• Nie Znaleziono Wyników

Roczniki Gospodarstwa Krajowego. R. 4, 1845, T. 7, nr 2

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Roczniki Gospodarstwa Krajowego. R. 4, 1845, T. 7, nr 2"

Copied!
182
0
0

Pełen tekst

(1)

pod wzglgdem włókna na sposób belgijski.

J e d n ą z najważniejszych gałęzi gospodarstw a k ra jo w e g o , m oże być upraw a lnu i wyrób jego. P łó tn o bowiem je s t konieczną potrzebą dla zam ożnego i b ió d a k a ; a krajow e płótna dobrocią wyrównają zagranicznym , w użyciu za­

stąpią ich m ie jsc e , gdy w eźm iem y się u m iejętn ie i z do­

b rą wolą do pracy. N atu ra n ie odm ówiła nam surow ego m atery ału , ani środków p rz e ro b ie n ia , ani zdolności po- tem u. Mamy ziem i i rąk p o d o stalk iem ; czem użby więc u nas upraw a lnu n ie m iała się odbywać na większych p rz e strz e n ia c h , w edług ulepszonego sposobu. T o krok p ierw szy ; z kolei przejdziem y do ^ d o s k o n alo n y c h wy­

robów.

Chcąc do rodzinnćj ziem i wprowadzić jakiekolw iek bądź u le p sz e n ia , lub otworzyć je j p o le , nieznanych ko­

rz y śc i, najrozsądniej je s t zwrócić uwagę na k ra j, który w tym względzie za wzór służyć m oże. Co do upraw y l n u , Belgia zasługuje na pierw szeństw o. Tam przem ysł wysoko podniósł w artość tćj rośliny, w yrabiając w łókno

(2)

lniane na dziw nćj cienkości w eby, batysty, drogie k o ­ ronki i t. d. Je d n a prow incya B e lg ii, F la n d ry a , przez staranną upraw ę lnu i u m iejętn e w y ro b ien ie, produkuje rocznie do 3 2 0 ,0 0 0 sztuk p łó tn a , których w artość 2 0 m ilionów złotych re ń sk ich dochodzi.

Jak wszelkie d robne n asio n a , tak tćż i len potrzebuje g runtu dobrze spulchnionego i z wszelkich chwastów oczyszczonego.

W B elgii uważają za najwłaściwszy pod uprawę lnu g ru n t piaszczysto-gliniasty, wilgoć w sobie zatrzymujący.

P raktyczne oprócz tego dośw iadczenia okazały, iż len tak i m ianow icie g ru n t lu b i, w którym perz zwyczajny ( triticum repens) rozkrzew ia się z ła tw o śc ią, co je s t zna­

kiem u rodzajności ziem i.

Na gru n cie piaszczystym , byle żyznym i ugnojonym , len rów nie do b rze się udaje. G runta tę g ie , g lin ia s te , pod upraw ę lnu wcale n ie są zd atn e; w latach bow iem suchych n ie dostarczają dość wilgoci korzeniom tej ro ­ śliny, a w czasie zbioru, łodygi przeryw ają s ię , doznając oporu w ziem i suszą ś c ię te j, z czego znaczna dla p ro ­ ducenta następuje strata. W płodozm ianie uważają w B elgii za najlepszy przedplon dla lnu o w ies, po tej jarzynie len siany, wydaje najtrwalsze i najpiękniejsze w łókno. K artofle, b u ra k i, k ap u sta , i t. p. okopow e rośliny, na świćżyfta nawozie sa d zo n e , są bardzo do b re- m i przedplonam i dla ln u , gdyż obszerne łodygi i liście tych ro ślin ocieniając z ie m ię , n ie dopuszczają ro zk rz e - wiania się chwastów. K o n o p ie, koniczyna m ianow icie w cześnie p rz e o ra n a , są rów nie dobrem i przedplo­

nam i dla ln u ; g ru n t bow iem po koniczynie staje się p u lch n y m , a ^b fite je j korzonki nową m ocą zasilają

(3)

ziem ię. Za ogólną zasadę w płodozm ianie wziąć m ożna, jako przedplon dla ln u , te rośliny, pod k tóre g ru n t był dobrze ugnojony, i k tó re ziem ię czyściejszą, tojest po­

zbawioną chwastów zostawiają. Groch tylko i in n e strą­

czkowe rośliny, szkodliwy wpływ na len jako przedplon wywierają. Belgijczycy ra d z ą , aby dla pew niejszego i lepszego urodzaju ln u , n ie prędzej ja k od 5 do 6 lat na tem sam em polu zasićw jeg o pow tarzać.

W p ło dozm ianie, gdzie zboże lub koniczyna za przed­

plon dla lnu słu żą, upraw a lnu pod tę ro ślin ę u sk u te­

cznia się zaraz z początkiem jesien i.

P o zebraniu zb o ża, ście rń się przyoruje p ły tk o , po kilku tygodniach silnie wzdłuż i poprzek b r o n u je , a w końcu je sie n i drugi raz przyoruje głęboko , aby zie­

mia przez zim ę dobrze się odleżała i skruszała.

Na w iosnę jak można najw cześniej podoryw ka ta , w ciężkich g ru n tach żelaznem i b ro n a m i, w lżejszych zaś drew nianem i silnie się b ro n u je i lekkim walcem d re ­ wnianym przygniata, aby bryły porozbijać i g ru n t o ile m ożności spulchnić.

Po roślinach okopowych, k tó re ju ż z natury swćj grunt doprawiają i czystą rolę po sobie zostaw iają, zim owe oranie byłoby zbyteczne. W ogóle b io rą c , ponieważ cała uprawa pod tę ro ś lin ę , na oczyszczeniu ziem i z chwastów i spulchnieniu jej zależy, przeto n a b ro n o ­ w anie szczególną uwagę zwrócić trzeba.

Siew ln u odbywać się pow inien od m iesiąca m arca aż do połowy m aja; len im w cześnićj siany, tem lepsze i piękniejsze włókno wydaje. Przy sićw ie d obroć nasie­

nia , pierwszym je s t w arunkiem .

(4)

. C echy d obrego siem ienia lnianego są n astęp u jące:

je st koloru jasn o -b ru n atn e g o , połyskujące, ciężkie i p eł­

n e ; w garści ściśn ięte z pew ną szybkością zpomiędzy palców w ym ykać się powinno. W rz u c o n e w szklankę wody, natychm iast na dno upada. N akoniec p ró b u je się d o b ro ć siem ienia, trzym ając je w łyżce blaszanćj nad o g n ie m ; d obre ziarna z trzaskiem p ę k a ją , wyskakują z łyżki, a złe obracają się w popiół.

U praw a lnu na w łókno k o n iecznie zm iany n asienia p o trz e b u je , przeto dłużćj jak 6 do 7 la t, tćm sam em ziarnem siać n ie wypada. Najlepsze siem ię w Belgii używane pochodzi z K urlandyi, Inflant i Litw y. Z Gdań­

ska płacono za funt siem ien ia z Rygi sprow adzonego trzy złp. D o zasiew u lnu w ybiera się dzień spokojny, jeśli m ożna m glisty i pochm urny.

N iektórzy gospodarze w B e lg ii, sieją len w ieczorem po zachodzie sło ń ca, a nazajutrz ran o po opadnięciu ro ­ sy b ro n u ją.

Ilość w ysianego ziarna na m ó rg , zawisła od celu jak i so b ie w upraw ie lnu zakładamy. Jeżeli chcem y uprawiać len dla otrzym ania sam eg o w łó k n a, natenczas siew gę­

sty je st koniecznie potrzebny, tak aby łodygi lnu były cien k ie , w ysm ukłe i wydały delikatne w łókno. Siejąc len dla otrzym ania ziarna, trzeba siać rzadko, aby k o rze ­ n ie m iały większą przestrzeń do ciągnienia soków z zie­

m i dla dokładniejszego w ykształcenia nasienia.

W pierw szym przypadku sieje się do 2 5 garncy na m órg n o w opolski, w drugim zaś 2 0 na takiż m órg ( a).

( ‘) N asi autorowic N arbutt i K ostecki a naw et i cudzoziem cy, większą daleko ilo ść przyjmują. Pan Bcrnhardt dla w łókna radzi siać 46 garncy, a dla siem ienia garncy 30 na m órg now o polski. R ó-

(5)

Przy siew ie lnu trzeba wielką zwrócić uwagę na siejące­

go, aby len wszędzie rów no pow schodzil. D la pew ności każe m u się iść bru zd ą i posiew ać zagon z je d n ej stro­

ny, a pow racać drugą b ru zd ą by drugą połow ę tegoż sa­

m ego zagonu dosiać.

P o zasiewie lnu lekko b ro n u je się i walcem d rew n ia­

nym przygniata. W Belgii w okolicach więcej piaszczy­

stych, zasiany len , ludzie udeptują.

Gdy pora sprzyja, w gruntach więcćj w ilgotnych po siedm iu dniach zasiany len wschodzić zaczyna. Młodym ro ślin o m szkodzą często pchły ziem ne , które łodygę lnianą przy jej dobyw aniu się z ziem i zupełnie niszczą.

D ośw iadczenie pokazało, iż najskuteczniejszym ś ro d ­ kiem przeciwko tym owadom , je s t gipsow anie. S k o ro łodygi lniane od 3 do 4 cali .wysokości w y ro sn ą , natenczas zaraz pieleniem ich zająć się n a leż y ; a gdy od 7 do 1 0 cali d o jd ą , tęż sarnę robotę powtórzyć trzeba. R obota ta je st kosztowna i żm udna tam m ian o ­ wicie, gdzie m ało r ą k , a len na w ielką skalę je st u p ra ­ wianym. O pielanie to przecież je st koniecznćm , i obfitym plonem pracę rolnika wynagradza.

Na m órg now o-polski potrzeba do opielania ludzi 2 5 , którąto ro b o tę odbywać pow inni stojący w bruzdach , a n ie siedzący ja k to zwykle bywa, aby ro ślin n ie przy­

gniatać. W Belgii i Ilo lan d y i używają do pielenia lnu ław ek drew nianych na czterech nóżkach , które się po zagonie przenoszą , a na których pielący siedzi aby lnu nie g n ie ść .

żnica tak wielka pochod zi ztąd, żc p. Jezierski uważa jra sicn ie do­

rodne i zupełnie zdrow e. /f , (j. z Stanisł.

(6)

Z zakw itnieniem staje się w B elgii len sprzedajnym tow arem , kupiec je ź d z i, od gospodarza do gospodarza , i stosow nie do tego , w jakim stanie le n na polu zastaje co do gęstości i rów ności łodyg, więcej lub m niej za n ie ­ go ofiaruje. Nadziej;} pięknego plonu lnianego są jeg o to re b k i nasienne, które pow inny być koloru b ru n atn eg o , łodygi i listki jasn o -zielo n e, nie spadające, ale pionow e, silnie trzym ające się łodygi. Od tej pory, cała dalsza m a- nipulacya do kupującego należy, która w następujący sposób się odbywa :

Przy siew ie dw ojaki wzgląd m ieliśm y na uwadze, to ­ jest: włókno i nasienie. Przy rw aniu, to samo zachodzi.

L e n zaraz po okw itnieniu zielono rw any, wyda delika­

tne i nader cien k ie włókno; ale siem ię je g o niedojrzałe żadnej korzyści przynieść nie m oże.

Z b ić ra ją c len więcej dojrzały, gdy to re b k i nasienne zżółkną, listki zw ię d n ą , otrzym am y w łókno li tylko na grubsze w yroby p łó c ie n n e ; ale n asienie tak do siewu ja k i na olej może być użyte.

L e n głównie na n asien ie zbierany zostawia się na pniu, dopóki się główki n asienne zupełnie n ie wykształ­

cą i koloru bru n atn eg o nie n abiorą. Czas do rw ania lnu ile m ożności w ybiera się pogodny; po deszczu gdy zie­

m ia zw ilgotnieje , len z większą łatw ością wyrywać się daje.

W yryw ając, b ierze się len przez pół, m ałem i garścia­

mi otrząsa się doskonale korzonki z ziem i, i rozkłada się na ziem i, tak aby główki n asienne przypadły razem dla łatwiejszego późnićj obcinania tychże.

W B elgii, len po wyrwaniu ustawia się w m ałe kopki, które dla operacyi słońca odwraca się ile m ożności ku południowi.

(7)

P o wyrwaniu i przesuszeniu, główki nasienne i korzon­

ki obcina się, za pom ocą kosy w prostych ładach od sieczki, poczem przystępuje się do roszenia.

P rzez ro sz e n ie , m o c z e n ie , wprowadzamy roślinę w pew ien rodzaj fe rm e n ta c ji, w tym c e l u , aby włókno lniane od części drzew nej oddzielić, przez rozpuszczenie massy kleistej, utrzym ującćj w związku rdzeń i włókno.

D ziałanie to je s t najw ażniejszem w całem obejściu się z w łóknem Inianem ; najm niejsze w tej o p e ra c ji uchy­

b ien ie i niedokładność, pociąga za sobą niepow etow ane straty całej uprawy lnu, a następnie produkcye pięknego i cienkiego płótna.

R oszenie lnu, dwojako uskuteczniać się może: w wo­

dzie , lub na p o w ietrzu , to jest przez w ystaw ienie lnu na rosę , deszcz i pro m ien ie słoneczne. M oczenie lnu w w o d z ie , Belgijczycy przekładają n ad ro sz e n ie ; utrzy­

m ują bow iem , że ta ferm entacya i gnicie l n u , która przez wpływ pow ietrza wolno i n iejednostajnie postę­

puje i często trwa 5 do 8 tygodni, przez m oczenie lnu w 10 do 2 0 dni zupełnie się uskutecznia.

R oszony len nie je s t zdolnym do wydania tak cien­

kiego i delikatnego produktu ; włókno je g o je s t więcej szo rstk ie, niedające się tak łatwo obrobić. P rócz tego len na polu roszony, w czasie deszczu i burzy wielkiej pilności i pracy w ym aga; trzeba go bow iem odw racać i przyciskać, aby przez wiatry n ie był roznoszony, L en w wodzie m oczony, tak nagłym zm ianom atm osfery nie u le g a , a tem sam em mniój zachodu potrzebuje. N adto w artość lnu m oczonego nad roszony w tem je st większa, że m oczonj le n nietylko wydaje włókno piękniejsze

(8)

i d elik atn iejsze, ale jeszcze zyskuje na w adze, co przy sprzedaży ważną je st okolicznością.

L e n przeznaczony do m o cz en ia , wiąże się w pęki m niej więcej stopę w średnicy m a ją c e , k tóre ustawia się pionow o w kosz z ła t drew nianych na te n cel zbity, trzym ający m niej więcej długości stóp 1 6 , szerokości stóp 1 4 , a wysokości 1 2 . Kosz ten po n ap ełn ien iu spuszcza się w wodę i do tęgiego pala przyw iązuje , by od brzegu nie odpłynął. C hcąc uniknąć zetk n ięcia się lnu z bokam i i dnem kosza, wykłada się ten że ze wszystkich stron m atam i słom ianem i; inaczćj bow iem , przez ta rcie w ieleby lnu ginęło. Kosz tak napełniony obciąża się z w ierzchu ciężaram i, jakoto: klocam i drzewa, kam ienia­

mi i t. p., by się zu p ełn ie w wodzie zanurzył.

D o m oczenia lnu najlepsza je s t woda spokojna, byle czysta. Stawy, je z io r a , wody naw et rzeczne m ogą być u żyte, byle niezbyt bystro płynęły, albow iem takow e bijąc silnie na kosz m ułem go nanoszą , a naw et często przew racają.

W o d y zim ne źródlane , albo m ające w sobie części w apienne lub m in e ra ln e , do m oczenia lnu wcale są n ie ­ zdatne. L e n w podobnych wodach m oczony, n ab iera szorstkości, włókno staje się s ła b e m , do wyrobów płó­

ciennych m niej zdatnem .

Drzewa liśc ia ste , a m ian o w icie, olszyna, n ad brzega­

mi wód sto ją c a , w których len m oczym y, w ywierają zły skutek na tę ro ślin ę , albow iem gałęzie i liście w wodę wpadające, czarne m iejscam i na lnie zostawiają plamy.

W okolicach gdzie do m oczenia lnu n ie ma dogodnej wo­

dy, w ybiera się m iejsce suche n a wykopanie sadzaw ki, starając się ile m ożności, by dno tćjże było gliniaste. Sa­

(9)

dzawki kopią się n ie zb y t w ielkie, n ie głębsze nad dwa ło ­ k c ie , by się woda w nich z łatw ością ogrzała od słońca.

P o zam oczeniu spostrzegać się dają na pow ićrzchni wody wyskakujące bańki p o w ietrzn e , które przez napływ wody w łodygi lnu wydobyw ają się. L e n przesiąknięty w o d ą , staje się gatunkow o lżejszym , przeto w m iarę ja k się nad pow ierzchnią wody u n o si, trzeba na nowo z wierzchu cię­

żary d o k ład ać, by ciągle cały był w wodzie zanurzonym . W wodzie m iękkiej i c ie p łe j, a m ianow icie gdy len jest delikatnym i ma łodygi c ie n k ie , m oczenie pow inno być krótszem . Dłuższe lub krótsze m oczenie ln u , zależy od je g o g a tunku-i tem peratury wody.

C hcąc się przekonać o dostatecznem wym oczeniu lnu, wyciąga się ze wszystkich stron kosza ło d y g i, które je ­ żeli z zupełną łatw ością spuszczają z sieb ie w łókno, tak iż to za najm niejszem potrząśnieniem oddziela się od czę­

ści d rzew n ćj, m oczenie je st dostatecznem . Należy do­

skonale pilnow ać tej ważnćj ch w ili, len bow iem za dłu­

go moczony, uledzby m ógł zepsuciu i zgniliźnie; a z dwóch ostateczności w y b ierając, lepiej nie czekać zupełnego do m o czen ia, niż go przem oczyć.

D ośw iadczenie pokazało, iż len po wyrwaniu przez ja ­ kiś czas doskonale wysuszony i w pękach zachowany, p ię ­ kniejsze i cieńsze włókno w ydaje, niż te n który zaraz po wyrwaniu zielono m oczonym bywa. W ydobyty len z wody obsiąknąć p ow inien, poczem rozkłada go się o ile m ożna n ajcien iej na m iejscu czystćm, na sło ń ce wysta- wionem i od wiatrów zasłoniętćm , z uwagą na łodygi, by m iędzy sobą n ie były poplątane.

Najlepszem m iejscem do rozłożenia lnu, je st łąka gę­

sto zarastająca i świeżo skoszona. R ozpościera się na

(10)

nićj len płasko rzęd am i, w taki sp o só b , by rzędy siebie nie dotykały.

Co 5 lub 6 dni, podłożywszy ze spodu lekką cienką ty c zk ę, len się odw raca dla lepszego wyschnięcia.

Suszenie lnu ma na celu zarazem i w yblichow anie te ­ goż na słońcu. S koro podczas suszenia spostrzegać się dadzą na w łóknie lnianem gdzie niegdzie m ałe czarne p u n k c ik i, natenczas b ie len ie tegoż je s t dostatecznem i dłużój lnu na wpływ pow ietrza wystawiać n ie należy, z obawy aby n ie poczerniał.

W ysuszony len zbióra się na nowo z łą k i, wiąże na- pow rót w pęki i zachow uje się w m iejscu -na przewiew w iatru w ystaw ionem , tak aby wilgoci w sobie nie zacho­

wał, i do m iędlenia był zdatnym . P rzed sam em m ię d le ­ niem p ę k i się rozw iązują, i dla ostatecznego wysuszenia len rozstaw ia się ponad p ło tam i, m u ra m i, w dnie pogo­

d n e ; a na noc zbiera się pod strz e c h ę , by wilgocią ro ­ sy nie przeszedł.

Używa się też niek ied y do dokładnego wysuszania ło ­ dyg lnianych, dużych izb, za pom ocą kaloryferów ogrza­

nych.

P rzez m iędlenie mam y na celu połam an ie i w ykru­

szenie części drzew nych dla odosobnienia od nich czy­

stego w łókna; z uw agą przecież aby w tej czynności nie przerywać w łókna.

D o tej operacyi używa się najprzód narzędzia łom an- k ą , m iędlicą pow szechnie zw anego, złożonego z dwóch głównych czę śc i, tojest ze żłóbka dębow ego w całej swej długości na cal w ydłubanego, na 4 nóżkach osadzonego, i z bijki złączonej ze żłóbkiem , zw orzniem w jednym jćj k o ń c u , około którego bijka z w ielką łatw ością poruszać

(11)

się daje. G arść wysuszonego lnu wzięta przez pół, w le­

wą rę k ę zarzuca się w poprzek żłóbka, a praw ą ręką trzy­

m ając drugi koniec bijki z p ręd k o ścią uderza się raz po raz, po lnie n a row ku leżącćm , wyciągając p o m a łu te n - że za każdem u d erzen iem b ijk i; tak wym iędlona przez pół garść ln u , b ierze się w rę k ę odw racając drugą część na żłóbek dla postąpienia z nią w tenże sam sposób.

W ym iędlona cała garść ln u , doskonale się otrząsa dla w ykruszenia z n iej wszelkich kawałków połam anego rdze­

nia , poczem do obro b ien ia akuratniejszego, do cierlenia, ro b o tn ik przystępuje.

C ierlen ie, ma na celu rozdzielenie włókna na najdro­

bniejsze cz ęści, i wyczyszczenie go z w szelkich obcych m ateryj jak ieb y w n iem pozostać mogły.

Cierlica tem się różni od m iędlicy, iż ma żłóbek pod­

wójny, lub potrójny, i stosow nie do tego tyleż b ijek w je - dnę rączkę spojonych, a które w kształcie noży drew nia­

nych do połow y w środek żłóbków w chodzą; zresztą cier­

lenie odbywa się w ten sam sposób jak m iędlenie. P ra ­ ktyczne dośw iadczenie pokazało, iż do w ym iędlenia i cier­

lenia 1 0 0 0 funtów lnu, 1 3 do 15 dni p o trz e b a ; z 1 0 0 0 funtów lnu m oczonego i w ysuszonego, otrzym ujem y po w ym iędleniu 5 8 0 funtów w łó k n a ; gdy zaś z takiej sam ej ilości lnu roszonego 5 7 5 funtów tylko otrzym u­

jemy-

W czasie bytności m ojćj w instytucie agronom icznym w H o h e n h e im , w W irte m b e rg u , używano do cierlenia lnu bardzo dobrej maszyny pana K u th e , złożonój z trzech walców drew nianych karbow anych, za pom ocą korby o b ra­

canych, pomiędzy k tó re len podsunięty, doskonale wy- m iędlanym bywa. Maszyna ma tę zaletę, iż mało m iejsca

(12)

zajm u je, a dla bardzo prostćj budowy je s t n ad e r ta n ią , bo na m iejscu w H o h e n h e im złp. 7 5 kosztuje.

W łó k n o na tej maszynie wcale się n ie przedziera, i ka­

żda łodyga naw et najkrótsza doskonale się w ym iędlić da­

je ; nadto w yrobienie w łókna dwa razy prędzej odbywać się m o ż e , gdyż len wym iędlony za pom ocą tćj m aszyny, tyle czasu na trzepanie i czesanie n ie potrzebuje.

W E e lg ii, zamiast cierlic, używają często bijaków z twar­

dego drzewa zrobionych, z zakrzyw ioną ręk o je ścią, do 1 5 funtów w ażących, pow ycinanych w karby ostre, w ysoko­

ści do pół cala m ające.

N iem ito le n , cienko na klepisku rozłożony, silnie uderza się najprzód z jed n ej strony, potem odwróciwszy go na drugą s tro n ę , a w ten sposób dobrze połamawszy, podnosi się z klepiska i z części drzew nych, doskonale otrząsa.

P rzez silne uderzanie bijaków , nietylko się len na p ro ­ m ien ie rozdziela, ale nadto m iękkości i delikatności n a - b ić ra .

L e n z części drzewnych oczyszczony, ma jeszcze w so­

b ie pew ną ilość k le ju , który części włókna m iędzy sobą zlepione trzym a; dla rozdzielenia go na najcieńsze p r o ' m ie n ie , używa się po w y cierle n iu trzech szczotek, je d n a od drugiej gęstszem i zębam i żelaznem i opatrzonych; zę­

by te ostro zakończone na trzy cale długie, przy osadzie na jednę linią pow inny być g ru b e . R o botnik okręciwszy do połowy garść lnu około palców prawćj ręk i, z zam achem rozpuszcza go na zęby szczotek, zahaczając z początku tylko o koniec ty ch że, a tak coraz dalćj postępując i prze­

nosząc się z w łóknem na gęstsze zęby, włókno coraz g tę - b ićj na nie zapuszcza. T ak wyczesana jed n a połowa gar­

(13)

ści zakłada się na p a lc e , a z niew yczesaną drugą poło­

wa tak samo się postępuje.

W yczesany len zakręca się przez pół w głów ki by się w łókno n ie plątało. D obry ro b o tn ik dziennie do 3 0 funtów lnu doskonale wyczesać m oże.

Od starannego i pilnego wyczesania zależy ilość czy­

stego w łó k n a , k tórą otrzym ujem y.

W instytucie agronom icznym w H o h e n h e im , gdzie uprawa lnu odbywa się na sposób b e lg ijs k i, otrzym ują na 1 0 0 funtów lnu surow ego połow ę lnu czystego czołow e­

go, a drugą połow ę zgrzebia, tojest lnu ordynarniejsze­

go, który po pow tórnem wyczesaniu do grubszych wy­

robów płóciennych użytym być m oże. Szczotki dotąd u nas używane są poprostu z drutu żelaznego zrobione.

Sztyfty krótkie zaledwie przypiłow ane, dlatego też len na takich szczotkach czesany, je d n ę trzecią tylko część czy­

stego w łókna wydaje.

W B elg ii używają też szczotek z kolcami stalow em i, zaoslrzonem i, idąc stopniowo od dołu do góry, które wprawdzie droższe od żelaznych, nierów nie je d n ak są le p sz e , wcale bow iem n ie targają włókna.

L e n doskonale wyczesany pow inien być koloru jasno- żółtego, połyskującego, przytem pow inien być m iękkim i delikatnym .

4

L e n niedostatecznie w ym oczony, łub tćż przem oczo­

ny, po w yczesaniu je st koloru zielonkow atego.

Dla nadania o ile można największej delikatności włó­

knu, w Belgii po wyczesaniu obijają na pieńkach d re­

wnianych m otki lniane za pom ocą m łotków drewnianych;

wybijanie tó przez silne uderzenia włókno rozgrzew a,

(14)

i do zupełnej m iękkości i delikatności go doprow a­

dza (*)

M ińsk d. 25 Iipca 1845 r.

K arol Jezierski.

( ' ) Cieszymy s ię , że Rocznikom gospodarstwa k rajow ego, w osob ie p. K a ro la Jezierskiego now y przybył w sp ó łp ra co w n ik ; przedm iot naipierw sze w ystąpien ie obrany interesuje, bo dotyczy przem ysłu, w którym m iłow ały się matki, a w ięcej jeszcze praba­

bki nasze.

O upraw ie roślin w łókn ow ych, przyrządzaniu w łókna, przęd ze­

niu, wyrabianiu tkanin lnianych i konopnych, tudzież, o ich b ie le ­ niu i dalszem w ykończaniu, posiadam y dzieło p .B e r n h a r d t z r.

1842 pod tytułem : P łó d c n n ic tw o . Szkoda, że dalsze części zapo­

w iedziane przez autora dotąd niedrukow'anc. Bodaj m iło ść rze­

czy użytecznych silniejszą c h ęć do nabywania książek w zbudzi­

ła , bo tym tylko sposobem podana będzie m ożność pisarzom na­

szym , drukow ania d zieł sw oich. P łócien n ictw o p. B ern h a rd t n a ­ leży do rzadkich u nas technicznych książek, które na silne w szech ­

stronne poparcie zasługują. K . G. s Stan.

(15)

Mając sposobność \y ciągu mojej praktyki oneznac się z gorzelnictwem i piwowarstwem, w czem nabyte po­

przednio w Instytucie wiadomości teoretyczne i ch e m ia , n a d e r mi były p o m o c n e , służąc niejako za przewodnika;

znaczny przeciąg czasu, który szczególniej pierwszej fa- brykacyi poświęciłem , i to w gorzelni pod każdym wzglę­

dem wzorowej, tudzież objaśnienia rozsądnego praktyka dały mi poznać cały bieg tejże faabrykacyi, a tern sam em i główne warunki do korzystnego prowadzenia takowej p o trz e b n e ; a zwiedzając okoliczne tego rodzaju zakłady i śledząc powody tak małych wydatków w każdej niemal gorzelni, że po całorocznem obrachowaniu zaledwie się wracają koszta produkcyjne, d oszedłem , iż główną tego przyczyną bywa, użycie złego słodu. W jaki sposób i o ile takowy wpływa, każdy choć cokolwiek z gorzel- nictwem obeznany wie bezw ątpienia; żadne zatem r e ­ cepty i proszki, ale użycie dobrego s ło d u , wydatki o k o ­ wity z kartofli powiększyć może. Ztąd uprawa słodu tak lekce dotąd po największej części ważona, zdaje mi się za­

sługiwać na t o , ażeby o niej obszerniej pomówić.

(16)

Mając sobie polecone dostarczenie potrzebnego zboża na s łó d , tak do gorzelni, jako i b r o w a r u , o ile możno­

ści unikałem kupowania takowego od handlarzy, stara­

jąc się choć po nieco droższych c e n a c h , mieć je z p ie r ­ wszej ręki. Miewałem przez to produkt jednostajny i świeży, a tym sposobem zdatniejszy na słód. W razie niepewności próba zwykle przez piwowarów u ż y w a n a , może przekonać, czy ziarno zdatne jest na słód, albo przeciwnie. W tym celu usypuje się nieco jęczm ienia, o którym je stem w niepewności, w szklankę czystej wody;

jeżeli się tworzą perełki ponad każdem zosobna ziar­

n e m , wtenczas je st d o b re ; w razie przeciwnym ziarna są g łu c h e , tojcst z powodu starości utraciły już władzę kiełkowania.

D o kadzi zalewnej dopiero po poprzedniem napełnie­

n iu takowej w odą, wsypuje się ję c z m ie ń , gdyż tym spo­

sobem cząstkowo wsypywane zb oże, dozwala lżejszemu ziarnu spływać na w ie rz c h , które jako mniej na słód z d a tn e , drucianem i siatkami się zbiera i na in n y jiż y te k w gospodarstwie obraca. Jęczm ień stosownie,do swojej suchości zostawia się przez dwa do trzech d n i , w kadzi zalew nej, odmieniając w ciągu tego czasu wodę kilka- razy. Zdaniem wielu piwowarów i gorzelanych, przez kilkakrotne odmienianie wody, traci się wiele co do wa­

gi s ło d u ; praw da, ale istota klejowata gorzka i farbnik, których się tym sposobem pozbywa, żadnej nie przynosi korzyści, niekorzystnie na smak i dobroć piwa wpływać może. Dostatecznie jest już zamoczone zboże, skoro końce ziarna wziętego między dwa palce, nie kłują i zgi­

nają s i ę , lub jeżeli rysując ziarnem po d e s c e , takowe białe krysy po sobie zostawia. Spuszcza się wtenczas woda,

(17)

zostawując jeszcze przez kilka godzin zboże w kadzi, abv dostatecznie ocieknąć m o g ło ; poczem się wyrzuca na posadzkę rostnika i zsypuje w wysoką podługow atą ku­

p ę , gdzie w skutek wsiąknięlćj wody, ziarno pęcznieje i zagrzewa się. Skoro temperatura w kupie się podnie­

s i e , a przy końcach ziarn okażą się białe p u n k c i k i , je st to zn a k ie m , że rostek swą czynność odbywać zaczyna;

wtenczas należy kupę nieco cieniej rozesłać np. w wyso­

kości 3/ 4 łokcia. Podczas kiełkowania zboża, szczegól- nićj bacznym mielcarz być pow inien, aby się nie zagrza­

ł o , i skoro tylko temperatura zaczyna się podnosić, na­

tychmiast kupę przerzucić, czyli jak mielcarze nazywają, rozciągnąć powinien. Podczas takiego r o z c ią g a n ia , drzwi i wszelkie inne otwory, powinny być zamknię­

t e ; spocone bowiem z ia rn o , skoro j e zimne p o w ie ­ trze ow io n ie, już tylko z wielką trudnością do dalszego kiełkowania da się usposobić. Niemałej wagi rzeczą jest jednostajność temperatury w ro stn ik u ; z tego wzglę­

du jest d o b rz e , jeżeli takowy w suterenach znajdować się może. Podłoga powinna być równa i mieć spadek w j e d n ę stronę, ażeby j ą często spłukiwać można było.

Najlepsze posadzki są z ceg ie ł, flisów, lub asfaltu; wszel­

kich szpar i otworów jak najstarannej unikać należy, gdyż ziarno dostawszy się w takow e, gnijąc zanieczyszcza po­

w ietrze, które kiełkujące zboże zaraża. D obre przerzu­

c a n ie , lepiej zwane rościąganie kupy (gdyż za każdćm takiem przerzuceniem o kilka cali kupę się zniża, a b m sposobem powierzchnia się powiększa, czyli rozcią­

g a ) , bardzo wiele od zręczności mielcarza zależy; idzie albowiem o t o , ażeby wr czasie takowego rozciągania, ziarna, które w poprzednićj kupie były w ś r o d k u , do-

2 7

(18)

stały sig na w ićrzch, lub na spód, wierzchnie zaś i spo­

dnie we ś r o d e k ; tem peratura bowiem w środku zawsze będzie wyższą, a tym sposobem i kiełkowanie szybsze, ja k na wierzchu lub od spodu; w pierwszym razie przez styczność z p o w ie trz e m , w drugim zaś przez po­

sadzkę, warstwy są oziębiane; dla ujednostajnienia za- tćm ro ś n ie n ia , jak wyżej powiedziano, postępować na­

leży. Gdy zaś z cięgiem w y ra sta n ia , tem peratura coraz się podwyższa, dla zniżenia ta k o w ó j, trzeba coraz wię­

ksze powićrzchnie kupy, na działanie powietrza i po­

sadzki wystawić, co przez coraz niższe rozsypywanie kiełkującego ziarna osiągamy. Jak często i kiedy rozcią­

ganie kupy następować p o w in n o , nie da się z pewno­

ścią oznaczyć; zależy to bowiem od świeżości z i a r n a , od pory r o k u , od temperatury w rostniku i innych oko­

liczności. Skoro włożywszy rękę w środek kupy, miar­

kujemy, że ciepło dochodzi do 15 s to p n i, z rozciągnie- niem pospieszyć należy, zostawiona bowiem dłużej, mo­

że się zagrzać i zepsuć. Szczególniej uwaga mielcarzza podczas ciepłej pory roku na roszczące zboże powinna być zwrócona; półgodzinne przetrzym anie, słód zepsuć może. Z powyższych przyczyn i czas do wyroszczenia jednćj kupy potrzebny, nie da się oznaczyć, zazwyczaj jed n ak nad 1 0 dni nie trwa dłużej, a przynajmniej w przecięciu przez ten czas w tutejszem miejscu wyrości- ło się zboże. Najprzyjaźniejsza tem peratura w rostniku jest od 8 do 1 0 ° ciepła.

Jak tylko korzonki dojdą długości z i a r n a , roszczenie przerwać należy; w tym celu przenosi się słód na miej­

sce gdzie powietrze ma dostateczny przewićw, czyli na tak zwane szwelki — tutaj się jak najcieniej rozpościćra,

(19)

i przez częste szuflowanie, zwiędnienie korzonków przy­

spiesza. Im dłużej słód temu postępowaniu ulegać może, tem l e p i e j ; dobrze bowiem zwiędnięte na szwelce ziarno, już tylko do zupełnego wysuszenia, małej ilości ciepła wymaga, a tym sposobem oszczędza się o pału; oprócz te g o , takie ziarno już nie ulega tak rychłemu w razie nieostrożnego na lassach postępowania, z ró g o w a c e n iu ; im bowiem wilgotniejsze ziarno na lassy sypać będziemy, tem łatwiej mączka w niem zawarta, szczególnićj przy m o- cnem ogrzew aniu, zamienia się w istotę klajstrowatą, która w dalszym ciągu suszenia tw ardnieje, stanowiąc istotę ro g o w a tą , w wodzie trudno rozpuszczalną, na przemianę mączki na cukier bynajmniej nieprzydatną.

W niektórych okolicach, piwowary robią tak zwany słód kożuchowy (Peltzmaltz), tojest; dozwalają k o rz o n k o m , lak zrastać się z s o b ą , że cała kupa jak b y jed n ę massę stanowi. Sposób ten nietylko, że nadzwyczaj robotę utru­

d nia, gdyż wciągu rozrzucania, niemal ziarno od ziarna rękoma odrywać należy, ale i nadzwyczajnej wymaga troskliw ości, gdyż w tem postępowaniu nie rozciąga się z b o ż e s ale tylko dla zapobieżenia zagrzaniu, szuflą prze­

wiewa, zostawiając j e zawsze w jednej i tćj samej wyso­

kości. Jeżeli zatem, p o w ta rz a m , nadzwyczajnej mielcarz n ie dołoży tro s k liw o ś c i, cała kupa zepsuć się m o ż e , albo przez zagrzanie, albo przez wyrośnięcie kiełków trawnych. Ze wyraszczanie tak długich korzonków, prze­

chodzących 3 lub 4 razy długość ziarna bez straty mącz­

ki dziać się nie m o ż e , zdaje mi się rzeczą dość natural­

n ą ; wprawdzie robota piwa z takiego słodu bardzo się upraszcza, gdyż dla doskonałego rozpuszczenia, tej małćj ilości pozostałego w ziarnie cukru , dostateczne jest j e -

(20)

dnokrolne nalanie wody; ale tćż takie piwo, ani należy­

tej mocy, ani trwałości mieć nie może, co się już do­

świadczeniem dostatecznie stwierdziło.

Dla zupełnego osuszenia sło d u , przenosi się takowy na lassy, gdzie się cienko rozpościćra i wolnym ogniem dosusza, nieprzestając często szuflą przewracać; poczćm za pomocą harfy korzonki się oddzielają. W łasności do­

brego słodu s ą : że pływa na wodzie, je st kruchy, w s t a ­ nie białym , mączystym, ma sobie właściwy aromatyczny smak i zapach; 1 0 0 funtów ję c z m ie n ia , daje około 8 0 funt. słodu.

Gdy wielu piwowarów zawićrają k o n trak ta, podług których niegotowy słó d , ale jęczmień o d b i ć r a j ą , dla uniknienia z a te m , jak im się zdaje, tak znacznej straty, nie oddzielają wcale korzonków od słodu, dziwiąc się po­

tem, że im piwo już na kilsztoku kwaśnieje, albo, że ro b o ­ ta, choć i przy parowym aparacie, w garncach się przypala.

W łaściciele gorzelni i browarów zaczynają się prze­

konywać o użyteczności lassow angielskich. Przesad, jakoby słód z takowych na piwo zdatnym nie był, powo­

li ustaje; ale bo czyż nie są dość jawne korzyści z ich użycia, czyż bezpieczeństwo od ognia, oszczędność opa­

ł u , a co największa produkt daleko lepszy, nie są do - stalecznemi powodami do zakładania takow ych? Jeżeli g d zie -n ie g d z ie lassy angielskie nie odpowiadają celowi i żadnćj z powyższych nie przynoszą korzyści, zajrzyjmy do nich, a przekonamy się, że budujący takowe nie zasto­

sował żadnego z główniejszych praw fizyki. W ażniejsze błędy jakie prawie wszędzie widzieć mi się zdarzyło, wy­

mieniam. Lassy znajdują się u nas po największej czę­

ści w samych gorzelniach, dla korzystania z ciepła wy­

(21)

chodzącego zpod kotła. W tym celu są umieszczone szybry, jeden w kom inie dla przymuszenia dymu do p rze­

chodzenia kanału lassów, drugi w kanale, ażeby w razie potrzeby, dym prosto kominem wychodził. Ze takowe urządzenie nie jest tak korzystne jakby się na pierwszy rzut oka zdawało , wyłuszczę. Ogień mocny, który pod kotłem parowym utrzymywać musimy i świeże drzewo którem po nnjwiększćj części w naszych gorzelniach palą, tworzą wielkie dymy, takowe dosyć już w cugach kotła parowego oziębione idą pod lassy, gdzie z tej przyczyny wszystkie sadze osiadają ; gdy zaś konstrukcya kanałów i wielkie trudności z rozbieraniem takowych połączone, nie dozwalają j e często wymiatać, nagromadzona znaczna ilość sadzy nietylko że zatyka zupełnie kanały, ale staje się jeszcze przyczyną częstych pogorzeli. Pow tóre, j e ­ żeli przez kanały w lassach zanadto się dymy oziębiają, tracimy tak zwany cug\ powietrze bowiem atmosferycz­

ne nieogrzewając się, albo też tylko bardzo mało, nie może dosyć prędko kominem uchodzić; wracające dymy przy­

tłumiają ogień, niedo,zwalając do ogniska przystępu świe­

żemu powietrzu do kombustyi tak potrzebnemu; tlejące drzewo nie wydaje tyle cieplika, ile co do massy przy sto­

sownie urządzonych cugach wydać powinno; dla tych przyczyn, główny cel, dla którego połączyliśmy lassy z go­

rzelnią t. j, oszczędność opału, osiągniętym nie zostaje.

Potrzecie, w paleniu pod kotłem parowym wzgląd mieć musimy na tem peraturę potrzebną w lassach; i tak, gdy mi dla jakiej przyczyny ogień mocny pod kotłem jest potrzebny, powstający ztąd wyższy stopień ciepła, całą kupę znajdującą się na lassach zepsuć mi może.

Dla tych przyczyn ogrzewanie lassów ciepłem wychodzą-

(22)

cćm zpod k o tła , za niedogodne i szkodliwe uważam.

Gdy przytćm niemal w każdem gospodarstwie z gorzel­

nią je st i browar połączony, i gdy dla prowadzenia tak jed n ćj jak i drugiej fabrykaeyi, znaczna ilość słodu jest p o trz e b n ą , a gdy oprócz wyżćj wymienionych niedogo­

dności i szczupłość miejsca, nie dozwala budować takich lassów, któ reby potrzebną ilość słodu produkować mo­

g ł y , najlepiejby zatćm było przeznaczyć na ten cel oso­

b n ą budowlę nieco odległą od innych, gdzie oprócz las­

sów mogłyby się znajdować: kadź zalewna, rostnik, szwel- ka i skład na słód gotowy. W z o ro w e w tym rodzaju urzą­

dzenie widziałem w Rogorzewie w obwodzie gostyńskim (rysunek tego zakładu wraz z opisem poniżćj załączam).

Lassy bywają albo siodłate (satteldare) albo pół siodłate (halb - s a t t e l d a r e ) albo nareszcie poziome. W pier­

wszych spadek jest od środka na obie strony; w drugich płaszczyzna na którą się sypie mający się osuszyć słód, ma spadek tylko na jednę stronę od muru, który stano­

wi jed n ę ze ścian lassów; w trzecich zaś takowa płaszczy­

zna je st pozioma. Dwie pierwsze nie odpowiadają celo­

wi , gdyż ciepło z kanałów do wszystkich punktów pła­

szczyzny na której jest słód, zarówno dochodzić nie m oże:

z tego względu, gdy w jed n em m iejscu słód jest zupeł­

nie ususzony, w drugićm zaledwie że ocieplony nieco.

W praw dzie poczęści unika się tego, sypiąc w miejscach gdzie się prędzej suszy warstwy g rubsze; lecz jeżeli są znowu za g rube, utrudza się ulatnianie części wodnych z ziarna; zboże w takim razie, szczególniej, jeżeli za prędko mocnem ciepłem ogarnięte zostaje, rogowacieje.

Częste przewracanie słodu w takim przy p ad k u , jest n i e ­ zbędne i robotę wielce utrudnia. Łatw o się także pojmu­

(23)

je, że kanał w miejscu gdzie ciepło wchodzi, najmocniej jest ogrzany, a najsłabiej gdzie wychodzi; w miejscach zatem tych słód stosownie usypać należy, albo tćż dla zrównania temperatury, miejsce zwykle najmocniej ogrza­

n e gliną obłożyć. Przy stosownie jednak urządzonych lassach, wszelkie takowe środki ostrożności stają się nie­

potrzebne. Materyały, z jakich się zwykle kanały robią, są: dachówka, kafle, lub żelazo; z dwóch pierwszych, podług mnie są najlepsze; wprawdzie takie kanały z wię­

kszą trudnością się ogrzewają, ale tćż dłużćj ciepło za­

trzym ują, i słód zatóm ani za prędkiemu ogrzaniu, ani oziębieniu nie ulega, co je dno jak i drugie szkodliwy wpływ wywiera. Kształt kanałów także bywa rozmaity, jak lit. a , b , c , d, pokazują; pićrwszy zdarzyło mi się najczęściej widzićć i wydaje mi się najlepszym i najła­

twiejszym do wystawienia. Daje się wówczas kalle na b o k i , a na daszek dachówki, zważając aby tenże miał dostateczny s p a d e k , iżby żadne kiełki i ziarna przelatu­

jące przez otwory lassów, na takowym zatrzymywać się nie mogły, gdyż te w znacznej ilości na kanale gorącym na­

gromadzone, łatwo zapalić się mogą. Ażeby przyspieszyć wysuszenie słodu, daje się w ścianach stanowiących boki lassów, otwory, któremi świeże zewnętrzne powietrze wchodzi; takowe ogrzawszy się podnosi się w g ó rę , przechodzi przez otwory lassów, zabiera cząstki wilgoci znajdujące się w słodzie i uchodzi otworem znajdującym się na ten cel w possowie. W tem miejscu wspomnićć mi wypada, iż ogólnem błędnem m niemaniem mielca­

rzy jest, że do suszenia słodu potrzeba tylko mocnego cie­

p ł a , dla zatrzymania którego wszystkie otwory wsuszar-

(24)

ni zamykają. Przez to wilgoć uchodząca ze słodu prze­

syca powietrze i tym sposobem suszenie u tru d n ia, a skraplając się, staje się powodem nieczystości i psucia się budowli. Gdy p rz e c iw n ie , przy stosownym ciągu po­

wietrza, które wraz z zabraną wilgocią umyślnie na ten cel w dachu urządzonym otworem u c h o d z i , przy daleko m niejszćj te m p e r a tu r z e , dokładniej słód wysuszamy.

Z lassów rozmaitego g atunku, jakoto: drucianych z blach żelaznych, plecionych z rokiciny i zwyczajnych z desek, w których są otwory po św id ro w an e, ostatnich najwięcej widzieć mi się zdarzyło, choć one w istocie najgorzej celowi odpowiadają, a przytem są nietrwałe i łatwro przez mocne rozgrzanie podpadają zapaleniu. Z e nie od­

powiadają celow i, tojest, że słód niedobrze na nich się suszy, to łatwo pojąć; za gęste bowiem otwory w desce nie mogą być p o robione, bez zbytecznego takowej osła­

b ie n ia ; ziarna które leżą nad o tw o ra m i, naturalnie da­

leko prędzej się su szą, jak inne między temiż otw ora­

mi leżące; jest i ta ważna prócz innych n ie d o g o d n o ść , że za każdym razem skoro się nasypie świeżego sło d u , deski skutkiem wilgoci znajdującćj się w słodzie paczą s ię , i zboże przez utworzone szpary na kanały przelatu­

je. Najtrwalsze i najlepiej odpowiadające celowi, są lassy druciane.

Załączony rysunek wystawia słodownią w Rogorzewie.

W szczegółowy opis całego budynku wdawać się nie b ę d ę , gdyż rysunek dostatecznie cały rozkład pokazu­

j e ; objaśnić tylko samą suszarnię zamyślam.

Z paliskaa, płomień kanałem dolnym d” rozchodzi się w boczne kanały d d , ztąd postępuje do kanałów f f po

(25)

nad pićrwszemi znajdujących s ię , które dostatecznie ogrzawszy, wraca środkowym kanatem ponad paliskiem do komina, którym dym uchodzi, Kanały umieszczone są na podmurowaniu li, a to, w celu przybliżenia ich wię­

cej do lassów; podmurowanie wraz z kanałem tak jest wzniesione, iż człowiek pod lassami wygodnie przejść może. W samóm podmurowaniu znajdują się otwory, które powietrzu z zewnątrz otworami w ścianach budyn­

ku k k przypływającemu, pod lassy przejście ułatwiają.

To powietrze ogrzane ciepłem kanałów wznosi się w gó­

r ę , zabiera wilgoć ze słodu, i stosownie urządzonym otworem na zewnątrz uchodzi. Korzyścią takowego urzą­

dzenia kanałów, jest jednostajne w lassach c iep ło ; to bowiem najmocniejsze przy samem p a lis k u , w powro­

cie swoim stosunkowo się zmniejsza; takie prom ienio­

wanie jego w kanałach dolnych i górnych razem wzięte, wszędzie w całej ich długości zupełnie jest jednostajne.

W tak urządzonćj suszarni w Ilogorzewie, przy nadzwy­

czajnej oszczędności opału , wysusza się dokładnie w prze­

ciągu 4 8 godzin 2 5 korcy słodu.

Tym sposobem urządzony słód zsypuje się w miejscu przew iew nem , jak każde inne z b o że, niezaniedbnjąc częstego szuflowania, ażeby się nie zagrzał, co łatwo nastąpić m oże, gdyż jak o suchy, chciwie wilgoć przycią­

ga , a następnie ferm en tacji cząstkowej i jej wwpadkom podlega. Starać się przytein należy o zrobienie takiego zapasu, ażeby zawsze przynajmniej sześciomiesięcznego słodu do fabrykacyi używać można było; wiadomo bo­

28

(26)

w i e m , i i w tym przeciągu czasu reszta mączki działaniem pozostałego glutenu w ziarnie, i utworzonego w niem dyastazu w czasie roszczenia, zamienia się powoli na cu­

kier.

Pisałem w Piotrow ie 1 grudnia 1844 r.

Besler.

b . u . J . G. W . w M n ry m o n c ie .

(27)

ze względu na włościan naszych (').

Często słyszeć można twierdzących, p rzez rozprawy nawet dowodź ą c y c h : „że włościanin polski na mocy prze­

dawnienia historycznego, właścicielem jest ziem i, którą posiada, i że zaprzeczenie mu tej własności jest niespra­

wiedliwością.’'

( ]) Na w stęp ie czuję potrzeb ę przeproszenia czytelników za roz­

praw ę złożoną po większej części z rozum owań wiadom ych i p o ­ w szechnie przyjętych; nie ma tu n ic now ego. Niechaj, kto je zna, raczy takowe sob ie p rzy p o m n ieć, a kto nie zn a, w prostocie se r ­

ca się nau czyć. W r e s z c ie :

...Si quid noveris rectius istis,

Candidus im perti; Si n o n , his utere m ecum . H orat.

Nad jednym szczeg ó łem , jako ważnym w sw ych n astęp stw ach , dłużej się n ieco zatrzym ałem , ten je st: stow arzyszenie wiejskie rolnicze przy oczyn szow aniu, i złe skutki ze zbytecznej konku- ren cyi na w stępie dozw olonej. N iech cąc jednak przeryw ać ciągu rozum ow ania, dłuższe przypiski na końcu z a m ie śc iłe m , i w takim porządku czytać je p roszę; tojest po przeczytaniu rozprawy, bo ona całość stan ow i, przypiski zaś popierają tw ierd zen ia, i n ie ­ które m yśli rozwijają.

(28)

Zarzut t e n , o ileby był opartym na dowodach, jest w ielkim , ważnym, bo niesprawiedliwości n ik o m u wy­

rządzać się nie godzi, i mam p rzek o n an ie, że każdy dobrze myślący o b y w atel, gotów je st z wszelkiem po­

święceniem własnego interesu odstąpić od części m ają­

t k u , któraby mu była słusznie zaprzeczoną; niesp ra­

wiedliwość bowiem w żadnym czynie błogosławieństwa nie przynosi. Ale znow u, jak ś. Paweł do Rzymian po­

wiedział: „ubi lex non est, neque praecaricalio." Gdzie nie masz ustawy, nie masz i przestępstwa.

Czytane o tern rozprawy, muszę przyznać, w słabe w tej mierze uzbrojone są dowody, w dowody niezupeł­

n e ; a między innemi w rozum ow anie: „że skoro nie wyrzeczono, iż włościanin nie jest właścicielem, wniosek słuszny, że włościanin nim jest." Jedna między i n n e m i , z tych rozpraw, rzecz tę rozbierając pod względem hi­

storycznym i statystycznym, wszelkie zapadłe rozporzą­

dzenia i próby w przedmiocie urządzenia włościan oce­

n iając, zwykle z następującym w swoich rozumowaniach występuje wnioskiem: „że jednak własności nie dano , więc zasada urządzenia nie dobra." Kończy wreszcie na tern: „że obok włościan właścicieli w sza kże, niedobrze p ojm uje, ja k rolnik polski na większych obszarach po ­

trafi gospodarstwo swoje prowadzić."

Idzie tu więc o rozebranie tej sprawy, nietylko pod względem historycznym i statystycznym, ale i pod wzglę­

dem o wiele ważniejszym: gospodarstwa k rajow ego, b o ­ gactwa osób szczególnych i ogółu.

I tak, wnioski za nadaniem własności w łościanom , doprowadziły autora wyż rzeczonej rozprawy do zwątpie­

nia o rolnictwie polskiem na większą skalę, które jedno

(29)

dla kraju każdego jest i być może ważnem ( 1). Obawy autora co do te g o , zupełnie są zgodne z doświadczeniem;

bo w krajach, gdzie zawierzono w drobne własności a zatem w drobne gospodarstwa, lam rolnictwo upada i upaść koniecznie musi. Jeżeliby się znowu dowieść u d a ło , że włościanin u nas, na własności nietylko nie zyszcze, ale nędzą zagrożonym będzie ; sądzę: że choć­

by z historyi wykazać można ( o czem jeszcze nie ma p rz e k o n a n ia ), iż włościanie w Polsce kiedyś byli wła­

ścicielami swych gruntów, skoro dziś i od wieków nie­

mi nie s ą , pytanie zachodzi: czy ich właścicielami dziś zrobić od razu i bez przygotowania (A ), jest krokiem do­

brym i stosownym (B).

T a k ie pytanie rozebrać należy już nie ze względu p ra ­ wa do dziedzictwa z ie m i, ale ze względu pożytku ogól­

nego i samych włościan.

O to ż, na wstępie zaraz twierdzić tu przychodzi: że, ja k syslemat nadający własność włościanom polskim , grozi znaczniejszym rolnikom i w łościanom , a ztąd i krajowi całem u niekorzystnemi sk u tk am i, a szczegól­

nie nędzą klass niższych (C); lak z drugiój strony, sy- stemal oczynszowania stosowny, czyli systemat dzierżawy pod wpływem ducha assocyacyi solidarnej w każdej wio­

sce (D) , rokuje dla kraju postęp możliwy w bycie m a- teryalnym, oświacie i stosunkowćm szczęściu (E),

Jeżeli się tu uda szczęśliwie tego dowieść twierdze­

nia , logicznie wnosić m o ż n a , że przeczący nawet do­

tychczas powyższemu założeniu, przekonani nadal o je -

( ' ) P ro szę u w a ż a ć , że tu n ie je st m ow a o w ielkich lub m ałych w ła sn o ścia ch , ale o w ielk ich i m ałych go sp o d a rstw a ch [la gra n d o et la p e tite exploitation ).

(30)

prawdy, dążyć zechcą do rozwijania zasad jedynie zba­

wiennych, z tą pewnością postępowania, którą zdanie tylko silnie ustalone nadać może.

Niechaj w rzeczach s t a n u , włada nami światło, ile być może ogólne (F), rozum i n a u k a , oględność wszech­

stro n n a, rozsądek i miłość chrześciańska ( * ) ; ale nie uwodźmy się jakąś niby s e r d e c z n ą , rom ansow ą, a nie- oświćconą dobrotliwością, która tak w p ryw atnera, jak i publicznem życiu, smutne tylko za sobą pociąga zdro- żności. Nie psuć np. dzieci swoich należy, ale wycho­

wywać one ję d r n ie , ćwiczyć w obowiązkach ku Bogu i lu d z io m , a nie mącić im wyobrażeń pojęciami urojo- nem i. Rów nież, stanu włościan naszych nie opłakiwać bezczynnie, nie podburzać ich błahemi obietnicami, ale owszem , najdokładniej takowy ze wszech stron rozebra­

wszy, poprawiać trzeba tak: aby ci ludzie wyszli sto­

pniowo z biednego stanu obecnego (2); aby przyszli oraz do lepszego b y t u , do stosunkowćj oświaty, a nareszcie stali się prawdziwie pożytecznemi członkami towarzystwa.

Urządzać należy włościan według okolicy, potrzeby i m o ż n o ś c i , niezapominając o przepisach praw a ogól­

nego i o zasadach z nauki i doświadczenia czerpanych.

Niech włościanie istotną korzyść o d n io są , i niechaj wzrastać mogą', niech właściciele o straty bezowocne (G) przyprawiani nie b ę d ą ; niech n a k o n i e e , skutkiem tego urządzenia, włościanie z gruntu nie będą wyrzucani i nie

( ’ ) Bakon podobno p ow iedział: że religia je st a rom atem , który nie':dopuszcza aby nauki ludzkie uległy zepsuciu.

(2) Platon jeszcze powiedział: „Niewolnicy i ich panowie nigdy przyjaciółmi nie będą.”

Cytaty

Powiązane dokumenty

A kiedy tak jest, nie można się bardzo dziwić, że nie mogąc zupełnie przeistoczyć fabryki, aby ją postawić na równi z nowemi i wielkiemi, wolą już

rodnych, z czasem staje się im szkodliwćm, ztąd tćż i zmianowanie płodów, które autor za śrnierciodajne dla mass poczytuje, stało się w zastosowaniu do

wnych teraz mówić będziemy, dzieląc len przedm iot na lrzy następujące części:. C zę ść

Niedziw więc, że ludzie przemysłowi i uczeni widząc że mogą, nietylko sami się porządnie utrzymać, procent opłacić od kapitałów w to się włożyć

lu włościach konie zamiast wołów , przez co konsumcya zboża i produkcya wełny, bardzo się podniosły.. Ż \to tutaj zaraz za kosą wiążą, wiązaczka postępuje

Naszem zdaniem, jakkolwiek zbiór w Anglii może być dobrym, nie będzie on jednak tak obfitym, jak go okrzyczano; konsumpcya w Angli jest nadmierna, nie tylko

ko gniciu ja k odchody ludzkie, gnój koński lub owczy; gnijąc, mniej się ogrzewa i niewiele nieprzyjemnych ammoniakalnych wyziewów wydaje, powolniej też, choć

Zrôbmy ofiarç z pewnéj czçsci lasôw, oczyszcza- j;jc takowe z drzew a, lub oddajqc wraz z drzewem nowo- przybyfym osadnikom pod wzajemnie dogodnemi warun- kami;