliczniejszych w g atu n k i i k tó ry ch b y g a tu n k i razem do­

d an e ró w n a ły się połow ie całój flory, zn a­

lazłem tak ich ro dzin 10, a mianowicie: 1.

S torczyki (1 2 % całój flory), 2. Groszkowe (1 0% ), 3. Złożone (7% ), 4. M arzanow ate (5 % ), 5. T ra w y (3 % ), 6. P iep rzo w ate (3% ), 7. G esneriow e (3% ), 8. O strom łeczow ate (3 % ), 9. M elastom ow ate (2% ), 10. Ciboro w ate (2% ). Za rodzinam i naczelnem i idą:

obrazkow ate, pokrzyw ow ate, palm y, ślazo- w ate, ak an tuso w ate, psiankow ate, m irtow a- te i wiele inn ych słabiój uposażonych. Z ro ­ dzin do naszój flory należących b ra k u je zu ­ pełnie w spisie am erykańskim : Resedaceae, Cistineae, T am ariscineae, E latin eae, Cras- sulaceae, D roseraceae, C ornaceae, Dipsa- ceae, O leaceae, O robanchaceae, Illecebra- ceae, Thym elaeaceae, Santalaceae, Salici- neae, E m petraceae, C oniferae, H y drochari- deae, Juncaceae i T yphaceae. B raki te są sowicie innem i rów nikow em i rodzinam i wy­

nagrodzone. R odzina krzyżow ych, je d n a z naczelnych polskiój flory, m a w spisie p. A lfaro ty lk o dw u przedstaw icieli, dw a am erykańskie gatu n k i N asturtium . D obrze u nas uposażona ro dzina jask ro w aty ch ma w spisie tylko jeden rodzaj C lem atis o k il­

k u gatu nk ach. B aldaszkow ąte także u b o ­ gie: wszystkiego siedem gatunków .

(7)

Nr 4. w s z e c h ś w i a t. 55 Stosunek dw uliściennych do nagoziarno-

wych i jednoliściennych je s t w roślinności całój kuli ziem skiej . . 80,5:0,4:19,1 ') w K rólestw ie P olskiem . 76,6:0,5:22,9 w Costa R ica i ziemiach

pogranicznych . . 74,8:0,1:25,1.

Rzecz to szczególna, że k ra j tak blisko rów nika położony m a ta k w ielki stosunek roślin jednoliściennych, gdy zw ykle im bli- żćj rów nika, tem dw uliśoiennych więcój.

W ielka obfitość storczyków , bo ja k widzie­

liśmy, zajm ują 12°/0 całój flory (w roślinno­

ści kuli ziemskiój 4 % , u nas 3% ) głów nie w płynęła na ten w yjątkow y stosunek. S to r ­ czyki zw rotnikow e rosną pasorzytnie na drzew ach, więc po części dlatego ich w Co­

sta R ica m nóstwo, bo lasy dziew icze og ro ­ mne, a chociaż na w ybrzeżach morza k a­

raibskiego na w yśm ienitych g run tach ros- postarte, nie przeistaczają się je d n a k w ży­

zne pola, bo klim at zabójczy nie dopuszcza osadników . W arszew icz rospoczął am ery­

kańskie podróże od Costa R ica, gdzie p rz y ­ był z liczną ekspedycyją berlińską w ysłaną w celach naukow ych, oraz dla zbadania, czyby się nie udało założyć tam kolonii.

W bardzo k ró tk im czasie żółta febra zosta­

wiła przy życiu tylko lek arza w ypraw y i W arszew icza. A le i on opłacił pierwszy pobyt w k rain ie storczyków kilkom iesięcz- ną ciężką chorobą.

W ybrzeże oceanu Spokojnego skaliste.

G łąb k ra ju — wysoko wzniesione płasko- wzgórze z grzbietem A ndów i mnóstwem wulkanów . L udność mała.

K azim ierz Łapczyński.

(D o k o ń czen ie).

Jeżeli te uw agi zastosujem y do spraw ­ dzenia obserw acyją przepow iedni postawio-

') P a m ię tn ik F iz jo g r a f ic z n y , to m V II, d z ia ł III, i t r . 18.

nój n a dzień krytyczny przez F alb a, wtedy przychodzim y do rezultatów wcale nie p rz e­

m aw iających na korzyść jeg o teoryi. Jak o przyk ład bardzo w ybitny weźmiemy dzień k ry ty czn y rzędu 1-go, jak im by ł dzień 24 P aździernika 1889 r. G dybyśm y zwrócili uw agę tylko na to, co w wym ienionym dniu działo się w n iektórych miejscowościach wschodnich, w tedy m oglibyśm y sądzić, że dzień ten b y ł zupełnem potw ierdzeniem teoryi F alb a. W C zehryniu np. dnia tego barom etr dosięgnął sw ojego najniższego stanu w całym miesiącu, cały dzień panow ał w icher i deszcz p adał, jak k o lw iek w małój ilości. W Sztokholm ie w icher panow ał d.

23 i 24, we L w ow ie d. 23 było dosyć spo­

kojnie, d. 24 zaś rozw inął się wicher. Lecz nie można w yciągać w niosku o praw dziw o­

ści takiój teoryi, k tó ra się opiera na działa­

niach kosmicznych, z faktów wziętych na pojedyńczój stacyi, w takim p rzyp ad k u należy wziąć pod uwagę ogół zjaw isk, ja k ie pokazują wszystkie stacyje. O tóż jeżeli ze­

staw im y z sobą obserw acyje dokonane na naszych w szystkich stacyjach, a jeszcze

| bardziój je ż e li w ciągniem y do rach un ku stacyje europejskie, wtedy przyjdziem y do całkiem odw rotnego wniosku, m ianowicie, że dzień 24, krytyczny 1-go rzędu, był w ła­

śnie dniem, w k tó ry m zły stan pogody za­

czął się stanowczo polepszać. Do tój pory

| (koniec L istopada 1889 r.) mamy wiadom o­

ści z 15 stacyj naszych o tym dniu i o dniach poprzedzających go i następujących po nim.

D n ia 22 n a 7-miu stacyjach deszcz padał z ogólnym opadem na n ich 13 m m , d. 23 deszcz padał n a 14-tu stacyjach, wody z niego spadło 123 mm, d. 24 deszcz pad ał j tak że na 14-tu stacyjach z opadem ogólnym 115 mm, d. 25 na 8 m iu stacyjach spadło 19 mm, nakoniec d. 26 d rob ny tylko deszcz p a d a ł na 3-ch stacyjach z ogólnym opadem

| niedochodzącym naw et 1 mm. W ich er n aj­

mocniejszy wogóle panow ał d. 23; w nocy na 24 osłabł i pojedyncze jego uderzenia J silniejsze p rzy trafiały się jeszcze gdzienie­

gdzie rano. Rozm ieszczenie ciśnienia p o ­ w ietrza najlepiój nam te zjaw iska objaśnia.

N a w szystkich stacyjach, z wyjątkiem Cze- h ry n ia, najniższy stan barom etru nietylko w ciągu tych dni, ale z całego miesiąca, przypadł w łaśnie dnia 23 około południa;

(8)

5 6 W SZECH ŚW IAT. Nr 4 w jed n y m tylko C zeh ry n lu dopiero d. 24

zran a. F a k te m je st, że w szystkie nasze sta- cyje były pod w pływ em wielkićj depresyi baro m etry czn ćj, k tó ra od d. 18 przesuw ała się powoli od zachodu na naszćj północnćj stronie ku w schodow i, obejm ując coraz większe przestrzenie, ale tracąc zarazem na sile; dnia 22 m inim um barom etryczne było w H a m b u rg u , w Sw inem unde, d. 23 u nas.

T ym sposobem d. 24 nasze stacyje znalazły się na tyłach depresyi z p raw ćj jć j strony i stąd pochodzą, j a k zw y k le w tak ich w a­

runk ach , pojedyncze p o ry w y w ichru i p rz e­

ryw ane m nićj lub więcćj u lew ne deszcze.

A le ju ż d. 24 stanow czo cyklon stra c ił na natężeniu, ja k to p o k azu je b aro m etr na w szystkich naszych stacyjach.

Z estaw iając obserw acyje zrobione n a j e ­ szcze większćj pow ierzchni, okazuje się j e ­ szcze w yraźnićj słuszność powyższego wnio­

sku. P eterm a n n w W ied n iu zrobił podo­

bne zestaw ienia ze stacyj nadsyłających sw oje spostrzeżenia do stacyi centralnćj wiedeńskićj i ogłosił w ypadki swoich z e ­ staw ień w pięknym arty k u le , pom ieszczo­

nym w listopadow ym n u m erze czasopism a m eteorologicznego „ D a s W e tte r ”, z którego bierzem y następ u jące liczby:

Ś rednia prędkość w ia tru ze w szystkich tych stacyj wynosiła:

D nia 21 rano. . . . 2,7

* 22 „ . . . . 2'02

23 « . . . . 2,46

24 „ . . . . 1,8

25 „ . . . . 1,67

26 „ . . . . 1,59

oceniając tę prędkość p o d łu g skali B eau- fordta ‘).

Sum a wysokości w ody spadłćj na tychże stacyjach wynosiła:

D nia 21 deszcz p a d a ł na 31 stacyjach d a ­ ją c wody 321 mm.

D n ia 22 deszcz p ad a ł na 31 stacyjach da­

ją c wody 313 mm.

D n ia 23 deszcz p a d a ł na 31 stacy jach d a­

ją c w ody 403 mm.

D n ia 24 deszcz p ad a ł na 15 stacyjach da­

ją c wody 65 m m .

’) M ohn. M eteo ro lo g ija , s tr. 124.

D nia 25 deszcz padał n a 8 stacyjach d a­

ją c wody 40 m m .

D nia 26 deszcz padał na 28 stacyjach d a ­ ją c wody 83 mm.

N akoniec pod względem stopnia zachm u­

rzenia:

D n ia 21 n a 0 stacyjach było niebo zup eł­

nie pogodne.

D n ia 22 na 4 stacyjach było niebo zup eł­

nie pogodne.

D nia 23 na 13 stacyjach było niebo zu p eł­

nie pogodne.

D n ia 24 na 30 stacyjach było niebo zup eł­

nie pogodne.

D n ia 25 n a 8 stacyjach było niebo zupeł­

nie pogodne.

D nia 26 n a 5 stacyjach było niebo zupeł­

nie pogodne.

T e wszystkie zestaw ienia dowodnie poka­

zują, że w łaśnie dzień kry ty czny , ogólnie biorąc, m iał n ajlepszą pogodę z k ilk u dni po sobie następujących. T a w łaśnie oko­

liczność, że w pew nych m iejscach je s t g o r­

szy stan pogody, w innych zaś lepszy w tym sam ym dniu, w ykazuje niezależność tego stanu od przyczyn kosm icznych, których działanie m usi być koniecznie ogólne.

W tym sam ym num erze w zm iankow ane­

go czasopisma „D as W e tte r” znajdujem y inne jeszcze zestaw ienie, zrobione ze wszy­

stkich burz elektrycznych, ja k ie m iały m iej­

sce w ro k u 1889 od d. 1 S tycznia do d. 1 L isto p ad a i o któ ry ch wiadomości zostały nadesłane do In s ty tu tu m eteorologicznego berlińskiego. R ap ortów tych nadesłano w wym ienionym czasie 36095; dni b u rz li­

w ych było w tym przeciągu czasu 200. P o ­ niew aż dni k ry ty czne F a lb a p rzyp adają na pełn i i now iu, przeto powyższe burze u g ru ­ pow ano p o d łu g odm ian księżyca w celu po­

znania, czy w samćj rzeczy nów i pełnia okazują jak ik o lw iek w pływ w yraźny na po­

w tarzan ie się ty ch zjaw isk. Nie będziem y tu taj p rzytaczali w szystkich szczegółów, zaw arty ch w różnych g rup ach liczb, tam zestaw ionych, pow tórzym y tylko następu­

jące , bardzo ciekaw e w ypadki.

Jeżeli powyższe ra p o rty w ten sposób ugrupujem y, że z nich w ybierzem y naprzód te, k tó re się odnoszą do now iu i pełni i p o ­ zostawim y te, które się odnoszą do innych odm ian księżyca, w tedy pierw sze przedsta-

(9)

wiać będą burze, k tóre się odnoszą do dni krytycznych, dru g ie zaś burze, które się przytrafiły w dni niekrytyczne. O trz y m a ­ m y w tedy następujące liczby:

Na dn i k ry ty cz n e—17829 raportów o b u ­ rzach.

Na dni n ie k ry ty c z n e —18266 raportów o burzach.

Jeżeli dalćj z ra p o rtó w wspom nianych w ybierzem y te, k tóre się odnoszą do tego okresu, w k tó ry m najw ięcćj b u rz się w ro ­ ku przytrafia, m ianow icie do czasu od d. 1 K w ietn ia do końca W rześnia i ugrupujem y je p odług rodzajów dni krytycznych, wtedy przychodzim y do . następnego wypadku:

W uw ażanym peryjodzie były podług F al- ba cztery dni k ry ty cz n e 1-go rzędu, cztery dni kryty czn e 2-go rzędu i pięć dn i k ry ­ tycznych 3-go rzędu. O tóż w tym przecią­

gu przypadło:

N a dzień kry ty czn y 1-go rzędu średnio 913 raportów .

Na dzień kry ty czn y 2-go rzędu średnio 1659 raportó w .

N a dzień k ry ty czn y 3-go rzędu średnio 1465 raportó w .

N akoniec, jeżeli jeszcze ugrupujem y też same ra p o rty w prost podług odm ian księ­

życa, ja k ie m iały miejsce w ciągu uw ażane­

go p eryjodu, w tedy pokazuje się, że

N a dni now iu p rz y p ad a 21,1% wszyst­

kich raportów .

Na dni pierwszój kw adry— 25,7% wszyst­

kich raportów .

N a dni pełni — 28,2% wszystkich ra ­ portów .

N a dni ostatniój k w a d ry — 24,9% wszyst­

kich raportów .

T e ostatnie liczby dowodzą, że w roku 1889 liczba burz elektrycznych w zrastała od now iu do pełni, następnie zaś m alała;

różnice wszakże są tak nieznaczne, że gdy­

by naw et stale się pow tarzały, to na nich żadnćj prognozy oprzećby nie m ożna było.

Co się zaś tyczy poprzednich zestawień, to one w ykazują zupełną niezależność burz elektrycznych od dni krytycznych, lub nie­

krytycznych.

Zdaje się z powyższych porów nań liczb z przepow iedniam i, że n a tu ra zupełnie j a ­ sną daje odpow iedź na pytanie, ja k się rzecz ma z prognozam i F alba. Niemnićj je d n a k

Nr 4. 57

ja sn ą była odpowiedź natury, n a w ielką prognozę zrobioną n a dzień 19 W rześnia 1887 ro ku . D zień ten m iał być najbardziój krytycznym w całym bieżącym wieku; na niego miała przypaść najw iększa burza te ­ goż stulecia. Z tem wszystkiem dzień ten odznaczał się swoim spokojem; na całym oceanie A tlantyckim północnym nie było nigdzie burzy; w innych m iejscowościach były dni pogodne i słotne, j a k zw ykle we W rześniu: ale wogóle nic osobliwego. I j a k ­ kolw iek ta odpraw a, d an a prognozie była zupełnie stanowczą, ja k i w r. 1524 p ro ­ gnozie Stofflera, jed n ak nie przeszkadza to nikom u robić w dalszym ciągu podobnych szerokich przepow iedni, ani też p ubliczno­

ści im wierzyć, rów nie ja k to było po dniu 2 L utego 1524.

Jeszcze je d n a uw aga. P rzepow iednie F alb a łączą niekiedy z przepow iedniam i W igginsa, ty tułującego się „Astronomem K anadyjskiego M inisteryjum S k a rb u ” (co, wyznajem y, nie je s t dla nas jasnym ty tu ­ łem). Pomim o pewnego podobieństw a za­

sad nie należy je d n a k jedn ego nazw iska łą ­ czyć z drugiem . F alb je s t człowiekiem naukow ym , którem u tylko teoryja zgóry pow zięta, a może i w ygórow ana am bicyja, zasłoniła oczy i nie pozw ala na spokojne porów nanie faktów z hipotezą. ’ Z daje się zresztą, że literack ie zalety jego pism a i cięte pióro zapew niły mu praw dopodo­

bnie większy rozgłos, aniżeli jego teoryje naukow e, które ostatecznie nie są wcale no- wemi. Tymczasem W iggins w ygląda na dosyć zw yczajnego reklam istę am erykań­

skiego, którego sław a zaczyna ju ż prze- brzm iew ać i dlatego o jego teoryjach obe­

cnie nie wspominamy.

NB. Ju ż po napisaniu powyższego a r ty ­ k u łu zdarzyło nam się przeczytać w yjątek z dziennika ^H allische Z eitu ng ” N r 265 ‘), w którym sam F alb, lub ktoś z jeg o stro n ­ ników zdaje spraw ę ze stanu pogody d. 24 P aździernika 1889 roku i znajduje, że dzień ten zupełnie p otw ierd ził przew idyw ania F alb a. W a rty k u le tym pi-awie wszystkie liczby są pokręcone, daty poopuszczane,

') Daa W e tte r, G ru d zień 1889 r.

W 8ZECHŚW IAT.

(10)

58 W SZECH ŚW IAT. Nr 4.

lu b naciągnięte; z tego pow odu n ajm niej­

szego w pływ u a rty k u ł ten na zm ianę tego, co wyżój napisane wyw rzeć nie może.

Je d n a ty lk o ciekaw a u w aga nastręcza się.

B ezim ienny au to r a rty k u łu stan pogody od d. 18 P aź d z ie rn ik a w łącznie ju ż przypisuje wpływ ow i dnia krytycznego. Lecz od d. 18 do 23 w łącznie m am y sześć dni; licząc tyleż po dniu k rytyczn ym i sam dzień krytyczny, w ypada, że w pływ dnia krytycznego ros- ciąga się n a dni trzynaście! Jesteśm y więc daleko ju ż od dni pięciu indu lgiencyi po- czątkowój. W ątpię je d n a k , aby m ożna b y ­ ło jeszcze rosciągnąć te gran ice. W rzeczy samój: poniew aż w ro k u 1890 dni k ry ty c z ­ nych będzie 25, a każdy rosciągać może swoje działanie na dni 13, przeto w całym ro k u dni podległych działaniu „czynników p rz y p ły w u ” będzie 1 3 X 2 5 = 325. P o zo sta­

j e zatem dni spokojnych ty lk o 365—325 to je s t 40. W tych 325 dniach, pozostających pod ty ra n iją 25 dni kry ty czn y ch , zapraw dę może się w szystko zm ieścić—i trzęsienia zie­

mi i w ybuchy gazu w kopalniach i burze, grad y , w ichry i t. d.

W. K.

0 STOSUNKACH EEONOIICZHYCH

W O R G A N I Z M I E LUDZ KI M.

O dczyt, w y g ło sz o n y w K ra k o w ie w d n ia 22 L i­

s to p a d a 1889 ro k u .

(D o k o ń c ze n ie).

P o tych uw agach m usim y się jeszcze z a ­ stanow ić nad kw estyją, ja k ie zm iany zacho­

dzą w ekonomii u stro ju ludzkiego, po p ie r­

wsze, jeżeli p rzychód codzienny je s t w ięk­

szy niż codzienne w ydatki, pów tóre, jeże li w y d atk i zostają te sam e, a przych ód z ja - kichk olw iekbąd ź pow odów je s t zm niejszo­

ny, lu b polega tylko na w prow adzeniu tle­

nu. W pierw szym p rz y p ad k u , gdy nietylko spożyw am y, ale i p rz y sw ajam y , t. j . p rz e ­ wód nasz pokarm ow y w prow adza nam do k rw i więcój ow ych isto t pożyw nych, ciał białkow ych, cuk ru, tłuszczu, aniżeli p o trz e ­

by u stroju wym agają, to oczywiście pow sta­

je pew ien nadm iar, który pozostaje w u stro ­ ju . W skutek tego nadm iaru ustrój p rzy b iera na wadze, chociażbyśmy uw ażali ustrój czło­

w ieka dojrzałego. Częścią nadm iar ten s łu ­ ży jak o m ateryjał, kosztem którego pow sta­

j ą nowe tk an k i, częścią służy dla w zbo­

gacenia k rw i, głów nie jed n ak pozostaje w u stro ju przechow any jak o tłuszcz w po­

staci tak zwanój tkanki tłuszczow ój. Rzecz ta każdem u je s t znana z doświadczenia nad zw ierzętam i, k tó re staram y się utuczyć.

K ażdem u wiadomo, że przy tu czen iu gęsi, lu b trzody, nietylko musimy zw iększyć daw ­ kę codzienną, lecz zarazem dla przyśpiesze­

n ia spraw y musimy zm niejszyć możliwe w ydatki na pracę m echaniczną. W tym celu pozbaw iam y, ja k wiadomo, zw ierzęta 0 ile możności ruchu.

F a k ty spostrzeżone na zw ierzętach mają to samo znaczenie i dla u stro ju ludzkiego.

1 tu bowiem p rzy pew nym nadm iarze po­

karm ów , p rz y pew nem pow strzym aniu się od pracy, wogóle ruchów , spostrzegam y r ó ­ wnież nadm iern y rozwój tkan ki tłu szczo­

wój. T k a n k a ta nietylko w ytw arza g ru by po kład pod skói-ą, w skutek którego, ja k wiadom o, organizm p rzy b iera k ształty za­

o krąglone, lecz spotykam y ją tak że w n a j­

rozm aitszych narząd ach w ew nętrznych.

W p raw d zie pew ien nad m iar przychodu pow staje po każdem przyjęciu pokarm ów , n adm iar ten je s t je d n a k tylko czasowy, nie pozostaje stale w u stro ju i zostaje zużyw a­

n y w czasie m iędzy jednem a drugiem p rzy ­ jęciem pokarm ów , w czasie pracy. N ad ­ m iar ten nie pozostaje tylko we k rw i, lecz byw a przechow yw any w pew nych n arzą­

dach. Jeżeli spożyjem y zw ykłą codzienną ilość cu k ru , to ustrój nasz nie je s t w stanie go zużyć w jednój chw ili. Zużycie takie byłoby n aw et niem ożliwe, ze względu n a znaczną ilość ciepła, k tó re w skutek p rz y ­ sw ojenia cu k ru w tk ank ach w ytw orzyćby się m usiało. To też te n nad m iar cu k ru po każdem przyjęciu pokarm ów zostaje p rz e­

chow any przew ażnie w w ątrobie w postaci ciała, k tóre nosi nazw ę m ączki zw ierzęcój.

Ilość tój m ączki w w ątrobie wynosi zw ykle około 1%> P° p rzyjęciu zaś znacznych ilo­

ści cu k ru może dochodzić do 12°/o. Cały ten nad m iar cukru w w arunkach praw idło-

(11)

Nr 4. w s z e c h ś w i a t. 59 wych nie pozostaje stale w u stro ju , lecz

zostaje zużyty w mięśniach i innych n arzą­

dach w m iarę potrzeby.

T ak samo rzecz się ma z istotam i białko- wemi. Jeżeli je d n a k nadm iar istnieje przez czas dłuższy, to, ja k zauw ażyliśm y wyżój, głów nie zostaje skapitalizow any w postaci tłuszczu.

N agrom adzenie się tłuszczu nie je st by­

najm niej rzeczą obojętną dla stosunków ekonom icznych u stro ju . T k a n k i p rz e p e ł­

nione tłuszczem nie mogą w ykonyw ać swo­

ich czynności z całą dokładnością, pow staje pew na ociężałość, skutkiem którćj w ydatki u stro ju jeszcze bardzićj się zm niejszają przy zm niejszonych ruchach. Tłuszcz ten w u stro ju p rzy tych w arunkach powstaje głów nie kosztem białek, a w części cukru.

Poniew aż, j a k w idzieliśm y, b iałka wchodzą w skład tkan ek , więc przy odpowiednich w arunkach i tk an k i same mogą służyć ja k o źródło, z którego pow staje tłuszcz. T akie stłuszczenie tk a n e k w ystępuje np. w skutek nadm iernego użycia alkoholu, lu b przy za­

tru ciach fosforem i t. p.

W drugim p rzypadku, jeżeli przychód u stro ju je s t znacznie zm niejszony, lub ustrój prócz tlenu z pow ietrza nic nie przyjm uje, cierpi głód, w takim razie wszystkie wy­

datki, tak na p racę m echaniczną, k tórą w tym stanie w ykonyw a, jak o też n a p o d ­ trzym anie ciepłoty sw ojćj, ponosi kosztem w łasnym . B ad an ia nad zw ierzętam i, które głodzono aż do śm ierci, w ykazują, że w ta ­ kim razie ustrój zużywa nietylko zapas tłuszczu, ja k i posiadał, lecz także w m niej­

szym, lub w iększym stopniu i inne tkan ki.

W najw iększćj je d n a k ilości znika tłuszcz zapasow y, a m ianow icie do 97°/0. N astę­

pnie z kolei najw iększe stra ty przypadają na w ątrobę, m ięśnie, krew , przew ód p o k ar­

mowy, C h ara k te ry sty czn ą je s t rzeczą, że mózg i serce u zw ierząt zm arłych z głodu nie przed staw iają najm niejszćj straty. O czy­

wiście, że dopóki kosztem innych tk an ek u strój je s t w stanie zaopatryw ać potrzeby tych dw u narządów , dopóty zostaje przy życiu i że z chw ilą pow stania braku, nieda- jącego się pokryć i względem tych n arzą­

dó w —n astępuje śmierć.

Z tem i spostrzeżeniam i zgodne są s p o ­ strzeżenia na ludziach, którzy przez d łu ż ­

szy czas zostawali bez pokarm u, ja k naprzy- kład zasypani w kopalniach. U osób takich, mimo znacznego upad ku sił wogóle, św iado­

mość praw ie do ostatnićj chw ili pozostaje To co widzieliśmy w tych dw u p rzy p ad ­ kach krańcow ych, na m ałą skalę m a m iej­

sce codziennie. Ilość bowiem pracy, którą w ykonyw am y, nie je s t stałą, a oczywiście, że im więcój pracujem y, tern większe są w ydatki naszego ustroju. W praw dzie ap e­

ty t je s t do pewnego stopnia m iarą tych po­

trzeb , ja k ie organizm uczuw a, lecz tylko do pew nego stopnia i p rz y tem nie zawsze, nie w każdćj chw ili jesteśm y w stanie uczy­

nić zadość tym potrzebom . Oczywiście w takim razie, pracu jąc dalćj, pracujem y kosztem tego zapasu, k tó ry ustrój nasz po­

siada i niew ątpliw ie będziem y tracili na wadze. Chcąc zachow ać p rzy zwiększonej pracy równow agę, m usimy zw iększyć ilość pokarm ów . W zimie tracim y p rz y je d n o - stajnćj pracy więcój ciepła niż w iecie,oczy­

wiście i tę stratę m usimy powetować p o k a r­

mami. N adm iar ten pokarm u je d n a k musi się składać przew ażnie z tłuszczu i cukru, gdyż tylko te ciała są głównem źródłem ciepła i pracy . D latego też widzimy, że m ieszkańcy północy, ja k np. eskimosi, zja­

dają ogrom ną ilość tłuszczów , szczególnićj w zimie.

W szystko to, cośmy powyżój przytoczyli, przekonyw a nas, że stosunki ekonomiczne naszego ustroju zostają w ścisłćj zależności od w arunków zew nętrznych, od otoczenia.

F a k t ten nietylko winien nas zmuszać do dokładnego poznania tych w arunków , lecz zarazem winien nas zachęcać do udzielania tych wiadomości jak najszerszym kołom Życie bowiem każdego z nas zostaje w ta- kićj ścisłćj zależności od życia innych, my ta k nieustannie oddziaływ am y pod każdym względem na siebie wzajem nie, że o jakiem - kolw iek polepszeniu stosunków h ig ie n ic z ­ nych naszych, k tó re je s t konieczną p o trze­

bą naszego społeczeństw a, możemy myśleć tylko wtedy, jeżeli świadomość tćj potrze­

by obejmie jakn ajszersze koła publiczno­

ści. T ylk o wspólnem i siłam i możemy osię- gnąć popraw ę naszych smutnych stosunków higijenicznych.

P rof. N. Cybuhlci.

Cytaty

Powiązane dokumenty

wybranych

Instrukcje do pracy własnej: Podczas wykonywania tego zadania możesz korzystać ze słownika oraz możesz wykorzystywać informacje i poglądowe zdjęcia z internetu, pod warunkiem,

P y ta n ia , odnoszące się do deszczu, dały powód do d ług ich dyskusyj, pow tarzają­.. cych się na każdym

że być z korzyścią u żyw ane' za podręcznik przez wszystkich uczących się chemii... Wyłożona jest praktycznie cała chemija, o ile potrzebną je st dla

Jeżeli w pewnój miejscowości już była dążność do zm iany pogody, z powodu tw orzenia się, lub przechodzenia cyklonu, wtedy w pływ d n ia krytycznego powinien

Szczególniej tyczyło się to ptaków, które przylatyw ały do brzegów Europy z północy i których wskutek tego nigdy nic widziano wysiadu­.. jących

N adzw yczaj byłem zdziw iony w idokiem ptaka, opuszczającego całkow icie okolicę w lecie po w yprow adzeniu pow tórnego po­.. tom

gu doświadczeń osobistych i w ogólności akkom odacyja doskonali się dopiero przez ciągłe ćwiczenie.. P óki bowiem przedm ioty wszystkie przedstaw iają się